...but I know just how it ends.

Josefine Frida Trelawney
2005, Londyn — czarownica półkrwi — jasnowidzka — trzecie dziecko Philipa Trelawney'a, pracownika Brytyjskiego Ministerstwa Magii, członka Wizengamotu i Elizabeth Grimblehawk, pracującej w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami — VI rok, Gryffindor — kiedyś szukająca w drużynie Gryfonów — klub eliksirów, koło wróżbiarskie i ONMS — bezsenność tłumiona eliksirami

Kiedy słyszy się nazwisko Trelawney — myśli się jedynie o tej stukniętej nauczycielce wróżbiarstwa w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, Sybilli Patrici Trelawney — ale nazwisko Trelawney nosiła również sławna czarownica i jasnowidząca Kasandra Trelawney — a więc jak najlepiej opisać Josefine Fridę Trelawney?
Josefine nie jest jednokolorowym ptakiem, którego dałoby się zdefiniować poszczególnymi słowami, chcąc go zakatalogować. Być może jest trochę uparta, za dużo mówi, obnaża swoje emocje, nie kryje ich i jest szczera, ceniąc sobie prawdę i tylko prawdę. Śmieje się głośno i nie przeszkadza jej to, że wtedy jej nos dziwnie się marszczy.
Rodzice powiedzieliby jednogłośnie, że Josie to ich najmniej problemtyczne dziecko, choć przy wybrykach starszych bliźniaków trudno być problematycznym dzieckiem. Marietta, o rok młodsza siostra, Ślizgonka, ani trochę nie wierzy w jej dar jasnowidzenia i denerwuje się za każdym razem, gdy Josie próbuje przepowiedziec jej przyszłość, a bracia-bliźniacy — którzy skończyli Hogwart pięć lat temu — nigdy za bardzo nie interesowali się tym całym wróżbiarstwem, sądząc, że to jedynie przypływ szalejącej wyobraźni Josie.
Z drużyny Quidditch’a odeszła rok temu po dość paskudnym wypadku, który przewidziała dzień wcześniej. Od tamtej pory panicznie boi się latać, więc jej kiedyś ulubiona miotła odeszła w zapomnienie.

Wracamy do Was — dzień dobry! ♥
Josie to naprawdę miła dziewczyna, może trochę roztrzepana, ale zdecydowanie umiejąca dogadać się nawet z miotłą. Chętnie powróży z fusów i płomieni, ale jak powie Wam, że umrzecie samotnie, to nie miejcie do niej pretensji.
Przyjmiemy wszystko, byleby nie było nudno.
Twarzyczki użycza piękna Dasha Taran, a reszta to już ja. Chętnie oddam w dobre ręce młodszą siostrę i starszych braci.
✉czarne.sercejakpirat@gmail.com

9 komentarzy:

  1. Padający za oknem deszcz wcale nie powodował, że Victor emanował wysokim poziomem radości, wręcz przeciwnie. Był niewyspany i zmęczony nocnym ślęczeniem nad książkami, jednak nie traktował tego jako przymus. Lubił się uczyć, kochał zaglądać do nowych książek, z których mógł dowiedzieć się wiele nowych rzeczy, o których normalnie nie usłyszałby na lekcji. Teraz, gdy nie był członkiem żadnego klubu, ani tym bardziej nie zajmował funkcji kapitana drużyny Qudditcha, zyskał ogrom wolnego czasu po zajęciach. Oczywiście, że tęsknił za boiskiem, ale trwała kontuzja nogi niestety wykluczyła go z gry już na zawsze.
    Ward po wejściu do Wielkiej Sali od razu odnalazł wolne miejsce. Wyjątkowo nie był głodny, dlatego zadowolił się jedynie sokiem dyniowym. Schował do torby książkę pożyczoną z biblioteki, którą dzierżył w dłoniach przez całą drogę na lunch. Rozejrzał się po Sali, posyłając znajomym twarzom delikatne uśmiechy. Nie miał chęci na większe pogawędki, a tym bardziej, że już czekał na kogoś konkretnego.
    — Hej — mruknął cicho, gdy wreszcie urocza brunetka pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Kąciki jego ust drgnęły lekko ku górze, gdy poczuł na swoim policzku jej wargi, a chwilę później delikatną dłoń. Tak niewinne gesty powodowały, że uczniowie spiskowali między sobą, tworząc wiele ciekawych teorii na temat owej dwójki, która nawiązała między sobą jedynie bliską przyjaźń, popartą sporą dozą zaufania. W innym przypadku Victor nie zdecydowałby się na to, aby powierzyć Josie wszystkie swoje sekrety, a co najważniejsze, aby spędzić końcówkę wakacji u niej w domu, gdzie dalej wracał do zdrowia.
    — Jakoś nie mam chęci na jedzenie — przyznał otwarcie. — Ale pewnie, możemy stąd iść. W bibliotece jest dziś wyjątkowo mało uczniów oraz mam, to szczęście, że bibliotekarka mnie lubi i pozwala mi podjadać tam podczas nauki — dodał, po czym chwycił maślanego rogalika z czekoladowym nadzieniem, aby chociaż cokolwiek wpadło mu do żołądka. Wrzucił do torby również butelkę soku dyniowego i cierpliwie poczekał na to, aż Josie wybierze dla siebie coś do jedzenia.
    — Mam nowy zapas ciągutek, o które ostatnio pytałaś — powiedział Victor, gdy powoli przemierzali hogwarcki korytarz. — Tak się składa, że zadbałem też o kilka paczek dla ciebie — dodał i delikatnie się uśmiechnął, a następnie objął przyjaciółkę ramieniem, przyciągając ją do swojego boku. Victor był cholernie wysokim i postawnym młodym mężczyzną, przez co Josie wyglądała przy nim niezwykle drobno i uroczo, co często bezwstydnie jej powtarzał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Losie kochany, wreszcie jakiś Gryfon na pokładzie. Chwała Ci za to!
    Życzę Ci wielu ciekawych wątków tą panią, wydaje się być bardzo interesującą osóbką.

    Neville Longbottom

    OdpowiedzUsuń
  3. Victor lubił zacisze biblioteki, gdzie mógł pozostać sam na sam ze swoimi myślami i w spokoju skupić się n nauce. Było, to też miejsce idealnie do rozmów, które wymagały nieco spokojniejszej atmosfery i lekkiej bariery odgradzającej od wścibskich uczniów. Victor sprawnym machnięciem różdżki pozbył się kurzu, który leżał na podłodze, dzięki czemu nieco swobodniej mogli usiąść na rozłożonym kocu.
    — Rzeczywiście, prawie jak piknik — przyznał jej racę i zaśmiał się cicho. Nie lubił pająków, choć nie czuł przed nimi strachu. Wolał mimo wszystko trzymać się od nich z daleka. Chwycił swoją torbę, z której wyjął obiecane paczuszki ciągutek i przesunął je w stronę Josie. Naprawdę nie oczekiwał niczego w zamian. Robił, to z czystej przyjemności. Nigdy się jej do tego nie przyznał, ale szczerze uwielbiał malujący się na jej twarzyczce uśmiech, który dodawał jej wiele uroku. — Świeżutkie, prosto z Miodowego Królestwa — rzucił, po czym wpakował sobie jedną do ust. Ten kto znał Victora dłużej, dobrze wiedział, że przy chłopaku zawsze odnajdzie coś słodkiego. Ward każdego roku wracał do Hogwartu z kufrem wypchanym książkami oraz słodyczami, których zapas stale starał się uzupełniać. Krukon w pewnym momencie nie zdołał w porę powstrzymać malującego się na jego twarzy grymasu, gdy noga w wyjątkowo uporczywy sposób od dłuższego czasu dała o sobie znać. Przesunął dłonią począwszy od połowy łydki, aż do uda. Idealnie pamiętał moment, w którym stracił panowanie na miotle, zaś reszta była jedną czarną plamą. Noga była pogruchotana w każdym możliwym miejscu, zas naprawdę okropny uraz głowy dzielił Victora dosłownie milimetr od grobowej deski. Wyczuwał na linii włosów lekką bliznę, jednak miała ona się nijak do sporej blizny, którą nosił na nodze.
    — Przepraszam — westchnął i przysiadł, tak aby cały ciężar ciała opierać na zdrowej nodze. Ostatecznie położył głowę na kolanach Josie, starając się ze wszystkich sił nie skupiać na bólu. — Mam jeszcze spory zapas cukrowych piór i czekoladowych różdżek, wiec gdybyś tylko kiedyś na coś miała ochotę, to śmiało daj mi znać, chętnie się podzielę, Josie.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ No hej, witam Cię ponownie! Bardzo ciekawa postać z tej Twojej Józki, z bardzo ciekawym i wymownym nazwiskiem… Współczujemy tego nieszczęśliwego wypadku na miotle! Odejście z drużyny musiało być przykre... Mamy nadzieję, że zarówno Ty jak i Josefine szybko odnajdziecie się na blogu, życzymy Wam udanej zabawy! ]

    Emerson Bones

    OdpowiedzUsuń
  5. Victor szczerze uwielbiał, gdy ktoś bawił się jego kosmykami włosów. Mimowolnie przymknął powieki, gdy poczuł, jak Josie nieśpiesznie muska palcami skórę jego głowy, co pozwalało mu się nieco odprężyć. Ból tylko momentami był mocniejszy niż zwykle. Widocznie Victor nie poświęcił wystarczającej ilości czasu na odpowiedni odpoczynek, czego efekt miał podany wręcz na tacy. Uniósł brew ku górze, gdy Josie zapytała o jego sny. Potrzebował chwili, aby przypomnieć sobie, czy o czymkolwiek śnił.
    — Sam nie wiem, Josie — westchnął. — Choć z drugiej strony…. Gdy byłem w Mungu ciągle śnił mi się mój ojciec oraz była dziewczyna. Oboje zamieniali się w inferiusa, który pragnął odebrać mi życie, ale pojawiała się moja matka wraz z najstarszym bratem i nagle wszystko znikało — powiedział. Jego słowa brzmiały co najmniej dziwne. Nigdy jednak nie zastanawiał się nad głębszym znaczeniem swoich snów. Nie chciał na swych barkach kolejnych obaw, czy problemów. Wypuścił powoli powietrze przez nos i zamknął oczy. Świat magii był wystarczająco mocno popieprzony. Ward pragnął wreszcie świętego spokoju oraz powodzenia swoich planów na przyszłość. Uśmiechnął się delikatnie, po czym przekręcił się na plecy, aby móc swobodnie spoglądać na twarzyczkę Josie.
    — Myślisz, że ma to jakieś konkretne znaczenie? Albo cokolwiek innego? — zapytał z uniesioną brwią ku górze. Zaczął delikatnie bawić się dłonią przyjaciółki, wodząc palcami po gładkiej skórze, zupełnie jakby nie było, to nic wielkiego. — Rzadko mi się coś śni, a ten sen wyjątkowo nawiedzał mnie niemalże codziennie — dodał. Możliwe, że niepotrzebnie w ogóle dopytywał, ale jego ciekawość okazała się być zbyt wielka. — Masz jeszcze dziś jakieś zajęcia, albo spotkania klubowe? — zadał szybko kolejne pytanie, zupełnie jakby chciał zboczyć z tematu. Chyba po prostu zaczął się obawiać, że poruszyli niepotrzebny temat i z ust Josie nie padną pozytywne słowa dotyczące jego osoby. Zacisnął usta w wąski paseczek i przymknął powieki. Miał za sobą nieprzespaną noc, co zaczynał odczuwać coraz mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam serdecznie, bo w końcu mogę i gdzieś już sobie figuruję ^^
    Pierwsza Gryfonka, u mnie pierwsza Krukonka <3 Josie jest przeuroczą istotką. Nasze dziewczęta dogadają się w kwestii mioteł, bo jedna się ich boi, a druga weszła w posiadanie niezwykłego daru ich niszczenia w nieprzewidziany sposób (ale przez przypadek, w co niekoniecznie wierzy nauczyciel latania). Tak czy inaczej życzę mnóstwa weny oraz fajnych wątków!]

    Ingrid | Alister w roboczych

    OdpowiedzUsuń
  7. [Zawsze sądziłam, że przewidywanie przyszłości musi być mega interesujące i ciekawe, w końcu ile rzeczy można ominąć czy zmienić, ale tak na dłuższą metę to zdecydowanie wcale nie jest to takie fajnie. :) Cześć! Być może mi się wydaje, a może nie (popraw, jak się mylę), ale odnoszę wrażenie, że z karty Josefine bije pewien rodzaj smutku. Bardzo ładnie karta została napisana i aż żałuję, że tak szybko się skończyła. ^^ Nie wiem czy coś mogłabym od siebie zaproponować, ale w razie chęci zapraszam. ^^]

    Lyra Volmer

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hej, z dużym opóźnieniem, bo niestety życie dało się we znaki, ale przychodzę się przywitać :) Bardzo ciekawa postać no i szanuję za dar jasnowidzenia. Motyw z dużym potencjałem, zwłaszcza u uczennicy. Ja bym chyba nie miał odwagi prowadzić takiej postaci. Jako, że mam słabość do przepowiedni w fabule, zwłaszcza takich wieloznacznych, gdybyś miała chęć na jakiś wątek wokół tego, to będę zachwycony :)]

    ~ Lavon Carrow

    OdpowiedzUsuń
  9. [Aww, nie ma za co, należało się trochę pochwał! ^^

    Uważam, że podstawowym miejscem, gdzie mogłoby dojść do pierwszego spotkania między nimi, byłby Klub Eliksirów. Alister mógłby zostać poproszony o przejęcie jakiegoś dnia, bo prowadzący się przykładowo rozchorował, a przecież nie wypada pozostawiać klubowiczów samych w lochach pełnych niebezpiecznych substancji, prawda?]

    Ingrid | Alister

    OdpowiedzUsuń