Black flies on the windowsill that we are

OCTAVIAN PRICE
17.05.2004, England - półkrwi - syn auror i policjanta - od śmierci matki mieszka jedynie z ojcem i młodszym bratem – dni wyznaczane tabletkami - cierpi na silną klaustrofobię - VII rok - Hufflepuff - obrońca drużyny Puchonów - koło ONMS, Prorok Nie-Codzienny - elastyczna różdżka z leszczyny, trzynastoipółcalowa z włosem z głowy wili - zamknięte drzwi boginem - kanarek patronusem - RELACJE
Jest cichą obecnością przemykającą korytarzami, echem nieistotnego, cieniem i zawieszonym w pustce duchem. Szczupłymi palcami na nieposłusznej różdżce, zasnutym zmęczeniem spojrzeniem, zapachem jeziora i pocałunkiem wiatru na piegowatej twarzy, pajęczą, zgarbioną sylwetką w najdalszym bibliotecznym kącie w marzeniu niezauważenia. Cieniami pod oczami i drżącymi dłońmi, wydartym z zaciśniętego gardła szeptem i kolejnym, nieudanym zaklęciem we wrzasku świadomości. Jest utkwionym w zakurzonym baldachimie wzrokiem, nieumytym kosmykiem opadającym na twarz, ciężkim ciałem na łóżku, gdy współlokator ciągnie go za rękaw i kokonem myśli, z których bezsilności nie potrafi się uwolnić. Listą opuszczonych zajęć i pogniecionym kocem, embrionalnym skuleniem w głośnej próżni. Skowytem tęsknoty, zduszonym płaczem w toalecie i skomleniem o uwagę tych najbliższych, choć może najdalszych, pozostawionych w mugolskim edenie. Tym niewystarczającym, niezrozumiałym i odległym, tym obcym i dziwnym, rozerwanym pomiędzy dwoma światami dzieckiem kłótni i kłamstw. Gorzkim smakiem leków, zimnym przemyciem twarzy, próbą przetrwania kolejnego dnia w mentalnym spętaniu. Jest nadgniłym, porzuconym wrakiem, nadkruszoną skorupą, zagubieniem w podobno naprawionym. Obijającą się o szybę muchą o połamanych skrzydłach.
Liczy godziny i połknięte tabletki, w dłużących się minutach usiłując odnaleźć nikły sens i wspomnienie sił. Kuli się w sobie, garbi i poddusza, oddycha wieczorną parą i skroplonym na bladej skórze deszczem. Próbuje podążyć nakreśloną nie takiemu dziecku ścieżką, potykając się i drapiąc, w zeszkleniu oczu przyjmując wieczny zawód. Wciąż pragnie ojcowskiej uwagi i dumy, niczym Syzyf usiłując spełnić niewykonalne, mimo bolesnej świadomości braku odpowiedniej krwi. Tonie w strachu i zmęczeniu, zamiast sukcesów przynosząc problemy, z każdym rokiem oddalając się od tych, których tak bardzo nie chce stracić. Niknie w swych oczach, choć może nigdy tak naprawdę nie zaistniał, od dziecięcych lat próbując zostać kopią matki i ojca, miotając się pomiędzy dwoma sprzecznymi światami. I może mają rację i jest nikim. Nikim przy rodzinnym stole, nikim w niemagicznej rzeczywistości i nikim wśród czarodziejskich bytów. Nikim w przedłużającej się ciszy, gdy tiara nie mogła zdecydować do którego przydzielić go domu, nie odnajdując w nim nic wyjątkowego. Nikim we własnym umyśle i znienawidzonym od dawna odbiciu.
Nie dorównuje odwagą matce, zamiast jej zasad przejmując szklane, puste spojrzenie i samotny płacz, zamiast ojcowskich idei i porządku, wchłaniając jego wypalenie i ostre słowa. Nieidealny syn, będący tylko owocem kłamstw matki, dowodem zatajonego, obrzydliwego świata, tym o którym ojciec i brat chcieliby zapomnieć, z ulgą przyjmując każdy jego wyjazd. Zlepek najgorszych cech, pomiot diabła, dziecko i dorosły.
I chciałby tylko żyć własnym życiem, być chcianym synem, w ojcu mieć wsparcie miast niechęci, a w domu ostoję ciepła miast chłodnej obcości. Być bratem, bliskim i kochanym, w niepohamowanej radości i potarganych włosach - w przypomnieniu dziecięcych lat. I podczas lotu miotłą śmiać się do zdarcia gardła zamiast w smutnym drgnięciu warg wspominać lepsze dni, w patronusie na powrót widzieć rozśpiewane szczęście a nie gnijące w klatce istnienie. W snach cieszyć się spokojem, nie widząc w nich martwej matki, zamiast bielma testralowych oczu mamić się bezpieczną pustką. I żyć w mugolskim świecie, cieszyć się i nie gnić, być nowym, szczęśliwszym sobą. Odnaleźć poczucie sensu i życiowe cele, otulić się ciepłem i akceptacją, nie czekać naiwnie na listowną odpowiedź brata, która nigdy nie nadejdzie a przytulić go, mówiąc ile ten dla niego znaczy. I istnieć tylko w jednym świecie, w pełni i prawdziwie.
Serwus! Kłaniam się nisko i zapraszam w me skromne progi. Strasznie dawno nie było mnie na blogach, przeproszę zatem za drobne potknięcia czy niezręczności. Napiszmy coś trudnego, przykrego i nieoczywistego, wzruszmy się i uśmiechnijmy przez łzy. Wraz z Tavvy'm przyjmiemy wszystko - prześladowców, przyjaciela czy kogoś do kochania. Piszmy o emocjach. ♥
fc: Nick Pervak, cytat: Ben Howard Black flies
blackuglyfly@gmail.com
Wątki: [3/3]

21 komentarzy:

  1. Tyle punktów zaczepienia... To jest niesprawiedliwe, ja zgłaszam sprzeciw! Tyle pięknych postaci się tworzy, a ja wam nie mogę zaproponować wątku. :( Serce mi krwawi, bo Octaviana śledziłam uważnie już w wersjach roboczych i zakochałam się w tym, jak piszesz. Chciałabym tu kiedyś wrócić, ale dość ciasny masz ten limit, więc zapewne miejsca dla mnie nie starczy - no cóż, takie życie autora mającego ogromne problemy z regularnym odpisywaniem. Nie pozostaje mi nic, jak życzyć ci powodzenia i dobrej zabawy! Niech Tavvy rozwinie skrzydła, ja wiem, że potrafi.

    PHOENIX FERNHART

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ach, aż trudno znaleźć słowa by skomentować Twoją kartę. Coś wspaniałego. Już dawno nie czytałam niczego, co by mnie tak poruszyło. Miałam ochotę wyrwać się i przytulić tego biednego chłopaka, powiedzieć mu, że coś znaczy. Bo jest wyjątkowy w każdym calu i pora aby ktoś wreszcie to dostrzegł. Oby trafił mu się ktoś kto go przeprowadzi przez te wszystkie negatywne emocje, mocno trzymając go za rękę. Tego mu życzymy razem z moją Grace, która również mocno by go uściskała gdyby tylko mogła.]

    Grace McCoy

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ojej, dzięki Atramentowej zobaczyłam limit i aż sobie przypomniałam, że nie powinnam wszystkim dookoła proponować mojego problematycznego Ślizgona.
    Twój piękny pan zasługuje na pochwały. Mam słabość do takich. W razie chęci zapraszam do wspólnego opisywania smutków w Hogwarcie, nawet jeśli dzieli ich dosłownie wszystko. Tak to życzę oczywiście weny, dużo radości z pisania nim oraz miłego pobytu ♥]

    Vince

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ja już chwaliłam kartę przez maila, a moje zdanie ani trochę się nie zmieniło~ Chodźcie na wątek! ♥
    PS. I dziękuję bardzo za odnośnik do karty Sylvanas!]

    SYLVANAS YAXLEY

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozwolę sobie wysłać sówkę.

    PHOENIX FERNHART

    OdpowiedzUsuń
  6. [Wow, jestem pod wrażeniem całokształtu - treści, formy karty, wizerunku, wszystko współgra ze sobą idealnie i sprawia, że Octavian aż prosi się o wątek! ♡ Jeśli 'stanowisko' prześladowcy jest nadal wolne, to chętnie je zaklepiemy :)]

    Elias Collins

    OdpowiedzUsuń
  7. [Witaj! Octavian wydaje się bardzo ciekawą osobą, ale bardzo zagubioną i naprawdę mi go żal :( Widzę, że na razie masz limit wątków, to tobie dam zadecydować, czy chcesz wątku z jedną z moich postaci :)]
    Lorren & Martine

    OdpowiedzUsuń
  8. [BOGOWIE ON JEST CUDOWNY. I karta też. Czytając wchodziłem w ten smutny, przytłaczający klimat coraz głębiej i głębiej, na koniec zostając z myślą, że chcę go przytulić. Swoją drogą - mam wrażenie, że nasze postacie, choć mają zupełnie inne historie, są po części, w pewnym sensie, bratnimi duszami w swoim sposobie funkcjonowania. Chodź do mnie na wątek, proszę! Pomysłem mogę się podzielić mailowo, wszelkie burze mózgów też mile widziane!]

    ~ Lavon Carrow

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Hej ho, witam kolegę Puchona oraz towarzysza miotły ze szkolnego boiska quidditcha! Bardzo się cieszę że nasz dom rośnie w objętość i siłę, choć muszę przyznać, że po przeczytaniu karty Twojego pana, zrobiło mi się go bardzo, bardzo żal… Niezwykle przejmująco przedstawiłaś jego historię oraz charakter. Przykro mi, że Octavian spotkał się z tak ogromnym niezrozumieniem ze strony swoich najbliższych… ;( Mogę mieć tylko nadzieję, że za pewien czas uda mu się pozbierać w sobie i odnaleźć wewnętrzny spokój. Tymczasem życzę Ci owocnego pisania oraz mnóstwa wciągających wątków! ]

    Emerson Bones

    OdpowiedzUsuń
  10. [Matko, ale mnie kopnęłaś tym tekstem. Jest tak poruszający, jednocześnie piękny i bolesny, że brakuje mi słów. Popełniłam ten błąd i zajrzałam w relacje i ... siedzę i patrzę w ekran, wbiło mnie. Nie jestem pewna, czy umiem pisać coś, co nie wyszłoby jako oczywiste, ale byłabym naprawdę zaszczycona mając wątek z taką postacią i autorem. W razie czego pisz pod kp albo poślę ci sówkę, możemy coś znaleźć jeśli chcemy zaczynać z powiązaniem, chyba że całkowita akcja spontan. Tylko w przypadku powiązania, musiałabym zapytać o kilka rzeczy dotyczących historii postaci, o ile zechcesz je ujawnić]

    Nira Sorel

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jasne! Tak jak pisałam, jak będziesz mieć więcej luzu to zapraszam do siebie! :)]
    Martine & Lorren

    OdpowiedzUsuń
  12. [W razie czego szepnij mi, że coś szło, jakbym zmuliła. Sprawdzam maila niby regularnie, ale ja to ja xD]

    Sorel

    OdpowiedzUsuń
  13. [Uszkodzenie w wyniku meczu z Vincentem jest jak najbardziej prawdopodobne! Aż podziel się ze mną, gdy już zdecydujesz, gdzie mój Ślizgon zostawił mu po sobie pamiątkę ♥

    Co do kozła ofiarnego z Octaviana - o nie, nie, nie. Mój wilczy książę ma standardy, poza tym nie potrzebuje sobie podbijać ego czyjąś słabością ani tym bardziej już (o zgrozo, nawet nie próbujcie przy nim powiedzieć tego na głos) udowadniać szerszej publice swojej wartości.

    Fun fact 1: jeśli Vince nie widzi w drugiej osobie kogoś mu równego, to w żadnym wypadku nie wyzywa go na pojedynek, nawet jeśli delikwent wybitnie działa mu na nerwy.

    Prędzej go wbije w ziemię samymi słowami i mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.

    Fun fact 2: masz do czynienia z kimś bardzo bezwzględnym, komu musiałoby się naprawdę bardzo opłacać niszczenie komuś życia, żeby się na takie środki zdecydował.

    Co by się wydarzyło w naprawdę abstrakcyjnych warunkach.

    Fun fact 3: jeśli już jesteś jego przeciwnikiem w jakiejś grze, to możesz spodziewać się najgorszego.

    Vincent nie cofnie się przed niczym, żeby wygrać.

    Co do rodziny, tutaj sprawa się mocno komplikuje, bo są dwa różne obozy: zatwardziali konserwatyści pod przywództwem stryja Vincenta, którzy definitywnie nigdy nie odstąpią od tej ideologii oraz nowocześni arystokraci, co nie do końca lubią te nowe porządki, ale jak już tak trzeba, to wtedy przeciągną szalę na swoją korzyść. Przecież dalej można zarabiać, tak? No właśnie. Nie ma sensu płakać nad polityką, jak ważniejsze są pieniądze. Oficjalnie nie wiadomo, czy konserwatyści dołączyli do Voldemorta, nieoficjalnie bardzo mocno się wszyscy tego po nich spodziewali. Po dziś dzień sprawa jest regularnie chowana pod dywan i nie ma chętnego, co by ten temat poruszył na jakimś bankiecie czy rodzinnym obiedzie. Przybycie pani auror byłoby całkiem realne, bo właściwie sprawiają wrażenie bardzo podejrzanych z tymi swoimi wybrykami, ale ostatecznie nic by na nich nie znalazła, więc sprawa znowu by przycichła.

    Co do Vincenta - on nie stoi po żadnej ze stron, bo ma swoją własną filozofię, zasady, kodeks rycerski i co tam jeszcze sobie wymyślisz. Nie podobają mu się oba podejścia. Był w nich wychowany, ale to nie oznacza, że faktycznie całkowicie je przejął bez mrugnięcia oczami. Jego ojciec właśnie dlatego bardzo mocno się na nim zawiódł - chciał żelaza do wytopienia sobie z niego broni na konserwatystów, a trafił na niereformowalny diament, który nie za bardzo chciał poddawać się obróbce.

    Dlatego też prędzej z napastnika, stałby się jego (o dziwo) wybawcą. Dziwny zwrot akcji, prawda?

    Daj znać jak mocno ci zamieszałam w głowie!]

    Vince

    OdpowiedzUsuń
  14. Emocje bywały zwodnicze — emocjom nie należało ufać; nie należało doszukiwać się w nich niczego, co prawdziwe, bo każdy zryw prowadził do bolesnego rozbicia się o brutalną rzeczywistość. W tej subiektywnej ocenie Yaxley pragnęła odciąć się od wszystkiego, co mogłoby spowodować w niej kolejne pęknięcie — jej idealna, porcelanowa twarz, pociągłe arystokrackie rysy; kształtny i lekko zadarty nos, mały podbródek i głęboko osadzone niebieskie, lodowate oczy — oczy kogoś, kto zobojętniałym spojrzeniem ozdobionym w długie, czarne rzęsy mroził każdą czułość.
    Upięła czarne włosy w wysoką kitkę i związała mocno zieloną tasiemką; palcami docisnęła kilka odstających kosmyków do głowy i sięgnęła po miotłę, ignorując podniecone szepty koleżanek — nie obchodziło jej to, co działo się pomiędzy uczniami, skutecznie odcinając się od trywialnych, bezsensownych rozmów, nie dających jej niczego, oprócz migreny. Nie było nic interesującego w zawstydzonych westchnięciach i uśmiechach — to kompletnie jej nie dotyczyło, a wobec tego, że nikt nigdy nie widział jej z żadnym chłopakiem, wytykano jej nieludzką niedostępność, a towarzystwo kolegów z drużyny Quidditcha niczego nie zmieniało, bo było czymś zwykłym, zupełnie naturalnym, skoro podjęła się gry od początków swojej uczniowskiej kariery w Hogwarcie.
    Quidditch był dla niej czymś, co pozwalało jej zostawić cały ten syf, brud i wyzucie; wiatr uderzał w skórę, plątał się we włosach i zmuszał oczy do tego, żeby się mrużyły — a ona trzymała się swojej miotły i wyciągała ręce, wciąż dalej i dalej; nie liczyło się nic, oprócz tego, żeby wygrać; zwycięstwo smakowało słodko, obmywało jej głowę i wprawiało kruche ciało w drżenie, a złamany nos, wybity bark i wypadek, który zdarzył się rok temu — to wszystko niknęło i traciło kolory w momencie, gdy Ślizgonom udawało się wygrać mecz.
    Wciągnęła przez głowę bluzę, a potem podciągnęła jeansy i związała mocniej pasek przy swojej talii. Był to jej mały rytuał — kiedy palce spotykały się z paskiem, niebieskie oczy robiły się ostrzejsze, bardziej wyraziste, wręcz nieludzko czujne.
    Nienaganny wygląd zawsze towarzyszył temu, co kryło się w tym, jak się poruszała: cicho, niemalże bezszelestnie, z niezwykłą gracją — drobne ciało uginało się pod jej bezwzględną kontrolą i Sylvanas nie umiałaby sobie wyobrazić, że mogłoby się to zmienić. Miała świadomość tego, jak poruszał się każdy jej mięsień, jak szkielet układał się w pozycję, dając jej stabilność — miała władzę.
    Być może właśnie dlatego tak naturalnie wychodziło jej obserwowanie innych; przemykała przez tłumy i nie przyciągała spojrzeń, gdy nie było ku temu potrzeby. Bycie kapitanem drużyny Quidditcha dostatecznie podniosło jej szkolną popularność, a poza tym jej nazwisko wciąż kojarzono z śmierciożercami, szczególnie że Corban Yaxley dał się zapamiętać jako jeden z tych najbardziej zasłużonych — czy jednak cokolwiek to dla niej znaczyło? Ignorowanie szeptów, strach, niepewne uśmiechy i badawcze spojrzenie — nie ugięła się nigdy pod ciężarem historii swojej rodziny i mały podbródek wciąż dzielnie wisiał w górze, prezentując arystokratyczną twarzyczkę.
    Obserwowała wszystkich; chłonęła lodowatym spojrzeniem to, co się działo wokół, będąc biernym podglądaczem, który nigdy się nie wtrącił. Nigdy nie pokazał tego, że coś widział, zupełnie zostawiając rzeczywistość subiektywnym wyobrażeniom innych, ale jej oczy zaczęły błądzić, szukać, badać.
    Teraz jej oczy wbijały się beznamiętnie nieludzko w sylwetkę młodszego o rok Ślizgona; trzymała się miotły i milczała, przyjmując wilgoć zbliżającego się wieczora; czuć było wiszący gdzieś w chmurach deszcz, a ciemna mgła niemrawo się podniosła, pieszcząc mokrawą trawę. Sylvanas była jedynie rozmytą plamą wobec ciemniejących zakamarków; bluza przykleiła się do jej skóry; jeden pojedynczy kosmyk włosów ozdobił jej jasne czoło; wiatr zaróżowił każdy z jej policzków, nadając rysom dziewczęcych tonów, malinowe usta pozostawały lekko rozchylone i łapały oddech — i tylko jej spojrzenie lodowato ważyło sytuację, dzieląc wszystko w bilansie zysków i strat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wynoś się. — Jej stopy miękko dotknęły trawy. — Zabierasz mi czas…
      — Ale…! — Młodszy Ślizgon wbił rozszalałe spojrzenie w jej twarz, jakby chciał się doszukać w niej czegokolwiek ludzkiego; czegoś, co mogłoby zdradzić, że Yaxley próbuje go zniechęć, ale pod jej zimnym wzrokiem niczego już nie rozumiał.
      — Wróć za rok albo w momencie, kiedy będziesz umiał porządnie trzymać się miotły. — Podniosła delikatnie podbródek, a kiedy chłopak rzucił w jej stronę suka, przyjęła to bez żadnej większej emocji, co sprawiło, że Ślizgon wkurzył się jeszcze raz i wymierzył w jej stronę palcem, wytykając, że marny z niej kapitan.
      — Jesteś pewien, że tutaj pasujesz? — spytała ostro, a potem podeszła do niego i złapała się jego tęczówek, i mimo że była znacznie niższa od chłopaka, górowała nad nim. — A może myślisz, że jestem twoją niańką? Nie? To może przyjaciółką? — Zaśmiała się sztucznie, co sprawiło, że chłopak zamrugał wolno, a zaraz potem prychnął głośno, kreśląc kilka siarczystych przekleństw w jej stronę. Przechodząc obok, szturchnął jej ramię, zupełnie jakby próbował odzyskać swoją męską dumę, ale Sylvanas nie przejęła się jego zachowaniem.
      Odwróciła się jednak, a kiedy jej lodowate spojrzenie złapało się znajomych rys, automatycznie złagodniało — Octavian Price; ktoś, kto widział w niej więcej niż ktokolwiek mógł; ktoś, kto zrozumiał to, czym była. I tylko czasem zastanawiała się nad tym, czy nie brzydził się nią; każdym atomem beznamiętności wybrzmiewającym w jej ciele; tym, co kryło się pod lodem w niebieskich oczach, łagodniejszych z mrugnięciem, kiedy pojawiał się obok. Delikatność nigdy do niej nie pasowała — kruchość, pęknięcie w porcelanie, tym była, ale próżno było doszukiwać się w niej delikatności, a przecież tak nędzna była w tym wszystkim, co sobą reprezentowała. Nędzna w tym, co próbowała budować, krok za krokiem, oddech za oddechem, chcąc mieć władzę — władzę nad sobą; władzę absolutną i wieczną, odrzucając rolę rodziców i zaznaczając swoją bezkształtną wolność.
      — Tavvy — wypowiedziała jego imię bardzo delikatnie, trochę miękko, inaczej. — Co ty tutaj robisz? — spytała, zbliżając się do niego, być może zbyt zachowawczo, ale nie było w tym nic szpetnego lub słabego. Sylvanas Yaxley topniała, wyrywała się własnym schematom, a przy malinowych ustach zamajaczył uśmiech; uśmiech, który rozświetlił ładną dziewczęcą twarz.

      SYLVIE

      Usuń
  15. [Tak, tak, ja chcę! A więcej w mailu.]

    Zakochana w pomyśle, ciocia Nira

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Każdy pan w Puchońskim gronie jest na wagę złota, bo coś panie zdominowały tamten zakątek szkoły :) Tym bardziej się cieszę widząc, że w dodatku drużyna zyskała nowego zawodnika, bo grono graczy nam się nieustannie powiększa! Przykro tylko, że taki smutek bije z karty Octaviana – choć zarazem muszę przyznać, że świetnie zostało to oddane, bo czytający czuje te wszystkie negatywne elementy, które wpływają na codzienność Twojego pana. Widzę, że limit w wątkach przekroczony, więc nie będę namawiała do złego i wyciągała do wspólnego pisania (choć jak się zwolni miejsce, to oczywiście serdecznie zapraszam), ale mam tylko nadzieję, że wraz z pobytem na blogu, Octavian będzie miał coraz więcej powodów do uśmiechu :) ]

    Urquhart

    OdpowiedzUsuń
  17. [Hej, mam pytanko, bo minęło trochę czasu odkąd pisaliśmy mailowo i skończyło się jakoś tak, że w sumie nie wiem, czy to ten moment, w którym ktoś musi zacząć, czy jeszcze ustalamy, czy może masz już tyle wątków, że wolisz nie brać następnego? Po cichu bardzo liczę, że jednak nam to wypali :) ]

    ~ Lavon

    OdpowiedzUsuń
  18. [Widziałam najróżniejsze htmlowe wariacje, ale html, który prezentuje Twoją kartę jest dla mnie najlepszy *.* Czyściutki, przejrzysty i bez niepotrzebnych upiększeń. Prosty, ale gustowny :) Dodatkowo imię Octavian jest prześliczne, a jegomość Price sprawia, że mam ochotę go mocno przytulić ;c Mam nadzieję, że zaplanowałaś dla niego wiele dobrego! :D Życzę udanej zabawy i widzę, że już chyba nie masz miejsca na wątek, ale i tak nie zaszkodzi zaprosić, może w przyszłości zwolni się dla mnie maleńkie miejsce :D]

    Nicholas Z./Victor W.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ależ on ma piękne imię! Naprawdę, jest cudowne! I jak już zaczynam od pochwałek to dodam jeszcze, że wizualnie karta prezentuje się równie bosko! Nie będę wcale oryginalna jak powiem, że również mam ochotę Octaviana (nie przeżyję tego pięknego imienia!♥) mocno przytulić oraz zapewnić, że wszystko jakoś mu się ułoży. Na wątek pchać się nie będę, bo pomysłu żadnego nie mam, a widzę też limit zapełniony, więc z pewnością autorzy już się nim porządnie i dobrze - mam nadzieję - zajmą!
    Baw się dobrze!^^]

    Castor Blackthorne

    OdpowiedzUsuń
  20. [Czytając kartą, od razu przypomniała mi się moja najukochańsza w świecie Puchonka, którą w swoim czasie prowadziłam na Hogwarckich Kronikach. Miała tyle punktów zbieżnych z Twoim panem, że niewątpliwie stanowiłaby z Octavianem (piękne imię mu wybrałaś ♥) idealny dream team, który wspierałby się wzajemne w walce z niesprawiedliwym mugolskim rodzicem. Mocno trzymam kciuki, żeby Price'owi mimo wszystko udało się wreszcie dojść do ładu z dwoma tak różnymi światami, do których należy, a nawet jeśli nie – niech bez wyrzutów wybierze ten, w którym czuje się najlepiej i czerpie garściami z tego, co ten świat ma mu do zaoferowania. Cześć, baw się dobrze na blogu!]

    Milliesant Lloyd

    OdpowiedzUsuń