Grace McCoy
VI KLASA — WYCHOWANKA DOMU ROWENY RAVENCLAW — 10 CALOWA GŁOGOWA RÓŻDŻKA Z RDZENIEM Z PIÓRA GROMOPTAKA — KLAUN — PATRONUS WCIĄŻ NIEZNANY — PÓŁKRWI
Potyka się nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, gdy nigdzie się nie śpieszy. Potrąca ludzi, rzucając przez ramię przeprosiny, a zbroje, na które wpadała swego czasu minimum raz dziennie na jej widok zmieniają swe położenie dzięki czemu mija je wyłącznie o włos. Spaliła już cztery szaty, sześć kociołków nie dotrwało do końca semestru i tylko siedem razy wylądowała w Skrzydle Szpitalnym. Ma trzy świeże siniaki, dwie nie do końca zagojone blizny i jednego guza. Nie patrzy przed siebie, wzrokiem wodzi po niebie i obgryza skórki, nawet wtedy gdy gorzki posmak krwi drażni jej język. Mruczy pod nosem, często niezrozumiale i nuci zawsze wtedy gdy jest szczęśliwa. Jest świadoma swoich licznych dziwactw, nie rozumie Quidditcha i uzależniła się od czekoladowych żab – zawsze ma przy sobie jedną, dwie lub kilka. Nosi krzyżyk po babce mugolce, choć nie do końca rozumie kryjące się za nim znaczenie, unika rozmów o przyszłości, twierdząc, że ma jeszcze czas aby dorosnąć i zawsze ma przy sobie mugolskie romansidło, które przysłała jej matka. Czyta je z wypiekami na policzkach, przygryzioną niekiedy do krwi wargą i myślami o tym jakby to było się wreszcie zakochać. Czasami wydaje jej się, że bliżej jej do świata pozbawionego magii, w którym się wychowała, niż do świata, w którym została odrzucona jeszcze przed urodzeniem. Ma czarną sowę, słabość do magicznych stworzeń i niezwykły talent do transmutacji, choć po sześciu latach wciąż gubi drogę i nie potrafi na czas trafić do sali.
Grace jest dziwna, ale mam nadzieję, że dzięki temu będzie ją można wepchnąć w każdą tragiczną lub komiczną sytuację. Damy się wykorzystać do wszystkiego. Buźki użyczyła śliczna Brooke Bush, a kod jest stąd. Kontakt: serious.pinky.swear@gmail.com
[Ah, chyba jednak powinnam rozważyć, czemu Nico ma taką słabość do Puchonek, a nie do Krukonek... Bo Grace i jej karta coś tak bardzo mocno przekonują nas, że może czas najwyższy na zmianę priorytetów. Lub co najmniej ich aktualizację.
OdpowiedzUsuńWitamy w Hogwarcie, tak swoją drogą! <3 Mamy nadzieję, że będziecie się tu dobrze bawić, nie spalicie wszystkich dostępnych kociołków (zostawcie coś dla innych!), a po czekoladowe żaby to zapraszamy o każdej porze dnia i nocy. Zostańcie na długo i w razie ochoty śmiało wpadajcie do nas! ;D]
Nico Svanidze
[Nie dziwna. Rozczulająca. Rozkochała nas w sobie swoją cudowną niezdarnością. Domyślam się, że Weasley miałby z nią sporo zabawy, kiedy wpadałaby na niego na korytarzach i nierozumiejącym wzrokiem wpatrywałaby się w niego, gdy ten próbowałby wytłumaczyć jej zasady Quidditcha.
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze ze swoją panią-do-schrupania. Dużo wątków i czasu na pisanie! W razie chęci zapraszamy pod kartę.]
Freddie Weasley
[Ojejkuuuu, jaka przesłodka dziewczyna! Karta jest absolutnym przyciągaczem uwagi, cudowna! A opis, po prostu tak rozczulający i przeuroczy, że się uśmiechnęłam pod nosem. :) Brakowało mi takiej osóbki na Hogwarcie! W razie chęci, zapraszam do siebie! :D]
OdpowiedzUsuńMulciber, Nott
[ O, jaka śliczna i rozbrajająco urocza panienka! Ja to mam jakąś niewytłumaczalną słabość do takich chwytających za serce życiowych sierotek… :D A to komplement, naprawdę! Poza tym, zachwycam się kartą postaci i klimatycznym zdjęciem – specjalnie dobrałaś, żeby pasowało kolorystycznie do barw domu? ;D Emerson będzie trzymała kciuki, żeby Grace przypadkiem nie podpaliła całego Hogwartu, a ja życzę Ci udanej zabawy i mnóstwa weny! ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Posłałam w Twoją stronę sówkę! <3]
OdpowiedzUsuńMulciber, Nott
[ Jaka ona jest przeurocza <3 Cudowny jest motyw z uskakującymi zbrojami, wybuchającymi kociołkami i całym tym chaosem, który towarzyszy Grace (uwielbiam to imię!). Zabawne, że pewnie pobija pod względem ilości wizyt w Skrzydle Szpitalnym nawet zawodników quidditcha, więc jednak coś wspólnego by było :) Gdy tylko zobaczyłam nazwisko, zaczęłam się zastanawiać czy czasem nie trafiła się nam w Ravenclawie koleżanka Szkotka, więc skorzystam z okazji i podpytam, bo karta niestety nie zdradziła mi tego sekretu :) Jeżeli tylko masz chęć, zapraszam do siebie, może uda nam się coś wykombinować wspólnie. A tymczasem, życzę świetnej zabawy i niech ta panienka uważa na siebie :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Przez mugoli został znaleziony przypadkiem, ale ktoś ewidentnie na to właśnie liczył, bo tym sposobem mógł dorastać w niewiedzy, więc do momentu otrzymania listu z Hogwartu nawet nie znał swojego prawdziwego nazwiska :) Dziękuję za miłe powitanie! Cieszę się, że tekst wzbudził ciekawość, a jego przekaz jest klarowny dla odbiorców, bo tego się bałam najbardziej – że nikt poza mną go nie zrozumie. Grace może nie jest uczennica idealną, jak sama wspominasz, ale na pewno nietuzinkową. Chętnie pomożemy w nauce czarowania patronusa, więc gdybyś miała ochotę, to nasze progi stoją otworem.]
OdpowiedzUsuńCallan R. Rosier
[O tak, zdecydowanie dla Nicholasa planuje obecnie w Hogwarcie wiele pozytywów, aby zmienił wewnętrzną perspektywę spostrzegania tego miejsca :D Bardzo dziękujemy za powitanie i nie jesteśmy w stanie odmówić Grace wątku, zwłaszcza Krukonce (<3). Szukasz może czegoś konkretnego? Nicholas jest niczym otwarta księga :D]
OdpowiedzUsuńZachariew/Ward
[ Oj tam, chodząca katastrofa brzmi tak bardzo dramatycznie… Plus, jestem przekonana, że w Mungu nawet z oderwaną kończyną by sobie poradzili, choć mam nadzieję, że nie będzie trzeba sprawdzać tego! No i witam koleżankę Szkotkę <3 Dobrze wyczułam nazwisko, ha :)
OdpowiedzUsuńHm, myślę o tym co mogłoby być elementem wspólnym – nasuwa mi się tutaj trochę transmutacja, bo Alex chodzi na koło, a Grace ma talent w tym kierunku, ale jeżeli nie uczęszcza na dodatkowe zajęcia, to trochę nie ma tutaj punktu zaczepienia. Potem mam tylko takie absurdalne pomysły jak wykorzystanie wyjątkowego pecha Grace do siania chaosu… Typu wiesz, gdy przesiadywali sobie w wyludnionym Pokoju Wspólnym Krukonów i Alex był zajęty odrabianiem zadania domowego, panna McCoy przechodziła koło kominka i jakimś cudem (jej tylko wiadomym sposobem) szata zajęła się jej od ognia, czego w pierwszej chwili nie zauważyła, bo skupiona chociażby na tym, że jej romansidło zostało na widoku i ktoś je zaraz odkryje… Więc, jak się zapewne domyślasz, prawie skończyłoby się małym pożarem, z którym wspólnie musieli się uporać xD Ach, gdy to napisałam brzmi to jeszcze naiwniej niż w mojej głowie :) ]
Urquhart
Smoki były wszystkim, co w ostatnich tygodniach chodziło Nico po głowie.
OdpowiedzUsuńBył luty, resztki śniegu topniały na zamkowych błoniach, odsłaniając pożółkłą od braku słońca trawę. Jezioro odmarzło, na korytarzach i w dormitoriach wreszcie zrobiło się odrobinę cieplej, bo Nico nie wiedział, jak u innych, ale Gryfonom tyłki odmarzały, ilekroć temperatury na zewnątrz spadały znacznie poniżej zera, zupełnie jak w tym, coś wyjątkowo zimnym roku, który właściwie niedawno się zaczął. I w tym tkwił cały problem. Bo luty i jego półtora miesiąca, które zdążyło już zlecieć od świąt oraz wizyty w domu, a przede wszystkim w Rumunii, w rezerwacie, u smoków, mścił się razem z tęsknotą na Nico, który czuł się absolutnie niewinny i brutalnie wręcz atakowany. Bo wiedział, że do końca grzeczny nie był, gdyby był, to nie zacząłby nowego semestru od poważnej rozmowy z opiekunem domu, podczas której zdecydowanie odradzono mu podrywanie Puchonek na smocze jajo, które, jak twierdził, przywiózł w kufrze do Hogwartu, a potem jeszcze musiał przejść wielką rewizję wspomnianego kufra, tak samo jak i całego dormitorium, co nie uszczęśliwiło ani jego, ani żadnego z kolegów, którzy już siódmy rok męczyli się z konsekwencjami jego głupich pomysłów. Nico dorastał i zmieniały mu się kształty świeczek-cyferek na urodzinowym torcie, ale ani odrobinę nie mądrzał. Właściwie to ktoś mógłby się pokusić o stwierdzenie, że wręcz jeszcze głupiał, ale on by się z tym kusił. Czy gdyby głupiał, tata już pozwoliłby mu zajmować się świeżo wyklutymi z jaja smokami, oczywiście za pozwoleniem matki-smoczycy, która ostatecznie miała najwięcej do powiedzenia? No, szczerze wątpił. I nie omieszkałby się tym pochwalić, gdyby tylko znalazł jeszcze kogoś, kto miałby ochotę wysłuchiwać jego historyjek o smokach, bo te już dawno się niektórym znudziły.
Smoki, smoki, smoki, ależ bym wrócił do smoków, myślał więc Nico, kiedy przechodził szkolnym korytarzem i bardzo poważnie zastanawiał się, jak on wytrzyma do wakacji, kiedy do domu wróci już na dobre. Szczerze to nie mógł się tego doczekać. Lubił szkołę, uwielbiał Hogwart i wszystko, co z nim związane, ale… Smoki i Rumunię kochał. Tam było jego miejsce, z tym wiązał swoją przyszłość i wiedział, że jeśli nie Rumunia, to tylko jakiś kolejny rezerwat. Niczego więcej nie umiał tak dobrze robić i, przede wszystkim, nie chciał. Mama mówiła, że miał obsesję, i to całkiem niebezpieczną, ale ona, zanim zajęła się smokami, specjalizowała się w trollach, w co Nico zawsze było ciężko uwierzyć, bo jego mama… Zwyczajnie nie pasowała do trolli. I on też by do nich nie pasował. Tylko smoki.
Gdyby Nico poświęcił odrobinę uwagi własnemu otoczeniu, a nie maszerował z głową kompletnie gdzie indziej, zauważyłby pewnie postać nadchodzącej z drugiego końca wybitnie długiego korytarza Krukonki. Poznałby ją po szatach na przykład. Ale pewnie by go to nie uratowało, bo nie poznałby, kim dokładnie była. Czy znał w ogóle? Nie było mu dane sprawdzić tego scenariusza, ponieważ za jej sprawą zrealizował się inny, całkowicie niespodziewany: Nico został zaatakowany.
Nagle, brutalnie, całkowicie barbarzyńsko. Powalony na podłogę, rąbnięty w nos, ugodzony i jeszcze wzięty z zaskoczenia. Jego różdżka potoczyła się po kamiennej podłodze, książki wysypały z torby, a nos zaczął intensywnie krwawić, podczas gdy zbroja, sprawczyni całego zamieszania, narobiła hałasu, ale nawet się porządnie nie przewróciła, stanęła więc znowu szybko i dumnie na swoim miejscu, zupełnie niewzruszona.
— Durna zbroja! — zawołał więc Nico z podłogi i natychmiast poczuł w ustach metaliczny posmak ciepłej krwi. Spróbował wstać na równe nogi, ale zakręciło mu się w głowie, najwyraźniej oberwał mocniej, niż sądził. Dopiero teraz zaczął odczuwać silny ból właściwie w całej twarzy. Twarz go bolała. Spróbował wstać jeszcze raz, zaplątał się we własną szatę i z frustracją wymamrotał coś pod nosem, a dopiero potem zauważył, że coś mu się ciemno zrobiło nad głową. Nie przed oczami, nad głową. — Czy to anioł, czy to wila? — zapytał niewyraźnie, zupełnie nie łącząc z atakiem zbroi obecności Krukonki, która patrzyła na niego wielkimi oczami, a jej zwisający niebieski krawat łaskotał go w czubek równie obolałego czoła. — Jednorożec? — dopytywał dalej, najwyraźniej coś mu się mieniło przed oczami. — Czerwony kapturek! — zawołał nagle z przerażeniem, wierzgając nogami. Rzuciłby się do ucieczki, gdyby ktoś wyplątał go z własnej szaty.
Usuńzaatakowany i ranny,
Nico
[Ojej, co za urocza niezdara! Wątpię, aby moja Millie podzieliła ten zachwyt nad kreacją Grace, ale mnie ta dziewczyna niesamowicie chwyciła za serce. Jestem absolutnie urzeczona jej zdolnością do ściągania na siebie kłopotów. <3 Kusi mnie, żeby te diametralną różnicę między naszymi dziewczynami wykorzystać w jakimś wątku, ale nie ukrywam, że trochę się boję. :D Tak czy siak życzę Ci udanej zabawy na blogu i mam nadzieję, że wena będzie ci dopisywać i ten promyczek zostanie w Hogwarcie na długo!]
OdpowiedzUsuńMilliesant Lloyd
[Pomysł jest naprawdę świetny, ale co ty na to, aby wykorzystać go właśnie jako pole do poznania się w połowie września 2020. Nicholas z pewnością mocno, by się zdenerwował i osobiście dopilnował, aby osoby, które śmieszkują z panny McCoy zostały dobrze ukarane i poszły po rozum do głowy.
OdpowiedzUsuńTeraz zaczęłabym może od dość niecodziennej sytuacji, choć dla ich dwójki może być ona zupełnie luźna i normalna, ale nie może wyjść poza ich sylwetki, bo będzie przysłowiowy dym. Co Ty na to, aby w komnacie Nicholasa siedzieli przy piwie, może nawet Nicholas, by jej opowiedział o szykanowaniach, które go spotkały, gdy ich relacja przybrała znacznie luźniejszy wymiar na tle upływającego czasu, może nawet wchodząc na szczebel delikatnej przyjaźni, aczkolwiek na stopie nauczycielskiej z pewnością traktuje ją jak innych uczniów :)]
Ward
[Będę wdzięczna za zaczęcie <3]
OdpowiedzUsuńWard / Zachariew
[Nigdy nie lubiłam Percy'ego szczególnie, aczkolwiek nie chciałabym również narzucać niczego potencjalnemu autorowi Molly; stąd też moja Lucy po prostu jest trochę takim samotnym wilkiem, który nieszczególnie integruje się z rodzicami i rodziną jako taką. (Powiem szczerze, że w duszy marzy mi się taka dobra relacja Percy'ego ze starszą córką, bo to byłoby fajne przełamanie schematu. :D)
OdpowiedzUsuńDziękuję zatem za powitanie i również życzę miłej zabawy! A jeśli masz chęć na wątek, mogę zaprosić do drugiej postaci: Gail Rivers, a nuż tam znajdzie się jakiś punkt zaczepienia!]
Lucy Weasley
Dobry dzień, który zmienił się w dzień ataku zbroi. Nico jeszcze nie skazywałby go na kompletną porażkę, kiedy jednak krwawił z nosa i próbował zorientować się, co właściwie (i za jakie grzechy) właśnie go spotkało, naprawdę trudno przychodziło mu myślenie, że z takiego przypadku mogłoby wyniknąć jeszcze coś dobrego. A co tam, jak przeżyje, to zje sobie w nagrodę czekoladową żabę. Postanowienie — czekoladowe żaby lekarstwem na całe zło.
OdpowiedzUsuń— Małe smoki też gryzą — skomentował niezbyt roztropnie, chociaż tak naprawdę nic złego nie miał na myśli. Nico był znany z tego, że miewał ogółem w większości same pozytywne myśli i tego zawzięcie się trzymał, wiecznego patrzenia na jasną stronę życia, a kiedy obraz przed oczami znów mu się wyostrzył, dostrzegł, jak bardzo chybił z tym czerwonym kapturkiem.
Dał się złapać za podbródek, obejrzeć dokładnie, a potem, cały grzeczny i potulny, pozwolił nieznanej Krukonce (rzeczywiście ślicznej jak wila, niedziwne, że się w pierwszej chwili pomylił, nawet jeśli z wilami nie miała nic wspólnego) złapać się za ramiona.
— Złamany? — powtórzył, nie chcąc dowierzać, jednak nie miał raczej innego wyjścia: bolało okrutnie i niesamowicie, a nie jęczał tylko dlatego, że nie darł się, kiedy smok poparzył go żywym ogniem, więc lubił się popisywać i twierdzić, że od tamtego zdarzenia zwiększyła mu się tolerancja bólu.
Otarł sobie trochę krwi spod nosa, w wyniku czego skończył z krwią na ręce i nie wiedział co z tym fantem zrobić dalej, bo nie miał przy sobie żadnej chusteczki. Spojrzał lekko sceptycznie na czekającą w pogotowiu różdżkę dziewczyny i rozważał przez chwilę, czy na pewno chciał, żeby zajmowała się jego nosem. Może i w jej opinii z krzywym byłoby mu do twarzy, ale tak jak próżnym by się raczej nie nazwał, tak sprawdzać raczej nie chciał.
— Nie czuję się przekonany — odpowiedział, negując jednocześnie jej opinię. Nie czuł się przekonany oczywiście co do kwestii krzywego nosa, na próbę jego naprawy postanowił się zgodzić. Nie miał pojęcia, co go podkusiło, powinien się od razu zacząć czołgać do skrzydła szpitalnego i oddać w ręce profesjonalistów, ale… No, może to te oczy. Ta Krukonka miała całkiem ładne oczy. — Dawaj — zgodził się. Wciąż siedząc na podłodze mocno zacisnął powieki, zaparł się trochę rękami i nogami o podłogę, żeby poczuć się odrobinę pewniej i stabilniej i… Czekał. Niby gotowy na wszystko
Nic jednak nie mogło przygotować go na dziwne światło, które rozbłysło niebezpiecznie, zdecydowanie zbyt głośne chrupnięcie w jego własnej twarzy oraz ukłucie bardzo intensywnego bólu, które rozeszło się jak błyskawica od nosa po resztę głowy.
— Smocze jajo jego mać! — zawołał, odsuwając się gwałtownie od dziewczyny, która przecież chciała tylko pomóc, a wychodziło na to, że wcale nie pomogła, bo gdy znowu złapał się za nos, krew znowu z niego leciała, a kość, którą wyczuwał pod palcami mógł przesuwać w prawo i w lewo jakby była z galaretki. — Zaufałem twoim oczom i mnie zwiodło! — rzucił niesprawiedliwym oskarżeniem, a jedyne, co miał na swoje usprawiedliwienie, to pulsujący ból i szok.
Wreszcie zaczął zbierać się na równe nogi, próbując ogarnąć szatę, która już spadła mu z ramion i razem z torbą na książki wylądowała na podłodze. Rozglądnął się za swoją różdżką, ale nigdzie jej nie widział. Westchnął ciężko, wyraźnie sfrustrowany niefortunnością tej sytuacji.
— Przepraszam. To nie twoja wina. Chciałaś dobrze — powiedział wreszcie i pokręciłby głową, gdyby mu się w niej nie kręciło. — Zgubiłem różdżkę. Wypadła mi gdzieś — jęknął. Rozłożyłby bezradnie ręce, ale jedną próbował zgarnąć szatę i torbę, a drugą trzymał sobie pod nosem. — Pomożesz mi się dowlec do skrzydła szpitalnego? — zapytał, bo nie widział już innej opcji. Nie chciał, ale musiał. Sam tego na pewno nie naprawi, znał się na smokach, ale na uzdrawianiu ludzi zupełnie nie.
Nico
Uwłaczająca myśl powtarzania jego ukochanego przedmiotu, w dodatku na poziomie szóstorocznych półgłówków, nieświadomych wielkości potęgi alchemii. Nie wiedział, czym podpadł dyrektorowi, by zapadła decyzja na temat upodlenia go w ten, a nie inny sposób. Aby uspokoić własne emocje, wmawiał swojej podświadomości, że te działania przyczyniają się jego korzyści, pozwalając na doskonałe opanowanie całego materiału, zostanie wybitnym alchemikiem po ukończeniu zbrzydłego mu Hogwartu. Zdawał sobie sprawę z przyczyny, przez którą powtarzał cały siódmy rok. Liczne nieobecności, ucieczki z lekcji, doprowadziły do braków w ocenach, które pomimo ogromnej, stale uzupełnianej wiedzy, nie poprawiały się, co spowodowane było brakiem zaangażowania ucznia. Jego myślenie sprowadzało oceny do wybitnie nieważnego, bagatelnego czynnika, który nie ma możliwości odciśnięcia swojego piętna na jego przyszłości. Wiedza Krukona była na poziomie niekiedy przewyższającym nauczycielski, co wykorzystywał w sposób okrutny - upokarzając ich przed gronem otaczającej go młodzieży. Uwielbiał być ponad wszystko, a teraz czuł się jak zagubione szczenię, gdy jego głowa wyrastała z dziecięcego stada uczniów. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że znacząco więcej wie niż pozostali młodzi alchemicy, pikując ręką w powietrze, gdy tylko profesor zadawał jakieś pytanie. Za każdym razem miał rację, to było tak banalnie budujące. Przeglądał wszystkie notatki, wsłuchując się w zimny, niski ton głosu nauczyciela, który rozpoczął przedstawianie planu na zdobycie oceny końcowej. Domyślał się, że profesor zechce wyjść poza schematy, utrudniając swoim podopiecznym naukę i otrzymanie stopnia wybitnego. Gdy miał przechodzić do przedstawiania własnej wizji, po sali rozszedł się huk otwieranych drzwi, którym zdecydowanie należałoby się naoliwienie. Oczom wszystkim zebranym ukazała się doskonale znana sylwetka Krukonki, Grace McCoy, zaczepiając o własne nogi, rozpoczęła przerwane przez wykładowcę przeprosiny. Niepewne oczy dziewczyny przejrzały całą salę w poszukiwaniu wolnego miejsca, lecz prędko zwróciły się w kierunku samotnej sylwetki Nicholasa, pewnie zapisującego kolejny pergamin. Poderwał wzrok tylko na sekundę, niechętnie przyzwalając na zajęcie miejsca obok niego. Nienawidził, gdy musiał dzielić się blatem własnej ławki, którą wielokrotnie naznaczał podpisami, zadrapaniami, a czasem nawet uprzykrzającymi życie zaklęciami-psikusami. Uwielbiał samotność, w której to mógł rozkoszować się zdobywaną i odtwarzaną na nowo wiedzą. Obecność ludzi rozpraszała jego intelekt, powodując chęć oderwania się od notatek i rozpoczęcia dialogu na temat kolejnych planów podboju świata. Uwielbiał dzielić się własną inteligencją, potęgą i siłą, perswazyjnie wpływając na światopogląd rozmówcy. Aczkolwiek Grace była inna, tak bardzo, rozczulająco wręcz głupia, irytująca we własnym braku umiejętności zauważania reakcji rozmówcy. Irytował się, widząc sposób, w jaki się uśmiecha, irytował go piszczący, zestresowany ton jej głosu, irytowała go jej osoba, tak bardzo niewinna i urokliwie przyciągająca. Wściekał się na myśl, że interesuje go ta słaba jednostka, która nie potrafi nawet przeciwstawić się jego myślom. Słowa profesora wybrzmiały w jego głowie z bardzo bolesnym echem. Błagalne spojrzenie zostało skierowane w kierunku męskiej sylwetki, która z uporem pokiwała głową, odpowiadając na pytanie, które rosło w umyśle Nicholasa. Nie wierzył w to, że dzisiejsze spóźnienie McCoy zaważy na jego ocenie końcowej z tak ważnego dla niego przedmiotu. Potok słów wylewający się z ust Krukonki został kompletnie puszczony mimo uszu, a stuprocentowe skupienie Notta, pozwoliło tylko na dwa zdania w kierunku młodszej dziewczyny.
OdpowiedzUsuń- Pracujemy codziennie do momentu, gdy wszystko nie będzie zakończone. - mruknął, zaciskając do bielości palce na piórze. - I to ja decyduje, jak nasza współpraca będzie wyglądać, moja droga.
Nott
[Mam wrażenie, że każdy mnie tu zna, a ja patrzę po nickach i nie wiem skąd, a do takich spraw to mam zaskakująco dobrą pamięć. No nic, pozostaje mi główkować kim jesteście :D Miło mi, że wywołuję sentyment!
OdpowiedzUsuńTwoja panna za to przypomina mi koleżankę z liceum. Wylała mi swego czasu atrament na pościel, gdy mieszkałyśmy w jednym pokoju podczas pleneru. Uwielbiałam ją całym sercem, ale mój mózg do tej pory nie jest w stanie zrozumieć jak można być tak nieuważnym, ale najwyraźniej jest to możliwe :D Oby Twoja Grace nie narobiła za wiele szkód! Bawcie się dobrze!]
Noelle // Aurora
Nico był ze zwierzętami, zwłaszcza tymi magicznymi, zwłaszcza smokami związany bardzo głęboko, stąd te porównania, ale najwyraźniej jego sława nie sięgnęła jeszcze Ravenclawu i roczników młodszych od tego, który kończył w tym roku szkołę. Cóż, zostało mu jeszcze parę miesięcy, koniecznie musiał nad tym popracować.
OdpowiedzUsuńW tej chwili jednak zająć musiał się koniecznie obecną sytuacją, w której Krukonka, która chciała dobrze, pogorszyła jego i tak już kiepską sytuację. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek wcześniej widział, żeby ktoś zarobił z kanciastego łokcia od zbroi tak, jak on przed minutą, jednak gdyby ktoś pytał, jakie to uczucie, to odpowiedź Nico miał prostą: nie polecam. Bolało, szczypało, a teraz jeszcze, na własne życzenie rzecz jasna, z nosa zrobił mu się pudding. Jego szczęście, że względnie sztywny pudding, gdyby to było lato, nos mógłby mu wypłynąć z twarzy, a razem z nim oczy. Nie miał pojęcia, jakby to poskładał.
Nie miał pojęcia, kim była ta dziewczyna, która próbowała udzielić mu pomocy. Nie zorientował się, że to przez nią w ogóle oberwał, wciąż sądził, że został nagle i zupełnie bezpodstawnie zaatakowany. Prędzej obwiniłby za to Irytka, ale ten zawsze rechotał wrednie, jeśli spłatał komuś psikusa, a poza ich głosami na korytarzu nie odbijały się żadne inne dźwięki. Byli kompletnie sami, jak na złość wszyscy zniknęli, kiedy akurat mogłaby się przydać jeszcze jedna para rąk. Także, dla jasności: do smoków Nico porównywał każdego i wszystko. Gdyby już był smokologiem, a nie tylko aspirującym na takową pozycję nastolatkiem, mógłby mówić, że to zboczenie zawodowe, a tak… No po prostu tylko jedno mu było w głowie: smoki. No i jeszcze Puchonki. I czekoladowe żaby, z których był trochę znany, bo zawsze miał zapas, a jak komuś chodziło tylko o karty, to rzadkich mu nie brakowało i mógł trochę pohandlować.
— Daj spokój, przecież nie rzuciłaś na mnie tej zbroi — odpowiedział, starając się zachować spokój, mimo tego, że jego nos chrupnął raz jeszcze. Sam z siebie. A on go nawet nie dotknął. Bał się zabrać dłoń od twarzy i sprawdzać, jak to wszystko wyglądało, trzymał się więc za nos tak, jakby od tego zależało, czy mu się wszystko rozpadnie, czy nie. Miał podwinięte rękawy, więc krew zaczęła mu już spływać i zasychać na przedramionach, ale co tu się dziwić. Z nosa zawsze było jej dużo, dlatego próbował nie panikować. — Mam? — zapytał, chcąc się zaraz upewnić, że jego różdżka na pewno była tam, gdzie twierdziła Krukonka, ale ona trzymała jego szatę, a jemu wciąż trochę wirowało w głowie, miał wrażenie, że po tym jej feralnym zaklęciu nawet bardziej niż przed. — To dobrze — dodał jeszcze z wyraźną ulgą. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby tę różdżkę naprawdę zgubił albo złamał. Należała kiedyś do jego dziadka, a jej rdzeń został wykonany z włókna serca smoka, którym dziadek opiekował się przez całe życie.
— Byłem obiektem doświadczalnym — skomentował, bo skoro nie królikiem, szczurem też nie, to czym? Obiektem, oto czym był. A eksperyment się nie powiódł, sam był sobie winien, mógł pamiętać, żeby się pod cudzą różdżkę nie pchać. Złapał dziewczynę za ramię, żeby sobie pomóc i nie zgubić prostej ścieżki, z której znosiło go tym bardziej, im bardziej skupiał się na własnym nosie. Bolało, bolało go jak cholera, dużo bardziej niż wtedy, gdy był zwyczajnie złamany. — Boli jak cholera — przyznał szczerze. — Spokojnie, mała, gorsze rzeczy przeżyłem — wziął na siebie rolę tego, kto musiał zachować zimną krew. Ruchem głowy, którego natychmiast pożałował, ale to był też odruch wskazał na tę rękę, której dłoń zaciskał lekko na jej ramieniu. Całe przedramię miał pokryte bliznami, wyjątkowo specyficzny widok. — Najwyżej już nigdy nie będę piękny — stwierdził, starając się ją jakoś pocieszyć. Jeszcze tego brakowało, żeby się rozpłakała, słyszał to w jej głosie i widział w drżącym podbródku. — Jak masz na imię? Jesteś na szóstym roku? Nie kojarzę cię, a szkoda — zapytał, żeby zająć jej myśli, zmienić temat, zanim naprawdę mu się tu rozpłacze.
UsuńNico, który żyje i przeżyje
[Dziękuję za powitanie :D Właśnie sporo się nagimnastykowałam żeby jednak napisać coś krótkiego, ale zarazem klimatycznego, no i najlepiej jakby jednak cokolwiek o nim mówiło, więc cieszę się, że zamierzony efekt został osiągnięty!
OdpowiedzUsuńPrócz podziękowań, zostawiam także zaproszenie do wątku. Można go rozpocząć w dość banalny sposób, bo skoro z Grace taka kochana ciamajda, to mogła na korytarzu (śpiesząc się na kolejne zajęcia) po prostu wlecieć w biednego aurora, który niestety nie odskoczyłby na czas. Z racji tego, że Raven nie gryzie bez powodu, a i w sumie to jest całkiem miły i koleżeński, to pomógłby się jej pozbierać. Grace zapewne zależałoby na czasie, więc mogłaby nie pozbierać romansidła, ale nim James by zdążył powiedzieć cokolwiek, jej już by nie było, co generuje problem pod tytułem "jak znaleźć dziewczynę, o której wiem tyle, że jest Krukonką".
Potem można pokierować to w dowolną stronę, albo kolejne randomowe spotkanie, albo już coś bardziej zaplanowanego. Raven to jednak lubi wspominać szkolne czasy i ogólnie lubi uczniów, chyba, że ci mu nadepną na odcisk.]
Raven
[Hej, dzień dobry, dobry wieczór. :) Mogłabym sobie z Twoją panną przybić wirtualną piątkę, bo i ze mnie trochę taka łamaga. Codziennie budzę się z jakimś nowym siniakiem i dochodzę do wniosku, że to koty w nocy mnie leją za zbyt małą ilość czułości w ciągu dnia. ;) Bardzo urocza z Grace dziewczyna i totalnie kupiła mnie w całości, sama miałabym ochotę się z nią trzymać. Co dwie łamagi to nie jedna. ^^ Fajna z niej dziewczyna, zupełnie różna od mojego Castora, który nawet nie wiem, jak na taką pannę by zareagował. Są od siebie zupełnie różni, ale to mogłoby być ciekawym połączeniem. Skoro on się już w zamku nie gubi, a wręcz przeciwnie to może raz czy dwa wskazał jej drogę. ;) No nic, mam nadzieję, że dobrze się tu będziesz razem z Grace bawić i napiszesz wciągające wątki. ^^]
OdpowiedzUsuńCastor Blackthorne
[Komplikowanie życia postaciom to nasza specjalność! Grace mi trochę przypomina swoją starą postać, która była największą łamagą na świecie haha Jeśli masz jeszcze miejsce na kolejny wątek to z chęcią jakoś bym uprzykrzyła życiu naszym paniom hah!]
OdpowiedzUsuńLor
[Grace to pod wieloma względami ja i czytając tą kartę miałam wrażenie, że ktoś tutaj uzewnętrznił nieco moich pozytywów. Taka duszyczka to z pewnością skarb u Krukonów, nawet jeśli bywa nieco kłopotliwa! *dodała nieskromnie*
OdpowiedzUsuńCo do mojej kreacji, cóż, zobaczymy. Nie nastawiałam się na nic konkretnego, bo ciekawi mnie, jak kto na niego wpłynie. Ma tutaj tak dużo sposobności, że to mnie samą dalej zadziwia. Nic nie jest w nim pewne ani jeszcze tak bardzo stabilne, jak sam by tego chciał.
Serdecznie dziękuję za pierwsze powitanie oraz życzenia, a także sama przesyłam ci swoją (nadal niezużytą) wenę! Nie wpakuj jej tylko w jakieś za duże tarapaty albo załatw jakiegoś przystojnego czarodzieja, co by jej pomógł.]
Światełko w tunelu pełnym cierni i ciemności
Nico nie uważał się za skrzywdzonego, tylko poszkodowanego. Nie udzielała mu się więc ta lekka panika, w którą najwyraźniej wpadła Krukonka, tłumacząc się na prawo i lewo z tego, jak to nie chciała, a całe te tłumaczenia przeplatała dźwiękami, które świadczyły o tym, że niewiele jej brakowało, by się popłakać. On też miał łzy w oczach, ale raczej z bólu i tego dziwnego mrowienia, które pojawiło się właściwie w całej twarzy po feralnym zaklęciu. Próbował się tym nie przejmować.
OdpowiedzUsuń— Biedne zbroje, właśnie dołożyłaś im kolejnej traumy — zdobył się na żart, bo wciąż nie łączył winy dziewczyny z atakiem, którego doświadczył. Nie dlatego, że posiadał jakąś wyjątkowo życzliwą naturę, zwyczajnie dość nasiedział się wśród smoków, by wiedzieć, że wypadki zwyczajnie się zdarzały i czasem człowiek w żaden sposób nie mógł przewidzieć tego, co za chwilę się stanie. No i oni oboje właśnie dzisiaj nie przewidzieli zupełnie niczego, a teraz, w pewien sposób ich to połączyło. Gdyby dziewczyna zamiast Krukonki była Puchonką, Nico natychmiast uznałby, że to przeznaczenie.
Musiał przyznać, że chwilowo skupił się na tym, jak bardzo i uciążliwie kręciło mu się w głowie, więc ona musiała wybaczyć, że nie zwrócił zbyt dużej uwagi na łzy nabiegające do jej oczu, ale za to skorzystał z tego mocnego oraz pełnego wsparcia i oparcia uścisku, który mu sprzedała, zupełnie nieskrępowany tym, że właściwie to się nie znali. Już trochę poznali, a sytuacja była… No, wyjątkowa. Inna niż wszystkie, w jakich do tej pory się chyba kiedykolwiek znaleźli.
— No dzięki, teraz już nigdy nie będę piękny — Nico oburzył się z uśmiechem, którego rzecz jasna pożałował, bo każdy grymas bolał. Że też musiał oberwać akurat w nos, takie już miał to swoje krzywe szczęście. — Owsianka, ale wymyśliłaś — skomentował jeszcze, chyba właściwie tylko po to, żeby dodać sobie otuchy, bo sam zobaczyć własnego nosa nie mógł, a ona już tak i… Niezbyt chciał, by jej porównania okazały się bliskie prawdy.
Pozostało mu żywić ogromną nadzieję, że da się to wszystko jakoś odkręcić.
— Nie, w wieży Gryffindoru. I w Rumunii — odciął się na komentarz o jaskini, a skoro wciąż miał siłę na słowne przepychanki, to nie było z nim aż tak źle. Pewnie jak zwykle sprawy wyglądały gorzej, niż się miały, ale że bolało i krew się lała, to oboje się nieźle nakręcili. — Nico — przedstawił się, ale nie mógł podać jej ręki, mógł za to mocniej złapać się ramienia Grace. — Dinozaur z siódmego roku — dodał jeszcze, zabawny jak zwykle. — I co, ty mnie też nie kojarzysz? — zapytał, najwyraźniej nie mając zupełnie dość tego, jak sobie dogadywali. — Oboje jesteśmy sławni w innych kręgach.
Rozmowy na temat własnej sławy musieli przełożyć jednak na później, bo oto właśnie dotarli do skrzydła szpitalnego, w samą porę, kiedy Nico krew zaczęła przeciekać przez palce. Pielęgniarka, która zjawiła się, gdy tylko usłyszała ich głosy, nabrała głośno powietrza w płuca, ale potem pokręciła z dezaprobatą głową. W kręgu skrzydła szpitalnego najwyraźniej zarówno Grace, jak i Nico byli tak samo sławni. Ach, ta popularność.
— Nos mi się rozpływa — przedstawił swoje objawy Nico, wciąż uparcie nie puszczając się Grace. Padać na podłogę i głowy rozbijać sobie dzisiaj już nie planował.
Nico
Alexander tego wieczoru był wyjątkowo mało czujny na to, co działo się wokół. Zbyt długo odkładał esej zadany przez nauczyciela Obrony przed czarną magią, słusznie wychodząc z założenia, że pół wieczoru wystarczy mu na machnięcie pracy na P, a jeżeli przysiądzie nawet dłużej, to bez większego problemu zgarnie W. Wszak był to jego ulubiony przedmiot i materiał przerabiany na zajęciach miał w małym palcu od dawien dawna. Praca jednak sama się nie napisze, ale po kilku niezbyt owocnych próbach przymuszenia się do pisania, dopiero deadline upływający następnego dnia zmusił go do zajęcia ulubionego fotela w Pokoju Wspólnym Krukonów.
OdpowiedzUsuńGdy zaczynał pisać, rozpościerając przed sobą pergamin, całkiem sporo wychowanków domu Roweny Ravenclaw kręciło się wokół, zajmując swoimi sprawami. Na szczęście Urquhart posiadał jakże cenną umiejętność całkowitego wyciszania się na otaczający go harmider; mimo że dopiero co zakończyła się kolacja i uczniowie w różnym wieku kręcili się koło stołu nad którym się pochylał, Alex sprawnie zapisywał kolejne linijki, tylko raz na jakiś czas przerywając by upić łyk coraz chłodniejszej herbaty. Nie zwracał większej uwagi na to, czy fotel naprzeciwko jest zajęty, ani na to, z czego tak głośno śmieje się grupka czwartoklasistek za jego plecami. Przesuwał wzrokiem po tekście, koncentrując się na przelaniu myśli na papier i zachowaniu harmonijnej, spójnej całości; czasem przyłapywał się, że akurat w przypadku zagadnień dokoła czarnej magii, zdarzało mu się opisywać zbyt szeroko i szczegółowo zarazem, przez co oddawane eseje znacznie przekraczały swoją objętością te napisane przez jego kolegów i koleżanki. Pisał więc w skupieniu, obojętny na otoczenie – i to był właśnie jego błąd.
Grace McCoy znali wszyscy Krukoni, bo nawet pierwszorocznym wystarczył tydzień by zorientować się jaki chaos i spustoszenie towarzyszą szatynce, i że dla własnego bezpieczeństwa lepiej schodzić jej z drogi, minimalizując w ten sposób potencjalne zniszczenia. W innych okolicznościach pewnie byłby więc w stanie zareagować w porę, dostrzegając zagrożenie w postaci zrywającej się nagle dziewczyny. Wszak tyle lat w drużynie i skuteczne (zazwyczaj) unikanie tłuczków zobowiązywało do wyrobienia przynajmniej przyzwoitego refleksu. Niestety, pochylony nad rozpostartym pergaminem, nie przejął się zbytnio tym poruszeniem. A przynajmniej nie do momentu, gdy dziewczyna z impetem wpadła na stolik przy którym mozolnie zapisywał esej, potrącając przy okazji buteleczkę z atramentem; tusz rozlał się na jego prawie ukończonej pracy i jednocześnie zalał też palce, z których właśnie ściekał czarny, gęsty atrament. Potrząsnął dłońmi, pozwalając by drobne krople rozbryzgały się wokół, ale przecież to i tak w żaden sposób nie mogło pogorszyć kiepskiej sytuacji. Jasne, zapewne dzięki odpowiednim zaklęciom uda mu się odzyskać większość tego, co dotychczas napisał (oby, bo na ten moment jeszcze nie zaczął nawet szukać w pamięci odpowiednich formułek), ale samo pokomplikowanie w ten sposób jego sytuacji nie napawało entuzjazmem. Nic więc dziwnego, że przeklął szpetnie pod nosem, nie przejmując się obecnością kilkorga uczniów młodszych klas, którzy zdecydowanie nie powinni stykać się z tak rynsztokowymi wyrażeniami.
— McCoy, co do cholery…?! — zawołał wkurzony, unosząc rozeźlone spojrzenie na ciemnowłosą dziewczynę. Kolejne słowa cisnęły mu się na usta, ale zamiast tego zamarł na sekundę lub dwie, oniemiały. I to wcale nie zawziętość z jaką Grace wyszarpywała młodszej uczennicy swoją cenną książkę w pudrowej okładce zrobiła na nim takie wrażenie. Nawet nie chodziło o to, że na okładce był brunet w rozchełstanej koszuli – sugerując raczej niespotykaną w zasobach szkolnej biblioteki literaturę. Ale jakimś cudem zaaferowana Krukonka nie dostrzegła jeszcze języków ognia pnących się po materiale jej rękawa. Alex nie zamierzał w tej konkretnej chwili roztrząsać jakim cudem nie czuła gorąca od płomieni na swojej skórze… — McCoy! — Tym razem jego głos był donośniejszy i bardziej zdecydowany, a nieznoszący sprzeciwu ton zmusił dziewczynę do skierowania na niego spojrzenia. Zatrzymała wzrok na Urquharcie dokładnie w tej samej chwili, w której wyszarpnął z kieszeni różdżkę i bez momentu zawahania posłał w jej stronę strumień zimnej wody, momentalnie mocząc ją od stóp do głów.
Usuń[ Ten chaos jest cudowny, poproszę więcej w takim stylu :) ]
Urquhart
[Cześć! Potwornie spóźniona, ale nareszcie trafiłam pod Twoją kartę. ^^ Grace jest cudowna, w tym swoim chaosie i lekkiej niezdarności, tym samym jest też taka... ludzka? Uwielbiam takie postaci.
OdpowiedzUsuńDo wątku nie mogę Cię porwać, bo krucho u mnie z czasem, ale zamiast tego pożyczę Ci wiele, wiele weny. ^^]
Lestrange
[Blogger bywa złośliwy — wiem coś o tym!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za przywitanie i miłe słowa. Cóż, zawsze staram się pisać tak, żeby oddać swoją postać w kilku zdaniach, a najlepsze odkrywać w wątkach. :D
Sylva jest dość… skomplikowana, jeśli mam być szczera. Da się ją lubić, choć ona zdaje się nie pałać sympatią do nikogo innego niż do swojej ropuchy.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz i podsyłam kociołek weny! ♥♥♥]
SYLVANAS YAXLEY
[A gdyby tak jakiś pomylony czar? Ewentualnie jakaś głupia pomyłka i konieczność zmierzenia się z konsekwencjami? Myśl mocno niesprecyzowana, ale kto wie, może rozwinie się dalej?]
OdpowiedzUsuńN. Sorel
[Uzdrowiciel zawsze w cenie, co nie? ;D Oj, nie może być aż tak źle. Chyba. A niech się dzieje - skręćmy coś krukońsko szalonego! Tylko niezbyt szczerze mówiąc mam pomsył - czekam na komisję lekarską, jak na zbawienie, więc do piątku moje myśli są gdzieś indziej. Możemy pogłówkowować tutaj lub na mailu.]
OdpowiedzUsuńMerrin Norwell
[Dziękuję za tak przemiłe słowa. <3 Oj przydałaby się Octavianowi taka osóbka, zwłaszcza, że im jest starszy tym z nim gorzej, a zbliżający się nieuchronnie koniec szkoły nie pomaga... Grace jest taka rozczulająca, ciężko jest jej nie polubić. :D
OdpowiedzUsuńMiłość do stworzeń i poczucie, że lepiej pasuje się do mugolskiego świata zdecydowanie łączy nasze postaci. Może coś wspólnie pokombinować właśnie w tę stronę? Przyszło mi też do głowy, że może Octavian i Grace byliby sąsiadami? To dałoby nam wiele ciekawych możliwości.]
OCTAVIAN PRICE