Czarodziej nigdy się nie spóźnia, nie jest też zbyt wcześnie, przybywa wtedy kiedy ma na to ochotę

ARSEN CARTER
Zdrajcy krwi. Za czasów drugiej wojny brzmiało to dumnie i ojciec Arsena był z tego dumny, chroniąc mieszkających w sąsiedztwie mugoli. Nie złamał się nawet wtedy, gdy jego starszy syn Edmund, został schwytany przez Śmierciożerców i był przez nich torturowany. Nawet wtedy Jeremiah Carter nie wydał ludzi, którzy znaleźli u niego schronienie.
Arsen miał cztery lata, gdy ten jeden dzień zmienił nagle wszystko. Tajemnicze słowo wojna nagle nabrało znaczenia i obrazu w postaci oszalałych oczu Eddiego i pustego spojrzenia ojca. Starszy Carter przeżył… a raczej przeżyło jego ciało, ponieważ umysł pogrążył się w odmętach szaleństwa. Ojciec do dziś tkwi w żałobie po starszym z synów, matka opłakuje ich oboje, a Arsen obiecał sobie, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Będzie aurorem, powtarzał, czytając po raz setny list z Hogwartu, Emelia, jego matka, uśmiechała się wtedy, choć grymas ten nie sięgał jej pięknych, ciemnych oczu.

 
ur. 13 kwietnia 1994 roku w Dolinie Godryka za czasów szkolnych pałkarz Gryffindoru → auror → animag przybierający formę szylkretowego kota → od lat odwiedza starszego brata w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga na oddziale zamkniętym im. Janusa Thickeya → Powiązania

Zanim jednak stał się aurorem, był łobuzem, utrapieniem i szelmą. Za szerokim, bezczelnym uśmiechem krył strach i własne cierpienie. Doprowadzał do szału nauczycieli swoim zachowaniem, a jednocześnie robił wszystko, by osiągać dobre wyniki w nauce i spełnić swoje marzenie. Zadośćuczynić krzywdzie swojej rodziny, ścigając czarnoksiężników po kres swoich dni.
code by EMME
Arsen dobry chłopak, choć wciąż rozrabiaka. Serdecznie zapraszamy do wątków i powiązań!
fc: Michael Yerger, @: fluffy.elder.god@gmail.com

14 komentarzy:

  1. Czy gdybym podała Ci amortencję, myślisz, że bym się przyznała?

    H.B

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Część!
    Na wstępie muszę przyznać, że karta prezentuje się przepięknie, a główne zdjęcie z wizerunkiem bardzo pasuje do całości :)
    Wojna to zawsze okropna sprawa, ale chyba to dobrze, że Arsen odnalazł w tym wszystkim cel i upór by do niego dążyć.
    Piękny koteł chowa nam się pod linkiem :D
    Życzę udanej zabawy i owocnych wątków! ]

    Rin

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, karty Honey i Arsena są cudnie do siebie dopasowane, ale coś mi podpowiada, że ich relacja będzie równie piękna, choć raczej nie bez trudności, co? Miłość podobno przenosi góry, więc z pewnością osłodzi zakochanym ten trudny czas. Od siebie życzę im powodzenia, a Arsenowi konkretnie wytrwałości w tym, co sobie postanowił. Ma piękną motywację, to trzeba mu przyznać. Ciężko byłoby połączyć ze sobą nasze postacie (Arsen mógłby mieć co najwyżej jakąś sporadyczną styczność z ojcem Fern na polu zawodowym), dlatego nie zaproponuję wątku, ale nie mam wątpliwości, że będziesz się tutaj z tym panem pysznie bawić. ^^ Oby czas i wena sprzyjały w tworzeniu!

    PHOENIX FERNHART

    OdpowiedzUsuń
  4. Frieda nie lubiła przyznawać się do własnej słabości, a przecież to się właśnie ostatnio działo. Słabość dotknęła jej ciała – cicho, bezszelestnie i nawet nie było momentu, w którym pokazałaby się przed atakiem. Po prostu nagle znalazła się w jej tkankach, zatruła krew i zagnieździła się w organizmie, który usilnie próbował dać znać, że coś jest nie tak.
    Ale Frieda na początku ignorowała bóle głowy i krwotok z nosa, sądząc, że to jedynie przemęczenie. W końcu pracowała dużo, czasem nawet zbyt dużo, poświęcając się temu, co działo się w szpitalu. Jednak nie mogła ignorować tego wszystkiego zbyt długo – irytowało ją ciągłe zmęczenie, ból głowy i ospałość, a kiedy w końcu przyszło jej zmierzyć się z wynikami badań, nie za bardzo rozumiała, co się dzieje. Białaczka? Dlaczego? Nie chcę tego. To jest zbyt… uwłaczające. Tak, pomyślała o tym w ten sposób – że białaczka to powód do wstydu, dlatego przez jakiś czas milczała, nikomu niczego nie mówiąc. Nawet Arsenowi, ale w końcu opowiedziała mu o wszystkim – bardzo wolno, ostrożnie dobierając słowa, jakby bała się, że kolejny dźwięk zniszczy wszystko wokół.
    Ostatnie tygodnie były jednak czymś bardziej męczącym niż białaczka czy praca. Kłótnie z Arsenem były coraz częstsze i intensywniejsze. I w tym wszystkim nie chodziło o nic innego, jak o zwykłą troskę i niemoc, od której żadne z nich nie mogło uciec. Frieda miała wrażenie, że im głośniej krzyczy i się marszczy – tym bardziej łapie się obecnego momentu, czując, że mogłaby żyć wiecznie. Poza tym nie umiała odpuścić, gdy już zaczęły się wyrzuty. Wtedy zaczęła oskarżać Arsena o to, że wcale nie jest lepszy od niej – że poświęca się pracy i obsesyjnie ściga czarnoksiężników, nie przejmując się tak naprawdę niczym. Nie istniało nic, bo by go powstrzymywało, a choć Frieda cały czas była po jego stronie i wspierała go, to nienawidziła, gdy ciągle pracował – oboje ciągle pracowali, mijając się w drzwiach, czasem jedynie posyłając sobie krótkie spojrzenie, a kiedy indziej żegnając się krótkim buziakiem.
    Wiedziała jednak, że najgorszy czas już minął, bo przecież co gorszego było od momentu, w którym rozstawała się z Arsenem? Była w nim zakochana jeszcze w Hogwarcie, choć już wtedy był irytującym sierściuchem, który za czasów szkoły założył się z przyjacielem o jej pocałunek. Doskonale pamiętała swoją złość i wybuch, zarzucając Arsenowi, że jest kłamcą i glistą. Nie chciała go w ogóle oglądać i skutecznie ignorowała chłopaka przez jakiś miesiąc, koniec końców ulegając własnym uczuciom. Przecież kochała tego głupka.
    Ostatnia kłótnia była jednak jedną z tych bardziej… intensywnych. Słowo rzucone przeciwko innym słowom, a potem rosnąca złość i ciśnięcie talerzem w stronę Arsena, choć nie bezpośrednio w niego – gdyby Frieda chciała, zapewne dobrze trafiłaby w jego twarz. Potem trzaśnięcie drzwiami i… cisza. Kompletna cisza. I być może trochę za karę zaczęła zbierać rozbite szkło, nie używając do tego magii, jakby w ten sposób mogła przemyśleć to, co się stało.
    Nie spodziewała się, że Arsen cokolwiek przygotuje, dlatego wcale nie spieszyła się, aby wrócić do domu. Nienawidziła, gdy od ścian nie odbijał się jego głos czy śmiech lub chociaż oddech i szczeknięcie desek, kiedy przechodził korytarzem. Po prostu… lubiła jego bliskość, choć musiała wziąć też pod uwagę dumę Cartera. Gdyby ktokolwiek miał dostać medal za bycie najbardziej dumnym osłem, jej narzeczony otrzymałby złoto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawinęła kosmyk włosów za ucho, pociągnęła za klamkę i przeszła przez próg. Zdjęła z ramion sweterek, odłożyła czarną torebkę i rozmasowała nieco kark, marszcząc nos, gdy dotarł do niej przyjemny zapach włoskiej pizzy. Zrobiła kilka kroków, aż w końcu stanęła naprzeciwko Arsena, który trzymał w rękach jej ulubione kwiaty. Chciała powiedzieć, że nie da się przekupić, ale narzeczony odezwał się pierwszy.
      — Akurat bycie palantem ćwiczysz od czasów szkoły — wytknęła mu nieco kąśliwe, a potem westchnęła niemo, słysząc, że się o nią bał. Frieda też się bała. Bała się każdego kolejnego dnia, choć strach nie powinien definiować jej pracy czy tego, kim właściwie była. Strach więc nie mógł niczego kontrolować.
      — Ja też nie powinnam mówić tego wszystkiego, choć wciąż myślę, że bywasz cholernym ignorantem. — Zbliżyła się wolno, krok za krokiem, pokonując dystans, a potem wyciągnęła dłoń, aby pogłaskać jego policzek. Przygryzła lekko dolną wargę i dodała, patrząc mu w oczy. — Przepraszam za ten talerz… nie chciałam cię skrzywdzić. Nigdy bym cię nie skrzywdziła.
      Spięła się lekko, a potem przyjęła kwiaty i wcisnęła w nie nos, aby poczuć zapach goździków. Kojarzyły jej się z rodzinnym domem, ciepłem i słońcem.
      — Dziękuję — odezwała się jeszcze, a kiedy Arsen oznajmił, że przygotował kolację, przechyliła lekko głowę w bok. — Czyli jednak próbujesz mnie przekupić, ty podstępny sierściuchu. — Uśmiechnęła się mimowolnie, lustrując wzrokiem twarz narzeczonego, a potem spoważniała nieco. — Ale wiesz, że to nie koniec? Chciałabym z tobą porozmawiać o tym wszystkim… mam wrażenie, że ostatnio łatwiej jest wykrzykiwać to, co czuję niż powiedzieć to tak po prostu. Nie chcę, żeby tak to wyglądało.

      słodka pszczółka, która jeszcze nie żądli

      Usuń
  5. [Ależ nic nie szkodzi, to super, że blog odżywa i pojawia się tyle nowych twarzy! :) Dziękuję pięknie za miłe powitanie; fakt, Lyra wyszła mi trochę tajemniczo, ale może będzie co rozwijać w wątkach. :D
    Jeśli masz ochotę to zapraszam do siebie, no i życzę miłei zabawy!]

    Lyra Black

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem miała wrażenie, że łatwiej by było, gdyby Arsen po prostu… odszedł. Nie byłoby żadnych ciągnących się krzyków, rzucania talerzami i tego wszystkiego, co sprawiało, że koniec końców bolało ją serce. Ale bez niego byłoby jeszcze gorzej. Byłoby zimno i źle, a tego nie chciała już przeżywać – zrozumiała, że jej życie bez Arsena było puste, kiedy rozstali się jakiś czas temu, podejmując tę decyzję wspólnie. Wtedy wydawało się to dobrym wyborem, najlepszym rozwiązaniem, szczególnie że jeszcze przed tym Frieda walczyła z mocną depresją po stracie dziecka.
    Było ciężko i wtedy zamiast szczerze rozmawiać z Arsenem, po prostu zamknęła się w sobie. Zaczęła więcej pracować, coraz łatwiej się denerwować i nie rozumiała, że w tym wszystkim jest jeszcze jej ukochany narzeczony – ojciec dziecka, które umarło. Przecież to też musiało go dotknąć; to, że najpierw stracił dziecko, a później narzeczoną – i Frieda zrozumiała to po jakimś czasie; to, że oboje się w jakiś sposób stracili, nie dostrzegając momentu końca.
    Spojrzała po jego szelmowskim uśmiechu, nie mogąc zaprzeczyć. Tak, kochała go i tak, kochała wciąż, nawet jeśli zachowywał się czasem jak palant. Od jakiegoś czasu zaczęła sobie nawet powtarzać, że to część jego uroku. Poza tym Iseen nie był tylko i wyłącznie jej narzeczonym, był jej przyjacielem i to było najważniejsze.
    Nie chciała się też kłócić, ale miała dość trudny charakter i często mówiła wszystko wprost, nawet jeśli zdawała sobie sprawę z tego, że to wywoła konflikt. Była temperamentna tak naprawdę od zawsze, choć przez te lata w związku z Arsenem nauczyła się nieco odpuszczać. W końcu był dla niej najważniejszy i cokolwiek by się nie działo – po prostu pragnęła, żeby był szczęśliwy.
    Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy złapał za jej dłoń i ucałował jej palce. Czasem zapominała jak czuły potrafił być i jak bardzo umiał rozczulać ją podobnymi gestami. Doceniała więc te krótkie chwile, gdy w tych kilku sekundach zawieszony był cały jej świat.
    — Wiem, że próbujesz, i doceniam to, naprawdę — odpowiedziała, posyłając mu rozbawiony uśmiech. Doskonale wiedziała, że Arsen się starał i podziwiała go za to; za to, że przyszedł do niej i przygotował to wszystko, kwiaty i kolację, żeby się pogodzić. Zawsze to wszystko mogło wyglądać inaczej i jedyne, co by ich teraz łączyło, to cisza.
    Pozwoliła, aby objął ją ramieniem i pociągnął, zupełnie jakby w ten sposób pozwolił jej zapomnieć o tym, co się wydarzyło – o krzykach, wyrzutach i rzuconym talerzu, który rozbił się o ścianę. I chciała o tym zapomnieć. Pragnęła ruszyć dalej i wyciągnąć z tego lekcję, a w konsekwencji po prostu cieszyć się tym, że Arsen był tuż obok.
    — Zdecydowanie. Chyba robię się za stara na ciągłe kłótnie — rzuciła luźno, z lekkim rozbawieniem, a potem rozejrzała się po salonie, zerkając jeszcze w stronę narzeczonego. — Naprawdę się postarałeś. Wracając do domu, nawet nie pomyślałam o tym, że możesz cokolwiek planować… cieszę się, że wyciągnąłeś rękę jako pierwszy. Ja chyba wciąż się tego uczę.
    Odłożyła kwiaty i zajęła miejsce, kiedy Arsen odsunął jej krzesło. Zawinęła kosmyk włosów za ucho, po czym przygryzła lekko dolną wargę.
    — Aktualnie zjadłabym tę pizzę, nawet jeśli smakowałaby okropnie — stwierdziła całkiem poważnie i posłała narzeczonemu błyszczące spojrzenie. — Dziękuję… no wiesz, za wszystko. Za to, że jesteś też.
    Musiała to powiedzieć, chcąc w ten sposób pokazać Arsenowi, że nie chce się już kłócić, a raczej po prostu spędzić z nim czas, choć wydawało się to tak niezwykłe. Do tej pory nie był zbyt wielu takich momentów, a Frieda uświadomiła sobie, jak bardzo brakowało jej tych normalnych chwil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W pracy? Hmm… jak zwykle chaos. Mam dużo pracy przy ostatnio przybyłym pacjencie. Facet nie chce współpracować, więc muszę się nagimnastykować, żeby w ogóle się do mnie odezwał — odpowiedziała całkiem szczerze, wzdychając ciężko. — Ale to nic takiego. Radzę sobie. Przecież muszę sobie radzić nawet z najbardziej upartym pacjentem, choć potem po prostu zwinęłabym się w kulkę… — Uśmiechnęła się krótko, nie mówiąc nic o własnej chorobie i o tym, że czuje się coraz bardziej zmęczona. Arsen nie musiał o tym wiedzieć.
      — A co u ciebie w pracy? — spytała, przyjmując kieliszek z winem. Wzięła łyk i oblizała delikatnie dolną wargę. — Powinnam o czymś wiedzieć? Coś się zmieniło? — Wbiła wzrok w twarz narzeczonego.

      może nie będziemy znowu rzucać talerzem

      Usuń
  7. Ona również obiecała sobie, że tym razem będzie inaczej. Że tym razem nie będzie trzymać wszystkiego w sobie i że nie zamknie się przed Arsenem w swojej osobistej wieży. Nie chciała, aby jej związek po raz kolejny się rozpadł, bo nie było niczego gorszego od tego – od momentu, w którym otwierała rano oczy i wiedziała, że Arsen nie leży obok. Carter był nieodłącznym elementem jej życia i tak naprawdę ciężko było myśleć o tym w inny sposób – gdy go nie było, czuła się niekompletna, jednak to wcale nie oznaczyło, że jest słodko i kolorowo. Wciąż należało wiele spraw przegadać, dojść do kompromisów lub uznać czyjąś rację. Frieda była gotowa, aby się tego podjąć – aby spróbować zawalczyć o Arsena, o siebie i swoje narzeczeństwo.
    — Nie jestem pewna, czy w momencie, w którym się wydzieram, widzisz moje piękno — stwierdziła, posyłając mu rozbawione spojrzenie, choć dobrze wiedziała, o czym mówił. Bywały kłótnie, które kończyły się wraz z pocałunkiem, rękoma przy talii czy męskim torsie, a potem Frieda nawet nie pamiętała, o co chodziło i co takiego ją zdenerwowało. Wtedy jedynie miała ochotę całować jego usta, wtulać twarz w jego szyję i czuć się kochana, a raczej pozwolić sobie, aby czuć tę miłość.
    — Nie zamierzam próbować. — Potrząsnęła głową i wbiła wzrok w jego twarz. Nie miała zamiaru robić niczego, co mogłoby sprawić, że by odszedł. Już raz zgodziła się, aby zakończyć ten związek i po czasie mogłaby uznać, że było to po prostu głupie i tchórzliwe. Ale wtedy brakowało jej sił, aby to udźwignąć. Może dlatego się wycofała. A może po prostu miała dość: siebie, jego i tych ciągłych pretensji.
    Ścisnęła jego dłoń, kiedy sięgnął po jej rękę, a potem uśmiechnęła się mimowolnie, spuszczając wzrok do jego palców. Zdecydowanie lubiła te wszystkie delikatne gesty i musiała w końcu przyznać, że zawsze niemiłosiernie ją rozczulały.
    — Zdarzają się tacy śmiałkowie — odparła z teatralnym oburzeniem, wiedząc, że miała charakterek i że raczej nie lubiła, gdy cokolwiek coś psuło. Była perfekcjonistką i pracoholiczką. Do tego przejmowała się swoimi pacjentami – była uzdrowicielką z powołania i za każdym razem angażowała się w leczenie. Zaśmiała się cicho, słysząc jego żart, a potem obserwując uśmiech, który pojawił się przy jego twarzy – lubiła widzieć jego uśmiech, nawet jeśli w danym momencie wyglądał jak typ spod ciemnej gwiazdy. Właściwie to… kochała go całego. Kochała, gdy się marszczył lub wbijał w nią swoje spojrzenie, i gdy ocierał się zarostem o jej policzek lub sięgał ustami jej ust – kochała, gdy był zamyślony i gdy w jego oczach pojawiał się błysk.
    — Potter chyba nigdy nie będzie inny — stwierdziła krótko, a potem przytaknęła jego dalszym słowom. Poczuła się spokojniejsza. Nie popierała ani trochę zafiksowania się Arsena i łapania czarnoksiężników za wszelką cenę. Obawiała się, że pewnego dnia przyjdzie jej leczyć własnego narzeczonego, a przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak paskudne potrafiły być klątwy i ile trwało leczenie, a w niektórych przypadkach nawet ono niewiele pomagało. Nie chciała więc patrzeć jak Arsen zupełnie nieświadomy zostaje przykuty do łóżka – wtedy kompletnie pękłoby jej serce.
    — Po prostu… uważaj na siebie — dodała jeszcze, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Ale musiała to w końcu powiedzieć, wyrzucić i dać Arsenowi znać, że niepokoi się o niego za każdym razem, gdy podejmuje się czegoś ryzykownego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz potem spróbowała w końcu pizzy i ze smakiem wzięła kolejny kęs. Podniosła wzrok, słysząc pytanie, przełknęła i sięgnęła po wino, aby upić łyk.
      — Pizza wyszła naprawdę świetnie — odpowiedziała z uśmiechem. — Smakuje mi bardziej niż ta z restauracji, w której byliśmy ostatnio — dodała, zerkając po cieście. — To chyba dlatego, że wyczuwam tutaj szczyptę kociej miłości. — Przechyliła głowę ze śmiechem, a potem pochyliła się nad stołem: — Dziękuję, kotku, to naprawdę… niesamowite. Pizza, wino, kolacja.
      Podniosła się z miejsca, aby bezczelnie podejść do narzeczonego, a potem zmusić go do tego, żeby odsunął się nieco od stołu. Wtedy zajęła miejsce na jego kolanach – usiadła bokiem, obejmując jego szyję.
      — Kąpiel? — powtórzyła za nim, bawiąc się jego włosami przy karku, delikatnie przesuwając w dół paznokciami po skórze. — Tylko jeśli zamierzasz wziąć ją ze mną. W przeciwnym razie nie wydaje się to aż tak dobrym pomysłem — stwierdziła, wyciągając się, aby złapać za kawałek pizzy. — No chyba że masz inne plany… — mruknęła nieco zaczepnie, zerkając do jego twarzy z buzią pełną jedzenia.

      oswojona pizzą i winem narzeczona

      Usuń
  8. Frieda próbowała jakoś to wszystko godzić. Jakoś wyjść naprzeciw temu, że jest cholerną pracoholiczką i że jej mąż poświęca się pracy w każdym momencie, usilnie próbując wyłapać każdego czarnoksiężnika. I być może podziwiała go za to – za tę determinację i odwagę, jednak coraz częściej po prostu się martwiła. To nie była zwykła praca za biurkiem, a czasem zmierzenie się z ogromnym niebezpieczeństwem, które mogło zwyczajnie Arsena przerosnąć. To wszystko sprawiało, że życie z Carterem bywało po prostu trudne.
    I nie wybielała się. Doskonale wiedziała o tym, że ona również daje Arsenowi popalić i że dokłada mu w jakiś sposób zmartwień, jednak nie mogła zrezygnować z własnych obowiązków. Od zawsze poświęcała się pracy i nie było momentu, w którym by sobie odpuściła. Działo się tak, ponieważ Frieda wymagała od siebie naprawdę wiele, szczególnie że jej przodek znany jest czarodziejom jako ten, który założył Szpital Świętego Munga, a potem jej ojciec stał się jego ordynatorem – czuła więc presję, aby sprostać temu, co oznaczało jej nazwisko. Nie przewidziała jednak, że będzie się to działo kosztem jej przyszłego małżeństwa czy zdrowia.
    Frieda nie szukała poklasku ani nie wymagała pochwał – robiła to, co chciała robić i do czego przygotowywała się tak naprawdę od dziecka. Potem była jedną z pilniejszych uczennic w Hogwarcie, choć przede wszystkim dbała o przedmioty związane z byciem uzdrowicielką. Bardzo przejmowała się też swoją opinią i nie lubiła, gdy się o niej plotkowano, ale to akurat bywało całkiem normalne, szczególnie gdy związała się z Carterem, szkolnym łobuzem, który tak bardzo nie pasował do jej poukładanego życia. Potem jednak Frieda przekonała się o tym, że był jej brakującym elementem.
    Przytaknęła, słysząc jego zapewnienie, choć dobrze wiedziała, że w terenie bywało różnie; że mogło stać się coś, przez co cały plan legł w gruzach niemal w sekundę. Wystarczył jeden mały błąd, aby Arsenowi coś się stało; aby ktoś go skrzywdził – i czy wtedy mogłaby mu pomóc? Czy zdążyłaby go uratować? Być może dlatego wciąż pracowała i się uczyła – po to, aby niezależnie od wszystkiego móc cokolwiek zrobić.
    — Wolałam mieć pewność, że będziesz w wannie ze mną — odparła, słysząc jego rozbawienie i złapała się jego tęczówek, marszcząc lekko nos. — Masaż? Cóż, postarałeś się dzisiaj ze wszystkim, więc i ja mogę być miła i się wykazać — dodała, dociskając usta do jego policzka, cmokając cicho.
    Dobrze, że Arsen tutaj był – że był tak blisko, mimo że wczorajsza kłótnia wydawała się o wiele gorsza niż poprzednie; przypominała prawdziwy huragan i Frieda nawet nie próbowała myśleć o tym, co by się stało, gdyby Arsen nie wyszedł. Czy powiedziałaby coś, czego by jej nie wybaczył? A może po tych wszystkich słowach wystarczyłoby to wszystko zakończyć?
    Zaśmiała się cicho, gdy dotknął ustami i językiem jej twarzy. Posłała mu też rozbawione spojrzenie, kręcąc głową. Zapomniała już, jak bardzo jej narzeczony bywał niemożliwy i jak bardzo to uwielbiała – jak uwielbiała, gdy się z nią droczył.
    — Tak? Więc sugerujesz, że powinnam wysmarować się tym sosem wszędzie? — spytała ze śmiechem, a czując jego palce przy swojej skórze, nie broniła się przed przyjemnym dreszczem. Odwzajemniła też jego uśmiech, ciesząc się, że może widzieć ten zadowolony grymas przy jego twarzy – lubiła go takiego widzieć; lubiła, gdy była tak swobodny i w jakiś sposób… szczęśliwy.
    — Ja też za tobą tęskniłam — odpowiedziała szczerze, wzdychając ciężko. Była zmęczona tym, co ostatnio się między nimi działo. Tą ciągłą ciężką atmosferą i konsekwencją tego, że w jakiś sposób Arsen miał rację co do jej zdrowia i ciągłej pracy. Jednocześnie czuła, że ona przecież także nie jest w błędzie – że Arsen popadł w jakiś pieprzony trans, jeśli chodziło o łapanie czarnoksiężników, i Frieda naprawdę się tego obawiała. Tego, że jej narzeczony zginie. Obwiniałaby się o to – o to, że go nie powstrzymała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oburzyła się teatralnie, gdy wgryzł się w kawałek pizzy i zaśmiała się cicho, kciukiem ścierając sos z jego ust. Przyjęła też pocałunek, który miał uciszyć jej marudzenie. Właśnie za takimi chwilami tęskniła – za chwilami tej spokojnej bliskości, bez wyrzutów i zamartwiania się o wszystko wokół. O wiele łatwiej byłoby być po prostu Friedą i związać się z po prostu Arsenem Carterem.
      — Wiem, kotku, wiem… — Uśmiechnęła się miękko i odłożyła pizzę, aby objąć narzeczonego za szyję. Odetchnęła cicho, czując jego zapach; czując znajome ciepło, pozwalając, aby kompletnie do niej przeniknęło. — Ja też cię kocham… kocham cię najmocniej… i wybacz, że czasem jestem taką zołzą — dodała jeszcze, chcąc, aby wiedział, że nie jest tego dumna.
      — Ale twoja zołza nawet jak wrzeszczy — zaczęła — to cię kocha. — Odchyliła się nieco, aby ująć jego twarz w swoje dłonie. Kciukami pogłaskała skórę, zahaczyła o zarost i cmoknęła mężczyznę w czoło, nos i brodę, specjalnie omijając usta. Wiedziała, że jeśli teraz go pocałuje, to nie będzie chciała kończyć pieszczoty. — Po prostu… starajmy się, a wszystko będzie w porządku. Dobrze wiesz, że nie mogłabym cię znów stracić. Myśl o tym, że moglibyśmy się rozstać… — Potrząsnęła głową. — Po prostu… przeraża mnie wizja świata bez ciebie.

      pszczółka

      Usuń
  9. Frieda mogłaby powiedzieć o Arsenie wiele dobrego i bardzo, bardzo mało złego, jednak nigdy nie wątpiła w to, czy ją kocha. Czuła jego miłość – była nią w jakiś sposób odurzona, tylko że czasem to nie wystarczało. Decyzja o rozstaniu była czymś zupełnie naturalnym wobec tego, co się pomiędzy nimi działo, a więc nie mogła szukać winnych, chyba że zaczęłaby od siebie. Wiedziała w końcu, że się od niego odsunęła i że w jakiś sposób przestało to wszystko działać. Stał się jej wrogiem, a przestał być przyjacielem. Przestał być tamtym chłopakiem, który był w końcu wrażliwy i który zdobył jej serce właśnie tym: swoją wrażliwością.
    Czasy szkolne w ogóle były nieco inne. Wtedy zupełnie go nie znosiła. Był dla niej głupim ważniakiem, który umiał tylko gadać i stroić sobie żarty. Więc tym bardziej było dla niej zaskoczeniem, kiedy zaczął się od niej odzywać, choć wtedy po prostu usilnie go ignorowała, nie chcąc tracić czasu. Sądziła, że Arsen nie ma do zaoferowania nic więcej od ładnej twarzy.
    Wiedziała w końcu, że miał powodzenie u koleżanek i właściwie, gdy zaczęli się spotykać, nieco ją to martwiło. Nie chciała być zazdrosną żmiją i jedynie rozglądać się za tym, czy aby żadna z dziewczyn nie pisze do niego liścików, jednak w jakiś sposób mu ufała. Przynajmniej do incydentu, w którym zobaczyła, że całuje się z jej kopią. Nie wiedziała, czy była bardziej wściekła na Arsena czy dziewczynę, która postanowiła to zrobić. Jednak nie odzywała się wtedy do niego przez miesiąc.
    Wszystko zmieniło się też w ostatniej klasie, gdy Frieda po prostu wyładniała. To wtedy zaczęła być zaczepiana przez chłopców, choć wcale nie była żadnym z nich zainteresowana. Poza tym wzrok Arsena raczej dawał wiele do rozumienia, gdy którykolwiek próbował do niej zagadać. Było to w jakiś sposób urocze – to, że był o nią zazdrosny i nie próbował tego ukrywać, a jednocześnie chwalił jej sukienkę czy nowy sweterek, nigdy nie dyktując jej swoich warunków. Czuła się więc przy nim… wolna.
    I wciąż chciała się tak czuć.
    — Śliczna? Najpiękniejsza? — Popatrzyła z uśmiechem po jego twarzy i lekko zmarszczyła nos. — Kiedyś kompletnie wyśmiałabym cię za ten tekst, uznając podobne słowa za dość tandetne, ale teraz chyba ich potrzebuję — stwierdziła, wzruszając lekko ramieniem. Wobec tego, co działo się w jej głowie, komplementy tego typu były dla niej w jakiś sposób urzekające. Tak samo urzekające było to, że dla Arsena wciąż była atrakcyjna – że nadal widział w niej tę dziewczynę, w której się zakochał.
    Po stracie dziecka zaczęła czuć, że czegoś jej brakuje – że jest niekompletna, niewystarczająca. Było to coś, z czym nie mogła sobie poradzić. Poczucie tego, że jest ohydna i obrzydliwa tak bardzo zatruło jej myślenie, że podejrzewała Arsena o to, że zdradza ją z jakąś atrakcyjniejszą od niej kobietą. W dodatku była cholernie zazdrosna.
    — To dobrze, że ją kochasz — mruknęła, gdy to przyznał. Potrzebowała jego miłości; potrzebowała jego osoby i tego, co wnosił do jej życia. Był jak brakujący element układanki. Bez niczego czuła się niekompletna. — Inaczej musiałabym wlać w ciebie tę nieszczęsną amortencję.
    Popatrzyła mu prosto w oczy i otworzyła z teatralnym oburzeniem usta, gdy ugryzł delikatnie jej kciuk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Mhm. — Uśmiechnęła się do niego, gdy powiedział, że już nigdy się go nie pozbędzie. — Tym razem ja też zamierzam być zawsze obok, nawet jeśli będę miała ochotę rzucić w ciebie czymś ciężkim — dodała luźno, wzruszając ramieniem, a potem zaczęła cmokać jego policzek w tej uroczej pieszczocie.
      Pisnęła ze śmiechem, gdy Arsen się podniósł i przerzucił ją sobie przez ramię.
      — Co ty robisz? — spytała z rozbawieniem, wciąż się śmiejąc i złapała się jego ubrania, potrząsając głową. — Arsen! — Poruszyła się nieco, choć nie szarpnęła, gdy poczuła jego rękę przy swoim tyłku. — Tylko nie myśl o tym, aby wrzucić mnie do wanny w ubraniach, słyszysz?
      Sapnęła cicho, a potem wyciągnęła się nieco, aby dłońmi zahaczyć o kieszenie jego jeansów.

      kwiatuszek

      Usuń