Byli identyczni jak dwie krople wody, a gdzie szedł jeden, tam drugi podążał. Nosili szaty tej samej barwy, jedli to samo na śniadanie i zawsze trzymali się razem. Kiedy Dorian odszedł, Ignatius po prostu to poczuł. Słowa okazały się zbędne. Wyszedł z rodzinnego domu, zanim te padły z ust rodziców. Nieoczekiwana śmierć pozostawiła w jego sercu ziejącą dziurę. Wyrwę, którą rozpaczliwie próbuje zapełnić błyskami pocałunków, muzyką i gorzkim smakiem eliksirów. Sprawia wrażenie zawieszonego pomiędzy życiem a śmiercią. Niby egzystuje, ale oczy ma nieobecne i często zapatrzone w odległy punkt za oknem. Trzyma się z daleka od boiska Quidditcha. Często można go w Wielkiej Sali, gdzie odbywają się najczęściej próby chóru. Przyznać trzeba, że głos ma jak dzwon. Kiedy baryton odbija się od ścian pustego pomieszczenia nie pomyślałbyś, że należy do piętnastolatka. Wyróżnia się spośród swoich rówieśników, przewyższając ich o głowę. Tęczówki ma tak ciemne, że mógłbyś w nich zatonąć, a uśmiecha się, kiedy czuje przeszywający, zimny podmuch wiatru, który przyprawia ciało o gęsią skórkę.
Ignatius Burns
ur. 21 czerwca 2007 roku — V klasa — Hufflepuff — powtarza oblany rok — częste wizyty w Szpitalu Świętego Munga — metamorfomag — od śmierci bliźniaka nie potrafi powrócić do swojego oryginalnego wyglądu ani wyczarować patronusa, który wcześniej przyjmował formę feniksa — aktualnie właściciel wyjątkowo nieprzewidywalnej i kapryśnej dwunastocalowej różdżki wykonanej z leszczyny, z rdzeniem z głowy wili — poprzednia różdżka uległa zniszczeniu — ma dwóch młodszych braci — należy do Chóru Szkolnego i Klubu Miłośników Literatury — pocztę dostarcza mu puchacz imieniem Bachus
odautorsko
[ Ktoś tu ma sporo weny, skoro wyprodukował już swoją drugą postać… I ten ktoś mógłby się podzielić z innymi… ;) Ale tak na serio, to bardzo zazdroszczę – niby samych pomysłów mam kilka, ale regularne odpisywanie z dwójką byłoby dla mnie mocno skomplikowane :D Bardzo ciekawy ten Twój chłopak, choć ogromnie mu współczuję utraty brata bliźniaka. Trudno sobie wyobrazić, jak mocno musi to przeżywać. Dlatego wcale się nie dziwię, że jego metamorfomagia postanowiła się zbuntować… Cóż, gdyby potrzebował jakiś konsultacji w tym zakresie, zapewne wie, jak trafić do gabinetu Lupina ;) Życzę Ci udanej zabawy z drugim panem! ]
OdpowiedzUsuńLupin
[Dzień dobry! Skombinowałaś Ignatiusowi naprawdę ciężkie życie, nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo przeżył śmierć brata. A pomysł z nieświadomym przejęciem jego wyglądu w odpowiedzi na traumę – naprawdę wspaniały, podziwiam kreatywność!
OdpowiedzUsuńHmmm, tak sobie myślę, że Albus może uwierzyłby, że Ignatius jest starszy, a że obaj są w Klubie Miłośników Literatury, to nawet punkt zaczepienia jest! Nie wiem, w jakim niecnym celu Ignatius by to zrobił, ale nie mam żadnych oporów przed wkręceniem Ala w jakieś kłopoty.
Baw się z nim dobrze (i nie uzależnij go od eliksirów za bardzo)!]
Albus S. Potter i Jadis Wagtail-Meijer
[ No owszem, to byłby ciekawy początek września… Lupin z pewnością nie spodziewał się, że zostanie doradcą z zakresu metamorfomagii :D Ale jeśli mógłby jakoś pomóc, to czemu nie… W dodatku Ignatius to Puchaś, a Edward zawsze miał małą słabość do Puchasiów… Solidarność plus sentyment, i te sprawy ;) Opiekun Hufflepuffu mógł zagadać do Lupina i poprosić go o pomoc. Nie wiem tylko, jak Ignatius byłby nastawiony do takich spotkań z Edwardem…? ]
OdpowiedzUsuńLupin
[O wow, bardzo ciekawy pomysł z tym wyglądem brata. Zaintrygował mnie też jego baryton, chciałabym posłuchać czegoś w jego wykonaniu. Trudny los mu zgotowałaś, utrata kogoś tak bliskiego, to jak śmierć cząstki własnego organizmu. Mam nadzieję, że z czasem uda mu się jakoś z tym pogodzić i odzyskać radość życia i czerpać z niego garściami, no i przede wszystkim być obecnym ciałem i duchem, a nie tylko funkcjonować dla zasady. Życzę dużo weny i wątków, pięknie napisana i dopracowana karta :) W razie chęci zapraszam do mojej Suz, razem mogliby ponarzekać na świat ;)]
OdpowiedzUsuńElias&Suz
[ Kurczę, teraz to nie będę wiedziała, którą opcję wybrać… :D Ale wiesz, myśląc tak logicznie – mój Lupin nie jest typem człowieka, który zmuszałby kogokolwiek do robienia czegoś wbrew własnej woli. Jeśli widziałby, że Ignatius nie chce jego pomocy i właściwie robi wszystko, aby wykręcić się od spotkań z nim, to nie naciskałby. Robienie tego na siłę nic by nie dało, a już na pewno nie pomogłoby mu w pozbyciu się blokady. Wręcz mogłoby ją jeszcze bardziej wzmocnić. Uważam więc, że najsensowniej by było wybrać opcję pierwszą, w której Ignatius chce otrzymać pomoc. Bo inaczej nawet Lupin nic nie zwojuje :D Hufflepuff górą! ]
OdpowiedzUsuńLupin
[Cześć!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za powitanie. :D I jasne, chętnie skuszę się na wątek. Pomysł z tym, żeby to akurat rodzina Olie zajęła się pogrzebem brata bliźniaka bardzo mi się spodobał. Można to naprawdę nieźle rozegrać. I stąd też pewnie Olie kojarzyłaby/znała Ignatiusa — tutaj do ustalenia.
I tak, nazwisko Olie wzięte jest z ST. Eddie życiem. ❤️]
OLIEANNA MUNSON
[ Witamy drugiego Puchona! Niech się też nasz dom zaludnia, a co!
OdpowiedzUsuńWyszła ci naprawdę ciekawą postać, choć zgotowałaś mu nie lada traumę. Śmierć bliskich zawsze odciska głębokie piętno, Rin coś o tym wie, tak więc na pewno była y w stanie go zrozumieć... Oby Ignatius w końcu odnalazł spokój ^^
W razie chęci zapraszam do nas :D]
Rin
[Cześć!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, dziękuję za powitanie. Po drugie, chętnie coś naskrobiemy, tym bardziej że Honey mocno oddaje się swojej pracy. Można by nawet iść w to, że ta dwójka po prostu się zna, ba, Honey mogłaby przekupować Igniego ciągutkami czy czymkolwiek innym :D]
Honey Bonham
Początek września okazał się naprawdę zakręcony. Choć Lupin przesiedział niemal całe wakacje w Szkocji, powoli przygotowując się do przejęcia pałeczki po byłym już profesorze ONMS, po paru dniach od rozpoczęcia nowego roku szkolnego, miał już niemal kwadratową głowę. Do tej pory jako stażysta udzielał się w dość ograniczony sposób – jego stan zdrowia krótko po przybyciu do Hogwartu nie pozwalał mu się w pełni zaangażować. Pomagał profesorowi w szykowaniu przyszłych tematów zajęć, zbieraniu fachowej literatury, a nawet sprawdzaniu testów oraz zadań domowych – czego szczególnie nie znosił, ponieważ ignorancja niektórych dzieciaków przyprawiała go o palpitację serca. Teraz doszło mu do tego wszystkiego prowadzenie zajęć. Okej, nie było tak źle jak myślał, że będzie… jednak i tak potrzebował chwili, aby się do tego przyzwyczaić. Może za miesiąc lub dwa będzie już po krzyku… odnajdzie swój rytm, zapamięta imiona wszystkich dzieciaków, wdroży ulubione tematy, które uważał za najciekawsze i najpotrzebniejsze zarazem… Ale dziś musiał się jeszcze mocno skupić, aby poprowadzić zajęcia tak, aby sam uznał je za przynajmniej zadowalające. Lekcja z piątoklasistami była tego dnia ostatnią, którą miał w swoim grafiku. Puchoni i Krukoni czekali już na niego pod salą. Nawet z daleka zauważył, że jeden z ciemnowłosych uczniów przewyższa pozostałych… a gdy podszedł bliżej, wiedział już dlaczego. Dosłownie przedwczoraj przeprowadził dłuższą rozmowę z opiekunem Hufflepuffu, który poprosił go o pomoc dla jednego ze swoich podopiecznych. Ignatius Burns był metamorfomagiem, który przeżywał wyjątkowo trudny czas po utracie swojego brata bliźniaka. Lupin nigdy nie miał prawdziwego rodzeństwa, jednak z biegiem lat zaczął postrzegać w ten sposób dzieci Potterów i Weasley'ów, z którym od zawsze miał bardzo bliski kontakt. I nie wyobrażał sobie, aby któremuś z nich kiedykolwiek miałoby się stać coś złego… Współczuł więc Burnsowi. Nie odmówił mu również pomocy, jednak z tym musiał poczekać do końca zajęć. Wpuścił do sali gromadkę uczniów i po chwili zajął się już prowadzeniem lekcji. Pierwsze zajęcia zawsze miały charakter wprowadzający. Niemal w każdym temacie należało przeprowadzić kilka pierwszych pogadanek, aby zorientować się, ile uczniowie już wiedzą oraz czego sam może po nich oczekiwać. Na szczęście grupa wydawała się w miarę ogarnięta, a większość wyglądała na autentycznie zainteresowanych, gdy opowiadał im o tym, jak będą wyglądały ich spotkania, i że na pewno nie będą się one ograniczały jedynie do siedzenia w ławkach. O nie, Lupin nie wyobrażał sobie ONMS bez zajęć praktycznych, w terenie. Zamierzał wyciągnąć te dzieciaki z sali i zaznajomić ich ze wszystkimi możliwymi stworzeniami, jakie uda mu się tu sprowadzić. Na razie jednak dzisiejsza lekcja upłynęła dość spokojnie, i nim Edward się zorientował, po korytarzach rozniósł się dźwięk upragnionego dzwonka. Zanim uczniowie wysypali się z sali, zasugerował im, że przed ich następnym spotkaniem mądrze byłoby przeczytać pierwsze dwa rozdziały Potwornej księgi potworów… reszta słów i tak utonęłaby w ogólnym hałasie, więc Lupin zabrał się po prostu za pakowanie swoich podręczników i notatek. Kątem oka zauważył, że siedzący z tyłu Ignatius nadal zwleka z wyjściem… Uznał to za dobry znak i samemu nieśpiesznie wsuwał swoje książki do przepastnej torby, przewieszonej przez oparcie krzesła. Tak jak podejrzewał, gdy w sali został tylko on oraz panicz Burns, ten podszedł do niego i nieśmiało zagadał.
OdpowiedzUsuń— W przeciwieństwie do zwierząt, o których opowiadam, ja nie gryzę, Ignatius… — uśmiechnął się lekko, wkładając ostatni zeszyt do swojej torby. — Jak mogę ci pomóc? — wyprostował się i zerknął z góry na swojego ucznia. Metamorfomagia była naprawdę niezwykła. Dzięki niej chłopak podrósł kilkanaście centymetrów w parę sekund. Lupin pamiętał, że kiedyś dla zabawy odejmował sobie centymetry… Denerwował w ten sposób swoją byłą dziewczynę, która uwielbiała chodzić w szpilkach i złościła się na niego, że teraz jest od niego wyższa. Edward już tak nie robił. Wyrósł z tych głupich żartów… no i wyrósł również z tamtego związku. Obecnie nie bawił się już swoim wzrostem, pozostając wiernym swojemu metrowi i dziewięćdziesięciu pięciu centymetrach. Nawet, jeśli nadal od czasu do czasu zdarzało mu się zaryć głową o zbyt niską framugę…
UsuńLupin
[Jak dla mnie to w porządku. :D Takie spotkanie przed domem pogrzebowym, a dopiero później w Hogwarcie brzmi naprawdę ciekawie, tym bardziej to jak się koniec końców Olie dowie, co to za gałgan z tego Igniego! xD]
OdpowiedzUsuńOLIEANNA MUNSON
Biblioteka była jednym z najrzadziej odwiedzanych przez nią miejsc, ale wisiało nad nią widmo kolejnego szlabanu, zmusiła się więc, aby w drodze wyjątku przygotować zadany esej, a co za tym idzie, sięgnąć do trzymanej w dłoniach sterty książek. Nauka od dawna ją nudziła, chodziła tutaj bardziej ze względu na relacje z innymi, niż możliwość rozwoju, od czasu do czasu musiała jednak zadowolić rodziców, aby ci nie traktowali jej niczym czarnej owcy w rodzinie.
OdpowiedzUsuń- To znak, że nie powinno mnie tu być - westchnęła i teatralnie przewróciła oczami, kiedy na skutek zderzenia z nadchodzącą z naprzeciwka osobą, potknęła się i upuściła na podłogę większość trzymanych książek - Ja nie lubię książek, widocznie te nie lubią i mnie, wszystko z wzajemnością - dodała zrezygnowana, przy okazji kucając, aby pozbierać rozrzucone księgi. Nie zamierzała zbyt długo siedzieć nad esejem, ale czuła na sobie wzrok brata, który usilnie dbał o to, aby donosić matce o wszystkim, co Suz uczyniła źle lub czego nie zrobiła, a musiała, aby zaliczyć dany przedmiot.
- No pięknie, jeszcze lepiej - jęknęła, kiedy pochylając się do przodu, zderzyła się ze swoim towarzyszem głowami - Nie zakładałam, że będziesz dżentelmenem, poradziłabym sobie i bez tego. Dziękuję, że nabiłeś mi guza - dodała z przekąsem, nie rozpoznając w stojącym przed nią mężczyźnie swojego bliskiego znajomego i brata Doriana, który przez moment był dla niej nawet kimś więcej, niż zwykłym przyjacielem - Jesteś nowym stażystą? Nauczycielem? Serio wszyscy, którzy tutaj przychodzą, od razu wiedzą kim jest Suzanne Nott? Nie powiem, czasem uprzykrzam innym życie, ale bez przesady - odłożyła książki na stolik obok i z lekkim zażenowaniem uniosła ku górze ręce. Jej rude włosy były tak charakterystyczne, że bardzo łatwo było ją od razu skojarzyć, nie przypuszczała jednak, że już na dzień dobry ma skopaną opinię wśród nauczycieli. Co prawda skutecznie pracowała na nią od lat, zwłaszcza przez brak należytego szacunku do starszych oraz ciągłe ironizowanie i narzekanie, ale mimo wszystko, na pewno bywali gorsi od niej.
- Jesteś do kogoś podobny...- wpatrywała się w niego przez moment, usiłując skojarzyć z kim powinna powiązać stojącego naprzeciwko niej chłopaka, zwłaszcza, że dałaby sobie głowę uciąć, że gdzieś już słyszała ten głos - Bliźniacy Burns, no tak - lekko klapnęła się otwartą dłonią w czoło - Jesteś ich rodziną? Nigdy o tobie nie wspominali, a właściwie to gdzie Ignatius i Dorian? Krążą plotki, że...nie, to na pewno głupie plotki, dużo tutaj głupich plotek, a ja nigdy ich nie słucham - skarciła sama siebie w myślach i badawczo przyglądała się swojemu rozmówcy, oczekując, że sam się jej przedstawi i pomoże rozwiązać zagadkę, która właśnie zaczęła zaprzątać jej głowę.
Zdezorientowana Suz
[Zastanawiałam się właśnie, o co chodziło z moją nieudaną publikacją, a tu proszę! Zagadka wyjaśniona. :D Absolutnie nie zamierzamy nigdzie znikać, a na wątek jak najbardziej jestem chętna. Lyra, która wygląda dość młodo, mogłaby być tą osobą, którą Ignatius (przepiękne imię!) wkręcił, że jest starszy; chyba, że coś innego chodzi Ci po głowie? :)]
OdpowiedzUsuńLyra Black
Ignatius wyglądał na mocno zdenerwowanego… i Lupin wcale mu się nie dziwił. Choć trudno było porównywać ból spowodowany utratą brata bliźniaka z typowym okresem nastoletniej buńczuczności, który przechodził będąc w jego wieku. Niewiele wiedział o tej tragedii… Opiekun Hufflepuffu nie opowiedział mu dokładnie co się stało. Być może sam nie znał jeszcze wszystkich szczegółów. Niemniej jednak, na razie nie stanowiło to większego problemu. Jeśli Edward miał zamiar spędzić w towarzystwie chłopaka trochę więcej czasu niż zakładały to jego nauczycielskie normy, to prędzej czy później będą musieli poruszyć ten temat. Obawiał się, że będzie on kluczowy w wyjaśnieniu tego, co w tej chwili działo się z Ignatiusem oraz jego niezwykłymi umiejętnościami. Metamorfomagia była bardzo czuła i podatna na wszelkie emocje. Lupin przekonał się o tym na własnej skórze, gdy przechodził przez różne etapy dojrzewania. Na szczęście jego babka wykazywała się wówczas wyjątkową cierpliwością… Co by nie patrzeć, nie pierwszy raz obserwowała proces dorastania metamorfomaga. Czasami opowiadała mu jakie głupoty wyczyniała jego matka, gdy miała gorszy dzień i na przykład nie podobało jej się, że jej zdaniem ma okropnie wystający podbródek. Edward lubił sobie wyobrażać perypetie młodej i zuchwałej Dory… o dziwo, działało to na niego niezwykle kojąco. Być może była to jakaś namiastka kontaktu, jaki mogliby mieć, gdyby nadal żyła…
OdpowiedzUsuń— Przyznaję, że tak jak szczerze nie przepadam za Świętym Mungiem, tak tym razem muszę zgodzić się z opinią pracujących tam uzdrowicieli… — odpowiedział powoli, starając się ostrożnie ważyć każde słowo. Jednocześnie nie miał zamiaru udawać terapeuty, którym przecież nie był… wypadało jednak, aby i on podzielił się swoimi pierwszymi przemyśleniami na temat specyficznego problemu Ignatiusa. — Mają rację. Naprawdę wszystko z tobą w porządku. Gdyby było inaczej, to z pewnością zatrzymaliby cię tam na dłużej. A skoro teraz stoisz tu przede mną i spokojnie rozmawiamy… — uśmiechnął się lekko i wzruszył niedbale ramionami. Zamknął torbę z książkami, ale zamiast usiąść ponownie za biurkiem, wybrał nieco wygodniejszą opcję. A mianowicie posadzenie czterech liter na krawędzi jego blatu, tak aby nadal móc obserwować z bliska zachowanie Ignatiusa. — Choć przyznaję, że ta wzmianka o lecącej z nosa krwi odrobinę mnie niepokoi. Proponuję, abyś na razie nie starał się wymuszać na sobie przemiany… Prawdopodobnie właśnie dlatego pojawia się krwawienie z nosa, za mocno naciskasz. Wiem, że to może zabrzmi banalnie, jednak te przemiany muszą zachodzić w sposób naturalny. Urodziłeś się metamorfomagiem i masz tę umiejętność we krwi. Ona nie zniknęła, jednak rzeczywiście mogła utknąć w martwym punkcie… Co nie znaczy, że nie da się tego odwrócić i już na zawsze pozostaniesz w takiej formie, w jakiej poruszasz się obecnie… — posłał mu uważne spojrzenie, powoli krzyżując ręce na klatce piersiowej. Lupin mógłby go pocieszyć, że przynajmniej nie budził się codziennie z różową brodą, albo jego nos nie przypominał tego od Pinokia. Uznał jednak, że w gruncie rzeczy była to dość marna pociecha. Ignatius i tak miał świadomość, że to jak teraz wygląda, nie było prawdą. Codzienne budzenie się z tą świadomością musiało być przykrym doświadczeniem. A niemożność cofnięcia poczynionym zmian z pewnością była źródłem wielu chwil frustracji oraz żalu. Problem jednak pozostawał… Jednak Lupin nie zamierzał tak szybko odpuścić. Miał parę pomysłów, które przy odpowiednim podejściu i wykonaniu mogłyby pomóc rozbudzić umiejętności chłopaka na nowo.
— Powiedz, sprawdzałeś kiedyś co dzieje się z twoim ciałem, gdy odcinasz świadome myślenie i zasypiasz…? — zapytał z namysłem, przekrzywiając lekko rozwichrzoną czuprynę.
Lupin
Frieda nie lubiła przyznawać się do własnej słabości, a przecież to się właśnie ostatnio działo. Słabość dotknęła jej ciała – cicho, bezszelestnie i nawet nie było momentu, w którym pokazałaby się przed atakiem. Po prostu nagle znalazła się w jej tkankach, zatruła krew i zagnieździła się w organizmie, który usilnie próbował dać znać, że coś jest nie tak.
OdpowiedzUsuńAle Frieda na początku ignorowała bóle głowy i krwotok z nosa, sądząc, że to jedynie przemęczenie. W końcu pracowała dużo, czasem nawet zbyt dużo, poświęcając się temu, co działo się w szpitalu. Jednak nie mogła ignorować tego wszystkiego zbyt długo – irytowało ją ciągłe zmęczenie, ból głowy i ospałość, a kiedy w końcu przyszło jej zmierzyć się z wynikami badań, nie za bardzo rozumiała, co się dzieje. Białaczka? Dlaczego? Nie chcę tego. To jest zbyt… uwłaczające. Tak, pomyślała o tym w ten sposób – że białaczka to powód do wstydu, dlatego przez jakiś czas milczała, nikomu niczego nie mówiąc.
Dlatego tak dużo pracowała, chcąc przemilczeć prawdę o faktach. Może dlatego też zapominała o tym, że warto zadbać również o siebie – o własne zdrowie.
Opuściła gabinet, przemierzając korytarz, aż w końcu zeszła do herbaciarni. Chyba miała ochotę wypić kawę lub cokolwiek ciepłego, co mogłoby dać jej chwilę przerwy. Rzadko miała w ogóle czas, aby tutaj zejść, ale dzisiaj było wyjątkowo spokojnie, więc skorzystała z okazji.
Podeszła bliżej do jednego ze stolików, kiedy zauważyła sylwetkę młodego pacjenta, który pochylał się nad kubkiem herbaty. Wydawał się zamyślony. Dlatego zdecydowała się zagadać, przy okazji sięgając po garść ciągutek, które zawsze trzymała w kieszeniach kitla.
— Dzień dobry — przywitała się, posyłając chłopakowi swój łagodny uśmiech. — Cóż, możemy uznać, że to nagroda. W końcu jesteś już po badaniach, prawda? — spytała, a potem dopytała jeszcze, czy może się dosiąść, a kiedy pacjent przytaknął, zajęła miejsce przy stoliku.
— Więc? Jak się czujesz, Igni? — Przesunęła wzrokiem po jego twarzy. Frieda nie zajmowała się jego przypadkiem. Była przecież uzdrowicielką na Oddziale Urazów Pozaklęciowych i nijak nie mogła pomóc chłopakowi z jego przypadłością. Słyszała jednak wiele o tym, co się stało, a potem zainteresowała się tematem i zaczęła nieco czytać. Być może istniał sposób, aby mu pomóc, choć wszystko wymagało czasu.
— Jesteś gotów, aby wrócić do szkoły? W której klasie teraz będziesz? — Uśmiechnęła się. — Pewnie nie możesz się doczekać, aż spotkasz swoich kolegów… pamiętam, że kiedy ja chodziłam do Hogwartu, najbardziej lubiłam tak naprawdę bibliotekę. — Zaśmiała się cicho i wzruszyła ramieniem. — Wiem, wiem, byłam straszną nudziarą. A ty? Czym się interesujesz?
Honey Bonham
Lupin nigdy nie lubił lekarzy. Właściwie, to unikał ich jak ognia nawet wtedy, gdy coś mu dolegało. O ile szczęśliwie miał całkiem niezłą odporność, dzięki której nie podłapywał żadnych chorób, to z nabywaniem różnych urazów było już zdecydowanie gorzej. Nawet gdy chodził jeszcze do szkoły i pewnego dnia złamał sobie rękę w pewnym nieszczęśliwym wypadku związanym z głupim zakładem oraz starą miotłą, przeleżał niemal cały dzień w łóżku, nim ostatecznie dał się zaciągnąć do skrzydła szpitalnego. Dostał ostrą reprymendę nie tylko od ówczesnej pielęgniarki, ale również i od własnej babki, która dowiedziawszy się o tym wybryku wysłała mu kwiecistego wyjca. Później też nie było lepiej… liczne kontuzje oraz rany, których nabawił się w pracy z magicznymi stworzeniami zmuszały go do regularnego korzystania z pomocy wykwalifikowanych uzdrowicieli. Po ostatnim wypadku spędził w szpitalu niemal bity miesiąc. I siedziałby tam o wiele dłużej, gdyby ostatecznie nie wypisał się na własne życzenie. Był wdzięczny uzdrowicielom za poskładanie go kupy, jednak ciągle leżenie na oddziale powoli doprowadzało go już do szaleństwa. Dlatego wcale nie dziwił się ciemnowłosemu chłopakowi, że nie przepadał za regularnym odwiedzaniem tego miejsca. Szczególnie po historii, którą właśnie usłyszał.
OdpowiedzUsuń— Cóż, szczerze mówiąc mam nadzieję że do dzisiaj śni mu się po nocach to co zobaczył, gdy poddał cię hipnozie… To równie dobra metoda na szukanie rozwiązania problemu jak mugolska lobotomia — prychnął cicho pod nosem. Nie miał zielonego pojęcia co terapeuta chciał przez to osiągnąć. Być może skończyły mu się już pomysły, jednak zdaniem Lupina poddawanie młodego, straumatyzowanego chłopaka hipnozie było przykładem skrajnej nieodpowiedzialności. Szczególnie, że terapeuta nie mógł przewidzieć jak się zachowa, gdy zacznie grzebać mu we wspomnieniach.
— Rozumiem, pewnie mówisz o eliksirze słodkiego snu? — zamyślił się, słysząc o trudnościach z zaśnięciem ciemnowłosego Puchona. To akurat wydawało się sensownym rozwiązaniem… Jeśli Ingatius cierpiał na bezsenność, to polecenie mu tego eliksiru wcale go nie dziwiło. Pytanie tylko, czy jego długotrwałe stosowanie nie wpływało w jakimś stopniu na samopoczucie chłopaka, a co za tym idzie na jego zdolności do kontrolowania własnej magii… — Jak długo już go przyjmujesz? I w jakich dawkach…? Co prawda nie jestem ekspertem z dziedziny eliksirów, jednak też miewam problemy z uśnięciem i przez jakiś czas sam korzystałem z tego eliksiru. Przestałem w chwili, gdy zauważyłem, że za dnia robię się coraz bardziej ospały i nie potrafię dłużej się skoncentrować... — przyznał spokojnie. W środku jednak nie był już tak opanowany jak na początku ich rozmowy. Wychwycił wyraźną zmianę w tonie głodu Ignatiusa, gdy wspomniał o zmarłym bracie bliźniaku… Lupin zacisnął wówczas mocniej palce na swoich ramionach, czując nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. Jeden zły ruch i zamiast mu pomóc, może jeszcze bardziej namieszać… A wycierpiał już wystarczająco, aby dokładać mu dodatkowych problemów.
— Na twoim miejscu na razie nie odstawiałbym tego eliksiru, Ignatius. Ta kwestia wymaga głębszego przemyślenia, a przede wszystkim skonsultowania się z prawdziwym znawcą eliksirów, aby wyraził swoją własną opinię na ten temat… — może nieco ostudził jego ewentualny entuzjazm, jednak ostatecznie i tak posłał chłopakowi odrobinę szerszy uśmiech. — Ale akurat z tym nie będzie większego problemu, skoro mamy pod ręką wykwalifikowanego nauczyciela Eliksirów. Postaram się z nim omówić ten temat i dowiedzieć się czegoś więcej. — obiecał. I już miał dodać coś więcej, gdy ciemnowłosy Krukon wspomniał o swojej różdżce… A właściwie o różdżce swojego zmarłego brata, którą przejął i teraz z niej korzystał. Lupin zamilkł na chwilę, rozważając w myślach nie tyle co powinien powiedzieć, ale w jaki sposób. Nie chciał, aby chłopak poczuł się dotknięty.
— A myślałeś może o tym, aby spróbować kupić sobie nową różdżkę…? — zapytał powoli, przyglądając mu się bardzo uważnie. — Rozumiem, że różdżka twojego brata to dla ciebie bardzo ważna pamiątka… Ja sam posiadam w domu różdżkę mojego ojca. Została wykonana z tego samego drewna, co moja własna… — wyjaśnił, sięgnąwszy prawą dłonią do paska spodni, zza którego wyciągnął ciemną, elegancko wyciosaną z cyprysu różdżkę. Pokazał ją chłopakowi, obracając ją zwinnie w długich palcach. — Na początku też myślałem, że mógłbym korzystać z różdżki po swoim ojcu. Ale nie działała ona tak dobrze, jak się tego spodziewałem. Moja magia była na tyle podobna, aby ją w jakimś stopniu rozpoznawała… ale na tyle różna, że nie stanowiliśmy zgranego zespołu. I teraz to rozumiem. Wcześniej wybrała rękę mojego ojca, i to jemu pozostała wierna. Moja różdżka natomiast zgrała się tylko i wyłącznie ze mną. Ty i twój brat byliście do siebie bardzo podobni… ale chyba nie zupełnie identyczni, prawda…? — uśmiechnął się pokrzepiająco.
UsuńLupin
[Cześć! Cieszę się zatem, że Rosier przypadł do gustu i mimo swojego charakteru może wzbudzać dozę pozytywnych emocji, haha. Poszłabym o krok dalej i zaczęła ich znajomość od tego, że mogli skojarzyć się ze Świętego Munga, gdzie Rosier mógł przelotnie popracować, zanim trafił do Hogwartu. Da się to rozwinąć nieco bardziej, jeśli Ignatius bywał tam w odniesieniu to swojego przypadku. Metamorfomagia jest taką odziedziczoną zdolnością, więc pewnie Holden zainteresowany jego przypadkiem i przyblokowaniem tej wrodzonej mocy, mógłby podjąć się badań i eksperymentowania na nim, sprawdzając, czy uda się tu jakoś zaradzić. Tyle że w tym przypadku również potrzebowałabym więcej informacji na temat tego, jak widzisz to utknięcie w tej konkretnej formie, tak żebym swoimi pomysłami nie stworzyła jakiejś zbędnej kolizji. Rzecz jasna, gdyby Rosier znał przypadek Burnsa z Munga albo ten sam się do niego zgłosił, kojarząc go z jakiegoś oddziału, to mogliby spróbować popracować nad jego przypadłością.
OdpowiedzUsuńCóż, formalnie Skarsgård nigdy nie był typowany na rosierowy wizerunek, ale z racji tego, że zrezygnowałam z tworzenia pewnej postaci na forach, która miała go mieć, ostatecznie padło na niego. ;D]
Holden Rosier
Wpatrywała się w niego z wyraźnym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Mężczyzna, który przed nią stał był co najmniej kilka lat starszy od Ignatiusa i ciężko było jej uwierzyć, że to on we własnej osobie. Słyszała różne plotki na temat ostatnich wydarzeń w jego rodzinie, nie przypuszczała jednak, że mogą okazać się prawdziwe i że być może Dorian nigdy już nie pojawi się w murach tej szkoły.
OdpowiedzUsuń- Jak...Dlaczego?...Ja...? - wydukała mocno zbita z tropu, rozglądając się przy okazji wokół i skinieniem głowy dając swojemu towarzyszowi znać, że faktycznie powinni się stad ewakuować i porozmawiać gdzieś w spokoju, nie narażając się przy tym na wściekłe spojrzenie bibliotekarki i innych uczniów. Aura, jaka panowała w tym miejscu i tak nijak jej nie pasowała, a szczera rozmowa z Ignatiusem była idealnym pretekstem, aby jednak porzucić pomysł nauki i znaleźć jakiegoś naiwnego ucznia, który napisze esej za nią.
- Jak to się stało? Jakim cudem? I co z Dorianem? Po szkole krążą plotki...- zawahała się na moment, czując rosnąc w gardle gule. Jeśli chłopak nie żył, musiała to być ogromnie traumatyczna strata dla jego brata, zwłaszcza, że zawsze mieli ze sobą bardzo dobre relacje i nie potrafili za pewne bez siebie funkcjonować - Czy to prawda? - wyszeptała, kiedy znaleźli się już w bardziej ustronnym miejscu i mogli w spokoju porozmawiać. Usiadła na kamiennym murku i wpatrywała się w czubki swoich butów, nie będąc nijak gotowa, aby spojrzeć chłopakowi w twarz. Zawsze była pyskata i mówiła wszystko, co język na ślinę przyniesie, ale w tej sytuacji nawet ona przybrała kamienną pozę, gotowa na najgorszą prawdę z ust towarzysza swojego niespodziewanego spaceru.
- Jeśli Dorian zginął, to przepraszam, że mnie przy tobie nie było. To by tłumaczyło, dlaczego urwał ze mną kontakt, myślałam...nieważne co myślałam - wypuściła z ust ciężkie powietrze, bo nawet jeśli nią, a wspomnianym chłopakiem jeszcze całkiem niedawno mocno iskrzyło, nie miało to w obliczu najnowszych wydarzeń żadnego znaczenia - Trzymasz się w ogóle jakoś? - dopiero teraz uniosła głowę i utrzymała z nim na moment kontakt wzrokowy. Nadal ciężko było jej się przyzwyczaić do tego, że stojący przed nią mężczyzna to tak naprawdę dobrze jej znany nastolatek i miała nadzieję, że uda jej się z niego wyciągnąć przynajmniej choć trochę informacji, przy okazji nie narażając go na traumę i zbyt bolesne wspomnienia.
Suz