PHOENIX FERNHART
14 XII 2005, LONDYN — Fern, dla bliskich Nyx — dumna wychowanka Domu Węża, ostatni rok — sosna, trzynaście i trzy czwarte cala, włos z ogona testrala, niezbyt giętka — patronusem testral; bogin przybiera postać śmierciotuli — córka uznanego aurora, od trzech lat piastującego urząd szefa Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów oraz nieżyjącej redaktorki Proroka Codziennego — przewodnicząca Klubu Pojedynków, członkini Klubu Zaklęć; zrezygnowała z członkostwa w Klubie Ślimaka, nie mogąc znieść ciągłego spijania sobie z dziobów — od niedawna animag, przybierający postać czarnej jak noc wilczycy — narzeczona mimo woli, z sercem okutym magmą skamieniałych uczuć — blizna przecinająca prawą brew i policzek — balet jako forma samodyscypliny i pomoc w doskonaleniu się w sztuce pojedynkowania — emocje trzymane pod kluczem, chłodna kalkulacja, zamiłowanie do obserwacji — parę autorskich zaklęć spisanych na pergaminie, który trzyma ukryty w szkatułce podarowanej jej przez matkę — więzy — więcej
What matters most is how well you walk through the fire
Jest coś bezzasadnie przyciągającego w sposobie, w jaki Cię od siebie odpycha. Coś niemożliwie irytującego w tym, jak testuje na sobie Twoją cierpliwość, modelując granice przyzwoitości. Coś szalenie intrygującego w jej oczach, kiedy długim spojrzeniem rzuconym na korytarzu zwraca na siebie Twoją uwagę. Coś dogłębnie przejmującego w zachrypniętym tonie jej głosu, kiedy szepcząc Ci do ucha zakrawa o bezczelność. Coś niewymownie intensywnego w starannie zafałszowanej subtelności jej dotyku, coś zwierzęcego w uśmiechu, kiedy paznokcie zahaczają o Twoją skórę oraz coś odrobinę niepokojącego w jej ruchach, gdy nie wiesz, czego od Ciebie chce, ani czego możesz się po niej spodziewać.
Most species bare their teeth as a threat, as a display of aggression, of leadership. It is a reminder that these clenched jaws can - and will - open your yielding throat.
I want you to think of this next time I smile.
Blizny nosisz z dumą, bowiem każda z nich stanowi zapisek historii — Twojej historii — wypalony doświadczeniem na papirusie skóry. Tylko Ty wiesz, jakie kryją za sobą przesłanki i nie wspominasz nikomu, skąd się właściwie biorą. Natrętne spojrzenia znosisz cierpliwie, z milczeniem. Nigdy nie chylisz głowy, nie gniesz też karku ani nie błądzisz wzrokiem, zdarza się za to nagminnie, że usta wykrzywia Ci drobny grymas niezadowolenia. Srebrne oczy zioną chłodem zdecydowanie zbyt często, akurat wtedy, kiedy nie zasnuwa ich mgła obojętności. Do ludzi podchodzisz z dystansem, ale każdemu dokładasz sprawiedliwie i wedle zasług. Na Twoją zawiść trzeba zapracować, a kompromis bywa ulotny i kruchy jak kreda, kiedy masz podstawy, by wątpić w szczerość intencji.
Dostrzegasz ją ponad głowami kolegów i koleżanek, siedzi przy stole naprzeciwko, patrzy na Ciebie i podciąga kraniec ust. Nie lubisz, kiedy się uśmiecha, bo nie jest to uśmiech ładny, świecący. To utajnione ostrzeżenie. Znak, że właśnie w tej chwili w jej umyśle zrodziła się pewna wizja, która najprawdopodobniej dotyczy Ciebie, bezpośrednio lub pośrednio. Podskórnie czujesz, że nie jest to przyjemny obraz. Prawdopodobnie przyszło jej do głowy, jak odpłaci Ci się za te zdechłe pająki na talerzu.
Siedem lat temu zmarła Twoja matka, siedem lat temu straciłaś również ojca. Chcesz to zmienić, ale nie masz pojęcia, co mogłabyś zrobić, by znów zobaczyć w nim osobę bliską Twojemu sercu, on natomiast nie ma na to czasu — tak się zarzeka, a Ty starasz się przeforsować tę wersję przez ciasne ramy zdrowego rozsądku, nawet jeśli wiesz, że tak mu po prostu wygodnie. Może nigdy nie znaczyłaś dla niego tak wiele, jak Ci się wydawało. Może zostałaś sama już dawno temu i jakaś część Ciebie po prostu nie może się z tym pogodzić. Może wciąż łakniesz jego uwagi, takiej, jaką poświęcał Ci przed pogrzebem, a nie takiej, jaką poświęca Ci teraz: ograniczoną do słów rzucanych na wiatr i złamanych obietnic.
Temperatura w Zakazanym Lesie jest zawsze o kilka stopni niższa, a przynajmniej takie odnosi wrażenie. Unosi wzrok na małe stadko testrali spokojnie przebierających we własnych grzywach zaledwie kilkanaście metrów od jej ulubionego korzenia, na którym zwykle przesiaduje, gdy potrzebuje chwili dla siebie. Wiedzą o jej obecności, odwiedza je często, zawsze z jeszcze ciepłym truchłem upolowanego przez nią zająca. Jedno ze skrzydlatych zwierząt podchodzi bliżej i wyciąga długą szyję. Zdobycz ląduje prosto w jego paszczy i kończy rozpłatana paroma chapnięciami potężnych szczęk. Nie potrafi nie uśmiechnąć się na ten widok, a kiedy jej towarzysz skraca dystans o parę następnych kroków, schyla przed nim głowę, wyciągając dłonie przed siebie. Gładki pysk starym zwyczajem wsuwa się między nie, więc czule obejmuje go palcami, pieszcząc w ulubionych miejscach. Dopiero po chwili podnosi oczy do czarnych jak smoła, błyszczących inteligencją ślepi i w końcu ze zmęczeniem opiera czoło o łeb stworzenia, które lata temu oszpeciło jej twarz. Wciąż zdaje się nie wierzyć, że teraz użycza jej własnych skrzydeł, by tak jak ono mogła otrzeć się o chmury.
Most species bare their teeth as a threat, as a display of aggression, of leadership. It is a reminder that these clenched jaws can - and will - open your yielding throat.
I want you to think of this next time I smile.
♦
Blizny nosisz z dumą, bowiem każda z nich stanowi zapisek historii — Twojej historii — wypalony doświadczeniem na papirusie skóry. Tylko Ty wiesz, jakie kryją za sobą przesłanki i nie wspominasz nikomu, skąd się właściwie biorą. Natrętne spojrzenia znosisz cierpliwie, z milczeniem. Nigdy nie chylisz głowy, nie gniesz też karku ani nie błądzisz wzrokiem, zdarza się za to nagminnie, że usta wykrzywia Ci drobny grymas niezadowolenia. Srebrne oczy zioną chłodem zdecydowanie zbyt często, akurat wtedy, kiedy nie zasnuwa ich mgła obojętności. Do ludzi podchodzisz z dystansem, ale każdemu dokładasz sprawiedliwie i wedle zasług. Na Twoją zawiść trzeba zapracować, a kompromis bywa ulotny i kruchy jak kreda, kiedy masz podstawy, by wątpić w szczerość intencji.
♦
♦
Siedem lat temu zmarła Twoja matka, siedem lat temu straciłaś również ojca. Chcesz to zmienić, ale nie masz pojęcia, co mogłabyś zrobić, by znów zobaczyć w nim osobę bliską Twojemu sercu, on natomiast nie ma na to czasu — tak się zarzeka, a Ty starasz się przeforsować tę wersję przez ciasne ramy zdrowego rozsądku, nawet jeśli wiesz, że tak mu po prostu wygodnie. Może nigdy nie znaczyłaś dla niego tak wiele, jak Ci się wydawało. Może zostałaś sama już dawno temu i jakaś część Ciebie po prostu nie może się z tym pogodzić. Może wciąż łakniesz jego uwagi, takiej, jaką poświęcał Ci przed pogrzebem, a nie takiej, jaką poświęca Ci teraz: ograniczoną do słów rzucanych na wiatr i złamanych obietnic.
♦
Temperatura w Zakazanym Lesie jest zawsze o kilka stopni niższa, a przynajmniej takie odnosi wrażenie. Unosi wzrok na małe stadko testrali spokojnie przebierających we własnych grzywach zaledwie kilkanaście metrów od jej ulubionego korzenia, na którym zwykle przesiaduje, gdy potrzebuje chwili dla siebie. Wiedzą o jej obecności, odwiedza je często, zawsze z jeszcze ciepłym truchłem upolowanego przez nią zająca. Jedno ze skrzydlatych zwierząt podchodzi bliżej i wyciąga długą szyję. Zdobycz ląduje prosto w jego paszczy i kończy rozpłatana paroma chapnięciami potężnych szczęk. Nie potrafi nie uśmiechnąć się na ten widok, a kiedy jej towarzysz skraca dystans o parę następnych kroków, schyla przed nim głowę, wyciągając dłonie przed siebie. Gładki pysk starym zwyczajem wsuwa się między nie, więc czule obejmuje go palcami, pieszcząc w ulubionych miejscach. Dopiero po chwili podnosi oczy do czarnych jak smoła, błyszczących inteligencją ślepi i w końcu ze zmęczeniem opiera czoło o łeb stworzenia, które lata temu oszpeciło jej twarz. Wciąż zdaje się nie wierzyć, że teraz użycza jej własnych skrzydeł, by tak jak ono mogła otrzeć się o chmury.
Odautorsko: Cześć ponownie, mnie i moje wątkowe tendecje wszyscy tu chyba znają, ale mam ambicję, żeby się w końcu poprawić. Faworyzuję, wybrzydzam i generalnie podła ze mnie istota, ale podobno daję się lubić mimo to. O nieobecnościach postaram się uprzedzać, bo mam brzydki nawyk tego nie robić, ale moim zdecydowanym plusem (?) jest to, że tkwię w blogosferze długie lata i nie zapowiada się, żebym miała kiedykolwiek zniknąć na dobre. Szukamy w zasadzie wszystkiego za wyjątkiem miłostek, bo jakoś słabo nam one wychodzą, ale odważni mogą próbować oswoić ten huragan. Bawmy się!
✉ nothingetsforgiven@gmail.com
[Hello beautiful :D gdzieś tam jeszcze mam nasz wątek poprzedni i to niezbyt zdrowe powiązanie, które zawsze widziałam jako pełne niewyładowanego napięcia... Chętnie bym to Pociągnęła dalej, chyba że nie masz ochoty albo masz inny pomysł... Albo chyba że już nie lubisz damsko - damskich wątków, ja osobiście będę stała za nimi murem, bo trochę mi przykro, że tyle osób z nich rezygnuje :p]
OdpowiedzUsuńEffy
[Wspaniała karta, nie dość, że cieszy oko, to jeszcze świetnie się ją czytało. I ten obraz w tle, herb, to pewnie rodzinny Fernhartów? Swoją drogą, oglądałaś kiedyś "Zaplątanych"? Jedna scena w tej bajce zainspirowała mnie do naszego wątku xD]
OdpowiedzUsuńGdy na zajęciach z zaklęć uczniowie dostali zadanie, by podzielić się parami i napisać wspólnie esej na temat jednego z uroków dla zaawansowanych, a potem przedstawić go klasie w praktyce, James wiedział do kogo się przysiąść. Pech chciał, że tego dnia lokatorka ławki panny Ferhart zwijała się z bólu w łóżku w swoim dormitorium, cierpiąc na znane wszystkim w społeczności hogwarckiej ale mi się dziś nie chce. Głupim było wykorzystać tę wymówkę w pierwszych tygodniach szkoły, ale cóż, jakiegokolwiek powodu dziewczyna nie miała, Potter był jej dozgonnie wdzięczny — od znajomych z domu Puchonów jeszcze tego samego ranka dowiedział się, jak będą wyglądały dzisiejsze zajęcia. Kiedy podchodził do ławki Phoenix, ta omiotła go uważnym spojrzeniem jasnych oczu, ale nic nie wyrzekła, najpewniej nieświadoma jego haniebnego występku. Po kilku minutach od rozpoczęcia lekcji, gdy już zadanie zostało obwieszczone — mieli nad nim spędzić dwie pełne godziny zajęć i tyle dodatkowego czasu, ile będzie im potrzebne — James w końcu odwrócił się w kierunku brunetki.
— No cześć — powiedział, przybierając zwyczajową pozę zawadiaka. Mrugnął do niej wesoło okiem. Dziewczyna dalej nic nie mówiła, a wyraz jej twarzy niebezpiecznie szybko przeszedł z obojętności w lekką irytację. — Jestem James, chyba się jeszcze nie znamy?
Potter znał jednak panienkę Fernhart. Może nigdy się sobie nie przedstawili i nie wywiązała się między nimi żadna godna zapamiętania konwersacja, ale ciężko byłoby mu nie zwrócić na nią uwagi — był tylko młodym chłopakiem, a ona bardzo intrygującą dziewczyną. Te przeraźliwie jasne oczy, świdrujące spojrzenie posyłane mimochodem z końca korytarza, biel skóry skontrastowana z czernią włosów, charakterystyczna blizna, kilka historii na temat jej dokonań w klubie pojedynków... Nyx wyróżniała się na tle innych uczennic i choćby naprawdę się o to starała, nie dało się nie zapamiętać jej twarzy. Co do tego, czy ona znała jego, Potter mógł tylko gdybać, ale uwierzyłby gdyby powiedziała, że nie — zdawała się być taka nieprzenikniona i tajemnicza. Wcisnęłaby mu każde kłamstwo.
Chłopak nagle zorientował się, że odczuwa palącą potrzebę dowiedzenia się, jakie myśli kłębią się za spojrzeniem tych szarych oczu.
— Myślałem, żeby napisać coś o uroku Portus, jest w sumie dosyć ciekawy — powiedział. Dosyć ciekawy z pewnością był, jednak dla młodego Pottera w szczególności. Już od jakiegoś czasu miał bowiem chrapkę na małą zabawę z teleportacją w różnorakich formach.
[Przyszłam się przywitać! Trzeba przyznać, że tajemnicza panienka z tej Twojej Fern! Niewątpliwie blizny na twarzy to coś, co łączy naszych bohaterów, choć zdobyli je w innych okolicznościach. Jeśli masz ochotę na jakiś wspólny wątek, to zapraszam do Lennoxa ;)]
OdpowiedzUsuńLennox
Nas tu nie ma, ale liczymy, że pojawimy się w powiązaniach. <3
OdpowiedzUsuńCastorek<3
Co to w ogóle za insynuacje, że mogłoby Was tam nie być... Chodźcie do nas, a nie! ;(
OdpowiedzUsuń[ Rin chciałaby mieć do czynienia ze wszystkimi ludźmi... no może z drobnymi wyjątkami. Tak, więc chętnie podzielimy się uśmiechem lub dwoma, posłuchamy i pomilczymy kiedy trzeba.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy coś konkretnego przyszło ci do głowy, gdy zajrzałaś do mojej panny, ale widzę kilka wspólnych punktów. Począwszy od klubu zaklęć, przez utratę rodzica/ów, a skończywszy na wymykaniu się tam gdzie nie trzeba (choć pewnie robią to w różnym celu) ;D
Dziękuję za zajrzenie w nasze skromne progi :) ]
Rin
[Przychodzimy z pierwszym rozpoczęciem niespodzianką. Poszłam w kierunku ich przyjaźni, mam nadzieję, że Ci odpowiada, jeśli nie - krzycz! :)]
OdpowiedzUsuńPodeszła do niej od tyłu, zasłaniając dłońmi jej oczy. Lubiła ją zaskakiwać i pojawiać się w jej towarzystwie w najmniej oczekiwanym momencie. Zazwyczaj stroniła od ludzi, a jej ironia i cięty język dodatkowo ich zniechęcały. Jeśli jednak ktoś zdobył już jej sympatię, mógł się liczyć z tym, że skoczy za nim w ogień i będzie wierną przyjaciółką.
- Mam ochotę cię dzisiaj przelecieć – wyszeptała jej na ucho, delikatnie gryząc przy tym w szyję – Wyglądasz jednak bardziej sztywno, niż moja różdżka i na pewno nie powinnaś tak iść na dzisiejszą imprezę – dodała rozbawiona, zajmując pozycję na wprost swojej rozmówczyni i mierzwiąc przy tym delikatnie jej włosy. Sama nosiła stonowane kolory i nie należała do osób, które lubią wyróżniać się z tłumu, chodziło jej jednak bardziej o samą postawę i zamiłowanie do perfekcji Phoenix niż jej wygląd zewnętrzny.
- Balet jest tak cholernie nuuuudny, dlaczego jeszcze z niego nie zrezygnowałaś? – jęknęła cicho, dostrzegając wiszące w rogu specjalistyczne obuwie. Próbowała kiedyś nauczyć się od niej kilku podstawowych kroków, ale już po kilkunastu minutach ziewała tak przewlekle, że obydwie szybko uznały, że dalsze lekcje nie miałyby najmniejszego sensu – Napiszesz dla mnie esej? Mogę w zamian za to zrobić ci świetny makijaż na dzisiejszy bal, ewentualnie uratować cię, kiedy ten adorator z rocznika niżej nadal nie będzie dawał ci spokoju, albo….- zawahała się na moment, przyglądając się jej badawczo – Nie, makijaż zrobię ci za darmo, ale z esejem mogłabyś pomóc mi tak, czy inaczej. Ojciec nie daje mi spokoju, ostatnio za bardzo zaczął przejmować się moimi ocenami. Kto w ogóle wymyślić coś takiego, jak stopnie? Wszyscy powinni być traktowani na równi, bez względu na stan posiadanej wiedzy i chęci do nauki – westchnęła, sięgając do obszernej torebki po przygotowane wcześniej kosmetyki. Nie była głupia, cechowała ją duża inteligencja, a materiał do przyswojenia nie stanowił dla niej problemu, po prostu nie lubiła się uczyć, a jej leniwa natura dodatkowo tego nie ułatwiała. Pod tym względem stanowiły z Fernhart totalne przeciwieństwo i nikt, zwłaszcza nauczyciele nie potrafili zrozumieć, jakim cudem te dwie dziewczyny tak dobrze się ze sobą dogadują i przyjaźnią od dłuższego czasu.
- Właściwie to ten durny esej dostałam do napisania za karę, bo namówiłam Ottona, żeby skoczył w przepaść i biedny troszkę się połamał. Ciągle jęczał, że chciałby coś poczuć i że ma już dość swojego życia, więc co innego miałam mu doradzić? Chciałam pomóc, a nikt mnie nie słucha, jak zwykle jestem najgorsza, a działałam przecież w imię dobra – przewróciła zrezygnowana oczami, opierając dłonie na ramionach przyjaciółkę, zmuszając ją tym samym, aby usiadła na brzegu łóżka – Nie ruszaj się, zrelaksuj i w ogóle. Mugolska paleta cieni, zajebisty wynalazek, nawet jak na nich – uśmiechnęła się przebiegle i nie czekając na jej reakcję, przystąpiła do swojego ‘dzieła’, zajmując się przygotowaniem dla przyjaciółki wyrazistego makijażu.
Suzz wizażystka
[Podpisuję się pod wszystkim co napisałaś - zdecydowanie musimy razem coś napisać! Wstyd, że tak długo tego nie robiłyśmy. A jako że nie mam pomysłu na Finna i Phoenix, a za to od razu znalazłam motyw łączący Arrana i Phoenix - to proponuję ich ze sobą spotkać.
OdpowiedzUsuńW jakich okolicznościach? Ano przy granicy Zakazanego Lasu, na początku roku szkolnego, wieczorną porą, gdy Phoenix będzie gładzić grzbiety testrali. Arran z przyjemnością chłonie wtedy uroki natury. A co się będzie działo dalej? Zobaczymy w rozgrywce.]
Finn & Arran
Effy Fitzgerald otwarcie przyznawała się do tego, że uwielbia to, co piękne. Niektóre z tych rzeczy były oczywiste. Piękne były wschody i zachody słońca, blask gwiazd, uśmiech odbijający się w oczach. Jednak definicja piękna według Effy Fitzgerald obejmowała wiele rzeczy. Unoszący się w pomieszczeniu dym po wybuchu kociołka. Brokat na poplamionych atramentem notatkach. Pluszowe jednorożce i uciekające z sali transmutacji ropuchy. Piękny był smutny chłopiec siadający samotnie ma samym końcu stołu swojego stołu. Dłonie nauczycielki zielarstwa. Ściągnięte w skupieniu brwi Krukonki z roku niżej, gdy ta czytała książkę na parapecie. Zaciśnięte wargi i wściekłe spojrzenie Ślizgona pocieszającego zranionego kolegę z Hufflepuffu. Triumfalny uśmiech na ustach Puchonki ogrywającej swojego chłopaka w szachach. Effy Fitzgerald otwarcie przyznawała się do systematycznego i konsekwentnego dokumentowania piękna swoim aparatem. Z pasją dekorowała kolejne i kolejne albumy i chętnie się nimi chwaliła. To do czego Effy Fitzgerald się nie przyznawała to fakt posiadania albumu, który był tylko jej . Albumu, którego nikomu nie pokazywała, który wyciągała w chwilach samotności, gładząc niekiedy opuszkami palców fotografie i próbując zrozumieć i nazwać uczucia, które jej towarzyszyły. Gdyby ktoś przyłapał Effy na tej czynności i spytał, co takiego zamieszczała w tym albumie, odpowiedziałaby bez wahania: Piękno . Piękno, które miało imię i nazwisko, szeptane czasem przez Effy nocami, które brzmiało jak ogień, jak zagadka, którą chce się rozwiązać, jak tajemnica, którą chce się poznać. Phoenix Fernhart. Fern . Koloru jej oczu nie pomyliłaby z żadnym innym. Na pamięć znała każdy drobny gest i każdą bliznę, których Fern nie ukrywała. Oglądała je na fotografiach tysiące, a może i miliony razy, za każdym razem równie delikatnie przewracając kartki albumu z nabożnością dorównującą modlitwie. Tak było i tej nocy. Siedziała na parapecie przy oknie w wieży Ravenclaw i oglądała te same, tak dobrze znane sobie zdjęcia. Była tak pogrążona we własnych rozmyślaniach, że dopiero po chwili zauważyła sunącą przez błonie postać. Zamarła. Tę sylwetkę, ten sposób stawiania kroków, ciemne włosy wystające spod peleryny rozpoznałaby wszędzie. Zerwała się na równe nogi, pospiesznie chowając album pod poduszką. Szybko włożyła leżące obok łóżka złote trampki i wciągnęła ciemną bluzę z cekinowym jednorożcem na wyciągnięty podkoszulek z kotem w slonecznych okularach jedzącym lody (jeden z tych podkoszulków, które w połączeniu z wytartymi nieco leginsami stanowiły idealną piżamę). Ostrożnie, by nikogo nie zbudzić opuściła dormitorium i pędem puściła się po schodach w stronę wyjścia z zamku uważając jednocześnie, by nie przyciągnąć przypadkiem uwagi któregoś z patrolujących korytarze nauczycieli.
OdpowiedzUsuńZnalazłszy się na błoniach zaklęła cicho ( w myślach, w myślach się nie liczy . Fern nigdzie nie było widać. Dręczona złym przeczuciem zaczęła biec dalej, ostatecznie wbiegając do Zakazanego Lasu. Skrzywiła się, gdy ogarnęła ją ciemność. Musiała odczekać kilka chwil zanim jej oczy przystosowały się do otoczenia. Stanęła niepewna, co powinna robić dalej. Nie mogła przecież zawołać Ślizgonki, to by przyciągnęło uwagę niezbyt bezpiecznych mieszkańców lasu... Nie mówiąc już o tym, że Effy nie wiedziała co by miała dziewczynie powiedzieć spytana o powód swojej wyprawy. Nie mając lepszego pomysłu zaczęła iść naprzód. Dookoła panowała absolutna cisza, przeywana jedynie trzaskiem łamanych gałęzi. Nie miała więc pojęcia jak do tego doszło, że nie słyszała skradającego się za nią wilka . A przynajmniej miała nadzieję, że to wilk, a nie wilkołak, kiedy to ogromne cielsko rzuciło się na nią z ciemności, przygniatając ją do ziemi i obnażając swoje kły. To nie mógł być człowiek.... Lepiej żeby to nie był człowiek. Dla jakiejś irracjonalnej części jej to miało znaczenie, by nie uczynić jakiegoś człowieka winnym. Bestia wbijała jej pazury w ramiona, Effy czuła jak zaczyna krwawić jej w tych miejscach skóra. Próbowała się wyrwać, ale nieskutecznie. Przygniatający ją wilk uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch, nie mogła nawet wyciągnąć różdżki by się obronić. Obserwując jak dystans pomiędzy kłami wilka a jej twarzą się zmniejsza potrafiła myśleć tylko o tym, czy ktokolwiek będzie jej po wszystkim szukał, czy ktokolwiek będzie za nią tęsknił.
UsuńEffy
Namówiłaś nas.
OdpowiedzUsuńC.B
[Na wstępie grzeczne dzień dobry i pięknie dziękuję za tak cieplutkie i miłe powitanie! Zdecydowanie związek Arsena z Friedą łatwy nie będzie, ale hej, gdyby wszystko było proste, wiałoby nudą ;)
OdpowiedzUsuńI muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej karty postaci. Szata graficzna jest mistrzowska!
Również od siebie życzę samych świetnych wątków, a także weny i czasu na ich realizację!]
Arsen
[Cześć!
OdpowiedzUsuńJejku, dziękuję pięknie za tak miłe powitanie i tyle ciepłych słów! Jestem zachwycona, że Lyra przypadła Ci do gustu. :) Twoja karta jest absolutnie piękna i mogłabym przyglądać się jej godzinami, a nazwisko Twojej pani tak miło leży na języku. :D
W razie chęci zapraszam do siebie, a poza tym życzę miłej zabawy!]
Lyra Black
// Ano, wybrałam sobie taką postać, że faktycznie ciężko znaleźć jakiś wspólny mianownik. Niemniej dziękuję bardzo za miłe słowa i powitanie i jeśli tylko wpadnę na jakieś koligacje między nami to dam znać. Tymczasem Tobie też życzę owocnych wątków i wysyłam moc serduszek. <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBlaine
[ Witam ponownie! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenie weny - na pewno się przyda, w ostatnim czasie jest ciężko, ale liczę na to, że odżyję po napisaniu kilku pierwszych odpisów. :)
Jeżeli jesteś zainteresowana stworzeniem czegoś wspólnego, zawarcia małego sojuszu to napisz proszę na mojego maila: hcarisaie@gmail.com ]
A. Travers