In your eyes, I see something to believe in


NICHOLAS CHANG

ur. 22.07.2007r. – Londyn – półkrwi – Puchon z krwi i kości – posługuje się 11 calową różdżką wykonaną z cyprysu, o rdzeniu z włosa z ogona jednorożca, odpowiednio giętką – wieczny optymista – przyjaciel wszystkich – dumny syn czarownicy półkrwi Cho Chang i mugola Li Changa – Brytyjczyk chińskiego pochodzenia – metamorfomag –  gwiazda szkolnego chóru i zapalony członek klubu eliksirów – patronus raz mu wyjdzie, a raz nie i przybiera postać jaskółki – boginem jest nóż wbity w plecy – ambitny przeciętniak
Nicholas jaki jest każdy widzi… a najpierw słyszy. Charakteryzuje go głośny śmiech, którego nie próbuje nawet hamować, szeroki uśmiech i energicznie poruszająca się ręka, którą macha nawet do tych, którzy starają się go nie zauważać. Jest głośny i kolorowy wcale nie kryjąc się z opinią, że hogwarcki zamek jest zbyt ponury i staroświecki. W jego pokoju panuje taki sam chaos jak i w życiu. Czasem się spóźnia, czasem zapomni wyprasować mundurek. Stara się jak może na każdych zajęciach, choć kilkukrotnie zdarzyło mu się przysnąć na historii magii, czy wróżbiarstwie. Niekoniecznie ogarnia zagadnienia poruszane na transmutacji, za to nad kociołkiem jego dłonie czynią prawdziwe cuda. Ożywia się na mugoloznawstwie i ma smykałkę do tworzenia eliksirów, z wielkim zaangażowaniem przykładając się do tych właśnie zajęć, choć tak prawdę nie ma zielonego pojęcia co chciałby robić w przyszłości. Zdać egzaminy… to jego pierwszy cel, który według niego wcale nie jest tak oczywisty jakby mogło się zdawać. Do tego codziennie towarzyszy mu problem z jego metamorfomagią, z której niby się cieszy, a którą niekiedy przeklina w myślach. Bo niby fajnie móc w sobie zmienić dosłownie wszystko wedle dzisiejszego kaprysu, jednak niekiedy posiadane umiejętności wymykają mu się spod kontroli. Zwykle, gdy towarzyszą mu silne emocje jego włosy samoistnie zmieniają kolory. Gdy jest spokojny i zadowolony mają swój naturalny, ciemny kolor. Gdy się wścieka przybierają czerwone barwy. Gdy czegoś się wstydzi na próżno szukać na jego policzkach rumieńców, lepiej spojrzeć na głowę, która przybiera odcień różu. Gdy coś go niepokoi lub ma gorszy dzień jego włosy zmieniają kolor od jasnego blondu po szarości w zależności jak źle jest. Dlatego bardzo często można przyuważyć go w różnego rodzaju czapkach, które mają zakryć problematyczny element jego ciała. 

Hej! Zapraszam na wątki i do powiązań. Nick to ciepła klucha, która wyściska, powkurza i chętnie da ramię do wypłakania ;D Fc: Jeon Jungkook (fotka po najechaniu zmienia się). Tytuł: K-391 & Alan Walker Ignite ft. Julie Bergan, Seungri.

13 komentarzy:

  1. [Brakuje w murach szkoły takich pozytywnych postaci, więc dobrze was tutaj widzieć, niech swoim śmiechem i pozytywną energią zaraża jak najwięcej osób! Jest totalnym przeciwieństwem mojego Eliasa więc panowie chyba nijak się nie dogadają, jeden pewnie miałby ochotę udusić drugiego, a Elias to już na pewno, bo byłby poirytowany jego ciągłym uśmiechem i optymizmem :D Życzę dużo weny i samych wciągających wątków! <3]

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Witaj serdecznie Puchonie! Edwardowi rośnie serce na widok kolejnego ucznia z Domu Borsuka ;) Dla swoich skłonny jest do bycia nieco mniejszym mrukiem niż zwykle… A tak zupełnie poważnie, to bardzo podoba nam się Twój pan :) Fajnie widzieć na blogu tak naturalną i pozytywną postać. Choć z tak nietypową umiejętnością jak metamorfomagia z pewnością wyróżnia się na korytarzach szkoły... Lupin coś już o tym wie. Gdyby Nick potrzebował jakiegoś wsparcia w tym zakresie, to oczywiście zapraszamy w skromne progi Edwarda ;) No i oczywiście życzymy udanej zabawy oraz mnóstwa weny! ]

    Lupin

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jungkook! 😍 Dzień dobry, cześć i czołem, jaki ten Nick fajny! Zdecydowanie zgadzam się z White Chocolate, cudownie jest widzieć na blogu tak pozytywną postać, tym bardziej w moim ulubionym domu! Jego umiejętności są fascynujące i jestem ciekawa, jak wykorzystasz je w wątkach. Co do tego przeciętniaka, to nie wiem, czy bym się zgodziła: z eliksirami radzi sobie świetnie, a przecież nie trzeba być mistrzem w każdej dziedzinie. ;) I skoro taki z niego zapalony członek klubu eliksirów, to pewnie dogadałby się z Sepi, może moja panna nawet polubiłaby ten jego entuzjazm i wieczny optymizm. ;)
    Baw się z nim dobrze! W razie chęci zapraszam do mojej pannicy, wrednie Cię zasłoniłam, kajam się i mam nadzieję, że zostanie nam wybaczone. :)]

    Sepideh H. Shafiq

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej, nie lubiła eliksirów. Nie, nie, Lea wręcz nienawidziła tego przedmiotu. Spędzał jej sen z powiek, szczególnie przed jakimiś ważnymi egzaminami. Z niechęcią wstała z samego rana, powtarzając sobie w głowie, że przecież będzie dobrze, że to tylko jedna lekcja i wytrzyma. Wytrzyma. Wdech, wydech, będzie dobrze.
    Kiedy po śniadaniu stanęła przed salą zajęć, przez dłuższą chwilę wpatrywała się w drzwi wejściowe, obmyślając przy okazji w głowie plan ucieczki. Co tam, że miałaby przekichane u brata. Nie, to nie miało najmniejszego znaczenia, bo Percy pomarudził by chwilę nad jej głową, a później zapomniałby o temacie. Jęknęła cicho, tuż pod nosem, i jak na ścięcie wręcz, niespiesznie, ciągnąc nogę za nogą, weszła do sali, zajmując swoje miejsce gdzieś na środku sali. Miejsce obok niej jak zawsze, od początku roku było puste.
    Leandra Grant jak tylko mogła, unikała spojrzenia nauczyciela. Kuliła się na swoim miejscu, tak by jej nie zauważył. Ten mężczyzna najzwyczajniej w świecie ją przerażał, tylko i aż.
    Głos odbił się echem w jej głowie, kiedy nauczyciel chodząc po sali dobierał ich w pary, żeby w parach odrobili pracę domową. Leandra wyprostowała się, spoglądając na nauczyciela, który to przystanął tuż obok jej ławki. Przełknęła ślinę, a kiedy usłyszała swoje nazwisko, a potem nazwisko Nicholasa Changa, zwróciła głowę w stronę bruneta. Skrzywiła się, jakby trafiła na najgorszy smak fasolki.
    Jej partner do zrobienia projektu był jej totalnym przeciwieństwem. W sumie, to Lea jakoś zbytnio za nim nie przepadała. Irytował ją swoim zachowaniem. Tym, że był tak bardzo wesoły, wiecznie uśmiechnięty i szczęśliwy. Dlatego też podejrzewała, że to zadanie będzie chyba o wiele trudniejsze, niż spokojne usiedzenie na eliksirach.
    Lea wyprostowała się niczym struna, kiedy zobaczyła, że Nicholas podnosi się ze swojego miejsca i rusza w jej stronę. Zrobił to tak naturalnie, jak wielu innych uczniów, którzy szli do swoich partnerów. Jęknęła w duchu, by chwilę później unieść na niego spojrzenie. Leandra wpatrywała się w bruneta przez dłuższą chwilę, lustrując uważnie jego wesołą minę i uśmiech, który widniał na jego ustach. Wywróciła oczami, zsuwając z krzesła obok siebie torbę, choć zrobiła to z wyraźną niechęcią.
    — Trzy rzeczy, których musisz przestrzegać. Po pierwsze, nie ekscytuj się tak. Po drugie, skończmy to jak najszybciej, bym miała od Ciebie spokój. Po trzecie, czy ty musisz się tak uśmiechać? — zapytała. Biorąc przykład z innych uczniów, zaczęła pakować swoje rzeczy.
    — Widzimy się potem w bibliotece. Muszę mieć ciszę i spokój, żeby móc się w ogóle za to wszystko zabrać. Cześć — rzuciła pospiesznie, wstając ze swojego miejsca i ruszając w stronę wyjścia z sali.
    Cholerne eliksiry. Cholerny Nicholas Chang.
    Niezadowolona Lea

    OdpowiedzUsuń
  5. [Na brodę Merlina, jakiż on uroczy! Zawsze miałam niesamowitą słabość do puchonów, samego Hufflepaffu zresztą też, dlatego bardzo cieszy mnie widok rosnących w siłę wychowanków domu Helgi. Nicholas jest przecudowny, uwielbiam ciepłe kluchy i ich prostotę. Od razu jakoś łatwiej się z taką postacią utożsamić, postać taką dobrze zrozumieć. Bardzo się więc cieszę, że zjawiliście się z Nicholasem, na pewno przyda się nam tutaj takie kochane słoneczko i promyczek nadziei w tym szarym, ogromnym zamczysku. Życzę Wam masy dobrej zabawy, niezapomnianych wątków, a jeśli mielibyście ochotę coś razem napisać, serdecznie zapraszam pod kartę Aureliana.]

    ASHER S. HANDRAHAN

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Jasne, to całkiem fajny pomysł, żeby wykorzystać w wątku trochę metamorfomagii… Tym bardziej, że Edward nie ma nic przeciwko pomaganiu swoim ;) Kilku rad na pewno nie zaszkodzi udzielić. Normalnie pewnie bym coś naskrobała, skoro to Ty podsunęłaś główny zamysł, ale chyba najrozsądniej będzie zacząć od punktu widzenia Nicka, skoro to on ma wpaść w kłopoty… ]

    Lupin

    OdpowiedzUsuń
  7. Samym widokiem ją zaczął irytować. Nawet nie słuchał tego, co Lea ma do powiedzenia. A miała dużo, i zaczęła się mocno zastanawiać nad tym, czy nie zgłosić się do nauczyciela i poprosić o zmianę partnera do pracy, albo nawet zapytać, czy nie mogłaby zrobić tego zaliczenia sama, choć wiedziała, że ten ostatni pomysł w ogóle by nie przeszedł. Westchnęła głośno i przeciągle, w czasie gdy Nicholas gadał bez przerwy. Czy on w ogóle oddychał? Łapał powietrze w płuca? Chyba musiała naprawdę mocno podpaść nauczycielowi, że dał jej takiego, a nie innego kolegę do zrobienia zadania.
    Leandra dosłownie od Changa uciekła, kiedy też szybko wyrecytowała swoje trzy punkty, które on oczywiście już złamał. Był niemożliwy. Leandra przeklinała w myślach to cholerne zadanie z eliksirów, kiedy przeciskała się między uczniami, by móc szybko wyjść z sali. Później, miała nadzieję, że zniknie w tłumie na korytarzu i nie zobaczy chłopaka do momentu ich ponownego spotkania w bibliotece. Brunetka przystanęła na środku korytarza, ignorując to, że ktoś ją popchnął. Posłała jedynie krótkie, mordercze spojrzenie w stronę niskiej, blondwłosej dziewczyny, która po chwili zniknęła z jej pola widzenia. Niespiesznie i bardzo niechętnie, w końcu spojrzała na Nicholasa, który stał tuż obok i paplał. Pap;ał, paplał i paplał. nie dając jej ani chwili wytchnienia. Poczuła, jak zaczyna pulsować je głowa, to przez ból, który nagle zaczął jej bardzo doskwierać.
    — Cicho. Cicho, do cholery!--- rzuciła rozzłoszczona w jego stronę, masując palcami lewą skroń.Nie przejęła się też tym, że kilka uczniów, którzy przechodzili obok, spojrzało w jej stronę i nieco wystraszeni, umknęli na bok. Skrzywiła się z bólu, przymykając na chwilę oczy. Po kilku długich sekundach spojrzała znów na bruneta, wciągając powietrze w płuca. — Nie, nie teraz. Po przerwie obiadowej. Potem spotkamy się w tej cholernej bibliotece, Chang. Jakbyś tyle nie gadał, a słuchał, co do Ciebie mówię, to nie musiałabym się powtarzać — powiedziała. — I denerwować przy tym — dodała po chwili, znów kierując na niego spojrzenie. Uśmiechał się, znowu, a jej do śmiechu nie było. W sumie, Lea chyba rzadko kiedy się uśmiechała. Wszyscy bardziej kojarzyli ją ze znudzoną miną, albo morderczym spojrzeniem. — Cokolwiek, weź cokolwiek chcesz, Nicholas. Najpierw chcę się spotkać w bibliotece, a później zobaczymy. Mam nadzieję, że Cię nie zamorduję przez te Twoje ciągłe gadanie. Nieważne, widzimy się potem — rzuciła, znów ruszając przed siebie, w stronę jadalni. — Nie idź za mną! — rzuciła jeszcze, na tyle głośno, by Nicholas Chang mógł ją usłyszeć.
    Tak jak powiedziała, po tym jak minęła przerwa obiadowa, Leandra Grant skierowała swe kroki w stronę biblioteki. miejsca, które było dla niej azylem od wszystkiego i wszystkich. Jak zawsze. brunetka zajęła najbardziej oddalony od wszystkich stolik, bo zdecydowanie samotność i spokój podczas nauki było czymś, bez czego nie potrafiła się obejść.
    — Okej, okej. Dasz radę, Lea — rzuciła sama do siebie, jakby na pocieszenie. Otworzyła książkę do eliksirów, wzdychając przy tym ciężko. Niespiesznie przesunęła spojrzeniem po tekście. Nie spodziewała się tego, że Nicholas przyjdzie spóźniony, bardziej stawiała na to, że będzie czekał na nią pierwszy.
    — Spóźniłeś się — rzuciła znudzonym tonem, kiedy kątem oka zauważyła przy stoliku jego postać. Uniosła głowę, obdarowując bruneta spojrzeniem, a później wskazała na miejsce naprzeciw siebie. — Chyba nie będziesz stać jak ten słup soli — mruknęła, by tylko Nicholas mógł ją usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Posłałam sówkę :>]

    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  9. Czas ucieka mu ostatnio przez palce, a może po prostu pozwala, by płynął jak rześki strumień, w którym nie chce się zanurzać. Ziewa, odrobinę sennie, idąc przez korytarz i powłócząc nogami. Guziki szaty ma rozpięte, złote loki na jego głowie połyskują w promieniach słońca wpadającego przez zamkowe okna, gdy idzie krokiem wręcz spacerowym do sali prób szkolnego chóru. Do drzwi wejściowych nie wie, czy właściwie tam wejdzie. W prawej dłoni trzyma na wpół zjedzone jabłko, lekko kwaśne, lekko słodkie, które przeżuwa energicznie, bo znowu zaspał na śniadanie, a podczas obiadu skorzystał z chwili okazji przemieszał kociołek w łazience na pierwszym piętrze ukryty pod prostym zaklęciem. I tak rzadko ktokolwiek tam kiedykolwiek przychodzi. Oblizuje mokre od soku usta, nieco zwalniając, kiedy zbliża się do znajomego pomieszczenia. Sam nie wie, skąd biorą się u niego te zawahania. Lubi śpiewać. Przepada za większością ludzi z chóru. Ćwiczą piosenki raczej tandetne, ale też klimatyczne, więc i to mu jakoś szczególnie nie przeszkadza. Problem polega na tym, że regularne spotkania to zobowiązanie, które na całej liście jego priorytetów znajduje się bliżej dołu niż góry. Mógłby w tym momencie udać się na szybką drzemkę przed skończeniem eseju z Historii Magii, ale doskonale wie, że będzie to odkładał na kolejnych dniach, spinając się dopiero na parę godzin przed ostatecznym terminem składania prac. Jak zawsze się wyrobi, jak zawsze straci pół nocy snu. Ma tendencję do uciekania w rozmaite sposobności na odwrócenie uwagi. Tak więc ostatecznie dociera na próbę, czasem w ogóle mu się to nie udaje, czasem omija dwie lub trzy próby pod rząd, a potem nadgania, nie zwracając uwagi na jakiekolwiek słowa narzekania.
    Przystaje na krótką chwilę, sceptycznie omiatając wzrokiem klamkę. W końcu wzdycha, popycha drzwi i wchodzi jak gdyby nigdy nic do sali prób, spóźniony prawie pół godziny, za co oczywiście nie przeprasza. Ma wielkie, a raczej hałaśliwe wejście: drzwi odbijają się z hukiem od przybocznej ściany, a potem równie gwałtownie zatrzaskują się za nim, kiedy uderza w drewno piętą. Siada spokojnie na jednym z taboretów w samym środku zgromadzenia chórzystów i bierze ostentacyjnie głośny gryz jabłka, wpatrując się z szelmowskim uśmieszkiem w jakąś nadąsaną uczennicę w barwach Gryffindoru. Wyraźnie jego popisy nie robią na niej wrażenia, więc uśmiecha się jeszcze szerzej i puszcza jej oczko. Przesuwa wzrokiem po innych uczniach, niektórym przerwał jakieś rozgrzewki strun głosowych, czy co oni robili i w końcu zatrzymuje spojrzenie stalowych oczu na znajomym krukonie.
    — Coś przegapiłem? — Pyta głośno, wyraźnie i bezczelnie, obracając jabłko w dłoni. Zwraca się do wszystkich, chociaż patrzy na niego. Głos ma wesoły, minę rozbawioną. Dobry humor nie opuszcza go od rana pomimo głodu i niewyspania. — Część. — Dodaje w swej naturze, by jeszcze mocniej poruszyć tłum i macha ręką. — Nie przeszkadzajcie sobie, zaraz do was dołącze. — Wstaje z siedzenia i wykonuje teatralny ukłon po czym zmierza w swój standardowy kąt, gdzie zwykle zostawia swoje rzeczy; maleńką ławkę pod oknem przy instrumentach strunowych. Dzisiaj ma przy sobie tylko jabłko, więc bierze ostatni kęs i zostawia tam ogryzek z zamiarem późniejszego pozbycia się śmieci. Poprawia szkolny krawat, zerkając na swój ukochany instrument, wiolonczelę wykonaną z ciemnego drewna o ciepłym odcieniu i zaczyna ją nastrajać mimo, że powinien uczynić to co najmniej godzinę temu.
    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie czuje się ani trochę zirytowany ani zniechęcony, krępacja także go nie dopada, chociaż szepty jakiejś dwójki uczniów na boku zdecydowanie nie brzmią, jakby wypowiadali się o nim w pochlebny sposób. Mało go to obchodzi. Przyzwyczaił się już dawno do rzucanych mu spojrzeń. Wie doskonale, że jego zachowanie jest bezczelne i pogardliwe, pokazuje jego brak szacunku do osób tu zgromadzonych, ale nie może się powstrzymać, chwilowo ignorując jakiekolwiek zasady dobrego wychowania. Nieco bawi go to, jak poważnie ludzie z chóru traktują ich próby, zupełnie jakby stali się cholernymi gwiazdami magicznego rocka, aczkolwiek nie chodzi tylko o to. Częściowo obwinia zmęczenie, częściowo swój charakterek, ale przede wszystkim w ironicznej przysłudze wkłada im w usta plotki na własny temat. Od dawna gadali za jego plecami. Mówili o potworności czynów jego dziadka, o tragedii rodziny, najczęściej się z niej ciesząc, bo tak źli ludzie zasługują na taki los. Pieprzyli o nim samym, tak pusto, tak bezmyślnie, bez żadnej refleksji, gdyż zupełnie nie wiedzieli, jaka naprawdę jest jego rodzina. To już go nie boli i właśnie w taki sposób im to pokazuje. Już wiele lat temu przestał się nad sobą użalać. Jeśli tak bardzo pragną strzępić sobie języki jego nazwiskiem, zamierzał z radością dostarczać im kolejnych powodów.
    Uśmiecha się pod nosem w zupełnie czystej manierze, kiedy słyszy słowa krukona. Urocze. Chce dać mu nauczkę, jednakże nie przez swoją mściwą naturę, a ponieważ widzi go co parę tygodni na próbach, dostrzega jego uśmiechy, jego cierpliwość, włosy zmieniające kolor i ciekaw jest, ile wysiłku musiałby włożyć w zburzenie jego opanowania. Czule muska palcami struny. Instrument jest prawie gotowy, bo dba o niego regularnie i w przeciwieństwie do prób chóru, swojej muzyce oddaje się w pełni. Kątem oka wyhacza szkarłat na głowie krukona i to nakręca go do pójścia o parę kroków dalej.
    — Naturalnie. — Oznajmia zanim ktokolwiek inny ma szansę zabrać głos. Zostawia wiolonczelę i smyczek na swoim miejscu, po czym pewnym krokiem idzie do Nicholasa. Po drodze chwyta stołek i ustawia go blisko krukona. Nie siada jednak, czując na sobie spojrzenia co po niektórych członków szkolnego chóru. Inni udają, że zajmują się sobą albo naprawdę to robią — dla niego bez różnicy. Nachyla się nad Nikkim i wprawionym, subtelnym gestem, łapie go za brodę i uniósł jego twarz. Dzieli ich może z sześć cali, a Rowan uśmiecha się drapieżnie. — Przepraszam, Chang...i reszta. — Ledwie omiata kilkoro uczniów zetknięciem z ukosa nim ponownie spogląda na krukona. — To niebywale zuchwałe z mojej strony. Obiecuję poprawę. Możesz mnie ukarać jak tylko skończy się próba. — Mruga do niego dwuznacznie, przesuwając kciukiem we wgłębieniu między jego podbródkiem i dolną wargą, po czym puszcza go i siada na wcześniej przygotowanym dla siebie miejscu. Kolana jego i Nicholasa się ze sobą stykają. — Proponuję, by Nikki zaczął. — Kładzie mu rękę na ramieniu, uśmiechając się do uczniów i z rozkoszą obserwując emocje na ich twarzach. Napawa się szokiem, zniesmaczeniem, niekiedy nawet rozbawieniem i właśnie licom wyrażającym to ostatnie posyła łobuzerskie uśmieszki.

    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  11. [O jeju, cóż to za wspaniała, ciepła i urocza postać. Każdy w Hogwarcie – choćby był największym gburkiem, jakiego świat czarodziejów widział – potrzebuje w swoim życiu takiej osoby jak Nicholas. Witajcie, cześć i czołem. Bardzo przepraszam, że przychodzę do Was z tak dużym opóźnieniem, wpadłam w dosyć spore zaległości i do tej pory się z nich wygrzebuję. Powoli co prawda, ale zawsze!

    Lilian na zajęcia dodatkowe z chóru nie uczęszcza, bo ciężko byłoby mu zmieścić w grafiku to, plus koło teatralne i klub eliksirów. Jestem jednak pewna, że jest wielkim fanem i pojawia się na każdym występie chóru, żeby później przez następne kilka tygodni w kółko nucić melodie, które najbardziej wpadły mu w ucho. A kiedy spotyka Nicholasa w klubie eliksirów, na 100% nie potrafi sobie darować, żeby nie podejść i się odrobinkę pozachwycać. Niech Pan Chang doskonali się w tym kierunku, niech robi to, co sprawia mu przyjemność. Życzmy mu, żeby wspierali go w tym jego najbliżsi przyjaciele, bo na to zasługuje – a Tobie z kolei życzymy dobrej zabawy, zostańcie z nami na długo.]

    lilian willis

    OdpowiedzUsuń
  12. Rowan Greyback bawi się znakomicie wcale nierzadko. Czasem znajduje tę ostoję w samotności, a raczej w martwym towarzystwie fiolek i kociołka otoczonych notatkami zapisanymi zgrabnym, eleganckim pismem. Innym razem to inni są źródłem jego uciechy, bez zależności, czy tego pragną czy chcieliby wrzucić go w ogień na stosie śladem pewnych osobistości sprzed paru wieków. Emocje to bardzo niestabilny materiał, z którego można czerpać radość przewleczoną z satysfakcją. Bardzo łatwo wydziergać z nich katastrofę. Rowan jednak od urodzenia ma w sobie to wyczucie i potrafi nimi pokierować. Porównuje to do grania na instrumencie w ramach ironicznego żartu, jednakże manipulacja odczuciami bywa sztuką zbyt delikatną na jego ostry umysł. Pociąga za struny i tworzy własną melodię. Część sukcesu zależała mimo to od drugiej strony: albo do niej zatańczy albo zakłóci własnym rytmem. Jest ciekaw, do której kategorii zalicza się Nicholas Chang.
    Triumf wypisuje się na jego twarzy, kiedy patrzy na Puchona i tylko na niego, zupełnie ignorując innych uczestników chóru. Tworzy to intymną atmosferę, co zupełnie mu nie przeszkadza, ponieważ nie traktuje jej poważnie. Gdyby mógł, zbudowałby wokół nich ściany ze szkła, bo to właśnie towarzystwo reszty uczniów napędza wstyd. Trzyma go przy sobie pewnie, ale nie brutalnie, pozwalając mu się wycofać, gdyby bardzo tego pragnął. Pogrywając sobie w ten sposób z drugim człowiekiem, spodziewałby się mocnego uderzenia pięści na policzku bądź innego wyrazu dezaprobaty, lecz Nicholas, tak jak przewidywał, pozwala sobie na zakłopotanie. W swojej ocenie nie przekracza ostatecznej granicy, jedynie filuteryjnie się z nim drażni. Kilka kroków za daleko nawet jak na jego osobę jest przesadą. Przesuwa leniwie wzrokiem po jego okrągłych w wyrazie zaskoczenia oczach, ustach, połaci policzków, na których oczekuje rumienia, ale ten zaczyna barwić jego włosy. Łuk jego ust wygina się mocniej ku górze. Pierwotnie chciał poprzestać na drobnej nauczce, ale chyba za bardzo mu się to podoba. Z jego krtani prawie wyrywa się prychnięcie.
    — Pytanie, czy zapamiętam tę lekcję, Chang. — Rzuca w eter, akcentując nazwisko Puchona, chociaż nie poczuł na skórze chociaż cienia nauczki. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jedno zgięcie palca za dużo może kosztować go wyproszenie z sali, a może i wydalenie z chóru. O dziwo, uświadamia sobie, że w pewnym stopniu go to obchodzi, a jednocześnie nie jest w stanie oddać się pełnemu zaangażowaniu.
    Unosi brew, przejmując kartki pewnie i wygładza je pewnym ruchem ręki. Omiata wzrokiem tekst: nie uczył się go celowo, ale znał tę piosenkę, teatralnie odkłada więc ściągę na sąsiedni pusty stołek. Do tego kawałka nie potrzebują wiolonczeli, więc zostaje na miejscu, ocierając się odruchowo bokiem nogi o kolano Nicholasa. Zostaje tylko przy tym i aż przy tym podczas rozgrzewania głosu przy pierwszym utworze. Ponownie daje mu wybór i jeśli Puchon chce się odsunąć, nie podąża za nim jak magnes. Zerka na niego natomiast co jakiś czas, a jeśli ich spojrzenia się krzyżują, mruga do niego subtelnie, acz znacząco. Po dwóch albo trzech kolejnych piosenkach, prowadzący zarządza krótką przerwę, więc natychmiast zwraca się do swojego sąsiada, zanim ten ma szansę mu uciec.
    — To jak będzie, Nikki? — Intencjonalnie zwraca się do niego w różnych manierach. — Zamierzasz dać mi reprymendę? A może wyskoczymy na piwo kremowe, by pogadać o moim karygodnym zachowaniu? — Lustruje go wzrokiem od góry do dołu. — Ciężko mi się przy tobie skupić, przyznaję. — Skubie zębami swoją dolną wargę zupełnie nieświadomie. Sięga po wcześniejsze pergaminy z tekstem i wsuwa mu je w dłonie, przy okazji dotykając palcami jego knykci. Pochyla się przy tym, zniżając głos do gardłowego szeptu. — Tak między nami, wyglądasz gorąco w czerwieni. — Wręcza mu ten prosty komplement i znacząco zezuje na jego włosy nim prostuje się z zadowoleniem wymalowanym na twarzy

    [Wybacz! Czasem sobie coś wbiję do głowy, to przez skojarzenia z Cho ;D]
    Rowan-Beznadziejny-Wyrywacz

    OdpowiedzUsuń
  13. [Cześć. O samych dramach raczej sam Hogwart jako wyłącznie miejsce ich pracy, by usłyszał, biorąc pod uwagę fakt, że od roku wirują sobie w pewnym nie do końca wyjaśnionym między sobą kryzysie, a wszelkie niesnaski zachowują na bycie na osobności. Wątpię, że uczniowie byliby w stanie jakoś szczególnie wyczuć pomiędzy nimi różnicę, gdy obaj starają się zachowywać dość profesjonalnie. Arlo mu wybaczył, chociaż stosuje wobec Atleya zasadę ograniczonego zaufania, które zawsze może pęknąć jak balon po nakłuciu, a to czy gardę opuści, zależy głównie od tego, na ile sobie pewne rzeczy przepracują. Dzięki za powitanie i życzenia weny przy tak znienawidzonej przeze mnie porze roku — na pewno się przyda.]

    Arlo Wareham

    OdpowiedzUsuń