i wish for what's forbidden

Ludmila Antoninovna Dolohov
wychowanka domu Roweny Ravenclaw — urodzona 21 marca 2007 w Petersburgu jako pierwsze dziecko Antonina i Yekateriny Dołohowów — VI rok — eliksiry, zaklęcia i uroki, alchemia, transmutacja, historia magii, opcm — odkrywana powoli fascynacja czarną magią — od niedawna przewodnicząca klubu szachowegoczysta krew — tresowana od najmłodszych lat pianistka — różdżka 10-calowa, drewno grabu, wąsy kuguchara, bardzo sztywna — boginem zakrwawiony świecznik — zamiast patronusa niewyraźna mgiełka

Ma w sobie coś z porcelanowej lalki: doskonałe dzieło wytrawnego artysty, tak jak tego od niej oczekiwano, niewzruszone nawet lękiem, gdy się zbliżał z wzrokiem szaleńcy, a zapijaczony głos mruczał do niej moja śliczna córeczka. Twarz zastygła w jednym wyrazie uśmiechu, proste włosy spływające miękko na ramiona i zielone oczy. Drobna sylwetka, niepozorny wzrost, blade lico; wygląda na słabą osobę. Wystarczy chwycić ją niczym cienką gałązkę i złamie się z suchym trzaskiem, czy na pewno? Nienaturalnie wręcz długie palce, nienaturalnie rozsuwające się na boki, gdy przemyka nimi po klawiaturze fortepianiu. Adagio, andante, allegro. Gubernator spogląda na nią łagodnie słuchając etiudy jej interpretacji, wydając kolejne pochwały. Więcej jej nie nauczy, kolejne lekcje będzie pobierać, gdy ukończy szkołę. Nie pierwszy raz wyjedzie. Najpierw Rosja, później Wielkiej Brytania, następna? Kto wie. Świat stoi otworem dla ambitnych, taka właśnie zdaje się być. Wydaje się, że liczą się dla niej tylko trzy rzeczy na całym świecie: muzyka, magia, szachy. Porcelanowe lalki mają jednak tę jedną nieprzyjemną cechę – odkrywają swoją pustkę, gdy zostaną uszkodzone. Jedna rysa, pęknięcie gładkiej powierzchni ukazuje ziejącą ciemność.

Ma w sobie coś z matrioszki: odkrywając jedną warstwę, docierasz do kolejnej. Kiedy pomyślisz, że to ostatnia, twoim oczom ukazuje się kolejna tajemnica. Pod maską uprzejmości kryje się paskudny grymas. Zdaje się przyklejony do wyidealizowanej twarzy, wygląda wręcz nienaturalnie, bo nie do tego są przyzwyczajeni w obecności panny Dołohow. Wyrafinowane słowa potrafią stać się ostre i zimne jak odłamki lodu, odciska się w nich syberyjski chłód. Patrzy na osobę po drugiej stronie planszy z wyższością, myślałeś, że dasz radę? Pytanie wisi chwilę w powietrzu nim przeciwnik zamiast wykonać ruch, przewraca swojego króla. Wyniosła postawa to przebranie dla strachu ujarzmianego każdego poranka przed bogatym lusterkiem rozkładanym na łóżku nim uda się na śniadanie. Rozczesuje długie kosmyki tym samym od dziecięcych lat grzebiem, prezentem od ukochanego, nie-świętej-pamięci ojca. Przelęknione spojrzenie śledzi ruch dłoni, nagle czuje się odrealniona, to nie moja dłoń. To nie moja dłoń to zrobiła, to nie moja dłoń jest teraz we krwi. Tchórzostwo to słabość, a ona nie chce być słaba.


Mam słabość do motywu dzieci Śmierciożerców, przepraszam. Ludmila to mój mały eksperyment i mam nadzieję, że spisze się dobrze. Lubimy wprowadzać zamieszanie, więc na pewno nie szukamy wyłącznie przyjaźni. Nie mam konkretnego planu na jej rozwój, zobaczymy jak pójdzie jej na fabule. Poszukiwany młodszy brat bądź siostra oraz szczególna w życiu Ludmili osoba (dziewczyna).
wizerunek: docenię pomoc przy namierzeniu; mail: idol.of.the.day@gmail.com

12 komentarzy:

  1. [Ah, ja także mam słabość do dzieci śmierciożerców, oto jestem. Sama Ludmila to postać owiana niezwykłą tajemnicą, a przez zawarty w karcie postaci tekst, w którym zostaje ona analogicznie zestawiona z lalką i matrioszką, sprawia wrażenie kogoś, kto skrywa w sobie więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Chcemy poznać te warstwy. Może i nie szukasz tylko przyjaciół, ale sądzę, że twoja krukonka i Rowan by się dogadali: łączy ich krew popleczników Voldemorta, pasja do muzyki, czarna magia, są też na tym samym roku. Widziałabym ich jako bliskich przyjaciół, dzielących ciche rozmowy i wiele chwil pełnych ciszy, tak po prostu. Takich, którzy stają za sobą murem, ale i nie do końca potrafią się wzajemnie rozgryźć. Takich, którzy rzadko się kłócą, ale jak się kłócą to na całego. Daj znać co myślisz, życzę mnóstwa weny, znakomitej zabawy i kogoś szczególnego dla Ludmily :D]

    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ja dziś z rozpędu, a co! Jeszcze mnie oficjalnie nie widać, ale czy podaruje sobie przywitanie? Oczywiście, że nie :D
    Dzień dobry Panno Współlokatorko! Tyle możliwości się przed nami otwiera. Jeśli oczywiście masz chęci na współprace.
    Zastanawiałam się, co mogłoby nasze dziewczęta połączyć. Sympatia czy też raczej wręcz przeciwnie.
    Jeśli chodzi o samą kartę, to bardzo podoba mi się zestawienie wizerunku, który wybrałaś, z porcelanową lalką. No i to, że ta porcelanowa lalka to jednak jest, wybacz śmiałość, raczej zgniła w środku. A może bardziej smutna i niezrozumiana. W każdym razie na pewno nie pusta.
    Dużo weny n no i zapraszam do siebie, jeśli będziesz mieć taką chęć :)
    Marina ze szkiców ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [To chyba pierwsza postać kobieca Twojego autorstwa, którą miałem okazję zobaczyć na blogach! Ciekawy zabieg z porównaniem jej do lalki. Myślę, że szybko znajdą się chętni do przejęcia powiązań. Bawcie się dobrze, tylko ostrożnie z czarną magią ;)]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  4. [Postawić ci jakąś czekoladową żabę, Dołohow?, z racji tego, że Krum nie będzie kobiecą postacią, to ma to jednak trochę inny wydźwięk. Na temat karty wypowiem się szerzej na privie i czekam na obiecany sapphic, mamy już w tym doświadczenie, haha. Z braku możliwości dodania fav emotek z discorda, musisz sobie wyobrazić, którą bym dała.]

    ¯\_ツ_/¯

    OdpowiedzUsuń
  5. [Czołem.
    Wybornie, przy czym ostrzegam, że:
    a) strzelam, że minęło z pięć lat, odkąd ostatnio pisałam wątek damsko-męski, więc nie ręczę za to, jak mię pójdzie (przynajmniej początkowo);
    b) Filipp to też w moim przypadku eksperyment i odstępstwo od normy standardowych dla mnie smutasów, także na wstępie może mi się w wątkach dopiero kształtować jego pełen obraz.
    Daj znać, co tam Twoja panna mogła wywinąć któremuś z Gryfonów/co mogło dotrzeć do uszu Matsumury, to nam ładnie zacznę.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Poszłam za ciosem i pozwoliłam sobie zacząć Twój pomysł. Jeśli Ci nie pasuje, możemy wymyśleć razem coś innego. Ja tam czasem na początku to lubię polecieć trochę YOLO :D ]

    Powietrze pachniało latem, które na dobre zagościło już na Hogwarckich Błoniach. Kwiaty w pełnym rozkwicie, cały trawnik skąpany w słońcu, rozchichotani uczniowie, właśnie ochlapani znienacka przez kałamarnicę z jeziora. Sceny tak piękne i beztroskie, że Marinie Groom aż pękało serce kiedy to musiała podnieść się z trawy i znów schować w zimnych murach zamku a potem ciężkim krokiem podążyć do lochów na zajęcia z Eliksirów. Eliksiry, co prawda, uwielbiała, jednak nie mogła tego samego powiedzieć o wilgotnych piwnicznych salach, w których się odbywały. Czy nie przyjemniej byłoby im wytwarzać te wszystkie wspaniałe wywary w komnatach skąpanych słońcem? O ile łatwiej byłoby przewietrzyć klasę po nieudanym eksperymencie jednego z jej kolegów gdyby znajdowały się w niej okna. Ale nie. To musiały być lochy.
    Krukni i Puchoni, z którymi cały ten rok mieli zajęcia, byli już w większości zgromadzeni przy ławkach z kociołkami. Groom wsunęła się do klasy jako jedna z ostatnich i zajęła pierwsze wolne stanowisko, na które padło jej spojrzenie. Nie miało znaczenia przecież, gdzie usiądzie. Na zajęciach i tak sobie poradzi. Co do uczniów… Cóż, to była zupełnie inna kwestia.
    Z początku Marina nie zwróciła uwagi na kociołek Profesora, jak zwykle ustawiony pośrodku sali. Tak jak i cała reszta młodych czarownic i czarodziejów była bardziej pochłonięta myślami o zbliżających się wakacjach i nawet ukochane zajęcia nie były w stanie jej od tego odwieść. Jednak kiedy usłyszała szepty dziewcząt za swoimi plecami jej oczy wystrzeliły prosto do kociołka.
    - Jak dla mnie to czekolada i róże. Dean zawsze kupuje mi róże…
    - Ja czuję morze i wiśniowy placek mojej babci.
    Zgodnie z jej przypuszczeniami, spiralne opary unosiły się leniwie nad bulgoczącą zawartością. Groom była pewna, że gdyby tylko podeszła bliżej dostrzegłaby połyskującą perłową powierzchnię.
    Zupełnie jak wnętrze muszli Afrodyty, gdy ta wyłoniła się z morskiej piany.
    - Jak już pewnie zauważyliście, naszym ostatnim projektem będzie coś, co wpasowuje się idealnie w nastrój pszczółek i ptaszków na zewnątrz - baryton Profesora poniósł się echem po kamiennych ścianach i posadzkach, pełen wyraźnego zadowolenia z tego jakże wysublimowanego żartu.
    - Amortencja, bo jesteśmy przecież na kursie do owutemów. Będziecie pracować wybranych przeze mnie parach, żeby uniknąć niepożądanych wydarzeń - wzrok czarodzieja padł na Susannę i Trevora, którzy od niedawna byli parą. Na ostatnich zajęciach, na których pracowali wspólnie, trochę za bardzo pochłonęły ich sprawy zupełnie nie związane z przygotowywanym wtedy Eliksirem Czyrakowym. Połowa klasy, która znalazła się w polu rażenia ich kotła, miała niezbyt wielką przyjemność spędzenia popołudnia w Skrzydle Szpitalnym.
    - Panna Dolohov z Panną Groom.

    Marina Groom

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, bardzo dobrze, że w końcu się pojawiłeś i napisałeś "cześć", bo ja to planowałam zrobić już przy Atlasie, ale jak widać do tej pory mi się nie udało - teraz mogę nadrobić.

    Obie postaci, zarówno Ludmiła, jak i Atlas, to ciekawe kreacje. W Ludmile podoba mi się szczególnie podział akapitów na porcelanową lalkę i matrioszkę - sporo mówi to o samej postaci. A choć chętnie odkrywałabym warstwy Panny Dołohow jedna za drugą, bo interesuje mnie motyw tajemnicy i dłoni we krwi wpleciony w jej losy, to muszę grzecznie się wstrzymać. Właśnie spojrzałam na swój plik z odpisami i jest tam czerwono po całości niemal. Ale jeśli będziesz mieć chęć, to wrócę do Ciebie jak pokończę część wątków. Na ten moment życzę natomiast ogromu weny i porywających fabuł!]

    Scorpius, Arran & Caedmon

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć! Dzięki za przemiłe powitanie. <3 Bardzo cieszy mnie, że Ambrosia zaskarbiła sobie sojusznika w postaci tak intrygującej, jak panna Dolohow. W pierwszej chwili przyszło mi na myśl, że Rosie mogłaby się zakochać w jej grze, ale to kompletnie oderwany kawałek układanki, z którym nie mam pojęcia, co zrobić... Może Ludmiła uczyła kiedyś Rosie grać, kiedy ta przechodziła napady niepokoju? A potem zmieniło się to we wspólne posiedzenia przy pianinie (Ambrosia więcej siedziałaby z boku, słuchając i podziwiając, ale zawsze to wspólnie...). Jestem nawet gotowa założyć, że panienka Lestrange podczas ukrywania się w zakamarkach Hogwartu trafiła na opuszczoną salę z takim właśnie zaniedbanym pianinem, które zaraz pokazała Ludmile.
    Ogółem widzę tu potencjał na coś wielopłaszczyznowego, ale może wygodniej byłoby nam dogadać powiązanie i rozgrywkę drogą mailową? :)]

    Ambrosia L. Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  9. [Bardzo się cieszę w takim razie, im obu chyba się ktoś, w kim mogliby ulokować swój komfort psychiczny, niezależnie od tego czy poprzez rozmowę czy wręcz przeciwnie. Jestem też jak najbardziej za dramą z paranoją Rowana (jeszcze nie obrałam z nikim takiej koncepcji), z tym, że najchętniej zostałabym teraz przy relacji, a wątek napisałabym mniej więcej w połowie sierpnia, kiedy już odejdzie mi część pracy :> Wybacz, powinnam zwrócić na to uwagę w pierwszym komentarzu, ale napisałam zupełnie spontanicznie. Mam nadzieję, że ci to pasuje :D]

    Rowan Greyback

    OdpowiedzUsuń
  10. [Skoro Emma została przyklepana gdzieś indziej, to wymagało to znalezienia jak najlepszego zastępstwa. ❤
    Milly musi się bardziej postarać, jeśli chce ją obrazić (Scorpiusowi by się nie udało, więc mamy coś zupełnie innego, LOL), gdyż nawiązania do bycia nepobaby (przypominam: jesteśmy dumni z tego), to za mało, haha. Zacznę, jak wiemy co.]

    Diana Krum

    OdpowiedzUsuń
  11. Diana Krum przekraczając próg Wielkiej Sali, która w późnych godzinach popołudniowych świeciła zaledwie okrojoną liczną uczniów w porównaniu do tych wyznaczonych pór związanych ze spożywaniem posiłków, kiedy ta pękała w szwach. Kapitan drużyny puchońskiej dobrze wiedziała, gdzie może zastać Ludmilę Dolohov, a dokładnej uściślając: we wtorki i czwartki to tu pojedynkowano się towarzysko w magiczne szachy. Przewodniczącej tego koła zainteresowań nie mogłoby przecież zabraknąć. Miłośnicy gargulek okazywali się znacznie mniej zorganizowani i nieprzewidywalni w zajmowaniu przestrzeni, traktując latem dziedziniec jak swoją własność (podobnie robili porą jesienno-zimową na korytarz zamku), a wszyscy przeszkadzający idąc ich tropem musieliby przelatywać nad grającymi, byleby nikt ośmielił się wytrącić ich z rytmu. Nic więc dziwnego, że zasłużyli sobie z czasem na krzywe spojrzenia i porządkowe upomnienia ze strony co odważniejszych uczniów.
    Córka Victora Kruma natrafiła na idealny moment, by w niewielkiej odległości od interesującej ją Krukonki, wyłapywać poszczególne komentarze graczy pochłoniętych bez reszty tym, co działo się na planszy z rzeźbionymi figurami. Diany nie zaskoczył fakt, że ograła swojego przeciwnika, który w ostatecznym rozrachunku nie wyglądał ani na przygnębionego wynikiem, ani tym bardziej nie był nim sfrustrowany. Chłopak, jak wydawało się Puchonce, wychowanek Salazara Slytherina, tylko będący w zwykłym t-shircie i jeansach, uwzględniwszy to, że zajęcia skończyły się już dawno i po nich wcale nie musieli poruszać się w szkolnych szatach — wydawał się skupiony i pochłonięty przez własne myśli, jakby w głowie układał sobie potencjalną strategię, która do pokonania Dolohov mogłaby go przybliżyć. Ten rodzaj rywalizacji, który popychał do dalszych prób — Krumówna lubiła najbardziej.
    Nie pozwoliła jednak, żeby myśli Ludmily na długo wirowały wokół jej zwycięstwa szachowego, gdyż bez żadnych oporów zajęła miejsce pokonanego, tyle że nie z zamiarem podjęcia gry, a ukradnięciem jej czasu. Diana przebiegła wzrokiem po planszy i figurach wciąż tkwiących w pozostawionym układzie, jednak nie wydało jej się to szczególnie interesujące. Oparła łokieć lewej dłoni o blat drewnianej ławy, a na wnętrzu dłoni podbródek, zanim nie posłała Dolohov spojrzenia w pakiecie z łobuzerskim uśmieszkiem, odpornym na wszelkie słowne zaczepki, których Krukonka zawsze przeciwko niej próbowała, odbijając się od niewzruszonej ściany.
    — Milly — zaczęła lekkim tonem Diana, zdrabniając imię rozmówczyni, co już samo w sobie stanowiło zapowiedź tego, że przyszła do niej z konkretnym zamiarem, a nie jedynie z chęciami spędzenia wspólnie czasu. — Przychodzę po przysługę i cena nie odgrywa dla mnie większej roli. Chciałabym, abyś napisała za mnie wypracowanie dla tego gburowatego Rosiera do końca tego tygodnia. W sobotę Ślizgoni grają mecz towarzyski z Gryfonami i wolałabym potrenować do tego czasu z Eliasem, żeby był w jak najlepszej formie do tego występu. — W domyśle: dziesięciokrotnie wolę to niż ślęczeć nad pergaminem i książkami, więc liczę, że wybawisz mnie z opresji jak rycerz na białym koniu. To, że Diana Krum nie była szczególnie zainteresowana nauką, nie stanowiło szczególnie trudnej zagadki, ale w przypadku Ludmily mogła mieć pewność, że ta wykona doskonałą robotę. Córka znanego wychowanka Durmstrangu i reprezentanta bułgarskiej drużyny narodowej, do której ona również dostała powołanie, często wisiała z głową w chmurach, kiedy tylko znajdowała się twardo na ziemi, myśląc o oderwaniu od niej na miotle.

    nepobaby

    OdpowiedzUsuń
  12. Filipp nie podziela złudzeń, którymi wydaje się żyć większość grona pedagogicznego, a ściśle powiązanych z intensywną sekwencją szlabanów i ich skutecznością. Nie tylko w związku z legendą, jakoby nigdy żadnego sam nie dał, bo doskonale wie, że zrobił to raz, w pierwszych tygodniach pracy w Hogwarcie i nie dość, że nie sprawiło mu to żadnej przyjemności, to również nie przyniosło pożądanego efektu. System nagród i kar jest zwyczajnie wadliwy, mimo namiętnego forsowania od wieków, bo wbrew obiegowej opinii uczy jedynie, jak łamać szkolony regulamin tak, by żaden z belfrów występków nie zauważył. Matsumura z kolei łamie kij i stawia na samą marchewkę, nie wmawia sobie jednak, że tą metodą uczniowskie wybryki znikną. Szczerze bowiem wątpi, by miał jakikolwiek wpływ na znaczącą formę wychowania, którą podopieczni byli objęci przed przybyciem do zamku i którą smagani są nieustannie w przerwach semestralnych czy nawet przez same listy z domu. Zdążył natomiast zauważyć, że taki sposób współpracy niweluje niestosowności prawie do minimum.
    Dlatego właśnie w chwili obecnej szuka tej marchewki ukrytej gdzieś pomiędzy ciężkimi tomami szczegółowej historii magicznej poszczególnych słowiańskich krajów. Balansuje przy tym na niewiarygodnie wysokiej drabinie, bo owe książki skrywa na najwyższych półkach regałów okalających ściany jego gabinetu - zagadnienie to nawet w połowie nie interesuje go tak bardzo jak uczennicę, na którą czeka. A ponieważ sięga po nie rzadko, nie są potrzebne pod ręką. I dlatego również, nie może znaleźć tego, czego obecnie potrzebuje. Posyła kolejny opasły wolumin w powietrze, by zszedł mu z drogi, a ten, zawisły wśród kilkunastu innych tuż pod samym sufitem, zgrabnie wplata się w sekwencję tych osobliwych gwiazd.
    Dokładnie w momencie, kiedy rozlega się pukanie, historyk dostrzega charakterystyczną błękitną okładkę. Wtedy trzy rzeczy dzieją się na raz. Machnięciem różdżki otwiera drzwi gabinetu, wychyla się energicznie na skrajną lewą stronę półki po znalezisko, drabina chwieje się niebezpiecznie, a wraz z nią przez brak skupienia czarodzieja także i wiszące w powietrzu tomy. Do bolesnego deszczu jednak nie dochodzi, bo Matsumura zaciska palce na pożądanym przedmiocie, ściągając go z mebla i z pomocą czarów umieszcza te wcześniej stojące na jego drodze z powrotem na swoich miejscach. W sposób nie do końca zadawalający postronnego obserwatora.
    - Jesteś - mruczy zadowolony, gładząc kciukiem gładką fakturę i chyba sam do końca nie wie, czy chodzi mu o Ludmilę czy z trudem odnalezioną książkę. Chowa różdżkę do kieszeni i sprawnie schodzi na dół. Tam siada na przedostatnim szczeblu i dopiero wówczas przeszywa dziewczynę spojrzeniem na wylot.
    - Teraz pozostaje tylko odpowiedź na pytanie: zrobiłaś to czy nie?

    [Kajam się za ten potężny poślizg czasowy.]

    OdpowiedzUsuń