z książki Pożegnanie jesieni Stanisława Ignacego Witkiewicza
Czas działa linearnie, dlaczego więc przeszłość zwija się w tobie równolegle z teraźniejszością w spiralę DNA, z własnych, bieżących bitew odwiecznie uciekasz w cudze, równie krwawe, balansujesz między wiekami i miejscami, rozgrzebując prochy przodków, nie dając spać nie tylko sobie, ale i im? Jesteś bezdomny, ale nie ponadczasowy, nie myśl zatem, że w miejsce ich mogił wygrzebiesz swoją własną. Wymarłe języki sprzed wieków wpychasz sobie w krtań jedne za drugimi, jak gdybyś liczył, że połkniesz przy tym wspomnienie swojego własnego, wibrującego w potępieńczym krzyku, kiedy ciało obrywało razy klamrą kazirodczego pasa. Bolało dwadzieścia jeden lat temu, a białe blizny muśnięte przypadkiem opuszką palca przypominają, że boli nie mniej dzisiaj. Fascynacja kultami Czarnej Afryki pozwoliła tobie na wybielenie duszy - kąsasz w końcu wściekle każdą dłoń, która wyrazi zainteresowanie pogłaskaniem czule twego lica - ale szarość to przecież nadal raczej mierny kolor.
Filipp Matsumura, 31 lat, charyzmatyczny półkrwi nauczyciel historii magii. Opiekun Gryffindoru, w przeszłości sam noszący jego barwy. Umiejętnościami pasjonującego opowiadania oraz wplatania w podstawę programową pomocniczych alegorii uzyskuje dobre wyniki w kształceniu. Posłuchu nie oczekuje, bo go nie potrzebuje; jego słowa miękko wpadają do głów uczniów i nigdy ich nie opuszczają. Siedem lat po studiach spędził na badaniach kultury i historii magicznej Sahelu oraz sąsiadujących krajów Afryki Subsaharyjskiej. Dopiero w przeciągu ostatnich czterech osiadł na stanowisku w rodzimej szkole. Początkowo stłumiony agresywnym ojcowsko-mugolaczym lękiem przed magią teraz rekompensuje sobie ten terror łaknąc. A łaknie wiedzy, kultury i różnorodności, zmienności, niepowtarzalności oraz stojących za nimi przeżyć, przede wszystkim jednak płytkich kontaktów międzyludzkich, bo są namiastką każdego doświadczenia, którego poczuć mu nie sposób. Jest więc wszędzie i robi wszystko, bo tylko to sprawia, że nie odsłania się wcale.
[Jak pięknie napisana karta i tylko szkoda, że taka krótka, bo czuję lekki niedosyt i bardzo chętnie przeczytałabym więcej tak sprawnego balansowania między poetyckimi ozdobnikami, porównaniami, a podsuwaniem czytelnikowi konkretnych informacji. Za to Filippowi życzymy spokoju ducha i całkowitego odcięcia się od okropnej przeszłości (co na pewno nie jestem i nie będzie niczym łatwym). Masy dobrej zabawy z drugą postacią i wielu ciekawych, niezapomnianych wątków!]
OdpowiedzUsuńASHER S. HANDRAHAN
[ Oficjalnie mnie tu jeszcze nie ma, ale co mi tam, odezwę się i tak :D
OdpowiedzUsuńCześć! Coś mi się bardzo kojarzy, że się już na siebie w wielkim blogowym świecie musiałyśmy natknąć. W każdym razie, miło natknąć się i tu :D
Niesamowicie mi się podoba ta spirala DNA. To zdanie jest tak sprytnie, zgrabnie napisane... Mój biologiczny umysł bardzo docenia!
Zastanawiam się, czy jakoś udałoby nam się Pana Profesora i Marinę połączyć. Nie wiem, czy ich relacja mogłaby przebiegać na spokojnie, bo mam wrażenie, że Marina raczej by się Filippowi narzucała niż dała mu egzystować spokojnie. Z racji tej ciekawości świata i bycia cool nauczycielem Groom na pewno uważałaby go za mega super ekstra i gnębiła, żeby on też ją polubił. A tu mógłby powstać zgrzyt.
Daj znać co myślisz
Marina w szkicach ]
[Witam! Wybacz zakrycie, uznam to za dobrą okazję do zaproponowania czegoś ze swojej strony. Z karty wyłania się przede wszystkim obraz pasjonaty, dlatego nie dziwi mnie, że uczniowie na zajęciach profesora Matsumury absolutnie się nie nudzą. Przy tym sprawia wrażenie osoby, być może mylne, osoby, która nie daje łatwo dotrzeć do swojego wnętrza. Mam nadzieję, że w miarę rozwoju postaci Filipp odetnie się skutecznie od przykrych, traumatycznych wspomnień.
OdpowiedzUsuńBy nie przychodzić z pustymi rękami, zapraszam też do swoich postaci! Być może między Atlasem i Filippem ciężko byłoby nam coś ustalić (prędzej może między Burkiem a moim Rosierem), ale Ludmila wybrała na swojego owutema między innymi historię magii. Jest bardzo zainteresowana historią słowiańskich czarodziejów, więc mimo że nie jest to głównym obszarem zainteresowań Matsumury, na pewno chętnie zostawała po zajęciach pozadawać różne pytania o wydarzenia jakie miały miejsce w Europie Wschodniej. Ludmila jednak mimo sprawiania wrażenia bardzo dojrzałej i poukładanej dziewczyny bywa paskudna. Jakieś dziwne informacje o tym, co mogła zrobić (może nawet jakiemuś gryfonowi?) mogłoby dotrzeć do Filippa i tutaj zależy, co chciałby z tym fantem zrobić.
A na sam koniec życzę ciekawych wątków i dużo weny!]
Ludmila oraz Atlas
Paradoskalnie, w ludzkiej formie czuje się mniej sobą niżeli krocząc na czterech łapach. Tę przypadłość nazywa tęsknotą za tym, co znane, bo spędziwszy dwadzieścia jeden lat w ciele wilka, ciężko przywołać wspomnienia człowieczych uciech czy chociażby gestów. Absolutnie wszystko, co robi zdaje się wymuszone i nienaturalne, jakby ktoś wlał mu beton w ścięgna i ograniczył niemalże do zera zdolność autentycznych zachowań. To samo zresztą tyczy się słów; te grzęzną w garle, utykają między zębami. Zamiast mówić chciałby czasem warknąć na kogoś albo rozszarpać mięsistą łydkę, wtedy, może wręcz tylko wtedy, udałoby mu się poczuć, że jest tam, gdzie być powinien.
OdpowiedzUsuńDryfuje pomiędzy niechęcią do świata, który do zastał a potrzebą by wpasować się w niego, być elementem układanki. Obecnie przecież nie pasuje nigdzie, a przypomina mu się o tym na każdym kroku. Kiedy widzi w oddali Hogwart uścisk w żołądku staje się nie do zniesienia; wspomnienia lat, kiedy miał wszystko, kiedy był kimś, kiedy życie nie dawało się we znaki tak dotkliwie, dopadają go i kąsają wybitnie dokuczliwie.
Nawet praca w tym obskurnym barze, choć z początku sprawiała pozory wyzwalającej i łatwej, często wykańcza - ba, sama potrzeba codziennego pokazania się w tym miejscu wystarcza by dzień stał się nieprzyjemny. Gorzej jest tylko, gdy zmuszony jest interweniować, wychodzić zza baru by rozdzielić dwójkę pijanych chłopów, gdy zamiast polać drinka, ścierać musi z podłogi krew. Przynajmniej tak mu się wydaje, dopóki nie zostaje zmuszony by wysłuchać niesamowicie długi monolog jednego z klientów. Z początku wydaje mu się, że mężczyzna może mówi do siebie, ale ten ewidentnie zwracał się do niego, to na nim zawieszał wzrok oderwany od książki i Vaughn nie mógł mieć wątpliwości, że stał się mimowolnie słuchaczem tej niekończącej się opowieści. Co jakiś czas, w absolutnie przypadkowych momentach, rzucał więc ciche mhm albo inny, równie pozbawiony polotu, pomruk.
Nalewa ponownie ognistej whisky do naczynia, licząc że wypity alkohol doprowadzi mężczyznę do prostego wniosku iż czas wracać do domu. Ten jednak wydaje się mieć inne plany; Vaughn czuje cudze palce na swoich i cały się napina niczym struna. Wbija ostre spojrzenie w klienta, walcząc ze sobą by nie wgryźć mu się w tętnicę szyjną. Zamiast tego jednak, przypomniawszy sobie, że w tej formie zdolny jest do agresji dużo mniejszej, potrzebuje jedynie uwolnić dłoń spod cudzej.
Mężczyzna zadania nie ułatwia, zarówno jego gest jak i słowa znacznie utrudniają Tyrellowi działanie zgodnie z zasadami lokalu. Bierze głębszy oddech i nie odrywając spojrzenia od magnetycznych tęczówek rozmówcy, unosi szklankę trzymaną przez nich obu i z impetem uderza o blat. Szkło kruszy się pod naciskiem i chwilę później jest już wolny. Ulga jest natychmiastowa.
- Twoja osobowość jedynie mnie wkurwia - odzywa się w końcu i jest to najdłuższa wypowiedź jaką go tego popołudnia uraczył. Wpatruje się w niego jeszcze przez sekundę wzrokiem, który ciężko byłoby zinterpretować inaczej niż złość, po czym wraca do pracy: stawia przed mężczyzną nową szklankę i wypełnia ją trunkiem, by kolejno odwrócić się i zająć polerowaniem piętrzącego się, okurzonego szkła.
[Meow, meow.]
Spogląda na zakurzony zegar ścienny, który informuje go o wczesnej godzinie - ta natomiast nie daje żadnych złudzeń; czeka go jeszcze mnóstwo czasu spędzonego w tej parszywej dziurze. Z przyjemnością uciekły gdzieś, gdziekolwiek właściwie, byle odciąć się od niechcianego towarzystwa, przykrych obowiązków dorosłego człowieka i rozmów, których najchętniej wcale by nie prowadził.
OdpowiedzUsuńUlga, którą z początku czuje, mija szybko, zostawiając po sobie tylko słaby ślad - pamiątkę, że istniała, jednak nie na tyle wyraźną, by móc do niej wrócić. Starcza bowiem, że mężczyzna znowu się odzywa by wrócić do tego samego miejsca, gdzie byli kila minut temu. Znów wsłuchuje się w słowa płynące potokiem z ust nieznajomego, co gorsza, tym razem te dotyczą jego osoby, a to dodatkowo zniechęca Vaughna.
Dopiero, gdy tamten każe mu pokazać dłoń, sam na nią spogląda. Widok krwi nie robi żadnego wrażenia; machinalnie wyciera ją w robocze spodnie, a kiedy rana znów nabiera, ponawia czynność. Odkłada trzymaną w dłoniach ścierkę dokładnie w tym samym momencie, gdy cudze ciało bez ostrzeżenia znajduje się po drugiej stronie baru. Jakimś parszywym zbiegiem okoliczności wypity alkohol pozwala mu na tę czynność, ale nie na utrzymanie równowagi. Męskie ciało pachnie przyjemnie, ale Vaughn odsuwa od siebie tę myśl równie szybko, co tamten wyciąga różdżkę. Nie zauważa również, kiedy dłoń przestaje krwawić, dużo większą uwagę przykłada do twarzy intruza za barem. Wbija w nią wściekłe spojrzenie, dokładnie lustrując każdy szczegół, jakby chciał ją zapamiętać, przywołać w ciemną noc, gdy istniała będzie jedynie złość i potrzeba wylania jej na kogoś, kogokolwiek.
- Nikt cię o to nie prosił - mówi spokojnie, co kontrastuje z absurdalnie poważnym i srogim wyrazem twarzy. - Zajmij się więc chłopie swoimi sprawami, co?
Jakby na potwierdzenie tego, że jest to koniec rozmowy, odwraca się do niego plecami. Sięga po wcześniej trzymaną ścierkę i rzuca ją na ziemię. Przydeptuje brudny materiał butem i zaczyna mozolnie wycierać mokrą od alkoholu podłogę, starając się jednocześnie nie zwracać najmniejszej uwagi na intruza.
Gdy tylko ciepły oddech otula mu kark, do Vaughna dociera, że pozbycie się intruza może okazać się dużo trudniejsze niż początkowo przypuszczał. Tym szczególniej, że mężczyzna pozostaje niewzruszony na wszelkie niewerbalne sygnały, które są mu wysyłane, a i słowa, do których się zmusza nie dają zamierzonego efektu. Ciężko mu zrozumieć skąd w przypadkowej osobie tak wielka potrzeba by kontynuować rozmowę, a tym bardziej, komentować jego (znikome) kompetencje barmana.
OdpowiedzUsuńTyrell działa instynktownie; w żadnym wypadku bowiem nie zdecydowałby się na podobny ruch, gdyby tylko go przemyślał - odwraca się na pięcie, stając z mężczyzną twarzą w twarz i napiera na niego swoim ciałem, zmuszając by ten cofnąć się na przeciwległą ścianę. Później, nadal nie przykładając zbyt wielkiej wagi do swoich poczynań, wpija się w cudze wargi: szybko i brutalnie rozwiera miękkie usta: wszystko to byle mężczyzna choć na moment nic nie mówił. I choć jest wściekły, i najchętniej rozbiłby na głowie kompana jedną z ciężkich butelek whiskey, obawa że ten uznałby to za powód do kolejnych komentarzy jest zbyt potężna by ryzykować.
Przez jakiś czas wydaje się stać gdzieś poza własnym ciałem, zupełnie obcy, nieświadomy własnych poczynań. Ten język wsunięty pomiędzy cudze wargi, spojrzenie wbite w nabuzowane magnetyzmem oczy; wszystkiego jest częścią, choć nie w pełni. Dopiero, gdy odrywa się na bezpieczną odległość, dociera do niego jak irracjonalnie postąpił. Wpatruje się w przystojną twarz, próbując doszukać się oznak zniesmaczenia czy niechęci, ale ta przejawia wyłącznie zainteresowanie. Wściekłość ustępuje miejsca innej emocji, czemuś zapomnianemu, co pogrążone w głębokim śnie, nagle przebudziło się z jazgotem.
OdpowiedzUsuńKiedy więc mężczyzna znowu się odzywa, tak jak poprzednio, wzbudzając w nim irytację, z początku chce uciec tym dłoniom i wargom, odgrodzić się od ewidentnego szantażu - nawet jeśli ten miał być żartem. Kiedy jednak znów czuje smak whisky i papierosów na swoich ustach, przestaje kryć przed sobą, że oprócz miłej odmiany w postaci ciszy, dostaje również niespodziewaną przyjemność. Przez ostatnich dwadzieścia jeden lat ani razu nie pomyślał o przyciągnięciu kogoś do pocałunku - nie było takiej możliwości, toteż nie było i sensu o tym rozważać. Teraz jednak, gdy żywe, ciepłe ciało napierało na niego, rozwierając wargi, pohamowanie się to ostatnie na co miał ochotę.
Rozwiera usta, wpuszczając go do środka, jednocześnie zaciska dłoń na cudzej szyi, jakby chciał mieć pewność, że ten nigdzie mu nie ucieknie. Drugą rękę opiera na ścianie, pewien, że gdyby był w stanie przebiłby paznokciami twardą fakturę. Niespokojny oddech wpuszcza falami pomiędzy wargi nieznajomego i z coraz większym zaangażowaniem oddaje się tej przyjemnej penetracji wilgotnych ust. Nie jest przy tym ani delikatny, ani czuły, bierze dokładnie to czego w tym momencie potrzebuje, spijając zarówno ślinę, jak i milczenie.
Świadomość, że słyszy krew pulsującą w uszach jest na tyle przyjemna, że pierwszy raz od dłuższego czasu delikatnie się rozluźnia. Dużą pomocą w tej kwestii okazuje się również chętne, napierające na niego ciało, drażniące ukryte pod materiałem wrażliwe strefy. Kombinacja pełnego złości pocałunku i bioder przyciśniętych szczelnie, jakby mieli zaraz połączyć się w jedność sprawiają, że Vaughn zapomina, że do czynienia ma z mężczyzną, który od ponad godziny irytował go swoją osobą do granic możliwości. Teraz, mając go przy sobie, myśli biegną jedynie w kierunku przyjemności: tej odbieranej, ale i tej, którą chce go poczęstować.
OdpowiedzUsuńPozwala przycisnąć się do baru, na moment całkowicie oddaje kontrolę, czerwiąc w pełni z wilgotnych ust, z muskających go dłoni, z palców zaciśniętych na kroczu, z westchnienia wywołującego dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Dopiero wtedy zostaje otrzeźwiony na tyle, że przypomina sobie o istnieniu własnych rąk. Te rozpoczynają mozolną wędrówkę po plecach nieznajomego, a docierają do półkul ukrytych pod materiałem jeansu, cierpliwość na powolne działanie kończy się. Gwałtownym ruchem dobiera się do rozporka, niemalże wyrywając przy tym guzik, a kiedy ten puszcza, wciska dłonie w bieliznę, paznokcie boleśnie wbijając w umięśniony pośladek.
[Jasne, w pełni to rozumiem i nie przeszkadza mi to! Z wyzwaniami literackimi równie bywa, ale liczę, że pójdzie nam dobrze.
OdpowiedzUsuńZastanawiając się nad tym, co mogłaby nieprzyjemnego zrobić Miła. Może ktoś posądziłby ją o rzucenie jakiejś nieprzyjemnej klątwy, która byłaby swego rodzaju bombą opóźnionego zapłonu? Przykładowo objawiłaby się powstaniem bardzo uciążliwej, powodującej swąd wysypki. Wcześniej ten chłopak sprzeczałby się z Ludmilą na błoniach i ta po cichu rzuciłaby na niego urok.]
Ludmila
Pozbawiony możliwości dalszego penetrowania wnętrza bielizny nieznajomego, dłonie zaciska w pięści, jakby niemożność wbicia paznokci w męskie pośladki skutkowała natychmiastową zmianą samopoczucia. Rzeczywistość nie różni się od tej wizji szczególnie mocno; Vaughn powraca bowiem do wcześniej towarzyszącej mu irytacji, tym silniejszej, że na wargach wciąż czuje smak rozgadanego towarzysza. Powód przerwania przyjemności, choć racjonalny, w chwili obecnej Tyrella nie przekonuje. Rozsądek podpowiada, że dzięki spostrzegawczości klienta uniknęli dość kłopotliwej i niekomfortowej sytuacji, ciało zaś zdaje się jednak polegać jedynie na instynktach.
OdpowiedzUsuńRzuca jeszcze jedno krótkie, pełne złości spojrzenie w kierunku kochanka, po czym odwraca się do nowo przybyłych konsumentach najgorszego piwa w lokalu. Podaje im, zgodnie z przewidywaniami, trunek z nalewka, rzuca pod nosem kwotę, po czym zgarnia z baru monety. Mężczyźni odchodzą do stolika w rogu pomieszczenia, a Vaughn rozprostowuje palce, które znów, mimowolnie zacisnęły się w pięści.
Przyspieszone bicie serca, krew pulsująca w żyłach niczym wulkaniczna lawa; wszystko to doprowadza Vaughna do stanu nieużywalności i wie doskonale, że być powinien sam, że jest to ten moment, kiedy ludzkie towarzystwo obrywa rykoszetem. Potrzeba wytłumaczenia się zostaje zgnieciona frustracją, a odepchnięcie od siebie absolutnie każdego zdaje się mniejszym kosztem niż rozerwanie przypadkowej osoby na strzępy. Nieznajomy kochanek dostaje więc w twarz zachowaniem co najmniej nieprzyjemnym. Burknięcie pod nosem kwoty do zapłacenia jest jedynie kontynuacją tego niesprawiedliwego traktowania, którego w tym momencie powstrzymać nie może.
OdpowiedzUsuńDni zlepiają się w jedność, ciągnąca się w nieskończoność żałość doprowadza Vaughna na skraj wytrzymałości. Kiedy więc emocje zaczynają przerastać możliwość kontroli czegokolwiek, ucieka. Ucieka od człowieczeństwa i odpowiedzialności, od samego siebie i wszystkich dookoła. Ulga zalewa go momentalnie, gdy nogi zamieniają się w łapy, gdy instynkty wyostrzają się, a zapach lasu uderza mocniej niż kawa.
Zaczyna biec; wszystko jest lżejsze, świat na moment nie wiąże się z potrzebą udowodnienia nikomu czegokolwiek. Mija kilka godzin - pięknych, wolnych i spokojnych, zanim osiągnięta harmonia zostaje zakłócona nieproszoną obecnością zbliżającej się postaci. Niewiele myśląc, wypełniony chęcią wydłużenia swojej idylli, stroszy się, odsłania dziąsła, wydając z siebie ostrzegawcze warknięcie w kierunku mężczyzny poznanego kilka dni temu.
[Cześć. Rzeczywiście, jest sporo podobieństw między naszymi postaciami. Lorcan co prawda – nie licząc pacjentów – nie zbawia wszystkich, ale z pewnością tych, którzy odważą się po tę pomoc szczerze i otwarcie sięgnąć, także obaj złapaliby nić porozumienia w tej kwestii, jak i w wielu innych zapewne też. Myślę, że Filipp jest bardziej otwarty towarzysko, niż Lorcan, ale to nawet lepiej, szczególnie jeśli mowa o koleżeńskiej/przyjacielskiej relacji, bo przyda mu się osoba, która czasem wyciągnie go do Hogsmeade na szklankę ognistej, na przykład. Jest między nimi rok różnicy, więc tak swoją drogą istnieje również możliwość zahaczenia powiązaniem o czasy szkolne, gdybyśmy oczywiście chciały stworzyć podwaliny dla relacji. A co do wątku, może wykorzystać to, o czym wspomniałaś? Wysłać Filippa do Skrzydła Szpitalnego? Żeby było ciekawiej, w godzinach, w których zamek w większości już śpi? Przyjmuję, że na pewno nie raz zdarzyło się, że Filipp musiał ratować podopiecznym skórę w godzinach, w których powinni słodko spać...]
OdpowiedzUsuńLorcan Derwent
[Lorcan w trakcie rekonwalescencji był przede wszystkim wkurzony, bo taki typ człowieka, który za długo nie wysiedzi w jednym miejscu, a jeszcze jak uciekł mu jakiś ciekawy wyjazd, to tym bardziej pluł sobie za to w brodę. Nie izolował się, także Filipp śmiało mógł go odwiedzać i wspierać! Dobrego kolegi na pewno nie wygonił, a szczególnie takiego, który potrafi podnieść go na duchu i poprawić nastrój.
OdpowiedzUsuńChyba ciekawej będzie jeśli Filipp go obudzi i wyrwie z łóżka, żeby ten wsparł go w nagłej sprawie. Będzie to też fajnie obrazować to, że panowie mogą na sobie polegać niezależnie od pory dnia czy też nocy :)]
Lorcan Derwent
[Bardzo dziękuję za zaczęcie!]
OdpowiedzUsuńGdyby nie fakt, że człowiek do normalnego funkcjonowania potrzebuje również snu, Lorcan prawdopodobnie nigdy nie opuszczałby Szpitalnego Skrzydła, jednak rozumiał zasady i w jakiejś części je respektował, więc czy tego chciał, czy nie – po niespełna dwudziestoczterogodzinnym dyżurze, po sprawdzeniu każdej fiolki i odpowiednim rozdysponowaniu leków dla młodocianych pacjentów – z grzecznością pozwolił przejąć pałeczkę swojemu zmiennikowi, a sam udał się do lokum, żeby na miękkim materacu łóżka w ascetycznie urządzonej kwaterze, stoczyć małą bitwę z bezsennością. I nawet się udało, nawet przymknął powieki i zdołał oddać się nicości, która z każdym ruchem wskazówek na tarczy zegara skutecznie odcinała jego świadomość, ale nie śnił o niczym. Marzeń sennych nie miewał od dawna, choć te najbardziej kolorowe pamiętał jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to świat wydawał się prostszy w obsłudze, a ludzie bardziej łaskawi, tak jak uśmiechy, którymi darzyli go na samym początku. Wyrafinowana obłuda.
Hałasy znosił doskonale, z czystego przyzwyczajenia i wielu lat doświadczenia w warunkach, w których cisza zawsze zwiastowała burzę, ale uderzenia w drzwi zbudziły go natychmiast – zadziałały trochę jak bojowy alarm, którego nie zbywa się piętnastominutową drzemką, przewaleniem na drugi bok i schowaniem głowy pod poduszkę. Lotem błyskawicy dźwignął się z łóżka, odział w roboczą szatę, bo tę miał najbliżej ręki, a potem chwycił za klamkę i szeroko otworzył drzwi, lustrując spojrzeniem sylwetkę pokiereszowanego przyjaciela. Skupił się na długiej strużce krwi, która zdobiła mu skórę, na prowizorycznej opasce uciskowej, a w końcu na bladej twarzy zwykle uśmiechniętego człowieka, która pomimo wiecznie dziarskiego błysku w oku, w tej chwili wyrażała niemoc – dokładnie jak jego ciało.
Czy powinien był spodziewać się kogoś innego i czy w ogóle mógł? To oczywiste, że jeśli ktoś dobijał się po godzinach do jego drzwi, to robota, którą przyniósł, musiała być brudna, a nie znał przecież nikogo, kto brudnej roboty dostarczałby mu więcej od Filippa.
Mimochodem rozchylił usta, chcąc zapytać co ty znowu nawywijałeś, Matsumura, ale słowa i widok, który miał przed sobą, sprawiły, że połknął pytanie ze śliną. Filipp bardziej, niż pytań potrzebował teraz pomocy – bezzwłocznej i profesjonalnej, której udzielono by mu w Skrzydle Szpitalnym, choć przypuszczalnie wymagającej jakiegoś wyjaśnienia, o które z kolei przy Derwencie martwić się nie musiał. Dobrze, że przyszedł do niego. Znowu załatają problem, a resztki zamiotą pod dywan, co po latach przyjaźni we dwoje potrafią najlepiej.
— Zrób jeszcze chociaż dwa małe kroki, a będziemy ocaleni — poprosił, chwytając Filippa pod ramiona i własną siłą ratując przed osunięciem się na ziemię. Nie zaskoczył go zapach lasu, który poczuł, gdy znalazł się tak blisko, bo we włosach Fillipa dostrzegł strzępki suchych liści, a na ciuchach trochę leśnej ziemi.
Nie wspominając już o przeniesieniu przyjaciela na łóżko, zależało mu chociaż na tym, żeby zamknąć drzwi do kwatery i uchronić ich obu przed szeptankami, którymi nazajutrz żyłaby cała hogwarcka młodzież, mimo że profesor historii magii z ich języków i tak nie schodził prawie wcale. Ale to byłaby w końcu jakaś nowa sensacja, warta rozdmuchania, której można dorobić dziesiątki innych scenariuszy, zwłaszcza tych mrocznych i dramatycznych, w których ktoś prawie ginie.
Syknął cicho, gdy jego dłoń zsunęła się na kieszeń i nadziała przypadkiem na jakiś ostry element. Spojrzał tam odruchowo, jednak ostatecznie skupił się na tym, żeby zatrzasnąć stopą drzwi i położyć Filippa w dogodnym miejscu. Dopiero później poskleja go do kupy, licząc na to, że rana pod obojczykiem nie została zadana jakimś przeklętym narzędziem, i że zaklęcia w większość wystarczą, by doprowadzić je do porządku.
Usuń— Mam przeczucie, Matsumura, że ty mi się do końca życia za to nie wypłacisz — rzucił z westchnięciem i wyciągnął różdżkę. Można powiedzieć, że są kwita. W końcu to obecność Filippa w tych najgorszych momentach rekonwalescencji sprawiła, że zniósł ją lżej i lepiej. Za to też był mu coś winny.
Lorcan Derwent
Zdziwienie wygrywa z chęcią pozbycia się intruza. Oto stoi przed nim człowiek, który ewidentnie zdaje sobie sprawę z kim ma do czynienia. Vaughn nie ma pojęcia jakim cudem nieznajomy go rozpoznaje. Ciekawość rozsadza go, a uzyskany spokój pozwala mu na podjęcie racjonalnej decyzji. Złość, która towarzyszyła mu przy ostatnim spotkaniu wyparowała w momencie, gdy łapy dotknęły chłodnego, leśnego podłoża.
OdpowiedzUsuńSpogląda na mapę, po czym odwraca się i rzuca pędem w las, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że dwunożna istota nie jest w stanie go dogonić. Zatrzymuje się więc, odwraca łeb i czeka, choć łapy świerzbią go by ruszyć, by biec, by znów poczuć wiatr w futrze. Dociera do niego dość szybko, że wieczór ten skończyć będzie się musiał szybciej niż zakładał, że choć chętnie spędziłby jeszcze kilka godzin w wilczej postaci, najprawdopodobniej dużo łatwiej będzie się komunikować, gdy stanie na dwóch nogach. Zamiast więc poprowadzić go w stronę polany, o którą prosił, zbacza odrobinę z kursu, do miejsca, gdzie zostawił przygotowane ubrania. W ciągu kilku sekund z dzikiej bestii przeistacza się w szczupłego barmana, a włosy na przedramionach stają mu dęba, by chłodne, leśne powietrze otula nagie ciało.
Zakłada luźne spodnie, następnie parę wynoszonych butów i dopiero wtedy odwraca się w stronę mężczyzny. Przesuwa palcami po przydługich włosach, chcąc opanować chaos na głowie, ale niewiele to pomaga.
- Skąd wiedziałeś? - pyta, nie mogąc pohamować ciekawości. Nie czekając na odpowiedź rusza w dalszą drogę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przed nimi dość długi spacer.
Vaughn
[Zakładam, że Lorcan widział ich część, ale nie tak dokładnie, bo to chyba ciekawsze dla wątku, by Filipp o tym opowiedział :)]
OdpowiedzUsuńRzucił mu sceptyczne spojrzenie spod uniesionej brwi i westchnął ponownie. Podziwiał determinację tego faceta, naprawdę podziwiał. Filipp ledwie doczłapał się do drzwi jego kwatery, a mówił o jutrze tak, jakby skala zniszczeń w łopatce była porównywalna ze złamaniem paznokcia. Albo zwyczajnie przeceniał jego możliwości, bo Lorcan wiedzę posiadał, doświadczenie też, a magią można załatać prawie wszystko, ale żaden z niego władca czasu, a to właśnie tego potrzeba przyjacielowi do pełnej regeneracji – czasu; nie jednej nocy, a kilku. Co nie zmienia faktu, że ognistej od czerwca w ustach rzeczywiście nie miał, tak więc: zgadł. Mało tego – od czerwca nie miał okazji nawet spojrzeć na butelkę, a co dopiero ją powąchać, dlatego nic już w tej kwestii nie powiedział. Argumentów żadnych sensownych nie posiadał, poza tym, że wiecznie jest zajęty robotą, która stanowi jedyną wymówkę na wszystko.
— Naprawdę wierzyłeś, że centaury, które mają gdzieś prawa czarodziejów i czarodziejów tak w ogóle, ulegną twoim wykładom? — Pokręcił głową i uśmiechnął się rozbawiony tym szaleństwem, które wbrew pozorom bardzo do Matsumury pasowało. Jeśli ktoś mógł wkroczyć na teren centaurów tylko po to, żeby przedstawić swoje zdanie, to tylko i wyłącznie Matsumura. — Jesteś szalony.
Wziął grot z dłoni Filippa i popatrzył na ostry element z kilku stron, ale tylko przez chwilę. Centaury już dobrze wiedzą w czym należy zanurzyć strzały, żeby rany po nich goiły się z trudem, ale z takimi przypadkami Lorcan zetknął się w swojej karierze nie raz. Rzadko jednak ktoś z pacjentów pakował się na teren tych stworzeń umyślnie, żeby im coś wytłumaczyć, więc powód Filippa naprawdę zaskakiwał.
— Ale wiesz, powiem ci szczerze, że jeśli ktokolwiek mógłby ich do czegoś przekonać, to chyba tylko ty — stwierdził po chwili, gdy trochę się nad tym zastanowił i zaraz sięgnął do koszuli Filippa, żeby utorować sobie dostęp do rany. Zaczął rozpinać górną część, zbytnio nie rozczulając się nad guzikami, bo w takim stanie do Trzech Mioteł raczej już jej nie założy, a w międzyczasie popatrzył na papierosa, którego Filipp wetknął sobie w usta. Nie przeszkadzało mu to, zresztą, Lorcan nie jest z tych, którzy próbują układać innym życie, odwodzić ich od złego, zakazywać coś, czy nakazywać. Niech każdy żyje sobie tak, jak chce.
Nie obchodził się z przyjacielem jak z jajkiem, bo liczył się czas, ale przy zdejmowaniu koszuli starał się przynajmniej nie podrażniać miejsca, z którego sączyła się krew i cuchnący zapach, wręcz bijący po nozdrzach. Złączył usta w wąską linię, a jego twarz przebiegł wyraz błyskawicznego rozważania. Będzie musiał skoczyć do Skrzydła Szpitalnego po fiolkę eliksiru Wiggenowego, bo pod ręką miał tylko dyptam, który nie poradzi sobie z tym w czystej postaci, a mieszać go ze srebrem nie miał czasu. Gdy popatrzył na ranę z przodu i wstępnie ją zdiagnozował, przechylił jeszcze głowę, żeby rzucić okiem na resztę ciała, a kiedy dostrzegł blizny, zmarszczył czoło wyraźnie zaintrygowany. Podniósł spojrzenie do oczu Filippa, ale nie pytał, bo nie sądził, że musiał. Filipp zwykle nie potrzebował pytań, żeby o czymś opowiedzieć, a o bliznach już wspominał kiedyś, dawno temu, gdy Lorcan zainteresował się tymi, które zdobiły jego ramiona. Nie spodziewał się tylko, że przyjaciel ma ich na ciele niemalże tyle, co linii papilarnych.
Lorcan Derwent
- Nigdy nie poznałem nikogo z takimi zdolnościami - odpowiada na usłyszaną historię, po czym zamyka się, wyczuwając, że może rozmowa nie jest tym czego pragnie jego kompan.
OdpowiedzUsuńAtmosfera zdaje się niezwykle ciężka; Vaughn już żałuje przemiany w człowieka. Prawdopodobnie dużo łatwiej byłoby znieść ten spacer, gdyby jednak pozostał w formie wilka. Zdawać by się mogło, że i towarzyszowi bardziej to odpowiadało. W milczeniu pokonuje kolejnych kilkadziesiąt metrów, dłonie wpychając głęboko do kieszeni, gdzie delikatnie skubie cienki materiał, walcząc z ogólnym poddenerwowaniem. Jest to jednak uczucie dużo bliższe stresowi niżeli złości.
- Zdaję sobie sprawę, że przy naszym ostatnim spotkaniu byłem chujem - mówi w końcu, spoglądając na mężczyznę kątem oka. - Niezbyt dobrze radzę sobie w interakcjach międzyludzkich.
Nie do końca zna pobudki, dla których zaczyna się tłumaczyć. Może to świeże powietrze, może fakt, że w końcu poczuł wolność, której przez ostatnie tygodnie niesamowicie mu brakowało. W całej tej wypowiedzi brakuje faktycznych przeprosin, ale te zdają się grzęznąć Vaughnowi w gardle. Stara się odzyskać spokój, który oferuje mu las, utopić się w bodźcach i na moment zapomnieć, że wszystko dookoła jest dużo bardziej skomplikowane niż bieg pomiędzy drzewami.
[Dzień dobry i dziękuję za tak miłe słowa! Ja po prostu kompletnie nie potrafię w kodowanie, a że obracam się w środowisku oświatowym, to opanowałam Canvę niemal do perfekcji i stąd taka karta-prezentacja. ^^'
OdpowiedzUsuńCo do wątku, to jak najbardziej! Widzę, że obaj panowie mają ciekawość we krwi, obaj spędzili dużo czasu w podróży i rzeczywiście nadają na tych samych falach (Oliver na milion procent będzie chciał się dowiedzieć czegoś więcej o Afryce, tam jest przecież tyle języków!!!), więc na pewno coś ciekawego razem napiszemy. Jeśli nie stricte "naukowego", to chociaż sobie ponarzekamy na uczniów, skoro obaj mają swoje byłe domy pod opieką.
Jeszcze raz dziękuję! <3]
O. Quinn
[Tak, Oliver też pochodzi z Londynu, więc niewykluczone, że się poznali w przedszkolu - to uroczy pomysł i bardzo mi się podoba takie nawiązanie. Możemy nawet napisać ich pierwsze spotkanie po latach właśnie w Hogwarcie, jeśli Ci to nie przeszkadza; myślę, że to byłoby coś takiego na luzie, żeby się rozkręcić i rzeczywiście trochę nakreślić tę relację między nimi. Zakładam, że Filipp uczy już od jakiegoś czasu - popraw mnie, jeśli się mylę - więc Oliver, jako nowa osoba w groie pedagogicznym, mógł nie wiedzieć, że jego dawny kumpel z przedszkola też został nauczycielem i pozytywnie się zaskoczy możliwością odnowienia kontaktu z nim w tym roku szkolnym.
OdpowiedzUsuńJeśli wpadnę na coś innego, to oczywiście dam od razu znać!]
O. Quinn