Slytherin
POWIĄZANIA
Kliknij w trójkąt, aby rozwinąć treść. Szukam napiętych relacji, dźwięków trzaskających zaklęć i brzydkich przekleństw. Karta strasznie stara, więc przepraszam za jakość - kiedyś może zaktualizuję jej treść.
Wątki: Sapideh, Arlo
Wątki: Sapideh, Arlo
Nadnaturalnie pamiętliwy i lojalny wobec osób, które się dla niego liczą — a takie chyba nie istnieją — jest w stanie z pacyfisty zmienić się w prawdziwego, nieokiełznanego anarchistę. A skoro nie ma nikogo, kogo mógłby z lwim zapałem bronić, jak własnego stada, nieszczęśliwie odgrywa rolę wilka, pożerającego ofiary zawsze pojedynczo, z czczą dokładnością. Biada temu, kto mu podpadnie. Czasem jest zbyt porywczy na racjonalne działania i jednocześnie nazbyt zapalczywy, by odpuścić, godząc się z porażką. Nieważne w jak kiepskim znajdzie się położeniu, stojąc przed niebezpieczeństwem prędzej narazi się na poturbowanie, niż da się oswoić. Jest jak dziki zwierz wrzucony w klatkę — wściekle bije o metal, a nim się spostrzeżesz, rzuca ci się do gardła. Tylko po to by po ostatecznym ataku i zgonie męczennika w ciepłym świetle dnia ułożyć się do snu. Niczym niewinny baranek, niezbryzgany krwią bliźniego.
Czasami mam wrażenie, że gdzieś w nim tkwi jeszcze serce. Tylko czasami... zawsze potem nachodzi mnie myśl, że przez większość czasu najprawdopodobniej radzi sobie bez niego.
Malfoy nie należy do osób, które zajmują się cudzą codziennością, prędzej skupia się na własnej. Tym bardziej nie stara się zabawiać w jasnowidza. Nie czuje potrzeby ciągłego analizowania splotu wydarzeń, w których główną rolę odgrywa ktoś trzeci, ale jeśli w jakiś sposób mu podpadniesz, bądź pewny, że nie ma siły, która odwiodłaby go od zemsty. Na domiar złego jedyną opinią, z jaką się liczy, jest jego własna. W związku z tym obelgi czy komplementy wrzuca do jednego worka z plotkami i domysłami, nie czując różnicy między nimi.
Nawet nie próbuj wspominać mi o tym palancie. Po ostatnim spotkaniu z nim jedno wiem na pewno — na dobrego kolegę to on się nie nadaje. Prędzej na niezjednanego, żarliwego wroga.
Nie próbuj doszukiwać się w nim zalet. On ich nie ma, a nawet jeśli ma, prawdopodobnie są one przyćmione przez masę wad. Bóg mało kiedy wydaje na świat tak egoistycznych, zapatrzonych w swoje interesy ludzi. Gdyby apokalipsa zaczynała się od destrukcji psychicznej (w wolnym tłumaczeniu: od totalnego braku empatii), on byłby jej źródłem. Nigdy nikomu nie pomaga, chyba że sam czerpie z tego jakąś korzyść. To jak cię potraktuje, zależeć będzie tylko i wyłącznie od tego, ile pożytku w tobie widzi. Nie zdziw się, gdy okaże się, że młody panicz o uroczym uśmiechu to tak naprawdę prawdziwe nasienie zła, pierwotny syn szatana. On taki jest — zmienny, nieokreślony. Apatyczny z przekory, wrażliwy dla zysku. Piekielnie intrygujący, bo nie wchodzący w żadne schematy lub modele osobowe, a przy tym — niestety — nieprzeciętnie narcystyczny i chorobliwie próżny.
Nie przedstawił się, nie podał ręki na powitanie, nie powiedział nic, co mogłoby mnie zadowolić. I ty się pytasz jaki jest? Zrób mu rachunek sumienia, a dowiesz się, że jest po prostu nieznośny.
[Slytherin rośnie w siłę! Witajcie, cześć i czołem. <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam niejednoznaczne postaci. Takich nieprzewidywalnych cwaniaków, z którymi nigdy nic nie wiadomo i ciężko domyślić się, jaka będzie ich reakcja. A czytając kartę Scorpiusa, właśnie takie było moje pierwsze wrażenie o nim. Mój Lilian z kolei niespecjalnie za takimi przepada, a ponieważ chłopaki w Pokoju Wspólnym Slytherinu muszą widywać się bardzo często, z chęcią podrzucam młodszego kolegę z VI roku jako kandydata do wątku z udziałem trzaskających zaklęć i brzydkich przekleństw – jestem pewna, że z temperamentami obydwóch zaraz znajdziemy im jakiś powód do nienawiści.
Dodatkowo, tak sobie myślę, ojcowie obydwóch uchodzą raczej za "szychy" w świecie czarodziejów (Draco jest wysoko postawiony w Ministerstwie Magii, a tata Liliana to Naczelny Mag Wizengamotu), więc możemy szukać nawet tam.]
lilian willis
[Dawaj tego mojego ulubionego ucznia do wątku.]
OdpowiedzUsuńArlo
[Nie zdążyłam odpowiedzieć pod kartą Twoich poprzednich postaci (ah, ten refleks) a Tobie udało się już opublikować Scorpiusa, nieźle.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że nasze postacie są kompletne różne - nie dość że pochodzą z różnych środowisk, to w dodatku mają całkowicie różne charaktery, co może skutkować dobrą mieszanką wybuchową, a ja chętnie poznam tego nieokiełznanego, niereformowalnego Malfoya. Oboje należą do Klubu Pojedynków, więc już mamy jakąś podstawę, aby ich jakoś ze sobą połączyć, a wiadomo że tam gdzie zaklęcia latają w prawo i w lewo, i gdzie często dochodzi do konfrontacji, może wiele się wydarzyć.]
Annika
[Pomyślę nad czymś i przyjdę na discord, jak tylko podpowiadam na wszystko i zacznę mężowi Arlo. ᐛ]
OdpowiedzUsuńA.W.
[Pasi! Skrobnę jakieś rozpoczęcie jutro albo pojutrze.]
OdpowiedzUsuńAnnika
[Cześć!
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałam bardzo podziękować za Twój komentarz pod kartą Sepi. Mam teraz dość ciężki czas w pracy i niesamowicie poprawił mi on humor, więc dziękuję, bardzo mi miło. Również się cieszę, że karta Sepideh Ci się spodobała, mam tylko nadzieję, że nie zawiodę w wątkach! ;)
Co do samego pomysłu: bardzo mi się on podoba i jeśli propozycja jest dalej aktualna, to wchodzę w to! :D Sepi potrzebuje kogoś, kto zajdzie jej za skórę i będzie rzucał kłody pod nogi, Scorpius sprawdzi się w tej roli idealnie. Widziałam, że w powiązaniach wspominałaś, że ta dwójka najlepiej by było, gdyby ta dwójka była na tym samym roku; a skoro naszych bohaterów dzieli rok, może mieli ze sobą styczność wcześniej? Shafiqowie nie opowiedzieli się po żadnej ze stron podczas wojny, chociaż poglądy mają dość radykalne, jak większość rodzin czystej krwi; nie wykluczam więc, że jeśli nie z Malfoyami, to z Greengrassami mogli kontakt utrzymywać. Może Sepi i Scorpius poznali się jeszcze przed rozpoczęciem szkoły/podczas pierwszych lat, i od razu moja panna Malfoya znienawidziła? Dodatkowo, cała sytuacja z jej rodzicami była dość skandaliczna, bo nie dość, że nigdy się nie pobrali, to matka Sepi jest mugolką. Dodatkowo jej ojciec co chwila znika z nowymi partnerami (a preferuje mężczyzn, co państwu Shafiq niezbyt się podoba), a samą Sepi na dobre kilka lat porzucił, o czym też sporo mówiono. Bardzo możliwe, że Scorpius o tym wie, może też to wykorzystywał/wykorzystuje, żeby ją sprowokować?
Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa!]
Sepideh H. Shafiq
[Zakładałem sobie, że jak opublikuję się z Miłą, to do ciebie przyjdę w końcu i powiem cześć! Czytałem kartę i Caedmona, i Arrana (już jakiś czas temu), ale zdecydowałem się przyjść do Scorpiusa. Pewnie dlatego, że rasowy z niego ślizgon – błyskotliwy i charyzmatyczny snob. Panicz Malfoy nie jest najprzyjemniejszą w obyciu osobą, ale jednocześnie z pewnością przykuwa uwagę wielu osób.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie podsunę tutaj Ludmilę, zwłaszcza widząc adnotację pod kartą o napiętych relacjach, bo lubię zestawiać ze sobą takie osobowości i sprawdzać, jak to wyjdzie. Dołohówna z dziećmi Śmierciożerców na pewno ma bardzo różne relacje. Jej ojciec skończył w Azbakanie, a gdy wrócił okazało się, że bardzo słabo zniósł to psychicznie, co później przyczyniło się do bardzo przykrego finiszu jego życia. Myślę, że Miła może mieć nieco żal do Malfoyów o to, że mimo przeszłości wiedzie im się dobrze, wręcz może zazdrości Scorpowi normalniejszego dzieciństwa. Można to wykorzystać w dalszym knuciu!]
Ludmila (oraz Atlas)
[Haha, wizja kłótni o czas wolny w Łazience Prefektów sprawiła mi dużo frajdy, musimy uznać to za kanon. A ja zdecydowanie zgadzam się, że chociaż chłopcy obydwaj temperamentni, to każdy na swój własny sposób – i to jest piękne, to mi się bardzo podoba. Z Lilianem to jest tak, że baardzoo daje ponosić się emocjom, więc o ile łatwo wpaść mu w tę właśnie melancholię, to tak samo łatwo jest mu się wkurzyć i zacząć wojować z byle powodu, zwrócenia uwagi, czy nawet z pozoru błahego wytknięcia jakiejś niedoskonałości, jakiegoś błędu. Zastanawiam się więc, czy tutaj mogłybyśmy znaleźć jakiś punkt zaczepienia dla rozgrywki naszego wątku? Czy Scorpius byłby w stanie celowo w ten sposób sprowokować młodszego Ślizgona, wiedząc, że ten na takie doczepki jest bardzo podatny? Oczywiście przy założeniu, że już wcześniej wystąpiło między nimi kilka poważnych i tych mniej poważnych sprzeczek i obydwoje za sobą nie przepadają? Taki mi wpadł do głowy pomysł, bo o ile Lilian wyniki w nauce ma z reguły bardzo dobre, o tyle z racji na tę swoją burzliwość oraz kapryśną różdżkę, miewa problemy z zaklęciami i urokami – co go strasznie wkurza i irytuje samo w sobie, a co dopiero kiedy ktoś mu to wypomni. Wyobrażam sobie więc, że w takim momencie wielce mógłby się unieść własną dumą i... i może nawet chcieć Scorpiusowi udowodnić, że wcale nie ma racji. W ten sposób trzaskające zaklęcia mamy gwarantowane.]
OdpowiedzUsuńlilian willis
OdpowiedzUsuńNie miała zbyt często okazji, aby wykazać się swoimi umiejętnościami na spotkaniach Klubu Pojedynku, brała bowiem w nich udział raczej biernie niż aktywnie. Należała do osób, które zawsze zabezpieczają tyły, dokładnie wszystko obserwując i analizując, szukając błędów i potknięć biorących udział w pojedynku uczniów, zapamiętując ich charakterystyczne ruchy i sekwencje zaklęć, których używali podświadomie w kryzysowych sytuacjach, o czym mogli nie być nawet świadomi. Zawsze powtarzano jej, że jeżeli chce pokonać wroga, to musi go dobrze znać, przede wszystkim powinna być świadoma jego słabych punktów, w życiu codziennym kierując się również tymi zasadami.
Obliczała właśnie średni czas reakcji Puchonki, która przed chwilą poniosła sromotną porażkę w zaledwie pierwszej minucie pojedynku, skupiając całkowicie swoją uwagę na dziewczynie, mogąc przyprawiać ją o dreszcze swoim nieustannym spojrzeniem.
- Panno Väänänen? - nieco podniesiony głos nauczyciela wyrwał ją z zamyślenia, skupiając na niej wzrok wszystkich zebranych w sali uczniów, zmuszając ją do rzucenia opiekunowi Klubu Pojedynków przepraszającego spojrzenia, pełnego równocześnie nadziei na powtórzenie wcześniej zadanego pytania. - Czy czuje się Pani na siłach, aby spróbować swoich sił i zmierzyć się dzisiaj w pojedynku z Panem Malfoyem? - usłyszała po chwili powtórzone pytanie, a gdzieś z lewej strony dotarł do niej prześmiewczy chichot jakiegoś ucznia, deprecjonującego jej umiejętności. Nie zamierzała nawet poświęcać swojego czasu na lokalizowanie skąd dochodził ten wybuch chwilowej radości, uważając to za bezsensowną stratę energii, zamiast tego jednak przesunęła wzrokiem po zgromadzonych uczniach, starając się odnaleźć swojego przyszłego przeciwnika, w międzyczasie na szybko starając się sobie przypomnieć wszystko, co wiedziała na temat jego stylu pojedynków.
- Mogę spróbować – odpowiedziała w końcu, kiedy udało jej się w końcu odnaleźć srebrzystą czuprynę, należącą do Ślizgona i posyłając mu lekki uśmiech ruszyła do przodu, wymijając stojących przed nią uczniów, aby zająć wyznaczone przez nauczyciela miejsce na środku sali, przeznaczone do rozpoczęcia pojedynku.
Właściwie nie odpowiadało jej to, że została tak bezpośrednio wywołana do odpowiedzi, skupiając na sobie uwagę wszystkich osób, co spowodowało natychmiastowy spadek pewności siebie. Wiedziała, że celem Klubu Pojedynków jest czynny udział w pojedynku, sęk w tym że stresowały ją publiczne występy, bycie w centrum jakiegokolwiek zainteresowania, a teraz – po raz kolejny właściwie – została zmuszona do tego, aby posługiwać się różdżką na większej liczby ludzi. Natychmiastowo w jej umyślnie pojawiło się milion wyimaginowanych scenariuszy, których cechą wspólną był efekt końcowy – bycie pośmiewiskiem.
Nie miała jednak wyboru. Westchnęła pod nosem cicho, niedbale związując długie włosy w niskiego koka, wiedząc że musi zrobić tylko jedno – przekuć swoją wiedzę w czyny, obliczenia bowiem rzadko kiedy się myliły, a ona nie stała na z góry przegranej pozycji, o ile jej przeciwnik nie zmieni diametralnie swojego stylu pojedynków. Liczyła też na to, że Malfoy straci czujność, nie doceniając jej umiejętności.
Musiała zaufać obliczeniom, ale przede wszystkim musiała zaufać swojemu instynktowi.
Annika
[Luzik, możemy zostać na samym powiązaniu. Gdyby zabrakło Wam wątków to wpadajcie i mam nadzieję, że jeszcze do napisania. <3]
OdpowiedzUsuńlilian willis
[Rozumiem jak najbardziej! Oczywiście, zapraszam do siebie jak tylko zakończysz część wątków ♥
OdpowiedzUsuńTobie również życzę weny i pomyślnych fabuł!]
Ludmila
[Cześć znów! Nawet nie wiesz, ile radości sprawiają mi Twoje słowa. <3 Zawsze obawiałam się motywu dzieci śmierciożerców, zwłaszcza tych obarczonych ogromną traumą, ale czytając takie powitania wiem, że obawiałam się niepotrzebnie.
OdpowiedzUsuńCóż, jeśli chodzi o Persepha - to dość zabawna historia, bo narzeczony tak, jak niespodziewanie pojawił się po długiej nieobecności, tak szybko zniknął i koniec końców miałyśmy pojawić się z Ambrosią solo, zgodnie z pierwotnym zamierzeniem. Jednak w chwili pisania tego komentarza przyszedł do mnie mail od Paskowanej Żyrafy, którego nawet nie zdążyłam jeszcze odczytać. Możliwe, że jednak pojawimy się w pakiecie... xD
Nie muszę chyba mówić, że jestem zakochana w Twoich kreacjach i Twoim stylu, prawda? Mam wrażenie, że kiedyś już się nad nimi rozpływałam...
Na chwilę obecną też nie jestem w stanie wymyślić dla nas nic, co nie urwie się po paru odpisach, i choć Rosie zdecydowanie lepiej dogadałaby się z Arranem (możemy dogadać tu jakąś koleżeńską znajomość, czemu nie?), na przekór temu rzuciłabym ją na głęboką wodę... W łapki pana Malfoya, znaczy się. Nie wiem, czy uda się skroić z tego jakąś wspólną fabułę, ale... Zawsze chciałam zapisać Ambrosię do Klubu Pojedynków. Jest pewien mały szkopuł, który jej w tym przeszkadza. Jeśli jesteś ciekawa, mogę Cię w to wprowadzić mailowo. :)]
Ambrosia L. Lestrange
Pokój wspólny jest wypełniony kolorami: zieleń zamienia się srebro, to przechodzi w czerń, a dalej chłodne odcienie brązu, pomarańcz przy kominku, matową ciemną szarość. Przed oczami przewijają mu się różni ludzie, ale w obecnym stanie mu to nie przeszkadza. Jest głośno, wręcz hucznie, muzyka, zainicjowana przez magię sączy się przez pokój i przeplata z szumem rozmów, dźwięczeniem śmiechu i stukaniem odkładanych kieliszków. Alkohol buzuje mu w żyłach, ściągając z jego ramion wszystkie ciężary, jakie mimowolnie codziennie dźwiga. Przyzwyczaił się do nich i dopiero chwilowy ich brak uświadamia mu, jak lekko czuje się w tej chwili. To złudna ulga i następnego dnia przygniecie go jej brak, a mimo to nie zadaje sobie trudu, by poświęcić temu chociaż jedną myśl. Popija co rusz różne drinki, ignorując zasłyszaną w przeszłości zasadę niemieszania trunków i zwyczajnie spędza dobrze czas, lawirując pomiędzy grupką swoich kumpli, jakimiś dziewczynami, przyjaciółką, osobami, które zna z widzenia oraz tymi, których imiona pozostają mu w głowie. Nie przerywa ciągu. Nie zatrzymuje się.
OdpowiedzUsuńNie kojarzy, jak dał się wciągnąć w wir zabawy, ale uczestniczy w każdej, tak więc przysiada także do kręcenia szklaną butelką po alkoholu (co za idiotyczna mechanika losowania). Czuje na języku słodycz owocowego rumu, którym zapił gorycz ognistej whisky. Rzeczywistość przebija się do niego jak przez mgłę złożoną z rozluźnienia, zatracenia i nierozwagi. Tym razem czuje jednak, że może być nierozważny i ma do tego pełne prawo, więc bacznie obserwuje roześmiane twarze zbliżające się do siebie w parodii czułości potęgowanej przez spożyte procenty, słucha chóralnych śmiechów, podekscytowanych okrzyków i myśli sobie, że jest bardzo mocno poza tym. Wreszcie los wskazuje na niego. Wymienia soczysty, acz dość przeciętny pocałunek z Leslie, jasnowłosą siódmoklasistką, która zbyt namiętnie używa zębów. Czuje ich ostrość, kiedy się od niej odrywa i sięga po szkło jak we śnie. Jest ciepłe, lekko wilgotne w dotyku, tknięte kilkunastoma dłońmi. Wykręca nadgarstek, pozwalając, by ta głupia pozostałość po wciągniętym przez kogoś trunku zdecydowała o jego następnym posunięciu. Unosi wzrok, który pada na twarz tak znajomą, a jednocześnie tak obcą, że coś przeszywa jego żołądek. Charakterystyczne włosy, prawie wchodzące w biel, migają mu jak ostrzegawcze czerwone światło. Chce się skrzywić, jednakże łuk jego ust wygina się ku górze. Nie potrafi nad nim zapanować, choć wydaje mu się, że trzyma pełną kontrolę nad własnymi myślami oraz ciałem.
Skandowanie i chichoty podekscytowanych uczniów dochodzą do niego jak zza grubej warstwy mgły. Jego serce uderza w rytm nieistniejących bębnów w przyspieszonym tempie. Wynik zdenerwowania, efekt zaburzenia świadomości. Uświadamia sobie, że się nie poruszył, gdy cudze palce zaciskają się na jego krawacie i pociągają go do przodu. Daje się im jak bezwładna marionetka, i choć wie, że nigdy nie poddałby się pierdolonemu Scorpiusowi Malfoyowi, tym razem pragnie to zrobić, zmuszając go, by poświęcenie to wyszło z obu stron. Nie cierpi go i właśnie to uczucie sprowadza czerwień na jego policzkach, wypełnia go determinacją. Chce potraktować to, co zaraz się stanie, jak pojedynek. Jego zęby wręcz świerzbią, by wbić się w miękkość obcych warg, ale ta chwila przeciąga się w nieskończoność. Unosi dłoń, otaczając nią jego policzek i szczękę, wbija paznokcie w skórę Scorpiusowej szyi. Nie da mu uciec.
— Chyba nie stchórzysz, Malfoy. — Powtarza po kimś cicho, z rozpędu, wpatrując się w niego wyzywająco. Wreszcie walka się rozpoczyna. Z początku jego gorliwość nie maleje. Napiera na niego z równą siłą, w nadziei pozostawiajac po sobie czerwonawe półksiężyce pod naciskiem własnych palców. Usta Rowana poruszają się z wprawą, wręcz agresywnie, zadając mu w ten sposób ciosy. Ku swojemu zdziwieniu, on też kilka przyjmuje i już parę sekund później przestaje myśleć o potyczce, a jego zmysły koncentrują się na obiekcie jego nienawiści. Na smaku Scorpiusa. Na zapachu Scorpiusa. Na dotyku Scorpiusa i wyrazie jego twarzy, którą widzi pod powiekami, zabarwionymi na ciemną czerwień przez otaczające ich światło kominka. Na delikatności jego ust. Na mokrości języka. Na dreszczu, który przeszywa jego kręgosłup pod wpływem tych wszystkich bodźców. Zanim dostaje szansę, by się zorientować, jego druga, bezwładna do tej pory ręka, wsuwa się w bielące włosy i się na nich zaciska.
UsuńNie cierpi Malfoya, ale chyba lubi jego pocałunki. Nie ma dość, gdy w końcu zostają rozdzieleni, co uświadamia sobie, gdy kątem oka dostrzega dłoń na ramieniu drugiego ślizgona. Ma wrażenie, że przegrał, ale wtedy łączy z nim spojrzenia i już wie. Obaj przegrali. Uśmiecha się mimo to arogancko. Wtedy Malfoy znika z pola jego widzenia. Mruga kilkakrotnie, mimowolnie podążając wzrokiem za powstałą, a potem i oddalającą się od niego sylwetką, Wypuszcza powietrze, a wraz z nim ciche prychnięcie, kiedy ktoś komentuje jakie to było gorące. Śmieje się jeszcze przez chwilę i wstaje, bo musi się napić, a jego szklanka jest pusta. Nie wie, jak wyłowić sensowną myśl spośród tysiąca kotłujących mu się w głowie.
— Zawstydziłeś go, Rowan. — Chichocze jedna z jego bliskich koleżanek, lekko uderzając go pięścią w ramię. Ironia wykrzywia jego usta, a on pociąga kilka łyków ognistej whisky, zanim niekontrolowanie mówi:
— Nie mogę więc przegapić takiej okazji.
Ignoruje zdziwione pytanie, nogi same prowadzą go na górę. Jest tu ciszej. Spokojniej. Milczenie wwierca mu się w uszy. Próbuje się na nim skoncentrować, choć jego myśli zbaczają na inne tory. Wkrótce staje przed dormitorium Malfoya. Unosi pięść, by zapukać, ale zaraz to sobie uświadamia, bezgłośnie śmiejąc się do siebie z niedowierzaniem. Rowan Greyback nie potrzebuje pozwolenia. Naciska klamkę i wchodzi do środka. Napotyka plecy Scorpiusa. Zamyka za sobą drzwi, krzyżując ręce na torsie w pozornie niedbałej pozie.
— Uciekasz przed hańbą? — Sarkazm wyraźnie wybrzmiewa w tonie jego głosu. Usta Rowana mrowią. Pozwala swoim nogom zrobić trzy kroki, a ręka łapie za twarde ramię Malfoya. Atmosfera jest tak gęsta, że ma trudności z łapaniem powietrza. Odwraca go do siebie gwałtownym ruchem. Otacza spojrzeniem jego twarz, a potem szyję, z satysfakcją zauważając na niej zaróżowione ślady po własnych paznokciach. Przełyka ślinę, kiedy nagle zasycha mu w gardle. Wszystko wokół porusza się jakby w przyspieszeniu, a potem zwalnia. Wzrok Rowana przeciągle obserwuje wargi Scorpiusa i wraca do jego oczu. Puszcza jego bark, a palec zaraz głaszcze bok jego bladej, naznaczonej przez niego szyi. — Do twarzy ci. — Komentuje cicho, kąciki jego ust wciąż się unoszą. — Co jest? Zauroczyłeś się?
Rowan Greyback
Jest częścią tego sprzecznego wybuchu emocji. Nie traktuje poważnie czułości, bo zawsze była dla niego czymś tak ulotnym, tak rzadkim, czymś, co dostawał i tracił w przeciągu kilku oddechów. Kłamliwie wczepiała mu się pod skórę i budziła nadzieję wiążącą się za każdym razem z szorstkością rozczarowania. Przypominało to uderzenie wali i zmiecenie kamieni z plaży. Po pewnym czasie nadzieja przestała się pojawiać. Żyje z dnia na dzień i nie chce poświęcać czasu na rozgryzaniu czegoś, co widział na pierwszy rzut oka i czego tak wiele raz zakosztował. Tym bardziej więc nie przywiązuje dużej wagi do wymuszonego pod naciskiem mugolskiej gry pocałunku i tego, jakie wrażenia w nim on obudził. A mimo to jego głowa uparcie krzyczy o Malfoyu, otaczając go ciasną falą czegoś, co jeszcze tak na dobrą sprawę nie zdążyło się skończyć. To nie są wspomnienia, bo jego usta dalej płoną, wciąż czuje szorstkość jego języka na własnym, a potem, gdy wchodzi do jego dormitorium, lekko kręci mu się w głowie od (alkoholu) zapachu, który nadal wypełnia mu nozdrza i teraz wstrząsa nim jak eksplozja ognistego zaklęcia. Uparcie walczy z własnymi myślami. Przegrywa. Bo nie jest na tyle świadomy, by dostatecznie się kontrolować, a może to jego podświadomość inaczej widzi jego pragnienia.
OdpowiedzUsuńNie robi sobie nic z początkowej obojętności, choć gdzieś w głębi narasta w nim irytacja ukryta póki co za warstwą rozbawienia i determinacji. Nie czuje się już przegranym, zamiast tego kontynuuje walkę niczym topielec opadający na piasek w ciemnej otchłani morza. Posuwa się dalej, chcąc wiedzieć, czy jego przeciwnik wrył się w dno. Nie daje się wyprowadzić z rytmu. Ramię ślizgona jest twarde w porównaniu do miękkości jego policzka, lekkości włosów, pomiędzy którymi jeszcze niedawno prześlizgiwały się jego palce. Przewraca oczami w wyrazie arogancji. Tym razem myśli z nim współpracują i usłużnie podsuwaja mu wspomnienia, w których to Malfoy niejednokrotnie niepochlebnie wypowiada się o takich ekscesach. Rowan jest bardziej niż pogodzony ze swoją orientacją. Scorpius natomiast zawsze traktował ją z pogardą i wyczuwa w tym nutę świerzbiące hipokryzji. Okoliczności nie mają dla niego znaczenia.
— Jestem pewny, że tego właśnie określenia użyłby swój tatuś albo dziadek, gdyby dowiedzieli się, co ich nadęty następca wyczynia na uczniowskich imprezach. — Rzuca niewinnie, po części ujawniając mu swoje intencje. Wbrew prostemu wrażeniu, nie podjął decyzji o przyjściu tutaj, by konfrontować go z jego preferencjami, bo szczerze mówiąc ma to w nosie.
— W wizji twojego rychłego upadku. — Odpowiada celowo w patetycznej manierze. Przesuwa językiem po zębach po subtelnym rozchyleniu warg, ciekaw, czy Malfoy to wyłapie.
Usuń— Gdybym tak uważał, nie wsadziłbym go w twoje usta. — Mówi, akcentując każdy wyraz w nadziei, że obraz ten zaświeci przed jego oczami. Śmiech cichy jak szelest liści za oknem wyrywa się z niego. Nie drga nawet o cal. Znowu są blisko, a jednocześnie pozostają całkowicie oddaleni, zupełnie tak, jak powinno być. Przejrzystość tej rozmowy zaburza coś, co częściowo zmazuje arogancki uśmieszek z warg Rowana. Gniew, głęboko uśpiony, podsuwa mu różne propozycje, ale rozsądek ledwo wyczuwalny pod warstwą upojenia, nie pozwala sięgnąć po żadną z tych najbardziej kuszących. Scorpius gra nisko i nie zamierza pozostać mu dłużny. Obserwuje go w milczeniu dłuższy moment i chwilowe napięcie znika. Zastępuje je szeroki uśmiech, gdy patrzy na niego w skupieniu, badając zmysłem dokładną barwę jego tęczówek.
— Może jestem szalony. — Szepce przeszywajaco, a jego ręka nagle mknie do przodu, obejmując gardło Malfoya. Zmusza go do zrobienia dwóch kroków w tył, dociskając cudze ciało do kolumny łóżka. Zaciska palce bez specjalnej kontroli, ale nie kieruje nim potrzeba zrobienia mu stałej krzywdy. Póki co. — Szaleńcy są nieprzewidywalni i prowadzą do defektu społeczeństwa. — Mówi w zamyśleniu, które niejednoznacznie przechodzi też w ostrzeżenie. — Ale i tak są lepsi niż oportunistyczni tchórze. Wydajesz się bardzo pieczołowicie przykładać do dbania o tę rodzinną tradycję, Malfoy. — Patrzy ma swoją dłoń na jego krtani, a potem spogląda do góry, przyglądając się zgrabnej linii jego twarzy. — Postraszysz mnie teraz, że twój ojciec się o tym dowie? — Kpina aż z niego kipi. Przysuwa się do niego, wchodząc w niebezpieczną strefę i zbliżając do siebie ich twarze na odległość kilku cali. — Potrafisz się jeszcze obronić sam? — Ostatnie pytanie wypowiada głosem tak cichym, że słowa ulatują pomiędzy nimi, wmieszane w stłumione dźwięki trwającej na dole imprezie.
Rowan
[Wiemy z kim i ustaliłyśmy już co — na dniach przyjdę z propozycją okoliczności na fabułę, więc proszę mi się nie roztopić w tych upałach, hihi.]
OdpowiedzUsuńDiana Krum
[Hej, Prisoner! Przede wszytkim chciałam dać znać, że żyję, i bardzo przepraszam za brak odzewu. Ostatni miesiąc był dla mnie dość zakręcony, bo z dnia na dzień obcięli mi etat w pracy, i w całym tym zamieszaniu szukania czegoś nowego straciłam poczucie czasu. Jeszcze raz przepraszam!
OdpowiedzUsuńOba Twoje pomysły bardzo mi się podobają, ale ten drugi skradł moje serce nieco bardziej. Wieczorem podeślę zaczęcie! <3]
Sepideh H. Shafiq