
I don't care what you do, I wouldn't want to be like you


Aurelian Asher Sebastian Handrahan ▪︎ 25 III 2005, Rochester, Anglia ▪︎ uczeń Gryffindoru na VII roku, mugolak ▪︎ tarnina, 12 i 3/4 cala, włos z ogona testrala, dość sztywna ▪︎ kapitan i ścigający drużyny gryfonów ▪︎ klub pojedynków ▪︎ boginem trup młodszej siostry, patronusem wąż
Asher Handrahan
dodatkowe
powiązania
Krochmalone prześcieradło szeleści pod ciężarem wymęczonych kończyn, wije się niczym węże, wsuwając między łydki, między palce, już dawno uwolnione spod ciężkości materaca. Poduszka zagłusza pełne bezsilności westchnienia, pościel zwisa z krawędzi niewielkiego łóżka, bo znowu jest mu niezwykle gorąco, znów odnosi wrażenie, że jego skóra płonie, że myśli szaleją, prowadząc nęcące go lęki na sam skraj obłędu. Nie może zasnąć, zbyt zaangażowany w tę nieokiełznaną gonitwę obrazów, słów niewypowiedzianych, nadziei i trwogi, każdą kolejną sekundę spędzając na chłonięciu ponurej niepewności. Niepewności, która stała się nieodłącznym elementem jego monotonii.
Ciemności otoczenia spływają pod ciężarem nachodzących na siebie dźwięków, nasyconych kolorem plam, rozstępują się niczym kurtyna, już dawno uwolnione spod ciężkości uśpionej świadomości. Krawędzie nabierają kształtów, sylwety nie nikną dłużej w cieniach otępienia, bo myśli nigdy nie ustępują, repertuar nigdy się nie kończy, gnając za nim, za wyczekiwanym w gnuśności snem, z maniakalnym uporem okrutnika podsuwając chłopakowi puste, czarne klisze. Łapie ostrożnie za niewielkie szkiełka, dłonie drżą, drży on cały, pozwalając zimnemu dreszczowi wspiąć się po wystających kosteczkach kręgosłupa. I dopiero po chwili dostrzega, jak blade smugi w negatywie tworzą obraz makabryczny, gdy modrym, smutnym oczętom objawia się przegniłe, zastygłe, z tak doskonale znaną twarzą, ciało. Klisza wysuwa się z rąk, opada, rozpryskuje na kawałeczki, a on szlocha w bezradności, w zżerającym go poczuciu winy. Bo przecież już dawno powinien zrobić dla niej więcej.
Nie zbudzą go słodkie słowa otuchy i nie usłyszy sennego spokojnie najdroższy, to tylko zły sen.
Promienie porannego słońca nikną pod ciężarem gęstych, zwiastujących ulewę chmur, ostatnimi przebłyskami grzejąc trawy błoni, przebijając się przez szkiełka witraży, już dawno lądując ciepłym muśnięciem na bladej, znużonej twarzyczce. Głos nauczyciela staje się zaledwie niezrozumiałym pomrukiem, powieki opadają, odmawiając posłuszeństwa, bo znowu jest niewiarygodnie zmęczony, znów czuje, jak okropny ból w skroniach roznosi się na wszystkie strony czaszki, domagając się chwili faktycznego odpoczynku. Popołudniem wybierze się na trening, nie pozwoli na chwilę słabości, doprowadzając ciało na skraj wykończenia, tylko dlatego, że gdy boli, gdy pozwala zmęczeniu roznieść się po obolałych mięśniach, nie myśli, gwarantując sobie błogą, choć niedługą chwilę biernego, zobojętniałego trwania.
I tak bez końca.
Ciemności otoczenia spływają pod ciężarem nachodzących na siebie dźwięków, nasyconych kolorem plam, rozstępują się niczym kurtyna, już dawno uwolnione spod ciężkości uśpionej świadomości. Krawędzie nabierają kształtów, sylwety nie nikną dłużej w cieniach otępienia, bo myśli nigdy nie ustępują, repertuar nigdy się nie kończy, gnając za nim, za wyczekiwanym w gnuśności snem, z maniakalnym uporem okrutnika podsuwając chłopakowi puste, czarne klisze. Łapie ostrożnie za niewielkie szkiełka, dłonie drżą, drży on cały, pozwalając zimnemu dreszczowi wspiąć się po wystających kosteczkach kręgosłupa. I dopiero po chwili dostrzega, jak blade smugi w negatywie tworzą obraz makabryczny, gdy modrym, smutnym oczętom objawia się przegniłe, zastygłe, z tak doskonale znaną twarzą, ciało. Klisza wysuwa się z rąk, opada, rozpryskuje na kawałeczki, a on szlocha w bezradności, w zżerającym go poczuciu winy. Bo przecież już dawno powinien zrobić dla niej więcej.
Nie zbudzą go słodkie słowa otuchy i nie usłyszy sennego spokojnie najdroższy, to tylko zły sen.
Promienie porannego słońca nikną pod ciężarem gęstych, zwiastujących ulewę chmur, ostatnimi przebłyskami grzejąc trawy błoni, przebijając się przez szkiełka witraży, już dawno lądując ciepłym muśnięciem na bladej, znużonej twarzyczce. Głos nauczyciela staje się zaledwie niezrozumiałym pomrukiem, powieki opadają, odmawiając posłuszeństwa, bo znowu jest niewiarygodnie zmęczony, znów czuje, jak okropny ból w skroniach roznosi się na wszystkie strony czaszki, domagając się chwili faktycznego odpoczynku. Popołudniem wybierze się na trening, nie pozwoli na chwilę słabości, doprowadzając ciało na skraj wykończenia, tylko dlatego, że gdy boli, gdy pozwala zmęczeniu roznieść się po obolałych mięśniach, nie myśli, gwarantując sobie błogą, choć niedługą chwilę biernego, zobojętniałego trwania.
I tak bez końca.
Urodzony w niewielkim mieście na północy hrabstwa Kent jako pierwsze dziecko miejscowego funkcjonariusza policji i jego żony, pochodzącej z zachodniej części Anglii Bethany. Starszy brat piętnastoletniej Veronici zmagającej się od lat z ciężkimi zaburzeniami układu odpornościowego.
Widząc w zawodzie swego rodziciela wyjątkową misję, obowiązek pomocy oraz ochrony, jak i nieustającą walkę o sprawiedliwość, od najmłodszych lat dumnie twierdził, iż w przyszłości pójdzie w ślady ojca – wszystko zmieniło się jednak w dniu jedenastych urodzin chłopaka.
Pierwszy list z Hogwartu nigdy nie trafił w ręce Aureliana. Rodzice, będąc przekonanymi, iż zapieczętowana koperta jest zaledwie absurdalnym żartem któregoś z sąsiadów, postanowili szybko pozbyć się pisma, nie chcąc niepokoić swojego syna.
Po niespodziewanej śmierci ojca i nagłej utracie jedynego, zarabiającego bliskiego, każde wakacje spędza, chwytając się pierwszej, lepszej pracy letniej, nie potrafiąc znieść inkompetencji matki, której z trudem znaleźć stałe źródło dochodu. Większość swych zarobków przekazuje na leczenie siostry, resztę wydając na szkolne niezbędniki.
Właściciel niewielkiej, beżowej sówki płomykówki, opatrzonej mieniem Siouxsie, która swoje imię zawdzięcza Siouxsie Sioux – wokalistce jednego z ulubionych, brytyjskich zespołów młodego Handrahana.
Cztery lata temu rozpoczął sportową, szkolną karierę jako ścigający w drużynie Gryfonów. Od roku na pozycji kapitana, jest niezwykle zawziętym zawodnikiem, przez co nader często kończy mecze w skrzydle szpitalnym z wszelkiego rodzaju urazami – od posiniaczonych żeber, do złamanej ręki.
Przez nie najlepsze kontakty z matką, większość świąt z chęcią spędzałby w szkole, w otoczeniu reszty, pozostających na miejscu uczniów. Do domu wraca wyłącznie dla niezmiennie oczekującej jego powrotu siostry.
Zdecydowaną większość czasu woli spędzać w powietrzu, na miotle, niżeli przy książkach, a przez swoje wyjątkowe zaangażowanie w życie drużyny Gryfonów, nierzadko miewa problemy z nauką, jak i samymi zaliczeniami. Równie często, przez przeciwności w postaci zaburzeń snu, zdarza mu się przysypiać na lekcjach, co spotyka się z dezaprobatą zdecydowanej większości nauczycieli.
Patronus młodego Handrahana przez długi czas nie przybierał żadnej formy. Dopiero narastająca w chłopięcym sercu sympatia względem młodszego o rok Ślizgona zadecydowała, że srebrzysty obłok zaczął materializować się pod postacią węża.
Nie lubi, kiedy inni zwracają się do niego per Aurelian, od lat twierdząc, iż rodzice dali nadto ponieść się wyobraźni, wybierając dla syna imię tak nietuzinkowe, wymyślne. Właśnie dlatego wszystkim przedstawia się jako Asher. Po prostu.
Po ostatnich dwóch latach nieustannego rozjaśniania włosów, w czasie ostatnich wakacji postanowił wrócić do ciemnego blondu. Choć aktualnie wciąż farbowane, na głowie Handrahana łatwo dostrzec naturalny, złotawy odrost.
Wyjątkowo zafascynowany zaklęciami pojedynkowymi.
Nałogowy kolekcjoner kaset z muzyką i płyt CD, jak i dumny posiadacz starego, kultowego Walkmana – pamiątki po zmarłym rodzicu – którego z wielkim bólem serca każdego lata pozostawia w czterech ścianach swojego pokoju. Mimo iż nieraz knuł dyskretny przemyt odtwarzacza za kamienne mury Hogwartu, nigdy właściwie nie zdecydował się na realizację swojego planu.
Metr osiemdziesiąt osiem skrywanych głęboko obaw, płowe, upięte zazwyczaj w koka włosy, puste spojrzenie zimnych, modrych tęczówek, pod promieniami słońca wychodzące na twarzyczkę piegi oraz alabastrowa, skłonna do zasinień, skóra.

Bethany Handrahan
21 VII 1977, Gloucester, Anglia ▪︎ matka ▪︎ tymczasowo bezrobotna

Veronica Handrahan
19 I 2007, Rochester, Anglia ▪︎ siostra ▪︎ uczennica szkoły średniej

Lilian Willis
12 XVII 2005, Brixham, Anglia ▪︎ chłopak ▪︎ VI rok, Slytherin

Juniper Willis
12 XVII 2005, Brixham, Anglia ▪︎ przyjaciółka ▪︎ VI rok, Slytherin

Alarei Sallow
22 V 2007, Ashmore, Anglia ▪︎ przyjaciółka ▪︎ V rok, Ravenclaw
odautorsko
Nie lubię pisać kart, nie umiem pisać kart, pozdrawiam. Wizerunku użycza Emil Andersson, w tytule The Alan Parsons Project. By wrócić do głównego tekstu po przejściu do dotatkowych bądź powiązań, wystarczy kliknąć gdzieś w obrębie pola, na którym znajduje się zawartość podstron. Odpisy preferujemy niedługie, akcję dość gęstą i zwartką, piszemy się na prawie wszystko i z ogromną chęcią przyjmiemy jakieś ciekawe relacje.
✉ iammadeofbones@gmail.com