Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Belvina Sayre. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Belvina Sayre. Pokaż wszystkie posty

"Close your eyes and surrender to your darkest dreams..."



Belvina Sayre
18 IV 1992 ● najmłodsze dziecko Thomasa i Aquili Sayre ● czysta krew od pokoleń ● Nauczycielka Eliksirów i opiekunka Klubu Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart ● była Ślizgonka ● 15 cali, niezbyt giętka, włos z ogona testrala, wiśnia ● wychowana przez starszą siostrę ● boginem jej martwa siostra ● rodziców i brata ostatnio widziała tuż przed tym jak przegrali ● od dziecka zafascynowana mrokiem oraz wszystkim tym, czym dobra czarownica interesować się nie powinna ● głęboko skrywana nienawiść do jasnej strony ● dla uczniów mimo wszystko sprawiedliwa ● podobno budzi zaufanie ● alergia na słabość i niedoskonałości

Ciszę przeszył przeraźliwy krzyk. Mała, sześcioletnia dziewczynka, ostrożnie skradała się w kierunku hałasu w ręce ściskając dawną, nadłamaną różdżkę swojej starszej siostry. Wiedziała, że dzisiaj jest TEN dzień. To tego dnia Harry Potter miał zostać ostatecznie zgładzony.

Z każdą chwilą rosnąca ekscytacja mieszała się jednak z niezrozumieniem. Dlaczego ktoś krzyczał?

Nie spodziewała się, że ujrzy swoją matkę, leżącą na posadzce kuchni w kałuży krwi i trzymającą się z bólem za lewe przedramię. Nie wiedziała co bardziej ją wtedy przeraziło. Jej własna, umierająca matka czy blada blizna po Mrocznym Znaku na jej przedramieniu.

To nie tak miało być.

Ciszę przeszył przeraźliwy krzyk. Wychudzona nastolatka stała nad kulącą się postacią, w prawej, drżącej dłoni ściskając swoją różdżkę. Ciężko dyszała z rozpierającej ją wściekłości i tylko mglista myśl o konsekwencjach powstrzymała ją od posunięcia się dalej.

Tej konkretnej Gryfonki nie cierpiała w sposób szczególny. Zawsze jednak udawało jej się przechodzić obok niej z właściwą sobie wyniosłością i obojętnością.

Twoi rodzice powinni zdechnąć, zanim otrzymali różdżki. Wariatka. Całą waszą rodzinę powinni zamknąć w Azkabanie za samo nazwisko. I co, ty pewnie też chciałaś jemu służyć? Jakbyś była w stanie do czegokolwiek się przydać...

Podniosła różdżkę jeszcze raz. Zawahała się.

To nie tak miało być.

Ciszę przeszył krzyk. Na korytarz wybiegli uczniowie, szczęśliwi, że skończyli już na ten dzień lekcje.

Uśmiechnęła się przyjaźnie do jednego z Krukonów, który oddał próbkę z perfekcyjnie - zresztą jak zawsze - wykonanym eliksirem. Jednym ruchem różdżki zamknęła za uczniami drzwi i opadała z westchnieniem na swoje krzesło.

Lubiła tę pracę. Możliwość kształtowania młodych, elastycznych umysłów. Zarażania ich głodem wiedzy i pokazywania, że to, czego się uczą jest naprawdę przydatne.

Co prawda od wielu lat trawił ją żal do losu o to, jak całe jej życie się potoczyło, jednak perfekcyjnie zakrywała to swoim uśmiechem i pasją z jaką podchodziła do eliksirów.

To nie tak miało być.

Ale jest.


odautorsko