Nira Sorel
Ravenclaw. Czysta krew. Były auror.
W dzieciństwie zawsze towarzyszył jej strach, chociaż wtedy nie potrafiła nazwać tego, czego się obawiała. Były głosy, szepty i cienie. Rozmowy, których nie rozumiała. Niepokojące uczucie zimna w żołądku i narastająca gula w gardle. Mury rezydencji domu Maren były zimne i okrutne, chociaż wnętrza urządzono z największym przepychem i dbałością o detale. Nie było w nim ciepła. Jedynie duma z rodowych sreber i pycha. Pycha zawiodła ich tam, gdzie nie powinna. Duma zgubiła. Jedyne, czego pragnęła, to uciec. Zamiast tego tkwiła w złotej klatce, kajdanach powinności, rodu i historii. Dopóki nie poczuła ciężaru Tiary Przydziału na kasztanowłosej głowie.
Pamiętała tamten dzień. Gwarna sala, śmiechy, połajanki i poszturchiwania wśród pierwszorocznych. Lucien siedział przy stole Slytherinu, szczerząc się na widok paskudy z grubym warkoczem, za który mógł ciągnąć tylko on, a do czego nigdy by się nie przyznał. Jego sposób na powiedzenie zależy mi. Jego sposób okazywania uczuć. Jego sposób na powiedzenie kocham cię, paskudo. Okazywanie uczuć nigdy nie było najmocniejszą stroną domu Maren.
Nad główną salą górowało podium nauczycielskie. Znała ich wszystkich z opowieści ojca. Armand nigdy nie krępował się, wyrażając opinie, także te niepochlebne. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to początek zmian. Hogwart był marzeniem. Hogwart był tym, czego pragnęła ciekawa świata, młoda, odrobinę onieśmielona dziewczynka.
Ravenclaw. Wiedza twoją tarczą. Nie Slytherin. Nie dom węża. Szok na twarzy brata. Nagła cisza, jaka zapadła, gdy powoli szła do stołu Krukonów, zbyt oszołomiona, by zdać sobie sprawę, co to właściwie oznacza. Jak to się mogło stać? Nie pamiętała krótkiej drogi do stołu Krukonów. Nie pamiętała uczty, jedzenia, którego nawet nie tknęła. Pamiętała za to brązowe oczy, które udawały, że wcale jej nie obserwują. Przecież miała trafić do Slytherinu! Cała rodzina była w Slytherinie. Ktoś poklepał ją po plecach, niepewnie gratulując. Nawet nie wiedziała, kto. Kolejne dziecko zasiadło z tiarą na głowie. Zaraz miał się rozlec jej okrzyk. Podobno tiara się nie myliła.
Pracowita, wytrwała osóbka, która robiła wszystko, by na święta pozostać w Hogwarcie. Wrócić do domu, teraz, gdy ceremonia obnażyła jej odmienność? Tajemnice, których nie powinna poznać. Czy gdyby powiedziała to głośno, cokolwiek by się zmieniło? Czy gdyby zareagowała, wszystko potoczyłoby się inaczej? Była tylko dzieckiem. Szare oczy dziecka widziały zbyt wiele. Słyszała zbyt wiele. Poruszające się wargi, pewny głos, który się z nich wydobywał, formułując w słowo. Crucio. Rysy twarzy, które były odbiciem jej własnych. Pamiętała bladą twarz tamtego chłopca i zimny śmiech. Błysk zielonego światła. Nawet najmniejsza kropla może przelać czarę.
Była zdrajczynią. Gorzej niż szlamą i mugolem. Teraz te dłonie leczyły. Zrywały delikatne łodygi roślin, wybierając lecznicze zioła. Troskliwie dotykając rannego boku niuchacza i oglądając opuszki łap kuguchara. Nie zawsze tak było.
Mówią, że sen przynosi zapomnienie. Mówią, że czas leczy rany. Sen nie niósł spokoju. Kiedyś jego poplecznicy powstaną. Kiedyś krew znów stanie przeciwko krwi. Siostra przeciwko bratu.
Czy wiedziała, co zamierza zrobić? Czy zastanawiała się wtedy, unosząc różdżkę? Czy teraz postąpiłaby tak samo? Czy można skazać własnego brata?
Pokój, w którym jednocześnie panował porządek i lekki nieład, wypełniał zapach ziół. Uzdrawianie to nie tylko magia. Każda dziedzina łączy się z drugą. To, co leczy, potrafi zabić. To, co niesie śmierć i zatrzymuje serce, daje ukojenie. Efekt jednego czaru można osiągnąć eliksirem. To, co czarodzieje zyskują magią, inni osiągają pracą własnych rąk. Zawsze tak uważała, może dlatego miała problem z wyborem przedmiotów: chciała poznać je wszystkie.
Uśmiechała się. Wtedy. Teraz. Czasem to dziwne, że potrafiła. Wojna się skończyła. Im pozostało żyć dalej. Jednak nadal, gdy słyszy kroki na schodach, zamiera w napięciu. Różdżka nadal pozostaje w zasięgu ręki, gdy kładzie się spać. Na drzwi cały czas nakłada czary ochronne i ostrzegawcze. Rutyna, której nie jest łatwo się pozbyć. Wierzy, chce wierzyć, że będzie inaczej. Wiedza mówi jednak coś zupełnie innego. Ludzie nie zmieniają się tak łatwo. Po burzy przychodzi deszcz. Po deszczu spokój. Potem znów nadchodził sztorm, tak myśli, głaszcząc czarne pióra kruka.
Za grosz instynktu samozachowawczego

Nira Sorel
Informacje biograficzne
Właściwie: Nirean Elen Maren
Wiek: 31 lat
Status krwi: czysta krew
Pseudonimy: Bestyjka (tylko dla niego), Mała Paskuda (dla brata), Lisiczka (dla przyjaciół), Kłopot (dla aurorów z biura)
Wygląd zewnętrzny
Kolor oczu: szare
Kolor włosów: kasztan
Rodzina
Lucien Valerian Maren (starszy brat)
Armand Scorpius Maren (ojciec)
Evangeline Aurelia Maren (matka)
Valerian Arctus Maren (przodek)
Zdolności magiczne
Różdżka: cedr, 10 i ćwierć cala, włos testrala, średnio giętka
Patronus: lis
Bogin: dementor
Pozostałe informacje
Przynależność:
Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Ravenclaw (w latach szkolnych)
Ministerstwo Magii (byłe)
Hogsmeade (obecnie)
Praca: ośrodek rehabilitacji magicznych stworzeń Azyl
Odautorsko: Pisanie kp sprawiło sporo frajdy, chociaż oczywiście nie wyszła tak jak powinna, mam nadzieję, że damy radę i z wątkami. Poszukuję pisania, frajdy, kupy radości, czasem kopniaka w tyłek i ciągle wierzę w burzę mózgów. Powiązania mogą być, może być spontaniczna akcja. Damsko-damskie, damsko-męskie, zwierzęce, cokolwiek, przygarnę. Kontakty:
mail: dark5poczta@gmail.com
discord: Szept#9688
gg: 37634186, do wyboru.