wschody słońca. roztapiające się pianki z ogniska. zaborczość. szybkie zwinne ręce. okno zawsze otwarte w nocy, nawet w środku zimy. ciepło kominka. ognista whisky. luźno zawiązany krawat czy rozpięte guziki od mankietów koszuli jako wyraz drobnego buntu. rwący oddech. brawura. logiczne łamigłówki. nocne spacery.
skórzane rękawiczki bez palców. tańce do rana. polaroid. życzenie do spadającej gwiazdy. naga kąpiel w morzu. zapalczywość. czarny smar wiecznie rozmazany na skórze. oko za oko, ząb za ząb. falsyfikaty. prawda czy wyzwanie. sceptycyzm. niedbały koczek na czubku głowy. palce oklejone plastrami po ukłuciach igieł. mechanizmy obronne. zapach sali treningowej. beztroska. zaraźliwy śmiech. lody truskawkowe. mściwa, pamiętliwa bestia. start samolotu. bitwa na śnieżki. sarkazm. mecze quidditcha. alergia na orzechy. park rozrywki. wybitna z transmutacji. drzemka po obiedzie. zimne ognie. kuchnia meksykańska. bezpośredniość. wspinanie się po górach. jazda stopem. nieprzemyślane słowa. wyważone ruchy. rezerwa. skórzana kurtka z ruchomym, ryczącym lwem na plecach. szczerość. niepewny uśmiech. dystans. znoszone martensy. słoneczniki.
.
Miała być Ophelią, jej starsza o osiem minut siostra bliźniaczka Desdemoną, a tymi imionami ich życie na wstępie chciała przekreślić ich własna matka, największa miłośniczka dzieł Szekspira we wszechświecie, która uważa go nie tylko za geniusza literatury, ale objawienie godne wyniesienia go powyżej biblijnych proroków, bogów wszystkich religii, a nawet samej Królowej Elżbiety! Na szczęście w ostatniej minucie przed podzieleniem losu tragicznych bohaterek Hamleta i Otella uratował je ojciec, nadając o wiele bardziej prozaiczne imiona. Bailey i Bree od małego jednak zamiast bajek na dobranoc, wsłuchiwały się w sonety, sztuki i wiersze Williama, aż z czasem nauczyły się ich na pamięć i zaczęły wystawiać własne teatrzyki, które były jedyną formą aktywności zdolną oderwać ich matkę od szeleszczących kartek papieru, hektolitrów kawy i czarnego pióra. Gdyby nie list z Hogwartu, który Bree otrzymała w dniu jedenastych urodzin, prawdopodobnie zostałaby wielką aktorką teatralną albo wschodzącą gwiazdą kickboxingu, choć to drugie miano po jedenastu latach treningów przywłaszczyła już sobie Bailey. Bree łatwiej przyszło uwierzenie w to, że jest czarownicą niż w to, że będzie musiała zacząć uczęszczać do szkoły bez swojej siostry – pierwszego września próbowała nawet przemycić swoją bliźniaczkę w kufrze, ale podczas gdy jej udało się prześlizgnąć przez barierę na peron 9 i 3/4, kufer pozostał po drugiej stronie ściany, razem z obolałą Bailey z drobnym wstrząśnieniem mózgu. Bree musiała jednak przyznać przed samą sobą, że skrycie się cieszyła – to była jej szansa, by wreszcie przestać być traktowana jako połowa i stać się odrębną całością. Oprócz zamiłowania do sztuk Szekspira, które od małego próbowała wpoić jej matka-scenarzystka i do kickboxingu, które starał się w niej zaszczepić ojciec, wieloletni mistrz kraju, a potem i trener, Bree rozwinęła w sobie naturalną ciekawość świata. Chciała wiedzieć, jak pracują dane maszyny i z czasem zaczęła rozkładać je na czynniki pierwsze z drobną pomocą dziadka, później już samodzielnie. Zaczęła od prostych zegarków i budzików, z czasem przerzucając się na coraz bardziej skomplikowane urządzenia i mechanizmy. Nawet jeśli częściej towarzyszyły jej momenty frustracji niż tryumfu, Bree nie potrafiła przestać. Do tej pory nie potrafi się wycofać, zawzięcie doprowadzając dane zadanie do końca, nawet jeśli po drodze do celu miałaby utracić wszystkie najcenniejsze dla niej rzeczy. Raz podjęta przez nią decyzja jest także tą ostateczną. Kiedy mugolskie przedmioty przestały mieć przed nią tajemnice, Bree z zapałem szaleńca przerzuciła się na czarodziejskie przedmioty, odkrywając ich funkcjonowanie. Największą frajdę sprawia jej jednak wykonywanie falsyfikatów, podróbek tak idealnych, że nawet sam właściciel nie jest w stanie odróżnić oryginału od podróbki. W Hogwarcie już dawno rozeszła się wieść, że lepiej się mieć na baczności w towarzystwie Prescott – często bowiem świerzbią ją palce, a do tego ma zwinne palce urodzonego kieszonkowca. Wszystko to oczywiście w ramach ciekawości naukowej! A przynajmniej jest to wersja, którą oficjalnie będzie wszystkim wciskać. Z czasem Bree poszerzyła swoje zainteresowania o kolejną dziedzinę – przerabianie ubrań. W czwartej klasie szkolne mundurki wydały jej się tak nudne, iż zaczęła eksperymentować z igłą; pojawiły się pierwsze ćwieki na barkach, złośliwe, poruszające się naszywki… Jednak za swój najbardziej udany projekt uznaje skórzaną kurtkę z wizerunkiem poruszającego się lwa na plecach, ryczącego na każdą osobę, która podejdzie zbyt blisko. Przy tym wszystkim, żeby było zabawniej, w ogóle nie zna się na modzie – po prostu robi wszystko tak, jak jej się podoba. Przerabia ubrania za drobną opłatą, zbierając pieniądze na wymarzony motocykl. Na co komu książę na białym koniu, skoro sama może doskonale odegrać tę rolę? Stara się nie wtrącać w nic, co bezpośrednio jej nie dotyczy, powtarzając pod nosem, że jest w końcu tough bitch choć tak naprawdę ma miękkie serce, tylko nie potrafi tego okazać i musi utrzymać swoją reputację na odpowiednim poziomie, ale prawda jest taka, że nigdy nie przeszła obojętnie obok jawnej niesprawiedliwości czy złego traktowania; dosadnymi wyrazami lub skuteczniejszymi pięściami szybko rozwiązuje konflikt i daje delikwentowi nauczkę. Na co dzień jest jednak powściągliwa w wyrażaniu własnych emocji, w towarzystwie innych tłumi uczucia w sobie, dopiero doprowadzona do ostateczności wybucha. Trudno jest jej komukolwiek zaufać, stroni od kontaktu fizycznego oraz psychicznej bliskości, ale przy odpowiedniej dozie cierpliwości można do niej dotrzeć i wtedy staje się cudowną przyjaciółką. Bree nie przebiera w słowach, zawsze mówiąc to, co myśli, przez co niektórym wydaje się bezpośrednia, innym arogancka, jeszcze innym bezczelna, a kolejnym po prostu wredna. Nie zastanawia się nad konsekwencjami swoich słów; jeśli ma coś do powiedzenia, możesz być pewny, że to zrobi, bezpośrednio podchodząc do napotykanych problemów. Przy tym uwielbia nadużywać sarkazmu i jest sceptyczna względem wszystkiego. Jej brak taktu na jaw wychodzi najczęściej w najmniej odpowiednich momentach, a kiedy jest zestresowana cierpi na chroniczny słowotok. Nigdy nie zapomina raz wyrządzonej krzywdy i odpłaca się zgodnie z zasadą oko za oko, ząb za ząb. Jeśli tylko ktoś jej powie, że nie powinna, a już tym bardziej nie może czegoś zrobić – na pewno najpierw udowodni ci, że jesteś w błędzie, by dopiero później zastanawiać się nad tym, co najlepszego narobiła. Gdyby odrobinę przyłożyła się do nauki, prawdopodobnie mogłaby dołączyć do grona najlepszych uczniów, lecz kiedy ktokolwiek pyta ją, dlaczego sabotuje własne oceny, Bree rozpoczyna długi i pełen pasji wykład na temat krzywdzących norm społecznych, do których nie ma zamiaru się dopasować, by usatysfakcjonować kogoś innego. Na szczęście nigdy specjalnie nie przejmowała się opiniami innych, jej poczucie własnej wartości jest wystarczająco wysokie, by nie musiała go potwierdzać u innych. No i rozkładanie przedmiotów na czynniki pierwsze jest o wiele ciekawsze. Podobnie jak fizyka, której nie uczą w Hogwarcie, więc jej uwagę pochłaniają głównie trasmutacja i alchemia. Trochę w niej z badassa, w większości jednak z odrobinę ekscentrycznego nerda.