

Josephine Aliénor Rosier
the trickster, the paradox; a ballad of fire and ice
Szmaragd i srebro, szósty rok, krew czysta jak łza. Przyszła na świat w mroźną, zimową noc 27 grudnia 2005 roku, dokładnie 12 minut po swoim starszym bracie. Wychowana w południowym, zacisznym Dorset, gdzie czas zdaje się płynąć wolniej. Przez trzy semestry wychowanka domu Ombrelune Akademii Magii Beauxbatons, do Hogwartu zawitała po raz pierwszy w semestrze letnim roku szkolnego 2018/19 — na dłuższą metę źle znosiła rozłąkę z rodziną, o czym nie mówi głośno. Od niedawna przewodnicząca Klubu Pojedynków, z naturalnym talentem do transmutacji oraz magii bezróżdżkowej. OPCM, Uroki i Zaklęcia, Eliksiry, Transmutacja i Zielarstwo. Członkini Klubu Ślimaka, choć jego zgromadzenia uznaje za stratę cennego czasu i miga się od nich jak tylko może, po stokroć woląc uczęszczać na spotkania Koła Transmutacji oraz Koła Teatralnego. Właścicielka sztywnej, elegancko zdobionej różdżki z drewna hebanowego, zasilanej rdzeniem w postaci włókna smoczego serca. Uzdolniona skrzypaczka, obdarzona przenikającym duszę głosem. Patronus przybiera formę figlarnego lisa, w boginie widzi zmasakrowane ciało Jaspera, a amortencja pachnie jej powietrzem po deszczu, przełamanym wanilią i silną, żywiczną nutą lasu iglastego. Informacje dodatkowe. Powiązania.
Przemierza korytarze otulona szalem cudzych wyobrażeń i wygórowanych oczekiwań, peleryną utkaną z pozorów i własnych ambicji. Materiał jednak nie drapie, a miękko układa się na ramionach, całując aksamitem. Nici krzyżują się ze sobą prostopadle, tworząc wybitnie mocną i spójną tkaninę, przylegającą do ciała niczym druga skóra. Josephine istnieje po to, by górować, lśnić i zadowalać, oddycha tym i odnajduje w wychodzeniu naprzeciw pokładanym w niej nadziejom.
Jest piękna, tak jak chce tego jej matka. Z naturalnym powabem łączy dziewczęcą delikatność i francuski szyk, jej szaty są zawsze nienagannie wyprostowane, włosy ułożone, makijaż lekki, a dłonie zadbane. Pachnie balsamem według przepisu nieodżałowanej prababki, który uciera sama z róż dziko rosnących na terenie rodowej posesji, natomiast każdy jej ruch ocieka w wystudiowaną grację — nie ma w niej miejsca na niedociągnięcia, czy skazy.
Jest silna, tak jak chce tego jej ojciec. Choć za sprawą niskiego wzrostu wydaje się krucha, w rzeczywistości jest w stanie znieść więcej, niż sugeruje to pierwszy rzut oka. Zawsze wyprostowana, niesie głowę wysoko z prawdziwie szlachecką manierą i nigdy nie cofa się przed wyzwaniem. Nie ucieka od problemów, rozwiązuje je. Nie poddaje się strachom, zamiast tego mierzy się z nimi, eliminując jeden po drugim. Brnie przed siebie z uporem godnym Rosierów, nie waha się, a nawet jeśli się waha, nigdy nie staje w miejscu, bo bezruch niczym nie różni się według niej od kroku w tył. Znajdzie sposób, by obejść każdą przeszkodę, również tę ludzką — wszystko przeskoczy, przejdzie bokiem, przemknie pod albo porwie ze sobą niczym najdzikszy żywioł.
Jest przebiegła, tak jak chce tego jej dziadek. Rozsądnie miarkuje słowa, długie spojrzenia spod rzęs i perliste uśmiechy. Otacza się ludźmi, pielęgnuje wartościowe znajomości, choć można debatować nad tym, czy poza bratem ma choć jednego prawdziwego przyjaciela. Jak przystało na węża kusi, manipuluje i zwodzi, wykorzystując do tego wszystkie znane sobie narzędzia — jest niemal boleśnie świadoma siebie, tego jak się ją postrzega i jak może wykorzystać to dla własnej korzyści. Zawsze wie, który nerw poruszyć, na który zmysł zadziałać, którą słabostkę wyciągnąć na wierzch, który lęk podsycić. Ludzi traktuje jak instrumenty; fascynujące, złożone przyrządy, które przy odpowiedniej dedykacji z jej strony zagrają dokładnie tak, jak sobie tego życzy, prędzej czy później.
Jest ambitna, tak jak chcą tego profesorowie. Obserwuje, analizuje i wyciąga wnioski. Chce być najlepsza we wszystkim, czego się podejmuje, przez co żyje w wiecznym niedoczasie, jej grafik zawsze pęka w szwach, a w dormitorium nie brak eliksirów wspomagających. Choć kiedyś z trudem przełykała porażki, z czasem nauczyła się, że one także mają wartość dodaną: doświadczenie, tak cenne na wyboistej drodze samorozwoju. Nie łudzi się, że kiedykolwiek osiągnie doskonałość, nie uważa się za istotę doskonałą, ale zamierza ciężko pracować — zbliżyć się do niedoścignionego ideału tak bardzo, jak tylko jest to możliwe.
Josephine jest, dla wszystkich, a jednocześnie dla nikogo. Tkwi zawieszona w teraz, nigdy w kiedyś, a już na pewno nie w zaraz. Okrywa się swoim szalem i jest, perfekcyjnie mieszcząc się w ramę arystokratki, córki, siostry, wnuczki, uczennicy. Jest i nie zastanawia się, dlaczego nie poznaje lazurowych oczu przenikliwie patrzących na nią w lustrze, ani co by było gdyby wreszcie zdjęła szal, wychodząc z ciasno dopasowanych ram.
ODAUTORSKO: Karta miała wybrzmieć zupełnie inaczej, niestety utknęłam z nią w martwym punkcie i na szybko skleiłam to, co wyżej, a więc najprawdopodobniej zrobię tu w przeciągu najbliższych tygodni duże przemeblowanie. Póki co witam się cieplutko z Josephine, która może taka cieplutka nie jest, ale za to wygeneruje w wątkach wiele emocji (na to liczę). Postać powstała dzięki uprzejmości Maleficent, która zdecydowała się oddać ją w moje niecne łapki (mam nadzieję, że nie zawiodłam), zakładki w budowie, w tytule Indila, a reszta to już moja sprawka. Sówki możecie posyłać na nocturne.reflections@gmail.com, choć ukocham za jakiś spontaniczny, szalony wątek. Piszmy!