I'll try to fix you

grafika megan fox
KARTOTEKA NR 19/S/217/WD

Imię i nazwisko:  Victoria Jean Shelinsky

Kryptonim:          Nike

Data urodzenia:   30 kwietnia 1994 (27 lat)

Status krwi:            czysta

Stan cywilny:         panna

Rodzina:     matka: Virginia Antonine Shelinsky z d. Beckett (ur. 12 lipca 1972 roku)

                    ojciec: Jonathan Jeremy Shelinsky (ur. 8 października 1969 roku)

                    siostra: Vivienne Joanna Shelinsky (ur. 1 czerwca 1996 roku; zm. 2 grudnia 2020 roku)

                    brat: Justin Vincent Shelinsky (ur. 29 lipca 2004 roku)
              

Różdżka:               10 i pół cala, wierzba, włos z grzywy jednorożca

Przynależność:      6 jednostka specjalna "Olimp" (od 2019 roku)

                                Gryffindor (2005 - 2012)

Inne:                       Ukończone studium pielęgniarskie (2012-2015)

                                Zarejestrowany animag (wilczyca)

                                Mugolskie prawo jazdy kategorii B (od 8 sierpnia 2013 roku)

DELEGATURA:
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
(oficjalna funkcja: pielęgniarka szkolna)

Aktualizacja (28 grudnia 2020): PRZENIESIONA DO REZERWY


– Możesz mi to wyjaśnić? 

Zapewne powinna była zacząć od przywitania. Albo chociaż zapukać. Mama nie byłaby zadowolona. Dama nie wparowuje do gabinetu swojego dowódcy bez zaproszenia, nie rzuca listu na biurko i nie wpatruje się wyczekująco z założonymi rękoma na swojego przełożonego, który wydaje się być nieco zakłopotany. Mimo wielu lat służby, sukcesów i powszechnego uznania, John Cage nadal nie zdobył wystarczającej ilości siebie, by czuć się komfortowo w takich sytuacjach jak ta. Odchrząknął nerwowo i poluźnił krawat,wskazując kobiecie, by usiadła.

– Emm... To nic takiego, Vic... – wymamrotał nie patrząc jej w oczy. – Potrzebujemy delegatów sił aurorskich w Hogwarcie... Rozumiesz... Kogoś kto będzie wewnątrz... Działając... eee.... No wiesz... Pod przykryciem... Chronił dzieciaki....

– Proszę cię... – prychnęła przewracając oczami. – Od czasów Twojego pobytu w szkole dzieciaki nie pakują się w potyczki z psychopatami i zabójcami... 

John posłał jej zmieszany uśmiech i nawet podjął nieudaną próbę utrzymania kontaktu wzrokowego. 

– Niemniej jednak – kontynuował spuszczając wzrok w położony przed nim list. – Musieliśmy kogoś wysłać... A ty skończyłaś pielęgniarstwo kiedyś tam więc...

– Kiedyś tam. To słowa – klucze, John – przerwała mu. Dama nie powinna przerywać. Mama już by fukała z dezaprobatą. – Gdybym chciała zostać pielęgniarką to bym się nie przekwalifikowywała... Poza tym jak ty to sobie wyobrażasz, w razie gdyby coś się wydarzyło to co? Mam sobie przestać być pielęgniarką, zostawić chore i ranne dzieciaki i rzucić się w wir walki?

– Mamy przewidziany scenariusz na taką ewentualność... – mężczyzna wyglądał jakby się tłumaczył. – Poza tym nie zostaną same... Jest Madame Pomfrey, uzdrowiciele z Munga teleportowaliby się w mgnieniu oka...

Mężczyzna zaczął wodzić wzrokiem po wiszących na ścianie portretach jakby szukając wsparcia. 

– Po prostu uznaliśmy, że jesteś odpowiednią osobą do...

– Do czego? Tamowania krwotoków z nosa i leczenia siniaków? Opiekowania się dzieciakami? –Uspokój się, na miłość boską! Prawie słyszała oburzony głos własnej matki. – Z jakiś powodów zostałam aurorem. Nie jestem typem uzdrowiciela, John, wiedziałam to kończąc to głupie pielęgniarstwo. Na gacie Merlina, miałam 18 lat wybierając ten kierunek, nie czułam powołania jak Vivienne...

Urwała czując bolesne ukłucie w sercu i spuściła wzrok. Vivienne, słodka Vivienne, która chciała zbawić świat, która z dumą nosiła zielone szaty, która wierzyła, że wszystko da się naprawić. Victoria spojrzała z powrotem na Johna i nagle wszystko zaczęła rozumieć, wszystko zaczęło się układać jak elementy układanki. Zapadła się w fotelu przytłoczona swoim uświadomieniem. 

– Zwalniacie mnie.  – Wydusiła z siebie. – W zamku nie ma żadnego zagrożenia... Tu chodzi o mnie... Odsuwacie mnie... Nie chcecie bym była aurorem... 

– Straciłaś siostrę... – głos Johna był cichy. Patrzył na nią z mieszaniną współczucia i zrozumienia, tak jak potrafi tylko ten, kto sam pożegnał zbyt wiele osób, zbyt wcześnie. – To budzi nienawiść, złość, frustrację, chęć zemsty... To nie prowadzi do niczego dobrego. Nie odsuwamy cię od służby, nadal jesteś aurorem, ale... Daj sobie czas. Będziesz w rezerwie. Pobądź pielęgniarką, a potem... Wrócisz do czynnej służby kiedy... Minie odpowiedni czas. 

Nic nie odpowiedziała. Przymknęła powieki próbując pozbyć się wspomnienia półotwartych ust i przerażającego, pustego spojrzenia oczu, które kiedyś miały tyle blasku. Nienawiść, złość, frustracja, chęć zemsty... Nic nie czyni ludzi bardziej nieobliczalnym, niezdolnym do racjonalnego myślenia.  Przygryzła wargę i pokiwała głową nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Odsunęła fotel i ruszyła w stronę wyjścia.

– Vic? – Zatrzymał ją głos Johna i odwróciła się. Mężczyzna uśmiechnął się do niej niepewnie.
– Znam cię i wiem, że wbrew temu co sądzisz, masz w sobie coś z uzdrowiciela...

Wieczorem siedząc na parapecie i wpatrując się w na wpół spakowany kufer odtworzyła sobie w pamięci te słowa. Spojrzała na prawie już pustą szklankę Ognistej Whisky, na unoszący się dym z zapalonego papierosa i zaśmiała się gorzko. Coś z uzdrowiciela... Na pewno nie chodziło tryb życia.

grafika gif
[Dzień dobry. Kilka lat czekałam na powrót tego typu bloga. Myślę, że się znamy :P 
Zamierzam tu zostać na dłużej. <3]

52 komentarze:

  1. Witamy na blogu i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jeżeli tak wygląda ich nowa szkolna pielęgniarka, to obawiam się, że połowa chłopców będzie starała się trafić do skrzydła szpitalnego jak najczęściej. :D Dzień dobry, witam piękną panią na blogu! Ciekawy pomysł na postać i to się chwali. :)
    Życzę Ci wspaniałej zabawy na blogu i w razie chęci zapraszam do którejś z moich postaci.]

    ARIEL I NIKOLA

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ta postać tu cudo *_* Bardzo fajna historia i zgodzę się z przedmówcą, że chłopcy pewnie specjalnie będą trafiać do Skrzydła Szpitalnego :P Jakbyś chciała to zapraszam do mnie, na pewno coś razem wymyślimy.]

    Anguis

    OdpowiedzUsuń
  4. [O MÓJ MATKO, TO TY 💜💜 widzę, że też wracasz jak bumerang xD gdybym wiedziała, że będziesz, to bym nie zmieniła Eklerze historii :D ale może z tą też się coś uda... W ogóle już się zakochałam w twojej pani, jak zwykle zresztą. Więc chodź do córeczki na wątek 💜]

    Eklerka

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry, teoretycznie to Noah może być stałym bywalcem skrzydła szpitalnego, znając jego wszelakie zdolności do pakowania się w kłopoty.]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  6. [Z tą babcią to, aż taki za bardzo szalony pomysł nawet jak na Hogwart, he-he. (przepraszam, dzisiaj jestem słaba w żarty) Ale ale generalnie jakaś zaginiona córka, siostry babki, której matka byłaby babką w którymś pokoleniu spokrewniona z panem Whitem lub od strony współmałżonki w sumie brzmi zachęcająco, albo nawet znana, co by od razu się mogli włóczyć po Hogsmeade czy coś to spoko. Może go składać za każdym razem gdy spada z miotły, a co tam. Pewnie mu się zdarza niejednokrotnie. Albo coś, to w sumie fajnie.
    Niestety nie kojarzę takiej pani :(]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ah, cudowna Megan - mam straszny sentyment do tego wizerunku <3 Zresztą, nie tylko wizerunek ale i cała kreacja postaci bardzo mi sie podoba i wręcz mnie urzekła. Mam nadzieję, że mimo wszystko lubi bawić się w opatrywanie ran dzieciaķów :) Marcus poobijał się ostatnio na meczu i trafił do skrzydła szpitalnego, więc jeśli tylko masz ochotę, mogłybyśmy to wykorzystać :)]

    Marcus Westbrock

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dzięki wielkie, a ja oddaję komplement, bo Victoria jest również bardzo interesującą postacią! Bawcie się tutaj dobrze, kto wie, może Jordanowi kiedyś zdarzy się wpaść do skrzydła szpitalnego ;).]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  9. [Dziękuję pięknie za powitanie i również witam na blogu! Widzę, że szykuje się tajny szpitalny agent 007, podwójna tożsamość i te sprawy, może być ciekawie :> Życzę dużo zabawy i jak najwięcej połamanych rączek i nóżek, coby się zbyt bardzo Vic na służbie nie nudziła ;)]

    Alfie Larose

    OdpowiedzUsuń
  10. [hm...skoro to animaczka w dodatku pielęgniarka to aż prosi się o jakąś typowo kocią dolegliwość u Anguisa...nie wiem...krztuszenie się futrem czy coś :P]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Dziękuję pięknie! I kojarzę twój nick! I chyba też jakąś twoją postać, nauczycielki bodajże, ale ręki nie dam sobie uciąć, bo moja pamięć bywa krótka i zawodna xD]

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Mae i szkolna pielęgniarka muszą się znać… a nawet mogłyby się kumplować! Moja panna daje z siebie dwieście procent podczas meczy i treningów quidditcha, dlatego bardzo często bywa kontuzjowana. Mogłabym spokojnie powiedzieć, że zna skrzydło szpitalne lepiej niż własną kieszeń ;) ]

    Mae Macmillan

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Co jak co, ale Vicotria wcale nie wygląda na pielęgniarkę. Na szczęście w takich sprawach nie liczy się wygląd, a jedynie umiejętności, których zapewne Twojej pani ni brakuje. ;) Coś tak czuję, że Rinn zawita w jej gabinecie jeszcze nie raz, więc fajnie by było, gdybyśmy ustaliły im może jakąś relację na przyszłość po prostu, co Ty na to? ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  14. [Dziękuję! W razie potrzeby na pewno wpadnie do Skrzydła Szpitalnego. :D]

    boris

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Dziękuję za miłe powitanie Liv ;) Sama Ciebie jeszcze nie przywitałam, więc od razu mówię HEJ! Na razie Liv się do Skrzydła Szpitalnego nie wybiera (fuj, co za miejsce), ale jak coś to się odezwę ;) ]

    Olivia

    OdpowiedzUsuń
  16. [Biorąc pod uwagę częstotliwość z jaką Dybuck spada skądś/potyka się/wydadza kociołek czy też daje się ugryźć/podrapać/startować na zajęciach ONMS to raczej bywa często w skrzydle szpitalnym. I to nie po to, żeby pogapić się na śliczną Panią Pielęgniarkę ale raczej podzielić się z nią swoimi życiowymi historiami albo wysępić czekoladę. XD Pasuje Ci taki namolny dzieciak plączący się z odniesionymi w wyniku głupoty ranami, czy nie bardzo?]

    Dybuck Sheeridan

    OdpowiedzUsuń
  17. [Szaleństwo jest w cenie! Pani pielęgniarka wydaje się naprawdę ciekawa, masz może już jakiś konkretny pomysł...? ^^
    I dziękuję! Osobiście do Blaise'a mam dość neutralny stosunek, ale za to pani Zabini, jego matka, musiała być cudowną kobietą :D ]

    Zabibi

    OdpowiedzUsuń
  18. Cóż, jako kot czasem zachowywał się za bardzo jak kot. To oznaczało, że lizał swoje futro, przy okazji, niestety, częściowo je połykając. Koty zwykle dostawały od swoich właścicieli specjalną maść, która temu zapobiegała, ale problem polegał na tym, że nikt z jego dormitorium nie miał kota, więc nie było racjonalnego wytłumaczenia obecności takiego leku w ich pokoju. A Anguisowi zależało na dyskrecji, przede wszystkim. Nie chciał, aby każdy wiedział, że jest animagiem. Oczywiście, jeśli ktoś go złapał na gorącym uczynku nie wypierał się, ale...po prostu się tym nie chwalił.
    Niestety, teraz musiał powiedzieć prawdę. Jak inaczej wytłumaczyć pielęgniarce, że nie jest jakimś chorym szaleńcem, który je kocie futro zamiast jedzenia?
    - Jestem animagiem - powiedział cicho, starając się złapać oddech. Kilka razy pluł futrem, ale nigdy nie aż taką wielką kulką. Na dłuższą metę to było niezwykle obrzydliwe - pokazałbym, ale...- wziął kolejny głęboki wdech - za chwilę - dodał cicho. Jego twarz powoli wracała do naturalnego koloru.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jeeej, to świetnie, a czy w takim razie zaczniesz nam? A no i od razu zaklepuje jakiś ciekawy wątek z bratem, drużyna trzyma się przecież razem. XD]

    Dybuck

    OdpowiedzUsuń
  20. [Ha! Czyli dobrze pamiętałam :D
    Hmm, w zasadzie na razie to więcej czyta :) Ale do końca szóstej klasy była pewnie częstym gościem w Skrzydle, bo Quidditch to niezbyt bezpieczna gra i pewnie Victoria musiała kilka razy ją składać ^^]

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  21. [Dziękuję za miłe powitanie. Nie spodziewałam się takiej historii za szkolną pielęgniarką, ale to było całkiem miłe zaskoczenie. Nie bardzo mam pomysł na wątek (bo z Gala, któremu coś wybuchło raczej niczego dłuższego nie wyciągniemy), ale raz jeszcze dzięki.]

    Galen Ollivander

    OdpowiedzUsuń
  22. [W sumie pomysł sam w sobie bardzo kusi, ale co racja, to racja, piętnastolatkowi nie tak łatwo byłoby udać dwudziestolatka...
    Ze swojej strony mogę podpowiedzieć jedynie, że Zabini w Skrzydle Szpitalnym może być dość regularnym gościem ze względu na mecze quidditcha... i hm, w sumie to nie pogardziłby jakimś skomplikowanym romansem z doświadczoną kobietą ;)
    Możemy zawsze zrobić jakąś burzę mózgów, chyba że coś Ci się nasunęło?]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  23. [Mi to pasuje, nawet bardzo. Zacznę nam w takim razie!]

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  24. [To będą sobie palić po kryjomu razem :) Myślę, że mogły się poznać, kiedy Margo odwalała kolejny szlaban, tym razem w skrzydle szpitalnym. Nadal może tam wracać i pomagać przyjaciółce :) Mogą się wymykać i marudzić, bo wiadomo, że do tego trzeba dwojga, samemu się tak dobrze nie narzeka :D I też się cholernie cieszę spotykając takiego dinozaura jak ja :D]

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  25. Noah jako kapitan drużyny powinien przestrzegać szkolnego regulaminu i świecić nie mniejszym przykładem jak prefekt. Nie był jednak tym typem człowieka i może świecił przykładem, ale tylko w quidditchu lub w tym czego robić się nie powinno. Nie powinno się chociażby chodzić po Zakazanym Lesie i zakładać się z kumplami o galeony, zwłaszcza, ze celem zakładu było zjadanie trujących roślin. Dla kilku, marnych galeonów. Oczywiście zakład udało się wygrać dwójce z piątki chłopców z siódmego roku, Noahowi i jednemu Gryfonowi, który zapewniał White'a, że ta konkretna roślina z pewnością ich nie zabije. I faktycznie tak było, zjedli co mieli zjeść, odebrali złote monety i wrócili z powrotem do zamku.
    Koszmar zaczął się jednak w nocy, gdy Noah obudził się ciężko dysząc, czując że za chwilę się udusić. Do tego nieprzyjemne nudności i zawroty głowy sprawiały, że z trudem dał radę podnieść się ze swojego łóżka. Wiedział jednak, że musi dotrzeć do szkolnej pielęgniarki. Nie mógł jednak udać się do skrzydła szpitalnego z oczywistego powodu - zatruł się umyślnie, w dodatku dla pieniędzy. Szczyt idiotyzmu. Chwycił jednak swoją szatę i różdżkę. Zarzucił na ramiona odzienie i zacisnął palce na trzonie różdżki, chcąc być przygotowanym na wszystko.
    Miał wrażenie, że droga którą w normalnych warunkach jest w stanie przejść w maksymalnie piętnaście minut zajęła mu teraz co najmniej godzinę. Nie miał jednak pewności, ze względu na brak zegarka. Kiedy kednak stanął w końcu pod drzwiami gabinetu zapukał do drzwi kaszląc i czując, że zaraz zwymiotuje. Przesunął się do wnęki na drzwi i oparł rozgrzanym policzkiem do zimnej, kamiennej ściany.
    W tym samym czasie, w którym otworzyły się drzwi i stanęła przed nim szkolną pielęgniarka, Noah wymiotował krwią czując, jak po rozgrzanym ciele przechodzą ziemne dreszcze.
    - Pomóż, proszę... - odezwał się słabym głosem, zakrywając dłonią usta, jeszcze nieświadomy, że zwrócona wydzielina to krew.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  26. Chłopak powoli odzyskiwał swobodę oddychania. Chyba zacznie faktycznie stosować tę maść dla kotów, nie dbając już o to czy ktoś ją znajdzie, czy też nie...a jakby udusił się tą sierścią we śnie? Byłby chyba duchem z najgłupszą śmiercią w historii Hogwartu.
    - Tak. Animagiem. Zmieniam się w kota. Więc mam kocie nawyki. Jak lizanie się i połykanie przy tym futra - mruknął cicho - w sensie liżę się jak jestem kotem, nie normalnie - dodał, co by nie pozostawiać jakiś dziwnych niedomówień między nimi. Zwłaszcza, że Victoria już chyba otwierała usta, aby o to zapytać.
    Grzecznie i bez protestu przyjął leki. Anguis był raczej posłuszny i nigdy nie lekceważył spraw zdrowotnych. No, może poza popalaniem papierosów raz na jakiś czas, ale to inna sprawa.
    -Może i obrzydliwe, ale ważne, żeby pomogło - odparł. Pamietał jak w dzieciństwie marudził na mugolskie leki. W porównaniu ze smakiem niektórych substancji używanych przez pielęgniarki albo eliksirów to mugolskie leki były pyszne.
    Pokręcił głową.
    - Nie mam siedemnastu lat. Ale poszedłem się zarejestrować. Jestem chyba obecnie najmłodszym zarejestrowanym animagiem, ale wolę to niż potem mieć problemy - powiedział. I wylądować za to w Azkabanie jak mój ojciec dodał w myślach.
    Parsknął śmiechem.
    - Dobrze, że nie oplułem nim ciebie...- odparł rozbawiony - Anguis Whitethorn - powiedział. I był pewny, że słyszała o tym, co stało się z jego ojciec, bo pewnie w tamtych czasach była uczennicą. A to była głośna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  27. Czuł, jak jego ciało traci siły. Z ledwością utrzymał się na własnych nogach w oczekiwaniu na otworzenie przez kobietę drzwi i resztkami, jakie posiadał w zanadrzu pomógł jej przetransportować się na kanapę, chociaż już w tym momencie głównie była to zasługa kobiety. Gdyby nie ona, z pewnością sam nie dotarłby do miejsca. Jej przerażony głos nie pomagał mu w poprawie samopoczucia, ale tak naprawdę było za późno na mówienie czegokolwiek, aby White był w stanie poczuć się odrobinę lepiej. Prawdą było, że potrzebował antidotum a osoba mające mu je podać musiała wiedzieć co się stało.
    — Veratrum… — Szepnął, z trudem przełykając ślinę. Czując, jak ponownie jego ciałem władną silne torsje. Na szczęście, Victoria zdążyła przywołać miskę, chociaż sam Noah z trudem przechylił się na bok. Nie miał pojęcia, że roślina jest tak silnie trująca. Przecież Matt mówił, że nie zginą od niej. Kretyn. Sam mógł wykazać się wiedzą, a nie jak ostatni puchaś dać się we wszystko wrobić, jak głupi, niedoświadczony pierwszoroczniak. — Zjedliśmy… — Wymruczał jeszcze cicho. Miał ochotę zamknąć oczy i pójść spać. Jego spojrzenie robiło się mętne, a powieki coraz mocniej przymrużone. Gorąco biło od niego z daleka, a sam chłopak miał wrażenie, że zaraz wybuchnie, ziejąc ogniem. Tylko, że ogniem była kolejna salwa krwawych wymiocin, chociaż znacznie łagodniejsza niż dwie poprzednie. Ścieranie potu z czoła zdecydowanie pomagało. A po kilku minutach mdłości całkowicie mu minęły.
    — Przepraszam… — Zdołał z siebie wydusić, powoli otwierając oczy. — Nie mogłem iść do skrzydła. — Dodał jeszcze wyjaśniająco. Gdyby trafił do Skrzydła Szpitalnego nie obyło by się bez niepotrzebnego rabanu, gdyby pojawił się w nim z krwistymi wymiocinami, a zależało mu jednak na dyskrecji. Jeszcze kilka szlabanów i być może zagroziliby mu wydaleniem z drużyny, a bez tego z pewnością by nie przeżył.

    Noah

    OdpowiedzUsuń
  28. Pokiwał głową.
    - Też się zastanawiałem przed zaczekaniem aż skończę szkołę, ale uznałem, że...oni tego i tak nie podają do publicznej wiadomości w żaden sposób. A może mi to wyjść na dobre gdybym wpakował się w kłopoty i nie mógł z jakiegoś powodu wrócić do ludzkiej postaci przez jakiś czas...czy coś.
    Mimo, że był młody był też wyjątkowo zachowawczy. Nie lubił podejmować ryzyka i zawsze zastanawiał się nad potencjalnymi konsekwencjami swojego działania. No, prawie zawsze.
    Widział jej reakcję. Cóż..to był skandal. Po pierwsze sam fakt, że czarodziei z takiej rodziny ożenił się z mugolką. Nawet nie z czarodziejką półkrwi czy mugolakiem. Z mugolką! Wszystkie rody czystej krwi zaczęły brać Whitethornów przez to na cenzurowane. Dlatego rodzina wyparła się Arlena. Potem urodził się Anguis, sprawa nieco umilkła... a potem Arlen zabił Emily w ataku furii spowodowanej chorą zazdrością, chociaż nie miał podstaw ku temu. To przypieczętowało jego upadek w społeczeństwie czarodziejów. Za użycie zaklęcia niewybaczalnego został skazany na dożywocie w Azkabanie. Anguis widział go więc jedynie na fotografiach i to mugolskich. Rodzina ojca wyparła się też chłopaka, w końcu był owocem tej zgniłej miłości. Często kuzynostwo na szkolnych korytarzach dokuczało mu, że nie jest godzien tego nazwiska, ale...jakie miał przybrać? Laurent, po matce?
    - Nie jestem moim ojcem - powiedział tylko krótko. Nie rozumiał czemu ludzie tak reagowali.
    Uśmiechnął się jednak lekko chwilę potem.
    - Miło poznać...chyba nie miałem okazji poznać twojego brata, szczerze mówiąc. A najchętniej napiję się soku z dyni, dziękuję za propozycję - ulżyło mu, że zeszli na nieco bardziej neutralny temat.

    OdpowiedzUsuń
  29. Mae musiała dzisiaj wstać lewą nogą. Nie była tego pewna, i nie dałaby sobie za to uciąć ręki… ale sądząc po tym, co działo się w trakcie treningu przed następnym meczem quidditcha, mogła mieć rację. Zaczęło się od źle założonego ochraniacza na prawym kolanie. Zauważyła to jeszcze w szatni, gdy ubierała się przed wyjściem na boisko. Uznała jednak, że nie ma czasu zajmować się dwoma porozrywanymi sznurówkami. Na pewno nic się nie stanie, jeśli ten jeden, jedyny raz wsiądzie na miotłę z lekko obluzowanym ochraniaczem. Po niespełna pół godzinie przekonała się, w jak wielkim była błędzie. Wystarczył źle odbity tłuczek, zaspany pałkarz… i znów miała obite kolano. Ochraniacz na niewiele się przydał. Na szczęście udało jej się utrzymać na miotle, ale o dalszym uczestnictwie w treningu musiała zapomnieć. Koledzy zaprowadzili ją do skrzydła szpitalnego, a tam jak zwykle zastali Victorię – szkolną pielęgniarkę. Mae nie miała jej za złe, że na jej widok wywróciła wymownie oczami. Już wcześniej żartowała, że jeszcze trochę i powinna otrzymać swoje własne posłanie, zarezerwowane tylko dla niej – była tu tak częstym gościem, że chyba jej się należało, prawda? Tym razem koledzy ułożyli ją na pierwszym lepszym łóżku. Chyba bali się, że zacznie im płakać z bólu… ale Mae była twarda, i nie pierwszy raz przeżywała podobne przygody. Machnęła im ręką, dając znak że nic jej nie jest i nie muszą się martwić. Pielęgniarka i tak szybciutko ich przegoniła. Dzięki temu, Mae mogła wygodniej rozsiąść się na łóżku, pozwalając Victorii działać.
    — Tłuczek… — wydukała, z trudem przełykając paskudny eliksir, który Victoria wpakowała jej do ust bez żadnego ostrzeżenia. Nie musiała tego robić, Mae nie robiłaby problemów… ale wolała to przemilczeć. Wykrzywiła się lekko, ale odmówiła cytrynowego dropsa, kręcąc lekko rozczochraną głową — Mieliśmy małą kolizję, ale to przecież nic takiego… bywało już gorzej, prawda? — uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo. W końcu dorobiła się już dwóch złamań, a zrastanie się kości to o wiele gorsza sprawa niż obite kolano — Do meczu się zagoi… — posłała Victorii długie spojrzenie, licząc na to, że pielęgniarka się z nią zgodzi. Zresztą, to nie kolanem grała… parę siniaków nie powstrzyma jej przed skopaniem tyłków Ślizgonom.

    [ Dzięki za zaczęcie! <3 ]

    Mae Macmillan

    OdpowiedzUsuń
  30. Uśmiechnął się lekko.
    -Cóż...ja nic o nich nie wiem, szczerze mówiąc. Tyle co opowiadała mi o nich ciocia, ale ona dobrze znała tylko mamę...to podobno po niej lubię się uczyć tylko tego, co mnie interesuje, a resztę przedmiotów traktuję po macoszemu, ale cóż... bywa i tak - powiedział spokojnie. Faktycznie, nie wiedział wiele o rodzicach, ale ile wiedział wolał zachować dla siebie, dzieląc się z pielęgniarką chyba najmniej istotnym faktem.
    Chwycił szklankę z sokiem. Upił łyk. Kochał sok dyniowy. Na drugim roku pomylił kubki na śniadaniu i wlał sok z dyni do kawy starszej Ślizgonki. Ta wściekła się i kazała mu to wypić. Więc wypił. I od tamtej pory kara z mlekiem i sokiem dyniowym była jego osobistym przysmakiem. A jeśli był sezon jesienny i mógł do tej mieszanki dodać cynamon to był w siódmym niebie.
    -Tak, to już szósty rok tutaj...- westchnął cicho - z jednej strony się cieszę, z drugiej trochę się boję, że coraz bliżej końca, a ja nadal nie wiem co chcę życiu robić, no i po prostu nie chcę opuszczać Hogwartu. Nie jestem na to gotowy.
    Potem parsknął śmiechem.
    - Brzmisz jak Ślizgon kiedy tak ciśniesz po Gryffindorze - powiedział - oj tak...Krukonów jeszcze można szanować, bo dużo się uczą i też często mają jakieś ambicje w życiu, ale Gryfoni i Puchoni to jakaś porażka...ale fakt, faktem, rodziny się nie wybiera. Gdyby moje mugolskie kuzynki były czarownicami to też pewnie trafiłyby w Gryfonów, chociaż mają ogromne ambicje, ale za nic sprytu...chociaż kto wie. Mam wrażenie, że takich zwykłych śmiertelników trudniej przydzielić do hogwarckich domów niż czarodziei. Mają więcej sprzecznych ze sobą cech.
    Westchnął.
    -Ludziom WYDAJE SIĘ, że to wiedzą, Victorio. To nie jest tożsame z tym, że coś wiedzą. Po pierwsze...jakie pierwsze lata? Miałem osiem miesięcy, kiedy to się stało. Naprawdę ich nie pamiętam, mamy może razem z dwie mugolskie fotografie. W sensie moi rodzice i ja. Po drugie...nie znali też moich rodziców. Nie wiedzieli w jakim stanie był psychicznie mój ojciec. Ja też nie wiem, nie rozmawiałem z nim, ale...może zrobił to, bo był w gorszym okresie i to była kolejna rzecz, która go zdenerwowała? Nie wiemy. To wie tylko on.
    Spojrzał na nią niepewnie.
    -Nie wiem co jeszcze chcesz wiedzieć...nie jestem zbyt ciekawą osobą - mruknął cicho - ot, zwykły uczeń Hogwartu. Poza tym, że jestem w Slytherinie i nie jestem aż tak wredny jak inni. Tak słyszałem od kilku osób z innych domów, ale nie wiem czy to prawda.

    OdpowiedzUsuń
  31. [ Witam :) z tym moim chłopcem to taki jest problem, że za bardzo do Skrzydła Szpitalnego nie trafia – w quidditcha nie gra, a woli nie zdradzać się z swoimi przygodami, więc na własną rękę kombinuje sposoby leczenia się. Chyba, że miałabyś ochotę na jakiś wątek oderwany od medycyny, to wtedy bardzo chętnie pomyślę nad czymś razem :) ]

    Lys Scamander

    OdpowiedzUsuń
  32. (Ja tu widzę fizyczne przyciąganie i dużo samozaparcia, by mu nie ulec, w końcu jest między nimi spora różnica wieku i różnica w statutach. Fern jest zapewne częstym gościem Victorii, często coś jej się dzieje, bo zbyt wiele ryzykuje, prawie niczego się nie boi i nigdy nie daje sobie odpocząć. Pewnie nie raz miały okazję zajrzeć sobie w oczy, co Ty na to? :D)

    PHEONIX FERNHART

    OdpowiedzUsuń
  33. [Wybacz, że dopiero teraz odpisuję, ale byłam na urlopie! Wydaje mi się, że Leo jest jej stałym pacjentem biorąc pod uwagę blizny które pozostawia po sobie ojciec i ryzyko urazu podczas gry w Qudditcha! Masz jakieś pomysły na wątek? :)]
    leonard

    OdpowiedzUsuń
  34. Pokiwał głową.
    - Czasem żałuję, że jestem jedynakiem...co prawda mieszkam u wujostwa i wychowałem się z moimi kuzynkami, są dla mnie jak młodsze siostry, ale to nie to samo...- westchnął. Zdecydowanie brakowało mu dziewczyn.
    Uśmiechnął się lekko.
    - Spokojnie. Żartowałem. Jestem Ślizgonem, ale nie dzielę ludzi na lepszych i gorszych...kogo obchodzi potem w jakim było się domu w Hogwarcie? W sensie...popraw, jeśli się mylę, ale chyba w Durmstrangu czy Beauxbatons w ogóle nie mają domów i jakoś funkcjonują. A w Hogwarcie to tylko wprowadza niepotrzebne zgrzyty. Ślizgoni na wszystkich najeżdżają i tak dalej...- westchnął. Upił łyk soku - dobra, zamykam się, bo to czcza gadanina o niczym.
    Skinął głową.
    - Tak...życie byłoby prostsze, gdyby ludzie nie wpieprzali się w życie innych osób - uśmiechnął się smutno.
    Parsknął śmiechem.
    - Daj spokój..takie tam. Mało znaczące fakty, naprawdę - powiedział. Nie lubił mówić o sobie. Wydawało mu się, że jest skończonym dziwadłem. Nosił nazwisko po starym rodzie, ale de facto do niego nie nalezał, nigdy nie spotkał tych ludzi. Był czarodziejem, ale wychowanym przez mugole. W dodatku przez bycie animagiem przytrafiały mu się różne sytuacje, które normalnie by się nie zadziały...
    Zamrugał.
    - Ale bez całowania, prawda? - spytał niepewnie. Tak kojarzyła mu się ta gra. Kojarzył ją z filmów dla nastolatek wyprodukowanych przez mugoli.

    OdpowiedzUsuń
  35. Roześmiał się.
    - To wyobraź sobie co ja miałem z tymi dwoma diabełkami... malowanie paznokci, robienie makijażu, robienie kucyków...jak Jane miała 4 latka i wymyśliła sobie łyżwiarstwo figurowe to też na nie poszedłem...- westchnął - czasem mi tego brakuje. Wiesz...codziennych treningów, wyznaczania sobie nowych celów, osiąganie ich i tak dalej...oczywiście trzymałem to w tajemnicy przed dzieciaki z mugolskiej szkoły, bo by mi żyć nie dały, wiesz...bardzo gejowski sport. Obcisłe ciuszki, rozciąganie się, cekiny i te klimaty...- uśmiechnął się lekko - w sumie to zawsze zimą jeżdżę po jeziorze. Jak tylko skuje je lód. Jeździłaś kiedyś? - trochę się rozgadał, a jego oczy błyszczały. Było widać, że to jego pasja, za którą tęskni, ale...w Hogwarcie nie miał jak trenować. Ani nie było za bardzo możliwości, aby przenosił się codziennie na trening do Londynu.
    Słysząc smutny ton jej głosu mimowolnie chwycił ją za rękę.
    -Hej...to dobrze, że masz takich ludzi wokół siebie. A Vivienne...chyba nie chciałaby, abyś się smuciła, prawda?
    Przypomniała mu się jedna sytuacja z przeszłości. Ciotka Anguisa zostawała wezwana do jego przedszkola, bo chłopiec pobił się z innymi dziećmi.
    - Ale oni się ze mnie śmiali, bo nie mam mamy! To ich uderzylem! Nie wolno im się śmiać!
    Jego ciotka spojrzała na niego uważnie.
    -Nie. Ale na pewno Twoja mama nie chciałaby, abyś się bił.
    Sam nie wiedział czemu mu się teraz to przypomniało. To była inna sytuacja.
    Wystraszył się, kiedy się zakrztusiła, a potem zaczerwienił.
    -Przepraszam...to przez filmy. Nic takiego o tobie nie mówią, przynajmniej ja nie słyszałem...- jeszcze bardziej spłonął rumieńcem - to dobrze, że nie chcesz mnie wykorzystać - burknął pod nosem - prawda. Niech będzie.

    OdpowiedzUsuń
  36. O nie, nie… jeśli Victoria myślała, że zrezygnuje z meczu przez jakąś głupią rzepkę, to grubo się myliła. Mae nie zamierzała odpuszczać. Przygotowania do tegorocznego sezonu quidditcha zaczęła jeszcze w wakacje, nie odpuszczając sobie ani jednego przelotu na miotle. Nie wyobrażała sobie, aby przez jedną, niewielką kontuzję wylecieć z gry! Nawet nie mieściło jej się to w głowie. Wierzyła, że Victoria poskłada ją do kupy i odeśle z powrotem na boisko… no, może już nie koniecznie dzisiaj, ale na następnym treningu powinna być na sto procent!
    — Wierzę w twoje umiejętności, Vicky… — uśmiechnęła się niemal promiennie, co i rusz zerkając kątem oka na to, co ciemnowłosa kobieta wyczyniała z jej kolanem. Jednak gdy coś w nim chrupnęło, Mae uznała, że woli odwrócić wzrok — Nie, to był zwykły wypadek przy pracy — wzruszyła lekko ramionami. Nikomu się nie naraziła. Ale nie dlatego, że jak to postrzegała Victoria, była urocza (ostatnie określenie jakie przyszłoby jej do głowy, gdyby miała opisać samą siebie). Po prostu miała pecha, i tyle. Zdarzało się nawet najlepszym. Może gdyby bardziej uważała, to nie dostałaby tym przeklętym tłuczkiem? Zresztą, powinna była bardziej zadbać o obluzowany ochraniacz. Nie zdążyła jednak głębiej się nad tym zastanowić, bo pielęgniarka wspomniała o jej ojcu… na co Mae uśmiechnęła się nieco krzywo, posyłając jej krótkie spojrzenie — Bo ja wiem… wszystko po staremu. Nadal pracuje na Oddziale Zatruć eliksiralnych i roślinnych — odparła obojętnie. Nie miała większej ochoty rozmawiać o swoim ojcu. Ostatnio nie dogadywali się ze sobą zbyt dobrze. On uważał, że zachowuje się irracjonalnie i z pewnością odpowiadają za to jej nastoletnie hormony, a ona z trudem znosiła jego protekcjonalne uwagi i konserwatywne poglądy. Cóż, gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że obydwoje przesadzają. Żadne z nich do końca nie było bez winy… ale wolała zostawić temat o ojcu w spokoju — To co, do jutra się zagoi, prawda…? — zagaiła, żeby jakoś zmienić temat. Zresztą, i tak najbardziej interesowało ją to, czy jej rzepka się zrośnie i pozwoli jej na grę w najbliższym meczu. Jeśli Victoria powie, żeby zapomniała… to sama będzie musiała pomyśleć o czymś, co postawi ją na nogi.

    Mae Macmillan

    OdpowiedzUsuń
  37. [Marcus trafił do skrzydła po tym jak spadł podczas meczu ze sporej wysokości- poturbował się trochę i zwichnął bark :) Pacjentem jest bardzo kapryśnym, ale bardzo chętnie się z taką cudowną pielęgniarką zaprzyjaźni :) A co do zaczęcia to chętnie skorzystam i czekam niecierpliwie aż pojawi się pod kartą Marcusa :) Ukochuję za to mocno! <3]

    Marcus Westbrock

    OdpowiedzUsuń
  38. [ O ile pomysł z interwencją jest jak najbardziej prawdopodobny, o tyle dzielenie się swoimi sekretami raczej nie wchodzi w grę, a przynajmniej nie na tym etapie. :( Fiorinna jest osobą pod tym względem dość zamkniętą w sobie, zdradza co ją dręczy tylko najbliższym i jest dość nieufna w stosunku do obcych, a Vicotria - siłą rzeczy - jest dla niej obcą osobą. Dlatego Twoja pani mogłaby się oczywiście Rinn wygadywać, ale raczej nie mogłaby liczyć ze strony dziewczyny na wzajemność. Jeśli Ci to nie odpowiada możemy oczywiście pomyśleć nad czymś innym. ;) ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  39. (Ja również cieszę się na damsko-damski wątek, dawno takich nie pisałam i szczerze mówiąc tęskno mi do nich. Fern jest raczej zimną, nieprzyjemną osobą, ale przy Victorii może czasem gryźć się w język, w końcu kiedy ją spotyka, przeważnie potrzebuje pomocy. Nie liczyłabym tu raczej na żadną zażyłość poza właśnie tym dziwnym hormonalnym przyciąganiem. Victoria jest zwyczajnie piękną kobietą, Fern jest za to niekoniecznie ładna, w dodatku w bliznach na ciele i na duszy, a jedyne, co może się w niej podobać to chyba jej srebrne oczy i otoczka tajemnicy - nigdy nie tłumaczy, co się stało, jeśli się odzywa to stosuje jakieś wybiegi. Od którego momentu chcesz zacząć? Zakazany Las? Muszę tylko wymyślić, co się tam wydarzyło, że Fern odniosła rany - i co w ogóle robiłaby tam Victoria?)

    FERN

    OdpowiedzUsuń
  40. [a moim zdaniem Potter był lepszy : (]

    Pat

    OdpowiedzUsuń
  41. [Czy Pani pielęgniarka opatrywałaby rany bojowe od magicznych zwierząt, które Nancy trzyma w ukryciu przed resztą? I czy dochowałaby tajemnicy? ;) ]

    Nancy Stewart

    OdpowiedzUsuń
  42. Uśmiechnął się szeroko.
    -Balet to ćwiczenia uzupełniające. Wiesz, rozciąganie, równowaga i te sprawy. Ale nigdy nie musiałem występować na scenie w tej takiej spódniczce i w ogóle...-roześmiał się - wyglądałbym idiotycznie - dodał.
    Wyszczerzył się.
    -Też to potrafię - dodał rozbawiony - ale jako dzieciak umiałem nawet robić nadszpagat, teraz już tego nie ćwiczę...zwykły mi wystarczy w zupełności.
    Posłał jej niepewny uśmiech.
    -Jestem Ślizgonem, ale też człowiekiem...poza tym, wychowywałem się z dwoma mniejszymi dziewczynkami, uwierz mi, tak naprawdę w pocieszaniu nie ma różnicy czy chodzi o to, że spadł ci na chodnik lód z rożka czy o zwolnienie z pracy. Po prostu trzeba dać znak tej drugiej osobie, że nie jest sama. Po prostu trzeba dla niej być. I tyle. Czasem nie potrzeba słów.
    Parsknął śmiechem.
    -Oj tam...to nie jest takie trudne. Zobaczysz. Najwięcej upadków zalicza się przy skokach, ale nikt nie każe ci skakać potrójnego axela, kiedy będziesz miała pierwszy raz w życiu łyżwy na nogach. Spokojnie. Dwa upadki to maks, potem już zrozumiesz o co chodzi...może nawet nie zaliczysz żadnego upadku sporo tańczyłaś w balecie i umiesz zachowywać równowagę i inne takie. Spokojnie.
    Westchnął.
    -Tylko się nie śmiej...jak byłem w mugolskiej szkole jakiś kretyn włożył mi mysz za koszulkę i...od tamtej pory boję się myszy. I wiem, to głupie, bo zmieniam się w kota.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Oczywistą, czułam się, jakbym czytała o mojej kochanej Zuzi, a ty mi tu z jakąś Wiktorią wyskakujesz...
    Ogólnie rzecz biorąc, Claire jest (na razie) bezproblemowym stworzeniem, a wszelkie komplikacje planuję na później, dużo później, bo to plan bardzo złożony i muszę się do niego odpowiednio zabrać XD
    Tak czy inaczej, chcę wątek z moją Zuzią (bo to zawsze będzie Zuzia). I wpadłam w sumie na fajny pomysł, a przynajmniej wydaje mi się fajny, tylko nie wiem co ty na to... Ojciec Eklery to niezłe ziółko, pomyślałam sobie, że pani pielęgniarka mogłaby być jego kochanką i nie wiedzieć ani o żonie, ani o córeczce, ale do tej mojej panny to nie dociera i po tym jak ich nakryła nie marzy o niczym innym, jak wyrwanie jej kłaków XD Nie wiem, jak poszedłby nam wrogi wątek, skoro się przecież kochamy miłością czystą i przejrzystą, ale chyba bym chciała spróbować, piszesz się?]

    Córcia, której autorka stalkuje cię na fejsbuku i gratuluje zaręczyn ♥

    OdpowiedzUsuń
  44. Mae nawet nie pomyślała, że zwracając się do Victorii popularnym zdrobnieniem, wywoła u niej przypadkową falę przykrych wspomnień – bo właśnie tak to wyglądało, gdy ciemnowłosa kobieta zmarszczyła brwi i zatopiła się we własnych myślach, mamrocząc coś cicho pod nosem. Cóż, panna Macmillan nie znała szczegółów z jej przeszłości (ponieważ nigdy o nią nie wypytywała) i dlatego nie domyślała się prawdziwych powodów jej zachowania, ale też nie chciała niepotrzebnie drążyć. Ponownie wzruszyła tylko lekko ramionami. Jak dla niej zdrobnienia Vicky oraz Vic brzmiały praktycznie tak samo, ale skoro tak bardzo jej na tym zależało…
    — W porządku — odparła krótko, skupiając się na swoim kolanie. Zauważyła, że Victoria wsmarowywała jej w skórę następną maść, tym razem cuchnącą nieco mniej niż ta ostatnia… ale to i tak nie poprawiło jej humoru. Nie podobało jej się, że to tak długo trwa. Czy to oznaczało, że jednak pojawią się jakieś komplikacje? Oby nie, bo Mae nie zamierzała się tak łatwo poddawać. I nawet groźne miny szkolnej pielęgniarki nie sprawią, aby zmieniła zdanie — To wtedy sama coś wymyślę — stwierdziła otwarcie, spoglądając ciemnowłosej kobiecie prosto w oczy. Raczej rzadko kiedy owijała w bawełnę. I nie dlatego, że nie była wychowana, tylko tak jakoś naturalnie… Nie widziała najmniejszego sensu w zmyślaniu. Przecież Victoria i tak by się domyśliła, że coś kombinuje — To ważny mecz, nie może mnie na nim zabraknąć. A skoro to tylko kolano, to nie wyklucza mnie to z gry… Załatwię sobie dobry usztywniacz i tyle — kontynuowała, wyglądając w zamyśleniu przez najbliższe okno. Coś na pewno wykombinuje.

    Mae Macmillan

    OdpowiedzUsuń
  45. [Cześć! Obawiam się, że nie będę na ten moment w stanie zaoferować niczego wartościowego, poza tym, że znaliby się ze współpracy dla Ministerstwa Magii chociażby. Jeśli jednak to ty dysponowałabyś pomysłem, to chętnie się z nim zapoznam. Liczyłam, że będę mogła wyjść również z inną propozycją spoza tych relacji, które miałam do oddania, a już rozdałam, a która za mną chodzi od jakiegoś czasu, ale niestety fakt, że Victoria jest młodsza od Malcolma aż o trzy lata, psuje mi tutaj szyki. Z twoją kartą zapoznałam się już jakiś czas temu i umknął mi niestety ten kluczowy szczegół, choć możliwe, że to co zasugerowałam na początku będzie wystarczające. Być może ktoś wspomniał o tym, jeśli nie i będę pierwsza, to uznaj to jako dodatek tak na dobrą sprawę, który w pewnym sensie może być zbędny, jeśli zabieg jest celowy: wydaje mi się, że gdyby przerw w tekście pomiędzy akapitami było mniej, a byłby on bardziej zwarty, prezentowałoby się lepiej.]

    Malcolm Letherhaze

    OdpowiedzUsuń
  46. [Tak, tak, tak ! Mega mi się ten pomysł podoba, pisze się ma to bardzo ! :) Miałabyś może ochotę zacząć? <3]

    Marcus Westbrock

    OdpowiedzUsuń
  47. [W zasadzie wchodziłoby to w grę, bo zgodnie z ustaleniem z paroma autorami – Deucent swego czasu zaliczył upadek z miotły i do teraz miewa jeszcze problemy z barkiem po powrocie do gry. Co ty na to, aby Victoria była na niego cięta za to, że na siebie nie uważa i nie stawia się na zaplanowane wizyty kontrolne, a na domiar złego przyszedłby do niej poobijany? c:]

    Deucent

    OdpowiedzUsuń
  48. [ Hm, uprościłabym to trochę, o ile nie masz nic przeciwko. Jak najbardziej Victoria i Luna mogłyby się znać, to mi nie wadzi. I może z tego względu, Lys sam zwróciłby się do Victorii, mając kilka niewinnych pytań w sprawie animagii. Zwłaszcza, że jest zarejestrowanym animagiem, więc informacja ogólnodostępna w spisie. ]

    Lys Scamander

    OdpowiedzUsuń
  49. [ Yay <3 Twoja pani jest taka badass, nada się na ex narzeczoną. Ostrzegam jednak, że relacja nie byłaby romantyczna, no może w paru procentach. Generalnie widziałam to tak: poznali się w szkole, zabójczo zakochani, za szybko zdecydowaliby się na ślub, ale zanim by się odbył stwierdziliby, że w sumie to się kochają, ale tylko po przyjacielsku. I właśnie dlatego zerwaliby zareczyny. Taka więź, flirciarska z przyzwyczajenia, ale czysto rodzinna, jakieś wspólne rytuały, droczenie się i śmieszne przywitanie, które tylko oni by rozumieli. Piszesz się? :D ]

    Johnny

    OdpowiedzUsuń
  50. [ O tak, jestem za przyjaźnią! Poza tym moja Victoira też słyszy wewnętrzny głosik, który ją upomina, za każdym razem, jak pakuje się w coś mocniejszego :D
    Vicky mogłaby do niej przychodzić od czasu do czasu, może nawet pomagając z jakimiś mniejszymi ranami, wymieniając się plotkami przy herbatce. W sumie co ty na to, aby pod skrzydła Victorii trafił jakiś uczeń, który znalazł coś niebezpiecznego, a że było dość późno i większość spała, poszłyby razem to sprawdzić? Drużyna V & V brzmi wspaniale. ]

    Druga Vicky

    OdpowiedzUsuń
  51. Zawzięcie mrugała powiekami usilnie odganiając resztki snu. Od pierwszego dnia w Hogwarcie miała problemy ze spokojnym przesypianiem nocy, ostatecznie kończąc wpatrując się bezmyślnie w sufit. I choć Eliksir Słodkiego Snu działał na nią niezwykle dobrze, wiedziała, że musi z nim uważać, więc czasami pozwalała sobie na bezsenność, by w końcu uratować się słodkim fioletowym płynem.
    Przez wydarzenia z końcówki wakacji było z nią jeszcze gorzej, a miejsce nad jeziorem stało się jej cichą przystanią, mimo że nie przepadała ostatnio za otwartymi przestrzeniami. Początkowo irracjonalny lęk zamienił się w coś całkiem realnego po otrzymaniu pierwszej zawoalowanej groźby i choć nie miała żadnej pewności, że to nie jest tylko głupi żart w wykonaniu jedynej osoby, która miała o tym pojęcie, i tak oglądała się przez ramię za każdym razem, kiedy spacerowała przez błonia czy siadała na miotle.
    Dreszcze przebiegały jej po kręgosłupie za każdym razem, kiedy przypominała sobie okropne rzeczy, które widziała, nic więc dziwnego, że problemy ze spaniem się nasiliły. Przez to też zaczęła palić, już nie tylko zioło, żeby się zrelaksować, ale i zwykłe mugolskie papierosy, które w Londynie były łatwiej dostępne niż eliksiry, kiedy w domu miało się pracownika ministerstwa. Miała ochotę śmiać się za każdym razem, kiedy ojciec coś podejrzewał, ale nigdy nie odkrył jej małej tajemnicy.
    Miejsce za głazem, tuż nad jeziorem, odnalazła całkiem przypadkiem, ale miała wrażenie, że tego właśnie szukała od swoich pierwszych dni w angielskiej szkole magii. Skryta przed niepożądanym wzrokiem mogła odetchnąć i choć przez chwilę udawać, że dalej jest we Francji, za którą tak bardzo tęskniła. Pomimo upływu miesięcy, bywały momenty, kiedy nadal nie potrafiła się z tym pogodzić.
    Uniosła wzrok słysząc znajomy głos i uśmiechnęła się do szkolnej pielęgniarki. Mimo różnicy wieku nie było w Hogwarcie innej kobiety, z którą potrafiłaby się dogadać tak jak z Victorią.
    -Uwierz, już niewielu takich zostało. –zaśmiała się, zerkając na zmęczoną przyjaciółkę. Tak, chyba mogła ją tak nazywać. Gdyby nie ona, ze zdrowiem psychicznym Margo mogłoby być krucho. –Nie spałam, ale to nic. Na szczęście nie złapał mnie nikt po drodze. Widzę, że nie tylko ja lubię tu przychodzić. –dodała, obracając w dłoni nie odpalonego jeszcze papierosa. Od samego patrzenia na niego robiła się spokojniejsza i zdawała sobie sprawę z tego, że taki nałóg to głupota. Nie wiedziała tylko czy większa od uzależnienia od eliksiru. –Właściwie nawet nie wiem, która godzina, ale skoro tu jesteś, to jeszcze się nie spóźniłam. Ciężka noc? –zapytała, zerkając na kobietę z troską.

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  52. [chej już tu byłem, ale chętnie zaoferuję jakiś organ (i tak mam ich za dużo) za cool (albo mniej) wątek wąteczek, podobno mam ich za mało (bo to prawda)]

    ten Danforth pracownik nwm

    OdpowiedzUsuń