Strach przed imieniem wzmaga strach przed samą rzeczą


SLYTHERN, VII ▪ KOŁO ALCHEMICZNE, KLUB ELIKSIRÓW I POJEDYNKÓW
10¼, grab, włókno ze smoczego serca, sztywna. Gregorovitch.
Siedzisz, kurczowo zaciskając pięści na klawiaturze wiekowego klawikordu i dyszysz ciężko, podsycając w sobie gniew, bo poza nim jest już tylko strach – przed niepowodzeniem, przed przyszłością, przed odmową, którą z trudem głośno przełykasz ze śliną, gdy kolejny raz słyszysz głos matki dochodzący z jadalni. Ponownie każe ci grać sonatę fortepianową numer czternaście, chociaż ból naprawdę zaczął przeszywać już twoje palce. Ale wiesz, że lekcja, której nie towarzyszy ból, niczego cię nie nauczy. Wiesz, że są takie cierpienia, których nie powinno się uśmierzać, bo to nie ból, lecz strach przed bólem zmusza człowieka do uległości, a ty, jeśli kiedykolwiek ponownie mu ulegniesz – znów będziesz musiał grać od nowa. I będziesz grał tak długo, aż zrozumiesz, że nasze granice wyznaczone są tylko przez nasze lęki. Bo jeśli nie chcesz skończyć jak ci niegodni, to nie możesz mieć granic, nie możesz się bać i musisz być przekonany, że ból to tylko słabość. A przez cały ten czas chyba już zrozumiałeś kim są niegodni, prawda? Nie wychowała cię zatem rodzicielska miłość, tylko ściany lodowatej twierdzy – jedyną czułość rodziny nosisz na skórze, a nie w głowie, bo pozwalanie sobie na uczucia sprawia, że łatwo nas obnażyć i jeszcze łatwiej podejść. Oni nigdy nie chcieli miłować, a ty nigdy zbyt dobrze się nie nauczyłeś. Dziura w twoim sercu ma zatem kształt miłości. Właściwie to dziwne, że zepsute serce może jeszcze w ogóle bić. A twoje nie powinno bić już dla nikogo, prawda?

Liczy się przede wszystkim dyscyplina. Lubią karać, tacy są Carrowowie.

posłowie

89 komentarzy:

  1. Witamy serdecznie i życzymy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć!
    Zaraz przyjdę do ciebie z wątkiem <3]

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zawsze lubiłam twoje karty pod względem CSSa, jak i treści *.*
    Widzę, że Cassius, tak jak moja (jeszcze w roboczych) Irina, chce zostać łamaczem zaklęć :D I aż mam ochotę sprawić z Iriną, że ten ponury pan chociaż raz się uśmiechnie! Także zapraszamy jak się z nią opublikuję, a tymczasem zapraszam też do innych moich postaci :D]

    JOY/ARCHER/IRINA

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak już kiedyś wspominałam, bardzo charakterystyczny sposób nazywania postaci. Cześć! Carrowowie nie pojęli jeszcze, że cierpienie i sprawianie bólu mimo wszystkich przypowieści — wcale nikogo nie uszlachetnia, a tym bardziej nie wzbudza szacunku. Interesująca kreacja, jestem zaintrygowana tym, jak ten bohater zostanie przez ciebie rozwinięty w trakcie rozgrywki. Póki co — nie mam nic wartościowego do zaproponowania, ale i tak, mimo wszystko, witam na blogu, życząc masy wątków!]

    Malcolm Letherhaze

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Cześć, dołączam do powyższego zachwytu nad kartą, wizualnego i samej treści. Na chwilę obecną rozdałam wszystkie dobre pomysły i relacje, że sama nie wiem czy to dobry pomysł by je powielać, wpadnę jeśli coś wymyślę naprawdę dobrego. Baw się dobrze!]

    Gregorius

    OdpowiedzUsuń
  6. [Bardzo ciekawy pan, a te dwa zdania na dole tylko nadają klimatu samej jego sytuacji. Podziwiam go, że ma w sobie tyle wytrwałości, że jeszcze nie trzasnął klapą klawikordu. Jeśli masz chęć, zaproszę Cię do siebie na wątek. On i Rose są tak różni i podobni jednocześnie... Ale z drugiej strony brakuje mi też czegoś u Bethany. Tobie zostawiam decyzję. :)]

    Bethany / Rose

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cassius wygląda, jakby powtarzał ze dwie klasy, ale ja się nie czepiam, oczywiście, że nie, bo w tych oczach coś jest! Współczujemy atmosfery w rodzinnym domu, Carrowowie chyba bezwzględnie wyznają zasadę ordnung muss sein.
    Witamy na blogu i życzymy dobrej zabawy, w razie chęci możemy też zaprosić do siebie. :)]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hm...skoro to Pan z czystą krwią, z chłodnego chowu i w ogóle to co powiesz na wrogą relację z moją postacią, która jest jego całkowitym przeciwieństwem? Wiesz, Cassius może mu dokuczać, obrażać jego ojca (w końcu to czarodziej czystej krwi, który został wyklęty z rodziny za związek z mugolką), matkę (bo mugolka), jego (bo wychował się w mugolskim domu i lubi mugolskie książki) etc. Chyba, że nie chcesz takiej relacji]

    Anguis

    OdpowiedzUsuń
  9. [Mogliby chociażby wspólnie sobie ćwiczyć różne zaklęcia w wolnych chwilach w jakiejś pustej klasie :D Wtedy Irina pewnie starałaby się przebić przez jego mur, może nawet wyciągnąć gdzieś do Hogsmeade. A na wspólnych zajęciach pewnie czasem się do niego dosiada ^^]

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  10. [Bardzo ciekawa postać i pięknie napisana karta, utrzymana w takiej mrocznej atmosferze. Jestem zachwycona ;) zapraszam do Skrzydła Szpitalnego, może uda nam się skleić jakiś ciekawy wątek]
    Victoria S.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Ależ to wszystko ładnie ujęte w słowa, szczególnie fragment o dziurze w sercu w kształcie miłości. Oby nastały dla niego lepsze chwile!
    Zawsze jestem pod wrażeniem Twoich kart i nigdy się to nie zmieni :) Witam serdecznie, życzę udanych wątków, a w razie chęci na wątek, zapraszam :)]

    Vincent // Priscilla

    OdpowiedzUsuń
  12. [Smołka <3 Kolejna ciesząca oko karta nie tylko pod względem wizualnym, ale i również pod względem samej treści <3 Nic tylko pozazdrościć! Mam nadzieję, że napiszesz tutaj wiele ciekawych wątków, a co najważniejsze wątków wartych zarwanej nocy! By wena była mniejszą paskudą ode mnie, a dobra zabawa nigdy nie ustawała :D]

    Mathias Rathmann/Adam Lebiediew

    OdpowiedzUsuń
  13. [Karta poruszająca, a na dodatek Cass dzieli z Lyanną nie tylko dom, ale też i zajęcia dodatkowe, toteż pomyślałam że i ja przywitam i dołączę się do zachwytów nad jego osobą. Zwłaszcza, że jest dokładnie taki, jak wyobrażałaby sobie chłopca z dobrego domu. A choć nasze postaci łączy strach przed dopuszczeniem drugiej osoby do kogoś. To szczególnie w przypadku Cassa, ciekawi mnie to czy uda mu się zapełnić ową piętrzącą się w nim dziurę czy może będzie się ona jedynie pogłębiać, aż nie zostanie z niego zbyt wiele poza samą zewnętrzną powłoką (czego oczywiście mu nie życzę). Za to ci życzę wielu ciekawych wątków na blogu! :)]

    Lyanna

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Już dawno nie czułam takiego współczucia do postaci. A fragment o dziurze w sercu w dziwny sposób mnie zachwycił. Pięknie ujęte. Andromeda zaznała w swoim życiu tyle miłości, szczególnie rodzicielskiej, że mogłaby spokojnie się nią dzielić, szkoda tylko, że tak zamknięte w sobie z niej stworzenie.
    Bawcie się dobrze, a jeśli jest chęć to zapraszam do siebie]

    Andromeda

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobrze czytać, że nie tylko ja ulegam pokusą. Karta jest dobra. Podoba mi się kreacja spadkobiercy nazwiska Carrow. Jest bardzo specyficzna, łącznie z otoczką dystansu. Nasze postaci łączy ten sam dom i ten sam rocznik, więc, jeśli miałabyś ochotę serdecznie zapraszam, bo może uda nam się coś wspólnie wymyślić, ale przede wszystkim witaj na blogu.]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  16. [Mało miłości mają Ci magiczni rodzice. Witam ciepło, bo strasznie mam ochotę dać trochę ciepła tej smutnej istocie. Mam nawet pomysł, albo nawet dwa pomysły, ale do popełnienia wątku potrzebna jest przynajmniej dwójka autorów, jesteś chętna? Jeśli tak, to zachęcam do zapoznania się z kartą i kontaktu mailem, żeby nie zaśmiecać za bardzo miejsca pod kartą ;) ]/ Pozdrawiam, Janeceve

    OdpowiedzUsuń
  17. [O mamusiu, cześć! ♥]

    Avie i Lyall

    OdpowiedzUsuń
  18. [Pięknie napisana karta, jestem wręcz zachwycona! Ale jednocześnie przerażona. Smutne musiał mieć życie...
    Miłej zabawy, wątków i weny!]

    Isleen Dunne

    OdpowiedzUsuń
  19. [Witaj, smoło! Powitanie trochę spóźnione, ale to nic. Normalnie mam teraz sesję, ale strasznie chcę jakiś wątek i relację, więc jeśli masz ochotę na wspólne pisanie, to zapraszam gorąco do siebie. Na pewno coś razem wymyślimy!]

    Michael Potts

    OdpowiedzUsuń
  20. [Hmm, jasne, coś już nawet mam, pytanie tylko, jaką relację widzisz między postaciami. Rozumiem, że Carrowowie(?) nie są przyjaźnie nastawieni do mugolaków, chociaż Michael taki całkiem niemagiczny nie jest, bo to w końcu ćwierć-wila. Może postawimy na jakąś przygodę? Michael świetnie radzi sobie na eliksirach i w Klubie Eliksirów również jest niezły. Proponuję więc coś z tym. Może w wakacje nasi panowie spotkają się w jakiejś magicznej bibliotece i tam rzucą się na tę samą książkę, która otworzy jakieś tajemne przejście, czy coś... Takie magiczne Wakacje z duchami. Co Ty na to?

    Michael Potts

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Cześć! Dziękuję bardzo za powitanie i od razu zaznaczam, że gdybyś tego nie zrobiła ja sama pewnie w końcu zawędrowałabym do Ciebie, ponieważ z tego co wiedzę, Cassius jest intrygującą personą. Coś ich w pewnym sensie łączy i jestem ciekawa co by nam wyszło, gdyby się spotkali. Odniosłam jednak wrażenie, że poczułaś się zawiedziona po zajrzeniu do dodatkowej zakładki i teraz nie wiem czy powinnam coś proponować. :( W każdym razie zaryzykuję i powiem, że chciałabym jakiś wątek, może nawet powiązanie gdyby była taka możliwość i jeśli będziesz miała chęć to daj mi znać - proponują mała burzę mózgów! ]

    Rinn.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ciesze się, że Clara przypada do gustu, a co do jej rodu... nie planowałam rozpisywać o nich niczego szczególnego, ale skoro zainteresowali również, to może za jakiś czas :)
    Cassius ma w sobie coś co pewnie zaintrygowałoby Clarę i skupiło na Nim, jej uwagę oraz wzbudziło chęć poznania jego i tajemnic jakie może skrywać. Dlatego jeśli jest chęć to może pomyślimy o wątku?]

    Clara Draganova

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Uff, to świetnie! W takiem razie tym bardziej się cieszę. :) Jestem oczywiście chętna na powiązanie sprzed wyjazdu i odświeżenie go. Miałabyś może jakiś konkretny pomysł czy robimy tą burze mózgów? Rinn mogłaby tak naprawdę odznaczyć się w jego pamięci wszystkim, mogła mu nawet dać za coś w nos. Także nie krępuj się, jestem otwarta na wszelkie propozycje. ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  24. [ A cześć, cześć :) Dziękuję za komplementy i bardzo miłe powitanie – tak, jak zwykle postanowiłam niecnie wykorzystać Szkocję. Zdaję sobie sprawę, że robi się to trochę nudne, dlatego następnym razem (jeśli takowy będzie) obiorę sobie za cel chociażby Walię, tak dla odmiany ;) Ja również mam nadzieję, że wątków mi nie zabranie i czeka mnie udana zabawa. Tobie także jej życzę! ]

    Mae Macmillan

    OdpowiedzUsuń
  25. [Nie byłam stuprocentowo pewna, czy to dokładny cytat, bo pamiętałam tylko jedno zdanie. :) Ale masz rację, dodał karcie smaczku, za co podziwiam. :) Chwilowo też nie mam żadnego konkretnego pomysłu, ale myślę, że jak ustalimy kilka podstawowych faktów, to uda nam się coś wymyślić. Na samym początku zastanawiam się, jak Cassius odnosiłby się do Bethany, jest odrobinę złamaną i przygaszoną mugolaczką, czyli wszystkim, czym Cassius gardzi, a przynajmniej tak nakazuje mu rodowa ideologia. Z drugiej jednak strony, jeśli doszłoby między nimi do jakiejś współpracy i otworzyliby się na siebie nawzajem, wydaje mi się, że powstałaby bardzo ciekawa relacja, z której oboje mogliby wynieść wiele doświadczenia dla siebie.]

    Bethany

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Wybuchowy eliksir brzmi fajnie. Możemy nawet pójść o krok dalej i założyć, że poza dziurą w blacie spalili przy okazji róg ulubionego notesu z bazgrołami Fiorinny, który ma do dzisiaj. Przyjaźń i przesiadywanie w pokoju wspólnym jak najbardziej do niej pasują, ponieważ dziewczyna jest raczej nocnym stworzeniem, mogłaby także namawiać Cassiusa na nocne eskapady po korytarzach Hogwartu, a on mógłby pełnić rolę takiego jej cichego głosu rozsądku. Teraz, po jej przyjeździe, mógłby jej nawet od razu nie poznać, bo kiedyś była piegowatą, pyzatą czarownicą z burzą loków na głowie i nieco krzywym zgryzem. Dopiero na spotkaniu Klubu Ślimaka, kiedy opiekun powitałby ją z powrotem, Cass zorientowałby się, że to ta sama Rinn Rosier, która zostawiła go w pokoju wspólnym siedem lat temu. Co Ty na to? ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  27. Dochodziła właśnie godzina dziewiętnasta, a ona była spóźniona. Właściwie, by być bardziej precyzyjną, była cholernie spóźniona. Echo jej kroków odbijało się od kamiennych ścian korytarza, gdy przecinała go pośpiesznie w drodze na pierwsze oficjalne zebranie Klubu Ślimaka w tym roku. Według informacji zaczęło się jakieś pół godziny temu, ale zanim przyjęła zaproszenie, Fiorinna musiała omówić z dyrektorem kilka ważnych spraw. Właśnie dlatego gnała teraz na złamanie karku, próbując okiełznać plączącą się wokół kostek szatę.
    — Na brodę Merlina — zaklęła i przystanęła, by pośpiesznie zsunąć z siebie czarne okrycie. Już drugi raz niewiele brakowało, by wywinęła orła i wolała nie kusić losu. W końcu, jak to mówią, do trzech razy sztuka...
    Przewiesiwszy płaszcz przez torbę pokonała kolejne dwie kondygnacje schodów, korytarz i zapukała energicznie do masywnych, drewnianych drzwi. Dochodził zza nich gwar rozmów i wesołych pogaduszek, a kilka sekund później mogła na własne oczy przekonać się jak liczne zebrało się w sali towarzystwo.
    — Witamy na pierwszym, tegorocznym zebraniu Klubu Ślimaka, panno Rosier. Miło Cię wreszcie poznać.
    — Profesorze Lebiediew — uścisnęła swobodnie jego wyciągniętą dłoń, a reszcie uczniów, których spojrzenie udało jej się pochwycić posłała pogodny uśmiech. — Mi również miło pana poznać, przepraszam za spóźnienie, ale profesor Longbottom…
    — Nie przejmuj się tym, cieszymy się, że dotarłaś. Możesz zostawić swoje rzeczy przy drzwiach — wskazał jej wieszak pod ścianą. — Do picia mogę zaproponować wodę z cytryną lub wyborne, kremowe piwo — oznajmił, gdy Rinn wieszała swoją szatę i torbę na wybranym haczyku.
    — W takim razie poproszę odrobinę kremowego piwa — odpowiedziała i podążyła za profesorem w głąb pomieszczenia.
    Zanim otrzymała swoją szklaneczkę zdążyła podwinąć rękawy koszuli i poluzować krawat, który po ciężkim dniu przywodził na myśl zaciśniętą wokół szyi pętlę. Upiła łyk napoju na rozluźnienie i mimowolnie oblizała usta z białej piany.
    Spokojnie, to tylko młodzi czarodzieje… — próbowała dodać sobie otuchy, jednocześnie ignorując fakt, że większość z nich przypomina bardziej grupę krwiożerczych rekinów tylko czekających na cudze zranienie.
    Tak, właśnie tego mi brakowało.

    [Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe tego zaczęcia, ale uznałam, że na początek chyba wszystko ustaliłyśmy. ;) ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  28. [Obstawiam, że Cassius jest z jakiejś bogatej rodziny, która obraca się w wysokich kręgach, prawda? Irina co prawda czystej krwi nie jest, ale ze względu na sławnego ojca, jej rodzina pewnie też w podobnych kręgach się pojawia. Mogli więc jeszcze za dzieciaka bawić się na organizowanych dla wyższych sfer imprezach, ewentualnie Irina mogła przyczepiać się na nich do Cassa i za nim łazić :D I tak trochę zostało do tej pory, choć Cass mógł do jej obecności się już przyzwyczaić, więc kiedy zaproponowała wspólną naukę, za wielkich oporów nie miał :)]

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  29. Jednym uchem wpuszczała, a drugim wypuszczała zasłyszane przypadkiem informacje. Przechadzała się między uczniami, próbując dostrzec jakieś znajome twarze. Dziwnie się czuła w towarzystwie tych wszystkich czarodziejów, pod ostrzałem tylu różnych spojrzeń chociaż przecież jeszcze kilka lat temu sama była jedną z nich. Z nowym profesorem poszło jej o wiele łatwiej, czuła się swobodnie, ale teraz… Teraz jakaś niewidzialna ręka zaciskała się na jej żołądku z coraz większą siłą, odganiając gdzieś daleko jej wcześniejszy entuzjazm. Może to był błąd? W końcu nigdy nie przepadała za tak licznymi zgromadzeniami. Zawsze udawała zrelaksowaną, ale nerwy zżerały ją od środka.
    Upiła kolejny łyk kremowego piwa i z zaskoczeniem odkryła, że dało jej się obejść pomieszczenie dookoła. Westchnęła głośno i oparła się o pobliską ścianę tuż przy oknie, by moc jednocześnie zerkać na zewnątrz i kontrolować sytuację wewnątrz zamku. Przybrała na twarz doszlifowaną przez lata maskę znudzenia i zastygła w miejscu, próbując oszukać siebie i całą resztę, że to spotkanie (ani żadne inne) nie ma dla niej większego znaczenia.
    Udało jej się utrzymać tą iluzję zaledwie przez chwilę. Gdy tak przeskakiwała wzrokiem od jednego ucznia do kolejnego, w końcu podchwyciła znajome spojrzenie. Zamarła ze szklaneczką kremowego piwa w drodze do ust i przez kilak długich sekund obserwowała jak Ślizgon w kilku pewnych krokach pokonuje dzielącą ich odległość. Sposób poruszania, rysy twarzy, kącik ust uniesiony w specyficznym uśmieszku, ale przede wszystkim niezłomne spojrzenie – wszystko to wydawało jej się dziwnie znajome. Powoli odstawiła naczynie na parapet, ale dokładnie wtedy młody Carrow postanowił się odezwać i fasada pozornego spokoju runęła, ustępując miejsca najzwyklejszej radości.
    — A niech mnie… — wymamrotała, mimowolnie wyginając usta w szerokim uśmiechu, który zamiast krzywego zgryzu ujawnił proste, białe zęby. — Cassius!
    Zanim zdążyła do końca przemyśleć swoje zachowanie, po prostu doskoczyła do bruneta i objęła go mocno za szyję, a chociaż musiała w tym celu stanąć na palcach – absolutnie się tym nie przejęła. Przytrzymała go przy sobie o sekundę za długo, a gdy się wreszcie odsunęła, wcale nie wyglądała na zawstydzoną swoim wybuchem.
    — Urosłeś — mruknęła krzyżując ramiona na klatce piersiowej, a zrobiła przy tym taką minę, że ciężko było stwierdzić czy jej głos przepełnia uznanie, czy wyrzut. Jakby to była jego wina, że po tych pięciu latach ona sama wciąż nie była zbyt wysoka.


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  30. Obserwowała uważnie Cassiusa, wyczekując jednocześnie jego reakcji, ale im dłużej przyglądała się jego twarzy i im dłużej próbowała odszukać w jego oczach te znajome iskry, tym bardziej markotniała. Ten sam, a jednak zupełnie inny… Nie do końca jeszcze jednak pojmowała te zmiany, jakie w nim zaszły, chociaż przecież wcale ich nie ukrywał. Nagle dystans między nimi wydał jej się o wiele większy, a dotyk jego dłoni w okolicach talii dziwnie krępujący. Oczywiście, minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania czy nawet od ostatniego listu jaki do niego wysłała, ale gdzieś tam głęboko w zakamarkach podświadomości, nad którymi nie miała bezwzględnej kontroli, tliła się cicha nadzieja, że chociaż on jeden pozostanie niezmienny… Niestety, ten wątły płomyczek zgasł pod wpływem dziwnego chłodu bijącego od dawnego przyjaciela. I nagle Fiorinna zrozumiała.
    — Och — mruknęła i cofnęła się instynktownie o krok, by dać mu więcej przestrzeni. Zmarszczyła brwi, zaciskając bladą dłoń w pięść i spróbowała opanować kolejny napływ emocji. Odkrycie jakiego właśnie dokonała sprawiło, że niewiele brakowało, a rozpłakałaby się z żalu pośród tych wszystkich uczniów.
    Musiała jednak wziąć się w garść, ponieważ ich powitanie i tak przyciągnęło kilka zaintrygowanych spojrzeń. Poza tym… Rosierowie nie płaczą, wszyscy o tym wiedzą – Rinn nie mogła być wyjątkiem. Przełknęła więc głośno ślinę i opróżniła do końca swoją szklaneczkę z kremowym piwem. Otarła usta wierzchem dłoni, całkowicie rezygnując na chwilę z postawy damy i rozejrzała się za dzbankiem. Musiała jak najszybciej zdusić w sobie rodzącą się powoli wściekłość.
    — Daj spokój… Sam doskonale wiesz, że nastrój pryśnie, gdy tylko się odezwę — odpowiedziała, próbując wrócić do ich głównej konwersacji. — To się akurat nie zmieniło — dodała, a dostrzegłszy wreszcie uśmiech z jego strony odpowiedziała tym samym.
    Ogarnij się — upomniała się w duchu i natychmiast, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestała się kręcić. Zamiast tego zamarła, choć właściwie ciężko było ocenić czy pod wpływem własnych myśli, czy też może ze względu na wiszące w powietrzu pytanie.
    — No cóż… — zaczęła ostrożnie i rozejrzała się po pomieszczeniu jakby w obawie. Jej brytyjski akcent nie był już tak wyraźny jak kiedyś, teraz objawiał się zaledwie w formie delikatnej naleciałości. — Wiele się wydarzyło. Wiedziałbyś o tym, gdybyś nie zignorował mojej sowy trzy lata temu.


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  31. O Klubie Ślimaka Phil wiedziała od zawsze. Ojciec, tak dumny że do niego kiedyś należał, nie oszczędzał jej opowieści o starym profesorze czy kolegach z klubu, którzy tak jak on odnieśli sukces. Ciągle jej powtarzał, że i ona kiedyś do tego grona dołączy, jednak Phil szczerze w to wątpiła. Nie uważała się za osobę wybitną i to że jej ojciec piął się po szczeblach kariery w ministerstwie niczego nie zmieniało. Nie rozpaczała tak jak niektórzy jej szkolni koledzy, którzy za wszelką cenę chcieli się stać członkami klubu. Dało się bez tego żyć.
    Nigdy nie spodziewała się, że awans jej ojca zmieni sytuację. Na wakacjach jednak udało mu się zostać szefem Departamentu Transportu Magicznego, o co uparcie walczył przez kilka lat. Phil nie zauważyła w ich życiu po tym wydarzeniu większych zmian, dopóki nie przyszedł nowy rok szkolny. Już przy pierwszym śniadaniu wylądowała przed nią jedna ze szkolnych sów, przynosząc w dziobie tajemniczą kopertę. Dziewczyna szczerze się zdziwiła czytając treść listu, postanowiła jednak spróbować i przyjąć zaproszenie na pierwsze spotkanie. W końcu zawsze mogło się jej spodobać, prawda?
    Im bliżej było tego spotkania, tym bardziej się denerwowała. Zwłaszcza tym, że nie bardzo wiedziała w co się ubrać. Mogła zawsze pójść w zwykłej szkolnej szacie, ale to chyba nie był odpowiedni strój. Dlatego wybrała skromną zieloną sukienkę, jako że w tym kolorze zawsze było jej ładnie, i pojawiła się punktualnie w gabinecie opiekuna klubu. Stojąc w cieniu profesora, obserwowała uważnie wszystkich członków. Zauważyła kilka znajomych twarzy, co nie było zaskoczeniem – wiedziała który z jej kolegów chodził na spotkania. Kiedy mężczyzna uznał, że nadszedł czas żeby ją przedstawić, wysunęła się lekko do przodu i spróbowała uśmiechnąć do kolegów. To przecież nic, zaraz usiądzie i będzie tak, jakby nigdy nie była nowa…
    Westchnęła cicho po jego krótkiej przemowie, jakby wyczuwała że wmieszanie się w tłum było jednak za piękną wizją. Profesor oczekiwał że i ona coś powie, nie mogła go za to winić. Nie miał przecież pojęcia, że stresowała się mówieniem przed tłumem, nawet tak niewielkim. Zwłaszcza wtedy, kiedy czuła na sobie każde spojrzenie. Sama nie potrafiła odwzajemnić żadnego, dlatego spojrzała na swoje dłonie i zaczęła bawić się bransoletką, byleby tylko odwrócić swoją uwagę od tych świdrujących ją spojrzeń.
    - Cześć, nazywam się Philippa… Phil – poprawiła się, jako że pełnej wersji swojego imienia nie używała nigdy. – I naprawdę się cieszę, że mogę tu dzisiaj z wami być…
    Skierowała spojrzenie na profesora, szukając potwierdzenia że tyle wystarczy, ale chwilowo patrzył on w inną stronę. Dlatego uznała, że to wszystko a wzrok przeniosła na puste krzesło. Przy okazji po raz pierwszy kątem oka zaobserwowała obok kogo miała usiąść – była to nieznana jej młodsza dziewczyna, a po drugiej stronie Ślizgon, którego kojarzyła z korytarzy. Naprawdę nie miała już nic do powiedzenia, więc nie czekając na pozwolenie (albo na zachętę do wygłoszenia dłuższej przemowy) obeszła dookoła stół i w końcu zajęła miejsce, dzięki czemu nie była już tak obserwowana przez członków klubu. Od razu chwyciła też szklankę z sokiem, który wypiła praktycznie duszkiem, oblizując po tym wargi. Uwielbiała maliny, przez co na jej twarzy pojawił się pierwszy od momentu wejścia do gabinetu uśmiech.

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Liczyłam na to, że Cassius po prostu zapyta o jaki list chodzi. ;) W dodatkowej zakładce wspominałam o kruku, który odleciał kiedyś z listem w dziobie i już nie wrócił... Tak sobie pomyślałam, że mógł to być list do Carrowa właśnie. Rinn z góry założyła, że do niego dotarł, a jedynie ptaszysko zdechło w drodze powrotnej, a kiedy nie dostała odpowiedzi doszła do wniosku, że chłopak po prostu żył swoim życiem, skupiał się na nauce i nie w głowie mu były pogadanki o wszystkim i o niczym z dziewczyną, która i tak wyjechała i nigdy nie wróci. Nie było tam nic konkretnego. xd Przepraszam, że nie uprzedziłam, ale jak wrzuciłam odpis to nie pomyślałam o tym. ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Oczywiście list tak naprawdę przepadł po drodze. ;) ]

      Usuń
  33. Phil dobrze podejrzewała, że gdy usiądzie będzie miała spokój. Tak też się stało, a ona mogła w końcu odetchnąć. I zamiast być obserwowaną, obserwować. No i słuchać. Chciała wiedzieć co też te spotkania w sobie mają, że tyle osób oddałoby wszystko, żeby znaleźć się na jej miejscu. Zamieniła kilka słów z młodszą dziewczyną, która okazała się Krukonką z trzeciego roku, z matką w ministerstwie. Nic dziwnego, że została zaproszona. Phil nie chciała mówić o ojcu, chociaż jeszcze kilka tygodni jego nazwisko przewijało się przez strony Proroka Codziennego, a każdy artykuł skupiał się do rozmyślań nad tym, czy będzie dobrym szefem departamentu.
    Z niewinnym uśmiechem opowiedziała młodszej koleżance o SUMAch, o tym że jest tu ze względu na wybitne wyniki, dlatego każdy powinien przykładać się do nauki. Cóż, nie kłamała. A na pewno nie do końca. Z tych przedmiotów, na których jej zależało, miała wybitny. Mała krukoneczka powinna wiedzieć, że jeśli chciała coś osiągnąć musiała poświęcić temu dużo pracy. A to że miała matkę w ministerstwie nie pomoże jej w niczym poza szkołą, życie to nie Klub Ślimaka, w którym znajomości wystarczą.
    Kiedy dziewczynka się znudziła jej wykładem odeszła od stołu, a Phil omiotła spojrzeniem całą salę. Jako jedna z nielicznym nie dołączyła do żadnej z grupek, chociaż do kilku spokojnie mogła. W jednej byli sami Gryfoni, którzy na pewno ciepło by ją przyjęli. Nie miała jednak ochoty, dlatego dolała sobie kompotu, i zastanawiała się czy kawałek czekoladowego tortu jej nie zaszkodzi. Po dłuższej chwili uznała że w sumie to może sobie na niego pozwolić, dlatego nachyliła się nad stołem i nałożyła sobie jeden z większych kawałków. Skoro już się skusiła to co się będzie ograniczać do jakiegoś małego? Nie zdążyła jednak skosztować ulubionej przekąski, widelczyk zatrzymała w połowie drogi do ust, kiedy zainteresował się nią siedzący obok chłopak. Skierowała na niego spojrzenie, a słysząc pytanie wzruszyła delikatnie ramionami.
    - Byłam ciekawa - odpowiedziała po prostu, wkładając w końcu tort do ust. Uśmiechnęła się, czując czekoladową słodycz. Na całym świecie nie było nic lepszego. – Poza tym kiedyś mój ojciec należał do klubu, i ma stąd całkiem niezłe wspomnienia. Zawsze mówił, że i ja dostanę zaproszenie… Spodziewał się go co prawda wcześniej, ale na pewno byłby zadowolony wiedząc, że je w końcu dostałam.
    Korzystając z okazji że rozmawiali, przyjrzała mu się dokładniej. Aż tak dobrze nie znała uczniów z innych domów, zwłaszcza ze Slytherinu, ale wiedziała że to Carrow. Każdy w Hogwarcie wiedział, który ze Ślizgonów nosi nazwisko byłego śmierciożercy. Niektórzy wytykali tych uczniów palcami, szeptali, a Phil trzymała się od tego z daleka. Jej ojciec w szkole też nie miał dobrej opinii, dlatego nie przejmowała się niczym. Zastanawiało ją tylko to dlaczego to on zaczął z nią rozmowę.

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  34. W pewien sposób rodzice zawsze mieli wpływ na dzieci, w końcu to naśladując ich wszystkiego się uczyliśmy, ale po to właśnie była dorosłość - żeby znaleźć swoją ścieżkę, i nie podążać dłużej za tym, co nam z góry było narzucone. Phil wierzyła, że grzechy ojców nie przechodziły na synów, dlatego nigdy nikogo nie oceniała tylko po tym, jakie nosił nazwisko. Musiała poznać osobę, żeby wiedzieć jakim jest człowiekiem. W jej opinii każdy był inny, dlatego tak bardzo lubiła obserwować swoich szkolnych kolegów. Z takich obserwacji bowiem mogła dowiedzieć się najwięcej. Wtedy wiedziała też czy chce kogoś bliżej poznać czy nie, albo czy warto było nawiązać niektóre znajomości.
    - Sama nie wiem. Na razie ciągle nie zdecydowałam czy mi się podoba to spotkanie czy nie – odwzajemniła jego spojrzenie, chwilę dłużej zatrzymując je na jego oczach, których kolor całkiem się jej spodobał. – Zresztą nie wiem nawet, czy to że raz dostałam zaproszenie sprawi, że dostanę kolejne.
    Na ten moment jednak wolała skupić się na swoim torcie, bo tego że on jej nie zawiedzie była pewna. Ogromny wybór jedzenia (w tym słodkości, które były jej słabością) był zdecydowanie tym, dla czego warto było tu przychodzić. Musiała też przyznać, że profesor Lebiediew wydawał się szczerze oddany klubowi, przemawiał do nich z prawdziwą pasją. Lubiła otaczać się takimi ludźmi, a na nauczyciela transmutacji nigdy wcześniej nie zwróciła większej uwagi – jego przedmiot nie był tym, na którym skupiała swoją uwagę. Przychodząc na dzisiejsze spotkanie wiedziała ile można na tym zyskać, zwłaszcza chcąc zacząć po szkole karierę w ministerstwie. Sama jednak miała zupełnie inne plany, i jasne, na pewno wśród wielkich uzdrowicieli byli starzy członkowie Klubu Ślimaka, ale opieranie się na znajomościach nigdy jej nie pociągało. Wolała dojść do wszystkiego sama, ciężko zapracować czy to na sukces czy na porażkę. A wyznając zasadę, że każde niepowodzenie czegoś nas uczy, nie przejmowała się nimi jakoś bardzo. Wyciągała wnioski, naprawiała błędy i za którymś razem się udawało. Chcąc w przyszłości pomagać innym czarodziejom nie mogła za łatwo się poddawać, nie o to przecież chodziło.

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  35. Fiorinna, jak to dziewczynka, prawdopodobnie przeżywała rozstanie z Hogwartem i przyjaciółmi o wiele intensywniej niż on. Na początku nawet zdarzyło jej się uronić kilka łez, ale rodzice dość szybko oczyścili jej młody umysł z tęsknoty za przeszłością (przynajmniej częściowo) i napełnili go na nowo tym, co akurat uznali za słuszne. Przez kolejne lata kształtowali ją więc na swoje podobieństwo, przekazywali jej swoją wiedzę i szlifowali jej umiejętności jednocześnie zamykając ją w złotej klatce w obawie, że zbyt wiele swobody sprawi, że pójdzie w ślady przodków. I z czasem naprawdę porzuciła myśl o powrocie, a zamiast tego zaczęła pielęgnować narastającą z każdym rokiem wściekłość. Była zła na świat, na siebie, a przede wszystkim na rodziców, którzy chcąc uciec przed piętnem historii przestali dostrzegać, że ją samą spychają w tym kierunku. W końcu, jakieś trzy lata temu, przyszedł moment załamania. Jej ojciec, pracując wtedy jako zastępca Szefa Amerykańskiego Biura Aurorów w Magicznym Kongresie Stanów Zjednoczonych Ameryki, często zabierał ją do pracy ze sobą w ramach praktyk, by jak najszybciej oswoiła się z procedurami towarzyszącymi przechwytywaniu czarnoksiężników. Zazwyczaj brała jedynie udział we wstępnych przesłuchaniach, gdyż reszta procedur jest zawsze utajniona i przesiadywała wraz z resztą zainteresowanych na Sali sądowej, pilnowanej przez dementorów, które tamtego dnia za sprawą zaklęcia rzuconego przez oskarżonego wymknęły się spod kontroli. Magiczne stworzenia rozpierzchły się po sali, a kilka z nich dopadło również Rinn. Krótko po wyjściu z oddziału medycznego przerażona dziewczyna spakowała się i uciekła z domu. Kilka dni później udało jej się dotrzeć do Europy, skąd właśnie wysłała wiadomość do Cassiusa z prośbą o pomoc. Nie mogła pojawić się w Hogwarcie osobiście, ponieważ była pewna, że jej rodzice już powiadomili dyrekcję o jej zniknięciu. Niestety, ze względu na brak odzewu młoda Rosier po prostu błąkała się bez celu aż któryś z amerykańskich czarodziejów wysłanych za nią przez ojca złapał ją i odstawił do domu. Od tamtego czasu rodzice Fiorinny ograniczali ją niemal całkowicie.
    — Tak się mówi, moją sowę — mruknęła i wywróciła oczami, w pierwszym odruchu po prostu niedowierzając zaskoczeniu Carrowa. — Wysłałam do ciebie kruka z wiadomością — sprostowała, a słysząc jego pytanie zmrużyła podejrzliwie oczy.
    Zacisnęła palce na swojej szklaneczce nieco zbyt mocno i zlustrowała twarz Ślizgona z jawnym niedowierzaniem. Jak on mógł jej coś takiego zasugerować? Chwilę jeszcze krzyżowała z nim spojrzenie, a potem westchnęła głośno i odpuściła. Rozważyła na spokojnie różne wersje wydarzeń i ostatecznie doszła do wniosku, że Cassius mówi prawdę. Wyglądało więc na to, że jej ptaszysko zdechło jeszcze podczas doręczania listu…
    — Zapomnij o tym — poprosiła, próbując ukryć swoje rozgoryczenie takim obrotem spraw. Czuła także odrobinę ulgi na myśl, że dawny przyjaciel wcale jej nie zignorował, a po prostu nigdy nie dowiedział się o jej sytuacji.
    Rinn najpierw odprowadziła chłopaka wzorkiem, a następnie podeszła do tego samego stolika i sobie również dolała piwa. Wpatrywała się w złocisty płyn, póki nie zastygł w bezruchu, a wtedy trąciła Carrowa biodrem i uniosła kącik ust w zadziornym uśmieszku.
    — W takim razie powiedz mi, co u ciebie słychać…


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  36. (Cześć, hej, przychodzę, bo na River ucichło, a oni tutaj mają tyle wspólnego, że nie mogą się nie znać. Piszemy coś (może w końcu się uda)? :D Bo mam nawet zalążek pomysłu.)

    PHEONIX FERNHAM

    OdpowiedzUsuń
  37. [Dziękuję bardzo. Sama najlepiej czuję się z takimi mięciutkimi kluseczkami jak Holly <3]

    Holly A.

    OdpowiedzUsuń
  38. [To Twoje wrażenie jest poniekąd poprawne. No właśnie, poniekąd, w praktyce nie wiadomo nigdy :D Dziękuję za powitanie!]

    ~Cleo

    OdpowiedzUsuń
  39. [Tak! Zróbmy im coś super, proszę. <3]

    Archana Harper

    OdpowiedzUsuń
  40. Fiorinna nie była w stanie przewidzieć jak zareagowałby Cassius ani teraz, ani nawet te trzy lata temu. Wysyłając do niego kruka z prośbą o pomoc opierała się bardziej na płonnej nadziei niż pewności, że chłopak udzieli jej wsparcia. Mogła napisać do kogokolwiek, mogła zwrócić się z prośbą do którejś z przyjaciółek, ale zamiast tego wybrała Carrowa, ponieważ na tamten moment on jeden zdawał się ją rozumieć. Zdawał się rozumieć presję, jaką wywierają na nią rodzice, bo chociaż ich rodziny kierowały się zupełnie odmiennymi pobudkami, obie oczekiwały od dzieci, że spełnią ich wygórowane oczekiwania. Zanim zabrano ją z Hogwartu zdawali się tkwić w tym razem i młoda Rosier liczyła na to, że w godzinie próby brunet – jak zawsze zresztą – uchroni ją nie tyle przed problemami, co przed samą sobą. W tamtym czasie była kompletnie przerażona. Dementorzy wyssali z niej kawałek duszy i nie odzyskała jej aż do dzisiaj. Już zawsze miało jej czegoś brakować. W jej piersi ziała niewidzialna dziura, której nic nie było w stanie zasklepić.
    Widząc reakcję Ślizgona nabrała pewności, że tak łatwo nie wywinie się od odpowiedzi. Na moment zacisnęła zęby, gotowa odwrócić się na pięcie i zniknąć w tłumie, ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu jego spojrzenie zatrzymało ją w miejscu.
    — Nie odpowiedziałam — potwierdziła. Toczyła ze sobą wewnętrzną walkę, ale zaraz westchnęła głośno i pokręciła głową z wyraźną rezygnacją. Rozejrzała się po pomieszczeniu, a gdy dostrzegła, że kilka osób przygląda jej się z nadmiernym zaciekawieniem obróciła się do nich tyłem i oparła się pośladkami o stolik, lokując się tuż obok Cassiusa.
    — Nie, moi rodzice zostali w Stanach… Wysłali tylko mnie — odpowiedziała, ostrożnie dobierając słowa. Nie była pewna jak powinna wyjaśnić mu zawiłość sytuacji, w jakiej się przez nich znalazła. — Odesłali — poprawiła się, zerkając na Carrowa kątem oka.
    Przygryzła instynktownie dolną wargę, ale uwolniła ją, kiedy tylko wyczuła w ustach metaliczny posmak. Nie przedarła jej do krwi, ale niewiele brakowało. Czuła teraz tępe pulsowanie w miejscu ucisku, więc przesunęła po nim koniuszkiem języka, próbując grać na zwłokę.
    — Oddali mnie, na razie tylko na próbę — mruknęła, nerwowo zagarniając włosy za ramię, bo nagle zaczęły jej przeszkadzać. Obróciła się tak, by móc swobodnie spojrzeć Ślizgonowi w twarz i na moment pozwoliła sobie na słabość. Pozwoliła, by brunet dostrzegł kotłującą się w jej oczach furię, niewypowiedziany żal i strach przed bezsilnością. — Obiecali mnie Kinsley’owi, Cass.


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Wątek, wąteczek, wątunią z kolejną Twoją niesamowitą postacią proszę <3 ]

    Aerys

    OdpowiedzUsuń
  42. Zaciskała dłonie na krawędzi stołu tak mocno, że aż zbielały jej palce. Na bladej skórze pojawił się zarys błękitnych żył, ale dziewczyna w ogóle nie zwróciła na to uwagi, ponieważ kiedy tylko Cassius się zakrztusił mimowolnie pochłonął całą jej uwagę. Wiedziona poprzednim doświadczeniem, z trudem opanowała odruch, który nakazywał jej poklepać go po plecach. Skoro jej dotyk był dla niego taki nieprzyjemny nie zamierzała przeciągać struny. Zaczekała więc grzecznie aż brunet się uspokoi, ale jej oczy znów były nieprzeniknione. Już w chwili, gdy wyczuła w głosie Ślizgona niedowierzanie wiedziała, że popełniła błąd – nie powinna mu była o tym mówić.
    Instynktownie podążyła wzrokiem za spojrzeniem Carrowa i w mig pojęła kogo próbował odszukać w tłumie uczniów. Sama zupełnie zapomniała, że Archer należał do Klubu Ślimaka i spięła się natychmiast, gdy to do niej dotarło. Na szczęście nie wychwyciła między czarodziejami znajomej twarzy, przynajmniej na razie. Nie wiedziała też, jak powinna się zachować, kiedy jej potencjalny narzeczony zjawi się w Sali.
    Z zamyślenia ponownie wyrwał ją Cassius. Przyjrzała się uważnie jego twarzy, jakby widziała go po raz pierwszy i skrzywiła się dostrzegłszy te wszystkie emocje, których po chwili spróbował się pozbyć. Niestety zbyt późno. Rinn zdążyła je zarejestrować, a także utrwalić w pamięci i sekundę później stała już wyprostowana, mierząc sylwetkę Ślizgona jawnie poirytowana.
    — Och, ależ oczywiście — warknęła, zaciskając dłonie na materiale spódnicy. — Nie widać? Jestem cholernie szczęśliwa na samą myśl o spędzeniu reszty życia z pie… — urwała gwałtownie, bo zorientowała się, że nieświadomie podniosła głos, ściągając na siebie zainteresowanie. Posłała Carrowowi pełne wyrzutu spojrzenie i dźgnęła go palcem w klatkę piersiową. — Wiesz co? Kto jak kto, ale akurat ty powinieneś zastanowić się dwa razy nim spojrzysz na mnie z góry tylko dlatego, że podporządkowuję się decyzji rodziców.
    Obróciła się na pięcie, próbując rozgorączkowanym wzrokiem odszukać swoje rzeczy. Wiedziała, gdzie je zostawiła, ale w pierwszym momencie po prostu nie mogła sobie przypomnieć. Przyjęcie zaproszenia było złym pomysłem, powinna była z miejsca odmówić. Nie wiedziała nawet dlaczego poczuła się tak poruszona kpiną w głosie Cassiusa. Było tyle rzeczy, o których chciała mu opowiedzieć, którymi chciała się z nim podzielić, i które chciałaby mu wyjaśnić, ale w tym momencie w jej głowie ziała jedynie pustka.


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  43. Gdyby nie nakręcająca ją teraz złość, na pewno znalazłaby chwilę, by ucieszyć się z faktu, że Cassius wciąż w pewien sposób przejmuje się jej losem. Taka reakcja z jego strony byłaby może nawet pochlebna, gdyby nie ta kpina, bo o ile niedowierzanie łatwo jej było zrozumieć, o tyle jawna drwina godziła w nią osobiście. Nie miał prawa zachowywać się w ten sposób. Zresztą, co to było za pytanie? „Tak po prostu? Jemu?” A komu, według Carrowa, powinna się niby oddać? Poza tym, to przecież wcale nie była jej decyzja i nie miała zamiaru ostatecznie wypełnić woli państwa Rosier… Dowiedziałby się o tym, gdyby tylko przefiltrował w swojej głowie słowa, zamiast od razu wypuszczać je z dzioba. Na brodę Merlina, ależ ją zirytował!
    Kiedy wreszcie dotarła do wieszaków, od razu upchnęła szatę do torby, by nie przeszkadzała jej w ucieczce. Przerzuciła sobie pasek materiału przez ramię i obróciła się w kierunku drzwi, o mało nie wpadając na Ślizgona. Zatrzymała się gwałtownie w bezpiecznej odległości i zmrużyła ostrzegawczo oczy, jak na wściekłą wilę przystało. Omiotła ciemnymi ślepiami najpierw jego wyciągnięte ramię, a potem twarz i to właśnie tam zatrzymała się na dłużej, lustrując go podejrzliwie spod na wpół przymkniętych powiek.
    — Dobrze, że chociaż w tej kwestii jesteśmy zgodni — mruknęła, nie szczędząc wcale jadu w głosie. Niedbałym rucham zagarnęła sobie włosy za ucho i na chwilę odwróciła wzrok, by móc się spokojnie zastanowić. Górująca nad nią sylwetka Cassiusa okropnie ją teraz rozpraszała.
    — Dobrze — odpowiedziała wreszcie, a jej ramiona opadły nieznacznie, zdradzając tym samym, że odrobina napięcia właśnie z niej uleciała.
    Ona również nie tak wyobrażała sobie spotkanie po latach. Mówiąc szczerze, w ogóle go sobie nie wyobrażała, ponieważ do tej pory nie robiła sobie żadnych nadziei, że rodzice pozwolą jej samej wrócić do Europy, bez względu na to, jak bardzo tego pragnęła. Od czasu awantury w rodzinnej posiadłości nie miała z kolei czasu przemyśleć sobie wszystkiego na chłodno, a teraz było już na to za późno.
    — Prowadź — poprosiła, a rysy jej twarzy ponownie złagodniały. Wciąż jeszcze była zła, ale wściekłość powoli ustępowała miejsca rezygnacji.


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  44. Rozluźniła się zupełnie dopiero wtedy, gdy Carrow zabrał ramię sprzed jej twarzy i schował rękę do kieszeni. Nieświadomie podążyła za nią wzrokiem, jakby spodziewała się, że brunet w każdej chwili może zmienić zdanie i ją zaatakować. To było śmieszne, ponieważ do tej pory nie postrzegała Ślizgona w kategoriach bezpośredniego zagrożenia, ale ciężko jej było tak nagle wyzbyć się wszystkich, wpojonych jej przez ojca nauk. Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy dotarło do niej jak dziwnie musi teraz wyglądać i podchwyciła spojrzenie Cassiusa, próbując zamaskować własne myśli.
    Wyszła z sali pierwsza i nawet do głowy jej nie przyszło, by zaprotestować, gdy otworzył przed nią drzwi. Fiorinna także nie obejrzała się przez ramię, choć w równym stopniu co ucieczki od gapiów pragnęła w tym momencie posłać im swoje popisowe, znaczące spojrzenie. Nie zaszkodziłoby, gdyby przypomniała im, że mimo wszystko wciąż należy do Slytherinu i nie życzy sobie żadnych plotek ani obgadywanek. Wiedziała jednak, że niewiele w ten sposób zdziała, więc po prostu ruszyła przed siebie.
    Już niemal zapomniała jak to jest być tą nową. Po przeprowadzce na inny kontynent i osiedleniu się w Nowym Jorku przez chwilę uczęszczała do amerykańskiej szkoły magii i czarodziejstwa, ale nigdy nie czuła się tam jak u siebie. Zresztą, pod koniec piątego roku rodzice uznali, że więcej będą w stanie nauczyć jej samodzielnie i zdecydowali się na nauczanie indywidualne. W gruncie rzeczy mieli rację, jedynym minusem była surowa, momentami niemal brutalna dyscyplina, której od niej wymagali. Której wymagał od niej ojciec. Tym sposobem Rinn więcej czasu spędzała w towarzystwie dorosłych czarodziejów niż wśród rówieśników i tak naprawdę nawet nie miała okazji, by kimkolwiek zastąpić Cassiusa czy chociażby Fern. Większość jej znajomości można by określić jako przelotne.
    — Hm? — mruknęła, ale w następnej sekundzie zamyśliła się, próbując wygrzebać z pamięci miejsce, w którym na przestrzeni czasu czuła się najbezpieczniej. Na początku to pytanie może faktycznie wydawało jej się dziwne, ale ostatecznie przeszła nad nim do porządku dziennego. Chłopak rzadko kiedy rzucał słowa na wiatr, więc Rosier z góry uznała, że te również mają dla niego jakieś znaczenie.
    Podążała za Ślizgonem w nieznanym jej kierunku, instynktownie obierając drogę na podstawie jego ruchów i wskazówek. W tym czasie nie odzywała się ani słowem, wciąż rozważając odpowiedź. Zwiedziła wiele miejsc, była w wielu krainach, ale żadna z nich nie stała się dla niej szczególnie ważna. Fiorinna nie posiadała też zbyt wielu marzeń, ponieważ musiała dorastać ze świadomością, że żadnego z nich prawdopodobnie nigdy nie uda jej się zrealizować.
    W końcu dotarli do gołej ściany na siódmym piętrze i dziewczyna zerknęła na Carrowa podejrzliwie. Gdzie on ją prowadził? Wszystko wyjaśniło się, gdy ponownie zerknęła na kamienną przeszkodę i tym razem dostrzegła na niej wielkie drzwi. Zamrugała zaskoczona i przyłożyła dłoń do chłodnego drewna, opuszkami palców badając jego fakturę.
    — Znalazłeś go — wymamrotała, zniżając głos do szeptu i mimowolnie uniosła kąciki ust w szczerym uśmiechu. Teraz zrozumiała…
    Nie czekając na odpowiedź chwyciła za klamkę i pchnęła ciężkie skrzydło, by zaraz wślizgnąć się do środka. Roześmiała się na widok znajomego pomieszczenia i bez zastanowienia upuściła torbę na ziemię, po czym rzuciła się na najbliższą skórzaną kanapę.
    Odpowiedź na pytanie Cassiusa nie brzmiała wyłącznie gdzie, ale przede wszystkim kiedy.
    — Noc w pokoju wspólnym, pięć lat temu… — oznajmiła, ukrywając twarz w poduszce.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  45. [Aż mi się ciepło zrobiło na moim oziębłym sercu na tak przemiłe słowa, dziękuję serdecznie. Malcolm zapewne doceniałby takiego ucznia, w końcu byłby niemalże na wagę złota, jak na ironię, zazwyczaj wszyscy podopieczni chcą mu uprzykrzać życie.
    Być może domyślasz się, że wracam do ciebie jak bumerang, tylko nie bez przyczyny i nie z pustymi rękoma. Nie potrafię nigdy wyczuć, jak zaopatrujesz się na męsko-męską rozgrywkę (tym bardziej, że być może odnoszę błędne wrażenie, że ich unikasz). Korzystając jednak z okazji, że mam do dyspozycji uczniaka, co daje mi tym samym większe pole manewru: chciałabym wyjść z propozycją zaprzyjaźnienia naszych chłopców od pierwszego roku w Hogwarcie.]

    Nevell Milsent

    OdpowiedzUsuń
  46. Początkowo Rosier nie zwracała uwagi na szczegóły i drobiazgi obecne w pomieszczeniu. Liczyło się dla niej tylko to, że Pokój Życzeń jeszcze przed zapadnięciem zmroku zapewnił im prywatność w miejscu, które na ogół oblegane było przez innych uczniów. Wyglądało na to, że przez te wszystkie lata nigdzie nie czuła się tak bezpieczna jak w Hogwarcie. Właśnie dlatego chciała się najpierw nacieszyć tą chwilą. Wzięła głęboki wdech, wciągając zapach skórzanego obicia i słabą woń dymu ze świec połączonego z aromatem czekoladek, a potem przeciągnęła się leniwie, obracając się na plecy. Skrzyżowała nogi w kostkach, przypominając sobie o spódniczce i ułożyła dłonie pod głową, kątem oka śledząc Carrowa.
    Pokój wspólny zdawał jej się trochę jaśniejszy, było też cieplej niż zazwyczaj, co zaliczało się zdecydowanie na plus i tak jak zauważył jej towarzysz, znalazło się w nim kilka osobistych przedmiotów. Spojrzenie Rinn zatrzymało się na znajomym notesie i po chwili podniosła się na łokciach, uśmiechając się pod nosem na samo wspomnienie wybuchowej mikstury.
    — Wciąż mam ten notes — wyznała w pewnym momencie i podniosła się do siadu, by zrobić Cassiusowi trochę miejsca. Zajęła drugi koniec kanapy wybierając pozycję po turecku, pilnując przy tym, by materiał jej ubrań nie odsłaniał zbyt wiele. — Jest w torbie, pokój życzeń go zdublował — oznajmiła i raz jeszcze rozejrzała się po sali. — Jak go znalazłeś?
    Pozwoliła, by to pytanie zawisło w powietrzu i dała Ślizgonowi trochę czasu do namysłu. Sama próbowała ułożyć sobie w głowie to, o co chciałaby go zapytać.
    — Dlaczego… — urwała, krzywiąc się nieznacznie. — Hmm. Zmieniłeś się.
    Nie było to może najbardziej błyskotliwe stwierdzenie w jej karierze, ale zawierało w sobie jednocześnie wiele niewypowiedzianych słów. Nie spodziewała się, że po tylu latach Carrow wciąż pozostanie taki sam, chodziło jej tutaj o wpływ jego matki i to, że udało jej się po części ukształtować syna według własnej wizji. Nie podobało jej się to. Mówiąc szczerze, była tym okropnie poruszona.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  47. [Dziękuję bardzo! Nie wiem czy masz jeszcze jakieś wakaty na wątki, ale miałabym może jakiś zalążek pomysłu. Oboje mają praktycznie takie same różdżki (tylko drzewo inne), więc może podczas zajęć klubu pojedynków zamieniliby się nimi przypadkowo i zdaliby sobie z tego sprawę po jakimś czasie? Różdżki na pewno płatałyby im niezłe figle! To oczywiście byłaby tylko podstawa do wątku :)]
    Wendy Darling

    OdpowiedzUsuń
  48. [Cieszę się zatem, dziękuję! :) Doszłaś do odpowiedniego wniosku, Daphne straciła brata w dzieciństwie w dosyć tragiczny sposób, ale to wyjaśnię w zakładce z powiązaniami. Po prostu my lazy ass musi się za to zabrać. :D
    Swoją drogą, wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z Cassiusem. Karta jest świetna, a postać naprawdę intrygująca, wow!]

    Daphne Chatham

    OdpowiedzUsuń
  49. Phil westchnęła cicho, i w duchu przyznała mu rację. Dziwne było że do tej pory nie dostała żadnego zaproszenia, jej ojciec przecież pracował w ministerstwie od lat i musiało mu to całkiem dobrze iść, skoro dostał swój upragniony awans. Być może w niej był problem, być może nie była wystarczająco interesująca żeby wcześniej otrzymać zaproszenie? A teraz, kiedy jej ojciec został szefem departamentu, profesor nie miał już wyboru i musiał ją zaprosić? Dziewczyna nie znała prawdy, najprawdopodobniej nie pozna jej nigdy, ale ziarno niepewności zostało zasiane. Będzie to teraz rozważać za każdym razem gdy otrzyma kolejny list od opiekuna klubu. O ile go otrzyma, ale wierząc słowom Carrowa pewnie tak będzie. W ciszy dokończyła tort, i naprawdę całą siłą woli musiała powstrzymać się, żeby nie sięgnąć po następny kawałek. Ale o ile jeden grzech mogła sobie wybaczyć, tak z drugim byłoby już ciężej. Dlatego z ciężkim sercem zrezygnowała z dokładki, całą uwagę skupiając na swoim rozmówcy.
    - Masz rację. Ojciec na pewno by tego chciał, ale ja… Muszę się zastanowić – odpowiedziała szczerze, sama nie wiedząc w tym momencie jak postąpi następnym razem. – Przepraszam że pytam, pewnie powinnam to wiedzieć w końcu chodzimy razem do szkoły już kilka lat, ale naprawdę nie mam pojęcia jak masz na imię.
    Powiedziała, trochę zawstydzona, ale bardziej zaciekawiona. Do tej pory nie zastanawiała się nad tym jak wielu osób z zamku nie kojarzy. O ile z osobami ze swojego rocznika jeszcze nie miała problemu, tak ze starszymi czy młodszymi już tak. Jeśli miała być częstszym gościem na spotkaniach klubu chciała ten czas spędzać jak najlepiej, a to mogło być możliwe tylko wtedy, kiedy pozna pozostałych członków. Oczywiście, mogła trzymać się z osobami które już znała, jednak nie było w tym żadnej frajdy. Ślizgon pierwszy się do niej odezwał, w pewien sposób zaintrygowały ja jego uwagi, i naprawdę nie chciała zwracać się do niego ej ty czy po nazwisku. Gdyby po raz kolejny usiedli obok siebie dobrzy by było się z nim przywitać, zapytać jak minął mu dzień, cokolwiek.

    Phil

    OdpowiedzUsuń
  50. [Ojej, bardzo miło mi czytać takie słowa. Bardzo dziękuję! Jeśli niedostatek ci wątków, to zapraszam, Lola nie gryzie (oczywiście, jeśli nie trzymasz w ręku jedzenia!)]

    Lola

    OdpowiedzUsuń
  51. [Dziękuję uprzejmie! Ja uwielbiam wszystko, co walijskie, więc nieśmiało zapytam, czy masz jeszcze miejsca na wątki.]

    Effie

    OdpowiedzUsuń
  52. [W takim razie nie będę miała już oporów, aby wychodzić z inicjatywą, jeśli tak sprawa wygląda. Wybacz zwłokę — na pierwszy ogień niemal zawsze biorę zaczęte fabuły, żeby nie usypała mi się górka, ale dzisiaj robię wyjątek i odhaczam pojedynczo wszystko z każdej kategorii. Nie mam nic przeciwko, aby ojciec Cassiusa znał się z ojcem Nevella i mieli dobry kontakt, choć tutaj pewnie ten pierwszy nie zdawałby sobie sprawy o statusie krwi zmarłej, tłamszonej i poniżanej matki mojego chłopca. Ona wprawdzie jako jedyna potrafiła Neva wyhamować w porę samym ostrzegawczym spojrzeniem, zanim z racji swojej bezpośredniości rzucił coś, za co mu się porządnie oberwało drogą rękoczynów i/lub za pomocą czarów oraz różdżki. To jednak za drzwiami posiadłości, więc nie jest znane wszystkim i jeśli obydwaj wiedzieliby o sobie na tyle dużo, to nie stanowiłoby to w ich przypadku żadnej tajemnicy. Wydaje mi się na tej podstawie, że ze względu na tę bliższą znajomość między głowami ich rodzin — bardzo prawdopodobne, by Cassius jako jeden z niewielu zdawał sobie sprawę z tego jak naprawdę wygląda sytuacja Nevella i mimo tego jego oziębłości, to widziałby jak ciężko to znosi. Na tym etapie powiedz mi: czy masz w głowie konkretną sytuację, w jaką można, by ich wrzucić, czy to na mnie spadałaby konieczność stworzenia im okoliczności na spotkanie?]

    Nevell Milsent

    OdpowiedzUsuń
  53. [Jak tylko sie opublikuje, porywam Cie na wątek!]

    juz niedlugo Antoinette d'Artois-Gore

    OdpowiedzUsuń
  54. [Jasne, ze opowiem. A jesli zechcesz, to Nettie moze sobie nawet upatrzyc Cassiusa, by go do tego klubu wprowadzic :>]

    OdpowiedzUsuń
  55. Drobne krople deszczu rozbijały się o szybę stożkowej komnaty nadając smętny rytm szarpanym strunom gitary. To nie był najbardziej produktywny dzień dla szkolnego zespołu, który przybity otaczającą aurą nie mógł wykrzesać z siebie ani krzty twórczej weny. Aerys leżała w poprzek miękkiego fotela i podrzucała w górę pergaminową kulkę, gdzie zapisany był tekst piosenki skreślany i poprawiany tyle razy, że prawie nie dało się już rozczytać pojedynczego słowa. Gitarzysta od godziny szarpał pojedyncze struny jakby chcąc znaleźć odpowiedni dźwięk, który natchnie zespół do dalszej pracy. Perkusista obracał w palcach pałeczki wybijając nogą tylko sobie znany rytm. Basista grzebał coś ze sprzętem, który w ostatnim czasie zaczął im szwankować i ostatnim razem niemal przekreślił ich wystąpienie na koncercie. Panna Barlow rozejrzała się po komnacie, westchnęła ciężko i podniosła się gwałtownie z fotela, że aż na chwilę ją zamroczyło.
    - Dobra kochani, nie ma sensu tutaj dłużej tak bezczynnie siedzieć- powiedziała spoglądając na twarze członków zespołu. - Odpocznijmy, napijmy się kremowego piwa, zróbmy sobie kilka dni przerwy. Ostatnio dużo pracowaliśmy, odetchnijmy swobodnie, a kiedy wyluzujemy wrócimy do pełnej formy- oznajmiła widząc zgodę w oczach pozostałych. Uśmiechnęła się do nich pokrzepiająco, uścisnęła każdego z nich po kolei i opuściła pokój wkładając zgnieciony pergamin do tylnej kieszeni spodni. Kiedy znalazła się wystarczająco daleko od stożkowej komnaty zatrzymała się, wzięła głęboki oddech, a dłońmi zaczesała włosy do tyłu.
    - Kogo ja chcę oszukać…- westchnęła sama do siebie kątem oka zerkając na hogwardzkie błonia. Niewiele myśląc skierowała się w stronę szklarni chcąc odetchnąć świeżym, pachnącym deszczem powietrzem. Stanęła na otwartej przestrzeni z twarzą skierowaną ku niebu, pozwalając by krople deszczu delikatnie opadały na jasną skórę. Chodź było odrobinę chłodno, było przyjemnie co przywołało w jej głowie dziecięce wspomnienia, kiedy to z kuzynką biegały po deszczu boso nie omijając żadnej przeszkody. Zamknęła oczy pozwalając, by umysł przywołał te ciepłe wspomnienia. Rozgrzany asfalt, ciepłe krople deszczu i piosenka, z ich ulubionej bajki…Anastazji. Malinowe usta wygięły się w uśmiech, a melodia w jej głowie stawała się coraz bardziej wyraźna. Ciało podchwyciło nutę bujając się subtelnie na boki, a ciche nucenie przerodziło się w cichy śpiew. Najpierw melodia, później doszły słowa, które wciąż dobrze pamiętała.
    - „ …nie wiem skąd znana mi, ta melodia gra we mnie. Dawnych wspomnień rzewnych ton, stukot kopyt w grudniowy szron…”- rozchodziło się w eterze przejmując całą kontrolę nad panną Barlow. Początkowo lekkie bujanie nabrało bardziej zdecydowanych ruchów, obrotów, kroków, a głos stawał się coraz głośniejszy, pewniejszy. Przy ostatnim wersie „ta melodia gra we mnie” powoli otworzyła oczy zauważając siedzącą na murku postać chłopaka. Nie skrępowała się, dokończyła piosenkę jednocześnie przesuwając zielonymi oczami po jego twarzy. Odgarnęła wilgotne włosy za ucho i uśmiechnęła się do niego serdecznie znikając za najbliższą szklarnią. Obeszła ją szybko choć po cichu chcąc zajść ślizgona od tyłu i gdy jeszcze rozglądał się po błoniach przysiadła na murku tuż obok.
    -Sonata quasi una fantasia - odezwała się nagle mając nadzieję, że za bardzo go nie wystraszyła. - Sonata księżycowa. Potrafisz ją zagrać bezbłędnie chociaż jeszcze dwa lata temu zdarzało ci się akcentować dźwięki w złym momencie. Piękny utwór tworzący jedność, składający się z trzech tak odmiennych części, a mówi wszystko, nie sądzisz?- zapytała unosząc lekko ramiona. Nic co związane z muzyką nie dzieje się bez jej wiedzy w tym zamku. To samo tyczy się Cassiusa, z którym mimo to że odbywała wspólne zajęcia to znała go tylko z widzenia i podsłuchiwania fortepianowych sonat granych w zaciszu lochów. Ze względu na status krwi i przynależność do domu, nigdy wcześniej nie odważyła się odezwać do niego, aż do dziś.

    Aerys

    OdpowiedzUsuń
  56. [Myślę, że spokojnie możemy zrobić z nich dobrych znajomych — są w końcu w tym samym domu, a poza tym Antoinette zależy na tym, by być w dobrych kontaktach… W zasadzie ze wszystkimi wokół. Ze względu na pochodzenie i charakter Cassiusa Nettie może po prostu w pewnym momencie próbować go wprowadzić do klubu, ale najpierw musi zaufać mu na tyle, by zdradzić tajemnicę, a poza tym “przetestować” jego moralność :D Dobra, to zaczynam. Jakby coś nie grało, zawsze możemy zmienić <3]

    Pokój wspólny Slytherinu był jednym z ulubionych pomieszczeń Antoinette w Hogwarcie. Przyjemny półmrok, zielonkawe światła i chłód sali sprawiały, że czuła się bezpiecznie rozluźniona, zupełnie jak w domu. Szczególnie umiłowała sobie kącik zaraz obok kominka, gdzie kanapy i fotele umiejscowione w kształcie litery “u” w pewien sposób były odseparowane od reszty pokoju — zwykle właśnie tam przesiadywała, w otoczeniu grupki znajomych. Dzisiaj jednak świadomie ominęła ulubione kąt, a swoje kroki skierowała prosto do stolika, przy którym siedział Cassius, zajęty prawdopodobnie pisaniem jakiegoś wypracowania. Przysunęła sobie krzesło ze stolika obok i usiadła obok niego.
    — Cassius — powiedziała słodkim głosem, gdy tylko na nią spojrzał. — Zastanawiam się, czy mógłbyś mi w czymś pomóc… Oczywiście, jeśli to nie byłby problem.
    Ściągnęła delikatnie brwi. Przez moment zastanawiała się, czy nie przywdziać na twarz miny zdruzgotanej kobiety w potrzebie, ale uznała, że Carrow jest na tyle inteligentny, że zaraz przejrzałby ją na wylot i koniec końców niczego by nie wskórała. Zamiast tego założyła włosy za ucho, spoglądając niepewnie w bok, po czym przygryzła wargę. W jej oczach błysnęły łzy.
    — Chodzi o… Pewną dziewczynę. — Ściszyła głos do szeptu. — Larę McPherson, tę Krukonkę z szóstej klasy. Uwzięła się na mnie. Udaje dobrą przyjaciółkę, a tak naprawdę jest… Pewnie myślisz, że to głupie, wiem, ale naprawdę nie mam się do kogo odezwać. Nawet nie chciałam tego robić, ale po tym, jak ostatnio złapała mnie na korytarzu… Nie umiem się bronić, kompletnie nie idą mi zaklęcia obronne. Muszę zrobić cokolwiek, żeby mi dała spokój.
    Westchnęła i sięgnęła ręką do twarzy, którą zaraz z powrotem opuściła. Niczym zawodowa aktorka.
    — Wiesz, w poniedziałek są te nasze zajęcia klubu pojedynków. W zasadzie jest mi trochę wstyd, ale... pomyślałam sobie, że może jakby dać jej nauczkę, to w końcu przestałaby się tak zachowywać?
    Lara McPherson już od kilku miesięcy działała Antoinette na nerwy. Nie dość, że na zajęciach klubu pojedynków górowała nad większością uczniów umiejętnościami i nie omieszkała się tym szczycić, to jeszcze zapisała się od tego roku na dodatkowe zajęcia z eliksirów. Była hałaśliwa i trzpiotowata, i Antoinette coraz trudniej było przymykać oko na jej zachowanie — udawanie miłej sprawiało jej taką trudność, że zaczęła obawiać się, iż Lara za niedługo posmakuje prawdziwego charakteru swojej domniemanej przyjaciółki. Nie mogła na to pozwolić. Postanowiła nauczyć ją pokory, a przy okazji przekonać się, jak bardzo jej ostatni cel jest w stanie ubrudzić sobie ręce.
    — Co powiesz na bycie partnerem w zbrodni?

    OdpowiedzUsuń
  57. [ <3 ]


    Tak, cóż, sam notes był dla dziewczyny niebywale cenny, ale jego wnętrze stanowiło o wiele większą wartość. Fiorinna od pierwszego roku w Hogwarcie prowadziła go sumiennie aż do dziś, zapisując na jasnych kartkach wszystkie przydatne zaklęcia, które poznała, a o których wiedzy nauczyciele nie udzielali im zbyt chętnie; swoje prywatne przemyślenia i pomysły; niezwiązane z tematem bazgroły, a nawet kilka wierszy. Te kilkaset zapełnionych stron mówiło o niej więcej, niż kilka minut spędzone w jej towarzystwie. Z czasem cienkie kartki zgrubiały od tekstów i rysunków, a objętość samego dziennika zwiększyła się niemal dwukrotnie. Rinn wkładała do niego wycinki z innych dzieł, luźne kartki oraz kilka mniejszych pamiątek. Wprowadziła też znaczniki, by nie zgubić się w obszernej treści, w efekcie czego jej własność przypominała teraz niemal jedną z tych starych ksiąg zaklęć, które widywało się czasami w bibliotece - nadgryzioną zębem czasu, ale wciąż użyteczną. Osmalona okładka czyniła go jeszcze cenniejszym. Rinn powstrzymała się nim sięgnęła po torbę, by pokazać notes Cassiusowi, ale nie dlatego, że czułaby się skrępowana wyjawiając mu swoje sekrety… Obawiała się zdradzić mu jeden konkretny: że było na tym świecie coś, co na tą chwilę szczerze ją przerażało i nie potrafiłaby teraz stawić temu czoła. Nie była to kwestia obdarzenia Carrowa nowym zaufaniem, a po prostu odświeżeniem starego. Ona także przeszła pewną metamorfozę i nie chodziło tylko o wygląd zewnętrzny.

    Młoda Rosier zesztywniała cała, gdy tylko stało się jasne, że temat zmian jest dla Ślizgona może nie tyle trudny, co po prostu drażniący. Wolał nie opowiadać o tym, do czego został przez życie zmuszony i ona doskonale to rozumiała, ale naprawdę chciała wiedzieć. To była podstawa potrzebna jej do zrozumienia jego obecnej kreacji. Pamiętała chłopca sprzed pięciu lat, którego spotkała w pokoju wspólnym po raz pierwszy swojej trzeciej nocy w Hogwarcie, kiedy próbowała wymknąć się na korytarz, by zwiedzić zamek. Siedział na kanapie i wpatrywał się w nią z takim samym zaciekawieniem, jak ona w niego, a potem ni z tego, ni z owego po prostu się uśmiechnął. Nie w ten specyficzny, przekpiewczy sposób, ale tak, jakby wiedział... Właśnie dlatego usiadła wtedy obok niego i tak samo niemal każdej kolejnej nocy, gdy któreś z nich miało problemy ze snem. Teraz Cassius także się uśmiechał, ale w inny sposób. Nie tylko jakby wiedział, ale przede wszystkim tak, jakby rozumiał i cierpiał z tego powodu, chociaż prawdopodobnie nikomu by się do tego otwarcie nie przyznał.
    — Widzę cię, Cass — kiedy się w końcu odezwała, po wesołości praktycznie nie było żadnego śladu. Obserwowała Carrowa uważnie, próbując przeniknąć spojrzeniem przez kolejne warstwy jego pancerza, jakby dzięki temu miała poznać prawdę. — I chciałabym wiedzieć, co ona z tobą zrobiła… — wyznała, ostrożnie dobierając ton głosu do słów.
    Pozwalała brunetowi lustrować swoją twarz, bo zdawała sobie sprawę, że ostrzejszych rysów, sińców pod oczami i zmatowiałych, pociemniałych tęczówek on także nie będzie potrafił sobie wytłumaczyć, a miały przecież jakąś przyczynę. O wiele bardziej niż takie obserwacje irytował ją fakt, że odkąd krew wili w jej żyłach dała o sobie znać, dla niektórych ta chorobliwa wręcz bladość i piętno minionych wydarzeń mogły wydawać się atrakcyjne. To była jedna z rzeczy, których w sobie nieawidziła, a na które nie miała żadnego wpływu.


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  58. Tak naprawdę Aerys podeszłaby do Cassiusa już dawno, gdyby nie przyjaciółka, która wyczuła jej zamiary zanim panna Barlow zrobiła krok w stronę ślizgona. Pociągnąwszy za rękaw szaty usadowiła blondyneczke na krześle przedstawiając pokrótce historię rodziny Carrow oraz ich żelaznych zasady, o których plotki roznosiły się wręcz z nieprawdopodobną prędkością. Na osobie spoza magicznego światka opowieść ta robiła piorunujące wrażenie i skutecznie przez lata trzymała gryfonkę na odległość. Jednak muzyka, który wydobywała się spod palców Kasjusza ujmowała ją na tyle, że potrafiła stać godzinami z policzkiem przyklejonym do zimnych murów i wsłuchiwać się w łagodne tony fortepianowych sonat. Z resztą, pierwsza piosenka Wyjców oparta jest na odwróconej sekwencji akordów sonaty, którą Carrow grywał na czwartym roku. Ciekawe czy zauważył jakieś podobieństwo…
    - Ja uwielbiam Mariage d’amour skomponowany przez Senneville’a - odparła natychmiast, a w głowie od razy rozbrzmiały jej delikatne dźwięki fortepianu. Zawsze ta melodia kojarzyła jej się z pierwszym, delikatnym wiosennym deszczem, który budzi naturę do życia.
    Uśmiechnęła się spuściwszy na chwilę wzrok, gdy usłyszała komplement. Zaczesała włosy na jedną stronę i ponownie utkwiła spojrzenie w chłopaku.
    - Dziękuję, to bardzo miłe, że tak uważasz- odpowiedziała czując ciepło rozchodzące się po policzkach. - Ach, to…to tylko piosenka z bardzo starej animowanej, mugolskiej bajki, którą oglądałam z kuzynką bez przerwy- odparła po chwili zdając sobie sprawę, że czystej krwi czarodziej mógł nigdy nawet o niej nie słyszeć więc szybko naprawiła swój błąd. - Opowiada historię młodej dziewczyny, która jako dziecko straciła pamięć i kiedy osiąga pełnoletność pragnie odnaleźć swoją rodziną. Jedyne co posiada to naszyjnik z grawerem „ razem w Paryżu” i tam domyśla się, że znajdzie odpowiedzi na pytania. W trakcie swojej podróży spotyka chłopaka- Dymitra i jak zapewne się domyślasz wraz z rozwojem fabuły rodzi się między nimi uczucie. Na końcu okazuje się, że ta z pozoru zwyczajna sierota jest księżniczką, córką samego cara, ostatnią z rodu Romanowów. Piosenka, którą słyszałeś główna bohaterka Anastazja śpiewała ze swoją ukochaną babcią, a jej naszyjnik był kluczem do pozytywki, która grała tę samą melodię. Nie wiem dlaczego, ale ta piosenka za każdym razem robiła na mnie ogromne wrażenie- westchnęła unosząc kąciki ust ku górze. - Mogłabym Ci ją zagrać na fortepianie jeśli oczywiście byś chciał- dodała po chwili, a odnajdując jego pytające spojrzenie pospieszyła z odpowiedzią. - Ja umiem tylko kilka utworów, znam podstawy, ale nie jestem w żadnym aspekcie wirtuozem tego instrumentu.
    Tata nauczył ją co nieco i to co pragnęła sama się nauczyć ćwiczyła, ale nie poświęcała temu instrumentowi za wiele uwagi. Dużo częściej sięgała po gitarę lub ćwiczyła głos uważając wciąż, że nie jest tak doskonały jak by sobie tego życzyła.

    muzyka

    Aerys <3

    OdpowiedzUsuń
  59. Zdawało się, jakby dla Antoinette czas się zatrzymał — jej myśli krążyły w tak szybkim tempie, że wystarczył ułamek sekundy, by przez jej twarz jednocześnie przeszła cała gama emocji. Ułamek sekundy, w trakcie którego Cassius zdążyłby zaledwie mrugnąć okiem.
    Po pierwsze, nie zdziwił ją jego chłód, choć musiała przyznać, iż spodobała jej się ta automatyczna, zimna kalkulacja problemu przez chłopaka. Żądał wyjaśnień, jakby zakładał, że Antoinette ma w tym wszystkim jakiś ukryty cel — o Merlinie, jak bardzo się w tym momencie nie mylił! Po drugie, musiała się zastanowić, jaką obrać teraz taktykę. Pójście w zaparte i udawanie pokrzywdzonej wydawałoby się najbardziej logiczne, chociaż musiała przecież w końcu uchylić rąbka tajemnicy, ale kiedy byłby na to najlepszy czas? Po trzecie, kłamstwo ma krótkie nogi, dlatego dobrze byłoby mu znaleźć odpowiednie buty — plan na sposób nauczki na szczęście przygotowała już wcześniej.
    — Bo jesteś jedynym spośród moich znajomych z Klubu, którego uważam za godnego, jeśli nie najlepszego przeciwnika dla Lary. I jeśli wyzwiesz ją na pojedynek, nie będzie niczego podejrzewać — powiedziała, w zasadzie zgodnie z prawdą, a jej wzrok omiótł twarz chłopaka. — A ona, jeżeli nauczy się trochę pokory, może przestanie męczyć słabszych.
    Wyciągnęła przed siebie rękę i podwinęła odrobinę rękaw szaty. Na nadgarstku i wyżej, aż do połowy przedramienia, ciągnęła się prosta, czerwonawa rana, która powoli zaczynała się zabliźniać. Najczęściej takie urazy powstawały na skutek uderzenia mocnego zaklęcia, ale w większości przypadków znikały po krótkim czasie. Historia tej oczywiście nie miała niczego wspólnego z Larą, ale Cassius nie musiał o tym wiedzieć — w zasadzie nie powinien.
    — A co działa na człowieka lepiej, jeśli nie kara cielesna? — zapytała ciszej, unosząc brwi. W jej głosie zabrzmiała twarda nuta; tym razem również mówiła zgodnie z własnym przekonaniem, nie kłamała. Po chwili jednak ściągnęła rękaw szaty i zaplecione ze sobą dłonie złożyła na podołku, a z jej twarzy zniknął poważny wyraz. — Nie jestem typem osoby, która skarży się nauczycielom, bo ktoś się nad nim znęca, ale też nie chcę zrobić jej krzywdy. Chciałabym po prostu, żeby się ode mnie odczepiła. Pomożesz mi?
    Plan był całkiem prosty. Antoinette chciała jedynie wytrącić Cassiusa z równowagi, zbadać jego charakter — jego zimna i opanowana postawa zawsze wydawała się dziewczynie jedynie grą przed publicznością. Nie szukała przecież do Klubu Obliviate osób co cna okrutnych, może jedynie takich z lekko zachwianą moralnością, zdolnych do wielu zabaw... Czasem niebezpiecznych, a momentami po prostu głupich.
    Nie wątpiła ani trochę w to, że McPherson pomoże jej odrobinę w wykonaniu planu. Sama była tak irytującą postacią, że zapewne w momencie, gdy usłyszałaby o wyzwaniu chłopaka, obrzuciłaby go złośliwymi i kąśliwymi komentarzami na temat swojego talentu. Jeśli d'Artois-Gore miałaby farta, może Krukonka byłaby w stanie doprowadzić Cassiusa do lekkiej irytacji, w najlepszym wypadku gniewu. A potem, już w trakcie pojedynku, Antoinette oszołomiłaby Larę w momencie, gdy chłopak rzuciłby jakieś mocne zaklęcie. I zobaczyłaby, co gniew by z nim zrobił — czy Carrow wykorzystałby okazję i zrobił dziewczynie jakąś krzywdę, czy by ją upokorzył przed towarzystwem, czy może pobiegłby na ratunek. Chciała zrzucić z niego maskę. Albo przekonać się, czy ona rzeczywiście tam jest.

    OdpowiedzUsuń
  60. Kiedyś, gdy nazwisko Rosier kojarzyło się wszystkim z tymi Rosierami, ktoś pokroju matki Cassiusa nigdy nie uznałby Fiorinny za "niegodną". Była w końcu dziedziczką śmierciożercy, któremu udało się zabrać ze sobą na tamten świat połowę twarzy jednego z najlepszych Aurorów w historii, co już samo w sobie świadczyło o jej potencjale. Odkąd jednak kilka lat temu po czarodziejskim świecie rozniosły się plotki o objęciu przez jej ojca stanowiska zastępcy szefa amerykańskiego oddziału Aurorów, wiele rodzin straciło nadzieje na udany sojusz. Wydanie Rinn za jednego z Kinsley'ów miało tylko podkreślić zmiany w nastawieniu jej rodziny do świata i historii. Ona jednak we wczesnych latach młodości zdążyła przyzwyczaić się do wrogości i niechęci, dlatego nigdy jakoś szczególnie nie przejmowała się opinią pani Carrow. Nie miały w końcu okazji się poznać, a ostatnim czego Fiorinna mogłaby chcieć, było przekonanie kobiety oldo zmiany zdania o sobie. Brak zainteresowania z jej strony był nawet pokrzepiający, choć niekiedy mocno utrudniał jej kontakt z Cassiusem.
    Kiedy, pomimo widocznych oporów, Ślizgon zdecydował się jej odpowiedzieć, jego słowa wcale jej się nie spodobały. I to wcale nie dlatego, że chciałaby usłyszeć coś innego. Po prostu... Skrzywiła się nieeleganvko i chwyciła jedną z poduszek, by zaraz rąbnąć nią chłopaka w ramię. Raz, a potem drugi. Zapewne z chęcią powtórzyłaby ten manewr jeszcze kilkukrotnie, ale zamiast tego opanowała się trochę i nachyliła nieznacznie w kierunku bruneta, wlepiając w niego tylko nieco dzikie spojrzenie.
    — Już sam fakt, że tak twierdzisz przeczy twoim słowom, Carrow — syknęła, ale nie wyglądało na to, że zamierza się z nim o to dłużej sprzeczać, bo zaraz wróciła do poprzedniej pozycji, a jej rysy odrobinę złagodniały. — Ale nie martwię się — przyznała zgodnie z prawdą i także uniosła kącik ust. — Wiem, że sobie z tym jakod radzisz... Poza tym, jestem tu teraz i zamierzam zapobiec dalszej katastrofie — oznajmiła, a ton jej głosu powinien dać mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma sensu odwodzić jej od tego pomysłu, było już za późno.
    Kiedy Cassius przejął pałeczkę i zadał jej to samo, dość oczywiste pytanie, tym razem nawet się nie skrzywiła. Wiedziała, że go to w końcu zainteresuje i przygotowywała się na to psychicznie przez ostatnie kilkanaście minut. Dlatego teraz jedynie wzruszyła nieznacznie ramionami.
    — Poza tym, że zabrali mnie ze szkoły, zaciągnęli ze sobą na drugi koniec świata, a ostatnie postanowili oddać obcym jak dojną krowę? — zapytała, nie szczędząc sobie przy tym sarkazmu i odrzuciła na bok poduszkę, by zmienić pozycję. Zsunęła stopy na posadzkę i nachyliła się żeby rozwiązać buty i pozwoliła, by włosy przysłoniły jej twarz, gdy kontynuowała. — Nauczyli mnie też wielu rzeczy, ale nie martw się, Cass, to w końcu nic złego...
    Nie czuła się źle z tym, że skopiowała jego wypowiedź, a nawet specyficzny sposób, jakim wypowiedział te słowa. To nie było ncc osobistego, po prostu skoro on traktował ten problem w tak powierzchowny sposób Rinn uznała, że nic nie stoi na przeszkodzi, by i ona tak zrobiła.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  61. [Dziękuję serdecznie za powitanie! Widząc jego nazwisko, nie dziwi mnie wcale historia, choć mimo wszystko wciąż smuci. Ładna, spójna kreacja, a estetyka karty zachwyca.]

    Kayleigh Preston

    OdpowiedzUsuń
  62. Barlow nie była z tych osób, które długo rozważają wszystkie za i przeciw nim podejmą jakiekolwiek kroki, od tego ma przyjaciół. Ona natomiast najpierw działała, a potem myślała nad ewentualnymi konsekwencjami swoich czynów co niejednokrotnie przysparzało jej problemów lub ciekawych zdarzeń, jak zwał tak zwał. Poza tym, ona niczym nie ryzykowała poza plotkami, które można było przekuć w pożądane zainteresowanie całym zespołem. Jednakże dla Cassiusa plotki o jakimkolwiek ich spotkaniu nie byłyby mu na rękę co doskonale rozumiała i szanowała. Dlatego też uśmiechnęła się słysząc zaskakujące acz miłe ponaglenie z jego ust.
    - Idziemy!- odparła zeskakując z murka i odruchowo chwyciła skrawek rękawa jego szaty ciągnąc delikatnie za sobą. O tej godzinie większość uczniów powinna być na zajęciach, jednak zawsze mogli znaleźć się wagarowicze i uczniowie z siódmych klas, którzy czasami wolnego czasu mieli aż nad to. Szła krętymi korytarzami, schodami w dół, przejściem za gobelinem, skręciła w prawo, potem szli długo prosto, a potem w lewo….stop! Zatrzymała się gwałtownie i odwróciwszy się na pięcie pchnęła Cassiusa ręką do ściany skrywając go w cieniu rzucanym przez pobliskie zbroje. Niewielka grupa uczniów właśnie wychodziła z sali, gdzie odbywały się próby chóru jak również znajdowały się wszelkie instrumenty potrzebne dla szkolnej orkiestry będąc też na użytek każdego pasjonata muzyki, który chciał poćwiczyć. Przez lata liczba wirtuozów i wielbicieli muzyki klasycznej wzrosła w Hogwarcie, a dyrektor robił wszystko co w jego mocy, by rozwijać i pielęgnować ich talenty. Gdy grupa uczniów ich minęła, Aerys wyjęła różdżkę gasząc pobliską pochodnię i podbiegła do drzwi komnaty muzycznej. Zawahała się przez ułamek sekundy po czym pchnęła ciężkie, dębowe drzwi zapraszając ślizgona do środka. Ciche trzaśnięcie wywołało u niej delikatny dreszcz, gdy przeczesywała wzrokiem te wszystkie piękne instrumenty, aż jej oczy ostatecznie spoczęły na pięknym, lśniącym fortepianie. Wolnym krokiem ruszyła w jego stronę i zajęła miejsce. Spojrzała na chłopaka i poklepała miejsce obok siebie dając mu jednoznacznie znak, by zasiadł obok niej. Rozgrzała palce, kilka ćwiczeń rozciągających, głęboki oddech i sprawdzenie kilku dźwięków.
    - Chwileczkę, dawno nie grałam- szepnęła nieco zmieszana szukając dźwięku i tonacji. Zanuciła piosenkę wciskając konkretne klawisze. - Tutaj jesteś- powiedziała bardziej do siebie po czym wzięła głęboki oddech, a salę wypełniła muzyka. Ups, błąd. Jeszcze raz, jeszcze raz i dopiero za trzecim otrzymała tą jedną, bezbłędną melodię. Uśmiechnęła się i wyprostowała się bardziej będąc dumna, iż wciąż pamiętała jak zagrać. Palce tańczyły na klawiszach fortepianu, zamknęła oczy i dopiero, gdy poczuła się pewnie zaczęła śpiewać ukochaną piosenkę z dzieciństwa. Musiała bardzo się skupić, by połączyć obie czynności w jedną, bezbłędną całość. Z każdą chwilą czuła się coraz pewniej, zapominając o obecności chłopaka, a skupiając się całą sobą na muzyce, pozwalając by ją przeszywała, przenikała i ostatecznie wypełniała. Ostatnich kilka dźwięków lekkich niczym wiosenna bryza, wysokie zakończenie i finał. Spojrzała na Kasjusza unosząc jeden kącik ust ku górze.
    - Teraz twoja kolej- oznajmiła przesunąwszy się w bok, by zostawić mu więcej miejsca.

    Aerys <3

    OdpowiedzUsuń
  63. Rinn postawiła buty obok kanapy i na powrót się na nią wspięła. Usiadła w jednym rogu prostując przy tym nogi, by zaraz wsunąć bezczelnie zmarznięte stopy pod uda Ślizgona.
    — Wcale tak nie uważam — odpowiedziała, bo tak też w istocie było. — Chciałabym żeby to nie było nic złego, wtedy łatwiej byłoby mi to zaakceptować — sprostowała, zdradzając brunetowi swoje myśli. Uniosła dłonie, by następnie wsunąć je między długie kosmyki i zagarnąć je na tył głowy, by nie drażniły jej policzków i ust delikatnym łaskotaniem. — To wszystko jest po prostu okropnie niesprawiedliwe, Cass — skwitowała z cichym westchnieniem.
    Co do zaręczyn, nie doszło do nich jeszcze oficjalnie. Rodzice zabrali ją do posiadłości Kinsley’ów i wyznali swój plan, ale Fiorinna kategorycznie odmówiła poślubienia Archera, co niestety nie spotkało się ze zbyt pozytywną reakcją. W końcu państwo Rosier postanowili posłużyć się starą jak świat metodą marchewki i kija... Przy czym spędzenie ostatniego roku w Hogwarcie miało być oczywiście wspomnianą marchewką. Na tą propozycję Rinn ostatecznie przystała, widząc w niej swoją ostatnią szansę na ratunek. Postanowiła, że tak długo jak będzie trzeba zmusi się do udawania, że pogodziła się z myślą o zamążpójściu, a potem - gdy już uśpi czujność rodziców - w końcu ucieknie, tym razem na dobre.
    — Dajże spokój i spójrz tylko na siebie — powiedziała w odpowiedzi na jego kolejne pytanie. Skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej i utkwiła w Cassiusie nieco zniecierpliwione spojrzenie. — Na brodę Merlina, jesteś okropnie ponury, sztywny jak struna, a twoje oczy przyprawiają o ciarki — zauważyła, nawet nie wahając się przy żadnym z tych stwierdzeń. Wątpiła, by chociaż w samym Slytherinie znalazły się więcej niż dwie osoby, które odważyłby się rzucić mu taką prawdą prosto w twarz. — Z taką postawą i z takim wyglądem mógłbyś śmiało uchodzić za cholernego księcia ciemności — podsumowała trochę zbyt emocjonalnie, niż na początku planowała.
    — Co jest, Cassusie, młode czarownice na to lecą? — zapytała, unosząc nieznacznie jedną brew nim zdążyła ugryźć się w język. Szczerze mówiąc, jeśli o to chodziło, nie byłaby to wcale taka zła strategia. Gdyby nie poznała Carrowa wcześniej zapewne czułaby się mocno zaintrygowana jego złowróżbną aurą. — Na tą chwilę właśnie tą katastrofę mam na myśli — mruknęła, z całych sił starając się nie odwrócić wzroku. — Nie pozwolę, żebyś przestał się uśmiechać, przynajmniej dopóki jeszcze tu jestem...
    Dokładnie w tym samym momencie dotarło do niej, że taki książę ciemności, który nagle zacznie się uśmiechać może tylko przyciągnąć więcej zainteresowania i dziwnie się z tym poczuła. Odbiło się to na jej twarzy, gdy przymrużyła oczy i odwróciła wzrok. Szczerze mówią, to było głupie. Przez pierwsze lata nauki miała Carrowa niemal na wyłączność, ale teraz, po pięciu latach wszystko mogło się przecież zmienić i już wiedziała, że to również ciężko jej będzie zaakceptować..


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  64. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy nie to właśnie zrobił on sam, gdy Fiorinna poinformowała go o zaręczynach? Czy nie ocenił jej słów, jej nastawienia do sytuacji zbyt pochopnie? Nie powinien był tego robić, tak jak ona nie powinna była tego wszystkiego powiedzieć, ale oboje mieli prawo do popełniania błędów. Przynajmniej co do jednego Carrow miał rację, nie znali się teraz zbyt dobrze, a jako, że Ślizgon nie chciał nic zdradzić dobrowolnie wypowiadała kolejne słowa, naciskała na niego, a następnie obserwowała jego reakcje, wyraz twarzy i każdą zmianę, jaka zachodziła w nim w ciągu tych kilku minut. Dlatego zauważyła, w którym dokładnie momencie popełniła swój błąd i po spojrzeniu jakie jej posłał, wiedziała, że tego pożałuje. Nie powinna była podchodzić do tego w ten sposób, próba zmanipulowania go była podła i niesprawiedliwa. Tym bardziej, że utraciwszy kawałek duszy ona sama również przestała się prawdziwie uśmiechać. To, co na dzień dzisiejszy przedstawiała ludziom było zazwyczaj puste, sztuczne…
      Na słowa Cassiusa zesztywniała, a choć zacisnęła pięści na bokach nie powróciła do niego spojrzeniem. Utkwiła je w jakimś punkcie na ścianie i słuchała uważnie, każde zdanie bardzo dokładnie zapisując sobie w pamięci. Zabolało. Nie spodziewała się nawet, że będzie uwierało tak mocno, a gdy poczuła ten dziwny ucisk w klatce piersiowej poczuła tym większą złość, ale nie na Carrowa. Na siebie, choć nawet nie za to, co właśnie zrobiła. Zasłużyła sobie na ten przytyk. Zasłużyła sobie pewnie na wszystko, co ją spotkało i być może lepiej by było, gdyby on także ją znienawidził. Bo ona siebie nienawidziła, nienawidziła tej bezsilnej czarownicy bez marzeń, bez przyjaciół, bez swojego miejsca na świecie.
      — Wolałabym jednego księcia ciemności niż stu Kinsley’ów — wymamrotała z nieukrywanym żalem, kątem oka śledząc wędrówkę bruneta. Nie miała mu za złe takiej reakcji. Nie powinna wchodzić z buciorami w jego życie, ale przecież nie chodziło jej o zmianę jego obecnego charakteru. Miała na myśli tworzenie powodów, dla których uśmiechanie się nie wydawałoby się takie… bolesne, to wszystko. Ponieważ ona również wolała zapamiętać go jako przyjaznego, choć dość cichego chłopca. Uznała jednak, że nie będzie mu tego teraz tłumaczyć, bo to nie usprawiedliwiało próby wymuszenia na nim jakiejś reakcji.
      — A starsze? — dopytała, a kącik jej ust zadrżał niekontrolowanie. To nie była prowokacja, właściwie całkiem szczere pytanie.
      Mógł się w końcu na nią gniewać, nie chciała tylko żeby wyszedł. To było jego miejsce, on znalazł pokój życzeń i gdyby teraz ją tutaj zostawił, straciłoby pewnie dla niego na wartości, dlatego wolała opuścić je pierwsza. Z cichym westchnieniem znów opuściła stopy na chłodną posadzkę i sięgnęła po buty. Nie założyła ich jednak, jedynie związała razem sznurowadła i podniosła je w formie tobołka, który miała zamiar przełożyć przez torbę.
      — Próbowałam uciec, wiesz… — urwała na chwilę, po czym podniosła się powoli do pionu i podeszła do torby — ...od tego wszystkiego. Ale tylko raz — wyznała, w tym samym czasie przewieszając sobie torbę przez ramię. Uznała, że w ramach przeprosin może mu dać chociaż tyle. — Wybudziłam się ze śpiączki i po prostu nie potrafiłam znieść myśli o zostaniu z nimi kolejnych kilku minut, więc uciekłam ze szpitala bez słowa — kontynuowała, pokonując te kilka kroków, by zatrzymać się przed nim, choć wciąż w sporej odległości. — A ojciec wysłał za mną aurorów, jak za kryminalistką, jakby to była wielka zbrodnia.


      [ Wybacz, że popsułam trochę sielankowe spotkanie po latach, ale uznałam, że nie może być zbyt kolorowo... Gdyby wszystko poszło gładko, nie byłoby zbyt autentycznie, a przy ich temperamentach muszą się czasem posprzeczać. :D Jeśli Ci to nie odpowiada to przepraszam! Jedno słowo, a obiecuję, że więcej nie będę... ]

      Rinn

      Usuń
  65. Wiedziała, że się zgodzi. Ktoś, kto poświęcił tyle czasu na naukę gry na fortepianie wkładając w to nie tylko wiele wysiłku, ale również emocji, nie oparłby się możliwości zagrania wybranego utworu. Nie musiał teraz skupiać się na idealnym odzwierciedlaniu wizji autora, a całkowicie ponieść się chwili, muzyce, uczuciom…Choć Aerys miała wrażenie, że nie łatwo przychodzi to Cassiusowi. Grał przepięknie, ale jednocześnie przedstawiał idealną kopię jednego z kompozytorów. Nie to, że jej się nie podobała ta perfekcja, ale co gdyby wydobyć go z tej strefy komfortu?
    Nie znała utworu, który nagle rozbrzmiał w sali. Zmarszczyła brwi chcąc się bardziej skupić i przeszukując umysł w poszukiwaniu tytuły, ale na nic zdały się wysiłki. Melodia ta była dla niej nowa, lekka i orzeźwiająca. Patrzyła na jego palce naciskające odpowiednie klawisze spod których wydobywała się czarująca muzyka. Zamknęła oczy obrazując sobie dane dźwięki i tym bardziej wczuwając się w jej nastrój jak i przesłanie. Była to przyjemna i relaksująca chwila do tego stopnia, że gdy Cassius przestał grać w jej głowie wciąż rozbrzmiewała ta melodia. Dopiero po dłuższej chwili podniosła powieki napotykając złote oczy Kasjusza. Miał naprawdę ładne oczy…jak na ślizgona oczywiście. Uśmiechnęła się spuszczając wzrok.
    - Piękne- powiedziała po chwili wpatrując się w klawisze fortepianu. - Czy mógłbyś zagrać jeszcze raz, ale tylko prawą ręką?- zapytała czekając na jego odpowiedź. Chodź mogło wydawać się to dziwne z początku, chłopak podjął się zadania. Panna Barlow natomiast przejęła lewą stronę wystukując dźwięki wyższe, zupełnie odmienne niż w oryginale utworu. - Teraz o ton niżej…- poprosiła zamykając oczy, by lepiej słyszeć muzykę. - Jeszcze niżej…- dodała po chwili- idealnie- szepnęła bardziej do siebie niż do niego. Zmieniła sekwencję akordów używając jednocześnie bazy z innego znanego utworu. Zatrzymała się na chwilę, odetchnęła…- a gdyby zrobić tak- mruknęła czekając na odpowiedni dźwięk ze strony Cassiusa i zaczęła grać podobne, a jednocześnie zupełnie odmienne dźwięki, które uzupełniały się z częścią wygrywaną przez ślizgona niczym perfekcyjnie stworzona symfonia. Uśmiechnęła się sama do siebie będąc pod wrażenie efektu jaki otrzymali wspólnymi siłami. - A może by tak…- zerwała się nagle na równie nogi i obeszła fortepian dookoła stając na przeciwko chłopaka. - Mógłbyś za mnie…dziękuję…ta ta tarara rara - zanuciła do rytmu wyjmując z tylnej kieszeni spodni pomięty skrawek pergaminu. Prawie nic nie dało się rozczytać jednak ona sama to pisała więc większość tekstu znała na pamięć. -….gdy miłość swój niewybaczalny rzuci czar, dlaczego tarcze stawiasz tam, gdzie bezsilną jest…- zaśpiewała czysto wprost do melodii tak pięknej granej przez Kasjusza. Pod koniec tekstu uśmiechnęła się szeroko, pisnęła głośno i podskoczyła kilkakrotnie nie mogą utrzymać radości na wodzy. Podbiegła do ślizgona ujmując jego twarz w dłonie i ucałowała w czoło, po czym odsunęła się do tytułu z niedowierzaniem patrząc na wymięty pergamin.
    - Kasjusz, jesteś genialny!- odpowiedziała kładąc nacisk na ostatnie słowo. - Musimy to koniecznie zapisać- zakomunikowała siadając obok chłopaka i rozglądając się za jakimś piórem z kałamarzem.

    Barlow muzyk

    OdpowiedzUsuń
  66. To nie była do końca prawda. Rodzice Fiorinny wiedzieli, że ich córka zawsze pragnęła wrócić do Hogwartu, i że z radością oddałaby godziny domowych lekcji oraz treningów za to, by jeszcze raz - chociaż na chwilę - znaleźć się w tym angielskim zamku… Nie potrafili tylko zrozumieć dlaczego. Mimo wszystko, kiedy postanowili posłużyć się swoją wiedzą, by ją zmanipulować mogła im odmówić. Mogła machnąć na to ręką i zostawić przeszłość za sobą, ale chciała znów poczuć się bezpieczna. Chciała znów poczuć, że ma władzę nad własnym życiem, nawet jeśli było to tylko złudne wyobrażenie. To ona podjęła decyzję o powrocie. Mogła zostać w Ameryce wciąż zaręczona wbrew własnej woli, ale wybrała powrót, wybrała… Cóż, siłą rzeczy wybrała Cassiusa, ponieważ na tamtą chwilę to właśnie oznaczało dla niej słowo dom. Środek nocy, ten pokój wspólny, tą kanapę, tego Ślizgona. To wydawało się być w porządku. Aż do teraz. Teraz okazało się dla niej wyjątkowo rozczarowujące. Nie była już tą młodą czarownicą, która przychodziła do niego z każdym problemem.
    Podchwyciła spojrzenie Carrowa i zmarszczyła brwi w konsternacji na jego wyznanie. Więc jednak nie różnili się aż tak bardzo. Kiedy słowa zawisły w powietrzu, a w pomieszczeniu na moment zapanowała cisza Rinn jakoś tak mimowolnie zsunęła się wzrokiem niżej, próbując doszukać się jakichś oznak kary za jego występek. Carrowowie lubili karać, nie było to wcale wielką tajemnicą, a kiedy sobie o tym przypomniała jej spojrzenie stało się bardziej uważne, badawcze. Nie potrafiąc się powstrzymać sama podniosła prawą dłoń i sięgnęła do lewej łopatki, gdzie pod materiałem bluzki widniała brzydka blizna. Tak się składało, że jej ojciec faktycznie miał podstawy, by posłać za nią aurorów i Cassius mógł mieć pewność, że nie poddała się tak łatwo.
    — Spotkałeś kiedyś dementora z bliska, Cass? — zapytała, postanawiając iść za ciosem, gdy zadał jej pytanie. Zrobiła kolejny krok w jego stronę, ale zaraz zatrzymała się i odwróciła wzrok, nagle dziwnie speszona. Przygryzła dolną wargę, zastanawiając się nad tym, co powinna mu powiedzieć. Ostrożnie zsunęła torbę na ziemię i wznowiła wędrówkę, tym razem zatrzymując się dopiero tuż przed nim. Zaledwie kilka centymetrów. Jeszcze trochę, a po prosu przylgnęłaby do niego, całkowicie naruszając jego przestrzeń osobistą. — Z tak bliska, że czułeś jego oddech na karku? Z tak bliska, że towarzyszący mu chłód odbierał ci oddech?


    [Okej, to się cieszę. xD]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  67. W końcu więc odpuściła i przeniosła wzrok najpierw na jego splecione na klatce piersiowej dłonie, a potem wyżej, ku jego oczom. Uniosła nieznacznie kącik ust, choć nie w uśmiechu. Delikatne wykrzywienie warg przypominało bardziej grymas żalu, jak gdyby postawa bruneta sprawiałą jej pewnego rodzaju… zawód? Odgrodził się od niej, jak gdyby miała wyrządzić mu swoją nagłą bliskością jakąś krzywdę i ta świadomość wywołała kolejne, mimowolnie ukłucie gdzieś w okolicach klatki piersiowej. Chociaż Cassius Carrow był ostatnią osobą, którą chciałaby skrzywdzić.
    — I dobrze — wycedziła cicho przez zęby i zacisnęła dłonie na materiale spódnicy, by ich przypadkiem nie unieść i nie chwycić brody Ślizgona między chłodne palce. Fiorinna zdawała sobie sprawę z tego, że brunet wie o dementorach wystarczająco dużo ze swoich lektur, ale to było nic w porównaniu z tym, jak przerażające mogło być spotkanie z jednym z nich w istocie. Nie mówiąc już o spotkaniu z całą chmarą, jak to było w jej przypadku. — Wszystko co o nich przeczytałeś, Cass… To nic — mruknęła, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Chciała, by dobrze ją zrozumiał, bo to co miała zamiar mu teraz powiedzieć powinno chociaż częściowo wyjaśnić jej zachowanie. — Odór zgnilizny, który wokół roztaczają; wszechogarniające zimno, które mrozi oddech; mrok, który zwiastują to nic — powtórzyła. — Nic nie może się równać z ich pocałunkiem — wyznała, obniżając głos niemal do szeptu. Uniosła się na palcach, by znaleźć się odrobinę bliżej, ale zaraz opadła stabilnie na stopy i rozpoczęła wędrówkę. Powiodła opuszkami palców po ramie fortepianu i obeszła go leniwie. — Kradną wszystko, o co nie jesteś w stanie zawalczyć… Wszystkie dobre myśli, wspomnienia, poczucie szczęścia, a także duszę — oznajmiła, sunąc dłonią po ciemnym drewnie aż dotarła do klawiszy. — Odebrały mi większość dobrych rzeczy, Cass, większość dobrych wspomnień poza tym związanymi z tym miejscem, z tobą i naszymi pierwszymi latami tutaj — kontynuowała i po chwili wahania uderzyła w pierwszy biały klawisz, a potem w następny i kolejny. Melodia, którą kiedyś Carrow czasem nieświadomie wybijał palcami, by się skupić lub rozluźnić, którą Rinn czasem słyszała w nocy, a która tak zapadła jej w pamięć, że końcu się jej nauczyła. — Dlatego trafiłam do szpitala, pożywiły się moją duszą, Cassiusie, a w każdym razie pewną jej częścią… — mruknęła i obeszła instrument z drugiej strony, by znów dotrzeć do Carrowa. — To zabrzmi dramatycznie, ale wspomnienia z tobą są jednymi z niewielu ostatnich, pozytywnych akcentów w moim krótkim życiu.
    A teraz wydaje mi się, że nie mam nawet tego.
    Nie zatrzymała się przy nim. Minęła go i podniosła z ziemi torbę, ale nie zawracała sobie głowy przewieszaniem jej przez ramię.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  68. Panna Barlow nie miała problemu z wyrażaniem uczuć, wręcz przeciwnie. Reagowała czasami aż nazbyt emocjonalnie; kiedy coś sprawiało jej radość cieszyła się tak, że cały świat o tym wiedział, a gdy ogarniał ją smutek roztaczała przygnębiającą aurę i najchętniej schowałaby się do mysiej dziury. Nigdy nie rozważała czy jest to wada czy zaleta jej osobowości, ale na pewno wrażliwość i emocjonalność były nierozerwalnie związane z jej twórczością. To właśnie wtedy, gdy emocje brały górę stawały się motywem przewodnim utworów komponowanych przez Wyjców. Muzyka też pomagała radzić sobie w trudnych chwilach, opisywała i tłumaczyła to co kiedyś wydawało się jej niewytłumaczalne. Stała się spoiwem łączącym dwa odmienne światy i tylko dzięki niej, Aerys nie pogubiła się w tym wszystkim.
    Na słowa Cassiusa zareagowała dość dziwnym spojrzeniem mieszającym zaskoczenie i oburzenie w jednym. Przechyliła na bok głowę przyglądając mu się wnikliwie acz nienachalnie.
    - Nieprawda- odpowiedziała unosząc kąciki ust w subtelnym uśmiechu. - Podsunęła ci tylko pomysł, a ty doprowadziłeś to wszystko do końca tworząc całość. Sam stworzyłeś linie melodyczną do refrenu choć tego nie zauważyłeś. Wprowadziłam cię śpiewając pierwszą nutę, którą wygrałeś idealnie, a ty poprowadziłeś dalej mnie- mówiła przenosząc spojrzenie z jednego złotego oka na drugie. - Nie zauważyłeś nawet, bo to poczułeś i było tak naturalne jakbyś grał sonatę fortepianową po raz tysięczny. A wiesz dlaczego tak się stało?- zapytała opierając się łokciami o fortepian i nachylając w stronę ślizgona. - Bo jesteś w tym diabelnie dobry- szepnęła uśmiechając się do niego szeroko. Odwróciła się przyglądając się jak pałeczki perkusje zamieniają się w pióro i poczuła żal, że nie uważała na zajęciach transmutacji. To było jednak bardziej przydatne niż jej się wydawało. Podziękowała i starała się zapisać melodie na pergaminie, jednak zmieniany dziesiątki razy tekst piosenki zajmował niemalże całą stronę. Przywołała różdżką wolny pergamin z najbliższego stojaka na nuty i zaczęła zapisywać poszczególne akordy co chwilę sięgając do fortepianu i sprawdzając czy nie popełnia błędu. Zawahała się przy refrenie, gdyż nie mogła znaleźć tej samej konfiguracji pomimo prób.
    - Mógłbyś?- zapytała podając Cassiusowi pióro i pergamin. Oparła się łokciem o kant instrumenty, a głowę podparła na dłoni wzdychając ciężko.
    - Tak, miał być do nowego utworu, ale szczerze mówiąc nie idzie nam najlepiej- odparła spuszczając wzrok. - Od jakiegoś czasu brakuje nam weny, natchnienia, życia…Nie wiem co się dzieje, może brakuje nam czegoś świeżego, kompletnie odmiennego, albo wypaliliśmy się co koniec końców byłoby przykre, bo dopiero co zaczęliśmy. Szczerze mówiąc nie wiem co dalej robić- sapnęła ciężko chowając twarz w dłoniach. Przeniosła dłonie do góry zaczesując blond włosy do tyłu i odetchnęła głęboko kątem oka zerkając na Carrowa.
    - Skąd u ciebie taka pasja do fortepianu?- zapytała szczerze tym zaciekawiona. - Kiedy grasz, trudno uwierzyć, że plotki są prawdziwe- dodała po chwili ponownie utkwiwszy wzrok w jego złotych tęczówkach.

    Wyjec Barlow :D

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie wyznała mu tego wszystkiego po to, by jej współczuł. Nie oczekiwała pocieszenia, nie oczekiwała obietnic ani słowa otuchy. Czuła się podle z tym, jak się zachowała i w pewnym sensie było jej wstyd za to, że nie potrafiła się powstrzymać, że nie zdołała ugryźć się w język zanim te kilka okropnych słów opuściło jej usta. Chciała jedynie żeby Cassius wiedział, że jej także nie było łatwo. Chciała żeby zrozumiał, a przynajmniej spróbował zrozumieć dlaczego czasami będzie zachowywała się tak, a nie inaczej. Żeby pamiętał o tym, kiedy następnym razem znów przyjdzie mu ją osądzać.
    Fiorinna nie była zła. Nie miała zbyt wielu powodów do radości, to prawa. Dementorzy odebrali jej coś, czego prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie odzyskać, ale nauczyła się z tym żyć. Postanowiła walczyć i zamierzała wytrwać w tym postanowieniu, nawet jeśli wiązało się ono z kilkoma drastycznymi zmianami. Musiała iść dalej, bo tak naprawdę nic innego jej nie pozostało. Nie zmieniła się jednak w bezduszne monstrum, łaknące cudzego cierpienia. Miała już po prostu dość swojego i żywiła szczerą nadzieję, że pobyt w Hogwarcie nieco złagodzi tą pustkę, którą czasami odczuwała; że wreszcie będzie mogłają znów czymś napełnić. Planowała wykorzystać ten czas jak najlepiej, a potem ruszyć w świat.
    — I tak cię lubię, Rinn — mruknęła, będąc już przy drzwiach. Zerknęła na Carrowa przez ramię i posłała mu jeden z tych szczerych, prawdziwych uśmiechów. — To słowa, których szukasz, Cass — dodała, na wypadek, gdyby nie od razu zrozumiał o co jej chodzi.
    Zawahała się przez chwilę nim otworzyła przejście. Zmarszczyła brwi i zastanowiła się nad czymś intensywnie nim ponownie się odezwała.
    — To nie koniec świata — oznajmiła, szukając w głowie odpowiednich słów. — To, co nam się przytrafiło, co przydarza się wszystkim… Świat się na tym nie kończy i mam nadzieję, że cały czas będziesz o tym pamiętał — kontynuowała. — Szczególnie wtedy, kiedy niczego nie będziesz pragnął tak mocno jak zaszyć się gdzieś w samotności — powiedziała, odrzucając włosy z ramienia. — Pamiętaj też, że większość z tych kryjówek odkryliśmy wspólnie…
    Chociaż wydawało się, że znów spoważniała, kąciki jej ust pozostawały podniesione ku górze w łobuzerskim uśmiechu.
    — Dobranoc i… dziękuję, Cassiusie — mruknęła, po czm wślizgnęła się na korytarz nie czekając na odpowiedź.
    Zamknęła za sobą drzwi i oddaliła się boso, pośpiesznym krokiem. Dopiero za najbliższym zakrętem oparła się o ścianę i westchnęłą głośno. Zaraz uniosła też dłoń, by ze złością otrzeć nią wilgotne oczy. Na Merlina, jakaż ona była żałosna.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  70. [ Myślę, że możemy skończyć tutaj... To znaczy, zakładając, że Rinn odeszła możesz dorzucić jakiś post z wewnętrznymi przemyśleniami Cassiusa na zakończenie. ;D Wtedy ja mogę nam zacząć następny wątek. Masz może jakiś pomysł? Fiorinna mogłaby po tym incydencie trochę unikać młodego Carrowa. Może w końcu by go to zirytowało (albo coś) i tym razem po prostu udaremniłby jej ucieczkę? Jeśli masz coś innego, to śmiało. ^^ ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  71. [ Ale ja absolutnie nie namawiam Cię na to, żeby Cassius był zły, to już będzie zależało od Ciebie. Rinn będzie go unikać przede wszystkim dlatego, że jej głupio i obawia się tego, jak on się będzie do niej obnosił, ale też dlatego, że dał jej do zrozumienia co sądzi o jej "włażeniu z butami" do jego życia... Nawet jeśli nie to miał na myśli. ;D Podoba mi się motyw tego obserwowania Rosier. Miejsce akcji nie ma tak naprawdę znaczenia, bo wszędzie można rozegrać coś ciekawego. Myślę, że byłoby zabawnie, gdyby po zajęciach Fiorinna rozmawiała jeszcze przez chwilę z koleżankami z grupy, a Carrow tak po prostu by do nich podszedł, odbierając jej możliwość wcześniejszej ewakuacji. Większość z nich zapewne nie zdawałaby sobie prawy z tego, że oni się przyjaźnili i biorąc pod uwagę rzekomą reputację Cassiusa, zapewne uciekłyby bez zastanowienia (nie dosłownie, oczywiście), zostawiając dziewczynę sam na sam z Carrowem. xD Wycieczkę do Hogsmade możemy wziąć pod lupę przy następnej okazji.]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  72. Od tamtego incydentu minęło kilka długich dni, podczas których Fiorinna starała się unikać tego konkretnego Ślizgona jak ognia. To znaczy, robiła to raczej dyskretnie, ale na tyle konsekwentnie, że po całym tygodniu właściwie weszło jej to w nawyk. Przez cały ten czas jedynie uważnie obserwowała Cassiusa, unikając miejsc, w których mogłaby go spotkać i w porę znikając z tych, w których przyszło im się razem znaleźć. Nie przesiadywała już w pokoju wspólnym, nie wędrowała wieczorami po Hogwarcie (choć wymagało to od niej wyjątkowego samozaparcia), a w trakcie posiłków siadała wystarczająco daleko, by nie musieć się obawiać, że skupi na sobie jego uwagę. Nawet na zajęcia przychodziła i wychodziła jako pierwsza, co niektórzy nauczyciele mylnie odbierali jako zapał do nauki, ale tak długo, jak tylko zapewniało jej to brak kontaktu z młodym Carrowem nie miała nic przeciwko. Odmówiła także przyjęcia zaproszenia na kolejne spotkanie Klubu Ślimaka. Wszystko to ze względu na poczucie wstydu i niepewność. Szczerze żałowała swojego postępowania przy ich poprzedniej rozmowie i nie wiedziała, jak Cassius odniesie się do niej przy kolejnym; wiedziała, że go rozczarowała. Poza tym, chłopak wyraził się całkiem jasno, że nie życzy sobie, by Rosier wchodziła z buciorami do jego życia, a chociaż pewnie nie miał na myśli całkowitego unikania jego osoby, to Rinn wolała dmuchać na zimne. Teraz, kiedy brunet znał już część prawdy o niej zapewne także stracił nią zainteresowanie, co w takiej sytuacji było jej na rękę. Nawet, jeśli czuła się z tym cholernie źle…
    — Hej, Fiorinna, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
    Pytanie padło z ust młodej czarownicy, która przysiadła się do niej pod koniec lekcji z Zaklęć i Uroków, by wypytać ją o powód, dla którego odmówiła uczestnictwa w jednych z zajęć dodatkowych. Rozmowa z nią była ostatnim, czego Fiorinna tak naprawdę chciała, ale ostatecznie zgodziła się, by zachować przynajmniej pozory normalności. Jak na złość, gdy tylko oddała palec zaraz zabrano jej całą rękę, ponieważ do ciekawskiej koleżanki dołączyły zaraz jeszcze dwie inny, a tuż po nich nawet jeden chłopiec, podopieczny Slytherinu.
    — Nie — odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale czarownica najwyraźniej uznała to za niezły żart, bo roześmiała się perliście. Zawtórowało jej niemal całe pozostałe zgromadzenie.
    — No więc? Dlaczego odmówiłaś profesorowi? Byłabyś świetna w pojedynkach — zauważyła, zupełnie niezrażona, a Rinn westchnęła przeciągle i wywróciła oczami.
    — Wiem, właśnie dlatego nie zamierzam w nich uczestniczyć — mruknęła, z irytacją zatrzaskując swój notes. Podniosła z ziemi torbę i zaraz wsunęła do niej notatnik.
    To także była prawda. Gdyby Rosier zgodziła się zostać członkiem Klubu Pojedynków nie mogłaby się oprzeć uczestnictwu w sparingach, a niestety przyzwyczajona była do walki na serio. Jej ojciec, a także podsyłani przez niego prywatni nauczyciele zawsze wymagali od niej pełnego zaangażowania i jeśli rozgrywali pojedynek, to zawsze był on prawdziwy. Pomijając oczywiście zaklęcia śmiertelne. Fiorinna znała wiele technik, zaklęć i sposobów obrony przed magią, o których inni uczniowie zapewne nawet nie słyszeli i dziewczyna obawiała się, że mogłaby wyrządzić komuś krzywdę, nawet jeśli zrobiłby to przypadkiem.
    Przeniosła spojrzenie ponad głowę jedne z koleżanek i w tym samym momencie dostrzegła zmierzającego w ich kierunku Cassiusa. Zaklęła cicho i już miała się podnieść do pionu, by uciec, gdy zorientowała się, że nie ma takiej możliwości. Była otoczona. Zresztą, na ucieczkę i tak już było za późno...


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  73. Sama doprowadziła do tej sytuacji. Powinna była wiedzieć, że unikanie Cassiusa nie było najlepszym pomysłem, i że Ślizgon prędzej czy później postanowi uzyskać odpowiedzi na nurtujące go pytania, a tak się niestety składało, że w tej sprawie wyłącznie ona mogła udzielić mu jakichkolwiek informacji. Ten chwilowy, wzajemny brak zainteresowania z jego strony nieco uśpił jej czujność i teraz miała za swoje. Kiedy stało się jasne, że na ewakuację nie ma już szans opadła z westchnieniem na krzesło. Upuściła trobę na ziemię i skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej wlepiając spojrzenie w zbliżającego się Carrowa. Popełniła drugi błąd sądząc, że towarzystwo powstrzyma go od bezpośredniego starcia i utrzyma na dystans. Zrobiła nieco naburmuszonę minę, ale jakaś część niej cieszyła się z tej odrobiny uwagi, jaką Cassius zdecydował się jej poświęcić. Przynajmniej do momentu, w którym oparł się ławce tuż przed nią, górując nad nią swoją sylwetką i spoglądając na nią z góry. Bez żadnego skrępowania czy niepewności, jakby to było coś całkowicie normalnego z jego strony. Mimowolnie uniosła kącik ust, odpowiadając mu podobnym uśmiechem.
    — Carrow? — mruknęła i zerknęła na na resztę towarzystwa, chociaż wcale nie po to, by ich przegonić. Z zaskoczeniem odkryła, że wszyscy podnieśli się do pionu i ruszyli w stronę drzwi.
    Rinn otworzyła usta, by za nimi zawołać, ale zaraz je zamknęła. Ich obecność nie była jej potrzebna do szczęścia, a skoro postanowili od razu się ewakuować nie nadawali się też na ochroniarzy. Rozpierzchli się, jak gdyby Carrow był jakimś złym charakterem, czy coś. Być może roześmiałaby się, gdyby nie poczuła się nagle tak bardzo osaczona.
    — Nieźle — skwitowała, choć bez prawdziwego entuzjazmu. — Jak na księcia ciemności — dodała po chwili, tym razem z wyraźnym rozbawieniem. Nie powiedziała tego jednak kpiącym tonem, spodobało jej się to stwierdzenie.
    Przełknęła ślinę i wyprostowała się na krześle, czekając na to, co Cassius miał jej do powiedzenia.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  74. To był zwykły żart. Nie atak werbalny na jego osobę, nie przytyk (tym razem) ani przesycone kpiną stwierdzenie pewnego faktu… Zwykły żart. Fiorinna nie miała w zamiarze wyzywać go na jakikolwiek pojedynek czy to słowny, czy magiczny. Zresztą, Cassius nie wyglądał tym razem na urażonego, choć jego wyraz twarzy nie był jakoś szczególnie zachęcający, jeśli miała być szczera. W ogóle ciężko jej było rozszyfrować o czym Ślizgon mógł w tym momencie myśleć, bo poziom jego umiejętności skrywania emocji był bliski mistrzostwu. Nie wiedziała czy robi to specjalnie, czy też może nieświadomie odgradza się od nich w jej towarzystwie.
    — Nie wiem, to zależy — odpowiedziała z pewnym wahaniem i instynktownie rozejrzała się po sali, by się upewnić, że zostali w niej sami. Dziwnie się czuła, kiedy Cass tak spoglądał na nią z góry. — Staram się nie po prostu nie wchodzić ci w drogę, tak będzie chyba dla ciebie najlepiej — sprostowała, bo chociaż najłatwiej było rzucić jakąś półprawdą Rinn wciąż pozostawała szczera do bólu, przynajmniej względem tego konkretnego bruneta. — Gdybym trzymała się blisko moja ingerencja w twoje życia byłaby raczej nieunikniona — dodała, chociaż niechętnie.
    Cóż, może było to trochę dziecinne, ale przyzwyczaiła się już do tego, że należy do grona osób, które się po prostu lubi albo nie. Albo akceptujesz ją w pełnym pakiecie, albo możesz cmoknąć ją w tyłek…
    Rosier nie chciała, by Cassius stał się dla niej niewidzialny. Nie powodowała nią niechęć tylko niepewność, a to wiele zmieniało, w każdym razie jeśli chodziło o nią… Przyglądała się Ślizgonowi przez chwilę po czym skrzywiła się nieznacznie i lekko przygarbiła ramiona, bo oparcie krzesła zaczęło lekko uwierać ją w plecy od tej sztywnej pozy. Kilka sekund później westchnęła i po prostu pochyliła się do przodu, by oprzeć łokcie na drewnianym blacie.
    — Posłuchaj, Cass… — urwała i wzięła głębszy oddech, próbując podchwycić jego spojrzenie. — Wiem, że nie podoba ci się to, co widzisz — wymamrotała z wyraźną rezygnacją. — Że teraz pewnie nie spełniam twoich oczekiwań, ale są tylko dwa wyjścia, więc nie zamierzam ci się naprzykrzać póki nie zdecydujesz czy chcesz mnie ponownie w swoim życiu, czy nie — oznajmiła, starając się nie zdradzić z tym, jak bardzo zależało jej na pierwszej opcji. — Dostosuję się do twojej decyzji…
    Ze swoją się teraz nie afiszowała, by przypadkiem nie wpłynąć na zdanie Carrowa.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  75. Chociaż Fiorinna była szczera, kłamstwo i półprawda, a niekiedy nawet manipulacja nie były jej obce. No ogół po prostu nie były jej wcale potrzebne, ponieważ na własny użytek wypracowała metodę posługiwania się prawdą jak bronią lub tarczą - wedle jej uznania. Kiedy chciała, potrafiła dać prawdziwe przedstawienie, ale zazwyczaj ograniczała się po prostu do bycia sobą. To skutecznie odstraszało nieproszonych gości w jej życiu. Z tym, że Cassius nie był wyłącznie gościem, ten Ślizgon zawsze (o ile chciał) miał zarezerwowany kawałek miejsca w jej sercu i nie widziała powodów, by go teraz okłamywać. Nawet jeśli ta rozmowa była dla niej okropnie stresująca.
    Słowa Carrowa przyniosły jej niewysłowioną ulgę. Zamrugała nieco zaskoczona, a kiedy obchodził ławkę nie spuszczała z niego czujnego spojrzenia. Jakby zaraz miał się roześmiać i oznajmić, że to zwykły kawał. Zamiast tego jednak usiadł obok niej, świadomie wkraczając w jej strefę komfortu i zdawał się przy tym nie wahać, co tylko dodatkowo zaszczepiło w niej zalążek nadziei, że wszystkiego do końca nie schrzaniła.
    — Będziemy musieli się wzajemnie zaakceptować — wykrztusiła w końcu i mimowolnie uniosła kąciki ust w uroczym uśmiechu. Był prawdziwy, chociaż odrobinę nie pasował do jej twarzy. Zupełnie tak, jakby jej oczy nie nadążyły za tą nagłą zmianą. — Bywam nieznośna i porywcza, jak kiedyś — uprzedziła, sięgając dłonią by założyć kosmyk włosów za ucho. — I uparta. Czasami nie panuję nad językiem, a kiedy się denerwuję potrafię być okropna, więc musiałbyś mnie stopować, gdybym dopuściła się czegoś karygodnego — kontynuowała. — Będę bezpośrednia i bezwstydnie będę naruszała twoją przestrzeń osobistą — wymieniała, jakby składała mu jakąś obietnicę. — Ale nadal możesz mi ufać, wciąż dochowuję tajemnic, potrafię słuchać i zawsze dotrzymuję raz danego słowa…
    Odwróciła głowę i zwiesiła spojrzenie na jednym z wiszących na ścianie pergaminów. Pozwoliła Cassiusowi się przez chwilę zastanowić, a kiedy znów odnalazła jego tęczówki była wyraźnie przejęta.
    — Wybacz, to wszystko jest tak okropnie ckliwe, ale… Jesteś gotowy to znieść? — zapytała, unosząc nieznacznie brwi. — Na brodę Merlina, Cass, nie chcę cię stracić z tak głupiego powodu — oznajmiła, kiedy szukał w jej twarzy odpowiedzi. — Nie po to walczyłam o te wspomnienia, żeby teraz zaprzepaścić szansę na stworzenie kolejnych.
    W nerwowym odruchu rozmasowała sobie nadgarstek. Teraz mogła tylko czekać na odpowiedź.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  76. Przede wszystkim, Cassius odrobinę opatrznie zrozumiał ją podczas poprzedniej rozmowy. Rinn akceptowała wszystkie zmiany jakie w nim do tej pory zaszły. Nawet jeśli nie do końca takim go zapamiętała to wciąż uważała go za przyjaciela i nie planowała odwracać procesu, jakiemu poddawano go przez ostatnie pięć lat. Pragnęła jedynie sprawić, że będzie mu z tym wszystkim odrobinę lżej, dlatego też nie wątpiła, że jakoś uda im się przebrnąć przez to wszystko i odnaleźć porozumienie. Było ich na to stać, wierzyła w to, ponieważ wszystko tak naprawdę zależało teraz od nich, a ona nie miała w zwyczaju się poddawać. Szczególnie w kwestiach, które dotyczyły ich obojga.
    — Jesteś pewien? — dopytała, ale zanim zdążyła dodać coś jeszcze, Carrow postanowił przedstawić swój punkt widzenia. Bardzo dobrze, chociaż jeśli miała być szczera, odrobinę zaniepokoiło ją to całe ale.
    Fiorinna przymrużyła podejrzliwie oczy i oparła brodę na zwiniętej dłoni, by złapać wygodniejszą pozycję. Ten uśmieszek wcale jej nie uspokoił, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że jej się spodobał. Ślizgonowi było z nim do twarzy.
    — Jak sobie życzysz — odpowiedziała po chwili milczenia, przetrzymując jego spojrzenie o kilka sekund dłużej. Próbowała się domyślić, co takiego przyszło mu do głowy, ale o tym prawdopodobnie przyjdzie jej się przekonać osobiście.
    Kiedy Cassius przeszedł do kolejnego pytania, Rosier obserwowała go uważnie. Nie dała po sobie poznać, że wytrąciło ją ono odrobinę z równowagi i zaraz rozciągnęła usta w nieco szelmowskim uśmiechu. Skoro brunet mógł sobie pozwolić na odrobinę swobody to ona również, tak przynajmniej uznała.
    — Gdybym miała wymieniać musiałabym ograniczyć się do konkretów… — mruknęła i nachyliła się ku niemu do tego stopnia, że mogła bez trudu owinąć oddechem jego ucho oraz odsłoniętą szyję. Robiła to specjalnie, a jakże. Skoro przekonała się już, że Carrow reaguje na bliskość i dotyk w sposób specyficzny, wolała się na takie okazje zabezpieczyć. — A tak się składa, że na tą chwilę to bardziej ogólny zbiór przykładów. Mam po prostu na myśli, że kiedy zdecyduję się cię dotknąć to przynajmniej postarasz się nie odskoczyć, jakby mój dotyk palił — oznajmiła i w ramach eksperymentu objęła go powoli, oplatając ramionami jego szyję. Nie za mocno, ale tak, by w każdej chwili mógł się odsunąć.
    — Tęskniłam za tobą, Cassiusie — wyznała w jego ramię, nie mogąc sobie przypomnieć czy powiedziała to na głos już wcześniej.
    Wzięła głęboki wdech i napięła mięśnie w gotowości na to, by się wyprostować. Nie była to najwygodniejsza pozycja, ale zamierzała wytrzymać tyle, ile Cassius jej pozwoli. W pewnym sensie to on miał kontrolę nad sytuacją. Coś jej podpowiadało, że to istotne.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  77. Sam fakt, że Cassius nie odsunął się jeszcze zanim go przytuliła sprawił jej ogromną satysfakcję. Z początku także czuła się trochę dziwnie mogąc znów bezkarnie się do niego zbliżyć i westchnęła z ulgą, kiedy on także uniósł ramiona żeby ją objąć. Przylgnęła do niego posłusznie na tyle, na ile pozwalała jej ta pozycja. Nie miała jednak zamiaru narzekać i zamiast tego roześmiała się nico gardłowo, niemal bezgłośnie na pytanie Ślizgona. Mógł wyczuć delikatne drgania jej rąk i klatki piersiowej jeszcze przez kilka sekund.
    — Wtedy, drogi panie Carrow, będzie pan też musiał chronić mnie przed morderczymi spojrzeniami młodych czarownic — odparła, zupełnie jednak nieprzejęta ani jedną, ani drugą możliwością. Pogładziła dłonią łopatkę Cassiusa, a na wzmiankę o Kinsleyu odsunęła się i ponownie wyprostowała już po swojej stronie ławki. Zastanowiła się przez chwilę, chociaż kącik jej ust wciąż pozostawał uniesiony ku górze.
    — Kinsley nie jest tak dobrze ułożony, jak się wszystkim wydaje — oznajmiła na wstępie, przypominając sobie ich pierwsze oficjalne spotkanie poza Hogwartem, w posiadłości rodziców Archera. — Ma tyle samo do powiedzenia w kwestii odmowy, co ja — mruknęła, choć tym razem w jej głosie dało się wyczuć nutkę niechęci. — Ale rozmawiałam z nim i tak długo, jak ja nie zdradzę, że zamierza oddać serce komuś innemu tak długo on nie będzie ingerował w moje sprawy — wyjaśniła i zerknęła na Carrowa.
    Po chwili namysłu obróciła się na krześle bokiem, żeby móc przyglądać mu się bez bolesnego ucisku w karku, który w końcu dałby o sobie znać. Tak naprawdę zdanie Archera Kinsleya niewiele ją obchodziło. Mieli udawać przed rodzinami, że pogodzili się z myślą o przyszłym małżeństwie, ale co się działo poza murami posiadłości było wyłącznie ich sprawą. Nawet jeśli Gryfon nie był ślepy ani obojętny na owe atuty Rosier nie mógł jej przecież przekonać do zmiany zdania. Mógł, co najwyżej, spróbować ją uwieść, ale w taki obrót zdarzeń Fiorinna szczerze wątpiła. Tym bardziej, że chłopak zdawał się już mieć kogoś na oku.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  78. Koniec końców Archer Kinsley nie stanowił więc dla niej żadnego problemu. Rosier nie przewidywała w związku z ich relacją żadnej nagłej zmiany nastawienia: Gryfon nie był dla niej materiałem na przyszłego partnera i nie zamierzała nawet próbować przekonać się czy byłaby kiedyś w stanie coś do niego poczuć, a mając na oku jedną z czarownic on sam zapewne także nie planował całkowicie poddać się woli rodziców. W ostatecznym rozrachunku to zapewne Fiorinna wyjdzie na zdradziecką wywłokę, która porzuci narzeczonego i zniszczy cukierkową wizję wspólnej przyszłości, a Archer stanie się po prostu biedną, niczego nieświadomą ofiarą. Dobrze, jeśli ceną za wolność miało być znienawidzenie przez ród Kinsley’ów była gotowa podjąć się tego ryzyka.
    — Tak? — zapytała i uniosła jedną brew, przyglądając się Cassiusowi szczerze rozbawiona. Cóż, ona prawdopodobnie także nie byłaby zachwycona widząc u boku Ślizgona jakąkolwiek partnerkę, ale wolała zatrzymać to dla siebie, póki co. — Czy to kwestia jednego Kinsley’a, czy też może wolałbyś żebym została starą panną z gromadką kotów? — dopytała i roześmiała się, by zaraz pokręcić głową z wyraźną dezaprobatą.
    — Wiesz, Cass, nie wydaje mi się, żebyśmy mogli całkowicie wrócić do tamtej przeszłości — westchnęła i rozluźniła się zupełnie. Oparła jeden łokieć o blat, a na otwartej dłoni ułożyła głowę, przyglądając się brunetowi z nowej perspektywy. — Ale możemy chyba śmiało ruszyć dalej w oparciu o tamte lata, nie sądzisz?
    Pozwoliła Carrowowi się nad tym zastanowić, a wolną dłonią odgarnęła z twarzy kilka denerwujących kosmyków. Kiedyś często upinała włosy, teraz wolała je rozpuszczone, gdy żyły swoim życiem i prezentowały się w pełnej długości. Po tym, jak sama zaakceptowała swój wygląd przestała je ścinać.
    — Teraz już muszę przyjąć zaproszenie na spotkanie Klubu Ślimaka — mruknęła, ale uśmiechnęła się na tą myśl tak jakoś mimowolnie. Nie przepadała za tymi zgromadzeniami, ale były jednocześnie cennym źródłem informacji, więc nie zamierzała z nich rezygnować. — Jakie jeszcze zajęcia dodatkowe wybrałeś?

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  79. Pozwoliła mu zachować myśli wyłącznie dla siebie i nie dopytywała dalej. Sama przecież także nie podzieliła się z nim swoim zdaniem, więc nie byłoby zbyt sprawiedliwie, gdyby z prywatnych pobudek maglowała ten temat w sytuacji, kiedy Cassius najwyraźniej nie chciał go poruszać. Ta więź, która ich ze sobą przed laty połączyła była dziwna i niekiedy skomplikowana, ale Fiorinna nigdy na nią nie narzekała. Mogła albo cieszyć się mając Ślizgona na wyłączność (w pewnym sensie) albo marnować lata znajomości na próby doszukiwania się powodów takiego stanu rzeczy. O wiele prościej było się temu poddać niż z tym walczyć i teraz podjęła taką samą decyzję. W momencie, kiedy Carrow zdecydował się ruszyć dalej radosne ogniki zamajaczyły w jej granatowych tęczówkach i, o dziwo, nie zgasły od razu.
    — Ach tak, alchemia — mruknęła i skinęła głową z aprobatą, jakby uznała to za właściwe. Tak też zresztą było; ten konkretny przedmiot, tak jak wymienione po chwili Eliksiry pasowały do niego jak ulał, a o ile jej pamięć nie myliła - był w tym całkiem niezły już pięć lat temu. Ciekawa była jak szło mu dzisiaj.
    — Więc niewiele straciłam odmawiając udziału — skwitowała z westchnieniem, kiedy Cassius wymienił Koło Pojedynków. Nagle całkowicie przestała żałować swojej decyzji. Skoro szanse na spotkanie tam Ślizgona były nikłe to jaki był sens męczenia się i nakładania na siebie ograniczeń jeśli nie miało się do tego odpowiedniego towarzystwa?
    — Bingo — odparła z uśmiechem, kiedy przypisał jej Koło Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Słusznie uznał, że miała w tym swój udział jej matka, jednak należało zaznaczyć, że Fiorinna sama z siebie również kochała zwierzęta i opieka nad nimi przynosiła jej radość, choć młoda Rosier nie planowała związywać z tym swojej przyszłości. Mogła, co najwyżej, zostać smoczym jeźdźcem, gdyby jakimś cudem pojawił się taki zawód, ale poza tym magiczne stworzenia miały już na zawsze pozostać zaledwie jej hobby.
    — Poza tym chciałam jeszcze załapać się na Eliksiry — wyznała zgodnie z prawdą i zamyśliła się, ponieważ ciągle rozważała tą opcję. Im bardziej uświadamiała sobie, że nie musi się już obawiać o relacje z Carrowem, tym bardziej kusiła ją ta myśl.
    — A poza tym? Przytrafiło ci się przez te pięć lat coś ciekawego?
    Utkwiła zaciekawiona spojrzenie w jego twarzy i czekała cierpliwie, łaknąc chociażby jednego czy dwóch szczegółów. To szmat czasu, więc Cassius nie powinien mieć jej tego za złe.

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  80. [Carrow z uczuciami, kto to widział!
    A tak bardziej serio - dziękuję za miłe powitanie! Dobrze rozgryzłaś Mary, a mnie porwały oczęta Cassiusa (cała postać, okej, ale rany, te oczęta). Masz jeszcze miejsca na jakieś wątki?]

    Mary Pickett

    OdpowiedzUsuń
  81. [W porządku. Coś tu dalej umyślę i zacznę (może uda mi się do końca twojego urlopu), będziesz najwyżej krzyczeć i nanosić poprawki po fakcie. >D]

    Nevell Milsent

    OdpowiedzUsuń
  82. [O, dziękuję, jest mi bardzo miło czytać takie słowa. :) Ja również mam nadzieję, że uda mi się tutaj zakorzenić, no i że czas będzie sprzyjał pisaniu różnorakich wątków. C: Dziękuję raz jeszcze!]

    Myra Blythe

    OdpowiedzUsuń
  83. [ Z tego co się orientuję, administracja nie chce tak po prostu zamykać River Falls, dlatego blog trwa w takim sanie póki nie padnie ostateczna decyzja o zawieszeniu. Mi to akurat nie przeszkadza, bo nawet jeśli ograniczy się to do jednego wątku to z chęcią zostawię tam postać. No i szablon jest mojego autorstwa, więc szkoda by mi było, gdyby adres zniknął, bo jestem z tej szaty graficznej bardzo zadowolona. ;D W każdym razie, odpisałam! ]


    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  84. Prawda była taka, że Rinn chciałaby wiedzieć o wszystkim, co się przez te pięć lat wydarzyło w życiu Cassiusa i powstrzymywała się od pytań jedynie ze względu na szacunek jaki żywiła do niego i do jego decyzji o zachowaniu prywatności. Podczas ich ostatniego spotkania nie wykazała się taką wyrozumiałością, więc tym razem zdusiła większość ciekawości w zarodku, jeszcze nim wszystkie te luźne myśli zdążyły połączyć się w jej głowie w bezczelne pytania. Wiedziała, że kiedyś je zada, ale to po prostu nie był odpowiedni moment.
    Podniosła głowę, gdy kant dłoni zaczął nieprzyjemnie uciskać jej policzek i wyprostowała się, jednocześnie wyciągając przed siebie nogi pod krzesłem Carrowa, a potem skrzyżowała je w kostkach. Kiedy brunet wspomniał o nauce teleportacji Fiorinna uśmiechnęła się mimowolnie na jakieś wspomnienie.
    — Teleportacja bardzo się przydaje — przyznała i nachyliła się nieznacznie ku Ślizgonowi, by znów podchwycić jego spojrzenie. Wyglądała na bardzo pewną siebie, gdy kilka sekund później kontynuowała: — Jestem pewna, że sobie z tym poradzisz bez żadnego rozszczepienia.
    Jej samej przydarzyło się to tylko raz, ale doskonale pamiętała skutki braku skupienia, za które płaciła później pobytem w szpitalu. To było naprawdę okropne uczucie, ale dostała nauczkę, by do każdego rodzaju magii podchodzić z należytym szacunkiem i uwagą.
    Na wspomnienie Zaklęcia Patronusa zesztywniała cała i odsunęła się nieznacznie, odwracając wzrok od twarzy przyjaciela, by skupić go na jakimś nieokreślonym punkcie na ławce po prawej stronie. Mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści, ale kiedy przypomniała sobie, że nie jest w klasie sama wykrzywiła wargi w nieco wymuszonym uśmiechu i spróbowała się rozluźnić. Wzięła głęboki wdech i przywdziewając na twarz maskę pogodności delikatnie dźgnęła Cassiusa palcem w ramię.
    — Nie masz się czym przejmować — zapewniła go. — Patronus jest zaklęciem nie tyle bardzo trudnym co… — urwała, szukając odpowiedniego słowa, które by go bardziej nie poirytowało — ...bardzo wymagającym pod pewnymi względami. Mnie udało się go wyczarować tylko raz i nawet nie miałam okazji dostrzec jego formy. To skomplikowane — machnęła dłonią, nage zupełnie tracąc entuzjazm.
    Na jego zachętę odnośnie eliksirów jedynie pokiwała potakująco głową. Jej myśli krążyły teraz wokół czegoś zupełnie innego, o czym wstyd jej było nawet wspomnieć na głos.


    [ Odpisy są super - jak zawsze, więc nie masz się czym przejmować. Mam nadzieję, że nieciekawy nie jest w tym przypadku synonimem bardzo poważnego. Cieszę się jednak, że nic Ci się nie stało. To znaczy... Wiem, że się stało, ale... Chyba rozumiesz, co chcę powiedzieć? Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie! Trzymam kciuki. <3 ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń
  85. [Cześć! Widzę, że niektóre rzeczy w blogosferze się nie zmieniają – nadal można liczyć na przemiłe powitania z Twojej strony oraz przepiękną kartę, bardzo estetyczną i dopracowaną, nie mówiąc już o zachwycających zdjęciach… :D Dziękuję za komentarz i za słowa otuchy oraz komplement dla Billie. Właśnie taką ją chciałam oddać, miło mi, że się udało.
    Cassius ma w sobie coś… przyciągającego, wiesz? Pomijam już to, że absolutnie wspaniale napisana została jego karta postaci oraz to, że Carrowowie są przedstawieni tak, że człowiek nic tylko musi westchnąć nad adekwatnością względem tego, co pamięta i wyobrażał sobie, czytając HP. Ale jest w nim coś, co sprawia, że chce się go poznać. Poznać jego charakter, zachowanie i historię głębiej (dodatkowa zakładka niewiele zaspokoiła tę chęć!). Tym bardziej więc gratuluję, mam sentyment do męskich postaci trudnych.
    Jakbyście chcieli coś z Krukonką, to nienachalnie zapraszam. :) ]

    Billie

    OdpowiedzUsuń
  86. [ Rany, to jednak faktycznie dość poważnie Cię pogruchotało... Tym bardziej życzę Ci powrotu do zdrowia! Gdybym miała obstawiać, powiedziałabym, że najbardziej dokuczliwe po czasie byłoby roztrzaskane żebro. No, ale to nie czas na żarty. xd A co do Twojego pytania - tak, owszem. Piszę tak naprawdę w wielu miejscach (również na forach) i bardzo często pod różnymi nickami. Chociaż nie dlatego, że się ukrywam, czy coś. Głównie ze względu na tworzenie szablonów. Zajmuję się tym hobbystycznie, a każda nowa (próbna czy nie) szata graficzna to nowa strona i po pewnym czasie na jednym koncie mam tyle różnych adresów, że sama się gubię. Zapisuję się na blogi tymi mailami, na które akurat jestem zalogowana w danej przeglądarce i potem tak wychodzi, że spotykamy się na kilku blogach, pod różnym pseudonimami. xD Poza tym odkryłam, że taka anonimowość naprawdę się czasami przydaje, kiedy człowiek nie chce, żeby inni autorzy kierowali się przy wyborze wątków jakąś tendencją. No, w każdym razie... Mogę wiedzieć, skąd takie pytanie? ]

    Rinn

    OdpowiedzUsuń