Nie wierzę, że ktokolwiek urodził się złym...


Fiorinna Antares Rosier
Osiemnastoletnia wychowanka Slytherinu, w której żyłach nie płynie wcale idealnie czysta krew. Córka Aurora oraz pani Magizoolog. Uczennica siódmej klasy, która powróciła do Hogwartu po pięciu latach przymusowej nieobecności. Dziedziczka wili od strony matki. Członkini Klubu Ślimaka oraz Koła Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Wierna fanka pojedynków, a prywatnie studentka zaklęć zakazanych.


Rosier... W Twoich własnych ustach nazwisko to niemal za każdym razem przybiera formę najokrutniejszej obelgi. Gdy wypowiada je ktoś obcy bez trudu zauważasz podejrzliwość rysującą się w  jego zamglonych i zaślepionych schematyzmem oczach. Znasz historię swojej rodziny, jednakże ku wielkiemu zaskoczeniu nie wzbudza ona w Tobie najmniejszego nawet podziwu. Nie czujesz także wielkiego obrzydzenia. Jesteś jedynie odrobinę zawiedziona ludzką ignorancją i łatwością, z jaką przypisuje Ci się czyny kogoś, kogo już od wielu lat nie ma na tym świecie. Nie utożsamiasz się z nimi. Wiesz, że nazwisko wcale Cię nie określa. Nie określa tego, kim jesteś i kim masz się stać - to tylko wymówka tchórzy. Mimo wszystko trudno jest Ci się uwolnić od rodzicielskich wpływów. Ciągną Cię za sobą po całym świecie i mówią Ci jak masz żyć nie dając żadnych szans na odmowę. Nauczyli Cię wszystkiego, ale nie znają Cię, nie naprawdę. Ludziom się wydaje, że wystarczy im samo nazwisko, by poznać Twoje tajemnice jednak prawda jest taka, że to jedynie zbiór liter, po prostu nikt nie miał jeszcze okazji, by się o tym przekonać.


...ludzie mają po prostu wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze.

Aperacjum.

Cześć. Fiorinna jest dla mnie czymś nowym, pewnego rodzaju eksperymentem. Mam jednak nadzieję, że się do niej przekonacie i uda nam się stworzyć coś fajnego. Narzeczonego mimo woli już mamy, teraz poszukujemy znajomych albo przyjaciół z jej pierwszych lat nauki w Hogwarcie. Przydałby się także ktoś chętny do rozruszania tej zagubionej owieczki zarówno w pozytywnym, jak i w negatywnym sensie. Przyjmiemy wszystko, co ciekawe... ;) Eksperymentujmy razem!

73 komentarze:

  1. [Harda ślizgonka z niej. Zaraz okaże się, że Gregory będzie miał więcej konkurencji w dziedzinie zaklęć i będzie musiał jakoś ich się pozbyć. Najlepiej hurtowo :D cześć, mam nadzieję, że uda ci się zostać z nami dłużej. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Witamy serdecznie i życzmy udanej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  3. [Karta bardzo estetyczna, nie sposób przejść obok niej obojętnie. Kreacja również miła w odbiorze, lubię rozbudowane karty, dlatego nie odpuściłam dodatkowej zakładki. Cass z pewnością byłby jednym z pierwszych, który nie oceniałby Rinn po nazwisku, bo coś na ten temat już wie. No nic, życzę udanej zabawy na blogu, mnóstwa świetnych wątków i witam cieplutko w gronie autorów!]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  4. [Florinna jest cudowna. Prawdziwie silna i niezależna, wydaje się dobrze wiedzieć, czego chce od życia. Ślizgonka jak się patrzy! Od siebie mogę jeszcze dodać, że karta wygląda niezwykle estetycznie i jest miła dla oka!
    Miło widzieć tyle nowych osóbek, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej i będziesz się dobrze bawić!]

    Valery

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć! Bardzo ładna karta :D eksperymenty są fajne, w razie chęci na wątek zapraszam do siebie, może coś wymyślimy ;)]
    Victoria S.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hej! Śliczna karta i kreacja postaci. Wydaje mi się, że panie są trochę do ciebie podobne i mogą się dogadać, wiec jeśli masz chęć to zapraszam na wątek. Życzę również wiele wątków i dobrej zabawy!]

    Clara Draganova

    OdpowiedzUsuń
  7. [O, tę panią podglądałam już w roboczych, muszę się przyznać. Karta wygląda wspaniale, podziwiam, jej treść nie rozczarowuje, a nawet sprawia, że chcę się więcej, a pani na zdjęciu jest zjawiskowa. Witam więc na blogu i życzę dobrej zabawy oraz owocnego w wątki pobytu. ;)]

    Jordan Routier

    OdpowiedzUsuń
  8. [Z chęcią bym coś zaproponowała, ale nie wiem nawet jak ugryźć ich znajomość, mam już tyle różnych wątków, że nie chciałabym powielać pomysłów. Jak na cos wpadnę nietuzinkowego, lub jak się mi powykruszają autorzy pod kartą, wtedy z chęcią wpadnę ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Ojej, dziękuję. I nie, absolutnie nie poczułam się zawiedziona – lubię czytać o szczegółach, a takie rozpisanie właściwości różdżki i przedstawienie dlaczego akurat taka, a nie inna, to naprawdę fajna sprawa. Może sama się kiedyś o coś podobnego pokuszę. Jeżeli chodzi o wątek, to już Ci daję znać, że chętnie coś napiszę. Mamy ten sam wiek, ten sam rok, Klub Ślimaka; możemy połączyć nasze postacie znajomością sprzed wyjazdu Rinn, a teraz, po jej powrocie, w jakiś sposób ją odświeżyć. Jeżeli istnieje taka możliwość, oczywiście.]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  10. [Obstawiam, że prędzej nieco chłodny pozytyw. Dziewczyny prędzej znalazły by wspólny język niż ostrą wrogość]

    Clara Draganova

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć, Fio. Ludzie o oryginalnych imionach powinni trzymać się razem. :D Przeważnie mam słabości do postaci o nazwisku Rosier i tym razem również ją mam. Bardzo podoba mi się ta panna, więc mam nadzieję, że eksperyment się powiedzie i oczywiście zapraszam do siebie, w razie chęci. Życzę dobrej zabawy na blogu. c:]

    Halliwell Shanter

    OdpowiedzUsuń
  12. [Nie mogę przestać patrzeć na tę kartę, to zdjęcie jest świetne i to wszystko się komponuje tak cudownie...myślę, że Fiorinna dogadałaby się z Anguisem, bo mają podobne podejście do bycia Ślizgonem ;)]

    OdpowiedzUsuń
  13. [Okej, myślmy nad czymś! Możesz do mnie napisać na maila, jeśli chcesz coś poustalać, jest na końcu karty. ;)]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hm. Burza mózgów się przyda, na pewno. Ogólnie to mogli się zaprzyjaźnić na początku nauki w Hogwarcie, może do tej drugiej klasy siedzieli razem na zajęciach z eliksirów i pewnego razu uwarzyli jakiś wybuchowy wywar, który wypalił dziurę w blacie? Albo możemy założyć, że jak nie mogli spać, to zawsze siadali razem w Pokoju Wspólnym i sobie rozprawiali o różnych rzeczach? Później Rinn wyjechała, co dla samego Cassiusa mogło być przygnębiające, bo w Pokoju Wspólnym siadał już w towarzystwie siebie samego.]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie ma sprawy, Fio i nawet przejdę od razu do konkretów związanych właśnie z tymi znienawidzonymi skrótami, bo od czegoś trzeba zacząć, na czymś trzeba oprzeć nasze ustalenia relacji. Co powiesz na to, by oboje posiadali licencje na używania tych swoich durnych zdrobnień? Pewnie zaczęło się tak jak zawsze. I szmat czasu temu. Od czystej złośliwości. On wołał na nią Fio, a ona, by mu się odgryźć, Hallie. I w końcu zmieniło się w przyzwyczajenie. Przestało im to przeszkadzać, ale tylko w tym przypadku. Skoro od każdej reguły jest wyjątek, możemy łatwo udowodnić, że od tej także. ;)]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  16. [Myślę, że mogą się kumplować. Nie przyjaźń, ale ogólnie się rozumieją i lubią czasem spędzić razem czas. Potem może ich zacząć łączyć lepsza relacja, ale wyszłabym od takiej]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Oki, to może zacznijmy w takim razie spontanicznie, od spotkania w Klubie Ślimaka? Samo spotkanie może być jednym z tych po wakacjach, także zaczęłybyśmy akcję od września. Akurat to dobry czas, żeby uczniowie wymienili się nowinkami, kontaktami złapanymi przez wakacje etc. więc spotkanie miałoby luźny charakter, tak żeby każdy mógł że sobą porozmawiać przy szklaneczce kremowego piwa. W pewnym momencie pojawiłaby się więc Rinn.]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cześć! Kochamy się czy nienawidzimy? ;)]

    Persephone Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Oh, jak zazdroszczę dopracowania karty. Wygląda przepięknie i sam tekst jest bardzo interesujący. Niby nie lubię damsko-damskich, ale może coś by się udało stworzyć między nią a Liv. W razie chęci zapraszam! Nadzieja umiera ostatnia ;) ]

    Julia / Olivia

    OdpowiedzUsuń
  20. [Tak, to jest prawdopodobne ;) Anguis lubi eliksiry i onms, resztę przedmiotów trochę sobie olewa, więc jeśli będą mieli go nauczenia się bardziej skomplikowane zaklęcia to może sobie z nimi nie radzić ^^]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Cudowna jest <3
    Jako, że Rinn do szkoły dopiero przybędzie, możemy umiejscowić akcję wątku podczas wakacji, jakaś impreza dla znajomych rodziców Archera, na którą przybędą oczywiście Rosierowie wraz z córką. No i dopiero podczas tego wydarzenia nasza dwójka będzie miała okazję się spotkać, choć w sumie mogli kojarzyć się już wcześniej, skoro Rinn przez dwa lata uczęszczała do Hogwartu :) Ale pewnie się zmieniła, tak jak on, więc na nowo muszą się poznać.]

    ARCHER

    OdpowiedzUsuń
  22. [Hm... mogłoby się zacząć od tego, że Victoria przechodząc kiedyś korytarzem usłyszy jak ktoś rzuca nieprzyjemne komentarze w stronę Rinn i stanie w jej obronie, a że akurat będzie miała wolne i będzie miała gorszy dzień to zaprosi ją na herbatkę do swojej kwatery i sobie zaczną rozmawiać i Victoria dowie się o zaręczynach. W ogóle to mogą zacząć dzielić się brudami ze swojego życia i stać się sobie bardzo bliskie, bo Victoria się ze śmiercią siostry nie może pogodzić i potrzebowałaby kogoś bliskiego, kto ją przytuli :( Chyba że masz jakiś inny pomysł to ja jestem jak najbardziej otwarta ;)]
    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  23. (Hej, hej! Fajna ta Twoja pani i widzę, że to ta narzeczona mimo woli u Archera. Moja Sophie to przyjaciółka, miłostka, ciężko to nazwać, ale z wymienionym panem też jest powiązana. Zapraszam na wątek, stwórzmy coś ciekawego, co Ty na to? ;)
    Sophie Livingstone

    OdpowiedzUsuń
  24. [Oki, dziękuję za rozpoczęcie!]

    Zastukał palcami nerwowo o blat okrągłego stołu, przy którym zasiadł jako jeden z pierwszych gości dzisiejszego spotkania Klubu Ślimaka. Należał do niego odkąd Tiara Przydziału przydzieliła mu barwy, aczkolwiek nie mógł nosić miana rozmownego uczestnika, bo odzywał się zwykle tylko wtedy, kiedy był pytany. A z reguły pytany był rzadko, bo jego odpowiedzi były niekiedy zdawkowe i pozostawiały za sobą jakieś dziwne napięcie, jakby w samym jego głosie niosła się niechęć do dywagowania o własnej rodzinie. Owszem, mógł się chwalić, bo miał czym – matka w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów, ojciec profesorem w szkole magii Koldovstoret, a do tego przyszyta łatka, mówiąca o dobrym domu i wyrachowaniu, w którym rzekomo dorastał. A czy to nie piękne nosić miano poukładanego? Czy to nie ciekawe pochodzić z rodziny z tradycjami? Tylko szkoda, że tak cholernie złudne. Bo była oczywiście jeszcze druga strona medalu; ta brzydsza, o której pamiętały głównie te osoby, którym nazwisko to nie było obce, a wręcz przeciwnie – bardzo bliskie. Bo choć minęło już kilkanaście lat, pewne uprzedzenia krążyły w zamku do dziś, wszak przeszłość nie zapomina.
    Pomieszczenie spotkań dość szybko wypełnił tłum, gwar, kiedy uczniowie zaczęli rozmawiać między sobą o minionej już Ceremonii Przydziału; o nowych, przyszłych rozgrywkach Qudditcha i planach zajęć, które dla niektórych nie były w tym roku zbyt łaskawe, a przy tym całe mnóstwo znajomych twarzy, z którymi Cassius na wstępie się przywitał, by następnie wplatać się w rozmowę, dotyczącą w głównej mierze zakończonych wakacji. Jeden z jego dobrych znajomych opowiadał o matce, dobrej pani magizoolog, która przywiozła z Afryki pióra Świergotnika na pamiątkę, mając w zamiarach załatwić mu licencję na posiadanie ptaka. A skoro byli już przy temacie licencji, zaraz padły pytania o teleportację, na której kurs Cassius uczęszczał od jakiegoś czasu – wszyscy byli ciekawi, czy rzeczywiście jest tak skomplikowany jak głoszą plotki. Stopień skomplikowania zależał jednak od człowieka, bo jeśli ktoś mógł, i lubił, mieć wszystko podane na tacy, a jego znajomości sięgały tu i ówdzie, to nawet nie musiał się starać, żeby dostać takową licencję. Wystarczyło jeśli tylko zechce.
    W pewnym momencie spojrzenie Cassiusa powędrowało przez syto zastawiony stół, omiatając bez większego zainteresowania główną przekąskę, jaką był cytrynowy sorbet i kajmakowe eklerki, choć nie zabrakło też półmiska z dyniowymi pasztecikami oraz dzbanka z malinowym kompotem, który stał tuż obok tego z kremowym piwem. Dopiero, kiedy dotarł spojrzeniem do pienistego napoju, pozwolił sobie przeprosić towarzyszy i sięgnąć po literatkę, którą zaraz uzupełnił. Ale akurat w chwili, kiedy odstawiał dzban z piwem, jego zainteresowanie mimochodem przykuł podążający nauczyciel, a zaraz za nim dziewczyna, której niby nie znał, ale którą podświadomie bardzo dobrze kojarzył; jakby już gdzieś ją kiedyś spotkał, jakby kiedyś miał okazję z nią rozmawiać.
    Ściągnął brwi, zlustrowawszy ciemnowłosą z odległości, jaka ich dzieliła, ale nie minęła chwila, jak pewnym krokiem zdecydowanie zmniejszył ten odstęp. W człowieku zmienia się bowiem wiele – włosy, rysy twarzy, głos, ale nigdy nie oczy. One pozostają niezmienne. Gdy zatem spojrzenia tej dwójki się skrzyżowały, był już niemalże pewien.
    — Fiorinna?


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  25. Gdy tylko usłyszał ten głos i przyjrzał się tej charakterystycznie gładkiej twarzy, okalanej pasmami ciemnych włosów teraz luźno opadających już na ramiona, był przekonany. Echo minionych dni błyskawicznie uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Wystarczył dosłownie ułamek sekundy, żeby wspomnienia sprzed kilku lat wróciły do jego pamięci, mącąc dotychczas wypracowany spokój i harmonię. Bo jego także nie ominęły zmiany, nie tylko te zewnętrzne, ale przede wszystkim wewnętrzne – po energicznym brunecie nie zostało już niemalże nic. Rodzina bestialsko odebrała mu pokłady radości – ba! – zniszczyła je lekką ręką, z każdym rokiem usilnie wpajając mu do głowy, że dobre uczucia są obłudne, zdradzieckie, a w tym świecie nie ma na nie miejsca. W biegu życia jego ciepła strona została stłamszona i wgnieciona w ziemię, jak nic nieznaczący chwast, który szybciutko należy wyplenić, żeby pozbyć się dalszego rozrostu. W jego oczach przygasły więc płomyki szczęścia i wszelkiej pogodności, którą emanował pięć czy sześc lat temu, zaś twarzy przybyło ostrzejszych i doroślejszych rys.
    Kiedy Rinn zawisła mu niespodziewanie na szyi, jego usta złączyły się w węższą linię, a plecy wyraźnie się wyprostowały, jakby każdorazowe zbliżenie i przekroczenie granic przestrzeni osobistej niosło ze sobą niepokój. Mimowolnie ułożył dłonie gdzieś na wysokości talii Fiorinny, tak jakby ten gest dawał mu kontrolę nad bliskością i odległością ich dzielącą. A cofnął je zaraz, gdy dziewczyna ponownie stanęła krok dalej.
    — Przynajmniej nie mam już problemu z sięganiem książek z wyższych regałów biblioteki — zauważył z nutą żartu i powiódł z lekka badawczym spojrzeniem po twarzy ciemnowłosej. Kącik jego ust drgnął delikatnie ku górze, bo gdzie się podziała ta pyzowata czarownica z piegami, dekorującymi nos i prawdziwą burzą loków na głowie? — Chociaż Ty na pewno nie będziesz musiała się tym martwić, bo jestem przekonany, że chętnych do pomocy znajdzie się całe stado — rzekł, uśmiechnąwszy się przy tym wyraźniej. Zmieniła się i trudno zaprzeczyć, że wygląda ładnie.
    — Ale co Cię tak właściwie sprowadza w te progi, hm? — Podpytał, lekko ściągając w zastanowieniu brwi, bo dopiero teraz zaczął dumać nad ewentualnym powodem takiej decyzji. Magiczne Stany Zjednoczone także wydawały się mieć mnóstwo możliwości, a powrót do Hogwartu na ostatni rok był odrobinę dziwny i intrygujący zarazem.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  26. [Musimy ustalić o co chodzi z tym listem, żebyśmy nie miały rozbieżnych wersji. Zakładam, że coś Ci świta w tej kwestii :)]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  27. [Kurcze, że też ja na to nie wpadłam! I nie ma problemu, po prostu wolałam uniknąć ewentualnych rozbieżności, a Cass na pewno zapyta o jaki list chodzi, bo faktycznie nie ma zielonego pojęcia, żeby Rinn coś do niego kiedykolwiek pisała ;D Byłoby nieźle, jakby kiedyś udało im się ten list odnaleźć. To wracam do odpisu!]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  28. [Podoba mi się, nawet bardzo, bo nie mam jeszcze żadnego królika doświadczalnego, więc naprawdę z miłą chęcią przygarnę taką relację. Ze swojej strony mogę tylko to, że Halliwell zapewne będzie ją traktował lepiej niż większą część populacji uczniowskiej. Chciałabyś może nam zacząć? Ja póki co tonę w zaczęciach i odpisach,więc jestem zmuszona Cię o to prosić.]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  29. [To teraz mnie zagięłaś, bo sama nie wiem. Czy mogę po prosić o inną wersję pytań? c: Mnie pasuje wszystko! Realizuj swój zamysł, jak Ci się podoba, bo i jedna, i druga opcja jest bardzo atrakcyjna, więc trudno mi między nimi wybierać :)]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  30. Cassius znał Rinn i nawet jeśli próbowałby kiedykolwiek o niej zapomnieć, to nie istniał żaden cudowny eliksir, który dokonałby wymazania z pamięci pewnych wydarzeń oraz sytuacji. Prawda jest jednak taka, że teraz wiedział już o niej niewiele, bo ich drogi rozeszły się dobre pięć lat temu, gdy oboje nie potrafili przykładać większej wagi do relacji, a głębsze uczucia były dla nich niezrozumiałe. Oczywiście, pomimo młodego wieku i braku zrozumienia dla niektórych emocji, wcale nie było łatwo – Cassius jeszcze długo po wyjeździe Fiorinny starał się znaleźć coś na zastępstwo i coś, co w równie intensywny sposób mogłoby zająć jego czas. Uciekał do książek, dołączył do Klubu Pojedynków, za którym niekoniecnie przepada, i postanowił kształcić się również w dziedzinie niebywale trudnej alchemii. Chociaż wciąż pozostawał wierny zaklęciom i urokom, te kilka dodatkowych obowiązków, które przyjął na swe barki, pochłonęło wystarczająco dużo jego czasu. Po wyjeździe Fiorinny zaczął interesować się także różnymi aspektami magii, a część z nich ewoluowała w prawdziwe pasje, które wnikliwie pielęgnuje do dziś.
    Ale w momencie, w którym Rinn przestała uczęszczać do Hogwartu, ich kontakt również wyparował. Chociaż bywały w życiu Cassiusa wieczory, w których chciał napisać do Rosier jakiś list; w których chciał uchylić rąbka zmian swojej egzystencji – ostatecznie odpuszczał, mimo że w życiu nie lubił chodzić na skróty i zawsze uważał, że najlepiej smakuje to, co kosztuje najwięcej wysiłku. Ale nawet nie wiedział, w które miejsce na mapie Ameryki powinien był wysłać swoją sowę, bo nigdy nie poznał miejsca ich przeprowadzki. A kiedy pytał matkę, szybko go zbywała. Była zbyt zajęta swoim surowym wychowaniem i nie interesowały ją przyjaźnie, które Cassius wybrał sobie sam. Nie akceptowała bowiem nikogo, kto nie spełniał jej oczekiwań i kogo sama nie wybrała do grona jego kolegów, a już szczególnie, jeśli mowa o płci pięknej. Matka miała już swoją wizję jego przyszłej partnerki i nie było na to żadnej rady.
    Później doszedł zaś do wniosku, że skoro Rinn nigdy nie napisała, musiała odnaleźć w Stanach Zjednoczonych odpowiednich ludzi, na których przelała całe swoje zainteresowanie. Jednak nie czuł się z tą myślą źle, a z każdym minionym miesiącem przestawał myśleć o tym całkowicie, aż w końcu przeszedł z tym faktem do porządku dziennego i zwykłej codzienności. Z wiekiem zaczął pojmować, że ludzie znikają, a ich znikanie jest nieodłącznym elementem tego świata, do którego trzeba się przyzwyczaić.
    Dlatego też na twarzy chłopaka pojawiło się wyraźne zdziwienie, gdy Fiorinna napomknęła o sowie, którą bezwzględnie olał jakieś trzy lata temu. Aż się mimochodem zastanowił co tak właściwie robił przed trzema laty.
    — Zignorowałem Twoją sowę? Tylko, że nigdy nie dostałem od Ciebie żadnej sowy, Rinn — zaprzeczył, wsunąwszy jedną dłoń do kieszeni spodni. Na jego licu pojawił się cień rozstrojenia, gdy przesunął spojrzeniem jej twarzy. — A nie dostałem może dlatego, że przypadkiem zapomniałaś ją wysłać?
    Pokiwał lekko głową na wizję takiej wymówki, jako że po wakacjach często słyszał, że ktoś przypadkowo zapomniał odesłać mu pożyczonej książki, czy wysłać obiecanej kartki. Zadziwiał go ten błahy sposób, w jaki ludzie rzucają słowa na wiatr, nie wywiązując się ze złożonych zapewnień.
    Zaraz dał te kilka kroków do stolika, żeby sięgnąć swoją szklankę z kremowym piwem, którą na nim pozostawił, nieoczekiwanie zauważywszy Rinn. Przyłożył szkło do ust i upił większy łyk, omiatając spojrzeniem pomieszczenie i zgromadzonych w nim rówieśników.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  31. [Zamierzenie głównie w tym powiązaniu jest takie, że są na początku przyjaciółmi, potem dopiero coś między nimi ma się zacząć tworzyć :D
    Co do samego wątku, to proponowałabym jakąś burzę mózgów, bo dopiero co wygrzebuję się ze wszystkiego, i jeszcze nie do końca zwalczyłam mojego wewnętrznego lenia, przez co z pomysłami też krucho XD]
    Sophie Livingstone

    OdpowiedzUsuń
  32. [to wymyślmy coś innego ;) jeśli masz jakiś pomysł napisz do mnie na maila: andante.rapsody@gmail.com]

    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  33. Zatem ciekawe co by było, gdyby stare kruczysko dotarło z listem do Carrowa, zaś on sam przeczytał jego zawartość. Czy miałoby to jakikolwiek wpływ na obecną już przyszłość? Niewykluczone, choć tylko Rinn wiedziała jaką wiadomość niósł ptak. Bo z drugiej strony mogło być to coś błahego – krótka opowieść o zmianach i dołączone do niej pytanie o samopoczucie. Nie wiedział i prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek będzie mu dane ten list przeczytać było albo znikome albo nierealne, skoro kruk zaginął z przesyłką gdzieś po drodze, w nieokreślonym nigdy miejscu.
    Gdy tylko Fiorinna trąciła go biodrem, odstawił szklaneczkę, na nowo lokując w niej spojrzenie. Zaraz pokiwał głową przecząco, bo na razie wcale nie zamierzał się rozwodzić nad własną egzystencją i opowiadać o tym, co zapisywało się stale na kartach jego własnej historii.
    — Nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie, Rinn — zauważył, jasno sugerując, że dopóki nie usłyszy wystarczającej odpowiedzi, sam także niczego nie powie. — Co Cię tu sprowadza? — Zapytał raz jeszcze, opierając się plecami wygodnie o blat stołu. Zapewne matka, gdyby tylko zobaczyła jego pozycję, od razu odnalazłaby na to idealną karę, jako że była przeciwna wszystkim manierom, które nie wpasowywały się w jej skorowidz czystych zasad.
    — Rodzina zechciała wrócić? — Drążył, lustrując jej gładką twarz w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie pytał w gruncie rzeczy o nic osobistego, chociaż z jakiegoś powodu założył, że przyjazd na Wyspy Brytyjskie może mieć charakter osobisty. Nie był już dzieckiem, który nie rozumie otaczającej go rzeczywistości i bynajmniej nie dlatego, że metryka jasno określała datę jego urodzenia. On po prostu wcześnie dorósł, bo matka nie pozostawiła mu innego wyboru – mimo że nigdy niczego im nie brakowało, a on dorastał otoczony wszelkim dobrobytem, to chłody chów i cierpkie usposobienie matki dość szybko odebrało mu poczucie beztroski. Dla Cassiusa rzeczywistość kształtowała się szybko, a brak rozpieszczania i pieczołowitego niańczenia, objawiający się ciemiężeniem, błyskawicznie uświadomił go, że życie nie jest tak kolorowe, jak baśnie Barda Beedle'a. Bo życie to nie bajka i nie ma w nim gwarancji szczęśliwego zakończenia. Trudy z jakimi się zmagał były momentami widoczne w jego twarzy.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  34. Gdyby miał świadomość, z pewnością starałby się pomóc Fiorinnie, nawet, jeśli niewiele w wieku piętnastu lat mógłby zrobić. Na matkę liczyć nie mógł na pewno, ale miał jeszcze ojca, który siedział wprawdzie za wschodnią granicą, aczkolwiek był jedyna osobą z rodziny, która podałaby mu pomocną dłoń, gdyby naprawdę tego potrzebował. Nie zmienia to faktu, że list jednak nie dotarł, a Cassius pozostał w niewiedzy i żadna pomoc nigdy nie doszła do skutku.
    Gdy zaczęła mówić, ulokował złote tęczówki w szklance kremowego piwa, które trzymał wygodnie przed sobą. Przyglądał się, jak pianka na wierzchu zaczyna znikać, jednak większym zainteresowaniem darzył słowa, padające z ust Rinn, niżeli ulotny efekt podgrzanego mleka. I nie pytał dla zasady – on naprawdę był cholernie ciekaw, co sprawiło, że Fiorinna znalazła się nagle w Hogwarcie, i dlaczego akurat teraz. Mimo, że nie poznał jeszcze konkretnego powodu, czy też celu, już wiedział, że na pewno nie jest on trywialny. Nie sądził bowiem, że po tych kilku latach Rosier ma tu jeszcze czego szukać, skoro całe jej życie zostało wywiezione do Ameryki.
    Niespiesznie, akurat w momencie, kiedy dziewczyna wypowiadała ostatnie zdanie, upił łyczek piwa. A za sekundę, gdy dotarło do niego co powiedziała, odkasłał mocno, łapiąc się przy tym za płuca, które miał wrażenie, że zaraz wypluje.
    — Komu? — Zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi, bo wiedział o kim mowa. Zaraz odstawił szklankę na stół i wziął głębszy wdech, spojrzeniem omiatając krótko salę w poszukiwaniu gryfońskiej twarzy, pasującej do nazwiska. Kinsley uczęszczał do Klubu Ślimaka, choć na dzisiejszym spotkaniu Cassius go jeszcze nie widział. Ale to akurat jest w tej chwili nieważne – całe to wyznanie jakoś zbiło go z pantałyku.
    — I zamierzasz mu się oddać? Tak po prostu? Jemu? — Przesunął dłonią po twarzy, tak jakby chciał zgarnąć z niej to niedowierzanie, wymieszane z podirytowaniem i lekko kpiąca postawą. Nie powinno go to w gruncie rzeczy interesować, bo nie uczestniczył w życiu Rinn tak, jak kiedyś, jednak poczuł wyraźny niesmak, dowiedziawszy się o decyzji jej rodziców. Nie sądził, że byliby zdolni... Ale jednak tak – zupełnie, jak jego matka.
    — To jakiś kosmos — dopowiedział ciszej, kiwając przy tym głową. Upił jeszcze łyk piwa, tym razem już ostrożniej, żeby się drugi raz nie zakrztusić, i pozostawił spojrzenie zawieszone w bliżej nieokreślonym miejscu przy wejściu do pomieszczenia.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  35. Może nie powinien był w tak bezwzględny sposób okazywać swojego potępienia dla decyzji, które były od Rinn niezależne, ale nie była to wiadomość, którą mógłby przyjąć z serdecznym uśmiechem na ustach. Miał wrażenie, że może po tylu latach rozłąki nie będzie potrafił tak samo zainteresować się życiem Fiorinny, jak kiedyś, a jednak czas okazał się mało skuteczny w kwestii wypleniania pewnych znajomości z jego głowy, i znajomość z Rosier zdecydowanie w tym przodowała. Minęło bowiem pięć lat, a on wciąż czuł się źle z wiedzą, że w jej życiu pojawia się ktoś nowy, kto może zgarnąć całą jej uwagę. Na szczęście, z tego co właśnie usłyszał, Rinn wcale nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, a myśl o ślubie szczerze doprowadzała ją do wściekłości.
    To uczucie palca wbitego w klatkę piersiową, towarzyszyło mu jeszcze chwilę, gdy Fiorinna się odsunęła. Widział w jej twarzy mnóstwo złości i żalu po tym, gdy zdobyła się na wyjawienie mu tego sekretu, w odpowiedzi spotykając się z czymś w rodzaju drwiny ze strony Cassiusa. Nie powinien był w ten sposób reagować – w ogóle nie tak powinno odbywać się spotkanie po latach – jednak momentami nie potrafił trzymać na uwięzi niektórych emocji.
    Przeszedł te kilka kroków za dziewczyną i kiedy ona zabierała swoje rzeczy, on przystanął w taki sposób, żeby zablokować jej drogę ucieczki. Wyprostowaną w łokciu rękę podparł o chłodną gramaturę ściany, blokując tym więcej przestrzeni, którą Rinn mogłaby wykorzystać do zwinnego wymsknięcia się. Już mniejsza o to, że byli na oczach ciekawskich członków Klubu Ślimaka, którzy nie kryli się ze spoglądaniem na nich.
    — Masz rację — przyznał, za moment chwilowo zacisnąwszy lekko swe usta w wąską linię. — Chodźmy stąd, Rinn — zaproponował, śledząc wzrokiem oblicze dziewczyny. — W jakieś spokojniejsze miejsce.
    Chciał z nią porozmawiać i miał nadzieję, że ona, mimo wszystko, również.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  36. [Mnie pamięć myli zawsze, ale wydaje mi się, że Harper była jedna... tak czy siak cieszę się, że ktoś ją zapamiętał! Teraz będzie mnie zżerała ciekawość, kogo wtedy miałaś. Zdradź mi ten sekret, proszę! ;D
    Wątek przygarnę z wielką chęcią, tym bardziej, jeśli ma się opierać na próbie zmiany światopoglądu Archie. Ostrzegam tylko, że potrafi być z niej nie lada uparta i zawzięta bestia. Masz już jakiś pomysł, od czego by tu zacząć im tę znajomość czy urządzamy burzę mózgów? :)]

    Archana Harper

    OdpowiedzUsuń
  37. Dopiero, gdy usłyszał pozytywną odpowiedź z ust Fiorinny, zsunął ze ściany swą dłoń, spokojnie chowając ją w kieszeni spodni, bo nie sądził, że jej ingerencja będzie znów konieczna. Oczywiście uważał, że w wielu innych kwestiach także są zgodni, a przynajmniej byli, i to do momentu, w którym rodzice skazali ich dobrze prosperującą znajomość na całkowite zniszczenie. Cassius z natury nie radził sobie z szybkim nawiązywaniem kontaktów, dlatego istnienie Rinn – z którą, swoją drogą, zaprzyjaźnił się dzięki wybuchowej mieszance na eliksirach – naprawdę nie było mu obojętnie. Tak się składa, że wówczas nie miał obok żadnej innej osoby, nawet w gronie chłopców, z którą mógłby porozmawiać dosłownie o wszystkim, przesiadując przy tym do białego rana na kanapie w Pokoju Wspólnym, pośród pudełek czekoladowych kociołków. Z biegiem czasu, przyzwyczaiwszy się do braku Fiorinny w pobliżu, znalazł inne dusze, z którymi dogadywał się równie dobrze, aczkolwiek nigdy nie próbował zastąpić nimi Rosier. Choć nie było jej w pobliżu, a im nie było nawet dane wymienić listów, to podświadomość w połączeniu ze wspomnieniami, jasno dawały mu do zrozumienia, że to jedno, konkretne miejsce zawsze pozostanie dla niej.
    W każdym razie, byli dość niedaleko Pokoju Życzeń, który odkrył przypadkiem na piątym roku, a jeśli naprawdę chcieli porozmawiać w ciszy, nieoblegani przez resztę uczniów, to magiczny pokój, ulokowany na siódmym piętrze, sprawdzi się w tej kwestii idealnie. A było to zresztą pierwsze miejsce, które przyszło mu do głowy, dlatego założył, że zda się na intuicję i tam ich skieruje, uprzednio przepuszczając Fiorinnę w drzwiach. Nie odwracał się za siebie, chociaż wiedział, że są obserwowani przez uczestników spotkania, a za moment pojawią się pewnie na językach tych, których ciekawość zżerała najbardziej.
    — Gdybyś mogła teraz przenieść się w jakieś wymarzone miejsce, to jak ono by wyglądało? — Zapytał, zerknąwszy w chodzie na twarz Rinn, osłoniętą kaskada ciemnych kosmyków. Może zadane pytanie wydawało się nieco dziwne, ale nie zostało puszczone na wiatr bez przyczyny – to marzenie dało się bowiem spełnić, a przynajmniej częściowo. Pokój Życzeń nierzadko przenosił go tam, gdzie znikały wszelkie troski, a wewnętrzny ból wydawał się cichutko gasnąć.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  38. Choć minęło już kilkanaście lat, to pewne uprzedzenia, dotyczące nazwisk okrytych złą sławą, wciąż krążyły po zamku, nie dając o sobie w stu procentach zapomnieć. A te wszystkie uprzedzenia, w połączeniu z dyscypliną, trudem w nawiązywaniu znajomości i niemożnością ich zawierania z byle kim, tworzyły coś w rodzaju zabobonu, którymi niektórzy ślepo się kierowali. Cassius nie czuł się, i nie był, wprawdzie wytykany a do tego jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się zostać pośmiewiskiem, ale był za to w pełni świadom dystansu, z którym podchodziła do niego większość rówieśników. Mając takie nazwisko niełatwo zdobyć prawdziwych przyjaciół, bo odgórnie przyklejona zła łatka sprawia, że każdy woli zachować odpowiednią odległość i zapobiegawczo trzyma się krok dalej. Jeszcze kiedyś, na drugim czy trzecim roku, mogło być to dla Cassiusa trudne, aczkolwiek teraz nie miało już większego znaczenia. I bynajmniej nie tylko dlatego, że (choć w głównej mierze) chłodny chów matki powoli wypleniał w nim wszystkie niepotrzebne cechy, które według niej miały destrukcyjny wpływ na jego zachowanie. Jemu było po prostu lepiej działać w pojedynkę. Prościej jest żyć, kiedy nie ma się nic do stracenia, natomiast przyjaciołom oddaję się cząstkę siebie, którą ci zawsze zabierają ze sobą, ilekroć odchodzą. Był już przekonany, że taką cząstkę oddał również Fiorinnie, kiedy los złączył ich drogi podczas pierwszego roku nauki w Hogwarcie.
    Na siódme piętro dotarli bez wymuszonych rozmów – Rinn kontemplowała nad miejscem, o które pytał, zaś Cassius powoli skupiał się nad przemożnie szczerą wizją i pragnieniem, bez którego ściana nie postanowiłaby nawet drgnąć. Przeszedł wzdłuż niej kilkakrotnie, ale i nieśpiesznie, aż w końcu wielkie drzwi wymalowały się na murze i wcale nie były jedynie złudnie realnym rysunkiem, a prawdziwym drewnem, za którym skrywał się świat, zarezerwowany wyłącznie dla nich.
    A ponieważ w Pokoju Życzeń zawsze znajdowało się to, o czym dany czarodziej myśli, wnętrze Pokoju Wspólnego było delikatnie zmienione. Doszło więcej przedmiotów – dziennik Rinn z wypalonym skrawkiem; instrument klawiszowy, którego Cassius nie potrafił wyrzucić ze swojej głowy, i który pojawił się mimowolnie, razem z dziwnym odczuciem, które towarzyszyło tym niewielkim bliznom na jego plecach i klatce. Do tego pudełko czekoladowych kociołków, nadziewanych Ognistą, którą kiedyś się zajadali. To wszystko wyglądało tak, jakby naprawdę cofnęli się w czasie.
    Przeszedł obok pianina, pozwalając sobie dotknąć nieznacznie bukowe drewno.
    — I ostatnie z naszych szczerych rozmów — dodał zaraz, rozejrzawszy się jeszcze kontrolnie i przystanął przy kanapie, zatrzymując złote tęczówki w sylwetce Rinn. Jego usta automatycznie uniosły się na moment ku górze, rysując na twarzy dostrzegalny uśmiech. Geny wilii były teraz bardziej dostrzegalne w obliczu Rinn, niż pięć lat temu.
    Przysiadł na meblu, wygodnie opadając plecami na oparcie.
    — I pomyśleć, że to wszystko działo się pięć lat temu — dopowiedział, chociaż bardziej chyba do siebie, jako że zatopił się na ułamek sekundy we własnych myślach, które chwilowo utknęły w obrazach przeszłości. A były to bardzo wyraźne obrazy.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  39. [ Miałam jakiś pomysł z Liv, dlatego to zaproponowałam, ale już niestety nieaktualne. Więc jeśli masz pomysł na wątek z Julią to wal śmiało :) ]

    Julia | Olivia

    OdpowiedzUsuń
  40. [Yay, wróciłaś. <3 Mam rozumieć, że nasz wątek nadal aktualny? ;)]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  41. [Skoro jesteś z powrotem, to przesyłam odpis :)]

    Kącik jego ust powędrował wyżej, gdy Rinn wspomniała o notesie. Pokój Życzeń faktycznie go zdublował, ale prawdopodobnie bez zawartości na kartkach, ponieważ Cassius nie znał treści na pamięć. W każdym razie, nawet jeśli strony były puste, albo naznaczone jedynie plamami atramentu, już sama okładka przywodziła na myśl te dobre wspomnienia, które znacząco ocieplały ich spotkanie po latach. Wystarczyło bowiem wrócić na sekundę do tamtych czasów, gdy oboje jeszcze raczkowali w progach Hogwartu, żeby poczuć pozytywną energię, jaka wtedy im towarzyszyła, nawet pomimo pokaźnej eksplozji na zajęciach z eliksirów i wcale niemałych szkód – bo wtedy były przerażające, ale teraz są już jedynie zabawne.
    Po jej kolejnych pytaniach zapadła jednak cisza, a twarz Cassiusa pokryła się posępnym wyrazem, w którym skryły się cienie niechęci do rozprawiania na temat swój i swoich zmian. Ale niechęć ta nie brała się ze względu na Rinn, bo mimo że minęło parę dobrych lat podczas których ta dwójka ani razu się zresztą nie widziała, jego zaufanie do Rinn wciąż pozostawiało niezmienne. Tu nie chodziło o Rosier, a o niego, bo jak trafnie zauważyła – zmienił się. Może dlatego, że nie miał innego wyboru? Znamiona odmowy zdobiły jego skórę pod bluzką. Potrafił znieść dużo, ale nie wszystko.
    Postanowił skrzyżować z Fiorinną swoje spojrzenie, nim odniósł się do jej słów. Nie mógł kłamać, bo Rinn prawdopodobnie od razu byłaby w stanie to wyłapać, a poza tym nie chciał mówić dobrze o czymś, o czym nie da się mówić w taki sposób. Jednak wszystko i tak zależy od tego, co Rosier miała na myśli, mówiąc o zmianach, bo znalezienie Pokoju Życzeń i pewne zmiany były ze sobą w życiu Carrowa ściśle połączone.
    — Wiesz, ludzie z upływem czasu się zmieniają — odrzekł. — Zarówno na zewnątrz, czego jesteś dobrym przykładem, jak i wewnątrz — dopowiedział, poprawiając swój siad na kanapie tak, żeby plecy ułożyć na oparciu nieco wyżej. Nogi wyprostował wygodnie w kolanach. — Tyle, że u jednych pojawiają się konkretne powody do zmian, a drudzy zmieniają się dla siebie.
    Nieśpiesznie i poznawczo zlustrował twarz Fiorinny, chcąc wyłapać nowe szczegóły jej aparycji.
    — Jak zmiany miałaś na myśli?


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  42. Zdawał sobie sprawę, że Fiorinna zna nastawienie jego matki do wielu spraw, bo zdarzyło się kilkakrotnie, że w towarzystwie koleżanki Cassius otrzymał wyjca od Hestii, w którym wypominała mu mnóstwo – niekiedy naprawdę błahych i nic nieznaczących – błędów. Zwykle sięgały one nakazów i zakazów; tego, że ma gardzić niegodnymi, bo tak określała czarodziei krwi innej niż czysta, że ma częściej pojawiać się na spotkaniach Klubu Ślimaka, gdy tylko dochodziły ją wieści, że bywa na nich zbyt rzadko. Pisała do niego także listy, które zapewniając większą dyskrecję niż wyjce, zwykle przepełnione były także konkretniejszą treścią, nazwiskami i datami. Choćby wtedy, gdy kończyli z Fiorinną swój pierwszy rok w Hogwarcie i rozmawiali o wakacjach, podczas których chcieli się spontanicznie spotkać – w tamtym liście matka przesłała mu plany, które nie uwzględniały zarówno nicnierobienia, jak i marnowania czasu na spotkania z nowo poznanymi rówieśnikami. Miał bowiem do perfekcji opanowywać grę na fortepianie; pogłębiać naukę o ideologii i dzielić czas z rodzinami, które według niej zasługiwały na aprobatę. Już wtedy można było dojść więc do wniosku, że matka Cassiusa nie jest w gruncie rzeczy tak miła, jak publicznie nauczyła się udawać, a jej bezwzględne podejście nie przyniesie w przyszłości niczego dobrego. Bynajmniej nie dla kogoś, kto ma w sobie jakiekolwiek pokłady człowieczeństwa.
    Dlatego Rinn dobrze spostrzegła, że temat dotyczący zmian bardziej go drażni, niż trudzi. Bo jak te kilka lat temu potrafił się zwierzać, tak w obecnych czasach wystrzegał się tego jak ognia, a każda próba wyciągnięcia z niego informacji, o których mówić nie chciał, była odbierana zupełnie jak atak. Zatem, gdyby na miejscu Fiorinny siedział teraz ktoś inny – choć to niemożliwe, bo Rinn to jedyna osobą, którą zabrał ze sobą w to miejsce – w ramach odpowiedzi otrzymałby jakąś wyjątkowo kąśliwą i bezpośrednią uwagę, która definitywnie zakończyłaby rozmowę.
    Kiedy więc rzekła, że chciałaby wiedzieć, co ona z nim zrobiła, kącik ust Carrowa podniósł się ku górze. Nie był to jednak uśmiech przepełniony wesołością – skrył się w nim sardoniczny wyraz, który sięgnął także jego oczu.
    — Nauczyła mnie jak żyć nie mając nic do stracenia — odpowiedział, a w tonie głosu wybrzmiały nutki dosadności, bowiem wypowiadane słowa nawet nie zadrżały w jego ustach, które za chwilę uniósł jeszcze raz w górę. Tym razem był to już uśmiech o bardziej pokrzepiającym wyrazie. — Ale nie martw się, to nic złego, Rinn — dodał jeszcze, po czym ściągnął mimowolnie brwi, jakby właśnie zaczął się nad czymś zastanawiać.
    — A co oni zrobili Tobie? — Zapytał. W obliczu Fiorinny także nie widział już tej dziewczynki, jaką była w pierwszych latach nauki w Hogwarcie. Czuł, że skrywała w duszy pewne tajemnice, które pojawiły się po ich rozłące.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  43. Nie osłaniał się zbytnio od ciosów poduszką, a jedynie mimowolnie podniósł niewysoko rękę w ramach obrony przed miękkim pluszem, którym Rinn kilkakrotnie śmiało w niego cisnęła. To był dość zabawny gest ze strony Ślizgonki, jednak rozbawienie nie wypłynęło na twarz Cassiusa, zatrzymując się gdzieś w czeluściach jego głowy. Ale rzeczywiście Carrow radził sobie z problemem dotyczącym matki – przyzwyczaił się do metod jej wychowania i poznał je na tyle, by nauczyć się sprawnie omijać wszelkie represje, które mogłyby powstać wskutek jego nieposłuszeństwa. Bywał więc posłuszny tylko wtedy, kiedy patrzyła, natomiast za jej plecami i tak miał swoją wizję świata, częściowo zbudowaną na fundamentach rodzinnych poglądów, a częściowo powstałą dzięki własnemu doświadczeniu, przeżyciom i obserwacjom. Bez względu na to, co w przyszłości planowała dla niego matka, on i tak zamierzał pójść drogą, którą sam sobie wskaże.
    — Skoro Ty uważasz to nic złego, to ja faktycznie nie powinienem się martwić — odpowiedział, postanawiając odpuścić sobie komentarz, dotyczący skopiowania jego słów. Chociaż nie dlatego, że poczuł się urażony, a dlatego, że w odpowiedzi nie dowiedział się niczego nowego. O oddaniu Kinsley'owi nie musiała mu przypominać, bo doskonale wiedział, że to niedorzeczne – nawet nie sądził, że ta dwójka, jak i obie rodziny, utrzymują ze sobą kontakt – i sama myśl sprawiała, że odczuwał dziwny niesmak. Chyba wolał nie wiedzieć na kiedy rodziny zaplanowały im ślub, bo by się jeszcze przeraził po usłyszeniu daty. Całe szczęście, że u niego całe swatanie jeszcze raczkowało, a matka zabierała się do tego, jak pies do jeża, choć wybrankę na oku już miała.
    — Ale co masz na myśli mówiąc o zapobieganiu dalszej katastrofie? — Podniósł brew, posławszy jej pytające spojrzenie, bo nie był pewien, czy dobrze zrozumiał, co chciała mu przekazać. Zresztą, zaraz za tym pytaniem szło kolejne – w jaki sposób zamierza zapobiegać dalszej katastrofie? I czy w ogóle dało się jej zapobiec.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  44. Zmrużył oczy, gdy z ust Rinn wydobyło się te kilka mało przyjemnych epitetów, chociaż nie dlatego, że te słowa go jakkolwiek zabolały, czy sprawiły, że poczuł się obrażony, bo słowne gierki z reguły odbijają się od niego echem. Jemu po prostu nie spodobał się fakt, że śmiała się ocenić go po zaledwie dwudziestu minutach wspólnego obcowania i nawet jeśli dużo się nie pomyliła – nie znała go już; on był jej częściowo obcy, a ona jemu. Podczas tych pięciu lat życie Cassiusa przekręciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a ponieważ ta dwójka nie utrzymywała ze sobą kontaktu, to w obecnej sytuacji żadne z nich nie wiedziało o sobie wiele, a już szczególnie o wydarzeniach, które znacząco wypłynęły na metamorfozę. Cała te przemiana sięgała chwil, które dla Cassiusa były utrapieniem – matka robiła mu z życia jesień średniowiecza, odchodząc do najgorszych metod wychowania, więc naprawdę ciężko mu chodzić z roześmianą twarzą, gdy na ciele nosi znamiona tego, co Hestia uznała za poprawne.
    — Mam więc nadzieję, że Kinsley będzie radosny jak skowronek, i wraz ze swoim tęczowym zamkiem okaże się idealnym materiałem na Twojego prywatnego księcia wesołości — odparł, nie szczędząc sobie przy tym nuty zgryźliwości. — Szczęśliwe życie będzie Wam wtedy na pewno pisane. I pozwól że sam będę decydował o swoim uśmiechu — dodał, zlustrowawszy jej twarz pobieżnie, po czym podniósł się z kanapy, ruszając na przechadzkę po pomieszczeniu.
    — A młode czarownice rzeczywiście na to lecą, Rosier — dorzucił przez ramię i przystanął przy czarnym, lekko połyskującym w świetle zielonych lamp fortepianie, oparłszy się o pudło rezonansowe. Prawdę powiedziawszy, wolał już wcale nie rozmawiać z Fiorinną, niż drążyć dyskusję w takim tonie, bo zapamiętał ją jaką przyjazną dziewczynę i taki obraz chciał w swej pamięci zachować. Każde z nich przeszło w biegu życia zmiany i tylko częściowa akceptacja ich pozwoli im nad nimi pracować. Jeśli naprawdę tego chcą.

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  45. Targało nim całe stado różnych uczuć, począwszy od złości, a skończywszy na czymś w rodzaju żalu, który wykiełkował w momencie, gdy jego uszu dotarły wieści o zaręczynach – zdawał sobie sprawę, że to pewnie główny powód powrotu Rosier do starszego zamczyska i Anglii, i czuł się tym odrobinę zawiedziony, choć rozumiał, że ten wybór nie należał do Fiorinny, a do jej rodziców. Wiedział też, że nie powinien był zbyt pochopnie oceniać tej decyzji, nie jej znając szczegółów, ale prawda jest taka, że ktokolwiek inny nie znalazłby się na miejscu Kinsley'a, zostałby przez Cassiusa przyjęty identycznie, bo już sama wizja zaręczonej Rinn po prostu mocno go gryzła. Zatem, jeśli na przyszłym spotkaniu Klubu Pojedynków Cassius wyzwie Archera do zaciętej batalii, to z pewnością nie będzie tylko czysty zbieg okoliczności.
    Jego spojrzenie powędrowało na dziewczynę w momencie, gdy podniosła się z kanapy, zgarniając przy tym buty oraz torbę. Plecami oparł się o drewno fortepianu, a dłonie schował w kieszeniach spodni, wiodąc spojrzeniem za sylwetką Rosier i słuchając tego, co miała do powiedzenia. Przez moment zastanowił się nad jedną kwestią, o której wspomniała, ściągnąwszy przy tym chwilowo brwi.
    — Ja też próbowałem na uciec — powiedział. W jego głosie nie drżały już nuty gniewu. — Ale tylko raz, bo odmowa w mojej rodzinie ma bardzo gorzki smak — dodał i na moment zamilkł, wracając do słów Fiorinny sprzed chwili, bo ukryła w niej informację, o której chciał się dowiedzieć więcej. I nie chodziło bynajmniej o rodzinę, czy rozwinięcie kwestii o aurorach, chociaż puszczenie za córką brygady wyszkolonych czarodziejów brzmiało naprawdę dziwnie. Jakby zdolna była do agresywnej obrony.
    — Dlaczego trafiłaś do szpitala? — Zapytał więc, utrzymując w obliczu dziewczyny uważne spojrzenie. Miał przeczucie, że nie krył się za tym żaden wypadek zrodzony z przypadku, a coś bardziej złożonego. Tylko co?

    [Wszystko jest w porządku, serio! :D]


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  46. Wszelkie oznaki wychowania, jakie w tajemnicy przed światem stosowała jego matka, skrywał pod materiałem odzieży. Hestia dobrze wiedziała, że blizny na ciele mogą kogoś zainteresować, dlatego karała go w tych miejscach, które na co dzień będą zasłonięte skrawkiem tkaniny, dzięki czemu pozostaną niezauważone. Wiedziała te, że Cassius nie zacznie opowiadać o nich sam z siebie, a już tym bardziej pokazywać, więc czuła się całkowicie bezkarnie i pewnie w pozostawianiu piętn na skórze potomka. A wszystko, oczywiście, w imię dobrego wychowania, bo kobieta tylko takie metody uważała za skuteczne. Poza tym, większość znajomych rodziny żyje w przeświadczeniu, że u Carrowów panuje duma i elegancja, niezmącona tego typu defektami, bo Hestia od zawsze stawia ich rodzinę w świetle idealnej i bardzo przykładnej, mimo że niewiele ma z tym wspólnego.
    Oczekiwał klarownej odpowiedzi i rzeczywiście taką otrzymał, chociaż w tym miejscu absolutnie nie spodziewał się wzmianki o dementorach – ba! W ogóle nie brał ich pod uwagę, bo co takiego robiła Rinn, że znalazła się w towarzystwie tych demonów? Czyżby trafiła jakiś cudem do Azkabanu? Na twarzy Cassiusa pojawił się więc wyraz lekkiej konsternacji i braku satysfakcji z odpowiedzi na pytanie, bo chociaż częściowo wyjaśniało mu pobyt w szpitalu, to jednak nie do końca. Nie był tylko pewien, czy żeby się dowiedzieć więcej, będzie musiał ciągnąć Rosier za język.
    Kiedy się zbliżyła, automatycznie wyciągnął ręce z kieszeni, żeby nakreślić jej barierę poprzez zastopowanie w odpowiednim momencie na krok przed własną sylwetką, aczkolwiek powstrzymał się, jedynie splatając ramiona na wysokości torsu – to i tak dawało mu te kilka centymetrów przestrzeni, której przekroczenie mogło nastąpić tylko przez rozplecenie jego rąk na siłę i przylgnięcie do ciała bez jakiegokolwiek pozwolenia. Chociaż w przypadku Fiorinny musiał starać się podwójnie w unikaniu bliskości, bo cząstka wili, którą w sobie nosiła, miała moc cholernego przyciągania, bez względu czy atmosfera była sielankowa czy też nie.
    — Nigdy nie spotkałem dementora, Rinn — odpowiedział, obserwując jej tęczówki. Dotychczas nie było mu po drodze do tych stworzeń, czego akurat nie żałował, bo nie sądził, że przyniosłyby mu cokolwiek dobrego. Wystarczyły mu książki, które o nich przeczytał i opowieści, które o nich słyszał.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie powiódł spojrzeniem za Rinn, kiedy obeszła nieśpiesznie fortepian – utrzymywał wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie, choć to nie na nim się skupiał, a na tym, o czym mówiła Ślizgonka w tej krótkiej wędrówce wokół drewnianego instrumentu. Dźwięki które z niego wybrzmiały, gdy Fiorinna nacisnęła odpowiednie klawisze, błyskawicznie nakreśliły mu dobrze znaną melodię, którą grywał w zaciszu pomieszczenia po dziś dzień, ilekroć potrzebował dać lekki upust drzemiącym w duszy emocjom. Dotychczas sądził, że jest jedyną osobą w tym zamku, która ją zna, choć nie dlatego, że powstała przez przypadek spod jego placów, podczas jednej z bezsennych nocy – ona była wyjątkowa, ponieważ miała związek z pierwszym rokiem nauki i jednym z najcieplejszych wspomnień z tamtego okresu, do którego naprawdę lubił wracać. Była to bowiem była trzecia noc w Hogwarcie; pokój wspólny Slytherinu i cisza, zakłócona nagłą obecnością ciemnowłosej koleżanki z roku.
    Spojrzenie Cassiusa powędrowało na dziewczynę dopiero w momencie, kiedy znów pojawiła się w zasięgu jego wzroku, zgarniając z podłogi torbę i nie zatrzymując przy tym kroku. Nic jednak nie powiedział – może dlatego, że nie potrafił znaleźć odpowiednich słów? To, co działo się aktualnie w jego głowie, przypominało huragan, który porwał w swoje objęcia przynajmniej pół wioski. Obrazy z udziałem dementorów, które krążyły w jego głowie wskutek opowieści Rinn, były na domiar wszystkiego przygniatanie tym wyjątkowo zaskakującym wyznaniem, które pomimo niesienia czegoś w rodzaju pociechy, miało także swój ciężar. Przynajmniej w odczuciu Carrowa, bo to co usłyszał było ważne – tylko czy na tyle ważne, że nie będzie w stanie jej zawieść? Czy nie zamieni dobrych wspomnień na te złe? Nie był już przecież tamtym chłopcem, a ona tamtą dziewczynką, i pewne gesty przychodziły mu łatwiej. Dzięki matce nie miał oporów przed wieloma czynami.
    Ale co powinien był teraz powiedzieć? Że wszystko będzie dobrze, kiedy oboje dobrze wiedzą, że nic nie przywróci cząstki jej duszy? Że rozumie, kiedy sam dobrze wie, że nie będzie w stanie tego dogłębnie zrozumieć, dopóki nie poczuje na własnej skórze? Że to się nie powtórzy? Nie potrafił przecież obiecać niczego, czego nie będzie mógł spełnić. Historia lubi natomiast zataczać koło.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  48. [Czy kończymy ten wątek i myślimy nad jakimś kolejnym spotkaniem, czy ciągniemy dalej to, co mamy? :D]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  49. [Szczerze mówiąc, nie mam żadnego sensownego pomysłu, więc musimy pogłówkować. Jeżeli Fiorinna miałaby go unikać – ok, Cassius na pewno zdałby sobie z tego sprawę i pewnie doprowadziłby w końcu do spotkania, choć nie wiem czy byłby zirytowany i zły. Myślę, że chciałby po prostu poznać powód tego unikania i stanąłby jej na drodze zapewne z zamiarem usłyszenia jasnej odpowiedzi. Zastanawiam się tylko z jaką akcją to połączyć. Czy z jakimiś zajęciami (Cass mógłby ukradkiem przyglądać się Rinn, upewnić się we własnych wnioskach, i złapać ją tuż po zajęciach), czy z jakimś wyjściem w weekend do Hogsmeade (Rinn mogłaby sobie siedzieć z koleżankami w Trzech Miotłach), albo mógłby po prostu złapać ją na korytarzu lub w pokoju wspólnym. Jak Tobie coś zaświta to tez pisz! :)]

    Gdy Rosier wyszła, zamknąwszy za sobą wrota, w pomieszczeniu nastała tak głucha cisza, że Cassius był w stanie usłyszeć w niej swój własny oddech. Jeszcze chwilę stał przy ciemnym instrumencie ze wzrokiem utkwionym w biało-czarną klawiaturę, na której niemalże ułamek sekundy temu spoczywały palce Fiorinny, grając dobrze znane mu dźwięki. Przez chwile odniósł wrażenie, jakby Rosier wcale nie pojawiła się w zamku, a dzisiejsze spotkanie było jedynie wytworem jego wyobraźni i wydarzyło się tylko w jego głowie. Zniknęła bowiem tak szybko, jak się pojawiła, ale w tej ulotnej chwili istniało coś, co dawało mu pewność, że Fiorinna rzeczywiście była z nim w Pokoju Życzeń – pozostawiła po sobie ślad; takie dziwne napięcie i swojego rodzaju energię, którą odczuwał pięć lat temu. A to odczucie było przypisane tylko jej i było tak unikalne jak ludzki zapach. Mógł być więc pewien, że spotka ją niebawem na zajęciach, albo w pokoju wspólnym.
    Jak teraz będzie wyglądała ich znajomość?


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  50. [Dobra, to lećmy z tym tematem, jak dla mnie wszystko ok ;D]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  51. Tamta noc po spotkaniu z Rosier nie była dla niego łaskawa. W objęcia snu oddał się dopiero w chwili, w której wskazówki zegara ocierały się już o czwartą rano, i na nic zdała się wcześniejsza włóczęga, która miała pomóc mu wyciszyć wszelkie myśli i skutecznie zmęczyć. Kiedy wracał przez pokój wspólny, wewnątrz nie było już żadnej żywej duszy, choć do czasu przekroczenia progu pomieszczenia, tliła się w nim ta beznadziejna iskierka nadziei na ujrzenie Rosier gdzieś między stolikiem, a kanapą – siedzącą po turecku, z tęgim tomiszczem w dłoniach i z włosami, odruchowo założonymi za ucho. Ale jedyne co wtedy zastał, to cisza wypełniająca pomieszczenie, zupełnie tak, jak wszędobylska zieleń. Nie była to jednak zwykła cisza, która nastaje po tym, jak z ust wypłyną wszystkie słowa, albo jak piękna melodia przestanie nagle grać – ta cisza niosła za sobą coś w rodzaju dziwnego zakończenia, jakby skończyło się coś ważnego. Coś co, być może, nigdy już nie powróci.
    Podczas śniadania zdał sobie sprawę, że się nie mylił, a temu czemuś, co było ściśle związane z Fiorinną Rosier, faktycznie można było przypisać jakiś koniec. Ich spojrzenia nie skrzyżowały się tamtego ranka ani razu, chociaż Cassius kilkakrotnie zerkał na drugi koniec stołu, żeby sprawdzić, czy jego wnioski nie są postawione zbyt pochopnie. Ale poza brakiem kontaktu wzrokowego i samym faktem, że Fiorinna siadała w miejscu niemalże dla niego niewidocznym, nie mijali się także na korytarzach, nie wpadali na siebie w pokoju wspólnym i nie widywali się na żadnych spotkaniach klubów. Jedynie zajęcia dawały im szansę na zjednanie, ale na eliksirach ich kociołki stały po przeciwnych stronach sali, a na zajęciach z zaklęć nie było im po drodze do wspólnych ćwiczeń.
    Brak kontaktu ze Rosier powoli zaczynał wchodzić w nawyk także jemu, i tak, jak początkowo wodził spojrzeniem w poszukiwaniu jej sylwetki, tak z upływem czasu przechodził z brakiem obecności Fiorinny do porządku dziennego. Skupił się na zadaniu dodatkowym z alchemii, które razem z Eleanor Evermonde – Ślizgonką z siódmego roku – opracowywali wieczorami w pokoju wspólnym, niekiedy korzystając z możliwości biblioteki bądź z dziedzińca jeśli dopisywała pogoda, i to ostatnio pochłaniało największą ilość jego czasu. Jeśli miał nieco luźniejsze popołudnie, przesiadywał w towarzystwie kolegów z domu, z którymi rozmawiał na mniej albo bardziej ciekawe tematy.
    Dopiero na dzisiejszych zajęciach z Zaklęć i Uroków postanowił przeanalizować miniony czas, nie szczędząc sobie przy tym obserwowania Fiorinny, która tym razem siedziała w miejscu położonym idealnie na linii jego wzroku. I nie musiał się ani obracać przez ramię, ani wyginać, bo wystarczyło, ze podniósł tylko spojrzenie, albo przeniósł je z twarzy nauczyciela nieco w bok, by odnaleźć odpowiednie rysy, należące do młodej Rosier. Jeszcze przed rozpoczęciem zajęć powiedział sobie, że złapie dziewczynę gdy tylko nauczyciel ogłosi ich koniec, dlatego zaraz po spakowaniu swoich manatków obrał azymut na miejsce, przy którym siedziała Fiorinna.
    Bez wahania zatrzymał się przed ławką i siedzącymi przy niej rówieśnikami. Dłonie ułożył na blacie, wspierając na meblu ciężar swojego ciała, natomiast spojrzenie utkwił najpierw w twarzy Fiorinny, taksując ją uważnym wzrokiem.
    — Rosier? — Rzekł głosem wskazującym na wyzwanie do rozmowy, a kącik jego ust podniósł się ku górze, jednak opadł w momencie, w którym obrzucił spojrzeniem resztę towarzystwa, dając im do zrozumienia, że nie są w tej chwili potrzebni. Poczękał więc chwilę, aż się zbiorą z miejsc i w międzyczasie ponownie zawiesił złote tęczówki na twarzy Fiorinny.

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  52. Kiedy towarzystwo zniknęło z zasięgu jego wzroku, zsunął dłonie z blatu i splótł je na swej klatce piersiowej, prostując tym samym plecy. Wzmianka o księciu ciemności go nie ruszyła, bo z reguły oceniające zdanie innych, a w tym wszelkie docinki – jawne, czy niejawne – nie mają dla niego żadnego znaczenia i prędko po nim spływają. Jeżeli komuś naprawę zależało na konfrontacji z Carrowem to musiał użyć siły magicznej, albo fizycznej, bo tylko tym sposobem można wzbudzić jego pokłady agresji, aczkolwiek konfrontacje w życiu Cassiusa zdarzają się niebywale rzadko. Prawdopodobnie dlatego, że nie lubi brudzić sobie rąk tak błahymi kwestiami, jak potyczka z rówieśnikiem.
    Ale nie stał teraz przed Fiorinną po to, żeby rozmyślać o jakichkolwiek potyczkach. Przyszedł z zamiarem uzyskania odpowiedzi na jedno pytanie, dotyczące jej aktualnego podejścia do ich znajomości, które ostatnimi czasy diametralnie się zmieniło. Oczywiście nie chciał jej niczego wmuszać, a już tym bardziej nalegać na powrót do relacji sprzed lat, ale chciał dowiedzieć się jednej rzeczy, która chyba najbardziej go w tym wszystkim zastanawiała.
    — Zamierzasz chować się tak przede mną aż do końca roku? — Zapytał, szczerze zainteresowany odpowiedzią. Osobiście uważał, że to unikanie musi być cholernie męczące, a do tego także doprowadzać do działania wbrew sobie i rezygnacji z wielu rzeczy. Chociaż rezygnowała niepotrzebnie – mogła po prostu ignorować jego obecność, ponieważ Cassius nie ma w zwyczaju być nachalny i pchać się ze swoim towarzystwem do kogoś, kto wcale tego nie oczekuje. Zdążył zauważyć, że Fiorinna unika go z premedytacją i w tej rozmowie chciał jej przekazać, że wcale nie musi tego robić, bo to on się usunie na tyle, żeby stać się dla niej niemalże niezauważalnym. No chyba nie wróciła do Hogwartu po to, by spędzić ostatni rok na planowaniu jak unikać Carrowa? Mogli dojść do konsensusu, akurat Cassius potrafił się dogadywać, jeśli wymagała tego sytuacja, a ta z pewnością wymagała jakiegoś dogadania.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  53. O nieprzejawianiu emocji nie decydowało tylko i wyłącznie towarzystwo Fiorinny, bo skrywanie ich było naturalnym odruchem Cassiusa w obcowaniu z kimkolwiek. W dziewięćdziesięciu procentach był to nawyk skutecznie wszczepiany przez matkę, która stale zaprawiała syna w okazywaniu niewzruszenia i emanowaniu dostojnością. Zawsze mu powtarzała, że uśmiech jest oznaką otwartości, a otwartość szybko może doprowadzić do upadku, dlatego zaraz wiązała mu usta, przestrzegając przed okazywaniem radości w ten, czy jakikolwiek inny sposób. Oczywiście Carrow nie jest robotem, którego można zaprogramować wedle własnego widzimisię, a człowiekiem, który jest istotą posiadającą emocje w swej naturze, więc złoża tych lepszych i gorszych uczuć zalegały gdzieś w jego duszy, od czasu do czasu wypływając – głównie wtedy, gdy czuł się na tyle swobodnie, żeby lekką ręką niszczyć zasady ustalone przez matkę. Ale na odczuwanie tej swobody wpływały różne czynniki, niezwiązane tylko z konkretnym towarzyszem.
    Wysłuchawszy jej, rozplótł po chwili ręce.
    — Gdyby nie zależało mi na tobie, na pewno nie byłoby mnie teraz tutaj, Rinn — zaznaczył, minąwszy ławkę tylko po to, żeby usiąść obok Fiorinny; na miejscu, gdzie chwilę temu siedziała jedna z jej koleżanek. Zaraz podparł przedramiona o blat mebla i krótko zlustrował spojrzeniem twarz Rosier z bliska, jakby szukał tam jakiejś odpowiedzi. A może szukał jakichś znaków, które zdradzałyby, że jej też zależy?
    — A ponieważ tutaj jestem, chciałbym poznać odpowiednie wyjście — dopowiedział, i żadne z tych słów nie było wypuszczone na wiatr. Zdawał sobie sprawę, że wiele się zmieniło, że przybyło im doświadczeń i lat, ale nic nie zmieni przeszłości i faktu, że Fiorinna była jedną z pierwszych osób, które Cassius poznał po rozpakowaniu się w dormitorium, a pierwszą, z którą szczerze wtedy porozmawiał, choć mieli po jedenaście lat. Hogwart zapisał się na kartach jego historii razem z Fiorinną, i razem z nią pozostanie na tych kartach po kres dni.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie sądził, że będzie miał problem z zaakceptowaniem Rinn, chyba, że dziewczyna stanie się nagle wyjątkowo upierdliwa, ale z jakiegoś powodu wykluczał w osobie Rosier możliwość uciążliwego naprzykrzania się. Dotychczas się nie zdarzyło, żeby Fiorinna narzuciła mu się z czymkolwiek, natomiast bezpośredniość była nawet wskazana, dlatego był dobrej myśli, jeśli chodzi o ich znajomość. A przynajmniej z tej jednej strony, bo nie do końca był przekonany, czy dziewczyna zdoła zaakceptować jego usposobienie, które przeszło wyraźną metamorfozę w ciągu tych pięciu lat i w związku z tym zaczęło wymagać większych pokładów cierpliwości i prawdziwej chęci rozwijania tej relacji. Nikt komu zależało tylko na chwilowym dostaniu się do Carrowa nie zabierał się za przebijanie tych warstw, bo były tak szczelne, że dokopanie się do celu mogło albo zająć wieki, albo znudzić interesanta po kilku próbach. Fiorinna nie zaczynała jednak od zera, bo zajmowała w życiu Cassiusa jedno z miejsc szczególnych, dla których nie czekał kilof do przebijania warstw, a kluczyk do odryglowania odpowiedniej kłódki. Była więc blisko.
    — Zaryzykuję — odpowiedział, unosząc usta ku górze. — Ale stawiam jeden warunek... — dodał po sekundzie, a kąciki jego ust wygięły się bardziej, w nieco jurnym wyrazie. Nieśpiesznie powiódł spojrzeniem po jej tęczówkach. — Jeśli dopuścisz się czegoś karygodnego, to ja wybieram sposób stopowania cię — zapowiedział i odczekał chwilę, chcąc uzyskać jakikolwiek gest w ramach potwierdzenia. Jeżeli on wciąż miał ufać jej, to ona wciąż musiała ufać jemu.
    — I jeszcze jedno — zwrócił uwagę, ściągnąwszy delikatnie brwi w zastanowieniu. — Co masz na myśli, mówiąc o naruszaniu mojej przestrzeni osobistej? — Dopytał i tym razem brew powędrowała już zaczepnie ku górze, włącznie z wyrazem zaintrygowania, który pojawił się na jego twarzy w towarzystwie żartobliwych rys. Skoro padały takie deklaracje, to warto się upewnić, o czym dokładnie mowa, coby się ostatecznie gorzko nie zawieść na błędnych wnioskach. Tym bardziej, jeśli chodzi o deklaracje czarownicy-wilii.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  55. W głębi duszy naprawdę się cieszył, że Fiorinna znów jest obok, i że tak jak kiedyś mógł słuchać jej ciepłego głosu i dzielić z nią czas, nawet, jeśli to dzielenie czasu miało polegać na przesiadywaniu w pokoju wspólnym podczas bezsennych nocy. Miał wrażenie, że nie ma w tym zamku drugiej takiej osoby, która znałaby go od tej innej strony – niezasłoniętej warstwą niewzruszonej beznamiętności i nieczułości, zwykle otaczającej jego oblicze. Nie było zresztą drugiej takiej osoby, z którą łączyłaby go identyczna historia. A ta była piękna mimo kilkuletniej przepaści i faktu, że niemalże w całości dotyczyła okresu, w którym mieli jedenaście i dwanaście lat. Teraz matka z pewnością nie byłaby zadowolona, gdyby doszły ją wieści o sprzymierzeniu się z Rosier, ale tak się składa, że niewiele mogłaby zrobić poza ucieczką do swoich metod wychowawczych, które za jakiś czas nie będą już skuteczne. Carrow miał w swoich planach zupełne odizolowanie się od wpływów matki nawet, jeśli nieunikniona okaże się konfrontacja z rodzicielką. I tylko czeka aż przyjdzie odpowiedni czas na wykonanie odpowiednich ruchów, ale to zapewne wydarzy się dopiero po skończeniu Hogwartu.
    Nie poruszył się ani o centymetr, gdy Fiorinna zbliżyła się ku niemu pewnym ruchem, za moment oplatając smukłymi ramionami jego szyję. W związku z jej bliskością poczuł delikatne napięcie, które pojawiło się w jego mięśniach, jednak sam także podniósł swoje ręce, by objąć nimi Ślizgonkę i o cal ją do siebie przybliżyć.
    — A co jeśli nie odskoczę i przez to na dobre się przykleję? — Podpytał, jakby serio brał taką możliwość pod uwagę. — Kinsley nie będzie wściekły? — Podniósł kącik ust. Wiedział już, że Fiorinna nie popiera decyzji rodziców, co do zaręczyn, ale nie znał jeszcze zdania wybrańca. Może pomimo tych zaprzeczeń ze strony Rosier, jemu naprawdę zależało na sympatii dziewczyny? Chyba tylko ślepiec nie zauważyłby atutów Rinn, a Archer wzrok na pewno miał dobry i chyba tylko inna orientacja seksualna mogłaby zmusić go do definitywnej odmowy. Zapewne wiele rówieśników chciałoby znaleźć się na jego miejscu, żeby móc chociaż umówić się z Fiorinną na jedno spotkanie.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  56. W gruncie rzeczy Cassius nie znał Archera, więc nawet nie był pewien, czy chłopak jest ułożony, czy nie, chociaż na pierwszy rzut oka nie wyglądał na Gryfona, który lubi się psocić. Mijał go jedynie na niektórych, wspólnych zajęciach, ale przez te całe sześc lat nie było im dane ze sobą współpracować na żadnej z lekcji, a ponieważ się nie kolegowali, to wcale ze sobą nie obcowali.
    Ale odpowiedź, którą usłyszał z ust Fiorinny, była wystarczająco satysfakcjonująca, tym bardziej, że zdradzała mu to, co tak naprawdę chciał usłyszeć. Owszem, zależało mu na tym, by Rosier była szczęśliwa, ale z jakiegoś powodu Archer nie pasował mu do roli jej uszczęśliwiacza, chociaż dużym prawdopodobieństwem jest, że nikt nie będzie mu pasował do tej roli i zawsze będzie kręcił nosem, ilekroć dotrze do niego podobna wieść.
    — To pocieszające — przyznał po chwili. — Czyli możemy uznać, że wszystko jest tak jak dawniej? — Zapytał, unosząc nieznacznie brew.
    — Albo prawie wszystko — poprawił się, bo pewnych zmian nie dało się już usunąć, cofnąć, ani zmodyfikować. Trochę się zmieniło, szczególnie w ich charakterach, ale wychodzi na to, że wcale nie tak dużo, jak Carrow początkowo zakładał.
    Mogli spokojnie nadrabiać stracony czas, chociaż nadrobienie pięciu lat w rok mogło odrobinę graniczyć z cudem. A może, zamiast nadrabiać stracone dni, powinni pozwolić znajomości toczyć się dalej?


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  57. Na pytanie czy to kwestia jednego Kinsleya, czy nie, podniósł tylko usta w uśmiechu, pozostawiając myśli wyłącznie w czeluściach swojej głowy. Nie życzył jej samotności, dlatego wybranie opcji starej panny z kotami też nie wchodziło w grę... Wybranie jakiejkolwiek dobrej opcji w przypadku Rinn było trudne, a przynajmniej teraz, bo może za jakiś czas ze szczerym uśmiechem będzie spoglądał na nią w towarzystwie wybranka. Ale teraz wygodniej funkcjonowało mu się ze świadomością, że serce Fiorinny należy tylko do niej, i że nikomu nie przyjdzie do głowy żeby jakkolwiek ograniczać ich kontakty. Dopiero co ją odzyskał i tym razem nie zamierzał tak szybko wypuszczać z własnych rąk, jak te pięć lat temu, gdy nie miał jeszcze tyle mocy, by utrzymać Rosier przy sobie.
    Miała jednak rację, jeśli chodzi o przeszłość, bo echo minionych dni musieli zostawić już w tyle i skupić się na tym, co mogło nadejść oraz na tym, co na pewno nadejdzie. Dlatego po chwili rozmyśleń pokiwał głową w potwierdzeniu jej słów i splótł wygodnie palce na blacie ławki. Całkiem przyjemnie siedziało mu się w tej pustej sali, w towarzystwie Ślizgonki.
    — Wybrałem jeszcze Koło Alchemiczne i Klub Eliksirów, bo te dwie dziedziny mogą mi się kiedyś przydać — odpowiedział. — Poza tym czasami, ale rzadko, pojawiam się w Klubie Pojedynków. Potyczki szkolne mnie nie ekscytują, ale niekiedy ćwiczą na spotkaniach przydatne zaklęcia i wtedy się pojawiam — dodał zgodnie z prawdą. Chociaż rozważał całkowite wypisanie się z Klubu Pojedynków, to ostatecznie doszedł do wniosku, że skoro został mu ostatni rok w Hogwarcie, to nie ma sensu już niczego zmieniać. Przed owutemami pewnie i tak odpuści wszelkie dodatkowe zajęcia.
    — A ty co dla siebie wybrałaś? — Zapytał z nieskrywanym zaciekawieniem. — Stawiam na ONMS — strzelił, uśmiechnąwszy się przy tym. Te zajęcia wymienił tylko dlatego, że pamiętał o zawodzie jej matki i na tej podstawie doszedł do wniosku, że Rinn mogła zapisać się na Koło ONMS właśnie ze względu na zawód matki, która od samego początku mogła przekazywać dziewczynie odpowiednią wiedzę w dziedzinie magicznych stworzeń. A przy okazji zaszczepić w niej także skrawek własnej pasji.


    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie wiem, czy River Falls jeszcze funkcjonuje poza kilkoma wątkami, ale tam też nam odpisałam :)]

      Usuń
  58. [... Najmocniej przepraszam. Nie wiem dlaczego, ale byłam pewna, że Ci odpisałam, ale to pewnie przez to, że na Halliwellu odpadły mi nieomal wszystkie wątki i nieco straciłam rachubę. Oczywiście, że chcę z Tobą jeszcze jeden wątek, a dziś na pewno odpiszę Ci na tamten! Nawiasem pisząc, bardzo mi miło, że ktoś polubił Alastaira, mimo jego szorstkiego stylu bycia. ;)]

    Halliwell Shanter i Alastair Winrose

    OdpowiedzUsuń
  59. Halliwell był na etapie porządkowania rzeczy w kufrze, gdyż niektóre z nich dopuściły się zbrodni najwyższej kategorii, walając się bez ładu i składu po dnie bagażu, co zdecydowanie burzyło dobre samopoczucie ich nastawionego pedantycznie do życia właściciela. Nie przywykł do bałaganu w swojej najbliższej okolicy, ale codziennie był na takowy narożny z niemal każdej strony, sypiąc w zatłoczonej sypialni; zdążył się nieco stęsknić ze swoim pokojem. Właśnie dlatego wysłał jedno ze swoich zarezerwowanych na tę okazję spojrzeń w kierunku swojego najbliższego sąsiada, przez którego kilka rzeczy walało się po podłodze. Gdyby wzrok mógłby zabić, zapewne ówże uczeń skonfrontowałby się wówczas boleśnie z podłogą, konając w bólu i cierpieniu, ale trud Shantera był daremny.
    Zamknął wieko kufra, uporawszy sobie się z nieładem w jego wnętrzu i tym razem zajął się składaniem ubrań, nucąc pod nosem piosenkę. Nie pamiętał jej tytułu, ale za to słowa same cisnęły się na wargi, więc nie przerwał nawet wtedy, kiedy w pokoju pojawił się niespodziewany gość do pakietu ze swoją osobą dołączając zapach posoki. Pociągnął nosem, a potem rozejrzał się, by zlokalizować źródło tego fetoru z gorszeniem wymalowanym na twarzy, ale wcale nie musiał; takowe zmierzało prosto w jego stronę, nie szczędząc sobie trudu w zamaskowaniu swojego niezbyt urodziwego stanu. Hallie - usłyszał i niemal nie splunął jadem w kierunku znajomej Ślizgonki, w porę przypominając sobie, że była jedyną uprzywilejowaną osobą, która mogła go tak nazywać.
    — Fio. — Równie złośliwy skrót imienia dziewczyny mimowolnie ułożył się na jego ustach, chociaż nie był pewny, czy faktycznie jakikolwiek dźwięk wydobył się z jego gardła i nawet nie zdążył się co do tego upewnić, bo otóż dziewczyna wyrzuciła z siebie kilka słów, przez które natychmiast oprzytomniał. Skrzywił się, gdy z rany Fiorinny pociekła krew wprost na jego świeżo uprany koc.
    — Gratulację, Fio. Wejście, jak zwykle, z przytupem, ale, na Salaraza, czemu przez to cierpią moje rzeczy? — zapytał, ale przeciwieństwie do znajdujących się pokoju współlokatorów na jego twarzy nie ukazało się obrzydzenie. Ujął w palce ramie panny Rosier, wyczuwając pod opuszkami znajdujące się w nim kości i wbił spojrzenie krwawiącą ranę, by się jej dokładnie przyjrzeć. Na jego czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka, jednak nie była ona oznaką irytacji. — Miałaś dużo szczęścia. Gdyby nie ono, to coś, co przebiło twoją skórę, pocięłoby wraz z nią naczynia krwionośne, a wtedy zapewne nie okrwawiłabyś mnie i mojego łóżka, a jedynie samą siebie — ocenił krótko. — Usiądź — dorzucił zaraz, zerkając do wcześniej usprzątanego kufra. Złapał w palce fiolkę z eliksirem, który pełnił rolę mugolskiej wody utlenionej; zresztą sam go sporządził na tego typu wypadki. Strumieniem wody z różdżki przemył starannie ranę, a potem wylał na nią jedno czwartą zawartości pojemnika, nie ostrzegając swoją jedną z najbliższych koleżanek o tym, że będzie temu towarzyszyć nieprzyjemne szczypanie. Była sama sobie winna. Nie widzieli się szmat czasu, co odrobinę martwiło Shantera, gdyż nie dała nawet pojedynczego znaku życia, mimo iż on napisał do niej dwa lub trzy listy. Nie oczekiwał od niej cudów w charakterze wypracowania na pięć pergaminów (sam był dość powściągliwy), a jedynie zapewnienia, jednego słowa: żyję.
    Spiorunował ją niezbyt uprzejmym spojrzeniem i wtem zmarszczka na jego czole się wygładziła; pozostała po niej pamięta w postaci bladej szramy.
    — Kto cię tak urządził? — podpytał, a kiedy eliksir wsiąknął do zranienia, sięgnął po kolejny i zaaplikował jej go, by nieco ulżyć w jej cierpieniu, chociaż w ogóle nie zasłużyła na ulgę. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach medykamentów, a Halliwell natychmiast pożałował, ze nie zaopatrzył się w odświeżacz powietrza. Wykorzystał zatem jedno z zaklęć, by przegonić nieprzyjemny, pchający się do nozdrzy zapach i zerknął Rosier prosto w oczy, domagając się odpowiedzi.

    Halliwell Shanter

    OdpowiedzUsuń
  60. [Tak, szablon wykonałaś naprawdę piękny! No i skoro tak, to oba odpisy ode mnie lecą, chociaż jakościowo mogą być kiepskie – miałam ostatnio nieciekawy wypadek i moja głowa wciąż dochodzi do siebie, także wybacz.]

    Wszystko zależy od tego, co można by wrzucić do kategorii ciekawe, jeśli mowa o wydarzeniach z minionych pięciu lat, dlatego na to pytanie początkowo wzruszył tylko ramionami. Większość należała raczej do tych nieciekawych, bo oprócz tego, że jego matka z każdym rokiem staje się coraz bardziej surowa i nie szczędzi przy tym kar, to zrobiła niemalże wszystko, żeby utrudnić mu kontakt z ojcem, który prawdopodobnie związał się z kobietą krwi czystej jedynie w połowie. Nie był pewien, czy faktycznie chodzi tu o krew, zazdrość, czy może oba te aspekty, ale znalazł już inną drogę kontaktu z ojcem, o której Hestia nie ma na ten czas pojęcia.
    — Jestem w trakcie kursu na teleportację — zaczął, uznając to za ten ciekawszy element. — Choć nie sądziłem, że będzie stanowić to takie wyzwanie — dodał, uśmiechnąwszy się krótko, bo zaraz pomyślał o jednym zaklęciu, z którym nie poradził sobie do dnia dzisiejszego. — Poza tym, zaczynam ostatni rok w Hogwarcie, a nadal nie potrafię wyczarować patronusa i nie jestem nawet świadom jaką może mieć postać — zdradził, a w jego głosie ukryły się nawet maleńkie iskierki irytacji tym dręczącym go faktem. Przykładał się bowiem do zaklęć najbardziej jak potrafił, ale wiedza nie miała żadnego wpływu na Zaklęcie Patronusa, choćby wykuł się definicji na pamięć.
    I nie był pewien, czy wspominać o nabytej zdolności przemiany w zwierze, bo jeszcze nikomu o tym nie powiedział, więc wrócił do kwestii zajęć.
    — A na eliksiry możesz śmiało się zapisać, profesor przyjmie cię z otwartymi ramionami — rzekł zachęcająco. Może powtórzą wybuch sprzed lat? Kto wie.

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  61. [Rozcięta głowa, roztrzaskane żebro, krwiak podtwardówkowy i takie tam. Ogólnie poważne, ale jakoś z tego wychodzę. Dzięki! :* Jestem w trakcie pisania odpisu i właśnie mi tak do głowy przyszło, jak sobie spojrzałam raz jeszcze na szablon na River Falls... Czy Ty piszesz gdzieś jeszcze? Może na jakimś forum?]

    Cassius Carrow

    OdpowiedzUsuń
  62. Nie zaprotestował, gdy dziewczyna oparła czoło jego bark. Objął ją jedną dłonią i trwał tak przez kilka chwili, czując zapach jej szamponu do włosów w swoim nosie. W końcu odsunął się i ujął w palce jej podbródek i zmusił ją, by spojrzał mu prosto w twarz.
    — Gdzie podziewałaś się przez ten cały czas? Brakowało mi ciebie, Fio — wyznał, ledwo poruszającym przy tym ustami. Napotkał kontakt wzrokowy z jej bystrym spojrzeniem i przez chwilę go podtrzymał, aż wreszcie się poddał i spuścił wzrok na jej dłoń. Z rany przestała skapywać krew, co uznał za dobry znak. Przeczekał jeszcze parę chwil, aż zaaplikowana substancja wsiąknie do rany i ujął w dłoń różdżkę. Przycisnął jej koniec do uszkodzonej skóry i wyszeptał jedno z zaklęć, które po chwili zaczęło działać i sprawiło, że oderwany naskórek scalił się ze sobą z powrotem, lecz na powierzchni ramienia pozostała dość głęboka i odznaczająca się na bledszej skórze blizna. — Znika na przestrzeni tygodnia — zapewnił, badając ją opuszkami. Wyczuł pod nimi chropowatą strukturę — ale to nie zmienia faktu, że masz ten okres czasu powinnaś oszczędzać tę rękę, bo wiesz, nie jestem cudotwórcą.
    Posłał w jej kierunku uśmiech z serii tych bardziej aroganckich, coby nieco przerzedzić gęstą atmosferę, która pojawiła się między nim na skutek wcześniej zadanego pytania. Nie chciał, by wiedział, że za nią tęsknił, że się o nią martwił, bo sam ten fakt, że on- Halliwell Shanter – był w stanie wykrzesać z siebie cały pakiet podobny emocji, niesamowicie go martwił, gdyż już od dziecka uczył się, aby być oszczędny w okazywaniu takowych, bo przecież żadna forma życia na Ziemi nie zasługiwała na nie.
    Ponownie zacisnął palce na jej nadgarstku, by sprawdzić puls. Był delikatny, ale rytmiczny.
    — Wiesz, co? Połóż się, a ja zajdę do kuchni i przyniosę ci trochę czekolady — odparł, a po chwili pośpieszył z wyjaśnieniem: — Jak powszechnie wiadomo czekolada przyśpiesza produkcje krwinek czerwony, więc nie przyzwyczaj się. Ot, po prostu to w moim interesie, byś doszła do siebie, w końcu jestem twoim prywatnym specjalistą, czyż nie?
    Rosier, chociaż być może nieświadomie, tym jednym zdanie podbudowało jego rozbrzmiałe do rozmiaru muru chińskiego ego, przez co był nawet skłonny (łaskawie) pozwolić jej, by wykorzystała jego łóżko do celu rekonwalescencji, gdyż pościeli i tak nie nadawała się do niczego innego. Znajdowała się na niej krew dziewczyny i zarazki, które przyniosła ze sobą. Wstał, ale zanim ulotnił się z dormitorium, odczekał aż kobieta dostosuje się do jego (lekarskiego) zalecenia i zasłonił kotarę, chcąc zagwarantować jej chwile prywatności od ciekawskich spojrzeń współlokatorów z dormitorium, bo wiedział, że co poniektórzy potrafili być natrętni i skierował swoje kroku do wyjścia.
    Pokój Wspólny tętnił życiem, acz on nie zwracał uwagi na znajome, mówiące mu cześć twarze. Otóż nie miał na to nastroju. Nie przepuszczał, że aż tak bardzo przejmie się powrotem Fiorinny. Inaczej to sobie wyobrażał, dlatego nie mógł zrozumieć, dlaczego ręce mu lekko drżały. Nie mogąc tego znieść, włożył je do kieszeni, po czym pokonał dystans, który dzielił go od wyjścia z salonu i przedostał się na niemal pusty korytarz. Oparł się o jedną ze ścian i odetchnął głęboko, czując jak zbawienny chłód przeszywa go na wskroś. Zadrżał, ale pierwszy raz od dawna takowy przestał mu przeszkadzać, nawet ucieszył się, że lochy przesiąkły nim na wylot.
    Wrócił po dwudziestu minutach z kilkoma przekąskami.

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  63. [Cześć! Teoretycznie wypuściłam ten wakat w jednej spośród parze propozycji, lecz nie doczekałam się, póki co, na takowej odpowiedzi, więc w dalszym ciągu należy traktować ją jako aktualną, a w razie gdyby gracz ją wybrał, podczas trwania naszych ustaleń, wówczas podniosę limit o jedno oczko, zważywszy na to, że taki przypadek na Kronikach już raz mi się zdarzył. Nie mam w zwyczaju odmawiać graczom wspólnej rozgrywki; w związku z tym chętnie zapoznam się z twoim pomysłem i rozwinę go w miarę możliwości, jakie pozostawi mi ów propozycja.]

    Malcolm Letherhaze

    OdpowiedzUsuń
  64. Uniósł brew, ukazując swoje powątpiewający stosunek. Wiedział, że zasnęła. Widział to w jej niemal nieprzytomnym spojrzeniu. W innych okolicznościach zapewne zademonstrowałby jej obrazę swojego majestatu, ale nie tym razem. Teraz był zbyt zaoferowany jej obecnością, mimo iż emocje, które mu towarzyszyły, gdy wyszedł z dormitorium, już nieco opadły i powróciło wyczekiwana przez niego racjonalne myślenie. Zdążył ochłonąć w chłodnych korytarzach lochów i wszystko przemyśleć. A przynajmniej tak mu się wydawało.
    — Nie kłam. Zdrzemnęłaś się i nawet nie odczułaś, że mnie nie ma — stwierdził na w pół rozbawiony, a w pół zamyślony, ale ostatecznie podał dziewczynie talerz ze smakołykami, chociaż ich liczba była skromna, gdyż zbliżała się pora kolacji, a czekolada nie była jej preferowaną formę. Skrzaty krzątające się w kuchni obrzuciły go morderczym spojrzeniem, gdy poprosił ich o tego typu posiłek.
    Na wargach Shantera ukazał się zwyczajowy, prawie sardoniczny uśmiech po wygięciu ich kącików ku górze. Bynajmniej nie miał zamiaru stać nad nią i patrzeć, jak uzupełnia niedobór krwinek czerwonych.
    — Suń się, grubasie — mruknął do niej wielce przyjaźnie, po czym bez skrupułów bezcześcił jej przestrzeń osobistą.
    Łóżko, chociaż wygodne, nie imponowało rozmiarem. Było w stanie pomieścić zaledwie jedną osobą (i kota). Zdjął buty i wgramolił się na nie, czując jak materac ugina się pod ciężarem drugiego ciała. Znajdując się tuż przy niej, szturchnął ramieniem w nieokreśloną część jej ciała (nie zidentyfikował którą konkretnie), bo oto był zajęty szukaniem dogodnej pozycji. W tym celu usiadł po turecku na wezgłowiu łóżka, zasuwając za sobą częściowo odsłoniętą kotarę.
    — Wiem, że nie jesteś skłonna opowiedzieć mi, gdzie byłaś i co robiłaś pod swoją nieobecnością, więc nawet nie pytałem, ale jedna kwestia nie daje mi spokoju — odrzekł niby to śmiertelnie poważnym tonem, ale przyklejony do ust uśmiech sprawił, że wytworzone wokół nich napięcie przekształciło się niemal w całości w zapomnienie. Nie odrywając od niej spojrzenia, zapytał: – Masz zamiar pozostać tutaj do ukończenia szkoły? — Nie pytał o to, dlatego, że mu na niej zależało. Ot, po prostu czuł się odpowiedzialny z jej ramię dopóty, dopóki nie wydobrzeje. (Ta, jasne, Hallie).
    Dopiero po tym, jak Fiorinna sięgnęła po koc, uświadomił sobie, że dziewczyna nie miała na sobie praktycznie nic, oprócz samej bielizny, która eksponowała ukryte pod nią wypukłości. Nie dał po sobie poznać, że te odkrycie wywarło na nim jakiekolwiek wrażenie, chociaż niewątpliwie temperatura jego ciała podniosła się o kilka kresek. Na pomoc przyszedł mu Muscat. Usłyszał jego niezadowolenie syknięcie, gdy wyjrzał zza kotarę i ujrzał na swojej części legowiska intruza w postaci panny Rosier. Omiótł ją swoim brązowymi ślepiami, ale - o dziwo - nie władował się na jej kolana, by potraktować jej twarz wysuniętymi, dopiero co zaostrzonymi na dywanie pazurami.
    — On ci tego nie wybaczy.
    Zaśmiał się, gdy kot fuknął w ramach zademonstrowania swojego niezadowolenia i zniknął im za pola widzenia. Halliwell zagadywał, że po prostu wybrał mniej zatłoczoną opcję w postaci łóżka Dashiella, na którym coraz częściej ucinał sobie drzemki, gdyż z niewyjaśnionego powodu zdarzało mu się unikać swojego właściciela. Niewdzięczny sierściuch.
    — Fio. — Wysłał jej ponaglające spojrzenie, które zatrzymało się na odłamku czekolady, które w tym momencie wsunęła do ust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniła się. Wydoroślała i przede wszystkim wyładniała, ale nie powinien się temu dziwić. Ostatni raz widział ją... nawet nie pamiętał kiedy. W każdym razie minęło szmat czasu. I w trakcie jego upływu wiele się zmieniło. Już nie byli dziećmi, a przynajmniej nie zupełnie. Powoli wkraczali w świat dorosłych. I, chociaż Hallie pragnął tego, jak niczego innego na świecie, poczuł trudne do określenia ukłucie w klatce piersiowej.
      Miał jej tyle do powiedzenia, ale jednocześnie głos ugrzązł mu w gardle i nie był w stanie wykrzesać z siebie chociażby pojedynczego dźwięku. Zbyt dużo myśli kotłujących się w jego głowie chciało przybrać format słów, ale miał wrażenie w tym momencie takowe były zbędne.

      Shanter

      Usuń
  65. — To wilk w owczej skórze, a raczej tygrys w kociej — zażartował, bo sam odczuł na własnej skórze, jaki Muscat potrafił być, a na pewno nie był do rany przyłóż, jak niegdyś myślał. Stał się kapryśny, bardziej drapieżny, rozdrażniony. Rozpieszczony do granic możliwości. Halliwell utracił nad nim kontrolę, chociaż trudno było mu z początku pojąć, że kocur chodzi własnym ścieżkami, ma własne życie i kocha go tylko wtedy, kiedy ma pustkę w żołądku. Gdy sobie to uświadomił, trudno było mu wyjść z szoku, ale jeszcze trudniej było mu zaakceptować fakt, że pozwolił sierściuchowi sobą manipulować. Skurczybyk uczył się od najlepszych, ale nagle kot przestał wypełniać jego myśli.
    Po tym, jak z gardła Fiorinny padły kolejne dźwięki, poczuł się tak, jakby ktoś skonfrontował z impetem otwartą dłoń z jego policzkiem. Zabawne, że kiedy byli razem, niemal nierozłączni, tam gdzie ona, tam i ja i inne tego typu bzdury, myślał, że ten stan rzeczy będzie trwał wiecznie. Był pewny, że nikt jej mu nie odbierze. A potem zniknęła. Bez słowa. Rozpłynęła się w powietrzu jak duch. Sprawiła, że w sercu Shantera wykształciła się pustka. Zmieniła się we wspomnienia, który na przestrzeni lat wyblakły, były niekompletne. Przemijały jak pory roku. I zjawiła się znów, jako nieomal obca dla niego osoba, a jej słowa... słuchając ich, miał wrażenie, że ktoś przyłożył mu nóż do gardła i tylko czekał aż dokona złego wyboru i ruszy się choćby o milimetr. Wtedy ostrze bezceremonialnie zatopi się w jego skórze i przerwie znajdujące się pod nią naczynia krwionośne. Powtarzał sobie w myślach: Uspokój się, ona nie jest tobą. Ma własne życie. Nie umie tupnąć nogom. Powiedzieć na głos: nie. Wyrwać się spod autorytetu rodziców. Została wychowana na innych zasadach. Radykalnych. Przy jej wychowaniu nie popełniono żadnych błędów., ale to nie działało. Poczuł jak złość atakują każdą komórkę w ciele i pływa w żyłach. Jak w nich wrze. Nie spodziewał się, że z takiego (błahego) powodu panna Rosier opuściła mury zamku, chociaż to nie było najgorsze w tym wszystkim. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jej rodzice chcieli ją całkowicie odizolować od świata. Zamknąć w domu na klucz. Ewentualnie pozwalać wyjść do wielkiego ogrodu. Lub wyprowadzać na spacer. Zniewolić. Ubezwłasnowolnić. Hodować. Niby wiedział, że w niektórych rodach czarodziejów nadal praktykowało się głupie tradycje, ale nie sądził, że takowe dotknęły Fiorinny. Spojrzał jej głęboko w oczy, nie mogąc w to uwierzyć, ale gdy zobaczył iskry złości w jej spojrzeniu, wreszcie uwierzył. Pokręcił głową w akcie dezaprobaty.
    — Kurwa, co to za średniowiecze, Fio? Nie sądziłem, że nadal ktoś ciągnie ten teatrzyk z aranżacją małżeństw w roli głównej — stwierdził, nie ukrywając ani zdziwienia, ani swojego zdegustowania takim posunięciem, gdyż najprawdopodobniej sam nigdy nie przystałby na podobną propozycję matrymonialną, bo nie miałby zamiaru spędzić życia z osobą, która została mu wybrana odgórnie, przez wzgląd na rodzinne koligacje. Toć to brzmi, jak mało śmieszny dowcip i...
    Złapał Fiorinnę za dłoń, a właściwie to splótł swoje palce z jej palcami, zamykając ją w mocnym, pewnym uścisku. Nie umiał wyobrazić sobie ją w roli marionetki, ani... w objęciach kogoś obcego. Skrzywił się na samą myśl tak, jakby ktoś wcisnął mu do lekko rozchylonych warg cytrynę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Weź się w garść, Fio. I postaw na swoim. Pokaż im środkowy palec, do cholery. Słyszysz? — Wolna dłoń Halliwella zakleszczyła się delikatnie na barku dziewczyny. Przysunął się do niej bliżej. Dzieliły ich od siebie tylko centymetry. Wyraźnie widział każdy detal na jej skórze. Każdą jej niedoskonałość. Każde niewidoczne na pierwszy rzut oka przebarwienia. Był nawet pewny, że czuje jak serce bije w jej klatce piersiowej. Jak ptak chcący wyrwać się z klatki. Zetknął swoje czoło z jej cieplejszym odpowiednikiem. — Nie możesz pozwolić im na to, by sterowali twoim życiem — orzekł, niemal muskając ustami jej warg. Czuł na nich nań oddech, słodki posmak czekolady, cierpkość uczuć. I poczuł jak robi mu się ciepło. Odchylił głowę do tyłu i wycofał palce z jej barku, przywracając jej wolność, oddając prawo do oddechu.
      Na jego ustach ukształtował się na powrót uśmiech, ale tym razem nie wyrażał ani rozbawienia, ani sarkazmu. Był niewyraźny, niemalże pozbawiony treści. I wtedy zrozumiał, że w zasadzie nie powinien włazić do jej życia z brudnymi buciorami. Skoro podjęła taką decyzję, najprawdopodobniej pogodziła się ze swoim losem, ale... ton jej głosu temu zaprzeczał.
      — Na Salazara, Fio. Znów pojawiasz się bez zapowiedzi w moim życiu i mówisz takie rzeczy. Takim tonem. Czasem naprawdę...
      Nie dokończył, a wzrok utkwił nad jej ramieniem, gdzie światło przebijało się przez cienką warstwę zasłony.

      Shanter

      Usuń
    2. [Nie przejmuj się. Po prostu wyszłam z założenia, że Fio się rozebrała do bielizny przed tym, jak się rozłożyła na łóżku. I oczywiście, że nie mam Ci tego za złe. Ot, to przecież drobne nieporozumienie, a takie się po prostu zdarzają. :D]

      Usuń
  66. Nasilona złość w tonie jej głosu sprawiła, że Shanter znieruchomiał. Obserwował jej twarz, wyeksponowaną na niej ekspresje i otworzył usta by coś powiedzieć, ale po chwili zamknął je z powrotem, gryząc się w język. Obserwował, jak schodzi z łóżka, jak kompletuje swoje ubrania i sprawdza, czy różdżka jest na swoim miejscu.
    — Nie pożegnasz się, Fio? — wyszeptał. — Znów znikasz bez słowa, a potem... potem zjawiasz się jak gdyby nigdy nic, cała zakrwawiona i rujnujesz mój spokój. Jesteś bardzo niezdecydowana — ocenił. I w międzyczasie uświadomił sobie, że nie robi tego tylko dlatego, by wbić jej szpilę w oko. Kochał ją. Naprawdę ją kochał. Na swój sposób, ale obdarzył ją jednym z najpotężniejszych uczuć, jakie istniało. Uzmysłowił sobie, że znajdowała się w skromnym gronie osób, które pokochał. Nie była to miłość intymna, namiętna, ale przecież takowa miała różne oblicza.
    Zerwał się na równe nogi jak oparzony, z takim impetem, że, nieomal zerwał kotarę. Zanim dziewczyna zdołała zarzucić na siebie szatę, demonstrując swoją zręczność, zabrał jej ją sprzed nosa. Nie miał zamiaru się poddać. Nie tak łatwo. Nie w ten sposób. Nie miał zamiaru pozwolić jej odejść. Już raz ją stracił. Ostatnio w jego życiu było więcej strat niżeli zysków i nie mógł sobie pozwolić na kolejną z tej kategorii.
    — Fio… Skąd przyszło ci do głowy, że cię znam? — zapytał, stając jej na drodze przed ewakuacją z pomieszczenia, które nagle wydało się zbyt małe dla ich dwójki, chociaż niewątpliwie było w stanie pomieścić przynajmniej pięć lub nawet siedem osób. — Nasze charaktery ukształtowały się na przełomie ostatnich lat. I wtedy nie było mnie przy tobie. Zmieniło się zbyt wiele. — Oparł dłonie o ścianę, by ją do niej przyszpilić, unieruchomić. Był świadom zmian, jakie zaszły w nim i był pewny, że takowe zaszły też w niej. Nie mieli trzynastu lat. W świetle prawa osiągnęli pełnoletność. Byli gotowi sami odpowiadać za swoje czyny i ponosić wynikające z nich konsekwencje. A z kilka miesięcy zaczną dorosłe życie/
    Shanter, uwiedziony przez silne, sprzeczne ze sobą emocje, nawet nie dostrzegł, że ktoś kręci się po dormitorium. Najprawdopodobniej gdyby zauważył znajomy kształt, przeniósłby ich rozmowę na bardziej neutralny grunt, ale w aktualnym stanie nie miał takiego zamiaru. Wyszedł z założenia, że byli sami. Nie mógł pozwolić jej stąd wyjść. Miał wrażenie, że jeśli teraz odejdzie, już nigdy na niego nie spojrzy. Nigdy nie wróci. Ich ścieżki na zawsze się rozejdą, bo ani on, ani ona nie będą mogli przyznać się, że przesadzili. Zbyt dumni, a przynajmniej Halliwell nadal nie potrafił przyznać się do błędu i powiedzieć “przepraszam”, ówże słowo nigdy nie chciało mu przejść przez gardło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ostatni raz, jak rozmawialiśmy, miałaś kilka nadprogramowych kilogramów i wyraźny problem z zaakceptowaniem nich. I nie umiałaś długo się złościć. Teraz jesteś atrakcyjną kobietą i pewnie umiesz jednym spojrzeniem zawrócić facetom w głowie. Ale przede wszystkim emanujesz taką złością, że gdyby mogła przybrać materialną postać, najprawdopodobniej zwaliłaby mnie z nóg — stwierdził. Wygiął kąciki warg ku górze w charakterze delikatnego uśmiechu. — Problem tkwi w tym, że adresujesz jej nie do tej osoby, co trzeba. Twoi rodzice poczują jej smak. Pomogę ci we wszystkim. W końcu jesteśmy przyjaciółmi — zaoferował się, ale nie wiedział czy nadal są przyjaciółmi. Przepaść. Wytworzyła się między nimi niczym intruz. I wtedy zrobił coś czego sam nie planował. Zamknął jej zgrabną talię w subtelnym uścisku, po czym zanurzył twarz jej włosach. Używała szamponu o ładnym, przyjemnym zapachu. Zaciągnął się tych zapachem i pozostał w takiej pozycji przez minutę lub dwie. W tym momencie nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. — Ale zanim tak się stanie, chcę wiedzieć wszystko, Fio. Gdzie byłaś. Co robiłaś. I kim się stałaś — mruknął jej do ucha i rozluźnił uścisk, zwracając jej przestrzeń osobistą, a wraz z nią szatę. Do niej należała ostateczna decyzja. Nie miał zamiaru ją zmuszać, ani tym bardziej robić coś wykraczającego poza jego kompetencje. Jeśli powie mu spadaj, Shanter z ciężkim sercem wycofa się, ale jednocześnie nie ukaże rozczarowania. Wzruszy ramionami, odwróci się na pięcie i zacznie ją traktować jak powietrze, element krajobrazu. Jak coś co kiedyś istniało, a teraz tego nie ma.

      Shanter

      Usuń
  67. Niechętnie rozstał się z ciepłem ciała, ale nigdy w życiu by tego nie powtórzył. Ot, zrobił to pod wpływem chwili, nie myśląc ani trzeźwo, ani logiczne, ani tym bardziej praktycznie, jak być może powinien. Kierowały nim emocje, a takowe nigdy nie były dobrym doradcą. Mimo to pierwszy raz w życiu im się nie sprzeciwił. Pozwolił im działać, sterować ciałem i jego odruchami. Jakby był marionetką w ich w dłoniach.
    — Cicho bądź, od kiedy jesteś taka uległa, co? — rzucił w ramach przytyku, bo w końcu mu na to pozwoliła, a przecież mogła odmówić.
    Przyjrzał się jej z pewnej odległości, a na jego twarzy odcisnęło się piętno ulgi. Przeszło jej. Naprawdę jej przeszło. I najprawdopodobniej nie będzie pielęgnować do niego urazy za te wszystkie pełne złości słowa, które padły z jego ust z prędkością odbijanego przez niego tłuczka podczas meczów. A potem stało się coś, co sprawiło, że znieruchomiał. Na okres kilku sekund mięśnie w całym organizmie zastygły mu bez ruchu. Miał wrażenie, że nawet serce przestało bić.
    — Z ciebie też zrobiła się niezła przylepa — przyznał po tym, jak minęła pierwsza konsternacja. Nie spodziewał się, że Fiorinna przylegnie do niego, gdy odzyska swoją szatę. Podejrzewał, że da mu w pysk za takie samowolne zachowanie, nałoży wierzchnią część odzienia i jak najszybciej opuści to dormitorium, przyrzekając sobie, że jej stopa nigdy więcej w nim nie powstanie. Poniekąd byłoby mu to na rękę, bo nie przywykł do nadmiernej czułości. Nie był tez osobą wrażliwą, raczej uchodził za nieczułego dupka niewidzącego nic poza czubkiem własnego i sumiennie zapracował na taką reputację - czynami, jak i zarówno słowami. A mimo to wiedział co zrobić i zareagował automatycznie.. Ponownie objął ja w pasie, mimowolnie wyrażając zgodę na to, by przez kilka chwil wsłuchiwała się w bicie jego serca, dając jej tyle czasu, ile potrzebowała, bo miała racja... Taka sytuacja najprawdopodobniej już się nie powtórzy. Nigdy.
    Otworzył usta, by powiedzieć skoro już obnażyłem przed tobą swoje uczucia, liczę na bezwzględną szczerość, ale nie dano mu wydobyć z gardła żadnego dźwięku. Spokój wyparował w momencie, gdy po pomieszczeniu rozlazł się cichy, stłumiony przez rękaw chichot. Halliwell, rozluźniając uścisk z drobnego ciała, rozejrzał się po pomieszczeniu i nieomal zasyczał na widok jednego z współlokatorów, który bez skrupułów przyglądał się tej przepełnianej ckliwością scenie, jakby właśnie był w trakcie obserwowania zapierającego dech w piersiach ligowego meczu qudditcha.
    Siedział na swoim łóżku i wpatrywał się w nich ze złośliwym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust. Ten grymas mówił wszystko, a Shanter poczuł jak wzbiera się w nim złość, przenika do naczyń krwionośnych i miesza się z krwią. Nie miał wątpliwość, że jeszcze dziś po zamku rozniosą się pogłoski o ich domniemanym związku, podsycane przez ubarwione plotki.
    — Szkoda, że nie mam aparatu. Tuż to doskonały materiał do szkolnego szmatławca, Shanter — parsknął z w wyraźnym rozbawieniem, a potem jego śmiech rozległ się w błędnikach Halliwella, który ledwo powstrzymywał się przed okazaniem swojego rozdrażnia w bardziej namacalny sposób, ale jednocześnie nie chciał pokazać po sobie, że go dotknęło.
    — Masz szczęście, że nie jesteś godny, by moje knykcie ucierpiały na twojej szczęce, bo z miłą chęcią przemeblowałbym ci ten szpetny ryj w kilku miejscach — warknął pod nosem, przeklinając w duchu brak ostrożności. Z reguły starał się nie demonstrować żadnej ze swoich słabości na oczach form życia, za którymi nie przepadał ze wzajemnością, a w tym wypadku były to emocje. — Chodź, Fio — dodał, łapiąc dziewczynę mało delikatnie za nadgarstek. Pociągnął ją w kierunku wyjścia z sypialni. — Z tym debilem policzę się później — dodał, bo w tej chwili bynajmniej nie miał nastroju. Przede wszystkim chciał, by panna Rosier powiedziała mu wszystko to, co leżało jej na wątrobie. Bez niewygodnych świadków i rozbawionych spojrzeń. Sam na sam. Prosto w oczy.

    Shanter

    OdpowiedzUsuń