Julia Jones
[ Ravenclaw | VI rok ]
[ obrońca w drużynie Qudditcha ]
[ Koło Astronomów | redaktor w Proroku Nie-Codziennym | Klub Eliksirów]
[ Ravenclaw | VI rok ]
[ obrońca w drużynie Qudditcha ]
[ Koło Astronomów | redaktor w Proroku Nie-Codziennym | Klub Eliksirów]
Zapytaj ją czy żałuje. Spójrz w jej oczy i niezależnie od tego czy się śmieją czy widzisz w nich łzy po prostu zapytaj ją czy żałuje czegokolwiek, czy żałuje kogokolwiek, kogo kiedyś wpuściła do swojego życia. Gwarantuję Ci, że się uśmiechnie - delikatnie, mrużąc przy tym lekko oczy patrzące gdzieś na bok w zamyśleniu. I za chwilę Ci odpowie. Że żałuje paru rzeczy, które się wydarzyły, ale nie ma nawet jednej osoby, której żałuje, że zaufała. Każdy był ważny, nawet jeśli ostatecznie gdzieś zniknął. Każdy dał jej coś, co choćby w maleńkim stopniu stało się częścią niej. I nawet jeśli kiedyś o tym zapomni to nie, nie żałuje.
Rodzice dali jej życie i nauczyli jak się z niego cieszyć (przynajmniej czasem). Dali jej wspaniały dom, w którym razem ze swoim starszym bratem mogła dorastać w spokoju. Pokazali jej świat w tak wielu barwach, że nie była w stanie tego wszystkiego zrozumieć. Ale zawsze chciała wiedzieć więcej. Sięgała po kolejne książki, kolejne historie, chciała uczyć się nowych rzeczy i szukała drugiego dna nawet w płytkich piosenkach. Łączyła fakty, badała zależności i grzebała w tym wszystkim tak długo i głęboko, że powinna już znaleźć jakiś sens, ale nie. Rodzice nauczyli ją naprawdę wiele o świecie, a wciąż tak trudno jej się w nim odnaleźć.
Rodzice nauczyli ją także unikania kłopotów, ale to brat pokazał jej jak się z nich wyplątać. Udowodnił, że w niektórych sytuacjach warto być czarującym, a w innych trzeba zdecydowanie walczyć o swoje. I jednocześnie niesamowicie ją rozpieścił. A jego najlepszy przyjaciel, który gdzieś w międzyczasie stał się niemal członkiem rodziny, spowodował, że zakochała się w lataniu. Wyjaśnił jej zasady Quidditcha, łapał ją, gdy spadała z miotły i nigdy, przenigdy nie pozwalał jej się poddać.
Jeszcze zanim trafiła do Hogwartu miała kilkoro przyjaciół. Jeden z nich sprawił, że do dziś w weekendy je na śniadanie tylko tosty z miodem. Jeden zamienił jakąś część jej osobowości na wulkan energii, który czasem nie pozwala jej usiedzieć w miejscu, a w dodatku sprawia, że w pewnym momencie zaczęła uważać sen za konieczną do prawidłowego funkcjonowania stratę czasu. Jeden okazał się jednak nie być jej przyjacielem i może to przez niego nadal nie lubi wychodzić przed szereg i czasem trudno jej się odnaleźć wśród osób, których nie zna. Bo kiedy ktoś pokaże Ci, że ta ciemna część świata jest bliżej niż myślisz, już zawsze obawiać się będziesz, że nagle Twój świat zacznie stawać się tym, którego opanowała czerń.
A gdy Julia w końcu trafiła do Hogwartu spodziewała się, że ta szkoła pozwoli jej odkryć nie tylko więcej kolorów świata, ale też samej siebie. Jednak nie. W życiu nadal nieco ślepo kieruje się intuicją, jednocześnie bojąc się czasem własnych emocji, bojąc się, że swoim zachowaniem lub decyzjami kogoś skrzywdzi, albo że ktoś skrzywdzi ją.
W Hogwarcie zyskała jednak kilkoro przyjaciół i dla nich zrobiłaby wszystko. Dla nich odłożyłaby na bok naukę, która czasem wydaje się, jakby była dla niej najważniejsza. Dla nich rzuciłaby w diabły Quidditch (taaaa… a niech tylko ktoś spróbuje ją o to poprosić!), to im oddałaby ostatnią paczkę swoich ulubionych żelków albo ostatnie łyki świeżego soku z pomarańczy. To z nimi zatańczyłaby nawet przy szybkiej piosence, chociaż tego szczerze nie znosi. I to z nimi będzie wciąż bardzo dużo się przytulać, bardzo dużo się obrażać, by już za chwilę się pogodzić, bardzo dużo przesiadywać na mrozie i ogrzewać ich swoimi zawsze ciepłymi dłońmi, świętować z rumem porzeczkowym, a rozpaczać z ognistą (nigdy odwrotnie) i uczyć się od siebie jeszcze więcej. Bo tak. Bo może to jest sens życia? Może chodzi właśnie o te pojedyncze, krótkie momenty, kiedy już nie potrzeba słów, bo każdy wystrzelał się już ze swojej standardowej amunicji i tylko oddycha spokojnie, unosi lekko kąciki ust i zastanawia się czy to jest szczęście? Może chodzi o ramiona, w których zawsze można się ukryć? Może chodzi o to, żeby wiedzieć, że kiedy się skoczy, to na pewno ktoś Cię złapie. A może nie ma sensu...
Powiązania: Freddie Wayland, Vincent Macnair, Adam Lebiediew, Noah White, Mathias Rathmann
[Tak bardzo tęskniłam! ♥ Cudna Jula, chodź, bądźmy przyjaciółmi :D]
OdpowiedzUsuńMargoś i Scorp
[ Cześć!
OdpowiedzUsuńAż dziwne, że tak wierna i oddana osóbka nie trafiła do Gryffindoru. Ale kto jest w stanie zrozumieć decyzje podejmowane przez Tiarę Przydziału? Ten stary kapelusz ma własny rozum.
W każdym razie cześć raz jeszcze. Bawcie się dobrze z tą uroczą osóbką, a jeśli jest chęć to zapraszam do siebie. Damsko-damskie nie są moją mocną stroną, ale jestem zdeterminowana by to zmienić]
Annaise
[Jest i moje słońce <3]
OdpowiedzUsuń[ Najcudowniejszy promyczek, pierwsza na liscie "gdybym byl hetero" <33333333333]
OdpowiedzUsuńGłupek
[Cześć! Zawsze podziwiam damskie postacie, bo ja nigdy nie potrafiłam stworzyć kobiety, chociaż w połowie tak dobrej, jak twoja :c No nic, niech śmiga na miotle grzecznie. Powodzenia na blogu.]
OdpowiedzUsuńGregie
Witamy i życzymy miłej zabawy z postacią!
OdpowiedzUsuń[Ja nigdy nie odnawiam, jak ktoś proponuje wątek :D zaraz wbiję na GG, żeby wszystko ustalić ładnie ;)]
OdpowiedzUsuń(Doberek! Pani bardzo sympatyczna, mój Kenny zapewne nabawiłby się przy niej kolejnych kompleksów bo biedaczek nie może się nawet na miotle porządnie utrzymać, a tutaj miałby do czynienia z kolejną qudditchową perełką. Wątku niestety nie zaproponuję póki co bo limit mnie wstrzymuje ale życzę dobrej zabawy na blogu!)
OdpowiedzUsuńkenneth
(Oj, on jakby jakimś cudem wsiadł na tę miotłę to by pewnie trzymał się jej mocno. :D Może jak ogarnę życie po czerwcu to zdejmę ten limit i wtedy na pewno wrócę!)
OdpowiedzUsuńkenneth
[ GG nie mam, ale na maila możesz śmiało pisać
OdpowiedzUsuńhokus.czary.pokus@gmail.com ]
Annaise
[Dzięki za znalezienie tej pani! :D
OdpowiedzUsuńI tak, Twoja postać też jest super, dzięki za miłe powitanie ;) ]
I.D.
[No cześć, dawno na siebie nigdzie nie trafiłyśmy. W sumie to mnie dawno nigdzie nie było. Możemy pomyśleć nad wątkiem z Julką lub jeżeli być faktycznie wróciła z Liv... i tutaj będzie można pogłówkować ;)]
OdpowiedzUsuńLyall
[Hmm, chyba to był pomysł odwrotny do tego, co pisałyśmy ostatnio. Chciałam, aby znali się długo, możliwie od małego, ale chyba muszę bardziej pokombinować :/ Pamiętam, że coś wymyśliłam fajnego, ale za Chiny nie potrafię sobie przypomnieć co to było :(]
OdpowiedzUsuńVincent
[Zapraszasz, więc jestem! :D Na pewno się znają, skoro oboje są w Klubie Ślimaka. Pomyślałam sobie, że ogólnie mogliby mieć neutralne relacje, ale na przykład kilka miesięcy temu zdarzyło się coś, o czym tylko oni wiedzą i co wolą zachować w tajemnicy. Tylko za cholerę nie wiem co to mogłoby być xD Może coś znaleźli? Coś, czego nie powinni?]
OdpowiedzUsuńARCHER
[Cześć! Podoba mi się to, że Julia jest redaktorem Proroka Nie-Codziennego. Myślę, że mam nawet pomysł na powiązanie: wywiad pani redaktor z moim Polaczkiem-Cebulaczkiem mający na celu porównanie Hogwartu i Akademii na Łysej Górze. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńG. Szczędzicki
[To może być. Julia pomogła mu w polowie IV roku ogarnac co i jak działa w Hogwarcie (z własnej woli? Albo oddelegowana?), a teraz w ramach rekompensaty chce namówić Grzesia do wywiadu? Tworzą w Proroku jakąś nową rubrykę czy cosi potrzebuje jego opinii o Łysej Górze. Mogą się spotkać w Bibliotece, Wielkiej Sali, na bloniach, a ja mogę zacząć. :D]
OdpowiedzUsuńG. Szczędzicki
[ Dziękuję za miłe słowa :) Cieszę się, że moje wypociny przypadły komuś do gustu. Julia za to jest doskonałym materiałem na przyjaciółkę. Mają szczęście ci, którzy mogą ją określać tym mianem :)]
OdpowiedzUsuńAndromeda
[Hej, hej! Klub Obrończyń! Koniecznie! Rywalizacja rywalizacją, to przyjemny dodatek, ale wydaję mi się, że nie ma zasady Szkolnego Kodeksu Rozgrywek Quidditcha, która mówiłaby, że wszyscy gracze muszą darzyć się sympatią na poziomie Pottera i Malfoya :D]
OdpowiedzUsuńTeddy T.
[Koty rozumieją więcej niż się wydaje, ale są za bardzo niezależne i uparte, żeby dawać nam to do zrozumienia. Potwierdzone info ;)
OdpowiedzUsuńSkoro zapraszasz to nie odmówię, lecę na gg!]
Philippa
[No to się cieszę, że jest ciekawie. :D Julię to mi się już zdarzało zobaczyć podczas stalkowania poprzedniej wersji bloga, na której mi się nie udało jakoś pojawić, więc musimy to jakoś nadrobić. Możesz wpaść do mnie na maila, to coś spróbujemy ustalić?]
OdpowiedzUsuńJordan
[O, ten drugi pomysł jest ciekawy :D Możemy nawet zacząć od samego znalezienia. Jeśli Julka coś by przeksrobała, mogłaby w ramach szlabanu zostać wysłana do jakiegoś składziku, aby go posprzątać, a pilnować musiałby ją Archer. I tam znaleźliby ten pierścionek :)]
OdpowiedzUsuńARCHER
Wakacje w pustym domu zdawały się być dla Vincenta wybawieniem. Ciągłe komentarze na temat jego zachowania zaczynały powoli go irytować, szczególnie, iż nie popierał stanowiska rodziców dotyczącego czystości krwi. W przeciągu lat spędzonych w Hogwarcie zdążył zrozumieć, że ilość magii płynącej w żyłach czarodzieja nie ma najmniejszego znaczenia, póki nie będzie ona dostatecznie trenowana. Dlatego też rozmowy rodzinne na ten temat uważał za co najmniej zbędne, a wręcz nie na miejscu, kiedy temat zostawał poruszany w trakcie wspólnego posiłku. Wtedy ostentacyjnie wychodził z jadali, ignorując zszokowanie matki, jak i warknięcia ojca. Bardzo możliwe, że z tego właśnie buntowniczego nastawienia Vincenta zostawał on osamotniony w domu, gdy rodzice wraz z młodszą siostrą zwiedzali Amerykę Południową, a także jej magiczne zakamarki, jak i magiczną historię, która zaczynała się właśnie tam. Dzięki temu Macnair mógł odpocząć od ciągłych oskarżeń, żachnięć i niekiedy cynicznych uwag ojca, jak i matki, niepotrafiących zrozumieć własnego dziecka. Pusty dom zdawał się oddychać czystą energią oraz miłą atmosferą.
OdpowiedzUsuńWakacyjny okres pozwalał mu także na spotkania z ludźmi, których naprawdę lubił, przy okazji odpoczywając od tych, których najchętniej unikał. Miał także możliwość przemyślenia skomplikowanych sytuacji, takich jak zmiana zachowania jego przyjaciela, odkąd dowiedzieli się, który z nich otrzymał plakietkę prefekta naczelnego. Nigdy nie przypuszczał, że tak błaha sprawa mogłaby ich aż tak poróżnić. Jednak w tym dniu miał o tym nie myśleć, by nie zaprzątać sobie głowy problemami, kiedy u jego progów miała zjawić się Julia. Już nawet nie pamiętał w jaki sposób się poznali. Jego pamięć zdawała się powoli szwankować w tych tematach. Zdawało mu się to średnio ważne, gdy od tylu lat miał przy sobie przyjaciółkę, która pomimo wrogiego nastawienia jego rodziców nie zmieniła zdania o nim samym. Coś ekscytującego było w jego ucieczkach z domu, by zobaczyć się z szatynką w jej własnym ogrodzie. Przez tyle dziecięcych lat udawało im się utrzymywać kontakt, jednocześnie pozostając w ukryciu przed państwem Macnair. Nawet sama siostra zdawała się o tym nie wiedzieć, a może tylko przymykała oko, wciąż udając, iż słowa rodziców przemawiają także i do niej.
Nieśmiałe pukanie rozległo się po przedpokoju, więc gdyby nie był w kuchni nawet by go nie usłyszał. Zerwał się z miejsca, w myślach karcąc się, że znowu zapomniał o naprawieniu dzwonka, co obiecał matce dobre dwa tygodnie temu. Był perfekcjonistą, ale jako artysta nie miał głowy do spraw codziennych i przyziemnych. Czasami chyba zbyt często latał w chmurach albo w świecie melodii wygrywanych przez klawisze jego ukochanego fortepianu. Ślizgon złapał za gałkę od drzwi, gdy już do nich dobiegł, by szarpnąć nimi do siebie.
— Witaj Julio — uśmiechnął się promiennie, gdy po drugiej stronie progu ujrzał swoją przyjaciółkę. Ustąpił z drogi, lekko się skłonił, jednocześnie wskazując wolną ręką, by weszła. — Zapraszam serdecznie do śrdoka.
Vincent
Freddie w przeciwieństwie do wszystkich nastolatków i dzieciaków na świecie nie przepadał za wakacjami. To znaczy jasne, że lubił odpoczywać i spędzać czas na rzeczach przyjemnych, a nie pożytecznych, ale przerwa letnia oznaczała powrót do "domu". Opuszczenie Hogwartu, najcudowniejszego miejsca na ziemi na całe dwa miesiące. Cieszył się przynajmniej, że większość tego okresu spędzi z przyjaciółmi, pośród ludzi ma których naprawdę mu zależało. Pragnął przewinąć pierwsze dwa tygodnie siedzenia u siebie i jechać już do Julii, a potem Lincolna.
OdpowiedzUsuńParę pierwszych dni spędził głównie w swoim pokoju - zarówno matka jak i ojciec zajęci byli praca i jak zwykle zresztą syna widywali tylko od rana i ewentualnie bardzo późnym wieczorem. Myślał, że będzie gorzej - pisał listy, dużo czytał, spotkał paru mugolskich znajomych. W przeciwieństwie do swojej rodzicielki nie dręczył innych ani siebie obsesją na punkcie czystej krwi. Nie wiedział jeszcze, że to cisza przed potworną nawałnicą.
We wtorek pobawił się trochę że swoimi szczurami, a późnym popołudniem zszedł na dół, by w końcu odgrzać sobie obiad. Jakie było jego zaskoczenie kiedy zastał w kuchni dyskutującą z ojcem matkę. Usłyszał zaledwie strzępek rozmowy, jednak nie zrozumiał z niej zbyt wiele.
- Nie możesz od tak podejmować decyzji, Dolores. Trzeba to...-Ojciec urwał, gdy do pomieszczenia wszedł Freddie. Uniósł jedną brew skacząc spojrzeniem z jednego na drugie, ogarnęły go złe przeczucia. Żadne z nich nigdy nie wracało tak wcześnie, a ojciec od dawna nie wydawał mu się tak zaangażowany.
- Co się dzieje? - Spytał bez ogródek, zakładając ręce na piersi. Matka zerknęła po raz ostatni ma swojego męża zanim wstała, wyprostowała zwykle perfekcyjnie układająca się sukienkę i w końcu spojrzała na syna.
- Rozważamy wspólnie z twoim ojcem czy powinieneś na następny rok wracać do Hogwartu. - Powiedziała jak zwykle chłodnym tonem, a w jej oczach pojawiło się coś na kształt satysfakcji. Miał wrażenie, że ziemia osunęła mu się spod nóg. Przesłyszał się? Musiał, bo zdanie to brzmiało w jego głowie tak potwornie idiotycznie i okropnie, że zebrało mu się na wymioty na samą myśl, że mogłoby odnieść się do rzeczywistości.
- Co? - Zagrzmial tylko, modląc się, by któreś z nich oznajmiło, że to żart.
- Uważamy, że szkoła ta i zawarte w niej znajomości źle wpływają na twoją... - Zaczęła tłumaczyć matka, ale Freddie nie potrafił tego słuchać.
- Nie. - Przerwał jej, cofając się o krok - Nie możecie. Nie odejdę ze szkoły. Nie ma mowy. Nie odbierzecie mi Hogwartu. - Mówił w panice bez ładu i składu. Kobieta posłała mu pobłażliwy uśmiech, który powiedział, że owszem, mogą. Powinien teraz wykrzyczeć im w twarze wszystkie oskarżenia, kłócić się, błagać, wrzeszczeć, ale zwyczajnie zabrakło mu sił. Jemu zabrakło sił do walki. Odwrócił się na pięcie i w parę sekund doszedł do swojego pokoju na piętrze. Nie myślał jasno, ignorował cisnące się do oczu łzy. Wyjął wciąż nierozpakowaną jeszcze walizkę i paroma ruchami różdżki ją z powrotem spakował. Otworzył okno i używając zaklęcia spuścił na dół najpierw ja, a potem pomniejszona klatkę ze swoimi podpiecznymi. Do plecaka wrzucił najpotrzebniejsze rzeczy i zarzuciwszy go na ramię zszedł po kracie przymocowanej do ściany przy jego oknie. Nie potrafił tam zostać ani nawet nazwać emocji jakie w tej chwili odczuwał względem swoich rodziców. Matka miała w nosie jego szczęście, a ojciec nawet nie wiedział, co mu je przynosi. Skorzystał z kominka w pobliskiej knajpie by jak najszybciej przenieść się w okolice Julii.
I tak oto znalazł się pod domem przyjaciółki, nieco zziębnięty, z rozpaczą wymalowaną na twarzy. Zadzwonił do drzwi, drugą rękę mocniej zaciskając na rączce walizki. Wydawało mu się, że czeka się wieczność, choć zapewne minęło tylko parę sekund zanim pokazała mu się jedną z niewielu twarzy jakie chciał teraz widzieć.
- Cześć - Uśmiechnął się słabo, niemal z rozpaczą i pociągnął nosem - Mam nadzieję, że moja rezerwacja może zostać przełożona na...teraz? - Dodał kompletnie bez wigoru i szybko starł głupia łzę, która zakręciła się w kąciku jego oka.
Usuń<3
[Dziękuję za miłe powitanie. Ja zwyczajnie nie potrafię (przynajmniej od kilku ostatnich miesięcy) stworzyć nierozbudowanej karty. I być może dlatego lubię takie jak Twoja, gdzie jeden tekst potrafi zmieścić wszystkie informacje.
OdpowiedzUsuńPrzychodzę do Julii, bo też mamy tutaj chyba więcej punktów wspólnych - Ravenclaw, eliksiry i ten głód wiedzy, myślę więc, że mogliby się nieźle dogadać. Co prawda nie są z tego samego roku, ale jeden rok w górę to nie jest duża różnica i możemy założyć, że się kojarzą. Nie wiem tylko, czy masz ochotę na coś spokojniejszego, czy raczej wolisz, żeby się działo. Jakiś zalążek pomysłu mam w tym drugim. Skoro Julia potrafi wyplątać się z kłopotów to można by pójść w tą stronę. Galen trochę samodzielnie eksperymentuje, tym razem mógłby robić to poza klubem, bo potrzeba było mu więcej czasu. Tyle tylko, że zrobił się z tego większy bajzel niż na początku mogło się wydawać. Nie wiem na ile dla Twojej pani liczą się punkty, bo jeśli tak, to możemy uznać, że spróbowałaby mu pomóc właśnie przez to, jeśli nie, to albo tak wyszło, że mu pomogła, albo trzeba myśleć o czymś innym. W każdym razie trochę się ta praca przeciągnęła i w międzyczasie zaczęła się cisza nocna, a co za tym idzie mają problem.
Trochę to chaotyczne, ale też jest to na razie pewien zarys, który możemy wykorzystać albo nie, a ja jeszcze nad czymś pomyślę.]
Galen Ollivander
[ A dziękujemy, my też tak myślimy ;) Wszystkie magiczne (i nie) kobietki są super fajne i tego się trzymajmy! :) Postaramy się uważać na prefektów! Dzięki za miłe powitanie ;) ]
OdpowiedzUsuńMae Macmillan
[ Ja również mam nadzieję, że to kwestia mojej wymęczonej twórczości, a nie przypadkowego zdjęcia zupełnie nieznanego mi wcześniej modela :D Mam słabość do imienia Julia, wizerunku Alicii, a naszą dwójkę w tym przypadku poza domem łączy Prorok Nie-Codzienny, więc odzywam się tu, z propozycją połączenia ich właśnie przez pracę nad gazetką :) ]
OdpowiedzUsuńLys Scamander
( Zarówno Julia i Olivia wydają się być przyjemnymi postaciami do gry, dlatego mam mały dylemat. Ale no, to chodź na jakąś małą burzę mózgów, najlepiej na maila: canbekingokey@gmail.com i coś się ugadamy ;) )
OdpowiedzUsuńRabastan Granville
Grzegorz zawsze chciał być sławny. Nieważne z jakiego powodu (choć lepiej zostać sławnym łamaczem uroków niż zasłynąć z największej ilości gołąbków zjedzonych na raz), ważne, żeby znaleźć się na ustach wszystkich znajomych i nieznajomych czarodziejów na świecie. Dlatego gdy pojawiła się opcja przeprowadzenia wywiadu z nim jako specjalistą od polskiej edukacji wśród młodych czarodziejów i czarownic, z chęcią zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. Zresztą, czuł, że Julii nie może odmówić, zwłaszcza po tym jak pomogła mu nadrobić materiał z transmutacji w czwartej klasie. Że też Akademia na Łysej Górze musiała być tak w tyle…
OdpowiedzUsuńSam zaproponował spotkanie na błoniach. Lubił to miejsce w Hogwarcie - mógł usiąść tu sam i uzupełnić wpisy w swoim dzienniku. Poza tym, mało kto próbował mu wtedy przeszkadzać, a świeże, szkockie powietrze dodawało siły i zapału do powtórek przed egzaminami (a przynajmniej tak sobie próbował to tłumaczyć). Według Grzegorza przeprowadzenie wywiadu na błoniach mogło tylko dobrze wpłynąć na jego prezencję.
Z Krukonką umówił się na godzinę osiemnastą piętnaście. Sam przybył pół godziny wcześniej, żeby rozłożyć koc w jakimś miłym i przyjemnym dla oka miejscu. Przyniósł też ze sobą kosz piknikowy podwędzony jakiemuś trzecioklasiście z Pokoju Wspólnego. Wypełnił go samymi najlepszymi smakołykami, zaczynając od sałatki owocowej, na deserze bezowym i lemoniadzie arbuzowej kończąc. Skrzaty domowe zawsze były bardziej skłonne do współpracy, gdy obiecał, że sam umyje te naczynia, które wziął z kuchni.
Puchon spojrzał na zegarek. Jeszcze tylko kilka minut dzieliło go od sławy, jaką miała mu przynieść publikacja wywiadu w Proroku Nie-Codziennym. Wprost nie mógł się doczekać. Oczyma wyobraźni już widział kolejki ustawiające się do niego po autografy. Wystawił twarz do słońca i oddał się oczekiwaniu na koleżankę z roku, dzięki której miała się rozpocząć jego kariera celebryty.
[Ale gwiazdor wyszedł mi z tego Grzesia, zaopatrz się lepiej w Snickersy.]
G. Szczędzicki
[Bardzo mi miło, dzień dobry. Julia wydaje się bardzo ciekawą i sympatyczną osóbką! Ja się na wątek bardzo chętnie zgłaszam. Może mogłybyśmy ustalić jakąś konkretną relację pomiędzy mini?]
OdpowiedzUsuńBenji
bowlsofhappiness@gmail.com
OdpowiedzUsuń[ Przepraszam, że tak późno, ale mówiąc szczere Twój komentarz po prostu zagubił mi się po drodze. W każdym razie dziękuję bardzo za powitanie. ;) Proponowałaś jakiś wątek z Liv, ale po przejrzeniu karty wydaje mi się, że Rinn złapałaby więcej kontaktu z Julią. Jeśli dziewczyna przykłada sporą wagę do swojej prac w Proroku, miałabym nawet jakiś pomysł. Daj znać czy Cię to w ogóle interesuje. ;) ]
OdpowiedzUsuńRinn
[chodzą razem na kółko astronomiczne, gdzie Justin głównie udaje, że coś robi i podrywa dziewczyny... to jest jakiś zaczepny punkt :P Ale generalnie jeśli coś Ci chodzi po głowie, to napisz mi to na maila, coś wymyślimy ;) andante.rapsody@gmail.com ]
OdpowiedzUsuńJustin
[W sumie, jeśli chodzi o relację, to jedyne co przychodzi mi do głowy to niezbyt silna koleżeńska. To znaczy znają się, ale nie jakoś szczególnie dobrze. A żeby coś do tego dodać zawsze możemy uznać, że miała już do czynienia z roztrzepaniem Gala i jego zapominalstwem. Być może kiedyś mu już pomogła, może nawet kilkakrotnie oddała mu dziennik, który nieopatrzenie gdzieś zostawił, co mu się czasem zdarza. On natomiast mógł jej opowiedzieć coś o jego zawartości, trochę na zasadzie byleby powiedzieć cokolwiek, a potem się rozkręcił i zaczął swoim zwyczajem gadać.
OdpowiedzUsuńNo chyba, że spróbujemy z czymś przez klub eliksirów lub koło astronomów, na które chodzą oboje i z którego mogą się kojarzyć, być może nawet pracowali kiedyś wspólnie.
Tyle tylko, że nie mam pojęcia, czy cokolwiek z tego się nadaje, jeśli nie to możemy kontynuować burzę mózgów.]
Galen Ollivander
— To wyczarujemy jakiś deszcz u mnie w pokoju — zaśmiał się Vincent, ściskając dość mocno Julię jedną ręką, co zwykł robić. Drugą wciąż trzymał metalową gałkę od drzwi, które zamknął dopiero, gdy puścił dziewczynę wolno. Zamek zatrzasnął się, gdy trafił w swoje miejsce, a sam Macnair odwrócił się w stronę gościa. Był jakiś mocno podekscytowany wizytą przyjaciółki, głównie dlatego, że nie mogli ze sobą zbyt często rozmawiać w trakcie wakacji, nawet jeżeli mieszkali tuż obok siebie. Buntował się przeciwko rodzicom na tyle, na ile pozwalało mu kulturalne wychowanie. Grzecznie odpowiadał, iż się z nimi nie zgadzał, próbował szanować ich zdanie, ale nie chciał przysporzyć problemów Julii. Wiedział, że najprawdopodobniej jego rodzice grymasiliby pod nosem, starając się odnosić do niej szacunkiem, co średnio im zazwyczaj wychodziło. Z tej racji zapraszał Krukonkę tylko wtedy, gdy wiedział, że nie będzie musiała konfrontować się z państwem Macnair. Chciał oszczędzić dziewczynie jakichkolwiek niemiłych sytuacji z jego własną rodziną.
OdpowiedzUsuń— Jak mijają ci wakacje? — zapytał, gdy mijał ją po swojej lewej stronie. Nie szedł jednak tyłem do gościa, a odkręcił się przodem, co aby poczekać, aż dziewczyna pójdzie w jego ślady. — Moje mijają dziwnie długo, mam wrażenie, że wszystko mi się dłuży. Też tak masz?
Zaczął iść normalnie, dopiero gdy Julia zaczęła iść w tę samą stronę. Zmierzał w stronę kuchni, jak zawsze to robił, móc przygotować dziewczynie coś do picia, ewentualnie do jedzenia, gdy tylko tego chciała.
Jego myśli jednak wciąż wracały do wydarzeń tuż przed wakacjami, gdy plakietka Prefekta Naczelnego zdążyła już skłócić go z dwoma przyjaciółmi. Wciąż to przeżywał, przetwarzając sytuację każdego dnia, nie mogąc zebrać się w sobie, by napisać chociaż jedną zgrabną kompozycję. Gdy jednak już mu się udawało powstawały jakieś smutne melodie, które po dłuższym powtarzaniu sprawiały Vincentowi wrażenie, iż są zupełnie beznadziejne. Po domu więc walało się multum zapisków, głównie poskreślanych. Pergaminy notatek, które po dłuższym pisaniu po prostu zostawały rozdzierane na kilka chaotycznych części, których Vin najwyraźniej nie zamierzał sprzątnąć.
— Przepraszam za ten bałagan — skrzywił się odrobinę, gdy kuchnia okazała się nie być wystarczająco przygotowaną na wizytę jakiekolwiek innej osoby, niż on sam. Zapomniał o brudnych talerzach, otwartych mugolskich przysmakach i tych czarodziejskich zakupionych niedawno w Miodowym Królestwie. Machnął różdżką, a wszelkie rzeczy, które zniknąć powinny już dawno uniosły się na miejsce, aby zaraz poznikać w miejsca sobie przypisane. Gdy jeszcze wszystko latało w powietrzu, Vin uśmiechnął się niewinnie do Julii, zachowując się zupełnie tak, jakby zdarzenie sprzed sekundy nie miało miejsca, a on zabierał się za czynność oczywistą gdy Jones pojawiała się u niego w domu.
— Najlepsza mrożona herbata na upalne dni, raz!
Vincent
Adam z prawdziwą ulgą wstał z niewygodnego krzesła, a ostatnia kartka pergaminu spoczęła swobodnie na niewielkim stosiku referatów, którym poświecił niemal ponad połowę wolnego czasu zaraz po zajęciach. Zadowolił się butelką soku dyniowego i zasiadłszy wygodnie na łóżku wśród miękkiej pościeli, chwycił w dłonie niedawno nabytą mugolską książkę, której nie miał okazji jeszcze nigdy czytać. Dziwna ekscytacja ścisnęła jego żołądek, gdy powoli pokonywał coraz to kolejną ze stron. Zupełnie stracił poczucie czasu i gdyby nie fakt, iż nagłe pukanie do drzwi rozległo się kilkakrotnie, nie zwróciłby na nie uwagi. Nieco leniwie podniósł się z łóżka, mając tak naprawdę ochotę zignorować przybysza i wrócić do lektury. Uniósł brew ku górze z delikatnym uśmiechem, gdy jego oczom ukazała się sylwetka Julki. Niemal natychmiast cofnął się do tyłu, aby zrobić jej miejsce, by ta mogła swobodnie wejść do środka. Zamknąwszy za nią drzwi, przyjrzał się jej badawczo. Miał wrażenie, że coś może być na rzeczy. Chciał wierzyć, że nie było to nic niepokojącego.
OdpowiedzUsuń— Stało się coś? — zapytał w momencie, gdy wręczył kuzynce szklaneczkę z sokiem i wskazał dłonią w stronę ciemnego fotela, aby Julia nie stała na środku pokoju. Sam zaś wrócił na swoje poprzednie miejsce. Czytaną książkę odłożył na niewielki stoliczek, aby o niej nie zapomnieć, gdy tylko ponownie zostanie sam. Dopiero wtedy powrócił wzrokiem w stronę Julki, której mina zaniepokoiła go bardziej niż sama jej niespodziewana wizyta. Mogło być aż tak źle?
— Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności — stwierdził próbując się przy tym delikatnie uśmiechnąć.
Adam
Dziwna złość zmieszana z poczuciem żalu ogarnęła ciało Adama. Ściągnął brwi w głębokim zamyśleniu, mając naprawdę ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem. Czyżby Julka miała urojenia? Zjadła coś nieodpowiedniego, ewentualnie piła? Spojrzał wreszcie na nią jak na skończoną idiotkę. Jeśli chciała go zezłościć, to zdecydowanie jej się udało. Tylko nasuwało się pytanie; co chciała przez to osiągnąć?
OdpowiedzUsuń— Andriej nie żyje — rzucił dobitnie Adam, nie chcąc wracać w jakikolwiek sposób do najbardziej bolesnych aspektów swojego życia. Zacisnął odruchowo mocniej palce na szklanej butelce soku. Wziął głęboki wdech. — Dlaczego śmiesz sądzić, ze był to właśnie Andriej? Julka, on nie żyje. Nie mogłaś go widzieć.
Pod wpływem emocji podniósł się ze swojego miejsca i zbliżył w stronę okna. Nie chciał być niemiły względem przyjaciółki, naprawdę, jednak przez bardzo długi okres czasu nie mógł sobie poradzić ze stratą starszego brata, który był dla niego niemal mentorem. Wszystko co wiązało się z Andriejem było trudne i cholernie bolesne. Wziął głęboki wdech, a rozgrzane czoło oparł na chłodnej fakturze szyby.
— Po czym poznałaś, że to mógł być właśnie mój brat, hm?
Adaś
Przygotowując herbatę mało już zwracał uwagę na to, co działo się wokół niego. Różne rzeczy latały w powietrzu, a Vincent jedynie co chwilę przekrzywiał głowę, aby nie dostać stertą zgniecionych papierków lub kartonowym opakowaniem po ciastkach zjedzonych kilka dni temu. Ulżyło mu, gdy zauważył machnięcie ręki przyjaciółki, bo chociaż wiedział, że nie musi przed nią niczego ukrywać, to jednak bardzo szanował zdanie, które o nim posiadała. Bałagan, w którym go zastała stwierdzał, iż nie był w najlepszym stanie psychicznym, a przynajmniej obrazował jak bardzo pogubionym człowiekiem się stał.
OdpowiedzUsuńPodając Julii szklankę z napojem został obdarzony szerokim uśmiechem, który, choć w mniejszym stopniu, ale odwzajemnił. Lubił, gdy się do niego uśmiechała. W tym przyjemnym grymasie było coś, co zawsze go uspokajało i relaksowało. Widząc przyjaciółkę w tak dobrym humorze było mu lepiej. Jasne promyczki szczęścia majaczące się w oczach Krukonki były jego pewnikiem, iż u Jones wszystko w porządku. W przeciwieństwie do niego.
— Nie idzie — westchnął, zatrzymując wzrok na koszu, który moment wcześniej wskazała dziewczyna. — Stoi — dodał już ciszej. Przez chwilę egzystował w świecie swoich przemyśleń. Przemyśleń, których chciał za wszelką cenę uniknąć, bo z każdą minutą martwiły go coraz bardziej. Tymczasem w jego domu pojawiła się Julia, osoba dzięki której humor Vincenta zawsze się poprawiał i to tylko dlatego, że zjawiała się obok z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie chciał zakrzątać sobie głowy czymś innym, niż czasem spędzonym z najlepszą przyjaciółką.
Macnair złapał za paczkę żelków, które uprzednio jadła i dziewczyna. Zgarnął garść kolorowych miękkich misiów, zaraz wciskając sobie całość do buzi. Nawet wziął za dużo, bo musiał zasłonić usta dłonią, co aby nie być zbyt niekulturalnym. Gdy już w spokoju mógł przeżywać dalej, sięgnął po rękę Julii, zaciskając ją w swojej własnej. Odepchnął się od blatu, tym samym pociągając dziewczynę za sobą, ale na tyle delikatnie, co aby nie wylała herbaty ze szklanki, którą trzymała. Bez słów prowadził Julię do ogromnego salonu, w którym tuż pod wysokimi oknami stał czarny lśniący fortepian. Pozwolił jej usiąść przy nim jako pierwszej, wypuszczając drobną dłoń dopiero gdy dziewczyna usadowiła się wygodnie na prostokątnym siedzisku. Sam dosiadł się tuż obok, czując po chwili ciepło bijące od ciała dziewczyny, które stykało się z jego własnym. Niedbale rzucił plastikową paczką żelek na stoliczek obok, o mało nie powodując rozsypu kolorowych kropek po części dywanu. Jednak torebka zdołała zatrzymać się tuż przed rantem drewnianego mebelku. Vincent położył obie dłonie na białych klawiszach, ale zanim jeszcze zaczął grać, westchnął i przymknął powieki. Dopiero potem zaczął używać niewielkiej siły na odpowiednie palce, by dzięki temu wybrzmiewały kolejne dźwięki układające się w melodię. Nie była ona wesoła. Było w niej coś melancholijnego, dodatkowo sprawiała wrażenie pogubionej, zupełnie jakby kompozytor co chwilę zmieniał zdanie na temat kierunku, w którym dana melodia ma podążać. Stawała się bardziej stanowcza, a następnie całkiem uległa i cicha.
Kompozycja nagle się urwała. Vincent otworzył oczy, spojrzał na nuty tuz przed nim, z zapisanymi dokładnie pięcioliniami o dźwiękach identycznych, które właśnie zagrał.
— Coś jest nie tak, ale nie mam pojęcia jak to naprawić — wyznał zupełnie szczerze, przekręcając głowę w stronę przyjaciółki. Zawsze wydawała mu się ładną dziewczyną, ale w tym świetle wyglądała na jeszcze ładniejszą. Uśmiechnął się delikatnie na ten widok, przeskakując po brązowych tęczówkach Julii.
— Więc mówisz, że zostawiłaś Freddiego, by przyjść do mnie? — zapytał tylko po to, by zmienić temat. Złapał za nuty, złożył je w jeden plik kartek i ponownie ułożył na małym pulpicie fortepianu. — Zostawiłaś własnego gościa w swoim domu. Ładnie to tak? — prychnął lekko rozbawiony, już w zupełnie innym humorze. Ponownie, jakby zajście z przed chwili kompletnie nie miało miejsca.
Vincent
W Julii najbardziej wielbił to, że ni musiał wiele mówić, by go zrozumiała. Nie musiał wypowiadać jakichkolwiek słów, by wiedziała w jakim jest stanie. Czy jest mu źle, czy jest mu dobrze. Czy jego humor odpowiada takiemu co zazwyczaj, czy nagle kieruje się ku dołowi, pogłębiając się z każdą sekundą coraz bardziej. Wielbił w Julii to, że mógł milczeć, jednocześnie krzycząc, że jego dusza w jakiś sposób krwawi, a ona tę ranę potrafiła odnaleźć i zaszyć kilkoma gestami czy słowami. Nigdy nie rozumiał na jakiej zasadzie to działało.
OdpowiedzUsuń— Jasne, że da sobie radę — zaśmiał się Vincent. — To cały Freddie — nie znał go na tyle dobrze, by znać go zupełnie, ale przynajmniej na tyle, by stwierdzić, co wyszło mu przez usta. Pamiętał, że Julia zawsze mu o nim opowiadała w sposób, jakby należał do rodziny, jakby był jej rodzonym bratem. Macnair dokładnie w ten sposób go traktował, bo chyba tylko to mu pozostawało. Nigdy nie chciał wtrącać się w relacje, które Julia zawierała, trzymała czy kończyła. Najważniejsze dla Vincenta było to, by z nim przyjaźni nie kończyła nigdy.
— Ale cieszę się, że się stęskniłaś — dodał po chwili, co aby przypomnieć słowa, które Krukonka wypowiedziała dość niedawno. Nawet jeżeli użyła słowa „chyba”, to wiedział, co ma na myśli. W jego głowie krążyły dokładnie te same. — Też się stęskniłem.
Potem zaczął grać. Jednak nie była to melodia, którą odgrywał jeszcze przed chwilą. Była to ta, którą stworzył wraz z Julią dokładnie rok temu, kiedy to przybyła do domu Macnairów pod nieobecność większości domowników. Zupełnie jak zwykle dom był pusty, a oni we dwoje siedzieli przy fortepianie. Vincent odgrywał kolejne dźwięki, a ona mówiła, czy według niej pasują, czy nie. Nie protestował. Była to w zupełności melodia Julii. I chociaż pozmieniałby w nutach kilka rzeczy, to nawet nie odważyłby się sięgnąć po pióro czy ołówek. To była kompozycja jego najlepszej przyjaciółki, jego najlepszego anioła stróża, jego promyczka pośród posmutniałych uczniów Hogwartu. Od roku znał tę melodię na pamięć. Była Julii i jego, ale przede wszystkim Julii.
Vincent uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z wygrywanych dźwięków. Od początku stworzenia tej kompozycji była w stanie poprawić mu w znaczny sposób humor, bo najzwyczajniej w świecie przypominała o czasie, gdy nie przejmował się niczym, a cieszył się momentem spędzonym wraz z Jones. Skończył grać. Powolnie, przyciszając każdy kolejny dźwięk, dzięki coraz delikatniejszemu naciskowi na białe klawisze.
— Wolę tę melodię — przyznał po chwili, gdy już powrócił ze swojego wyimaginowanego świata pięciolinii. — Ma w sobie więcej wdzięku, niż jakakolwiek inna — zaśmiał się cicho, przypominając sobie narzekania samej Julii. — I nie, nie zamierzam jej zapomnieć.
Macnair przekręcił się na siedzeniu, by po chwili oprzeć się o fortepian, a konkretnie samą klawiaturę, która wydała lekko nieciekawy dźwięk, gdy plecami nacisnął rząd kilku klawiszy. Ponownie przyglądał się Julii, lekko przekrzywiając głowę i mrużąc oczy.
Dziewczyna, z którą stykał się udami, chociaż niegdyś była wręcz odwzorowaniem wygrywanej przed chwilą melodii, to od blisko kilku miesięcy zaczęła najzwyczajniej nie pasować. Gdyby teraz miał usiąść i znaleźć odpowiednie brzmienie całej kompozycji, to byłaby ona wolna, klimatyczna i intymna. Zdziwił się na to słowo, które odbiło się echem w jego myślach. Nigdy nie postrzegał swej przyjaciółki w tym świetle, a może ostatnimi czasy nie potrafił tego sam przed sobą przyznać. Vincent spuścił wzrok, zawieszając go gdzieś na zielonawym dywanie, idealnie odwzorowującym barwę Slytherinu. Ostatnio wiele zaczynało zmieniać się w jego życiu, wykonując obrót o sto osiemdziesiąt stopni, na które kompletnie nie był przygotowany psychicznie. Czuł, jak każda sprawa narasta w nim, a zamiast wydostać się na zewnątrz, Vincent tłumił je w sobie. I pewnie te rozmyślania trwałyby dalej, pochłaniając go całego, gdyby nie zgrzyt dochodzący z piętra wyżej. Ślizgon spojrzał na sufit, dopiero po chwili zdając sobie sprawę skąd dochodzi dziwny dźwięk. Zerwał się więc z miejsca, a każąc dziewczynie zostać na miejscu, pobiegł na pierwsze piętro.
UsuńVin