DYBUCK SHEERIDAN
01.04.2004 — VI — GRYFFINDOR — SZUKAJĄCY — MUGOLAK — 14 CALI, JARZĘBINA I WŁOS Z GŁOWY JEDNOROŻCA — PATRONUS: NIEZNANY, BOGIN: ZA NIC SIĘ NIE PRZYZNA — DOBRY SYN I STARSZY BRAT — BEZNADZIEJNY PRZYPADEK
Jest mieszanką niezręczności, długich kończyn i zamiłowania do wymachiwania nimi, oraz olbrzymiego poczucia humoru. Śmieje się dużo i głośno, a najczęściej z siebie. Bo jest z czego. A to palnie coś głupiego, potknie się na schodach albo po raz sześćdziesiąty nastąpi na znikający schodek i utknie. Albo znowu zaśpi i wpadnie na Zaklęcia rozczochrany jak siedem nieszczęść, z krawatem przerzuconym przez ramię i dwiema różnymi skarpetkami. Znany jest z tego, że średnio trzy razy w miesiącu na Eliksirach wysadza kociołek w powietrze, transmutował koledze uszy w kaktus, a na ONMZ niechcący wypuścił na błonia całe stado niuchaczy. Nie ma naukowego zacięcia, przesiadywanie w bibliotece uznaje za niesprawiedliwą karę i trudni się składaniem papierowych samolocików, zamiast pisaniem eseju na Eliksiry. Dybuck to chodząca katastrofa, której wszyscy schodzą z drogi. Koordynację ruchową odzyskuje jedynie na miotle i tam właśnie czuje się jak ryba w wodzie. Mógłby latać całymi dniami, czując pęd wiatru na twarzy i kompletnie odcinając się od przyziemnych problemów. Występy w barwach Gryffindoru to jego ulubione momenty podczas całego roku szkolnego. Ma młodszą siostrę, której posyła sowy i ojca, nauczyciela angielskiego w szkole średniej. Dom rodzinny to tweedowe marynarki ojca, zapach kawy i świeżego ciasta. Razem z Charlotte biegali po podwórku a do jedenastego roku życia ambicją Bucka było zostanie piłkarzem. Magia jest dla niego nadal abstrakcją, zupełnie nie interesuje go poszerzanie jej granic czy eksperymenty; twardo stąpa po ziemi i swoje umiejętności wykorzystuje w praktyczny sposób. Na przykład po to, żeby posprzątać bajzel w pokoju nie ruszając się z miejsca. Ma sowę Żabcię, chociaż wolałby psa, a tak najbardziej na świecie to owcę. Uwielbia groszek z masłem, zimne tosty i białą czekoladę. Tak naprawdę łatwo go zranić, bo pod fasadą głośnego śmiechu i duszy towarzystwa jest chłopakiem wrażliwym, szczerym i uczuciowym. Jedyny przedmiot z którym jako tako sobie radzi to Zielarstwo, ale na co komu owutemy, skoro Buck chce zostać profesjonalnym graczem Quidditcha? Wszędzie go pełno, zawsze jest skory do wycięcia jakiegoś numeru i nikt tak jak on nie zabija nudy w pokoju wspólnym. Bywa upierdliwy i irytujący, ale ma wielkie serce. Amortencja pachnie mu jak pot nastoletniego chłopca, świeżo skoszona trawa i cichaczem przemycane papierosy. Jest beznadziejnie zakochany i gdy nikt nie patrzy, wodzi za najlepszym przyjacielem dłużej niż powinien. Taki już jest; ma kretyńskie imię to i musi być kretynem.
w tytule: Of Monsters And Men - Little Talks, buzia Federico Cesari, kontakt: cathylambre@gmail.com
fani SKAM łączmy się. ♥
Buck to jest dobre dziecko, chociaż przy tym naprawdę beznadziejny przypadek, ale rozrusza każdą imprezę, rzuci słabym żartem (takim lepszym też) i trochę popłacze. szukam kogoś, kto zostanie jego przyjacielem, w którym jest zakochany (może być jednostronnie, albo i nie), jakiegoś korepetytora, przyjaciółki/przyjaciela, bandy do wycinania dowcipów, i w ogóle wszystkiego, gdzie coś się będzie działo. wierzę w handel wymienny i wolę mieć z góry ustalone powiązanie.
wątki: ?/?
fani SKAM łączmy się. ♥
Buck to jest dobre dziecko, chociaż przy tym naprawdę beznadziejny przypadek, ale rozrusza każdą imprezę, rzuci słabym żartem (takim lepszym też) i trochę popłacze. szukam kogoś, kto zostanie jego przyjacielem, w którym jest zakochany (może być jednostronnie, albo i nie), jakiegoś korepetytora, przyjaciółki/przyjaciela, bandy do wycinania dowcipów, i w ogóle wszystkiego, gdzie coś się będzie działo. wierzę w handel wymienny i wolę mieć z góry ustalone powiązanie.
wątki: ?/?
[Witam bardzo serdecznie! Jaki on jest cudownie pozytywny! Mam nadzieję, że uda nam się coś stworzyć, a nawet jeśli nie, to przynajmniej baw się tu wspaniale z Buckiem (myślałam, że to jakiś buc będzie, a tu miła niespodzianka). ]/Janeceve
OdpowiedzUsuń[Salazarze! On jest tam zajebisty, że muszę Grega podrzucić mu pod nogi. Przypomina mi tak bardzo moją starą postać. Jest genialny, więc chcę wątek. Odmowy nie przyjmę.]
OdpowiedzUsuń[Ja go chcę przytulić, mogę? :D A tak na serio to zapraszam do wątku - panowie są w tym samym wieku, więc Anguis może chodzić z nim na eliksiry i starać się przeżyć wybuchajace kociołki i inne katastrofy ^^]
OdpowiedzUsuń(Naczelny fan skamu obecny! Morda mi się cieszyła przez cały czas czytania karty i poznawania twojej kluchy. Moja buła może aż tak niezdarna nie jest ale na pewno mają mnóstwo wspólnych cech. Zgłaszam się na przyjaciela więc jeśli jakoś ich tam widzisz to zapraszam do siebie.)
OdpowiedzUsuńkenneth
Polecam tego bloggera!
Usuń[Mam wielką słabość do takich postaci *.* Oby na Gregoriusa nie przeszło :p coś nam wymyślę na spontanie! ]
OdpowiedzUsuńWitamy na blogu i życzymy udanej zabawy!
OdpowiedzUsuń[O, ja coś chcę z kolegą mugolakiem! Mój pan wychował się w rodzinie mugoli, bo nie wie, że jego matka jest pół-wilą, z resztą kobieta też nie ma pojęcia, więc mogą sobie pogadać na mugolskie tematy, w które nie są wtajemniczeni czarodzieje! Witam i życzę miłej zabawy!]
OdpowiedzUsuńMichael Potts
[Jaki on kochany! No chyba nie da się go nie lubić ;) Miłej zabawy, wątków i weny!]
OdpowiedzUsuńIsleen Dunne
[No to świetnie! Coś konkretnego chcesz, czy lecimy na spontana?]
OdpowiedzUsuńMichael Potts
[Możemy z nich zrobić najlepszych kumpli w drużynie, pakujących się razem w kłopoty. Albo razem mogą handlować mugolskimi słodyczami.]
OdpowiedzUsuńBenji
[Cześć. Uważaj na tłuczki podczas meczu ze Slytherinem. :D Dybuck jest świetny. Baw się dobrze na blogu.]
OdpowiedzUsuńHalliwell
[Skrót Buck kojarzy mi się jedynie z moim kochanym Buckym Barnesem *.* I wizerunki ze SKAM łączmy się! Poza tym Buck jest równie wesoły co Irina, więc zróbmy z nich przyjaciół!
OdpowiedzUsuńNo i witam serdecznie, baw się dobrze <3]
IRINA
[Irina zaś pewnie będzie go kopać w dupę, aby przestał wodzić maślanymi oczami za przyjacielem i albo o nim zapomniał, albo zrobił jakiś krok :D Także niech będą takimi przyjaciółmi, którzy śpią razem w łóżku, zajadają się słodyczami, plotkują i wypłakują się ze swoich problemów <3]
OdpowiedzUsuńIRINA
[Cześć! Rozbawiła mnie sowa Żabcia :P w razie chęci na wątek zapraszam do mojej pielęgniarki, coś wymyślimy ;)]
OdpowiedzUsuńVictoria S.
[Dobrze, to ja zacznę nam coś, ale po mojej sesji, bliżej weekendu. Chyba, że Ty chcesz nam coś zacząć?]
OdpowiedzUsuńMichael
[Hmm, jeśli umiejscowimy akcję jeszcze w trakcie roku szkolnego to wychodzi na to, że Irina jest jeszcze w drużynie. Wtedy można założyć, że podczas jakiegoś meczu miała wypadek i wylądowała na noc do Skrzydła Szpitalnego, a Buck wpadł w odwiedziny i został na całą noc ^^]
OdpowiedzUsuńIRINA
[Anguis raczej nie jest skłonny do dowcipów, chyba, że to on będzie padał ich ofiarą, albo Buck będzie miał wyjątkowy dar przekonywania go do wyjścia ze swojej strefy komfortu ;) ale relacja kumpelska jest spoko ;)]
OdpowiedzUsuń[Dybuck jest uroczą postacią, a w dodatku szukającym, jestem pewna, że z moją Rose by się dogadali. Bardzo chętnie przygarnę któreś z Twoich wolnych powiązań dla niej, ale mam problem z wyborem i musisz mi z nim pomóc. Zapraszam, jeśli masz ochotę. :)]
OdpowiedzUsuńBethany / Rose
[Czekaj na mnie, żabko <3]
OdpowiedzUsuńYou know
[Zważywszy na to, że hodowla niuchaczy jest trzecim w rankingu marzeniem Rose do "co chcę robić w przyszłości", ten incydent faktycznie mógłby ich zbliżyć. :) Podoba mi się taki pomysł, tylko najpierw chciałabym sprostować, żebyśmy nie minęły się w koncepcji i rozumieniu, masz na myśli wolne powiązanie dotyczące przyjaciela, w którym jest zakochany? I poza tym - chcemy ustalić coś więcej, czy wolisz, gdy akcję wymyśla się w trakcie wątku?]
OdpowiedzUsuńRose
[Borys zbyt wielu okazji do łamania regulaminu jeszcze nie miał, ale przy kimś takim jak Dybuck na pewno długo by się nie wahał. :D
OdpowiedzUsuńDzięki za powitanie!]
boris
[Ach, w ten sposób! Właśnie dlatego wolałam się upewnić. :) Pasuje mi takie rozwiązanie. Czyli rozumiem, że od tego właśnie zaczynamy?]
OdpowiedzUsuńRose
[Ty podrzuciłaś pomysł, więc ja nam podrzucę zaczęcie. ;)]
OdpowiedzUsuńRose
[ "Dybuck to chodząca katastrofa, której wszyscy schodzą z drogi." Przepraszam, ale powiedz mi, kto byłby tak głupi, żeby mu schodzić z drogi??? Julka by wskoczyła na tą drogę i rzuciła się na niego od razu piszcząc "Ej, zostań moim przyjacielem.". Chociaż to jest chyba wersja 11-letniej Julki. Teraz to by już pewnie nie miała odwagi. I by tylko zerkała na niego i żałowała, że nie zrobiła tego jak jeszcze nie było jej głupio, bo takich radioaktywnych źródeł energii nigdy za wiele.
OdpowiedzUsuńHey Hi Hello i jak chcesz to wpadaj do nas. Ewentualnie do Liv, ale im to nie zwiastuję dobrego powiązania... ]
Julia / Olivia
[Postanowiłam się trochę cofnąć w czasie, na jeszcze przed zaproszeniem, będziemy miały trochę więcej do opisywania. ;)]
OdpowiedzUsuńZ Rose Weasley zawsze było coś nie tak. Nigdy nie umiała się dopasować do idealnych wzorców i wyobrażeń, i to już od lat najmłodszych. Jej diabelnie utalentowana, błyskotliwa, inteligentna i wszystko co najlepsze matka zapewne chciała w córce zobaczyć swoją małą kopię. Zamiast tego dostrzegła złośliwego, krzykliwego dzieciaka, który przynajmniej nie płakał z byle powodu, ale za to potrafił porządnie skopać stolik, jeśli akurat jego nóżka była postawiona w tak niefortunny sposób, że łamaga-Rose się o nią potknęła. Potem jej zachowanie przeniosło się na ludzi – przede wszystkim chłopców prawiących przytyki na temat włosów, piegów czy innych mało ważnych rzeczy. Rodzice byli wzywani przez dyrekcję kilka razy, ale Rose przestała robić na złość dopiero wtedy, gdy odczepiono się od niej i zaakceptowano ją jako członka załogi.
W Hogwarcie zapewne byłoby podobnie, ale tutaj miała łatwiej – miała rodzinę, która znacznie ułatwiła jej zadanie, od razu włączając do dobrego grona dobrych znajomych. Więc obyło się bez kopania, gryzienia i szlabanów (przynajmniej w temacie znęcania się nad kolegami). Podobno miała wyrosnąć z takiego zachowania i jeszcze zacząć zachowywać się jak na dziewczynkę przystało. Problem zaczął się w momencie, w którym powinna chociaż zacząć oglądać się za chłopcami, kosmetykami i ubraniami specjalnie podkreślające jej dojrzewające wdzięki. Z tym, że nic takiego nie nastąpiło.
Rose Weasley nadal nie potrafiła sobie zakodować, że chłopcy to coś więcej niż dobrzy kumple od grania w Quidditcha albo piłkę nożną – bo ją Rose też uwielbiała. Jeśli nawet ktoś z jej kolegów dostrzegł w niej potencjalną atrakcyjną partnerkę, Rose wykazywała się i subtelnością słonia, i rozumkiem małego, pluszowego niedźwiadka i pewnie większość z nich przy pierwszych podchodach dawała sobie spokój. A jej to nie przeszkadzało, bo jak może jej przeszkadzać coś, czego nawet nie była świadoma.
Kolejnym argumentem potwierdzającym teorię, że Rose urodziła się jako dziewczynka głównie przez przypadek albo złośliwe zrządzenie losu, był fakt, że w grupie jej znajomych zdecydowanie przeważali chłopcy. Albo dziewczynki, które zachowywały się jak chłopcy. A jednym z jej lepszych znajomych był właśnie Buck, do którego zmierzała. A nie miała do niego daleko, bo podczas obiadu w Wielkiej Sali siedzieli zaledwie kilka miejsc od siebie. Więc gdy tylko skończyła własną porcję uzupełniania energii na resztę czasu aż do kolacji, przesiadła się, kompletnie nie biorąc pod uwagę faktu, że Buck może jeszcze jeść albo najzwyczajniej w świecie rozmawiać z innym znajomym. Nie, Rose miała plan i musiała go zrealizować już teraz.
— Hej, Buck – zaczepiła go, siadając obok na ławce, z tym, że tyłem do stołu. – Masz jakieś ważne plany na popołudnie i skoro ich nie masz, to idziemy na miotły?
Posłała mu szeroki, zaczepny uśmieszek. Nikt tak nie zrozumie potrzeby trenowania jak ktoś, kto dzieli z nią marzenie dostania się do profesjonalnej drużyny Quidditcha.
Rose Weasley
[ Odezwałam się na hangouts. Ale jak wolisz normalnie na maila to mów. ]
OdpowiedzUsuńJulia | Liv
[pewnie, że mi pasuje! <3 Możemy jeszcze przyjąć, że ona go zna od dawna, bo on jest w tym samym domu i w tej samej klasie co jej brat, który jest pałkarzem w drużynie (cały czas pracuję nad kartą). Ja to już w sumie zaczęłam, ale głupi blogger się zaciął i mi nie opublikował i usunął komentarz -,- Teraz jestem zła i muszę wracać do pracy, ale wieczorem zacznę znowu, obiecuję <3]
OdpowiedzUsuńVictoria
[Lubimy takich ludziów-katastrofy, przynajmniej zawsze znajdzie się sposób na rozładowanie napięcia :D
OdpowiedzUsuńZabiniemu (przynajmniej póki co) daleko do odczuwania litości do kogokolwiek, ale jakimś negatywnym wątkiem bym nie pogardziła, co by się nudno nie zrobiło. Co prawda szkoda trochę oczu Zaba, ale chyba bliższy sercu jest mi pomysł z dziabaniem go w oczki niż z jakimś tam wpadaniem na niego... Hmhmhm... Burza mózgów, czy może kształtuje Ci się jakiś konkretniejszy plan? ;D ]
Zabini
Rose mimowolnie rzuciła okiem na talerz, który odsunął od siebie Dybuck. Zastanowił ją odrobinę, ale z drugiej strony – może zjadł coś wcześniej, nałożył sobie za dużo i jedzenie go pokonało. W zasadzie nie jej sprawa, ważne tylko, aby miał odpowiednią dawkę energii na latanie na miotłach. Rozpromieniła się więc, gdy usłyszała odpowiedź, jakiej oczekiwała i zerwała się z miejsca, dalej podążając wraz z Gryfonem ku wyjściu z Wielkiej Sali.
OdpowiedzUsuńOczywistym dla niej było, że najpierw trzeba wziąć ze sobą miotły, a żeby to zrobić, należy wspiąć się do wieży Gryffindoru. To znaczy, mogli też zawsze przywołać je zaklęciami, ale zważywszy na to, że miotła Rose spoczywała w kufrze, nie miała ochoty później słuchać narzekań na zniszczone rzeczy, które podczas lotu po drodze strąciła. Więc już się pofatyguje. Wspinaczkę zawsze może potraktować jako drobną rozgrzewkę!
— Jak sobie radzisz? – zagaiła go po drodze. – U mnie jest coraz gorzej. Zadają coraz więcej rzeczy i nawet pal licho obronę przed czarną magią, bo to jest zawsze plan numer dwa, ale eliksiry? Albo zielarstwo? Po co to jest aurorom, ja się pytam. – Westchnęła, zupełnie niepocieszona przykrym obowiązkiem odrabiania prac domowych. – Zostaje tak strasznie mało czasu na ćwiczenie zwrotów i rzutów. Aż się boję, co będzie w przyszłym roku!
Rose Weasley
- Znowu Ty?! - zawołała wznosząc ręce w teatralnym geście na widok nowego pacjenta. Trzymał się za lewe przedramię z wykrzywioną z bólu twarzą, podtrzymywany przez dwóch kolegów, z których jeden miał to samo nazwisko i ten sam kolor oczu co ona.
OdpowiedzUsuń- Justin, pomóżcie mi proszę położyć - rozkazała bratu, wskazując odpowiednie łóżko. - Co tym razem?
- Do końca nie wiem, chyba coś mu wybuchło - odparł chłopak wzruszając ramionami. - Znaleźliśmy go z Malcolmem w sali, było pełno dymu, a ten leżał i jęczał, to go tu przyprowadziliśmy.
Victoria westchnęła głośno, pochyliła się nad pacjentem i zaczęła mu rozpinać front jego szaty.
- Blee... Nie przy ludziach, jesteś moja siostrą! - zawołał z udawanym oburzeniem Justin i wykrzywił się teatralnie, na co Victoria uderzyła się otwartą dłonią w czoło i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Dobra, Justin, idźcie sobie - powiedziała wskazując na drzwi. - Jemu nic nie będzie, a zaraz przyjdzie tu Madame Pomfrey i Was przegoni za to błoto pod podeszwami.
Chłopacy pokiwali głową i skierowali się w stronę wyjścia.
- Daj potem znać co z nim... siostro Shelinsky - rzucił ironicznie Justin zanim zniknął za drzwiami szczerząc zęby w bezczelnym uśmiechu. Oczywiście, że zauważyła cienie pod jego oczami, zauważyła, że uśmiech nie sięgał oczu. On na pewno też widział u niej oznaki tego, jak bardzo sobie nie radzi. Ale nie rozmawiali o tym. Victoria i Justin nigdy specjalnie ze sobą nie rozmawiali. Żartowali, grali razem w Quidditcha, kryli się nawzajem przed rodzicami, ale to Vivienne zajmowała się uczuciami ich obojga. I teraz, gdy jej zabrakło, nie mieli pojęcia jak sobie pomóc. Victoria uciekała w pracę, nikotynę i nierzadko alkohol. Nie miała pojęcia, w co uciekał Justin i choć przerażało ją to, czym mogło się to okazać, niemalże równie mocno bała się tego dowiedzieć.
Przełknęła ślinę próbując oddalić czarne myśli i pochyliła się nad przyprowadzonym chłopakiem.
- Wiesz, gdybym Cię nie znała też bym zaczęła się zastanawiać czy nie próbujesz mnie poderwać - mruknęła rozpinając do końca jego szatę i analizując rany na jego ciele. Ruchem różdżki przywołała eliksir uśmierzający i łyżkę. Odmierzyła kilka kropel i przytrzymując chłopakowi głowę wlała mu zawartość łyżki do ust.
- Połknij grzecznie, to zaraz przestanie boleć - przykazała gładząc go delikatnie po włosach. Kolejnym ruchem różdżki przywołała wywar z dyptamu i poczekała aż twarz chłopaka zacznie się relaksować pod wpływem eliksiru.
- Powiesz mi co się stało? - poprosiła, a kąciki ust drgnęły jej w rozbawionym uśmiechu. Dybuck był jednym z jej ulubionych kolegów Justina.
Victoria
[ Za gówniarza Simon handlował autografami graczy Quidditcha, ale na szczęście dawno już mu to przeszło. Nie uważa się w żaden sposób za gwiazdę, nawet jeśli swego czasu każdy chciał mieć miotłę sygnowaną nazwiskiem jego rodziny. To raczej normalny chłopak z głową wiecznie wsadzoną gdzieś między chmury. I na pewno nie narzekałby na towarzystwo innego, quidditchowego świra.
OdpowiedzUsuńDzięki za powitanie i miłe słowa!]
Simon
(Jestem ślepą bułą i przeoczyłam twój komentarz. Partners in crime brzmi dobrze, tylko jakoś na chwilę obecną mózg mi się wypalił i nie mam konkretnego pomysłu co mogliby zrobić. Może tobie coś świta? Jeśli nie, to możemy poczekać, aż mnie ewentualnie olśni. XD)
OdpowiedzUsuńkenneth
[Może walnąć sucharem, nawet jeżeli jest ułomem, Benji może to wspierać i otaczać troską. Zrobiłabym z nich po prostu dobrych kumpli :D]
OdpowiedzUsuńBenji
Cudowna pogoda, skutecznie wybawiła Lubena z zamku. Zazieleniona trawa wraz z promieniami słońca, powodowały, iż na twarzy bruneta malował się szeroki uśmiech, niczym u jakiegoś szaleńca. Dzierżąc w dłoni nieco już pomięty kawałek pergaminu z delikatnie rozmazanym tuszem, przechadzał się po błoniach, powtarzając raz po raz cichutko pod nosem, zebrane notatki z dzisiejszych lekcji, których niestety nadal nie było końca. Nie był najlepszy z Transmutacji, jednak ze względu na nowego nauczyciela, wolał się nie spóźniać, ani nie zalegać z żadnymi pracami. W końcu zależało mu na dobrej opinii od samego początku. Raz po raz, wystawiał twarz ku słońcu, wzdychając przy tym cicho. Miał wrażenie, że jego blada skóra niemal natychmiast już od pierwszych chwil słonecznej kąpieli, nabiera nieco rumianego koloru, a piegi stają się znacznie bardziej wyraziste. Zbyt mocno pochłonięty pięknem dzisiejszej pogody, kompletnie zapomniał o tym, iż jest zobowiązany stawić się jeszcze na dwóch lekcjach, nim w pełni będzie mu dane oddać się w ramiona błogiego lenistwa.
OdpowiedzUsuńPod klasę ostatecznie dotarł mocno zdyszany z wyraźnymi rumieńcami na twarzy. Ku jego korzyści nauczyciel zaczął się spóźniać, co uchroniło go przed gniewem profesora, a w najgorszym wypadku nie wpuszczeniem do sali. Śmiejąc się, wręcz rechocząc na cały korytarz, żwawo uczestniczył w rozmowie, której tematy zmieniały się zaledwie co parę słów. Gwałtowne szarpnięcie, totalnie zbiło go z tropu i niemal przewróciwszy się o własne nogi, w ostatniej chwili zdążył utrzymać równowagę, pozwalając jak się okazało Dybuck’owi ciągnąć się niczym szmacianą lalkę. Nie wiedział o co chodzi, a tym bardziej przyjaciel nie pozwolił mu jako pierwszemu dojść do słowa. Zacięty wyraz twarzy młodzieńca oraz wyraźne rozgoryczenie malujące się w jego oczach, nie wskazywało na nic dobrego. Zamrugał kilkakrotnie, nie wiedząc czego ma się spodziewać, ani tym bardziej jak powinien się zachować.
— Co? Buck, co ty gadasz? — rzucił i odruchowo odwrócił na moment głowę, aby upewnić się, czy w ich stronę nie zmierza właśnie nauczyciel. Na szczęście póki co nadal zyskiwali dodatkowy czas, aby wyjaśnić nagłe uniesienie ze strony Sheeridana. Zakłopotany podrapał się po głowie i wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, zastanawiając się, co takiego rzeczywiście McDree mógł mówić. W końcu Luben był święcie przekonany, iż wspomniany chłopak musiał mu opowiadać o ostatnim wypadzie do Hogsmeade, gdzie Luben nie dość, że zrobił z siebie totalnego idiotę, to również zarobił szlaban u Rathmanna, a jakby było tego mało, to zostawił Sheeridana bez słowa w zamku, obiecując mu wcześniej, iż nie pójdzie do miasteczka.
— Tak, to prawda, ale Buck….— zaczął, jednak nie miał najmniejszych szans na to, aby dokończyć. Mocne uderzenie w twarz, powaliło go na ziemię, a upadek na kamienną podłogę dołożył mu bólu. Jęknął cicho i zakasłał. Miał wrażenie, że dosłownie wszystko go boli, a każdy głębszy wdech poprzedzał rozpierający ból w okolicach żeber. Dotknął drżącą dłonią swojego nosa, z którego ciekła krew. Wokół nich szybko powstało niemałe poruszenie. — Pojebało cię! Kompletnie cię pojebało, Buck! — warknął Luben, nie zdając sobie sprawy, że w ich stronę zmierzał nauczyciel, a on sam w ciągu kilku minut znajdzie się w skrzydle szpitalnym, czując się jeszcze gorzej.
Luben
— Widzieliście minę Sheeridana?! — rechot McDree, rozniósł się echem po korytarzu. — To był najlepszy przekręt w moim życiu! — dodał nie mogąc powstrzymać się od coraz głośniejszego śmiechu, nie zdając sobie sprawy, iż zaraz na końcu jednego z korytarzy, miała spotkać go niemiła niespodzianka. — Buck, to skończony imbecyl. Zawsze wierzył we wszystko co mu powiecie. A Luben? To dopiero pajac. Sam dawno chciałem złamać mu nos… — McDree, zamilkł gwałtownie, gdy pośród opustoszałego korytarza, oświetlonego blaskiem ognia, dostrzegł nikogo innego jak Dybucka. Uśmiechnął się bezczelnie od ucha do ucha, nie chcąc pokazać po sobie jak bardzo jego nagła obecność pokrzyżowała jego plany, a mały spisek wyszedł na jaw. Trącił Gryfona boleśnie ramieniem, pokonując resztę korytarza żwawym krokiem.
OdpowiedzUsuńPoza złamanym nosem, paroma siniakami, Luben zmagał się z ogromnym bólem głowy. Choć pielęgniarka wiele zdołała pomóc młodzieńcowi, to Bułgar nadal musiał pozostać w Skrzydle i wydobrzeć, aby móc ostatecznie wrócić do szkolnych obowiązków. Nie mógł zasnąć. Głowa pełna myśli, związanych nie tylko z dzisiejszym wydarzeniem, ale ogółem wszystkiego co miało miejsce, skutecznie spędzało sen z powiek. Kilkakrotnie przekręcał się z boku na bok, krzywiąc się raz za razem. Nadal nic sensownego nie przychodziło mu na myśl, gdy uparcie próbował dociekać, co mogło stanowić powód ta gwałtownego zachowania Sheeridana, którego fakt faktem nie chciał widzieć na oczy. Przesadził.
— Potrzebujesz czegoś, kochanieńki? — zagadnęła pielęgniarka, gdy przechadzając się po Skrzydle, dostrzegła, iż Luben nadal nie śpi. Pozostawiła przy jego łóżku szklankę z wodą i uśmiechnąwszy się serdecznie, ponownie zostawiła go samego, wcześniej informując go iż wróci do niego dopiero rano.
Miętosił w dłoniach materiał białej pościeli, wlepiając wzrok w iście wysoki sufit. Czuł, że dziś nie zaśnie, a maślane bułeczki przyniesione z Wielkiej Sali z czasu kolacji, zsychały się będąc kompletnie nietkniętymi. Było mu niedobrze, a jedyne co ruszył, to przyniesioną przez pielęgniarkę wodę, chcąc pozbyć się uporczywej suchości w gardle. Przysłuchiwał się panującej wokół ciszy, co jakiś czas nerwowo poprawiając poduszkę. Sen przyszedł w momencie, gdy za oknem zaczęło robić się jasno. Był zmęczony nie tylko odczuwanym dyskomfortem, ale również falą emocji, które targały jego psychiką na prawo i lewo. Nie obudził się nawet, gdy zajrzała do niego pielęgniarka. Potrzebował odpoczynku.
Luben
[Imię jest piękne, a nie kretyńskie. <3 Pilvi z dumą wołałaby go Dybuckiem. Mogą się lubić i rozumieć. Trochę rozmawiać, ale też bez krępacji spędzać czas wspólnie milcząc. Dogryzać sobie trochę, bo Pilvi to wredota, ale w gruncie rzeczy, mimo braku różnicy w wieku, mogłaby go trochę traktować jak młodszego brata, którego straciła.]
OdpowiedzUsuńPilvi
[Po opisie postaci wnioskuję, że Buck mógłby być świetną Nemezis mojej Nancy. ;) Jest jej totalnym przeciwieństwem.
OdpowiedzUsuńEwentualnie Nancy mogłaby go prosić, żeby w tajemnicy przed resztą świata nauczył ją latać. ]
Nancy Stewart
[O rany, oni są dla siebie idealnie, mogą razem śmiać się dużo i głośno, doprowadzając resztę świata do białej gorączki. Molly chętnie przyjmie dowolne ilości sucharów i będzie zaśmiewać się z nich najlepsze, bo poczucia humoru też nie ma po tatusiu. Przydałaby jej się taka maskotka jak Bucky.]
OdpowiedzUsuńMolly Weasley
[Zobaczymy w trakcie rozgrywki, jak dobrze Nevellowi idzie z wbijaniem mu wiedzy do głowy i wyciąganiem tych natrętnych mioteł. Niebawem odezwę się na maila z rozpisanymi propozycjami.]
OdpowiedzUsuńNev
[Nie ma się co martwić, Molly nie płacze, choć toffi przygarnie w nieograniczonych ilościach.
OdpowiedzUsuńJasne, możemy zacząć od papierowych samolotów, o tym jeszcze nie pisałam. :D Zacznę nam, ale dziś już nie zdążę, jutro nie wiem, czy znajdę czas, ale najpóźniej w środę. Chyba że masz czas i chęć. :D]
Molly Weasley
Luben nie sądził, że jego sen potrwa aż tak długo. Widocznie organizm zmęczony nie tylko samym bólem, ale i również falą emocji, potrzebował regeneracji. Przebudził się, słysząc czyjś głos. Z początku nie wiedział, czy dzieje się to naprawdę, jednak, gdy tylko przekręcił się na drugi bok, a jego spojrzenie padło na przyjaciela, pożałował, że nie jest to sen. Wziął głęboki wdech, zastanawiając się czego Dybuck mógł chcieć.
OdpowiedzUsuń— Czego chcesz? — warknął Luben, nie ukrywając, iż nie jest zadowolony z odwiedzin chłopaka. Sądził, że wyjaśnili sobie wszystko na korytarzu, a Dybuck jeśli jeszcze chciał coś od siebie dodać, by teatrzyk nabrał większego rozmachu, mógł swobodnie sobie to darować. Georgiew nie miał już z nim o czym rozmawiać. Przyjaciel wygłupił się na tyle mocno, aby stracić swą pozycję.
— Z resztą, nieważne. Daruj sobie i spieprzaj. Nie chce mi się z tobą rozmawiać, rozumiesz?! — rzucił oschle Bułgar unosząc nieco głos, wcale nie żartując. Wolał, aby brunet od razu posłuchał tego co do niego mówi. Jego nadszarpnięte nerwy wystarczająco ostatnimi czasy były wystawiane na próbę. Ułożył głowę na poduszce i przymknął powieki z nadzieją, iż gdy je otworzy ponownie, Sheeridan okaże się być jedynie niemiłym wspomnieniem. Niestety tak się nie stało, a Luben chyba jako jeden z nielicznych powinien wiedzieć o tym, ze na świecie nie ma większego uparciucha niż pieprzony Dybuck Sheeridan.
— Czego nie rozumiesz w słowie spieprzaj, Dybuck? — zapytał z wyraźną irytacją w głosie Luben. Sądził, iż jasno i wyraźnie dał chłopakowi do szczęścia, że nie chce go tutaj, ani nigdzie indziej widzieć.
— Nieźle się popisałeś, osiągnąłeś to co chciałeś, więc po cholerę tutaj przyłazisz, co?! Idź się pochwal, tym jak bardzo zabłysnąłeś, a mi daj wreszcie święty spokój, jasne?!
Nerwowym ruchem Luben, przeczesał palcami swoje ciemne kosmyki włosów, a następnie ścisnął nasadę piegowatego nosa, aby nie pozwolić ponieść się przez emocje, które w obecnej sytuacji mogły im zaszkodzić jeszcze bardziej.
Luben
Czasami zastanawiał się, skąd nauczyciele brali tak beznadziejne pomysły. Kiedy pierwszy raz usłyszał plotki o nowym projekcie z opieki nad magicznymi stworzeniami, wybuchnął śmiechem. Gdy zaczęto to powtarzać na korytarzach, jedynie kpiąco unosił brwi. Teraz, siedząc w Wielkiej Sali i czekając na dobór pary, zwątpił zupełnie. Do czego to doszło, żeby na zaliczenie musieli opiekować się jajkiem?! Przesunął ręką po twarzy, kątem oka obserwując równie niezadowolone twarze kolegów. Jeszcze gdyby tak trafić na jakąś ładną dziewczynę…
OdpowiedzUsuń– Zabini Christopher, Sheeridan Dybuck! – Poniosło się po Sali, a krew w żyłach Ślizgona zdawała się na moment zamarznąć.
Uniósł z niedowierzaniem brwi, powoli przenosząc spojrzenie na stół Gryfonów. Chłodnym wzrokiem przeczesał uczniów, by zatrzymać się na dobrze mu znanej twarzy. Z Dybuckiem od kiedy tylko pamiętał łączyły go wręcz lodowate stosunki przerywane jedynie kolejnymi wybuchowymi kłótniami. Konflikt z każdą taką sytuacją się zaostrzał, do tego stopnia, że samo patrzenie na Sheeridana wywoływało u Zabiniego irytację.
Z godnością jednak uniósł wysoko głowę, podnosząc się spokojnie z miejsca. Obserwując kątem oka swojego partnera, powoli ruszył, by odebrać jajko, którym mieli się zaopiekować. Stanął przy stole zastawionym akwariami, nonszalancko opierając się o blat. Let the game begin.
– Sheeridan – mruknął chłodno, mierząc Gryfona wzrokiem. – Za jakie grzechy, co? – Zmusił się do krzywego uśmiechu, starając się nie myśleć o czasie, jaki będzie musiał spędzać z chłopakiem, jeśli chciałby zdobyć jakąś sensowną ocenę z projektu.
[i w końcu jest!
...pamiętasz o nas jeszcze?]
Zabini
[SKAM życiem, ale tylko ten Norweski <3
OdpowiedzUsuńBorze Szumiący, Buck to taki Bell z początków Hogwartu, miłość ogromna i w ogóle!
Bell kontaktów raczej nie ma, po prostu był zajebistym pałkarzem, ale dla jeśli Buck będzie go męczył, to dla niego byłby pewnie w stanie jakieś nawiązać! <3 ]
Bellamy
[Cześć! Ślicznie dziękuję, a na wątek przychodzę z wielką chęcią. Jeśli dalej się nie znalazł ten kolega, do którego tak wzdycha, to mogę mu oferować Finna, chociaż nic nie gwarantuję z jego strony (wtedy możemy się cofnąć nawet trochę w czasie i rozegrać na przykład to, jak Delaney połamany leżał w Skrzydle Szpitalnym, dla czystego dramatyzmu). A jak nie, to podrzuć mi jakąś namiastkę pomysłu, pokombinujemy!]
OdpowiedzUsuńFinnbar Delaney
Luben przewrócił oczami, słuchając durnych wyjaśnień Dybucka. Czy on naprawdę sądził, że cokolwiek zmieni swoją żałosną gadką? Georgiew miał ochotę się roześmiać, głośno i donośnie, dziwiąc się głupocie chłopaka. Zwalił sprawę na tyle mocno, że chyba nic, dosłownie nic nie było go w stanie usprawiedliwić, a już z pewnością nie fałszywe plotki. Mógł porozmawiać z nim na spokojnie, pozwolić się zastanowić i w spokoju dojść do słowa. Jednak durnota Sheeridana, nie znała granic.
OdpowiedzUsuń― Możesz sobie wsadzić swoje wyjaśnienia, idioto ― warknął Luben i skrzyżował ręce na piersi. Był zły, cholernie zły i lepiej dla Dybucka, aby już sobie poszedł, inaczej to on zajmie łóżko obok w znacznie gorszym stanie niż sam Luben, który powoli tracił cierpliwość. Bułgar za pewne miałby do powiedzenia więcej, niż pewne słowa, padające z ust towarzysza. Luben niemal zachłysnął się powietrzem i wytrzeszczył oczy w stronę chłopaka. Z całych sił chciał wierzyć w to, że się przesłyszał. Nie odezwał się już ani jednym słowem. Nie był w stanie. Odprowadził jedynie sylwetkę Dybucka w stronę drzwi i wziął głęboki wdech. Czuł się gorzej niż wtedy, gdy dostał w twarz.
Próbował ponownie zasnąć, jednak nijak mu to wyszło. Pojawił się na kolacji w Wielkiej Sali. Jego twarz nie zdobił już nieciekawy siniak, zaś policzku delikatnie się zaróżowiły. Wyglądał zdecydowanie lepiej. Usiadł przy stole swojego domu, o dziwo próbując wszystkiego po trochu. Ewidentnie opadły z niego emocje, które zatruwały całą jego osobę. Śmiał się i rozmawiał, co świadczyło o tym, iż wracał do formy, jednak gdzieś z tyłu głowy nadal dźwięczały mu słowa Dybucka. Uparcie próbował to wyprzeć, jednak nijak mu to wychodziło. W pewnym momencie, gdy podczas kończenia udek kurczaka w miodzie, dostrzegł sprawcę całego zdarzenia, nie dbając o to czy dostanie szlaban czy też nie, zbliżył się w stronę Mc Dree’a. Bez większego uprzedzenia, chwycił w dłoń kremowe ciastko, które rozsmarował na twarzy delikwenta, a swój mały wyczyn dopełnił, chwytając w dłoń złoty kielich wypełniony sokiem dyniowym, który ostatecznie znalazł się na włosach oraz szacie zaskoczonego chłopaka. Może i nie była to wystarczająca kara, ale zdecydowanie satysfakcjonująca.
Luben
[Cześć, dziękuję ślicznie!
OdpowiedzUsuńLola pokochałaby Dybucka miłością szczerą i prawdziwą, jak kocia mama, bo jest rudy i nieporadny. Mogłaby mu wiązać krawat i uczyć zaklęcia sortującego skarpetki, a potem wpajać mu zaciekle nawyk dobierania sobie ich na cały tydzień wprzód! Poza tym tak, byłaby bardzo zainteresowana, zwłaszcza tym eksportem. Nawet byłaby za tym, aby spisać na samolocikach specjalne wierszyki z niecenzuralnymi słowami, w których pomieszane są litery. :D]
Lola
[Ta fucha nigdy nie jest do końca obsadzona, bo serce Loli jest bardzo pojemne, także mogą być najlepszymi przyjaciółmi! W takim razie niech produkują samolociki, a Lola niechcący niech go sprowadza na złą drogę swoimi evil propozycjami!
OdpowiedzUsuńMożemy zaczynać! Jako że od ciebie wyszedł pomysł z samolocikami, to ja to zrobię, także wait for it!]
Lola
Luben z prawdziwą chęcią powtórzyłby swój mały wyczyn, z którego był niebywale dumny, jednak jak się domyślał, kolejny raz mógł nie skończyć się szlabanem, a znacznie czymś gorszym. Poza tym nie chciał tracić czasu, nawet tej jednej, maleńkiej sekundy na dalsze patrzenie na McDree’a, któremu w niedalekiej przyszłości z pewnością złamie nos. Wychodząc z Wielkiej Sali z pełnym żołądkiem, dumą, ale i również pieprzonym szlabanem zaraz po kolacji, starał się zignorować Dybucka, cholernego idiotę Dybucka. Warknął ostrzegawczo, gdy ten nie dał za wygraną i wciągnął go do jednej z klas. Spojrzał na niego spode łba, mając ponowną ochotę mu przywalić. Westchnął ciężko. Dlaczego Sheeridan niemal na każdym kroku musiał coś odwalać? Dziwnym trafem złość, która przepełniała Bułgara niemal od samego początku ich nieporozumienia, zaczęła ustępować dziwnej bezradności i lekkiemu zrezygnowaniu. Zacisnął palce na swojej szacie, mając naprawdę wielką ochotę odwrócić się i po prostu wyjść, nigdy nie powracając już do tego tematu. Mimo to zagarnął w swoją stronę Dybucka i zamknął go w mocnym uścisku. Bywało różnie, ale niezależnie od tego jak mocno Luben chciałby to z siebie wyprzeć, to prawda jest taka, że owa dwójka była nierozłączna i tylko razem stanowili sensowną jedność. Błędy popełnia każdy, co dla bruneta nie było żadnym usprawiedliwieniem w tej sytuacji i gdzieś z tyłu głowy Lubena nadal będzie kłębił się żal, który w końcu należało delikatnie uciszyć. Nie umiałby z dnia na dzień zapomnieć o łączącej ich przyjaźni, tak się nie da.
OdpowiedzUsuń― Jesteś skończonym debilem, Dybuck. ― westchnął Luben i przymknął na moment powieki, nim wypuścił ze swojego uścisku przyjaciela. Niedługo rozpoczną się wakacje i możliwe, że ich drogi się rozłączą, gdyż obie rodziny postanowią spędzić czas wolny w zupełnie inny sposób, a owa dwójka musi mieć do kogo wysyłać listy. Bułgar przetarł dłońmi swoją twarz i wziął głęboki wdech.
― Muszę iść odrobić szlaban ― oznajmił Luben, nie chcąc drażnić dodatkowo profesora swoim spóźnialstwem. Zastanawiał się co go dziś czeka. Miał nadzieję, że będzie to coś bardziej wartościowego, niż ponowne szorowanie uczniowskich kibli.
Luben
Lola Garwood była osobą, która do biblioteki chodziła udawać, że się uczy. W dormitorium nikogo nie obchodzi, czy się uczysz, czy malujesz sobie paznokcie u nóg różdżką, zwisając z łóżka głową w dół. W bibliotece za to, udawanie podchodzi pod sztukę. Coś, co opanowuje się latami. Lola na przykład przez siedem lat swojej edukacji w murach Hogwartu nauczyła się robić wzorki na czerwonym lakierze do paznokci, udając jednocześnie, że spisuje wiernie definicje z zakurzonej książki. Lubiła robić notatki, ale do tego musiała mieć nastrój, a dziwnym trafem, nigdy nie była w takowym przed egzaminami. Zwłaszcza w bibliotece. Tam wszyscy siedzieli cicho i jedynie szurali piórami po pergaminie, a gorsze od tego było chyba tylko mlaskanie krówką-ciągutką! Irytowało ją to szur-bur-nagle-mam-pół-strony. Najgorsi byli Krukoni. Pisali szybko i nie dali podejrzeć swoich bazgrołów. Lola trzymała się od nich z daleka. Zupełnie inaczej było z Gryfonami. To właśnie w bibliotece nawiązała z nimi najlepsze znajomości — potrafiła wyłapać pokrewną duszę.
OdpowiedzUsuńDybuck Sheeridan był właśnie jedną z nich. Zauważyła go, gdy uparcie posyłał papierowy samolocik w plecy jednej i tej samej Ślizgonki, która nie potrafiła wyłapać źródła uderzenia. Lola obserwowała to, uśmiechając się tak szeroko, że aż bibliotekarka zwróciła jej uwagę i kazała zająć się sobą. Jakby Lola już tego nie robiła! Kobieta mogła uważać się za spostrzegawczą, ale w tej kwestii zasługiwała na Trolla. Lola jednocześnie obserwowała tę scenę i pisała wierszyk do ładnej Puchonki, która zeszłego wieczoru znalazła jej różowe pióro i zaraz oddała. Garwood miała swoje priorytety i bardziej niż esejem z transmutacji przejmowała się swoją chwilową miłostką, nawet jeśli owa Puchonka w zeszłym semestrze obściskiwała się w składziku na miotły z Krukonem, który dla Loli był niemiły jeszcze semestr wcześniej. Wracając jednak na tory właściwej opowieści — Lola porzuciła wtedy swoje love story z rymami pies-bies i przysiadła się do Dybucka. Tak rozpoczęła swoją karierę jako eksporter samolocików.
Trwała właśnie wyjątkowo deszczowa środa. Lola chodziła między półkami, szukając odpowiedniej książki do eliksirów. Musiała napisać esej o jakiejś tam roślinie, której nazwę zapisała na dłoni, ale ta zdążyła się rozmazać. To była kara za rozmawianie, ale basista Zawodzących Hipogryfów wziął udział w nowej sesji zdjęciowej! Co ją w tym czasie obchodziły wywary, kiedy pisała ich wspólną historię miłosną, razem z wierną swojej wizji koleżanką z ławki? Także nie było jej winą, że miała donośniejszy głos i bardziej przeszkadzała. I tak dostała karny esej. Popołudnie spędzała więc wśród kurzu i szurania.
Przypadkiem wypatrzyła Dybucka między przerwą wśród grzbietów książek. Siedział przy jednym ze stolików, twarz opierając na pięści. Wydawało jej się, że czyta książkę, ale wyrwa do oglądania była zbyt mała. Lola musiałaby zacząć tańczyć między półkami, a zwróciłaby tym na siebie uwagę. Na pustej półce położyła torbę, wyjęła z niej kawałek pergaminu oraz pióro. Chwilę głowiła się nad tym, co powinna napisać, a potem nabazgrała „znajdź mnie”. Dorysowała do tego małego smoka, który po stuknięciu różdżką wypluwał z siebie małe pytajniki. Złożyła pergamin w samolocik, stuknęła w niego różdżką i po chwili podleciał do Dybucka, mając zrobić piruet na książce. Zamiast tego uderzył go prosto w czoło. Lola zaklęła brzydko, od razu chowając się przed oburzonym spojrzeniem jakiejś dziewczyny przeglądającej grzbiety książek. Klasyczna Lola, ale teraz przynajmniej miała pewność, że nie zostanie pomylona z nikim innym.
Lola
Początkowo Milsent nie odnajdywał w sobie, choćby najmniejszych pokładów zadowolenia z wyrażenia zgody w dawaniu korepetycji młodszemu Gryfonowi, mimo iż w jakimś minimalnym stopniu postrzegał to jako obowiązek. Z czasem jednak Nevell zarejestrował u siebie empatyczne zainteresowanie edukacyjnym losem kolegi. Nie zmieniło się za to, iż sam widok tej quidditchowej gaduły, mającej nierzadko skłonność do denerwującego go spóźniania się, wymuszał na nim bezgłośne westchnienie. Dybuck Sheeridan, jak okazało się potem w praktyce, był największym wyzwaniem, z jakim Nevell się dotychczas mierzył. Konieczność rywalizacji z Quidditchem, którego to Ślizgon nawet nie lubił, lecz wysłuchiwał cierpliwie wszystkich wzmianek o nim, tylko dlatego, by nie sprawić członkowi domu Godryka Gryffindora przykrości. Tego dnia, na nieszczęście Gryfona, nie odnajdywały podatnego gruntu w charakterze jego tolerancji.
OdpowiedzUsuńSheeridan się spóźniał, zdecydowanie zbyt długo, nawet jak na własne możliwości, a cierpliwość Nevella Milsenta kurczyła się z każdą kolejną minutą przy dźwięku niecierpliwego bębnienia o ławę w opustoszałej klasie, w której jeden z nauczycieli po uprzednim dogadaniu się pozwolił na douczanie. Śladem tego — stopniowo ulatywał z niego również dobry humor. Marnował swój czas, nic więc dziwnego, że finalnie zgarnął dość pokaźne, acz stare tomisko i trzymając je przy swoim boku, skierował się wzdłuż korytarza z zamiarem niezwłocznego powrotu do lochów. Przystanął na chwilę, gdy od chłodnych ścian zamku odbiły się wrzaski dzieciaków, a pobliska postać na portrecie nagle się przebudziła i zaczęła rozglądać z przestrachem, trzymając wielką rękę na piersi, nawołując do tego cicho Merlina. Podejrzewał, że któryś ze starszych uczniów przestraszył ich, a teraz miał z tego niezły ubaw, lub zaatakował znienacka asortymentem ze Sklepu Zonka z niedawnej, weekendowej wyprawy do Hosmeade.
Nevell Milsent wprawdzie nie spodziewał się, że tego dnia jeszcze ujrzy Dybucka i podejrzewał, że rozmówi się z nim dopiero następnego dnia. Niedługo później — jakoby dla odmiany dobiegł go znajomy głos. Postać widniejąca na portrecie pewnie przysypiała, korzystając z chwili cichy na korytarzu i najprawdopodobniej mogła mruczeć coś z niezadowoleniem na dzisiejszą młodzież pod nosem. Ślizgon zatrzymał się, patrząc na zbliżającą się postać krzywo przez ramię. Usta ściągnęły się w wąską linię, gdy chwyciła go w ręce irytacja, która do rana pewnie, by się ulotniła, lecz widok Gryfona poniósł jej poziom.
— Z kolosalnym spóźnieniem — ocenił w ramach tego skromnego powitania kolegi, wbijając w niego niewesołe, naszpikowane krytycyzmem spojrzenie. Nie należało w tej chwili szukać w Milsencie jakichkolwiek pokładów cierpliwości, którymi wykazywał się w normatywnych warunkach. Tym razem jego bezpośredniość mogła sprawić Gryfonowi przykrość, gdyż była dodatkowo nasycona negatywnymi emocjami. Quidditch wybijający się na pierwszy plan zagrał Nevellowi na nerwach, czego poświadczeniem było zmarszczenie nosa, symbolizujące jego niezadowolenie.
— Dybuck — zaczął, robiąc nacisk na jego imię, jakby to zmusiło Sheeridana do pełnego skupienia się na tym co ma mu w tej chwili do przekazania. — Zrozum, że nie ma żadnego znaczenia, jaką opracowaliście strategię. Twoim największym priorytetem powinny być na ten moment dobrze zdane egzaminy semestralne. — odparł chłodno z dokładnością wymawiając każde kolejne słowo i nie odrywając od niego wzroku. Palce mocniej zacisnęły się na przyciskanym do boku tomie. — I to tobie powinno na tym bardziej zależeć niż mnie. W końcu od tego zależy, czy utrzymasz pozycję, więc nie marnuj mojego czasu. — dodał cierpkim tonem Milsent.
Wypuścił powietrze z płuc i wciągnął kolejną dawkę tlenu, jakby to miało pomóc mu odgonić irytację. Odwrócił wzrok od kolegi, przenosząc go gdzieś na bok. Rzeczywiście mógł być dla niego zbyt ostry, lecz na wyrzuty sumienia przyjdzie czas później, gdy w końcu ochłonie.
— Dzisiaj mam dla ciebie coś zupełnie innego niż do tej pory. Tłumaczenie i omawianie wszystkiego z notatek na pergaminie, nie pozwala ci szybko przyswajać wiedzy. Znalazłem księgę, która pozwala na bieżąco trenować w jej wnętrzu zaklęcia, które będą ci niezbędne do zdania egzaminów. Musisz je odpowiednio wyćwiczyć, Dybuck, innej rady nie ma. Potrzebujemy spokojnego miejsca, gdzie nikt nie będzie się kręcił. Możemy wrócić do klasy, w której byliśmy umówieni lub pójść do biblioteki.
Usuń[Wybacz opóźnienie z odpowiedzią!]
Nevell
Dziwne i cholernie mocno niekomfortowe uczucie kłębiące się w środku Lubena, w dość niepokojący sposób gasiło codzienną werwę i szaleńczy zapał młodzieńca. W rodzinnym domu dochodziło do stałych sprzeczek, a trzaskanie drzwiami stało się niemal codziennością. Naładowany milionem emocji, nie umiał tak naprawdę znaleźć dla siebie miejsca. Stale mu czegoś brakowało. Prawdziwa kumulacja tego, co czuł od bardzo długiego czasu, miała dopiero miejsce po przekroczeniu progu domu Dybucka. Ogrom nowych rzeczy, nowe twarze, zupełnie inne życie. Przystosowanie się do niemal abstrakcyjnej codzienności, było dla Luben w pewnym stopniu intrygujące, ale i również stresujące. Pod szerokim uśmiechem, ogromem zabawy, kryła się wręcz tykająca bomba. Sądził, iż nowe otoczenie pozwoli mu na to, by wszystko to, co doskwierało mu przez ostatni czas, odejdzie w zapomnienie. Jednak kwintesencją zaburzenia emocjonalnego Lubena był sam Dybuck, który spowodował zgubę własnego przyjaciela, zgubę we własnym świecie, w tym, kim jest i w tym, kim był. Każdego dnia spoglądając w lusterko, widział kogoś zupełnie innego, kogoś, kogo nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Pogrążony w coraz większym mętliku, szukał pewnego rodzaju ratunku w lekturach, w zabawie z domownikami. Uciekał od tego, co działo się w jego wnętrzu, będąc zbyt mocno przerażonym faktem, iż podoba mu się sylwetka przyjaciela pozbawiona koszulki z wiecznym nieładem na głowie. Leniwy wieczór był dla Lubena pewnym wybawieniem. Rozłożony wygodnie na drewnianych schodach, podjadał, co jakiś czas z miseczki solone orzeszki. Spoglądając w niebo, czuł się wyjątkowo dobrze, a ten stan był mu odległy od naprawdę sporego czasu.
OdpowiedzUsuńOdwrócił głowę w stronę Sheeridana słysząc jego głos, unosząc przy tym brew ku górze. Nie zdążył się nawet odezwać, gdy brunet poderwał się ze swojego miejsca, co oznaczało, że nie ma nic do gadania.
Miejsce, do którego zaprowadził go przyjaciel okazało się być niezwykle magiczne. Luben nie mógł oderwać wzroku od rozpościerających się widoków, które w pewnym stopniu budziły w nim wspomnienia z jego dzieciństwa.
― Tu jest świetnie ― stwierdził i spojrzał w stronę Dybucka. Popchnięty przez dziwny impuls bez najmniejszego ostrzeżenia, wepchnął bruneta w wodę, w której niemal roiło się od glonów i innych obślizgłych paskudztw. Założył dłonie na biodra i spojrzał wymownie w stronę przyjaciela.
― Sądziłeś, że ci odpuszczę? Należało ci się! ― rzucił chcąc brzmieć groźnie, jednak kompletnie mu to nie wyszło. Miał ochotę wyć ze śmiechu, dosłownie. ― Mój nos nadal mnie czasem boli, idioto ― dodał z wyraźnym wyrzutem, nie kwapiąc się nawet do tego, aby pomóc Dybuckowi wydostać się z wody.
Luben <3
Przeciągnął się będąc zupełnie niewzruszonym krzywdą, jaką wyrządził przyjacielowi. Wystarczy, aby Dybuck się przebrał i najlepiej napił czegoś gorącego, aby niemal od razu poczuć się znacznie lepiej, zaś nos Lubena doskwierał mu bite kilka dni, a on sam niewiele mógł z tym zrobić.
OdpowiedzUsuń― I co z tego? Należało ci się ― odpowiedział, słysząc wzmiankę o przeprosinach, które tak naprawdę miał głęboko gdzieś. Każdy popełniał błędy, jednak wizja małej zemsty była znacznie bardziej kusząca. Nie mógł się powstrzymać. Wygładziwszy dłonią swoją koszulkę, specjalnie spuścił z początku wzrok, aby nie spoglądać w stronę bruneta. Widok przyjaciela bez koszulki był jednym z tych, których Luben pragnął unikać, najnormalniej w świece cholernie bojąc się reakcji własnego ciała oraz umysłu. W końcu nie wiedząc, czemu, spojrzenie Bułgara omiotło sylwetkę, Dybucka. Chwilę później prawie zachłysnął się powietrzem, gdy ten znalazł się zdecydowanie zbyt blisko. Lubenowi porządnie zaschło w ustach, zaś w gardle pojawiła się ogromna gula, przez co nie był w stanie wydusić ani jednego słowa. Dłoń, którą Sheeridan ułożył na boku Georgiewa, sprawiło, iż po jego ciele rozeszła się dziwna, rozpierająca fala ciepła, która na sam koniec zamieniła się delikatne dreszcze. Nie rozumiał, co działo się z jego umysłem, a tym bardziej, co działo się z jego ciałem. Pragnął uciec, natychmiast, jednak nie mógł w żaden sposób się ruszyć. Wokół panowała kompletna cisza, a adrenalina uderzająca gwałtownie w sylwetkę Lubena, sprawiła, iż brunetowi zaczęło piszczeć w uszach. Nie umiał sobie poradzić z napięciem, które narastało w jego środku. Niewiedza wręcz miażdżyła go od środka, a niestabilność emocjonalna wprawiła jego wilgotne dłonie w delikatne drżenie. Nogi stały się niczym z waty, zaś mięśnie nienaturalnie mocno napięły się w momencie, gdy wargi owej dwójki złączyły się w niepewnym, aczkolwiek natarczywym pocałunku. Serce łomotało w piersi Lubena w szaleńczym rytmie, zaś sam brunet wyraźnie pobladł. Odepchnął od siebie przyjaciela, będąc przerażonym własnym odkryciem oraz czynem. Gwałtownie nabierał powietrza do płuc, wręcz dysząc.
― Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj, rozumiesz?! ― Podniósł głos, który drżał, równie mocno, co całe ciało Lubena, który pośpiesznie cofał się do tyłu. Nie miał zamiaru spędzić nocy z przyjacielem w jednym pokoju. Chciał zostać sam, aby ochłonąć. Z pewnością potrzebował pomocy. Chaos szalejący w jego głowie odbierał mu możliwość trzeźwego myślenia. Szedł przed siebie, nie wiedząc tak naprawdę dokąd zmierza. Nie znał okolicy, jednak w tym momencie było to dla niego najmniej ważne. Chciał się uwolnić spod powstałego ciężaru. Nie wiedział nawet która jest godzina, ani tym bardziej jak daleko odszedł do domu. Usiadł po środku jakiejś polany pod jednym z nielicznych drzew i wziął parę głębokich wdechów, nie docierając ostatecznie na noc do domu.
Luben <33
Luben ani przez chwilę nie czuł się lepiej. Włóczył się niewiadomo gdzie, mając ochotę wrzeszczeć i przeklinać cały świat za to jak bardzo niekomfortowo się czuł. Ściśnięty z nerwów żołądek przyprawiał go o mdłości, a blada twarz świadczyła o zmęczeniu nadmiarem emocji. Nie miał z kim porozmawiać, czuł się samotny i nierozumiany. Stan jego ciała oraz umysłu, nadal pozostawał dla niego jedną, wielką zagadką. Wrócił do domu, nie mając odwagi przekroczyć jego progu. Usiadł więc na schodkach tarasu i wsparł głowę na skrzyżowanych ramionach, opartych na kolanach. Delikatnie, aczkolwiek nieco nerwowo kołysał się na boki, nucąc pod nosem nieznaną mu melodię. Próbował skupić się na czymś przyjemniejszym, aby za wszelką cenę odgonić od siebie wspomnienia dotyczące wczorajszego incydentu. Miał wrażenie, iż nada czuł specyficzny smak ust Dybucka, a jego dłonie nadal oblepiają jego spięte ciało. Chciał się pozbyć tego uczucia, jednak za cholerę nie potrafił, przegrywając walkę z samym sobą. Zadarł głowę ku górze, gdy usłyszał nagły głos przyjaciela. Pragnął poderwać się do ponownej ucieczki, jednak jego nogi kolejny raz zrobiły się niczym z waty. Zacisnął więc powieki, słuchając w milczeniu, to co miał do powiedzenia Sheeridan. Nawet nie patrzył w jego stronę. Słowo odraza zdecydowanie nie było w stanie określić to jak źle czuł się Luben. Bułgar uważał siebie za byt, który nie miał prawa istnieć, który nigdy nie powinien się narodzić, a jeśli już do tego doszło, to jak najszybciej zniknąć. Nie chciał tego wszystkiego, chciał, aby w jego głowie zapanował porządek, zaś by w lusterku widział Lubena, którego widział zawsze, a co najważniejsze znał od zawsze. Teraz spoglądając w lustro widział obcą twarz, kogoś kto pojawił się nagle i zburzył wszystko, przynosząc ze sobą strach, gorycz i chaos. Bułgar ponownie oparł czoło na skrzyżowanych ramionach, oddychając ciężko. Wciśnięty niemal boleśnie w drewnianą barierkę, czuł jak jego ciało drętwieje. Uchylił wargi, aby coś powiedzieć, nie wiedząc do końca co, jednak wydobył się z nich tylko i wyłącznie szloch, żałosny szloch, który wyraźnie wołał o pomoc.
OdpowiedzUsuńLuben <3
Otarł pośpiesznie swoje policzki z łez, czując się naprawdę jeszcze gorzej z powodu własnego zachowania. Nigdy nie zdarzyło mu się płakał i to w dodatku w obecności drugiej osoby, to było okropne i cholernie żenujące. Jednak nic nie mógł na to poradzić jak bardzo ciężkim było to, z czym przyszło mu się mierzyć niemalże w pojedynkę. Mętlik w jego głowie, doprowadzał go do szału. Zgubił się w otaczającym go świecie, zagubił się w tym kim był. Spojrzał na przyjaciela, nie mając nawet siły się odsunąć. Jego dotyk ponownie wprawił serce Lubena w szybszy rytm, może nawet spowodował, iż po policzkach Bułgara przestały cieknąć łzy. Nie umiał tego określić. Wziął parę głębokich wdechów, czując narastający ból głowy. Był wykończony ciągłą ucieczką i pieprzonym chaosem. Może przyszedł czas na to, aby przestać cofać się do tyłu i uciekać od czegoś, przed czym tak naprawdę nie było ucieczki? Przymknął powieki, a po chwili chwyciwszy się drewnianej barierki, powoli wstał. Nie czuł się najlepiej, dlatego wolał chyba się położyć. ― Wezmę prysznic i pójdę się położyć. ― mruknął wyraźnie zachrypniętym głosem. Sprawiał wrażenie otumanionego, nieobecnego. Funkcjonowanie przez długi czas w głębokim stresie i mętliku, czuł się dosłownie wycieńczony psychicznie. Miał dość. Zachwiał się niebezpiecznie w momencie, gdy chciał przekroczyć próg domu. Zrobiło mu się słabo. Wszystko przed oczami wyraźnie pociemniało i tak naprawę to jedyne co zapamiętał, nim obudził się w pokoju, okryty od stóp do głów przyjemnie ciepłym kocem. Rozejrzał się po pokoju, natrafiając na zatroskaną twarz przyjaciela.
OdpowiedzUsuń― Już jest okej ― szepnął, chociaż jego głos nie brzmiał przekonująco. Zdołał przejść do pozycji siedzącej, tak aby jego bose stopy spoczęły na dywanie. Było mu wstyd, cholernie wstyd za to co odstawił. To dowiodło, jak bardzo był słaby psychicznie. Ponownie powiódł wzrokiem w stronę przyjaciela i przygryzł delikatnie dolną wargę. Na policzkach Bułgara pojawiły się delikatne rumieńce, co było naprawdę dobrym znakiem, zaś pod oczami nie gościły już ciemne wory. Ucieczka, która dla młodego mężczyzny wydawała się być jedynym wyjściem, doprowadziła go na skraj wytrzymałości. Wyssała z niego wszystkie siły. Był świadom, iż musi poznać się na nowo, pozwolić sobie na akceptację zmian, które zaszły w jego codzienności. Nieśmiało uniósł wzrok, gdy poczuł obok siebie Sheeridana. Jego bliskość stała się dziwie elektryzująca, przyjemna i wcale nie budziła już w Lubenie strachu, chęci ucieczki. Wargi wydały się kuszące, zaś liczne piegi niezwykle urocze. Nagła, cholernie nagła zmiana w psychice Lubena, sprawiła, iż spadł z niego ogromny ciężar, przywracając mu swobodę.
― Pocałujesz mnie raz jeszcze?
Luben <3
Serce Lubena ponownie nienaturalnie mocno zabiło mu w piersi. Smak ust bruneta, jego bliskość, wszystko to było niezwykle elektryzujące, ekscytujące, nowe. Ucieczka budziła w nim negatywne emocje, niemalże agresje, która nie pozwalała mu na odczuwanie przyjemności, swoistego komfortu płynącego ze wzajemnej bliskości, a przede wszystkim nie pozwalała u na akceptację tego kim się stał, tego kim był od zawsze. Wziął głęboki wdech i zagryzł dolną wargę, przymykając przy tym powieki, będąc wyraźnie zawstydzonym, tym o co poprosił swojego przyjaciela.
OdpowiedzUsuń― To wszystko jest nowe… ja… ― wyraźnie zamieszał się we własnych uczuciach. Westchnął ciężko, nie wiedząc co tak naprawdę chciał powiedzieć. Potrzebował czasu, to było pewne, jednak chciał przestać się bać, przestać uciekać i zaakceptować to co działo się z jego umysłem oraz ciałem, obierając jedną z dość radykalnych metod, mianowicie metod poznawczych. Nie zmusiłby się do niczego, co stanowiłoby dla niego coś niekomfortowego. ― Daj mi trochę czasu… nam czasu… ― szepnął i powoli wstał z łóżka. Kiwnął głową w stronę drzwi, na znak, aby Sheeridan poszedł razem z nim. Gdy tylko przekroczyli próg kuchni, Bułgar usiadł na blacie szafki i chwycił w dłoń jabłko, na którym zacisnął swoje palce, by w końcu je odłożyć i skusić się na szklaneczkę soku.
― Pójdę się jeszcze położyć, dobrze? ― mruknął i uśmiechnął się delikatnie. Mimo dość długiego snu, czuł się dziwnie zmęczony. Nadal był blady, a jego włosy pozostawały w kompletnym nieładzie. Łóżko ze świeżą pościelą przyniosło mu ulgę i pozwalało na zapomnienie o wszystkim co dręczyło go od bardzo dawna, a głównym dręczycielem jego umysłu był sam Dybuck, który siał spustoszenie we wnętrzu Bułgara niemal od samego początku ich znajomości.
Obudził się, gdy zegarek wskazywał grubo po trzeciej w nocy. Przekręcił się na bok, a jego oczom ukazał się delikatny blask różdżki, wylewający się smętnie spod szpar kołdry.
― Nie możesz spać? ― zapytał cicho Luben i przeszedł do pozycji siedzącej.
Luben <3