Nigdy nie był idealny; stworzony z wielu wad i kilku zalet, cechując się talentem do pakowania w kłopoty, z których za to ratował młodsze rodzeństwo. Mimo to jego rodzina zawsze widziała go jako najlepszego, a do tego pierworodnego dziedzica. Nie istotnym był dla niego fakt, iż ród Kurtzów wiele lat temu utracił status czystej krwi, a wraz z tym odebrano im również arystokratyczne pochodzenie w rodzimych Niemczech. Od zawsze miał czego chciał, gdyż majątek rodziny nie stopniał wraz ze stratami w czystości. Wychowywany według tych samych zasad, jak jego ojciec i dziadek, a przed nimi wielu innych, cechował się od zawsze taktownym podejściem do świata. Pomimo faktu, że nie przebiera szczególnie w słowach, będąc do bólu szczerym, jest w tym wszystkim okropna wręcz maniera, z którą walczy zaciekle. Przy spotkaniach w gronie rodziny i bliskich Ich przyjaciół, wychodzi na wierzch spokój oraz pewna elegancja wpojona mu jeszcze za dziecka.
Wszystko jednak umyka w cień, gdy zamyka za sobą drzwi przedziału w pociągu. Właśnie wtedy pęka jedna z wielu masek, które uporczywie utrzymuje i pozwala sobie na czystą swobodę bycia, tak bardzo niedopuszczalną w rodzinnym domu. Skomplikowany na ileś sposobów, uśmiecha się pod nosem, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Nie próbuje przebić się przez otaczających go ludzi, świadom, że z czasem zostanie zauważony mimo wszystko i najczęściej właśnie tak się dzieje. Przeklęty perfekcjonista i pedant, który musi zawsze postawić na swoim, a przedmiot postawiony krzywo, będzie ciągle działał mu na nerwy, aż go nie ruszy. Niezbyt chętnie podchodzi do przesadnie pewnych siebie osób, karcąco zerka na arogantów, chociaż dobrze wie, że sam często taki właśnie jest. Ile w końcu razy usłyszał pod swoim adresem, że zachowuje się jak arystokratyczny dupek, najgorszą dla niego z obelg. Człowiek, który pomoże we wszystkim, mimo częstego zachowania jakby ledwo trawił towarzystwo otaczających go osób. Ciężko mu czasami przebić się przez mury, jakie sam budował dawniej wokół siebie, lecz z tygodnia na tydzień i miesiąca na miesiąc część z nich burzy, pozwalając, aby dawniej usłyszana opinia aroganta, zniknęła razem z nimi.
I mało kto jest świadom, że pod nienagannym wyglądem i nie raz ostrożnie dobieranymi słowami, kryje się człowiek, mający czasami zadatki na nowego psychopatę w świecie magii. Prawie nikt nie widzi jak spokojne, szare oczy wodzą leniwie za pewną osobą... za tym jednym istnieniem, które w chwili podchwycenia spojrzenia, budzi w lodzie kurwiki, nieukrywane zbyt szczególnie, a hamowany wiecznie gniew, znika.
Wszystko jednak umyka w cień, gdy zamyka za sobą drzwi przedziału w pociągu. Właśnie wtedy pęka jedna z wielu masek, które uporczywie utrzymuje i pozwala sobie na czystą swobodę bycia, tak bardzo niedopuszczalną w rodzinnym domu. Skomplikowany na ileś sposobów, uśmiecha się pod nosem, wodząc wzrokiem po otoczeniu. Nie próbuje przebić się przez otaczających go ludzi, świadom, że z czasem zostanie zauważony mimo wszystko i najczęściej właśnie tak się dzieje. Przeklęty perfekcjonista i pedant, który musi zawsze postawić na swoim, a przedmiot postawiony krzywo, będzie ciągle działał mu na nerwy, aż go nie ruszy. Niezbyt chętnie podchodzi do przesadnie pewnych siebie osób, karcąco zerka na arogantów, chociaż dobrze wie, że sam często taki właśnie jest. Ile w końcu razy usłyszał pod swoim adresem, że zachowuje się jak arystokratyczny dupek, najgorszą dla niego z obelg. Człowiek, który pomoże we wszystkim, mimo częstego zachowania jakby ledwo trawił towarzystwo otaczających go osób. Ciężko mu czasami przebić się przez mury, jakie sam budował dawniej wokół siebie, lecz z tygodnia na tydzień i miesiąca na miesiąc część z nich burzy, pozwalając, aby dawniej usłyszana opinia aroganta, zniknęła razem z nimi.
I mało kto jest świadom, że pod nienagannym wyglądem i nie raz ostrożnie dobieranymi słowami, kryje się człowiek, mający czasami zadatki na nowego psychopatę w świecie magii. Prawie nikt nie widzi jak spokojne, szare oczy wodzą leniwie za pewną osobą... za tym jednym istnieniem, które w chwili podchwycenia spojrzenia, budzi w lodzie kurwiki, nieukrywane zbyt szczególnie, a hamowany wiecznie gniew, znika.
-odautorsko-
[Nie spodziewałam się zobaczyć Dantego tutaj, jednak jest to zdecydowanie miły widok <3 Ta postać od samego początku mnie mocno intrygowała i nic w tej kwestii się nie zmieniło, dlatego mam nadzieję, że wśród nas odnajdzie wiele ciekawych wątków oraz szeroką możliwość rozwoju :) Baw się dobrze i zostań z nami jak najdłużej! Nie mam pomysłu na wątek, ale i tak do siebie zaproszę. Wspólnymi siłami zawsze się uda coś stworzyć :)]
OdpowiedzUsuńMathias R./Adam L./Luben G.
[Nienawidzę Cię. Po prostu Cię nienawidzę. Nawet nie wiesz jak bardzo. Tak - niech to będzie dla Ciebie odpowiedź, niedobry człowieku! ♥]
OdpowiedzUsuń[ Iście hipnotyzująca postać...Nie poznałam "pierwszej wersji" Kurtza, ale mam nadzieję, że tym razem będziecie się tutaj dobrze bawić! Życzę wielu ciekawych wątków i w razie chęci zapraszam do siebie :) ]
OdpowiedzUsuńAerys Barlow
[Oryginalnego Kurtza nie znamy, ale Dantego chętnie poznamy, bo intrygujący z niego pan! Mimo wszystko mają trochę z Lolą z wspólnego, choćby te irytujące krzywo postawione przedmioty, ach. :D Jak masz ochotę na wątek, to chodź, coś wymyślimy!]
OdpowiedzUsuńLola
[To nazwisko było do przewidzenia z tym imieniem. Wiedziałam, że je zmienisz!]
OdpowiedzUsuńhehe
[Nie wiem, czy powinnam się przyznawać, ale podglądałam, bo ta karta była zbyt dobra, żebym mogła przejść obok niej obojętnie, naprawdę genialnie napisana <3 Nie wiem dlaczego, lecz mam wrażenie, że hiena jako patronus bardzo do niego pasuje. Na moje nieszczęście ulubioną obelgą Addie jest właśnie arystokratyczny dupek, bywa stanowczo zbyt pewna siebie (choć momentami to tylko pozory), a pedantyzm Dante i chaos Addison kompletnie nie idą ze sobą w parze, lecz i tak musiałam wbić pod kartę, choćby po to, żeby przez chwilę się nim pozachwycać ;) Cześć, baw się dobrze, a jeśli Dante jakoś przetrwa to zamieszanie, które tworzy dookoła siebie mój złośliwy chochlik, to wpadaj, ja tam jestem chętna na wszystko xD]
OdpowiedzUsuńAddison Hallaway
[Nie wiem, czy Kay nadawałaby się do jakiejkolwiek poszukiwanej relacji, mimo to w razie czego zapraszam do Preston. Są z dwóch różnych światów, ale za obojgiem ciągnie się niewygodna opinia, więc może będą mieli jakąś szansę na dogadanie się.
OdpowiedzUsuńDante wydaje się być bardzo spójny w kreacji. Nie widziałam ani Clary, ani poprzedniej wersji Krutza, ale mam nadzieję, że powrót do niego to jest to, czego potrzebowałaś! :D]
Kayleigh Preston
[Witam, przychodzę szczerze zauroczona wyglądem karty. Doskonale trafia w moje poczucie estetyki. Sam Dante wydaje się intrygującą postacią i z pewnością jedna z moich postaci chciałaby poznać go bliżej. Z tym że po wzmiance o nieznoszeniu przesadnie pewnych siebie postaci nie wiem, czy nie uznałby za taką mojej Altair. Z kolei Valery'ego nieco niepokoi towarzystwo jednostek podobnych do Dantego. Nawet jeśli nie uda nam się nic ciekawego stworzyć, to mimo wszystko życzę ci dużo wątków i masy weny!]
OdpowiedzUsuńValery / Altair
[Sądzę, iż wygodniej nam będzie się dogadać na poczcie, ewentualnie gg :) lifenotfair2@gmail.com / 44148056 ]
OdpowiedzUsuńLuben G.
Nie zarejestrował momentu, kiedy pazury wbiły się w jego skórę. Nie towarzyszył przy tym żaden ból, czy nawet dyskomfort, mimo iż z ran po paru sekundach zaczęła sączyć się krew. Dopiero krótkie uważaj, kot! w formie okrzyku, które padło z ust towarzyszącego mu eks-Krukona, sprawiło, że się zatrzymał i znieruchomiał w pół kroku. W ostatniej chwili wycofał podeszwę buta, z trudem unikając zdeptania ogona i zerknął na błąkającego się między jego nogami czworonoga. Przełknął niesłyszalnie ślinę, od razu poznając zaklęte w małym ciele swoje emocjonalne przywiązanie. Widział go w tej formie tak wiele razy, że nie mógł go pomylić z innym przedstawicielem rasy kotowatych. Co tu robisz, Kurtz? Myślałem, że jesteś w Niemczech., chciał powiedzieć, ale w porę ugryzł się język, przypominając sobie, że nie jest sam. Ukucnął nieopodal Kurtza, a na wąskie usta wkradł się uśmiech, trochę tęskny, trochę niewyraźny, jakby nieobecny i całkowicie niepasujący do sytuacji.
OdpowiedzUsuń— Kici, kici — przywołał nań do siebie, lecz wątpił, że kuweciarz się posłucha, ale zaryzykował utraty palców i wyciągnął w jego kierunku jedną z dłoni. W niebieskich oczach tętniło rozbawienie, ale tliło się też coś zgoła innego. Tylko spróbuj mnie znów podrapać, Dan, tylko spróbuj. I w duchu przeczuwał, że nie spróbuje. Nie zaryzykuje szlabanu na seks, gdy wisiała nad nimi perspektywa spędzenia ze sobą ostatnich dziesięciu miesięcy w murach zamku. — Danny, znów uciekłeś pani Scarlet? — zapytał po chwili.
— Znasz tego kota, Mike? — wypalił jego towarzyszysz, ale przeciwieństwie do Mike'a nie przykucnął. Stał tam, gdzie stał, wpatrując się podejrzliwie w sierściuch, a Havoc pogratulował mu w myślach pozornej ostrożności, bo zapewne Kurtz w tej głupiej, prawie dziecinnej zazdrości nie omieszkałby zademonstrować na twarzy absolwenta Hogwartu swoich ostrych jak żyletka pazurów. Pieprzony pan i władca, który nie potrafił odzyskać kontroli nad własnym życiem.
— Znam — przyznał i wzruszył ramionami, układając w głowie przekonującą historyjkę, w którą być może sam by uwierzył. Pomyślał przez chwilę - ulatujące sekundy wykorzystał do przekonania kota do współpracy, by nie zachwiać swojej wiarygodności - aż wreszcie przypomniał sobie pewną tarą jędzę. W Cheddar pełniła rolę jego sąsiadki i nienawidziła wszystkich dzieci, a już zwłaszcza Mike'a. Uważała, że samotna kobieta nie powinna wychowywać dziecka, bo nic z tego dobrego nie wyrośnie. Nadal pamiętał satysfakcje wymalowaną na jej pomarszczonej twarzy, gdy przyłapała go jak na klatce schodowej palił papierosa. Havoc miał wtedy zaledwie dziewięć lat, a szluga dostał od klienta niczego nieświadomej Florence. Masz mały i zmiataj stąd. Wróć za dwie godziny, powiedział. Wtedy pierwszy raz Ślizgon skonfrontował swoje płuca z dymem, chociaż wcale nie umiał palić. Kaszlał jak opętany, co sprawiło, że wdowa wypełza ze swojej nory, zaciekawiona tym gruźliczym kaszlem. – Jego właścicielka jest głuchą staruszką. Jej mąż niegdyś prowadził interesy z moim ojcem, ale od kiedy zmarł, stara zamknęła się w swoim mieszkaniu i rzadko wychodzi. Na pocieszenia załatwiła sobie tego czarnucha, ale trzyma go pod zamknięciem, więc nic dziwnego, że ten wstrętny dachowiec ucieka, gdy tylko otworzą się drzwi — nakreślił z grubsza kocią sytuacje, epitet wstrętny wypowiadając ze szczególnym namaszczeniem.
Kłamał, choć nie za bardzo potrafił to robić. Nie chcąc by tym razem kłamstwo się wydało, celowo zrezygnowali z kontaktu wzrokowego ze swoim rozmówcą, mimo iż zazwyczaj takowy preferował. Wiedział natomiast, że bezbiałkowe ślepia zwierzęcia drwią z tej bajeczki. Havoc mrugnął do niego porozumiewawczo.
Współpracuj, cholero.
Znów przywołał do siebie kota, a kiedy ten wreszcie uległ jego urokowi osobistemu, a raczej czekoladowej żaby, którą wyciągnął z kieszeni, odwinął słodkość ze sreberka. W trakcie wykonywania tej czynności zerknął na starszego rok kolegę i uśmiechnął się do niego przepraszająco.
Usuń— Zaprowadzę go do niej z powrotem i spróbuję przemówić jej do rozsądku — rzekł. Uwolniona żaba odskoczyła od jego ręki, ale złapał ją zręcznie w palce. — Jest przewrażliwiona na punkcie swojej prywatności, więc pójdę tam sam — dodał, obracając czekoladę w palcach, by podrażnić się z kocurem.
— Pewnie — zgodził się niemal od razu, a jego głos brzmiał tak, jakby spadł mu kamień z serca, bo zapewne nie miał najmniejszej ochoty konfrontować się z wyimaginowaną staruszką. Havoc w zasadzie też nie.
Po krótkim do zobaczenia, każdy z nich poszedł w swoją stronę, chociaż właściwie Mike nigdzie nie poszedł.
— Mam nadzieję, że tym razem w ruch nie pójdzie nóż kuchenny — zażartował, zabierając kota na ręce. — Jak myślisz, pchlarzu? — zapytał, w tonie jego głosu pobrzmiewała ironia. Zerknął za siebie, by upewnić się, że sylwetka znajomego znikła i pokręcił głową z dezaprobatą. — Co ci strzeliło do łba, Dan? — zapytał, odstawiając znów kota na brukowaną kostkę. Nie spodziewał się, że Niemiec zawita w najbliższym czasie do Londynu. Był niemalże pewny, że do wakacji nie opuści rodzimej rezydencji, więc... Poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Wstał natychmiast, nie zwracając uwagi na krew, która sączyła się leniwie z naruszonej struktury skóry. W zasadzie zdążył zapomnieć o tych głębokich zadrapaniach, bo uświadomił sobie, że Kurtz pojawił się w Anglii pewnie ze względu na swoją narzeczoną. Nie zerknąwszy na kota, przemieścił się w kierunku pomniejszej uliczki, by schować się w cieniu wysokich budynków. Wziął głęboki oddech i spróbował się uśmiechnąć, ale zaraz złapał w zęby dolną wargę. Nie lubił demonstrować swoich słabości. Naprawdę ich nienawidził.
[Ależ jest. Dla Kurtza XD]
[W zasadzie Addie jeszcze nie dorobiła się żadnego wroga, dlatego cicha wojna jak najbardziej nam odpowiada <3 Tak trochę sobie kombinowałam, że skoro Dante należy do Klubu Pojedynków to prawdopodobnie lubi zaklęcia, prawda? A skoro lubi zaklęcia to być może byłby zainteresowany praktykami wakacyjnymi w Banku Gringotta, gdzie mógłby się nauczyć łamania zaklęć? Oczywiście ten staż załatwiłby mu nie kto inny jak sama Addison, która latałaby za ojcem i prosiła, by ten przyjął Kurtza. A moje dziewczę usilnie próbowałoby wepchnąć na ten staż Dantego, bo ten, jak przystało na jej wroga, postanowił ją zaszantażować. Pasowałoby ci coś takiego? ;) Bo wtedy możemy pokombinować, że Addie towarzyszyłaby ojcu podczas sprawdzania i wzmacniania sieci ochronnej Banku, wtedy w środku byłoby niewiele innych osób, a tu BUM, jakiś napad, zostają odcięci od świata zewnętrznego i trzeba sobie jakoś radzić, gdy sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna, a nawet zmusić ich do współpracy. Co o tym sądzisz? Jeśli ci nie pasuje, będziemy myśleć dalej!]
OdpowiedzUsuńAddison Hallaway
[Bardzo dziękuję za powitanie! Myślę jednak, że Anna nade wszystko pragnie zachować anonimowość i swoją tajemnicę w sekrecie. A wiadomo, że sekret przestaje nim być, jeśli choć jedna osoba go poznaje... :D Ale! Jeśli szukasz narzeczonej z przymusu, to może panna Elwyn się nada?]
OdpowiedzUsuńANNA ELWYN
[Może trochę szkoda, że jest bardziej zrównoważony? Ja tam zawsze lubiłam takie postacie, pewnie dlatego, że sama nie potrafię takich prowadzić.
OdpowiedzUsuńCześć! Mam nadzieję, że z Dante znajdziesz tę nić porozumienia. Baw się dobrze! W razie czego zapraszam do siebie :)]
Vincent Macnair // Priscilla Blackbird // Francesca Manzoni
Nieświadomie zacisnął mocniej zęby na wardze, czując pod nimi metaliczny posmak krwi. Spójrz w lustro Mickie i powiedz, że ci nie zależy na tym palancie usłyszał złowieszczy szept w swojej podświadomości i zadrżał ledwie dostrzegalnie. Poczuł się tak jakby ktoś wbił mu zimny sztylet prosto w serce. Jedna z dłoni mimowolnie powędrowała w kierunku lewej piersi. Poczuł opuszkami jego uderzenia i zalała go fala ulgi, bo jednocześnie pozbył się tego nieprzyjemnego wrażenia.
OdpowiedzUsuńOdetchnął głęboko. Jego ranek zawsze składał się na trzy rzeczy. Poranną toaletę, w trakcie której szeptał w swoje odbicie w przezroczystej tafli, że wcale mu nie zależy na człowieku, z którym sypiał od niecałego roku, papierosa (lub dwóch, zależności od samopoczucie) i kawy. Mocnej kawy bez dodatku w postaci cukru czy mleka. Nie musiał nawet jeść śniadania. Ważne, że wypił kawę i czuł się nowo narodzony.
Czując na swoim karku znajomy, ciepły, niemal parzący go w skórę oddech, wreszcie wezbrał w sobie wystarczająco dużo odwagi i odwrócił się twarzą do jego właściciela. Spróbował zapanować nad rytem serca i mimiką twarzy. Wymusił na sobie uśmiech, delikatny, nieco sardoniczny kącikowy uśmiech, który wszedł mu w krew. Był dobrą przykrywką, ale jednocześnie wiedział, że Niemiec nie nabierze się na taką tanią sztuczkę. Uodpornił się już dawno, a właściwie przejrzał go na wylot. Skrzywił się nieco, gdy został przyparty do muru, ale w zasadzie nawet nie próbował mu się wyrwać. Dan górował nad nim wzrostem i mięśni też miał trochę więcej. Wykorzystał tę okazję i przyjrzał się z bliska ukochanej twarzy; targała nią złość, zazdrość i coś czego Havoc nie umiał ubrać w odpowiednie słowa, a może najprościej świecie nie chciał szukać żądnego epitetu, by nadać temu właściwą nazwę. Niemalże od razu zauważył, że skóra Kurtza była nieco opalona. Najwyraźniej w szwabskiej ojczyźnie pogoda dopisywała; dla mieszkańców wysp nie była aż tak łaskawa. Kostka brukowa nadal była wilgotna od deszczu, który rozlazł się rano i puścił dopiero przed samym południem. Teraz słońce nieśmiało przebijało się bez gęste, a na szczęście białe obłoki.
W odpowiedzi na lekki pocałunek, westchnął Kurtzowi prosto w usta, powstrzymując się przed odwzajemnianiem tego gestu z nawiązką. Wolał nie pobudzać libido tego typa, bo wiedział, że zadziwiająco łatwo przekraczali pewne granice intymności. Po chwili z jego gardła wydobył się cichy, niekontrolowany chichot. Oddech Kurtza łaskotał go w szyję i nie mógł się przed tym powstrzymać, a jednocześnie próbował pohamować pożądanie, które się w nim nagle zalęgło. Spoważniał dopiero, kiedy Niemiec wyznał mu prawdę. Złapał w palce delikatnie jego podbródek i przejechał kciukiem po jednym z policzków kochanka. Uścisk szybko zależał. Opuścił ramiona wzdłuż ciała.
— Kiedyś skoczycie sobie do gardeł i się pozabijacie — ocenił krótko, bo wiedział, że Dan bardzo często sprzeczał się z despotycznym ojcem, który rządził w domu żelazną ręką; obaj mieli silne charaktery. Pieprzeni samce alfa. Musnął go w kącik ust i nie powiedział nic więcej. Nie czynił z tego powodu Kruztowi reprymendy. Nie miał ku temu odpowiednich kompetencji. Sam miał problem, by powiedzieć nie swojemu z ojcu, więc w duchu podziwiał Dana, że przeważnie stawiał na swoim. Przeważnie. W kwestii narzeczonej było inaczej, ale Havoc nigdy nie ciągnął tego tematu. Wolał nie naciskać, by Dan zerwał zaręczyny.
Nie zaprotestował, gdy Niemiec się odsunął, chociaż poczuł lekkie ukłucie rozczarowanie, gdy ciepłota drugiego ciała szybko przemieniła się przed chłód londyńskiego lata, ale chyba tak było lepiej. Miał wrażenie, że zaraz hormony przezwyciężał rozum i zaczną się kochać w tej małej, ciasnej uliczce, a musieli być ostrożni.
Wyjął z kieszeni pogniecioną paczkę papierosów, otworzył nań i przeliczył jej zwartość. Działał nie pośpieszenie, kątem oka zerkając na Kurtza, który nie lubił przedłużającego się w nieskończoność milczenia. Wreszcie ujął w palce swój nałóg i wsunął go w usta. Zacisnąwszy zęby na filtrze, schował kartonowe pudełko z powrotem na pierwotne miejsce, grzebiąc w drugiej kieszeni za zapalniczką. Końcówka papierosa zasyczała ledwo słyszalnie, gdy zajarzyła się i wtem się zaciągnął. Potrzymał na dłużej dym w płucach, przymykając na chwilę oczy. Konsultacja z tytoniem zawsze reperowała nerwy, ale też pozwalała mu się skupić. Zerknął na wzroki, które ukształtowały się na bezwietrznym powietrzu, gdy w końcu wypuścił siwe opary z nosa. Odjął z ust papierosa.
Usuń— Dan. — Zerknął Niemcowi prosto w oczy, a na ustach ukształtował się grymas pełniący nieskładną parodię uśmiechu. — Będziesz musiał przełknąć obecność tego i d i o t y w moim życiu, bo pełni w nim rolę mojego pełnoprawnego chłopaka —oświadczył śmiertelnie poważnie, chociaż powieki mu zadrżały i miał ochotę zaśmiać się Danowi prosto w twarz. Kłamał jak z nut, ale nie lubił jak Kurtz traktował go jak swoją własność, rzecz. Nigdy nie miałeś i będziesz posiadał nade mną żadnej kontroli. Oswoi się z tą myślą, Dan, wysyczał w myślach. Ponownie włożył skręta do warg i znów się zaciągnął. Podejrzewał, że Kurtz zaraz skonfrontuje swoją pięść z jego nosem, ale chwilowo mu to nie przeszkadzało.
[Super, cieszę się, że ten pomysł ci odpowiada! W takim razie mogłabym cię ładnie poprosić o zaczęcie? <3]
OdpowiedzUsuńAddison Hallaway
[Uła, ale kłuje. Ale to nic, bo to bardzo dobrze napisana postać, moim zdaniem. Czy tylko ja nie umiem stworzyć nic spójnego? -.-'
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak cieszę sie, że Oliver zdobył Twoją sympatię, jest nam niezwykle miło. Co do wątku to chętnie, tylko jedyne co przychodzi mi do głowy to niezbyt sympatyczna relacja. Z drugiej strony może nie musimy iść w jakąś totalną niechęć, biorąc pod uwagę fakt, że Johnson czuje się jak wyba w wodzie wśród Ślizgonów, a z Gryfonami trzyma się tylko właściwie z powodu tego, że po prostu Tiara tak wybrała i nie ma się co z tym kłócić. Gdyby coś, zapraszam na maila, może uda się coś dogadać, a jeśli nie to życzę super wątków i dziękuję za odwiedzenie mnie! ;)]
Oliver
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZnajdziesz sobie kogoś lepszego.
OdpowiedzUsuńTwarz Havoca pod wpływem tych słów wykrzywiła się w paskudnym grymasie, który niemal w stu procentach upodobniał go do Nicolasa. Bez ostrzeżenia dał Kurtzowi pstryczek w nos w ramach kary za mówienie od rzeczy. Na świecie chodziło milion razy lepszych w obyciu ludzi od Dana, ale nigdy przez myśl mu nie przeszło, by zamienić go na lepszy model.
— Głupio gadasz, Dan. Gdybym cię nie chciał, nie zadawałbym sobie tyle trudu, by ukryć nasz związek przed całym światem i już dawno rzuciłbym cię w cholerę, nie czekając aż wykończy cię twój własny ojciec — mruknął, nieco naburmuszony tą insynuacją. Nie wyobrażał sobie, że Niemca mogłoby zabraknąć. Na samą myśl o tym, że to ich ostatni rok ze sobą przepełniało go rozczarowanie i ukłucie zazdrości w piersi. Nie chciał marnować tego czasu na głupie, niczym nieuzasadnione sceny zazdrości. Kochał tego palanta, chociaż takie wyznanie nigdy nie ujrzało światła dziennego, ale wiedział, że nie musiało. Dan powinien być pewny tego uczucia. Byli ze sobą szmat czasu, chociaż rok z kawałkiem nie jest imponującą liczbą, jednak Mike miał wrażenie, że upłynęły wieki odkąd stali się sobie bliscy. Nawet jeśli ich związek został zapoczątkowany namiętnym seksem w szatni koło stadionu, mimo iż paradoksalnie ani jeden, ani drugi nie grał nigdy w qudditcha w zielono-srebrnych barwach. Ot, po prostu rozpadał się deszcz i obaj wpadli na ten sam pomysł, żeby tam przeczekać ulewę. — Poza tym nikt nie powiedział, że to jemu kibicuję. — Wbił stanowcze spojrzenie w szare ślepia Niemca i na potwierdzenie swoich słów pokręcił głową z dezaprobatą, ale nie powiedział na ten temat już nic więcej.
Nienawidził, gdy Kurtz dopatrywał się jego zdrad na każdym kroku. Mike był przewrażliwiony na tym punkcie i trochę przesadzał, ale znał zbyt dobrze źródło swoich uprzedzeń, by się nimi nie przejmować. Florance była dziwką, więc Harriet czasem dopatrywała się tego samego w bękarcie swojego męża. Nie miał jej tego za złe; zdrada pewnie ją mocno skrzywdziła, ale nie chciał, by Kurtz patrzył na niego w ten sam sposób, bo nigdy nie dał mu ku temu żadnych powodów, a to, że z wieloma osobami rozmawiał i czasem się do nich uśmiechał, utrzymując z nim przyjazne stosunki, nie było równoznaczne z tym, że sypiał z połową Hogwartu. Gdyby Dante nauczył się odróżniać takie rzeczy, ich życie byłoby zdecydowanie prostsze, a liczba kłótni, którą inicjował przez swoją zazdrość i mentalność psa-ogrodnika, spadłaby do zera. Nie można mieć jednak wszystkiego; Mike był tego boleśnie świadom.
Przymknął powieki, czekając aż cios nadejdzie. Zaciągnął się w celu dodania sobie otuchy przed konfrontacją policzka z szorstkimi knykciami Dana, ale on najwyraźniej rozmyślił się w porę. Havoc otworzył oczy, gdy usłyszał huk. Sam czasem walił dłonią w ścianę, więc znał ten dźwięk aż za dobrze. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło po tym i w pierwszej chwili miał chęć na protest, ale nie dano mu na to szansy. Kurtz umiejętnie zamknął ich usta w pocałunku, a Havoc odwdzięczył się tym samym, jedną z dłoni zakleszczając na jego płaszczu, by przyciągnąć go ku sobie bliżej. W duchu pogratulował mu dobrej decyzji, bo w ten oto dość przyjemny dla nich obu sposób zażegnali dyszący im w kark konflikt. Czując na swoim pośladku dłoń kochanka, westchnął cichutko i od razu zapomniał o brutalnie odebranym mu papierosie.
— Wynająłeś jakiś pokój w Londynie? — wysapał po chwili na wydechu, marnując swoją przerwę na oddech. Wiedział, że Dante szybko pojmie znaczenie tego pytania, a potem, nawet nie czekając na odpowiedź, znów go pocałował, zaciskając zęby na dolnej wardze, badając nimi znajomą strukturę. Jedynym idiotą, z którym chciał być, stał przed nim i nic w tej kwestii się nie zmieniło, choć takowy stan rzeczy utrzymywał się już bardzo długo. Kurtz miał paskudnego pecha i okropny gust, ale te wady zdążył mu już wytknąć na samym początku ich romansu.
Havoc
[Z całym szacunkiem dla umiejętności Niemca, ale obawiam się, że nie miałby żadnych szans z panem Winrose’m. Dzieciak musi się jeszcze wiele nauczyć. :D]
Też pamiętał, jak ojciec Kurtza i Nicolas spotkali się w przelocie na ulicy Pokątnej. Ani jednej, ani drugi nie był tym faktem zachwycony, dodatkowo Mike odniósł wrażenie, że jego ojciec był niezwykle zburzony jak na kogoś, kto nigdy przesadnie nie demonstrował swoich emocji w większym gronie. Prawdę powiedziawszy od śmierci Florance nigdy nie widział Corvena w takim złym humorze, który potem utrzymywał się cały dzień i nie opuścił go nawet na sekundę, mimo iż Harriet próbowała przemówić mu do rozsądku i rozweselić swoją grą na fortepianie, ale wybór przez nią granych kompozycji nie służyły ku temu. Zirytowany Nicolas oświadczył, że chce zostać sam i zamknął się w swoim gabinecie. Havoc nie wiedział co było potem, bo wrócił do swojego pokoju, by zapalić i wziąć prysznic. Przeciwieństwie do własnego ojca był wówczas w szampańskim nastroju, gdyż w tamtych chwilach jego sympatia do Kurtza powoli kiełkowała i wznosiła się na wyżyny, więc każdy kontakt wzrokowy pobudzał motylki w brzuchu i wprawił w drżenie serce. Chociaż wtedy nie zdawał sobie z tego sprawę, był jak zakochana nastolatka, która przeżywała swoje pierwsze zauroczenie i niewątpliwie Dan takim był. Nigdy wcześniej, ani później w nikim się nie zadurzył, lecz pewnie bezpieczniej byłoby znaleźć sobie inną miłostkę, a nie wplątywać się w związek, który nie miał właściwie żadnej racji bytu. Jednak, zanim dobrze to przemyślał, rozważając wszelkie za i przeciw, był już po uszy zakochany i nie potrafił się odkochać, mimo iż rzecz jasna próbował to uczynić. Niewiadomo kiedy Dante Kurtz stał się jedną z najważniejszych osób w jego życiu i nie potrafił zająć myśl nikim innym.
OdpowiedzUsuń— Nie do wiary, w końcu panicz Kurtz się uśmiechnął. Powinniśmy to zapisać w kalendarzu i każdego roku celebrować jako prywatne święto — mruknął nieco ironicznie, ale zdecydowanie wolał Niemca w takiej wersji, niż wiecznie zdołowanego i naburmuszonego, doszukującego się na każdym kroku zdrady. — I jasne, że ci kibicuję. Zawsze będę — dodał, a tym razem jego wargi musnęły szybko i niedbale skroni Dana, który podchodził bardzo krytycznie do samego siebie. Mike był niemal pewny, że we własnym domu też znalazłby kilku zwolenników, ale nie powiedział na ten temat nic więcej, by nie psuć atmosfery między nimi. Jedną z niego nielicznych, dość pozytywnych i udanych cech była umiejętność trzymania języka ze zębami, mimo iż czasem aż a bardzo go korciło, by go użyć i dobić nim słownie „leżącego”.
Havoc przyjrzał się Kurtzowi uważnie jak antykowi w muzeum, nie tłumacząc się ze wcześniejszego pstryczka w nos. Kątem oka zerknął na papierosa w jego palcach, rejestrując moment jego konfrontacji z podłożem, ale nie powiedział nic na ten temat, mając zajęte usta większą przyjemnością niż nikotyna. Odwzajemnił zapalczywie każdy mniejszy i większy pocałunek, angażując się w to o wiele bardziej, niż w cokolwiek innego na przestrzeni paru miesięcy. Chociaż nigdy nie powiedział Niemcowi, że bardzo mu na nim zależy, też nigdy to przed nim nie ukrywał. Dawał mu to do zrozumienia na każdym kroku, choć wtedy najczęściej szły w ruch aluzje, bo nie potrafił ich zastąpić żadnym znanym słowem. K o c h a m C i ę wydawało się zbyt prozaiczne i nie pasujące do charakteru ich miłości, lecz z pewnością było adekwatne z uczuciami, które żywił do Dana.
Zmarszczył lekko nos, gdy został mu wypomniany papieros i zamiast powiedzieć coś pokroju jesteś przecież od niego ważniejszy, jak zawsze poszedł okrężną, bardziej pasywną drogą.
— Jego strata jeszcze do mnie nie dotarła, ale najwyraźniej bardzo chcesz, bym zaczął na ciebie warczeć z tego powodu — odparł z udawaną powagą, ale takowa szybko przerodziła się w rozbawieniu po napotkaniu spojrzenia Kurtza. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i świadomie przygniótł podeszwą buta leżącego na kostce brukowanej papierosa, który nadal się tlił wątłym dymem. Dan był najprawdopodobniej jedyną osobą mogącą skutecznie wyprowadzić go z nałogu, a przynajmniej zaszczepić w nim stan zapomnienia o takowym na okres nawet paru godzin. W jego obecność chęci na konsultacji płuc z dymem gdzieś się ulatniała, gdy cała koncentracja skupiała się na sylwetce zaborczego Niemca.
UsuńPo jego wyznaniu przez twarz Havoca przeszedł niewyraźny grymas rozczarowania, jednak szybko zależał po pojawieniu się nowej perspektywy, nawet jeśli wszelkie przyjemności z nimi związane musieli odłożyć na dzień jutrzejszy.
— Mam przyjść i zapełnić pustą przestrzeń w tym dużym mieszkaniu? — zainteresował, chociaż miał nadzieję, że uzyska odpowiedź twierdzącą.
Nie pozostał mu dłużny i też złożył na jego wargach przelotny pocałunek, ale szybko się od nich oderwał, bo do jego uszy doleciały głosy z ulicy obok, a wolał nie kusić losu. Nie przeszkadzało mu to, że ich związek był utrzymywany w tajemnicy przed całym światem. Romans z Kurtzem był chyba jednym sekretem, jaki posiadał. Bardzo dobrze zbilansowanym sekretem.
Havoc
[O, dziękuję! <3 Jasne, jeśli o mnie chodzi, to jak najbardziej mogą się znać. W sumie są z jednego Domu, toteż o ewentualne punkty zaczepienia będzie dosyć łatwo, jak mniemam. C:]
OdpowiedzUsuńMyra Blythe
- Hej, szlamo! - wracał właśnie ze szlabanu w lochach, który profesor Rathman wlepiła mu po ostatnich Eliksirach, kiedy to prawie wysadził w powietrze całą pracownię.
OdpowiedzUsuńCo prawda na SUMach udało mu się otrzymać stopień Powyżej Poczekiwań, ale nie oznaczało to wcale, że wiedza Olivera z tego przedmiotu poprawiła się od tamtej pory. Chodził na Eliksiry, chociaż zupełnie nie wiedział do czego mu to potrzebne, a dodatkowo profesor Rathman nie omieszkała wytknąć mu jego braków przy całej klasie, używając przy tym dość ostrych słów, wlepiając mu szlaban i odejmując Gryfonom punkty za jego niefrasobliwość.
Gryfon był zmęczony szorowaniem kociołków i wściekły, bo spóźnił się przez to na kolację, a zajadanie głodu słodyczami przed snem, zawsze kończyło się potwornym bólem żołądka rano. Miał więc przed sobą wizję pójścia spać na głodnego, co zdecydowanie nie wpływało pozytywnie na jego nastrój. I jeszcze ci przeklęci Ślizgoni, którym po sześciu latach wcale nie znudziło się wyrzucanie mu w twarz statusu jego krwi. Którym nie znudziło się dostawanie za to po głowie. Którzy zdecydowanie nie ogarnęli, że on sobie nic już z tego nie robi. Czasy, kiedy wypłakiwał się z tego powodu w rękaw Havoc’a, minęły bezpowrotnie.
Westchnął cierpiętniczo, odwracając się do grupki pięciu wychowanków domu Salazara, jednocześnie wyciągając z tylnej kieszeni jasnych dżinsów swoją różdżkę. Podniósł na nich zmęczone spojrzenie, dostrzegając ich zdecydowanie zbyt cwaniackie uśmiechy. Cóż, nie oszukiwał się. Mógł być jednym z lepszych w Klubie Pojedynków, ale nawet on nie był na tyle cwany, by stawić czoło pięciu idiotom i wyjść z tego całkiem bez szwanku.
Pierwsze zaklęcie świsnęło mu koło głowy, rozbijając kawałek ściany tuż za nią, a odłamek drasnął go w ucho. Oliver zacisnął mocniej palce na różdżce, czując jej uspokajającą twardość. Kolejne zaklęcie odbiło się od niewerbalnie postawionej tarczy. Oliver przechylił lekko głowę raz w prawo, raz w lewo, nie spuszczając wzroku z coraz bardziej wkurwionych Ślizgonów. Wiedział, że jeśli zaczną atakować równocześnie, nie zdąży odbić wszystkich zaklęć, nie kiedy był tak wykończony i nie kiedy był sam. Zresztą czuł, że przed chwilą postawiona tarcza, wcale nie była najlepszą na jaką mógł sobie pozwolić. Brakowało mu koncentracji i opanowania. Każdemu by zabrakło, gdyby czyścił kociołki bez użycia magii przez ostatnie cztery godziny.
- Merlinie, że wam to się nigdy nie znudzi... - wymamrotał, uchylając się przed kolejnym zaklęciem, wycelowanym w jego stronę, w zamian wypuszczając całkiem przyzwoite Expulso, które miotnęło jednym ze Ślizgonów o ścianę.
To co nastąpiło później można było w skrócie opisać jako mieszaninę wykrzykiwanych inkantacji, feerię barw im towarzyszących oraz kilku zniszczonych posągach i dziurach w ścianie. Oliver wylądował boleśnie pod ścianą, krwawiąc z nosa. Na udzie czuł wykwitającego potężnego krwiaka, ledwo co łapał oddech i chyba miał złamane dwa palce lewej ręki. Pocieszał się tym, że Ślizgoni nie wyglądali lepiej, chociaż dwóch z nich właśnie podnosiło się z podłogi, zmierzając w jego stronę z wyciągniętymi różdżkami.
Wtedy właśnie do ich uszu dobiegł dźwięk zmierzających w ich stronę kroków, a w końcu korytarza zamajaczyła jakaś wysoka sylwetka, której Oliver nie potrafił rozpoznać poprzez zamazany wzrok. Łzawiły mu o czy, a nos bolał jak siedem nieszczęść. W uszach szumiała adrenalina, w dodatku był nieco ogłuszony przez raban jaki zrobiły zaklęcia rzucane koło jego głowy, co skutecznie uniemożliwiało zidentyfikowanie właściciela głosu, który coś chyba mówił, albo Oliver miał już omamy z wyczerpania.
Oliver Johnson
[Mam nadzieję, że to się nadaje do czegokolwiek...]