Victoire Weasley
DWUDZIESTOJEDNOLETNIA CZAROWNICA — STAŻYSTKA TRANSMUTACJI— EGIPT, FRANCJA, DUMSTRANG— ZŁAMANE SERCE POSKŁADANE PRZEZ NIEGO— MIESZKANIE W HOGSMEADE — WAKACJE W HOGWARCIE — FASCYNACJA ZWIERZĘTAMI — KRÓLOWA LODU — HRABIA — WIELE NIESPEŁNIONYCH MARZEŃ I PORZUCONYCH AMBICJI — WYKLĘTA PRZEZ RODZICÓW — JUŻ NIE TAK SAMOTNA Kiedy krople deszczu obmywają szybę, ona patrzy. Z rozmyślań wyrwać ją może jedynie dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wtedy skłonna jest do odrzucenia swojego spokojnego zakątka, i odejść od okna. Na boso zmierza do drzwi i czeka, aż otworzą się przed nią, wpuszczając do dusznego mieszkania trochę chłodnego powietrza. Nie uśmiecha się, gdy mija ją w progu, zdejmuje buty i wchodzi w głąb mieszkania. Dopiero, gdy rozpościera się na kanapie okazuje mu nieco ciepła. Oplata jego szyję dłońmi i składa krótki pocałunek na policzku. Nie trwa to jednak długo – zaraz wstaje i wraca do swojej samotni. Usadowiwszy się na obitym poduszkami parapecie zagłębia się w swój mały, piękny świat, gdzie nikt nie może zabronić jej marzyć o lepszym jutrze. Nie zauważa, gdy siada za nią i odgarnia jej włosy na jedno ramię. Kiedy jego usta odnajdują delikatną skrę szyi wzdryga się. Pozwala mu na śmielsze ruchy. Tylko przez chwilę. By poczuć cokolwiek. Niezrażony jej chłodem kontynuuje, ale do czasu. Ostatecznie odchodzi zostawiając ją samą. Taki mają rytuał. Niezmienny od roku. Wcześniej było inaczej. Uśmiechała się. Mówiła. Starała się trzymać rzeczywistości sporadycznie uciekając do swojej małej klitki. Żyła z nim i dla niego. Ale to przeminęło. Paradoksalnie życie dla niej toczyło się dalej, choć w środku umarła. Powinna przestać czuć, a czuła sto razy mocniej. Tylko jej twarz została taka sama, obojętna jak maska. Ostatnie lata zmieniły ją. Mało kto zdaje sobie sprawę ile rzeczy spadło na jej wątłe ramiona. Zaraz po zakończeniu szkoły wyjechała na rok do Francji. Gdy wróciła bez słowa wyprowadziła się od rodziców i zamieszkała na swoim. Bez ich wiedzy wróciła do Hogwartu, tym razem jednak jako stażystka. Jeszcze większym zaskoczeniem, był wybrany przez nią przedmiot - transmutacja. Nie wiedzieć kiedy stała się inna, oziębła i wyalienowana. Po promiennej Tori pozostało jedynie wątłe ciało, które dzień w dzień przemierza szkolne korytarze z nadzieją na jak najszybszy koniec. Czego? Wszystkiego. Jestem html-owym ułomem. Rozpisuję się, ale nie oczekuję tego od innych, także nie martwcie się :) Szukamy panów, o których mowa w historii, przyjaciółki, mentora i duszyczki, coby ją od czasu do czasu wyprowadziła z równowagi, miłości, dramy, zdrady, wybuchów i śmiechów! Buzia Imogen Poots, wątki 3/4 Lupin, Winrose, Deucent |
[Pomiędzy klejeniem odpisu dla Bernie przychodzę pogratulować nowej postaci. Takiej depresyjnej Tori to chyba nikt się nie spodziewał, ale hej, blogaski są po to, żeby się artystycznie wyżywać na swoich postaciach ;D. Bawcie się dobrze!]
OdpowiedzUsuńNico
[Hej! Ciekawi mnie co się takiego stało w jej życiu i ile się tych czynników uzbierało, że przytłoczyły ją i tak bardzo się zmieniła. Nie wiem, czy któryś mój dzieciak się nadaje do jakiegoś powiązania, ale i tak zapraszam do siebie c:]
OdpowiedzUsuńDeucent Faradyne/Aleister Sheeehan
[Ojej, faktycznie Tori jest trochę depresyjna. Ciekawi mnie również co się stało, że straciła swoją... radość życia? Że już się nie uśmiecha.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w prowadzeniu owocnych wątków i w wytrwaniu z drugą postacią ;)]
Oliver Johnson
[Witam serdecznie małą Viki! Ostatnio mam takie urwanie głowy, że nawet nie mam czasu nadrobić zaległości w formie nowych kart i postaci.
OdpowiedzUsuńPropozycja, którą pozostawiłaś pod KP Alastaira niesamowicie przypadła mi do gustu i, jeśli jest nadal aktualna, to zaklepuje ją dla Winrose'a! Kiedy tylko wrócę z urlopu - w granicy 18 - z największą przyjemnością omówię szczegóły, gdyż nie ukrywam, że chodzi mi po głowie konkretny pomysł jak to pokładać, by te powiązanie miało ręce i nogi, i podstawę, by istnieć. ;)]
Winrose
[Rozmyślałam nad tym co mi zarysowałaś i umyśliłam coś takiego: Victorie, będąc jeszcze w szkolnych murach mogła czasami brać na siebie karę za Deucenta i vice versa. Dodatkowo przewijało się tam coś na zasadzie: coś za coś, pewnie niewinnie, jak słodycze czy coś w ten deseń, niemniej dobrze się dogadywali mimo wszystko. Może twoja pani traktowała Faradyne’a jak młodszego brata. Teraz faktycznie dałoby się wrzucić ich w kłopoty — Deucent popala papierosy mugolskie i ma też ostrą tendencję do pyskówek, ale to uwarunkowane jest przez jego przeogromne ego i poczucie własnej zajebistości. Victorie, będąc z jakimś nauczycielem, mogłaby go zatem przyłapać na nocnej schadzce z pewnym Gryfonem albo pod po, mógłby być pod wpływem — dajmy tutaj powód: wygrany mecz Krukonów np., a tu musiałaby mu wlepić karę, pomijając osobiste sympatie. Deucent miałby jej to za złe, bo jak to tak? Ona wlepia karę JEMU? Gdyby kazała mu zajmować się przesadzaniem roślin w szklarni, a on jest leniem w całej swojej okazałości, niechętnym do współpracy, to byłoby całkiem zabawne i obstawałabym za tym. Co Ty na to? c:]
OdpowiedzUsuńDeucent
[Będzie! Daj mi chwilkę. Po urlopie nie do końca się ogarnęłam. Jutro podeślę maila, bo oczywiście okazało się, że zapomniałam swój pierwotny zamysł na ich relacje, ale w głowie kreuje mi się już coś nowego. :D]
OdpowiedzUsuńAlastair
[Paskuda i jej cudowny zapłon ponownie się kłaniają <3 Skoro Transmutacja, to nic innego mi nie pozostaje jak zaprosić ją do Adama :D Baw się dobrze!]
OdpowiedzUsuńAdam Lebiediew/Mathias Rathmann/Victor Ward (machający łapką jeszcze ze szkiców)
[Wybacz za taki poślizg, ale moje życie można określić tytułem "jeszcze to, jeszcze tamto<" i ciągle mi coś wypadało, krzyżując plany. W zasadzie chodziło mi po głowie, żeby Trina była świadkiem spadku formy Alastaira przez tę przeklętą klątwę. To zapewne zbliżyłoby ich do siebie na tyle, by utrzymać relacje w szkole, bo on generalnie ukrywa jej istnienie przed całym światem, więc pewnie panna Weasley będzie jedyną osobą w zamku - oprócz Dyrektora - która będzie miała o niej pojęcie. Oczywiście tutaj możemy jeszcze coś dorzucić, bo to zaledwie zarys. + Wszystko, co ty zaproponowałaś wchodzi do tej relacji, bo nie mogę sobie tego odmówić. ;d]
OdpowiedzUsuńAlastair
PS Jeszcze raz przepraszam za te opóźnienie.
[Podoba mi się ta depresyjna Tori i chętnie nieco bym ją rozweseliła. Napisz do mnie white.ring.nenya@gmail.com dogadamy się co do Lupina. ;)]
OdpowiedzUsuń[Super, cieszę się, że się podoba! Ustalamy coś jeszcze do tego czy dzielimy się tym na kogo spada konieczność zaczęcia? :D]
OdpowiedzUsuńDeucent
[Śmiało zaczynaj, będę niecierpliwie wypatrywać! <3]
OdpowiedzUsuńDeucent
Stojąc przed bramą prowadzącą do Hogwartu i wpatrując się w ogromny zamek, Teddy poczuł się prawie tak samo, jak kiedy pierwszy raz stanął przed dorosłym smokiem: przeraźliwie malutki i nic nieznaczący. Ostatni raz widział to miejsce dobre pięć lat temu i zdążył zapomnieć, jak ogromy był Hogwart i ile w sobie mieścił zakamarków, których Teddy'emu nigdy nie dane było poznać. Dziwnie się czuł, przyjeżdżając tutaj na własną rękę, a nie jak co roku ekspresem Londyn-Hogwart, wraz z tłumem uczniów, ale najwidoczniej takie były uroki pracy w tej szkole — wszyscy nauczyciele i stażyści poproszeni zostali o pojawienie się dwa dni przed oficjalnym rozpoczęciem roku szkolnego, by w spokoju omówić parę najważniejszych kwestii.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz, gdy przekraczał mury Hogwartu, w pełni dotarło do niego, że będzie uczył. Wcześniej jedynie śmiał się wesoło, żartując, że jeśli przeżyje ten rok, to przeżyje wszystko, ale teraz perspektywa pierwszych zajęć przestała być tak odległa — już za trzy dni miał asystować na pierwszej lekcji i nie czuł się ani trochę gotowy.
Rozglądał się z ciekawością po korytarzach, gdy woźny prowadził go do przeznaczonego dla niego pokoju, i zmarszczył nieco brwi, gdy na drugim piętrze skręcili w niewielki, boczny korytarz (to takie miejsce w ogóle istniało?). Najwidoczniej stażyści dostawali pokoje w jakiejś zapomnianej przez uczniów dziurze, bo Teddy mógłby przysiąc, że nigdy nawet nie zwrócił uwagi na ten niewielki korytarzyk. Cóż, przynajmniej mógł mieć pewność, że żaden nadaktywny uczeń z tendencją do łamania regulaminu nie zakłóci mu spokoju.
Początkowo planował się rozpakować i dopiero wtedy wyruszyć na zwiedzanie zamku, ale pokusa była zbyt silna — rzucił więc rzeczy w kąt i wyszedł z pokoju. Bardziej wiedziony instynktem niż faktycznym planem przeszedł się po wszystkich miejscach, które upatrzył sobie przez siedem lat nauki. Nie było tego dużo, ale każde miejsce miało swoją własną, wyjątkową historię i przywoływało miłe wspomnienia.
Wieża z zegarem zdecydowanie była jego ulubioną — na samej górze znajdowały się niewielkie okna, z których podziwiać można było rozległe błonia i rozciągający się w oddali Zakazany Las. Z jakiegoś niejasnego powodu Teddy uwielbiał spędzać tu czas — w tym niewielkim kącie tuż przy samym oknie, po wakacjach zwykle pokrytym kurzem. Jedynie kilka osób wiedziało, jak bardzo lubił to miejsce — i jedna z nich właśnie tam stała.
Teddy nie spodziewał się, że zobaczy Victoire tak szybko — w końcu szkoła była ogromna, a ich zajęcia odbywały się w odległych od siebie miejscach — a jednak stała tutaj przed nim, piękna jak zwykle, dokładnie taka, jaką ją zapamiętał.
Po raz pierwszy od dawna nie wiedział, jak się zachować. W głowie tysiąc razy odgrywał ich pierwsze spotkanie po latach — ale słowa, które wtedy wydawały mu się dobre, teraz przestały brzmieć odpowiednio. Do serca wkradło się paskudne poczucie winy — cholera jasna, przecież on ją odrzucił! — ale Teddy nie dał tego po sobie poznać. Kiedyś było kiedyś, nie widział sensu w ciągłym wracaniu do przeszłości (w przeciwieństwie do Lily, która w każdym liście przypominała mu, że on i Tori byli parą idealną).
Uśmiechnął się więc tylko i powiedział:
— Cześć. Też przyjechałaś wcześniej?
Cholera, dlaczego nie słuchał rad babci Andromedy dotyczących rozmów z kobietami, kiedy miał okazję?
[Przecież wiesz, że żadna inna kobieta nie może się z Tobą równać <3]
Teddy
[Zmarszczki jako odstraszacz? Sprytnie, tylko teraz Teddy musi sam coś wymyślić, by odciągnąć od niej wszystkich nieodpowiednich mężczyzn. Myślisz, że pożyczenie smoka od wujka Charliego wchodzi w grę? :D]
OdpowiedzUsuńTo było przerażające, widzieć, jak cała jej radość i blask wygasły po zaledwie jednym spojrzeniu w jego kierunku.
Cholera, a mogłeś siedzieć cicho, Lupin.
Kiedyś rozmawianie z Victoire było najprostszą rzeczą, jaka istniała. Potrafili spędzić godziny na samych rozmowach — zarówno na poważne tematy, jak i o błahostkach (w takich chwilach Teddy zawsze dodawał coś głupiego, byle zobaczyć na twarzy Tori uśmiech i usłyszeć jej śmiech; uwielbiał jej słuchać, kiedy się śmiała). Mogli zwierzać się sobie nawzajem ze wszystkiego i mieć pewność, że drugie dochowa tajemnicy. Teddy ufał jej na tyle mocno, że kiedy zakochał się po raz pierwszy w o dwa lata starszej Krukonce, to Victoire była pierwszą i jedyną osobą, której o tym powiedział. Również Victoire jako pierwsza dowiedziała się, że wcale nie chciał dostać od wujka Harry'ego miotły na święta i przysięgła, że nikomu tego nie zdradzi. Ufali sobie bezgranicznie i to było najpiękniejsze w ich relacji. Teraz, widząc ich stojących naprzeciwko siebie, nikt nie odgadłby, że kiedyś łączyło ich coś więcej niż obojętność lub nawet niechęć. I winę za całą tę niepewność i dyskomfort między nimi Teddy mógł w pełni zrzucić na siebie.
Gdy tylko usłyszał jej z trudem wyduszoną odpowiedź, zapragnął cofnąć czas i nigdy się nie odzywać. Zawalił na całej linii, nie tylko teraz (babcia Andromeda i Victoire już od dawna próbowały nauczyć go choć odrobiny taktu, z marnym skutkiem), ale przede wszystkim wtedy, gdy zakończył ich związek. Za każdym razem, gdy wracał myślami do tej rozmowy (a skłamałby, gdyby powiedział, że w ogóle do niej nie wracał; magiczne istoty były wspaniałym środkiem do odwrócenia uwagi, ale nawet one nie mogły powstrzymać wspomnień na zawsze) najchętniej trzepnąłby siebie samego po głowie i rozegrał to jakoś inaczej. Może wtedy jego odrzucenie nie byłoby aż tak bolesne i Tori nie stałaby teraz przed nim tak przeraźliwie smutna.
Kiedy zaczęła wykręcać palce, Teddy dostał potwierdzenie, jak źle czuła się w jego towarzystwie — robiła tak tylko wtedy, gdy się denerwowała. Po staremu — domyślił się, że to określenie nie obejmowało jego, a jedynie miejsce, zignorował więc bolesne ukłucie zawodu (a czego się spodziewałeś, Lupin? Że jak gdyby nigdy nic wrócicie do czasów sprzed?) i odparł jedynie:
— Tak, wszystko wygląda znajomo, aż nie chce mi się wierzyć, że minęło... tyle czasu.
Zawahał się na krótką chwilę, bo nie był pewien, czy to co powie, nie sprowokuje rozmowy, której za wszelką cenę nie chciał zaczynać. Bo co nie brzmiałoby tak strasznie wymuszenie i nieznacząco, jak przepraszam, i co takiego w ogóle wolno mu było mówić? Nikt nigdy nie nauczył go, jak zachowywać się wokół osoby, którą odrzucił tuż po tym, jak wyznała mu miłość. Gdyby chociaż Tori sama coś wspomniała na ten temat, wygarnęła jego okrucieństwo, przynajmniej wiedziałby, na czym stał, i nie błądziłby po omacku, starając się wychwycić wszystkie drobne zmiany w jej zachowaniu, które wskazywałyby, że nie był mile widziany.
Naprawdę miał nadzieję, że ucieszyła się chociaż trochę na jego widok.
Normalnie uśmiechnąłby się szeroko i z entuzjazmem zaczął opowiadać o wszystkich wspaniałych przygodach, które go spotkały i magicznych istotach, które zobaczył w trakcie swoich podróży, ale ton głosu Victoire sprawił, że zamiast radości poczuł, że uchodzi z niego cała energia.
Usuń— Cztery lata — powiedział, nagle przytłoczony samą myślą, że widzieli się po raz pierwszy od tak dawna. — I dobrze słyszałaś. Nie planowałem wracać już teraz, ale... plany się zmieniły. No i Lily zagroziła, że jeśli nie pojawię się u nich chociaż na chwilę, nauczy się od mamy rzucać upiorogacka i mnie nim potraktuje. Wolałem nie ryzykować.
Miał nadzieję, że wzmianka o Lily sprawi, że na twarzy Tori pojawi się choć cień uśmiechu; zawsze lubił ją rozbawiać, nawet kiedy była jeszcze tylko młodszą kuzynką, z którą musiał się bawić. Może gdyby rozchmurzyła się trochę, Teddy przestałby się czuć absurdalnie winny, że to nie ona, a coś tak przyziemnego, jak pieniądze, było powodem jego powrotu.
— Zawsze lubiłem tu przychodzić. — Teddy spojrzał w okno, na rozciągające się za szybą błonia. Przecież wiesz zawisło między nimi, niewypowiedziane.
Bo Victoire wiedziała. Wieża zegarowa zawsze była jego ulubionym miejscem, zdarzało się też, że siedzieli tu razem, chyba nie zdążyłaby tak szybko zapomnieć?
Ale od ich ostatniego spotkania minęły długie cztery lata i przez ten czas wszystko mogło się zmienić. Ona mogła się zmienić.
Parsknął śmiechem, chociaż brakowało w nim naturalnej wesołości.
— Prawdę mówiąc, potrzebowałem czegoś znajomego. W ostatnim czasie nie miałem zbyt wiele kontaktu z ludźmi i wciąż czuję się dziwnie przytłoczony, kiedy z nimi przebywam.
Nie kłamał — od pewnego czasu towarzystwo zwierząt było dla niego o wiele przyjemniejsze niż ludzi. Wśród zwierząt nie musiał się bać, że powie coś nieodpowiedniego, ani że w jakiś sposób zrani ich uczucia; zasady i mechanizmy, które wśród nich panowały, były proste i przejrzyste, bez niedopowiedzeń. Gdy któreś nie chciało, by się zbliżał, dawało jasny sygnał, za to ludzie... Teddy potrzebował chwili, by na nowo przystosować się do życia w społeczeństwie i następne dni miały być dla niego terapią szokową — bo jak inaczej nazwać spotkanie z tyloma nastolatkami w tak krótkim czasie?
— A ty? — zapytał, zanim zdążył się zastanowić, czy to dobry pomysł. — Nigdy wcześniej nie wspominałaś, że chciałabyś uczyć.
Kiedy po raz pierwszy usłyszał, że Victoire zgłosiła się na staż do Hogwartu, nie potrafił w to uwierzyć. Wciąż pamiętał, że wpatrywał się nieco tępym wzrokiem w list od wujka Harry'ego i starał się przetrawić tę jedną krótką wzmiankę, że Vic pojechała do Hogwartu, bo dostała się na staż na stanowisko nauczyciela transmutacji. Potrafił wyobrazić ją sobie jako nauczycielkę — od zawsze była inteligentną i pojętną czarownicą, i z jej urokiem zapewne owinęłaby sobie uczniów wokół palca, niemniej nigdy nie brał takiej opcji pod uwagę. Victoire? Nauczycielką?
Czyżby naprawdę nie znał jej tak dobrze, jak mu się kiedyś wydawało?
Najgorsze w całej sytuacji było to, że chociaż z taką łatwością odrzucił jej uczucia (im dłużej stał, wpatrując się w jej sylwetkę pozbawioną dawnego blasku, tym bardziej to do niego docierało), wciąż chciał być częścią jej życia. Chciał wiedzieć, jakie miała plany na przyszłość i co takiego jadła ostatnio na obiad, czy znalazła nową ulubioną książkę i dlaczego tak bardzo upodobała sobie sweter od babci Molly. Myśl, że któregoś dnia Victoire mogłoby w jego życiu zabraknąć, wydawała mu się absurdalna — bo przecież znali się od swoich najmłodszych lat i nawet jeśli z początku nie byli najlepszymi przyjaciółmi, spędzali razem czas. Skoro więc tak było kiedyś, dlaczego nie miałoby dalej tak być? Czy naprawdę nawet po czterech latach nierozmawiania i niekontaktowania się z nią, wciąż brał ją za pewnik?
Och, jeśli go nienawidziła, całkowicie potrafił to zrozumieć.
[Nie przepraszaj, bo jest pięknie <3]
Teddy
[Jest aktualne. Wybacz, że znowu zamilkłam, ale miałam kilka nierozwiązanych kwestii, z którymi musiałam się uporać. Myślałam, że potrwa to krócej, ale nie potrwało.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ustalenia, które omówiłyśmy są wystarczające, przynajmniej na tym etapie znajomości. W trakcie zawsze może dojść do poważniejszych modyfikacji i zmian.
Chciałabyś nam zacząć? Nie ukrywam, że dawno nie pisałam na kronikach i znów muszę wczuć się w ich klimat, a tak po prostu będzie mi prościej. ;)
Jeszcze raz przepraszam za moje zniknięcie!]
Alastair
Wsłuchiwał się w monolog Longbottoma - słowo profesor nie było w stanie przejść mu przez przełyk - jednakże myślami był gdzie indziej, oddalony wiele kilometrów od gabinetu dyrektora i jego przemów ku pokrzepianie dusz. Myślał trochę o Egipcie. O miękkim piasku, który uginał się pod ciężarem jego ciała. I o tym, jak bardzo tęsknił za piramidami. Kiedyś, kiedy pojawił się w Hogwarcie w charakterze ucznia, myślał, że nigdy nie znajdzie się w bardziej magicznym miejscu, niżeli właśnie on – był nim tak bardzo oczarowany, że z trudem wrócił do rodziny na święta, ale teraz, mając na karku bagaż doświadczeń, wiedział, jak bardzo błędne było jego założenie. Mimo iż był wdzięczny, że udało mu się pozyskać w tej szkole zatrudnienie, to i tak nie mógł odpędzić się od sobie niezbyt skromną myśl, że marnuje się w tych chłodnych ścianach, a uzmysłowiał sobie to głównie wtedy, gdy otwierał oczy podczas paraliżu sennego. Wówczas nie mógł poruszyć chociażby pojedynczym mięśniem. Wpatrywał się w sufit w swojej sypialni i wdychał do nosa zapach kurzu i starości, którą przesiąkł na wylot. Czasem czuł łzy zbierające się pod powiekami, więc zamykał na powrót oczy i starał się znów zasnąć, chociaż zazwyczaj z marnym skutkiem. Kilka lat temu nie przepuszczał, że przyczyni się do własnej zagłady, a teraz… tlił się w nim naiwny cień nadziei, że to sen, z którego w końcu się przebudzi. I naprawdę (pod wpływem upojenia alkoholowego) czasem w to wierzył.
OdpowiedzUsuńPogrążonych we własnych rozterkach z opóźnieniem zarejestrował moment, kiedy usta Neville'a wreszcie zostały zamknięte. Uświadomił mu o tym otępiający ból pulsujący w nieistniejącej ręce. Sięgnął do niej palcami zdrowej i napotkał skrytą pod ubraniami, twardą powierzchnie protezy. Zacisnął mocno zęby, by powstrzymać się przed nieartykułowanym dźwiękiem, a w międzyczasie udał, że jest zajęty kontemplacją wnętrza, ale wcale nie musiał zdobywać się na fałszywe gesty. Większość członków grona pedagogicznego szybko skierowało swoje kroki ku wyjściu, chcąc jak najszybciej ulotnić się z tego pomieszczenia. Sam po chwili zdobył się na podobnych gest. Wstał, prostując plecy w akompaniamencie protestu stawów i nie zrobił nawet jednego kroku, gdyż do jego uszu doleciał znajomy głos.
Victoire Weasley. Jej widok w zamku nie był dla Winrose'a nowością, chociaż niewątpliwie nie spodziewał się, że jej obecność sprawi, że poczuje niezidentyfikowane ukłucie w klatce piersiowej. Gdyby był biegły w nazewnictwie emocji, wiedziałby, że wynikało to z tęsknoty, ale niestety nigdy nie kierował się uczuciami i nie miał potrzeby, by nadawać im nazwy, dlatego też - wmyślając się na bezemocjonalność - zainteresował się młodą kobietą, chociaż w tej chwili nie miał ochotę na wdawania się w rozmowy z kimkolwiek. Dobre wychowanie, wpajane mu w latach młodości do czegoś jednak zobowiązywało.
Skinął delikatnie głową na powitanie i już chciał jej powiedzieć, że słońce przyspiesza proces choroby, ale ugryzł się w język, gdyż napotkał na swoim karku spojrzenie obcych oczy i natychmiast przypomniał sobie, że w Hogwarcie ściany mają uszy w postaci ruchomych portretów i obrazów, a niektóre rzeczy wolał pozostawić w sekrecie i ograniczyć wiedze o nich do trzech znajdujących się w zamku osób – Malcolma, dyrektora i tej młodej panny.
— Opalenizna nigdy nie trzymała się długo mojej skóry, jednakże ty również nie wyglądasz na okaz zdrowia, moja droga — orzekł, omiatając ją spojrzeniem. Schudła. Widział to gołym okiem. I była niemal równie blada co on sam. Nie chciał umniejszać jej urody, ale miał nieodparte wrażenie, że jej urok zbladł, chociaż nadal była urodziwa.
Wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu, po czym przemieścił się w kierunku drzwi, lecz nie przyśpieszył kroku, by pozbyć się jej towarzystwa. Nie przeszkadza mu to, że kobieta o nie zabiegała i nie miał zamiaru ją odtrącać. Jakaś znajdująca się w nim cząstka, nieco tęskniła za jej aksamitnym głosem i figurującym na ustach uśmiechem, mimo iż teraz takowego nie uraczył.
— Na dłużej. Dwa lub trzy lata — odpowiedział oszczędnie, bo nie wiedział, kiedy przyjdzie mu umrzeć. Nie wiedział, ile czasu upłynie, zanim klątwa całkowicie zadomowi się w jego ciele i sprawi, że nie będzie mógł poruszyć mięśniami, a Uzdrowiciel, któremu powierzył swój kiepski stan zdrowia, stwierdził, że prędzej czy później dojdzie do takiego stanu i żaden z nich nie miał na to wpływu, a Alastair nie miał zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Nie po to postarał się o posadę nauczyciela. Praca. Tylko ona motywowała go do opuszczenia łóżka i wypicia kawy. Miał już dość kontemplacji nagich ścian w pustym, wielkim domostwie Winrose’ów, który przytłaczał go swoim rozmiarem. Ba, w pewnym momencie nawet rozważał możliwość jego sprzedaży i zakupieniu małej klitki w charakterze kilkupokojowego mieszkania w Londynie, najlepiej w jego samym sercu, gdzie dochodziłby do niego każdy dźwięk z ulicy. Cisza sprawiała, że wariował. I zbyt często przyłapywał się na czarnych myślach.
Usuń— Słyszałem, że ty, Victoiro, postanowiłaś kształcić się w kierunku transmutacji. Co popchnęło cię do tej decyzji? — zapytał, będąc jedną nogą na korytarzu. Był tej kwestii ciekaw, bo gdy spotkał ją po raz pierwszy, jej aspiracje nie były jeszcze ukształtowane. Błądziła niczym dziecię we mgle, podróżowała, by odnaleźć cel w życiu, a odnalazła go… Zmarniałego, zgorzkniałego. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego wówczas poświęciła mu tyle uwagi i do dziś tego nie pojął.
Przekroczył próg i ruszył wolno w stronę swojego gabinetu. Jego biurko uginało się pod ciężarem uczniowskich esejów, ale... Zerknął przez ramię na kobietę. Sztuczny uśmiech zależał, przekształcił się najbardziej prawdziwy, a radość sięgnęła do jego udekorowanych w delikatne zmarszczki oczu.
— W Pensylwanii zaopatrzyłem się w niesamowicie dobry miód pitny. Zachciałabyś go skosztować? — zaproponował. Mniemał, że panna Weasley nie miała już tego dnia zajęć, a więc mogła pozwolić sobie na odrobinę rozluźnienia, a jeśli sprawy przedstawiały się zgoła inaczej – ufał, że wyprowadzi go z błędu.
[Odpis był wyborny. Nie masz czymś się frasować. :)]
Alastair
Przytaknął, nadal zachowując emocjonalną powściągliwość. Ukazanie, że coś ich łączy wydawało mu się po prostu niepoprawne, dlatego w dalszym ciągu szedł kilka kroków przed nią, ignorując spojrzenia mijających ich osób. Wzrok miał wbity w przestrzeni przed sobą i tylko od czasu do czasu odpowiadał na dobry wieczór tą samą uprzejmością bez krzty entuzjazmu.
OdpowiedzUsuń— Mijać się na korytarzach — powtórzył. Przez kilka kolejnych lat, dopowiedział w myślach. Nie miałby nic przeciwko. Naprawdę. — Owszem, chociaż liczę, że przynajmniej raz w miesiącu zaszczycisz mnie swoją obecnością i wdasz się ze mną w niezobowiązującą rozmową – stwierdził, acz miał wrażenie, że słowo niezobowiązującą wypowiedział na przekór sobie samemu. Nigdy nie przypuszczałby, że znajdzie wspólny język z kimś tak młodym i że - o zgrozo - zapragnie jej towarzystwa, a takowe się nasiliło, kiedy wymienili ze sobą spojrzenia w gabinecie dyrektora. Wcześniej świadomie unikał bezpośredniej konfrontacji. Obawiał się nań, gdyż najprościej świecie potrzebował jej. W pewnym sensie i nie potrafił zrozumieć jakim. Czuł się tak, jakby wraz z jej pojawieniem się, jeden z organów, znajdujący się w jego ciele, zaczął poprawnie funkcjonować.
Nawet jeśli był odrobinę rozczarowany decyzją Victorie o doborze przyszłej karierze zawodowej, nie dał tego po sobie poznać, mimo iż niewątpliwie sądził, że marnowała swój potencjał jako stażystka, lecz w swoim aktualnym stanie nie stanowił dobrego materiału na wygłaszania motywujących monologów typu „Vicy, weź się w garść. Naprawdę chcesz spełniać się zawodowo w roli… nauczycielki, pani profesor Weasley? Stać cię na coś lepszego!”. Zamiast tego, chociaż podświadomość podpowiadała mu, że przy niej nie musiał niczego udawać, gdyż widziała go w gorszym stanie (zaraz po tym, jak stracił dłoń, a z nią cały cel, do którego przez lata dążył), ale to było silniejsze od niego. Sama myśl, że widziała go w chwili upadku, sprawiała, że czuł jak napełnia go bezsilność. Na Salazara, nikt nie powinien oglądać go w takim pełnym żałości stanie. Nikt, a już na pewno nie ktoś jej pokroju, ktoś, kto miał przed sobą perspektywy i całe życie.
— Jeden z moich dobrych znajomych stwierdziłby, że powrót do tych murów świadczy o braku ambicji, ale jak mniemam tobie ich nie brakuje — orzekł, czując bezlitosny ból w jednej z nóg, gdy robił kolejny krok w przód, ku swoim czterem ścianom. Żałował, że nie zabrał ze sobą swojej dębowej laski, ale nie chciał się z nią afiszować, chociaż niewątpliwie w zaciszu wielkiego domostwa Winrose'ów przynosiła ukojenie.
Objął w dłoń klamkę do swojego gabinetu. Nie był zamknięty. Chyba po prostu nie miał siły, by to uczynić, gdy z niego wychodził. I miał nadzieję, że nie zastanie w nim Chevaliera. Ten dzieciak zdecydowanie nie wiedział, kiedy ugryźć się w język, a Alastairowi była w niesmak jego osoba. Otworzył wreszcie wrota do swojego gabinetu i, zapominając o kurtuazjach - ból już był prawie nie do zniesienia i pożałował, że akurat w tej chwili zaprosił do siebie Tori, ale nie miał zamiaru cofać danego słowa - wszedł do środka pierwszy. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale wyglądało na to, że nikt nie zajrzał tutaj pod jego nieobecność.
Odetchnął.
Widzę, że opłaca się być nauczycielem.
Nie, nie przepadał za towarzystwem tych wszystkich młodych ludzi. Czuł się przy nich jak staruszek. Nie był też nauczycielem z powołania, ale nie miał innego wyjścia, a przynajmniej to sobie wmawiał każdego dnia, przed przekroczeniem progu odpowiedniej klasy. Musiał się czymś zając, by nie zwariować i był przepełniony wdzięcznością Longbottomowi, że zaproponował mu etat, pomimo iż zdawał sobie sprawę, że Winrose może zniknąć z powodu przyczyn zdrowotnych i już nie powróci do pełnienia swoich obowiązków.
— Przywiozłem z domu kilka rupieci, jednakże po głębszym zastanowieniu uznałem, że są mi całkowicie zbędne — przyznał. Urządził pokój na wzór swojego własnego w rodzinnej rezydencji, ale nie sądził, że wystrój pomieszczenia przypadanie tej młodej kobiecie do gustu. Kojarzył się ze... starością i niczym więcej. Na ścianie nawet widniał stary jak świat zegar, którego wskazówki zatrzymały się na trzeciej i od trzech lat nie ruszyły chociażby o milimetr.
UsuńUsiadł na wysłużonym krześle. Ugiął się lekko pod ciężarem jego ciała i zaprotestowało cichym skrzypieniem, ale mimo jego sędziwego wieku nie wymieniłby go na żaden inny mebel spełniający tę samą funkcję, gdyż był wygodny i zapewniał mu odrobinę komfortu.
— Rozgość się. Czuj się jak... — zamilkł na chwilę, a usta poruszyły się niemo, wykrzywiając w niezbyt atrakcyjny grymas — ...u siebie domu — dokończył niebawem, sięgając do dolnej szafy, ignorując przy tym protest stawów. Ujął w zdrową dłoń butelkę wspomnianego wcześniej miodu, po czym ostrożnie odłożył ją na blat stołu, obawiając się, że zakurzone naczynie może wymsknąć się z pomiędzy drżących palców. — Z łaski swojej, moja droga, mogłabyś podać szklanki? — zapytał, wskazując podbródkiem oszkloną witrynę, w której mieściły się takowe. Niby mógł do tego celu użyć różdżki, ale obawiał się, że szkło w połowie drugi do biurka skonfrontowałoby się boleśnie z posadzką. Wolał nie ryzykować takiej straty. Owe naczynia posiadał od wielu lat. Panienka Weasley mogła je kojarzyć jeszcze z Egiptu, kiedy to przy zachodzie słońce degustowali ostatnie butelki alkoholu, które pozostały mu w barku. — Powiedz mi, Tori, jak podobają ci się pierwsze dni w Hogwarcie w całkiem nowej roli? — zainteresował się, celowo zdrabniając jej imię, aby nieco rozluźnić panującą w gabinecie atmosferę. Posłał jej delikatny uśmiech i postarał się o to, by był przekonujący.
Winrose
[Wybacz późną odpowiedź, życie zawodowe mnie przygniotło, ale powoli wychodzę na prostą.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy Napoleon nadaje się do rej roli. Z nim jest taki problem, że kontakty z ludźmi niekoniecznie leżą w kręgu jego zainteresowań, bo jest zbyt zapatrzony w samego siebie i ma obsesję na punkcie stania się kimś, osiągnięcia czegoś wielkiego, a ludzie to dla niego jedynie ewentualne przeszkody (co nie znaczy jednak, że Tori nie mogłaby jakoś zweryfikować jego poglądów, zanim to szaleństwo go pochłonie).]
Napoleon Groff
Historia zamknięta w przedmiotach. Sentymentalność. Pokręcił delikatnie głowę, by jej przytaknąć. Poniekąd jej słowa utożsamiał z własnym dzieciństwem. Otóż będąc dzieckiem bardzo często dopisywał umieszczonym w domu przedmiotom unikatowe życiorysy, w tym celu nadawał im też imiona, a nawet cechy i osobowość. Czasem usiłował skonsultować je z matką albo ojcem, ale oni nigdy nie mieli na to czasu. Odprawiali go surowymi gestami i słowami, które nie raz doprowadzały go do płaczu lub depresyjnych myśli. Brat też nie podzielał jego zainteresowania, a raczej je wyśmiewał i konstruował na ich temat złośliwe docinki. Jego porywczy temperament preferował inne rozrywki, ale Victoire nie pozwoliła mu zanadto oddalić się od niej myślami. Po tym, jak doleciały do niego jej kolejne słowa, zamarł sztywno w stołku i zazgrzytał na zębach, zaciskając mocno szczękę.
OdpowiedzUsuńPrzejrzała go na wylot, ale czy mógł oczekiwać od niej czegoś innego? Nie, w końcu sam dopuścił ją do siebie na tyle blisko, że przestała być dla niego tylko jedną z wielu osób w tłumie. Nie musiał, a jednak to zrobił.
— Musisz mi go wybaczyć — odparł. — Nawykłem do niego i minie trochę czasu zanim nauczę się z tobą komunikować tak, jak dawniej — stwierdził z poczuciem winny i lekkim wyrzutami sumienia, że nie potrafi wysławić się przy niej tak, jak niegdyś, gdy swobodnie ze sobą rozmawiali, albo, gdy jej marudził, a potrafił to robić godzinami. Przeklinać świat. I swojego pecha. Być może alkohol rozwiąże mu język, ale zanim po niego sięgnął, skupił się na spływającej po kobiecej brodzie kropli miodu i wygiął usta w lekkim uśmiechu. Zastanawiał się, czy gdyby znajdowała się wystarczająco blisko niej, byłby w stanie wykrzesać z siebie wystarczającą ilość odwagi, by skonfrontować szorstkie jak papier ścierny palce z miękką skórą? Kiedyś to robił bez żadnych skrupułów, a teraz... teraz miał wrażenie, że okaleczyłby ją samym dotykiem.
Ujął w dłoni szklankę i bezceremonialnie zamoczył usta w jej zawartości. Po pierwszym, dość łapczywym łyku poczuł przyjemne pieczenie w gardle i od razu zrobiło mu się cieplej i nawet odrobinę lżej. Po dwóch łykach przyszło odprężenie, które razem z falą ciepła rozpowszechniło się po jego organizmie. Po trzecim przestał rozpatrywać egzystencje panny Weasley w oficjalnych kategoriach i spojrzał na nią tak jak kiedyś, a na jego twarzy pojawiło się rozluźnienie.
— Nienajgorsze — ocenił trunek po czwartym łyku, nieomal opróżniając naczynie do dna, a potem odłożył naczynie na blat staroświeckiego mebla i szarość skonfrontowała się z błękitem, gdy zajrzał jej w oczy. — Oczekuję od ciebie szczerości. Po to cię tutaj zaprosiłem. I masz racje. Powinnaś być gdzie indziej. Poznawać świat, historię, miejsca, do których nikt jeszcze nie zajrzał. Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś, przy kim będziesz mogła rozwinąć skrzydła, ale z drugiej strony, chociaż to samolubne, cieszę się, że tutaj jesteś — wykrzesał z siebie, ale nie powiedział już nic więcej. Czuł, że nie musi, a przynajmniej miał takową nadzieję. Nigdy nie był dobry w prawieniu komplementów, uzewnętrznianiu się. I wolał tego uniknąć. Najważniejsze był tylko to, że wreszcie przełamał (pierwsze) lody. Pomniejszyły się granice dzielącej ich od siebie przepaści.
Nalał sobie do szklanki kolejną porcje trunku, korzystając z szansy, że mógł się napić, mimo iż obiecał sobie, że w zamku będzie tłumić swoje tendencje do alkoholizmu. Przez pierwszy tydzień wytrwał w swoim przyrzeczeniu, ale im dalej w las, tym gorzej. Victoire miała racje. Uczniowie byli wirtuozami w graniu na czyjś nerwach. Pociągali za nie z taką pasją i zaangażowaniem, jak utalentowany muzyk ciągnie struny swojej gitary, by wydobyć z niej odpowiedni dźwięk. Alastair czasem zastanawiał się, co go podkusiło do powrotu, ale nie miał zbyt wiele opcji do wyboru i zazdrościł Tori, że ona takowy posiadała.
UsuńKolejny łyk – piąty – wylądował w jego gardle. Po nim próbował skupić na jej sylwetce wzrok, ale przez jej ruchliwość nie był w stanie tego uczynić. Ot, od tego jej ciągłego przemieszczania się z kąta w kąt kręciło mu się w głowie. Przetarł przekrwione od braku snu oczy i wreszcie słowa, trzymane na końcu języka, ułożyły się na jego wargach i wypowiedział je tonem podszytym czymś na wzór irytacji:
— Na Salazara, Tori, kręcisz się to tu, to tam, jakbyś miała owsiki w d... Usiądź. Po prostu usiądź. Gdziekolwiek. Nawet na biurku. Ale to zrób, dobrze?
Gdyby nie ciężki tydzień, a raczej towarzyszący mu w trakcie jego trwania nieznośny ból, najprawdopodobniej przymknąłby na to oko, ale w tej chwili nie mógł przejść obok tego obojętnie. Otóż był nawet tak miły, że szybko uporządkował jego blat, byle kobieta zdecydowała w jakiej pozycji chce spocząć. Zgarnął papiery na jedną jego część, a druga pozostała pusta. Do jej dyspozycji.
I znów się napił. Szósty łyk miał na zadanie ukoić ból, ale nie ukoił go. Przynajmniej niecałkowicie. Czuł, jak układ nerwowy w nieistniejącej ręce daje o sobie znać. Prawa dłoń mimowolnie powędrowała ku lewej i skonfrontowała się z jej sztuczną powierzchnią.
Winrose
Potomkowie Weasleyów byli obsadzeni niemal w każdej klasie, ale, ucząc alchemii, często o tym zapomniał, gdyż praktycznie nikt z tej liczebnej rodziny nie zdecydował się na uzupełniania swojej wiedzy z zakresu tej dziedziny. Alchemia nie była zbyt popularna, wielu czarodziejów uważała ją za przeżytek i rzadko w kimkolwiek rozpalała zainteresowanie, a przynajmniej nie wzbudzała tylu emocji co kiedyś.
OdpowiedzUsuń— Właśnie dlatego zaprosiłem cię do swojego gabinetu — orzekł. — Czasem zapominam, że twoja rodzinna jest taka liczna, ale nawet, jeśli któreś z nich właśnie podsłuchuje pod drzwiami, nie usłyszy ani słowa. Rzuciłem na ściany zaklęcie wyciszające. Twoje sekrety są tutaj bezpieczne i nigdy nie wyjdą poza obręb tego pokoju. Ani twoje rodzice, ani twoja babka, ani ktokolwiek inny. Nikt o tym nie dowie. Potraktuj to jako zaproszenie, Tori — dodał w aluzyjnym możesz przychodzić do mnie o każdej porze dnia i nocy, jeśli potrzebujesz utrzymać konwersacje w dyskrecji przed całym światem. Nawet pijąc, nie rozwiązywał mu się język, chociaż mówił wtedy dużo, ale nigdy nie na temat. Częściej zmyślał i mijał się z prawdą, niżeli takową operował. — I nie, nie nadużywam alkoholu. Ja jestem alkoholikiem, Tori, i wstyd mi to przyznać, ale... — urwał nagle, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów, ale nic bardziej konstruktywnego nie przychodziło mu do głowy. Nie chciał usprawiedliwiać swojego postępowania, jednakże wiedział, że nie zerwie ze swoim nałogiem. Ból, który mu towarzyszył, coraz częściej był trudniejszy do zniesienia. I nie umiał sobie z nim poradzić, chociaż jego receptory był na takowych odporne. Do pewnego stopnia i nie w takich ilościach. — Alkohol jest jedyną substancją, która uśmierza mój ból, a uwierz (albo nie) próbowałem wszystkich dostępnych środków, mniej lub bardziej legalnych. Konsultowałem się z wieloma Uzdrowicielami - nie tylko tymi mieszkającymi na wyspach. Byłem w USA. We Francji. A nawet w Rosji. Mieli związane ręce.
Na jego usta wstąpił posępny uśmiech. Nie był skłonny do dzielenia się swoimi słabościami, a przynajmniej nie w murach zamku, po którym krążyło wielu istnień. Zaledwie kilka z nich wiedziało, dlaczego wyrzekł się swojego poprzedniego, wśród nich znajdowała się Vicy, ale... nie po to nauczył się samokontroli i tłamszenia wszystkiego w sobie, by teraz demonstrować wszelkie słabości przed młodą kobietą. Gdyby mógł cofnąć czas... och, nie mógł sprecyzować swoich odczuć względem tej sytuacji. Nigdy nie żałował spędzonego z nią czasu, gdyż czuł się w jej towarzystwie swobodnie, a ona, chociaż młoda, posiadała w sobie niesamowite pokłady dojrzałości, ale z drugiej strony nie mógł sobie darować tego, że pokazał się jej od najgorszej strony. Nie raz widział w jej oczach współczucie, a litość dla kogoś z jego charakterem uwłaszcza mu.
— Przywykłem do bólu, ale jestem pewny, że twojemu uważnemu spojrzenie nie umknie fakt, kiedy zacznie mi takowy doskwierać — powiedział dyplomatycznie, ale był pewny, że Victorie zarejestrowała ten moment w gabinecie dyrektora. Była z nim podczas jednych z najbardziej bolesnych i poniżających chwil. Poznała jego środki zaradcze w postaci przeróżnych gestów. Od uformowania dłoni w pięść, od skupiania wzroku na jednym, nieruchomym obiekcie, po zaciskania zębów. — Teraz czuję go w bardzo ograniczonej ilości. Miód pomógł, więc… — Rzucił jej wymowne spojrzenie, które ostatecznie zostało zawieszone na szklance i butelce, która odłożyła poza zasięg jego dłoni. Kontakt wzrokowy z nałogiem był krótki, przelotny, ale wystarczył, by na powrót zrobiło mu się sucho w gardle. Oblizał wargi koniuszkiem języka.
— Zabierz go, jak najdalej ode mnie. Najlepiej za sobą, w innym wypadku jutro nie spotkamy się przy stole pedagogicznym podczas śniadania — dodał, łapiąc w zęby dolną wargę. Podskórnie wiedział, że panna Weasley to uczyni. Nie zapomnij. Zabierz miód i albo go wypije, albo wyleje jego całą zawartość. Los butelki i jej zawartość był mu obojętny. Najważniejsze, by nie został tutaj. Był to ostatni alkohol, które ze sobą przywiózł. I dopóty nie pójdzie do sklepu zaopatrzyć się w nowe butelki, dopóki nie wleje go sobie do gardła.
UsuńPatrzył, jak przysuwa sobie jedno z trzech krzeseł i siada przy nim, kolano przy kolanie. Czuł ciepło, które emanowało od jej ciała. I ani drgnął. Nie zareagował nawet wówczas, gdy dotknęła jego ramienia. Nie miał zamiaru bronić się przed jej dotykiem, chociaż być może powinien położyć kres ich znajomości, ale żadne słowa protestu nie padły z jego ust. Skupił się na jej palcach wędrujących po materiale ubrania. Ugryzł się w język, by po chwili pochwycić pewną uwagę, niepokojącą skłonność.
— Uciekanie wzrokiem. Pierwszy raz, odkąd się znamy, widzę cię taką… zaradczą — stwierdził, jednak nie czynił jej w ten sposób wyrzutów. Po prostu nie wiedział, skąd u niej ta zapobiegawczość, której wcześniej u niej nie zaobserwował. Nie wcześniej, a kiedyś. To co było kiedyś, już nigdy się nie powtórzy. - Victoire.
Imię dziewczyny zawisło między nimi. Winrose nie zrobił nic więcej. Po prostu czekał na rozwój wydarzeń, nie przejmując inicjatywy, która w tym wypadku mogłaby jedynie zaszkodzić ich relacji. Ale nie musiała się go obawiać. Nie miał zamiaru odrzucić jej gestów, czy też skrytykować ich ironicznymi słowami lub śmiechem. Potrzebował ich. Jak powietrza.
Winrose
Usta nie poruszyły się nawet o milimetr, gdy przyznała z absolutną szczerością, że czuje się skrępowana jego towarzystwem, chociaż być może jeszcze przed laty nagrodziłby ją uwagą o wydźwięki ni to ironicznym, ni to prześmiewczym, tym samym ją raniąc. Jednakże zaszły w nim zmiany i w końcu zaczął respektować uczucia innych, mimo iż niegdyś empatia nie była jego mocną stroną. Przez wiele lat miał wrażenie, że część mózgu odpowiadająca za odczuwanie jej, została trwale uszkodzona na pewnym etapie dorastania, ale w końcu wróciła na swoje miejsce. Potrzebował jedynie silnego bodźca, by odzyskać nad nią pełną władze.
OdpowiedzUsuń— Daję ci ku temu powody? — Zabrał w końcu głos, chcąc ją przekonać, że nie musi czuć się zawstydzona, będąc z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu. — Jeśli tak – działam nie świadomie, ale zapewniam cię, że nie taki jest mój zamiar. Nie chce cię oceniać, ani podawać jakimkolwiek testom. Jesteś… — urwał, bo w dalszym ciągu nie mógł sprecyzować kim była dla niego Victoire’a, a określenie „przyjaciółka” nie pasowało do charakteru ich relacji, gdyż była zbyt intymna, by przybrać taką formę — … bliską mi osobą — dokończył, nie mogąc znaleźć odpowiedniejszego określenia, ale miał wrażenie, że te – wbrew pozorom – było nad wyraz odpowiednie. I chyba kobieta doszła do podobnych wniosków, bo jej poczynania stały się śmielsze, co uspokoiło i jednocześnie zaniepokoiło Winrose’a.
Tam, gdzie jej palce stykały się z jego skóra, czuł delikatne, ale przy tym również przyjemne pieczenie. Zdawał sobie sprawę, że powinien to przerwać, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Nie w tej chwili. Wsłuchiwał się w jej słowa, ale nie przerywał jej, nawet jeśli nie do końca zgadzał się z nią w pewnych kwestiach, ale to przecież właśnie różnica poglądów sprawiała, że ich relacja różniła się od wszystkich innych, poza tym nie chciał mieć żadnego wpływu na jej punkt widzenia, dlatego po prostu milczał i pozwolił jej się wygadać. Pozwolił, aby to co jeszcze nie dawno w sobie tłamsiła, ujrzało światło dzienne, chociaż nie spodziewał się takich słów. Musiał przyznać, że doszła do ciekawych wniosków. Najprawdopodobniej gdyby sam do nich doszedł dużo wcześniej, uniknąłby wiele błędów, które popełnił, ale teraz one nie miał żadnego znaczenia. Liczyła się tylko jej obecność.
Czując dotyk jej ust na swoich wargach, znieruchomiał, ale nie wykonał żadnego kroku, by wyperswadować jej z głową tą czułość. Ani nie pogłębił pocałunku, tym samym odwzajemniając go, ani jej od siebie nie odepchną, wyrażając na to swoją zgodę. Poczekał, aż ta demonstracja się skończy. Ktoś mógł by powiedzieć, że jego opóźniona relacja była efektem wywołanym przez zaskoczenie, ale w zasadzie zaskoczenie w tym wypadku odegrało drugoplanową rolę. Dosięgły go sidła niepokoju, bo najprawdopodobniej jeszcze pięć lat temu nie miałby oporu, by to wykorzystać, teraz jednak nie wykonał ku temu odpowiedniego kroku, broniąc się przed tym rękoma i nogami, acz nie wiedział, na ile uda mu się powstrzymać pragnienia bliskości z drugą osobą. Z drugiej strony zastanawiał się, co kierowało dziewczyną, że pozwoliła sobie na taki skądinąd desperacji krok.
Tęsknota, Alastairze, tęsknota., usłyszał widmowy głos w swojej podświadomości i postanowił mu zaufać w tej kwestii, chociaż wiedział, że nie miał nic wspólnego z zdrowym rozsądkiem, ale też za nią tęsknił. I to był jeden z tych czynników, przez który mu uległ.
UsuńNie pozwolił jej się zbytnio oddalić. Złapał w palce jej podbródek, a uczynił to tak, jak najdelikatniej potrafił, by nie zaburzyć szorstkością swych palców struktury jej skóry, po czym kciukiem odrysował kontur jej dolnej wargi. Czego ode mnie oczekujesz?, chciał zapytać, ale domyślił się już wcześniej, że nie była to kwestia oczekiwań, ani czegoś w tym stylu. I wiedział, że oboje zdawali sobie z tego sprawę. Był wybrakowany, wyeksploatowany, a ona pełna życia, młoda, a przy tym skora do popełnienia najrozmaitszych błędów. To on tutaj powinien myśleć jak najbardziej racjonalnie, nie pozwoliwszy dopuścić do głosu emocji, chociaż ledwo trzymał takowe na smyczy, ale... Nie wykorzystując tej bliskości, po chwili rozluźnił uścisk, jakby tym samym chciał jej dać do zrozumienia, że naznaczył wyraźną (ale przy tym też bardzo lichą) granice. Niemniej jednak nie przerwał kontaktu wzrokowego, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. Nie wiedział, dokąd to wszystko zmierza, ale wiedział, że powinien przełamać ciszę, która zapadła i przede wszystkim dać kobiecie do zrozumienia, że na nią już czas, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli i oboje pożałują tego, co będzie następstwem ich niespełnionych względem siebie uczuć.
— Myślę, że tym miłym akcentem powinniśmy skończyć nasze dzisiejsze spotkanie, Tori — odezwał się po kilku chwilach zbawiennego milczenia, które tak naprawdę mógłby trwać jeszcze kilka godzin. Nie czuł się komfortowo, wypowiadając te słowa, gdyż miał wrażenie, że razem z nim przekreśla szansę na utrzymanie z nią znajomości, a na to poniekąd nie mógł sobie pozwolić. Potrzebował jej. Jej słów, uśmiechu. I obecności, ale nie wszelkim kosztem. Odrzucił dewizce – do celu po trupach dawno temu.
Winrose
Młody Faradyne zupełnie nie spodziewał się tego chamskiego najścia ze strony Victoire i jej nowego przyjaciela, który ewidentnie szukał zaczepki. Nie dało się zaprzeczyć temu, że czuł się zbyt pewnie, aby zachowywać pozory ukrywania się, gdy nie zależało mu jakoś szczególnie na uniknięciu nieproszonych gości. Może gdyby nauczyciel trafił na jakiegoś innego, posłusznego ucznia, to przyłapanie na gorącym uczynku, skończyłoby się pokornym spuszczeniem głowy i natychmiastowymi przeprosinami. Problem polegał jednak na tym, że oto belfer z zielarstwa miał przed sobą wyjątkowo niepokornego Krukona z wypracowanym wizerunkiem największego cwaniaczka wszechczasów, który na jego słowa zareagował w pierwszej kolejności jedynie lekceważącym uśmieszkiem. W odróżnieniu od niego — towarzysz tej niedoli nabrał powietrza do płuc i zmienił się w kamień, chcąc teleportować się gdzieś indziej, byleby uniknąć kary. Deuce obrzucił go spojrzeniem i mruknął półgębkiem, aby się stąd ewakuował z przeprosinami, jeśli nie chce dostać szlabanu. Niedługo po tym ścigający krukońskiej drużyny został już sam, wyprostował się dumnie, demonstracyjnie zaciągając się, nadal palącą się fajką. Kiedy padło słowo więc, postanowił zaprzestać ignorowania belfra. Czas na jego wycofanie się minął, teraz Deucent mógł dokręcić mu śrubkę.
OdpowiedzUsuńCóż, zdecydowanie trzymanie języka za zębami przez Deucenta nie zaliczało się do umiejętności, z których by korzystał. Potrzeba i chęć odpyskowania była w tym przypadku o wiele silniejsza niż zwykle. Nie zaskoczyło go badawcze spojrzenie, którym lustrował go nauczyciel — na pewno go kojarzył, tylko nie mógł dopasować go do roku. Może szybciej z felernego meczu wieńczącego sezon, gdy dostał tłuczkiem od tego cholernego Shantera i efektownie zleciał z miotły, niż na zajęciach w trakcie, których urządzał sobie namiętne wagary u swojego ojca chrzestnego — Edwarda Stone'a, który nierzadko ratował mu tyłek przez usprawiedliwianie mu wszelkich nieobecności. Być może tylko dlatego znany auror — Francis Faradyne nie zdawał sobie w pełni sprawy z działań podejmowanych przez nieletnią, jedyną pociechę. W spojrzeniu Deucenta da się zauważyć triumf, wyższość, gdy nauczyciel nie daje większych oznak tego, że go kojarzy. W odróżnieniu do Victoire, której nie rzucił celowo tak bezczelnych spojrzeń, by belfer nie odczuł tego, że kara w jej towarzystwie traci połączenie z tym słowem.
— Szlaban, ma się rozumieć — odpowiedział, wypuszczając dym, jak gdyby nigdy nic. W intensywnie niebieskich oczach pojawił się złowieszczy błysk, świadczący o wirującym z zadowolenia ego chłopaka. — Żaden stary, niedowartościowany dziadek nie będzie robił mi tutaj za wielmożnego pana na swoich włościach. — Uśmiech powiększył się znacząco, wręcz złośliwie, gdy na twarzy nauczyciela odciętego od nałogu, który zaraz Faradyne skonfrontował z podłożem i zdeptał, żegnając się z wypalonym papierosem na zawsze. Dobrze, że Ed nie widział jego zdolności w pełnej krasie, może to też stanowiłoby wtedy temat do pogadanki i pouczenia go o ewentualnym szacunku. Tyle że Deuce nie szedł na kompromisy i na jego szacunek należało sobie zapracować. Belfer z zielarstwa znajdował się poza tą kategorią – pojawił się w złym miejscu i o złej porze. Tak, skarbie, ale to ty dostaniesz w nagrodę szlaban w szklarni, czyż nie? Nieważne, później się tym zajmie. Liczył jednak na olanie terminu szlabanu, skoro miał go odbywać z Victoire, jej przecież ufał. Nie mogło być aż tak źle? Prawda?
— Co tam odjęte punkty. — Machnął lekceważąco ręką. — Szlaban, ma się rozumieć — odpowiedział z zabójczym wręcz spokojem, wypuszczając dym, jak gdyby nigdy nic. W intensywnie niebieskich oczach pojawił się złowieszczy błysk, świadczący o wirującym z zadowolenia ego chłopaka. — Żaden stary, niedowartościowany dziadek nie będzie robił mi tutaj za wielmożnego pana na swoich włościach. — Uśmiech powiększył się znacząco, wręcz złośliwie, gdy na twarzy nauczyciela odciętego od nałogu, który zaraz Faradyne skonfrontował z podłożem i zdeptał, żegnając się z wypalonym papierosem na zawsze. Dobrze, że Ed nie widział jego zdolności w pełnej krasie, może to też stanowiłoby wtedy temat do pogadanki i pouczenia go o ewentualnym szacunku. Tyle że Deuce nie szedł na kompromisy i na jego szacunek należało sobie zapracować. Belfer z zielarstwa znajdował się poza tą kategorią – pojawił się w złym miejscu i o złej porze. Tak, skarbie, ale to ty dostaniesz w nagrodę szlaban w szklarni, czyż nie? Nieważne, później się tym zajmie. Liczył jednak na olanie terminu szlabanu, skoro miał go odbywać z Victoire, jej przecież ufał. Nie mogło być aż tak źle? Prawda?
Usuń— Szklarnia — wycedził tylko nauczyciel, przy stałym zadowoleniu z siebie odbijającym się jak promienie słoneczne od białego koloru od Krukona, który zdawał się obrastać w coraz większe piórka. Całe szczęście, że nadmuchane ego mu nie eksplodowało od nadmiaru wrażeń. — Przez kolejne dwa tygodnie po osiemnastej.
— Świetnie. Byleby nie kolidowało to z treningami drużynowymi.
— Od dzisiaj. — Tylko te dwa słowa padły po zaciśnięciu szczęk przez nielubianego przez Deucenta nauczyciela, a Krukon pokiwał tylko głową.
— Cudownie. Do zobaczenia, pani stażystko. — Dodał na odchodnym, puszczając Tori perskie oczko.
Oczywiście, że Faradyne nie dał po sobie poznać, że wzmianka o szklarni tak naprawdę sprawiła, że wszystkie jego wnętrzności skręciły się dwukrotnie na samą myśl o tym cholernie nudnym miejscu. Pocieszał się myślą, że wieczorem spotka się z Tori i ustalą sobie w swoim gronie jak to obejść, aby każda ze stron wyszła z tego zwycięsko. Co mogło pójść nie tak? No, właśnie, Deuce, co mogłoby pójść nie tak?
Deucent, który w końcu dotarł!
Winrose z ulgą odkrył, że Vicky nie stawiła żadnych oporów i była gotowa posłusznie wykonać jego polecenie, mimo iż kusiło go powiedzenie: „Zostań”, ale wiedział, że takowe mogłoby być katastrofalne w skutkach.
OdpowiedzUsuń— Dobranoc — odrzekł w ramach wymiany uprzejmości, jednakże to nie tych słów chciał użyć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
Odprowadził ją wzrokiem do wyjścia, patrząc jak zamyka za sobą drzwi i odetchnął - ni to ciężko, ni to w wyrazie ulgi. W dalszym ciągu nie umiał sprecyzować swoich uczuć. Tak samo jak przez wzgląd na ich wymienne zdań nie mógł skupić się na tym, co leżało na jego biurku. Kolejna obietnica wzięła w łeb i musiał niechętnie pogodzić się z tym faktem, porażką. Zamiast tego, rozciągnął się wygodnie w krześle i zerknął w sufit, mimo iż nie znajdowało się na nim nic ciekawego. Zatrzymał wzrok na małym zacieku i długo się w niego wpatrywał, nie myśląc zupełnie o niczym. Miał pustkę w głowie i żadne myśli nie chciały się w niej kształtować. Po dwóch godzinach senność uchwyciła go w swoje sidła i, po krótkim, letnim prysznicu (preferował zimny, ale obawiał się, że takowy w tym stanie tylko go pobudzi) ułożył się do snu.
Kolejne dni, tygodnie mijały bez żadnych pespektyw na przyszłość. Ból się wzmagał, a on nie miał siły, by się mu przeciwstawić. Jedynie na lekcjach udawało mu się to tłumić i zachowywać się tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku, chociaż myślami był gdzie indziej. W porze posiłków przyłapywał się na szukaniu wzorkiem Victoire przy stole pedagogicznym, ale jego spojrzenie nie mogło odnaleźć znajomych rysów twarzy, więc kapitulował. Podejrzewał, że kobieta celowo go unikał, toteż nie zrobił nic, by to zmienić. Uszanował jej zdanie, zresztą miała ku temu powody. Zamiast okazać jej jakikolwiek gram emocji, oddalił ją do swojego pokoju, jakby wcale nie obchodziło go to co czuła. Zasłużył na takie potraktowanie, ale w zasadzie przede wszystkim obawiał się ich spotkania, które mogło nadejść w każdej chwili.
I nadeszło. Niespodziewanie. Jak grom z jasnego nieba. Chwila nieuwagi i, zanim odnalazł się w sytuacji, poczuł, że ktoś się z nim zderzył z taka siłą, że odrzuciło go centymetr może dwa do tyłu. W zasadzie ledwo utrzymał się na nogach. Jedna z nich odmawiała mu posłuszeństwa, ale (jakimś cudem) udało mu się zachować równowagę i przy tym też resztki godności. Otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu "uważaj, jak chodzisz" w łagodniejszym wymiarze, ale ostatecznie słowa uwięzły mu w gardle, gdy okazało się, że jego ofiarą padła osoba, której najmniej się spodziewał w tej części zamku, niemniej jednak udało mu się stłumić zaskoczenia. Grymas na twarzy był taki jak zwykle - powściągliwy, niezdradzający zbyt wielu emocji.
— Jeśli to miały być przeprosiny - to są zbyteczne. Wyglądała na to, że nawzajem nie dostrzegaliśmy swojej obecności — stwierdził, nie precyzując czy miał na uwadze ostatnie kilka tygodni, czy jedynie ten incydent. W kąciku jego wargach natomiast ukształtował się zagadkowy uśmiech.
Pochylił się, by pomóc uporządkować jej ten bałagan. Jego uwadze nie umknęły tytuły skonfrontowanych z kamiennym podłożem książek. Wydawały się znacznie odbiegać od działu, którym zajmowała się na co dzień i nie omieszkał o tym napomknąć:
— Czyżbyś zmieniła zdanie, panno Weasley, i postanowiłaś na opuścić w najbliższym czasie? — zapytał pół szeptem, czując na sobie palące spojrzenia zainteresowanego tym incydentem ucznia, nakazujące mu oszczędność w słowach, które mimowolnie przybrały formę umiejętnie tłumionego żalu, a przynajmniej czegoś co z taką emocją sąsiadowało. Nie został dłużny gapiowi. Odszukał źródło tego spojrzenia i, zgarniając w dłoni dwa tomy, oświadczył: — Panie Davis, zamiast marnować czas na bezproduktywnym przyglądaniu się nam, mógłbyś z łaski swojej wykrzesać z siebie chociaż odrobinę ludzkiej życzliwości i obciążyć panną Weasley od ciężaru tych tomiszczów. Dobre wychowanie wymaga pewnych wyrzeczeń — oświadczył z błyskiem surowości w szarych oczach, ale jednocześnie nieomal nie parsknął śmiechem na widok ogłupiałego wyrazu rozciągającego się na twarzy upomnianego o bezkarne szukanie sensacji Krukona.
UsuńOtóż chłopak, przyłapany na gorącym uczynku, spuścił wzrok, wyrzucił z siebie krótkie przepraszam i ruszył z pomocą, jak rasowy wybawiciel pięknych kobiet w opałach. Uśmiech na ustach Alastaira od razu się pogłębił. Spróbował odszukać przy tej sposobności wzrok Tori, ale na próżno. Badała każdy zakamarek podłogi, byle by tylko na niego nie spojrzeć. Czyżby jego przypuszczenia o tym, że stosowała uniki były słuszne?
— Panie Davis, dziękuję za twoją pomoc, ale nie oczekuj, że spojrzę łaskawszym okiem na twój esej, a teraz możesz odejść. Poradzimy sobie sami — zapewnił, odprowadzając młodego człowieka, a gdy ten odetchnął z ulgą i jak najszybciej ulotnił się z korytarza, Winrose skonfrontował swoje palce z dłonią Victoire. Na szczęście znajdowali się na mniej zaludnionym korytarzu, gdzie ściany były pozbawione ozdób w postaci plotkujących obrazów. — Nie przywykłem do tego, że mnie unikasz, Tori — odezwał się półszeptem, bo nadal istniała obawa, że w każdej chwili może pojawić się tutaj jakiś uczeń, duch albo nawet inny nauczyciel, a potem, nie naciskając, wstał z egzemplarzem kilku książek w ręku. — Gdzie mam je zanieść, panno Weasley? — zapytał już o wiele głośniej, odbierając jeszcze kilka sztuk z dłoni kobiety. Akurat w jego domu respektowało się zasady dobrego wychowania, a on przyzwyczaił się od ich stosowania. Chyba przez wzgląd na pamięć matki, która skutecznie wpajała mu je za życia. — Prowadź — dopowiedział, w myślach dodając: Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, moja droga.
[Podejrzewam, że jest bardziej rozkapryszony niż Tori, czy nawet Domi, co do zmiany poglądów - wcale nie musi wracać do domu, by go nawracać, skoro nęka ją w pracy i czyni to z przyjemnością i z premedytacją w ramach niechęci do Weasleyów, psując jej krew.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Niedługo postaram się odpisać Winrosem. :)]
ukochany brat
Szedł przodem. Znał rozmieszczenia pomieszczeń w zamku jak własną kieszeni i wiedział, gdzie i na którym piętrze znajdował się gabinet kobiety, ale tylko do pewnego momentu wyrywał się przez szereg. Otóż w końcu kultura nakazała mu zwolnić i dać się jej wyprzedzić, gdyż nie miał zamiaru jako pierwszy przekraczać progu jej pokoju. Być może wcale nie życzyła sobie go w nim, a on zwykle respektował zdanie innych.
OdpowiedzUsuń[i]Nie unikałam cię[/i].
Słysząc to jedno słowo poczuł się, jakby ktoś rzucił w niego [i]drętwotę[/i], ale nie ujrzawszy w dłoni stażystki różdżki, odetchnął głębiej, niżeli miał to w zwyczaju, bo wolał uniknąć podobnych niespodzianek, będących w stanie jeszcze bardziej zrujnować niezbyt przychylny mu stan zdrowia, pogarszający się stopniowo coraz bardziej. Byłaby to też swego rodzaju powtórka z rozrywki, bowiem całkiem niedawno oberwał zaklęciem od Napoleona i walał, aby się to nie powtórzyło. Gdyby został zaatakowany, jego ciało zachowałoby się nieobliczalnie, co już miało okazję udowodnić.
Podszedł do Vicotire, rujnując jej przestrzeń osobistą, ale w zasadzie w takim małym pomieszczeniu nie był to wyczyn godny mistrzowskich umiejętności. Wystarczył tylko jeden nieprzemyślany ruch, chociaż w jego przypadkowy takowy był zastosowany ze swego rodzaju premedytacją. Szarość skonfrontowała się z błękitem, gdy spojrzał jej prosto w oczy, chociaż w jego nie tliła się wrogość, ani żadna inna negatywna emocja. Był do bólu spokojny, a przynajmniej usiłował za takiego w tym momencie uchodzić.
— Nie chcę byś czuła się nieswojo z powodu tego małego nieporozumienia, które miało miejsce kilka tygodni temu. Mam świadomość, że zachowałem się bardzo nietaktownie, odprawiając cię do własnego gabinetu, Tori, ale obawiałem się, że jeśli znów poczuje twą bliskość, to wydarzy się coś, czego potem oboje pożałujmy. Ludzie pod wpływem alkoholu czynią rzeczy, których nie powinni, a ja wypiłem wówczas trochę za dużo, niżeli powinienem w twoim towarzystwie — wyznał szczerze i sam się sobie zdziwił. Dawno nie był taki skory do wyznań. Ukrywał swoje emocje pod maską staranie wyważonych emocji i opanowania, ale teraz nie widział w tym żadnego sensu. Panna Weasley zasługiwała na kilka słów wyjaśnienia, a skoro mógł ją nimi uraczyć - to nic nie stało na drodze, by to właśnie uczynić. Poza tym nie chciał, aby w kobiecie zagnieździły się wątpliwości, których sam posiadał mnóstwo. W jakiś pokręty sposób zależało mu na niej, dlatego nie chciał zniszczyć ich relacji pochopnymi decyzjami, zrodzonymi pod wpływem chwili. Może nie powinien wpraszać się do jej gabinetu, może...
Dłoń Alastaira musnęła policzka Vicotire, ale szybko ją wycofał, zdając sobie sprawę, że szorstka skóra może podrażnić gładszą od siebie. Nie chciał wprawiać ją w stan dyskomfortu, a ostatnio robił to zbyt często, nawet jeśli nieświadomie. Ciche westchnienie wydobyło się z jego ust, ale po chwili uczynił kilka kroków w tył, by oddać jej komfort w postaci wolnej przestrzeni wokół siebie i odsunął się po same meble, a potem ujął w dłoń książkę, unikając kontaktu z jej ręką. Przyjrzał się jej okładce, a na jego ustach ukształtował się trudno do zweryfikowania grymas. Kobieta miała niewątpliwie racje. Przynajmniej trzy znajdujące się w niej artykuły były podpisane jego imieniem i nazwiskiem, ale to były stare dzieje.
Nie chciał do nich wracać, tak samo, jak wyparł się swych dawnych koligacji, by wieść w miarę spokojne życia, a przynajmniej próbował sobie to wmawiać przy każdej nadarzającej się okazji, chociaż w rzeczywistości odciął się od dawnego życia, by nie dokarmiać wyrzutów sumienia. Wolał udawać, że to, co było kiedyś, już go nie obchodzi, niżeli ciągle do tego wracać i rozdrapywać stare, z ledwością zabliźnione ranny, dlatego właśnie, gdy przyszło do niego zaproszenie, kategorycznie odmówił wzięcia udziału w owym spotkaniu. Uważał, że tak było lepiej dla jego ambicji, które znacznie ucierpiały przez jego przypadłość. Zachowując dystans, mógł przynajmniej odetchnąć. Wiedział, że gdyby się na nim pojawił, tkwiące w nim stare wspomnienia odżyłby i znów zaczęłoby się wszystko od nowa. Koszmar minionych lat powróciłby. Zacząłby rozpamiętywać wszystko krok po kroku, doszukując się błędów w swoim rozumowaniu, mimo iż przecież od dawna wiedział, że nie popełnił takowych - ani przedtem, ani teraz. Przy tego typu klątwie ofiara była niezbędna, by osiągnąć sukces, a on go sięgnął, chociaż koszt takowego nie przypadł mu w żaden sposób do gustu, dlatego właśnie odznaczenia, które otrzymał, nie widniało w jego gabinecie w formie trofeum, wzmagało w nim tylko gorycz, nic innego.
Usuń— W porządku. Skoro mnie nie unikałaś, nie mam zamiaru drążyć tego tematu, niemniej jednak mam nadzieję, że podobna sytuacja już się nigdy nie powtórzy — przyznał i w zasadzie nie potrafił sprecyzować nawet w obrębie własnych myśli czy ma na myśl to, że nie widział ją przez kilka tygodni, czy to, co wydarzyło się w jego gabinecie. Nadal pamiętał dotyk jej ust na swoich własnych i było to jedno z najprzyjemniejszych uczuć jakie doświadczył w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Nie żałował i gdyby wszedł w posiadanie zmieniacza czasu, nie cofnąłby go, by tego uniknąć, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że ta chwila słabości nie może już nigdy więcej się powtórzyć. Otóż wtedy stąpali po cienkim lodzie i, gdyby nie to, że opanował sztukę samokontroli, na pewno lekki muśnięcie nie byłoby jednym incydentem tamtego wieczoru.
OczyWinrose'a skonfrontował się z oczyma kobiety. Na wargach ukazał się delikatny uśmiech. Jak mniemał chęć uzupełnienia luk w wiedzy nie wzięła się znikąd. I był przekonany o słuszności tego stwierdzenia, ale nie miał zamiaru wgłębiać się w ten temat. Nie otwierając książki na żadnej ze stron, odłożył ją na blat biurka, obawiając się, że w końcu wrzuci ją do paleniska, w którym nadal tlił się ogień.
— Gdybyś miała jakieś wątpliwości, to wiesz, gdzie mnie szukać. Być może będę w stanie je rozwijać, ale oczywiście niczego nie mogę ci w tej kwestii obiecać — powiedział wreszcie, ale nie sądził, że Tori zwróci się o niego do pomoc w tej sprawie. Była na to zbyt dumna. Wolała zdobywać wiedzę na własną rękę i bardzo sobie w niej to cenił. Sam miał niegdyś podobne podejście do tych spraw, czego dowodem była sztuczna dłoń i na wpół zdewastowany organizm. Nikomu nie życzył takiego losu. Nawet własnemu bratu, chociaż nienawidził go szczerze i był oddany tej sprawie, jak żadnej innej, ale ten zszedł mu z oczu. Nie widział go od... dawna. Nawet nie mógł określić, kiedy ich ścieżki ostatni raz się ze sobą skrzyżowały i to nie miało żadnego znaczenia. Dopóki nie musiał go oglądać, dopóty jad nie przelewał się z jego ust.
— Powiedz mi, jak się miewasz Tori. Zrobiłaś użytek z butelki, którą ci dałem, a może wylałaś jej zawartość? — zapytał, chcąc zmienić temat, by znów nie doprowadzić do zagęszczonej atmosfery. Nie miałby jej z złe, gdyby wylała alkohol. W zasadzie przydałoby się, żeby potraktowała tak każdą butelką przechowywaną w jego gabinecie, a ich ilość była pokaźna. Od ostatniej rozmowy z nią, zdążył uzupełnić swój zapas, ale robił wszystko, by skończyć swoją przygodę z trunkami po maksymalnie pięciu kieliszkach. Po sześciu przestawał myśleć racjonalnie, a jednak wolał zachować reputacje i swój autorytet, na który zapracował. Zagadywał bowiem, że widok pijanego, zbyt wesołego jak na jego standardy nauczyciela alchemii, uczniowie wybuchliby śmiechem i nigdy nie traktowaliby go jak teraz - z szacunkiem i rezerwą, a nawet ze strachem, a takie emocje były potrzebne by zachować równowagę.
Usuń[ Z Rose i Amelią nam nie wyszło to może z Tori i Horacym się uda. Tak pomyślałam, że mogła by mu trochę pomatkowć, bo Horacy się przestał rodziców słuchać wraz z tym, jak nauczył się mówić. Nie wiem w jakim domu była Vic, ale mogli by się przyjaźnić jeszcze ze szkolnych lat i to ona mogłaby namówić Horacego, żeby zrobił coś ze swoim życiem i rozpoczął staż, bo on sam raczej nie wpadł by na tak absurdalny pomysł, że kiedyś mógłby się nadawać do pracy z młodzieżą. Co myślisz? ]
OdpowiedzUsuńHoracy
[ Myślę, że jak najbardziej mogą wpaść na ploteczki. Horacy chętnie pomoże jej piec pierniczki i "ukradnie" trochę babcię Tori, oczarował by ją trochę, bo by pozazdrościł takiej dużej i ciepłej rodzinki, która nie naciska i nie ma ogromnych oczekiwań i nadziei co do swojego potomstwa. Swatanie mu raczej nie straszne, co najwyżej zabawne i na pewno by nie chciał uciekać, zwłaszcza, jeżeli dostałby pyszne domowe jedzenie.
OdpowiedzUsuńRaczej on by jej na pracę w Hogwarcie nie namówił, tak jak wspomniałam, prędzej ona jego. Ale ogólnie bliscy przyjaciele, bardzo chętnie, robimy to. ]
Horacy
[ Myślę, że łatwiej będzie kiedy ty zaczniesz, bo na pewno masz w głowie dość dokładnie wykreowaną babcię Molly i dom Wesleyów, a ja nie chciałabym wparować w to z brudnymi buciorami i tej wizji popsuć :D ]
OdpowiedzUsuńHoracy
[Zważywszy na fakt, jak bardzo panna Weasley jest młodziutka i krucha, sądzę, iż Killian miałby opory przed zaangażowaniem w coś nieco poważniejszego, zwłaszcza, iż to nie ma przyszłości, jednak planowałam, aby w jego życiu pojawił się ktoś kto ostatecznie zatrzyma go w magicznym świecie, zapomni o żonie, zapomni i fakcie, że nie zobaczy już swojego syna. Nie wiem jak się na to reflektujesz, dlatego też sprawniej i wygodniej chyba nam będzie wszystko zapiąć na ostatni guzik na hangouts, ewentualnie gg.
OdpowiedzUsuńlifenotfair2@gmail.com / 44148056 ]
Leitner i reszta gromadki
Ściskając w dłoniach na pierwszy rzut oka, nieestetycznie wyglądający dziennik, Killian chyba po raz pierwszy w życiu, nie był w stanie napisać chociażby jednego zdania. Każdego wieczoru, niczym w transie zasiadał w ulubionym fotelu w samym rogu własnego gabinetu, pogrążając w przemyśleniach na temat codzienności, co skrzętnie notował w ukochanym dzienniku. Obecnie siedząc pośród bałaganu na chłodnej podłodze, bawił się nerwowo piórem, nie zwracając uwagi na poplamione atramentem spodnie. Uparcie powtarzał sobie, że juro będę lepiej, jutro będzie znacznie łatwiej, gdy zdołał podnieść się z miejsca i ułożyć na łóżku. Równie mocno niespokojny sen, co ostatnie dni zagościły w postaci zmęczenia na twarzy obcokrajowca. Nie było ani lżej, ani tym bardziej łatwiej. Jedyną skuteczną ucieczką od mętliku, którego powód uparcie z siebie wypierał były zajęcia, które niestety nie trwały wiecznie. Pozostawiony po środku pustej Sali, po nieprzespanej nocy, z nadal nieuzupełnionym dziennikiem, nerwowo stukał palcami w twardą fakturę biurka. Rozedrgany przez miliony myśli, miliony sprzecznych ze sobą emocji, czuł dziwne, abstrakcyjne powiązanie z Victoire. Stale mięknąc, tracąc siły, przyznał się przed samym sobą tuż po środku Sali do własnych słabości, co uderzyło w niego z niemal zdwojoną siłą. Miał nieodparte wrażenie, że panna Weasley w jakiś sposób łączy jego codzienność w całość. Zupełnie jakby każdego dnia stała obok, a on czuł jej emocje, jej obecny strach, delikatny dotyk i zapach. Przerażony tym, co właśnie miało miejsce, poderwał się, przewracając krzesełko, akurat w momencie, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Stanąwszy w bezruchu, omiótł wzrokiem kruchą, wyraźnie zdenerwowaną sylwetkę blondwłosej piękności. Wszystko, to, co uważał za nieodpowiednie, niemal niewarte wzajemnej uwagi miało swe ucieleśnienie w samej pannie Weasley. Jej spojrzenie niemal paliło go od środka, paraliżowało swą siłą, co nie pozwalało mężczyźnie chociażby drgnąć. Widok łez, wprawił jego serce znacznie szybszy rytm. Była bardziej krucha niż kiedykolwiek indziej. Był egoistą, potwornym egoistą. Próbował oszukać nie tylko siebie, ale i również młodą kobietę, tak, aby było łatwiej. Jednak czy rzeczywiście tak było? Wzajemny upór, jedynie pogłębiał mieszankę uczuć, wzmagał wewnętrzny chaos nie czyniąc niczego łatwiejszym,. Nie mieli najmniejszych szans na ucieczkę od tego, co im było pisanie.
OdpowiedzUsuń— Tak cholernie się o ciebie martwiłem… — przyznał mocno ściśniętym głosem i gdy tylko zdołał się ruszyć, w zaskakująco szybkim tempie pokonał dzielącą ich odległość. Ująwszy jej dłonie, chciał, aby przestała wyginać swoje palce, sprawiając sobie przy tym nieświadomie ból. Nie chciał dłużej bronić się przed tym, czego oboje tak naprawdę pragnęli. Ramiona Killiana z łatwością owinęły się wokół jej drobnego ciałka, chowając jej twarzyczkę w zagłębieniu jego szyi. Z wyczuciem przesunął dłonią po jej plecach, wyczuwając delikatne drżenie jej ciała. Jego mięśnie powoli rozluźniły się, zaś zdenerwowanie popadło w zapomnienie. Kołysał się lekko na boki, chcąc ją nieco uspokoić. Nie odzywał się, uważając jakiekolwiek słowa za kompletnie zbędne w tej sytuacji. Przywarł jedynie wargami do jej rozgrzane skroni a gdy tylko upewnił się, że oboje w normalny sposób są w stanie zebrać myśli i zapanować nad emocjonalną lawiną, odsunął ją od siebie i obdarzył uśmiechem, który był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. Martwiła go bladość jej skóry, cienie pod oczami. Nie przypominała mu Victore sprzed kilku tygodni.
— Powinnaś odpocząć. — szepnął, nie zabierając dłoni z jej ramion, gdyż miał wrażenie, że gdy tylko ją puści, ta rozsypie się na miliony drobnych kawałeczków, których on nie będzie w stanie poskładać w całość.
Killian
Byłyby znacznie bardziej spokojniejszy, gdyby teraz Victoire leżała w łóżku, a najlepiej, aby udała się do Skrzydła, gdzie pod czujnym okiem uzdrowicieli doszłaby do siebie. Mimo wielu zmartwień, nie umiał przestać się uśmiechać, zaś jego ramię ponownie z niebywałą łatwością owinęło się wokół talii młodej kobiety, pozwalając, aby ta wsparła na nim niemal cały ciężar ciała.
OdpowiedzUsuń— Nie musisz mi za nic dziękować, Victoire. Beze mnie jesteś w stanie osiągnąć więcej niż sobie wyobrażasz. To nie moja zasługa, to zasługa tego jak bardzo jesteś silną i zaradną kobietą. — rzekł, zaś jego uśmiech pogłębił się znacznie bardziej, gdy tylko złożył na jej czole czuły, przepełniony troską pocałunek. Nie oczekiwał niczego w zamian. Liczył się fakt, iż obojgu było dane dotrzeć do tej chwili, przepędzić chaos i odnaleźć definicję łączącego ich uczucia. — Nie zostawię cię samej, jednak musisz mi obiecać, że odpoczniesz. — dodał po chwili, po czym nadal trzymając ją blisko siebie, otworzył drzwi, wyprowadzając ją na korytarz. Zaprowadził ją do swojego gabinetu, gdzie nie przejmując się własnym zmęczeniem, usadowił ją na łóżku i okrył starannie kocem przesiąkniętym własnym zapachem. Dopiero wtedy poświęcił chwilę dla siebie, zamieniając sztywną koszulę i marynarkę na luźną koszulkę z logiem mugolskiego zespołu. Sprawnie rozpalił w kominku oraz zadbał o to, aby w kruchych dłoniach blondynki znalazł się kubek z herbatą. Na komodzie, tuż obok łóżka, postawił nawet talerzyk z biszkoptami na wypadek, gdyby młoda kobieta miała ochotę się poczęstować. Z cichym westchnieniem na ustach, starając się panować nad sytuacją, usiadł tuż obok Victoire, pozwalając sobie objąć ją ramieniem, by ta swobodnie mogła się o niego oprzeć. Póki, co wolał unikać tematu porwania. Najważniejsze był fakt, aby panna Weasley wreszcie porządnie wypoczęła i nabrała odpowiedniej ilości sił.
— Jak się czujesz? — zapytał cicho, gdy odgarnął z jej twarzy parę zbłąkanych kosmyków włosów, a następnie wsparł policzek na czubku jej głowy, przymykając przy tym powieki. — Spróbuj się zdrzemnąć. Ja i tak się nigdzie nie wybieram, więc cały czas tutaj będę. — dodał, a następnie przechylił się lekko w bok, by móc ułożyć ją na poduszce, uprzednio wyciągając z jej dłoni kubek po herbacie. Pogładził palcami jej blady policzek i cicho westchnął. Poprawiwszy materiał koca, upewnił się, że kobieta nie potrzebuje niczego więcej, w końcu podniósł się ostrożnie ze swojego miejsca. Mimo skończonych zajęć, nadal czekały go obowiązki. Dorzuciwszy parę drewienek do kominka, usiadł przy starym biurku zagłębiając się w naprawdę obszernej stercie uczniowskich wypracowań. Musiał prawdopodobnie przysnąć, gdzieś w połowie, gdyż obudził go Dark, który hałasował w klatce, domagając się tym wypuszczenia z klatki, co też mężczyzna uczynił. W momencie, gdy odwrócił się w stronę łóżka, napotkał spojrzenie blondynki, a on sam znowu się uśmiechnął i zasiadł na rogu łóżka.
— Wróciły ci rumieńce. — zauważył słusznie, choć panna Weasley nadal wyglądała słabo. — Potrzebujesz czegoś?
Killian
— Cóż, nie jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. — zaśmiał się, gdy blondynka wspomniała o tym, iż nie wygląda najlepiej. Dopiero, gdy było mu dane ułożyć się na łóżku i z ulgą odetchnąć, dotarło do niego jak bardzo był zmęczony. Ciepło bijące od ciała młodej kobiety niczego mu nie ułatwiało. Nadal się uśmiechając, ostrożnie przekręcił się na bok, by móc swobodnie spoglądać na jej twarz.
OdpowiedzUsuń— Dopiero wróciłaś, pozwól sobie odpocząć. Na rozmowę jeszcze przyjdzie czas, zobaczysz. — odparł i podparł się na łokciu, aby bez przeszkód delikatnie gładzić jej policzek. Skuszony nie tylko ciepłem jej drobnego ciałka, ale delikatnym zapachem, nachylił się ku niej, by następnie ostrożnie, jakby bał się odtrącenia, musnąć wargami linię jej szczęki oraz delikatną skórę szyi wraz z kącikiem kuszących ust. Nie przywykł do spania w ubraniach, czując się po prostu niekomfortowo. Dlatego też wysunął się na moment spod koca i pozbywszy się swojej koszulki, rzucił ją niedbale na jeden z foteli. Coraz ciężej było mu utrzymywać oczy szeroko otwarte, ostatecznie przegrywając z własnym zmęczeniem. Obudzony grubo po drugiej nocy, wstał z łóżka, mając na uwadze, to aby nie obudzić śpiącej kobiety. Przywykł do faktu, iż noce stały się dla niego wręcz bezsenne. Przy blasku jednej ze świec z porządnym bólem głowy, usiadł na parapecie okna, trzymając przy tym w dłoniach kubek z gorącą herbatą, której co jakiś czas upijał niewielki łyk. Myślami powiódł za swoim synem, którego widział po raz ostatni ponad rok temu. Thomas z pewnością karmiony milionem kłamstw, wierzył w słowa matki, mówiące o podłości ojca i jego rzekomej zdradzie. W tym aspekcie mężczyzna czuł się bezsilny, mimo, iż jego sumienie było w pełni czyste, a oszczerstwa, z którymi było mu dane się zmierzyć absurdalne. Killian poświęcił ponad dziesięć lat małżeństwa na to, aby Charlotte czuła się przy nim nie tylko piękną i docenianą, ale przede wszystkim ponad wszystko szanowaną i kochaną. Nie wiedział, co źle uczynił. Nie wiedział, dlaczego spotkała go tak sroga kara, która odebrała mu nie tylko żonę, ale i syna. Próbował na wiele sposobów odnaleźć Charlotte wraz z Thomasem. Niestety za każdym razem bezskutecznie. Odwrócił głowę w stronę łóżka, na którym obecnie leżała jego prawdziwa definicja szczęścia, jego brakujący element rozsypanej układanki, dzięki któremu wszystko nabiera poprzedniego kształtu i wraca do normy. Mimo wesołego uśmiechu, westchnął smutnie. Odruchowo zacisnął mocniej palce na fakturze rozgrzanego kubka, z którego upił kolejne łyki, pozbywając się przy tym narastającej suchości w ustach. Ból głowy nawet na moment nie zelżał, zaś bladość jego skóry była dostrzegalna nawet w blasku świecy. Nie chcąc tracić czasu jedynie na bezcelowe gapienie się przez okno, pochwycił swój dziennik wraz z piórem, by uzupełnić kolejne strony słowami, które wydawały się być dla niego najodpowiedniejsze, a uprzednio kompletnie niedostępne.
Killian
Musiał przyznać, iż Victoire bez najmniejszych przeszkód potrafiła zwrócić na siebie uwagę, czemu oddał się bez najmniejszych oporów, mimo iż regularnie uzupełnianie dziennika było jednym z wielu priorytetów w życiu Kiliana. Z niemałym trudem oderwał wzrok od ciała blondwłosej kobiety, gdy ta przebierała się w coś znacznie wygodniejszego. Zdecydowanie wystarczyło mu to co zobaczył, aby poczuć narastającą falę złości, choć domyślał się, iż skazy pokrywające ciało Victoire były jedynie namiastką tego to tak skrzętnie starała się przed nim ukryć. Gdy tylko się do niego zbliżyła, objął ją ramieniem i ucałował czule w czubek głowy. Słysząc jej pytanie, zacisnął wargi w wąski paseczek nie będąc do końca przekonanym, czy chce o czymkolwiek teraz mówić.
OdpowiedzUsuń— Nie jest to odpowiednia pora na takie rozmowy, Victoire. — stwierdził cicho i poprawiwszy kołdrę, którą oboje byli okryci, oparł policzek na czubku jej głowy. Było już na tyle późno, aby umysł Kiliana nie funkcjonował w sposób w jaki rzeczywiście powinien. Choć sen wydawał się być na tyle mocno odległy, że wręcz nie osiągalny, to mężczyzna po ponad godzinnym gapieniu się w sufit wreszcie zapadł w sen. Spał naprawdę mocno, jednak gdyby nie fakt, iż musiał pędzić na zajęcia, a przede wszystkim zjeść porządne śniadanie, to prawdopodobnie spędziłby cały dzień w łóżku, następnie zarzucając sobie marnowanie czasu. Nie był jednak świadomy faktu, iż już dawno był spóźniony na zajęcia, dlatego też, gdy tylko nieco nieprzytomnym wzrokiem odszukał zegar, zerwał się z łóżka.
— Jestem cholernie mocno spóźniony na zajęcia. — wyjaśnił powód swojego zachowania, przez który przerwał sen młodej kobiety. Nachylił się ku niej i pocałował czule w czoło. Nim wyszedł, obiecał, iż zobaczą się zaraz po skończonych lekcjach, choć i również ten czas bardzo mocno się wydłużył. Nadmiar obowiązków oraz wrażeń wręcz wypompował z Austryjaka jakiekolwiek chęci na cokolwiek innego poza snem. Pół zamku wręcz huczało o skradzionych rzeczach jednego z uczniów, na dodatek będącego wychowankiem domu Kruka, czemu sam Kilian musiał przyjrzeć się osobiście, uczestnicząc dodatkowo tuż przed samą kolacją w rozmowie z pierwszoklasistą i jego rodzicami. Wytrącony z równowagi, co zdarzało się niezwykle rzadko, stanął wreszcie przed drzwiami od pokoju Victoire. Nie wiedział nawet po to robił, skoro swoim wisielczym nastrojem, mógł jej jedynie zagrozić, jednak w momencie, gdy zapukał, dotarło do niego, że nie było już odwrotu. Gdy tylko drzwi uchyliły się, zaś jego oczom ukazała się sylwetka młodej kobiety, postarał się uśmiechnąć, jednak kompletnie mu to nie wyszło. Nie próbował nawet się tłumaczyć. Victoire z pewnością już zdążyła poznać powód jego spóźnienia.
— Jak się czujesz? — zapytał, gdy przekroczył próg pomieszczenia, by następnie czule pogładzić jej policzek.
Kilian
Naprawdę przez chwilę miał ochotę roześmiać się głośno, wręcz perfidnie, a mimo to, jedyne co uczynił, po dłuższym syceniu się bliskością Victoire, gdy trwał w jej objęciu, to zbliżenie się do okna w celu zajęcia miejsca na wąskim parapecie. We własnym gabinecie zwykł unikać foteli, czy starej kanapy. Ukochał sobie miejsce tuż przy oknie, niezależnie od pory roku, czy bijącego chłodu. Palce jego dłoni splotły się w nerwowym uścisku, czego nie miał zamiaru ukrywać. Nigdy nie miał problemów z określeniem własnych emocji, nigdy nie miał problemu, aby stanąć z lękami twarzą w twarz, nie uciekał, nie odkładał niczego na później. Od kilku tygodni było zupełnie inaczej. Wręcz kurczył się pośród własnej codzienności. Żałosne.
OdpowiedzUsuń— Szczery? — zaśmiał się i uniósł wzrok, aby móc na nią spojrzeć. Była jeszcze tak cholernie młoda, pod wieloma względami niedoświadczona… Ponownie zaczął szukać odpowiednich słów, przez co zapadła nieco krępująca cisza. Jego wzrok błądził po pokoju, zdradzając jego stale narastające zdenerwowanie.
— Czy to coś zmieni? — zapytał. Szczerość nie gwarantowała mu, iż uwolni się od narastającego mętliku, szczerość nie gwarantowała mu przede wszystkim zrozumienia nie tylko ze strony samej Victoire. — Czy to zmieni fakt, że cię kocham…?
Odwrócił się do niej plecami, zaś dłońmi przetarł swoją twarz. To nie tak miało wyglądać. Cholera jasna!
— Zbyt wiele rzeczy spieprzyłem. Jak mogę być odpowiedni dla kogoś innego? Jak mogę zapewnić Ci coś wartościowego, skoro nawet nie umiałem zadbać o własną żonę i syna?
Gwałtownie odwrócił się w jej stronę. Jego ton głosu stawał się coraz głośniejszy. Kilian właśnie stanął twarzą w twarz z absurdem własnej codzienności, z wyimaginowanym problemem niemal na własne życzenie. — Zabrała mi go, rozumiesz? Po raz ostatni widziałem go dwa lata temu… W jego oczach jestem nikim. Kimś kto powinien nie istnieć. Wysłałem miliony listów, dwukrotnie odwiedzałem ich miejsce zamieszkania, wszystko na nic. W końcu Charlotte zaczęła regularnie się przeprowadzać, wiedząc, że nie odpuszczę… Gdy wreszcie stanąłem z nim oko w oko… nie poznał mnie.
Nie chciał kontynuować dalej. Poza tym nietrudno było się domyślić, iż rodzinne dzieje Kiliana nie zakończyły się szczęśliwie. Wziął głęboki wdech, gdy ponownie usiadł na parapecie. Odchylił głowę do tyłu, by oprzeć ją na chłodnej fakturze szyby. Nie w ten sposób chciał o tym wszystkim jej opowiedzieć. Nie liczył na słowa wsparcia, nie liczył nawet na zrozumienie. Liczył jedynie na chwilę spokoju wraz z codziennością pozbawioną miażdżącej tęsknoty.
— Nie umiałem nawet Ci pomóc, gdy potrzebowałaś tego najbardziej, gdy byłaś w cholernym niebezpieczeństwie. — skwitował, mimo, iż o sytuacji blondwłosej kobiety dowiedział się, gdy sprawy zaszły już zdecydowanie za daleko.
Kilian
Nie znajdował odpowiednich słów, aby móc kontynuować narastającą wymianę zdań. Bezradność zapanowała nie tylko nad jego umysłem, ale i również nad całym ciałem. Muśnięcie jej delikatnych warg było niczym dwa kroki w przód, w tą znacznie lepszą stronę, jednak nadal o dwa za mało. Pokręcił głową. Nie mogła mu tego obiecać, skoro sam Thomas odgrodził się od niego murem karmiony milionem kłamstw przez własną rodzicielkę, która uważała, że tak właśnie będzie lepiej. Dotknął dłońmi jej biodrem, by następnie móc nadal siedząc na kanapie, oprzeć głowę na jej piersi. Przymknął powieki, wsłuchując się w przyśpieszony rytm serca.
OdpowiedzUsuń— Po prostu zostawmy to, co dotychczas zaśmiecało nasze umysły. Zostawmy dosłownie wszystko, chociaż na chwilę. Skupmy się na tym, co możemy stworzyć razem. — powiedział, będąc po prostu zmęczonym, nie tylko oszukiwaniem samego siebie względem uczuć, ale przede wszystkim zmęczony poczuciem winy wraz z tęsknotą. Zaskoczył go fakt, iż z łatwością w jego głowie zagościła wizja tak obszernych zmian. Nawet kąciki jego nieco pobladłych ust, delikatnie drgnęły ku górze. — Należy nam się chwila wytchnienia, prawda? — zapytał, po czym oderwał głowę od jej piersi i powoli podniósł się ze swojego miejsca. Jego ciepłe dłonie spoczęły na rumianych policzkach blondynki, zaś wargi spoczęły na jej słodkich, niezwykle miękkich ustach, całując je w dokładnie ten sam sposób, w jaki od zawsze sobie wyobrażał. Pozwolił sobie zatracić się w leniwej, czułej pieszczocie, która trwałaby za pewnie w nieskończoność, gdyby nie fakt, iż oboje byli zmuszeni zaczerpnąć powietrza. Zarzuciwszy sobie jej dłonie na kark, cały czas trzymając blisko siebie, podprowadził ją do łóżka, układając jej drobne ciało wśród miękkiej pościeli. Miał na uwadze fakt o tym jak bardzo była obolała, dlatego też chcąc odwieźć jej myśli od słabego stanu zdrowia bez oporów raz po raz kradł jej delikatne, momentami nieco bardziej zadziorne cmoknięcia. Odnalazł swoje miejsce i otwarcie mógł przyznać, że był z tego cholernie mocno dumny.
— Bardzo cię boli? — zapytał, nie wiedząc do końca, gdzie tak naprawdę może ją dotknąć, by uniknąć dodatkowej dawki bólu. W jego oczach była zbyt krucha, aby zasługiwała na tak wiele cierpienia. Nikt nie zasługiwał na ból wraz z życiowymi potyczkami.
— Gdy poczujesz się lepiej, zabiorę cię w pewne miejsce, ale najpierw naprawdę musisz porządnie wypocząć. — powiedział, poruszając przy tym zabawnie brwiami. W końcu położył się obok niej, pozwalając, by przylgnęła do jego ciała niemal cała. Złożył opiekuńczy pocałunek na czubku jej głowy.
— Spróbuj się zdrzemnąć, hm? — zaproponował. Sam również był zmęczony, a senność była jedynie kwestią czasu.
Kilian
Oddałby niemal wszystko, aby móc spędzić najbliższe kilka dni w łóżku, zatracając się w pełni w słodkim lenistwie, jednak pobudka, którą sprezentowała mu Victoire skutecznie odwiodła go od tego pomysłu. Uchyliwszy powoli powieki, przetarł dłonią twarz, następnie wyraźnie nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na uśmiechniętą twarzyczkę blondynki. Naprawdę dobrze było ją widzieć w tak sprzyjającym humorze. Nieśpiesznie przeszedł do pozycji siedzącej i objąwszy kobietę ramionami, wcisnął twarz w zagłębienie jej szyi, potrzebując po prostu jeszcze chwili, aby w miarę względnie zacząć funkcjonować. W pomieszczeniu pachniało skrzydełkami w miodzie, które Kilian niemal zawsze wyjadał z nauczycielskiego stołu, jako pierwszy, co skusiło go, aby oderwać się od przyjemnie ciepłego ciała Victoire. Był weekend i rzeczywiście nie musieli się nigdzie śpieszyć. Owinięty skradzionym z fotela kocem, usiadł w fotelu nieco bliżej stołu, dzieląc się z młodą kobietą miękkim materiałem, wcześniej sadzając ją na swoich kolanach. Wyglądała zdecydowanie lepiej, niż przez ostatnie dni.
OdpowiedzUsuń— Jakie plany na dziś? — zapytał, chwytając butelkę soku dyniowego. Upił spory łyk, dzięki czemu pozbył się irytującej suchości w gardle. — Może wybierzemy się, do Hogsmeade? — uniósł brew ku górze, oczekując reakcji młodej kobiety. Potrzebowali zmiany otoczenia, małej ucieczki od monotonii, która od dłuższego czasu uparcie uwierała Kiliana gdzieś z tyłu głowy. Skusiwszy się wreszcie, aby coś zjeść, chwycił oczywiście jedno ze skrzydełek, którego smak przypomniał mu o tym jak bardzo był głodny. Pogoda za oknem, nie wskazywała na to, aby miał padać deszcz. Mimo niskiej temperatury, dzień wydawał się być idealny, aby wybrać się chociażby na spacer.
— Lepiej powiedz mi jak się czujesz. — poprosił i choć zdawał sobie sprawę, że pyta się o to naprawdę ciężko, to nie ukrywał faktu, że zapyta się o to jeszcze kilka razy, stale martwiąc się równie mocno, co wcześniej. Przerwał na moment jedzenie, aby uważnie przyjrzeć się jej twarzy. Trzymając wolną dłoń na jej udzie, zataczał na nim delikatne kółeczka opuszkami swoich palców.
— Zawsze możemy spędzić ten dzień w łóżku, jeśli nie czujesz się na siłach, aby gdziekolwiek wychodzić. Nieco większa chwila lenistwa nam nie zaszkodzi, prawda? — zaśmiał się, po czym wrócił do jedzenia. Nie zjadł za wiele, jednak jemu póki co w zupełności to wystarczyło, by odegnać uczucie głodu.
— Wezmę prysznic i do ciebie wrócę, dobrze? — zapytał. Potrzebował nieco się odświeżyć, zrelaksować. Gorąca woda zawsze działała na niego niczym najlepszy, leczniczy balsam. — Ty w tym czasie, zastanowisz się nad atrakcjami dzisiejszego dnia, hm?
Kilian
Prysznic przyniósł mężczyźnie niebywałą ulgę. Starał się przeciągać stanie pod strumieniem gorącej wody jak najdłużej, jednak miał na uwadze dokładnie umówioną godzinę i nie chciał, aby Victoire czekała na niego w nieskończoność pod drzwiami od jego pokoju. Przywrócony komfort, zapach świeżych ubrań wywołał na twarzy Kiliana delikatny uśmiech. W zwykłych spodniach i luźnej bluzie, wyglądał nieco przystępniej niż w eleganckim ubiorze, który praktykował w dni nauki. Trzymając w dłoni ulubiony, ciemny płaszcz sięgający niemal do samej ziemi, wyszedł w końcu pokoju, stając przed blondwłosą pięknością. — Wszystko, co tylko zechcesz. — zaśmiał się i ubrawszy na siebie płaszcz, był wreszcie gotowy do wyjścia. Objął ramieniem młodą kobietę, trzymając ją blisko siebie. Mimo chłodu, który uderzył w nich zaraz po opuszczeniu murów szkoły, Kilian nie stracił ochoty na dalszy spacer. Poprawiwszy jedynie szal swej towarzyszki, upewnił się, iż założyła go odpowiednio, aby uchronił ją przed zimowym chłodem.
OdpowiedzUsuń— Nigdy nie sądziłem, że wrócę tutaj jako dorosły mężczyzna. — skwitował, gdy na moment odwrócił głowę, aby spojrzeć na malujący się tuż za ich plecami zamek. Czasy szkolne były przepełnione beztroską zabawą, pierwszymi rozterkami, pierwszymi dylematami, które przy pomocy dorosłych udało mu się zwyciężyć. Dziś, to on w oczach niekoniecznie wszystkich uczniów, stanowił kogoś wartego uwagi, godnego zaufania, czy odpowiedniego do naśladowania. Nie uważał się za nikogo wyjątkowego. Poza dzieleniem się wiedzą, dbał o to, by mury zamku zapewniły uczniom nie tylko start w przyszłość, czy drogocenną wiedzę, dbał o poczucie rodzinnego ciepła, dbał o komfort innych mocniej niż o swój własny. Może, to właśnie jego codzienna prostota sprawiła, iż zaskarbił sobie serca wielu podopiecznych, dla których drzwi od pokoju Austryjaka zawsze stoją otworem niezależnie od pory dnia, czy nocy.
Odruchowo oplótł swe ramię nieco mocniej wokół talii Victoire, zaś nieco chłodnymi wargami ucałował jej skroń. Z głębokich rozmysłach wyrwało go delikatne łaskotanie w nos. Zadarł, wiec głowę ku górze, a jego oczom ukazały się potężne płatki śniegu. Niemal od razu wszystkie wspomnienia związane z pierwszym dniem powrotu do zamku, ożyły w głowie Kiliana. Wtedy też spadł pierwszy śnieg, zaś korytarze Hogwartu zostały przystrojone świątecznymi dekoracjami, wprawiając uczniów oraz cały personel w wyjątkową atmosferę. Ująwszy dłoń Victoire, ostrożnie obrócił ją wokół jej osi, by objąć całą szerokością swoich ramion i czule pocałował. Był szczęśliwy, nieprzyzwoicie mocno szczęśliwy. Zmuszony zaczerpnąć powietrza, trącił nosem jej nos. Jej uroczo zarumienione policzki dodawały jej uroku wraz z domieszką kokieteryjności.
Kilian
Może i mogło się wydać to dziwne, ale uważał, iż Victoire była niezwykle urocza nawet w momencie, gdy zdenerwowanie nie pozwalało jej złożyć myśli w całość. Słysząc jej słowa cały czas patrzył na nią przepraszająco, gdyż nie umiał ukryć swego rozbawienia. Ani trochę nie interesował go tłum małych gapiów, czy opinia innych. Robił to, co uważał za w pełni słuszne. W końcu chwyciwszy jej dłonie, spojrzał w jej oczy wzrokiem, który wyraźnie mówił, aby nie próbowała uciekać od niego własnym spojrzeniem.
OdpowiedzUsuń— Sądzisz, że opinia innych jest w stanie w jakikolwiek sposób na mnie wpłynąć? Że ma na mnie jakieś znaczenie? — zapytał, unosząc przy tym brew ku górze. — To, kogo posiadam u swojego boku, nie jest wyznacznikiem mojego całokształtu. Nie pozwala na ślepy osąd tym, kim jestem. Tylko głupcy postępują w ten sposób, a w moim życiu nie ma miejsca na zawracanie sobie głowy ślepymi jednostkami pragnącymi sensacji. Rozumiem w pełni twoje zdenerwowanie, jednak to nie ludzie dokonują za ciebie wyborów, to nie oni sprawią, że coś stanie się łatwiejsze, czy możliwe do ominięcia. To ty Victoire o wszystkim decydujesz i to ty wybierasz sposób, w jaki widzą cię ludzie, tak samo tyczy się to również mnie… — zamilkł na moment i posłał jej delikatny uśmiech. — Więc ja wybieram, to, aby widzieli cię u mojego boku niezależnie od tego, co powiedzą. — dokończył dosadnie, a następnie ucałował czule jej czoło.
— Nie musimy chwalić się tym, co między nami jest całemu światu, jednak nie odmawiajmy sobie przyjemności tylko i wyłącznie ze względu na to, co ludzie powiedzą.
Ponownie pozwolił ją sobie objąć ramieniem z powodu pogarszającej się pogody. Przyśpieszył nieco kroku, chcąc uchronić blondynkę oraz samego siebie przed chłodem, Dotarłszy do jednego z lokali, ku ich korzyści nie było zbyt wielu ludzi, co pozwalało czuć się w pełni swobodnie. Kilian postawił na gorącą herbatę, by szybciej się ogrzać, proponują to samo samej Victoire.
— Uśmiechnij się. — poprosił cicho, delikatnie trącając ją ramieniem. Teraz nie było miejsca na głębsze przemyślenia, to był ich czas, którego oboje ze względu na natłok obowiązków nie mieli zbyt wiele, dlatego też, gdy już posiadali takową okazję powinni wykorzystać ją w pełni należycie z daleka od smutków i problemów.
— Na wszystko przyjdzie czas, a teraz naprawdę niczym się nie martw. Zbyt wiele ostatnimi czasy się działo, abyśmy teraz na własne życzenie dokładali sobie zmartwień.
Kilian
Rozumiał wszystkie jej obawy, jednak nie chciał, by wtargnęły one zbyt mocno w codzienne życie młodej kobiety. Wszystko było kwestią nastawienia. Wierzył w fakt, iż są w stanie rozwiązać niemal każdy problem, jednak do tego potrzeba chęci wraz ze zdwojoną siłą. Nie szukał akceptacji, nigdy od nikogo jej nie oczekiwał. Szedł do przodu zmagając się z tym, co miał dla niego los. Nauczył się nie tylko zaradności, ale i również patrzenia na niektóre sprawy z zupełnie innej perspektywy, co niejednokrotnie uratowało jego życie. — Uwierz mi, że jest prościej, jednak człowiek najpierw musi to zrozumieć i uwierzyć fakt, że sobie poradzi. — powiedział cicho i pogładziwszy jej policzek, uśmiechnął się delikatnie. Gorąca herbata skutecznie rozgrzewała go od środka o czym świadczyły chociażby delikatne rumieńce na twarzy bruneta. Zdumiony spojrzał na swą towarzyszkę, widząc jej nagłe poruszenie. Nie zdążył nawet zastanowić się nad jej propozycją, gdy ta poderwała go od stolika. Cóż nie przyznawał się przed samym sobą do faktu, iż nie był przeciętnym tancerzem. Wielokrotnie słyszał wiele komplementów, jednak zwykł puszczać te uwagi mimo uszu. Widząc radość Victoire nie był w stanie jej odmówić. Objąwszy ją czule, począł poruszać się w rytm muzyki.
OdpowiedzUsuń— Moja matka uwielbiała tańczyć. Robiła to niemal codziennie. — zaśmiał się, mając przed oczami sylwetkę rodzicielki, która nawet podczas gotowania poruszała się z gracją pośród kuchennych szafek w rytm ulubionych melodii. Czasem brakowało mu rodzinnych zjazdów. Rodzice przestali cokolwiek pisać, przestali nawet odpisywać na miliony listów słanych przez syna. W końcu i sam Killian zrozumiał, że przestał dla nich istnieć, a z czasem ból stał się lżejszy, niemal obojętny.
— Po nowym roku chcę wybrać się do mojego rodzinnego miasteczka. Masz może ochotę wybrać się tam razem ze mną? Nie jadę tam w żadnym konkretnym celu. Po prostu chcę odwiedzić to miejsce, nieco powspominać, a ty będziesz miała świetną okazję do tego, aby poznać mnie od nieco innej strony.
Nie czekając na odpowiedź, obrócił ją w delikatnym piruecie, co uczynił jeszcze dwukrotnie, by przyciągnąć do swojej piersi. Coraz bardziej wczuwał się w rytm melodii.
Nie należał do grona fanów tanecznych zabaw, jednak uśmiech prezentujący się na twarzy Victoire skutecznie go przekonał, aby pozostać na parkiecie jeszcze dłużej. Stale wzmagający się tłum, zaczął drażnić mężczyznę, jednak starał się w pełni skupiać swą uwagę na Victoire. W pewnym momencie nie wiedzieć kiedy ich ciała rozdzieliły się, zaś mocny ucisk na ramieniu Kiliana wyjaśnił się dopiero, gdy ten wyciągnięty z tłumu stanął twarzą w twarz ze swoim znajomym, nie zdając sobie sprawy z sytuacji w jakiej znalazła się właśnie Victoire. Z Andrew nie widział się dobre pięć lat. Nie przeczuwając, aby stało się coś złego, wyszedł na zewnątrz, by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Rozmawiałby pewnie z dawym przyjacielem znacznie dłużej, gdyby nie fakt, iż ten musiał wracać do domu, gdzie czekała na niego nowa małżonka. Wrócił do środka, gdzie kompletnie nieznana mu kobieta porwała go do tańca. Nie marudził, dając sobie po prostu szansę na dobrą zabawę. Wzrokiem, jednak szukał wśród reszty tańczących sylwetki Victoire. Poczuł stale wzmagający się niepokój, gdy nigdzie nie mógł jej dostrzec. Mimo głośno grającej muzyki do jego uszu dobiegł go krzyk blondynki. Przez pierwsze kilka sekund rozglądał się gorączkowo, zawładnięty przez miażdżące zdenerwowanie. Wreszcie odnalazłszy ją wzrokiem, zdenerwowanie zastąpiła złość. W mało delikatny sposób, nie kwapiąc się na słowo przepraszam, przedarł się przez tłum, chwytając ostatecznie delikwenta za kark. Zgromadzeni w lokalu ludzie niemal natychmiast zainteresowali się sytuacją przestając tańczyć. Kilian wzmocniwszy ucisk, skierował się w stronę wyjścia ciągnąc za sobą na oko młodszego od siebie mężczyznę. Popchnąwszy go na ziemię spowitą delikatnym, białym puchem, wydobył ze swojej kieszeni różdżkę zaś jego dłoń przydepnął nie pozwalając mu na sięgnięcie po różdżkę, mając na celu go jedynie wystraszyć.
OdpowiedzUsuń— Znam wiele ciekawych zaklęć dla takich ja ty… — wycedził z pogardą. Naprawdę z trudem panował na swoimi emocjami, mając szczerą ochotę rozprawić się z mężczyzną w znacznie bardziej dosadny sposób. Mimo to uczynił kilka kroków w tył, by ostatecznie objąć Victoire ramieniem. Miał wrażenie, iż młoda kobieta mocno drży, zaś samo drżenie nie było wcale spowodowane chłodem na zewnątrz. Spojrzał troskliwie na jej twarzyczkę, by następnie ucałować ją czule w czubek głowy, chcąc tym zapewnić, iż już nic jej nie grozi. Troskliwie poprawił szal okalający jej szyję wraz z materiałem samego płaszcza. Czuł się winny zaistniałej sytuacji, dlatego chciał jak najszybciej zabrać stąd Victoire. Wszystko, by szło po myśli Kiliana, gdyby nie fakt, że ich przeciwnik nie miał zamiaru zakończyć sprawy polubownie. Czasami rozsądek Kiliana nie działał w sposób w jaki oczekiwał sam Austryjak. Ugodzony drętwotą, wylądował boleśnie na oblodzonym chodniku. Skrzywił się dotykając okolic swojego obojczyka. Mimo, iż to on sam stał się ofiarą, ponownie miał przewagę. Młody czarodziej nie spodziewał się tak szybkiej reakcji ze strony Kiliana, która z pomocą zaklęcia Incarcerous, związał delikwenta, racząc go ostatecznie Oppugno.
— Wszystko dobrze? — zapytał odwracając się w stronę blondynki. — Chodźmy stąd, szybko.
Kilian
Nie próbował zmieniać toku jej myślenia. I tak niewiele, by to dało. Victoire potrzebowała czasu, dużej ilości czasu, by wrócić do normalności, a jego rola w tym wszystkim dotyczyła tego, aby trwał u jej boku niezależnie od podjętych przez nią decyzji. Chwyciwszy jej drobne ciało w stanowczym uścisku, schował ją pod połami swojego płaszcza, czekając aż ta się uspokoi. Gładząc czule jej plecy, opierał policzek na czubku jej głowy. — To nie twoja wina, skarbie. Nie miałaś na to wpływu… Żadne z nas nie miało, więc najważniejsze jest to, że już po wszystkim. — powiedział cicho i ucałowawszy jej wargi, ruszył wreszcie w drogę powrotną do zamku. Opady śniegu bardzo mocno przybrały na sile, zaś po wejściu do jego komnaty, nie zrobiło się wcale cieplej z powodu nierozpalonego w porę kominka. Z delikatnym uśmiechem, mając na uwadze obolałe ciało Victoire, wdział na nią swoją bluzę, która w uroczy sposób pochłaniała jej ciałko, niemal zatapiając w ciemnym materiale. Obtłuczony obojczyk dawał się mężczyźnie we znaki, jednak póki co udawało mu się skutecznie ignorować odczuwany dyskomfort. Domyślał się, iż w stłuczonym miejscu pojawił się już siniak. Gdy tylko rozprawił się z rozpaleniem kominka, czym prędzej zajął miejsce obok kobiety na łóżku, przyciągając ją do siebie, aby ta swobodnie mogła oprzeć się o jego klatkę piersiową. Pozwolił sobie nawet na to, aby jego dłoń powoli wsunęła się pod materiał ubrania i poczęła delikatnie gładzić rozgrzaną skórę jej brzucha. Choć niemal w ten sam sposób spędzili poranek, to wizja całego dnia poświęconemu lenistwu w niczym Kilianowi nie przeszkadzała. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio tak porządnie odpoczął i po prostu wyluzował.
OdpowiedzUsuń— Chodź, czas byś się odrobinę uśmiechnęła i przestała myśleć o tym, co już dawno miało swój koniec i nie powinno zaprzątać twoich myśli. — chwytając jej drobną dłoń, pociągnął ją na środek pokoju, zaczynając poruszać się w powolnym, aczkolwiek pełnym subtelności tańcu. Nie potrzebowali muzyki. Kilian nucił melodię jednego z mugolskich przebojów, aż w końcu przechodząc do słów, wyłożył kolejne karty na stół, okazując się nie tylko niezłym tancerzem, ale i równie dobrym wokalistą. Nie przerywał. Wręcz przeciwnie; nabierał coraz większej śmiałości, czerpiąc z ich małej zabawy wiele radości. Zamilkł, jedynie na kilka dłuższych sekund, gdy odnalazł wargi partnerki, prezentując im namiętny pocałunek, który jego samego przyprawił wręcz o zawrót głowy. Trąciwszy nosem jej nos, wracając do dalszego nucenia piosenki, a gdy tylko ją skończył, pokręcił w rozbawieniu głową.
— Wyglądasz strasznie blado. Może, jednak nie powinienem cię męczyć. Chcesz się może położyć?
Kilian
Słysząc pytanie na temat dziennika z początku w żaden sposób nie zareagował. Zacisnął jedynie wargi w wąski paseczek, wypuszczając przy tym spokojnie nagromadzone w płucach powietrze przez nos. Nie zwykł mówić o rzeczach dotyczących sfery prywatnej. Nie był nikim skrytym, po prostu nie czuł potrzeby, aby dzielić się z kimś szczegółami z życia, które dotyczyło w końcu tylko jego.
OdpowiedzUsuń— Zapisuję w nim niektóre szczegóły z życia codziennego od ponad czternastu lat. — odparł i wplątawszy palce w jej kosmyki włosów, począł je delikatnie przeczesywać. W końcu zdecydował się usadzić kobietę na łóżku i okryć kocem. Zadbał o to, aby w jej dłoniach znalazł się kubek z herbatą. Sam również miał ochotę skraść odrobinę koca, przytulić ją do siebie i nie myśleć o niczym innym poza słodkim lenistwem. Może rzeczywiście, by tak było, gdyby nie naglące pukanie do drzwi. Kilian spojrzał przez ramię w stronę Victoire, posyłając jej przepraszające spojrzenie. Otworzył drzwi, jednak nie zrobił tego na tyle szeroko, aby stojący przed nim uczeń dostrzegł siedzącą na łóżku stażystkę. Zamienił z nim dosłownie kilka słów, by panna Weasley z łatwością dostrzegła jak sylwetka Kiliana w sekundzie się zmienia. Minę miał nietęgą, zaś mięśnie wyraźnie się napięły. Skinąwszy głową, zamknął w mało delikatny sposób drzwi, kierując się niemal od razu w stronę fotela, z którego pochwycił swój płaszcz.
— Poczekaj tu na mnie, proszę. Postaram się wrócić do ciebie jak najszybciej. — powiedział i nachyliwszy się ku niej, ucałował czule jej wargi, co starał wydłużyć się na tyle ile był w stanie. — Moi wychowankowie zapewniają mi ciągłą rozrywkę. — zaśmiał się i przewrócił oczami, po czym prędko wyszedł ze swojego pokoju. Wizyta na szkolnym boisku, kosztowała go wiele nerwów. Zwykł spokojnie podchodzić do sprawy, jednak każdy miał swoje granice. Złamana miotła, kilka kości i uczniowska głupota. Chyba nie mogło być już gorzej. Kilian zawsze powtarzał uczniom, iż podstawą do codziennego życia był rozsądek. Cóż, coraz bardziej oszukiwał samego siebie. Kto normalny w tak niesprzyjającą pogodę, zakłada się w celach pieniężnych, rozpoczynając grę w Quidditcha? Uczniowska głupota zdecydowanie nie znała granic. Nim w końcu zostawił uczniów w spokoju, rozesłał listy do rodziców i wraz z personelem medycznych poskładał ich w całość, na zewnątrz było już ciemno. Po wejściu do swojego pokoju, w kominku nie palił się już ogień, nawet świece straciły swój płomień. Dostrzegł jedynie drobną sylwetkę na swoim łóżku. Znowu czuł, że ją zawiódł, jednak nie miał wpływu na codzienne obowiązki. Z cichym westchnieniem, starając się, aby jej nie obudzić, pokusił się o szybki prysznic. Stojąc przy starej komodzie, ubrany w jedynie dresowe spodnie, spojrzał w swoje odbicie w niewielkim lustrze. Skrzywił się na widok swojego obojczyka, który pokryty powstałymi na skutek uderzenia siniakami nie zachęcał do dalszego wglądu. Odwróciwszy głowę w stronę łóżka, uśmiechnął się delikatnie.
— Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. — powiedział i zapominając o braku koszulki, usiadł na łóżku, tuż obok zaspanego oblicza Victoire. Nachylił się ku niej i złożywszy pocałunek na jej ustach, dłonie ostrożnie ulokował we wcięciu jej talii, delikatnie podciągając materiał ubioru do góry.
Kilian
Z początku nie był w stanie ruszyć się chociażby na milimetr, będąc wręcz zszokowanym zachowaniem młodej kobiety. Nigdy nie pomyślał o tym, aby zbliżyć się do niej w ten sposób, by w jakikolwiek sposób ją prowokować, chcąc dać jej czas, aby w tym odpowiednim, wyjątkowym dla nich momencie zadziałało uczucie, nie żaden gwałtowny impuls wynikając z dzikiej zachcianki, która następnie okaże się być błędem. Oddając z równym zaangażowaniem każdy, najmniejszy pocałunek, przesunął dłonią po jej plecach, czując jak jego własny oddech staje się coraz cięższy, zaś serce stale przybiera rytmu. Śmiałe ruchy młodej kobiety nawet przez chwilę nie świadczyły o tym, iż może być to jej pierwszy raz. Chcąc, jednak podarować jej coś od siebie, powoli przekręcił się na bok zmuszając ją do tego, by odpadła na chłodną pościel. Piętnował jej ciało delikatnymi pocałunkami, prowadząc jej dłonie do coraz wrażliwszych miejsc własnego ciała. Świadomość tego jak bardzo Victoire była krucha, nie pozwalała mu na żaden pośpiech. Z uwagą i czułością rozprawiał się z każdym ruchem, chcąc, aby zapamiętała tą chwilę na bardzo długo. Akt cielesnego zbliżenia, traktował jako wyraz miłości, której nie był już w stanie się wyprzeć. Pot, który pokrył ich ciała, działał na ich korzyść, wzmagając między nimi tarcie rozgrzanej skóry, jednak Kilian stale miał wrażenie, iż ma ją nadal niewystarczająco blisko siebie.
OdpowiedzUsuńOdgarnąwszy jej z twarzy kilka zbłąkanych kosmyków włosów, uśmiechnął się błogo, starając się wyrównać rozszalały oddech. Pocałował delikatnie linię jej szczęki, przyciągając ostatecznie do własnej piersi. Jeszcze przez naprawdę długi czas, gdy trzymał ją w swoich ramionach, nie był w stanie się odezwać. Napięte, delikatnie drżące mięśnie powoli wracały do poprzedniego stanu.
— Wszystko dobrze? — zapytał i uniósł się delikatnie na łokciu, by spojrzeć na jej twarz. Skradł jej kilka czułych cmoknięć, nim z powrotem ułożył głowę na poduszce. To dopiero była prawda magia. Odetchnął głęboko, rozkoszując się błogim stanem. Jedną z dłoni gładził rozgrzaną skórę jej brzucha, nim wreszcie udało mu się zasnąć, będąc mocno wtulonym w sylwetkę młodej kobiety.
Obudzony koło godziny szóstej, nie spodziewał się sowy własnej siostry, która cichutko dobijała się do szyby za oknem. Ostrożnie wstał z łóżka i skompletowawszy swoją garderobę, odebrał od ptaka kawałek papieru. Treść szokowała, niemal wprawiła jego dłonie w niekontrolowane drżenie. Jedno było pewne, musiał działać. Odwrócił się w stronę śpiącej Victoire, czując jak niepokój i ogólnie zdenerwowanie zamienia się w porządną falę bólu.
— Tak cholernie cię przepraszam, skarbie. — wyszeptał, zdając sobie sprawę, że musi ją zostawić bez słowa, jeśli chce pomóc siostrze, która na niego liczy. W końcu złożył jej obietnicę. Był strażnikiem jej tajemnicy. Nie mógł jej zawieźć. Miał tylko ją, a od jakiegoś czasu również Victoire, którą równie szybko może stracić. W pośpiechu spakował najpotrzebniejsze rzeczy, pozostawiając Victoire samą w pokoju. Rozmowa z dyrektorem upewniła go w przekonaniu, iż czyni dobrze. Po wyjściu na dziedziniec odwrócił się i przystanął na moment. Ranił ją, tak cholernie ją ranił. Otarł wierzchem dłoni łzę, która spłynęła po jego policzku. Nie mógł się wycofać, mimo, iż jego dwutygodniowa nieobecność wywołała ogromne spustoszenia, których już prawdopodobnie nie będzie mu dane naprawić.
Kilian
Drżenie dłoni wracało do niego niemal każdego dnia. Mimo głębokiego skupienia, przemyślanych działań mających na celu ochronę młodej Leitner, Kilian gdzieś w głębi siebie nadal panicznie bał się tego co zastanie po powrocie do Hogwartu. Zmęczony, cholernie zmęczony nie tylko na tle psychicznym, ale i również fizycznym, dotarł wreszcie pod drzwi swojego gabinetu. Oparł się o nie ramieniem będąc kompletnie bez sił, których przecież potrzebował, cholernie mocno potrzebował, aby stanąć twarzą w twarz z Victoire i wytłumaczyć jej dlaczego rozegrał to właśnie w ten sposób. Nie był nawet pewien tego, czy oczekiwał chociażby zrozumienia. Domyślał się jak bardzo ją skrzywdził i chyba, to powodowało w nim największy ból, który dosadnie miażdżył go od środka. Z wyraźnie malującymi się cieniami pod oczami, po prostu opierał się ramieniem o twardą fakturę drzwi, starając się zebrać w sobie, chociażby najmniejszą cząstkę siły. W końcu chwyciwszy niewielką walizkę, drugą dłonią wyciągnął swą różdżkę i otworzywszy drzwi, wszedł do środka, nie kwapiąc się nawet, aby je domknąć. Mocno zgarbiony zasiadł za biurkiem, zaś z niewielkiej szafeczki wyciągnął butelkę porzeczkowego rumu, którego upił kilka łyków, nie zważając na jego moc. Przeniósł się na łóżko, zrzucają z siebie po drodze płaszcz, który niedbale pozostawił na podłodze. Musiał spotkać się z dyrektorem. Mimo późnej pory, mężczyzna oczekiwał go w gabinecie. Zebrawszy się w sobie, wziął prysznic i w nieco lepszym wydaniu opuścił swój pokój. Nie spodziewał się, iż na jednym z korytarzy jego oczy dostrzegą, tak cholernie dobrze znaną mu sylwetkę. Serce niemal wyskoczyło mu z piersi.
OdpowiedzUsuń— Victoire… — to jedyne co udało mu się powiedzieć, gdy niemal rozbił się o taflę milion a oskarżeń i wyrzutów. Nie próbował nawet z nimi walczyć, nie miał do tego najmniejszych możliwości. Niewiele mógł jej powiedzieć, co mogło okazać się być niewystarczające, aby odzyskać jej zaufanie.
— Tak cholernie mocno cię przepraszam… — szepnął, przerywając narastającą ciszę. Świadomość, iż przestał być dla niej kimś wartościowym niszczyła go od środka, że przystał być kimś ważnym… kimś kogo kochała.
— Niewiele mogę ci powiedzieć… Nie mogę o tym nawet mówić, gdyż każdy kto posiada chociażby namiastkę informacji o powodzie dla którego tak długo mnie nie było, znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Nie mogę cię narażać…
Spuścił głowę i wziął głęboki wdech. — Błagam cię, spróbuj mnie zrozumieć. — dodał równie cicho, co wcześniej. Był głupi, po prostu głupi.
Kilian
Z trudem łapał oddech. Po raz kolejny stracił kogoś, na kim od długiego czasu mu zależało. Mimo chęci natychmiastowego działania, wiedział, że musi dać jej czas. Nie mógł działać natarczywie, jednak tęsknił za nią, cholernie mocno i nie umiał znaleźć sposobu, aby sobie z tym poradzić. Nie zatrzymywał jej choć może właśnie nie powinien do tego dopuścić. Policzek piekl niemiłosiernie, jednak był dowodem na to jak bardzo zranił młoda kobietę. Spędził w gabinecie dyrektora dobre dwie godziny, co pozwoliło mu odwieźć swe myśli od sylwetki, Victoire, następnie nie zważając na fakt, iż powinien odpocząć, wrócił do swojego pokoju po płaszcz. Wizyta w Hogsmeade w jednym z barów, dała mu jedynie szansę na kilka głębszych, które niestety zadziały odwrotnie do zamierzonego celu, wzmacniając w mężczyźnie odczuwany lęk przez brakiem ostatecznego wybaczenia. Nie wiedział jak długo spacerował po miasteczku, jedna zdążył już porządnie zmarznąć. Decyzja o powrocie do zamku pojawiła się dopiero w momencie, gdy przestał czuć palce w butach. Nie sądził jednak, z czym dopiero tak naprawdę przyjdzie mu się zmierzyć. Napotkawszy na swej drodze byłego męża własnej siostry, przed którym uparcie chronił ją przez długie lata, nie miał szans na stosowną reakcję, gdyż ten nie działał w pojedynkę. Stracił przytomność zaraz po tym, gdy w jego ciało dwukrotnie uderzyła drętwota, potem już było tylko gorzej. Nagła i ponowna nieobecność Kiliana w szkole bez wcześniejszego poinformowania o tym odpowiednich osób, wzbudziła niemałe zainteresowanie. Dorosłym jednak nie trudno było się domyślić, co tak naprawdę było powodem.
OdpowiedzUsuńW dzień wigilijny, gdy nieobecność Austryjaka przedłużyła się do dwóch dni, nikt nie miał już wątpliwości. Rathmann stanąwszy pod drzwiami od pokoju Victoire, zapukał porządnie, wiedząc co łączy ową dwójkę.
— Zapraszam do mojego gabinetu, panno Weasley. — oznajmił, gdy tylko dostrzegł jej sylwetkę. Nie czekając na jej reakcję, po prostu odwrócił się i oddalił. Zasiadł za starym biurkiem, czekając aż kobieta spełni jego rządnie, gdyż ciężko było nazwać to życzeniem, czy chociażby prośbą. Gdy ta wreszcie się pojawiła, wskazał dłonią w stronę fotela, aby ta spokojnie spoczęła.
— Rozmowa musi zostać między nami… — zaznaczył już na samym początku. — Jako jeden z nielicznych, jestem świadom łączącej cię relacji z Kilianem. Leitner to mój serdeczny przyjaciel… Nie mówię ci tego, aby jakoś na ciebie wpłynąć. Mówię ci o tym, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że wasza ostatni kłótnia była ostatnim momentem, w którym widziałaś go żywego… — z ciężkim westchnieniem na ustach, wstał ze swojego miejsca. — Kilian ma młodszą siostrę, która jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Od lat naraża samego siebie, aby ją bronić. Ostatnimi czasu było tak samo, jednak przedwczoraj Kilian sam stał ją ofiarą… Szukamy go, jednak żadne z nas nie ma nadziei na to, że uda nam się go odszukać… Jako strażnik tajemnicy nie mógł ci o niczym powiedzieć, to właśnie żelazna zasada zaklęcia Fideliusa…
Kilian
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRathmann wiedział, że to właśnie tak się skończy. Cholera jasna! Niemal natychmiast wybiegł za młodą kobietą, choć musiał przyznać, że ciężko było mu za nią nadążyć. W końcu chwyciwszy ją za ramię, stanowczo zatrzymał, patrząc na nią z lekkim zażenowaniem.
OdpowiedzUsuń— Nie ma tutaj miejsca na impulsywne działanie, panno Weasley. — zaznaczył, poprawiając poły swojego płaszcza. — Jest już poszukiwany przez odpowiednie osoby. Miej na uwadze fakt, że Kilian nie jest w niebezpieczeństwie tylko i wyłącznie ze strony jednej osoby. — dodał i gdy upewnił się, że w razie konieczności w kieszeni wierzchniego okrycia odnajdzie swoją różdżkę, ruszył powoli w stronę miasteczka. — Osoba, która pragnie się na nim zemścić, nie jest na tyle głupia, aby zabierać go w miejsca, w których Kilian zwykł bywać. Wierz mi na słowo.
Rathmann nie pozwolił się wyprzedzać. Jeśli młoda kobieta zrobi coś co może im zaszkodzić, tylko ze względu na mieszankę emocji, to oberwie nie tylko ona sama, ale i również Mathias, który wolał pozostać na tym tle ostrożnym. Na jednej ze ścieżek miasteczka, Niemiec dostrzegł dwóch nauczycieli biorących czynny udział w poszukiwaniach. Niestety żaden z nich nie posiadał konkretnych wiadomości, mimo to nie tracili nadziei. Musieli go znaleźć jeśli nawet czekało na nich najgorsze.
— Rozdzielimy się raz jeszcze. Wyjdziemy poza miasteczko. — zarządził Mathias. — Ty zostajesz ze mną. — tym razem zwrócił się w stronę Victoire, tonem, który ewidentnie nie znosił sprzeciwu. Mathias nie ufał jej na tyle, aby puścić ją w samopas, poza tym działanie w pojedynkę mogło przynieść znacznie więcej szkód niż korzyści.
— Trzymaj różdżkę w pogotowiu. Może się przydać. — uprzedził Victoire, gdy zboczyli z trasy, wchodząc na nieco bardziej zarośniętą ścieżkę, prowadzącą poza granice miasta. — Zwłaszcza, że tak jak wcześniej wspomniałem, nasz delikwent nie działa sam.
[Cześć, czołem, html-owy ułomie (jak i ja!). Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja o sobie tak myślę. Dziękuję serdecznie za ciepłe słowo, choć widzę, że jesteś na urlopie. Haru proponuje się na emocjodawacza, który podrzucałby Tori rysunki w najmniej oczekiwanych momentach. Moja dziewczyna z zaskakującą łatwością odczytuje emocje, choć sama sprawia wrażenie jakby ich nie miała. Niektórzy mówią, że jest głupio szczęśliwa. Ale myślę, że na rozmowie obie mogłoby skorzystać. Jeśli będziesz miała chwilę to pukaj do nas śmiało :)]
OdpowiedzUsuńNakajima
Sylwetka Kiliana leżała niemal na samym środku ciemnego pokoju. Wyraźnie wychłodzony nie dawał najmniejszych oznak życia, mimo, iż stojący nad nim mężczyzna przepełniony agresją wrzeszczał w niebogłosy, karmiąc Austryjaka bezlitośnie zaklęciem Crucio. Dłonie Leitnera były wyraźnie obdarte, zaś na pokrytym krwią policzku malowała się paskudna, cięta rana, po której prawdopodobnie pozostanie ślad w postaci blizny. Ciężko było dostrzec unoszącą się klatkę piersiową Kiliana, co mogło wskazywać na to, iż jego oddech stał się płytki nieregularny, ewentualnie zanikł na dobre. Stanowił materiał do testowania wielu zaklęć o czym świadczyły liczne siniaki, a nawet pojedyncze złamania. Bezwzględność oprawców szokowała, jednak nie zdołała złamać wewnętrznej siły Kiliana, pozostawiając powierzoną mu tajemnice nadal w pełni ukrytą.
OdpowiedzUsuńRathmann wolał poczekać na resztę, jednak był świadom również, iż nie mogli czekać. Wziąwszy głęboki wdech, nie zastanawiał się zbyt długo. Wyminąwszy młodą kobietę wszedł w głąb tunelu, dając jej tym do zrozumienia, iż nie miał zamiaru czekać i ona powinna postąpić właśnie tak samo. Poruszał się najciszej jak to tylko możliwe, nie chcąc, aby ich obecność została odkryta. Słysząc stale wzmagające się głosy, odwrócił głowę w stronę Victoire posyłając jej znaczące spojrzenie, zaś jego palce odruchowo zacisnęły się na różdżce. Mimo, iż nie opuścili jeszcze dobrze tunelu, to z jego końca mieli świetny widok na pokój, w którym znajdował się Kilian.
— Sukinsyny… — bąknął pod nosem Mathias, nie mogąc w żaden sposób się powstrzymać, widząc do czego tamci byli zdolni, chociażby na przykładzie samego Kiliana, który na chwilę pozostawiony sam, pozbawiony sił, walczył o to, aby chociażby usiąść, ruszyć się, cokolwiek, nie miał sił.
— Dość tego!! — donośny krzyk rozniósł się po obskurnym pomieszczeniu, zaś przy Kiliane pojawił się były mąż jego siostry. Mocne kopnięcie spowodowało, iż Kilian opadł na ziemię i jęknął przeciągle, chwilę później spluwając krwią prosto na posadzkę.
— Możesz mnie zabić, ale nic ci nie powiem, pieprzony gnoju… — wyszeptał, za co oberwał po raz kolejny. Wysoki blondyn naprawdę tracił coraz więcej cierpliwości.
Rathmann odwrócił się w stronę Victoire i uważnie się jej przyjrzał.
— Zaczniemy od zaklęć oszałamiających, następnie będę cię krył z pomocą zaklęcia Protego… zabierzesz stąd Kiliana, teleportując się nieopodal tego miejsca, będę zaraz za tobą, zrozumiano
Kilian
Kilian ostatnie co pamiętał to kompletny chaos, masę krzyków i delikatny dotyk na ramieniu. Gdy otworzył oczy, wokół panowała kompletna cisza. Zamrugał kilkakrotnie, próbując zorientować się w tym co właśnie się dzieje. Nie od razu dotarło do niego, iż znajduje się już w Hogwarcie, z daleka od niebezpieczeństwa, które zostało zażegnane. Choć poskładano go największą starannością, to ból towarzyszący mężczyźnie równał się do tego, który poczuł po raz pierwszy w momencie, gdy został zaatakowany. Potrzebował czasu, jednak na jego twarzy przez chwilę namalował się błogi uśmiech, nim ponownie zasnął. Sam Rathmann wyszedł z tego cało, poza mało znaczącymi zadrapaniami i choć powinien już dawno być w domu, razem z małżonką i synem zasiadać do wigilijnego stołu, to jednak pozostał dłużej w zamku, który dosłownie opustoszał, by czuwać. Nie mógł jednak siedzieć tutaj w nieskończoność, dlatego też podniósł się z niewygodnego krzesła i zbliżywszy się w stronę Victoire, delikatnie potrząsnął ją za ramię. Była zdecydowanie bledsza niż zwykle, jednak porównawszy jej stan do obecnego stanu zdrowia Kiliana, była niczym wzorowy okaz zdrowia. Nie pytając o zgodę, ostrożnie wziął ją na ręce. Wiedział, że ona jako jedna z nielicznych będzie wiedziała jak zadbać o śpiącego mężczyznę i bez żadnych obaw mógł ją z nim zostawić. Może nie tak wyobrażali sobie święta, jednak najważniejszy był fakt, iż wszystko dobrze się skończyło. Ułożywszy ją obok Kiliana, poprawił pościel i cicho westchnął. Zadbał o to, aby na niewielkim stoliczku znalazło się jedzenie wraz z czymś do picia. Skinąwszy jedynie głową, pożegnał się z młodą kobietą i po prostu odszedł.
OdpowiedzUsuńKilian majaczył w gorączce, jednak i ta w końcu ustąpiła. Uchyliwszy powieki, odruchowo wziął głęboki wdech, czego od razu pożałował z powodu ledwie zrośniętych, jednak nadal obolałych żeber. Na jego policzku widniała blizna, która pozostawała jeszcze lekko czerwona i opuchnięta. Przesunął powoli dłonią po materiale pościeli, natrafiając na coś ciepłego i gładkiego. Nie od razu zorientował się, iż była to dłoń należąca do Victoire. Wsunął pod nią swoje palce, odwracając przy tym głowę delikatnie w bok. Była tutaj i nie był to jedynie chory wytwór jego wyobraźni, naprawdę tutaj była i leżała u jego boku.
— Victoire? — szepnął, wątpiąc w to, iż ta go usłyszy. Suchość w gardle nieco utrudniała mu normalne mówienie. Zdołał poprawić się nieco na poduszkach, a następnie tym razem nieco śmielej wplątał palce w jej dłoń. Mieli sobie tak wiele do wyjaśnienia, jednak teraz najważniejszy był fakt, iż kobieta była obok… nic więcej dla mężczyzny się już nie liczyło, nawet fakt, iż były święta.
Kilian
Uniósł delikatnie dłoń i dotknął jej rumianego policzka, by następnie zagarnąć jeden z niesfornych kosmyków za ucho. Nie myślał w ten sam sposób, co Victoire. Żadne z nich nie było w stanie przewidzieć tego, co może się stać i co właśnie się stało. Powinni skupiać się na tym co jest tu i teraz i poniekąd Kilian miał zamiar właśnie tak zrobić. Nawet zdołał uśmiechnąć się delikatnie. Przeniósł palce na jej podbródek, który ostrożnie ujął, a następnie złożył na jej wargach kilka leniwych cmoknięć. Potrzebował tego mocniej niż mógł sobie wyobrazić.
OdpowiedzUsuń— Nie masz mnie za co przepraszać. Powinnaś teraz ten czas spędzać z rodziną… nie ze mną. — szepnął, gdy tylko ich wargi się rozdzieliły. Przymknął powieki, niemal natychmiast zapadając w twardy sen, co nie dało mu możliwości, aby usłyszeć odpowiedź młodej kobiety. Poranek przyniósł mu ze sobą nie tylko gigantyczny ból głowy, ale również porządny głód. Ból żeber całkowicie minął, zaś na policzku nie było śladu po opuchliźnie, czy zaczerwienieniach. Pozostała jedynie blada blizna, która niemal każdego dnia będzie przypominać Kilianowi o tamtych wydarzeniach. Dzięki fachowej opiece nie musiał martwić się faktem, iż będzie zmuszony pozostać w Skrzydle jeszcze przez dłuższy czas. Mimo to większy zakres ruchów przyprawiał go o dyskomfort, jednak już bez żadnej pomocy, powoli przeszedł do pozycji siedzącej. Rozejrzał się wokół, ponownie rozkwitając promiennym uśmiechem, gdy na widok świątecznych dekoracji poczuł przyjemne ciepło gdzieś w okolicach serca. Posmutniał na dosłownie kilka sekund, zdając sobie sprawę, iż dla samej Victoire mogły one nie być aż tak idealne z powodu nagromadzonych problemów. Przeczesał palcami swoje nieco zmierzwione kosmyki włosów, doprowadzając je do ładu. Udało mu się nawet wstać i ubrać na siebie ulubiony szlafrok w kolorze intensywnego granatu. Zbliżył się w stronę parapetu i wyjrzawszy przez okna, ujrzał biały puch, który coraz intensywniej pokrywał wszystko co napotkał na swej drodze. Słysząc przyśpieszone kroki, odwrócił się przez ramię. Widok Victoire, wywołał w jego głowie dosłownie burzę prawdziwych wyrzutów sumienia. Prawdopodobnie byli jedynymi z niewielu osób, które pozostały w okresie świątecznym w Hogwarcie. Nadal uważał, iż Victoire zasługiwała na pełne magii święta w gronie najbliższych. Przysiadł na parapecie, próbując ponownie przywołać na swojej twarzy uśmiech.
— Proszę powiedź, że właśnie przyszłaś mnie stąd zabrać. — stwierdził, próbując brzmieć zabawnie, jednak niekoniecznie mu to wyszło. Oplótł swe ramię wokół jej talii i westchnął cicho, chowając swą twarz w jej miękkich kosmykach włosów.
Kilian
Kilian był szczerze przerażony widokiem Victoire, a tym bardziej stanem, w którym się znalazła. Zebrawszy się w sobie, objął ją stanowczo ramieniem i uniósł do góry, sadząc ostatecznie na swoim łóżku. Odruchowo przyłożył jej dłoń do czoła, które okazało się być chłodne. Spojrzał na nią troskliwie, kręcąc przy tym lekko głową. — Co ty bredzisz, słońce? — zapytał i przygarnął ją do siebie, czule całując w czubek głowy. — Rozbrajasz mnie samym swoim widokiem, nie opowiadaj głupot. — dodał, zapominając o tym, iż wcześniej wspominała o spotkaniu z jej rodziną.
OdpowiedzUsuń— Już jest okej? — zapytał, choć szczerze w to wątpił. Victoire nadal była niezdrowo blada. Może i oberwie za to po uszach, ale nadal trzymając ją blisko siebie, podniósł się z łóżka, zmuszając ją przy tym do tego samego i skierował się w stronę wyjścia ze Skrzydła. Czuł się na tyle dobrze, aby wreszcie zadbać sam o siebie, a obecnie jego jedynym planem było wpakowanie blondynki do łóżka. Szedł powoli mając wrażenie, iż nogi Victoire niekoniecznie chcą ją słuchać. Już dawno wziąłby ją na ręce, gdyby nie fakt, iż jeszcze nie był w tak zadowalającej formie. — Jesteś pewna, że to tylko niestrawność? — zapytał, gdy byli niedaleko jego pokoju. Po przekroczeniu progu, zaprowadził ją do łóżka i od razu wręczył szklaneczkę wody. Sam nieco opornie, przebrał się w coś bardziej odpowiedniego, uparcie powtarzając, że sam da sobie radę. Musiał przyznać, że mocno się zmęczył. Usiadł obok niej i wziął głęboki wdech. Dopiero wtedy w pełni do niego dotarło o czym mówiła mu Victoire nim wyprowadził ją ze Skrzydła. Odwiedziny u jej rodziny? Zacisnął nieco zbyt mocno wargi w wąski paseczek, czując jak w jego głowie rozpętała się prawdziwa burza. Nie wiedział, co tak naprawdę mógłby jej odpowiedzieć. Nie należał do jej rodziny. Święta od zawsze kojarzyły mu się z czasem tylko i wyłącznie dla bliskich osób i choć Victoire taką osobą dla niego była, to on czuł, iż nie miał prawa jeszcze wkraczać w rodzinne szeregi blondynki, mimo, to nie umiał jej odmówić.
— Kiedy chciałabyś wybrać się do swoich bliskich? — zapytał, odwracając głowę w jej stronę. Spojrzał na nią uważnie, po czym ukrył jej kruche ramiona pod materiałem koca. — Jeszcze dziś? — uniósł brew ku górze i objął ją ramieniem, a następnie nachylił się ku niej, by delikatnie przygryźć płatek jej ucha. — Co do niechęci całowania ciebie, szczerze powiedziawszy mam ochotę zrobić z tobą coś znacznie więcej. — przyznał bezwstydnie i zaśmiał się cicho, cmokając przy tym jej policzek.
You know
Kilian uniósł brew ku górze, by po chwili roześmiać się cicho.
OdpowiedzUsuń— Udobruchaniem się nie martw. Jestem w tym prawdziwym mistrzem. — zaśmiał się, po czym wyszczerzył szeroko, jednak już po chwili wyraźnie spoważniał, przysłuchując się dalszym słowom Victoire. Nie chciał, aby ze względu na niego rezygnowała z wizyty u rodziców, dlatego też chciał jej towarzyszyć. Może rzeczywiście nie będzie aż tak źle?
— Dobrze, wybierzemy się tam nawet dzisiaj. — odparł zdecydowanie, po czym nachylił się ku niej, zmuszając ją, by opadła na pościel. Złożył kilka czułych pocałunków na jej szyi, delikatnie zahaczając o drobne ramię. — Planujesz zostać tam do końca świąt? — zapytał, nie wiedząc co ma spakować i czy w ogóle powinien coś ze sobą zabrać. Skrzywił się w pewnym momencie, gdy przez swoją nieuwagę uraził się w jedno z obolałych miejsc. Z cichym westchnieniem opadł na łóżko na miejsce tuż obok Victoire i wlepił wzrok w sufit. Nie wiedział ile tak leżeli, dlatego też, aby uciec przed sennością, Kilian zaproponował, aby powoli zbierali się do drogi. Nie śpieszyło mu się do spotkania z jej bliskimi, jednak również nie chciał wybierać się w podróż o zbyt późnej godzinie. Może i nie czuł się najlepiej, jednak będzie miał szansę odpocząć będąc już na miejscu. Nie stresował się, czuł dziwny spokój. Planował zrezygnować z kolacji ze względu na coraz gorsze samopoczucie, jednak domyślał się, iż może nie wyglądać to zbyt kulturalnie, dlatego też liczył się z możliwością, iż będzie zmuszony pozostać przy stole niemal do samego końca.
— Nie pozwól mnie zjeść. — szepnął jej na ucho, gdy stanęli przed drzwiami. Cmoknął czule jej skroń i nieświadomie nieco mocniej zacisnął palce na jej dłoni. Niemal zaraz po otworzeniu drzwi przez gospodarzy można było wyczuć zapach świątecznych potraw. Kilian dostrzegł niepewność w oczach pani Weasley, mimo to nie miał zamiaru się wychylać. Puścił Victoire przodem, podążając niemal krok w krok za nią. Czuł się tutaj naprawdę niczym nieproszony gość. Może, jednak było zbyt wcześniej na wizytę w jej rodzinie? Teraz nie miał szans, aby się wycofać, zaś wcześniejszy spokój i opanowanie szybko ustąpiły lekkiej fali stresu. Mimo, to sprawiał wrażenie swobodnego i wyluzowanego, o czym świadczył chociażby delikatny uśmiech. Zaczął nawet lekko utykać, jednak miał szansę szybko to ukryć, gdy było im dane wreszcie usiąść na kanapie. Czuł na sobie wzrok niemal wszystkich zgromadzonych. Miał ochotę zwrócić im uwagę, jednak nie mógł sobie pozwolić na aż taką głupotę.
<3
Może i nie było aż tak źle, jednak domyślał się, że wszystko jeszcze było przed nim. Atakowany milionem pytań zachowywał pełen spokój, starając się przy tym pokazać dyskretnie domownikom gdzie leżała granica jego prywatności, jednak bezskutecznie. Pytań jedynie przybywało. Gdy zasiedli przy stole, począł zataczać na wierzchu dłoni Victoire delikatne kółeczka opuszkami palców. Odwzajemnił pocałunek ulegając w pełni pokusie. Pogładził czule jej policzek i uśmiechnąwszy się delikatnie, skinął głową.
OdpowiedzUsuń— Niezbyt dobrze się czuję. — przyznał otwarcie, nieco zduszonym tonem głosu. Rzeczywiście był bardziej bledszy niż zwykle, jednak sytuacja wymagała tego, aby został przy stole i wcale nie miał zamiaru się ruszać. Objąwszy więc czule blondynkę ramieniem wsparł policzek na czubku jej głowy. Podziękował za przyniesioną dla niego herbatę, którą szczerze uwielbiał i upił kilka niewielkich łyków, pozbywając się dzięki temu suchości w gardle. Bawił się jej palcami, nadal żwawo uczestnicząc w rozmowie, aż do momentu, gdy w salonie pojawiła się głowa rodziny wraz z synem. Kilian niemal czuł ciężar ciężkiego wzroku na swoich ramionach, co niosło wyraźny przekaz, iż nie powinno go tutaj być. Mimo to, siedział wyprostowany odważnie patrząc ojcu Victoire w oczy. Nie miał zamiaru dać za wygraną, ani tym bardziej pozwolić sobie, aby ktoś decydował za nich o ich przyszłości z czym z pewnością będą zmuszeni się zmierzyć. W momencie, gdy nastąpił uścisk dłoni, Kilian świetnie wyczuł próbę okazania władczości poprzez siłę nacisku. Nie chciał brac udziału w całym tym teatrzyku, dlatego też pozostawał spokojny i wyraźnie zdystansowany.
— Położę się dziś wcześniej, dobrze? — szepnął w stronę partnerki. Reszta domowników powinna to zrozumieć, a on sam naprawdę nie czuł się na siłach, by spędzać przy stole jeszcze długie rozmowy. Objąwszy ją ramieniem, przytulił do swojej piersi i ucałował czule w czubek głowy. Nie spodziewał się, że zostanie wyciągnięty przez jednego z dzieciaków w celu wysłuchiwania miliona opowieści i odpowiadania na tysiące zabawnych, aczkolwiek w pewnym momencie nawet śmiałych pytań. Dziecięca otwartość naprawdę potrafiła być urocza. Siedząc na dywanie w niewielkim pokoiku, trzymając dziewczynkę na kolanach opowiadał nieco historii związanych z przedmiotem, którego nauczał w Hogwarcie, gdy ta nagle na tyle mocno zaabsorbowana słowami mężczyzny, uznała, iż wszyscy powinni go wysłuchać i chwyciwszy go za dłoń, zaciągnęła do salonu. Kilian zmierzył uważnym spojrzeniem każdego z osobna. Zdążył usłyszeć co nieco, by zorientować się, że pod jego nieobecność ostra wymiana zdań tyczyła się właśnie jego.
— Z chęcią dowiem się czegoś o sobie… — powiedział, nienawidząc sztuczności. Ułożył dłoń na ramieniu Victoire, które lekko pogładził, jednak nie zdecydował się obok niej usiąść. Czuł, że zaraz coś może się wydarzyć.
<3
Był zły, bardzo zły, jednak nie pozwolił sobie na odparcie słownego ataku. Podążył więc za Victoire, naprawdę mając ochotę wrócić się na dół i skonfrontować się z ojcem blondynki. Czy miałoby to jakikolwiek sens? Mężczyzna w to szczerze wątpił. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, ulokował dłonie na biodrach Vic, starając się zapanować nad natarczywością jej ust.
OdpowiedzUsuń— Hej, słońce… — szepnął, gdy delikatnie się od niej odsunął. Pogładził czule jej policzki i uśmiechnął się delikatnie. — Powinnaś tutaj zostać, chociażby ze względu na matkę i rodzeństwo. Widzę jak bardzo im na tobie zależy. Ja wrócę do zamku. — dodał, choć spodziewał się, że ten pomysł może jej się kompletnie nie spodobać. Z delikatnym grymasem na twarzy, nie opierając się przed pomocą zdjął z siebie koszulkę i usiadł na łóżku. Czuł rozpierający ból w żebrach i prawym barku, jednak nie było to nic czego nie umiałby ignorować. Opadł na poduszki, pociągając za sobą młodą kobietę. Wsunąwszy dłoń pod materiał jej koszulki, przesunął powoli dłonią po rozgrzanej skórze brzucha, by następnie powoli zacząć odpinać guzik za guzikiem, co doprowadziło do tego, iż delikatny materiał jej koszulki opadł niedbale na podłogę, tuż obok garderoby Kiliana. Subtelnie zsunął ramiączko stanika z ramienia blondynki, które następnie czule ucałował. Nie śpieszył się, chcąc poznać jej ciało zupełnie na nowo. Jedna z jego dłoni przesunęła się po wewnętrznej stronie jej uda, zaś wargi z łatwością odnalazły drogę do jej ust. Całował je leniwie, powoli do czasu, aż oboje byli zmuszeni zaczerpnąć powietrza.
— Nie myśl już o tym. — poprosił i naciągnął na siebie oraz na Victoire materiał pościeli, nie przerywając jedynie drobnych pieszczot, ani tym bardziej nie przerywając pozbywania się kolejnych części jej garderoby. Rzucił okiem na jej zgrabne ciało spowite jedynie delikatnym materiałem bielizny. Działała na niego zdecydowanie zbyt mocno, aby mógł się teraz powstrzymać. Wsunął dłoń pod jej plecy, aby odnaleźć zapięcie stanika, jednak nie zdążył zrobić niczego więcej. Szybko przyciągnął do siebie Vic, zakrywając jej ciało materiałem pościeli, gdy w progu pokoju stanął niespodziewanie jej ojciec. Czy mogło być gorzej? Ten mężczyzna naprawdę miał idealne wyczucie czasu, albo po prostu nie respektował czegoś takiego jak prywatność własnych członków rodziny oraz gości. Kilian opadł na poduszki tuż obok Vic z wyraźnym jękiem irytacji. Westchnął ciężko, gdy drzwi zamknęły się z ogromnym trzaskiem. Jeszcze tego było im trzeba. Naprawdę czy te święta musiały byś aż tak pełne negatywnych emocji oraz przeżyć? Przetarł twarz dłońmi, nie wiedząc co ma powiedzieć. Jednego był pewien; nie miał zamiaru pozostać tutaj nawet jeden dzień dłużej. W jego głowie zdążył już zrodzić się plan w sposób w jaki mógłby spędzić święta, ostateczna decyzja należała jednak do Victoire.
Kilian <3
— Wyjedziemy stąd z samego rana, teraz po prostu odpocznij. — odparł i ucałował ją czule w czubek głowy, a następnie ostrożnie przekręcił się na bok, by móc być jeszcze bliżej niej. Nie była to najwygodniejsza pozycja kiedy doskwierał mu niemal każdy milimetr ciała, jednak pozwalała mu mieć w pełni młodą kobietę przy sobie. Gładził nieśpiesznie jej prawie nagie plecy, czując jak on sam powoli się rozluźnia. Mimo zmęczenia, nie był w stanie zasnąć. Nawet kilkakrotnie wstawał z łóżka, snując się bez celu po pokoju. Rankiem wrócił do łóżka po krótkim spacerze po okolicy i nachyliwszy się ku Vic, ucałował czule jej wargi, zmuszając ją przy tym do pobudki.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry. — szepnął z delikatnym uśmiechem i zagarnął jej z twarzy parę zbłąkanych kosmyków włosów. Wcisnął na moment twarz w zagłębienie jej szyi, ciesząc się z jej bliskości. — Powinniśmy się powoli zbierać. — zauważył słusznie, chcąc opuścić to miejsce jak najszybciej. Jeszcze kiedyś pewnie tutaj wrócą, jednak obecnie nie mieli po co. Naciągnął na siebie ulubioną bluzę i cierpliwie poczekał, aż Victoire będzie w pełni gotowa. Chwyciwszy jej dłoń, pogładził delikatnie jej wierzch, gdy oboje schodzili na dół. Mieli jeszcze szansę, aby spędzić te święta w miarę normalny sposób i Kilian nie chciał dopuścić do tego, aby ową szansę zmarnowali.
— Pożegnaj się z resztą, poczekam na ciebie przy drzwiach. — mruknął nie chcąc wchodzić do salonu, gdzie pewnie większość domowników właśnie jadła świąteczne śniadanie. Nie był tutaj mile widziany, dlatego nie chciał dłużej ingerować w rodzinną atmosferę. Odnalazł swój płaszcz, który naciągnął na swe ramiona. Śnieg za oknem stale przybierał na sile, co nie zachęcało do wystawiania nosa poza drzwi, jednak Kilian byłby skory opuścić ten dom nawet podczas najgorszej ulewy z piorunami. Upewnił się, iż pozbierał wszystkie swoje drobiazgi, nie chcąc pozostawiać po sobie w mieszkaniu najmniejszych śladów obecności. Teraz, jedynie przyszło mu czekać na powrót Victoire. Sam nie miał kontaktu ze swoimi rodzicami, ewidentnie dali mu do zrozumienia, iż utrzymywanie kontaktów z synem nie jest dla nich w żadnym wypadku ważne, sam Kilian również postanowił się nie narzucać. Ubolewał nad faktem, iż stał się powodem dla którego kontakty Vic z rodzicami stały się oziębłe. Nie chciał stawać im na drodze, jednak obecna sytuacja nie czyniła ewentualnych dróg wyjścia, co oznaczało, iż byli skazani trwać w martwym punkcie.
<3
Bawiąc się rodzinnym sygnetem umieszczonym na palcu, cierpliwie czekał na powrót Tori. Nie podążał w głąb mieszkania, stojąc niemal przy samych drzwiach, czując się wolnym i po prostu bezpiecznym od reszty domowników. Wszystko zmieniło się, jednak, gdy usłyszał kilka podniesionych głosów, które wskazywały na kolejną kłótnię. Może i nie powinien się wtrącać, jednak było to silniejsze od niego. Nie chciał, aby Victoire była zmuszona konfrontować się zupełnie sama z chorymi uprzedzeniami swoich rodziców. Stanowczo ruszył przed siebie, jednak przed wejściem do łazienki, powstrzymał go stanowczy wzrok Molly. Cofnął się, jednak cały czas był w gotowości. Nie trudno mu było dodać dwa do dwóch, przysłuchując się nagłemu wybuchowi pani Weasley. Mógł się założyć, że sam pobladł równie mocno, co sama Victoire, słysząc wzmiankę o wnuczku. Wszystko idealnie do siebie pasowało i śmiało pozwalało na wyciągnięcie jednoznacznych wniosków. Victoire nosiła pod sercem jego dziecko. Gdy ta chwyciła go za dłoń, niemal od razu za nią podążył, by zaraz po wyjściu z Nory, objąć ją całą szerokością swoich ramion i z całych sił skupić się na jednym z miejsc, z którym wiązał kawał swojej historii. Drżały mu dłonie, jednak nie było to spowodowane przez zimno, a przez targające nim emocje. Gdy stanęli przed jednym z domów na obrzeżach Hogsmeade, ujął jej twarzyczkę.
OdpowiedzUsuń— Już, spokojnie, kochanie. — szepnął, choć wiedział, iż na niewiele się to zda. Ponownie przycisnął ją do swojej piersi. — Może nie jest to zbyt idealne miejsce, ale wydaje mi się, że najodpowiedniejsze ze wszystkich w jakich ostatnimi czasy bywaliśmy. — dodał, gdy wyswobodził ją ze swojego uścisku, a następnie po otworzeniu drzwi, wprowadził blondynkę do mieszkania jako pierwszą. Szybko zapalił świece, pozbył się kurzu. Dosłownie nic się nie zmieniło. Nawet przyniesione przez niego drewno do kominka na dzień przed wyprowadzką leżało w zupełności nietknięte, co pozwoliło mu sprawnie rozpalić ogień. Wrócił do Victoire, nie chcąc, by ta sterczała na środku salonu. Zdjął z jej ramion płaszcz, a gdy tylko ich wierzchnie ubrania niedbale spoczęły na fotelu, wziął głęboki wdech.
— Może te święta nie były zbyt udane, ale obiecuję ci… obiecuję wam — poprawił się szybko spoglądając jej w oczy, delikatnie się przy tym uśmiechając, co śmiało świadczyło o fakcie, iż Kilian nie należał do grona mężczyzn uciekających przed odpowiedzialnością. — Ze ich sam koniec będzie niemal idealny. — dodał niemal szeptem i czule ją pocałował. Nie wiedział jak sprawdzą się w nowej roli, choć on miał ją odegrać po raz kolejny, co gwarantowało mu już zdobyte doświadczenie. Rozumiał, że Victoire mogła być przerażona, zdezorientowana, jednak razem byli w stanie osiągnąć znacznie więcej.
— Hej, poradzimy sobie… — mruknął, gdy spojrzał jej w oczy. — Razem sobie poradzimy. — zaznaczył, kiwając przy tym głową. Ponownie ukrył ją w swoich ramionach i cicho westchnął.
— Mieszkałem tutaj ponad pięć lat, gdy w dokładnie dwudzieste urodziny wyprowadziłem się od rodziców. Nie zdecydowałem się na sprzedaż, na wypadek gdybym chciał tutaj wrócić. — wyjaśnił, gdzie obecnie się znajdowali. — To może być nasze miejsce…
<3
Potrzebowali czasu, aby wszystko stopniowo uporządkować i przygotować się do nowej roli. Sam nie sądził, iż wszystko tak gwałtownie będzie pięło się ku górze, stawiając ich niemal na szczycie relacji i wspólnych obowiązków; w końcu będą rodzicami. Był zmęczony ostatnimi wydarzeniami, brakiem odpowiedniej ilości snu, ale szczęśliwy. Cały czas trzymając ją w swoich objęciach, usiadł na kanapie.
OdpowiedzUsuń— Nie możesz zrujnować czegoś, co już dawno nie istnieje. — westchnął. — Owszem przeżyliśmy ze sobą naprawdę wiele pięknych chwil, jednak obecnie jedynie syn ma dla mnie znaczenie. — dodał i schował na moment twarz w jej włosach. Nie musiała martwić się akurat o aspekt jego małżeństwa, choć w pełni to rozumiał. Uniósł brew ku górze, gdy usłyszał wzmiankę o jej ojcu.
— Nie mam pojęcia. Może kojarzy kogoś z mojej rodziny… — odparł zgodnie z prawdą i wzruszył ramionami, by po chwili się podnieść. — Odłóżmy wszystko na bok. — poprosił i na moment przymknął powieki biorąc głęboki wdech. — Wrócę do ciebie niedługo, dobrze? — powiedział i skierował się w stronę drzwi. Nie chciał zostawiać jej samej, jednak miał pewien plan. Ku jego obawom miasto nie okazało się być mocno oblegane przez mieszkańców, co pozwoliło mu szybko uwinąć się z zakupami. Do mieszkania wrócił z delikatnymi rumieńcami na twarzy spowodowanymi nie tylko pośpiechem, ale i również chłodem panującym na zewnątrz.
— Mam plan. — wyznał, gdy zostawił torby na kuchennym blacie, zaś w łazience przygotował wannę pełną gorącej wody. — Weźmiesz kąpiel, a gdy wrócisz zjesz coś porządnego, hm? — zaproponował stojąc za plecami ukochanej. Ucałował czule jej ramię i skierował w stronę łazienki. Gdy upewnił się, iż ta rzeczywiście go posłucha z pomocą magii ożywił nieco pomieszczenie. Dzięki mugolskim ozdobom świątecznym, do domu również zawitał duch świąt. Choć brakowało choinki, to lampki świetnie nadawały atmosferze ciepła i lekkości. Nie potrzebował wiele, aby odnaleźć się w kuchni. Dawno nie gotował, jednak nie mógł narzekać. W końcu takich rzeczy się nie zapomina, a uporczywy głód, który towarzyszył mu od wczesnych godzin porannych skutecznie zmotywował go do kuchennych batalii.
— Mam nadzieję, że jesteś głodna. — stwierdził, odwracając się przez ramię, gdy usłyszał kroki skierowane w swoją stronę. Sam również zamierzał wziąć kąpiel, jednak najpierw preferował porządnie się najeść. — Nie jestem w tym mistrzem. — zaśmiał się, gdy podsunął kobiecie pod nos talerz z frytkami i bekonem.
— Smacznego.
Uśmiechnął się delikatnie i usiadł przy kuchennej wyspie, powoli biorąc się za jedzenie, choć już w połowie ze względu na słabe samopoczucie miał dość.
— Masz ochotę wybrać się na miasto, czy w pełni poświęcić czas na lenistwo? — zapytał, odsuwając od siebie talerz, po czym uważnie na nią spojrzał.
<3
Może i nie wyglądał zbyt zachęcająco, jednak nie było aż tak źle, by siedzieć w domu, jednak nie miał zamiaru stawiać oporów. Odetchnął głęboko, gdy ułożył głowę na jej kolanach, przymykając przy tym powieki. Tego właśnie potrzebował. Otworzył oczy i spojrzał na twarzyczkę Victoire, słysząc jej propozycję. Zamyślił się na moment i delikatnie uśmiechnął.
OdpowiedzUsuń— Cóż w czasach szkolnych byłem raczej typem nudnego dzieciaka. Nie pamiętam tak naprawdę jaki był powód mojego pierwszego szlabanu, czy u kogo go odbyłem. Z pewnością coś się trafiło, jednak jako prefekt naczelny krukonów, unikałem kłopotów jak ognia. — rzucił i ujął jej dłoń, której wierzch począł nieśpiesznie gładzić. — Nie utrzymywałem również bliższych kontaktów z rówieśnikami. Wolałem zacisze dormitorium. Moi rodzice często się przeprowadzali, jednak Londyn był znacznie bardziej stałym przystankiem. Dopiero dwa lata temu wyruszyli gdzieś dalej. Jeśli mam być szczery, nie mam pojęcia gdzie teraz mogą być. Nie dostałem odpowiedzi na listy, które słałem niemal jeden za drugim. Co do jedzenia, to zjem dosłownie wszystko bez większych oporów. — dodał, wzruszając przy tym lekko ramionami, nie uznając tego za coś nadzwyczajnego, po czym podniósł się tylko na moment, by z ich bagażu wyciągnąć niewielki koc, którym okrył zarówno siebie jak i Victoire. Miał wrażenie, iż jego głowa staje się coraz cięższa, więc oparłszy ją ponownie na kolanach blondynki liczył na to, że uda mu się zasnąć.
— Co cię skłoniło do powrotu do Hogwartu? Chęć pracy z młodzieżą, czy jednak tęsknota za zamkiem? — zapytał, unosząc się nieco, by ściągnąć z siebie niezdarnie ciemną bluzę, którą następnie rzucił na najbliższy fotel. Ból po prawej stronie żeber powoli stawał się nie do zniesienia, mimo, iż kości już dawno się zarosły, zaś na skórze pozostał jedynie różnokolorowy siniak. Nie kładł się ponownie, wręcz przeciwnie, wyplątał się spod koca i podniósł się z kanapy.
— Wezmę kąpiel, dobrze? I zaraz do ciebie wracam. — powiedział z nieco markotną miną, wiedząc, iż w ten sposób nie dokończą gry. Westchnął cicho i nachylił się ku kobiecie, aby móc ją czule pocałować.
Ciepła woda rzeczywiście przyniosła mu nieco ulgi. Kilian pozbył się również swojego zarostu, przyglądając się swojej bliźnie na policzku przez większość pobytu w łazience i wreszcie w znacznie świeższej wersji ubrany jedynie w dresowe, ciemne spodnie pozbawiony koszulki, wrócił do salonu, by móc ułożyć się ponownie na kolanach Vic. Pachniał żelem do kąpieli z nutą pomarańczy, zaś jego kosmyki włosów nadal pozostawały wilgotne.
— Połóż się obok mnie. — prosił robiąc jej miejsce. Kanapa była na tyle duża, iż z łatwością byli w stanie się zmieścić. Okrył jej drobne ciałko kocem, a następnie ucałował czule w czoło. — Pytaj dalej jeśli chcesz. — szepnął i objął ją ramieniem.
<3
Nie sądził, że w jego życiu kiedykolwiek pojawi się kobieta, która będzie działała na niego w ten sposób. Odchyliwszy głowę do tyłu, westchnął cicho, mrużąc przy tym oczy z zadowolenia. Nie miał zamiaru ukrywać faktu, dotyczącego tego jak cholernie mocno mu się to podobało. Jego dłonie powoli wsunęły się pod materiał bluzy pochłaniającej drobne ciałko Victoire i przesunąwszy się po krągłych pośladkach, zatrzymały się ostatecznie na rozgrzanej skórze pleców, odruchowo przyciskając ją nieco mocniej do siebie, mimo rozpierającego bólu żeber. Zagryzł dolną wargę, zaś wcześniejsze pytania padające z ust kobiety, przestały mieć dla niego nagle jakiekolwiek znaczenie, jednak musiał przyznać, że z początku bardzo go rozbawiły. — Wiesz, że nie jestem w stanie ci odmówić. — stwierdził i ucałował czule jej skroń, po czym delikatnie uniósł się na łokciu i nachylił się ku niej, by móc dosięgnąć jej ust. Jego dłonie nadal nieśpiesznie błądziły pod materiałem jej ubrania, co jakiś czas zatrzymując się we wcięciu smukłej talii. Oderwał się od niej dopiero w momencie, gdy oboje byli zmuszeni zaczerpnąć powietrza. Zbyt mocno pobudzony, nie miał zamiaru teraz czynić kroku w tył; skutecznie rozbudziła w nim pożądanie, które stale rosło w siłę. Oboje byli dorośli, a żadne z nich nie musiało wstydzić się drzemiących w nim pragnień. Kilian zerwał ze wszystkimi blokadami, obawami, które zatruwały ich relacje. Skupiał się na tym, co udało się im stworzyć i choć z pewnością jeszcze nie raz oboje przeżyją wiele porażek, to jednak niezależnie od tego jak bardzo, by się bronili, ich ścieżki już dawno zbiegały się w tym samym miejscu, czyniąc ich codzienną drogę wspólną, co nierozerwalnie przypieczętowało życie noszone pod sercem Victoire.
OdpowiedzUsuńOparłszy czoło o czoło Victoire, spoglądał jej w oczy próbując wyrównać swój rozszalały oddech.
— Czy to jest wystarczająca odpowiedź na wszystkie zadane mi pytania? — zaśmiał się i złożył kilka czułych pocałunków na jej szyi oraz zarysie piersi, nim opadł z szalenie bijącym sercem na kanapę, tuż obok nagiego ciała młodej kobiety. Poprawił materiał koca, który okrywał ich mocno splecione ze sobą ciała. Dopiero teraz odczuł skutki ostatnich wydarzeń, jednak uparcie się przed tym bronił, chcąc jeszcze przez chwilę cieszyć się tym, co jeszcze kilka minut temu miało miejsce. Ostrożnie schował twarz w zagłębieniu jej szyi i wziął głęboki wdech. Oddałby naprawdę wiele, aby każda chwila w ich życiu wyglądała właśnie ja tak obecna. Zrobił się senny, jednak w żadnym wypadku nie chciał spać. Wyciągnął ramię i zgarnął swoją koszulkę, którą przyniósł z łazienki, jednak zrezygnował z ubierania jej, po czym podał ciemny materiał, aby kobieta mogła go na siebie narzucić. Idealnie nadawał się na piżamę. Sam Kilian odnalazł jedynie swoje bokserki i gdy tylko ponownie trzymał w swoich objęciach kobietę, począł nucić pod nosem doskonale znaną sobie melodię z czasów dzieciństwa.
Kilian pragnął spędzić resztę tygodnia na kanapie pod warstwą grubego koca, jednak, gdy tylko uchylił powieki zaczął zmieniać zdanie. Jego obolałe ciało odczuło skutki niewygodnej, twardej faktury mebla, który niestety nie nadawał się do dłuższego wypoczynku. Przetarł dłonią twarz, ziewając przy tym przeciągle, po czym przeszedł do pozycji siedzącej, zaś jego wzrok padł prosto w stronę Victoire. Uśmiechnął się delikatnie, jednak jego twarz pozostała pozbawiona wyrazistych kolorów.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry. — mruknął i wyciągnął ku niej dłoń, a gdy tylko mógł ją poczuć blisko siebie, objął ją ramionami i wcisnął twarz w zagłębienie jej szyi. Oboje wyglądali równie niewyraźnie, jednak Kilian ostatecznie zdecydował się nie tracić dnia na gnicie w łóżku. Trzymając nadal dłoń blondynki, wstał z kanapy i skierował się w stronę łazienki.
— Zajmę się śniadaniem, ale najpierw chwila dla nas. — stwierdził, gdy stanęli obok kabiny prysznicowej. Ostrożnie pozbył się jej garderoby, której sam miał dość niewiele. W momencie, gdy stanęli pod strumieniem gorącej wody, odwrócił ją sobie plecami i na chwilę ułożył dłonie na jej brzuchu, całując subtelnie jej ramiona, nim przywarł do niej całym ciałem.
— Jakieś życzenia, co do śniadania? — zapytał, nachylając się nad jej uchem, którego płatek delikatnie przygryzł, a następnie zaczepnie za niego pociągnął. Stale nabierał coraz większej pewności siebie, coraz lepiej poznawał jej ciało. Przesunął dłońmi po gładkiej skórze brzucha i odwróciwszy ją przodem do siebie, złożył na jej wargach kilka czułych pocałunków, nim począł nieśpiesznie rozprowadzać po jej drobnym ciele swój żel tworząc przy tym spore ilości piany. Nie mógł się powstrzymać przed wplątaniem palców w jej mokre kosmyki włosów, by posmakować jej ust w znacznie bardziej dosadny sposób. Pozwalał jedynie na krótkie przerwy mające na celu zaczerpnięcie małej ilości powietrza. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał dość, że kiedykolwiek będzie w stanie nasycić się bliskością młodej kobiety.
Spłukał z niej resztki powstałej piany i z delikatnym uśmiechem, zaczesał palcami swoje mokre kosmyki włosów do tyłu, które uparcie lepiły mu się do czoła.
— Dziś ponownie spędzamy czas w pełni się leniąc, czy masz konkretne plany, hm? Nie pogardziłbym w prawdzie kolejnym dniem w łóżku. — powiedział i poruszył przy tym znacząco brwiami, które następnie mocno ściągnął w intensywnym zamyśleniu. — Jak się czujesz? — zadał kolejne pytanie, nie czekając na wcześniejszą odpowiedź. Victoire wyglądała blado. Domyślał się, iż powodem mogą być poranne mdłości i uparcie wierzył fakt, że niedługo przestaną ją dręczyć. Objął ją ramieniem i cicho westchnął. — Może dajmy sobie na wstrzymanie, hm? Należy nam się czas tylko i wyłącznie dla siebie.
<3
Musiał przyznać, że w momencie, gdy było dane usiąść mu na podłodze, opierając się przy tym wygodnie o kanapę, a jego oczom ukazał się naprawdę kuszący widok w postaci śniadania, dotarło do niego jak cholernie był głodny. Uśmiechnął się lekko, gdy Victoire pocałowała go w policzek i wdzięcznie kiwnął głową. Chwytając w dłonie kubek z herbatą, chciał wrócić do tematu lekarza, który rozpoczął się już w łazience, jednak widomość o liście od rodziców totalnie wybiła go z rytmu. Mógł wyglądać zabawnie wpatrując się w blondynkę z wyraźnym szokiem wymalowanym na twarzy, jednak jemu samemu nie było do śmiechu. Odstawiwszy gorące naczynie, wstał ze swojego miejsca i zbliżył się w stronę kuchennego blatu. Niepewnie wziął w dłonie kopertę, której zawartość omiótł jedynie wzrokiem, by wiedzieć, że nie chce tracić czasu. Wrzucił kopertę wraz z listem do palącego się kominka i na moment ścisnął nasadę swojego nosa, zupełnie jakby chciał przywołać się do względnego porządku. Nie wierzył w intencje rodziców, nie wierzył w ich nagłą przemianę. Wrócił na miejsce obok blondynki, tracąc ochotę na jedzenie. Przez dłuższy czas zupełnie milczał, uszczuplając jedynie zawartość swojego kubka z herbatą.
OdpowiedzUsuń— Może ktoś z Hogwartu będzie w stanie nam pomóc? — zapytał i spojrzał uważnie na Tori. Nie chciał jej do niczego zmuszać, pragnął jedynie by wizyta u lekarza mająca na celu rozwiać ich najmniejsze wątpliwości, nie stanowiła dla kobiety czego stresującego. Sam czuł się odpowiedzialny za Victoire i niestety, ale sądził, iż ciężko będzie mu zaufać komukolwiek, kto zdecyduje się wziąć kobietę pod swoje skrzydła, dbając zarówno o jej zdrowie jak i o zdrowie dziecka, nawet jeśli będzie to ktoś mocno doświadczony. Specjalnie nie wracał do tematu listu. Nie chciał niepotrzebnie się denerwować, choć domyślał się, że wiadomość od rodziców jeszcze przez długi czas nie da mu spokoju. Musiał być jakiś powód, dla którego zdecydowali się odezwać do własnego syna po tak długim czasie, zwłaszcza, że jasno dali zarówno jemu jak i jego rodzeństwu, iż im na nich nie zależy.
— Chcesz to załatwić nieco później, czy zaraz po śniadaniu? — zadał kolejne pytanie i chwycił jedną z grzanek, by nie zaczynać dnia z pustym żołądkiem. Sam nie miał większych planów, w zasadzie to nie miał żadnych, a już z pewnością nie miał zamiaru zostawiać kobiety z tym samej. W końcu oboje są odpowiedzialni za życie noszone pod sercem Victoire. Objąwszy ją ramieniem, oparł na moment policzek na czubku jej głowy, przymykając przy tym powieki.
— Kocham cię, wiesz? — szepnął i delikatnie się uśmiechnął, po czym pocałował czule czubek jej głowy.
Kilian <3
Podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca widząc nagłą panikę Tori. Temat jego rodziców mógł poczekać do wieczora, obecnie mieli, co innego na głowie. Objął ją ramieniem, a następnie ująwszy jej podbródek w dwa palce, pocałował ją czule w kącik ust. Spojrzawszy jej w oczy, wziął kilka razy głęboki wdech, zupełnie jakby nakazał jej zrobić to samo.
OdpowiedzUsuń— Nie panikuj. Nie jesteś w tym sama, tak? — powiedział z delikatnym uśmiechem i przygarnąwszy ją do swojej piersi, gładził nieśpiesznie jej kosmyki włosów w oczekiwaniu aż ta się uspokoi. W końcu ujął jej twarz w swoje dłonie, a jego uśmiech delikatnie się powiększył. — Pójdziemy do zamku, weźmiesz odpowiednie ubrania, a następnie zaprowadzę cię do kogoś, kto zna się na rzeczy, dobrze? Zaufaj mi. — dodał wpatrując się jej w oczy. Pogładził jej ramiona i cmoknął czule w czoło. Poradzą sobie, to było pewne. Kwestią było jedynie opanowanie i chęć do działania. — Zaś wieczorem upiekę coś cholernie słodkiego i opowiem ci nieco o mojej rodzinie. Moja babcia nauczyła mnie piec cudowne babeczki, sama się o tym przekonasz.
Próbował ją jakoś pocieszyć, nastawić optymistycznie do tego, co było jeszcze przed nimi, jednak wiedział, że wiele również zależało od samej Tori. On sam mógł starać się z całych sił, jednak również blondynka powinna wykazać chęci na jakiekolwiek zmiany. W momencie, gdy stali przed drzwiami gotowi do wyjścia, Kilian chwycił swój szalik, który starannie owinął wokół szyi Tori, chcąc ją uchronić przed chłodem. Wyciągnął ku niej swoją dłoń, a gdy tylko ich palce splotły się w mocnym uścisku, otworzył drzwi. Padał śnieg, zaś mroźne powietrze nieprzyjemnie muskało ich odsłonięte twarze. Kilian uwielbiał zimę, jednak tylko i wyłącznie w przypadku, gdy podziwiał jej uroki stojąc przy oknie pośród ciepłej sypialni. Po dotarciu do zamku, polecił jej, aby spakowała nieco więcej potrzebnych jej rzeczy, niemal od razu zabierając jej torbę, nie chcąc, by dźwigała. Korytarze Hogwartu były wolne od śpieszących się na zajęcia uczniów, zupełnie jakby całe to miejsce zapadło w głęboki sen.
— Jesteś w stanie mi zaufać w kwestii lekarza, czy jednak nadal wolisz wybrać sama? — zapytał dla pewności, gdy stanęli na dziedzińcu. Pogładził delikatnie jej zaróżowiony policzek. Leslie poznał dokładnie pięć lat temu i choć nie utrzymywali ze sobą większego kontaktu, to oboje byli świadomi faktu, iż w każdej chwili mogą się do siebie zwrócić w razie potrzeby. — Znam kogoś kto pracował w Mungu. Będziesz pod świetną opieką. Decyzja należy do ciebie.
<3
Uwielbiał widzieć na jej twarzy szeroki uśmiech, o który starał się niemal każdego dnia. Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko, jednak opanowana natura Kiliana zdawała się panować nad całym rozwojem relacji. Nie wybiegał myślami w przyszłość, ani tym bardziej nie oglądał się za siebie. Pielęgnował to, co obecnie prezentował im los, chcąc zachować codzienną harmonię, która powinna pozostać z daleka od wątpliwości. Gdy znaleźli się wreszcie w mieszkaniu, odstawił torbę na podłogę tuż obok kanapy. Zdumiony zachowaniem Victoire, które poniekąd bardzo mu odpowiadało, objął ją ramieniem i odwzajemnił pocałunek, czując jak nagła fala gorąca zalewa jego ciało.
OdpowiedzUsuń— Vic… — mruknął nieco niewyraźnie między kolejnymi pocałunkami. Gdy ich wargi rozłączyły się, wziął głęboki wdech, by po chwili zaśmiać się i pokręcić w rozbawieniu głową. — Jeśli nie przestaniesz, to obiecuję ci, że wyjdziemy z mieszkania znacznie później… — ostrzegł niemal do razu poważniejąc, zaś w jego oczach młoda kobieta mogła dostrzec wyraźny błysk. — Zadbam o to z największą dokładnością. — szepnął jej na ucho, którego płatek delikatnie przygryzł. Działała na niego zdecydowanie zbyt mocno, aby z łatwością mógł się jej oprzeć, co mogła skrzętnie wykorzystywać. Odchylił na moment głowę do tyłu, przymykając przy tym powieki. — Zrobiłaś to specjalnie, panno Weasley.
Jego serce nadal nie chciało wrócić do normalnego rytmu, nie gdy miał ją tak blisko siebie. Zbyt mocno kuszony jej zapachem oraz bliskością za pewne w ciągu kilku sekund pozbyłby się jej garderoby, gdyby nie fakt, iż przerwało im pukanie do drzwi.
— Nie ma nas, prawda? — wyszeptał i uśmiechnął się tajemniczo. Pukanie jednak nie ustępowało. Kilian zacisnął usta w wąski paseczek tonąc w wyraźnej irytacji. Niechętnie odsunął się od młodej kobiety i zbliżywszy się w stronę drzwi, nie spodziewał się aż tak zaskakujące widoku. Odjęło mu mowę, dosłownie. Dwójka dorosłych przekroczyła próg mieszkania, zaś w dłonie młodego Leitnera został wciśnięty płaszcz wraz z szalem, należący do kobiety, która na pierwszy rzut oka przypominała prawdziwą arystokratkę.
— To jakiś żart… — bąknął, zatrzymując swoją matkę ruchem dłoni, gdy ta chciała złożyć pocałunek na policzku syna. — Pieprzony żart…
— Twoja radość na widok rodziców jest naprawdę krzywdząca, synu. Nie tak cię wychowaliśmy… Razem z Henrym poprosimy herbatę bez cukru. — brunetka zajęła wygodnie miejsce na kanapie tuż obok męża. Kilian rzucił płaszcz matki na fotel czując się jakby oberwał porządnie w twarz. — Zatrzymamy się tutaj na najbliższy tydzień. — oznajmiła bez skrępowania i przeniosła wzrok w stronę Victoire. Uniosła brew ku górze. — A ty to…?
— Zatrzymacie?! — ton głosu Kiliana wyraźnie emanował złością. — Nie ma tu dla was miejsca i nigdy go nie będzie. Niczego wam nie zawdzięczam, poza uczuciem odrzucenia i braku miłości, dlatego zróbcie mi tą przyjemność i odnajdźcie swoje miejsce, ale za drzwiami z daleka od tego mieszkania! — warknął w przypływie coraz większych emocji. — Przez tyle lat nie dostałem odpowiedzi na żaden list! Żaden do cholery!
— Nie tym tonem, synu! Zwłaszcza, gdy zwracasz się do matki. — Henry wstał ze swojego miejsca i zbliżył się w stronę Kiliana.
— Za kogo wy się do cholery macie, co?! Zostawiłeś mnie! Nie mam zamiaru udawać, że nic się nie stało.
Kilian zbliżył się w stronę drzwi, które gwałtownie otworzył. — Wynoście się, teraz!
<3
Niemal każdy dziwił się, dlaczego Kilian z tak ogromnym uporem skrywa w sobie historię na temat swej rodziny. Tori miała właśnie żywy dowód na to, iż najzwyczajniej w świecie nie było, o czym rozmawiać, nie było nawet warto o czymkolwiek wspominać. Kilian płonął nie tylko ze złości, ale i również ze wstydu. Mimo, iż był wdzięczny blondynce za pomoc, to jednak z całych sił pragnął oszczędzić jej tych scen, jednak ku jego większemu niezadowoleniu nic nie mógł już tym zrobić. Jego matka znowu okazała się być egoistką, zaś ojciec skończonym pantoflem. Nic już go nie było w stanie zaskoczyć. Słysząc wzmiankę o ich powrocie, poczuł jak cała złość wraca ze zdwojoną siłą. Zacisnął dłonie w pięści, które pod wpływem nacisku całe zbielały. Oddychał ciężko i zupełnie nieświadomy delikatnie drżał, co Victoire mogła poczuć w momencie, gdy objęła go całą szerokością swoich ramion. Jej bliskość nie okazała się być pomocą. Spowodowała jedynie, iż nie wyszedł za rodzicami, by powiedzieć im znacznie więcej słów, niż powiedział w rzeczywistości. Błądził wzrokiem po salonie, zaś jego dłonie nadal zaciśnięte w pięści poczęły lekko drętwieć.
OdpowiedzUsuń— Teraz już wiesz, czemu nic ci o nich nie mówiłem… — wycedził nadal nie spoglądając na jej twarzyczkę. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze z płuc. Nie był w stanie zebrać myśli, ani tym bardziej posługiwać się nimi w racjonalny sposób. Ułożył dłonie na jej biodrach i przymknął na moment powieki. Wszystko było zdecydowanie zbyt mocno popieprzone.
— Nie wiem czemu tutaj przyjechali, ani tym bardziej nie wiem czego mogą chcieć. — odparł wyraźnie zrezygnowanym tonem głosu. — Jedno jest pewne… Nigdy nie było i nie będzie dla nich tutaj miejsca. — dodał zdecydowanie i dopiero wtedy spojrzał jej w oczy. Porządnie rozbolała go głowa, nie chciał nigdzie wychodzić, jednak zdrowie Victoire oraz malucha było dla niego najważniejsze. Nie mogli zwlekać. Ucałował jej czoło i odsunąwszy się od niej wdział na siebie swój płaszcz, pomagając kobiecie uczynić to samo. Nie miał zamiaru wpuszczać rodziców do mieszkania po raz kolejny, a jeśli do tego w jakiś sposób dojdzie, obawiał się chwycenia za różdżkę. Upewniwszy się, iż szal dokładnie otula Victoire, wyprowadził ją na zewnątrz, zaś jego ramię idealnie wpasowało się w jej talię. Nadal był wyraźnie wzburzony, niepokojąco milczący.
Droga do docelowego miejsca nie zabrała im zbyt wiele czasu. Stanąwszy przed na oko świeżo wybudowanym budynkiem, Kilian wyciągnął przed siebie dłoń i zapukawszy do drzwi, cofnął się o krok do tyłu. W drzwiach niemal od razu pojawiła się szeroko uśmiechnięta, rudowłosa kobieta.
— Kilian! — przywitała mężczyznę soczyście całując jego policzek, zaś gestem dłoni zaprosiła ich do środka. Nie czekała, aż mężczyzna przedstawi jej swoją towarzyszkę. Dopiero, gdy w dłoniach każdego pojawił się kubek z gorącą herbatą, spojrzała na Austryjaka wyczekująco.
— Potrzebujemy twojej pomocy, Leslie. Victoire jest w ciąży, urodzi moje dziecko, a ja chcę mieć pewność, iż nic im nie zagraża, dlatego też przyprowadziłem ją do ciebie. — powiedział na co kobieta klasnęła w dłonie, zaś jej ramię objęło Tori.
— Nic się nie martw, kochanie. Wszystko sprawdzimy… Tak się cieszę, że ten stary pryk znowu sobie kogoś znalazł…
— Nie chcę ci przypominać kto jest starszy i nadal nie ma męża… — wtrącił kąśliwie Kilian, jednak jego kąciki ust drgnęły w lekkim rozbawieniu. Pocałował Tori czule w czubek głowy i cicho westchnął. Leslie nie mogła przestać się uśmiechać.
— Chcesz, by został za drzwiami? — zapytała spoglądając na Vic. Kilian nie miał zamiaru przeszkadzać, dlatego też był w stanie zaakceptować niemal każdą decyzję młodej kobiety. Wszystko po to, aby czuła się dobrze i komfortowo.
<3
— Możesz być pewna, że dbam o nią najlepiej jak potrafię. — odparł i z delikatnym skinieniem głowy wziął od kobiety kartkę, a następnie pomógł Victoire wdziać na siebie płaszcz. Czuł jak bardzo była spięta, jednak nie spodziewał się, iż mogło mieć to zupełnie inne podłoże. Po zamienieniu jeszcze kilku słów z Leslie, objął finalnie Tori ramieniem i zaprowadził ją w stronę wyjścia. Padający śnieg stale się zmagał przez co kosmyki włosów Kiliana nim dotarli do domu zdążyły zrobić się mokre, zaś jego policzku przyozdobiły delikatne rumieńce. Mimo, iż z dzieckiem jak się okazało było wszystko w porządku, to Kilian wątpił w fakt, by do końca ciąży będzie miał chwilę, w której przestanie się przesadnie martwić zarówno o zdrowie dziecka jak i o Victoire. Z ciężkim westchnieniem na ustach przekroczył wreszcie próg mieszkania i przetarł dłońmi twarz, nim zdjął z siebie płaszcz. Czuł się szczerze zmęczony.
OdpowiedzUsuń— Pójdę dziś wieczorem do najbliższego sklepu i kupię zioła, które ci przepisano. — powiedział i usiadł na kanapie, jednak gdy nie usłyszał jakiejkolwiek odpowiedzi, odwrócił głowę w stronę Tori.
— Victoire? — mruknął, unosząc przy tym brew ku górze. W jej spojrzeniu było coś co zaniepokoiło go znacznie mocniej niż wszystkie inne rzeczy, które ich dotychczas spotkały. Próbował tłumaczyć to sobie jako pozostałe napięcie po wizycie rodziców, jednak nie do końca mu to pasowało. Coś więcej było na rzeczy. — Hej, co się dzieje? Zrobiłem coś nie tak? — zapytał, po czym wstał ze swojego miejsca i zbliżył się do niej, by móc następnie pogładzić czule jej policzek. Nie chciał, aby była dłużej spięta, ani tym bardziej by zaprzątała sobie głowę myślami dotyczącymi jego rodziców. Nie byli tego warci.
— Moi rodzice już nam nie będą przeszkadzać, z maluchem jest wszystko dobrze. Uśmiechnij się, proszę. — powiedział i sam delikatnie się uśmiechnął, chcąc dodać jej otuchy, jednak nie spodziewał się, że może zadziałać to w zupełnie inny sposób.
— Zrobię nam coś dobrego do jedzenia, hm? Może obiecane babeczki? Zobaczysz, że od razu poprawi ci się humor. — zaproponował i skierował się w stronę kuchni, wcześniej ściągając z siebie ciemną bluzę. Odwrócił się przez ramię i przystanął przy kuchennym blacie. Poczuł mocne ukłucie w okolicy serca.
— Tutaj nie chodzi o moich rodziców, prawda? Tori, błagam cię powiedz mi co się dzieje. Czy naprawdę zrobiłem coś nie tak? Powiedz mi.
<3
Absurd słów wypowiedzianych przez Tori, uderzył w Kiliana niemal ze zdwojoną siłą. Stał w miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę nim zdecydował się za nią pójść. To, co mówiła, sam sposób spostrzegania wielu sytuacji świadczył o tym jak bardzo była jeszcze niedojrzała. Nie pukał, po prostu uchylił drzwi i oparł się wygodnie o futrynę, aby móc spoglądać na kobietę.
OdpowiedzUsuń— Gdy przestajesz mieć kontakt z rodzicami, następnie bierzesz ślub, rodzi się dziecko, a po jakimś czasie ich również tracisz, to w głowie pojawia się myśl, co jest ze mną nie tak. Odsuwasz się od wszystkiego, co przypomina o stracie, jednak problemy stale się gromadzą. Tracisz brata, posadę w Ministerstwie i znowu zastanawiasz się, co zrobiłeś nie tak jak powinieneś. Co jest powodem stałych potyczek. Sęk w tym, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Mimo, iż w chwili śmierci mojego brata byłem przy nim, nie mogłem nic zrobić, ani ulżyć mu w cierpieniu, ani tym bardziej zapobiec jego śmierci. Przeskakiwałem niemal każdego dnia przez okrągłe cztery lata z jednego wydarzenia na drugie, nie mogąc nawet na chwilę uwolnić się spod ciężaru złości, irytacji, czy ogólnego rozbicia. Żyłem tym, co już dawno powinno być za mną, jednak wreszcie nauczyłem się, by większość rzeczy pozostawiać za sobą, tak jak w przypadku kłótni z rodzicami. Wiesz czemu, z taką łatwością przyszło mi odłożyć to na bok? Bo skupiłem się na znacznie ważniejszym aspekcie… — skrzyżował ręce na piersi i westchnął cicho. — Najważniejszym aspekcie dotyczącym ciebie i dziecka, bo to wy będziecie tworzyć ze mną przyszłość, nie moi rodzice, czy narastający konflikt. — dodał. Mógł chyba otwarcie stwierdzić, iż było mu przykro, gdy przyszło mu stanąć z tak nieklarownymi oskarżeniami Victoire, która napędzana niezrozumiałym strachem widziała codzienność w sprzecznych barwach, niż te które rzeczywiście barwiły ich dzień.
— Nie ufasz mi Tori i to widać. Choć staram się to zrozumieć, nie bardzo mogę. Rzeczywiście znam Leslie od długiego czasu, jednak to ty spostrzegasz wszystko przez błędny pryzmat własnej przeszłości. Doszukujesz się rzeczy, które nie mają miejsca. Tworzysz w swej głowie, to co chcesz, nie to co widzisz. — powiedział i spuścił na moment wzrok, czując narastający ból w okolicy serca. — Chciałem ci pomóc, bo cholernie cię kocham, co staram się udowodnić ci niemal każdego dnia… Nigdy nie będę idealny, jednak zrozum, że wszystko działa w obie strony… Nie zbudujemy wspólnej przyszłości jeśli ty stale będziesz widziała we mnie oraz w tym, co jeszcze nas czeka aspekty niezamkniętego rozdziału z przyszłości.
Stał jeszcze chwilę oparty o futrynę, po czym zostawił ją samą, aby ta przemyślała jego słowa. Nie miał już siły, by stawiać czoła reszcie dnia. Rwący ból po prawej stronie żeber dokładał mu dyskomfortu od samego rana, dlatego też usiadł na kanapie i otulił się kocem z zamiarem krótkiej drzemki.
<3
Ramię Kiliana niemal natychmiast z łatwością owinęło się wokół talii młodej kobiety, zaś jego policzek oparł się na jej piersi. Za pewne, gdyby nie fakt, iż mężczyzna był pogrążony we śnie, w jego głowie zapanowałby porządny chaos. Nie oczekiwał od Victoire zrozumienia, ba nawet się go nie spodziewał. Może rzeczywiście powinien coraz częściej uświadamiać młodej kobiecie, iż wydarzenia z przyszłości nie powinny przysłaniać tego, co tak naprawdę jeszcze jest przed nami. Obudził się w środku nocy w bardzo niewygodnej pozycji. Skrzywił się, czując jak bardzo jest obolały. Kanapa nie była dobrym miejscem do tego, aby móc odpocząć przez dłuższy czas. Czując przy sobie drobne ciałko Victoire, przez dłuższy czas wpatrywał się w jej pogrążoną we śnie twarzyczkę, nim zdecydował się ją ostrożnie wziąć na ręce i przenieść do sypialni. Nie wracał myślami do wydarzeń z dnia pełnego negatywnych emocji, nie zastanawiał się co ją skłoniło do tego, by tej nocy ponownie zasnąć u jego boku. Jeszcze wiele było przed nimi, jeszcze wiele musieli zrozumieć i naprawić. Nie zasnął od razu, jednak już jego sen nie był aż tak spokojny. Wstał na tyle wcześnie, by zdążyć zrobić zakupy w celu przygotowania śniadania. Nie sądził, iż po powrocie zastanie swoich rodziców pod drzwiami, co zwiastowało kolejną kłótnię. Mimo stanowczości Kiliana, nie miał szans na wygranie z bezczelnością dorosłych, którzy bezceremonialnie znowu rozgościli się w salonie. Ciągłe wyrzuty, zmieszane ze sobą krzyki z pewnością mogły zbudzić śpiącą Victoire. Żadne z nich nie wyobrażało sobie tak paskudnego poranka. Kilian tracił siły, a przede wszystkim cierpliwość. Nie wiedział w jaki sposób ma mówić do rodziców, by ci zrozumieli, iż naprawdę nie są mile widziani w jego domu. Leitner nie zważał na wypowiedziane słowa. Stojąca przed nim starsza kobieta była dla niego zupełnie obca, bezwartościowa, co przypieczętowała mocnym policzkiem wymierzonym prosto w twarz najstarszego z synów. Kilian nie sądził, że obserwuje ich dodatkowa para oczu. Policzek zapiekł niemiłosiernie czerwieniąc się wściekle. Oczekiwali szacunku, jednak nigdy na niego żadne z nich sobie nie zasłużyło.
OdpowiedzUsuń— Wynoś się… — wycedził przez zaciśnięte zęby Kilian, będąc znacznie bardziej zdenerwowanym niż wczorajszego dnia. W jego dłoni znalazła się różdżka, która bez wahania znalazła się kilka centymetrów przed twarzą jego matki. — Teraz.
— Kilian! — Henry wrzasnął niemal na cały głos, jednak Kilian nie cofnął różdżki. — Jesteś niewdzięczny, wstyd mi za ciebie. — powiedział srogim tonem, jednak sam również trzymał w kieszeni dłoń, której palce były zaciśnięte na różdżce.
— Żałuję, że w ogóle cię urodziłam… Jesteś bezczelny i niewdzięczny. Ta młoda kobieta na ciebie nie zasługuje… tak samo jak nie zasługujesz na bycie ojcem, czy mężem… Nie jesteś wart, by posiadać rodzinę… — wyszeptała starsza kobieta, co dla samego Leitnera było gorsze niż sam policzek. A sądził, iż był na to przygotowany. Niestety mocno się pomylił.
<3
Nagłe pojawienie się Victoire powstrzymało Kiliana od użycia magii, czego z pewnością mocno, by pożałował mimo, iż jego rodzice zasługiwali na znacznie gorsze traktowanie. Przez targające nim nerwy zapominał o regularnym oddechu niemal dysząc, co Victoire mogła świetnie wyczuć, gdy zbliżyła się znacząco do Kiliana, który odruchowo zacisnął z wyczuciem palce na jej drobnej dłoni.
OdpowiedzUsuń— Jak śmiesz! — krzyknęła kobieta w stronę Victoire odgarniając z twarzy mokre, lepiące się kosmyki włosów. — Ty przebrzydła smarkulo!
— Dość tego! — Kilian naprawdę donośnie wrzasnął i z pomocą różdżki otworzył drzwi. Nie myślał nad konsekwencjami swojego czynu, następne zaklęcie oderwało dwójkę dorosłych z ziemi, a następnie z impetem szarpnęło w stronę drzwi w efekcie czego oboje wylądowali w pokaźnej zaspie na zewnątrz, a zaraz po tym obok nich wylądowały ich ubrania. Gdy tylko drzwi zamknęły się głośnym trzaskiem, Kilian oparł się wyprostowanym ramieniem na blacie kuchennym, zaś drugą z dłoni ułożył na swoim boku, krzywiąc się przy tym znacznie. Był wdzięczny Victoire przede wszystkim za jej odwagę, która pozwoliła jej stanąć w obronie, jednak czuł jednocześnie gorycz na myśl, iż jej sylwetka również została spaczona w oczach dorosłych, a co najgorsze została narażona na porządną dawkę stresu, co nie powinno mieć miejsca. Trzymając blisko siebie z każdą chwilą coraz bardziej wyrównywał oddech, jednak serce nadal szaleńczo tłukło się w jego piersi. Słowa matki nadal dźwięczały mu w uszach.
— Przepraszam… — szepnął, choć tak naprawdę czuł się bezradnym względem zaistniałej sytuacji. — Muszę się przewietrzyć. — mruknął i wspiął się na górę po schodach, gdzie znajdował się tylko i wyłącznie naprawdę mały pokój gościnny z równie małym balkonem. Oparł się o barierkę czując rozpierający ból głowy. Chłodne powietrze muskało jego zaczerwienione policzki, drażniąc je mrozem jeszcze bardziej, zaś pojedyncze płatki śniegu osadzały się na włosach. Wrócił do Tori po ponad dwudziestu minutach i usiadł przy kuchennej wyspie. Tym razem nie tak łatwo było mu przystosować się do nowej sytuacji, zapomnieć. Chwycił kubek ze swoją herbatą i usadziwszy sobie blondynkę na kolanach upił kilka niewielkich łyków. Gdy odstawił naczynie sprawnie wsunął dłoń pod jej koszulkę, układając ją na rozgrzanej skórze jej brzucha. Musiał skupić się na znacznie ważniejszych aspektach.
— Mam nadzieję, że nie przyjdzie im do głowy wracać tutaj po raz kolejny. — westchnął spuszczając na moment wzrok, a po chwili uniósł go ku górze by móc spojrzeć na twarzyczkę Tori.
<3
Kilian z początku sprawiał wrażenie kogoś kto kompletnie nie zrozumiał słów wypowiedzianych przez Victoire. Zmarszczył czoło wpatrując się w nią intensywnie. Cały czas próbował coś powiedzieć, jednak zagubił się w natłoku myśli. Otworzył usta, jednak szybko je zamknął.
OdpowiedzUsuń— Ty naprawdę chcesz żebym przedwcześnie osiwiał. — skwitował niemal na jednym wydechu. W jego głowie krążyło naprawdę sporo pytań, jednak nie wiedział od którego tak naprawdę powinien zacząć. Podparł ociężałą głowę na dłoni i cicho westchnął przymykając przy tym powieki. Potrzebował jej, zwłaszcza teraz. Nie chciał uwierzyć w fakt, iż ta mogła planować wyjazd. Oczywiście był już dorosły, umiał świetnie o siebie zadbać i tak bez dwóch zdań będzie, jednak jej bliskość była dla niego obecnie najważniejszym aspektem, pomocnym w ogarnięciu chaosu powstałego po ostatnich wydarzeniach. Zacisnął wargi, wypuszczając przy tym ciężko powietrze z płuc.
— Tak nagle chcesz wyjechać? — uniósł brew ku górze. Jego głos nadal nie wykazywał większych emocji. Leitner wyglądał na zrezygnowanego, pozbawionego energii. Nie był nawet w stanie ponownie porządnie się zdenerwować. Rodzinna sytuacja nie tylko wytrąciła go z równowagi, ale i również pozbawiła sił. — Dlaczego chcesz wyjechać i gdzie chcesz jechać? — zadał kolejne pytanie, a następnie podniósł się ze swojego miejsca. Zaczęło mu się to bardzo mocno nie podobać.
— Nie powinnaś jechać sama. Nie wątpię w fakt, iż świetnie sobie dasz radę, ale po prostu… jesteś w ciąży, nigdy nic nie wiadomo… Nie… Nie ma mowy, nie puszczę cię samej.
Kilian pokręcił głową i zacisnął wargi w wąski paseczek.
— Nie zdołam przyłożyć głowy do poduszki. Już teraz potrafię odchodzić od zmysłów, a co dopiero, gdy wyjedziesz sama.
W końcu zabrakło Kilianowi słów. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że przesadzał, jednak przerażał go fakt, iż Victoire mogłaby wybrać się w podróż zupełnie sama, nie chcąc mu zdradzić dokładnego celu, ani tym bardziej powodu.
— Już raz pozwoliłem komuś cholernie dla mnie ważnemu wyjechać… — bąknął, ujawniając dokładny powód dla którego wyjazd Victoire mu się nie podobał, zaś kobieta z łatwością mogła się domyślić jaki był dokładny finał tej historii, Kilian po raz kolejny kogoś stracił. Przyznał się do własnego strachu. Skrzyżował ręce na piersi i cicho westchnął. — Zostań chociaż jeszcze jeden dzień, dobrze? — poprosił.
<3
Ciężko mu było spostrzegać sytuację w równie opanowany sposób, co sama Victoire. Delikatnie gładził opuszkami palców rozgrzaną skórę jej karku, wysłuchując jej słów w kompletnym milczeniu. Z całych sił próbował postawić się w jej sytuacji, w końcu on również jakiś czas temu pozostawił ją samą z tą różnicą, iż on trzymał to w tajemnicy, co niemal doprowadziło do rozpadu ich związku.
OdpowiedzUsuń— Nie martw się na zapas? — mruknął i wziął głęboki wdech. — Nie wiem gdzie chcesz jechać, z kim się spotkać, a przede wszystkim informujesz mnie o tym tak nagle, dodatkowo oczekując z mojej strony spokoju… Victoire, to jest niewykonalne. — dodał. — Nie oczekuj ode mnie czegoś, co dla ciebie również byłoby ciężkie do zniesienia.
Usiadł przy kuchennej wyspie i nerwowym ruchem potarł swoje czoło, próbując odnaleźć się wśród miliona myśli. Wodził wzrokiem po ciemnym blacie, zaciskając usta w wąski paseczek.
— Ufam ci, ale nie jestem w stanie podejść do tego z takim spokojem. — westchnął, gdy wreszcie jego ramię z łatwością owinęło się wokół talii Vic. Oparł policzek na czubku jej głowy, nie mówiąc już nic więcej. Mimo wielu obaw nie zatrzymywał jej, skoro wszystko wskazywało na to, iż młoda kobieta była pewna swej decyzji i nie będzie w stanie w żaden sposób na nią wpłynąć. Miał jedynie nadzieję, że żadna ze stron tego nie pożałuje.
Stanął przy drzwiach w momencie, gdy niestety musieli się pożegnać. Ułożył ciepłe dłonie na jej rumianych policzkach i cicho westchnął.
— Uważaj na siebie, dobrze? — poprosił, próbując delikatnie się uśmiechnąć, choć kompletnie mu to nie wyszło. Nachylił się ku niej i złożył na jej wargach kilka czułych pocałunków. — Napisz do mnie choć raz, gdy będziesz na miejscu. — przesadzał ze swą opiekuńczością, jednak było to zdecydowanie silniejsze od niego. Jeśli miał być szczery, nawet nie próbował nad tym w jakikolwiek sposób panować.
Ścisnął nasadę swojego nosa, gdy pozostał już w mieszkaniu sam. Miał ochotę wybiec z mieszkania i zmusić blondynkę do tego, by zabrała go za sobą inaczej zmusi ją do pozostania w mieszkaniu. Masa obaw była zdecydowanie zbyt mocno przytłaczająca, by władzę w umyśle Kiliana ponownie przejął zdrowy rozsądek.
<3
Ostatnie dwie noce dzielące Kiliana od powrotu Victoire doprowadziły go niemal do obłędu. Był niemal pewien, iż coś mogło jej się stać. W końcu nie wspomniała nawet słowem, że jej wyjazd może się przedłużyć. Każdego dnia pod jej nieobecność pluł sobie w brodę, iż nie wyciągnął z niej informacji dotyczących docelowego miejsca, w które ta się udała. Jego rodzice nie pojawili się już w progu mieszkania, zaś wszystkie szkolne zaległości w postaci uczniowskich prac zostały nadrobione. Robił wszystko byleby nie zwariować. W końcu udało mu się zdrzemnąć na niezbyt wygodnej kanapie, jednak szybko wybudzony ze snu, słysząc otwierające się drzwi, zerwał się z kanapy, co przyprawiło go o gwałtowne zawroty głowy.
OdpowiedzUsuń— Pięć dni… — mruknął spoglądając na Victoire. — Pięć pieprzonych dni! — uniósł nieco głos, dając upust temu co siedziało w nim prawie od tygodnia. Był zły, cholernie zły. Rozumiał naprawdę wiele, gdzieś w głębi siebie próbował nawet ją usprawiedliwić, jednak zostawiła go bez słowa, bez wyjaśnienia, pozwoliła, by odchodził od zmysłów każdego dnia, by obwiniał się i snuł w głowie najgorsze scenariusze. Przetarł dłońmi twarz i wypuścił ciężko powietrze przez nos. Malujące się pod jego oczami cienie nie wyglądały zachęcająco. — Zapomnij o jakichkolwiek wyjazdach. Gdziekolwiek. — stwierdził wyraźnie zrezygnowany, po czym jego ramiona objęły drobne ciało Victoire, zaś policzek oparł na czubku jej głowy. Niesamowicie mocno za tym tęsknił. Wziął głęboki wdech. Nie sądził, że tak ciężko będzie mu w stanie znieść te kilka dni. Może byłoby mu łatwiej, gdyby był wszystkiego świadomy, nie musiał niczego się domyślać, snuć własnych teorii. Był już zmęczony, by dalej drążyć temat. Wplątał palce w jej dłoń i bez słowa skierował się w stronę łazienki.
— Wieczorem zabieram cię w pewne miejsce i nie przyjmuję w tym aspekcie żadnej odmowy, ale najpierw oboje nieco odpoczniemy. Możesz potraktować to jako randkę. — rzucił i usiadł na rogu wanny, a następnie odkręcił wodę, czekając aż ta napełni wannę. Dodał odrobinę olejku do kąpieli.
— Po powrocie porządnie się z tobą rozmówię na temat ostatnich dni i odbiorę to co mi się należy. — zaznaczył i choć chciał brzmieć groźnie, to w jego oczach wyraźnie można było dostrzec błysk.
Odetchnął głęboko, gdy ciepła woda otuliła ich ciała. Objął ją ramionami, pozwalając, by ta plecami oparła się wygodnie o jego pierś. Ostatnie dni stanowiły dla Kiliana jedno, wielkie nieporozumienie, którego już nigdy więcej nie chciał doświadczać.
<3
Kilian był bardzo mocno spięty i nadal buzowało w nim wiele emocji. Ciepła woda wraz z bliskością ukochanej pozwoliły nieco zmęczonym mięśniom rozluźnić się. Odchylił głowę do tyłu przymykając przy tym powieki, gdy dłonie Vic umiejętnie rozprowadzały po jego ciele kolejne warstwy piany, stale pobudzając go coraz bardziej. Jeśli w ten sposób zawsze miała zamiar przepraszać, tłumaczyć się z popełnionych błędów, to Kilian mógł żartobliwie nazwać ją niezłą manipulatorką, zaś siebie samego naiwniakiem. Nie przeszkadzało mu to ani przez chwilę. Uchylił powieki i uważnie spojrzał na twarzyczkę blondynki. Skutecznie złapała go w swoje sidła. Nie przeszkadzał mu fakt, iż woda spływała po ściankach wanny mocząc łazienkowy dywanik, ani tym bardziej nie przeszkadzał mu fakt, iż pościel w ich łóżku zawilgła pod wpływem ich nagich, oblepionych resztkami piany oraz wody ciał, które złączone w silnym pożądaniu dawały upust nagromadzonej tęsknocie.
OdpowiedzUsuń— Nasza noc będzie długa, to był tylko dobry wstęp. — wyszeptał na ucho Victoire, i zwisając nad nią, gdy jego ciałem jeszcze przez chwilę targały delikatne dreszcze. Przygryzł płatek jej ucha, uśmiechając się przy tym lubieżnie. Sprawnie przekręcił się tak, by to blondynka patrzyła na niego z góry i usadziwszy ją sobie na kolanach, przeszedł do pozycji siedzącej, przyciskając przy tym jej nagie piersi do swojego torsu. Nie trwało to jednak zbyt długo. Ponownie zachęcony, zafascynowany jej ciałem. Ułożył ją wśród miękkiej pościeli, by rozgrzanymi ustami nakreślić delikatną ścieżkę począwszy od jej ust, a skończywszy na dole brzucha. Jego usta piętnowały niemal każdy skrawek jej ciała z każdą chwilą zachowując się coraz śmielej. Przygryzł delikatnie skórę na wewnętrznej stronie jej uda, zaś za sprawiony ból szybko przeprosił czułym pocałunkiem.
— Następnym razem, gdy wpadnie ci do głowy jakiś wyjazd, to obiecuję ci, że przywiążę cię do siebie i nigdzie nie wypuszczę. — zaśmiał się, gdy dotarł do jej warg, na których złożył delikatny, subtelny pocałunek, który trwał do momentu, kiedy obojgu zabrakło powietrza. — W najgorszym wypadku zaciągnę do łóżka i również nigdzie nie wypuszczę. — dodał szeptem, a jego usta wygięły się w szerokim, pełnym rozbawieniu uśmiechu. Raz jeszcze nakreślił ustami tą samą drogę, co wcześniej, po czym opadł na poduszkę, tuż obok Vic, przyciągając ją do siebie. Nie pozwolił, aby między ich ciałami postawała chociażby milimetrowa przerwa. Przytulił policzek do jej ramienia i przymknął na moment powieki, jednak przestał czuć efekty kilkudniowego zmęczenia.
— Wieczorem będzie nas obowiązywać coś znacznie bardziej eleganckiego. Potraktuj to jako randkę, panno Weasley.
Z leniwym uśmiechem na twarzy spoglądał na Victoire, dokładnie obserwując jej ciało. Każdy detal wydawał się być dla niego idealny, nawet sposób poruszania się młodej kobiety był w stanie wprowadzić Austryjaka w stan głębokiej fascynacji. Delikatna sukienka kusząco opinała jej ciało, zaś szpilki apetycznie wydłużały jej nogi. Z trudem powstrzymywał się przed ponownym zaciągnięciem Victoire do łóżka. Nie chcąc, by pokusa przejęła nad nim władzę, powoli podniósł się i ubrawszy na siebie bokserki oraz dresowe spodnie, stanął za plecami blondynki, zaś jego dłonie spoczęły we wcięciu jej talii.
OdpowiedzUsuń— Znacznie bardziej wolę cię bez tego. — stwierdził, nawiązując do tematu zakupów zaś jedna z jego dłoni sprawnie wsunęła się za delikatny materiał dolnej bielizny. — Jednak pozbywanie się jej z ciebie jest równie kuszące. — dodał i ucałował czule jej ramię, a następnie szyję oraz delikatnie zaróżowiony policzek. — Z półtorej godziny spotkamy się na dole. Skorzystam z łazienki na górze, tej dla gości, ta jest cała twoja. Zaskocz mnie.
Nim, jednak się oddalił złożył na jej wargach namiętny pocałunek do momentu, aż obojgu zabrakło tchu. To powinno mu na jakiś czas wystarczyć, a przynajmniej musiało. Nie chcąc już dalej przeszkadzać, udał się na poszukiwanie garnituru, który kupił w wakacje w jednym z mugolskich sklepów odzieżowy. Nadal prezentował się w nim nienagannie. Całość dopełnił szybkim prysznicem, starannie ułożonymi włosami, nawet biała koszula pozbawiona była najmniejszych wgnieceń. Stojąc przy oknie, tuż przy rozpalonym kominku w oczekiwaniu na Victoire, zastanawiał się, co mogło jeszcze go w życiu zaskoczyć. Nigdy nie sądził, iż będzie mu dane ponownie poskładać swe życie do kupy, odnaleźć brakujące elementy, których brak utrudniał jego codzienność. Z delikatnym uśmiechem i ekscytacją kłębiącą się w jego wnętrzu zbliżył się w stronę starej komody, z której wyciągnął ulubione perfumy. Cedrowa nuta niemal natychmiast rozniosła się po salonie. Kilian uwielbiał ten zapach, niemal nim przesiąknął. Używał tych perfum niezmiennie od ponad dziesięciu lat. Żartobliwie uznawał je za swój własny znak rozpoznawczy. Obrzucił spojrzeniem raz jeszcze widoki za oknem; śnieg uparcie nie chciał padać, co idealnie komponowało się z masą świątecznych ozdób rozwieszonych na budynkach. Niemal wszędzie można było wyczuć klimat świąt, które dla Kiliana dopiero w tym roku odzyskały w jakimś stopniu większy sens. Dorzucił do kominka parę drwinek w obawie przed wygaśnięciem ognia, mając na uwadze to, aby się nie pobrudzić. Co jakiś czas kontrolnie zerkał w stronę starego zegara. Choć nie czekała na nich żadna rezerwacja i nie musieli obawiać się, iż mogą się spóźnić, to jednak Kilian chciał by wyszli nieco wcześniej ze względu na pogodę. Lokal do którego miał zamiar zabrać Victoire z pewnością przypadnie jej do gustu. Naprawdę coraz bardziej nie mógł się doczekać.
<3
Odwrócił się gwałtownie w momencie, gdy usłyszał stukot obcasów. Na widok Victoire zaparło mu dech w piersi. Przyglądał się każdemu, najmniejszemu detalowi jej ciała oraz ubioru nie mogąc wyjść z podziwu. Wyglądała zjawiskowo, skutecznie igrając z jego wyobraźnią, która niemal natychmiast zaczęła go napędzać, przez co ciężko było mu się opanować. Ułożył dłonie nad jej pośladkami i z uśmiechem spojrzał jej w oczy, w głębi których tonął za każdym razem, gdy tylko w nie spoglądał.
OdpowiedzUsuń— Potrafię zaskakiwać, panno Weasley. — powiedział z tajemniczym uśmiechem. — Będę zabierał cię na kolacje znacznie częściej niż sobie to wyobrażasz. — dodał, mając ochotę krzyczeć, wręcz wrzeszczeć z radości oraz dumy, tylko po to, by cały świat usłyszał jak cholernie był szczęśliwy i zakochany. Skinął zgodnie głową, a następnie chwycił za klamkę, przepuszczając ją w progu jako pierwszą. Kilian wybrał miejsce niezbyt mocno oddalone od ich mieszkania, dzięki czemu nie zdążyli porządnie przemarznąć. Na samym wejściu do lokalu przywitał ich zapach cynamonu i pomarańczy. Kilian nadal trzymając Victoire blisko siebie zaprowadził ją do wolnego stolika, odsuwając jej następnie krzesło, by ta swobodnie mogła spocząć. Nie bywał w takich miejscach zbyt często, co jak już miał okazję wspomnieć, miał zamiar to zmienić. Skinął w podziękowaniu głową, gdy kelner przyniósł im wodę wraz z kartą dań przed złożeniem zamówienia. Leitner wplątał palce w dłoń ukochanej, której wierzch delikatnie pogładził. Jadł tutaj raptem trzy razy, jednak to już pozwalało na to, by mógł doradzić kobiecie w wyborze sposób naprawdę obszernej ilości dań.
— To jeszcze nie wszystko, co Cię dziś czeka. — oznajmił tajemniczo, gdy odszedł od ich stolika kelner po złożeniu zamówienia. Upił kilka łyków wody i nadal gładząc jej dłoń, spojrzał w jej oczy, nie mówiąc już nic więcej. Po prostu po dosłownie minucie wstał i zajął miejsce na wysokim krześle na niewielkim podeście w rogu Sali, mimo to Vicotire nadal miała na niego świetny widok. Nie był wylewny swych uczuciach, jednak nie oznaczało to, iż się ich wstydził. Pierwsze słowa śpiewanej przez niego piosenki, były chyba najtrudniejsze. Szybko jednak zgrał się z powierzoną mu gitarą, niemal zyskując władzę nad zebranymi gośćmi, choć to Victoire była jego królową, tą jedyną, do której kierował śpiewane przez siebie słowa. Słowa w pełni stworzone przez niego, zebrane w całość, tworzące definicje napędzającego go uczucia. Był jeszcze młody, bardzo młody, gdy to muzyka była jego życiowym celem, zaś wszystko kończyło się na chowaniu zapisanych kartek głęboko pod łóżkiem. Jedna z nich cudem się zachowała, a jej treść obecnie stanowiła wyraz miłości względem drobnej blondynki siedzącej tuż naprzeciwko mężczyzny, którego palce oraz głos z łatwością brnęły po dalszych dźwiękach, tworząc coś szczerego i w pełni prawdziwego. Nie czuł skrępowania, co było dla niego dziwne. Spodziewał się, iż sparaliżuje go strach, jednak to widok Victoire zaprowadził go na sam koniec piosenki, którą pozwolił przypieczętować sobie delikatnym pocałunkiem złożonym na jej delikatnych wargach. Ponownie zaparło mu dech w piersi, zabrakło mu odpowiednich słów, przyłożył więc jej dłoń do miejsca, w którym cholernie mocno biło serce. Wiedział, że zrozumie.
<3
Był w równym amoku emocjonalnym, co sama Victoire. Otarł jej łzę, ledwie nadążając z lawiną pocałunków, która napędzała jego serce do coraz szybszego rytmu. Nie sądził, iż gest, na który się zdobył wywoła w nich takie poruszenie. Niczego nie żałował. Był niemal pewien, iż nadarzy się kolejna okazja ponownie zaskoczy ją w ten sam sposób. Jej reakcja była bezcenna, utwierdziła go w fakcie, iż powinien starać się znacznie bardziej, by na jej twarzy stale gościł uśmiech, który stanowił dla niego najpiękniejszą nagrodę z możliwych.
OdpowiedzUsuń— Mam dla ciebie znacznie więcej. Ja ciebie też kocham, Tori. — wyszeptał, nim na miękkich nogach usiadł przy stoliku. Miał wrażenie, iż zebrani w lokalu goście stale patrzą się na nich, jednak ku jego zaskoczeniu kompletnie mu to nie przeszkadzało. Skupiony mocno nad Victoire, zapominał o obecności innych. Nawet podczas jedzenia, co jakiś czas gładził jej nadgarstek i kruche przedramię, nie mogąc tak naprawdę się powstrzymać od nawiązania jakiejkolwiek cielesnej bliskości. Był niemal uzależniony.
— Nawet zaniosę cię do domu, bylebyś jadła nieco więcej niż zwykle. Nie dla mnie, nie dla siebie, a dla maluszka. — zaśmiał się i upił kilka łyków wina. Odetchnął głęboko, gdy jego talerz był pusty. Wplątawszy palce w dłoń Victoire, doszedł do wniosku, iż na jej smukłych palcach przepięknie prezentowałby się zaręczynowy pierścionek, zaś możliwość nazywania ją swoją panią Leitner, przyprawiłaby go o skrzydła, dzięki którym mógłby latać w przypływie nieokrzesanej radości. Czuł się niczym napalony nastolatek, dosłownie. Otarł kąciki ust z resztek sosu, gdy pod ich nosami znalazł się talerz z deserem.
— Ja u siebie przewiduję kilka dodatkowych kilo. — oznajmił żartobliwie, unosząc przy tym dłonie w geście obrony, nim bez przeszkód zabrał się za jedzenie szarlotki z lodami. Naprawdę od dawna nie zjadł tak dobrze z tak ogromną chęcią. Ciężko było mu się ruszać, dlatego też, gdy przyszło im się zbierać do domu, wątpił w sam powrót. Śnieg nadal pruszył, zaś widok Victoire w ubraniu, które choć podsycało najbardziej zbereźne fantazje Kiliana, to jednak nie chroniło jej w żaden sposób przed chłodem nocy. Nie chcąc słyszeć nawet najmniejszych protestów, otulił ją swoim płaszczem sięgającym niemal do ziemi, samemu pozostawiając sobie jedynie bordowy szal. Niemal przez całą drogę obejmował ją ramionami, grzejąc ją dodatkowo całym ciałem. Nie wydarowałby sobie jeśli kobieta, by się rozchorowała. Śnieg przybrał na bardzo dużej intensywności, co niepokoiło Kiliana, jednak ostatecznie dotarli do domu. Zadrżał gwałtownie z zimna, gdy nastąpiła nagła zmiana temperatur zaraz po przekroczeniu progu mieszkania.
— Kolacja była cudowna. — stwierdził rozmarzony, gdy odbierał od kobiety płaszcz, aby odwiesić go na wieszaku razem ze swoim szalem.
<3
Kilian nie sądził, iż ostatnie miesiące jeszcze bardziej zmienią bieg jego życia, które stało się znacznie pełniejsze. Świadomość, iż ma dla kogo się starać, być jeszcze lepszym człowiekiem, skutecznie napędzała go do dalszego działania. Momentami potrafił przesadzić z pokładami troski, jednak delikatność w połączeniu z niebywałą, niezwykle urokliwą kruchością Victoire, doprowadzała momentami go do szału. W końcu byli odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale i również za życie noszone pod jej sercem. Kolejna konfrontacja z jej rodzicami nie była łatwa, zaś sam Kilian czuł ogromny opór przed poprawieniem relacji, który finalnie udało mu się pokonać, jednak mimo to, nadal gdzieś w głębi czuł delikatną rezerwę w połączeniu z niewystarczającym brakiem zaufania.
OdpowiedzUsuńKilianowi udało się skończyć godzinę wcześniej zajęcia, dlatego też nie chcąc tracić czasu, uporządkował wszystkie papierkowe sprawy w tym zaległe uczniowskie referaty, mając przed sobą jeszcze dwa szlabany, które powierzył mu Rathmann. Uniósł głowę ku górze, gdy usłyszał nagły dźwięk otwieranych drzwi, zaś chwilę później poczuł na swoim ciele bardzo dobrze znany sobie dotyk. Ucałował czule jej czoło, zaś dłonie ulokował na zaokrąglonym brzuchu.
— Mam jeszcze przed sobą dwa szlabany w zastępstwie za Rathmanna. — mruknął, wyraźnie niezadowolony, jednak nie mógł odmówić przyjacielowi, który naprawdę potrzebował dziś wolnego czasu z powodu spraw rodzinnych. — Dlatego pewnie wrócę przed wieczorem. Nie czekaj na mnie, wróć do domu, weź kąpiel, odpocznij trochę. Działasz na zbyt dużych obrotach, zwolnij trochę, kochanie. — dodał, a następnie czule przeczesał palcami jej miękkie kosmyki włosów. Marzył o powrocie do domu, jednak nadal ciążyły nad nim obowiązki.
— Gdy wrócę, zrobię nam pyszną kolację. — obiecał i nachylił się ku niej, by móc złożyć na jej wargach namiętny pocałunek, który przerwał dopiero w momencie, gdy byli zmuszeni nabrać powietrza do płuc.
Jak się okazało, przegrał sam ze sobą, zmęczenie skutecznie rozmiękło jego podejście do sytuacji, co spowodowało, iż podarował uczniom szlaban, pod warunkiem, iż Ci napiszą dwie dodatkowe prace z wybranych przez siebie tematów bez niczyjej pomocy. Zbyt mocno pragnął wrócić do domu, a gdy tak się stało, poczuł jak cały nagromadzony w nim ciężar opada, przywracając mu pełną swobodę.
Odstawił zakupy na kuchenny blat i odwrócił głowę w stronę sypialnianych drzwi.
— Victoire? Kochanie? Już jestem! — rzucił, nieco zaniepokojony ciszą panującą w mieszkaniu. Może młoda kobieta spała? Nie chcąc jej obudzić, rozpakował w spokoju parę drobiazgów, których od dłuższego czasu brakowało im w kuchni, a następnie przeszedł w głąb mieszkania. — Vic?
<3
Gdy w jego dłonie trafiła wymięta karta papieru z początku nie wiedział o co jej chodzi. List? Od Thomasa? Był niemal pewien, iż kobieta się pomyliła, do czas aż zaczął zagłębiać się w treść listu, który naprawdę pochodził od jego syna. Musiał przytrzymać się komody, by miękkie nogi zdołały utrzymać ciężar jego ciała w pionie. Zastrzyk nagłej energii, nakazał mu działać, natychmiast. Treść listu wyraźnie wskazywała na to, iż młody Leitner wzywał ojca na pomoc. Kilian w kompletnym amoku odnalazł pióro, atrament wraz z czystą kartką papieru, nie spodziewając się, iż list zabłądził ponad cztery razy i powinien dotrzeć do niego około dwóch tygodni temu. Siedząc przy salonowym stoliku jego dłoń z zabójczą prędkością poruszała się po pergaminie tworząc, coraz to kolejne linijki tekstu, który ostatecznie zaadresował pod adres, który odnalazł w treści listu. Zrobiło mu się cholernie gorąco. W momencie, gdy jego sowa przejęła list, oparł się o parapet przy otwartym oknie, biorąc przy tym kilka głębokich wdechów, nie mogąc zapanować nad stanem uniesienia jaki nad nim zapanował. Thomas nigdy nie prosił go o pomoc, a zważywszy na sytuację rodzinną, nigdy nie pomyślał, iż uda mu się dożyć tej chwili, gdzie szansa odnalezienia syna stanie się wręcz namacalna. Niemal każdego dnia powracał myślami do czasów, gdy było mu dane wstawać w nocy do płaczącego zawiniątka, wtrącać się żonie w najprostsze czynności, tylko po to, by mieć jak najlepszy kontakt z dzieckiem. Idealnie pamiętał moment, kiedy Thomas po raz pierwszy powiedział słowo tata, pamiętał każdy moment, gdy ten mówił mu jak bardzo go kocha. Mimo wielu obowiązków, zawsze dbał o syna jak najlepiej tylko potrafił. Poświęcił wiele, by w oczach młodzieńca móc być wzorem do naśladowania. Był świadom, iż odpowiedź na list mogła nie przyjść zbyt szybko, jednak nie mógł nić poradzić na fakt, iż miał ochotę wybiec z mieszkania, zrobić znacznie więcej poza pieprzoną, papierową formą wiadomości. Tutaj chodziło o jego syna, którego w podły sposób mu odebrano, oraz wpojono rzeczy, które nie miały miejsca. Wyciągnął ramię, by zamknąć okno, jednak nadal targany przez mieszankę silnych emocji, pozostał wsparty o parapet, chowając jedynie twarz w dłoniach. Nie wydaruje sobie jeśli Thomasowi coś rzeczywiście się stanie. W końcu przestał go szukać, poddał się, tak po prostu. To było okropne uczucie, nadal czuł się za niego odpowiedzialny, przecież to jego syn! Victoire miała żywy dowód tego jak bardzo Kilian poważnie traktował temat ojcostwa, popadając niemal w obłęd.
OdpowiedzUsuń<3
Nagłe pojawienie się Victoire nieco ostudziło jego emocje. Spojrzał jej w oczy i cicho westchnął, serce nadal szaleńczo tłukło się w jego piersi, zaś dłonie wyczuwalnie drżały. Oparł czoło o jej czoło i na moment przymknął powieki po prostu głęboko oddychając.
OdpowiedzUsuń— Powinienem go stamtąd zabrać, mimo, iż ten zabronił mi pokazywać się tam w obawie przed gniewem matki jej nowego partnera… — powiedział i objął ją nieco śmielej ramionami. Bezczynność wręcz uwierała go od środka. Czuł, iż powinien zrobić znacznie więcej. — Podałem mu nasz adres, ale przecież to nie wystarczy, nadal pozostał ze wszystkim sam… — dodał. — Jestem za niego odpowiedzialny.
Kilian z każdą chwilą coraz bardziej odzyskiwał panowanie nad sobą. Wiedział, iż jego zachowanie byłoby zbyt chaotyczne i nadgorliwe. Usiadł więc pod obszernym kocem na kanapie, trzymając blisko siebie Victoire. Układał wszystko w myślach, chcąc podejść do sprawy racjonalnie. Jedna z jego dłoni gładziła jej ciążowy brzuszek pod materiałem bluzki.
— Kocham cię. — szepnął, po czym ostrożnie ułożył policzek na jej piersi, nie odrywając dłoni od jej brzucha, od którego tak czy siak było mu się ciężko oderwać. Próbował ułożyć w głowie logiczny plan działania, by nie zaszkodzić własnemu synowi. Co jakiś czas przeczesywał palcami kosmyki włosów swojej partnerki. Zagłębiony w rozpędzonej karuzeli myśli, nie wiedział nawet kiedy dokładnie zasnął. Obudzony przez pukanie do drzwi i spojrzawszy na Vic, wstał ostrożnie nie chcąc ją obudzić. Potrzebowała odpoczynku. Gdy tylko uchylił drzwi, poczuł, iż jego nogi ponownie miękną. Opadł na kolana przed własnym synem, który zmęczony długą podróżą z powodu braku umiejętności teleportacji, mocno objął ramionami ojca za szyję, zupełnie jakby chciał przeprosić za to, iż uwierzył we wszystkie kłamstwa własnej matki. Po policzkach Kiliana spłynęło parę łez. Nie był w stanie znieść tak wielkiego ogromu emocji.
— Nie odpisałeś… Wysłałem list dwa tygodnie temu. — rzekł Thomas. — Nie chcę tam wracać, tato.
— List przyszedł dopiero dzisiaj… Obiecuję ci, że już tam nie trafisz, nie pozwolę, by twoja matka karmiła cię milionem kłamstw, zasługujesz na prawdę. Nic ci nie jest?
Przesunął dłońmi po przedramionach Thomasa, nie wierząc, iż chłopiec rzeczywiście tutaj jest. Kilian zagarnął chłopca ponownie w swoje ramiona i powoli wstał z ziemi, usadził syna na fotelu. Wodząc jego pytający wzrok, który kierował w stronę Vic.
— Ta fantastyczna kobieta, to moja dziewczyna. Cholernie ją kocham i nie ma na ziemi tak wspaniałej osoby jak ona, Thommy. Z pewnością się polubicie.
Nie spodziewał się, iż blondynka może już nie spać. Kilian ponownie działał jak w amoku. Zrobił synowi herbatę, chcąc by ten się rozgrzał. Wiosenne początki mimo wszystko nie należały do najcieplejszych.
<3
Kilian zdziwił się, gdy Victoire tak nagle zaczęła budować między nimi wyczuwalny, niemal krępujący dystans. Nie dało się tego nie wyczuć. Nie chciał podejmować tego tematu przy synu, który również wyglądał na skrępowanego. Całując czule czoło Vic, podał jej zgodnie z prośbą kubek herbaty, a następnie gestem dłoni zaprosił do stołu. Jako, iż jego pierworodny zdążył zjeść obszerne śniadanie, ponaglony przez Kiliana udał się na górę do pokoju gościnnego, w którym mógł dalej odpocząć pozostawiając dwójkę dorosłych samych. Leitner podstawił pod nos partnerki talerz z jajecznicą i grzankami i ponowie całując jej czoło zajął miejsce obok niej. Jedna z jego dłoni spoczęła na jej udzie.
OdpowiedzUsuń— Vic? — mruknął, gdzieś w głębi siebie domyślając się co może być powodem jej zachowania. — Wiesz, że cholernie was kocham, a pojawienie się mojego syna niczego tutaj nie zmienia. — ujął jej podbródek w dwa palce i przekręcił w swoją stronę, aby ta na niego spojrzała. — Jestem odpowiedzialny za niego, tak samo jak jestem odpowiedzialny za życie, które nosisz pode sercem. — dodał układając dłoń na jej brzuchu, który czule pogładził. Naprawdę w tej kwestii oczekiwał zrozumienia. Z dnia na dzień kochał Vic coraz mocniej, Thomas nie stanowił dla niej nawet najmniejszej konkurencji.
— Istnieje prawdopodobieństwo, że już z nami zostanie. Nie może tam wrócić… Nie kiedy nowy partner mojej byłej żony traktuje go w tak perfidny sposób, buntując przeciw niemu nawet własną rodzicielkę… Vic pomoc mu się należy. Przez tyle lat nie mieliśmy szans się zobaczyć… Jest również duże prawdopodobieństwo, że gdy moja była dowie się, gdzie przebywa Thomas, pojawi się w progu naszego mieszania. Będę potrzebował twojego wsparcia, możliwe, iż Thomas będzie potrzebował zdwojonej ochrony. Wiem, że na obecną chwilę wymagam zbyt wiele, to wszystko jest dla ciebie nowe, ale naprawdę kocham was i obecna sytuacja nie ma na to wpływu.
Wplątał palce w jej dłoń, nie wiedząc już w jaki sposób powinien dobierać słowa, by kobieta rzeczywiście spróbowała choć połowicznie go zrozumieć. Znowu był zmuszony jej coś udowadniać? Spuścił wzrok i ugryzł kawałek grzanki, nie chcąc aby jego porcja śniadaniowa wystygła. Upił parę łyków herbaty, chcąc się pozbyć nagromadzonej suchości w gardle.
— Chciałem Was dziś zabrać wieczorem na jakąś kolację. Może lepiej się poznacie. Co ty na to? Równie dobrze możemy zostać w domu.
<3
Znowu uciekała, znowu jej głowa była pełna niezrozumiałych dla Kiliana obaw i znowu na własne życzenie ulepiła sobie problem, z którym nie umiała sobie poradzić. Jednak nadal się nie zmieniła. Austryjak zacisnął usta w wąski paseczek i po jej wyjściu mocno sfrustrowany uderzył pięścią w stół. Zrezygnował z wieczornego wyjścia, spędzając dzień z synem nie tylko na długiej rozmowie, ale i również grając w przeróżne gry. Chociaż przez chwilę zapomniał o nowych problemach, chociaż przez chwilę przestał zastanawiać się nad każdym ruchem, własnym zachowaniem w obawie przed histerią Victoire. Choć darzył jej całokształt ogromnym zrozumieniem, miał wrażenie, iż powoli zaczyna się wypalać, a sama blondynka nie jest w stanie spostrzegać codzienności z innej strony, niż z tej która nakazuje jej czuć się wieczną ofiarą. Gdy Thomas wreszcie poszedł spać, Kilian pozostał w sypialni z książką w dłoniach. Czekał na powrót Victoire, jednak niestety przysnął na dobre dwie godziny. Gdy uchylił powieki było już dość późno. Zmarszczył czoło, gdy nie dostrzegł śpiącej obok kobiety. Co mogła robić do tak późnych godzin w zamku? Zwlókł się z łóżka, chcąc się upewnić, co do swojej teorii. Przeszedł niemal przez całe mieszkanie, finalnie odnajdując jej drobne ciałko w wannie. Woda już zdążyła mocno przestygnąć. Przecież mogła zrobić sobie i dziecku krzywdę! Kilian z łatwością uniósł ją do góry i zgarniając jedynie ręcznik, zaniósł ją do sypialni, mając nadzieję, iż ta się nie obudzi. Osuszył jej kruche ciałko i nim wdział na nią swoją koszulkę, ucałował czule jej zaokrąglony brzuszek.
OdpowiedzUsuń— Zasnęłaś w wannie… — szepnął, gdy dostrzegł jej uchylone powieki w momencie, gdy poprawiał na niej materiał swojej koszulki, która sięgała jej do połowy uda. — Śpij dalej. — dodał i uśmiechnął się delikatnie, a następnie przesunął się na sam koniec łóżka, by przynieść ulgę jej zmęczonym stopom, które począł skrupulatnie masować. Choć sam był zmęczony, to Victoire stanowiła dla niego priorytet. Ugniatał delikatnie opuchnięte miejsca, chcąc, by poczuła się lepiej, to samo zrobił z jej odcinkiem lędźwiowym, gdy wreszcie ubrany jedynie w bokserki, ułożył się obok niej na łóżku.
— Dobranoc, kochanie. — mruknął, nachylając się nad nią, po czym złożył na jej wargach czuły pocałunek, zaś jedna z jego dłoni ułożyła się w dole jej brzucha. Uśmiechnął się wyczuwając delikatne ruchy malucha.
<3
Krzyczał niemal z całych sił, aby wreszcie dali mu spokój. Miał wrażenie, iż ból będzie towarzyszył mu niemal do końca życia. Błagał o litość, jednak ci byli głusi na jakiekolwiek słowa. Zagłębiony we śnie motał się na łóżku, aż w końcu jego ciało zaczęło powoli wiotczeć. Uchylił gwałtownie powieki, biorąc przy tym głęboki wdech. Oplatające go stanowczo ramiona Victoire pozwoliły mu na szybkie odnalezienie się w sytuacji. Jego lśniące blasku księżyca w bardzo wysokiej gorączce oczy, szybko schowały się za opadającymi powiekami. Oparł czoło na jej ramieniu, nadal głęboko oddychając. Wyczuwalnie drżał, zaś jego skórę pokryła cienka warstwa potu. Towarzyszył mu dodatkowo nie tylko ból mięśni, ale i również ból głowy. Czuł się jakby czymś bardzo mocno oberwał. Uniósł w końcu głowę ku górze, by móc spojrzeć na Vic.
OdpowiedzUsuń— Mogłem zrobić ci krzywdę, kochanie. — szepnął i ponownie wcisnął twarz w zagłębienie jej szyi. Czuł się fatalnie. Nie wydarowałby sobie, jeśli zrobiłby młodej kobiecie krzywdę. Domyślał się, iż ta mimo jego siły starała się go uspokoić, wybudzić ze snu, co poniekąd jej się udało. Poprosił ją o szklankę wody, którą finalnie wypił niemal do samego dna. Sen stał się dla niego zbyt odległy. Nadal zbyt mocno pobudzony, pogrążony w gorączce, usiadł na łóżku. Miał wrażenie, iż jego mięśnie kompletnie zwiotczały w momencie, gdy chciał się zbliżyć w stronę okna, by nieco je uchylić. Jego skóra wręcz parzyła w momencie, gdy się ją dotykało. Ułożył się ostatecznie na pościeli i wplątał palce w jej dłoń. W momencie, gdy zamykał oczy wszystkie obrazy z feralnego wydarzenia wracały ze zdwojoną siłą. Przysunął się w stronę Vic, aby móc ją mieć bliżej. Nie wiedział co się z nim działo, ani tym bardziej co mogło być tego wiekszą przyczyną. W końcu wcześniej nie miewał aż tak gwałtownych incydentów.
— Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. — mruknął obejmując ją ramieniem, jednak po chwili znowu ją przeprosił, tłumacząc się, iż potrzebuje zimnego prysznica. Wrócił do Vic dość szybko, jednak jego skóra nie była już tak mocno rozgrzana.
— Spróbuj zasnąć, hm? — porosił, gdy nachylił się ku niej i pogładził czule jej policzek. — Ja nie czuję się najlepiej… Pójdę do salonu, żeby cię już nie obudzić, dobrze?
Miał dziwne wrażenie, iż sny mogą powrócić, a sama Vic potrzebowała teraz odpoczynku, zwłaszcza, iż pod jej sercem rozwijało się życie. Ucałował czule jej kącik ust i trącił nosem jej nos. Ból mięśni naprawdę dawał mu się we znaki. Ubrał na siebie dresowe spodnie i
przetarł twarz dłońmi. Gorączka prawdopodobnie przybierała na sile.
<3
Kilian nie spodziewał się, iż zaraz po otworzeniu oczu zobaczy twarzyczkę Leslie, która niemal natychmiast zasypała go lawiną pytań, na które ciężko było mu odpowiedzieć. Nie dała mu nawet szansy na to, by stawić opór, a takowy z pewnością, by okazał, gdyby nie fakt, iż był jeszcze mocno zaspany i równie mocno obolały. Oblepiany przez jej łapska łatwo się irytował, mimo, iż Leslie wykazywała jedynie chęć pomocy.
OdpowiedzUsuń— Będzie żył. — stwierdziła kobieta i uśmiechnęła się promiennie, po czym podniosła się ze swojego miejsca, oddając Kilianowi jego upragnioną przestrzeń i swobodę. Położyła na kuchennym blacie dwie fiolki i odwróciła się w stronę Victoire. — Niech weźmie jedną po śniadaniu, zaś drugą wieczorem. Gwarantuję, że jutro będzie jak nowonarodzony… A teraz przepraszam, ale bardzo się śpieszę.
Nim wyszła z mieszkania, pomachała im na pożegnanie. Kilian usiadł na kanapie i przeczesał palcami swoje kosmyki włosów. Czuł się fatalnie, jednak jego żołądek wyraźnie domagał się śniadania i ku ich zaskoczeniu mały Thomas wygonił oboje dorosłych z kuchni, upierając się, iż to on dziś zrobi śniadanie. Upartość, kolejna cecha ewidentnie odziedziczona po Kilianie. Leitner objął Victoire ramieniem, zaś jego dłoń swobodnie spoczęła na jej brzuchu, który począł powoli gładzić. Przesuwał dłoń w miejsca, w których maluszek delikatnie się poruszał. Zafascynowany, szczerze nie mógł się doczekać, aż przywitają wreszcie nowe życie na świecie. Niestety musiał wrócić na ziemię, gdy Thomas ułożył na jego kolanach talerz z pokaźnym stosem tostów. Podebrał kilka sztuk i czmychnął na górę, tłumacząc się odnalezieniem nowej książki, którą koniecznie musiał przeczytać.
— Smacznego, kochanie. — mruknął i sam powoli zabrał się za jedzenie. Musiał przyznać, iż tosty wyszły całkiem niezłe. — Muszę powiadomić dyrektora. Nie pojawię się dziś w zamku, będą potrzebowali jakiegoś zastępstwa, ewentualnie odwołają zajęcia. — westchnął i na moment oparł czoło na jej skroni. Gdyby się uparł rzeczywiście mógłby poprowadzić zajęcia, jednak sądził, iż końcowy efekt nie byłby zadowalający i nawet medykamenty przyniesione przez Leslie nie poradziłyby sobie z grypą, która złapała Kiliana. Wolał nie ryzykować.
— Długo masz dziś zajęcia, hm? — zapytał unosząc przy tym brew ku górze, po czym otarł dłonie serwetką i ponownie ułożył jedną z nich na brzuchu Vic. — Powinnaś nieco zwolnić, kochanie. — zauważył słusznie. Nie chciał być nadgorliwy, jednak nie umiał nic poradzić na fakt, iż po prostu się martwił, naprawdę cholernie mocno się o nią martwił. — Martwię się, Victoire. — przyznał otwarcie i delikatnie pogładził jej policzek.
Kilian <3
Nie chciał się z nią kłócić, w końcu i tak nie miał szans na to, aby przekonać ją, by brała na siebie znacznie mniejszą ilość zajęć. Poza tym ufał jej na tyle mocno, by sądzić, iż rzeczywiście w bardziej krytycznej sytuacji Victoire wróci do domu wcześniej, by odpocząć.
OdpowiedzUsuń— Vic… — jęknął cicho, gdy ta wpakowała mu się na kolana i przygryzła płatek jego ucha. To zdecydowanie nie ostudziło jego zapałów. Podniecenie niemal eksplodowało w jego wnętrzu. Spojrzał na nią z politowaniem, wyginając usta w krzywym uśmiechu. — Nie powinnaś była tego robić. — stwierdził, biorąc od niej szklankę z wodą oraz tabletkę z czym sprawnie sobie poradził. Odstawiwszy szklankę na stolik, nie pozwolił jej tak łatwo się odsunąć, spojrzał kontrolnie w stronę schodów i ułożywszy dłonie na pośladkach Vic, przyciągnął ją do siebie. Złożył kilka pocałunków na jej szyi oraz obojczyku.
— Zemszczę się na tobie wieczorem, panno Weasley. — stwierdził, wiedząc, iż kobieta tak czy siak musi wyjść do pracy. Nim wypuścił ją ze swoich objęć na dobre, nachylił się nad jej brzuszkiem, który delikatnie ucałował. — Wróć do mnie szybko. — porosił, gdy wreszcie blondynka bez przeszkód mogła zabrać się za zbieranie się do pracy. Otulił się szczelnie kocem i sprawnym ruchem różdżki, nakierował dwa drewienka w stronę kominka w obawie przed wygaśnięciem kominka.
— Kocham cię. — rzekł, nim ta wyszła. Uśmiechnął się delikatnie i ułożył ociężałą głowę na poduszce. Niemal natychmiast zasnął. Spał dość długo, a jego sen był na tyle twardy, iż ciężko było go obudzić. Uchylił powieki w momencie, gdy zegarek wskazywał parę minut po osiemnastej. Ku jego zaskoczeniu czuł się znacznie lepiej, jednak nie chciał cieszyć się zbyt szybko, w końcu wszystkie objawy mogły szybko wrócić. Wstał z kanapy, pozostawiając na niej niedbale koc, a następnie wspiął się po schodach na górę. Thomas o dziwo spał. Na podłodze leżała stara książka, której musiał poświęcić ponad pół dnia. Tchnięty nagle przez pewien pomysł, szybko pognał pod prysznic, zamieniając rozciągnięte dresy na ciemne spodnie oraz czarną koszulę. Domyślał się, iż nieobecność Vic mogła wynikać z przedłużonych zajęć. Dodatkowe obowiązki spadające na ciężarną kobietę były dla Kiliana prawdziwym nieporozumieniem. Miał zamiar rozmówić się z dyrektorem oraz paroma nauczycielami. Victoire nie mogła pracować za dwóch, będąc w prawie zaawansowanej ciąży. Nieco zirytowany wziął głęboki wdech, gdy stanął przy kuchennym blacie. Musiał skupić się nad czymś znacznie ważniejszym. Gotowanie zawsze pozwalało mu się odstresować i tak również było w tym wypadku. Z łatwością łączył ze sobą składniki, tworząc coś nietuzinkowego. Poderwał gwałtownie głowę do góry, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Panna Weasley miała idealne wyczucie. Zapiekanka była niemal gotowa, zaś stół starannie nakryty. Ruszył w jej stronę, pomagając jej zdjąć płaszcz, który następnie odwiesił na wieszak.
— Przygotowałem dla nas kolacje. — powiedział z delikatnym uśmiechem i nachylił się ku niej, by czule ją pocałować. — Dalej w programie jest długa kąpiel, a potem zobaczymy na co będzie nas stać.
Zaśmiał się i podprowadził ją do stołu. Wyglądała na zmęczoną. Okrył jej ramiona swoją bluzą, by mogła szybciej się rozgrzać. — Miałaś dodatkowe zajęcia? Vic, skarbie wykończysz się.
Kilian <3
[ Nazwisko może być przekleństwem, ale też czymś dobrym. Felicity z jednej strony się cieszy, z drugiej - czuje się zmęczona tym rodzinnym geniuszem. Cóż.
OdpowiedzUsuńDziękuje za komentarz i miłe powitanie. :D ]
Felicity
— Szybko się uczysz nowych rzeczy, panno Weasley. — stwierdził z uśmiechem, po czym otarł kąciki ust za pomocą serwetki. — A znacznie szybciej nabierasz śmiałości. Podoba mi się to. — dodał i ująwszy czule jej dłoń, podniósł się ze swojego miejsca, nie kwapiąc się nawet, by wsunąć po sobie krzesło. Raz po raz składając na jej ustach czułe pocałunki w drodze do łazienki, oderwał się od niej jedynie na sekundkę, gdy zmuszony był odkręcić wodę. Nieśpiesznie pozbywał ją coraz to kolejnych warstw garderoby, czerpiąc z tego wiele przyjemności. Muskał wargami odsłonięte fragmenty skóry, zaś dłonie skupiły się na wyjątkowo wrażliwych piersiach, którym poświęcił znacznie więcej uwagi.
OdpowiedzUsuńW momencie, gdy woda otuliła ich ciała, ułożył ją pod sobą, układając wcześniej ręcznik na rogu wanny, by mogła swobodnie się o niego oprzeć. Mając przed sobą nagie, kobiece ciało, stracił wszelakie opory. Masując jedno z jej najbardziej obolałych miejsc, jego wargi kreśliły drogę w okolicach jej obojczyka oraz krągłych piersi. Czuł stale wzmagające się fale ciepła, które wprawiały jego ciało w delikatne drżenie. Był świadom, iż zbyt długo już nie wytrzyma. Ułożywszy jedną z nóg między udami Victoire, dłonią sprawnie dotarł do jej strategicznego miejsca, skutecznie podsycając jej pożądanie. Przygryzł jej dolną wargę, za którą zaczepnie pociągnął, po czym obdarował ją namiętnym pocałunkiem, pozwalając finalnie, by mogła wreszcie go poczuć. Nie przejmował go zbytnio fakt, iż mogli być nieco zbyt głośno, nie przejmował go tym bardziej fakt, iż płytki znowu tonęły w wodzie wraz z dywanikiem, skupiał się w pełni na pięknie Victoire i wzajemnej cielesności. Nie pozwoli, aby chwila uniesienia trwała zbyt krótko. W końcu noc była jeszcze długa, zaś potencjał mieszkania jeszcze w pełni nieodkryty.
— Czy takie zakończenie w pełni pani odpowiada? — zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy i ucałował czule jej policzek, gdy oboje spoczęli wreszcie w pościeli, równie spoceni, równie zdyszani i spełnieni. Kilian w pewnym momencie wyraźnie posmutniał. Jego oczy natychmiast straciły blask, a usta przestały wykrzywiać się w szerokim uśmiechu.
— Ja… — fala absurdu, która uderzyła go w najmniej oczekiwanym momencie, niemal sprawiła, iż jego serce pękło ze smutku. — Przez ostatnie tygodnie nie byłem dla ciebie wystarczająco dobry… Moi rodzice, Thomas, wiele innych spraw stale skupiających się na mnie, tak naprawdę jedynie cię dobiły. Niemal oberwałaś rykoszetem Vic. Stale musiałaś skupiać się na mnie, zapominając o sobie i o dziecku. To jest okropne, Vic. Choć nie miałem na to wpływu, to świadomość moich problemów, które obciążyły również ciebie, prawie ze zdwojoną siłą, jest naprawdę dobijająca. Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić, czasu niestety już nie cofnę. Powinniśmy wziąć wolne i gdzieś wyjechać, nie wiem jeszcze gdzie. Powinnaś odpocząć od babrania się w błędach i absurdach mojej przeszłości…
<3
Kilian nigdy w życiu nie był w tak żenującej sytuacji, mimo to udało mu się zachować powagę. Nie brał pod uwagę scenariusza, w którym jednak młody Leitner zostaje wybudzony ze snu, przez ich nieuwagę, co okazało się być błędem. Upewniwszy się, iż Victoire jest odpowiednio okryta, westchnął cicho i skinął głową na słowa syna, jednak ten nadal nie ruszył się miejsca.
OdpowiedzUsuń— Wracaj spać, kochanie. Obiecuje ci, że zaraz się tym zajmę. — rzekł i uśmiechnął się delikatnie. Thomas również odwzajemnił uśmiech i powolnym krokiem skierował się w stronę swojego pokoju. Głowa Kiliana opadła na poduszkę, zaś dłonią zasłonił usta, by powstrzymać się przed głośnym śmiechem. W końcu jednak wygrzebał się z pościeli i odnalazłszy swoje bokserki, upewnił się, iż młodzieniec trafił ponownie do łóżka.
— Sąsiedzi. — mruknął prześmiewczo i pokręcił głową, gdy przekroczył próg sypialni. Zamknął drzwi i czym prędzej ułożył się obok Vic, wśród miękkiej pościeli, wcześniej zgarniając dla blondynki ze starej komody jedną ze swoich koszulek. Przekręcił się na bok, by móc swobodnie spoglądać na jej twarzyczkę. Pogładził jej policzek i nachylił się ku niej, by móc ją leniwie pocałować. Gdzieś z tyłu jego głowy nadal pozostały myśli dotyczące ostatnich wydarzeń i faktu dotyczącego tego jak bardzo Vic przy tym oberwała. Domyślał się, iż jeszcze przez dłuższy czas nie będzie w stanie o tym zapomnieć. Przytuliwszy policzek do jej piersi, wplątał palce w jej dłoń. Przymknął powieki, by po chwili unieść się na łokciu, gdy zdał sobie sprawę, iż tak naprawdę sen był dla niego zbyt mocno odległy. Może bał się zasnąć w obawie przed konfrontacją z obrazami z niedalekiej przeszłości? Gładził policzek partnerki, co jakiś czas przenosząc dłoń na jej smukłe ramiona oraz zaokrąglony brzuszek. Robił to tak długo, aż w końcu zmęczenie wzięło nad nim górę. Rankiem obudził się znów zalany potem, jednak miejsce tuż obok niego było puste. Przez dłuższy czas nie mógł złapać normalnie oddechu, zaciskając pobielałe pięści na materiale pościeli Serce przeraźliwie łomotało mu w piersi, zaś na policzkach pojawiły się niezdrowe wypieki. Skrzywił się czując ból karku. Przesunął koniuszkiem języka po spierzchniętych wargach, gdy jego wzrok padł prosto na Victoire. Przetarł dłońmi twarz i przymknął powieki, gdy było mu dane wtulić się w pierś blondynki. Czuł się gorzej zmęczony niż w momencie, gdy zasypiał.
Miał jeszcze godzinę do zajęć, nie chciał się spóźnić, jednak ramiona Vic skutecznie pozwalały mu się uspokoić.
— Obudziłem Thomasa? — zapytał nieco przerażony tą myślą. Nie chciał, by syn zobaczył go w takim stanie. Z sekundy na sekundę było coraz lepiej, a sam prysznic postawił mężczyznę na nogi. Mimo to, nadal czuł się nieco odrętwiały i wyraźnie rozkojarzony.
Będąc w kuchni, przytulił się do pleców Vic, nie mając ochoty na śniadanie. — Wrócę do domu przed południem, ugotuję nam wtedy obiad, dobrze?
<3
Objął ją całą szerokością swoich ramion, powoli gładząc jej plecy. Rozumiał jej obawy, jednak sam wiedział niewiele więcej od niej. Ucałował czule jej czoło i na moment zatrzymał swoje wargi na jej rozgrzanej skórze.
OdpowiedzUsuń— Porozmawiamy o wszystkim wieczorem, dobrze? I wrócę do ciebie jak najszybciej. Zrezygnuję dziś z dodatkowych zajęć. Także, gdy tylko wrócę, oboje jesteśmy skazani na totalne lenistwo, kochanie. — rzucił i nawet delikatnie się uśmiechnął. Raz jeszcze złożył pocałunek na jej czole, a chwilę później w jego ustach niespodziewanie wylądowała tabletka. Spojrzał rozbawiony na Victoire, a następnie chwycił w dłoń szklankę z wodą, z której upił kilka porządnych łyków. Skusił się nawet na parę kęsów śniadania, mimo, iż jego żołądek mocno się buntował. Nie miał zbyt wiele czasu, dlatego też w lekkim pośpiechu całując syna w czubek głowy oraz partnerkę w policzek, pognał szukać kilku potrzebnych mu rzeczy, które musiał zabrać razem ze sobą do zamku. Nie miał nastroju, aby opuszczać mieszkanie, jednak nie mógł zrezygnować z zajęć, w inny wypadku prawdopodobnie pożegnałby się z posadą. Gotowy do wyjścia ponownie skradł Vic krótkiego całusa, aż w końcu chwycił klamkę i zaraz po zamknięciu drzwi, teleportował się przed bramy zamku. Ku jego zaskoczeniu lekcje odbyły się bez większych zakłóceń. Uczniowie zadowoleni z powrotu jednego z ulubionych nauczycieli, nie pisnęli nawet słówkiem na lekcjach, słuchając wykładów Leitnera, co oszczędziło mężczyźnie nie tylko większej dawki zmęczenia ale i również większej dawki nerwów. W krótkiej przerwie zjadł nieco przygotowanego posiłku przez Victoire, nie chcąc spędzać reszty dnia bez jedzenia. Ostatnie z zajęć oddał Rathmannowi i składając dyrektorowi wizytę, by przekazać powierzone mu przez Victoire wieści, udał się raz jeszcze do swojego gabinetu, by pozostawić tam stosik zebranych prac. Obecnie nie miał do nich głowy. Dziwnym trafem nie opuszczało go wrażenie, iż coś nie do końca jest dobrze. Tłumaczył to sobie swoistym przewrażliwieniem, a mimo to kłębiący się w nim niepokój stale się wzmagał, co było dla Austryjaka dotychczas niespotykane i niezbyt komfortowe. Wychodząc finalnie z zamku, złapał go lekki deszcz. Delikatna mżawka osadzająca się na jego twarzy nieco go ostudziła. Zrezygnował z teleportacji. Potrzebował się przewietrzyć, wybierając spacer. Mimo deszczu, pogoda naprawdę dopisywała, a będąc w połowie drogi krople deszczu ustały.
Zmarszczył czoło w momencie, gdy zobaczył lekko uchylone drzwi od mieszkania. Niepokój uderzył w mężczyznę ze zdwojoną siłą. Może Victoire wyszła na moment na miasto i zapomniała je domknąć? Nie chciał panikować zbyt wcześnie. Przyśpieszył kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu, by rozwiać nagromadzone w nim wątpliwości.
<3
Stojąc po środku zdemolowanego mieszkania, poczuł jak dawka szoku niemal ścina go z nóg. Rzeczywiście opadł na kolana, by w jeszcze większym przypływie paniki zerwać się gwałtownie z podłogi zagraconej szczątkami mebli. Kłębiący się w nim niepokój, miał jednak swoją przyczynę. Wahał się przed wcześniejszym powrotem do domu, a zostaniem w zamku. Może, gdyby jednak zdecydował się wrócić do domu, do niczego by nie doszło?
OdpowiedzUsuń— Thomas! Victoire! — ryknął nagle zaczynając biegać po mieszkaniu. Odnalazł syna w jego pokoju. Brunet siedział na łóżku, z nogami podciągniętymi pod samą brodę. Kilian objął go ramieniem i odgarnął z jego czoła kilka zbłąkanych kosmyków włosów. Chłopiec wydawał się być w pełni spokojny i wolny od jakichkolwiek obrażeń. — Thomas? Gdzie jest Victoire? — zapytał. Panicznie bał się o blondynkę. Zacisnął drżące dłonie w piersi, zaś wzrok syna zaniepokoił go jeszcze bardziej. Thomas wzruszył w odpowiedzi ramionami.
— Nie mam pojęcia, tato. — odparł, a po chwili ułożył się na poduszce, tłumacząc się, iż jest bardzo zmęczony. Kilian miał zamiar wrócić do rozmowy za jakiś czas. Widocznie młodzieniec był w na tyle dużym szoku, by nie być gotowym na rozmowę. Tylko, że tutaj czas był na wagę złota! Siłą z pewnością niczego nie wyciągnie. Okrył starannie chłopca kocem i nadal mocno nabuzowany zszedł na dół, raz po raz potykając się o szczątki mebli. Wystosował list do Ministerstwa. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko; rzeczywiście ktoś pojawił się w ich mieszkaniu, jednak delikwent nie został jeszcze przesłuchany, a jego tożsamość pozostaje nieznana, w momencie przybycia aurorów na miejsce, w mieszkaniu przebywał jedynie Thomas. — Boże, Victoire kochanie, gdzie jesteś? — jęknął, machinalnie ciągnąc się z całych sił za włosy, zupełnie jakby miało mu to w czymś pomóc. Thomas nadal nic nie wiedział, zachowywał się w zupełności normalnie. Czyżby szok związany z cały wydarzeniem miał aż tak silne skutki? Kilian pokusił się o dwukrotne przejście niemal całego miasteczka Hogsmeade, szukając jakiś wskazówek. Powoli popadał w obłęd. Po uprzątnięciu mieszkania, salon wraz z kuchnią niemal opustoszały. Austryjak zapomniał o własnym zmęczeniu, zapomniał o śnie. Całą noc trwał przy synu z nadzieją, iż ten rano zdoła mu wszystko opowiedzieć. Musiał ją odnaleźć całą i zdrową. Rankiem ku jego zaskoczeniu dotarł do niego list, szybko rozpoznał pismo syna, zaś treść listu pozwoliła mężczyźnie wreszcie wszystko złożyć do kupy. Thomas w skutek zaklęcia stracił pamięć. Zostawiając syna pod opieką Leslie, udał się do Ministerstwa, gdzie niemal wyrzucono go siłą. Nikt nic nie wiedział na temat Victoire, jednak Kilian w to nie wierzył. Ktoś musiał coś wiedzieć! Gdyby nie Leslie z pewnością popadłby we wcześniej wspomniany obłęd. Jego twarz przyozdobiły cienie oraz delikatny zarost. Nie tracił ani chwili, nie umiał siedzieć bezczynnie. Znajdzie ją, choćby miał za to zapłacić naprawdę wiele.
<3
Leslie próbowała tłumaczyć Kilianowi, iż brak snu mu w niczym nie pomoże. Nie jest robotem, który nie potrzebuje odpoczynku, w końcu wykończy się na tyle mocno iż osłabnie, a wtedy nie będzie wstanie zrobić już nic. Mężczyzna, jednak nie chciał jej słuchać. Odwiedził nawet kilka miejsc w Londynie, jednak to było na nic. Dyrektor z łatwością znalazł za niego zastępstwo w Hogwarcie, choć jak się domyślał zrobił to dość niechętnie i przy następnym incydencie nie będzie miał do czego wracać, jednak w tym momencie miał to głęboko gdzieś. Zdążył zranić się w dłoń na tyle poważnie, by Leslie ledwie poradziła sobie z powstałą raną. Jego dłoń zdążył przyozdobić biały bandaż, pod którym skrywała się jedynie delikatnie zaróżowiona blizna, jednak Leslie nie pozwoliła mu zdjąć opatrunku na wypadek, gdyby znowu mu odbiło i ponownie rzucił szklanką z whiskey, po czym próbował sprzątać. Mimo wszystko mężczyzna był wdzięczny za jej zdrowy rozsądek, jednak i ona miała swoje obowiązki, nie mogła wiecznie trwać u jego boku. Miał wiele chwil, w których załamywał się na tyle mocno, by nad sobą nie panować, jednak równie szybko wracał do porządku. Zmęczony bezczynnością, skusił się na bardzo długi prysznic, który ostudził nie tylko jego nerwy, ale i również pomógł mu w pozbieraniu myśli. Poza szukaniem Victoire, nie mógł zapominać o normalnym życiu. Zakupy, krótka drzemka, ponownie głowienie się nad zniknięciem Vic. Powtarzał jej imię niczym mantę, zaś jego serce każdego dnia rozpadało się na coraz więcej kawałeczków. W pewnym momencie, dotarło do niego, iż nie sprawdził jednego z ważniejszych miejsc; rodzinnego domu państwa Weasley. Możliwe, iż wcześniej nie wpadł na ten pomysł z powodu ostatnich wydarzeń. Kłótnia z rodzicami doprowadziła do zerwania kontaktów, wątpił, by mogła tam przebywać. Nie wiedział jednak w jak cholernie wielkim był błędzie.
OdpowiedzUsuńSiedząc przy kuchennej wyspie w towarzystwie Thomasa, kończył jeść przyniesione przez Rathmanna spaghetti w momencie, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zmarszczył czoło, nie spodziewał się gości, zwłaszcza, iż kilku osobom zaznaczył, że chce być sam, zważywszy na fakt, iż ciągle ktoś ostatnio plącze mu się pod nogami. Mieszkanie prezentowało już nowe meble, jednak mocno uszczupliło to budżet Leitnera. Pokręciwszy głową z ciężkim westchnieniem, chwycił za klamkę. Widząc matkę Victoire, bardzo mocno się zdziwił. Cofnął się o krok, by kobieta swobodnie mogła przekroczyć próg mieszkania. Niemal skręcał się na myśl o tym, iż będzie musiał wszystko jej opowiedzieć. W końcu, to była jej córka. Nie spodziewał się, jednak, że to kobieta posiada znacznie więcej informacji od niego. Uniósł pytająco brew ku górze.
— Dzień dobry. — rzucił wesoło Thomas na widok kobiety, po czym nie chcąc przeszkadzać dorosłym, czym prędzej udał się na górę zagarniając ze sobą talerz.
— To mój syn, Thomas. — wyjaśnił Kilian i nieco odchrząknął. — Herbaty? Jaki jest powód wizyty? — zapytał, nie wiedząc jak odpowiednio ma dobrać słowa. Przetarł dłońmi wyraźni poszarzałą twarz.
<3
Nie spodziewał się aż tak gwałtownego obrotu sytuacji, jednak w żadnym wypadku nie oponował. Skontaktował się, jedynie z Leslie, aby ta została z Thomasem. W pośpiechu wybiegł z mieszkania, czym prędzej zajmując jedno z miejsc w samochodzie. Wszystko było na tyle absurdalne, iż Kilian nie umiał złożyć myśli w całość, by udzielić odpowiedź Fleur. Denerwował się, chyba zbyt mocno. Był wdzięczny kobiecie za pomoc, jednak zbyt mocno pochłonięty myślami o Victoire, nie zdążył jej nawet podziękować. Z pewnością kiedyś nadarzy się do tego stosowna sytuacja. Stojąc finalnie pod drzwiami Muszelki, nie czekał na zaproszenie, nie kwapił się, aby zapukać. Wtargnął do mieszkania, chcąc jedynie zabrać stąd Victoire. Nie wyjdzie stąd bez niej, nawet jeśli to na dobre miałoby go wykluczyć z rodziny w oczach jej chorego ojca. W momencie, gdy dotarł do schodów, domyślając się, iż Victoire może przebywać na górze, poczuł mocne szarpnięcie za ramię. Różdżka wymierzona w jego stronę przez głowę rodziny w jego stronę, wskazywała na to, iż Kilian nie był tutaj mile widziany, a czyniąc większy ruch może tego bardzo mocno pożałować.
OdpowiedzUsuń— Jak śmiałeś tknąć mojego syna i wymazać mu pamięć!? — warknął Kilian, czując jak nowa dawka zdenerwowania ogarnia jego ciało. — Jak śmiałeś wejść z butami w moje i Victoire życie?! — tym razem ton głosu Kiliana znacznie bardziej przybrał na sile. — Kim ty jesteś, by czynić niestworzone historię na mój temat? Victoire nie jest głupia, nie uwierzy ci w to tak łatwo… Jeśli myślisz, że uda ci się nas rozdzielić, to cholernie mocno się mylisz! — Kilian tracił nad sobą panowanie. Trzymając dłoń w kieszeni, zaciskał ją na swej różdżce w razie, gdyby sytuacja wymagała natychmiastowej obrony. Odwrócił na moment głowę w stronę szczytu schodów, gdy jego oczom ukazała się sylwetka Victoire. Kilian rozchylił wargi, wyraźnie chcąc coś powiedzieć jednak żal zbyt mocno ścisnął jego serce. Wspiął się, jedynie kilka schodków do góry, a gdy było mu dane wreszcie objąć ją ramieniem, wtulić twarz w jej miękkie włosy, poczuł jak ciężar ostatnich dni w sekundzie znika.
— Kochanie… — szepnął. Dłonie Austryjaka drżały w momencie, gdy ujął jej twarzyczkę w swoje dłonie i bardziej uważnie się przyjrzał. Wyglądała fatalnie. — Tak cholernie się o ciebie bałem. — dodał równie cicho co wcześniej. Nachylił się ku niej i złożył na jej wargach czuły pocałunek. Potrzebowała odpoczynku i opieki medycznej, co Kilian niezwłocznie miał zamiar jej zapewnić. Nie ufał jej ojcu. Możliwe, iż czegoś nie dopilnował. Leslie musiała obejrzeć Victoire. Przesunąwszy dłonią po brzuchu partnerki, wyczuł pod palcami delikatny ruch, to nieco go uspokoiło.
— Odsuń się. — warknął w stronę Billa, gdy jego sylwetka skutecznie zagradzała im drogę do wyjścia. Kilian spodziewał się, iż naprawdę wiele ich jeszcze czeka nim opuszczą to mieszkanie, jednak ani trochę nie sprzyjało to Victoire oraz dziecku.
— Nie będę dwa razy powtarzał…
<3
— Moja żona sama dokonała wyboru, woląc karmić kłamstwem wszystkich wokół! — wtrącił się Kilian w mało przyjemny sposób. Nie sądził, aby cokolwiek to zmieniło, jednak miał już powoli dość, iż niemal na każdym kroku w oczach wielu osób był brany za kogoś kim nigdy nie był. Odwróciwszy gwałtownie głowę w stronę Victoire, przerażenie w sekundzie ścisnęło jego serce. W porę złapał Victoire, podciągając ją przy tym do góry. Ułożywszy jej drobne ciało na kanapie, ujął jej dłonie i spojrzał w oczy.
OdpowiedzUsuń— Hej, Tori kochanie. Oddychaj, spokojnie, oddychaj. Jestem przy tobie. — szeptał, by po chwili przenieść dłoń na jej zaokrąglony brzuszek, który czule pogładził. W międzyczasie warknął coś o sprowadzeniu kogoś kompetentnego, by na wszelki wypadek zbadał Tori w odpowiedni sposób.
— Niedługo przestanie cię boleć, oddychaj. — nie odsuwał się od niej nawet na krok, mimo licznych warknięć Billa. Kilian również nie był mu dłużny, a uspokoił się dopiero w momencie, gdy rzeczywiście w mieszkaniu pojawiła się nieznana dla niego osoba, jednak pochodząca z Munga. Tori musiała wiele wypoczywać, nie było mowy o jakimkolwiek większym stresie, czy wysiłku fizycznym.
— Zabiorę cię do domu, skarbie. Zobaczysz, będzie dobrze. — odgarnął z jej twarzyczki parę zbłąkanych kosmyków włosów i zagarnąwszy owinięte kocem, drobne ciałko w swoje ramiona, gładził jej plecy, w pełni ignorując obecność Billa. Odczeka jeszcze kilkanaście minut z nadzieją, iż Tori zaśnie i dopiero wtedy zdecyduje się na teleportację. Nie zostawi jej tutaj, nie było nawet o tym mowy. Przyciskał wargi do jej skroni, delikatnie kołysząc się na boki. Była bardziej krucha niż kiedykolwiek indziej. Czuwał przy niej, jednak ku jego zaskoczeniu przysnął razem z nią. Uchylił powieki dopiero w momencie, gdy poczuł na swoim policzku delikatny dotyk, a jego oczom ukazała się sylwetka Fleur.
— Powinniśmy się już powoli zbierać, czeka na nas Thomas. — mruknął i wstał z kanapy układając Vic na poduszce. Upewnił się, iż koc odpowiednio okrywa jej ciało i odwrócił się w stronę jej matki. Nie sądził, jednak, iż Bill nadal będzie miał zamiar im przeszkodzić. Kilian naprawdę coraz bardziej tracił cierpliwość.
— Leż, kochanie. — poprosił, gdy spojrzał na Vic. Ciągłe wrzaski nie pozwolą jej się odpowiednio wyspać. Ojciec blondynki był zbyt mocno zdesperowany, a Kilian obawiał się, iż finalnie będzie zmuszony do użycia siły z niekoniecznie zadowalającym skutkiem.
— Zabiorę ją ze sobą, czy ci się to podoba czy też nie. Victoire jest na tyle dorosłą osobą, iż ma prawo decydować o swoim życiu! — Leitner starał się nie podnosić głosu, jednak było to cholernie trudne. Miał dość, ciągłe słuchanie o tym jak podłym i nieodpowiednim był człowiekiem, wytrącało go z równowagi. Już wystarczająco mocno czuł się winnym wszystkiego co miało miejsce pod jego nieobecność w Hogsmeade. Przesunął dłonią po swoich spodniach, w momencie, gdy wyczuł w kieszeni niewielkie pudełeczko, zatrzymał wybuch złości. Kupił je tak dawno… niestety każda z okazji nie była dla niego wystarczająco dobra, by pierścionek wreszcie przyozdobił jej smukłą dłoń, czyniąc ją przyszłą panią Leitner, zaś jego samego najszczęśliwszym człowiekiem świata. Chciał by wszystko było idealnie, niestety nie w ich świecie. Już otwierał wargi, alby odezwać się ponownie, jednak jego oczy natrafiły na kobiecą sylwetkę, której nie spodziewał się tutaj zobaczyć. Spojrzał zdezorientowany na Fleur spodziewając się, iż to ona może za wszystkim stać. Tylko po co?
<3
Kilian nie sądził, iż jeszcze kiedykolwiek w życiu będzie miał możliwość stanięcia twarzą w twarz z matką swojej byłej żony. Jeśli miał być szczery, to nawet mimo zaistniałej sytuacji wolałby oszczędzić sobie tego widoku. Choć mówiła spokojnie, nie kierowały nią żadne emocje, a przede każde z jej słów było odpowiednio dobrane, to Kilian nie spodziewał się żadnych zmian. Wątpił w fakt, iż Bill tak nagle zmieni swój osąd, przestanie wierzyć w perfidne plotki i usłyszana przed chwilą prawda stanie się dla niego priorytetem do dalszego działania, względem dobra córki.
OdpowiedzUsuń— Kilian szukał ich przez lata. Moja córka zdecydowała się uciec, mimo, iż nie miała do tego powodów. Zostawiła go z dnia na dzień, czyniąc go w oczach innych perfidnym sukinsynem, by zatuszować własne winy, które tylko i wyłącznie doprowadziły do ostatecznego rozpadu małżeństwa. Odebrała mu syna. Nie ma dla niej żadnego usprawiedliwienia. — końcowe słowa, bardziej podsumowujące długą, naprawdę długą opowieść zakończyła niemal szeptem, po czym od razu zsunęła się z krzesła. — Spełniłam tutaj swoją rolę, a teraz przepraszam, czas na mnie.
Przeszła do salonu i pożegnawszy się z Fleur, opuściła Muszelkę, resztę pozostawiając mężczyznom. Kilian niekoniecznie był skory do rozmowy, jednak któreś z nich w końcu musiało ostudzić do końca swe emocje jako pierwszy, by przejrzeć na oczy i zadziałać w sposób racjonalny i odpowiedni względem sytuacji. Tego właśnie najbardziej potrzebowała teraz Vic; opieki i rozsądku każdego z domowników.
— Zamierzam oświadczyć się Victoire. Powinna czuć się szczęśliwa, postarajmy się, by rzeczywiście tak było bez nerwowych ekscesów… i pochopnych wniosków. — rzekł, jednak, gdy nie doczekał się odpowiedzi, po prostu wyszedł do salonu. Usiadł na kanapie i uśmiechnął się delikatnie w stronę Vic, by następnie uścisnąć dłonie obu kobiet, które w tak krótkim czasie okazały mu najwięcej wsparcia oraz zrozumienia. W końcu, jednak zagarnął Vic w swoje ramiona, najostrożniej jak umiał, prosząc o to, by wreszcie mogli pozostać sami. Zaniósł ją na górę i ułożył wśród miękkiej pościeli.
— Moja piękna. — szepnął nachylając się ku niej. Odgarnął z jej twarzy parę zbłąkanych kosmyków włosów. — Zostanę tutaj z tobą dziś, dobrze? A rankiem teleportujemy się do naszego mieszkania… Kocham cię Vic, tak cholernie cię kocham… — dodał i ucałował czule jej spierzchnięte wargi, by po chwili wyciągnąć ze swojej kieszeni pudełko z pierścionkiem.
— Wiem, że jest to najmniej odpowiednia do tego chwila, jednak czekam na nią zdecydowanie zbyt długo. Gdy z własnej winy niemal cię straciłem… — otarł łzę ze swojego policzka i na moment zamilkł. — Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale… Wyjdź za mnie skarbie i uczyń mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. — wsunął powoli na jej palec pierścionek, a następnie cmoknął ją czule w czoło.
<3
Niemal natychmiast miał zaprotestować, gdy Victoire gwałtownie usiadła na jego lędźwiach, jednak zawładnięty przez namiętny pocałunek, ostatecznie w pełni skupił się na pieszczocie, chcąc odwzajemnić ją z równie ogromnym zaangażowaniem, co sama Victoire. Prawdę powiedziawszy nie wierzył w istnienie tej chwili. Nigdy nie sądził, iż po raz kolejny będzie mu dane cieszyć się z posiadania u swojego boku kobiety, której oddał całe swoje serce, niemal dwa razy mocniej, niż zrobił to za pierwszym razem. Odgarnął z jej twarzyczki parę zbłąkanych kosmyków włosów i z szerokim uśmiechem na twarzy, objął ją czule ramieniem. Uśmiechał się tak jeszcze przez naprawdę długi czas, gapiąc się w sufit, zaś dłonią błądził po zaokrąglonym brzuszku Vic. Naprawdę im się udało. Nigdy w to nie wątpił, jednak zważywszy na ilość przeciwieństw z jakimi przyszło im się zmierzyć, wszystko było możliwe. W końcu udało mu się zasnąć i mimo, iż jego sen nadal nie trwał tyle ile powinien, to w momencie, gdy otworzył oczy czuł się wypoczęty. Przeszedł do pozycji siedzącej i przetarłszy twarz dłońmi, spojrzał uważnie w stronę uśmiechniętej Victoire. Wyglądała o niebo lepiej, jednak planował zaraz po powrocie do domu ponownie wsadzić ją do łóżka, z resztą siebie samego również.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry. — mruknął i nachylił się ku niej, aby móc czule ją pocałować. — Jak się czujesz? — zapytał, a jego dłonie mimowolnie powędrowały w stronę je brzucha, który nieśpiesznie zaczął gładzić. — Uwielbiam te rumieńce. — stwierdził na widok jej zaróżowionych policzków. Widok tak bardzo rzadki, jednak cholernie miły i uroczy. Po chwili, jednak zgodnie z prośbą Vic, zwlókł się z łóżka i zniknąwszy jej na moment w łazience, wziął ekspresowy prysznic, co pozwoliło mu się nieco doprowadzić do ładu.
— Będziemy musieli im powiedzieć, choć twój ojciec już zdążył stanąć twarzą w twarz z tą informacją. — rzekł Kilian, gdy tylko pojawił się u boku ukochanej. Ujął jej dłoń, którą zdobił zaręczynowy pierścionek i ucałowawszy czule jej wierzch, musnął palcem niewielki brylancik.
Domyślał się, iż nie wyjdą bez śniadania względem czego Kilian nie miał zamiaru oponować, jedna najchętniej zniknąłby stąd jeszcze wczoraj. Po zejściu po schodach, jego ramię z łatwością owinęło się wokół Vic, przyciągając ją do siebie. Zaproszeni do stołu, zajął miejsce obok Victoire, zaś delikatnym skinieniem podziękował za możliwość zajęcia miejsca przy stole. Raczej nigdy nie będzie czuł się komfortowo wśród członków rodziny Victoire, jednak mógł przynajmniej zaciskać zęby i starać się, by było jak najlepiej. Westchnął cicho, zaś jedną z dłoni ułożył na kolanie blondwłosej. Czuł, iż wzrok niemal wszystkich zebranych jest skierowany prosto w niego oraz Vic. Skusił się, jedynie na herbatę. Spojrzenia innych, skutecznie odebrały mu chęci na jakiekolwiek jedzenie.
<3
Wymięty i wycałowany, niemal natychmiast stanął za plecami Victoire, gdy tylko ostatnia osoba wypuściła go z uścisku. Spodziewał się gratulacji, jednak wolał, by jego strefa komfortu nie była aż tak gwałtownie naruszania, niestety odrobinę się przeliczył. Ułożywszy dłonie na ramionach Vic, cmoknął czule czubek jej głowy. Wszystko szło znacznie bardziej gładko niż rzeczywiście się tego spodziewał, poza małym wrzodem na tyłku w postaci głowy rodziny.
OdpowiedzUsuń— Poinformujemy was znacznie wcześniej o dogodnie wybranym przez nas terminie ślubu. — rzekł Kilian, złączając swoją dłoń oraz dłoń partnerki w mocnym uścisku. — Rzeczywiście, już czas na nas. — dodał i skinął delikatnie głową. Miał wrażenie, iż pożegnanie nie dobiegnie końca, dlatego też, gdy wreszcie opuścili Muszelkę, czuł się wymięty dwa razy mocniej niż kilkanaście minut temu. Pokręcił jedynie głową i cicho westchnął.
— Nie sądziłem, iż tak cholernie stęsknię się za tym miejscem. — stwierdził, gdy wreszcie znaleźli się przed drzwiami ich mieszkania w Hogsmeade. Poczucie komfortu powróciło do Kiliana niemal ze zdwojoną siłą, co pozwoliło mu się wyraźnie rozluźnić, co również skutkowało poprawieniem humoru. Po przekroczeniu progu, Victoire przywitały nowe meble, które nadały klimatu oraz świeżości. Leitner zamienił wreszcie nieco wymiętą już koszulę oraz spodnie, na dres w połączeniu z brakiem koszulki. Do ich codzienności ponownie powracał ład i porządek.
— Skorzystajmy jeszcze z chwili samotności, nim Leslie przyprowadzi Thomasa. — poprosił Kilian, po czym rozsiadł się wygodnie na nowej kanapie i odetchnął głęboko, a następnie jego ramiona z łatwością objęły jej drobne ciałko, pozwalając by ta wygodnie ułożyła się na jego nagim torsie. Wsunął dłoń pod materiał jej bluzki i dotknąwszy rozgrzanej skóry brzucha, uśmiechnął się. Zostało tak niewiele czasu, a jeszcze tak wiele przed nimi. Martwił się, jednak było to w zupełności normalne. Starał się pozostawić za sobą ostatnie wydarzenia, jednak jeszcze gdzieś z tyłu głowy wyrzuty sumienia uparcie zaciskały na nim swoje łapska. Przytknąwszy wargi do jej skroni, przymknął powieki rozkoszując się ciepłem bijącym od jej ciała wraz z delikatnym zapachem. W końcu, jednak stwierdził, iż sypialnia była znacznie wygodniejsza. Bez ostrzeżenia zagarnął ją w swoje ramiona i ułożywszy finalnie wśród miękkiej pościeli, nachylił się ku niej, by pozostawić na jej szyi delikatny, czerwony ślad. Zadowolony, wygiął usta w szerokim uśmiechu i trąciwszy nosem jej nos, wyszeptał wyznanie miłosne, po czym schował twarz w jej włosach. Nie chciał tracić dnia, jednak kilkudniowe zmęczenie, niesamowity stres, sprawił, iż Kilian potrzebował snu. Choć z początku czuł się wypoczęty, to ostatecznie przegrał z sennością, zapadając w naprawdę twardy sen.
<3
Prysznic przywrócił mężczyźnie pełen komfort, gdy tylko się przebudził. Spędził w łazience dość długi czas, pragnąć odrobiny relaksu, co przyniosło ulgę obolałym mięśniom, ale i równie strefie psychicznej. Pozbawiony zarostu, nieładu na głowie, ubrany w czarny podkoszulek oraz dresowe spodnie, wreszcie zszedł na dół, gdzie niemal natychmiast przywitany przez stęsknione ramiona syna, niemal stracił równowagę. Uniósł go delikatnie ku górze i ucałował czule w czubek głowy.
OdpowiedzUsuń— Chodź, zrobiłem naleśniki. — Thomas z szerokim uśmiechem na twarzy, pociągnął ojca w stronę kuchennej wyspy, przy której kazał mu zająć miejsce tuż obok, Victoire, którą na moment objął ramieniem, nim pod jego nos trafił talerz. Uśmiechnął się wdzięcznie, nim zabrał się za jedzenie, które przerwała mu jego własna sowa próbująca dostać się do mieszkania. Spojrzał zdumiony na Vic, nim podniósł się z miejsca. Dzierżąc ostatecznie w dłoni list, zamknął sowę w klatce, po czym usiadł na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie. Widząc dane adresata, nie spodziewał się niczego niepokojącego.
Thomas przykleił się do Victoire, gdy Kilian objął narzeczoną ramieniem. Leithner nie miał przed nią tajemnic, dlatego też nieskrępowanie rozerwał papier, by dostać się do środka koperty. Czytając list, oparł czoło na jej skroni. Wyglądał na spokojnego, nadal w pełni rozluźnionego, jednak treść listu rozpaliła w nim prawdziwy żar strachu, niepewności z domieszką złości. Na szczęście Thomas nagle zerwał się z kanapy, przepraszając dorosłych i czym prędzej pognał na górę łaknąc nowych przygód w postaci niedokończonej książki.
— Vic… — bąknął i zaczesał palcami swoje kosmyki włosów. Z treści listu od najmłodszego z rodzeństwa, wynikało, iż ich matka umierała na chorobę, którą nawet lekarze z Munga nie byli w stanie zdiagnozować. Kilian nie zapomniał o wielu krzywdach, które spotkały go ze strony rodzicieli. Nie zapomniał o porzuceniu, bolesnym policzku, oskarżeniach i wielu innych świństwach, jednak zawsze powtarzał sobie, iż nigdy nie będzie taki jak oni... Pozostawiając matkę bez pomocy, bez możliwości chociażby jednorazowej rozmowy, zachowałby się w identyczny sposób… Nie chciał tego.
— Co mam robić, Vic? — zapytał i podniósł się ze swojego miejsca. Zacisnął usta w wąski paseczek i wypuścił spokojnie powietrze przez nos. Niepewność, niezdecydowanie, to definiowało obecnie stan, w którym znalazł się Austryjak. — Pójdziesz tam ze mną? — zadał kolejne pytanie. Nie wiedział, co czynił, nie wiedział, czego chciał. Gubił się we własnych myślach. — Albo… Może lepiej zostań z Thomasem? Nie chcę, by znowu zostawał sam… Skoro moja matka jest już w mieszkaniu, które wynajęli w Hogsmeade, powinienem szybko wrócić.
Bał się tego, co zastanie po przekroczeniu progu mieszkania, jednak najbardziej obawiał się rozmowy. W końcu już żadne z nich nie umiało ze sobą rozmawiać. Czy teraz sytuacja da im na to szansę? Chwycił swoją bluzę, którą na siebie narzucił. Mógł się jeszcze wycofać, zignorować list, jednak gdzieś w głębi czuł, iż mógłby tego mocno żałować.
<3
Nie był do końca przekonany, czy dobrym pomysłem było, aby cała trójka zjawiła się w mieszkaniu jego rodziców, jednak nie chcąc prowokować kłótni, skinął jedynie głową. Być może Victoire miała racje. W jego głowie panowała prawdziwa burza miliona myśli, przez co niewiele się odzywał. Analizował niemal każdą cząstkę relacji z rodzicami oraz związanymi z nimi wydarzeniami. Jedynie, co jakiś czas nieświadomie mocniej ściskał dłoń Victoire, w którą wplątał swoje palce zaraz po wyjściu z mieszkania.
OdpowiedzUsuń— Thomas… — Kilian zwrócił się do syna, gdy finalnie stanęli przed drzwiami niewielkiej chatki. — Między mną, a moimi rodzicami, zaś twoimi dziadkami nigdy nie było dobrze o czym doskonale wiesz, jednak nigdy nie wadziło to o ciebie. Bardzo cię kochają, niemal równie mocno co ja.
Delikatnie nachylił się nad chłopcem, by łatwiej było mu złapać z nim kontakt wzrokowy. Uśmiechnął się pokrzepiająco. Thommy wyglądał na zdezorientowanego oraz przestraszonego.
— Dziś widzisz babcię po raz ostatni… Dołóżmy starań, by ostatnie chwile były dla niej najpiękniejszymi chwilami w całym jej życiu, dobrze? Nie patrz na mnie, wiem, że to robiłeś. Nie chciałeś kontaktu z dziadkami ze względu na mnie, nie rób tego.
Przytuliwszy chłopca do swojej piersi ucałował czule czubek jego głowy. Kilian posiadał niezwykle pokłady zrozumienia, zaś jego serce było w stanie wybaczyć niemal wszystko. Możliwe, iż czyniło go to w oczach innych naiwnym, prostolinijnym, czy po prostu głupim, jednak Leitner był świadom jak życie potrafi bywać krótkie i zaskakujące. Nie było w nim miejsca na nienawiść. Rodzina, to jedyne, co pozostaje z człowiekiem na zawsze, niezależnie od tego jak bardzo człowiek chciałby się tego wyprzeć.
Thomas skinął głową, gdy tylko ojciec wypuścił ją ze swoich ramion. Choć w oczach młodzieńca nadal można było dostrzec strach, to ogólna postawa wskazywała na to, iż Thomas był zdeterminowany do działania. Chciał spełnić słowa ojca.
Kilian ponownie odnalazł dłoń Victoire, chcąc dzięki niej dodać sobie odrobiny odwagi. Po przekroczeniu progu mieszkania, przywitały ich podniesione głosy rodzeństwa Kiliana, który niemal natychmiast został zaatakowany przez silne ramiona najmłodszego brata oraz siostry.
— Gdzie ojciec? — zapytał krótko Kilian.
— Wyszedł… stwierdził, że tego nie wytrzyma. — odparł Jonas, by następnie zmierzyć wzrokiem sylwetkę Victoire. Kilian nie zdążył jej nawet przedstawić, gdyż młody Leitner niemal od razu przystąpił do działania. Przyjacielsko przytulił kobietę, ciesząc się, iż ta ma możliwość wejścia do ich rodziny, wspominając o tym, iż Kilian w jednym liście zdążył mu wiele o nich opowiedzieć. W ślad za Jonasem poszła siostra Kiliana.
Najstarszy Leitner miał jedynie nadzieję, iż Victoire nie poczuje się przytłoczona, nie chciał, aby w tak dobijającej chwili dokładano jej dyskomfortu.
— W porządku? — szepnął i uniósł brew ku górze, spoglądając na jej twarzyczkę. Pocałował jej skroń, a następnie zadecydował, by wszyscy udali się na górę do sypialni, w której znajdowała się ich rodzicielka. Kilian miał ochotę się wycofać. Victoire świetnie po grze jego mięśni mogła wyczuć jak wiele emocji napędza jego ciało, gdy ten obejmował ją kurczowo ramieniem. Nie chciał, aby odstąpiła go chociażby na krok.
— Mamo? — bąknął niepewnie Kilian, gdy zbliżył się do łóżka. Domyślał się, iż reszta miała już okazję porozmawiać z rodzicielką, która zaraz po otworzeniu oczu po prostu się rozpłakała. Była drobna, blada, niemal ginęła na tle białej pościeli. Serce Kiliana niemal pękło. Nie był w stanie żyć tym co wcześniej, nie był w stanie nadal być zły… Gdy kobieta szeptała słowo przepraszam niczym mantrę, przysiadł na łóżku i ostrożnie zagarnął ją w swoje ramiona. Thomas usiadł obok ojca i ścisnął dłoń kobiety.
— Tak bardzo cię przepraszam, dziecinko. — tym razem starsza kobieta zwróciła się w stronę Victoire. Kilian wziął głęboki wdech. Nie sądził, iż odnajdzie porozumienie w tak okropny dla rodziny sposób. To było cholernie niesprawiedliwe.
Killian
Chciał powiedzieć znacznie więcej niż mógł, zrobić więcej niż rzeczywiście pozwalały na to dostępne możliwości, niestety czas działał na ich niekorzyść na tyle mocno, iż Kilianowi oraz reszcie zgromadzonych pozostało milczeć i spoglądać na twarz matki pogrążoną w wiecznym śnie. Brunet ścisnął nasadę swojego nosa i wziąwszy głęboki wdech podniósł się ze swojego miejsca. Pocałował Thomasa czule w czubek głowy i w kompletnej ciszy wyszedł na korytarz, chcąc nieco ochłonąć.
OdpowiedzUsuń— Gdzie jest Victoire? — zapytał nieco zdumiony brakiem obecności narzeczonej. Spojrzał podejrzliwie na ojca, którego ogólna postawa nie wyrażała żadnych emocji.
— Tam gdzie powinna być na samym początku… Za drzwiami tego domu. — odparł spokojnie. Kilian poczuł mocne szarpnięcie wewnątrz, zaś jego dłonie machinalnie zacisnęły się w pięści. Thomas niemal natychmiast zbiegł na dół po schodach, by odnaleźć blondynkę.
— Jak śmiałeś?! — krzyknął Kilian, nie zdając sobie sprawy, iż w obecnym stanie łatwo tracił nad sobą kontrolę. — Jak śmiałeś zachować się w ten sposób?! Nie masz prawa wchodzić buciorami w moje życie!
— Jest jeszcze zbyt młoda, zbyt głupia, by zapewnić ci stabilny związek….
— Skąd możesz o tym wiedzieć?! — przerwał Kilian. — Nie pozwolę mówić o niej w ten sposób, rozumiesz?! Nie pozwolę ci naruszać moich prywatnych sfer, gdy tak naprawdę nie powinno cię to kurwa obchodzić! Po tylu latach śmiesz mi mówić, co jest dla mnie odpowiednie, a co nie?! Za kogo ty się masz?! Victoire, to najpiękniejsze, co mnie w życiu spotkało. Nie potrzebuję twojej zgody, ani błogosławieństwa, jesteś dla mnie nikim.
Thomas otaczając ramionami drżącą Victoire, odruchowo zacisnął ramiona wokół kobiety nieco mocniej, słysząc wymianę zdań między dorosłymi przez otwarte na górze okno. Kilka minut później pojawił się również Kilian, Kucnął obok narzeczonej i ostrożnie otarł jej policzki z łez.
— Tak bardzo cię przepraszam, skarbie. — szepnął i przytulił ją do swojej piersi, całując przy tym czule w czubek głowy. Drżącymi dłońmi gładził jej plecy, chcąc, by nieco się uspokoiła. Kołysał się delikatnie na boki, próbując opanować samego siebie. — Tak cholernie cię przepraszam. — powtórzył. Było mu wstyd, to jedyne uczucie, które mógł teraz trzeźwo określić, reszta emocji przypominała ciężką do określenia mieszaninę. Obejmując ją mocno ramionami, w końcu podniósł się z ziemi zmuszając ją do tego samego. Ujął jej zaczerwienioną twarzyczkę w dłonie i pocałował delikatnie rozgrzaną skórę na jej czole.
Znając resztę procedur związanych z jego matką, pewny, iż wszystko pójdzie tak jak należy dzięki reszcie jego rodzeństwa, która niemal zmusiła go do tego, aby wszystko zostawił im, chciał jak najszybciej znaleźć się we własnym mieszkaniu.
Niemal od razu po przekroczeniu progu domostwa, usadził Vic na kanapie otulając jej drobne ramiona swoją bluzą oraz wręczając w jej dłonie kubek z gorącą herbatą z dodatkiem malin. Thomas usiadł na kolanach ojca, który przytulał do swojego boku blondynkę.
— Vic, kochanie. — szepnął i ułożył jej dłoń na policzku. Nie przejmował się samym sobą, nie zważał na fakt, iż właśnie stracił matkę. To moda kobieta była dla niego priorytetem, a fakt, iż była tak cholernie milcząca niemal miażdżył go od środka.
Kilian <3
W przeciwieństwie do Victorii, Horacy chyba nawet lubił ludzi, a na pewno nie miał o nich z założenia złej opinii. Z pewnością podobali mu się ci, którzy podobnie jak on, potrafili postrzegać świat i życie w nieco inny, nietuzinkowy sposób, z tą odrobiną luzu i dystansu do kłopotów dnia codziennego, której większości brakowało. Nie próbował nigdy zrozumieć dogłębniej motywacji ani jednych, ani drugich, a jedynie starał się akceptować zastany stan rzeczy, by móc spokojnie współistnieć obok tych, którzy chodzili z wiecznie skwaszoną miną, czy tych, którzy nadmiernie przejmowali się błachostkami. To też w pewien sposób czyniło go nieprzystosowanym do życia wśród ludzi i pewnego rodzaju porażką w oczach matki, której wygórowanych wobec niego ambicji zwyczajnie nie rozumiał i nie uważał za zbyt istotne.
OdpowiedzUsuńTen osobliwy styl bycia, choć wieczny optymizm wydaje się być zbawienny, był od zawsze dla sporej grupy osób nie tylko osobliwy, ale i irytujący. I mimo iż Shackleboltowi zupełnie nie przeszkadzały nigdy krzywe i oceniające spojrzenia, o tę garstkę osób, które w pełni akceptowały jego cudaczną osobowość, starał się dbać jak tylko umiał, choć czasami wychodziło mu to dość niezgrabnie. Victorie Weasley była dla niego istotą prawdziwie magiczną. Niepoprawną romantyczką i marzycielką, która może sama tego nie do końca świadoma, posiadała w sobie tą siłę by kochać i spełniać te marzenia wciąż na nowo. Horacy był świecie przekonany do swoich teorii o drzemiącym w niej potencjale, gotowym by eksplodować na powierzchnię i nie wahał się o tym otwarcie mówić, więc nic dziwnego, iż, mimo że ich relacja była czysto platoniczna, niektórzy śmieli podejrzewać inaczej. Ze słów babci Molly, robił sobie tyle ile ze słów innych ludzi, którzy jego zdaniem byli dalecy od posiadania racji, ale zaczarowany ciepłym klimatem rodzinnego domu państwa Weasley i zapachem, połączonym z wizją przepysznych ciasteczek, które miały wkrótce wylądować w jego brzuchu, nie śmiał zaprzeczyć, ani pisnąć słówkiem, które mogło by rozczarować panią domu.
- Mam wrażenie, że twoja babcia zdążyła nas przejrzeć. - Stwierdził śmiertelnie poważnie zaplatając supełki na troczkach koca zakrywającego kanapę na której siedzieli. - Chyba już wie, że przychodzimy tu dla tych ciasteczek. Zauważyłaś, że zawsze daje je nam dopiero, kiedy odwalimy całą czarną robotę? - Zaśmiał się lekko i dmuchnął na jej włosy tak, by cała grzywka poleciała jej na oczy. - Osobiście, chyba wolałbym kakao. Nie sądziłem, że to kiedykolwiek nastąpi, ale powoli mam dość herbaty. W tym tygodniu wróżyliśmy z niej chyba na każdych zajęciach... No, chyba że któraś jejmość Weasley życzy sobie osobistego czytania co ją czeka w nowym roku?
[Wybacz za zwłokę, trochę miałam bałaganu, ale już powinno mi to teraz wszystko sprawniej iść ;) ]
Horacy
Otworzywszy jedno z sypialnianych okien, Kilian pozwolił, aby ciepłe, wiosenne powietrze wpadło do wnętrza ich pokoju. Odwróciwszy się w stronę łóżka, uśmiechnął się delikatnie, przysiadając finalnie na jego rogu. Nachylił się nad śpiącą sylwetką Victoire. Spoglądając na jej drobną twarzyczkę, ostrożnie przesunął opuszkami palców po zaróżowionym policzku, łabędziej szyi i kusząco wystających obojczykach. Była piękna. Uwielbiał, gdy każdy kosmyk jej włosów sterczał niemal w inną stronę, na skórze twarzy odciskały się lekkie szramy od poduszki, zaś spojrzenie niebieskich oczu nie było do końca przytomne. Skuszony ciepłem bijącym od jej ciała, wsunął się pod miękki materiał pościeli. Delikatnym muśnięciem warg przesunął po zarysie jej szczęki, nie mogąc się oprzeć malinowym wargom, przy których zatrzymał się na znacznie dłuższy czas, budząc tym blondynkę ze snu.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry, kochanie. — rzekł, kierując swe wargi ku kształtnym zarysie piersi, uwydatnionym brzuszku, który pogładził subtelnie dłońmi, zagłębiając się coraz bardziej pod kołdrę. Uszczypnął zębami wrażliwą skórę na wewnętrznej stronie uda, zaś za sprawiony ból, przeprosił delikatnym pocałunkiem. Droczył się z nią, coraz bardziej ulegając jej bliskości. Wyłoniwszy się wreszcie spod obszernego materiału, cmoknął ją czule w czoło.
— Zrobiłem śniadanie… — powiedział, zdradzając tym powód dla, którego wstał znacznie wcześniej od kobiety. — Chodź, nie pożałujesz. — dodał, a gdy oboje stanęli na nieco chłodnej, drewnianej podłodze, wdział na narzeczoną własny szlafrok, w kolorze ciemnego granatu.
— Z racji tego, iż mamy dziś sobotę, może masz ochotę wybrać się na spacer? Jest naprawdę świetna pogoda, szkoda zmarnować okazję. — zapytał, odsuwając jej krzesło przy stole, by mogła swobodnie usiąść. Możliwe, iż nieco przesadził, jednak nie mógł oprzeć się konfiturze, owocom, czy stosikowi naleśników. Od dawna nie mieli tak spokojnych dni i znacznie większej ilości czasu dla siebie. Ułożywszy na moment dłonie na brzuchu Vic, przyłożył do niego ucho zafascynowany nasłuchując tego, co dzieje się w środku.
— Ktoś tu się obudził. Dzień dobry, maluszku. — rzucił z uśmiechem i ucałował brzuszek przez materiał ubioru. — Musisz być dziś grzeczny, by mamusia była w pełni sił. — dodał, podążając dłonią za ruchami dziecka. Zadarł głowę do góry i oparłszy ją na ramieniu Vic, przymknął na moment powieki. Był szczęśliwy, cholernie, niezaprzeczalnie szczęśliwy. W końcu oddał Vic nieco swobody ruchu, aby ta mogła zacząć jeść, sam zdążył porządnie się najeść stojąc przy patelni, dlatego też zadowolił się jedynie kubkiem gorącej herbaty z pomarańczą.
— Jak się czujesz, hm? — zapytał. Domyślał się, iż było coraz ciężej, jednak trwali w tym wszystkim razem. Starał się, by Vic niczego nie brakowało, jednak miał nieodparte wrażenie, iż niekoniecznie we wszystkim spełnia się tak jak rzeczywiście powinien.
Kilian <3
[ze sporym opóźnieniem, ale jednak!, przyszłam się przywitać z siostrzyczką - dzień dobry!
OdpowiedzUsuńnie byłabym sobą, gdybym nie westchnęła z zachwytu przy karcie, bo nie dość, że zdjęcie jest przepiękne, to sama treść poruszająca.
w razię chęci zapraszam do Dominique na wątek - może coś fajnego uda nam się wykombinować dla panienek Weasley (:]
Dominique Weasley