L a z a r u s N o t t, VII rok, prefekt, Obrona przed czarną magią, Zaklęcia i uroki,
Idzie całkiem zwyczajnie, nie z nadmierną gracją, ale z prostotą chwytającą za serce, i to serce jego ściska się ze szczęscia, że może tak po prostu być sobą, bez żadnych sztuk i bez żadnego natężenia. Gdy idzie - smukły i wyprostowany - nie wiadomo, czyją ambicję nosi bez wymuszenia na wyszukanym rytmie swego chodu, czy pokonaną dumę własną, czy triumf panującym wokół frywolnych zasad. Piękny i nieodpaty, wychodzi z siebie dufny i zwycięzki i osiąga w spojrzeniu tę szczerą moc wewnętrzną, od której serca dziewczęce truchleją. A tą miłość własną reprezentują całe pokolenia tresury tej zdyscyplinowanej krwi.
Ale za to, gdy spojrzy w tym prostym, sowizdrzalskim uśmiechu - nagle wie wszystko. Skomplikowana młodość nie uchroniła nawet przed odgadnięciem tajemnicy tego świata dla niego najważniejszej.
Wtedy w te dwie różne twarze, zżyte ze sobą w jedności i parze, spotykające się w regularnych nawrotach wspomnień, wstępuje jakaś dziwna siła i natchnienie. Przenikają go na wskroś, przeszywają strzalą na wylot i nicią zgody splatają trwale ze sobą niczym sidła. Korzenie wędrują w ciemności, jak w głębokim lesie, by w rezultacie latami uformować prezentujący się dziś stan jego rzeczy.
> Opowiadanie 1 - przesłuchanie.
↓ kontakt można tu ↓, ale preferuję rozmówki pod kartą.
jedzmojepaczki@gmail.com
jedzmojepaczki@gmail.com
[On jest taki... ślizgoński. Bardzo dobrze mi się czytało tekst i chętnie bym przeczytała notkę, dowiedziała się czegoś więcej, bo Larry wydaje się naprawdę ciekawą postacią. Taką która nie jedno zrobiła i nie jedno widziała!
OdpowiedzUsuńWidzę limit wątków, a mój pomysł nie jest jakiś oh ah, bo pomyślałam o jakiś wrogich relacjach, nielubieniu się i dogryzaniu, więc no, tylko taki zarys, który trzeba by było dopracować. :D
Also, baw się dobrze z drugą postacią!]
WYNN
[Wciągnęła mnie historia Lazarusa, chociaż smutna. Ślizgoński Ślizgon jest zawsze fajny i zagadkowy ^^ Noel zwróciłby na niego uwagę, skoro tak ładnie chodzi, oko tancerza by go wypatrzyło w tłumie:) Jeśli masz ochotę na wątek, to zapraszam, ale nie chcę blokować ci limitu, bo pomysł mam średni - Noel potrzebuje strasznie korepetycji ZE WSZYSTKIEGO. Możemy to rozwinąć i ostro zamieszać, może być uczucie, może być nienawiść, przyjaźń, co tam chcemy:)]
OdpowiedzUsuńNoel
[Cześć! Również przyznam, że historia Lazarusa jest bardzo ciekawa, a na pewno wciągająca! I bardzo podoba mi się to złe przedstawienie Harrego Pottera! W końcu w jednej historii możemy być bohaterem, a w innej czyimś czarnym charakterem. Na wątek byłabym chętna, aczkolwiek przyznam, że nie mam za bardzo pomysłu, jeżeli chcesz coś pokombinować zapraszam na maila: pannajaskier@gmail.com]
OdpowiedzUsuńNarcissa oraz Roza
[Lazarus jest bardzo fascynującą postacią! Caireann na pewno czułay się onieśmielona, kiedy przechodziłby obok niej korytarzem, bo (powtarzając po komentarzah wyżej) Larry to prawdziwy Ślizgon. Nawiasem mówiąc, z przyjemnością czytało mi się kartę - dopracowana historia oraz świetny opis robią swoje.
OdpowiedzUsuńMam ochotę na wątek, ale słabo u mnie z wymyślaniem. :( Jeśli jednak chcesz zrobić burzę mózgów, to zapraszam do siebie!]
Caireann Byrne
[Właśnie wiem. XDDDDD I też byłam w niezłym szoku, bo liczyłam na więcej delikatnych zdjęć dla Carrie, a tu wszystkie takie odważne. Ale to, które umieściłam w karcie, tak mi się spodobało, że koniec, nie było w ogóle innej opcji na wizerunek.
OdpowiedzUsuńHmm, wiesz co, zapraszam na maila, to dogadamy (ketsurui567@gmail.com), bo coś czuję, że na początku Lazarus trochę by ją przerażał. Raz, że ze Slytherinu, a dwa, że jej ojciec jest aurorem i na pewno trochę by jej o Nottach powiedział. To może być podstawa pod ciekawy wątek! ;)]
Caireann Byrne
[Nie ma problemu! (kurde, Twój komentarz mi gdzieś umknął). Jakbyś coś wymyśliła, to wpadaj a tak to dużo weny życzę i oby Larry przyniósł Ci dużo frajdy!]
OdpowiedzUsuńWYNN
[Zgodnie z tym co napisałam na shoutboxie przychodzę z pytaniem o wątek. :D
OdpowiedzUsuńKartę przeczytałam niezwykle szybko - historia Lazarusa mnie wciągnęła, bardzo chętnie przeczytałabym twoje notki, zwłaszcza, że twój styl bardzo do mnie przemawia. Zgodzę się też z jednym z wyższych komentarzy, że Larry jest idealnie ślizgoński. ♥
Śmiało mogę powiedzieć, że wiele łączy go z Bastianem, może wyniknąć z tego coś ciekawego. Pytanie tylko czy wolisz relację opartą na przyjaźni czy wrogości?]
Lestrange
[Haha najpierw nie mogłam się wstrzelić w kolejkę, a później studia mnie przygniotły, dlatego Dominique pojawiła się z małym opóźnieniem, ale jesteśmy! Nawet nie wiesz, jak bardzo mi miło, że zostałyśmy tak ciepło powitane! Sama Dominique pewnie byłaby w szoku, że ktoś w ogóle zwrócił na nią uwagę i na nią czekał ;) Larry ma cudowny wizerunek i jest genialnie ślizgoński, kartę niesamowicie dobrze mi się czytało i faktycznie stoi trochę w opozycji do mojej dziewczyny ;) Niemal spodziewałam się, że tytuł będzie brzmiał: Dziadek w Azkabanie, ojciec w Azkabanie, a ja… już wkrótce w Azkabanie xD
OdpowiedzUsuńW tej chwili wyobraziłam sobie, jak Minnie wchodzi do dormitorium, zupełnie niczego się nie spodziewając, a tam zastaje rozstawione świece, przygotowaną sztalugę z płótnem i zupełnie nagiego Lazarusa ze źdźbłem trawy między zębami i zakrytego tylko w strategicznym miejscu kociołkiem :D Biedna Minnie, pewnie spaliłaby buraka i zeszła na zawał! Akurat korepetycji nie potrzebujemy, bo Minnie jest całkiem dobra, choć bardziej leżą jej przedmioty teoretyczne niż praktyczna strona magii, ale myślę, że możemy spróbować wymyślić dla nich coś ciekawszego. Są na tym samym roku, pytanie tylko, czy Lazarus w ogóle zwróciłby uwagę na moją Minnie… A może właśnie by zwrócił? I to dla niego samego byłoby zaskoczenie? Na takiej zasadzie, że mógłby ją trochę dręczyć od pierwszego roku, ale w ostatnim czasie mógłby sobie uświadomić, że wcale nie czuje do niej chęci, a wręcz przeciwnie. Byłby zdziwiony tym, że mógłby coś poczuć do szarej myszki Minnie Weasley i po prostu nie potrafiłby wyrazić swoich pozytywnych uczuć, może nawet by się tego wstydził, więc maskowałby je, jeszcze bardziej ją dręcząc? To taka moja pierwsza myśl, co o tym sądzisz?]
Dominique
[Wszystko zaczęło się od tamtego wizerunku, ale jak Stella się wyklarowała w mojej głowie w trakcie pisania karty, to jednak zmiana wizerunku okazała się konieczna :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa <3 I z ogromnymi chęciami przychodzimy do was na wątek!
Oni są tak z dwóch tak bardzo różnych światów, że może być ciekawie. On jest rok wyżej, ale łączą ich koła zainteresowań, więc można pomyśleć coś w tym kierunku? Jakaś naukowa rywalizacja?]
Stella
[Rozczuliła mnie ta wzmianka o chęci na zwierzaka! ;D Cześć po raz drugi, Lazarus bardzo ciekawy, niejednoznaczny. Nie wiedziałam o tej historii z Teodorem Nottem, też interesująca sprawa i choć we własnych headcanonach nigdy nie widziałam go jako specjalnego zwolennika Voldemorta, to nie ma to żadnego znaczenia, czekam na jakąś notkę, w której przedstawisz nam swoją wizję!]
OdpowiedzUsuńEdgar Fawley
Caireann siedziała samotnie przy jednej ze wciśniętych w kąt gospody ławek. Lubiła tutaj przychodzić — nie było to obskurne miejsce pokroju Świńskiego Łba, ale nie przyciągało też tylu ludzi, ile "Pod Trzema Miotłami". Na blacie tuż przed nią znajdował się kufel z grzanym miodem. Nie miała dzisiaj ochoty na Ognistą, nie chciała też zadowolić się zwykłym napojem, a przemiła właścicielka sprzedawała pyszne trunki i nigdy nie pytała o wiek.
OdpowiedzUsuńDziewczyna wyciągnęła z torby powieść młodzieżową, pożyczoną od koleżanki z dormitorium, i położyła ją na stole. Przydałaby się jej odrobina odprężenia, tym bardziej, że po powrocie do Hogwartu czekał na nią esej z Transmutacji do napisania. Na samą myśl o tym robiło się jej słabo — jak w ogóle miała pisać o czymś, czego nie rozumiała? Westchnęła ciężko, wiedząc już, jak znakomitą ocenę dostanie. Nawet nie miała siły się tym przejąć.
Otworzyła książkę i pogrążyła się w lekturze, od czasu do czasu uśmiechając się do stron. Spodobała się jej prosta, wesoła historia nastolatków, emanująca ciepłem. Caireann nie przepadała za smutną literaturą. Właśnie kończyła rozdział, kiedy do jej uszu dotarł huk.
Podskoczyła, zaskoczona, a potem szybko rozejrzała się po gospodzie. Większość klientów siedziała tam, gdzie przed godziną, ale przy jednym ze stolików stał wyraźnie zdenerwowany chłopak, rozmawiający głośno z innym. Obok ich nóg leżało wywrócone krzesło.
Carrie od razu rozpoznała we wściekłym nastolatku Lazarusa Notta. Przełknęła ślinę, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Dyskusja między tą dwójką robiła się coraz głośna, zza baru wychyliła się właścicielka, a krzyki zaalarmowały już każdego jednego bywalca. Dziewczyna najchętniej po prostu wsiąknęłaby w ścianę i udawała, że jej tutaj nie ma, ale z drugiej strony... Zamknęła książkę, ostrożnie włożyła ją do torby, a potem wzięła parę porządnych łyków miodu dla odwagi. Wstała.
Lazarus na pewno tego już nie pamiętał, ale jakiś czas temu bardzo jej pomógł. Musiała przenieść trzy wielkie, wypełnione ziemią donice do cieplarni — ledwie chwyciła jedną, a już miała wrażenie, że ugnie się pod ciężarem. Ludzie dookoła nie kwapili się do pomocy, wszyscy udawali niewidomych, więc pogodziła się już z bólem rąk przez następne parę godzin. Wtedy jednak podszedł do niej ten młody, onieśmielający Ślizgon, uśmiechnął się, podniósł donicę i najzwyczajniej w świecie jej pomógł, a na jej nieśmiałe "dziękuję" odpowiedział wesołym "nie ma za co". Tak, Lazarus z pewnością już o tym zapomniał, ale Carrie takie małe rzeczy zapamiętywała już na zawsze.
Wiedziała, że ta kłótnia — niezależnie od tego, dlaczego wybuchła — zaraz zmieni się w bójkę. Gdyby wrócili do szkoły z poobijanymi twarzami, bez szlabanu by się nie obeszło. Nie mówiąc już nawet o nieuniknionym wyrzuceniu z tego przybytku przez złą właścicielkę... Caireann musiała to jakoś powstrzymać.
Podeszła do chłopaków — nawet jej nie zauważyli — i z pewnym wahaniem złapała Notta za nadgarstek. Uścisk był słaby, bardzo delikatny, ale spełnił swoje zadanie. Lazarus spojrzał na nią.
— Nie warto — powiedziała cicho, spuszczając wzrok. Wbiła spojrzenie w podłogę, czując się teraz strasznie głupio. Czy w ogóle powinna interweniować? Tak naprawdę nie wiedziała, o co poszło, a do tego wszystkiego nawet go nie znała. Było już jednak za późno. — Zaraz cię stąd wyrzucą. — Do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach Ognistej i Caireann już rozumiała, skąd wzięła się ta wściekłość.
Caireann Byrne
[Ależ nie rozczarowujesz mnie, wręcz przeciwnie, nie oczekuję przyjacielskich relacji od pierwszego wejrzenia, Lazarus ma pełne prawo się irytować, Noel nie jest łatwy i przyjemny w kontaktach, więc problemy będą na bank ^^ Zdam się na twój plan, ale mogę też coś wymyślić, jakby co:) Wspomnę tak tylko, bo w karcie jeszcze tego nie ma, że seniorka rodu Kenway, babcia Noela, ma silne parcie na bycie arystokracją i wierzy w czystość krwi, możemy to jakoś wykorzystać ewentualnie.]
OdpowiedzUsuńNoel
[To, że nie pała sympatią do Weasleyów, według mnie jeszcze bardziej pasuje do wątków - bo przecież tak nie znosi tego rodu, a tutaj Minnie Weasley siedzi mu w głowie i nie chce wyjść?! Myślę, że mogłoby to całkiem fajnie się rozwinąć :) Ach, chętnie zrzucę zaczęcie na ciebie. Jeśli ci to coś ułatwi, to pewnie najczęściej można ją znaleźć w jakimś zacisznym kącie w bibliotece albo w pobliżu Zakazanego Lasu przy zwierzętach, ewentualnie w jakiejś pustej klasie.]
OdpowiedzUsuńDominique
Dominique uwielbiała Zielarstwo. Szklarnia była jednym z niewielu miejsc w Hogwarcie, w którym czuła się dobrze; lubiła uczucie mokrej ziemi na dłoniach, które przypominało jej farby olejne, lubiła oczekiwanie i radość, gdy z zasadzonego przed wieloma miesiącami ziarenka kiełkowała wreszcie roślina, lubiła wilgotne, parne powietrze, które osiadało na jej skórze jak ciepły koc.
OdpowiedzUsuń— Justin, ja przygotuję tę część, a ty możesz się zająć kontynuacją — powiedziała, w skupieniu nie podnosząc nawet wzroku. Część na wypracowanie dobiegła końca i nadszedł czas na zadanie praktyczne; podział na pary był zawsze taki sam, więc nie wątpiła, że jej partnerem zostanie Puchon. Nie usłyszała od niego żadnej odpowiedzi. Dziwne.
Z zamyślenia wyrwały Minnie niespodziewane szepty, które rozniosły się po szklarni z prędkością błyskawicy. Niepewnie uniosła głowę znad podręcznika, rozglądając się i uświadomiła sobie, że większość spojrzeń była wymierzona w jej kierunku. Jej i, jak się okazało, Lazarusa Notta, który podstępem pozbył się jej stałego partnera z miejsca. Trudno było nazwać ją i Justina przyjaciółmi, skoro łączyły ich tylko zajęcia z Zielarstwa, podczas których pracowali ramię w ramię, ale przez tyle lat zdążyła się już przyzwyczaić do jego krzepiącej obecności, dzięki czemu zaczęła się czuć w jego towarzystwie swobodnie. Lazarus Nott był inny; Dominique spięła się w jego towarzystwie, jednak jej ciało zareagowało instynktownie, kuląc się i chowając za szerokimi plecami Ślizgona, jakby miał się stać jej żywą tarczą chroniącą przed intensywnymi spojrzeniami i plotkami. Policzki paliły ją ze wstydu i zaczęła na poważnie rozważać schowanie się pod stołem, kiedy uwagę wszystkich przyciągnął głos profesora tłumaczącego kolejne techniczne kwestie. Minnie odetchnęła z ulgą, łapiąc za rozłożoną przed nią książkę i uniosła ją na wysokość twarzy, zakrywając się przed wścibskim, ukradkowym wzrokiem kolegów z domu borsuka. Zerknęła kątem oka na Notta i westchnęła cicho, widząc paskudną ranę nad powieką.
— Wszystko w porządku? — spytała cicho, kiedy pozostali przestali zwracać na nich uwagę, w zupełności skupiając się na wykonaniu projektu, na który mieli dwie godziny. Kiedy Lazarus na nią spojrzał, palcem wskazała jego opuchnięte oko, nie odważyła się jednak go dotknąć, dlatego dotknęła swojej własnej skóry w miejscu, gdzie u chłopaka znajdowała się zaschnięty strup. Wczoraj, kiedy zobaczyła go z twarzą pokrytą ciemnobordową krwią w Hogsmeade, nie mogła powstrzymać okrzyku zgrozy. Próbowała go dogonić, lecz Nott wyraźnie chciał jej umknąć, długie nogi dawały mu przewagę; przez godzinę błąkała się pomiędzy niskimi budynkami, cicho nawołując jego imię, jednak nikt jej nie odpowiedział i w końcu była zmuszona powrócić do zamku, gdy zobaczyła ją właścicielka Herbaciarni u pani Puddifoot, która kazała jej natychmiast wracać do Hogwartu. Dominique wahała się, czy nie powinna odnaleźć jakiegoś nauczyciela i poinformować go o całym zajściu. Co jeśli Lazarus był poważnie ranny i leżał gdzieś samotnie na uliczkach magicznej wioski, bezbronny i przemarznięty? Przecież nie mogła tego tak zostawić! Nie wybaczyłaby sobie, gdyby z powodu jej milczenia komuś stała się krzywda. Była gotowa zgłosić wszystko do Opiekunki Hufflepuffu, kiedy na korytarzu mignęła jej znajoma, smukła sylwetka chłopaka. Zalała ją ogromna fala ulgi, której zupełnie się nie spodziewała. Zawołała Lazarusa, lecz był z innymi Ślizgonami i nie zaszczycił jej spojrzeniem. A teraz przysiadł się do niej, zupełnie ignorując zwyczajowe pary na Zielarstwie. Nie była pewna, jak powinna interpretować jego zachowanie.
— Twoja rana. Byłeś w Skrzydle Szpitalnym? Nic ci nie jest? — upewniła się jeszcze Dominique, w jej oczach błyszczała szczera troska, która sprawiła, że na chwilę zapomniała o swojej nieśmiałości. Właśnie taka była; otaczała opiekuńczym ciepłem nawet swoich najzacieklejszych wrogów i oprawców. Podczas gdy większość ludzi widziała dobro i zło w kategoriach czarno-białych, ona potrafiła dostrzec iskierkę dobra w nawet najgorszych, najbardziej okrutnych osobach.
Dominique
Odetchnęła z ulgą, widząc, że Lazarus się uspokoił i zaczął zbierać do wyjścia. Przez krótką chwilę bała się, że dalej będzie wściekły albo po prostu każe jej nie przeszkadzać. Poprawiła pasek torby na ramieniu, ale nie zamierzała stąd wychodzić bez niego. Musiała mieć pewność. Musiała wiedzieć, że on już tutaj nie wróci i nie wpakuje się w żadne kłopoty.
OdpowiedzUsuńAle wtedy ten drugi wyprowadził mocny cios, Lazarus na nią wpadł, a ona sama poleciała do tyłu pod wpływem ciężaru. Prawie się wywróciła, ale zdołała użyć znajdującego się tuż za nią stolika jako podpory. Blat zadrżał, a siedzący przy nim klient wykrzyczał jakieś pierwszeństwo. Caireann wymamrotała ciche przeprosiny, których pewnie nikt nawet nie usłyszał, ale potem wszystko zaczęło dziać się za szybko — zobaczyła, jak przeciwnik Lazarusa pada na ziemię, właścicielka już właściwie do nich biegnie, a potem poczuła silne, bardzo silne szarpnięcie i już zaraz została wyciągnięta z gospody. Zimno uderzyło w jej twarz oraz ciało, które nie miało praktycznie żadnej osłony — płaszcz był rozpięty, a żółto-czarny szalik przewieszony niedbale przez ramię.
Biegli przez krótki czas, ale już po chwili Lazarus wciągnął ją za róg pobliskiego budynku. Caireann oparła się o ścianę, biorąc głęboki oddech. Wyglądało na to, że ledwie udało się im uniknąć bardzo, bardzo nieprzyjemnej sytuacji, która i tak wymknęła się spod kontroli. Dziewczyna była pewna, że do tamtego przybytku już raczej nigdy nie wejdzie.
Zerknęła na Lazarusa i przeraził ją widok krwi, spływającej po jego oku oraz policzku. Wtedy, w knajpie, w całym tym pośpiechu, nie miała szansy zauważyć rany. Zastanawiała się, czy chłopak w ogóle czuje teraz ból — dalej czuła zapach Ognistej, tak bardzo znajomy. Ile on musiał wypić? I dlaczego? Carrie pokręciła głową, podchodząc do niego. Wyciągnęła różdżkę, ale wtedy przyłożył do brwi rękaw peleryny.
Poczuła niemiłe szarpnięcie gdzieś w środku, kiedy zapytał, kim jest. No tak. Wiedziała, że nie będzie pamiętał tego małego, nieważnego spotkania, ale i tak... Westchnęła, uśmiechając się smutno. Nigdy nie zapadała w pamięć, a słowa "kim ty właściwie jesteś" słyszała już zbyt wiele razy. Powinna przywyknąć.
— Caireann Byrne — przedstawiła się więc, nie patrząc mu w oczy. — Proszę, pokaż mi twarz — dodała po paru sekundach ciszy. Znała odpowiednie zaklęcie i chciała zatrzymać krwawienie, bo nawet, jeśli nie czuł teraz bólu, to za jakiś czas wszystko do niego dotrze. — Mogę się zająć tym zranieniem.
Miała nadzieję, że nie będzie z nią teraz walczył. Chciała po prostu, żeby pozwolił jej sobie pomóc — Carrie nie czułaby się dobrze, gdyby teraz zwyczajnie go zostawiła, nawet na jego własne życzenie. Był nie tylko zraniony i zły, ale chyba też smutny. Widziała to w wyrazie jego twarzy. Kim byłaby, gdyby teraz sobie poszła?
Caireann Byrne
Niesłychane, ale rodzeństwo czasem się przydaje. Caleb, który nietypowo przejął się moją prośbą, załatwił mi korepetycje z Eliksirów. Jakiś jego znajomy znajomego, pogadał z Nottem i ten za kasę nauczy mnie czegoś. Korzystanie, nawet z opłaconej, pomocy Ślizgona niespecjalnie mnie rajcuje, ale co poradzić. Potrzebuję korków na wczoraj. Jeśli to plan Seff, by mi zaszkodzić, to będę stał w pierwszym rzędzie i bił jej brawo, wybitnie zawiła i długofalowa intryga. Chyba żadne z nas nie jest tak bystre i cierpliwe, ja na pewno nie jestem taki perfidny. Nie umiem się mścić, chciałbym, nie jestem święty, zwyczajnie nie wiem, jak to się robi.
OdpowiedzUsuńOd samego świtu drżałem z zimna. Nerwy biorą górę nad rozsądkiem. Czemu miałbym się stresować zwykłymi lekcjami z innym uczniem? Zdążyłem się już milion razy wygłupić na forum publicznym, Nott pewnie pamięta każdą wstydliwą okoliczność. Najwyżej nie będzie mnie uczył, nic nie wyjdzie z korków i wylecę ze szkoły. Długo nie pożyję, gdy ta wesoła nowina dotrze do babci. Zaśmiałem się w duchu, chowając się pod kołdrę. Warto byłoby zobaczyć wtedy jej minę. Stara jędza dostałaby zawału. Poprawiło mi to humor na tyle, że zasnąłem i wyspany mogłem zmierzyć się z potencjalnie beznadziejnym dniem.
Posiłek zjadłem przy akompaniamencie ploteczek koleżanek z niższego rocznika. Opowiadały o jakimś przystojnym i tajemniczym Larrym. Żałowały, że nie mają kasy, by pobyć z nim na osobności. Merlinie, żeby płacić komuś za spotkanie! Jak w tanim romansie, gdzie choćby i zabójca okazuje się czułym misiem. Przez ich peany na cześć pięknych oczu amanta i dumnego uśmiechu, zasiedziałem się nad talerzem, a miałem jeszcze się przebrać! Zerwałem się i pobiegłem do dormitorium. Zrzuciłem z siebie niewygodną szatę (serio, kto to projektował?) i zastąpiłem ją bluzą z kapturem, skorzystam z wiosennej pogody. Zgarnąłem pieniądze i zbiegłem z powrotem na dół, gdyby za kondycję wystawiali oceny, nie miałbym problemów z nauką.
Szedłem wzdłuż jeziora, gdy natknąłem się na grupkę pierwszoklasistów. Puszczali latawiec, ale silny podmuch wiatru zerwał linkę i wpadł im do wody. Kombinowali, jak go odzyskać, a widząc mnie, liczyli natychmiast, że użyję zaklęcia i sam wpadnie mi w dłonie. No niby mógłbym czarować, ale czy mi to wyjdzie? Szanse są zawsze pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Wszedłem po prostu do jeziora, zamoczyłem się po kolana, żadna tragedia i oddałem im latawiec. Podziękowali mi czekoladową żabą, więc warto było zmoczyć skarpety.
Rozejrzałem się i zauważyłem Ślizgona, czekającego pod drzewem. Ups, muszę być koszmarnie spóźniony. Dorzucę mu za to galeona.
- Hej. Czekasz na mnie? – Uśmiechnąłem się, podchodząc do niego. – Lazarus Nott?
Zmarszczyłem nieznacznie czoło, wysilając mózg. Cholera, nie pamiętam typa. Wygląda, jakby się znał na eliksirach i przesiadywał z przyjemnością w lochach. Stawiam, że dobrze trafiłem.
Noel
[Nie przejmuj się, ja sama staram się dopasowywać do współautora, chyba że mnie klawiatura poniesie :D Umiem i lubię pisać długie odpisy, ale skrócenie też było przyjemne, nie musiałam się długo głowić, tylko praktycznie samo się pisało :D]
OdpowiedzUsuńDominique wzdrygnęła się, kiedy chłopak pochylił się nad jej ramieniem i jeszcze bardziej się skuliła, próbując uniknąć fizycznego kontaktu, jakby nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać. Po chwili uświadomiła sobie jednak, że nie robiła nic złego i nie miała powodu, aby się chować. Była zdenerwowana z powodu swojej reakcji; dlaczego nie mogła być normalniejsza? Już niemal słyszała te kąśliwe uwagi, jakimi obrzuci ją Nott po zajęciach, wyśmiewając głośno nieśmiałość Minnie.
Odchrząknęła, odkładając książkę na blat i przechyliła lekko głowę, by mieć widok na profil Lazarusa.
– Dlaczego? Co próbujesz ukryć? – spytała podejrzliwie, nie spuszczając wzroku z twarzy Ślizgona. Wcześniej mogła się oszukiwać, że jego rana była dziełem przypadku, lecz teraz elementy łamigłówki zaczynały wskakiwać na swoje miejsce. Nott najwyraźniej wybrał ją na swoją partnerkę, bo chciał się przekonać, czy nikomu nie powiedziała o tym, co widziała w Hogsmeade. Dominique tak naprawdę niewiele wiedziała, ale musiała wiedzieć wystarczająco, skoro chłopak chciał ją sprawdzić. Przegryzła wargę, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała. Chciała wiedzieć, o co chodziło i nie wynikało to jedynie z jej wrodzonej ciekawości; może nie znali się zbyt dobrze z Nottem, łączyły ich głównie wspólne zajęcia, a on sam nie krył się ze swoimi negatywnymi uczuciami względem rodziny Weasley, do której przecież należała, lecz jeżeli miał kłopoty, chciała mu pomóc. Jednocześnie wiedziała, że mogła wyjść na wścibską, a to zupełnie do niej nie pasowało. Omal nie odpowiedziała, że nigdzie z tym nie była (choć powinna), ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Jeśli teraz powie Lazarusowi, straci swoją kartę przetargową.
– Powinieneś to zgłosić – odezwała się po chwili ciszy Dominique, podnosząc się z krzesła. Według instrukcji musieli przygotować odpowiedni nawóz, dlatego ruszyła do pobliskiej półeczki, by ściągnąć z niej wymagane składniki: odchody dwurożca, sproszkowane kości chimery, jad tentakuli… Mamrotała kolejne nazwy pod nosem, wybierając odpowiednie słoiczki, które odłożyła na ich stół. Nie usiadła jednak, unosząc głowę, by spojrzeć Lazarusowi w oczy, ale znacząco przewyższał ją wzrostem. – Powiesz mi, co się stało? Kiedy cię wczoraj zobaczyłam, naprawdę myślałam, że ty… – Minnie urwała, odwracając wzrok. Nie mogła w nocy spać, za każdym razem, gdy zamknęła oczy, w jej umyśle pojawiał się obraz zakrwawionej twarzy Notta. Nie przyznała się jednak do tego na głos, bo pewnie uznałby ją za wariatkę i popychadło. Miała wyrzuty sumienia, że nikogo nie znalazła i nie poinformowała o dziwnym zajściu. Bała się, że Ślizgon doznał wstrząśnienia mózgu albo nawet czegoś gorszego. W ciemnościach, w pustym zaułku jego rana wyglądała przerażająco. Teraz w świetle dnia nie była już tak paskudna, jednak upór Notta, który wyraźnie nie potrafił prosić o pomoc, mógł sprawić, że chłopak zostanie z blizną w tym miejscu. Co prawda nie uważała, że będzie wyglądał z nią źle; był w końcu przystojny i zranienie wcale go nie oszpeciło. Powinien jednak bardziej o siebie dbać.
– Po zajęciach powinieneś zgłosić się do Skrzydła Szpitalnego zamiast zgrywać nieustraszonego twardziela – stwierdziła Minnie, po czym usiadła na swoim krześle, skupiając się na zadaniu. Może jej partner na zajęciach zielarstwa chwilowo się zmienił, ale nie miała zamiaru odpuścić; był to przedmiot, który szczerze lubiła i z którego chciała utrzymać dobre oceny. Może Lazarus chciał tylko wydobyć z niej informacje, jednak to nie oznaczało, że mógł ją spowalniać lub wymigać się od roboty.
Dominique
[Skromna to ja raczej nie jestem, ale zawsze odnoszę wrażenie, że z moich kartach nie przekazuję tego, co rzeczywiście chciałabym, przez postać jest odbierana inaczej niż bym sobie tego życzyła. No ale wygląda na to, iż z Louisem mi się upiekło. Przyznaję, miałam chrapkę na Notta, jednak się spóźniłam… choć może wyszło nam to na dobre, ponieważ z pewnością nie stworzyłabym postaci z takim tłem jak Ty. Lazarus jest naprawdę intrygujący! :)]
OdpowiedzUsuńLouis Weasley
Dominique zamarła, słysząc swoje imię w ustach Lazarusa. Większość osób zwracała się do niej po prostu Minnie, nie pytając jej nawet o zgodę, nawet uczniowie, których nigdy wcześniej nie widziała na oczy, używali zdrobnienia, wzbudzając u Puchonki nieprzyjemne poczucie niezręczności. Jej imię, wypowiedziane przez Notta, brzmiało inaczej, choć nie potrafiła jasno określić tej różnicy. Jej policzki, którym w końcu udało się odzyskać charakterystyczny dla nich blady kolor przypominający kość słoniową, teraz ponownie pokryły się różowymi plamami.
OdpowiedzUsuń— Ja wcale nie… To znaczy… Chodzi o to, że… Ja nie… — dukała z zawstydzeniem Minnie, żałując w tej chwili, że Lazarus zabrał deskę ze składnikami na swoją część stołu i zabrał się za zagniatanie i mieszanie składników w odpowiednich, przygotowanych przez nią proporcjach. Byłoby jej łatwiej, gdyby mogła skupić swoją uwagę na nawozie i pracować rękami; teraz jej wzrok błądził niepewnie po pomieszczeniu, ale przyciągany jakimś niezrozumiałym dla niej magnetyzmem wciąż powracał do Notta, który wcześniej podwinął rękawy, odsłaniając silne przedramiona, aby się nie pobrudzić. Na szczęście nie patrzył na nią, dlatego ona patrzyła na niego, dusząc w sobie pragnienie, by palcami musnąć jego łuk brwiowy. Jej ręce delikatnie drżały, dlatego splotła je ze sobą na kolanach; w stresujących dla niej sytuacji zawsze bawiła się piórem czy mięła kawałki pergaminu, jednak najchętniej przelewała swoje emocje za pomocą zamoczonego w farbie pędzla i rozpostartego przed nią płótna. Wielu czarodziejów używało różdżki do malowania, gdyż posiłkowanie się magią pozwalało na dokładniejsze stawianie pociągnięć, lecz ona uwielbiała uczucie, które się w niej pojawiało, gdy zaciskała smukłe palce na drewnianym uchwycie i dlatego jej opuszki zawsze były pobrudzone olejami. Dzisiaj były to głównie odcienie głębokiej żółci i wyrazistej, szmaragdowej zieleni z nutkami morskiego błękitu.
Dominique opuściła głowę, żałując, że tym razem nie zostawiła rozpuszczonych włosów; mogłaby się schować za jasnymi kosmykami opadającymi jej na twarz, a tak czuła się dziwnie odsłonięta w towarzystwie Lazarusa. Jakby potrafił ją zobaczyć, podczas gdy dla innych była niewidzialna. Jakby słyszał jej myśli i dostrzegał skryte pragnienia.
— Nikomu nie powiedziałam — odezwała się w końcu cicho Minnie, uparcie wpatrując się w wypaloną w stole dziurę, która powstała prawdopodobnie przez niewłaściwe obchodzenie się z jadem tentakuli. — Zadowlony? — mruknęła jeszcze ciszej, bardziej do siebie niż do Lazarusa, który pewnie nie był w stanie jej usłyszeć przez wzgląd na odległość i jej niemal bezgłośny ton. Nie rozumiała, dlaczego Ślizgonowi tak bardzo zależało na tym, aby jego rana i okoliczności, w jakiej powstała, pozostały tajemnicą, lecz wiedziała, że nie wydusi z niego żadnej informacji, jeśli nie będzie chciał jej niczego zdradzić. Dominique westchnęła; niemal spodziewała się, że teraz Lazarus zostawi ją na stanowisku samą i wróci do zajmowanego przez uczniów Slytherinu stołu. W końcu dostał od niej to, po co przyszedł w pierwszej kolejności, więc podejrzewała, że teraz albo będzie ją zupełnie ignorował do końca zajęć, albo opuści ich skryte przed oczami innych miejsce pracy. Myślała, że będzie czuła się bardziej nieswojo, mając za swojego partnera Notta, ale mimo drobnego przesłuchania, które jej urządził, jego obecność nie wzbudzała w niej strachu czy nadmiernego onieśmielenia. Omal go nie spytała, czy teraz planuje odejść; nie zdziwiłoby jej to, w końcu Ślizgon zainteresował się nią tylko przez wzgląd na to, co widziała w Hogsmeade i co mogła komuś powiedzieć, ale pewnie poczułaby się lekko dotknięta.
Dominique
Kaczki kwakały, kręcąc się wokół moich nóg, może uznały, że jestem jednym z nich, skoro ociekam wodą. Szukały zaginionego kompana, który nagle zniknął w tajemniczych okolicznościach. Ciekawe, czy kaczki też wierzą w ufo? No bo z ich wodno-lądowej perspektywy, właśnie doszło do czegoś niewytłumaczalnego. Chyba że zaraz wyciągną różdżki spod skrzydeł i zacznie się pojedynek czarodzieje kontra ptactwo. Zostałbym, żeby to obejrzeć. Lazarus zarobiłby znacznie więcej jednym takim występem, niż tymi korepetycjami. Ta szkoła odbiera uczniom rozum, na siódmym roku serio już ci się nudzi łażenie po tych samych korytarzach, rozrywka to towar deficytowy. Gdybym miał wybór, nigdy nie poszedłbym do Hogwartu, niemal cały rok w internacie, cudowna perspektywa!
OdpowiedzUsuńObróciłem kamień w palcach, czując, jak coś przewraca mi się w żołądku i nie jest to nieświeży makaron, skrzaty świetnie gotują. Westchnąłem. Nie lubię tego gościa. Czemu tak się na mnie gapi? Nie słuchałem połowy jego wywodu, zajęty rozważaniami na temat kaczek. Przysługa? Czego on może ode mnie potrzebować, oprócz kasy? Ulżyło mi, fakt, bo nie wymaga ode mnie czytania książek, do tej pory w niczym mi to nie pomogło, oprócz zasypiania.
Powinienem był sprawdzić Notta, zanim tutaj przyszedłem. Ślizgoni zawsze są dziwni, to przez poglądy, widzę to po swojej rodzinie. Jego nazwisko należy do ważniackiego rodu? Nigdy mnie to nie interesowało. Czysta krew, czy nie, nijak się to ma do tego, kim naprawdę jesteś.
- Dlaczego zamieniłeś kaczkę w kamień? – Spytałem, po walce ze sobą, która niewątpliwie była idealnie widoczna na mojej twarzy. Powstrzymywałem się, by mu tym kamieniem nie rozwalić uśmieszku.
- Tylko jedną? – Prychnąłem. – Powiedz, co to za przysługa, nie obiecam niczego w ciemno, ale najpierw odczaruj kaczkę. Nie ma kaczki, nie ma pieniędzy, ani obietnic.
Też umiem stawiać warunki. Uśmiechnąłem się, wciskając mu kamień do ręki. Kupiłby mnie łatwiej, gdyby nie numer ze znęcaniem się nad żywą istotą, jestem cholernie nieasertywny, odmawianie komuś w prawdziwej potrzebie sprawia, że boli mnie serduszko. Jak do mnie mrugnął, to też zaplusował. Nie jest taki sztywny, na jakiego wygląda, kilka godzin na słońcu i bladość zastąpi zdrowa opalenizna, będzie chociaż sprawiał wrażenie „żywszego”. Coś go trapi, interesujące. Odkryję, co to, mało jest rzeczy, które mnie ciekawią, nawet w temacie ptactwa wodnego. Wieczorem postawię karty, czy tam zajrzę do fusów i może na jaw wyjdą mroczne sekrety Lazarusa. Mam przeczucie, co do niego, jakby nasze losy właśnie łączyły się w jedną ścieżkę, ale przeznaczenie dawało mi szansę zmiany przyszłości. Nawet w zaciszu mojej głowy zabrzmiałem przesadnie dramatycznie, zwyczajnie muszę dokonać wyboru, w jakim stopniu zaangażować się w relacje z Lazarusem.
- I na imię mi Noeul, ale wy, Brytole, cierpicie, jak je wymawiacie. Przestało mnie to śmieszyć. Noel też jest ok. – Patrzyłem na niego równie intensywnie, co on na mnie.
[Bardzo mi miło:)Ja też się cieszę z wątku, jest bardzo ciekawy, zaczyna się super ^^]
Noel
Dominique zadrżała, kiedy chłopak pochylił się nad nią, po raz kolejny naruszając jej przestrzeń osobistą. Czuła, że tym razem powinna być niewzruszona i przygotowana, ale jego słowa zupełnie zbiły ją z tropu i sprawiły, że śledziła jego oddalające się plecy z wyrazem konsternacji i niepokoju na twarzy. Co takiego wydarzyło się w Hogsmeade, że jej milczenie ratowało mu życie? Miała nadzieję, że wyolbrzymiał i nie wpakował się w kłopoty, które naprawdę mogły ściągnąć na niego zgubę. Może potrafił zachowywać się jak dupek, jednak nikomu nie życzyła źle.
OdpowiedzUsuńPowoli zaczynała tracić nadzieję, że Lazarus wróci do stolika, więc już miała się podnieść i ruszyć na samodzielne poszukiwania, kiedy z hukiem upuścił donicę na blat. Podskoczyła, wystraszona głośnym dźwiękiem rozchodzącym się po szklarni; rozejrzała się, lecz nikt nie zwracał na nią uwagi.
— Przygotowałam tabelkę. Możesz notować czas, w jakim zaczną zachodzić zmiany po nałożeniu odżywki i… — Puchonka urwała, kiedy uświadomiła sobie, że Nott wpatrywał się w nią intensywnie. Jej policzki pokryły się głębszym odcieniem purpury i znowu zaczynała szukać miejsca, w którym mogłaby się schować, umykając przed jego uwagą, lecz wciąż mieli eksperyment do dokończenia. Zamrugała niepewnie, słysząc jego słowa. W pierwszej chwili nie zrozumiała, o co chodzi Ślizgonowi. Dopiero po chwili domyśliła się, że wziął sobie sugestię profesora do serca i najwyraźniej oczekiwał, że Dominique nałoży ciemną maść na jego ranę.
— Nie wygłupiaj się — wymamrotała pod nosem Minnie, ale trudno było jej nie odpowiedzieć na uśmiech Notta, który chyba po raz pierwszy spojrzał na nią z cieplejszym wyrazem twarzy. Poczuła, jak jej własne wargi rozciągają się w uśmiechu. Wpatrywał się w nią tak wytężonym wzrokiem, że po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz. Niepewnie pociągnęła za jeden z niesfornych kosmyków, które wymknęły się ze starannego upięcia, po czym nabrała nieco lepkiej, ciężkiej mazi na palce i zaczęła je wcierać w podstawioną przez nią roślinę.
— I co? Jesteś teraz o niego zazdrosny, bo wybrałam jego? — spytała Dominique, a kąciki jej ust zadrgały od powstrzymywanego uśmiechu. W jej błękitnych tęczówkach błysnęła figlarna iskra, gdy rzuciła chłopakowi przeciągłe spojrzenie spod jasnych rzęs. Teraz, kiedy Nott wydawał się nie być dłużej zdenerwowany, ją także opuściło napięcie. Czule poklepała ich doświadczalny okaz po giętkim pniu. — Tak, jesteś najprzystojniejszy i najbardziej uroczy w całym pomieszczeniu. W przeciwieństwie do mojego nowego tymczasowego partnera na Zielarstwie, który jest dla mnie okropny. — Tutaj nie omieszkała się wymownie skinąć w kierunku siedzącego koło niej Lazarusa. Sama nie wiedziała, skąd wzięło się w niej tyle swobody, żeby pozwolić sobie na podobną uwagę w towarzystwie przedstawiciela Domu Węża. Może ten uśmiech Notta ją ośmielił i coś w niej obudził? Kiedy nie marszczył groźnie brwi i nie próbował jej zastraszyć, stawał się nawet… znośny.
— Skoro ratuję ci życie… To znaczy, że będziesz mi winny przysługę? — zapytała cicho Minnie, nakładając kolejną porcję ciemnej odżywki na zniszczone liście. Chociaż to był jej ostatni rok w Hogwarcie, przez wszystkie te lata nie udało jej się zawiązać zbyt wielu bliskich przyjaźni i na palcach jednej ręki mogłaby policzyć osoby, którym ufała i do których byłaby gotowa zwrócić się po pomoc. Raczej nie widziała szans na to, by zawiązać jakąś bliską relację z Lazarusem, który zdawał się czerpać dziwną satysfakcję z wprowadzania Dominique w popłoch, jednak chciała wierzyć, że nie wycofałby się z danej obietnicy. Co prawda według stereotypów Ślizgoni byli wyjątkowo przebiegli i szukali sposobów na obejście zawartych umów, lecz Minnie ignorowała podobne uprzedzenia, wyrabiając sobie zdanie na podstawie tego, czego sama doświadczyła.
— Nie zrozum mnie źle. Nie mam zamiaru wykorzystywać twojej tajemnicy przeciwko tobie. Musiałeś mieć swoje powody, skoro próbujesz to ukryć… Chcę tylko wiedzieć, czy gdyby coś się stało… To czy będę mogła na ciebie liczyć? W ramach spłaty tego długu, oczywiście. — Dominique znowu miała ochotę uciec wzrokiem, jednak zmusiła się, by wytrzymać jego spojrzenie. Posiadanie sojusznika w Lazarusie mogło się okazać przydatne, choć tak naprawdę nie sądziła, by kiedykolwiek znalazła w sobie odwagę, aby poprosić go o pomoc. Odkąd pamiętała, Dominique nie zwierzała się otwarcie ze swoich potrzeb czy bólu, głęboko w sercu zatrzymując własne pragnienia i marzenia, które nigdy nie wydostawały się na światło dzienne. Czasami ją samą męczyło to, że istniała w niej blokada, przez którą milczała, zamiast pozwolić się poznać światu, nie potrafiła się jednak przełamać.
UsuńDominique
Nieomal nagrodziłem oklaskami (głupi nawyk z dzieciństwa) jego popis magii. Sam wymyślił zaklęcie? Zaimponował mi, nie jestem aż takim ignorantem, by nie kojarzyć, że to wymaga sporej wiedzy i umiejętności. Musiał latami trenować i przykładać się do nauki. Przerażające, tata miał rację, ciężka praca przynosi efekty! Ciekawe, czy też bym tak potrafił? Najważniejsze, że kaczka wróciła na szerokie wody i odpłynęła wraz ze swoimi ptasimi kumplami. Może zbyt pochopnie oceniłem Lazarusa? Nie będę mu od razu ufać, ale gość ma farta, bo nie będę mu też tego wypominać. Spróbuję zacząć z nim od nowa. Ostatecznie nikomu nie stała się krzywda.
OdpowiedzUsuńJego prośba mnie zaskoczyła. Do tego stopnia, że wybuchnąłem śmiechem. Lazarus o mnie nie słyszał, to dowód, przecież ja praktycznie nikogo nie znam! Z nikim nie utrzymuję stałego kontaktu, no może z Calebem, ale to Ślizgon i zdążyłem zauważyć jego ślepe uwielbienie do Lazarusa, więc wątpię, by sprawa z jego starym cokolwiek zmieniła. Swoją drogą, co to niby za afera? Ludzie faktycznie szemrali coś o Nottcie… Znowu zamykali kogoś w Azkabanie, czarna magia, czysta krew, szaleńcy na ulicach bla bla bla. Z Proroka tworzę piękne origami i wypełniam krzyżówkę, czytam wyłącznie mugolską prasę, a ta dociera do mnie sporadycznie, bo Baby jest… Uroczo nieporadna.
- Hmmm. – Ukucnąłem tuż obok niego. – Jesteś pewny, że prosisz właściwą osobę? – Spytałem cicho.
Rozumiem go, poniekąd, tematy rodzinne mogą ciążyć. Wolę nikomu nie powtarza głupot i idiotyzmów, jakie wygaduje babcia przy obiadku, ani chwalić się kolejną panną przyprowadzoną przez tatę. Hogwart nauczył mnie przede wszystkim, by nie przejmować się opinią przypadkowych ludzi. Ktoś zawsze się czepia, nie podoba mu się, jak chodzisz, twoje skośne oczy, kolor skóry, czystość krwi.
- Mogę popytać w dormitorium. Mam młodszego brata w Slytherinie, on cię podziwia, nieważne, czy twój ojciec to akurat wariat popierający stare brednie o czystej krwi. – Wzruszyłem ramionami. – Nie umiem być dyskretny, ostrzegam. Po co ci to wiedzieć? I o jaką sprawę konkretnie chodzi? Z ostatniej gazety zrobiłem bukiet róż. No wiesz, origami.
Zaśmiałem się beztrosko. Nie przywiązuję się do świata magii, nie jestem w nim mile widziany, daje mi to wrażenie niczym nieskrępowanej wolności. Kiedyś zależało mi na akceptacji, byłem naiwny i pełen entuzjazmu. Zaprowadziło mnie to na klif… Zapatrzyłem się na jezioro, podmuch wiatru wzburzył jego taflę i kilka fal uderzyło o brzeg, jedna za drugą. Szum fal, huk fal, spadałem wieczność, zapamiętałem najdrobniejszy szczegół. Twarz siostry, strach w jej oczach, lecz nie skruchę, nie poczucie winy. Czy Lazarus też taki jest? Kaczka zaklęta w kamień, czekająca, aż ktoś odczaruje ją specjalnym dotykiem. Prawdziwy ze mnie wróżbita, doszukuję się znaczeń w pierdołach. Koleś popisywał się, a mi przyszło do głowy, że obaj jesteśmy takimi kamieniami. Ogarnij się, Noeul!
Noel
[Wątek z konfrontacją z rzekomym chłopakiem Dominique już komuś zaproponowałam, więc nie chciałabym powielać podobnego pomysłu, ale jak coś innego wpadnie mi do głowy, to po prostu się odezwę. :)]
OdpowiedzUsuńLouis Weasley
[Meldujemy zatem gotowość do działania!]
OdpowiedzUsuńSamara Foxberry
[Hm, ja myślę, że Samara na dłuższą metę pewnie by się na kochankę nie nadała, chyba, żeby iść w relację cielesno-nienawistną, gdzie ich spotkania dzielą głównie nieporozumienia i kłótnie.
OdpowiedzUsuńEwentualnie też mogli się po prostu polubić, na przykład pierwszego dnia Sammy w Hogwarcie, Larry pokazał jej drogę czy coś, bo się zgubiła i wyklinała cały zamek.]
Samara Foxberry
[Elo, pisałam wczoraj na szałcie, ale tam mogło to umknąć. Pod kartą Ethana Rosenbluma wkleiłaś odpis wątkowy, który najwyraźniej miał iść do Dominique Weasley. Widzę, że nie przekleiłaś go jeszcze pod jej kartę, więc informuję! Pzdr ;D]
OdpowiedzUsuńWeasley kątem oka skontrolowała notatki, które Lazarus umieścił na pergaminie. Odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że jego pomiary były dokładne, a jego analiza trafna. Nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na jego osiągnięcia akademickie, w końcu cały czas trzymał się z innymi studentami Domu Węża, ale wychodziło na to, że był całkiem dobrym uczniem.
OdpowiedzUsuń— Ty to potrafisz zadowolić dziewczynę — mruknęła pod nosem Dominique, wywracając oczami, kiedy chłopak wyraźnie zaprotestował, wskazując na pokrytego mazią kwiatka, który lata świetlności miał dawno za sobą, gdyż został przeżarty przez wyjątkowo paskudną chorobę przenoszoną przez zapylające krzew magiowady. Nie udało jej się jednak ukryć zadziornego uśmiechu… Czyżby Minnie Weasley właśnie się z nim droczyła?!
Minnie nie zastanowiła się nad tym, co robi; zadziałała instynktownie, łapiąc Lazarusa za nadgarstek, gdy w nieudolny sposób, jedynie przy użyciu niewyraźnego odbicia w zabrudzonej szybie pokrytej smugami deszczu, próbował zaaplikować sobie maść na twarz.
— Poczekaj. Zaraz wsadzisz sobie palec do oka — powiedziała cicho. Zebrawszy się w sobie, położyła dłonie na ramionach Ślizgona i łagodnie go pchnęła, zmuszając, by ponownie usiadł na krześle. Sama ruszyła do węża z bieżącą wodą, w którym dokładnie przemyła dłonie, nie chcąc, by grudki ziemi i soki z rośliny dostały się do ledwo zasklepionej rany, jeszcze tylko brakowało, żeby wdała się infekcja, a patrząc na nonszalanckie podejście chłopaka do obrażeń była niemal pewna, że tak się stanie. Wróciła do Lazarusa, stając przed nim i oparła się biodrami o krawędź stołu dla złapania równowagi. Nabrała nieco lepkiej maści na palce, ale w tej pozycji było jej niewygodnie; delikatnie ujęła lewą dłonią podbródek chłopaka, zmuszając go do odchylenia głowy, po czym zmniejszyła między nimi dystans, pochylając się do przodu tak, że ich twarze znalazły się na jednej wysokości i zaczęła jak najostrożniej rozsmarowywać mieszankę leczniczych składników na jego łuku brwiowym, nie chcąc sprawić mu dodatkowego bólu. Była boleśnie świadoma tego, że ich twarzy dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów, lecz starała się ignorować uczucia, jakie wzbudzała w niej ta nieoczekiwana bliskość, skupiając się na swoim zadaniu. Łagodnie wklepała maść, która grubą warstwą pokryła ranę i odchyliła się do tyłu, opierając dłonie na blacie oraz w milczeniu podziwiając efekt swojej pracy.
— Nie interesuje mnie, jak wygląda ten drugi. Interesuje mnie Lazarus, którego mam przed sobą — odpowiedziała z westchnięciem Dominique, która odczuła jednak dziwną ulgę, że Nott wyszedł ze starcia z mniejszymi obrażeniami. — Konflikty można załatwiać za pomocą słów, nie tylko z użyciem pięści. Nie chcę więcej musieć zajmować się twoimi ranami. — Nie chodziło o to, że Minnie zostawiłaby go samego w razie potrzeby; po prostu miała nadzieję, że nie będzie dochodziło do sytuacji, w których Nott będzie się wdawał w bójki, na samą myśl czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nie znosiła, kiedy ludziom dookoła niej działa się krzywda, dlatego często postępowała wbrew samej sobie, aby uszczęśliwić innych.
Dominique podążyła spojrzeniem w kierunku, który wskazał jej Lazarus i przyłapała Justina na podejrzliwym wpatrywaniu się w jej nowego partnera, jego twarz była wykrzywiona w grymasie gniewu, który zupełnie do niego nie pasował, lecz Puchonka nie rozumiała, co mogło wywołać taką reakcję. Minnie przez wzgląd na swoje wycofanie była dobrym, uważnym obserwatorem, dostrzegała nawet najdrobniejsze gesty, jednak miała problem z ich interpretacją przez wzgląd na złożoność ludzkiego charakteru i manipulacyjne skłonności większości osób. Teraz, choć widziała emocje odbijające się w mowie ciała Justina, nie potrafiła określić, co było przyczyną tej zmiany.
— Niewielu osobom cokolwiek mówisz, prawda? Niewielu osobom ufasz — oceniła Dominique, marszcząc zabawnie drobny nosek. Potrafiła zrozumieć ten rodzaj samotności, bo sama go doświadczała. Chciała wiedzieć, co stało się punktem zapalnym dla bójki, lecz podejrzewała, że Nott nie zdradzi jej tego w szklarni przepełnionej ciekawskimi uszami. — Jeśli kiedyś będziesz miał ochotę mi powiedzieć… Zawsze cię wysłucham. — Była dumna z siebie, że tym razem udało jej się nie zająknąć. Obdarzyła Lazarusa jeszcze uśmiechem, jakby dla potwierdzenia swych słów. Wciąż pozostawała nieufna, bo trudno było jej ocenić prawdziwe intencje, jakie kierowały Ślizgonem; przyszedł w końcu do niej, aby wydobyć z niej informacje, bo wiedział, że znajdował się w niekorzystnej pozycji, lecz okazało się, że Nott wcale nie był taki zły i potrafił nawet z nią żartować, dzięki czemu poczuła się nieco pewniej w jego towarzystwie. Obiecał też, że w przyszłości spełni jej prośbę, niezależnie od tego, co to będzie i w jego głosie brzmiała taka szczerość, że Dominique mu uwierzyła. Pewnie większość osób uznałaby, że była zbyt łatwowierna, skoro ufała Ślizgonowi w temacie przysług, lecz miała nadzieję, że Lazarus jej nie zawiedzie.
UsuńPuchonka sięgnęła po pusty słoiczek stojący na jednej z niższych półek. Ostrożnie przelała część gęstej substancji do środka, starannie domykając wieczko i wyciągnęła rękę w stronę chłopaka.
— To prezent. Powinieneś nakładać maść dwa razy dziennie w równych odstępach przez kolejne trzy dni. Powinno pomóc.
Dominique
[Właśnie się zastanawiałam, jak odpis dla Minnie znalazł się u Ethana, bo nawet w linkach nie są blisko siebie, więc śmieszna historia :D]
Starała się nie wzdrygnąć na widok krwi, spływającej wąskimi strużkami po twarzy Lazarusa. Jego czoło, powiekę oraz kawałek nosa znaczyły rozmazane, czerwone ślady, które zostały też na ciemnym materiale płaszcza. Caireann zastanowiła się, jak mocny musiał być cios tamtego Ślizgona... Z drugiej strony, sama rana była niewielka. Wzięła głęboki wdech — jak zwykle przesadzała.
OdpowiedzUsuń- Wiem — potwierdziła i uśmiechnęła się do niego delikatnie.
Podejrzewała, że teraz nie ma już ucznia, który nie rozpoznałby Lazarusa na korytarzu, a jeżeli ktoś — jak ona sama — był spokrewniony z aurorem... Caireann o Nottach słyszała w domu często, zwłaszcza w wakacje, a padające słowa rzadko należało do tych pozytywnych. Jej ojciec przychodził do domu zdenerwowany, wszystko go irytowało i mówił. Cecilia i Colin nie rozumieli, więc rozmawiał z nią, z Carrie, a ona tylko kiwała głową. Wtedy nie było jeszcze żadnych dowodów, same podejrzenia, i dziewczyna nie chciała wierzyć w to, że ktoś faktycznie może doprowadzić do tak wielkiego chaosu, że ktoś w ogóle może popierać chore idee tak złego człowieka.
Teraz jednak wszystko to okazało się prawdą, ale Caireann wciąż wiedziała, że dziecko nie zawsze idzie w ślady rodzica. Nigdy nikogo nie oceniała na tej podstawie.
— Episkey — powiedziała, wykonując odpowiedni ruch różdżką. Z rany Lazarusa przestała płynąć krew, choć twarz wciąż miał nią umazaną. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, a potem sięgnęła do torby, z której wyciągnęła materiałową chusteczkę. Prawie nikt już takich nie nosił, ale ona zawsze je lubiła. — Już wszystko wygląda dobrze, tylko musisz sobie umyć twarz.
Tym razem z końca jej różdżki wytrysnął strumień ciepłej wody i zmoczył kawałek niebieskiego materiału. Podała chustkę Lazarusowi, a sama trochę się odsunęła. Nie wiedziała, co może teraz zrobić.
Prawda była taka, że nie potrafiłaby zrozumieć, jak źle musi teraz czuć się młody Nott. Zawsze był taki... perfekcyjny. Caireann często o nim słyszała, a kiedy już się z nim mijała, spuszczała wzrok. Wtedy, przy cieplarni, wydawał się taki miły... Taki porządny. Widziała, że zależało mu na utrzymaniu wizerunku dobrego, uzdolnionego ucznia, którego należałoby darzyć szacunkiem. Teraz każdy o nim mówił, ale nie w takim kontekście.
— Chcesz ze mną porozmawiać? — zapytała w końcu cicho. — Dlaczego pokłóciłeś się z tym chłopakiem?
Nie chciała wyjść na kolejną ciekawską, głodną plotek osobę; po prostu z łatwością dostrzegała beznadziejny stan Lazarusa. Alkohol, błędne, smutne oczy, bezsilna złość. Możę gdyby to wszystko z siebie wyrzucił, byłoby mu po prostu lepiej.
Caireann Byrne
[Miło mi powitać jednego z najbardziej ślizgońskich Ślizgonów na blogu! Kartę czytało mi się bardzo przyjemnie i uważam, że przyjęła naprawdę ciekawą formę. Nie czuję się uprawniona do zajmowania jednego z twoich wątkowych limitów, ale jestem pewna, że ich pojedynki w Klubie zawsze są bardzo interesujące. ;) Baw się dobrze i niech wena się ciebie trzyma!]
OdpowiedzUsuńMolly Weasley
Minnie zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa. Nie była pewna, co miał na myśli; z jakiegoś powodu miała wrażenie, że kierował te zarzuty w jej stronę, lecz nie rozumiała, dlaczego miałoby mu zależeć na tym, by ona sama bardziej się otworzyła. Powoli zaczęła pakować swoje rzeczy, porządkując przy okazji bałagan na stole i odstawiając czynniki na swoje miejsce. Dopiero kiedy Lazarus się do niej zwrócił, uniosła głowę. W zasadzie nie miała dużych planów na piątek; pewnie zwinęłaby się w kłębek na fotelu przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu, żeby nadrobić zaległości w lekturze albo zamknęłaby się w pustej sali z płótnem i farbami, aby oddać się malarstwu, dlatego nie przeszkadzało jej zajrzenie do szklarni i sprawdzenie, jak miała się ich roślinka, którą w końcu Lazarus jej podarował.
OdpowiedzUsuń— Nie ma problemu, mogę wpaść w...
— Nie możesz — przerwał jej ostro męski głos. Dominique odwróciła się, by przekonać się, że to Justin do nich podszedł, wrogim spojrzeniem mierząc jej towarzysza. Złapał ją za rękę i odciągnął kilka kroków w bok; była tak zaskoczona, że nie zdążyła się wyrwać. — Minnie ma już plany na piątkowy wieczór. Pójdzie ze mną na piwo kremowe.
Oczy Puchonki rozszerzyły się pod wpływem szoku.
— Ja nigdy nie… O czym mówisz, Justin? Przecież my wcale nie… — Chłopak nie pozwolił jej dokończyć. Szarpnął ją za nadgarstek, ciągnąc ją w kierunku wyjścia; Dominique aż pisnęła z bólem i zaparła się stopami w podłożu, próbując go zatrzymać. Zupełnie nie rozumiała, co mu się stało. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób! W jej towarzystwie głównie milczał, wymieniali się jedynie uwagami na temat zadania z Zielarstwa czy podsuwali sobie wskazówki przy pisaniu esejów, lecz nie byli specjalnie blisko. Ostatnio próbował zaprosić ją na wspólne wyjście, ale powiedział, że nie da rady w ten weekend z powodu nadmiaru nauki.
— Przestań się opierać — syknął Justin przez zaciśnięte zęby, w końcu się zatrzymując. — Nie widzisz, że próbuję ci pomóc? Nie powinnaś zadawać się z takim ścierwem jak Nott. Przecież wiesz, co robił jego ojciec. On sam z pewnością nie jest lepszy, cały cuchnie czarną magią i śmiercią.
Dominique zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że jej smukłe palce aż pobielały, a paznokcie wbijały się we wrażliwą skórę. W szklarni wciąż kręciło się kilkoro czuniów, którzy teraz przerwali swoje zajęcia i wpatrywali się w nich z zaciekawieniem.
— Nigdy więcej tak nie mów — wycedziła cicho, jej błękitne oczy, zwykle łagodne, przypominające odcieniem jasne niebo teraz przypominały burzowe chmury ciskające gromy złości. Jak mógł nazwać Lazarusa ścierwem? Przecież nawet go nie znał!
— Popatrz na niego. Sprowadzi na ciebie tylko kłopoty. Nie bądź głupia, Minnie. Chociaż z drugiej strony nie jesteś zbyt inteligentna, co? Dobrze, że masz przynajmniej niezły wygląd.
Dominique rozchyliła wargi, jakby nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Rozejrzała się po pomieszczeniu; większość uśmiechała się złośliwie, inni uciekali przed nią wzrokiem, bo wyraźnie nie podobało im się to, czego byli świadkami, jednak nie mieli w sobie wystarczająco dużo śmiałości, by zainterweniować. Czuła się tak, jakby ktoś ją uderzył; upokorzył ją na oczach innych, sprowadził do roli ślicznej ozdoby, którą najwyraźniej planował przelecieć w wolnej chwili. Przywykła do zniewag, ponieważ miała wiele drobnych dziwactw, których inni nie rozumieli, lecz nikt nigdy jej nie poniżył w podobny sposób. Jednak furia, która w niej płonęła, była wywołana nie własnymi zranionymi uczuciami, a wyzwiskami, jakimi obrzucił Lazarusa. Minnie zadziałała instynktownie; uniosła dłoń i wymierzyła Justinowi policzek. Odgłos uderzenia rozniósł się po pomieszczeniu. Puchonka jak najwyżej uniosła podbródek, starając się zachować jak najwięcej godności i podeszła do Notta.
— Chodźmy — poprosiła cicho. — Proszę, zabierz mnie stąd.
Starała się wyglądać na niezłomną, ale czuła, że zaraz się rozpłacze; nie chciała jednak tego zrobić przy wszystkich.
Dominique
[Drama musi być :D]
[Haha, mam nadzieję, że złoiłby mu w tym wątku tyłek, bo na nic innego dupek Justin nie zasługuje xD]
OdpowiedzUsuńByła wdzięczna Lazarusowi za to, że nie wdawał się w dalsze dyskusje z przepełnionym zawiścią Puchonem, a jedynie otoczył ją ramieniem i wyprowadził ze szklarni. Biorąc pod uwagę jego ranę nad łukiem brwiowym, trochę obawiała się, że poniesie go temperament i będzie chciał wyrównać rachunki z Justinem na miejscu, a nie chciała, by z jej powodu wpakował się w jeszcze większe tarapaty; na szczęście wyglądało na to, że Nott panował nad sobą lepiej od niej. Dominique zupełnie bezwiednie wtuliła się w bok Ślizgona, desperacko zaciskając palce na jego szacie, jakby bała się, że zaraz ją opuści, a tego by nie zniosła; miała wrażenie, że podczas dwugodzinnej pracy nad projektem udało im się zawiązać cieniutką nić porozumienia i nie chciała, by teraz ona zniknęła, ponieważ czerpała z niej siłę. Najchętniej zostałaby tak w jego objęciach, bo dawały jej niespodziewane poczucie bezpieczeństwa; miała ochotę ukryć twarz w zagłębieniu pomiędzy jego szyją a ramieniem i przylgnąć do niego swoim drobnym ciałem, szukając u niego oparcia. Szybko jednak zdusiła w sobie te niemądre myśli, kiedy Lazarus zamknął za nimi drzwi. Zmusiła się, by rozprostować palce i cofnąć się, choć w momencie, w którym przestał obejmować ją ramieniem, nagle zrobiło jej się niezwykle zimno.
Minnie ciężko opadła na jedno z wolnych krzeseł, uparcie wpatrując się w podłogę. Drgnęła, słysząc pytanie Lazarusa, jakby wyrwał ją z głębokiego zamyślenia, ale nie uniosła wzroku. Była na to zbyt zawstydzona i wściekła. Wiedziała, że plotki o małym starciu rozniosą się po całej szkole w tempie błyskawicy i na samą myśl o wścibskich spojrzeniach oraz podążających za nią wszędzie szeptach jęknęła cicho, chowając twarz w dłoniach.
— Nie, nic nie jest w porządku — odpowiedziała Dominique, zaskakując w ten sposób samą siebie. Normalnie nigdy nie przyznałaby się do tego, że poczuła się zraniona; uśmiechnęłaby się łagodnie, powtarzając, że nic wielkiego się nie stało i dałaby upust swoim emocjom dopiero za zamkniętymi drzwiami dormitorium, kiedy miałaby pewność, że nikt nie zobaczy jej łez. Justin nie był pierwszą osobą, która próbowała ją upokorzyć, już od dzieciństwa musiała znosić wyzwiska i nieprzychylne spojrzenia kolegów z okolicy, którzy nie chcieli się bawić z dziwną Minnie Weasley, ale na ogół udawało jej się utrzymać nerwy na wodzy. Na agresję odpowiadała swoją empatią, wierząc, że nie powinna zniżać się do poziomu oprawców, że po dokonaniu zemsty czułaby się o wiele gorzej niż po wysłuchaniu obrzydliwych obelg rzucanych w jej kierunku, jednak dzisiaj coś w niej pękło. Nie mogła dłużej tego znieść i wybuchła. W uderzeniu Justina było coś… wyzwalającego i bez dwóch zdań zasłużył sobie, ale teraz czuła się paskudnie.
— Boli mnie ręka — przyznała po chwili milczenia Minnie. Wnętrze jej dłoni było brzydko zaczerwienione, skóra ją piekła, a palce zupełnie zdrętwiały i nie była w stanie ich zgiąć. Absurd tej sytuacji sprawił, że Puchonka zachichotała, jednak śmiech szybko przeszedł w głośne łkanie. Nie potrafiła przestać płakać, łzy swobodnie spływały po jej policzkach, skapując na materiał szaty. To było tak cholernie niesprawiedliwe. To Justin zawinił, szarpiąc ją za rękę i pozwalając sobie na niewybredne nazwiska najpierw w stosunku do Notta, a później na bezczelną uwagę odnośnie jej wyglądu, więc dlaczego to ona czuła się jak bezwartościowy śmieć? Dlaczego to ją upokorzenie paliło w skórę? Dlaczego musiała uciekać ze szklarni, jakby zrobiła coś złego, choć przecież w tym wypadku to ona była ofiarą? Nie mogła przestać płakać; jakby puściła jakaś tama, która przez tyle lat utrzymywała jej emocje w ryzach.
Dominique
Spojrzałem na niego z bólem. Tak od razu mam rzucać zaklęcia, czy on nie zna litości? I czemu akurat takie? Co on ma do ptaków? Pewnie wrona narobiła mu na głowę. Zaśmiałem się, wyobrażając to sobie. Czar sam w sobie nie wydaje się skomplikowany do wykonania, ale gdybym się nie mylił, to nie potrzebowałbym korepetycji. Et mutatio status, szczęście, że zapamiętałem. Kiedy on to wymawiał, wyglądało na łatwe.
OdpowiedzUsuń- Mogę spróbować. Nic się nie wydarzy, ale! – Wstałem i wyciągnąłem różdżkę. Wycelowałem nią w Lazarusa, żeby podkreślić powagę swoich słów. – Nie jestem słaby z transmutacji. Jestem przyzwoity. Zaklęcia obronne to dla mnie… no, czarna magia.
Rozciągnąłem prawą rękę, sięgając nią do pleców. Dasz radę, chłopie, to nie twój pierwszy raz, kończysz szkolę, do cholery. Zapomnij, że to niewinne kaczki, bo nie masz na to dowodów, i że Lazarus uważnie cię obserwuje. Magia jest prawie niczym taniec, wczuj się w rytm, dopasuj ruchy do muzyki. Daj się jej ponieść. Zamknąłem oczy, próbując się skoncentrować, ale wciąż myślałem o ojcu Lazarusa i jego prośbie. Widziałem w nim desperację, skrywany strach? Dlaczego to takie ważne, co inni uważają? Nie wolno mi się teraz nad tym zastanawiać!
- Et mutatio status – szepnąłem nieśmiało, stawiając akcent w niewłaściwych miejscach. Machnąłem niemrawo różdżką w stronę kaczek i jednak coś się wydarzyło. Kamień zmienił kolor z szarego na biały. Interesujące. Mały sukces, aż bym sam sobie przybił piątkę, żałosne. Pierwszoklasista by mnie pokonał. Wyczarowałem patronusa za drugim razem, nie zawiodę!
– Et mutatio status! – Powtórzyłem głośniej, z większą pewnością.
Celowałem w kaczkę, ale znowu trafiło w kamień, który poruszył się i dosłownie dostał nóg. Dwóch, ślicznych, kaczych łapek. Otworzyłem usta w szoku. Tego się nie spodziewałem. Co gorsza, kamień wstał i ruszył w kierunku lasu. Patrzyłem na niego, jakby mnie zdradził. Jestem przeklęty, albo moja różdżka wymaga naprawy, ewentualnie spalenia. Rzuciłem się biegiem w pogoń z moim eksperymentem. Zapadłbym się najchętniej pod ziemię ze wstydu. Dzięki wielkie, już wolałem, gdy nic się nie działo przy czarowaniu. Chciałem, żeby mi się udało, chciałem zaimponować Lazarusowi, a dałem mu powód, by wyśmiewał mnie z całym swoim domem. Pięknie. Ja też przejmuję się opinią przypadkowych osób, zwariowałem?
Skoczyłem w krzaki i złapałem uciekiniera. Odetchnąłem z ulgą, połowa kłopotu rozwiązana.
- Mam cię, kacza stopo! – Wstałem, pokryty suchymi liśćmi i z gałązką wplątaną we włosy.
Kamień wierzgał dziko nogami, spanikowany. Wróciłem do Lazarusa, udawałem, że przecież nic nietypowego się nie wydarzyło. Normalne, takie rzeczy się zdarzają.
- Na…Na… - Przygryzłem wargę. Nie jąkaj się! Niemal poczułem uderzenie w tył głowy. – Co z tym zrobić? – Machnąłem kamieniem. – Odczarujesz go? Czy zatrzymasz jako zwierzątko?
Uśmiechnąłem się, odwracając sytuację w dobry żart. Jeśli ja się nie będę przejmować, to on może też nie.
Noel
Dominique nie spodziewała się, że Lazarus do niej podejdzie; byłam niemal przekonana, że Ślizgon, przygnieciony jej niechcianym emocjonalnym bagażem, odejdzie w kąt pomieszczenia, by dać jej nieco prywatności, może nawet zupełnie wyjdzie z sali, zostawiając ją zupełnie samą w pogrążonym w ciemności, cichym pokoju, gdzie jedynymi dźwiękami były jej ciche łkanie i krople deszczu zaciekle uderzające o szklane szyby. W końcu wykonał swoje zadanie, wyciągnął ją z cieplarni, zanim konflikt eskalował, przez co jej duma mogłaby tylko bardziej ucierpieć i nie mogłaby go winić, gdyby chłopak zdecydował się odciąć od całej sytuacji, wracając do Pokoju Wspólnego Slytherinu czy wybierając się na smaczną przekąskę do Wielkiej Sali. Kiedy usłyszała jego ciężkie kroki, cała się spięła w oczekiwaniu na trzaśnięcie drzwiami i samotność, z jaką musiałaby się zmierzyć, jednak Lazarus ją zaskoczył. Jeszcze zanim jej dotknął, instynktownie wyczuła przy sobie jego pokrzepiającą obecność. Spomiędzy jej warg wydobyło się urocze westchnięcie przepełnione ulgą, kiedy Ślizgon z najwyższą delikatnością ujął jej dłoń i zaczął na jej wnętrzu kreślić tylko sobie znane wzory, mrucząc pod nosem słowa, których Minnie nie znała i nie rozróżniała, lecz zupełnie jej to nie przeszkadzało; jakaś jej cząstka cieszyła się, słysząc jego łagodny głos, a jej skóra przyjemnie mrowiła w miejscach, w których Lazarus musnął ją swoimi opuszkami. Chciała coś powiedzieć, jednak nie potrafiła wydobyć z siebie głosu; zamiast tego zalała ją kolejna fala łez, tym razem wywołana wzruszeniem, że Nott był przy niej. Nawet nie wiedziała, kiedy zbliżył się jeszcze bardziej, ostrożnie ocierając jej policzki z wilgoci. Nie spodziewała się, że uczeń Slytherinu może wykazać się w stosunku do niej taką opiekuńczością i niemal… czułością? Bo właśnie to czuła w jego gestach, gdy musnął linię jej szczęki. Dominique zupełnie bezwiednie wtuliła policzek w jego dłoń, nie odwracając wzroku. Przez to, że ukląkł przy niej, ich oczy znajdowały się na tej samej wysokości i Puchonka zupełnie zatonęła w jego szmaragdowym spojrzeniu, które zdawało się być przepełnione troską.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję, że zostałeś — szepnęła Minnie, przerywając ciszę, która między nimi zapadła. Już nie szlochała. Jego zimne palce przyjemnie chłodziły jej rozgrzaną skórę, niosąc jej pocieszenie. — Przez chwilę bałam się, że wyjdziesz… i zostawisz mnie samą. Cieszę się, że zostałeś — wyjaśniła z nieśmiałym uśmiechem. Rzadko kto opowiadał się po jej stronie. Często jej przyjaciele przechodzili na stronę oprawców, nie chcąc stać się ofiarami przez utrzymywanie relacji z Dominique. Była wdzięczna Lazarusowi, że wciąż był przy niej, choć bez wątpienia z tego powodu później mu się oberwie.
Minnie odetchnęła i wyprostowała się. Nie chciała przerywać dotyku, jednak bała się, że sytuacja zrobi się niezręczna dla Notta, jeśli dalej będzie opierała policzek na jego dłoni.
— Myślisz, że powinnam wrócić do szklarni i odnaleźć profesora? — spytała, niepewnie przegryzając wargę. Zacisnęła dłonie na swojej szacie, mnąc materiał między palcami. — Merlinie, nigdy nie dostałam żadnego szlabanu. Przez siedem lat nie miałam żadnej kary. Jeśli moi rodzice się dowiedzą… — wyjąkała spanikowana Minnie, nawet nie potrafiąc sobie wyobrazić konsekwencji własnego zachowania. Nigdy nie dawała rodzicom powodów do zmartwień, to Louis najczęściej dostawał szlabany, a jej własna kartoteka była zapełniona wyróżnieniami i pochwałami, nie znalazło się w niej ani jedno miejsce na uwagę. Teraz sytuacja mogła się gwałtownie zmienić przez głupiego Justina. Dominique poruszyła się niespokojnie na krześle, uważnie wpatrując się w Lazarusa.
— On i ja… My nie… Chodzi mi o to, że nic mnie nie łączy z Justinem — wydukała w końcu. Nie wiedziała, dlaczego czuła potrzebę wyjaśnienia tego Ślizgonowi, jednak nie chciała, by ją źle zrozumiał. — Nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Nawet ze mną nie rozmawiał poza zajęciami z Zielarstwa. Nie rozumiem, co się dzisiaj stało… Przepraszam, że cię w to wszystko wciągnęłam. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty.
Dominique
[Cieszę się, że tak właśnie odebrałaś Bastiana! Taki właśnie miał być z niego podły, okrutny Ślizgon. Przyznaję, też nie dopuszczałam do siebie nawet opcji wrogości pomiędzy nimi, ale wolałam się jeszcze upewnić. ;) Masz rację ich wizja świata jest bardzo spójna, aż głupio byłoby tego nie wykorzystać. Myślę sobie nawet, że może nasi chłopcy znali by się jeszcze przed szkołą, być może ich ojcowie razem by spiskowali? Choć muszę zaznaczyć, że nie czytałam Przeklętego Dziecka, więc historię T. Notta znam bardzo pobieżnie, nie wiem na ile chcesz w nią ingerować w wątkach. ^^ Jeśli poszłybyśmy jednak w tę stronę, możemy założyć, że w pierwszych klasach Bastian i Larry trzymali się razem, dopiero im starsi ich drogi zaczęły się trochę rozchodzić, właśnie ze względu na ich różne zachowania. Lestrange podobnie jak Nott do Azkabanu trafić nie chce, ale jest o wiele mniej uważny, czując się w sumie bardzo bezkarnie. Dalej jednak ich kontakt byłby mocny, mimo, że nie trzymaliby się zawsze razem – ale wspólne zajęcia, pochodzenie i tak zrobiłoby swoje. Wzajemny szacunek ale i niekiedy wspólne znęcanie się, próby okiełznania Lestrange’a (oczywiście tylko czasami, bo pewnie Larry nie zawsze chciałby ingerować, nie chcąc zostać o coś posądzony?) – wszystko to niezwykle mi się podoba. Sięgnęłabym też po ten motyw z wykorzystywaniem dziewczyn, myślę, że mogło zdarzyć się, że szukali ofiar wspólnie – Lestrange pewnie też parę razy skrzywdził jakąś dziewczynę, właśnie zwłaszcza mugolaczki, których istnienia potrzeb nie przyjmuje nawet do wiadomości. Nie wiem jak się na to zapatrujesz, ale jako, że Bastian nienawidzi okresu wakacji spędzanych z matką mógłby chcieć wyciągać Lazarusa na wspólne spotkania, chcąc wyrwać się z domu.
OdpowiedzUsuńA taki pomysł na wątek jak najbardziej do mnie przemawia! Zwłaszcza, że Bastian niezwykle rzadko porusza temat swojego ojca, jedynie Larry mógłby wydać mu się odpowiednią osobą do rozmowy o nim. I Lestrange i Nott musieli uczestniczyć w procesach swoich ojców, obaj w dzieciństwie stykali się z czarną magią. Taka rozmowa może być niezwykle ciekawa!
Domawiamy jakieś szczegóły, czy zaczynamy wątek? :D ]
Bastian Lestrange
Dominique wciąż nie była pewna, czy nie powinna odnaleźć profesora i z nim porozmawiać, spróbować wszystko mu na spokojnie wytłumaczyć, ale postanowiła zaufać chłopakowi. Miał w końcu o wiele większe doświadczenie, jeśli chodziło o konflikty.
OdpowiedzUsuń— Rany, ty to potrafisz skomplementować dziewczynę i sprawić, że od razu poczuje się lepiej — prychnęła Dominique z ironią pod nosem, wywracając oczami, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy. Chyba nikt nigdy nie zachowywał się podobnie w jej towarzystwie… To znaczy większość otaczających ją osób traktowała ją jak szklaną lalkę, delikatną figurkę, która rozbije się pod wpływem nawet najlżejszego zarysowania, dlatego otaczana była troskliwą, nadmierną opieką i łagodnością. Nie pamiętała, by jej rodzice kiedykolwiek na nią krzyknęli, starali się nawet nie podnosić na nią głosu; Minnie była grzecznym, cichym dzieckiem, które nie sprawiało ogromnych kłopotów wychowawczych, lecz wciąż była tylko dzieckiem, dlatego nawet jej zdarzały się błędy, które domagały się odpowiedniej reprymendy. Jej brat najchętniej zamknąłby ją w złotej klatce i wyrzucił klucz, broniąc dostępu do niej całą gromadą wyhodowanych w tym celu smoków. Miło było dla odmiany z kimś pożartować; trochę się bała, że przez jej emocjonalny wybuch Lazarus będzie czuł się nieswojo w jej towarzystwie i tak jak wszyscy uzna ją za kruchą istotę, lecz niepotrzebnie się obawiała, bo wciąż zaczepiał ją w ten sam sposób, w jaki robił to podczas zajęć Zielarstwa. — Jeśli chcesz, mogę zabrać twoją szatę do pralni. Znajduje się tuż koło Pokoju Wspólnego Hufflepuffu, więc mogę ją podrzucić po drodze — zaproponowała Minnie, zupełnie niezrażona tym, co powiedział Lazarus. — Poza tym wcale cię nie osmarkałam. Sam wyszedłeś z inicjatywą, więc sam jesteś sobie winien — odbiła pałeczkę, a kącik jej warg zadrżał od powstrzymywanego uśmiechu. Nott zdecydowanie nie mógł się kłócić z podobnym twierdzeniem, w końcu to on sam zaczął ocierać jej łzy rękawem szaty, wcale go o to nie prosiła, choć ten gest był niezwykle miły i była mu wdzięczna, że w ten sposób pokazał jej, że nie została ze wszystkim sama. — Za te smarki powinnam cię zostawić tutaj na pożarcie jednej z zębatych geranium — poinformowała go Dominique, tym razem nawet nie próbując ukryć rozbawionego błysku w oku. Pewnie Ślizgon uzna ją za wariatkę, skoro jeszcze przed chwilą wypłakiwała sobie oczy na jego ramieniu, a teraz swobodnie się z nim droczyła, lecz poczuła się lepiej, kiedy zrzuciła z siebie cały ciężar emocji w postaci łez. Poza tym nie mogła pozwolić, by taki dupek jak Justin stał się przyczyną jej smutku, bo po prostu na to nie zasługiwał. Nie zasługiwał ani na jej uwagę, ani na jej emocje. Otworzyła usta, jakby chciała o coś zapytać Lazarusa, po czym szybko je zamknęła, kiedy się rozmyśliła. Chciała go zapytać, czy nie zostałby jej partnerem z Zielarstwa na choćby kilka kolejnych tygodni, bo zdecydowanie nie chciała znowu współpracować z Justinem podczas zajęć, ale uznała, że w ten sposób przekroczyłaby granicę. Może Nott jej pomógł i został z nią, jednak nie mogła zapominać o tym, że podszedł do niej, bo pragnął wyciągnąć z niej informacje i znajdował się w niekorzystnej dla siebie sytuacji. Skoro dostał to, czego pragnął, prawdopodobnie od przyszłych lekcji wróci do stołu Slytherinu. Bo właśnie tak powinno być, prawda? Puchonka i Ślizgon? Kto by pomyślał! Dominique będzie musiała zamienić się z kimś w swoim domu na pary, ale… zajmie się tym później. Teraz czuła zbliżający się ból głowy, tępe pulsowanie w skroniach dawało o sobie znać. Musiała się położyć.
Machnięciem różdżki ściągnęła zabezpieczenie z drzwi, które zaklęciem nałożył na nie Lazarus. Ostrożnie wyjrzała na korytarz, upewniając się, że był pusty i nikt ich nie zaskoczy. Kiedy upewniła się, że jest czysto, wyszła w końcu z sali i niepewnie zerknęła na chłopaka.
— Eee… jeszcze raz dziękuję za dzisiaj. Powodzenia na korepetycjach. Do zobaczenia — rzuciła na jednym tchu, po czym spuściła głowę i szybko uciekła.
Dominique
Dominique obawiała się reperkusji, jakie nastąpią po spięciu pomiędzy nią a Justinem i faktycznie po powrocie do Pokoju Wspólnego Hufflepuffu dało się wyczuć, iż atmosfera była gęsta od napięcia, a jedna iskra mogła wywołać pożar. Na jej widok wszystkie rozmowy umilkły, niektórzy śledzili jej kroki z zaciekawieniem, czekając na okazję do rozprzestrzenienia kolejnych plotek, część Puchonów zachęcająco skinęła jej głowami lub uśmiechnęła się do niej, okazując jej swoje poparcie, ale znalazło się też kilka osób, które patrzyły na nią z wyraźną niechęcią, a nawet pogardą, że stanęła po stronie Ślizgona, chociaż w rzeczywistości Minnie starała się jedynie obronić siebie. Tak jak podejrzewała, znajomi Justina rozpowszechniali nieprawdziwą wersję zdarzeń, winą za całe zajście obarczając podobno agresywnego, chamskiego Notta, który podobno owinął sobie naiwną Weasley wokół palca, ale na szczęście mieli wielu świadków, którzy szybko sprostowali kłamliwe opowieści, przypominając także o okropnych, upokarzających słowach, jakie Justin rzucił w stronę Dominique. Ostatecznie sprawa nie doczekała się żadnego rozwiązania i choć dało się wyczuć, że relacja pomiędzy tą dwójką nie była zbyt dobra, znajomi Justina po prostu otwarcie ją ignorowali, udając, że dziewczyna nie istnieje, co właściwie było jej na rękę; nie chciała, żeby doszło do zaognienia konfliktu, który mógł się potoczyć paskudnie. Zamiast tego jak zawsze zamykała się w swojej części dormitorium albo znikała na długie godziny w bibliotece, zajmując swój ulubiony stolik ustawiony przy ogromnym oknie pomiędzy dwoma regałami zapełnionymi książkami o historii magii w latach 1243-1568, gdzie prawie nikt nie zaglądał. Mało osób doceniało fascynujące zagadnienia związane z Międzynarodową Konferencją Magów z 1289 roku czy średniowiecznym stowarzyszeniu czarodziejskich magów, dlatego Dominique nie musiała się obawiać, że ktoś spróbuje jej przeszkodzić albo ją zaczepić. W tych swoich ucieczkach jej myśli czasami uciekały w kierunku Lazarusa; zastanawiała się, czy Ślizgon przypadkiem nie wpakował się w kolejne kłopoty, czy jego rana dobrze się goiła i czy słyszał już szkolne plotki, które niejako dotykały także jego osoby. Wydawał się jednak być zupełnie oporny na to, co sądzili o nim inni, dlatego nie martwiła się tak bardzo jak tuż po ich wspólnych zajęciach z Zielarstwa.
OdpowiedzUsuńZgodnie z wcześniejszą umową do szklarni wybrała się dopiero w piątek. Zastanawiała się, czy nie powinna przyjść w czwartek, kiedy wypadała kolej Notta, bo pracowali ze sobą pierwszy raz i nie wiedziała, czy traktował zadanie poważnie. Właśnie dlatego nie lubiła zajęć grupowych, gdy pracowała sama, wiedziała, że wszystkie etapy były zależne od niej i wykona jej perfekcyjnie, a tak musiała zdać się na swojego partnera. Musiała mu zaufać. Może cała sprawa wydawałaby się komuś błaha, ale dla Minnie taka nie była. Kiedy jednak pojawiła się w cieplarni późnym, piątkowym popołudniem okazało się, że Ślizgon starannie uzupełnił odpowiednie linijki w projekcie swoim charakterystycznym pismem, które bez trudu rozpoznała. Uśmiechnęła się wbrew sobie, koniuszkiem palca przesuwając po strzelistych liniach. Zaraz jednak narzuciła sobie skupienie, pokrywając liście kolejnymi warstwami odżywki, roślina wyglądała już o wiele lepiej niż na pierwszych zajęciach, zazieleniła się, a dziury zaczynały się zasklepiać. Wpisała odpowiednie wnioski w rubrykę i ruszyła w drogę powrotną do zamku, planując zajrzeć do kuchni po kubek ciepłej herbaty z miodem, a resztę wieczoru spędzić w towarzystwie opasłego tomu poświęconemu wojnom olbrzymów. Była tak zamyślona, że po pchnięciu drzwi omal w kogoś nie weszła; na szczęście ktoś chwycił ją mocno za ramiona, pomagając jej utrzymać równowagę. Uniosła na wpół przepraszające, na wpół spłoszone spojrzenie błękitnych tęczówek na twarz potrąconego ucznia, w którym rozpoznała… Lazarusa! Co za zbieg okoliczności.
— Cześć — odparła Minnie, zaskoczona jego miłym tonem głosu i uśmiechem. Spodziewała się raczej, że Nott powróci do zupełnego ignorowania jej obecności, tymczasem nie zapowiadało się na to. Uniosła brwi, a kąciki jej ust zadrgały. — Naprawdę, Lazarus? Piękny dziś dzień? Mistrzem zagajania rozmowy to ty nie jesteś — stwierdziła, dając mu lekkiego kuksańca w bok. Postanowiła jednak bardziej go nie męczyć, choć podejrzewała, że było go o wiele trudniej zawstydzić niż ją samą. — Byłam u naszego Przystojniaka, wygląda już prawie jak zdrowy okaz. Zresztą twoja rana też wygląda już całkiem dobrze, niemal zupełnie się wygoiła — zauważyła Dominique, uważnie studiując jego łuk brwiowy. Cieszyła się, że maść działała bez zarzutu i Nott nie doświadczył żadnych nieprzyjemnych efektów ubocznych. — Nie mam nic lepszego do roboty — przyznała w końcu, wzruszając ramionami. — A ty? Myślałam, że zależało ci, żebym wzięła piątek, bo miałeś jakieś ważne plany na wieczór.
UsuńDominique
- Alarte Ascendare! - wycedziła kolejny raz w myślach, całą swą uwagę skupiając na piórze leżącym przed nią na ławce. Siedziała w jednej z pustych, ciemnych sal lekcyjnych ćwicząc nowe zaklęcie. Jej ciało było spięte, a umysł pracował na najwyższych obrotach. Magia bezróżdżkowa fascynowała ją od dawna. Wymagała ona dużej mocy i wyjątkowego skupienia, więc często chowała się w opustoszałych po lekcjach częściach zamku by móc w spokoju, w pełni oddać się treningom.
OdpowiedzUsuń- Alarte Ascendare! - powtórzyła, gdy poprzednia próba nie przyniosła żadnego rezultatu, niestety i tym razem pióro zamiast wystrzelić w powietrze, podskoczyło jedynie delikatnie, ledwo odrywając się od blatu. Przeklęła w myślach i wstała przecierając zmęczone oczy.
Nie wiedziała ile czasu tu spędziła, ale dostrzegłszy księżyc wysoko na niebie zrozumiała, że znacznie dłużej niż zamierzała i że znowu przegapiła kolację. Westchnęła cicho skupiając wzrok na zawieszonych w powietrzu drobinkach kurzu, mieniących się delikatnie w refleksach światła. Otoczona jedynie ciszą zastygła na moment, dając odpocząć wycieńczonym myślom. Po kilku sekundach, a może minutach potrząsnęła głową i po raz ostatni odwróciła twarz w kierunku ławki.
-Acio! - wyszeptała i pióro momentalnie znalazło się w jej dłoni. Schowała je do torby i rozejrzała po klasie upewniając się, że nie pozostawiła żadnych śladów swojej obecności po czym szybko wyszła z pomieszczenia. Kiedy znalazła się na korytarzu jej uwagę przykuła męska sylwetka przecinająca wpadającą przez okno księżycową poświatę. Lazarus Nott. Zdziwiła się, widząc go nonszalancko opierającego się o ścianę wyraźnie na nią czekając. Zdecydowanie nie spodziewała się spotkać tu chłopaka. Nie tylko dlatego, że mało kto zapuszczał się w te części Hogwartu o takiej porze, ale przede wszystkim dlatego, że Lazarus ostatnio był praktycznie nieuchwytny. Po powrocie z przesłuchania ograniczał kontakt z innymi do absolutnego minimum nie pozwalając się do siebie zbliżyć.
- Zabini powiedział, że tu będziesz - odezwał się zanim zdążyła choćby otworzyć usta. W odpowiedzi jedynie uniosła brew chowając w geście mieszankę zaskoczenia i irytacji.
Znała Lazarusa od dawna. Znała albo przynajmniej wiedziała o jego istnieniu, bo jako dziecko, Nott, nie był zbyt rozmowny i pomimo wielu okazji, rzadko zdarzało im się rozmawiać.
Tak naprawdę poznali się dopiero na jej przyjęciu urodzinowym. To wtedy mieli okazję po raz pierwszy przeprowadzić dłuższą rozmowę, dyskusję. To wtedy niefortunnie zwrócił na siebie jej uwagę. Od tego czasu chłopak na stale zagościł w jej życiu.
- Masz ochotę na wino? - zapytał spokojnym głosem. Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem. Po kilku tygodniach izolacji i ignorowania całego otoczenia, bez uprzedzenia pojawia się przed nią proponując jej wino?
- Nie - rzuciła jedynie z kamiennym wyrazem twarzy po raz pierwszy od dawna patrząc mu w oczy. Zignorowała zdziwienie kryjące się w jego źrenicach i minęła Lazarusa bez słowa. Zatrzymała się kilka kroków dalej.
- Ale ognistej z chęcią się napiję - dodała rzucając przez ramię, po czym nie czekając aż chłopak ją dogoni, ruszyła dalej.
Kate
Dominique westchnęła z zaskoczeniem, kiedy chłopak przechwycił jej dłoń, opuszkami palców uważnie badając jej wnętrze, ale nie próbowała wyrwać ręki. Ten dotyk, choć nieoczkiwany, był czymś przyjemnym i wprawiał jej ciało w lekką wibrację, a miejsce, w których ich skóra się zetknęła, wypełniały się ciepłem. Była zawstydzona, o czym świadczyły jej lekko zaróżowione policzki i nieśmiały uśmiech kwitnący na jej wargach, ale bliskość Lazarusa jej nie płoszyła i nie sprawiała, że miała ochotę gdzieś uciec.
OdpowiedzUsuń— W porządku. W ogóle nie boli — wydusiła Minnie przez zaciśnięte gardło. Właściwie dotyk Notta mógłby sprawić jej ból, ale i tak by się do tego nie przyznała, nie chcąc, by przerywał kontakt fizyczny, który słodko mącił jej w myślach, sprawiając, że przez chwilę nawet nie wiedziała, o co ją zapytał i jak powinna sformułować swoją odpowiedź, a przecież z reguły była bardzo uważną i spostrzegawczą słuchaczką. Co się z nią działo? Nie spuszczała wzroku z twarzy chłopaka, tonąc w jego szmaragdowych tęczówkach, które zdawały się śledzić jej minę z równą uwagą, z jaką ona się w niego wpatrywała, jakby próbowała nauczyć się jego rysów twarzy na pamięć. Ach, żałowała, że nie miała teraz przy sobie swojego szkicownika i kawałka węgla! Jej opuszki palców aż świerzbiły od potrzeby uwiecznienia na papierze jego pełnych warg, lekko zadartego nosa, hipnotyzujących oczu i zasklepiającej się blizny, która nadawała mu zawadiackiego charakteru. Wyglądał jak chłopak, który mógł złamać wiele serc. W tym jej własne.
Jeszcze większą liczbę doznań wywołało u niej delikatne muśnięcie, nawet się nie wzdrygnęła, kiedy Lazarus jeszcze bardziej się do niej zbliżył, kciukiem ścierając maść z jej twarzy, a od jego czarującego uśmiechu aż zakręciło jej się w głowie. Właściwie nie miałaby nic przeciwko, gdyby Ślizgon cały czas się do niej w ten sposób uśmiechał, nawet jeśli delikatnie zmiękły jej od tego kolana. Dopiero jego słowa sprawiły, że otrząsnęła się z tego dziwacznego stanu.
— No wiesz co — żachnęła się Dominique, krzywiąc się z niezadowoleniem. — Chyba twoje plany nie były aż tak ważne, skoro chciałeś sprawdzić coś tak oczywistego. Masz szczęście, że byłeś grzecznym chłopcem i wypełniłeś swoją część zadania, inaczej zwisałbyś teraz głową w dół z Wieży Astronomicznej, a tak może dostaniesz jakąś nagrodę — poinformowała go z tajemniczym uśmiechem, wcale nie rezygnując z drobnych żartów, jednocześnie swoim słowotokiem starając się zatrzeć wrażenie, jakie wywarł na niej dotyk Lazarusa. Miała nadzieję, że się nie zorientował i że nie wyglądała głupio, wpatrując się tak intensywnie w jego oczy, do których wciąż miała ochotę powracać wzrokiem, jakby przyciągał ją jakiś magnes. Uniosła rękaw puchowej kurtki, którą miała na sobie, na wszelki wypadek ocierając jeszcze swój policzek, aby się upewnić, że żadne pozostałości mazi nie były dalej przyklejone do jej skóry. O rany, dlaczego Nott zawsze musiał ją widzieć, kiedy nie wyglądała zbyt dobrze? Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
— Od kiedy jest z ciebie taki pilny uczeń, że zadania wypełniasz nawet w piątkowy wieczór? — spytała Minnie, na wpół żartobliwie, na wpół podejrzliwie, jakby podejrzewała, że skrzek Skorpeny był tylko wymówką. — Nie wiedziałam, że jestem taką ekspertką w dziedzinie Magicznych Stworzeń, że nawet w Pokoju Wspólnym Slytherinu się o mnie plotkuje — stwierdziła z cichym śmiechem Dominique. Obserwowała, jak Ślizgon powoli się wycofuje w stronę jeziora, nie spuszczając z niej wzroku. Puchonka niepewnie przestąpiła z nogi na nogę, wpatrując się to w przymknięte drzwi wejściowe, to w oddalającego się chłopaka.
— Czy to miało być zaproszenie, Nott? — krzyknęła, jakby wciąż się zastanawiała, choć tak naprawdę decyzję podjęła w momencie, w którym posłał jej sugestywny uśmiech. Lazarus Nott i jego uśmiech bez wątpienia będą przyczyną jej zguby. — Zaczekaj na mnie! — Dominique pokonała dzielącą ich odległość w podskokach, zatrzymując się dopiero u jego boku. — Nie mogę cię zostawić samego. Co jeśli Skorpena cię pożre? Nie chcę być odpowiedzialna za twoją śmierć — poinformowała go lekko zdyszana Dominique, choć nawet ona wiedziała, jak kiepsko zabrzmiała ta wymówka w jej ustach. Chciała spędzić ten wieczór w towarzystwie Lazarusa, po prostu nie umiała się do tego głośno przyznać. I wcale nie chodziło o obecność Ślizgona, to po prostu będzie miła odmiana od ciągłego siedzenia w książkach!
Usuń— Kto ostatni na plaży ten sklątka tylnowybuchowa! — zawołała Minnie, po czym bez ostrzeżenia z głośnym śmiechem rzuciła się biegiem w kierunku jeziora. Potrzebowała tej przewagi na starcie, bo dzięki długim nogom Lazarus mógł bez trudu ją dogonić.
Dominique
Ich para chyba nie mogłaby się bardziej rzucać w oczy – wysoki brunet ubrany cały w ciemne, odpychające barwy poruszający z wystudiowaną, ślizgońską nonszalancją i drobna blondynka o błękitnych oczach ubrana w kurtkę o barwie pudrowego różu z białym kożuszkiem otaczającym kołnierzyk roztaczająca wokół siebie puchoński urok. Każdy, kto w tej chwili zobaczyłby ich na brzegu jeziora musiał odczuwać zaskoczenie na widok tak dziwnego, pozornie niedobranego towarzystwa, od razu zwracali uwagę przechodzących niedaleko uczniów. Dominique, zachęcona skinięciem chłopaka, podeszła do niego, siadając koło niego na piasku. Podkuliła nogi, opierając podbródek na kolanach i otaczając ramieniem swoje łydki.
OdpowiedzUsuń— Przeze mnie? — powtórzyła za nim niepewnie Minnie, odwracając się w kierunku, w którym spoglądał Lazarus. Dwie Gryfonki, które wyglądały na młodsze od nich, zasłaniały sobie usta, na zmianę chichocząc i wymieniając się uwagami, których z tej odległości nie mogła rozszyfrować. Weasley skuliła się pod wpływem ich ciekawskich spojrzeń, nieznacznie zbliżając się do Notta, bo w jego towarzystwie czuła się po prostu pewniej i bezpieczniej, jakby jego obecność mogła ją uchronić przed wścibstwem innych uczniów. — Myślę, że z naszej dwójki to ty jesteś bardziej popularny. No wiesz, ta tajemnicza aura mrocznego, niedostępnego Ślizgona musi tak na nie działać, pewnie chcą cię poderwać, ale nie mają odwagi podejść — odpowiedziała cicho Dominique, uśmiechając się kącikami ust. Byłaby naprawdę zdziwiona, gdyby okazało się, że nastolatki nie były zainteresowane Lazarusem, był w końcu przystojny i miał w sobie pewną zagadkę, która domagała się starannego rozwikłania. Sama Minnie uważała, że w niej nie było nic ciekawego, co mogłoby sprawić, by zwróciła uwagę młodszych koleżanek, nawet incydent z Justinem był nadmiernie rozdmuchany, przecież nie zrobiła nic wielkiego i na pewno wkrótce wszyscy zapomną o spięciu w cieplarni pod wpływem nowych psikusów wykręconych przez jej kuzynów lub innych żartownisiów. Jedno było pewne, z tak liczną zgrają Weasley’ów w Hogwarcie nie można było się nudzić, średnio raz na tydzień wśród uczniów zaczynały krążyć informacje o łajnobombach podrzuconych w łazience prefektów czy wykorzystaniu innych gadżetów z Magicznych Dowcipów. Sama Dominique nigdy nie brała udziału w podobnych eskapadach, ale znała swoją rodzinę na tyle, by bez trudu określić, kto akurat postanowił wykręcić kawał reszcie szkoły. Nie zdradzała się jednak ze swoją wiedzą, pozwalając profesorom sądzić, że niewinna Minnie Weasley nie miała pojęcia o przestępczej działalności kuzynostwa.
Przyjęła od Lazarusa poczęstunek, wrzucając sobie słodką gumę do ust. Znalazła wąską, długą gałęź, którą zaczęła zupełnie bezwiednie przesuwać po piasku, tworząc pierwszy zarys rysunku. Z zamyślenia wyrwał ją głos Notta; poderwała głowę, jakby przyłapał ją na niecnym uczynku, choć przecież nic złego nie zrobiła. W pierwszej chwili chciała dłonią przesunąć po piasku, niszcząc zaczątek obrazu, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Zmarszczyła nosek, wyraźnie zastanawiając się nad pytaniem Ślizgona, bo temat był dla niej ważny i delikatny.
— Nigdy z nikim nie rozmawiam o moich rysunkach — wyznała Dominique. To było coś… osobistego. Coś, co było tylko jej w rodzinie, gdzie wszyscy byli ze sobą blisko i każdy zdawał się mieć mnóstwo talentów z wyjątkiem samej Minnie. — Maluję wszystko to, co przyciągnie moją uwagę, co ma w sobie jakąś interesującą iskrę… To może być twarz czyjejś osoby, ale też jej jakiś szczegół: kształt ust, piegi, materiałowa bransoletka. Moneta samotnie leżąca na chodniku i deptana przez przechodniów, żmijoptak sunący po niebie, wschód słońca widziany z Wieży Astronomicznej… — Jej wyraz twarzy pozostawał rozmarzony, gdy przypominała sobie wszystkie te obrazy. Dla niektórych mogły być bezwartościowe, ale dla niej były bezcenne. Właśnie tym różniła się od większości ludzi, którzy w pędzie codziennego życia, w tym hałasie i chaosie nie dostrzegali tego, jaka magia kryła się w czasem prostych, zwyczajnych czynnościach.
Teraz jednak dochodziła do tej bardziej osobistej części. Zawahała się, zbierając w sobie odwagę. Większość uczniów trzymała się od nich z daleka, część widocznie znudzona ruszyła w kierunku Hogsmeade, inni wracali do zamku, więc nie musiała się obawiać tego, że ktoś podsłucha jej zwierzenia. Chłodny wiatr wiejący znad wody był niczym słodka pieszczota, gdy musnął jej twarz, czuła na sobie promienie słońca i spojrzenie szmaragdowych tęczówek Lazarusa.
Usuń— Mam problem… z wyrażaniem siebie. Nie jestem w tym najlepsza. Ale malowanie nie wymaga ode mnie słów. Mogę pokazać co czuję, co myślę pociągnięciami pędzla. Mogę pokazać swój świat takim, jakim go widzę za pomocą barw, światła i faktury. Nic mnie nie ogranicza. Strach, wstyd, nieśmiałość. Nic — szepnęła, uparcie wpatrując się w kawałek drewna, którym sunęła po plaży. Nikomu wcześniej o tym nie mówiła i bała się teraz spojrzeć w twarz Lazarusa, niepewna, jak zareaguje na jej opowieść. A co jeśli ją wyśmieje? Jeśli nie zrozumie? Nie powinna była tak się otwierać.
Dominique
[Hej, hej! Dziękujemy za powitanie!
OdpowiedzUsuńTak właściwie to wahałam się między Slytherinem, a Ravenclavem, ale gdy zarezerwowałam nazwisko, wybór Domu stał się całkowicie oczywisty :D
Myślę, że Alhena z chęcią skorzysta z pomocy Lazarusa - tym bardziej, że jego ród jest raczej znany ze swoich powiązań z Czarnym Panem :D ]
Alhena Black
[Zdecydowanie :D Zastanawiam się i nie wiem, co byłoby mi bliższe - znali się wcześniej jakoś bardziej, czy tylko na "cześć"? Alhena od początku była raczej typem samotnika - głównie ze względu na wujostwo, które nie akceptowało jej mroczniejszej natury i Blackówna po prostu jest dosyć nieufna i (mimo że tego nie pokazuje, no bo jak to :D) boi się zranienia. Z drugiej jednak strony trudno jest być tak całkowicie samej i przed kimś jednak musiała się przynajmniej odrobinę otworzyć.
OdpowiedzUsuńJak myślisz? Któraś opcja bardziej do Ciebie przemawia? :)]
Alhena
[Świetny pomysł! Alhena na bieżąco śledzi wydarzenia z świecie czarodziejów, a szczególnie te dotyczące Pottera i śmierciożerców, więc z całą pewnością jest w temacie.
OdpowiedzUsuńChcesz może zacząć?]
Alhena
Dominique była zaskoczona, kiedy chłopak zaczął grzebać w swoim plecaku. Obserwowała go z zaciekawieniem, zastanawiając się, co tym razem wymyślił. Parsknęła śmiechem, słysząc jego wytłumaczenie; w tej chwili brzmiał zupełnie jak jej młodszy brat, Louis.
OdpowiedzUsuń— O nie, nie dam się na to nabrać. Tak łatwo nie spłaci pan swojego długu, panie Nott — powiedziała z lekkim uśmiechem Dominique, grożąc mu palcem. — Cóż za skromność. Może jeszcze mi powiesz, że jesteś tak doskonały, że powinnam malować tylko ciebie do końca życia? — mruknęła pod nosem, przejmując od niego notatnik i ołówek. Przerzuciła kartki w poszukiwaniu wolnej strony, jednocześnie podziwiając staranność zapisków Lazarusa. Z Eliksirów sama była całkiem przyzwoita, zresztą ze swoimi ocenami utrzymywała się w czołówce najlepszych uczniów w całym Hogwarcie i to od dobrych kilku lat (choć wiele osób nie zdawało sobie z tego sprawy, gdyż Minnie głośno się tym nie chwaliła, dlatego większość rówieśników uważało ją za przeciętnie inteligentną), ale z wnikliwości notatek jasno wynikało, że nie osiągnęła takiego poziomu jak Ślizgon. Nie miała sobie równych, jeśli chodziło o przyswojenie teoretycznej strony magii, jednak praktyka wymagała od niej większych nakładów skupienia i wysiłku. Miała jednak dużo wolnego czasu w przeciwieństwie do pozostałych uczniów, których dnie były zapełnione zabawami ze znajomymi, dlatego korzystała z pustych sal, aby się doskonalić i nadgonić ewentualne zaległości. Być może łatwiej byłoby poprosić kogoś z nauczycieli o pomoc, jednak Dominique nie chciała nikomu sprawiać kłopotu swoją obecnością, dlatego studiowała samotnie, ucząc się metodą prób i (czasami bardzo bolesnych oraz tragicznych w skutkach) błędów.
Minnie przeniosła wzrok z czystej kartki na Lazarusa, który wygodnie ułożył się na piasku, nie spuszczając z niej uważnego, kociego spojrzenia. To ona tym razem górowała, więc dlaczego czuła się tak niepewnie? Jakby chłopak był polującym drapieżnikiem, a ona ofiarą, którą upatrzył sobie dawno temu, dostrzegając w niej wyjątkowo łakomy kąsek? Zignorowała te myśli, potrząsając lekko głową, po czym próbowała skupić się na pracy, co okazało się wyjątkowo ciężkim zadaniem. Z reguły rysowała w samotności, z dala od ciekawskich oczu, tymczasem teraz przez cały czas czuła na sobie pewne szmaragdowe tęczówki. Tworzyła zarys, po czym od razu go zmazywała, niezadowolona ze swojego braku skupienia. Dopiero po chwili udało jej się zatracić w malunku na tyle, że cały świat przestał ją obchodzić; miała przed sobą jedynie twarz Lazarusa, którą uwieczniała na papierze długimi pociągnięciami ołówka.
— Kiepski z ciebie model, skoro nawet chwili nie potrafisz spędzić w bezruchu — strofowała go Dominique, po czym pacnęła go lekko w rękę, którą bawił się swoim kosmykiem. Ostrożnie założyła zbłąkany lok za jego ucho, po czym szybko cofnęła dłoń, wracając do rysowania. Powoli zaczynał wyłaniać się portret Lazarusa, ale nie była z niego jeszcze zadowolona, brakowało mu duszy, którą musiała uchwycić. Do tego musiała się zastanowić, jaki był Lazarus? Nie według innych, ale według niej. Co w nim dostrzegała? Co sprawiało, że Nott był Nottem, z którym chciała spędzić czas na plaży przy jeziorze?
Minnie stężała, słysząc jego pytanie. Zacisnęła palce tak mocno na ołówku, że aż pobielały. To było takie… osobiste. Uderzało w jej ściany, dzięki którym czuła się bezpieczna.
Usuń— Jak możesz mnie pytać dlaczego taka jestem? — spytała Dominique, jej głos niósł ze sobą poczucie zranienia i złości. — Tak trudno mnie po prostu zaakceptować? Właśnie taką, jaką jestem, zamiast doszukiwać się powodów, których być może wcale nie ma? Co jest we mnie takiego złego? — Nie chciała się odsłaniać, ale Lazarus uderzył w czuły punkt. Ile razy słyszała od swoich kuzynów to samo pytanie? Dlaczego taka jesteś, Minnie? Dlaczego nie możesz być normalna? Sądziła, że być może Nott będzie w stanie po prostu ją polubić za to, kim była, ale najwyraźniej się myliła. Była… zawiedziona. A przecież powinna była się tego spodziewać. W końcu wszyscy ludzie byli tacy sami. — Czyli ty też uważasz mnie za dziwadło — szepnęła, spuszczając głowę ze smutnym uśmiechem. Wpatrywała się w niedokończony rysunek, po czym gwałtownie podniosła się z piasku. Może reagowała przesadnie, jednak pytanie Lazarusa ją zaskoczyło i sprawiło, że przeszła w tryb obronny. Już miała odejść, ale odwróciła się jeszcze w stronę Ślizgona, a w jej błękitnych oczach igrały gniewne iskierki. — A ty jesteś ze sobą szczęśliwy, Lazarusie?
Minnie
[ Nie mogłam się powstrzymać, by nie dać jej kota, kiedy mi podczas pisania zawsze towarzyszy podobny Lucuś haha.
OdpowiedzUsuńJeśli ta kradzież to propozycja szalonego wątku, to się na to piszę! Pytanie tylko, czy myślimy im jakieś powiązanie, czy lecimy na spontanie?
p.s Lazarus jest przecudny<3 ]
Casilda
Minnie nie spodziewała się, że Lazarus za nią pójdzie; nikt nigdy nie prosił jej, by została, jakby jej towarzystwo lub jego brak nie miały znaczenia, ale chłopak dogonił ją już po chwili, zatrzymując ją w miejscu łagodnym, ale stanowczym dotykiem. Choćby z tego powodu postanowiła go wysłuchać, nawet jeśli wciąż była zła i czuła się zraniona.
OdpowiedzUsuń— To nie było pytanie retoryczne — zaprzeczyła Minnie. Niektóre rzeczy należało wypowiedzieć na głos, aby zdać sobie sprawę z ich prawdziwości. Może odpowiedź na to pytanie od dawna tkwiła gdzieś z tyłu jego głowy, lecz podobne słowa nabierały prawdziwego znaczenia i mocy, kiedy ktoś głośno się do nich przyznał. Lazarus każdego dnia nakładał na twarz maskę, grał niepokonanego i niewzruszonego, z chłodną wyższością traktując ataki na jego osobę, ale Dominique nie wierzyła w tę obojętność. Był w jej oczach wyjątkowy, ale przy tym nie różnił się wybitnie od innych, bo był człowiekiem, zaledwie chłopakiem, który musiał cierpieć, którego serce było poznaczone milionem niewidocznych blizn od zadanych mu wcześniej ran.
— Ja nie wiem — szepnęła, łapiąc go za rękaw bluzy. Nie spuściła wzroku z jego twarzy, choć Lazarus wyraźnie unikał spojrzenia jej w twarz. — Nie wiem, jak wygląda twoje życie. Chcę, żebyś sam mi o tym opowiedział. Wiem, o czym myślisz, ale te głupie wycinki z gazet nie są twoim życiem, nawet w najmniejszym stopniu cię nie definiują. Chcę, poznać twoją historię, ale chcę usłyszeć ją od ciebie. — Z jej wyrazu twarzy biła czysta szczerość. Nie było w niej pustej ciekawości, nie poszukiwała sensacji ani nie próbowała się pocieszyć jego kosztem; była autentyczna w swoich słowach, jakby chciała mu powiedzieć, że nie będzie naciskała, ale jeśli rzeczywistość zacznie przygniatać Notta i stanie się dla niego zbyt trudna do zdzierżenia, to ona była gotowa w każdej chwili go wysłuchać i nie będzie go przy tym oceniać. Co prawda w przeciwieństwie do niej Ślizgon miał liczne grono znajomych, ale teraz zaczynała się zastanawiać, ilu z nich znało go naprawdę? Ile wiedzieli o mroku, który zdawał się go skrywać, otaczał go nikim miękki koc, odgradzając od życia w świetle promieni słonecznych? Był otoczony grupką znajomych, lecz wśród nich również mógł czuć się samotny, nie mogąc wypowiedzieć pewnych słów czy pokazać swojej bardziej wrażliwej, podatnej na zranienie strony. Nie oznaczało to jednak, że musiał zmagać się z ciężarem nazwiska samotnie; miał w końcu jeszcze Dominique.
Minnie wstrzymała oddech. Jesteś… Czekała z niecierpliwością na kolejne słowa Lazarusa, które jednak nie padły. Patrzył gdzieś ponad jej ramieniem, a po chwili złapał ją za rękę i pociągnął, mówiąc coś o ewakuacji.
— Co? Ale dlaczego musimy uciekać? Co się dzieje? — spytała, próbując zerknąć przez ramię, Nott narzucił jednak tak szybkie tempo swoimi dwa razy dłuższymi nogami, że musiała praktycznie biec, aby dotrzymać mu kroku. Prowadził ją w stronę gęstych, niezbyt zachęcająco wyglądających zarośli i w pierwszej chwili poczuła ukłucie strachu, ale pozwoliła mu się pociągnąć dalej. — Gdzie mnie prowadzisz? — Jej ciekawość zwyciężyła. W przeciwieństwie do suchej plaży, ziemia była tutaj wciąż wilgotna od deszczu i kilka razy poślizgnęła się na błocie, jednak Ślizgon uważnie ją asekurował i ustawiał do pionu, zanim zdążyła wylądować na tyłku na ziemi. Gałęzie nieprzyjemnie zadzierały się o jej włosy i ubrania, jednak starała się nie skarżyć, zaintrygowana podążając w ślad za Lazarusem. Pewnie nie odważyłaby się z nikim innym zapuścić w takie miejsce, ale przy nim czuła się bezpiecznie. Dominique ze zgrozą uświadamiała sobie, że coraz bardziej mu ufała i była nim coraz bardziej zafascynowana.
Minnie
Ona również nie spodziewała się, że ich spotkanie przybierze tak negatywny obrót. Jeszcze zaledwie przed chwilą siedzieli na złocistym piasku, zupełnie rozluźnieni i uśmiechnięci pozwalając sobie na żarty i słowne docinki, a teraz wkradły się w ich relację słowne nieporozumienia, które sprawiały, że powoli budująca się relacja zadrżała w posadach. Najpierw ona poczuła się niesłusznie zaatakowana, teraz sam Lazarus próbował ją od siebie odtrącić, a przecież Minnie wcale nie chciała obdarzyć go swoją litością, bo nie uważała, by Nott potrzebował jej współczucia. Nie próbowała mu pomóc i wcale nie myślała, że potrzebował jakiegokolwiek ratunku czy jej porad; chciała się jednak do niego zbliżyć. Tak po prostu, bo stanął po jej stronie i miała nadzieję, że może… może zostaną przyjaciółmi. Chciała z nim spędzić trochę czasu, bo ciągle ją zaskakiwał i wywoływał na jej twarzy uśmiech. On jednak zareagował irytacją.
OdpowiedzUsuń— Nie musisz mi niczego mówić, jeśli nie chcesz… — zaczęła Dominique, równie sfrustrowana co chłopak. Nie zamierzała na niego naciskać ani tym bardziej podstępem wyciągać z niego starannie przechowywanych wewnątrz duszy tajemnic, wiedziała, jak ciężko czasami było zdradzić się ze swoimi myślami, bo sama również była skrytą osobą, jednak nie spodziewała się, że Lazarus zareaguje z tak dużą niechęcią i podejrzliwością. Po prostu… otworzyła się nieco, odpowiedziała szczerze na jego pytanie, gdy zapytał ją o szkicowanie, a było to dla niej coś ważnego i prywatnego. Stąd wzięło się w niej również pragnienie, by lepiej poznać Ślizgona, bo on zdawał się o niej wiedzieć całkiem dużo, jak choćby to, że należała do Koła Opieki nad Magicznymi Stworzeniami albo że wolne czasy spędzała wśród zapachu farb olejnych i czystego płótna. Ona sama nie miała pojęcia, jak wyglądało jego życie, jednak nie miała na myśli tylko jego bolesnych sekretów; chciała się dowiedzieć, co lubił robić w wolnym czasie, jaki kolor mu się najbardziej podobał, za który deser przygotowany przez skrzaty domowe dałby się zabić, a który potraktowałby z obrzydzeniem. Nie uważała, by było w tym coś złego, ale nie zdążyła się nawet wytłumaczyć, Lazarus niemal od razu potraktował ją jak szpiega.
— Nie przyszłam tu za tobą dla żadnych historii. Za kogo ty mnie uważasz? Nie zdradziłam w końcu twojego sekretu — przypomniała mu cicho Minnie. Miała nadzieję, że Nott uświadomi sobie, jak głupie i bezpodstawne były jego oskarżenia, przez które czuła się zraniona. Nie wymagała od niego, by od razu jej zaufał w pełni, wiedziała w końcu, że na pełne zaufanie każdy musiał sobie zapracować, ale nie sądziła, że z taką łatwością przyjdzie mu ją ocenić i zupełnie niesłusznie zarzucać jej, że kierowały nią inne pobudki.
— Naprawdę jesteś tutaj ze mną, Lazarusie? Czy raczej pozwalasz być tutaj jednej ze swoich wielu masek? — spytała niemal łagodnie, choć w jej oczach widoczne były iskry świadczące o jej złości. — Dlaczego to takie ważne, że mam na nazwisko Weasley, a ty jesteś Nottem? Dlaczego nie możemy być po prostu sobą, Dominique i Lazarusem? Czego tak bardzo się boisz? — powtórzyła pytanie, które sam zadał jej zaledwie kilka minut temu. Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech, gdy opuściła ramiona, wpatrując się w nierówną ziemię pod swoimi stopami. — A może wstydzisz się tego, że ktoś cię zobaczy z głupią Weasley? Dlatego jest dla ciebie takie ważne, czy ktoś nas zobaczy razem? — Jej głos zadrżał. To prawda, że Louis bywał nadmiernie porywczy, kiedy chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa i dobrego samopoczucia siostrze, ale trudno było jej uwierzyć, że zaciągnął ją do tak osłoniętej przed oczami innych części plaży, bo nie chciał się zmagać z gderliwymi komentarzami jej młodszego brata.
Dominique westchnęła i powoli zaczęła się zbliżać do Lazarusa. Nie podobał jej się ta duża fizyczna odległość, która się między nimi wytworzyła, niejako wskazując także na psychiczny dystans, jaki w tej chwili utrzymywali. Podeszła od niego, ostrożnie stawiając stopy, aby nie wywrócić się na zdradliwym, śliskim podłożu. Kiedy znowu omal się nie wywróciła, złapała chłopaka za ramię, by utrzymać równowagę, po czym pochyliła się lekko, próbując złapać jego szmaragdowe spojrzenie.
Usuń— Popatrz na mnie — poprosiła cicho, cierpliwie czekając, dopóki nie skierował na nią swojego wzroku. — Dlaczego odsyłasz mnie do brata, kiedy tak naprawdę wcale nie chcesz, żebym sobie poszła? — zapytała z delikatnym uśmiechem. Może nie była najlepsza w rozszyfrowywaniu ludzi, ale była na tyle spostrzegawcza, by wiedzieć, że choć ich wymiana zdań wyprowadziła Ślizgona z równowagi, tak naprawdę wcale nie pragnął się jej pozbyć.
Minnie
[Tylko pytanie: czy Nott go zniesie?]
OdpowiedzUsuńYaxley
Minnie wstrzymała oddech, kiedy poczuła silne ramię Lazarusa pewnie otaczające ją w talii i chroniące przed upadkiem. Nigdy wcześniej nie byli chyba równie blisko, jej drobne ciało było przyciśnięte do niego, sprawiając, że jej skóra mrowiła w miejscach, w których jej dotykał.
OdpowiedzUsuń— Chcę ci wierzyć. Że nie masz żadnej maski. Że jesteś przy mnie sobą — powiedziała cicho, wydawała się teraz niemal zupełnie bezbronna. Zadrżała, kiedy nachylił się nad jej uchem… Ale ta chwila minęła.
Dominique uśmiechnęła się, kiedy zapewnił ją, że nie chciał, aby sobie poszła. Był chyba pierwszą osobą, która jej to powiedziała i wiele to dla niej znaczyło. Poza tym naprawdę uważała, że jego towarzystwo było bardziej interesujące.
— Nie masz ochoty na kąpiel błotną? Albo chociaż błotną maseczkę? Podobno bardzo dobrze działa na skórę — zaznaczyła Dominique i, korzystając z nieuwagi Ślizgona, ze śmiechem przesunęła palcem po jego policzku, zostawiając na nim ciemną smugę wilgotnej ziemi. — Teraz jesteśmy kwita — oceniła z rozbawieniem Minnie. Pewnie jeszcze kilka minut temu, kiedy napięcie między nimi narastało, a atmosfera zdawała się gęstnieć, nie odważyłaby się na podobny ruch. Było w Lazarusie coś niebezpiecznego, tkwiła w nim jakaś pierwotna, porażająca dzikość, która sprawiała, że przeszył ją prąd, kiedy zbliżył się do niej, nie zostawiając jej właściwie żadnej przestrzeni do ucieczki. Wystarczyło jednak, by głos chłopaka złagodniał, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, by znowu poczuła się w jego towarzystwie na tyle komfortowo, aby pozwolić sobie na podobną zaczepkę; nie mogła jednak do końca wyrzucić z głowy tego niespokojnego uczucia, ukłucia przerażenia, ale też głęboko skrywanej fascynacji, kiedy Lazarus pokonał dzielącą ich odległość. Czuła ciepło jego oddechu na swoich wrażliwych, wilgotnych wargach, a jego świdrujące ją spojzenie było jednocześnie niepokojące i hipnotyzujące. Dominique miała mętlik w głowie. Z jednej strony chciała go od siebie odepchnąć… Ale z drugiej chciała go jeszcze mocniej do siebie przyciągnąć. Te uczucia były ze sobą tak sprzeczne, a jednocześnie szokujące, że czuła się zupełnie zagubiona. Na szczęście Lazarus wydawał się być zupełnie nieświadomy jej wewnętrznych rozterek.
Puchonka stężała, kiedy Nott powrócił do tematu. Była niemal pewna, że teraz przytaknie i spełnią się jej najgorsze koszmary, że naprawdę wstydził się z nią pokazywać publicznie i dlatego w takim pośpiechu zaciągnął ją w zarośla, a ona była głupia, tak głupia, że sądziła, że… Jej gonitwa myśli uciszyła się dopiero, kiedy Lazarus zapewnił ją, że wcale jej się nie wstydził.
— Naprawdę? — spytała cicho, jakby nie mogła w to uwierzyć. Ścisnęła delikatnie jego dłoń; co prawda Ślizgon wyprowadził ją już na bardziej utwardzoną ścieżkę, gdzie nie musiała obawiać się upadku, ale wciąż nie wypuścił jej ręki z uścisku i Minnie odkryła, że… nie miała nic przeciwko. Miał długie palce i jej dłoń w porównaniu z jego była niezwykle drobna, ale jakimś cudem zdawały się do siebie idealnie pasować.
Dominique wzruszyła ramionami.
Usuń— Jest… głośno. — To było pierwsze, co jej przyszło do głowy, gdy Lazarus wspomniał o rodzeństwie. — Z trójką dzieci w podobnym wieku zawsze jest głośno, chociaż teraz trochę się zmieniło — przyznała, wzdychając ciężko. — Z Louisem dobrze się dogadujemy. Opiekuje się mną, choć czasami jest nieco zbyt nadopiekuńczy. Ostatnio trochę się od siebie odsunęliśmy, ale… kiedy byliśmy mali, to Louie zawsze wiedział, gdzie się chowam przed innymi i przychodził dotrzymywać mi towarzystwa albo wdrapywał się na moje łóżko, kiedy nie mogłam zasnąć i dzielił się swoimi czekoladowymi pieguskami. Kiedy inne dzieciaki nie chciały się ze mną bawić albo się ze mnie wyśmiewały, Louie zawsze mnie bronił. A Victoire… to Victoire — powiedziała ponuro Minnie. To wystarczyło, by Lazarus zrozumiał, że ze starszą, piękną siostrą nie łączyły ją najlepsze stosunki. Zresztą sam Louis również porozumiewał się z Vic za pomocą krzyków i trzaskania drzwiami.
— Często tutaj przychodzisz? — spytała nagle Minnie, wyraźnie próbując zmienić temat. Już wcześniej zauważyła, że chłopak pewnie czuł się w tym terenie, więc podejrzewała, że musiał tu być co najmniej raz, zanim zaprowadził ją na tę część plaży. — Nigdy tutaj nie byłam, bez ciebie pewnie już bym się zgubiła w tych chaszczach.
Minnie
[O Yaxley'u pewnie nikt nigdy nie powie "towarzyski", więc zobaczymy jak Nott poradzi sobie z tym gburem.]
OdpowiedzUsuńRemington Yaxley
Dzień był wyjątkowo paskudny. Kolejna nieprzespana noc, niemal wszystkie zajęcia z hałaśliwymi Gryfonami i spotkanie z jej najdroższym kuzynem skutecznie zniechęciły Alhenę do jakichkolwiek interakcji społecznych. Zarówno obiad jak i kolację zjadła w dormitorium, prosząc wcześniej jedną ze Ślizgonek – którą mogłaby w sumie nazwać kimś na kształt przyjaciółki – aby przyniosła jej trochę jedzenia. Ból głowy nieco zelżał, gdy zmusiła się w końcu do zjedzenia czegokolwiek i nawet myślała nad dokończeniem eseju na eliksiry – który tak właściwie był już skończony, ale przecież nie mogła go za taki uznać, dopóki nie sprawdzi go co najmniej dziesięć razy – gdy jej wzrok padł na Proroka Codziennego i zdjęcie, widniejące na pierwszej stronie. Od razu odechciało jej się wszystkiego.
OdpowiedzUsuńZaczynała już zasypiać i przez głowę przemknęła jej myśl, że w sumie to mogłaby się już zebrać do snu, ale do dormitorium wróciły jej współlokatorki – plotkując o mięśniach jakiegoś Krukona z ostatniego roku – więc Alhena westchnęła z rezygnacją i wygrzebała się spod kołdry, by zejść do pokoju wspólnego z Prorokiem w ręce. To nie tak, że ich nie lubiła. W tym momencie potrzebowała jednak ciszy, a w przeciwieństwie do jej dormitorium, w pokoju wspólnym wieczorami było raczej spokojnie – nie licząc dni, w których odbywały się mecze – i jedyne co mogło jej przeszkodzić, to skrobanie piór. Tyle była w stanie znieść.
Znalazła wolną kanapę i zwinęła się na niej, podciągając kolana do brody. Otworzyła Proroka, uważając, by nie zobaczyć na zdjęciu tego dobrego i prawego i zaczęła czytać, wyszukując co ciekawsze informacje. Artykuł numeru. Przesłuchanie Notta… Potter… winny… azkaban. Aż zazgrzytała zębami.
Oczywiście, że kojarzyła Pottera. Jak mogłaby nie kojarzyć? Chodziła z jego dziećmi do szkoły, a jego twarz pojawiała się niemal w każdym wydaniu Proroka. Kiedyś, bardzo dawno temu, wysłał jej nawet list – coś o tym, że niby jej kuzyn był jego chrzestnym i że był dobrym człowiekiem, więc wierzy w to, że nazwisko nie determinuje losu czarodzieja – ale tylko rozbudził tym w niej jeszcze większą niechęć do siebie. Jakby nie było to Potter był jednym z aurorów, którzy odpowiedzialni byli za poszukiwania jej rodziców. Co prawda nie on ich zabił, ale – jak to mówią – niesmak pozostał.
Gdy lekturę przerwała jej powiększająca się dziura na środku gazety, początkowo była zdziwiona. Uniosła jedną brew i rozchyliła delikatnie usta, szukając wytłumaczenia dla tej niespodziewanej sytuacji. Po chwili poczuła, że rozbudza się w niej złość. Brew opadła, gdy zmarszczyła gniewnie czoło. O co mu chodzi?
— A wyglądam na rozbawioną? — warknęła, wstając z kanapy i zaciskając puste już dłonie.
UsuńChciała spędzić w spokoju jeden wieczór. Jeden cholerny wieczór i oczywiście coś po prostu musiało pójść nie tak. Znała sytuację Notta – zresztą to jego twarz widniała na ogromnym zdjęciu w Proroku – jednak ani trochę nie ostudziło to jej złości. Znała, rozumiała, aktualnie miała to gdzieś. Szczególnie, że ból głowy, który po zjedzonej kolacji zdążył niemal zniknąć, teraz ponownie zaczął rozsadzać jej czaszkę od środka.
— Jeżeli bardzo potrzebujesz na kimś się wyżyć, znajdź sobie jakąś szlamę. Ja ci nic nie zrobiłam, a czytanie gazety – bez względu na to, jakim szmatławcem jest Prorok – to jeszcze nie zbrodnia, Nott.
Uniosła wyżej podbródek.
— Powinieneś wiedzieć, kto jest twoim wrogiem, a kto nie.
Alhena
[ Myślę, że tego kota każde jedzenie by rozpieściło, także pomysł świetny! Pozostaje jedynie wcielać w życie ;)]
OdpowiedzUsuńCasilda
[Znikać na razie nie zamierzam, planuję zagrzać tu sobie cieplutką, stałą posadkę największego psychola Hogwartu. xD Przepraszam, że tak rzadko odpisuję, muszę się wreszcie poprawić z tą regularnością odpisów.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie pasuje mi do Notta charakter zdobywcy, Lestrange czasem też upatrzy sobie taką ofiarę, choć on woli mieć od razu to na co ma ochotę. Stąd to wykorzystywanie mugolaczek. Oni w wielu sprawach są tak kompletnie różni, ale dzięki temu ich połączenie będzie jeszcze bardziej zabójcze! O_O
Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie napisałam na jakie przedmioty chodzi Bastian! Lepiej późno niż wcale, muszę koniecznie to dopisać do karty. Ale tak sobie myślę, że w sumie Lestrange mógłby chodzić na zielarstwo, zwłaszcza, że pasowałoby nam to do wątku. Taka rozmowa na temat Dominique może być ciekawa, zwłaszcza, że i Lestrange będzie miał z nią trochę do czynienia, w czym jednak nadal będzie ją traktował przedmiotowo, bez szacunku – znaczy będzie tak myślał, bo zachowywać się będzie trochę inaczej (na razie to tylko w fazie ustaleń, ale z autorką planujemy akcję, w której Bastian będzie chciał nieco zmanipulować Minnie, by wykorzystać jej dar willi do własnych celów). Co prawda Lestrange gardzi wszelkimi mugolskim sposobami działania, więc nie wiem jakby to u niego było z tą piąchą, ale w sumie kto go tam wie jakby się zachowywał pod wpływem. Możemy w to pójść, czemu nie!
Oprócz tego taki kolejny motyw, w który mogłybyśmy pójść, to skutki uboczne cruciatusa, na które cierpi Bastian – mimo, że chłopak się z tym bardzo kryje, Larry z pewnością zauważył na eliksirach, w dormitorium czy w czasie wakacji jakieś nienormalne zachowanie. Pytanie tylko jakby zareagował, o ile w ogóle, bo może stwierdziłby, że nie będzie się wtrącał. A może w kolekcji ojca, Larry kiedyś zobaczyłby jakiś eliksir nieco je łagodzący?
Oh, tyle tego, że sama nie wiem od czego zacząć wątek! Czy od rozmowy o Dominique, czy może jednak od tej dotyczącej ojców naszych chłopców?
Ps. Zauważyłam, że po zmianie szablonu, treść przesłuchania T. Notta jest niewidoczna z powodu za jasnej czcionki.]
Bastian
Dominique dopiero teraz zaczynała rozumieć, jak wielką wartość stanowiła rodzina, zwłaszcza w obliczu historii Lazarusa. Nawet jeśli chłopak nie zdradził się przed nią ze swoimi najgłębszymi przemyśleniami, była pewna, że aresztowanie ojca musiało mocno się na nim odbić, zwłaszcza że był świadkiem w procesie. Nic nie wiedziała o jego wychowaniu ani o tym, jak wyglądała jego relacja z matką czy resztą rodziny i chociaż chciała go o to zapytać, obawiała się, że Ślizgon zareaguje w podobny sposób, w jaki zrobił to zaledwie kilka minut temu, a nie chciała znowu się z nim kłócić. Mogła się jedynie domyślać, że bycie częścią zamożnego, szanownego rodu wcale nie musiało dla niego oznaczać szczęścia; podczas gdy ona ciągle była otoczona przez zapach pieczonych jabłek w cynamonie, ciepłe objęcia najbliższych i rodzinną atmosferę, dzieciństwo Lazarusa musiało wyglądać zupełnie inaczej. Miała tyle pytań, które chciała mu zadać, chyba nikt do tej pory nie wzbudził u niej podobnej ciekawości, a jednocześnie czuła ukłucie frustracji, gdy nie mogła pozwolić słowom opuścić swoich warg. To, że nie wychowywał się wśród licznego kuzynostwa, wujów i ciotek wcale nie oznaczało, że musiał być samotny, lecz z jakiegoś powodu Minnie nie potrafiła przestać sobie wyobrażać młodego chłopczyka o szmaragdowych oczach i nieco przydługich włosach, które całe dnie spędzał w izolacji od rówieśników, w bogatym, ale pozbawionym dziecięcego śmiechu dworku wypełnionym lodowatą pustką zamiast ciepłymi uczuciami. Ona miała po swojej stronie niezliczone rzesze najbliższych, którzy byli gotowi zrobić wszystko, aby ją ochronić i zapewnić jej bezpieczeństwo… Czy młody Nott miał po swojej stronie kogokolwiek, kto otoczyłby go miłością bezwarunkową, nie oczekując niczego w zamian? A może od najmłodszych lat musiał stawiać czoła nierealnym oczekiwaniom, doszukując się u ojca chłodnej aprobaty? Tego Dominique nie mogła wiedzieć, nie dopóki Lazarus nie zdecyduje się przed nią otworzyć, a nie mogła mieć pewności, czy kiedykolwiek to zrobi. Widziała w końcu, jak gwałtownie zareagował na jej wcześniejszą prośbę. Być może powoli uda jej się coraz bardziej go poznawać, sukcesywnie przełamując mury, jakie wokół siebie zbudował, ale czy kiedykolwiek uda jej się dostać do samego środka?
OdpowiedzUsuńMinnie powoli wypuściła powietrze przez usta, kiedy Ślizgon odrobinę się odsłonił, wyznając, że niegdyś był sam i nie miał zbyt wielu kolegów. Może kiedyś uda im się przebić przez tę barierę nieufności i oboje przełamią się na tyle, by zupełnie się na siebie otworzyć? Trudno było jej przewidzieć przyszłość. Jeszcze kilka tygodni temu nie uwierzyłby, gdyby ktoś jej powiedział, że będzie swobodnie spacerowała z Lazarusem Nottem dookoła jeziora, ramię w ramię, rozmawiając z nim bez jąkania się i próby ucieczki. A teraz poznała jego sekretne miejsce, w którym lubił przebywać w pochmurne dni. Zastanawiała się, w jakich okolicznościach odkrył ten brzeg plaży i dlaczego właśnie natura zdawała się go tak mocno do siebie przyciągać.
— Kiedy byłam mała, lubiłam marzyć — przyznała Dominique, uśmiechając się delikatnie. — W marzeniach mogłam być kimś zupełnie innym, kimś odważnym, charyzmatycznym, pewnym siebie… Chciałam być taka jak mój tata, więc najczęściej wyobrażałam sobie, że jestem łamaczką klątw i staram się odnaleźć zaginione skarby albo magizoolożką, która właśnie odkryła nowy gatunek magicznego zwierzęcia. — Te wizje wciąż pozostawały świeże w jej umyśle, przywołując słodko-gorzką mieszankę sentymentu i rozczarowania, bo dzisiaj wiedziała, że raczej żadne z tych marzeń nie miało prawa się ziścić. — Jeśli mam być szczera to… nie wiem. Po prostu nie wiem. Przeraża mnie myśl o opuszczeniu murów szkoły — przyznała, ściągając jasne brwi, a na jej twarzy pojawił się wyraz prawdziwej udręki. Hogwart był znajomy. Wiedziała, u których profesorów powinna zajmować miejsce w pierwszym rzędzie, potrafiła przewidzieć, jakich pytań mogła się spodziewać na egzaminach, miała swoje ulubione miejsce w bibliotece i wybrany fotel w Pokoju Wspólnym. Po siedmiu latach spędzonych w zamku zaczynała się czuć swobodnie w tym miejscu, a teraz nagle miała je opuścić i zmierzyć się z obcym, pełnym wyzwań światem na zewnątrz. Ta myśl ją przerażała. — Wszyscy oczekują, że będę wiedzieć, co chcę zrobić ze swoim życiem. Powtarzają mi, że mam wielki potencjał i szkoda byłoby go zmarnować, ale… Potrafię pisać wypracowania, rozwiązywać testy, przygotowywać najtrudniejsze eliksiry czy znam czterysta dwa sposoby na złagodzenie gniewu hipogryfa, jednak nie sądzę, by ta wiedza przydała mi się poza szkołą. Nie chcę nikogo zawieść, ale najbardziej boję się chyba tego, że strach mnie sparaliżuje i sprawi, że nie będę potrafiła w pełni skorzystać z dostępnych szans. — O tym też z nikim nie rozmawiała. Kiedy rodzice albo dziadkowie próbowali ją podpytywać, jaką ścieżkę zawodową planuje wybrać, Dominique wykręcała się mało jasnymi wymówkami i uciekała, zanim próbowali bardziej zgłębić temat. Przy Lazaruse przyznanie się do własnych wątpliwości wydawało jej się… prostsze. — A ty, Larry? Wyglądasz na kogoś, kto ma od dawna sprecyzowany plan, kim chcesz zostać w przyszłości, jakbyś miał plan, którego od zawsze się trzymasz. Mam rację?
UsuńDominique
Dominique cieszyła się z ich rozmowy. Może nie poruszali najlżejszych tematów i pojawiały się między nimi nieprzewidziane napięcia, jednak Lazarus był błyskotliwym, zabawnym rozmówcą, który w dodatku okazywał jej wsparcie, zamiast wyśmiewać jej głęboko skrywane myśli. Nie sądziła, że to właśnie przy uczniu z Domu Węża będzie tak rozluźniona.
OdpowiedzUsuń— Zawsze chciałeś to zrobić tylko czekałeś na odpowiednio głupią Puchonkę, żeby zgodziła się być twoim królikiem doświadczalnym? — podsunęła Dominique sceptycznie, rzucając mu spojrzenie pod tytułem zapomnij o tym. — Przyznaj się, od początku właśnie o to ci chodziło, zaciągnąłeś mnie do tych zarośli, żeby nikt nie usłyszał moich krzyków, kiedy będziesz przeprowadzał rytuał, ale straciłeś swoją okazję — rzuciła żartobliwie dziewczyna. Nie byli dłużej otoczeni przez gęste krzaki, droga stawała się coraz pewniejsza i bardziej wydeptana.
Być może dla innych słowa chłopaka zabrzmiałyby jak czcze przechwałki, ale ona mu uwierzyła.
— Nie sądziłam, że chcesz być naukowcem, ale pasuje to do ciebie — przyznała z lekkim uśmiechem, splatając dłonie za plecami. — Trochę ci zazdroszczę, że jesteś tak pewny tego, co chcesz osiągnąć. — Tak naprawdę niewielu ludzi w ich wieku wiedziało, co chcą robić w życiu. Mogli udawać pewność siebie, lecz większość wciąż była zagubiona. Niektórzy decydowali się obrać drogę narzuconą im przez rodziców, inni pozwalali zadecydować przypadkowi. Dominique sama chciała podjąć decyzję, ale jeszcze nie odnalazła dla siebie odpowiedniej ścieżki. Lubiła naukę i zagłębianie się w opasłych tomach, przepadała za historią magii, starożytnymi runami czy numerologią, jednak czuła, że nie chce wiązać z nimi swojej przyszłości. Mogłaby więc zostać nauczycielką, ale nie czuła powołania i nie widziała siebie w roli mentorki dla przyszłych pokoleń. Najchętniej związałaby się ze sztuką, lecz jej rodzice, choć nie wyrazili otwarcie dezaprobaty, zapewne woleliby, aby w lepszy sposób wykorzystała swój potencjał i zdecydowała się na coś bardziej rozsądnego.
— Mój akcent wcale nie jest dziwny! — zaprotestowała od razu Dominique, choć jej policzki delikatnie się zaróżowiły. — Jest wyjątkowy i wyrafinowany — poprawiła go, przyspieszając nieco kroku, jakby chciała uciec od jego badawczego spojrzenia. W dzieciństwie często była wyśmiewana z powodu swojego akcentu, zresztą nawet w Hogwarcie zdarzały się jednostki, które złośliwie przedrzeźniały jej sposób mówienia, więc dziwnie było usłyszeć, że Lazarus uważa jej znajomość francuskiego za atut, a nie wadę. — Uważasz, że powinnam wyjechać do Francji i tam pracować? Nie tęskniłbyś za mną, gdybym wyjechała za granicę? — spytała, drocząc się z nim Minnie. To był tylko żart, nie znali się w końcu ze Ślizgonem na tyle dobrze, by faktycznie odczuwał jej brak po wyjeździe; pewnie większość osób po zakończeniu szkoły szybko zapomni, że w ich klasie znajdował się ktoś taki jak Minnie Weasley. Trzymała się na uboczu, przez co naturalnie została jej przylepiona łatka samotniczki i na co dzień jej to nie przeszkadzało, ale czuła smutek na myśl, że po ukończeniu Hogwartu nikt nie będzie jej wspominał. Z drugiej strony, może Nott miał słuszność i powinna wyjechać do ojczyzny matki po zdaniu egzaminów? Babka i ciotka Gabrielle na pewno ucieszyłyby się z jej obecności, a ona sama mogłaby zacząć zupełnie od nowa w Paryżu, gdzie nikt by jej nie znał, nazwisko Delacour stałoby się dla niej niejaką przepustką w świecie czarodziejów, a jednocześnie nie byłyby z nim związane tak mocne oczekiwania. Mogłaby się zastanowić, czego naprawdę chce i bardziej otworzyć na świat z dala od Anglii. Tylko czy była gotowa na podjęcie tak trudnego, odważnego kroku? Musiałaby zostawić wszystko, co zna i rzucić się w objęcia nieznanego.
Dominique podobało się to, że Ślizgon cały czas szedł przed nią zwrócony do niej twarzą, dzięki czemu mogli swobodnie się obserwować i rozmawiać. Gdyby to był ktoś inny, pewnie próbowałaby się ukryć, ale teraz czerpała dziwną przyjemność z tego, że mogli patrzeć sobie nawzajem w oczy… przynajmniej dopóki Lazarus się nie poślizgnął na stromym zboczu i nie wylądował na ziemi.
Usuń— Nic ci się nie stało? — spytała szybko Minnie, podchodząc do niego, ale kiedy usłyszała, jak Nott zaczyna się śmiać, już wkrótce sama do niego dołączyła. Gdy wyciągnął w jej stronę dłoń, bez wahania ją chwyciła, chcąc pomóc mu wstać; nie spodziewała się jednak, że był to z jego strony podstęp, bo Ślizgon zamiast się na niej wesprzeć, pociągnął ją mocno w swoją stronę, chwytając ją za ramiona, by zamortyzować jej upadek. Dominique w panice oparła dłonie na jego klatce piersiowej, podczas gdy Lazarus delikatnie ją podtrzymywał; czuła pod palcami bicie jego serca, a kiedy uniosła głowę, uświadomiła sobie, że ich twarze ponownie znalazły się bardzo blisko. Półleżała pomiędzy jego nogami, opierając się bokiem o jego tors i z zaskoczeniem odkryła, że było jej tak wygodnie i wcale nie chciała spłoszona uciekać przed jego bliskością.
— Ale z ciebie podstępny oszust — szepnęła, niezdolna do wydobycia z siebie głosu.
Minnie
Prychnęła widząc jak chłopak znika za kolejnym zakrętem. Był szalony, jeżeli myślał, że Kate posłusznie pobiegnie za nim. Zirytowana obróciła się na pięcie obierając jeszcze jej nieznany, ale zdecydowanie przeciwny kierunek. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie, z mętlikiem w głowie skręcając w kolejne korytarze. Cały czas, bezskutecznie próbowała wyrzucić ze swojej głowy widok zmęczonej twarz Lazarusa. Zwątpienie zalało jej ciało, jej ruchy robiły się coraz mniej zdecydowane, a tempo chodu zaczęło zwalniać, by po chwili całkowicie się zatrzymać. Czuła, że jest mu ciężko, że nie powinna go teraz zostawiać z tym samego. Stanęła zamierając w bezruchu na kilka minut, bijąc się z myślami i analizując całą sytuację, by w końcu w podsumowaniu jedynie pokręcić głową w geście rezygnacji. Warknęła gardłowo odwracając się i ruszyła z powrotem do pokoju wspólnego Ślizgonów w duchu przeklinając Notta i to jak łatwo ją złamał. Wybierając najkrótszą i najbezpieczniejszą o tej godzinie drogę, szybko dotarła do celu. Weszła do pomieszczenia i rozejrzała się w poszukiwaniu chłopaka. Siedział zamyślony na jednej z kanap w centralnej części pokoju wspólnego, nie odrywając oczu od ognia. Podeszła do niego powoli i zwracając na siebie jego uwagę, zajęła kanapę naprzeciw. Ignorując jego spojrzenie, bez słowa sięgnęła szklankę stojącą na ławie pomiędzy nimi, wlała w nią odrobinę whisky, po czym oparła się wygodnie i upiła malutki łyk trunku. Czując przyjemne mrowienie na języku przymknęła oczy, odchyliła głowę, a na jej ustach pojawił się leniwy uśmiech. Siedzieli tak, w kompletnej ciszy, próbując pozbierać myśli. On, wpatrzony w kominek, ona, we własne powieki. Ciepło bijące od ognia pieściło jej policzki, a ledwo wyczuwalny zapach jego perfum delikatnie pobudzał zmysły. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na chłopaka. Przyglądała mu się chwilę z kamienną miną, próbując wyczytać jak najwięcej z jego twarzy. Podkrążone oczy mocno kontrastowały z jego bladą, wyraźnie zmęczoną twarzą. Całe jego ciało było spięte, spojrzenie miał puste, jakby nieobecne.
OdpowiedzUsuń- Chujowo wyglądasz - rzuciła krótko z nutą dezaprobaty w głosie przerywając milczenie. Lazarus spojrzał na nią lekko zdezorientowanym wzrokiem, który szybko zastąpił udawanym oburzeniem. Dziewczyna widząc to w odpowiedzi tylko wybuchła śmiechem. Szczerym, głośnym, melodyjnym. Chłopak przyglądał się jej z uniesioną brwią wyraźnie nie rozumiejąc co dziewczynę właśnie napadło. Katelyn sama nie do końca wiedziała co konkretnie tak ją rozbawiło. Czy była to mina jej towarzysza, czy po prostu ogólny absurd całej dzisiejszej sytuacji. Może najzwyczajniej w świecie podświadomie dawała wyraz swojemu zadowoleniu ze spotkania. Na jego ustach pojawiał się coraz większy uśmiech by już po chwili śmiać się razem z dziewczyną. Nieliczni uczniowie, którzy pomimo później pory przebywali w pomieszczeniu, zaczęli spoglądać na nich z zaciekawieniem.
- Dobrze cię widzieć - zwróciła się do niego z błąkającym się na ustach delikatnym uśmiechem. Nie była w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak beztrosko się śmiała. Nott, z jakiegoś, nieznanego jej powodu, był jednym z nielicznych, przy których mogła poczuć się nieco swobodniej. Dawał jej przyjemne poczucie komfortu.
- Jak się czujesz? - spytała cicho, nagle poważniejąc.
[Ogromnie Cię przepraszam, że tak późno, ale miałam mega ciężki tydzień w pracy i niestety cierpiałam na całkowity brak czasu...]
Kate Avery
Dominique wiedziała, że powinna się odsunąć. Jej umysł podpowiadał jej, że kusiła los, pozostając tak blisko chłopaka, jednak… nie chciała się odsuwać. Ile razy wycofywała się w ostatniej chwili z powodu lęku, choć tak naprawdę miała ochotę coś zrobić? Wciąż żałowała, że nie znalazła w sobie wcześniej odwagi, aby zapisać się na koła zainteresowań, które przykuły jej uwagę, a na siódmym roku miała zbyt wiele nauki w związku z owutemami, żeby dołączyć do zajęć pozalekcyjnych. Cieszyła się, że trafiła chociaż do Koła Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, choć nie z własnej inicjatywy, a przez zwykły przypadek. Żałowała, że w czwartej klasie nie poszła na przyjęcie urodzinowe Maudie Hill, na które była zaproszona, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, bojąc się, że będzie za bardzo odstawać. Żałowała, że nie dołączyła do zespołu, jaki założyli jej kuzyni, bo miała całkiem przyjemny głos i bez wątpienia mogłaby zostać wokalistką, jednak wystraszyła się publiczności i nie wyobrażała sobie stanąć na scenie przed dużą ilością osób. Miała nieskończoną listę rzeczy, których żałowała, że nie zrobiła… I nie chciała, by dołączył do niej także Lazarus. Dlatego, choć ten drastycznie niewielki dystans między nimi ją przerażał i mącił jej w głowie, nie oddaliła się od niego, a wręcz zacisnęła palce na jego bluzie, jakby chciała przyciągnąć go do siebie, jakby nawet ta mała odległość wciąż stanowiła dla niej zbyt dużą przepaść. Jak urzeczona wpatrywała się w jego zielone tęczówki, które hipnotyzowały ją swoją głębią. Z bliska mogła dostrzec złote przebłyski w jego oczach, uwydatnione przez promienie słońca, które sprawiały, że były jeszcze bardziej wyjątkowe. Opuszki palców zaświerzbiły ją, pragnąc namalować cudowną oprawę jego oczu, choć wiedziała, że nigdy nie uda jej się oddać głębi jego spojrzenia, to było coś, czego mogła doświadczyć jedynie w tej chwili, poddając się przyciąganiu, jakie pomiędzy nimi istniało. Dotyk Lazarusa był subtelny, ale zostawiał na jej skórze ślady ognia; drżała, gdy przesuwał palcami po jej czole i policzku, a kiedy pstryknął ją w czubek nosa, nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, który jeszcze bardziej rozświetlił jej jasne, błękitne tęczówki. Stado motyli w jej brzuchu zerwało się do lotu, a ona sama nie odważyła się poruszyć, bojąc się, że w ten sposób zepsuje magię tej chwili. Bała się, że to tylko sen, że zaraz się obudzi, a jego przy niej nie będzie, że rozpłynie się niczym najsłodsze marzenie, które na zawsze pozostawało poza jej zasięgiem. Była spragniona tego, co wydawało się być na wyciągniecie ręki, a jednak ciągle wymykało się spomiędzy jej palców, zostawiając ją z poczuciem, że goniła za nieuchwytnym wiatrem, którego nie mogła zamknąć ani okiełznać. A jednak Lazarus był tutaj, dotykał jej tak, jakby była cennym arcydziełem, którego nie chciałby zniszczyć gwałtowniejszym gestem. Jej zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że nie powinna w to brnąć, że Ślizgon ostatecznie mógł ją jedynie zranić, że nie znała go jeszcze wystarczająco dobrze, a on zdawał się wciąż wiele przed nią ukrywać i wiedziała, że to jej nie wystarczy, że od teraz ciągle będzie pragnęła tylko więcej, że będzie głodna jego atencji, skrytych myśli i uczuć. Ale nie potrafiła, nie chciała się cofnąć.
OdpowiedzUsuńMinnie pisnęła cicho, kiedy chłopak nagle zmienił pozycję. Leżała teraz na plecach, wciąż podtrzymywana przez jego ramię, podczas gdy on nachylał się nad nią z uśmiechem. Wstrzymała oddech, gdy kciukiem obrysował jej wargi, jednocześnie wzrokiem przesuwając po jej twarzy, jakby szukał potwierdzenia, że Dominique właśnie tego pragnie. Puchonka została uwięziona przez intensywność jego spojrzenia, a jej własne serce biło tak szybko, jakby miało zaraz eksplodować od nadmiaru wrażeń. Zupełnie zapomniała o otaczającym ich świecie, liczył się dla niej tylko Lazarus, to on wypełniał całe jej pole widzenia, pochłaniał wszystkie jej zmysły. Tonęła w doznaniach, jakie jej zapewniał; w ogrzewającym ją cieple jego ciała, w płomieniach, jakie rozniecił pod jej skórą swoim dotykiem, w jego zapachu wypełniającym jej nozdrza.
Larry pachniał jak zima, jak świeży śnieg opadający miękko z nieba, jak orzeźwiające, sosnowe igliwie, dym z kominka i chłodny wiatr z północy. Zatrzymał się zaledwie kilka milimetrów od jej twarzy, pozwalając jej się odsunąć w ostatniej chwili. Nagle dopadły ją wątpliwości. A co jeśli Lazarus tylko się nią bawił? Co jeśli wszystko było tylko udawane? Co jeśli…
UsuńJej wszystkie obawy zostały natychmiast uciszone, gdy musnął jej wargi w pocałunku delikatnym niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Dominique westchnęła wprost w jego uchylone usta, czując, jak po jej ciele rozchodzą się iskry. Jej serce biło tak mocno, że była pewna, iż sam Nott słyszał jego nierówne, gwałtowne uderzenia. Nigdy nie przeżyła nic podobnego, jej żyły wypełniała czysta euforia, była wyczulona na każdy, nawet najmniejszy ruch z jego strony. Radość, ekscytacja, pragnienie… te wszystkie emocje łączyły się w coś niesamowitego, rozpierały ją od środka, mąciły jej w głowie, sprawiając, że wszystkie logiczne myśli zupełnie jej uciekały. Liczył się tylko pocałunek, Lazarus i łączące ich pożądanie. Nic innego nie miało dla niej znaczenia.
Minnie powoli otworzyła oczy, kiedy chłopak się od niej odsunął. Jej spojrzenie było zamglone, a oddech spłycony. Nie rozumiała, co się z nią działo, ale zawadiacki uśmiech Larry’ego sprawił, że ponownie wypełnił ją płomień. Powoli przesunęła dłonie po jego barkach i szyi, by po chwili wahania ująć jego twarz w swoje dłonie.
— Larry — szepnęła, unosząc się do góry i tym razem to ona połączyła ich wargi w pocałunku, na początku nieśmiało i subtelnie muskała jego usta, niepewna jego reakcji, ale już wkrótce tak delikatna pieszczota przestała jej wystarczać. Pragnęła więcej. Pogłębiła pocałunek, który stał się bardziej namiętny, niemal łapczywy, jakby nie mogła się nim nasycić; objęła go za szyję i przyciągnęła go do siebie bliżej, chcąc czuć go całą sobą. Nigdy nie spodziewałaby się, że będzie ją stać na przejęcie inicjatywy i tak otwarte pokazanie własnych pragnień, ale Lazarus sprawiał, że czuła się swobodnie i przestawała się hamować, jakby wyzwalał w niej zupełnie inną stronę, której nawet ona sama nie znała.
Dominique odsunęła się od chłopaka dopiero wtedy, gdy zaczynało brakować jej tchu. Ostatni raz musnęła lekko jego opuchnięte od pocałunku wargi i odchyliła się, próbując wyczytać coś z jego twarzy, podczas gdy jej kciuki delikatnie gładziły jego skórę. Uśmiechnęła się z wahaniem, jakby nie wiedziała, jakiej reakcji mogła teraz oczekiwać po Lazarusie. Nagle poczuła, jak opada na nią zawstydzenie, sprawiając, że cała się zaczerwieniła. Gwałtownie uwolniła się z objęć Ślizgona, sztywno się prostując.
— Ja nie… Przepraszam… Nie wiem, co we mnie wstąpiło… Ja… To było takie… — wyjęczała z trudem, a jej rumieńce tylko coraz bardziej się pogłębiały, kiedy plątała się we własnych słowach. Ukryła twarz w dłoniach, odwracając się plecami do chłopaka, żeby nie mógł zobaczyć jej twarzy. Co jeśli on wcale nie poczuł tego co ona? Dla niej to było coś wyjątkowego, ale Lazarus sam powiedział, że był dość popularny i na pewno miał większe doświadczenie od niej. — To znaczy… Zrozumiem, jeśli po prostu dałeś się ponieść chwili i ty wcale nie… To zrozumiałe — powtórzyła cicho, choć wcale tak nie myślała. Zabolałoby ją to, ale wolała udawać, choć słabo jej to wychodziło.
Minnie
[Haha nic się nie dzieje, czasem każdy musi odpocząć od wątkowania :D A tutaj się dzieje! Gorąco się zrobiło ;) Biedna Minnie teraz zupełnie nie wie, co zrobić.]
W chwili, w której słowa opuściły jej wargi, wiedziała, że wszystko zepsuła. Nie chciała, żeby to zabrzmiało, nie chciała zezłościć Lazarusa i sprawić, by poczuł się przez nią odepchnięty, bo pocałunek był naprawdę cudowny, ale… brakowało jej pewności siebie, którą mogłaby przypieczętować ich wspólnie spędzone popołudnie, które przyjęło tak niespodziewany obrót. Zawołała za nim łamiącym się głosem, jednak Ślizgon nie zatrzymał się, podążając w kierunku Hogsmeade, a po jego sztywnej sylwetce widziała, że był na nią wściekły. Jego słowa ją zraniły, lecz wiedziała, że to ona zraniła go pierwsza. Nie potrafiła jednak tego naprawić. Niezliczoną ilość razy próbowała znaleźć w sobie odwagę, aby odszukać Notta na korytarzu, ale kiedy tylko dostrzegała jego charakterystyczną, ciemną czuprynę na korytarzu, z gwałtownie bijącym sercem obierała przeciwny kierunek, uciekając, zanim zdążył ją zauważyć. Plątała się pod wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu, wymyślając sobie głupie wymówki, dla których kręciła się w lochach, do których wcześniej nie zaglądała, licząc na to, że będzie mogła udawać przypadkowe spotkanie i spróbować mu wyjaśnić, że na wzgórzu się wystraszyła, że był dla niej ważny i chciałaby, żeby dalej spędzał z nią czas albo przynajmniej powiedział jej, że nie jest na nią zły, że między nimi wszystko w porządku, lecz kiedy dostrzegała go w tłumie kolegów z jego domu, chowała się za zakrętem, przeklinając swoją nieśmiałość. Wyczekiwała zajęć z Zielarstwa, odliczając kolejne dni, które ciągnęły się w nieskończoność, czuła mieszankę strachu i ekscytacji, gdy zajęła swoje miejsce już pół godziny przed lekcjami, mając nadzieję, że uda im się porozmawiać w cztery oczy, zanim pojawią się pozostali uczniowie, jednak Lazarus nie pojawił się w ogóle, sprawiając, że przez cały dzień Dominique była jeszcze bardziej milcząca niż zazwyczaj, a na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiego smutku, którego nawet nie starała się ukrywać. Kiedy Ślizgon nie przyszedł na zajęcia z Zielarstwa, Minnie myślała, że to już koniec, że do końcu roku szkolnego już się do niej nie odezwie, a po ukończeniu Hogwartu ich drogi się rozejdą i nigdy więcej go nie zobaczy. Lazarus wyraźnie dawał jej znać swoim zachowaniem, że nie chciał jej więcej widzieć i nie mogła go za to winić, w końcu kto chciałby się spotykać z tak niepewną siebie, skomplikowaną dziewczyną jak ona? Dominique poczuła gorące łzy pod powiekami. Merlinie, dlaczego musiała wtedy zacząć pleść te wszystkie głupoty? Gdyby się nie odezwała, wszystko byłoby w porządku. Lazarus nie odszedłby, zostawiając ją samą na wzgórzu. Od tamtego dnia nie mogła przestać o nim myśleć. Ciągle miała w głowie jego uśmiech, kiedy droczył się z nią, w snach prześladowało ją jego zielone spojrzenie, ale to pocałunek sprawiał, że nie mogła się na niczym skupić. Zawsze była skupiona na zajęciach, jednak teraz jej myśli ciągle błądziły, była tak rozproszona, że zaczęła robić błędy w wypracowaniach. Kiedy nie potrafiła poradzić sobie z burzą emocji, szkicowała. Wciąż miała zeszyt, który Larry porzucił i Dominique nie mogła się powstrzymać przed ciągłym przeglądaniem jego starannych zapisków przedstawiających różnego rodzaje eliksiry. Na początku zupełnie nieświadomie zaczęła rysować, zapełniając ostatnie czyste stronice rysunkami; każdy z nich przedstawiał Ślizgona w różnych sytuacjach. Na zajęciach Zielarstwa, kiedy spoglądał na nią z szelmowskim uśmiechem, czekając, aż posmaruje jego ranę maścią; w opuszczonej sali, kiedy ocierał jej twarz rękawem szaty; w wejściu do Hogwartu, kiedy ramieniem oparł się o drzwi, intensywnie się w nią wpatrując; na plaży, kiedy leżał na złocistym piasku, pozwalając jej się malować; na wzgórzu, kiedy przesunął palcami po jej policzku, tuż za nim złożył na jej wargach miękki pocałunek. Nie mogła zobaczyć Lazarusa, więc swoją tęsknotę wyrażała poprzez malowanie, aż w jego notesie nie miała już więcej czystych stron, więc wróciła do jego receptur.
OdpowiedzUsuńWiedziała, że były dla niego ważne, dlatego starała się, by jej rysunki nie utrudniały odczytywania składników, ale urocze szkice sprawiły, że papier nie wydawał się być dłużej bezduszny; rysowała wszystko, co tylko przyszło jej do głowy, ozdabiając jego zapiski słodkimi pociągnięciami ołówka, jakby w ten sposób mogła zapełnić pustkę, którą czuła przez nieobecność Notta.
UsuńNie spodziewała się jednak, że pewnego poranka Larry tak po prostu zmaterializuje się przy stole Puchonów, sprawiając, że większość kolegów z jej domu odsunęła się od niej gwałtownie, z wyraźną niechęcią odnosząc się do przedstawiciela Slytherinu. Dominique była tak zaskoczona jego widokiem, że na początku nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Chciała go przeprosić, zapewnić, że jej emocje tamtego dnia były szczere, ale Nott zaczął mówić o zeszycie… Minnie zamrugała, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego zaczął właśnie od tego tematu, a później w dodatku zagroził jej szlabanem! Czyżby chciał się zemścić za to, co wydarzyło się po ich pocałunku? Zdradził go jednak drgający kącik ust, a kiedy dotknął jej ramienia, sprawiając, że po jej ciele rozeszły się iskry, Dominique zrozumiała, że tylko udawał na użytek pozostałych uczniów, nie chcąc się zdradzić z prawdziwym celem ich spotkania. Poczuła, jak zalewa ją obezwładniająca fala ulgi i chyba po raz pierwszy od tygodnia udało jej się szczerze uśmiechnąć. Patrzyła w ślad za Lazarusem, nie odrywając od niego wzroku. Najchętniej od razu by za nim pobiegła, ale nie chciała wzbudzać podejrzeń.
— Wszystko w porządku, Minnie? Dlaczego ty się uśmiechasz?! Przecież dostałaś szlaban! Ten gnojek dopiero co dostał odznakę, a już próbuje się wywyższać i się panoszy. Szlaban za zeszyt, serio? — zawołała z oburzeniem siedząca koło niej Alice. Dominique już chciała ją upomnieć, że nie powinna tak mówić o Larry’m, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język, nie chcąc się z niczym zdradzać. Pewnie nikt by nie zrozumiał.
Tuż przed siedemnastą Dominique pojawiła się w wyznaczonym miejscu. Dopiero teraz przypomniała sobie o rysunkach w zeszycie Lazarusa i zaklęła w myślach. Nie zdążyła ich wymazać! Co chłopak o nich pomyśli? A jeśli zdenerwuje się, że przeglądała jego własność i uzna, że zniszczyła jego zeszyt? A może źle odczytała jego intencje i naprawdę planował wlepić jej szlaban? Cała była zdenerwowana. Nie wiedziała, czego może się spodziewać, dopóki Ślizgon się przy niej nie pojawił. Niepewnie uniosła głowę, ale zaraz uciekła spojrzeniem, bojąc się tego, co mogła dostrzec w jego zielonych oczach. Złość? Pogardę? Odrazę? A może to samo ciepło, którym otoczył ją na plaży?
— Proszę. Ja… trochę mnie poniosło i nie mogłam się powstrzymać przed rysowaniem, dlatego przyniosłam ci też zupełnie czysty notes na kolejne notatki — powiedziała, wyciągając w jego kierunku dwa zeszyty; jeden należał do niego, a drugi wciąż pachniał świeżością, był zupełnie nowy. Była zawstydzona, nie wiedziała, co pomyśli o jej wszystkich szkicach. W końcu wybuchnęła, nie mogąc dłużej powstrzymywać słów cisnących jej się na usta. Odnalazła jego spojrzenie. — Nie przyszedłeś na Zielarstwo i bałam się, że już nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz. Masz pojęcie, jak bardzo się martwiłam, że wszystko między nami zaprzepaściłam, że to wszystko to moja wina? Tak bardzo chciałam z tobą porozmawiać, ale myślałam, że nie chcesz mnie więcej znać, a dzisiaj rano omal nie dostałam zawału przy stole Puchonów, ale nie dlatego, że się bałam, tylko tak bardzo za tobą tęskniłam i ucieszyłam się, że mogę cię zobaczyć, nawet przez chwilę, choć wciąż wydawałeś się być na mnie wściekły… Nie złościsz się już na mnie, prawda? Ja naprawdę nie chciałam tego wtedy powiedzieć, po prostu się wystraszyłam, ale przysięgam, że ten pocałunek wiele dla mnie znaczył… I powinnam przestać mówić, tak? — wymruczała, uświadamiając sobie, że znowu dostała przy nim słowotoku i nie dała mu nawet dojść do słowa.
Minnie
Minnie odetchnęła z ulgą, kiedy Ślizgon przyjął jej prezent i nie zdenerwował się z powodu rysunków zdobiących jego receptury. Na szczęście nie dotarł do ostatnich stron; teraz zastanawiała się, czy nie powinna mu odebrać zeszytu, żeby wyrwać kartki zapełnione jego szkicami, bo były to bardzo intymne sceny widziane jej oczami. Jej emocje były doskonale widoczne w tych dziełach.
OdpowiedzUsuń— Nie potrzebuję herbatki, żeby się uspokoić — wymamrotała pod nosem Dominique, posłusznie jednak ruszyła za chłopakiem, który poprowadził ją do pokoju przygotowanego do użytku prefektów. Nigdy tutaj nie była, dlatego rozejrzała się z ciekawością po wnętrzu, odnotowując w pamięci kolejne szczegóły. Pomieszczenie było niewielkie, ale miało swój urok i nadawało ich spotkaniu nieco intymnego charakteru, bo jeśli do środka nie wpadnie inny prefekt, zapewne przez całe popołudnie nie zostaną odkryci. Zgodnie z sugestią Lazarusa przysiadła na kanapie, unosząc w powietrze kłęby kurzu, od których zaczęła kichać. Bez wahania wyciągnęła różdżkę, pozbywając się nieprzyjemnego pyłu i oczyszczając powierzchnię przedmiotów. Babcia Molly znała mnóstwo pożytecznych zaklęć domowych, choć Dominique nigdy nie podejrzewała, że użyje jednego z nich w podobnej sytuacji. Dopiero teraz zapadła się w miękkim siedzisku, nie spuszczając wzroku z chłopaka.
— Chyba powinnam ci pogratulować — odezwała się, przerywając ciszę, która między nimi panowała. Nie podobało jej się to milczenie ze strony Lazarusa. Cisza potrafiła być przyjemna, ale ta, która panowała obecnie w pokoju prefektów, była pełna napięcia i niewypowiedzianych słów, potrafiła to wyczuć, nie wiedziała jednak jak ma skłonić Ślizgona do wyrzucenia z siebie myśli, które wyraźnie mu ciążyły. — Nie spodziewałam się, że zobaczę u ciebie odznakę prefekta… Gratulacje — powiedziała, zupełnie szczerze ciesząc się z jego nieoczekiwanego osiągnięcia. Jednocześnie to uświadomiło jej, jak jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiedziała; nie miała pojęcia, że w ogóle zależało mu na pozycji prefekta. Chciała go poznać lepiej, lec choć na korytarzu Nott zapewnił ją, że nie gniewał się na nią i nie winił ją za to, co wydarzyło się w zeszły piątek, wyraźnie widziała, jak buduje między nimi dystans. Nie próbował jej dotknąć, cały czas utrzymywał pomiędzy nimi co najmniej metrową odległość, zajmował się nastawianiem herbaty, nie spoglądając jej w oczy. Minnie miała nieodparte wrażenie, że Lazarus przygotowywał się, aby przekazać jej jakieś złe wieści i te złe przeczucia sprawiły, że uśmiech, który pojawił się na jej twarzy na widok Ślizgona, teraz zupełnie zniknął zastąpiony przez ściągnięte w zaniepokojeniu brwi i lekki grymas wyrażający jej dezorientację. Czyżby znowu zrobiła coś źle? Wcześniej za każdym razem, kiedy się spotykali, Larry muskał jej ramiona albo twarz, przez cały czas pozostając blisko i swobodnie naruszał jej przestrzeń osobistą, nawet kiedy starała się przed tym uciec, a teraz stał przy trzaskającym kominku i nawet na nią nie spojrzał. Nagle zaschło jej w gardle, a jej oddech nieznacznie przyspieszył. Splotła ze sobą drżące palce, starając się ukryć własne uczucia. Lazarus wydawał się być opanowany, więc również chciała nałożyć na twarz maskę spokoju, podejrzewała jednak, że nie udało jej się to zbyt dobrze.
— Nie jestem zła — przyznała cicho, otwarcie, nie chciała przed nim tego zatajać. — Czułam się zraniona, że tak po prostu odszedłeś i nie wysłuchałeś mnie do końca… Ale nie byłam na ciebie zła. Byłam zła na siebie.
Minnie spojrzała na niego, starając się ocenić jego reakcję na swoje słowa, jednak Larry wpatrywał się w grube tomiska wyłożone na stole. Odczytała kolejne tytuły i stężała. On chyba nie myślał, że…
Usuń— Powiedz mi, że to żart — odezwała się Dominique, a w jej głosie niedowierzanie przeplatało się z żalem. — Czy ty naprawdę myślisz, że rzuciłam na ciebie urok? — spytała, podrywając się z kanapy. — Po to mnie tu ściągnąłeś? Żeby przeprowadzić przesłuchanie? Myślałam, że chcesz się pogodzić, że… — Merlinie, jaka ona była głupia! Naprawdę spodziewała się, że uda im się na spokojnie porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnią? Że dalej będą żartować tak jak wcześniej i będą się po prostu dobrze czuli w swoim towarzystwie? Znała Lazarusa na tyle, by wiedzieć, że nie zostawił książek na stoliku przypadkowo. On chciał, żeby je zobaczyła. Próbował ją podpuścić… — To nie ja pierwsza do ciebie podeszłam, to ty zamieniłeś się na zajęciach z Justinem — przypomniała mu. Chyba nie mógł myśleć, że od początku nim manipulowała, że to był jakiś jej ukryty plan? — Jeżeli przeczytałeś te książki, dobrze wiesz, że nikt w historii nie wykazał, by tak odlegli potomkowie wili posiadali jakieś wrodzone umiejętności, a ja jestem w jednej ósmej wilą, czyli to tak, jakbym praktycznie nią nie była. Nie posiadam żadnego daru uwodzenia, o czym chyba powinieneś sam wiedzieć. A jeśli podejrzewasz mnie o coś takiego to znaczy, że w ogóle mnie nie znasz — zakończyła szeptem, ale w jej błękitnych oczach wyraźnie lśnił gniew i oskarżenie. Larry niczego nie powiedział, nie musiał; może jeszcze wielu rzeczy o nim nie wiedziała, lecz rozumiała jego charakter wystarczająco, by mieć świadomość, jakie podejrzenia krążyły w jego głowie, kiedy wypożyczył z biblioteki książkę o urokach oraz wilach.
Minnie
Dominique irytował jego spokój. Podczas gdy ona wyrzuciła z siebie wszystkie te gniewne słowa, pozwalając, by jej błękitne oczy zapłonęły pod wpływem furii, odcieniem przypominając teraz rozjarzoną aż do białawego odcienia szarości stal, Lazarus wydawał się być nieporuszony jej wybuchem i całą sytuacją. Oniemiała patrzyła, jak bez słowa przygotowuje dwa kubki z parującą herbatą i stawia je na stoliku, a później siada na kanapie obok miejsca, które jeszcze przed chwilą zajmowała i wciąż unikał jej wzroku. Jak mógł wysnuć takie bezpodstawne domysły na jej temat, a teraz po prostu beznamiętnie przyjąć jej słowa do wiadomości bez żadnego przepraszam? To rozzłościło ją jeszcze bardziej. To, że musiał wiedzieć, wcale go nie usprawiedliwiało. Minnie nie rozumiała, dlaczego w ogóle chciał odkryć tajemnicę jej pochodzenia. Naprawdę wierzył w to, że mogła na niego rzucić urok wili? Powinien znać jej charakter na tyle, by rozumieć, że nawet gdyby posiadała taką zdolność, nigdy świadomie by jej nie wykorzystała przeciwko innym ludziom.
OdpowiedzUsuńTa sytuacja sprawiła jednak, że Dominique poznała Lazarusa z innej strony. Potrafił być miły, zabawny i pełen ciepła, ale potrafił być też okrutny, a jego metody stawały się bezwzględne, kiedy czegoś naprawdę pragnął. Pokazał jej to podczas zajęć Zielarstwa, kiedy nią manipulował, próbując uzyskać od niej odpowiedzi na swoje pytania i pokazał jej to teraz, wykładając przed nią grube tomy sugerujące, że oczarowała go urokiem, aby wydobyć z niej pożądaną reakcję.
Nie mogę przestać o Tobie myśleć. Jej złość nie została ukojona, ale nieco się zmniejszyła pod wpływem tego cichego wyznania. Spojrzenie Dominique złagodniało, kiedy spojrzała na Larry’ego, wydawał się w tej chwili taki niepewny, taki… bezbronny, jakby odsłonił się przed nią całkowicie, wreszcie niczego nie udając. Znowu poczuła delikatne motylki w brzuchu i nie opierała się, kiedy chłopak ujął jej dłoń, przyciągając ją do siebie na kanapę. Była zaskoczona jego pytaniem, Lazarus zawsze wydawał jej się taki pewny siebie, jakby na każde pytanie znał odpowiedź i jakby zawsze wiedział, czego pragnie, a w tej chwili wydawał się być równie zagubiony jak ona pod wpływem uczuć, które pomiędzy nimi zaistniały, a teraz zdawały się tylko rosnąć i umacniać.
— Żebyśmy mieli jasność: wciąż jestem na ciebie zła, Larry. Nie wywiniesz się tak łatwo — powiedziała cicho, ale stanowczo Dominique. Poczuła się przez niego zraniona, więc powinien ponieść konsekwencje, a on nie był nawet zdolny do tego, by przyznać, że popełnił błąd. Postanowiła jednak odłożyć tę kwestię na później, teraz skupiając się na jego bardziej osobistym pytaniu. Przylgnęła ramieniem do oparcia kanapy, podwijając pod siebie nogi i układając głowę na zagłówku tak, że mogła uważnie obserwować twarz chłopaka i ostrożnie splotła ich palce razem. — A musimy coś z tym zrobić? — spytała delikatnie Minnie, lekko ściskając jego dłoń. — Możemy po prostu być ze sobą tak jak do tej pory. Spotykać się w wolnej chwili, lepiej się poznawać, rozmawiać i żartować. Całować od czasu do czasu — dodała z większym zawstydzeniem, a na jej policzkach wykwitły niewielkie zaróżowienia. — Nie musimy zmieniać czegoś, co jest dobre. Po prostu… możemy zobaczyć, gdzie nas to wszystko zabierze. Bez presji, bez narzucania sobie sztywnych ram. — Dominique uważała, że było za wcześnie, by uznawać ich za parę, ale zdecydowanie nie mogli określić się mianem zwykłych znajomych, nie kiedy tak bardzo brakowało jej jego widoku, a ich kłótnia doprowadziła ją do tak przygnębionego stanu. Bała się jednak, że jeśli za bardzo pospieszą się z przejściem na wyższy poziom w ich relacji, nie skończy się to dla nich dobrze. Chciała jednak, by Lazarus wiedział, że był dla niej kimś ważnym. — Mnie też na tobie zależy, Larry. I jeśli zobaczę cię, jak flirtujesz z jakąś dziewczyną to przysięgam, że obtoczę wszystkie twoje ubrania w proszku, od którego dostaniesz paskudnej, swędzącej wysypki, ale… nie musimy się spieszyć. — Nie chciała, żeby się wystraszył zbyt szybkim tempem. Mogli tylko… spróbować.
Minnie
Być może Minnie wciąż nie znała dobrze Lazarusa, ale nauczyła się rozróżniać pewne sygnały i teraz widziała, że nie był zadowolony z jej odpowiedzi. Wydawał się być wręcz rozczarowany i zniesmaczony, co sprawiło, że aż się wzdrygnęła, czując, jak zbierają się wewnątrz niej negatywne emocje.
OdpowiedzUsuń— Nie chcesz tego — powiedziała cicho Dominique. To nie było pytanie, a stwierdzenie; wystarczyło, by spojrzała w jego oczy, by zrozumieć, że taka perspektywa zupełnie nie odpowiadała Lazarusowi. Wyplątała rękę z jego uścisku i odsunęła się na sam koniec kanapy, jak najdalej od Ślizgona. Teraz to ona potrzebowała przestrzeni, ten dystans pomagał jej myśleć i narzucić jarzmo własnym myślom oraz emocjom. — A co to ma do rzeczy? Nie powinno cię interesować, ilu chłopaków miałam, bo ciebie nie uważam za jednego z nich. Nie jesteśmy na tyle blisko, żebym mogła ci się zwierzać ze swojego życia miłosnego, bo ty nie jesteś jego częścią — odpowiedziała chłodno Minnie, specjalnie dobierając słowa, które miały podkreślić dystans, jaki się między nimi wytworzył. Zranił ją, więc chciała go zranić w ten sam sposób. Dlaczego to właśnie on musiał zwrócić jej uwagę? Przecież wiedziała, że obecność Notta nie mogła zwiastować nic dobrego, a jednak była niczym ta ćma lgnąca do płomienia, w którym miała się sparzyć. — To ty nie rozumiesz, Lazarusie. Wydawało mi się, że moja propozycja jest rozsądna. Nie kazałam ci zrezygnować z twoich zajęć pozalekcyjnych czy wypadów ze znajomymi, nie próbowałam ograniczyć twojej wolności czy narzucić ci własne warunki, po prostu chciałam choćby raz w tygodniu spotkać się z tobą wieczorem, wypić piwo kremowe i porozmawiać. Jeżeli to dla ciebie aż tak duży problem to zupełnie nie rozumiem, po co się tutaj znaleźliśmy i dlaczego ze sobą rozmawiamy. — Starała się, by w jej głosie nie mógł wychwycić żadnych emocji. Od początku miała rację, Lazarus Nott zwiastował jedynie kłopoty w jej życiu. — Myślisz, że ja się cieszę z tego, że nagle pojawiłeś się w mojej codzienności? Nie tylko ty zmagasz się ze swoimi demonami, Nott. Odkąd wparowałeś do mojego życia, panuje w nim tylko chaos i… — urwała. Nie chciała zdradzić więcej niż to konieczne. Nie chciała, by pomyślał, że zachwiał jej uczuciami. Już i tak uważał, że przesadzała, więc nie miała zamiaru dostarczać mu argumentów.
— Pomyliłam się, przyznaję. Wydawało mi się, że skoro często o mnie myślisz i dobrze czujemy się w swoim towarzystwie… Możemy po prostu dać sobie szansę i zobaczyć, jak wszystko samo się potoczy. — Nie rozumiała, dlaczego Larry zareagował z taką niechęcią. Nie naciskała na niego w tej chwili, nie próbowała więcej wydobywać z niego tajemnic, których nie chciał jej zdradzić, a o dziewczynach wspomniała półżartem, choć gdyby zobaczyła go otoczonego wianuszkiem ślicznych niewiast z Domu Węża, na pewno nie byłaby z tego powodu szczęśliwa. Wydawało jej się, że kiedy jest się kimś zainteresowanym to naturalne, że nie chciałoby się go widzieć w ramionach innej osoby… Ale być może od początku myliła się w kwestii tego, za kogo uważał ją Lazarus. Teraz czuła się tak, jakby ją bawił. — Jeżeli nie chciałeś, żeby do tego doszło, nie rozumiem, dlaczego wtedy mnie pocałowałeś i w ten sposób zareagowałeś na moje słowa. Czego… czego ode mnie oczekujesz, Nott? Na zmianę odpychasz mnie i przyciągasz, a ja nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Skoro moja propozycja ci się nie podoba, powiedz mi, czego tak naprawdę ode mnie chcesz?
Nie odważyła się głośno powiedzieć, jak to wyglądało z jej perspektywy, nie chcąc wprowadzać jeszcze większego napięcia pomiędzy nich, jednak miała wrażenie, że była dla niego niczym maskotka, którą mógł odstawić w kąt, a wyjmował ją z szafy tylko wtedy, kiedy jej potrzebował. Być może wszyscy uważali Dominique za naiwną i niewinną dziewczynę, lecz nie miała zamiaru pozwolić, by tak się nią zabawiał.
Minnie ze złamanym serduszkiem, która udaje, że jest twarda
Dominique była przerażona; samą sobą, ponieważ w kłótni nigdy tak otwarcie nie okazywała swojej złości, sięgając po argumenty, które miały w zamiarze zadać drugiej stronie ból oraz Lazarusem, ponieważ obudził w niej tak wiele różnych, niekoniecznie dobrych emocji i sprawił, że musiała się z nimi zmierzyć. Do tej pory, kiedy dochodziło do konfliktu, wycofywała się, przełykała wszystkie logiczne argumenty, jakie miała na końcu języka i milczała, nie chcąc sprawić drugiej stronie przykrości, ale teraz nie potrafiła postąpić równie biernie. Miała dość tego, że czuła się niczym marionetka kierowana przez widzimisię Ślizgona, który teraz najwyraźniej sam nie wiedział, czego od niej chce. Pragnęła mu pokazać, że może ma w sobie ogromne pokłady i wrażliwości, lecz nie pozwoli sobą manipulować nawet chłopakowi, na którym z każdym spotkaniem coraz bardziej jej zależało. Nie mogła pozwolić na to, by wykorzystał przeciwko niej uczucia, jakie obudził w niej swoją obecnością, powoli przekradając się przez jej mury, kiedy starał się ją lepiej poznać. Nie potrafiła jeszcze powiedzieć, co Larry dla niej znaczył, wiedziała jedynie, że chciała, by stał się w jej życiu kimś ważnym, nie miała jednak zamiaru na to pozwolić, jeśli sam Nott nie podejmie decyzji, jaką rolę odgrywała w jego codzienności Minnie.
OdpowiedzUsuńObserwowała go w skupieniu, czekając na ruch z jego strony. Bała się. Bała się, że tak jak podczas ich piątkowego spotkania na wzgórzu za zamkiem Lazarus po prostu wyjdzie z pomieszczenia, trzaskając drzwiami i zostawi ją zupełnie samą w półmroku, a jednak nie ugięła się, nie ustąpiła. Widziała, że jest mu ciężko, że targają nim sprzeczne emocje i musiała zużyć całą swoją silną wolę, aby nie zbliżyć się do niego i go nie dotknąć; zacisnęła ręce w pięści, wbijając paznokcie we wrażliwe wnętrze dłoni, licząc na to, że ból powstrzyma ją przed reakcją, choć trudno było jej patrzeć na to, w jakim stanie znajdował się teraz chłopak. Starała się odwrócić wzrok, by dać mu trochę przestrzeni i prywatności, lecz nie potrafiła tego zrobić; jej błękitne tęczówki cały czas przesuwały się po jego twarzy, na której wyraźnie toczyła się walka.
Dominique stężała, czując otaczające ją ramiona Ślizgona. Obawiała się, że zaraz znowu ją odepchnie, że było to kolejne oszustwo z jego strony, ale kiedy się w nią wtulił, zupełnie zatracając się w jej objęciach, Minnie także się rozluźniła, wzdychając cicho. Ostrożnie oparła policzek na jego skroni, delikatnie głaszcząc go jedną dłonią po długich, miękkich lokach, podczas gdy wolną rękę ułożyła na jego barkach, przyciągając go do siebie bliżej. To prawda, że ją zranił, ale Dominique podświadomie czuła, że w tej chwili jej złość nie miała znaczenia, że Larry potrzebował jej, potrzebował ciepła i troski, jakimi mogła go otoczyć, swoimi objęciami zapewniając mu poczucie bezpieczeństwa, którego w ostatnich miesiącach musiało mu brakować.
— Wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić, ale… same zapewnienia nie wystarczą, Larry — odparła równie cicho Minnie, łagodnie przeczesując palcami jego włosy. Bardziej od słów liczyły się gesty, a choć wierzyła, że nie chciał jej ranić, robił to wciąż i wciąż od nowa, bezlitośnie uderzając w jej słabe punkty. — To prawda, że wydarzyło się między nami sporo nieprzyjemnych rzeczy… Jednak mieliśmy też dobre chwile. Nie sądzisz, że powinniśmy spróbować zawalczyć o to, żeby tych dobrych chwil było więcej? — dodała spokojnie. Ich relacja była niczym przejażdżka rollercoasterem, ciągłe wzloty i upadki, szalona jazda bez trzymanki, która sprawiła, że czuła ekscytację wymieszaną z trwogą, zawroty głowy i przyspieszone bicie serca. To było coś tak intensywnego, że nie potrafiłaby opisać tego słowami… Tylko czy była gotowa zmierzyć się z tak gwałtowną kolejką górską każdego dnia?
Dominique przesunęła dłoń na jego plecy i zaczęła kreślić duże, kojące koła na jego kręgosłupie.
Usuń— Już dobrze, Larry — zapewniła go, mając wrażenie, że było to coś, co Lazarus potrzebował usłyszeć już dawno temu, a nikt mu tego nie powiedział. Ale teraz miał przy sobie Minnie, która chciała go wspierać, nawet kiedy on sam utrzymywał, że nie chciał jej pomocy. Nie miała jednak zamiaru zmuszać go do zrobienia czegoś, czego sam wyraźnie nie chciał. — Powiedziałam ci, że możemy być po prostu sobą. Po prostu Dominique i Lazarusem. Nie musimy przejmować się światem ani żadnymi normami tak długo, jak będziemy wobec siebie szczerzy. Już wszystko w porządku. Możemy być tylko przyjaciółmi. Jeżeli nie będziemy potrafili okiełznać swoich uczuć… cóż, wtedy będziemy się martwić, tylko proszę, nie zostawiaj mnie — szepnęła, wtulając się w niego jeszcze mocniej, jakby obawiała się, że Larry w tej chwili wyplącze się z jej objęć i ją odepchnie. Nie chciała, żeby odchodził.
Minnie, która jest dla niego za dobra
Dominique nie chciała, by ta chwila kiedykolwiek się kończyła. Obejmowanie Lazarusa wydawało jej się być równie naturalne jak oddychanie; pragnęła zatracić się w jego bliskości, zapachu i cieple jego ciała, mogłaby tak trwać godzinami, zupełnie nie zważając na otaczający ich świat, który nie byłby w stanie zrozumieć ich relacji. Larry po chwili jednak się odsunął, przerywając ten moment i Minnie musiała niechętnie wypuścić go z objęć.
OdpowiedzUsuń— Kto powiedział, że nie mam cię dość? Może po prostu dobrze to ukrywam? — podsunęła Dominique, ale drgające kąciki jej ust wskazywały na to, że jedynie się z nim droczyła, próbując zapomnieć o poprzedniej, nerwowej atmosferze i wrócić do bardziej przyjemnych rozmów. Powąchała napar, który podał jej Ślizgon i spojrzała na niego spod uniesionych brwi. — Jesteś pewny, że nie dosypałeś tutaj żadnych składników, od których wile powinny się otruć albo nagle wyłysieć? Naprawdę wolałabym nie zmagać się z żadnymi efektami ubocznymi twoich eksperymentów — mruknęła Minnie, ale szelmowski błysk w jej błękitnych oczach sugerował, że jedynie żartowała i nie miała zamiaru dłużej mścić się na nim z powodu jego bezpodstawnych podejrzeń. Pokazała to, upijając łyk przygotowanej herbaty, która zdążyła już przybrać letnią temperaturę w czasie ich kłótni.
Puchonka z zaskoczeniem patrzyła, jak Lazarus sięga po swoją odznakę i przypina ją do jej szaty na wysokości herbu Hufflepuffu. Spojrzała na niego niepewnie, nie rozumiejąc, co nim kierowało, kiedy zdecydował się na ten gest; dopiero jego słowa sprawiły, że zaczęła się domyślać.
— Wcale nie — odpowiedziała, kręcąc lekką głową. — Wyobrażasz sobie dziewczynę prefekta, która nie potrafi z siebie wydusić słowa, ciągle się jąka i się rumieni? Nikt nie traktowałby mnie poważnie — przyznała, krzywiąc się, gdy uświadomiła sobie wszystkie swoje słabości. Może miała dobre serce, zawsze stawała w obronie pokrzywdzonych dzieciaków, nie pozwalając, by ktokolwiek się nad nimi znęcał i była jedną z najpilniejszych uczennic w Hogwarcie, ale to wcale nie oznaczało, że miała odpowiednie cechy, by zostać podobnym opiekunem. — Poza tym wszyscy ciągle porównywaliby mnie do mojej kuzynki Molly, bo jest prefektem naczelnym. Albo do Victoire, ona też była prefektem, a uwierz mi, mam dość ciągłego słuchania, że mogłabym zacząć bardziej przypominać moją siostrę — dodała, wywracając oczami. Odstawiła kubek na stolik, po czym odpięła odznakę i przyłożyła ją do szaty Lazarusa, przypinając mu ją z lekkim uśmiechem. — Proszę, odznaka wróciła na właściwe miejsce. Ja nie byłabym dobrym prefektem, bo brak mi pewności siebie, ale tobie akurat jej nie brakuje. Masz w sobie mnóstwo charyzmy i jeśli tylko nie będziesz wykorzystywał swojej pozycji do własnych celów tak jak teraz, kiedy zaciągnąłeś mnie na spotkanie, będziesz w tym świetny — zapewniła go Dominique, podświadomie wyczuwając, że swoimi słowami mogła poprawić mu humor. Chciała sprawić, by Nott zawsze uśmiechał się w jej towarzystwie, żeby zapomniał o prześladujących go demonach. Zmartwił ją, kiedy wyznał, że jego życie znajdowało się w rozsypce, ale wiedziała, że tylko go zdenerwuje, jeśli zbyt otwarcie okaże swoją troskę, dlatego nie wypytywała go. Zamiast tego chciała pomóc mu się rozluźnić i wymazać z jego głowy wszystkie niepokojące myśli i problemy, chociaż ciężko było jej się skupić, kiedy tak swobodnie sunął po jej ramieniu. Jego dotyk ciągle mącił jej w głowie.
— Nie możesz mi ciągle dawać szlabanów z tego powodu, bo ktoś zacznie coś podejrzewać. To się nazywa nadużywanie władzy, panie Nott. Może jesteś przystojny, ale nie wszystko ujdzie ci na sucho — upomniała go żartobliwie Dominique, dając mu delikatnego pstryczka w nos. Przez całą swoją karierę w Hogwarcie wypracowała nienaganną reputację, dlatego gdyby nagle Lazarus się na nią uwziął i pod przykrywką szlabanów zacząłby spędzać z nią czas, na pewno wkrótce ktoś zorientowałby się, że ich spotkania niewiele miałyby wspólnego z odbywaniem kary. — Hej, przecież przyniosłam ci zupełnie nowy zeszyt, więc spłaciłam swój dług! Ewentualnie mogę następnym razem przemycić ci jakieś pyszności z kuchni, musisz mi tylko powiedzieć, na co masz ochotę. Chyba że chcesz skosztować moich wypieków, jestem całkiem dobrym cukiernikiem, słyszałam już, że za moje muffinki z jagodami można zabić.
UsuńDominique
[ Jedziemy, ja zaczę, na dniach, jak już wygrzebie się trochę ze studiów, bo ciężkie czasy nastały, kiedy się olewało projekty przez 2 miesiące haha ]
OdpowiedzUsuńCasilda i Lucyfer ;)
[Jestem bardzo ciekawa co z tego wszystkiego wyjdzie! I jasne mogę zacząć, na dniach postaram się podesłać początek – spotkanie w pokoju wspólnym jak już atmosfera pomiędzy nimi trochę opadnie, tak? A rozmowę o czystości krwi byśmy wspominały w retrospekcjach (które osobiście kocham, haha). I tak sobie myślę, że wszystko nam się pięknie składa w całość – bo podczas rozmowy o eliksirze, płynnie będzie można przejść do tej o ojcach i procesach. ^^]
OdpowiedzUsuńBastian
Lubiła go prowokować, lubiła z nim żartować, właściwie była pewna, że wkrótce nawet nudne lekcje będą wydawały się fascynujące, jeśli tylko będzie towarzyszył jej Lazarus.
OdpowiedzUsuń— Nie możesz wiedzieć, czy nie dodam tam czegoś specjalnego od siebie — wymruczała figlarnie Dominique, ponętnie przegryzając swoją dolną wargę. Zbliżyła się do niego, miękkimi ustami ocierając się o jego policzek, kiedy szepnęła mu wprost do ucha: — Będziesz musiał zaryzykować, Larry. Wydawało mi się, że lubisz podobne wyzwania i niespodzianki.
Nie wiedziała, skąd brała się w niej ta odwaga i chęć do psotliwego, nieco uwodzicielskiego droczenia się. Przy Lazarusie czuła się… wolna. Jakby te wszystkie ograniczenia, które ją pętały, wszystkie te zasady, których starannie się trzymała, skrywając się w swojej strefie komfortu, nagle zupełnie traciły znaczenie. Jej zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że powinna trzymać się z daleka od Ślizgona i to nie tylko dlatego, że prawdopodobnie zrani ją, łamiąc jej serce; Nott reprezentował sobą wszystko to, od czego Minnie do tej pory uciekała. Wystarczył jeden rzut oka na jego przydługie włosy, roziskrzone zielone oczy i krzywy, zadziorny uśmiech, w jakim wyginały się jego pełne wargi, by wiedziała, że oznaczał dla niej tylko kłopoty. Tylko im bardziej go poznawała, tym trudniej było jej utrzymywać dystans. Wcale nie był taki, za jakiego uważała go większość osób w Hogwarcie. To prawda, że jego potrafił być złośliwy, kapryśny i nieprzyjemny, że jego ostre słowa cięły starannie i głęboko niczym śmiercionośne sztylety, że jego zainteresowanie mroczną magią mogło ściągnąć na niego zgubę… Ale był też czarującym chłopakiem, który bez trudu potrafił wywołać na jej twarzy szczery uśmiech, zaopiekował się nią, kiedy musiała przeciwstawić się koledze z własnego domu, dawał jej siłę, by próbowała nowych rzeczy, zamiast ciągle chować się w swojej skorupie, a jego dotyk… Merlinie, jego dotyk niósł jej ukojenie, a jednocześnie sprawiał, że ciągle było jej mało, ciągle pragnęła więcej. Patrzyła na niego i widziała jego dwie strony… Ale były one częścią jednej monety. Wiedziała, że jeżeli chciała pozostać blisko Lazarusa, będzie musiała zaakceptować obie jego twarze; tę, która traktowała ją z łagodnością, ale także tę skrytą w potężnym mroku. O ile tylko jej na to pozwoli, odsłaniając się przed nią. Chciała go poznać, chociaż bała się tego, co może ich spotkać po drodze. A co jeśli ta ciemność pochłonie także ją?
Nie chciała teraz o tym myśleć. Chciała po prostu zanurzyć się w nim tu i teraz; w wesoło trzaskającym ogniu w kominku, w herbacie przyjemnie rozgrzewającej jej wnętrze, w jego intensywnym spojrzeniu i czułym dotyku.
— Traktowałbyś mnie poważnie, bo jesteś inny — powiedziała po prostu Dominique. — Bo widzisz mnie taką, jaką jestem — dodała ciszej, z niepewnym uśmiechem. Tak jak ona dostrzegała w nim dwie strony, tak i on mógł być świadkiem jej drugiej twarzy, którą do tej pory miało okazję poznać niewiele osób.
Nie spodziewała się jednak tego, co nastąpiło dalej. Larry znowu się do niej przybliżył, sprawiając, że jej ciało pokryło się gęsią skórką. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł przyjemny dreszcz, gdy powoli śledził krzywiznę jej pleców. Zachłysnęła się, słysząc jego słowa i spojrzała na niego niepewnie, przypominając spłoszoną łanię.
— Nikt mi nigdy nie powiedział, że jestem piękna — przyznała, z trudem przełykając ślinę, bo nagle zaschło jej w gardle, gdy chłopak tak swobodnie sunął palcami po jej ciele. Nikt nie prawił jej podobnych komplementów, ale jemu wierzyła. Ufała, że to nie były tylko gierki z jego strony, że szczerze tak sądził. Patrzył na nią w taki sposób, że naprawdę czuła się piękna, doceniana, zauważona.
Nikt nigdy jej nie dostrzegał, łatwo wtapiała się w tłum, podczas zabawy w chowanego dzieciaki często zapominały, że brała udział w grze, przez co spędzała długie godziny w niewygodnej pozycji, czekając, aż ktoś ją odnajdzie. Teraz wierzyła, że gdyby zginęła, choć jedna osoba starałaby się ją odnaleźć. Larry.
UsuńNie mogła powstrzymać westchnień rozkoszy, które wydobywały się spomiędzy jej uchylonych warg, gdy Ślizgon delikatnie muskał jej skórę, zostawiając po swoich opuszkach ścieżkę ognia.
— Jeszcze przed chwilą mnie krytykowałeś, a teraz wszystko we mnie uwielbiasz? — wytknęła mu ze śmiechem Minnie. Nakryła jego dłoń swoją, nieznacznie odwracając głowę i przywarła wargami do jego nadgarstka, czując pulsujące przez skórę tętno. Uśmiechnęła się, ponownie zanurzając się w spojrzeniu zielonych tęczówek Lazarusa. — Ale z ciebie kłamca — szepnęła figlarnie. — Mieliśmy być przyjaciółmi, jednak wcale nie dotykasz mnie jak przyjaciółki. Może nie mam wielkiego doświadczenia, lecz tyle potrafię stwierdzić.
Dominique
[Przepraszam! Mam trochę opóźnienia, ale rozłożyła mnie choroba i nie miałam siły, żeby cokolwiek zrobić.]
OdpowiedzUsuń— Obejdzie się — prychnęła.
Miała już dość tego dnia, zresztą nie tylko dnia ale i całej szkoły. Chłodne mury działały na nią przygnębiająco, a ci wszyscy obrzydliwie wielbiący Pottera uczniowie i nauczyciele doprowadzali ją do szału.
Od dziecka poddawani indoktrynacji, nastawiani przeciwko magii, która sama w sobie zła nie jest. W końcu to intencja była ważna, a nie łatka przyklejona przez podstarzałych urzędników. Czy Eliksir Życia, pozyskiwany z teoretycznie zaliczanego do białej magii kamienia filozoficznego, w każdej sytuacji mógłby być uznawany jako coś dobrego? Czy gdyby Czarny Pan uwarzył sobie cały kocioł tego eliksiru, nadal Potter by temu przyklaskiwał? Co w sytuacji, gdyby ktoś użył Imperiusa, aby powstrzymać inną osobę przed czynem ogólnie uznawanym za zły?
Alhena dosyć wcześnie doszła do wniosku, że ci wszyscy dobrzy tak naprawdę są okropnymi hipokrytami. Niby mówili, że mordowanie jest złe, że życie jest najważniejsze. Ile lat ci niby dobrzy trzymali w Azkabanie dementorów, torturując bez końca więźniów i nie dając im nawet najmniejszej szansy na poprawę? Ilu śmierciożerców zginęło lub było torturowanych, odzieranych z godności?
Usiadła ponownie na swoim wcześniejszym miejscu i skrzyżowała nogi i ręce. Wciąż wbijała w Notta wzrok pełen złości, chociaż powoli zaczynała się już uspokajać.
— Podobno warto znać punkt widzenia wroga. — Wzruszyła ramionami. — Prorok może i jest szmatławcem, jednak między wierszami można wyczytać wiele ciekawych informacji.
UsuńPostukała palcem o wargę i zerknęła na kominek, w którym po gazecie został już tylko popiół.
— Na przykład jak brzmi aktualne stanowisko Ministerstwa. Jakich opinii bezpieczniej jest nie wypowiadać w tym momencie na głos.
Spojrzała na Lazarusa.
— Kogo aktualnie czarodzieje najbardziej nie lubią.
Wciąż pamiętała nagłówki w gazetach, gdy pojawiła się w Banku Gringotta i zażądała dostępu do skrytki rodzinnej. To oburzenie, chociaż tak naprawdę korzystała z należnego jej dziedzictwa. Ohydne spekulacje dotyczące, kierujących nią motywów. Niektórzy życzyli jej, aby podzieliła los swoich rodziców. Jaśni czarodzieje.
Musiała przyznać, że najbardziej zabolało, gdy jej ciotka – której nie cierpiała, ale jednak – wysłała jej list o tym, jak bardzo się zawiodła i jak bardzo ona cierpi, gdy gazety posądzają ją o wychowanie śmierciożerczyni. Jakby to ugrupowanie jeszcze istniało, a Czarny Pan miał szansę ponownie się odrodzić. Jakby były to słowa, które powinna wypowiedzieć jasna czarownica, teoretycznie wrażliwa na krzywdę drugiego człowieka. Teoretycznie.
— Wiedza to potęga, Nott. Nie sądzisz?
Uniosła brew i po raz pierwszy uśmiechnęła się.
— Bez względu na osobiste poglądy, można wiele dla siebie wyciągnąć nawet z Proroka.
Alhena
Dominique zapomniała, jak się oddycha. Kiedy poczuła ciepły oddech Lazarusa na szyi, a następnie jego zachłanne wargi powoli sunące po jej skórze, z głębi jej gardła wydobyło się pełne rozkoszy, ciche jęknięcie. Wpiła się palcami w jego ramiona, z trudem panując nad reakcjami własnego ciała; nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko o niezwykle przyjemnych, subtelnych pocałunkach, jakie składał na jej szyi. Musiał wiedzieć, że wywoła u niej podobną reakcję i zrobił to z kuszącą premedytacją, a ona chciała więcej. Jak miała mu powiedzieć, żeby się od niej odsunął, żeby przestał, kiedy to było takie dobre? Czuła narastające napięcie, ogień wypełniał jej żyły, sprawiając, że jedyne, czego w tej chwili pragnęła, to uwodzicielskie muśnięcia Larry’ego? Jej wargi mrowiły, domagając się intensywnych pieszczot i Dominique wiedziała, że jeszcze chwila, a cała sytuacja wymknie się spod kontroli i nie będą mogli udawać, że do niczego pomiędzy nimi nie doszło… Tylko czy właśnie tego chciała? Wiedziała, że nie może stracić Lazarusa, chciała, by stał się częścią jej codzienności, lecz czy potrafiła w nim widzieć tylko przyjaciela? Swoimi działaniami Ślizgon właśnie udowodnił jej, że nie potrafiła się oprzeć ich wzajemnemu przyciąganiu, zresztą on także uległ pokusie, po raz kolejny naruszając jej przestrzeń i pozwalając, by oboje zanurzyli się w tych zmysłowych wyznaniach.
OdpowiedzUsuńDominique już miała szepnąć nie przestawaj, już miała wpleść palce w jego włosy i przyciągnąć go do namiętnego pocałunku, zapominając o całej tej rozmowie o przyjaźni i trzymaniu się od siebie z daleka, kiedy nagle przerwało im głośne dobijanie się do drzwi. Minnie została brutalnie wyrwana z ekscytującego transu; podskoczyła na kanapie, odruchowo odsuwając się od Lazarusa, a jej policzki pokryły się głębokim odcieniem purpury. Dobrze, że drzwi były zamknięte, w przeciwnym razie prefekt mógłby stać się świadkiem dość jednoznacznej sytuacji pomiędzy nimi, tymczasem chłopakowi udało się szybko wymyślić całkiem rozsądną wymówkę. Dominique niemal biegiem rzuciła się w stronę wyjścia, podążając za Ślizgonem i przeklinając w myślach swoją głupotę oraz chwilę słabości. Prefekt obserwował ich tak uważnie, że nie była pewna, czy uwierzył w logiczne wyjaśnienie; Minnie w końcu była cała czerwona na twarzy, jej klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała, gdyż wciąż nie mogła opanować przyspieszonego oddechu, a jej skóra mrowiła w miejscach, w których Lazarus znaczył ją pocałunkami, pozostawiając po sobie płomienną ścieżkę. Gdyby była nieco bardziej pewna siebie, pewnie zaciągnęłaby teraz Larry’ego do pustej klasy, by dokończyć to, co zaczęli i co zostało im przerwane w najmniej odpowiednim momencie, ale… Czuła też ulgę, że pojawienie się Edgara powstrzymało ich, zanim sprawy potoczyły się zbyt daleko. Tylko teraz nie wiedziała, co ma zrobić. Stali przed pokojem prefektów na korytarzu, a ona unikała spojrzenia Larry’ego, zaciskając i rozluźniając palce. Intensywność tych doznań ją poraziła. Larry miał o wiele większe doświadczenie, lecz dla niej to były pierwsze takie relacje i była jednocześnie zagubiona oraz podekscytowana. Wciąż miała mętlik w głowie, bo nie potrafiła określić, czym tak naprawdę była ich znajomość. Nie byli do końca przyjaciółmi, ale nie byli też parą… Więc kim tak naprawdę dla siebie byli?
— Chyba będziemy musieli poszukać dla siebie innego miejsca w szkole, jeśli nie chcemy, żeby Edgar ciągle wchodził nam w drogę — zauważyła po chwili milczenia Dominique, decydując się na nieco bardziej neutralny temat. Mieli szczęście, że Puchon nie wszedł do środka, przyłapując ich w bardziej intymnej chwili. Przegryzła wargę. Była szczerze onieśmielona i rozdarta. Co jeśli teraz chłopak znowu ją od siebie odepchnie?
Dominique
Lazarus wydawał się być zupełnie inny niż jeszcze kilka chwil temu. Przypominał jej kameleona, ciągle przybierał zupełnie inne barwy, dostosowując się do otoczenia i szczerze mówiąc, Minnie zaczynała powoli się gubić w jego wszystkich odsłonach, zastanawiając się, która z tych wszystkich twarzy, jakie jej pokazał, była prawdziwa. Raz był pełnym chłodu, aroganckim Ślizgonem, który roztaczał wokół siebie aurę władzy i niepowstrzymanej ambicji, a po chwili stawał się młodym chłopakiem, który zmagał się z ciężką, rodzinną sytuacją i niewiele brakowało, by zupełnie rozsypał się w jej ramionach. Teraz z kolei wydawał się być zupełnie swobodny, beztroski, jakby żadne z nieporozumień, jakie się między nimi wydarzyło, nie miało miejsca. Miała prawdziwy mętlik w głowie. Chciała wierzyć w to, że właśnie ten Larry, który uroczo przestępował z nogi na nogę, czekając na jej odpowiedź, był tym prawdziwym Larry’m, którego chciała bliżej poznać i który sprawiał, że jej serce zaczynało bić szybciej… Znowu jednak pojawiły się u niej wątpliwości, bo zaledwie przed chwilą zareagował niechęcią, kiedy zaproponowała, by dali sobie szansę zbudować coś więcej, coś wykraczającego poza zwyczajną przyjaźń, a teraz zmienił zdanie, zbijając ją z tropu. Wciąż była oszołomiona intensywnością jego pocałunków i tym, jak bardzo działała na nią jego bliskość, dlatego zmusiła się, by chwilę odczekać, zanim przekaże mu swoją odpowiedź. Chciała być pewna, że podejmie dobrą decyzję, na którą nie będą wpływały zmysłowe pieszczoty, jakich przed chwilą doświadczyła. Starała się wyrównać oddech i zastanowić się nad tym, czego naprawdę pragnęła. Lazarus od początku zachęcał ją, by odrzuciła swój lęk i skupiła się na realizowaniu własnych celów, a chociaż nie rozumiała gwałtownych zmian w jego zachowaniu… Wiedziała, że nie była w stanie mu się oprzeć, nie do końca. Nie miała w sobie siły, by trzymać się od niego z daleka, nawet jeśli wszystko wskazywało na to, że chłopak ostatecznie ją zrani. To prawda, że pod wieloma względami się różnili i będą musieli ciężko pracować, by pokonać te różnice. To prawda, że wiele osób z ich otoczenia nie zaakceptuje związku pomiędzy Weasley a Nottem. Z reguły Dominique starała się unikać podobnego ryzyka, nie chciała się wychylać, nie chciała wychodzić ze swojej strefy komfortu, a wszystko w Lazarusie wydawało się być związane z pewną dozą niebezpieczeństwa… Ale choć ją krzywdził swoim chłodem i dystansem, jak nikt inny potrafił obudzić w niej także tę radosną, nieco zadziorną stronę i wydobywał na światło dzienne jej najlepsze cechy. A skoro on tak na nią działał to być może ona również mogłaby mieć na niego podobny wpływ?
OdpowiedzUsuńMinnie rozejrzała się po korytarzu, upewniając się, że na pewno są sami. Ona również wolała na razie utrzymać naturę ich znajomości w tajemnicy. Kiedy była pewna, że nikt ich nie zauważy, pokonała dzielący ich dystans i ujęła jego twarz w swoje dłonie.
— Nie mogę pozwolić, żebyś przeze mnie nadużywał władzy i stracił odznakę, na którą tak ciężko pracowałeś — zauważyła Dominique z zadziornym uśmiechem, odgarniając niesforne kosmyki z jego czoła. — Przysięgam, doprowadzisz mnie kiedyś do szaleństwa swoim zachowaniem, Nott. Ale tak, umówię się z tobą. — Wspięła się na palce, by musnąć wargi Lazarusa w krótkim, lecz namiętnym pocałunku. Wiedziała, że nie mieli zbyt dużo czasu, bo zaraz Edgar znowu zacznie go szukać, dlatego szybko przytuliła się do niego, obejmując go ramionami w pasie. — Ufam ci, Larry. Wierzę, że nie będę żałowała tej decyzji — szepnęła, po czym niechętnie się cofnęła. Wolałaby z nim zostać, jednak miała świadomość, że czekały na niego obowiązki prefekta. Uśmiechnęła się lekko, opuszkami palców głaszcząc jeszcze jego policzek. — Do zobaczenia. Spróbuj się do mnie nie odezwać w przeciągu kilku dni, a obiecuję, że napuszczę na ciebie akromantule — zagroziła mu żartobliwie, mrugając do niego, po czym odeszła w podskokach, wyrażając tak swoje zadowolenie.
Dominique
Dominique nie spała dobrze w nocy, co znalazło odzwierciedlenie w jej wyglądzie. Victoire była w stanie przez kilka nocy z rzędu wymykać się przez okno i wracać dopiero nad ranem albo spędzić długie godziny do świtu na intensywnej nauce i w ciągu dnia prezentowała się tak samo nienagannie jak zawsze, oczarowując swoim niezaprzeczalnym pięknem, natomiast Minnie przypominała brzydkie kaczątko jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Jej blada cera teraz przybrała niemal chorobliwy, przeźroczysty odcień, pod jej dużymi, błękitnymi oczami znajdowały się głębokie sińce jasno sugerujące jej niewyspanie, blond kosmyki wydawały się być przyklapnięte i w dziwnym nieładzie, który zdawał się do niej nie pasować. Przez kilka godzin próbowała uratować swoją małą kolekcję – dzięki starannie wypowiedzianym zaklęciom udało jej się posklejać połamane pędzle w całość, po dłuższych poszukiwaniach odnalazła też zaginioną nogę od sztalugi i przymocowała ją na miejsce, patrząc uważnie, jak drzewce zrastają się za sobą, ale coś musiało pójść nie tak, bo sztaluga lekko się teraz chybotała na boki przy mocniejszym nacisku. Nie była jednak w stanie przywrócić obrazów do stanu przed zniszczeniem; większość płócien była rozdarta i oblana gęstą mazią, niektóre miały wypalone, osmalone dziury, jeszcze inne zostały zanurzone w wodzie i napuchły, zupełnie tracąc intensywność barw. Dominique siedziała wśród nich i szlochała, mamrocząc pod nosem kolejne zaklęcia, aż jej palce zdrętwiały od trzymania różdżki i chłodu panującego w opuszczonej klasie; jedno z okien zostało wybite przez wandali i zimne, wieczorne powietrze wdzierało się do środka, dodatkowo wprawiając jej drobne ciało w drżenie. W pewnym momencie zabrakło jej łez i mogła po prostu w ciszy wpatrywać się przed siebie, dziwnie zobojętniała i odległa. Kiedy pierwszy szok, gniew i poczucie zdrady wygasły, zrobiła się dziwnie… pusta. Miała wrażenie, że sama była sobie winna. Wiedziała, że to było zbyt piękne, aby mogło być prawdą. Pozwoliła, by jej naiwne serce przejęło władzę nad rozsądkiem ten jeden raz i przez to się sparzyła. Czuła, że ją skrzywdzi, a jego zmienne zachowanie powinno było obudzić w niej większą podejrzliwość. Teraz wszystko dostrzegała w zupełnie innym świetle, już rozumiała, dlaczego w pewnych sytuacjach zareagował właśnie w taki, a nie inny sposób. Kiedy po pocałunku na wzgórzu za zamkiem odwróciła się do niego plecami, pewnie był zirytowany, że nie uda mu się szybciej wygrać zakładu, dlatego odszedł. Ich spotkanie w pokoju prefektów też wydawało jej się teraz być starannie zaplanowane. Najpierw osłabił jej czujność, podsuwając jej książki o urokach i wilach, sprawiając, że w gwałtownych emocjach zupełnie się odsłoniła, a później zaprosił ją na randkę, na którą zgodziła się niemal bez wahania. Kiedy zaproponowała, by spróbowali być ze sobą, zareagował złością, bo nie chciał, by po odebraniu wygranej z zakładu jakaś denerwująca Puchonka wciąż się wokół niego kręciła, wyobrażając sobie, że to było coś więcej. Wpadła w jego pułapkę z taką łatwością, że była zawstydzona swoim postępowaniem. Powinna być mądrzejsza. Czystokrwisty Ślizgon o wielkich ambicjach nigdy nie zainteresowałby się Dominique Weasley. Pozwoliła, by samotność zmąciła jej w głowie i osłabiła jej mechanizmy obronne, a teraz miała ponieść tego konsekwencje.
OdpowiedzUsuńZasnęła pośród zniszczonych obrazów wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Obudziła się kilka godzin później na podłodze. Jej kark i ramiona zesztywniały od spania w wymuszonej pozycji na niewygodnej powierzchni, czuła też ból gardła i ciekło jej z nosa; musiała się przeziębić, śpiąc przy wybitym oknie. Przez to wszystko opuściła pierwsze poranne zajęcia; powoli ruszyła w kierunku dormitorium, gdzie przebrała się w czyste szaty, nie miała jednak czasu na nic więcej, bo zaraz miały zacząć się kolejne lekcje i wiedziała, że nie uda jej się równie łatwo wytłumaczyć swojej nieobecności. Mimo obaw, kiedy dotarła na miejsce, nikt nie zapytał ją, gdzie spędziła noc i poranek oraz dlaczego wyglądała w taki sposób. Dominique Weasley jak zawsze dla innych była tylko duchem.
UsuńPostanowiła udawać, że to nigdy się nie wydarzyło. Nikt nie wiedział, że pomiędzy nią a Lazarusem doszło do nawet nie jednego, a kilku pocałunków; nie chciała dać mu satysfakcji i pozwolić, by zobaczył, jak bardzo ją zranił… ale cierpiała. Cierpiała tak bardzo, że kilka razy wychodziła z sal lekcyjnych, zamykała się w damskiej toalecie i płakała. Jej oczy były podpuchnięte i zaczerwienione. Całe szczęście, że Louis nie widział jej w tej chwili, inaczej nie dałby jej spokoju, dopóki nie wydusiłby niej prawdy, a nie chciała opowiadać o tym wszystkim, co się wydarzyło.
Minnie drgnęła, słysząc znajomy głos. Była zła na siebie, że jej ciało zareagowało tęsknotą, niemal chciała się o niego oprzeć i wtulić się w jego sylwetkę; zamiast tego jednak cofnęła się o krok, starając się utrzymać między nimi jak największy dystans. Mało mu było? Przyszedł się nacieszyć widokiem osoby, którą zupełnie zniszczył swoimi gierkami? Bez słowa przyjęła książkę i już chciała odejść, kiedy zatrzymały ją jego słowa, wzniecając w niej gniewną iskrę.
— Dobrze się bawisz moim kosztem? Nie wystarczy ci to, co zrobiłeś, musisz się jeszcze ponapawać widokiem? — wycedziła przez zaciśnięte zęby, rzucając mu wściekłe spojrzenie spod zmrużonych powiek. Wystarczyło jednak, by spojrzała w jego zielone oczy, by jej złość wyparowała, zastąpiona przez ból. — Dlaczego… Dlaczego musiałeś posunąć się tak daleko? Wystarczyło mi powiedzieć… Nie musiałeś jeszcze niszczyć… — urwała, nie była w stanie nic więcej powiedzieć, bo poczuła, jak w kącikach jej oczu zbierają się łzy. Otarła je pośpiesznie rękawem szaty i pobiegła w kierunku swojego stolika, jak najszybciej zrzucając swoje rzeczy z blatu do torby. Musiała się stąd wydostać.
Dominique
Dominique musiała się stąd wydostać. Miała wrażenie, jakby ściany napierały na nią, ograbiając ją z potrzebnej przestrzeni, a regały, wśród których potrafiła bez trudu się odnaleźć, bo biblioteka stanowiła właściwie jej drugi dom, nagle zaczęły jej przypominać skomplikowany labirynt, z którego nie potrafiła się wydostać, zwłaszcza że tuż za plecami miała okrutnego Ślizgona, który stał się przyczyną jej wszystkich problemów. Minnie liczyła na to, że nie widział, jak bardzo trzęsły jej się ręce, gdy próbowała zapiąć torbę; nie zaciągnęła dobrze szlufek w listonoszce, ale nie miała czasu tego poprawić, chciała jedynie stąd uciec. Gwałtownie podniosła torbę, przez co wszystkie jej rzeczy omal nie wysypały się na podłogę, jednak na szczęście materiał wytrzymał i, nie oglądając się za siebie, zaczęła lawirować pomiędzy drewnianymi, wiekowymi półkami. Dlaczego Lazarus wszystko jej odbierał? Pracownia malarska była jej azylem, w którym mogła być w pełni sobą, nie obawiała się swoich uczuć i odważnie przelewała je na płótna za pomocą pędzla oraz barwnych rozbryzgów. W bibliotece z kolei czuła się bezpiecznie, mogła godzinami siedzieć w ulubionym fotelu z podkulonymi pod siebie nogami i poduszką przytuloną do brzucha, zaczytując się w podręcznikach albo beletrystyce. A ten chłopak zbezcześcił oba te miejsca, sprawiając, że czuła się zupełnie zagubiona i odarta ze swojej godności bardziej niż kiedykolwiek. Ufała mu. Powierzała mu kolejne kawałki swojej połamanej duszy, wierząc w to, że dobrze się nimi zaopiekuje, tymczasem on wykorzystał je, by jeszcze bardziej ją osłabić i zniszczył wszystko to, co było dla niej ważne, zostawiając ją z niczym. Wyglądało, jakby wciąż było mu mało, jakby wciąż nie nacieszył się swoim tryumfem. Było to jedyne wytłumaczenie dla jego zachowania, gdy tak deptał jej po piętach, udając niewiniątko.
OdpowiedzUsuń— Kiedy przestaniesz wreszcie udawać? Mam dość wszystkich twoich masek! Już wiem, że to było jedno wielkie kłamstwo, więc mógłbyś dać sobie spokój — powiedziała ostrym tonem Dominique, jej głos był niczym zwisające z dachu sople lodu gotowe przebić nieostrożnych przechodniów. — To ty nie przyszedłeś na nasze spotkanie, zamiast siebie przysyłając dwójkę Ślizgonów. Powiedzieli mi, że nie będziesz się zniżał do takiego poziomu, ale według mnie jesteś po prostu cholernym tchórzem, Nott. Nie miałeś odwagi powiedzieć mi tego wszystkiego w twarz — wytknęła mu dziewczyna, zatrzymując się i odwracając się w jego stronę, by mogła zmierzyć go gniewnym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Pod płomieniem lodowej furii widać było jednak jej ból i żal; została tak mocno zraniona, słowa dwóch pomagierów Lazarusa przez cały czas odbijały się w jej głowie, powracały wzmocnione niczym echo, utwierdzając ją w przekonaniu, że wszystkie komplementy, jakie wypowiedział w jej stronę, były tylko środkiem do osiągnięcia celu. Nigdy nie uważał jej za piękną, nigdy o niej nie myślał. Po prostu wziął od niej to, na co miał ochotę, a później ją porzucił. Na brodę Merlina, jaka ona była naiwna! Była naprawdę podekscytowana ich pierwszą oficjalną randką i nie przeszkadzało jej nawet to, że Larry nie odzywał się do niej przez kilka dni, bo głupio sądziła, że szykował coś specjalnego. Z niecierpliwością czekała na wiadomość od niego, jednocześnie nie próbując go odnaleźć, bo nie chciała, by poczuł się osaczony, poza tym mogła to zaakceptować, wiedziała w końcu, jak wielkie ambicje miał Nott. Zadowalała się ukradkowymi spojrzeniami, które wymieniali, kiedy mijali się na korytarzu, posyłanymi sobie uśmiechami z dwóch końców sali lekcyjnej, gdy mieli wspólne zajęcia, potajemnie przekazywanymi liścikami… Wystarczało jej to. Tymczasem Lazarus ignorował ją przez te wszystkie dni, odwlekając moment spotkania, bo nigdy naprawdę mu nie zależało, a kiedy nie mógł już dalej tego przedłużać, wysłał swoich posłańców, by załatwili sprawę za niego.
Dominique jedynie prychnęła pod nosem, ignorując jego rozkaz. Nie miała zamiaru się zatrzymywać. Jeszcze kilka dni temu, gdyby doszło między nimi do sprzeczki, byłaby gotowa wysłuchać jego wyjaśnień, pozwoliłaby mu mącić sobie w głowie słodkimi słówkami i czułymi zapewnieniami, jednak dzisiaj była silniejsza. Nie miała zamiaru pozwolić na to, by dalej nią manipulował. Nie planowała przestawać.
Usuń— Nie dotykaj mnie — syknęła Minnie, natychmiast wyrywając dłoń z jego uścisku, jakby nie była w stanie znieść jego dotyku, jakby kontakt z jego skórą ją parzył. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a fizyczna bliskość tylko przypominała jej o tym, jak bezwartościową osobą tak naprawdę była w oczach Lazarusa, jak łatwo przyszło mu zabawić się jej uczuciami.
— Normalnie porozmawiać? — powtórzyła za nim Puchonka, po czym roześmiała się cicho, jednak w tym dźwięku nie było nawet śladu wesołości. Był ciężki, głuchy, niemal oskarżycielski w swoim brzmieniu, jakby nie mogła uwierzyć w to, że Lazarus wciąż był na tyle bezczelny, by zatrzymywać ją na korytarzu i pytać, o co jej chodziło. — Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Ani teraz, ani nigdy więcej. Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka w przyszłości i ja zrobię to samo. Nie tego właśnie chciałeś? Twoja wczorajsza wiadomość była w tym zakresie całkiem jasna — przypomniała mu Dominique, krzywiąc się z niesmakiem. Co prawda nie przekazał jej samodzielnie, ale jego pomocnicy dość dosadnie przekazali jej, że miała z nim nie rozmawiać, nie patrzeć w jego stronę, a najlepiej w ogóle nie oddychać, jeśli przez przypadek znajdą się razem w jednym pomieszczeniu.
Minnie ♥
Dominique nie wiedziała, czy była bardziej wdzięczna bibliotekarce za jej interwencję, czy raczej rozczarowana tym obrotem wypadków. Ta druga myśl sprawiła, że od razu cała się najeżyła, przeklinając w głowie swoją naiwność; najwyraźniej jakaś jej malutka część wciąż liczyła na to, że Larry podsunie jej logiczne wytłumaczenie całej sytuacji, że będzie na tyle przekonujący, iż uwierzy w jego słowa i pozwoli mu po raz kolejny się omamić, jednak rozsądek podpowiadał jej, że żadna wymówka nie była w stanie oczyścić Ślizgona z zarzutów, jakie wysunęła w jego kierunku. Niemal wszystko idealnie do siebie pasowało – to on wysłał liścik, proponując spotkanie w jej pracowni, bez trudu rozpoznała jego strzelisty charakter pisma po tym, jak spędziła kilka dni na dekorowaniu jego zapisków w zeszycie z eliksirów. Tylko on wiedział, gdzie znajdowała się opuszczona klasa, w której trzymała swoje płótna i przybory malarskie, nikomu innemu nie zdradziła tej lokalizacji. Przez cały czas zachowywał się w jej towarzystwie dziwnie, na zmianę odpychając ją od siebie i przyciągając, więc teraz wydawało jej się, że znalazła idealne wyjaśnienie dla jego kapryśnych humorków. Tylko jedna rzecz zdawała się nie pasować do całej tej historii; reakcja Lazarusa. Po co podchodził do niej w bibliotece, podając jej książkę, do której nie mogła dosięgnąć, skoro sam kazał jej trzymać się od siebie z daleka? Dlaczego wydawał się być tak zirytowany i zraniony jej oskarżeniami, jeśli były one prawdą? Patrzyła za jego plecami znikającymi pomiędzy regałami i westchnęła ciężko.
OdpowiedzUsuń— Może faktycznie zwariowałam, skoro wciąż próbuję cię usprawiedliwiać i szukam dowodów na twoją niewinność — wymamrotała pod nosem Minnie, odwracając się w kierunku bibliotekarki i posłała jej uspokajający uśmiech. Pani Baxton nie wydawała się być przekonana i próbowała zatrzymać Puchonkę, proponując jej ciepłą herbatkę i babskie pogaduszki; wyraźnie dostrzegała, że chłopak skrzywdził Dominique i chciała pozwolić jej się wygadać, ale ona odrzuciła ofertę, kierując się do wyjścia z biblioteki. Była zmęczona, tak bardzo zmęczona. Miała ochotę położyć się na łóżku i przespać kolejne tysiąc lat. Może wtedy ta rana, jaką zadał jej Lazarus, nie będzie już tak bardzo bolała?
Szybko przemierzała korytarze, nisko spuszczając głowę, by nikt nie mógł dostrzec jej wilgotnych od łez policzków i płonących poczuciem zdrady tęczówek. Nie wiedziała, gdzie tak bardzo się spieszyła, biegła niemal na oślep, nie zastanawiając się nad tym, gdzie prowadziły ją nogi. Świat rozmazywał się dookoła niej, zupełnie tracąc swoje znaczenie. Te chwile szczęścia, jakie zaznała u jego boku… To wszystko było oszustwem. Wydawało jej się, że w końcu znalazła radość i kogoś, kto będzie w stanie ją zrozumieć, tymczasem była zwykłą zabaweczką. Te miłe wspomnienia najbardziej ją torturowały, b jej złamane serce wciąż do nich lgnęło; wciąż pragnęła odnaleźć ukojenie w jego ramionach, a przecież wiedziała, że od początku to była tylko gra i gdy nagle sobie o tym przypominała, ból stawał się dwukrotnie większy.
Minnie zatrzymała się nagle, gdy wyrosła przed nią ściana ognia. Instynktownie cofnęła się o trzy kroki do tyłu, zaciskając palce na pasku przerzuconej przez ramię torby tak mocno, że jej knykcie pobielały. Odwróciła się w kierunku Lazarusa, który stał na drugim końcu korytarza, blokując jej drogę ucieczki. Dominique zagryzła wargi, a jej twarz była wyzuta niemal ze wszystkich emocji, kiedy odłożyła torbę na ziemię, wyciągając z niej różdżkę.
— A więc tak to ma się skończyć? — spytała cicho, niemal groźnie. Nie wyglądała jak potulna, cicha dziewczyna w tej chwili. Jej różdżka zdawała się dopasowywać do jej nastroju, bo z jej końca wystrzeliły czerwone, ostrzegawcze iskry. — Przepuść mnie, Nott. Inaczej pożałujesz. — Nie chciała się pojedynkować. Była jednak smutna, zgorzkniała i wściekła, a to połączenie sprawiało, że stawałą się także niebezpieczna i podejmowała nierozsądne, niepodobne do niej decyzje. Poza tym to Lazarus wszystko rozpoczął; widziała, że wciąż nie opuścił swojej różdżki, a ona nie miała zamiaru być nieuzbrojona, kiedy posyłał w jej kierunku zaklęcia. Nie należała do klubu, nie oznaczało to jednak, że jej magia była słaba; Dominique była potężną czarownicą, tylko nie pokazywała tego na co dzień, a jeżeli Ślizgon jej nie przepuści, zaraz przekona się na swojej skórze, że nie należało drażnić śpiącego smoka.
Usuń— Mam dość. Nie chcę tego słyszeć, nie rozumiesz? — warknęła, jej oczy płonęły. — To musiałeś być ty. Tylko my wiedzieliśmy o spotkaniu. Tylko my wiedzieliśmy, że coś się między nami dzieje, coś więcej. Jako jedyny znałeś miejsce mojej pracowni i chciałeś się w niej spotkać. Chyba nie powiesz mi, że tych dwóch półgłówków nagle poznało sztukę oklumencji i wydarli tajemnice z twojego umysłu? Nawet ciebie stać na lepsze wymówki — parsknęła Dominique. Nie poznawała siebie. Nie podobało jej się to, kim się przez niego stawała. Nie chciała taka być; pełna jadu i złości. Ale nie potrafiła nad tym zapanować. — Od początku wiedziałam, że to niemożliwe, żebyś zwrócił na mnie uwagę… Ale naprawdę musiałeś być taki okrutny? Nie tylko zabawiłeś się moim kosztem, ty mnie zniszczyłeś. Jak długo masz zamiar się jeszcze wypierać? — spytała. Wiedziała jednak, że Lazarus nie rozumiał w pełni tego, do czego doprowadził.
Minnie
Dominique poczuła, jak jej serce pęka na pół. Do tej pory zagubiona mina Lazarusa, jego pytania wypełnione zirytowanym tonem pozwalały jej jeszcze mieć nadzieję, że doszło do jakiejś pomyłki, że chłopak przyciągnie ją do siebie, pozwalając jej ukryć twarz w swojej klatce piersiowej i mocno ją przytuli, szepcząc do słowa kojące zapewnienia. Tymczasem Ślizgon potwierdził wszystkie jej podejrzenia, jego rysy twarzy nabrały ostrości i zaciętości, jakby w tej chwili odrzucił wszystkie pozory. Nie rozumiała go, nie rozumiała całej tej sytuacji, jeszcze przed chwilą gonił ją, próbował się dowiedzieć, a teraz… A teraz stwierdził, że to była jego prawdziwa twarz, że od początku właśnie taki był, tylko ona tego nie dostrzegała.
OdpowiedzUsuń— Dlaczego? — szepnęła Minnie, z trudem panując nad łzami cisnącymi się jej do oczu, ale wtedy zobaczyła jego wyzywający uśmieszek. Zrób to. Poczuła, jak jej palce mimowolnie mocniej zaciskają się na drewnie różdżki, jak jej mięśnie spinają się. Nie wierzył, że Weasley była do tego zdolna. Nie wierzył, że zacznie ciskać w niego urokami, nie wierzył, że będzie w stanie go skrzywdzić, a tym samym sprowokował ją, sprawił, że jej ostatnie opory zniknęły. Sam tego chciał, więc miała zamiaru spełnić jego prośbę.
— Expelliarmus — wycedziła Dominique. Różdżka wyleciała z kurczowo zaciśniętych palców Lazarusa i z głuchym stukotem opadła na podłoże kilka metrów dalej. Nie traciła jednak czasu, wykonując zgrabny ruch nadgarstka. — Expulso. — Siła zaklęcia popchnęła Ślizgona na ścianę z taką mocą, że z sufitu posypał się jasny pył. — Drętwota. — zakończyła sekwencję, sprawiając, że chłopak był teraz na jej łasce. To wciąż było jednak za mało. Jakaś mroczna część jej duszy podpowiadała jej, że powinna skrzywdzić chłopaka równie mocno jak on skrzywdził ją, że nie powinna okazywać mu łaski, a te dwie magiczne formuły były zaledwie dziecinną igraszką w obliczu tego, co mogła z nim zrobić, kiedy był przyszpilony do ściany i bezbronny. Czarna magia nigdy nie leżała w zakresie jej zainteresowań, jednak jej ojciec był łamaczem klątw, który stykał się z najbardziej paskudnymi i śmiercionośnymi zaklęciami na świecie, a Minnie zawsze była ciekawą świata dziewczynką, której słuchanie o przygodach Billa z czasem przestało wystarczać, więc chętnie zaglądała do jego książek, kiedy miała pewności, że nikt jej nie widział. Ojciec wręcz podsycał w niej tę żądzę wiedzy, pokazując stare artefakty, do których nie powinna mieć dostępu; matka zawsze się o to złościła, wyrzucając z siebie francuskie sformułowania z taką prędkością, że nawet biegła w rodzinnym języku Delacourów Dominique miała problemy ze zrozumieniem Fleur. Znała potężne zaklęcia, zaklęcia, które sprawiłyby, że Nott dostałby nauczkę i już nigdy nikogo by nie skrzywdził. Jej wargi mrowiły, domagając się wypowiedzenia odpowiednich słów, ale… Nie. To nie była ona. Musiała być lepsza od niego. Musiała odróżniać dobro od zła, musiała wiedzieć, kiedy się zatrzymać, w przeciwnym razie nie byłaby lepsza od uczniów, którzy wczoraj zdemolowali jej azyl. Nie mogła odpowiadać ogniem na ogień, ponieważ wtedy cały świat stanąłby w płomieniach i nie pozostałoby z niego nic oprócz pożogi.
Powoli podeszła do Lazarusa, przytykając koniec różdżki do jego gardła i uśmiechnęła się słodko, jednak było w tym grymasie coś drapieżnego, złowieszczego.
Usuń— Posłuchaj mnie teraz dobrze, Nott — powiedziała cicho, unosząc palce i ujmując jego podbródek, by miała pewność, że spoglądał jej w oczy. — To nie ja nie zasługuję na ciebie. To ty nie zasługujesz na mnie. Nie zasługujesz na szczęście, jakie mogłam ci nie dać. Nie zasługujesz na moje zaufanie, którym byłam gotowa cię obdarzyć. Nie zasługujesz na wiarę, jaką w tobie pokonałam, a dzięki której mógłbyś osiągnąć nawet więcej niż sobie zamarzyłeś, gdybym tylko wciąż cię wspierała… Jesteś smutnym, małym chłopcem, który próbuje się dowartościować kosztem innych. Jesteś zniszczony, więc w ten sam sposób próbujesz zniszczyć innych. Ale nie pozwolę ci na to. Nie będę cierpiała przez kogoś takiego jak ty. — Tym razem jej głos przepełniała pewność siebie, przemawiała przez nią zaskakująca siła charakteru, której chyba nikt nie spodziewałby się po drobnej blondynce, która zaczynała się rumienić i jąkać, kiedy ktoś zaczynał zwracać na nią uwagę. Westchnęła, a na jej twarzy pojawił się smutek, kiedy odgarnęła przydługie, ciemne włosy z jego czoła i delikatnie założyła je za jego ucho. — Zakochiwałam się w tobie, Lazarusie. Przez ten krótki czas, który spędziliśmy razem, nie było momentu, w którym nie byłabym z tobą szczera. Myślałam, że… Miałam nadzieję… Sądziłam, że jako jedyny okażesz się inny, że cię poznałam, prawdziwego ciebie. Nawet teraz trudno mi uwierzyć w to, że przez cały czas mnie oszukiwałeś… Dobry z ciebie aktor — przyznała niechętnie, z goryczą. Powoli wypuściła powietrze z płuc i cofnęła się o krok, zabierając różdżkę z jego gardła. Teraz, kiedy wyrzuciła z siebie wszystkie te słowa, poczuła się jeszcze bardziej pusta. Przypominała wydrążoną skałę, która nie była w stanie dłużej przeciwstawiać się potężnemu prądowi wody. Niemal chciała się do niego przytulić, ale przecież nie mogła szukać w nim oparcia, cała jego poza była fałszywą iluzją zbudowaną tak, by wpasowała się w jej potrzeby.
Dominique, która nie da sobą pomiatać
[Cześć! Bardzo chętnie piszemy się z Christine na coś dramatycznego!]
OdpowiedzUsuńChristine Buxton
Dominique była przerażona tym, co zrobiła. Nie spodziewała się, że siła jej zaklęcia będzie na tyle potężna, by wprowadzić chłopaka w lekką śpiączkę i połamać mu kości. W jednej chwili wpatrywał się tymi cudownymi, zielonymi tęczówkami w jej oczy, nie zdradzając na twarzy żadnych oznak bólu, a w następnej leżał skulony na zimnej ziemi ze szkarłatną krwią plamiącą jego szatę, ciemne włosy i nierówno ułożone płytki. Minnie zasłoniła dłonią usta, łkając cicho, gdy łagodnie ułożyła jego głowę na swoich kolanach. Jej palce odnalazły różdżkę, która pod wpływem szoku wysunęła się z jej zdrętwiałych dłoni; z reguły nie miała problemu z przywołaniem patronusa, ale teraz udało jej się to dopiero za trzecim podejściem, zbyt ciężko było jej sobie przypomnieć szczęśliwe wspomnienie, kiedy nieprzytomny Lazarus z trudem łapał powietrze.
OdpowiedzUsuń— Expecto Patronum — szepnęła, a biała mgiełka o błękitnym poblasku przyjęła kształt łabędzia. — Przekaż wiadomość do Skrzydła Szpitalnego: korytarz, pierwsze piętro, ranny uczeń, przyślijcie pomoc jak najszybciej. — Ptak majestatycznie pochylił głowę, przyjmując polecenie i rozłożył skrzydła, zrywając się do lotu. Dominique spojrzała na chłopaka, przytulając go do siebie. — Przepraszam… Merlinie, nie chciałam… — szeptała gorączkowo. Jakiś cichy głosik powtarzał w jej głowie, że powinna napawać się tym widokiem, ale nie potrafiła. Wzięła drżący wdech, jej ręce drżały, gdy przyłożyła czubek różdżki do torsu Larry’ego. — Anapneo — wymruczała i klatka piersiowa chłopaka zaczęła unosić się i opadać w nieco spokojniejszym, głębszym rytmie, ułatwiając mu oddychanie. — Enervate — dodała, niwelując wcześniejszą klątwę i rozpoczynając proces leczenia. — Episkey. — Musnęła jego włosy, powodując zasklepienie się paskudnej rany na głowie, ale choć Dominique znała zaklęcia uzdrawiające, nie była specjalistką w tym zakresie i wiedziała, że Ślizgon będzie potrzebował o wiele bardziej specjalistycznej opieki, by powrócić do pełni zdrowia. — Co ja zrobiłam… Przepraszam, Larry… Tak bardzo cię przepraszam…
Wkrótce zostali znalezieni przez pielęgniarkę, która szybko przetransportowała chłopaka do Skrzydła Szpitalnego. W tym czasie Dominique trafiła do gabinetu Longbottoma, ale nie odpowiedziała na żadne z jego pytań, jedynie wpatrując się pusto przed siebie i zaciekle pocierając dłonie, na których wciąż widniała krew Lazarusa. W końcu dyrektor odesłał ją do dormitorium, uznając, że dziewczyna była w szoku i nic z niej nie wyciągnie, ale wiedziała, że to nie koniec przesłuchania i będzie musiała w końcu przyznać się do swojej winy, tylko że… Nott skłamał. Utrzymywał, że poślizgnął się na korytarzu i tym samym ochronił ją przed potwornymi konsekwencjami. Tej samej nocy Dominique zakradła się do Skrzydła Szpitalnego i przysiadła się przy łóżku chłopaka, w blasku świec przyglądając się jego chorobliwie zapadniętej twarzy. Nie była pewna, jak wiele godzin tam spędziła; nie odważyła się poruszyć, nie chcąc go budzić. W końcu podniosła się ze swojego miejsca wraz z pierwszymi promieniami słońca.
— Żegnaj, Lazarusie — szepnęła, składając na jego czole miękki pocałunek, po czym wyszła z sali, nie odwracając się za siebie.
***
O ile to w ogóle możliwe, Dominique stała się jeszcze bardziej niewidzialna niż do tej pory. Praktycznie przestała się odzywać, od wielu dni nikt nie usłyszał jej głosu, ewentualnie odpowiadała mruknięciami i półsłówkami. Nie przychodziła do Wielkiej Sali na posiłki, zamiast tego zakradała się do kuchni, prosząc domowe skrzaty o zostawienie dla niej oddzielnej porcji i spożywała je w samotności w dormitorium. Przez pierwsze dni niemal wszystko zwracała, wymiotując w łazience, gdy żółć podchodziła jej do gardła, ale teraz udawało jej się zatrzymywać pożywienie w żołądku. Niemal całe dnie spędzała na nauce, ukryta za ogromnymi stosami chyboczących się na boki podręczników albo spała. Miała wrażenie, że mogłaby spać całe dnie, ale była to zasługa nielegalnie pozyskanych eliksirów; pozwalały jej zapaść w sen pozbawiony wszelkich obrazów, był głęboką, czarną studnią pozbawioną dna. Tylko tak mogła uwolnić się od wspomnień zakrwawionego Lazarusa, od jego okrutnych słów wymierzonych w jej stronę, od tego wszystkiego, co się między nimi wydarzyło. Przestała także odwiedzać swoją pracownię malarską, którą zamknęła za pomocą skomplikowanych zaklęć; za każdym razem, kiedy palce zaczynały ją mrowić, dusiła w sobie potrzebę malowania, bo bez końca malowała rzekę krwi i makabryczną scenę jej magicznego ataku na chłopaka. Stała się kłębkiem nerwów, podskakiwała ze strachu za każdym razem, gdy ktoś podchodził do niej za blisko, na widok uczniów z Domu Węża uciekała, niemal spodziewając się, że przyszli wymierzyć jej sprawiedliwość za to, co spotkało Lazarusa, ale nikt się na niej nie mścił. Kiedy usłyszała, że Nott wrócił na zajęcia, tego dnia nie pojawiła się na żadnych lekcjach, obawiając się konfrontacji, nie mogła jednak unikać go w nieskończoność. Czasami jego wysoka sylwetka migała jej gdzieś na korytarzu; raz omal nie dostała zawału serca, kiedy musieli się wyminąć w przejściu prowadzącym do klasy. Poza tym jednak Lazarus traktował ją jak powietrze i chociaż Dominique cały czas cierpiała, powtarzała sobie, że tak będzie dla niej lepiej.
UsuńNadeszła lekcja Zielarstwa. Ich Minnie obawiała się najbardziej, Justin nie był już dłużej jej partnerem i nie udało jej się jeszcze znaleźć zastępstwa. Usiadła przy swojej zwyczajowej ławce, spuszczając głowę i chowając się za rośliną. Profesor zaczął opowiadać o ich dzisiejszym zadaniu, a po piętnastu minutach kazał im się dobrać w pary. Wtedy do szklarni wpadł spóźniony Lazarus. Wyglądał paskudnie; jego włosy sterczały we wszystkich kierunkach w nieładzie, miał pod oczami ciemne sińce i chwiał się, jakby nie mógł utrzymać się w pionie.
— Jak to miło, że pan Nott w końcu zdecydował się zaszczycić nas swoją obecnością. Mogę wiedzieć, co było tak ważne, że spóźniłeś się niemal dwadzieścia minut? Zajęcia nie są wystarczająco interesujące, żebyś chciał się na nich pojawić punktualnie? — zapytał ironicznie nauczyciel, po czym rozejrzał się po cieplarni. — Weasley nie ma jeszcze partnera. Może ona będzie miała na ciebie dobry wpływ, Nott. Siadaj i słuchaj.
Dominique stężała. Nie, nie, to nie mogła być prawda. Zebrała się w sobie i uniosła rękę w powietrze.
— Panie profesorze? Naprawdę nie potrzebuję pary. Poradzę sobie sama, a… — Jej głos był zachrypnięty, w końcu od dawna go nie używała.
— Milcz, Weasley. Ja decyduję, czy potrzebujesz pary. Na co czekasz, Nott? Chyba nie masz problemu z trafieniem do ławki, co? — Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. Najwyraźniej podejrzewał, że Larry był na kacu.
Dominique miała ochotę zerwać się z miejsca i uciec z pomieszczenia. Nie mogła z nim pracować. Po prostu nie mogła.
Minnie
Dominique była cała spięta. Trudno było jej oddychać, a jej serce boleśnie tłukło się w piersi – wcześniej wynikałoby to z jej ekscytacji wywołanej bliskością Lazarusa, teraz przyspieszone tempo miało swoje źródło w jej strachu i zdenerwowaniu. Jej dłonie drżały, kiedy zupełnie niepotrzebnie zaczęła porządkować swoje rzeczy, które już wcześniej były ułożone w idealnych odległościach od siebie, ale czuła, że jeśli nie znajdzie sobie zajęcia to wkrótce zwariuje. Ślizgon nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem, przez cały czas milczał, zupełnie ignorując jej obecność. Niegdyś ta cisza nie przeszkadzałaby jej tak bardzo, lecz teraz była nasycona napięciem i wzajemną niechęcią. Minnie sądziła, że zapyta ją chociaż o temat lekcji, skoro sam był spóźniony i przegapił wprowadzenie, ale Nott wydawał się być zupełnie niezainteresowany przebiegiem zajęć; kilka razy spojrzała na niego kątem oka, zastanawiając się, kiedy chłopak wyciągnie swoje podręczniki i notatki, jednak on przez cały czas wpatrywał się zamglonym spojrzeniem gdzieś przed siebie, nie zwracając najmniejszej uwagi na otoczenie. Jakby w szklarni znajdował się ciałem, ale jego duch błądził gdzieś daleko stąd. Zmarszczyła nos, kiedy wyczuła od niego smród papierosów i zakasłała cicho; nie znosiła ciężkiego zapachu dymu papierosowego, a szaty Lazarusa były całe nim spowite, jakby dopiero co zgasił peta. Wyglądał… źle. Nie mogła uwierzyć, że zaledwie tydzień temu cały promieniał, obnosząc się przed nią swoją odznaką prefekta, a teraz… Przestań, Dominique. To były zwykłe kłamstwa. Nie powinien cię już obchodzić. Jeżeli chce oblać zajęcia u Longbottoma, jego sprawa, tobie nic do tego.
OdpowiedzUsuńPuchonka szybko spuściła wzrok na wycinek pergaminu leżący nad nią na stole, kiedy Lazarus gwałtownie podniósł się z krzesła. Tak bardzo skupiła się na czytaniu instrukcji, że nie zauważyła, kiedy Ślizgon wrócił; wzdrygnęła się, gdy donica z hukiem wylądowała na drewnianym blacie. Z potrąconej przez nią łokciem sadzonki na stół wysypała się wilgotna ziemia. Dominique szybko wyciągnęła dłoń, by posprzątać bałagan, ale wtedy jej palce zetknęły się ze skórą Larry’ego i dziewczyna zamarła. Jego dotyk wciąż wywoływał delikatne łaskotanie w jej brzuchu, wzdłuż jej kręgosłupa ponownie przebiegł przyjemny prąd. Nienawidziła siebie za to, że nadal reagowała na jego bliskość, że nadal potrafił zupełnie ją rozbroić tym swoim intensywnym spojrzeniem zielonych tęczówek i subtelnym muśnięciem palców. Przez kilka sekund Dominique wstrzymywała oddech, jedynie wpatrując się w jego twarz i lekko ściskając jego dłoń… A wtedy przechodzący za jej plecami Puchon potrącił ją, wyrywając ją z tego osobliwego transu. Poderwała się na równe nogi, gwałtownie cofając się do tyłu i odwróciła się do Notta plecami, oddalając się o kilka kroków. Musiała się uspokoić, odzyskać równowagę. Jej spojrzenie padło na fiolki ułożone w rzędach na półce, zaczęła je liczyć w nadziei, że to pomoże jej zapanować nad własnymi uczuciami. Po kilku minutach uznała, że jest gotowa, by wrócić na swoje stanowisko pracy, ale zatrzymała się w pół kroku, dostrzegając siódmoroczną Ślizgonkę opierającą się o ich stół po stronie Lazarusa tak nisko, że praktycznie siedziała mu na kolanach. Minnie zacisnęła dłonie w pięści, zmuszając się, by usiąść na swoim krześle i ostentacyjnie ignorowała rozgrywającą się koło niej scenkę.
— Larry, kotku… Nawet się ze mną nie przywitałeś — wymruczała ciemnowłosa dziewczyna, przesuwając palcami po jego żuchwie. Dominique miała ogromną ochotę złamać jej tę rękę. — Stęskniłam się za tobą. Nie chciałbyś mi dzisiaj dotrzymać towarzystwa? Ostatnio czuję się samotna, a ty doskonale potrafisz się mną zająć, kotku.
Minnie zacisnęła zęby tak mocno, że aż zabolała ją szczęka. Zamaszyście otworzyła swój notes i udała, że jest w pełni skupiona na zapisywaniu wskazówek dyktowanych im obecnie przez Longbottoma, choć jednocześnie jej spojrzenie ciągle uciekało w kierunku Lazarusa i jego znajomej. Czego właściwie się spodziewała? Powinna była wiedzieć, że szybko znajdzie sobie kolejną zabaweczkę.
zazdrośnica
Dominique zaczynała odczuwać mdłości. Nie dość, że cierpiała, to teraz jeszcze musiała być świadkiem tego przedstawienia? Nie mogła znieść tego, jak ta dziewczyna się do niego zwracała, z jaką swobodą go dotykała, zupełnie nie przejmując się faktem, że mieli widownię w postaci innych uczniów. Nienawidziła Lazarusa za to, że tak szybko znalazł się w ramionach innej. Jeszcze bardziej nienawidziła siebie za to, że się tym przejmowała. Miała złamane serce, a on był jedynym, co zaprzątało jej myśli od świtu do nocy, podczas gdy Nott po prostu wskoczył w objęcia pierwszej lepszej Ślizgonki… To tak kurewsko bolało.
OdpowiedzUsuńMinnie ze zdumieniem poderwała głowę, kiedy chłopak nagle podniósł się z krzesła i wybiegł z cieplarni. Podążyła za nim wzrokiem zmartwiona i w pierwszym odruchu chciała pobiec za nim, upewnić się, że wszystko jest w porządku, drgnęła… Ale wtedy do porządku doprowadził ją głos Jane.
— A ty na co się gapisz? Wracaj do swojego zadania, dziwaczko — prychnęła brunetka, przerzucając przez ramię długie włosy. Puchonka nie odpowiedziała, bez słowa zatapiając się ponownie w swoich notatkach i przerwała dopiero wtedy, kiedy nagle usłyszała koło siebie głos Larry’ego. Starała się utrzymywać obojętny wyraz twarzy, ale nie wiedziała, czy jej się to udało; chciała go zapytać, czy wszystko w porządku, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała.
— Nie musisz mi się tłumaczyć. Możesz robić, co tylko ci się podoba… z kim tylko chcesz — dodała lodowatym tonem Dominique, a jej spojrzenie powędrowało w kierunku Ślizgonki, która siedziała kilka stołów przed nimi, aby Lazarus dokładnie wiedział, o kim mówiła. Na jej twarzy odmalował się wyraz zniesmaczenia, ale także wstydu. Jak mogła myśleć, że uczucia Notta do niej były szczere? Wystarczyło popatrzeć na Jane, która była zupełnym przeciwieństwem Minnie, by od razu zrozumieć, że chłopak nigdy dobrowolnie nie zwróciłby uwagi na cichą, lękliwą Puchonkę. Nie tylko zupełnie różniły się pod względem fizycznym: Jane miała ciemne, lśniące włosy, które opadały miękkimi lokami na jej plecy, jej brązowe, niemal czarne oczy przyciągały uwagę swoim magnetyzmem, jej skóra była opalona, a szata mocno opinała się na jej dużych, kobiecych krągłościach, podczas gdy kosmyki Dominique były jasne i proste, jej błękitne tęczówki nagle wydały jej się zupełnie pozbawione wyrazu, blada sera nadawała jej chorobliwy wygląd, a cała jej sylwetka była drobna i delikatna. Ponadto Jane była wszystkim tym, czym Dominique nie była; Ślizgonka roztaczała wokół siebie uwodzicielską aurę kusicielki, miała w sobie ogromną charyzmę i pewność siebie, podczas gdy Weasley była łagodna i nieśmiała. Były ogniem i wodą, a ona była na tyle naiwna, by sądzić, że Larry szczerze mógłby się w niej zakochać? Z całą mocą uświadomiła sobie, że taka relacja nigdy nie mogłaby się ziścić, że była jedynie wytworem jej wyobraźni. Nott musiał się świetnie bawić jej kosztem, skoro przez cały ten czas mógł umawiać się z takimi dziewczynami jak Jane. Jednocześnie nie mogła powstrzymać tej iskry zazdrości, która w niej płonęła; zacisnęła palce na piórze tak mocno, że jego ostra część wbiła się w jej skórę, zostawiając krwistą rankę na wnętrzu jej dłoni, ale Dominique zdawała się tego nie dostrzegać.
— Byłeś z nią przez cały ten czas, kiedy my…? — spytała nagle dziewczyna, unosząc spojrzenie na twarz Lazarusa. W tej chwili wydawała się taka bezbronna, taka krucha. Nie wiedziała nawet, jak miałaby dokończyć to pytanie, bo przecież pomiędzy nimi nigdy nie było żadnego my, a gdyby Nott przytaknął, rozbiłby jej serce na miliony malutkich kawałeczków… Ale musiała wiedzieć. Musiała wiedzieć, czy przez ten cały czas spotykał się z innymi dziewczynami za jej plecami, czy razem z nimi naśmiewał się z głupiutkiej Minnie Weasley, czy całował ją, a później całował inne, nie przejmując się tym, jak wiele te pocałunki dla niej znaczyły, bo dla niego nie znaczyły nic.
Dominique zacisnęła zęby, po czym lekko pociągnęła go za rękaw szaty, tym samym dając mu znak, że powinien usiąść na swoim miejscu.
Usuń— Jeżeli wszystko zrobię sama, Longbottom nie zaliczy ci tej lekcji. To byłyby już drugie oblane zajęcia w tym semestrze, a wiesz, co się stanie, jeśli po raz trzeci podwinie ci się noga — przypomniała mu, zła na siebie, że wciąż przejmowała się jego ocenami, a przecież powinna dążyć do tego, by jak najbardziej utrudnić mu codzienną egzystencję po tym, co jej zrobił. Nie chciała jednak, żeby zawalił cały rok tylko dlatego, że ich znajomość przybrała tak nieprzyjemny obrót. Później mógłby zamienić jej życie w piekło, powtarzając, że to przez jej zadzieranie nosa nie zaliczył siódmego roku. Przesunęła w jego stronę kawałek pergaminu z instrukcjami zapisanymi wcześniej przez nauczyciela. — Nie mamy dużo czasu dzięki twojej słodkiej schadzce z tą lafiryndą, więc słuchaj mnie uważnie. Longbottom zaklął te rośliny, by weszły w stan hibernacji, mimo że jest maj. Mamy sporządzić wywar, dzięki któremu się wybudzą i który jednocześnie przyspieszy ich wzrost, żeby wypuściły owoce, z których mamy następnie pobrać sok. Jakieś pytania? — spytała ostro, a jej spojrzenie dawało jasny przekaz, że nawet jeśli Larry miał pytania, lepiej by było, aby zachował je dla siebie i po prostu zabrał się do pracy.
Minnie, której wciąż zależy
— Panno Buxton, musi pani szybko pójść za mną! Inaczej oni się tam pozabijają! — usłyszawszy spanikowany, dziewczęcy głos, Christine stojąc na jednym z wyższych szczebli drabiny, – dzięki której miała zamiar zająć się porządkami górnych półek regałów – spojrzała w dół, w poszukiwaniu nadawczyni tego alarmu. W oczy najpierw rzuciły się jej czarno-żółte szaty domu Hufflepuff, a następnie przestraszona twarz Puchonki z tego co kojarzyła będącej teraz na trzecim roku. Zaalarmowana tym wezwaniem, jeszcze zanim zdążyła zapytać o co chodzi i kto się pozabija, automatycznie odłożyła trzymaną w dłoni książkę z powrotem na swoje miejsce, po czym postawiła jedną stopę na niższym szczeblu. Właściwie to już, nie kryjąc zdziwienia otwierała usta, jednak odpowiedź na nie zadane jeszcze pytanie przyszła do niej sama: — Dominique i Lazarus Nott! Kłócą się przy drzwiach wejściowych do biblioteki, musi im pani przerwać, prędko! — usłyszała i zanim jeszcze zdążyła postawić stopę na posadzce, sylwetka rozemocjonowanej dziewczyny kierującej się już w stronę domniemanego miejsca zbrodni, zniknęła jej przed oczyma.
OdpowiedzUsuńZ cichym westchnięciem prosto z drugiego końca czytelni skierowała się w stronę wejścia. Z każdą sekundą słyszała coraz to głośniejsze odgłosy wymiany zdań pomiędzy dwójką wcześniej wspomnianych uczni, a zaniepokojona głośnym, wyraźnym i przede wszystkim dosadnym trzymaj się ode mnie z daleka wypowiedzianym, a raczej wykrzyczanym przez Dominique Weasley, gwałtownie przyśpieszyła kroku. Szukając wzrokiem tych dwoje, bez słowa mijała uczniów z uniesionymi teraz nad woluminami głowami – niektórzy spojrzeniem wyrażali niemałe poirytowanie spowodowane przerwaniem bibliotecznej ciszy; jeszcze inni, zwyczajnie zaintrygowani sensacją tego pokroju w takim miejscu, z zaciekawieniem wyciągali głowy przed siebie, w nadziei dostrzeżenia czegoś ciekawego.
A Christine, dotarłszy w końcu w centrum tego całego zamieszania, bez namysłu stanęła pomiędzy kłócącymi się Ślizgonem i Puchonką, jednocześnie przerywając im całą dyskusję. I tak się jakoś złożyło, że stanęła twarzą do Lazarusa i właśnie tylko w jego stronę skierowała swój nieukrywający zdenerwowania ich zakłócaniem spokoju oraz upominająco-domagający się wyjaśnień wzrok, co zapewne musiało wyglądać tak, jakby nie znając kontekstu sporu pomiędzy nimi, automatycznie stanęła w obronie Dominique, a całą winę z góry zrzuciła na chłopaka. I może faktycznie w reakcji na usłyszane przed momentem słowa dziewczyny, coś z tego mogłoby odnaleźć swoje potwierdzenie. Jednak orientując się jak jednostronnie wygląda jej postawa, prędko zmieniła pozycję, aby móc przyjrzeć się im oboje.
— Mhm... — mruknęła nieprzekonana, spoglądając najpierw na wyrażającą swoim spojrzeniem emocje zgoła inne niż jakby właśnie doświadczyła tylko rozmowy uczennicę, a później równie nieprzekonanym wzrokiem spojrzała na chłopaka. — W takim razie proponowałabym zakończyć już tę pogawędkę. — dokończyła, zakładając ręce na piersi. Odchrząknęła cicho, wyraźnie sugerując rozejście się i stojąc jeszcze przez kilkanaście sekund w tym samym miejscu, odprowadzała wzrokiem Lazarusa, który przyjął ten przekaz i bez zwłoki zdecydował się do niego zastosować. Widząc, że sylwetka Ślizgona znika za drzwiami, posłała biednej Dominique pocieszający uśmiech, jeszcze zanim ona również podjęła decyzję o opuszczeniu pomieszczenia. Rozluźniła ramiona czując, jak biblioteczna harmonia zaczyna powoli wracać do swojej normy, a zaciekawione głowy na powrót wtykają swoje nosy w woluminy.
Nieco rozstrojona tym całym zdarzeniem ruszyła w stronę swojego biurka, uznając właśnie ten moment odpowiednią chwilą na wypicie kawy, zanim wróci do swojego poprzedniego zajęcia. Wciąż nie mogła wyrzucić sprzed swoich oczu obrazu dwójki uczniów toczących bitwę słowną i właściwie sama nie rozumiała dlaczego, bo przecież to całkowicie nie była jej sprawa i nawet za bardzo się nią nie interesowała; zależało jej tylko na tym, żeby dwójka nastolatków nie zrobiła sobie krzywdy i zakończyła swoje sprzeczki, a jeżeli konieczne już musieli, to chociaż nie przeszkadzając już więcej innym użytkownikom, przenieśli się gdzieś indziej. I wbrew jej oczekiwaniom poszło to znacznie prościej, niż jej się początkowo wydawało, że pójdzie. Oczywiście, że nadal była zaniepokojona, zwłaszcza stanem Puchonki, która równie szybko ewakuowała się z czytelni, ale wiedziała dobrze, że to już nie była jej sprawa. Aż w końcu, trzymając w dłoniach gorący kubek, zdała sobie sprawę, dlaczego wciąż widziała całą tę sytuację przed oczami. Z jednego, prostego powodu: Lazarus Nott trzymał w dłoniach książkę, której tytułu nie zdążyła zarejestrować, ale której bez wątpliwości nie zanotowała jako wypożyczoną przez Ślizgona w jego kartotece. A to już była jej sprawa.
UsuńOdłożyła kubek pełen kawy i wstała, po czym od razu ruszyła w stronę wyjścia z biblioteki. Nie miała zamiaru odchodzić daleko, nie chcąc zostawiać księgozbiorów bez opieki – chociaż wychodząc dostrzegła obecność kilku częstych bywalców i była bardziej niż pewna, że podczas jej chwilowej nieobecności, ktoś w razie potrzeby dopilnuje porządku – ale w nadziei, że Lazarus nadal kręci się gdzieś niedaleko, zdecydowała się poszukać go w najbliższej okolicy. Kiedy napotkała po drodze rzuconą niedbale na podłodze księgę o tytule Automagiczne użycie talizmanów uznała tylko, że zapewne zdenerwowany wyproszeniem go z biblioteki Ślizgon w przypływie złości zdecydował się ją tam porzucić. Westchnęła cicho i decydując się odpuścić chłopakowi ten niegodny pochwały gest, schyliła się żeby podnieść książkę z podłogi, a wtedy kilka metrów dalej dostrzegła również porzuconą na podłodze czarną różdżkę i natychmiast odrzuciła tę wcześniejszą myśl. Szybkim krokiem ruszyła w głąb korytarza. W obawie na jaki widok może napotkać się dalej, zapomniała o różdżce, mijając ją i zostawiając za sobą. Szła szybko, ale niepewnie. Kiedy jednak zza kolejnego zakrętu dostrzegła bezwładne ciało tego samego chłopaka, który jeszcze jakieś pół godziny temu w pełni sprawny i w pełni przytomny przebywał w bibliotece, serce podskoczyło jej do gardła i niemalże biegiem dotarła do niego, nie potrafiąc powstrzymać się od wydania ze swoich ust charakterystycznego dźwięku, spowodowanego szokiem. Leżał nieruchomo, oczy miał zamknięte, a z rany na czole kapała mu krew, której krople na podłodze kształtowały się już w niedużą, ale spójną, ciemnoczerwoną plamę. Uklękła na ziemi i pochyliwszy się nad najprawdopodobniej nieprzytomnym Lazarusem, wypowiedziała pod nosem zaklęcie gojące ranę.
— Panie Nott? — spytała w końcu; lewą rękę zbliżyła do policzka chłopaka i z zachowaniem delikatności, poprzez kontakt jej dłoni z jego twarzą, postanowiła spróbować go ocucić. Cholera, korytarz cały był pusty, a nie mogła przecież go tutaj zostawić w takim stanie i pójść szukać pomocy.
Nie taka wcale surowa, panna Buxton
Dominique miała ochotę spierać się z chłopakiem dla samej zasady, bo irytowało ją to, że wysuwał swoje propozycje, niejako zmuszając ją do dostosowania się do jego słów, a przecież powinien się cieszyć, że w ogóle zgodziła się z nim współpracować i dopuściła go do tego projektu! Niestety, jego sugestia była całkiem sensowna, dlatego brakowało jej logicznych argumentów, dzięki którym mogłaby podważyć jego pomysł, stąd jedynie wykrzywiła swoją twarz w niezadowolonym grymasie, nie odzywając się głośno, kiedy Lazarus rozkładał na stole odpowiednie flakoniki, połowę z nich stawiając przed samą Puchonką. Nie chciała jego pomocy, ale uznała, że nie zasługiwał nawet na jej gniew, dlatego milczała, pozwalając mu zająć się rozstawianiem słoiczków z odpowiednimi specyfikami, choć jednocześnie czuła na sobie jego badawcze spojrzenie. Udawała, że ze znudzeniem rozgląda się po klasie, byle tylko nie spojrzeć w te jego przeklęte, hipnotyzujące oczy, które zdawały się przyciągać jej uwagę bez względu na toczący się pomiędzy nimi spór. Dlaczego Larry musiał być taki przystojny? To było niesprawiedliwe. Czułaby się lepiej, gdyby był mniej atrakcyjny, a tak bez problemu mógł przebierać w kolejnych dziewczynach, pozwalając, by taka uwodzicielka jak Jane flirtowała z nim na oczach wszystkich. Dominique wciąż nie mogła wyrzucić z głowy obrazu jej dłoni sunącej po jego twarzy i miękkiego, poufałego sposobu, w jaki wypowiadała imię Lazarusa. Nawet ktoś z tak niewielkim doświadczeniem w sprawach damsko-męskich jak Dominique zauważyłby, że łączyła ich zażyła, intymna relacja, co doprowadzało Puchonkę do szału. Na jej policzki wystąpiły czerwone plamy, gdy starała się zapanować nad swoją złością, nie chciała dać mu satysfakcji… Ale najwyraźniej Ślizgon przejrzał jej pozory, dostrzegając zazdrość płonącą w duszy Minnie.
OdpowiedzUsuń— O kogo miałabym być zazdrosna? O nią? Pewnie nie potrafiłaby nawet przeliterować zaklęcia, którym zupełnie słusznie rozwaliłam ci głowę — prychnęła Dominique złośliwie, choć jednocześnie poczuła ukłucie wyrzutów sumienia. Widok ciemnej krwi oblepiającej jej drobne palce wciąż ją prześladował. Spędzała długie godziny w łazience z dłońmi wsadzonymi do gorącej wody i próbowała zmywać nieistniejącą, szkarłatną ciecz ze swojej skóry. Zadrżała na samo wspomnienie bezładnego ciała Lazarusa skulonego na zimnej posadzce. Nieważne, jak bardzo emocjonalnie ją skrzywdził, nigdy nie powinna była posuwać się do magicznej przemocy. — Czy wszystko już w porządku z twoimi ranami? Zasklepiły się? Nie będziesz miał żadnych trwałych problemów? Może powinieneś jeszcze zostać w Skrzydle Szpitalnym — wymamrotała Minnie, łagodniejąc. Nie potrafiła zupełnie utrzymać swoich uczuć na wodzy, nie umiała ukryć tego, że troszczyła się o jego samopoczucie. Wyglądało na to, że obrażenia Larry’ego zostały zaleczone, lecz Ślizgon wcale nie wyglądał na okaz zdrowia. Wystarczyły jednak jego kolejne słowa, by Dominique znowu poczuła iskrę złości. — Nie jestem głupia, Nott. To z jej strony na pewno nie wyglądało na zwykłą, koleżeńską relację — zauważyła, przeklinając się w myślach za to, że tylko potwierdzała jego domysły odnośnie odczuwanej przez nią zazdrości. Miał rację, nie powinno jej interesować co i z kim robił, nie powinna zadawać mu żadnych pytań, powinna udawać, że w ogóle go nie znała, że był przypadkowym partnerem na Zielarstwie, z którym nie rozmawiała przez całych siedem lat, a teraz musiała po prostu pracować wspólnie nad zadaniem, aby zaliczyć lekcję u profesora. Powinna być idealnie obojętna i nieczuła, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Nie potrafiła nawet skupić się na swoim zadaniu; Lazarus zaczął później od niej, lecz już ją przegonił, znajdował się etap do przodu, a ona była zbyt rozkojarzona ich słownymi przepychankami i uważaniem, by ich ciała nawet przez przypadek się nie zetknęły, że nie wykonywała poleceń nauczyciela.
Dominique patrzyła w ślad za nim, kiedy odszedł od ich stanowiska. Chciała mu wierzyć. Niczego bardziej nie pragnęła. Tylko nie wiedziała, w którą wersję ma wierzyć.
Usuń— Nieprawda, Lazarusie. Uwierzyłam, kiedy powiedziałeś, że na ciebie nie zasługuję — mruknęła cicho, niemal oskarżycielsko w jego stronę. Dlaczego Ślizgon brzmiał tak, jakby odczuwał do niej żal?! Przecież to ona cierpiała! Niczego nie próbował jej wytłumaczyć, najpierw zarzucił ją pytaniami i wyzywał ją od idiotek, a później sam stwierdził, że właśnie taki był i Puchonka była sama sobie winna, że zorientowała się zbyt późno! Dlaczego na zmianę odgrywał zły charakter i pokrzywdzonego, niewinnego chłopca?! Co on próbował osiągnąć i czego od niej oczekiwał? Była zmęczona jego gierkami, ale najwyraźniej od początku ich relacja była skazana na porażkę, jeśli Larry nie potrafił nawet z nią rozmawiać.
Dominique
Dominique patrzyła z niedowierzaniem, jak chłopak zabiera swoje rzeczy i wychodzi z sali. To ona była najbardziej poszkodowana, a mimo to Lazarus zachowywał się tak, jakby traktowała go w niesprawiedliwy sposób! Był oszustem, tchórzem i dupkiem w jednym, ale nie dostrzegał swoich wad, potrafił tylko zrzucać odpowiedzialność na otaczające go osoby. Weasley miała dość, była zmęczona fizycznie i psychicznie; nie mogła więcej zastanawiać się nad kierującymi nim pobudkami, w przeciwnym razie już wkrótce by oszalała. Była spóźniona w swoim zadaniu, dlatego zignorowała swoje uczucia, skupiając się na kolejnych krokach, musiała się pośpieszyć, jeśli chciała zdążyć przed dzwonem. Udało jej się skończyć dosłownie kilka sekund przed czasem, była właściwie ostatnią osobą, która pozostała w szklarni. Westchnęła ciężko, oddając roślinę w ręce profesora, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy i dostrzegła na ziemi złożoną karteczkę papieru, którą wcześniej Ślizgonka podrzuciła Nottowi do peleryny. Najwyraźniej musiała wypaść z ubrania, kiedy z rozmachem poderwał ją z oparcia. Minnie podniosła zwitek i w pierwszej chwili chciała go po prostu zostawić na stole, ale jej ciekawość okazała się silniejsza od niej, zaraz jednak tego pożałowała. Napisane na pergaminie przez Jane słowa nie pozostawiały zbyt wielkiego popisu do wyobraźni; najwyraźniej nie pierwszy raz zapraszała go do… Nie, Dominique nawet nie chciała o tym myśleć. Właśnie wtedy to środka zajrzała Jane, przyłapując ją na czytaniu liściku. Ślizgonka gwałtownie podeszła do jej ławki, wydzierając jej z palców karteczkę.
OdpowiedzUsuń— Nie wiem, o co z wami chodzi i do czego między wami doszło. Nie rozumiem, dlaczego to twoje imię ciągle powtarzał, skoro spędził noc ze mną, ale mam to w dupie. Po prostu wbij do tej swojej głupiutkiej głowy, że Lazarus będzie mój. Przespał się ze mną, a oni wszyscy do mnie wracają, więc nie próbuj żadnych sztuczek i po prostu zniknij z jego życia, dziwaczko — warknęła Jane, po czym odeszła, dumnie stukając obcasami o podłogę szklarni. Dominique cofnęła się o krok, jakby wymierzyła jej fizyczny cios. Nie. Opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach, czując gorące łzy zbierające się pod jej powiekami. Szlochała, a jej serce przepełniał tak ogromny ból, że jej wargi uchyliły się w wyrazie bezgłośnego krzyku. Z jej ust nie wydobyło się ani jedno słowo, ale wszystko w niej zdawało się zaprzeczać tej informacji, każda najmniejsza komórka jej organizmu uległa wzburzeniu, gdy Puchonka walczyła ze świadomością, że Lazarus spędził noc w objęciach pięknej Ślizgonki. Jej ciało stężało, pokrywając się cienką warstewką lodu, jej twarz zastygła w wyrazie bólu i szoku upodobniła ją do rzeźby wykonanej z marmuru i przez jedną krótką chwilę żałowała, że nie była tylko kawałkiem kamienia ukształtowanym przez swojego twórcę w postać przepełnioną cierpieniem, bo wtedy byłaby zaledwie iluzją prawdziwego uczucia i nie musiałaby zmagać się z tą przerażających rozmiarów udręką. Jej niemy krzyk rozpaczy zdawał się rozbrzmiewać głośniej wśród radosnej gwary rozmów odbywających się przy wejściu do szklarni, która nagle stała się dla niej nie do zniesienia. Miała tego wszystkiego dość. Larry znowu ją okłamał; powiedział, że nie spotykał się z Jane, ale po pełnym satysfakcji uśmieszku dziewczyny, ich poprzedniej rozmowie i tym paskudnym liściku nie miała dłużej złudzeń.
— Nie. To niemożliwe. To nie może być prawda — powtarzała Reyes, a w jej oczach błyszczała desperacja, jej słowa odbiły się od ciszy cieplarni zwielokrotnionym echem. Czekała, aż ktoś powie jej, że to był nieśmieszny, okrutny żart. Była wściekła, czuła, jak jej złość tliła się głęboko w jej trzewiach. Była jeszcze bardziej wkurzona, bo wszyscy zdawali się jej mówić, że nie była wystarczająco dobra dla Larry’ego i dlatego powinna się trzymać od niego z daleka… A przecież to on był w tej relacji okrutny! To ją wszyscy powinni chronić, tymczasem specjalnie odsuwali ją od Ślizgona, jakby mogła zaprzepaścić jego przyszłość, chociaż to wyraźnie on niszczył jej codzienność.
Czy Lazarus mógł jeszcze bardziej ją pognębić swoim zachowaniem? Cierpiała przez niego. Cierpiała, bo znowu chciała mu zaufać, była gotowa wycofać się ze swoich oskarżeń pod wpływem zwykłego zależało mi na tobie przez cały czas, ale czy gdyby naprawdę mu zależało, pozwoliłby się dotykać innej dziewczynie? Ona nie wyobrażała sobie, by jakikolwiek inny chłopak miał teraz pieścić jej wrażliwą skórę, tymczasem Nott skorzystał z pierwszej lepszej okazji, jaka mu się napatoczyła. Nienawidziła go. Nienawidziła go całym sercem i była gotowa odnaleźć go w szkole, potraktować go kolejnymi zaklęciami, które złamałyby jego kości, choć nie były w stanie złamać jego serc tak jak on złamał jej własne… Tylko dlaczego wydawał się taki bezbronny, kiedy pracował u jej boku podczas Zielarstwa? Dlaczego to jej imię wypowiadał, choć w swoich ramionach trzymał Jane? Z każdą chwilą Lazarus Nott wydawał jej się być coraz bardziej skomplikowaną zagadką, ale… jej już nie zależało na tym, by rozwiązać skrywane przez niego tajemnice. To on jako pierwszy ją porzucił. To on jako pierwszy zdradził jej uczucie. Nie miała zamiaru naprawiać ich relacji, jeśli Larry nie potrafił nawet spróbować scalić kawałki jej połamanego serca.
UsuńDominique ♥
W milczeniu podążała za profesorem Andersonem, który zatrzymywał się przy stanowisku każdego z uczęszczających na jego zajęcia uczniów po to, by ocenić ich pracę. Zadanie nie należało do najłatwiejszych, jednak większość poradziła sobie z tym względnie dobrze; na Alchemię chodzili wyłącznie uzdolnieni w kwestii eliksirów uczniowie, chcący poszerzać wiedzę w tym zakresie. Przy kociołku Lazarusa Notta — Ślizgona, który dołączył do klasy stosunkowo niedawno i miał sporo do nadrobienia, jednak dawał jakoś radę — od razu zauważyła, że coś było nie tak. Wywar chłopaka cuchnął spalenizną, a smród ten dość szybko rozprzestrzeniał się na całą salę lekcyjną. Priscilla machnęła szybko różdżką i otworzyła zaklęciem okna. Wymieniła z profesorem znaczące spojrzenia.
OdpowiedzUsuń— Zacznę się chyba zastanawiać, czy przyjęcie cię z powrotem było dobrą decyzją, Nott — skomentował pomyłkę, zapisując w grubym notesie koślawą literkę „T” przy jego nazwisku. — Kilka dodatkowych godzin nie powinno zaszkodzić. Prawda, panno Grindelwald? —zwrócił się do kobiety z lekkim uśmiechem. — Co pani o tym myśli?
Blondynka zmierzyła wzrokiem stojącego przed nimi ucznia. Podczas wcześniejszych zajęć nie zauważyła niczego odmiennego w jego zachowaniu; Lazarus był pojętnym, ambitnym uczniem i nawet jeśli na jego barkach spoczywało dużo zaległego materiału, nie wydawał się tym spięty. Teraz jednak było w jego spojrzeniu coś, co przywodziło Priscilli na myśl zagubioną na ruchliwej drodze łanię. Uniosła brew zaintrygowana.
— Z chęcią przypilnuję, by luki w wiedzy Notta zostały uzupełnione, profesorze — zadeklarowała się, nie spuszczając szatyna z oczu.
— Znakomicie. Wykreśl ze swoich planów dzisiejsze popołudnie, chłopcze. Jutro rano czeka cię poprawka.
***
Gdy ostatni z pozostałych uczniów opuścił wreszcie salę, rzuciła zaklęcie zablokowujące zamek w drzwiach. Jej sposoby na spędzanie czasu z podopiecznymi prawdopodobnie nie spodobałyby się gronu pedagogicznemu, dlatego Priscilla nie chciała ryzykować, że ktoś przeszkodzi im w spotkaniu.
— Kwestia bezpieczeństwa — zamruczała z pewnym siebie uśmiechem, kiedy Lazarus spojrzał na nią nieco zdezorientowany. — Spokojnie, przecież nie gryzę. Chyba że poprosisz — dodała z błyskiem w oku i zachichotała.
Siedziała na biurku Andersona z założonymi nogami; dwuczęściowy komplet składający się z czarnego topu i spódniczki mini w tym samym kolorze uwydatniał jej kobiece kształty. Nauczyciele ubierali się bardziej formalnie, stażyści mieli pozwolenie na odchodzenie od sztywnych ustaleń, co oczywiście blondynka wykorzystywała w pełni. W wysokich, wiązanych na kostce szpilkach niejedna profesorka miałaby problem ujść choćby kilka metrów, co dla Grindelwald było bułką z masłem. Wieloletnie doświadczenie sprawiło, że kobieta z gracją poruszała się na obcasach w nawet najbardziej nieprzychylnych warunkach.
— Następnym razem, jak będziesz chciał poszaleć to przyjść od razu do mnie — odezwała się, obserwując szatyna. — Barek w moim gabinecie jest dobrze zaopatrzony i z pewnością smaczniejszy niż te pomyje, które dodaje się do eliksirów. — Puściła mu oko.
Zsunęła się zgrabnie z blatu, by zmniejszyć dzielącą ich odległość. Przechodząc obok, zaczepnie przesunęła palcem wskazującym po ramieniu Lazarusa.
— Takich rzeczy nie robi się bez przyczyny. Coś musiało popchnąć cię do tego rozwiązania. Jestem ciekawa, co musiało wydarzyć się w twoim życiu, że podwędziłeś butelkę staremu Andersonowi. Zdradzisz mi swój sekret? — zapytała i spojrzała mu głęboko w oczy.
Pomocna dłoń
*przyjdź
UsuńPo tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło, Dominique musiała zaakceptować fakt, że nigdy nie byli sobie pisani, a ich relacja była błędem, nawet jeśli jej serce wciąż przyspieszało na widok jego sylwetki migającej gdzieś w oddali na korytarzu, a pogłębiające się sińce pod oczami budziły w niej troskę. Lazarus przestał przychodzić na zajęcia Zielarstwa, co sprawiło, że uwierzyła, iż naprawdę nigdy nie miała dla niego znaczenia; wydawało się, że Ślizgon tak bardzo nią pogardzał, że nie był nawet w stanie znieść jej obecności nawet przez dwie godziny lekcyjne w tygodniu. Z podsłuchanej rozmowy dowiedziała się, że Larry przeniósł się na Alchemię i z jednej strony cieszyła się, że nie zawalił do końca swojej przyszłości, ale z drugiej nie mogła pozbyć się jakiegoś paskudnego przeczucia związanego z tym przedmiotem. Przez cały semestr nie brał udziału w lekcjach, owutemy były już tak blisko, że wszyscy uczniowie zaczynali wariować, a on nagle zmieniał Zielarstwo na Alchemię? Wydawało jej się to skrajnie nieodpowiedzialne, zwłaszcza że mogli pracować po dwóch stronach cieplarni i nie wchodzić sobie w drogę, zaraz jednak przypominała sobie, że Lazarus Nott nie był dłużej jej problemem i nie powinna poświęcać mu ani jednej myśli w ciągu dnia.
OdpowiedzUsuńTylko dlaczego to było takie trudne? Tęskniła za nim. Za jego zawadiackim uśmiechem, za intensywnym spojrzeniem zielonych oczu, za miękkim dotykiem i za nieustannym droczeniem się ze sobą. To prawda, że wyrządził jej wiele krzywd, ale nie mogła pozbyć się z pamięci także tych dobrych wspomnień, które sprawiały, że jakaś jej cząstka chciała o nich zawalczyć. Ten mały płomyczek nadziei zgadł jednak bezpowrotnie, kiedy Jane przyznała się do tego, że niedawno przespała się z Lazarusem. To był jasny sygnał dla Dominique, że nie powinna próbować, że nigdy tak naprawdę nie zagrzała miejsca w sercu chłopaka.
Dlatego tym bardziej była zdziwiona, kiedy nagle podszedł do niej przy wyjściu z Wielkiej Sali, zachowując się z taką swobodą, jakby do niczego między nimi nie doszło. Był tak podekscytowany, że przypominał jej małego, niewinnego szczeniaczka domagającego się uwagi. Minnie patrzyła na niego z niedowierzaniem. Nie rozumiała, skąd zaszła w nim taka zmiana. Naprawdę sądził, że upływające dni wystarczą, by zapomniała o ranach na swojej duszy? Była jeszcze bardziej zdezorientowana, kiedy pierwsze pytanie, jakie skierował do niej od tygodni, dotyczyło przyjęcia w Klubie Ślimaka, do którego przecież nie należała. Sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej napięta, gdy u jej boku pojawił się Daniel Cresswell, Krukon z siódmego roku, z którym często miała zajęcia. Daniel był typem chłopaka, którego żadna dziewczyna nie bałaby się przedstawić w domu; jego rodzina od dawna pracowała w Ministerstwie Magii i sam także miał zapewnioną cieplutką posadkę po ukończeniu szkoły, miał dobre oceny i był znany ze swojej działalności na rzecz szkoły. Był miły i całkiem słodki, a przede wszystkim nieszkodliwy. Wydawał się stanowić zupełne przeciwieństwo Lazarusa.
— Przestań — powiedziała cicho Minnie. Nie rozumiała, dlaczego Nott nagle postanowił ją zaczepić, nie miało to jednak znaczenia. — Daniel mnie zaprosił. Zgodziłam się. Jeśli nie masz nic więcej do dodania, to pójdę już — wydusiła z siebie, pochylając głowę i uciekając, zanim Larry zdążył się odezwać. Towarzyszący jej Krukon zmierzył Notta nieprzychylnym spojrzeniem i podążył za Dominique.
***
Sala, w której odbywało się przyjęcie, została pięknie przystrojona. Z sufitu zwisały białe i złote girlandy poprzetykane kwiatami, które pod wpływem dotyku zwijały się w pączek, by następnie ponownie rozkwitnąć, wyzwalając w powietrze urocze iskry odpowiadające barwą płatkom. Wszelkiego rodzaju przysmaki zostały starannie ułożone na porcelanowych talerzykach, od tart wiśniowych i cytrynowych babeczek fantazyjnie ozdobionych lukrem po nieco bardziej sycące bagietki z kawiorem czy inne, równie wykwintne potrawy. Znalazło się nawet miejsce na fontannę wypełnioną czekoladą, w której uczniowie swobodnie mogli zanurzać owoce pokrojone w kształty przypominające kwiaty – widziała truskawkową różę, bananową peonię i mango przypominające słoneczniki.
UsuńOtaczał ją gwar przyciszonych rozmów i nastrojowa muzyka wydobywająca się spod palców zaczarowanego kwartetu smyczkowego, instrumenty unosiły się delikatnie nad ziemią, a smyczki samoistnie przesuwały się po strunach. Dominique nigdy wcześniej nie miała okazji pojawić się na przyjęciu organizowanym przez Klub Ślimaka, ale mimo pięknego wystroju, który zachwycił ją już przy wejściu, uznała, że niewiele straciła; całe towarzystwo jak na jej gust wydawało się nieco zbyt drętwe. Wystarczył jeden rzut oka na starannie wykonane fryzury, wyperfumowane ciała i idealnie dopasowane kreacje, z których większość kosztowałaby niebotyczne pieniądze, by wiedziała, że niemal wszyscy znaleźli się w tym miejscu, by obnieść się ze swoim bogactwem, dobrym pochodzeniem swoich rodziców i luksusowymi dobrami. Nie czuła się tu dobrze i najchętniej wróciłaby już do dormitorium, zwłaszcza że partnerujący jej Daniel gdzieś zniknął po tym, jak został odciągnięty przez trzech kolegów z domu, ale nie chciała zwracać na siebie uwagi zbyt wczesnym wyjściem, bo witający gości w progu profesor na pewno zapytałby, co jej się stało i dlaczego tak wcześnie wychodziła.
Dominique wyglądała ślicznie. Miała na sobie sukienkę z dekoltem w kształcie serca, której górna część była doskonale dopasowana do jej figury i miała kolor śnieżnobiałej bieli, a następnie przechodziła w delikatne odcienie różu w pobliżu rozszerzającej się spódnicy, która kończyła się w połowie łydki. Jej jasne włosy były splecione w gruby, francuski warkocz, który przerzuciła przez jedno ramię; kilka niesfornych kosmyków wysunęło się z upięcia, okalając jej drobną twarz, na której pojawił się subtelny makijaż podkreślający jej długie rzęsy i dodający zaróżowienia jej policzkom. Minnie prezentowała się niczym niewinny pąk róży, który już wkrótce miał pięknie zakwitnąć, jeśli tylko ktoś obdarzy go wystarczającą ilością troskliwej uwagi. W zamyśleniu pocierała nagie ramiona i odwróciła się, by ruszyć na poszukiwania Daniela, kiedy wpadła na czyjeś plecy.
— Przepraszam… — wymruczała, po czym zamarła, kiedy okazało się, że to był Lazarus.
Minnie
Dominique skuliła ramiona, spodziewając się gwałtownego wybuchu złości ze strony potrąconego chłopaka, którego starannie wyprasowana koszula pokryła się głębokim odcieniem ciemnej czerwieni, ale po pierwszym wyrazie niezadowolenia Lazarus nagle złagodniał, wypowiadając jej imię w taki sposób, że bez wahania uniosła twarz, napotykając jego zachwycone spojrzenie. Powtarzała sobie, że powinna się odwrócić i jak najszybciej odejść, bo towarzystwo Ślizgona nie mogło skończyć się dla niej niczym dobrym, ale jej ciało w ogóle nie chciało jej słuchać. Larry wyglądał… wyśmienicie, choć to słowo nie oddawało w pełni jego atrakcyjności. Nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć go w formalnym, eleganckim wydaniu i teraz nie potrafiła odwrócić od niego wzroku. W garniturze w odcieniu obsydianowej czerni prezentował się niezwykle dobrze, materiał idealnie układał się na jego sylwetce, podkreślając smukłe mięśnie, a czerwony krawat dodawał nieco kolorytu jego zazwyczaj bladej karnacji. Lazarus zawsze miał w sobie coś czarującego, jednak tym razem jeszcze bardziej ją onieśmielał, choć bez wątpienia wolała, kiedy jego włosy pozostawały w nieładzie; tym razem były schludnie zaczesane, przez co w pierwszej chwili miała wrażenie, że Nott jest zupełnie kimś innym, ale na jego twarzy widoczna była szczerość, kiedy komplementował jej wygląd, a następnie zaprezentował swoją opiekuńczą stronę, upewniając się, czy dobrze się czuła.
OdpowiedzUsuń— W porządku — odpowiedziała jedynie, zła na siebie, że chłopak z taką łatwością odkrył jej niepewność i pewnie teraz przejrzy także jej kłamstwo. Najwyraźniej wciąż nie potrafiła ukryć przed nim w pełni swoich uczuć, a chociaż uparcie powtarzała sobie, że ich relacja zawsze była oparta na fałszu, nie mogła zaprzeczyć faktowi, że Lazarus dobrze ją znał i w przeciwieństwie do jej partnera wiedział, że Dominique będzie czuła się nieswojo w tak dużym tłumie ludzi, gdzie niemal nie widziała znajomych twarzy. Była tak osamotniona, że wbrew sobie ucieszyła się z widoku Notta; wciąż cierpiała z powodu ich rozstania i świadomości, że nie była dla niego tak ważna, jak on był dla niej, jednak nie potrafiła zdusić tego ukłucia radości, kiedy w potrąconym chłopaku rozpoznała Lazarusa. Minnie poczuła, jak na jej policzki wstępują rumieńce wywołane jego bliskością. Nie widzieli się od kilku tygodni i zapomniała, jakie to uczucie, kiedy wpatrywał się w nią z taką uwagą i czułością. Z całą mocą uderzyła ją myśl, że gdyby wszystko między nimi potoczyło się inaczej, dzisiaj na przyjęciu w Klubie Ślimaka mogliby pojawić się razem. Spacerowaliby po pomieszczeniu, oglądając cudownie wyglądające atrakcje; naśmiewaliby się z napuszonych gości, przedrzeźniając ich wyniosłe miny i fałszywie brzmiące komplementy; Dominique skosztowałaby słodkich babeczek, a Larry scałowałby lukier pokrywający kąciki jej ust, śmiejąc się z jej niezdarności. Bez trudu potrafiła sobie wyobrazić siebie wtuloną w bok chłopaka, ich szerokie uśmiechy, które nie schodziłyby z ich twarzy przez cały wieczór, po czym wspólnie wymknęliby się z imprezy, kiedy mieliby już dość towarzystwa i woleliby spędzić trochę czasu tylko ze sobą, z dala od ciekawskich spojrzeń. Ta wizja nie miała jednak szansy się spełnić. Teraz nie byli już nawet przyjaciółmi; nie potrafili ze sobą rozmawiać, a kiedy dochodziło do przypadkowych spotkań, najczęściej kończyły się one kolejnymi kłótniami i nieprzyjemnymi słowami. Dominique była tym wszystkim tak bardzo zmęczona. Wydawało jej się, że wraz z upływającym czasem ból stanie się mniejszy, ale on wciąż tlił się w jej sercu, powoli ją niszcząc.
— Poczekaj chwilę — poprosiła, wydobywając spomiędzy falban różdżkę. Sukienka miała sprytnie wszyte kieszenie, których nie było widać na pierwszy rzut oka, ale dzięki temu miała miejsce na osobiste drobiazgi. — Ufasz mi? — spytała cicho. — Nie skrzywdzę cię — obiecała. Na pewno widząc ją z różdżką w ręce, musiał sobie przypomnieć ich spięcie na korytarzu przed biblioteką i nie mogłaby go winić, gdyby nie pozwolił jej rzucić zaklęcia. Delikatnie machnęła nadgarstkiem i z jego ubrań uniosła się smuga ciemnoróżowego dymu, kiedy trunek wyparował w powietrze. Jego krawat, marynarka i koszula nie lepiły się dłużej do jego ciała, były suche i czyste. — To zasługa babcia Molly. Przy dwanaściorgu wnucząt wybrudzenie się co najmniej połowy z nich podczas zabawy jest nieuniknione — przyznała z nutką rozbawienia w głosie. Często obserwowała swoją babkę przy pracy i jako jedna z tych najbardziej odpowiedzialnych i najstarszych w całej zgrai często pomagała jej opiekować się pozostałymi Weasley’ami, dlatego nauczyła się kilku zaklęć. Na całe szczęście jedno z nich było przydatne w tej sytuacji. Pod pozorem sprawdzenia, czy jej magia zadziałała, przesunęła lekko dłonią po jego krawacie i klatce piersiowej, po czym niechętnie cofnęła się o krok.
Usuń— Ty też wyglądasz całkiem nieźle — wydusiła z trudem, jeszcze bardziej się rumieniąc. Lazarus wyglądał o wiele lepiej niż całkiem nieźle, ale przecież nie mogła mu tego powiedzieć wprost, prawda? Zaróżowienie na policzkach tylko się pogłębiło, kiedy chłopak nagle wypalił z kolejną propozycją. Rozejrzała się po sali, prawie nikt nie tańczył, na pewno będą się rzucać w oczy, ale… Nie wiedziała, czy chodziło o to, jak czarująco Larry prezentował się w tym garniturze czy może to magiczny wystrój wnętrza sprawił, że Dominique zapragnęła opuścić swoją strefę komfortu i przystać na jego propozycję.
— Umiesz tańczyć? — spytała z wyraźnie brzmiącym zdziwieniem w głosie. Nigdy nie spodziewała się, że Ślizgon z własnej inicjatywy poprosi ją do tańca. — Ja nie jestem pewna, czy umiem, ale… Ale jeśli nie będzie ci to przeszkadzać… to chętnie z tobą zatańczę — wykrztusiła, a jej mina wyrażała zaskoczenie, jakby sama nie mogła uwierzyć w to, że się zgodziła.
słodka Minnie
Na jej twarzy pojawił się grymas współczucia, kiedy obserwowała, z jakim trudem przychodzi Lazarusowi wydanie z siebie jakiegokolwiek dźwięku, a co dopiero zmuszenie swojego pozbawionego sił ciała do poruszenia się. Wiedziała, że bez pobytu w Skrzydle Szpitalnym (prawdopodobnie dłuższego) ta sytuacja się nie obejdzie. Wiedziała, że tej sprawy – niezależnie, kto jest temu wszystkiemu winien – dyrektor Longbottom przecież nie zignoruje i istniało duże prawdopodobieństwo, że będzie chciał odnaleźć sprawcę krzywdy wyrządzonej Lazarusowi. I przypuszczała, niestety, że jako ta, która znalazła Ślizgona w takim stanie, zostanie zapytana, czy jeszcze w trakcie pobytu uczniów w bibliotece, nie zauważyła może czegoś podejrzanego. A problem w tym, że zauważyła.
OdpowiedzUsuńNie chciała wierzyć, że kondycja, z jaką skończył pod ścianą Lazarus Nott – z rozciętym czołem i bez wątpienia z jeszcze poważniejszymi obrażeniami; między innymi, sądząc po bolesnym jęku spowodowanym nabraniem powietrza do płuc, kilkoma pokiereszowanymi płucami – była sprawką tej samej Dominique Weasley, w której obronie niemalże stawiła się dzisiaj. Dziewczyny, która podczas rozmowy ze Ślizgonem miała wypełnione łzami oczy oraz którą przecież taką cichą i spokojną znała z częstych wizyt w bibliotece. Nie chciała wierzyć, ale nie była przecież nie była na tyle głupia, żeby bez żadnych podejrzeń zrzucić tę winę na zwykłą kwestię przypadku i uznać, że uczeń znalazł się po prostu w złym miejscu i o złej porze. I pozostawała tylko kwestia, jak względem wszystkich tych informacji będzie chciała postąpić. Nie mogła przecież, nawet gdyby chciała – a tego sama jeszcze nie wiedziała – po prostu nic nie widzieć i nie chciała również wiedzieć za dużo.
— Lazarusie, ja nie jestem... — powiedziała cicho, w odpowiedzi na jego reakcję, jego ruchy i jego pierwsze słowa, które słabym głosem ledwo co wydostawały się z ust Ślizgona. Mimo poprzedniej, surowej i nazbyt oceniającej postawy, szkoda jej było tego chłopaka, który teraz zdawał się być największą ofiarą, skoro ta druga strona – pod czyją postacią by się nie kryła – zdołała się bezproblemowo z pomieszczenia wydostać. Przyglądając się jego zmęczonej twarzy zdała sobie sprawę, że ostatnimi czasy dosyć częściej niż zwykle widywała chłopaka w bibliotece. A przecież nigdy wcześniej nie usiłował zakłócać harmonii miejsca, w którym Christine przebywała na co dzień i którego harmonii starała się na co dzień utrzymać. Nawet jeżeli ich kontakty ograniczały się tylko do formalnych dzień dobry przy okazji wpadnięcia na siebie pomiędzy działami, to zawsze widziała, że jest spokojnym i ułożonym uczniem. I nagle poczuła się bardzo głupio, że tak stronniczo go potraktowała. Westchnęła cicho. Na usta cisnęło się jej ja nie jestem Dominque— Nie jestem osobą, za którą mnie masz. — Z zachowaniem jak największej ostrożności chwyciła za jego nadgarstek, żeby wędrującą teraz po jej włosach dłoń położyć na brzuchu jej właściciela; w obawie o ponowną utratę przytomności chłopaka, drugą dłonią poklepała go po lekko chłodnym policzku.
— Za moment cię stąd wyciągniemy. Tylko nie trać przytomności. — powiedziała wręcz błagalnym tonem. Wyjęła różdżkę, którą wcześniej po wypowiedzeniu zaklęcia powstrzymującego krwawienie, pośpiesznie włożyła do kieszeni swojego długiego, luźnego swetra — Ferula — wymruczała pod nosem zaklęcie, w nadziei, że dzięki temu chociaż w jakimś minimalnym stopniu. Może to nie był najbardziej odpowiedni moment, ale przeszła przez jej głowę zabawna (choć wcale z tego powodu nie było jej do śmiechu) refleksja, że ostatnimi czasy jej osoba miała jakąś dziwną skłonność do przyciągania do siebie samych problemów, w postaci rannych Ślizgonów. Najpierw Napoleon Baskerville, – co prawda już nie w trakcie nauki, ale wciąż jednak wychowanek Domu Węża – a teraz Lazarus. Świetnie, po prostu świetnie.
— Muszę poszukać teraz jakiejś po... — przerwała, kiedy zza pleców usłyszała niespodziewane, pośpieszne kroki, odbijające się od ścian pustego korytarza. Odwróciwszy się, dostrzegła wyłaniający się zza zakrętu biały fartuch pielęgniarki; ta znów, dostrzegając zaistniałą sytuację przyśpieszyła kroku. Kiedy kobieta również pochyliła się nad Lazarusem, już nie tak delikatnie jak wcześniej Christine sprawdzając stan chłopaka, bibliotekarka podniosła się z kolan, po czym zrobiła kilka kroków w tył, pozwalając pielęgniarce działać i oczekując jej ewentualnych rozkazów.
UsuńChristine Buxton
Było między nimi tyle niewypowiedzianych słów, tyle wyrzutów i żalu, a jednak wciąż potrafili się ze sobą droczyć, wciąż potrafili rozmawiać, choć nie poruszali tych najtrudniejszych, najbardziej bolesnych tematów. Nie wiedziała, o czym to świadczyło. Że mogli odbudować jeszcze swoją relację czy wprost przeciwnie?
OdpowiedzUsuń— Naprawdę? Myślałam, że wszystkie czystokrwiste, ślizgońskie rody zmuszają swoich potomków do niekończących się lekcji dworskiej etykiety i tańca — przyznała Dominique pół-żartem, pół-serio. Nie dało się ukryć, że niektóre rodziny o znanych w czarodziejskim świecie nazwiskach nie chciały ruszyć z duchem postępu, zatrzymały się gdzieś na tradycjach XIX-wiecznej szlachty, dlatego dziewczyna była niemal przekonana, że Lazarus zaprezentuje swoje pełne gracji i eleganckie ruchy na parkiecie, ale wyglądało na to, że oboje zrobią z siebie niezłe widowisko. Nott nie skierował jej jednak w stronę, w którą kołysało się kilka par w takt muzyki, a poprowadził ją w stronę gęsto zastawionych stołów. Z niepokojem obserwowała, jak Ślizgon wydobywa butelkę z lodu, po czym napełnia ich kieliszki, zupełnie nie przejmując się konsekwencjami. Co prawda oboje już przekroczyli magiczny wiek dorosłości, więc nie popełniali żadnego przestępstwa, racząc się procentami, ale… To wciąż była zabawa szkolna i podejrzewała, że wysokoprocentowe trunki były przeznaczone raczej dla nauczycieli niż dla uczniów, o czym przekonał się jakiś Gryfon z piątej klasy, gdy próbował powtórzyć wyczyn Larry’ego; wtedy butelka w jego rękach zamieniła się w słodką oranżadę o smaku winogron. Najwyraźniej bufet został zaklęty w taki sposób, że tylko pełnoletnie osoby mogły skosztować alkoholu, podczas gdy młodsi uczestnicy musieli obejść się smakiem, z niezadowoleniem na twarzach sącząc gazowane soczki i napoje bezalkoholowe.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł… — zaczęła Dominique, ale zanim zdążyła skończyć zdanie, Ślizgon już wychylił zawartość swojego kieliszka, pochłaniając szampana za jednym razem. Nie była w stanie też zaprotestować, kiedy Lazarus wzniósł ten niedorzeczny toast. Co prawda przyszła z Danielem na przyjęcie, ale to wcale nie oznaczało, że byli parą. Krukon co prawda próbował z nią flirtować, ale za każdym razem Minnie szybko i chłodno ucinała jego próby podrywu, podkreślając, że wybierała się z nim jako koleżanka i nie miała zamiaru przenosić tej znajomości na wyższy poziom. Minęło zbyt mało czasu, by była w stanie zapomnieć o Lazarusie, zresztą dobitnie świadczyła o tym jej reakcja na jego bliskość. Nie chciała ranić Daniela ani dawać mu fałszywej nadziei, dlatego zawsze otwarcie mówiła mu, że pomiędzy nimi do niczego więcej nie dojdzie. Nie wyprowadzała jednak Ślizgona z błędu odnośnie natury jej relacji z Cresswellem; jak sam zauważył wcześniej, nie powinna się interesować tym, czy z kimś się spotykała, więc sam Nott na pewno też nie był zainteresowany jej znajomością z Krukonem.
Dominique spojrzała na niego podejrzliwie.
— Ile już dzisiaj wypiłeś, Nott? — spytała, mrużąc lekko oczy i wpatrując się w niego z nieustępliwą miną. Szybkość, z jaką pochłonął szampana, sugerowała jej, że Lazarus mógł być już nieźle wstawiony. Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Powinna była przewidzieć, że jego radosne zachowanie było wywołane przez liczne procenty krążące w jego żyłach. Być może to nie była jej sprawa, ale… na ich ostatnich wspólnych zajęciach z Zielarstwa też był pijany. Czy to możliwe, że przez ostatnie tygodnie nadużywał alkoholu? Minnie poczuła nieprzyjemny ucisk w sercu i przegryzła wargę, nie wiedziała jednak, jak miałaby poruszyć ten temat i nakłonić Ślizgona do zwierzeń, w końcu wiedziała, jak bardzo nie lubił, kiedy ktoś ingerował w jego życie.
Miał silne poczucie własnego indywidualizmu i do tego był skryty, dlatego nawet delikatnie zadanie pytania mógł potraktować jako atak na swoją wolność, a nie chciała rozpoczynać kolejnej kłótni między nimi. Po chwili wahania upiła łyk szampana, czując łaskoczące ją w język bąbelki. Nie powinna była dać mu się do tego namówić, ale zdenerwowanie sprawiło, że nie potrafiła sobie odmówić alkoholu. Troszczyła się o niego, a nie powinna. W dodatku nie wiedziała nawet, jak miałaby mu pomóc, a nie widząc żadnego rozwiązania, upiła kolejny łyk, przeklinając w myślach Ślizgona, który tak nieoczekiwanie pojawił się w jej życiu, a później równie szybko z niego zniknął, zostawiając ją z poczuciem pustki.
UsuńByła zaskoczona jego pytaniem. Ostatnio Lazarus ciągle ją zaskakiwał. Jednocześnie na jej drobnej twarzyczce od razu odmalowało się przygnębienie, a zaraz później złość, kiedy pomyślała o swojej zniszczonej pracowni.
— Już nie maluję — odpowiedziała krótki Dominique, odczuwając ból. Malowanie było ogromną częścią jej jestestwa, a Lazarus jej to odebrał. Odebrał jej ulubione miejsce, azyl, w którym czuła się bezpieczna, a także odebrał jej chęć do przekazywania swoich uczuć za pomocą długich pociągnięć pędzla i farb. Kiedyś nie byłaby w stanie spędzić całego dnia bez węgla w palcach, teraz nie narysowała niczego od długich tygodni. Przez niego była pusta, pozbawiona nadziei i szczęścia. Nienawidziła go za to, co jej zrobił, a jednak wciąż do niego lgnęła. Głupia ćma spragniona płonącego w mroku ognia.
— Dlaczego wypisałeś się z Zielarstwa? — spytała cicho, odwracając wzrok, by nie mógł odczytać w jej błękitnych oczach, jak bardzo ją to zraniło. Najwyraźniej nie potrafili do końca udawać, że nic złego się między nimi nie wydarzyło, chwila beztroski przemijała, ustępując wyraźnemu smutkowi, który odczuwała.
Minnie
Przyciskając do klatki piersiowej tę samą książkę, którą niecałe dwa dni temu porzuconą znalazła na podłodze w pustym korytarzu, spokojnym krokiem i co jakiś czas pojawiającym się uśmiechem na twarzy, w ramach odpowiedzi na powitania mijanych po drodze uczniów i personelu, kierowała się w stronę Skrzydła Szpitalnego. Być może po prostu troska o Lazarusa, o którym przecież jak gdyby nigdy nic nie mogła zapomnieć, nawet jeżeli z samym uczniem raczej mało miała wspólnego; być może pewnego rodzaju poczucie winy, że wyrzuciła go wtedy z biblioteki; a być może jeszcze coś innego, związanego z poczuciem obowiązku zapewnienia Ślizgona, że jaka nie byłaby prawdziwa wersja zdarzeń, starała się nie nakierowywać żadnych podejrzeń na Dominique Weasley. A najprawdopodobniej te wszystkie czynniki na raz, nie dawały jej spokoju i zmusiły do wygospodarowania chwili czasu, żeby złożyć wizytę poszkodowanemu chłopakowi.
OdpowiedzUsuńZgodnie z tym czego się spodziewała, jeszcze tego samego dnia, w którym wydarzył się ten niefortunny wypadek, Christine jako najpierw świadek kłótni nastolatków – której niestety za sprawą gadatliwych uczniów nie dało się rady zataić, ani chociaż sprowadzić do rangi zwykłej, może trochę za bardzo intensywnej wymiany zdań – a później znalazczyni rannego Lazarusa, została poproszona o przedstawienie swoich ewentualnych przypuszczeń. Oczywiście nie była w stanie zniwelować całkowicie podejrzeń względem Puchonki, która w gruncie rzeczy była jedynym punktem zaczepienia i to dosyć racjonalnym, dlatego nawet nie próbowała. Jedyne co mogła zrobić, aby nie sprowadzać na dziewczynę poważniejszych domysłów, to zapewnienie, (zgodne jakby nie patrzeć z prawdą) że nic poza awanturą tej dwójki nie widziała, a oni sami rozeszli się w odstępie czasowym i w dodatku w dwie różne, o ile dobrze zapamiętała strony. No cóż, nie wiele to, ale chociaż tyle mogła zrobić. A najwięcej i tak zależało od Lazarusa i jego wersji, której swoją drogą jeszcze nie znała oraz późniejszej decyzji dyrektora Longbottoma. Christine, chociaż mogłaby przecież do tej sytuacji podejść całkowicie inaczej i zrzucić swoje domysły w stronę, do której osobiście sama się skłaniała, zdecydowała się być tylko raczej mało-znaczącym źródłem informacji.
Dotarłszy do Skrzydła Szpitalnego, najpierw niepewnym krokiem rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu charakterystycznych loczków Ślizgona, uśmiechnęła się szeroko słysząc jego pogodne dzień dobry i już szybszym krokiem ruszyła w jego stronę.
— Dzień dobry, Lazarusie. Jak samopoczucie? — odpowiedziała jeszcze w drodze. Nie potrafiła ukryć rozbawienia, ale takiego w stu procentach pozytywnego, kiedy wyjął śliczny bukiecik kwiatów z wazonu, na którym leżała oparta jakaś mała karteczka z podpisem i nie przejmując się całkowicie lądującymi pojedynczo na jego kołdrze kroplami wody, wciąż jeszcze obolałym ruchem dłoni wystawił go w jej kierunku. Coś w tym jego geście wydało się jej mieć swoisty urok, chociaż niektórzy – a już zwłaszcza nadawczyni tego prezentu! – zapewne mogliby poczuć się nim urażeni. — Och, to bardzo miłe z twojej strony! —uśmiechnęła się jeszcze bardziej promiennie. Przyzwyczajona już do tego, że uczniom czasem zdarzało się traktować ją bardziej jako znającą na pamięć ułożenie czytelni koleżankę, aniżeli faktyczną panią bibliotekarkę, nie zwróciła nawet większej uwagi na pomyłkę chłopaka. Bo i sama nie ukrywała, że może trochę taką znajomą w oczach odwiedzających bibliotekę chciała być, o ile tylko w zamian mogła oczekiwać należytego szacunku. No i cóż, w odróżnieniu od poprzedniej opiekunki biblioteki była całkowicie niegroźna, co dla pamiętających jeszcze panią Pince musiało być naprawdę miłą niespodzianką, a przynajmniej bardzo starała się, żeby tak było.
— Faktycznie, co ty byś biedny beze mnie zrobił? — zapytała równie pół-żartem, przyjmując od chłopaka ten jakże piękny prezent w postaci bukietu kwiatów. — Właściwie ja też dla ciebie coś przyniosłam. Bardziej to zguba niż prezent, ale pomyślałam, że pewnie będzie ci się tutaj trochę nudziło i jeszcze chętniej byś ją przeczytał. — podała mu książkę, z widniejącym na wierzchu tytułem Automagiczne użycie talizmanów — I gdybyś miał ochotę na jeszcze coś więcej, możesz mówić śmiało.
UsuńChristine
Dominique pokiwała lekko głową, a na jej twarz powrócił nieśmiały uśmiech. Martwiła się, że to z jej powodu zdecydował się porzucić Zielarstwo i niepotrzebnie utrudnił sobie życie na kilka miesięcy przed owutemami, ale teraz zdjął z jej drobnych ramion ogromne brzemię w postaci poczucia winy. Co prawda wciąż uważała, że jego decyzja była odrobinę nieodpowiedzialna – w końcu najpierw zrezygnował z zajęć, a dopiero później poszukał alternatywy w postaci Alchemii – ale cieszyła się, że jego nieobecność na lekcjach w szklarni nie wynikała z jego niechęci do jej osoby.
OdpowiedzUsuń— Gdybym cię nie znała, powiedziałabym, że oszalałeś… — zaczęła Minnie, efektownie zawieszając swój głos, by bardzo powoli pociągnąć łyk szampana, zanim podjęła swoją wypowiedź. Najwyraźniej wciąż nie potrafiła przestać się droczyć ze Ślizgonem. — Tak późna zmiana przedmiotu, który będziesz zdawał na owutemach to wariactwo. Ale cię znam i wiem, że sobie poradzisz, chociaż pewnie ostatnio nie opuszczasz alchemicznej sali lekcyjnej. — Zagryzła wargi, zastanawiając się, czy nie pozwoliła sobie na wiele. W końcu w ostatnich tygodniach udawali, jakby nigdy ze sobą nie rozmawiali, tymczasem teraz nie tylko otwarcie przyznała się do ich znajomości, ale także zaprezentowała swoją niezmąconą wiarę w umiejętności Lazarusa. Wiedziała w końcu, jak bardzo był ambitny, znała też jego umiejętności, dlatego nie miała wątpliwości, że da sobie radę z tym ciężkim wyzwaniem, nawet jeśli będzie ono go sporo kosztować. Nadrabianie trudnego materiału z ostatnich dwóch miesięcy tłumaczyło także, dlaczego ostatnio tak rzadko widywała Notta na korytarzach czy podczas posiłków w Wielkiej Sali. Musiał być tak zajęty nauką, że nie miał czasu na nic innego. Gdyby ich stosunki były nieco lepsze, Dominique mogłaby czasem zakradać się do laboratorium ze smakołykami, by upewnić się, że Lazarus dobrze się odżywiał i czasami pozwalał sobie na przerwy, ale… Chociaż wyglądało na to, że chłopak nie żywił do niej negatywnych uczuć, nie miała pewności, czy chciałby, by ponownie się do niego zbliżyła w taki sposób. Ona sama nie wiedziała, czy właśnie tego pragnęła. Bez wątpienia brakowało jej jego towarzystwo, obawiała się jednak, że znowu wpadnie w zastawioną przez Ślizgona pułapkę, że znowu będzie naiwna i wszystko mu wybaczy, a on tylko zabawi się jej kosztem i ponownie ją skrzywdzi.
Puchonka zamrugała ze zdziwieniem, kiedy nagle Lazarus przyznał, że lubił z nią pracować i zaoferował pomoc. Zaczynała się zastanawiać, czy ktoś mu czegoś dorzucił do drinka, sprawiając, że zachowywał się w taki beztroski sposób. A może to był tylko element jego gry aktorskiej? Miała coraz większy mętlik w głowie, nie wiedziała, czy powinna zaufać rozsądkowi, czy raczej swojemu sercu. Chciała wierzyć w to, co Larry do niej mówił, ale jednocześnie jej podświadomość podpowiadała jej, że mógł specjalnie wybierać słowa, które chciała usłyszeć, by później ponownie ją upokorzyć. Mimo wątpliwości pozwoliła mu się poprowadzić na parkiet i nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na wargi w odpowiedzi na jego zachęcający uśmiech. Westchnęła cicho, kiedy Lazarus się do niej zbliżył, układając ciepłą dłoń na jej biodrze i powoli przesunął ją na jej plecy, wywołując deszcz przyjemnych iskierek. Splotła swoje palce z palcami jego wolnej dłoni i zarumieniła się, a jej spojrzenie po raz pierwszy od wielu tygodni wydawało się być pełne życia. Zaraz jednak zesztywniała w jego ramionach, kiedy wypowiedział swoje przeprosiny i nieznacznie odchyliła głowę, by móc spojrzeć w jego zielone oczy, jakby w ten sposób mogła sprawdzić, czy mówił szczerze.
— Nie próbujesz mnie znowu oszukać, prawda? — spytała cicho Dominique, wydawała się być teraz niezwykle krucha. — Larry, ja… — Akurat wtedy ich mała bańka, którą wybudowali wokół siebie musiała pęknąć, kiedy za jej plecami pojawił się Daniel. Minnie jęknęła cicho z niezadowoleniem. Dlaczego Krukon musiał im przeszkodzić akurat teraz?! Wiedziała, że nie powinna się na niego złościć, w końcu to ona znalazła się w ramionach nieswojego partnera, ale nie mogła powstrzymać ukłucia irytacji. Wydawało się, że po raz pierwszy od dawna relacja jej i Notta zaczęła podążać w dobrym kierunku i akurat wtedy Cresswell musiał sobie o niej nagle przypomnieć!
UsuńOdchrząknęła, z ogromną niechęcią odsuwając się od Lazarusa o krok, jednak ich dłonie wciąż pozostawały ze sobą złączone. Nie mogła się zmusić do wypuszczenia jego ręki, choć sytuacja z każdą sekundą stawała się coraz bardziej niezręczna.
— Tak… Daniel, znasz Lazarusa, prawda? Zaprosił mnie do tańca — wytłumaczyła Dominique, choć właściwie nie wiedziała, po co się odzywała. Chciała tylko przerwać tę nieznośną, pełną napięcia ciszę. Zazgrzytała zębami, kiedy Krukon zaprosił ją do częstowania owoców zanurzonych w czekoladowej fontannie, bo w tej chwili to była ostatnia rzecz, na którą miała ochotę. Jakaś jej część chciała być samolubna i zrobić w końcu to, czego naprawdę pragnęła; chciała odesłać Daniela i zatańczyć z Larry’m, ale… nie mogła. Nie potrafiła się przełamać, nie potrafiła się skupić tylko na własnych życzeniach. Marzyła tylko o tym, żeby pozostać przy boku Ślizgona, lecz na przyjęcie wybrała się z Cresswellem i wiedziała, że zachowałaby się nie w porządku względem swojego partnera, gdyby tak odrzuciła jego propozycję, by resztę wieczoru spędzić z Lazarusem. Nie mogła w ten sposób go upokorzyć. — Ja… już idę — wymamrotała z rezygnacją, ale zanim odeszła, ścisnęła jeszcze dłoń Notta, przechylając głowę i zmuszając go, by na nią spojrzał. — Nie wywiniesz mi się, Larry. Obiecałeś mi dzisiaj taniec, więc zatańczymy, tylko trochę później, dobrze? — spytała, uśmiechając się łagodnie. Po jego minie potrafiła poznać, że nie podobało mu się to, że odchodziła z Danielem, chociaż udawał, że było inaczej. — Nigdzie nie uciekaj — szepnęła mu jeszcze do ucha, wargami muskając jego policzek, po czym pozwoliła odprowadzić się Krukonowi, zerkając jeszcze przez ramię na Lazarusa samotnie stojącego pod ścianą.
Dominique, która wcale nie chciała iść z Danielem, ale w naszym wątku zawsze muszą być jakieś trudności
Zachichotała; jeżący włosy na ciele śmiech dobił się echem od wymagających odnowy ścian sali. Pokręciła głową, cmokając przy tym z niezadowoleniem.
OdpowiedzUsuń— Słaby z ciebie kłamca, Lazarusie. Spodziewałam się czegoś bardziej... kreatywnego. Ktoś z takim umysłem nie powinien mieć problemu z wymyślaniem wymówek. Nie sądzisz?
Zwinnie wsunęła palce we włosy, aby poprawić wysoko zrobiony kucyk. Cały czas obserwując ucznia, związała mocniej fryzurę.
— To może zróbmy tak: ja zdradzę ci swój, a potem ty odwdzięczysz się równie dobrym sekretem. Sprawiedliwa wymiana — zaproponowała śmiało.
Wróciła do biurka profesora i usiadła na fotelu za nim. Bezwstydnie wyciągnęła w górę zgrabne, długie nogi, żeby położyć je na blacie. Biurko było nieco wyższe od uczniowskich ławek, więc — gdyby tylko chciał — Lazarus bez problemu mógł dostrzec czarne, koronkowe figi, jakie miała tego dnia na sobie Priscilla.
— No, chyba że wolisz, bym od razu poszła do Andersona i powiedziała mu prawdę o twoim problemie z piciem. Jeśli sądzisz, że mi nie uwierzy, jesteś w błędzie. I nie chodzi mi tu o same podejrzenia. Cuchniesz jak żebracy pałętający się po Pokątnej. Nie jesteś też najlepszy w pozbywaniu się dowodów. — Grindelwald zerknęła ostentacyjnie na wystającą z jego plecaka szklaną szyjkę. — Zdanie zagubionego ucznia, któremu powinęła się noga przeciwko ulubionej prawej ręce? Oboje wiemy, które z nas jest na wygranej pozycji.
Uniosła dumnie brodę i patrząc na niego z wyższością, wykrzywiła wargi w zwycięskim uśmiechu.
— Zostałam zgwałcona przez czterech mugolskich śmieci — wyznała blondynka bez zająknięcia. Ta sprawa sięgała czasów jej aktorskiej przygody, kiedy to nie miała po drodze z odpowiedzialnym zachowaniem. Szprycowała się środkami odurzającymi w dużych ilościach, przez co niejednokrotnie traciła kontakt z rzeczywistością. Ktoś z jej otoczenia stwierdził, że sama się o to prosiła. — Teraz twoja kolej, Lazarusie. Zaskocz mnie.
Diablica Pris
Dominique kilka razy próbowała wymknąć się z objęć Krukona, ale najwyraźniej chłopak nie miał zamiaru spuścić jej z oczu przez resztę wieczoru; dostał nauczkę, gdy na chwilę zniknął, zostawiając ją podczas przyjęcia samotnie, przez co niebezpiecznie zbliżyła się do Lazarusa i nie miał zamiaru popełniać dwa razy tego samego błędu. Po przetrzymaniu jej przy fontannie z czekoladą, w której zanurzył wszelkie wystawione na talerzykach owoce, aż sama Minnie zaczynała mieć dość słodkości na cały wieczór, pociągnął ją w kierunku wystawy lodowych rzeźb, które dzięki odpowiednim czarom utrzymywały swój kształt mimo duchoty panującej w pomieszczeniu. W zimowym kąciku z sufitu sypały się płatki śniegu, osiadając na jej jasnych włosach i rzęsach, a choć widok był naprawdę intrygujący, magiczny wręcz, wolałaby, aby to Larry towarzyszył jej podczas oglądania tych pokrytych cienką warstwą szronu dzieł sztuki. Kiedy przebrnęli już przez labirynt, Daniel zaproponował jej kolejną atrakcję, ciągnąc ją w kierunku zbitych w kącie przyjaciół, którzy właśnie omawiali swoje przyszłe kariery, jednak niemal zupełnie ich nie słuchała, nieobecnym wzrokiem błądząc po pomieszczeniu w poszukiwaniu pewnego Ślizgona, o którym nie potrafiła przestać myśleć. W jej pamięci wciąż odbijało się echo jego słów, nieśmiałe przeprosiny, które wydawały się być szczere i nieść ze sobą ogromne znaczenie; niemal czuła na kręgosłupie ciepło jego dłonie, gdy objął ją, przyciągając do siebie w zapowiedzi wolnego tańca, jego policzek oparty na jej czole i ich palce splecione razem… Zamrugała, kiedy Cresswell dotknął jej ramienia, domagając się od niej odpowiedzi na pytanie, jakie zadał, lecz Dominique była w stanie jedynie niemrawo się uśmiechnąć i pokiwać głową, chociaż nie miała pojęcia, czego obecnie dotyczyła dyskusja. Zastanawiała się, gdzie teraz podziewał się Lazarus. Może znalazł sobie inną partnerkę do tańca i teraz to właśnie z nią kołysał się na parkiecie? A może rozmawiał z jednym z tych wywyższających się przedstawicieli Ministerstwa Magii, próbując zbudować własną ścieżkę, swoim błyskotliwym umysłem zmywając z siebie grzechy ojca, które zdawały się ciągnąć go w dół? Mógł też już wrócić do własnego dormitorium, znudzony mało ekscytującą zabawą, bo choć poprosiła go, aby zarezerwował dla niej taniec to wcale nie musiało oznaczać, że wypełni podobne zobowiązanie. W końcu Dominique wciąż nie wiedziała, na czym tak naprawdę stała ich relacja. Nie dało się ukryć, że wciąż czuła się niepewnie, a jej serce przepełniał ból straty oraz poczucie zdrady, jednak… wydawało jej się, że to cierpienie zostało nieco ugaszone przez jego przeprosiny. Gdyby tylko Daniel im nie przeszkodził, gdyby tylko wykradli dla siebie więcej chwil, które pozwoliłyby im w nieco spokojniejszych okolicznościach przedstawić swoje pragnienia…
OdpowiedzUsuńW końcu udało jej się odnaleźć Lazarusa. Rozmawiał z chłopakiem, którego kojarzyła jak przez mgłę, wydawało jej się, że ukończył już Hogwart, nie mogła sobie jednak przypomnieć jego nazwiska, choć była pewna, że należał do Slytherinu. Wydawało jej się, że ich pogawędka toczyła się w dobrym kierunku, ale i tak poczuła ukłucie niepokoju, gdy zauważyła chwiejny stan Notta. Musiał wypić o wiele więcej alkoholu, a to mogło zwiastować tylko kłopoty. Zagryzła wargi i, korzystając z faktu, że Daniel chwilowo nie zwracał na nią uwagi, ruszyła w kierunku Ślizgona. W połowie drogi poczuła jednak, jak ktoś chwyta ją za nadgarstek i przyciąga do siebie, obejmując ją w pasie.
— Gdzie znowu uciekasz? — spytał Krukon, jego głos był odrobinę niewyraźny, gdyż sam pozwolił sobie na kilka kieliszków alkoholu. Minnie spięła się pod wpływem niechcianego dotyku i w popłochu spojrzała przez ramię. Bała się reakcji Lazarusa, gdy zobaczy ją w objęciach Cresswella. Mógł ją źle zrozumieć! Pewnie zasługiwał na to po tym, co sam wyczyniał z Jane, ale… wcale nie chciała ranić go w podobny sposób.
— Danielu, puść mnie — poprosiła Dominique, mocniej się szarpiąc, kiedy chłopak zacisnął ramiona niczym w imadle.
Usuń— Co on takiego ma czego ja nie mam? — warknął, wściekle mrużąc oczy. — Ani razu sama do mnie nie przyszłaś, Minnie. To ja ciągle muszę za tobą chodzić i o ciebie zabiegać. Myślałem, że po prostu jesteś nieśmiała, ale ty… Wystarczy, że ten śmieć na ciebie spojrzy, a ty już do niego biegniesz.
— Nie mów tak o Lazarusie — powiedziała ostro Dominique, próbując go od siebie odepchnąć, jednak Krukon wciąż jej nie puszczał.
— Widzisz? Nawet teraz go bronisz. Kiedy w końcu zaczniesz dostrzegać mnie, Dominique? Po co ze mną tutaj przyszłaś?
Puchonka zagryzła wargi. Po prostu nie potrafiła odmawiać. To była jej duża wada, która już nieraz wpakowała ją w kłopoty. Brakowało jej asertywności, a Daniel był miły, dlatego się zgodziła. Nie kryło się za tym nic więcej.
Dominique kątem oka wychwyciła Larry’ego. Zachwiał się, musiał przytrzymać się stolika, aby nie upaść. Zaklęła po francusku, zmartwiona stanem, do jakiego się doprowadził, zwłaszcza że po chwili podszedł do niego jeden z profesorów i zaczął coś głośno mówić na temat tego, że Nott jako prefekt powinien dawać przykład młodszym uczniom, a zamiast tego haniebnie się upił. W tej chwili Minnie wyrwała się Danielowi i pobiegła w kierunku Ślizgona, obejmując go ramieniem w pasie i podtrzymując jego wysoką sylwetkę.
— Panie profesorze, pomylił się pan. Lazarus w ostatnim czasie zmienił przedmiot i musi sporo nadrabiać, dlatego praktycznie nie sypia po nocach. Jest po prostu zmęczony, nie pijany — podkreśliła Minnie, uderzając chłopaka łokciem pod żebra, by poparł jej wersję wydarzeń.
Minnie ratuje sytuację
Kiedy tylko Lazarus odebrał książkę z rąk Christine, ona sama uniosła swój prezent do poziomu twarzy i stykając nos z płatkami pięknych fiołków, zaciągnęła się ich słodkim zapachem.
OdpowiedzUsuń— Już nawet wiem, gdzie je postawię. Nadałyby się do lekkiego ożywienia dla mojego biurka, nie sądzisz? — zapytała, nie pozwalając, aby uśmiech zniknął z jej twarzy. Zgrabnym ruchem różdżki stworzyła kwiatom nowy wazonik z wodą, równocześnie zostawiając Lazarusowi teraz już pusty wazon z opartą karteczką o tajemniczym podpisie jako pamiątkę, że ktoś tutaj był i się o niego martwił. I to nie jeden ktoś, co mogła jedynie przypuszczać po leżących na stoliku chłopaka jeszcze kilku innych upominkach. I całkowicie się temu nie dziwiła. Coś musieli mieć w sobie ci Ślizgoni, że tak często przyłapywała grupki zachwyconych młodszych uczennich, skrycie podążających za nimi; chociażby w bibliotece, w której przecież spędzała tyle czasu, że czasem nie pozostawało jej nic innego do roboty, jak obserwowanie właśnie takich widoków, będących jej dodatkiem do popołudniowej kawy. — Mam nadzieję, że twoja wielbicielka nie obrazi się na nas z tego powodu. —zażartowała.
— Ciekawe... — kiwając głową porozumiewawczo przyjrzała się z odległości w której stała amuletowi, a następnie na powrót skierowała wzrok w stronę Lazarusa —Jeszcze nie spotkałam się z uczniem zainteresowanym tematyką amuletów, a co dopiero tworzących je. — dodała z zainteresowaniem, po czym oparła jedną dłoń o metalową ramę łóżka, na którym leżał obolały chłopak — W każdym razie teraz już wiesz, że masz jeszcze wiele do robory! — zaśmiała się.
— Hmm? —spojrzała na niego pytająco, usłyszawszy, że z żartobliwego tonu schodzi na bardziej łagodny. Co prawda nie okazała tego po sobie, ale bardzo jej ulżyło, że Ślizgon jako pierwszy poruszył temat wypadku. Zapewne nie tylko ona dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że jednym z dwóch głównych powodów jej wizyty u Lazarusa była właśnie kwestia tego nieszczęśliwego zdarzenia; a w tym przypadku konkretnie tego, co jako świadek Christine chciała z całym tym zasobem (okrojonych do minimum, ale jednak) wiadomości, zrobić. I jeszcze zanim ostatecznie zdecydowała się odwiedzić poszkodowanego, zastawiała się czy w ogóle powinna. W końcu prędzej czy później chłopak zorientowałby się, że brak poniesienia większych konsekwencji – poza tymi odczuwalnymi fizycznie – z całego wydarzenia musiał świadczyć o mało konkretnych donosach ze strony jego znalazczyni. A może w ogóle by się nią nie przejął, gdyby do niego nie przyszła, kto wie? A jednak, dotarła do niego i w bonusie zyskała piękny bukiet fiołków. Zdecydowanie nie było czego żałować. — Widać było na pierwszy rzut oka, że coś bardziej skomplikowanego musiało was łączyć z panną Weasley. — stwierdziła, a gromadzące się w oczach Lazarusa emocje jedynie potwierdzały jej przypuszczenia — Och, czyli tak to wyglądało! — przybierając jakby oświeconą barwę głosu, nieco ściszyła ton. Mimo, że Christine nadal trzymała się swojej wersji, bowiem ta wyglądała jej na najbardziej słuszną, to nie miała zamiaru niczemu otwarcie zaprzeczać — A dyrektor uwierzył w ten nieszczęśliwy wypadek? — dokończyła już pół-żartem, unosząc jedną brew.
Christine, którą wzięło trochę na żarty
Dominique cała się trzęsła po konfrontacji z profesorem. Jeszcze nigdy tak otwarcie nie skłamała nauczycielowi w twarz, czuła, jak jej serce mocno bije w piersi, jakby miało zamiar zaraz wyrwać się na wolność. Bała się tego, co się stanie, jeśli mężczyzna będzie kontynuował swoje przesłuchanie, bo Lazarus był wyraźnie pijany i wystarczyło kilka dodatkowych minut, by profesor zignorował nawet jej wytłumaczenie; na szczęście przez całe swoje życie Minnie była niezwykle dobrą uczennicą, która nie sprawiała kłopotów, dlatego wykładowca jej uwierzył, zwłaszcza że w jego oczach przykładna Puchonka nie miała powodów, by bronić ucznia z Domu Węża. Kiedy nauczyciel w końcu zostawił ich samych, poczuła, jak uginają się pod nią nogi i tym razem to ona musiała uchwycić się stolika, aby nie upaść, po czym wymierzyła w Ślizgona wściekłe spojrzenie lodowo błękitnych tęczówek.
OdpowiedzUsuń— To wszystko twoja wina, Nott! Dla ciebie zaczęłam nawet kłamać profesorom! — zarzuciła mu Dominique, z trudem biorąc głębszy oddech, by uspokoić własne emocje. Musiała zupełnie oszaleć, nigdy wcześniej nie robiła niczego podobnego, jednak kiedy zobaczyła, że Larry wpada w poważne kłopoty, po prostu wiedziała, że musi zareagować. Nie wiedziała, na kogo była bardziej zła: na chłopaka za to, że doprowadził się do tak pijackiego stanu, że z daleka było widać, iż przeholował z ilością wlanego w siebie alkoholu, czy raczej na siebie za to, że powinna pozwolić, by stracił swoją odznakę prefekta, a zamiast tego zdecydowała się mu pomóc. Kiedy już wydawało jej się, że powoli uwalniała się spod czaru Lazarusa, okazywało się, że jedynie okłamywała samą siebie. W głębi duszy przez cały czas zależało jej na tym nieprzewidywalnym chłopaku, który samą swoją bliskością sprawiał, że jej serce zaczynało bić szybciej, zupełnie tak jak teraz, kiedy przyciągnął ją do siebie, nie pozwalając na najmniejszy milimetr dystansu pomiędzy nimi. Umysł podpowiadał jej, że powinna się odsunąć, ale nie potrafiła tego zrobić; zamiast tego wtuliła się w jego znajomą sylwetkę, wzdychając z zadowoleniem, kiedy poczuła jego wargi muskające jej skroń. Objęła go mocniej, nie chcąc go wypuścić; dzięki niemu powoli uspokajała się po konfrontacji z profesorem, koił także jej gniew, ale za to budził zupełnie inne, równie gwałtowne emocje.
— Stęskniłeś się za mną? — spytała z uroczym uśmiechem, kiedy zapytał, dlaczego zajęło jej to tak długo. Być może alkohol był źródłem jego kłopotów i zdecydowanie nie pochwalała jego nałogu, ale dzięki krążącym we krwi procentach Larry stał się bardziej… dostępny. Wcześniej nigdy nie przytuliłby jej na oczach innych osób zgromadzonych w pomieszczeniu, nie wyrażał także w równie swobodny sposób swoich emocji i przywiązania, a teraz jego bariery jakby opadły, pozwalając jej dostrzec to, co skrywał w środku. — Hej, ja wcale się z nimi nie umawiam! W swojej karierze umawiałam się tylko z jednym potwornym dupkiem ze Slytherinu. Ma na nazwisko Nott. Słyszałeś może o takim? — rzuciła żartobliwie Dominique. To była prawda, ani Justin, ani Daniel nie interesowali jej w taki sposób. Tylko Lazarus przekradł się do jej serca, które zdobył… a później zniszczył.
Minnie zaśmiała się, kiedy stwierdził, że wyczerpała swój limit. Nie miała nic przeciwko temu, by Nott porwał ją z tego miejsca, najwyraźniej oboje nie potrafili trzymać się od siebie z daleka, nawet kiedy próbowali. Podobało jej się to, że chłopak przejął inicjatywę i nie planował wypuścić jej z rąk w najbliższym czasie, dlatego podążyła za nim ufnie, pozwalając mu się prowadzić i nie mogła powstrzymać promiennego uśmiechu za każdym razem, kiedy odwracał się w jej stronę z beztroskim wyrazem twarzy, upewniając się, że Puchonka wciąż znajduje się u jego boku. Sprawnie lawirowali pomiędzy osobistościami z czarodziejskiego świata, dopóki Lazarus nie wpadł na jednego z kelnerów, wywołując zamieszanie; wtedy właśnie Dominique wychwyciła ruch jego różdżki i nagle do lotu poderwało się stado motyli w różnorodnych odcieniach.
Dziewczyna aż westchnęła z zachwytu, obserwując kolejne przemiany papierowych kartek w piękne motyle, które dały cudowny spektakl, wznosząc się ku sufitowi. Zaraz jednak podziw zamienił się w ogólnie panujący popłoch, gdy owady przybrały bardziej paskudną formę i zaczęły niszczyć przyjęcie. Dominique spojrzała na Larry’ego, który wydawał się być niezwykle zadowolony z siebie i pokręciła lekko głową, jakby miała do czynienia z małym urwisem. Chwyciła go za rękę i wspólnie wymknęli się przez drzwi, podczas gdy reszta Klubu Ślimaka wśród przekleństw walczyła z szarańczą, która niszczyła ich fryzury i pchała się do ust. Kiedy już oddalili się wystarczająco, Minnie zatrzymała się na pustym korytarzu, upewniając się, że byli sami, po czym parsknęła radosnym śmiechem.
Usuń— Jesteś okropny — stwierdziła jedynie, ale w jej głosie pobrzmiewało takie rozbawienie, że Lazarus wiedział, iż nie mówiła poważnie. — Ciągle tylko pakujesz się w kłopoty. Nie wiem, jak ty byś sobie beze mnie poradził — mruknęła, dając mu lekkiego pstryczka w nos. — Nie powinieneś tyle pić. Gdyby nie ja, mógłbyś stracić odznakę, a przecież tyle dla ciebie znaczy. Musisz być ostrożniejszy, od teraz Blackwater na pewno będzie zwracał na ciebie większą uwagę… — Dominique urwała. Nagle wydało jej się to zupełnie nieważne, a chociaż nauczyciel chciał, by odprowadziła Notta do dormitorium, wcale nie miała takiego zamiaru. — Chodźmy stąd. — Pociągnęła go za sobą, tym razem kierując się w górę schodów. Ponieważ wszyscy byli zajęci przygotowaniami do przyjęcia Klubu Ślimaka, a teraz walczyli z owadami, mieli niemal całą szkołę dla siebie. Dominique wybrała jednak Wieżę Astronomiczną, skąd mieli piękny widok na nocne niebo i gwiazdy błyszczące nad ich głowami. Z tajemniczym uśmiechem machnęła różdżką i w powietrzu zmaterializował się gramofon, z którego po chwili popłynęła cicha, nastrojowa muzyka. Zerknęła na Larry’ego z nieśmiałym uśmiechem, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
— Obiecałeś mi taniec. Chyba dotrzymasz słowa, prawda? — spytała cicho, nerwowo wykręcając palce. Brzuch bolał ją ze stresu, że Ślizgon po raz kolejny postanowi ją odrzucić.
Dominique ♥
[Prawda, że piękna? Długo wybierałam wizerunek, ale jak zobaczyłam to zdjęcie, to uznałam, że to idealna panienka Lestrange. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za powitanie! Cóż, masz rację, Ludo nie jest łatwo zaimponować, przede wszystkim z racji tego, że ona chce być najlepsza we wszystkim i nie daje sobie możliwości, żeby przegrać. Z tego, co zauważyłam, to Nott przyjaźni się z Bastianem, z którym Ludo ma dość pokręcone relacje, więc już nawet nie sam Dom Węża, czy widywanie się na zajęciach klubu, do których należą, sprawia, że na pewno się znają, więc jak najbardziej przyjmę jakieś powiązanko między nimi. Chciałabyś iść w coś konkretnego?]
Ludovica Lestrange
[Posłałam więc maila, może burza mózgów pozwoli wymyślić nam coś naprawdę dobrego!]
OdpowiedzUsuńLudovica Lestrange
Sceneria była doprawdy magiczna. Księżyc był dzisiaj w pełni i oświetlał swoim łagodnym blaskiem Wieżę Astronomiczną, zmieniając zwyczajowe miejsce lekcji w urokliwe miejsce i gdyby wybrała się tutaj z kimś innym, być może zwróciłaby większą uwagę na swoje otoczenie, ale w tej chwili cała jej atencja skupiała się na Lazarusie, który niezwykle powoli pokonał dzielącą ich odległość. Dominique wstrzymała oddech, kiedy chłopak musnął palcami jej twarz z niezwykłą delikatnością i nawet gdyby chciała się teraz wycofać, nie byłaby w stanie tego zrobić, oczarowana wyrazem jego twarzy i kuszącym uśmiechem, kiedy uniósł jej podbródek do góry, zbliżając się niczym do pocałunku. Minnie zadrżała, ale mimo że dzieliło ich zaledwie kilka milimetrów, Lazarus w ostatniej chwili się wycofał, pozostawiając ją z poczuciem niedosytu i sercem walącym w jej piersi tak głośno, że była przekonana, iż Ślizgon był w stanie usłyszeć jego przyspieszony rytm. Odkryła, że… pragnie tego. Jego pocałunków, jego objęć, jego dotyku. Nie powinna tego pragnąć, nie po tym, do czego między nimi doszło, a jednak nie potrafiła się oszukać. Czy Lazarus już zawsze będzie jej nieosiągalnym marzeniem?
OdpowiedzUsuńDominique ułożyła wolną dłoń na jego ramieniu, drugą ujmując jego rękę i zaczęła się wspólnie z nim kołysać do taktów powolnej, cichej melodii. Wydawało się, że ich ciała idealnie ze sobą współgrały, poruszały się zgodnie i w harmonii. Była… zadowolona. Nie, nie zadowolona, czuła wręcz euforię. Powoli przesunęła dłoń na jego kark, który zaczęła delikatnie głaskać kciukiem, po czym zachichotała, kiedy Lazarus poprowadził ją do piruetu, a falbany jej sukni uniosły się w powietrze. Westchnęła, gdy przyciągnął ją do siebie bliżej, opierając swoje czoło o jej, a jego ciepły oddech łaskotał ją w policzek i wargi. Odrobinę stężała w jego ramionach, słysząc jego kolejne słowa. Naprawdę zamierzał ją tutaj zaprosić na randkę? To by sugerowało, że jego intencje względem Puchonki były szczere. Czyżby Dominique tak bardzo się pomyliła, podczas gdy chłopak planował dla niej słodką niespodziankę, chcąc, by ich randka była wyjątkowa?
Jej ramiona pokryły się gęsią skórką, ale nie był to wynik wiatru; to bliskość Lazarusa tak na nią zadziałała, jej całe ciało spięło się w pełnym podniecenia oczekiwaniu na jego kolejny ruch, którego nie potrafiła przewidzieć. Między innymi za to tak uwielbiała Ślizgona, był istną tajemnicą, którą jej błyskotliwy umysł pragnął odkryć i zrozumieć. Za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że zbliżała się do rozwiązania zagadki, jaką był Nott, on zaskakiwał ją czymś zupełnie innym, stawiając na jej drodze jeszcze bardziej skomplikowaną, ekscytującą łamigłówkę. Larry w najmniejszym stopniu nie przypominał Daniela; Krukon był boleśnie wręcz przewidywalny, bez trudu potrafiła odgadnąć jego reakcje i chociaż jego towarzystwo było przyjemne, momentami nawet zabawne, to nie był w stanie obudzić w niej tak intensywnych uczuć, jakie odczuwała, gdy tylko Lazarus kierował spojrzenie swoich wnikliwych, szmaragdowych tęczówek na jej twarz. Ranił ją – swoim milczeniem, chłodem, nieprzystępnością i okrutnymi gierkami – ale jednocześnie fascynował ją, przyciągał do siebie i w tych krótkich przebłyskach, w których zapominali o całym świecie, stając się jedynie Larry’m i Minnie, sprawiał, że była szczęśliwa. Przy nikim nie śmiała się równie głośno, nikt inny nie wyciągał z niej tej figlarnej, pewnej siebie dziewczyny i nie chciała wierzyć w to, że wszystko od samego początku było kłamstwem… Kiedy chłopak patrzył na nią z takim zachwytem w zielonych oczach, kiedy dotykał ją z taką czułością, tuląc ją w swoich ramionach z mieszanką delikatności i radości, jakby była drogocennym klejnotem, który chciałby zatrzymać przy sobie na zawsze, pragnęła uwierzyć w jego szczerość i w to, że nie wyobraziła sobie uczucia, jakie niespodziewanie ich połączyło. Nie wiedziała, czy będzie w stanie kiedykolwiek znowu mu w pełni zaufać, ale…
Gdyby mu na niej nie zależało, nie byłby rozczarowany na przyjęciu jej wyborem partnera należącego do domu Roweny Ravenclaw, nie poprosiłby jej do tańca, a przede wszystkim nie wymknąłby się razem z nią z imprezy zorganizowanej przez Klub Ślimaka, by spędzić resztę wieczoru tylko w jej towarzystwie. Gdyby te wszystkie obrzydliwe rzeczy, jakie padły z ust Ślizgonów, kiedy demolowali jej pracownię, były prawdą, Lazarus gardziłby nawet jej dotykiem, tymczasem sam zainicjował bliskość, zbliżając swoją twarz do jej własnej, na nowo rozbudzając w nich pragnienie, które nigdy nie wygasło.
Usuń— Larry… — szepnęła dziewczyna, kiedy muzyka dobiegła końca. Nie odsunęła się jednak, oplatając go ramionami w pasie i splatając palce na jego plecach. Wtuliła policzek w jego klatkę piersiową, przymykając powieki i rozkoszując się jego znajomym ciepłem oraz zapachem. Nie mogła pozbyć się wrażenia, ze właśnie tutaj było jej miejsce, że tutaj od samego początku powinna była trafić. Nawet jeśli dzieliło ich tak wiele… Ona wciąż miała należeć do niego, a on miał należeć do niej, choć oboje ciągle wzbraniali się przed podobną myślą. — Wydaje mi się, że ja też… powinnam cię przeprosić. Nie słuchałam, kiedy wyraźnie próbowałeś mi coś powiedzieć. Wiem, że to nie jest dobra wymówka, ale… to wszystko składało się w idealnie dopracowaną całość, do tego doszły wszystkie moje wątpliwości i myśl, że być może od początku byłam tylko twoją zabawką, że przez cały ten czas tylko udawałeś, bo chciałeś zapewnić sobie odrobinę rozrywki, podczas gdy przez cały czas brzydziłeś się mną i kpiłeś ze mnie za moimi plecami… To tak bardzo bolało. Skupiłam się tylko na swoim cierpieniu i z czasem przerodził się on w gniew i ja… Żałuję, że postąpiłam tak, jak postąpiłam. Ale teraz… jestem gotowa cię wysłuchać. Przepraszam, że zajęło mi to tak długo, jednak… jeśli mnie nie nienawidzisz… Może moglibyśmy… — Dominique urwała, zawstydzona. Opanowały ją tak silne emocje, że pod koniec znowu zaczęła się jąkać i nie potrafiła ubrać w słowa swoich myśli. Nie wiedziała, jak mogłaby przekonać Lazarusa do tego, by oczyścili wszystkie nieporozumienia i spróbowali zacząć od nowa.
skruszona Minnie ♥
Dominique wiedziała, że lepiej byłoby dla niej, gdyby zapomniała o chwilach spędzonych w towarzystwie Ślizgona. Każda przypadkowo spotkana osoba utrzymywałaby, że niewinna, delikatna Minnie pochodząca z rodziny niekryjącej sympatii do mugoli nie pasowała do pewnego siebie, chłodnego Lazarusa, którego czystokrwisty ród wspierał Czarnego Pana i jego ideologię. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że różnili się wszystkim – swoim wychowaniem, charakterem, wyznawanymi wartościami, a nawet podejściem do magii – a jednak w jakiś niezwykły sposób przyciągali się wzajemnie, przez co nie potrafili w pełni odrzucić tego zaskakującego uczucia, które nie malało mimo wszystkich przykrych wydarzeń, jakie miały miejsce. Wszyscy widzieli Dominique prędzej u boku takiego chłopaka jak Daniel, ale po raz pierwszy Puchonka zdecydowała się odrzucić oczekiwania innych i przekornie sięgnąć po to, czego naprawdę pragnęła, a niezależnie od tego, jak bardzo ją skrzywdził, wciąż pragnęła właśnie Larry’ego. Naiwnie chciała wierzyć w to, że chociaż pochodzili z dwóch różnych, niemal sprzecznych ze sobą światów, będą w stanie odnaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia na złość tym wszystkim osobom, które utrzymywały, że pomiędzy Weasley a Nottem nie mogło się zrodzić prawdziwe uczucie. Chciała go poznać. Chciała wiedzieć, o czym marzył tuż przed snem, kiedy miał urodziny, czy wolał wschody czy zachody słońca, jaki był jego ulubiony kolor i czego najbardziej się obawiał. Chciała odkryć te drobne rzeczy, których nie wiedział na jego temat nikt inny, pragnęła go zrozumieć i stać się dla niego kimś ważnym, o kim myślałby w pierwszej kolejności, gdy w jego codzienności wydarzyłoby się coś dobrego, ale też złego. Zapewne to będzie dla nich najtrudniejsza rzecz – nauczenie się, jak powinni rozmawiać o swoich uczuciach. Do tej pory Dominique milczała, ukrywając prawdziwe emocje przed światem i pod tym względem byli do siebie podobni, jednak przekonali się już na własnej skórze, jak bardzo brak efektywnej komunikacji może namieszać w ich relacji.
OdpowiedzUsuńMinnie odetchnęła cicho, kiedy zapewnił ją, że nie pałał do niej nienawiścią, jej ramiona także opadły i rozluźniły się, jakby przez cały ten czas obawiała się, że chłopak może się na nią ciągle złościć z powodu braku zaufania, jakim się wykazała.
— Powinnam cię przeprosić. Miałeś racje zbyt łatwo uwierzyłam w to, że to ty jesteś czarnym charakterem w tej historii. Powinnam była postarać się bardziej, dać ci szansę… zasługujesz na kogoś, kto będzie ci ufał bezgranicznie — wyszeptała Dominique. — Nie chcę się z tobą więcej kłócić. To dla mnie… było takie trudne… — wyznała. Naprawdę czuła się źle z tym, jak zareagowała, ale to był pierwszy raz, kiedy tak bardzo otworzyła się na osobę, która nie należała do jej rodziny i dlatego jego domniemana zdrada tak mocno ją zabolała. Te negatywne emocje i poczucie winy powoli jednak ustępowały pod wpływem kojącego dotyku Ślizgona oraz jego cichych zapewnień. Westchnęła, kiedy pocałował ją w czoło, od tego gestu zupełnie zmiękły jej kolana i gdyby jej do siebie nie przytulał, pewnie z wrażenia nie ustałaby na nogach. Ktokolwiek uważał, że Lazarus nie był dla niej odpowiednim chłopkiem, powinien zobaczyć go w tej chwili, kiedy troskliwie otoczył jej ramiona własną szatą, upewniając się, że wieczorny chłód nie był dla niej zbyt dotkliwy. Larry miał w sobie mnóstwo ukrytego ciepła i za każdym razem zaskakiwał ją podobnymi czułymi działaniami. Opiekował się nią od samego początku ich znajomości i znał ją lepiej choćby od Daniela; Dominique nie wątpiła, że w trakcie przyjęcia nigdy nie zostawiłby jej samej w podobny sposób, w jaki uczynił to dzisiaj Krukon.
Dziewczyna zmarszczyła jasne brwi. Nie umknęło jej to, że Lazarus nie wykorzystał swojej szansy na wytłumaczenie całego zajścia, z drugiej strony chyba… chyba potrafiła go zrozumieć. Ten wieczór niósł ze sobą więcej radosnych chwil i też nie chciałaby zniszczyć przyjemnej atmosfery, powracając do ich nieporozumień. Być może tak jak ona chciał rozpocząć wszystko z czystą kartką, skupiając się tylko na miłych aspektach ich relacji? Wciąż uważała, że powinni na ten temat porozmawiać, ale… może nie teraz, kiedy twarz Lazarusa znajdowała się tak blisko niej, a on mamił ją zarówno swoim upajającym zapachem, jak i zawadiackim spojrzeniem. Uwielbiała wyciągać z niego tę figlarną, psotną stronę. Zagryzła wargi; gdyby to był ktokolwiek inny, nie odważyłaby się zamknąć oczu, ale to był Larry, dlatego posłusznie przymknęła powieki, oddając mu się we władanie. Czekała w napięciu na jego kolejny krok, jej pozostałe zmysły wyostrzyły się, dopasowując się do stojącego w pobliżu niej chłopaka – słyszała cichy szmer jego oddechu ogrzewającego jej twarz, czuła pod palcami miękkość jego koszuli, jej nozdrza wypełniał zapach jego wody kolońskiej, brakowało tylko jego smaku. Lazarus jakby czytał jej w myślach, już po chwili poczuła jego nieustępliwe wargi na swoich i to było tak euforyczne przeżycie! Jej serce zgubiło rytm, a już po chwili zaczęło bić w przyspieszonym rytmie, wyrywając się w jego stronę. Dominique splotła palce na jego karku, przyciągając go bliżej i odpowiedziała na jego pocałunek z nagromadzoną przez ostatnie tygodnie tęsknotą, wtulając się w niego i pogłębiając ten dotyk przy użyciu własnej pasji i namiętności. Odsunęła się od niego niechętnie dopiero w momencie, w którym zaczynało brakować jej powietrza; jej policzki pokryły się jeszcze głębszym odcieniem czerwieni, co wskazywało na jej ekscytację, a błękitne tęczówki błyszczały oślepiającym blaskiem gwiazd. Uśmiechnęła się, ponownie lekko muskając wargi Larry’ego, jakby to wciąż było dla niej za mało, jakby nie mogła nacieszyć się jego bliskością. Powoli przeczesała palcami jego włosy, mierzwiąc je.
Usuń— Tęskniłam za tobą — wymruczała, po czym dała mu lekkiego pstryczka w nos. Wciąż była na niego zła… choćby z powodu Jane… ale na razie postanowiła odpuścić. — Powiedziałeś, że miałeś zamiar zaprosić mnie tutaj na randkę. Więc co takiego wcześniej zaplanowałeś? Czy po prostu chciałeś spędzić cały wieczór na obściskiwaniu się ze mną? — spytała żartobliwie.
Dominique
Dominique zachichotała cicho, zaskoczona i jednocześnie oczarowana jego bezpośredniością oraz orzeźwiającą szczerością po tych wszystkich niedomówieniach i kłamstwach, jakie miały między nimi miejsce.
OdpowiedzUsuń— Teraz sam masz nauczkę, dlaczego nie powinieneś tyle pić. Mógłbyś spędzić całą noc na całowaniu mnie, a zamiast tego zaraz uśniesz — zażartowała z zadziwiającą zuchwałością Minnie. Przechyliła lekko głowę na bok i musnęła wargami jego czoło, powoli sunąc po łuku brwiowym, by złożyć ostatni pocałunek na jego skroni i westchnęła cicho, przytulając policzek do jego twarzy. — Niemożliwe. Czyżby Lazarus Nott właśnie oddał się w moje władanie? Naprawdę postąpisz dokładnie tak, jak sobie tego zażyczę? — spytała zaczepnie dziewczyna. Larry był osobą z silną indywidualnością, dlatego nie spodziewała się, że tak chętnie postąpi według jej prośby; nie była pewna, czy to alkohol sprawił, że Ślizgon próbował się w ten sposób wkupić w jej łaski, czy może wielotygodniowa tęsknota sprawiła, że był bardziej ugodowy i skłonny do ustępstw. Tak naprawdę nie miało to dla niej żadnego znaczenia; jeżeli to w ogóle możliwe, zmęczony, senny Lazarus podobał jej się jeszcze bardziej. Ostrożnie wyswobodziła jedną z dłoni z jego uścisku i przeniosła ją na tył jego głowy, powoli głaszcząc go po włosach, delektując się ich miękkością i ciężarem jego głowy na swoim drobnym ramieniu. To była tak przyjemna, intymna chwila… Wiedziała, że powinna rozstać się z Nottem i pozwolić mu odpocząć, odespać to nadmierne pijaństwo, ale nie chciała się z nim rozstawać.
Dominique nagle przerwała subtelną pieszczotę, kiedy Ślizgon wspomniał o pracowni. Zesztywniała, a jej żołądek ścisnął się nieprzyjemnie, kiedy przypomniała sobie wszystkie zniszczenia, których dokonali jego przyjaciele z Domu Węża.
— Nie byłam tam odkąd… — Minnie urwała. Wiedziała, że nie musiała kończyć, że Lazarus zrozumie, o czym mówiła. Nie wróciła do swojej pracowni urządzonej w opuszczonej klasie od momentu, w którym spędziła noc pośród poszarpanych płócien i zniszczonych przyborów malarskich, a następnie zapieczętowała drzwi, uniemożliwiając odnalezienie tego miejsca kolejnym wandalom. Ten widok był dla niej zbyt bolesny, by była gotowa się z nim samotnie zmierzyć, ale jeśli będzie miała u swojego boku chłopaka…
— Teraz jestem zawiedziona. Liczyłam, że wyczarujesz dla mnie milion gwiazd na nieboskłonie, żeby nadrobić straconą randkę, a ty jak zawsze myślisz tylko o obściskiwaniu — wyrzuciła mu Dominique ze śmiechem. Gdyby miała wolną rękę, pewnie dałaby mu lekkiego kuksańca w bok, ale Lazarus wciąż splatał z nią swoje palce, a jej druga dłoń wznowiła głaskanie go po niesfornych lokach. — To oficjalne zaproszenie na randkę? Czy raczej na długą sesję całowania się pomiędzy zajęciami? — droczyła się z nim dalej. To zadziwiające, jak niewiele wystarczyło, by tygodnie wypełnione gniewem i smutkiem odeszły w niepamięć. Wystarczyło kilka słów i pełnych szczerości gestów, aby Puchonka znowu się śmiała i żartowała. Nie podobało jej się to, że Larry posiadał nad nią aż tak dużą władzę, jednak była już na takim etapie, że nie mogła zawrócić. Teraz mogli tylko iść przed siebie, licząc na to, że na końcu tej drogi czekało na nich coś dobrego.
Odsunęła się nieznacznie, by móc spojrzeć chłopakowi w twarz.
Usuń— Mogę umówić się z tobą jutro w pracowni, ale… dasz rady przyjść? Wyglądasz raczej na kogoś, kto przez cały dzień będzie zmuszony leczyć kaca — wytknęła mu z rozbawieniem Dominique, badawczo sunąc wzrokiem po jego twarzy. — Jeżeli wystawisz mnie drugi raz z rzędu, skończysz o wiele gorzej niż z kilkoma złamaniami w Skrzydle Szpitalnym — dodała, starając się przybrać groźną minę, choć biorąc pod uwagę jej filigranową posturę, wyglądało to bardziej uroczo. Przyłożyła dłoń do jego policzka i delikatnie pogłaskała jego rozgrzaną skórę, pragnąc, by spojrzał jej w oczy. Na jej twarzy pojawił się wyraz troski. — Jak się czujesz, Larry? Chcesz wrócić do dormitorium? — spytała. Nie widziała go wcześniej pijanego, sama również nie doprowadzała się do takiego stanu, dlatego nie wiedziała, jak powinna się zachować. Najchętniej przekradłaby się razem z nim do jego pokoju; chłopak ułożyłby głowę na jej udach, wtulając twarz w jej brzuch, a ona przez resztę nocy bawiłaby się jego włosami i głaskała go po plecach, ciesząc się otaczającą ich ciemnościami i wypełnioną spokojem ciszą, lecz to było niemożliwe. Wpadliby w ogromne tarapaty, gdyby ktoś odnalazł Puchonkę w sypialni Lazarusa i w zasadzie nie wiedziała, czyjej reakcji obawiałaby się bardziej – opiekuna domu czy raczej jego kolegów. Plotki później rozniosłyby się po szkole tempem błyskawicy… A tego żadne z nich nie chciało. Dominique nie potrafiła jednak nic poradzić na to, że po tylu tygodniach milczenia i dystansu pragnęła spędzić w jego towarzystwie więcej czasu.
Minnie
Ludovica Lestrange siedziała wyprostowana w pierwszej ławce; zawsze zajmuje miejsce najbliżej wyjścia, wystarczająco, żeby odwrócić głowę i omieść spokojnym, nieprzeniknionym spojrzeniem resztę klasy. Nie patrzy jednak za siebie; nie zerka przez ramię i nie obchodzi jej nic, oprócz rozłożonego podręcznika i własnego notatnika, w którym zapisuje wszystko, co usłyszy. Czasem jednak ze znudzeniem przygląda się swoim długim, pomalowanym beżowym lakierem paznokciom i kilku srebrnym pierścionkom, dłużej zatrzymując wzrok przy tym z szmaragdem, który delikatnie błyszczy w ostatnich liźnięciach słońca, wpadających do zakurzonej klasy.
OdpowiedzUsuńWstaje wolno, gdy Mountbatten kończy zajęcia, chowając Poradnik transmutacji dla zaawansowanych, stary egzemplarz Transformacji przez wieki i notatnik do skórzanej torby. Omiata spojrzeniem Ślizgonów, wymieniając się spojrzeniami z Michaelem, który ostatnio próbował ją gdzieś zaprosić, ale spotkał się ze stanowczą odmową; Ludovica nie miała czasu, żeby randkować, zakochiwać się i przeżywać ckliwe związki, będąc przede wszystkim zbyt mocno zaangażowana w naukę — a od tamtej pory Michael posyła w jej stronę zimne spojrzenie, unosząc usta w drżącym, złośliwym uśmieszku, jakby chciał ją uświadomić o tym, że będzie tego żałować. Ludovica odwzajemnia uśmiech za każdym razem, zawijając kosmyk pachnących wanilią i miodem włosów za ucho, widząc w oczach chłopaka zafascynowanie jej osobą.
Mogłoby być całkiem zabawnie, gdyby Michael był kolejnym naiwniakiem; frajerem, którego mogłaby wykorzystać, ale chłopak nie chce przyjąć tej roli, więc Ludovica odrzuca jego zainteresowanie, będąc być może trochę zbyt okrutna, wspominając o tym, że Michael nie jest w stanie dać jej niczego, czego mogłaby chcieć, dlatego jest bezużyteczny. Może właśnie za to znienawidził jej piękną twarzyczkę i robił wszystko, żeby jej dopiec. Nie było to jednak ani trochę zabawne czy angażujące, a Ludovica zarzucała swoje włosy w tył, oblizywała dolną wargę i łapała swoje rzeczy.
Poprawia swoje szaty i niemal maniakalnie dotyka palcami białego kołnierzyka przy szyi; Ludovica zawsze wygląda nienagannie; ubrana w szkolny mundurek, który zmieniał się z porami roku i ważnymi okazjami: latem — biała koszula z kołnierzykiem i długimi rękawami, szara kamizelka, spódnica do kolan i czarne podkolanówki, zimą — zamiast kamizelki ubiera szary sweter. Przy piersi, po drugiej stronie od wyszytego nićmi godła z wężem, błyszczy broszka z pawiem, wysadzana kamieniami; ogon pawia jest zielony i błyszczy, gdy głaszczą go promienie słońca, jakby się puszył. Broszka należała do babki ze strony matki, a Federica wręczyła jej ją podczas jednych z rodzinnych świąt, a od tamtej pory Ludovica przypina ją do mundurka, dumnie nosząc rodzinną pamiątkę.
Wymienia się krótkimi uśmiechami z Mountbatten i żegna się uprzejmie, wychodząc z klasy. Transmutację, jak i obronę przed czarną magią, eliksiry i zaklęcia oraz zielarstwo, Ludovica będzie musiała zaliczyć na poziomie co najmniej powyżej oczekiwań, żeby zostać uzdrowicielką; dlatego poświęcała temu wiele swojego czasu, studiowała książki, czytała stare pergaminy i niemal sypiała w bibliotece, nie umiejąc sobie odpuścić; nie umiejąc być naiwną i słodką uczennicą zajętą chłopcami i plotkowaniem. Pragnie być najlepsza, a jej stopnie nigdy nie są niższe niż wybitny.
Kiedy Ludovica oznajmiła rodzinie, że chce zostać znaną uzdrowicielką, ojciec nie krył swojego rozczarowania, rzucając w jej stronę szereg złośliwych, zimnych słów, obserwując dokładnie jej zachowanie, spodziewając się tego, że dziewczyna się złamie, wycofa jak przestraszone zwierzę, ale Ludovica trzymała swój mały podbródek wysoko, wytrzymując ojcowski wybuch, który wcale nie dotknął jej tak bardzo, będąc już wystarczająco wyrozumiała wobec jego trudnego, zaborczego charakteru.
Nie chce jednak leczyć podrzędnych czarodziejów, których śmierć niczego nie zdołałaby zmienić; pragnęła przełamywać klątwy i uroki, być jedną z najlepszych. Nie wystarczyłby jej tytuł uzdrowicielki; ona, Ludovica Lestrange, chciała dokonać niemożliwego.
Pragnie zdobyć to, czego nie udało się jej matce, bo Federica Lestrange pozwoliła się zamknąć w dworze; zimnej i niedostępnej fortecy, będąc jedynie nic nie znaczącą ozdobą; czymś, co miało ładnie wyglądać. Być może przez tę porażkę stała się kolejną ofiarą rodziny; przeżutą i wyplutą, dla której nie było współczujących spojrzeń i ciepłych słów. Ludovica nie chciała żyć w ten sposób; czasem myślała, przegryzając mocno dolną wargę, o swojej ciotce — Bellatriks Lestrange. Zdaje sobie sprawę z tego, że Bellatriks była wyjątkowo okrutną i żądną krwi czarownicą, będącą jedną z najbardziej oddanych zwolenniczek Voldemorta, ale to sprawia, że doszukuje się w ciotce cech, których jej brakuje. Ona również chciałaby schwycić za różdżkę i walczyć dla sprawy, w którą wierzy (tak jak Bellatriks walczyła za Czarnego Pana). Ojciec mówił czasem, że jest do niej podobna; że tak jak Bellatriks ma nieprzeniknione i błyszczące oczy. Wtedy jego głos się zmieniał, a w słowach, które uciekały z ojcowskich ust, słychać było aprobatę.
Usuń— Muszę? — Nieprzeniknione i błyszczące oczy Lestrange patrzą po twarzy starszego o rok chłopaka, który stanął przed nią z prośbą; obnażył się i wyglądał jak szczeniak, który pogryzł ulubione kapcie właściciela, żałując tego.
Poprawiła torbę przy ramieniu, przechyliła głowę w bok i przesunęła spojrzeniem po czole, policzkach i ustach chłopaka, zastanawiając się nad tym, co musiało się stać, że się do niej odezwał. Lazarus Nott, dumny Ślizgon, który zawsze kręcił się gdzieś przy niej; który był kolejną ofiarą swojej rodziny; którego odrzuciła, gdy potrzebował jej pomocy — Lazarus Nott, który stanął przed nią po raz kolejny.
Zdjęła z ramienia torbę i wcisnęła ją w ręce chłopaka, patrząc jak jego dłonie łapią bagaż, i wtedy również Ludovica dostrzegła nietypową anomalię wypalającą pod jego skórą sine linie uwydatniające układ krwionośny.
— Ciekawe… — Wyciągnęła rękę i przesunęła długim paznokciem po skórze chłopaka, lustrując spojrzeniem sine linie. Wyprostowała się mimowolnie, uśmiechnęła delikatnie i ruszyła korytarzem. — Zainteresowałeś mnie. Chodźmy: nie będziemy rozmawiać tutaj. Poza tym muszę mieć dostęp do kociołka, więc sala eliksirów będzie idealna. O tej godzinie nikogo nie powinno tam już być.
Ludovica Lestrange
— Chyba nie chcę wiedzieć, jak wygląda to gorzej — stwierdziła Minnie, na wpół rozbawiona, na wpół przerażona myślą, do jakiego stanu pijaństwa był w stanie doprowadzić się Lazarus. To tylko potwierdzało fakt, że w rzeczywistości wciąż wiele musieli się nauczyć na swój temat, ale wcale nie uważała tego za wadę ich relacji, a wręcz za zaletę. Dzięki temu, że wciąż mieli wiele do odkrycia, nie będą się ze sobą nudzić i będą mogli się ciągle zaskakiwać nowymi faktami. Jakaś jej część wciąż obawiała się, że już wkrótce Ślizgon przejrzy na oczy i zrozumie, że nie była tak intrygującą osobą, za jaką ją miał; bała się, że dojdzie do wniosku, iż w rzeczywistości była nudną szarą myszką, która nie miała nic do zaoferowania i wtedy bez wahania ją porzuci. Nie miała jednak zamiaru udawać kogoś, kim nie była, aby wkupić się w jego łaski. Jeżeli Lazarus nie potrafił jej zaakceptować taką, jaką była, wtedy cała ich znajomość nie miałaby sensu. To jednak działało w obie strony; ona również musiała nauczyć się rozumieć jego osobę. Nie chciała go zmieniać, czy jednak była w stanie zmierzyć się z jego prawdziwym obliczem?
OdpowiedzUsuńDominique zmrużyła ze złością błękitne oczy, z uroczo naburmuszoną miną wydymając wargi.
— Co ci się nie podoba w moim ubiorze? — spytała z zaskakującą zawziętością w głosie. — Jeszcze przed chwilą się mną zachwycałeś. Podobno to kobiety szybko zmieniają zdanie — wytknęła mu, wywracając oczami, by zaraz dać mu żartobliwego kuksańca pod żebra. Lazarus nie mógł narzekać na jej sukienkę, która należała do najskromniejszych na przyjęciu. Wiele czarownic wystroiło się w niezwykle kuse, krótkie kreacje, które ledwo zasłaniały pośladki. Zdarzały się również długie suknie z lejącego się materiału sięgającego ziemi, ale one z kolei tak ściśle przylegały do sylwetki, że nie zostawiały zbyt wiele do wyobraźni lub miały niesamowicie głębokie dekolty. — Następnym razem powinnam ubrać się jak któraś z twoich koleżanek ze Slytherinu? Wtedy nie będziesz miał problemu z puszczaniem mnie na samotne spacery po nocach? — zapytała Dominique z niewinnym uśmiechem, ale w jej oczach błyszczały złośliwe iskierki. To właśnie przedstawicielki Domu Węża miały na sobie tej nocy najodważniejsze kreacje. Żadna z nich nie była w stylu Puchonki, ale jeśli Lazarus wciąż będzie próbował ingerować w jej garderobę, mógł się spodziewać, że specjalnie zrobi mu na złość i wystroi się w wyjątkowo śmiały, kuszący krój, który sprawi, że Ślizgonowi zrobi się niezwykle gorąco.
— Gdyby nie ja, pewnie dzisiaj straciłbyś tę plakietkę. Jesteś mi winny… co najmniej cały koszyk łakoci z Miodowego Królestwa — stwierdziła z rozbawieniem, mrugając do niego. Podejrzewała, że Larry wolałby ją wynagrodzić w zupełnie inny sposób, wykorzystując do tego raczej swoje wargi, ale nie miała zamiaru mu niczego ułatwiać. Wszystko w ich relacji przebiegało z taką szybkością i intensywnością, że czasami dostawała od tego zawrotów głowy. To było niesamowite, magiczne przeżycie… ale momentami także ją to przerażało, zwłaszcza że nie miała zbyt dużego doświadczenia.
— Nie chcę iść — wymamrotała Dominique z niechęcią, kiedy wreszcie się od siebie oderwali. Przytuliła się jeszcze do niego, wargami muskając jego żuchwę i dopiero wtedy odsunęła się. Machnęła różdżką, sprawiając, że gramofon zniknął i ruszyła schodami w dół, kierując się w stronę swojego Pokoju Wspólnego. Zatrzymali się tuż przed wejściem do kuchni, a Minnie nie drgnęła ani kroku, wciąż wpatrując się w twarz Lazarusa, jakby chciała ją zapamiętać dokładnie w tej chwili. Westchnęła cicho i ścisnęła jego dłoń.
— Dobranoc, Larry. Słodkich snów — szepnęła, całując go w policzek. Z ociąganiem cofnęła się o krok, później kolejny, wciąż się w niego wpatrując. Było późno i naprawdę powinna wrócić już do dormitorium. Odwróciła się dopiero w chwili, w której musiała wystukać kod przy wejściu.
Minnie
Dobry wieczór, w związku z dalszą deklaracją uczestnictwa w życiu bloga pozostawioną pod ostatnią listą obecności, bardzo prosimy o zwiększenie swojej autorskiej aktywności. Zachęcamy do odnowienia rozpoczętych już wątków oraz witania nowych autorów. W razie potrzeby zgłoszenia urlopu prosimy odezwać się pod zakładką Administracji. Dziękujemy i życzymy dalszej (aktywnej) zabawy!
OdpowiedzUsuń