Zawsze najbardziej lubiła
mugolską bajkę o brzydkim kaczątku, którą opowiedział jej dziadek Arthur.
Pamiętała, że przez cały dzień w domu dziadków panował chaos, ponieważ zaprosili
wszystkie swoje wnuki na wspólne nocowanie, co nieuchronnie oznaczało
katastrofę; pamiętała, że jeden z kuzynów ukradł z talerza ostatni kawałek jej
ulubionego ciasta, ale kiedy zaproponował, że się z nią podzieli, jedynie się
zarumieniła i spłoszona uciekła, nie potrafiąc wydobyć z siebie słowa. Ktoś
stłukł zabytkową wazę stojącą na korytarzu podczas zabawy w berka, ktoś inny
zaczarował kawałki papieru, by przybrały kształt rycerzy atakujących swoimi
ostrzami nieuważnych przechodniów, zostawiając ostre zacięcia na skórze – sama
Minnie dorobiła się co najmniej kilku irytująco piekących ranek. W domu
panowało radosne podniecenie, które zdawało udzielać się wszystkim z wyjątkiem
Dominique chowającej się nieśmiało za nogami Molly. Kiedy babka w końcu przegoniła
ją z kuchni, gdzie starała się przygotować wystarczającą ilość jedzenia dla
dwunastu dorastających wnuków, Minnie ukryła się pod schowanym na strychu stołem
z jedną krótszą nogą, który był nakryty obrusem sięgającym aż do ziemi, dzięki
czemu nie musiała obawiać się wścibskich spojrzeń. Przez wiele godzin mogła
cieszyć się ciszą i spokojem, wyobrażając sobie, że była dzielną łamaczką klątw
samotnie odszukującą kolejne skarby albo magizoolożką badającą w środku dżungli
nowoodkryty gatunek fantastycznego stworzenia. Znalazł ją dopiero dziadek
Arthur. Minnie skuliła się, obawiając się reprymendy, ale dziadek jedynie
uniósł wyżej obrus, dołączając do niej pod stołem, choć kilka razy uderzył się mocno w głowę, gdy szukał wygodnej pozycji. Później opowiedział jej o brzydkim
kaczątku, które różniło się od swojego rodzeństwa, dlatego było nierozumiane,
jednak wciąż kochane przez swoją rodzinę, a na końcu baśni odnajdywało swoje
miejsce na świecie. Dziadek bez słowa, z łagodnym uśmiechem, otarł jej policzki
z wilgoci – nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać – a później zaniósł ją do
łóżka, szczelnie okrywając kocem. Tamtej nocy Dominique długo nie mogła zasnąć;
patrzyła na swoje odbicie w szybie przy wtórze spokojnych oddechów ślicznej jak
z obrazka Victoire i błyskotliwego Louisa, który był w stanie znaleźć wyjście z
każdej sytuacji. Nie odziedziczyła urody matki ani charyzmy ojca. Była jeszcze
dzieckiem, ale niezwykle spostrzegawczym i bez trudu potrafiła rozszyfrować
rzucane jej ukradkiem spojrzenia obcych ludzi, którzy wydawali się być
zszokowani faktem, że Bill i Fleur posiadali w rzeczywistości trójkę, nie
dwójkę dzieci, jakby jej inność od razu rzucała się w oczy.
Czasami ma wrażenie, że jest
już zbyt dojrzała, aby wszyscy zwracali się do niej Minnie, ale nie ma odwagi powiedzieć tego głośno, nie chcąc zranić
uczuć nikogo z rodziny. Czasami wydaje jej się, że stać ją na więcej i gdyby
tylko odważyła się opuścić bezpieczne schronienie, które dla siebie zbudowała,
mogłaby zadziwić cały świat, rozbłyskując jasnym płomieniem, ale z
przyzwyczajenia tego nie okazuje, bo jak jej osiągnięcia mogłyby się równać ze
zdolnościami jej genialnych kuzynów i rodzeństwa, którzy zawsze pozostają w centrum uwagi?
Czasami… czasami ma ochotę krzyczeć tak długo, aż jej gardło zacznie boleć, a
głos stanie się zachrypnięty, bo przez lata uzbierała w sobie zbyt wiele
tłumionych uczuć. Czasami chciałaby pokazać na zewnątrz, jaka jest w
rzeczywistości – że potrafi się głośno śmiać, że na końcu języka zawsze ma
gotowe cięte, błyskotliwe riposty, że jej głowa jest pełna ciekawych idei, ale też psotliwych pomysłów. Czasami patrzy w swoje odbicie i widzi, kim mogłaby być zamiast tego, jak postrzegają ją inni. Cicha Minnie Weasley, która nie
odzywa się w trakcie zajęć, mimo że zna odpowiedzi na wszystkie zadawane przez
profesorów pytania. Nieśmiała Minnie Weasley, która zaczyna się rumienić, kiedy
zbyt dużo osób skieruje swój wzrok w jej stronę i ciągle jest strofowana, że
powinna mówić głośniej. Marzycielska Minnie Weasley, która długie godziny
spędza wśród książek, starych i nowych, papierowych i oprawionych w skórę,
ułożonych w stosy, które tylko ona rozumie, z ulubioną powieścią skrytą pod
poduszką. Urocza Minnie Weasley z włosami związanymi w koczek na czubku głowy i
opuszkami palców pobrudzonymi od farb olejnych. Minnie Weasley, która jest trochę nie taka, jaka powinna być.
Dominique Weasley
DOMINIQUE GABRIELLE „MINNIE”
WEASLEY ––– 18 GRUDNIA 2003 ROKU ––– CÓRKA BILLA I FLEUR WEASLEY, MA STARSZĄ
SIOSTRĘ VICTOIRE I MŁODSZEGO BRATA LOUISA ––– CZYSTA KREW, ⅛ WILI ––– VII ROK,
HUFFLEPUFF, KOŁO ONMS ––– RÓŻDŻKA 10,25 CALA, ODPOWIEDNIO GIĘTKA, WYKONANA Z CYPRU Z
WŁOSEM Z OGONA JEDNOROŻCA ––– JUŻ NA IV ROKU UDAŁO JEJ SIĘ WYCZAROWAĆ
PATRONUSA, KTÓRY PRZYJĄŁ POSTAĆ ŁABĘDZIA ––– POSIADA DELIKATNY AKCENT, PONIEWAŻ
WCZEŚNIEJ NAUCZYŁA SIĘ POSŁUGIWAĆ JĘZYKIEM FRANCUSKIM ––– MIŁOŚNICZKA PRZYRODY,
WIECZORÓW SPĘDZONYCH PRZY KOMINKU I GORĄCEJ CZEKOLADY Z KARMELEM ORAZ MAŚLANYCH
CROISSANTÓW ––– CHYBA JEDYNA OSOBA NA ŚWIECIE, KTÓRA UWAŻA WYKŁADY Z HISTORII
MAGII ZA FASCYNUJĄCE
arthvmis@gmail.com
Cześć! Dominique to eksperyment i
możliwe, że wiele osób wyobrażało sobie ją zupełnie inaczej – z ciekawości
przejrzałam kilka fanowskich opowiadań i we wszystkich Dominique była
przebojową dziewczyną, ale za mną chodził pomysł właśnie na Minnie. To też dla mnie wyzwanie, bo z
reguły prowadzę temperamentne postaci. Myślę, że żywiołowy charakterek tkwi
gdzieś głęboko w Dominique, tylko odpowiednie osoby muszą go z niej wydobyć na światło dzienne ;) Potrzebujemy kogoś, kto nią potrząśnie i wyciągnie ze
skorupki, kogoś, kto pokaże jej, że okazywanie emocji i angażowanie się nie
jest czymś złym, kogoś, kto od pierwszego roku wywołuje u niej rumieńce i
zakłopotanie, kogoś, kogo kiedyś kochała, ale bardzo ją skrzywdził, pewnie też kogoś, kto ją dręczy, ale z nie całkiem oczywistych powodów… Właściwie
poszukujemy wszelkich możliwych powiązań! To jedna z najdłuższych kart, jakie
napisałam, więc dziękuję, jeśli dotrwaliście do końca :)
[ Och w końcu! Tak długo czekałam, że aż myślałam, że usunęłaś kartę! Już dawno temu przestalkowałam pannę Weasleyową i w końcu mogę dać upust tym emocjom w komentarzu. Bardzo mi się podoba! No i nie powiedziałabym, że Dominique to takie brzydkie kaczątko, bo mnóstwo uroku tli się w życiowej nieporadności, jeśli tak mogę to nazwać.
OdpowiedzUsuńNie mogę się też powstrzymać i będę mocno napierać na wątek z tak bardzo kontrastowym wobec niej Lazarusem. Oddałby wszystko za portret namalowany jak "jeden z jej francuskich chłopców". *Taki żarcik* :) Lazarus prowadzi korepetycje, ale nie wiem czy Dominique byłby jakiekolwiek potrzebne, może co najwyżej korepetycje jak odnaleźć się w tym okrutnym świecie :). Mam ogromnąąąą nadzieję, że chcesz pokombinować jakoś szybko nad relacją i zacząć wspólną historię]
Lazarus Nott
[ Cześć, witam kolejną Puchonkę (i Weasleyównę) na pokładzie! Chyba zawsze byłam wśród tych, którzy wyobrażali sobie Dominique jako Nicki, energiczną chłopczycę z różdżką wetkniętą za ucho i w wytartych dżinsach z dziurami na kolanach – ale Twoja wersja Minnie również jest super :) Podziwiam, że wyrosła na tak uroczą i spokojną osóbkę… w otoczeniu tak zwariowanej rodziny na pewno nie było to łatwe. Mam nadzieję, że Ty i Minnie będziecie się tu dobrze bawić, życzę wam wielu wspaniałych wątków! ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[Pierwsza część karty niesamowicie mnie rozczuliła, a druga bardzo, bardzo zasmuciła. :( Widać, że Minnie to błyskotliwa, mądra i wspaniała dziewczyna, którą hamują tylko kompleksy oraz niepewność. Ja już Dominique uwielbiam (ta wzmianka o Historii Magii mnie kupiła, sama zawsze uważałam, że to naprawdę ciekawy przedmiot XD).
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie w razie chęci na wątek! <3 Jestem pewna, że polubiłyby się z Carrie.]
Caireann Byrne
[ Zawsze miałam ogromną słabość do tej części rodu Weasley’ów. Być może przez to, że w zamierzchłych czasach zdarzyło mi się prowadzić starszą siostrę Minnie i zawsze marzył mi się siostrzany wątek… Niezależnie od tego, jestem oczarowana Twoją wersją Dominique, która faktycznie nieco się różni od tego, co chyba trochę się utarło w blogowym świecie. Mam nadzieję, że eksperyment się powiedzie, a przy odpowiedniej zachęcie Weasley’ówna pokaże też nieco skrywanego charakterku, bo on chyba u nich wraz z rudością jest dziedziczny :) Ach, no i długie karty są super, bo – tak jak w tym przypadku – można się zaczytać, lepiej poznając postać. Gdyby była chęć to zapraszam do siebie i przy okazji życzę wielu ciekawych wątków :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Hej! Też jestem z tych, którzy z jakiegoś powodu Dominique widzieli jako przebojową dziewczynę, ale przecież to nie ma znaczenia. Twoja wizja jest najważniejsza! :D A Minnie przecież super, bardzo delikatna. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o kuzynostwo, to jednak może z Molly udałoby się jej dogadać - tak po kartach mniemam.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!]
Edgar Fawley
[ Tak, tak! bardzo podoba mi się ta koncepcja. Nie pała sympatią do Weasleyów, ale możemy dla takiej Dominique zrobić wyjątek i zobaczymy co się zadzieję. Nie chcę zdradzać całego konceptu na jego podejście od razu, wolę zobaczyć jak to się potoczy :)
OdpowiedzUsuńMogę zacząc wątek, jeśli wpadnę na jakiś pomysł, gdzie można by ich razem wepchnąć. Chyba, że sama coś prędzej wymyślisz to daj mi znać, żebym się nie głowiła :) ]
Lazarus
[ Matematyka w żadnym wypadku Cię nie oszukuje i nasza dwójka faktycznie przez pięć lat była na jednym roku. I cóż, powiązanie, które zaproponowałaś bardzo mi się podoba… Problem w tym, że coś bardzo podobnego (z pewnymi różnicami, ale jednak zbieżne mocno, na tyle że dla mnie pisanie dwóch takich wątków byłoby dziwne) zaproponowałam już innej pannie z rodu Weasley’ów, kuzynce Dominique. Co prawda było to już parę dni temu i na ten moment nie dostałam odpowiedzi, ale jednak głupio byłoby mi się teraz z tego wycofywać nim dostanę wiadomość zwrotną. Więc właściwie tu pytanie do Ciebie – czekamy na odpowiedź, nie wiedząc czy będzie takie splecenie losów postaci dostępne, czy wolisz kombinować dalej? Bo mogę zaproponować coś innego, tylko nie mam pojęcia na ile Ci zależy na tym konkretnym powiązaniu. ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
{ O to będzie niezła zagwostka z Minnie, ale tym bardziej mnie to cieszy. Może jeszcze dziś/w nocy coś wykminię :) }
OdpowiedzUsuńLazarus
[ Poleciała do Ciebie mailowa sowa :) ]
OdpowiedzUsuń[Haha, spokojnie, koń był trzymany za uzdę, a sadzanie w siodle tylko na moment i dla zabawy, bo chyba żaden zdrowo myślący dorosły nie puściłby pięciolatka samopas konno. Cześć, bardzo dziękuję za miłe słowa, i muszę z kolei pochwalić kreację Dominique, która wcale nie powinna czuć się nie taka tylko dlatego, że wszyscy Weasleyowie to rzeczywiście chodzące wulkany energii, bo bycie nieśmiałym to nic złego. Czytając kartę pomyślałam sobie nawet, że jak nic dogadałaby się z moim Albusem, są do siebie bardzo podobni, więc może jest jednak wśród rozbrykanego kuzynostwa jakaś przyjazna dusza! Z Vardanem z kolei dogadać się ciężko, ale jeśli istnieje sposób, żeby go sobie zjednać, to z całą pewnością są to zwierzęta, dlatego chętnie pomyślę nad jakimś wątkiem. Brakuje mi akurat czegoś z kołem ONMS w tle, więc co Ty na no, żeby pokręcić coś w tym temacie? Vardan na pewno wtedy też pomaga wszystko ogarnąć, a gdyby jeszcze głównym tematem było na przykład zajmowanie się hipogryfami, to już w ogóle zrobiłby się miękki i łatwiej byłoby do niego zagadać.]
OdpowiedzUsuńVardan Rosier
[Hej, dzięki wielkie za miłe słowa! Aktor, który znajduje się na zdjęciu, nie bardzo mi pasuje do Ethana, ale sama fotografia tak mi przypasowała, że nie potrafiłam jej nie użyć.
OdpowiedzUsuńWątek: koniecznie. :D Myślę o tym kole onms, myślę i przeglądałam nawet magiczne stworzenia na wiki, ale tak na szybko nic interesującego nie wpadło, ale może się nadrobi. Bo chciałam wyjść poza te zewsząd wykorzystywane hipogryfy. Bo to jest tak, że nie wiem, czy Ethan akurat przypadnie do gustu Minnie, która najwyraźniej stroni od hałasów. On co prawda nie jest tym najbardziej przebojowym na świecie i najgłośniejszym, ale jest pewny swego i raczej bliżej w tę stronę niż małomównego introwertyka. Dlatego tak kombinowałam coś w stylu, że zostałaby ich garstka na placu boju, Minnie akurat zajmowałaby się zwierzęciem, które na przykład byłoby zranione, i potrzebowałaby pomocy. Nie z samą opieką, ale tak fizycznie, ktoś silny by się przydał.
A akurat tego Ethan ma zapewne więcej.]
Ethan Rosenblum
Po wielu słonecznych tygodniach przyszła seria dni chmurnych i gorących. Pogoda ta zapowiadała najbardziej upragniony zwiastun wiosny, gdyż spowite piorunami sklepienia najbardziej skłaniały Larrego do osobistej refleksji nad najwyższą wartością i nieokiełznaną mocą natury. Przekonanie to zmuszało go do bezwarunkowego szacunku i pragnienia by tę niebezpieczną część świata lepiej zrozumieć i posiąść. Nie bez powodu wiedza Zielarska była jedną z przyjemniejszych dla niego nauk.
OdpowiedzUsuńTego popołudnia niebo znacznie pociemniało. W refleksach okien starej szklarni odbijało się groźne spiętrzenie chmur. W dusznej ciszy uczniowie ostatniego roku zwinnie kończyli przydzielone im zadanie, w oczekiwaniu na kolejne polecenie profesora.
W środkowym rzędzie stołów pracował Lazarus, lecz to zgęstniałe powietrze wiło niebezpieczne poczucie zachwianego spokoju i wciąż oddalało w Ślizgonie skupienie nad wypracowaniem. Jego myśli zaprzątnięte były w szczególności wydarzeniami minionego dnia. Zasklepione zaschniętą krwią przecięcie nad górną powieką smagał nerwowo palcem i te pulsujące bólem nerwy, które trącał, przywracały mu przed oczy mgliste wspomnienia.
W Hogsmeade znalazł się on w niecodziennej sytuacji i pod wpływem alkoholu, wdał się w awanturniczą potyczkę. Uciekając ów dnia z opresji, z zakrwawioną połową twarzy, zauważony on został przez wracającą z miodowego królestwa Dominique Weasley. Doskonale pamiętał przesiąknięte szokiem spojrzenie Puchonki i przed którym chroniąc się, zniknął gdzieś pomiędzy budynkami wioski. Z Weasley nie łączyło go wiele wspólnych wspomnień, ani przyjacielskich rozmów, przyszło im jedynie przez minione lata dzielić pomieszczenia podczas tych samych lekcji w planie zajęć.
Najbardziej nurtującym Ślizgona elementem tej przedziwnej historii była przyczyna kłótni. Sprawa skomplikowała się, gdy rozmowa z kolegą zmieniła temat na rozprawę o czystości krwi rodziny Weasleyów. Na całe szczęście, o tym Minnie nie mogła usłyszeć, gdyż odbyli ją będąc jeszcze w środku gospody.
Skonfundowany scenariuszem pełnym tak sprzecznych wydarzeń, nie potrafił skupić powracających jak bumerang myśli. Nękały go przede wszystkim obawy, że napotkana wczoraj Dominique, będąc tak przykładną i porządną uczennicą, wedle jego wizji była skłonna o zaistniałym zajściu donieść komuś z kadry profesorów. Lazarus, który latami pielęgnował swój wizerunek, nigdy nie mógł dopuścić do takiej sytuacji, zwłaszcza teraz, gdy na jego barkach ciążyła teraz powszechnie znana afera aresztowania jego ojca.
Czas na napisanie eseju skończył się wraz z monotonnym biciem zegara i profesor nakazał uczniom dobrać się w pary do realizowania następnego projektu. Lazarus tchnięty zupełnie nierozważnym impulsem, wstał ze swojego miejsca i opuścił w towarzystwie niezrozumiałych spojrzeń krąg domowników spod znaku węża. Tak jakby za wszelką cenę chciał sobie udowodnić, że nie mając żadnych bliskich kontaktów z Puchonką, bez trudu przefiltruje jej zamiary. Przemieszczając się między rzędami, trącił jeszcze ramieniem innego, próbującego zając planowane przez niego miejsce Puchona i sam, pojawiwszy się niemalże znikąd za jej plecami, przysiadł na krześle tuż obok Dominique.
Lazarus
Mimo wszystko, jakże wyjątkowe szczęście miał tamtego dnia, skoro Dominique w swym wzorowym, poukładanym działaniu, nie pokusiła się o szukanie mu wsparcia. Lazarus pewien był, że potrafi o siebie zadbać w każdej, nawet tak kryzysowej sytuacji. Był wychowany na chłopca, który zawsze musiał sam na sobie polegać. Zgłoszenie jego urazu, powstałego pod wpływem alkoholu wiązało się jedynie z lawiną niepożądanych pytań. Nigdy wcześniej bowiem nie pojawił się w szkole z tak znacznym uszczerbkiem, bo ewentualne sińce potrafił zgrabniej zatuszować, aniżeli budującą się teraz, głęboką bliznę.
OdpowiedzUsuńZakrzepnięta, bordowa linia rysowała się długim, chropowatym łukiem na granicy oczodołu i brwi. Bez użycia odpowiedniej maści nie wróżyła zbyt szybkiego gojenia. W nocy, gdy przewracał nerwowo głową na boki, wyrwa w skórze otworzyła się ponownie i lecąc niczym woda z kranu, krew zalała jego pierzaste poduszki. Gdy towarzyszka wskazała teraz na ów draśnięte miejsce, jakby automatycznie dotknął dłonią czoła, chowając uraz przez oczami Dominique. Siedział teraz pochylony nad stołem i wsparty na łokciu, lecz wciąż lustrował uważnie skuloną w strachu dziewczynę. Zagadkowo zerkał, zastanawiając nad przyczynami tego ogromnego zakłopotania. Siedzieli razem tuż pod szklaną ścianą, a dodatkowym parawanem od reszty klasy były wijące się w stronę chmur gałęzie roślin gęsto porośnięte szpiczastymi liśćmi. Przynieśli je na początku zajęć, by użyć podczas aktualnego zadania. Podświadomość podsunęła mu kolejne obawy - scenariusz, w którym nerwy kołatały Puchonką, ponieważ zdążyła już komuś swoje zmartwienia Ślizgonem powierzyć i tym razem nie raczył na samej obserwacji poprzestać.
- Nie byłem - odparł krótko, wciąż zawieszając swoje spojrzenie na na jej chowającej się buzi. Choć tknęła mu któryś z organów jej nieuzasadniona troska, nie uraczył jej konkretnym wyjaśnieniem, dopóki nie uzyskał satysfakcjonującej go odpowiedzi.
Większość zgromadzonych zaczęła już pracę nad projektem, więc i Lazarus chwyciwszy za moździerz, zaczął mielić zerwane z najbliższego krzaka owoce. Co kilka machnięć, wewnętrzny niepokój kierował jego wzrok na blondynkę.
Przysiadł on pod kątem i faktycznie, biorąc pod uwagę sytuację, w siedzieli tuż przy końcu szklarni, swoimi plecami odgrodził ich dwójkę od nieproszonych spojrzeń. Zależało mu także na przeprowadzeniu prywatnej rozmowy, niepowołanej dla uszu pozostałych i jakże wścibskich, wędrujących w poszukiwaniu plotek studentów.
Nie był to pierwszy raz, kiedy zgłębiał swoim spojrzeniem fizjonomię Weasley, jednakże nie przywykł do przebywania w jej towarzystwie bez dalekiego dystansu. Dzielące ich zaledwie centymetry, zdradzały wcześniej niemożliwe do uchwycenia detale. Jej blade kosmyki sterczały pod presją ozdobnej spinki i na tle tych burych, burzowych skłębień, kompozycja koka kojarzyła się ze srebrzystym pufkiem. Cień od książki rysował na jej twarzy ostrą linię i kontrast ten uwydatniał wykipiałe wcześniej czerwone rumieńce. Skórę miała idealnie porcelanową i gładką, niemalże transparentną i ledwie zasłaniającą wszystkie te bojaźnie przed całym światem. Spostrzeżenie to nasunęło mu pewną konkluzję, że gdyby on wyglądem swym prezentował się jak tak niewinna istota, najpewniej on także próbowałby ukryć swoje prawdziwe oblicze za grubą warstwą nieśmiałości.
- Mam nadzieję, że ty też z tym nigdzie nie byłaś - szepnął, tym razem nachylając się nieco nad drobnym ramieniem dziewczyny. Postronne osoby potraktować mogły ten ruch jako pretekst do zajrzenia w trzymaną przez nią pionowo książkę.
[ Nie wiem jakie ją Twoje preferencje wątkowania i mam nadzieję, że nie jest Ci przkro, że nie są tak super długaśne, by dzielić na dwa komentarze, ale czasem po prostu według mnie sytuacja tego nie wymaga i nie lubię się specjalnie silić dla samej długości, a nie jakości tekstu :D]
LAZARUS
[ z miłą chęcią być coś zakręciła, tym bardziej, że w jednym z moich wątków użyłam postaci Dominique by rozproszyć Olafa w bibliotece (mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, mogę Ci nawet wysłać tem fragment), ale niestety nie teraz. Właśnie zdecydowałam się na nowy wątek, a nie nadążam z poprzednimi i bym się nie pozbierała. Jeżeli mi jakiś odpadnie, to na pewno się odezwę :) ]
OdpowiedzUsuń[Nie dyskryminuje, nie dyskryminuje, ale przed rodziną się ukrywa! ;D Nie sugeruję też, że z byle Ethanem nie dałaby sobie rady, tylko mogłoby być gorzej z polubieniem. Inna sprawa, że aż tak ekspresywny to on nie jest, tak sądzę, Huncwoci czy bliźniacy Weasley w cuglach by go pokonali, a wydaje się, że niektórzy kuzyni i kuzynki Dominique przejawiają podobną energię.
OdpowiedzUsuńSuper, super, były jeszcze takie koniopodobne istoty, tylko większe i miały z sześć nóg, ale nie pamiętam nazwy. Wydaje mi się, że mimo wszystko dwurożec jest bardziej prawdopodobny, bo do garboroga potrzeba byłoby co najmniej kilku wykwalifikowanych czarodziejów. Chyba że to byłby jeszcze szczeniak, ale gatunek taki, że i tak już gabarytowo potężny.
Chciałabyś zacząć, żeby Minnie zawołała o pomoc? Czy wziąć to na siebie?]
Ethan Rosenblum
Szkoła dała mu jedyną w życiu szansę, by po latach izolacji nauczyć się przetrwania w skomplikowanym społeczeństwie. Postawienie w takim świetle zmusza bowiem do wielu zmian i sprzecznych wyrzeczeń. Stąd w jego umyśle wciąż gromadziły się liczne zagwostki, pojedynki wielu twarzy. Wiele poświęcenia kosztowała go żmudna, wieloletnia praca nad sobą, w ciągłym dążeniu do doskonałości i przede wszystkim akceptacji środowiska, trwając w zgodnym ze swoimi ideałami życiu. To bardzo skomplikowana gra, której wszystkich zasad nie skompletował jeszcze żaden z wybitnych filozofów. Był jednocześnie młodym, przepełnionym hormonami i pewnością siebie nastolatkiem, a takich najprędzej dosięgały sidła buntu. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, te problemy były przyziemne i rozczarowująco ludzkie.
OdpowiedzUsuńPierwsze zmierzone z Dominique bezpośrednie starcie spojrzeń, pochłonęło całą jego czujność. Wyliczył on wtedy w pośpiechu wszystkie iskrzące punkty w jej oczach, dokładnie zanalizował sięgający głębokiego błękitu odcień źrenic i tą urzekającą prostotę, niedokładnie przesianych rzęs. Nim w pełni nacieszył się tym obrazem, zdążyła uciec spod jego drążącego wzroku.
Zadawane kolejno pytania pogrążyły stopniowo pewność siebie Lazarusa. Bardzo powoli zdawał sobie sprawę, że swoją beznadziejną zagrywką, pozbawił się logicznego alibi i ewidentnie odsłonił przed oczami sprytnej dziewczyny drugie dno tej historii. Gdyby tylko nie dotknęła go ta ledwo wyraźna, mącąca i mieniąca gdzieś z tyłu głowy wizja zbliżenia się do tej zagadkowej istoty, z pewnością jego szybko analizujący umysł opracowały skuteczniejszy plan.
W głowie Ślizgona rysowało się bardzo wyraźne i uzasadnione podejrzenie, że Dominique Weasley została tknięta jego ckliwym złudzeniem niewinnej ofiary. Dziewczyna wyraźnie szargana była uczuciami współczucia i troski, choć niechętnie i z wielkim trudem osiągały one światło dzienne. Tak, Lazarus dobrze znał te uczucia, był w końcu tylko człowiekiem i nie zawsze przybierał kamienną twarz. Głęboko współczuł swojej zastraszonej, zszarganej nerwami matce, ogromnie żałował czynów swojego ojca i mimo tego medialnego konfliktu, wciąż walczył i wciąż troszczył się o dobre imię tej zagubionej rodziny.
Nawet teraz, w wypełnionej parą szklarni, jego emocje odbijały się silnie od powietrza: szczypta lęku, kłębiące się w oczach pytania, lekki posmak rozczarowania z powodu jej reakcji, bo spodziewał się jedynie defensywy. Wszystkie te uczucia niemalże wrzucone do moździerza przemielił dwukrotnie, by uzyskać satysfakcjonują w rezultacie odpowiedź.
Gdy na moment zniknęła przy szafce ze składnikami, wyprostował się z siedzenia. Swój umysł na próżno próbował skupić na instrukcji do zadania. Powracające pytanie coraz bliżej sunęło na koniec języka, niemalże nachalnie napraszając o wypowiedzenie w stronę Dominique. To drugie, powierzone mu spojrzenie, silnym magnesem wyciągnęło to nurtujące pytanie z jego wnętrza.
Zadał je, gdy śledząc jej ruchy, również przysiadł na krześle.
- Czy ty się o mnie martwisz? - Tym razem nie naraził jej przestrzeni osobistej. - Dlaczego Ty się o mnie martwisz, Dominique?
Zamierzeniem Lazarusa było, by kwestia ta mogła zabrzmieć, jak pytanie jej własnego sumienia.
Uznawszy, iż warto jej dać nieco czasu nad odpowiedzią, zabrał sprzed jej twarzy deskę ze zgromadzonymi składnikami i wedle zapamiętanej wcześniej receptury, kolejno zgniatał organiczne przedmioty do porcelanowej miski z ciemnofioletową substancją.
Lazarus
[ Nie pozostaje nic innego, jak tylko wykombinować coś nowego :) Cały czas myślę, już nawet świtał mi pomysł z tym, że może pupilowi Alexa coś się stało w skrzydło i szczęśliwie Dominique to zauważyła, a że skoro koło ONMS, no to idealna osoba do zaopiekowania się… Ale wydaje mi się, że to by się dość szybko ucięło, bo jednak wątek nie brzmi na taki przyszłościowy. Nie chcę zostawiać Cię bez odpowiedzi na komentarz, bo nie chciałabym być niegrzeczna, ale daj mi parę dni na wpadnięcie na coś, dobrze? Na ten moment nic sensownego nie mam, ale na spokojnie jeszcze nad tym przysiądę :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Jejku, Minnie jest taka urocza, że mam wrażenie, iż ten mój łobuz za punkt honoru postawi sobie trzymanie od niej z daleka wszystkich chłopców, którzy obejmą ją choćby krótkim spojrzeniem. Zdecydowanie nie będzie z nim łatwo, aczkolwiek na wątek z wielką chęcią przystanę. Coś konkretnego wpadło mi nawet do głowy za sprawą Twojego komentarza, uświadamiającego mi pewien istotny fakt. Louis bez wątpienia nie wykazuje oznak zainteresowania nauką ojczystego języka matki, co prawda od niechcenia pojedyncze słówka potrafi wydukać, ale jakiekolwiek dłuższe wyrażenia brzmią już dla niego jak zlepek przypadkowych sylab. Ponadto Fleur może całkowicie ignorować fakt braku jego zaangażowania, przekornie za każdym razem wplatając w korespondencję do niego kilka francuskich wyrażeń. Co Ty zatem na to, by Dominique doskonale zdawała sobie sprawę z poczynań matki i wtajemniczona w całą sprawę pod pretekstem czegoś innego zwabiałaby go na regularne lekcje francuskiego w bibliotece? :D]
OdpowiedzUsuńukochany młodszy braciszek, Louis
Być może z dozą premedytacji przechwycił ów deskę i sam teraz zajmował się siekaniem składników, by pozostawić ją w na tyle niekomfortowej sytuacji, by zagonić ją jak ofiarę pod ścianę i wyciągnąć z niej oczekiwane wyjaśnienia. Sytuacja wymagała rozwagi i zagrożenia, gdyby wydało się cokolwiek z tego cykru, który dał przedstawienie wczoraj w Hogsmeade, Larry prawdopodobnie zostały wydalony ze szkoły jeszcze przed Owutemami. Ta niepewność nie pozwalała mu na dalsze potyczki słowne z Weasley, musiał działać szybko i konkretnie. Gdy jednak do jego uszu dotarły jej ciche jąknięcia, jej zdenerwowanie, potem dostrzegł jak chowa dłonie pod stołem, drżąc z napięcia, wtedy Nott poczuł, że być może nie powinien być tak bezpośredni; zmyśloną manipulacją wchodzić do głowy, gdy się o niego troszczyła. Głowił się, jak tak inteligentna dziewczyna może skrywać tak wielki świat wrażliwości w tak drobnym ciele. Była to swego rodzaju zagadka, którą pragnąć rozwikłać.
OdpowiedzUsuńZajmując się przez następne minuty projektem, siłą docisnął ostatnie, twardsze nasiona i przygotowana tak maść, delikatnie transparentna lecz o ciemnej barwie, stygła gotowa do użycia.
W ramach kontroli sytuacji, profesor Neville Longbottom przechadzał się pomiędzy współpracującymi uczniami i wymieniał opinię, na temat ich postępów. W chwili najmniej dla naszej dwójki spodziewanej, kiedy Minnie przyznała się do dochowania tajemnicy, wtedy tuż obok pojawił się profesor i zdziwienie ogarnęło go, widząc Ślizgona, który nigdy wcześniej nie pracował z żadną Puchonką.
- Nott, ty tutaj? - zapytał, unosząc pytająco brwi i powoli zlustrował siedząca w konsternacji parę. Nie oczekiwał jednak konkretnej odpowiedzi, a jego uwagę przykuł teraz ukończony już produkt. - Dobrze, tak to powinno wyglądać. Teraz przynieście z drugiej sali jakiś słabszy okaz i wypróbujcie maść na liściach - Machnął dłonią w drugim kierunku. - A ty Nott - jego palec powędrował teraz w górę, wskazując twarz nastolatka. Niemalże wydłubał mu swoim długim paluchem oko, bo opuszek dzielił od jego szramy zaledwie cal, może dwa. Chłopaka przeszył niewdzięczny dreszcz. - Wasza grupa mogłaby w ramach dodatkowego eksperymentu sprawdzić działanie na ludzkiej skórze - wyjaśnił i uśmiechając się kpiąco z charakterystycznej dla bójki rany chłopaka, zniknął gdzieś dalej, by udzielać rad pozostałym studentom.
Larry niemalże od razu podniósł się z miejsca. Pochylił nieznacznie nad blondynką, by szepnąć jej nad uchem. Jego dłoń mimowolnie powędrowała na jej ramię i końcami palców delikatnie musnęła materiał jej szkolnej szaty.
- Tak, bardzo zadowolony. Ratujesz mi życie.
I potem zniknął na dobre kilka minut. Pod pretekstem poszukiwania odpowiedniego okazu, stał na środku sali, lecz wodzący po zielonych liściach wzrok był nieprzytomny i rozproszony, gdyż wewnątrz zmagał się z walką potężnych odczuć. Dopiero oddalając się od Weasley, złapał głębszy oddech. Co ty robisz, Larry?, przesunął swą dłoń po tej zdrowej części twarzy, próbując jakoś wybudzić spod uroku blondynki. Na nic się to zdało, bo wewnętrzna, niezrozumiała siła wciąż pchała go w jej stronę. Była ona jednak równie uciążliwa, co przyjemna, a że lubił rozpieszczać swoje oczy przyjemnymi widokami, był skory zapłacić tę cenę.
Podczas dłuższego wyczekiwania Minnie zdecydowanie mogła pomyśleć, że Lazarus zostawił ją w spokoju na dobre, lecz właśnie wtedy chłopak z hukiem opuścił ogromną donicę na ich wspólnej przestrzenii stołu. Była zdecydowanie ciężka, więc opadł bezwiednie na krześle i swą głowę ułożył na dłoni podpartej łokciem. Zaczął po raz kolejny namolnie wpatrywać się w twarz nieśmiałej Puchonki.
To kto pierwszy, on czy ja? - uśmiechnął się dopiero teraz, pierwszy raz tego popołudnia, kiedy wcześniej wadzący problem został rozwiązany.
Lazarus
[Jest naprawdę super! U mnie może być na początku nieco drętwo, bo dopiero wracam do pisania, ale rozkręcę się, obiecuję. :)]
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom Louis należał do osób rodzinnych, choć z biegiem lat nadmierne okazywanie przywiązania do najbliższych zastąpił niedługimi, wspólnymi chwilami spędzanymi w ich towarzystwie, to nadal nie był w stanie poprawnie funkcjonować bez poczucia obecności rodziny, nawet jeśli ta znajdowała się setki kilometrów od niego. Nie potrafił jednoznacznie określić momentu, w którym nastąpiła w nim zmiana, a potrzeba ciągłej bliskości rozmyła się, ustępując miejsca szalonemu rozgardiaszowi, pustoszącemu jego nastoletni umysł. Być może stało się to nagle, niezauważalnie wpisując się w codzienną rutynę, lub wręcz przeciwnie, dojrzewało w nim, powodując niespieszne przewartościowanie pragnień. Nie odczuwał obecnie chęci tonięcia w ramionach matki, ilekroć podczas przerw w nauce wracał do domu, co więcej jej dotąd zdawałoby się naturalne, czułe gesty, zaczął traktować z dystansem, doznając lekkiego zażenowania. Nie czuł ekscytacji, słysząc ojca proponującego mu pogonienie, kryjących się w krzakach złośliwych gnomów, bo doskonale zdawał sobie sprawę, iż w kulminacyjnym momencie starszy Weasley troskliwie odsunie go od pozornego zagrożenia, jakby faktycznie takowe mu groziło. Był całkowicie świadom pobudek rodziciela, lecz przecież w swoim mniemaniu osiągnął odpowiedni wiek, by zaczęto go traktować poważnie. Z Victorie dawno już przestał się dogadywać, a ich niby nieszkodliwe wymiany zdań zbyt często kończyły się kłótniami, po których przestrzeń rozrywał trzask drzwi oraz huk tłuczonych fiolek z domowymi specyfikami. Natomiast Dominique przyprawiała go o niemały ból głowy, zapewne nie mając o tym większego pojęcia.
Zresztą jej niewiedza była mu nader na rękę. W ten sposób mógł bez skrępowania śledzić jej poczynania, dyskretnie wpływając na rzeczywistość, jeśli ta zdawała się kreować nie po jego myśli, a pojawiające się od czasu do czasu wyrzuty sumienia tłumaczył sobie po prostu faktem braterskiego obowiązku. W porządku, być może postępował nadgorliwie i irracjonalnie, lecz starsza siostra jawiła się w oczach Louisa jako tak krucha istotka, że machinalnie jego ciało reagowało w odruchu bezinteresownej pomocy. Toteż Gryfon niejednokrotnie potraktował zaklęciem galaretowatych nóg rówieśników Minnie, którzy jego zdaniem zbyt ochoczo zajmowali jej uwagę podczas posiłków w wielkiej sali lub natrętnie narzucali swoją osobę przy bibliotecznym stole. Innych, równie irytujących amantów o zamglonym spojrzeniu, częstował podejrzanie apetycznie pachnącymi łakociami ze sklepu wujka George’a, których pochłonięcie wywoływało trzydniowe, niesłychanie obfite wymioty. Pozostałym, wzbudzającym, jak mu się wydawało, także nieśmiałe zainteresowanie ze strony Dominique ukradkiem podrzucał niewielkie pakunki z fiolką opisaną etykietą felix felicis. Nieszczęśnicy wabieni pokusą niczym niezmąconego szczęścia, w istocie otrzymywali miesiąc walki z paskudnie wyglądającymi czyrakami. Louis potrafił być nadzwyczaj okrutny i przypuszczał, iż gdyby siostra dowiedziała się o posiadaniu niepożądanego cienia, niewątpliwie nie wyraziłaby tym nadmiernego zachwytu, co więcej mogłaby kompletnie się obrazić, dlatego Weasley drżał wewnętrznie, ilekroć ich drogi się krzyżowały. Możliwe, iż to właśnie strach przed prawdą, kazał mu trzymać się od niej z daleka i sprawiać wrażenie nader zajętego człowieka. Wręcz do tego stopnia zaaferowanego szkolnym życiem, że jej krótka wiadomość odnalazła go leżącego na kanapie w pokoju wspólnym, ze wzrokiem utkwionym w malutkiego pajączka, cierpliwie tkającego delikatną sieć.
— Mam coś, co bardzo chciałbyś dostać, Weasley. — Tuż przed jego oczyma, zmaterializowała się dziewczęca głowa, a oddech pachnący słodką gumą balonową otulił jego policzki. Zamrugał zaskoczony powiekami, po czym wymruczał coś, co w zamyśle miało być pytaniem, ale ostatecznie zabrzmiało jak bezsensowny zlepek sylab. — List od twojej słodkiej siostrzyczki, zapewne umierasz z ciekawości… — Ostatnie słowa brunetki zniknęły gdzieś w niegłośnym skrzypieniu mebla, wywołanym gwałtownym zerwaniem się blondyna do pozycji siedzącej. Nieco nieprzytomnie rozejrzał się wokół, aż w końcu kuknął na dziewczynę, wyciągając dłoń w jej stronę.
Usuń— Pokaż — zażądał tonem nieznoszącym sprzeciwu i niecierpliwie wstał z zamiarem odebrania swojej własności. W przypadku jakiegokolwiek oparu w planie miał bezbolesne unieszkodliwienie posłańca, ale nim podjął decyzję o działaniu, Gryfonka sama podała mu zwitek pergaminu i wzruszywszy ramionami, odrzuciła włosy do tyłu, odchodząc. Nie zamierzał na razie przejmować się tym, co dziewczę w przyszłości może zażądać za wykonanie drobnej usługi, skupił się raczej na treści wiadomości, więc gdy ta trafiła do jego mózgu, przeklął siarczyście, zbierając się do biegu. Już był spóźniony, a wiedział przecież, jak szybko dyniowe paszteciki traciły ciepło.
To chyba okropne, ale to wypieki i wyjątkowo kiepski dobór posłańca, który musiał wytknąć siostrze, zajmowały w większości jego myśli, kiedy niezdarnie przeskakiwał po stopniach schodów, pędził pomiędzy uczniami na korytarzu i nerwowo przekraczał próg biblioteki. W środku, odprowadzany bacznym spojrzeniem, siedzącej za kontuarem okularnicy, zwolnił, jednocześnie starając się wyrównać oddech. Nie chciał, by Minnie błędnie zinterpretowała jego zmęczenie ogromną tęsknotą rozdzierającą serce. Jednak już po chwili, w sekcji ksiąg poświęconych historii magii, kilka rzeczy zdarzyło się jednocześnie. Wyobrażenie dyniowych pasztecików zblakło, z pamięci uleciało pragnienia strofowania siostry oraz chęć zgrywania na pozór niezaangażowanego brata, a Louis odkrył w sobie nieznane dotąd pokłady cierpliwości, gdy bez ruchu utknął pomiędzy regałami, zaledwie kilka metrów od Dominique i jej towarzysza. Na początku wcale nie chciał się mieszać, po prostu zapragnął usłyszeć, co takiego do powiedzenia ma nieznajomy, ale użycie w jednej wypowiedzi słów takich jak weekend oraz kremowe piwo wystarczająco podnosiło mu ciśnienie, by się wtrącić.
— Stary, to doskonały pomysł. Z chęcią wybiorę się z wami — odezwał się nagle, przestępując kilka kroków ku przodowi. Objął ramieniem znajomego siostry, do niej zawadiacko mrugnął, starając się nie zwracać uwagi na jej rumieńce. Na brodę Merlina, czy to ten moment, w którym powinien zacząć się niepokoić? — Znasz jakieś fajne miejsce? — dopytał, brzmiąc na szczerze zainteresowanego. W rzeczywistości miał ochotę po prostu zmiażdżyć mu ramię.
troskliwy braciszek
(Hej, hej! Przychodzę z lekkim spóźnieniem, bo już raz pisałam tutaj komentarz ale mi się usunął i na chwilę zwątpiłam. Bardzo dziękuję i jednocześnie jest mi niezmiernie miło, że karta przypadła do gustu. Hugo to rzeczywiście niezły obserwator, więc tutaj na pewno mają coś wspólnego, chociaż jak przychodzi co do czego, nie jest jakiś bardzo nieśmiały, może tylko trochę zdystansowany. Zastanawiam się jakby tu ich połączyć - skoro są na tym samym roku, z pewnością mieli nie raz razem zajęcia, więc to z nich głównie mogą się kojarzyć. Przydałaby się zatem jakaś sytuacja, która sprawi, że nawiążą jakiś kontakt. Może Dominique będzie miała z czymś problem na jakiejś lekcji i Hugo to zauważy, a może będzie miała z kimś problem i postanowi jej pomóc? A może masz już jakiś pomysł od czego można by tu zacząć? Bo u mnie ostatnio trochę z weną ciężko, mózg mi chyba spróchniał przez tą kwarantannę.)
OdpowiedzUsuńRookwood
Pergamin, w którym dziewczyna z wysoką starannością nakreśliła idealnie równe linie, trafił teraz w jego ręce. Skoro ona zajęła się nakładaniem substancji, nie mogła przecież od tak chwycić za pióro Obok w tabeli dorysował nieco mniej dokładnią, swoją rubrykę. Wedle Lazarusa przypuszczeń, dodatkowo przeprowadzona analiza mogła wiązać się z lepszą oceną, co skłoniło go do wykonania tej części zadania. Czuł się lepszy, gdy pod jego nazwiskiem widniały tylko same “Wybitne”, choć nie wszystkie przychodziły z łatwością. Ostatni rok dodawał każdemu uczniowi motywacji, by po skończeniu szkoły zaprezentować w liście polecającym jak najlepsze wyniki,
OdpowiedzUsuńZerkał na nią co jakiś czas, lecz już mniej intensywnie, pochłonęło go skrupulatne notowanie. Bardzo łechtały go jej wrażliwe reakcje, kwitnące rumieńce i ukradkiem chowanie się za wielką rośliną przed jego spojrzeniem. Z pewnością w relacjach damsko-męskich miał więcej doświadczenia, niż nieśmiała panna Weasley i tak wyczulonemu oku nie mogły umknąć fale tych drobnych gestów. Nie mniej jednak odwzajemniony uśmiech również odbijał się intensywnym echem w jego głowie i pod wpływem rozkojarzenia omal nie wsadził pióra do maści, zamiast do atramentu.
- Oj, bardzo - skomentował dość beznamiętnie, acz z nutą teatralnego dramatyzmu, gdyż został rozbawiony tym pytaniem o poczucie zazdrości. Gdy kolejny zerknął badawczo w jej stronę, tym razem to on prędko uciekł od spotkania z jej błękitnymi na zapisaną już w połowie kartkę. Ta intrygująca gra coraz mocniej napierała na poczucie bezpieczeństwa Larrego i obawiał się coraz bardziej utonięcia w tym przesyconym niewinnością flircie. Coraz ciężej przychodziło stawianie własnych hamulców, gdy wystraszona wcześniej Puchonka, teraz sama posłała zaczepne treści.
- Hej, nie jestem okropny - odparł sprzewicem, wyraźnie rozbawiony tym porównaniem zarazem. - Przecież przyniosłem Ci tego… kwiatka - powstrzymał się gwałtownie od przechwycania jej tekstu i nazwania tego na wpół żywego krzewu przystojniakiem.
Słysząc wmiankę o przysłudzę, jedynie jedna myśl mogła przejść przez jego głowę. Bardzo niefrasobliwa, która równie prędko zniknęła, gdy blondynka ponownie zaplątała się w we własnych wyjaśnieniach. Nie miał serca po raz kolejny wyprowadzać jej z równowagi psychicznej.
Lazarus często wiązał się umowami z rówieśnikami. Ostatnim takim przypadkiem, był jego kursant, który w ramach zapłaty za lekcję, obiecał Lazarusowi drobną przysługę, a nie pieniądze. Powodem nie była jego wspaniałomyślność, bo bardzo lubił dobrobyt, był koniec końcu wychowany w środowisku majętnych czarodziejów. Będąc w posiadaniu dóbr materialnych czuł się bezpiecznie, jednakże przysługi i obietnice zabezpieczały drugą, ważniejszą stronę życia. Zwykle zdarzało się, że chroniły właśnie jego nienaganny wizerunek przed wpadkami. Zdecydowanie był wiele Minnie winien za przemilczenie tego zajścia, a najchętniej spłaciłby swój dług zapraszając ją na randkę.
W szczególności w tak trudnym wizerunkowo czasie dla Notta, kiedy właśnie jego ojciec trafił za kratki za uprawianie czarnej magii, nikt nie był skory mu całkowicie zaufać.
- Tak, możesz. Cokolwiek - odpowiedział krótko i rzeczowo, w przeciwieństwie do zakłopotanej Weasley. Była to jego zwięzła odpowiedź w temacie przysług.
Skończywszy spisywać spostrzeżenia w dokumentacji Weasley, złożył starannie pergaminy i wstał z krzesła. Jedną dłonią wsparł się o stolik, drugą zamoczył w niezbyt przyjemnej w konsystencji mazi. Oblepiła ona całe jego palce, skrzywił nieco twarz i jęknął, gdy zmarszczone czoło poruszyło ledwo zasklepioną raną. Odszukał swego niewyraźnego odbicia w brudnej szybie szklarni i zaczął powolnymi, delikatnymi stępnięciami nakładać glutowatą substancję. Chłód mieszanki roślin faktycznie przyniósł odrobinę ulgi. Był skupiony podczas nakładania tego wynalazku, lecz kątem oka zdawałoby się, że dostrzegł przyglądającą mu się blondynkę.
- Ten drugi wygląda gorzej - mruknął nie za głośno. Zastanowił się jednak w dalszym milczeniu, czy na pewno ta wiedza postawi go przed Dominique w świetle bohaterskim, czy raczej jako nieczułego oprawcę. Dlategoż nie zamierzał wchodzić w szczegóły. - Chyba nie mógłbym Ci tego powiedzieć. Tym bardziej nie temu kolesiowi - wskazał kciukiem za siebie, na pracującego wcześniej z Dominique Puchona, a teraz współpracował nieopodal z innym studentem. Lazarus dostrzegł jego próbę szpiegostwa za własnym odbiciem. Ów chłopak, co jakiś czas zerkał z ciekawością w ich stronę. Minnie stała do niego tyłem, lecz Nott był szczególnie uważny gdy poruszał niebezpieczny temat.
UsuńLarry
[ ale Historia, wczoraj zamiast do Ciebie, to wkleiłam wątek niechcący, nie mam zielonego pojęcia jak, odpowiedź na wątek pod kartą Ethana XD ]
[ O kurcze, właśnie napisałam do Ciebie odpowiedź zwrotną, jak mogło wczoraj do tego wszystkiego dojść i WŁAŚNIE TERAZ wiadomość po publikacji odświeżyła mi kartę i pokazała mi się KP Stelli Bennett :o Wczoraj też raz zrobił mi się tak błąd, a że podczas publikacji notki komciem dla Ciebie, rozmawiałam na videoczacie i wypiłam kieliszek wina, to już wtedy totalnie mogłam nie zauważyć tego błędu ]
OdpowiedzUsuń[ Swoją drogą ciekawe, czy ten kliknięty przed chwilą komentarz poszedł także gdzieś w świat pod losową KP xD No dziwne rzeczy mi się dzieją ]
UsuńLazarus
[Tak długo czekałam na publikację Dominique, a kiedy w końcu pojawiła się na blogu, nie mogłam jej przywitać przez chorobę, dlatego cieszę się, że w końcu tutaj jestem. <3 Karta zachwyciła mnie od samego początku i efekt ten utrzymał się do samego końca. Przyznam, że chętnie przygarnęłabym Dominique na przyjaciółkę dla Molly. Są w tym samym wieku, a ponadto są między nimi podobieństwa, które mogłyby być podstawą do odnalezienia wspólnego języka w dzieciństwie. Co o tym sądzisz? ;)]
OdpowiedzUsuńMolly Weasley
[Minnie jest tak niebanalnie urocza, ale i skomplikowana! Oczywiście, że chcę wątek, takiej postaci ciężko odmówić, szczególnie, że z Noelem możemy zgarnąć praktycznie każdą z twoich propozycji pod kartą, o ile się nie spóźniłam? Mi podobają się wszystkie opcje, więc decyduj, twój pomysł z korkami też. Mogliby może umówić się, że Minnie pomoże mu z wypracowaniem, a on jej powróży;)]
OdpowiedzUsuńNoel
Obrywanie od innych kolesi nie było stałym elementem życia Notta. Omijał szerokim łukiem konflikty, jednakże kiedy pojawiały się problemy, zazwyczaj usiłował załagodzić, korzystając ze swego talentu zaradnego mówcy. Tamtego dnia sytuacja wymknęła się spod kontroli dlatego, że jego przeciwnik definitywnie nie kontrolował swoich emocji.
OdpowiedzUsuńJakże uwielbiał, gdy się z nim droczyła; kiedy z tej niewinnej dziewczyny na światło dzienne wychodziły urokliwe, kąśliwe zdania. Głowił się nieodparcie, dlaczego przez cały czas skrywa w sobie prawdziwe oblicze. Zamarzył wtedy, że chciałby stać się jednym z tych szczęśliwców, z którymi nieustannie mogła prowadzić pyskate rozmówki.
Płynnie opadł na siedzenie pod sugerującym naciskiem jej dłoni. Błogie uczucie narosło w napływie zaskakujących, powstałych znikąd mrzonek. Wyobraził sobie jak władczo usidla go na krześle, po czym zbliża do niego jeszcze bardziej i czulej, wieńcząc to zagranie apodyktycznym zajęciem jego kolan. Gęstą, fantazyjną atmosferę zaburzał jedynie gwar otaczających w koło studentów i jedynie uwarunkowania przymusiły do panowania nad swoim libido. Mimo wszystko Minnie wciąż bezwstydnie zbliżała się do niego, wręcz prowokowała, swoim frywolnym dotykiem. Przesunęła teraz opuszkami palców po jego linii szczęki, znów mącąc jego grzesznymi myślami. Była teraz tak blisko, że każdym swoim oddechem mamiła jego uwagę, wciągając szaleńczym wirem jego zainteresowanie. Lustrował ponownie jej skupione spojrzenie, później kształ drobnego noska. Teraz jednak, gdy zniżyła się ku niemu jeszcze bardziej, zaczął chłonąć wzrokiem jej filigranowe usta. Niczym zahipnotyzowany, wodził za linią łączenia się warg.
Z tego letargu wytrącił go dotyk wrażliwej rany. Dopiero wtedy konkretne olśnienie obudziło jego rozum. Nie mógł oderwać od niej swojego wzroku, nie mógł przestać o niej myśleć i z trudem przychodziło mu kontrolowanie swoich zachowań, nawet jeśli cała ceremonia odbywała się w miejscu całkowicie publicznym pełnym nieproszonych spojrzeń. Coś wewnątrz mu cichutko podpowiadało, że dziewczyna odziedziczyła pewne nadludzie talenty i z premedytacją, lub nie, właśnie swoim wdziękiem zaplatała sobie Lazarusa wokół palca.
Gdyby zawsze tak miała przebiegać jego kuracja, gotów był codziennie pakować się w kłopoty, lecz nie był skory podzielić się tym trafnym spojrzeniem z Dominique na ich wątłym etapie znajomości.
- Jeśli tak bardzo Cię to interesuje, nie ja zacząłem - odpowiedział, puszcząć oczko, co natychmiast przyniosło mu zgubę, gdyż miejscowy ból rozszedł się na skronie. Syknął cicho i odsunął twarz od dziewczyny.
Pokornie przyjął słoiczek i od razu schował do plecaka, by nie zapomnieć go ze sobą zabrać.
- Czasem coś komuś mówię - skomentował jej pytanie i piłeczka została od razu odbita w drugą stronę. - Myślę, że to nie ja powinienem mieć w sobie więcej zaufania dla innych - uśmiechnął się tajemniczo, bo nie mogła przecież wiedzieć, o czym wcześniej tak intensywnie rozmyślał - albo chociaż do samego siebie.
Postanowił uciąć wątek, bo nie chciał po raz kolejny wplątywać Minnie w zakłopotanie. Dla Lazarusa doskonałą okazją do spłaty długu, byłoby stopniowe wydobywanie z niej więcej pewności siebie, z wielką przyjemnością podjąłby się tego zadania. Wyraźnie przychodziło mu to z łatwością, skoro pod koniec zajęć nie obawiała się go dotknąć.
Otóż to, drużyna Minnie-Larry zakończyła swój eksperyment na dzisiaj, a niebawem dźwięk wielkiego dzwonu drżącego całym zamkiem miał poinformować studentów o nadejściu wolnego popołudnia. Znajdujący się teraz na środku sali profesor, donośnym głosem opowiedział o dalszych krokach zadania, dodając także wzmiankę, by codziennych zmian zachodzących na roślinie uważnie doglądali i skrupulatnie zapisali.
Wtedy Lazarus odwrócił swoje spojrzenie z wykładowcy na Puchonkę.
- Mogę przyjść jutro, dałabyś radę wpaść w piątek wieczorem? - zapytał, szczerze licząc, że jednak Minnie nie ma tak rozrywkowych planów na Weekend jak Ślizgon i z chęcią spędzi ten czas otoczona zielenią.
Lazarus
[ Co to się tu odwaliło właśnie <3 Dobrze, że na blogu nie ma żadnego istniejącego Justina, bo Larrym czułabym się zobowiązana “uderzyć” do niego o wątek. :D ]
OdpowiedzUsuńOkiem profesjonalisty współpraca z Minnie przebiegła sprawnie i bez zarzutu. Potrafili świetnie podzielić między sobą zadania, obydwoje byli skrupulatni w zaznaczaniu każdego ważnego szczegółu w projekcie, ponadto żartując co jakiś czas wprowadzali bardzo przyjemną atmosferę, nawet dla uczniów wokół siebie. Larry żałował, że jego najlepszy, Ślizgoński przyjaciel nie wybaczy mu zbyt prędko pozostawienia go na własnej łasce i na następnej lekcji prawdopodobnie będzie musiał do niego wrócić.
Z drugiej strony ich nowo budowana relacja była magiczną grą spojrzeń, kilkoma penetrującymi dreszczami na plecach, niewinne muśnięcia, nieśmiałe uśmiechy i szkarłatne rumieńce. Prawdopodobnie ta wspólna sielanka zmieniła spokojnego niegdyś Justina w tykającą bombę.
Ni stąd ni zowąd wyrósł między nimi wcześniej szpiegujący chłopak.
- OKEJ - odpowiedział mu Lazarus donośnie i wyraźnie. Jeśli koleś chciał ją gdzieś zabrać, to Larry nie miał z tym problemu, żałował jedynie, że nie zrobił tego pierwszy. Widząc jednakże jak Puchon wręcz wymierza mu laserowe, śmiercionośne ciosy swoim spojrzeniem, Nott podniósł w górę dłonie w geście niewinności. Wtedy jednak Weasley znów zaczęła swą jękliwą litanię i to odrobinę zbiło chłopaka z pantałyku. Przechylił on swą głowę w bok, próbując jakoś dostrzec blondynkę, przysłoniętą teraz ciałem Puchona. Chciał kontrolnie posłać jej pytającą minę, lecz następstwa pokrzyżowały plan, bo ubrany w żółtą szatę chłopak postanowił zadecydować o losach Weasley i szarpnął ją jak najdalej od Lazarusa. Dziewczyna pisnęła, a wysoki i emocjonalny dźwięk odbił się w głowie pod kręconymi włosami niczym strzała przeszywająca mózg.
Własnym oczom i uszom nie był w stanie uwierzyć, co się tu właśnie wydarzało. Nie potrafił zdecydować, czy powinien wstać i wmieszać się w awanturę między Minnie a zazdrosnym kochankiem, czy może wyczarować miskę z popcornem i czekać na jakiś zabawny rozwój tej napiętej sytuacji.
W nieco gorszej sytuacji znalazł się jednak ten krnąbrny furiat, kiedy zaczął wykrzykiwać nienawistne kwestie na temat Lazarusa. Wyzywał go głośno, i to wystarczyło by podzielić się swoimi spojrzeniami z resztą Ślizgonów, którzy stali nieopodal. Była wśród nich grupa bliższych przyjaciół Notta.
Lazarus nie pamiętał nawet jak się ten napastnik nazywał, także był zupełnie niewrażliwy na obelgi z jego strony. Chował więc nerwy na wodzy i wciąż czekał na rozwój dalszych wydarzeń. Nie mógł tak zwyczajnie przed całą klasą zaatakować tego leszczyka. Zwłaszcza, że jatką zainteresował się także sam profesor.
Sytuacja obruszyła Ślizgonem dopiero, kiedy Puchon posłał znaczącą obrazę wobec Dominique. Szczęka mu kompletnie opadła ze zdziwienia, jak można mieć w sobie taki tupet i sam Nott zerwał się z krzesła na równe nogi. Jednakże, kiedy zobaczył jak Dominique Weasley, tak drobna, szczupła dziewczyna wymierza płaskie uderzenie, omal nie wybuchł śmiechem, podobnie jak kilku innych, zgromadzonych już w okręgu studentów.
Nie musiała nigdzie gonić za Nottem, gdyż był on stał tuż obok niej, trzymając także jej teczkę z notatkami. Czując się w odpowiedzialności za wywołanie tego sporu, zamierzał zabrać dziewczynę, by nie narobiła sobie kłopotów przed zbliżającym się profesorem. Ewentualnym pouczeniem Puchona planował zająć się później, nie na oczach całego rocznika. Z resztą nie potrzebował drugiej skazy dla utrzymania symetrii twarzy.
Usuń- Co ty koleś, popieprzyło Cię? - syknął niezbyt głośno Nott, kiedy swoim barkiem wtargnął pomiędzy konflikt. Nie czekał na jego odpowiedź, słysząc prośbę Minnie, swoim ramieniem zagarnął ją w stronę wyjściowych drzwi cieplarni. Dostrzegł jednak szargające dziewczyną emocje i by nie narazić jej na ponowne spotkanie Justina, zaraz po wyjściu ze szklarni, skierował ją do drugiej sali, w której czasem uczyli się teorii. Były tam szeregi drewnianych ławek, stary projektor i kilka większych roślin pod oknem.
- Hej, wszystko w porządku? - zadał pytanie, gdy tylko zatrzasnął za nimi kolejne drzwi. Nie wiedział, co dziewczyna zamierza zrobić. Czy chce jedynie przeczekać aż Puchon ulotni się z cieplarni, czy może sytuacja była nieco poważniejsza i potrzebowała chwilę się uspokoić.
Wybawiciel
OdpowiedzUsuńCzuł jak jej napierające palce powoli przechodzą przez materiał i marszczą jego skórę. Swoje niewinne ciało chowała za wyższym i bardziej zbudowanym chłopakiem. Wtedy chciał ją też mocniej otoczyć drugim ramieniem, lecz wtedy wypuściła go ze swych rąk i przysiadła na najbliższym krześle. Dla pewności machnął różdżką w stronę drzwi, by przypadkiem żaden napastnik nie raczył im przeszkadzać. Zaraz po tym rzucił swój plecak obok Weasley i zamierzał dołączyć do wspólnego wyczekiwania. Jednakże jej nagły wybuch płaczu pokrzyżował jego plany. Lazarus stał teraz na środku sali sparaliżowany jej zachowaniem i zupełnie nie wiedział co powinien zrobić.
Niewiele dziewczyn dotychczas płakało w jego towarzystwie, a z żadną z nich nie był w tak odosobnionej sytuacji, by odpowiedzialność na tyle mocno uderzyła w jego dumę, by w ogóle zaangażować się w emocje. Westchnął głębiej i podszedł do skulonej dziewczyny. Zastanawiał się najpierw, czy powinien ją przytulić, jego ręce błądziły w okolicach jej głowy, i ramion, jednakże wciąż lewitowały wokół jej aury, nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca. Był kompletnie nieporadny, a każdy kolejny szloch żłobił głęboką bruzdę w jego płucach. Oddech Ślizgona stał się niemiarowy z przejęcia. Wtedy pomyślał o jej ręce, o uderzeniu, które przed chwilą miał okazję dostrzec i faktycznie, dźwięk jaki wydała z siebie twarz Justina rozległ się dość donośnym plaskiem.
Uklęknął przed Minnie i niepewnym ruchem zasięgnął jej dłoni. Czerwone, powolnie puchnące wnętrze zaczął smagać swoimi opuszkami. Żywił ogromną nadzieję, że nie połamała kości na tym frustracie. Kreślił okrągłe wzory i mruczał niewyraźnie pod nosem, jakby jego cicha mantra miała przynieść jej nieco ulgi. Było to zaklęcie, które stosował na nim ojciec, kiedy jako mały brzdąc uderzał się gdzieś z roztargnienia. Dziś pierwszy raz Lazarus miał okazję, by sprawdzić, czy jego działanie było efektem placebo.
Nie czuł się zobowiązany, by cokolwiek powiedzieć. Nawet, gdyby bardzo chciał, to nie znajdywał żadnych odpowiednich słów, by przynieść jej pocieszenie. Jeśli potrzebowała się wypłakać, wolał cierpliwie poczekać, być przy niej aż się uspokoi i dopiero wtedy pomóc w poukładaniu myśli.
Nie znał drugiego dna tej historii. Co, jeśli Justin był jej chłopakiem, a on tak bezczelnie wtargnął w jej życie, spychając go z miejsca? Okej, to nie stanowiłoby dla Ślizgona wielkiego problemu. Nie widział zupełnie nic złego w tym, by flirtować z zajętymi dziewczynami, jednakże zmartwił go bardziej fakt, że być może Dominique wolała sobie układać życie z takimi szaleńcami. Przyszło mu wtedy na myśl, czy może dlatego zaczęła żywić do niego zainteresowanie, bo sam nosił jakiś akcent pomyleńca.
W tak intymnej bliskości ciężko mu jednak było znieść jej szloch. Swoją drugą dłonią sięgnął więc po koniec swojej szaty i zmniejszył dystans dystans. Końcem tego materiału zaczął zbierać strugi łez z jej policzków. Najpierw otarł jedno oko, później drugie. Swoimi długimi palcami delikatnie zahaczył o linię jej szczęki. Poczuł wtedy, że skórę miała delikatną i miękką jak liście bawełny. Jego dłoń wspierała się teraz o jej lico i w sugestywnym geście otworzyła dziewczynie możliwość, do oparcia nań głowy lub pełnego zbliżenia się do jego ramienia.
Larry
[Połączyłabym ich niechęć do siebie z motywem wróżby i tańca. Noel był dla niej nieszczególnie miły, może być nawet tak, że ona wyznała mu "miłość", jak byli w drugiej/trzeciej klasie, a on ją dosyć brutalnie spławił. I to byłby początek ich znajomość, która potem stanęłaby w miejscu, unikaliby siebie. W międzyczasie Noel miałby wizję złego wydarzenia w życiu Minnie i postanowiłby temu zapobiec, przez co stalkowałby ją po lekcjach. Wtedy Minnie mogłaby przypadkiem zauważyć, jak tańczy. Co o tym myślisz? :)]
OdpowiedzUsuńNoel
[ Hej, hej. Melduję znalezienie punktu zaczepienia! Dzięki autorce Louisa (jej tu należą się podziękowania) pojawił się zamysł, że brac Minnie staje się nieco nadopiekuńczy i wierzy plotkom jakoby Dominique i Alexander spędzali razem ostatnio dużo czasu. Mogłoby tak być, że bzdury wyssane z palca, albo faktycznie z jakiegoś powodu często na siebie wpadali, rzecz do ustalenia. No i - wątek wciąż trwa, a raczej dopiero się zaczął, więc trudno mi mówić co się w nim wydarzy - braciszek nie jest tym faktem zachwycony i dochodzi do konfrontacji. Jak zareagowałaby Minnie słysząc o tym? :) ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Na wszystko się zgadzam i zaczynajmy już tego wątka, bo będzie fajnie, tylko tak mi nagle przyszło do głowy, że może Minnie miałaby pomóc Noelowi odblokować się przy wyczarowywaniu patronusa, skoro udało jej się to w czwartej klasie? Noel akurat z patronusem nie miał problemu i nauczyciel OPCM kazałby mu z tym iść do Minnie, bo podejrzewałby, że Noel zwyczajnie się buntuje i opierdziela, i nie chce go wyczarować.]
OdpowiedzUsuńNoel
[Dziękuję za powitanie :)
OdpowiedzUsuńDominique jest taką delikatna osóbką, którą Caito mógłby zdemoralizować, ale tak po cichu by nauczyciele i Dyrektor się nie dowiedzieli, że to jego sprawka. Zgoni na innego ucznia :P
Chyba, że masz jakieś lepsze pomysły :)]
Cesare Caito
Lazarus nie płakał. Płacz dla niego nie miał żadnego sensu. Swoje troski powierzał innym czynnościom. Oddalał te zmartwienia, zajmując głowę nauką albo towarzystwem. Czasem jednak tłumił w sobie gniew, który kumulowany później wybuchał w nieplanowanych sytuacjach, lecz nigdy nie objawiał się u niego łzami. Nie dlatego, że był niewrażliwy. Doceniał piękno tego świata, miejsca, w którym się znajdował, chłonął rzeczywistość całym sobą, a w jego świecie nie było miejsca na rozpacz. Stąd zupełnie nie rozumiał, dlaczego Dominique po tym zajściu została ogarnięta tak wielkim smutkiem. Poniekąd jednak wzbudzało to jego ciekawość i przebiegle badał jej emocje, obserwując jak zachowuje się tak delikatny umysł. Zastanawiał się także, czy podobnie miękką osobą była jego matka, która nie wytrzymując presji szalonego ojca, oddała się w czarną melancholię i odcięła kompletnie od świata. Ten właśnie element, jakże zagadkowy dla Notta, przyciągał go do Dominique. Jakby jego dusza łaknęła nadrobić niedobór ciepła i delikatności z dzieciństwa. Jakby tęsknota sięgała w nim głębiej, niż rozum i wychowanie.
OdpowiedzUsuńBardziej, aniżeli troskę, jego oczy odwzielciedlały ciekawość i obawę niezrozumienia. To wrażenie zelżało z tonu, gdy emocje dziewczyny opadły i po raz pierwszy otworzyła usta.
On nie wiedział, co o tym myśleć. Nie czuł się komfortowo, gdyż ogarnęło go dziwne poczucie odpowiedzialności. Bał się, że właśnie angażuje się w głębszą, nie tak zaplanowaną relację. Dlatego on także zabrał swoje ręce i odsunął swoje ciało, zostawiając dla Minnie większą przestrzeń do spokojnego już oddechu.
- Nie przejmuj się Longbottomem - poinstruował dziewczynę tak, jak sam najpewniej by postąpił, a w tuszowaniu takich sytuacji był odpowiednio doświadczony. - Jeśli do niego pójdziesz, pokażesz swoje poczucie winy. Nie zrobiłaś nic złego, ten koleś sobie zasłużył. Gdyby ktoś Cię o to spytał, powiedz, że nie chcesz o tym rozmawiać. Wszyscy mogą potwierdzić, jak było - powiedział stanowczo i dopiero teraz puścił jej dłoń, akurat wtedy, gdy zaczęła rozmowę o Justinie. Niezbyt interesował go ten koleżka, a także nie przejmował się wcześniejszą relacją między Justinem a Minnie. Uznał, że przemilczy ten temat, licząc, że lepszą opinię na ten temat wyda jej przyjaciółka, niż on, chłopak, który jeszcze przed chwilą w szklarni pożerał ją swoim spojrzeniem, gdy tylko dystans był mniejszy niż metr.
- Nie martw się o mnie, naprawdę - pokręcił głową odrobinę rozbawiony i teraz podniósł się swoje ciało z podłogi. Skoro Puchonka odzyskała kontrolę nad sobą, nie czuł się zobowiązany, by wciąż utrzymywać kontakt fizyczny. Sytuacja była daleka od jakiejkolwiek romantycznej aury. Czuł się conajmniej dziwnie, gdyż przyciągała go do siebie tak mocno, że dłuższe przebywanie w jej towarzystwie odsuwało go od zmysłów. Niestety nie mógł sobie pozwolić na nic więcej, to był pierwszy dzień, kiedy zbliżył się do niej i wszystko potoczyło się tak nagle, tak intensywnie, że Lazarus potrzebował dużo więcej czasu, by wszystko przemyśleć i nie zwariować. Samo bowiem spotkanie było znaczące, lecz już wcześniej, zanim przewertował ją swoimi pytaniami, panna Weasley przykuwała jego uwagę.
- Mam nadzieję, że już Ci lepiej i możemy stąd wyjść, zanim obudzimy jedną z zębatych geranium - tu palcem wskazał na rosnącą nad nimi ogromną, pożerającą roślinę, która jeszcze nim niebo spowił mrok burzy, wisiała zamknięta w słodkim śnie. Larry spojrzał teraz odciągając rękaw, na swój zegarek - Poza tym prowadzę korki z Eliksirów i chciałbym mieć czas, żeby przebrać się z Twoich smarków - uśmiechnął się lekko, wskazując palcem na koniec swojej szaty, zwilżony wcześniej jej łzami.
Larry
[No co Ty! Jasne, że mi nie przeszkadza. W sumie, z łatwością przychodzi mi wyobrażenie sobie ich dziecięcej relacji w ten sposób. :)]
OdpowiedzUsuńLouis nie podejrzewał, iż tkwią w nim tak ogromne pokłady silnej woli, których nie był świadom do momentu, w którym odkrył w sobie zdolność do utrzymania powagi na widok czmychającego w popłochu chłopaka. Jego wewnętrzne ja miało ochotę parsknąć głośnym, radosnym śmiechem, mimowolnie burzącym dzwoniącą w uszach ciszę panującą w bibliotece. Nie zrobił jednak tego, równocześnie nie zdobywając się także na wypowiedzenie pytań, cisnących się na usta. Kim był ten skurczybyk? Skąd znała go Dominique? I co najważniejsze, jaka relacja ich łączyła? Ta ostatnia niewiadoma sprawiła, że blondyn machinalnie zacisnął pięści, nieuważnie wbijając paznokcie w wewnętrzną skórę dłoni, te same, które przed chwilą niemal pozostawiły czerwone ślady na ramieniu znajomego siostry. Choć przecież bezczelne zaproszenie na kremowe piwo zasługiwało na zdecydowanie boleśniejszą karę, w skali znajdującą się gdzieś pomiędzy utknięciem w sieci akromantuli a pozostaniem złapanym w sidła szalonego druzgotka. Wyobrażenie wodnego stwora wzbudziło w Louisie bezwarunkowy wzdrygnięcie. W próbie otrząśnięcia się z nieprzyjemniej wizji, przymknął na zaledwie sekundy powieki, a gdy je ponownie otworzył, jego wzrok ciskał niemalże piorunami.
Określił ją mianem Minnie, obdarzając spojrzeniem, które Gryfon doskonale znał, będące połączeniem niemego uwielbienia z ostrym błyskiem czegoś niezdefiniowanego. Tak codziennie na szkolnych korytarzach wpatrywało się w niego kilkadziesiąt par oczu zdesperowanych nastolatek, pragnących jego uznania. Najwyraźniej z tym samym mierzyła się również Dominique.
Cholera, cholera, cholera. W stylu Louisa byłoby wyartykułowanie kilku przekleństw, przy jednoczesnym złorzeczeniu na cały świat, oraz szczegółowe wypytanie siostry, lecz krótkie kuknięcie w jej kierunku pozwoliło mu zdać sobie sprawę, że nie po to tu przyszedł. Zatem po prostu się uśmiechnął i wysunąwszy jedno z krzeseł, z westchnięciem na nie opadł, jakby niespodziewana konfrontacja z niechcianym przybyszem całkowicie go wykończyła.
— Minnie, ciebie chyba nie muszę uświadamiać, że porównanie mnie do ponuraka jest kompletnie nietrafione — mruknął, siląc się na poważny ton. — Znamy się już tyle lat, powinnaś już być obyta z tą idealną twarzą — dodał równie stanowczo, nieprzypadkowo nieco unosząc głowę i wyraźnie wysuwając podbródek w jej stronę. Musiał odwrócić uwagę Dominique od grząskiego tematu znikania jej niedoszłych adoratorów, bo chociaż zwykle jako rodzeństwo byli niezwykle zgodni, mimo to kapryśna intuicja podpowiadała mu, iż tym razem podstępna ingerencja w czyjeś życie może nie zostać puszczona płazem. Faktem natomiast było to, że wybuch kłótni lub co gorsze wywołanie łez u dziewczyny i wprawienie w jej podły nastrój jego niecnymi występkami stanowiło obecnie najmniej pożądaną perspektywę. Pobyt w Hogwarcie i tak nieumyślnie stopniowo odsuwał ich od siebie, więc dodatkowe podżeganie losu totalnie nie miało sensu. Zresztą, by uspokoić wariujące sumienie, Louis z ulgą zauważał, że Minnie wcale nie sprawia wrażenia, jakoby na co dzień brakowało jej jakiegokolwiek męskiego towarzysza poza osobą brata. A to składało się na wystarczająco przekonującą wymówkę, nadającą przyzwolenie do dalszego milczenia. Kiedyś o wszystkim jej opowie, przyzna się do swoich małych grzeszków i nie będzie się wzbraniać przed dostaniem po kędzierzawej czuprynie. Zapracował na to, tak samo jak ona zobowiązana do poznania prawdy, ale jeszcze nie teraz… W niedalekiej przyszłości, niewypełnionej aromatycznym zapachem dyniowych pasztecików. Jakżeby mógł z nich zrezygnować?
— Jesteś nie do zastąpienia, Minnie — niewyraźnie wymamrotał, wpakowawszy już sobie do ust potężny kawałek ciasta. Łakomie pożarł dwa wypieki, nim wytarłszy lepkie opuszki w spodnie, znów nie zwrócił się do siostry. — Chyba za rzadko ci to mówię, ale faktycznie jesteś najlepszą siostrą na świecie — dopowiedział, naprawdę w to wierząc.
Weasley nie należał do grona ludzi, którym z łatwością przychodziło wyrażanie swoich uczuć. Paraliżowała go myśl o otwartym wyjawieniu sekretów serca, wskutek czego zastępował je drobnymi gestami, nie od razu będącymi jasnymi dla odbiorcy. Nie umiał zdefiniować, czy krył się za tym strach, czy emocjonalne upośledzenie, dlatego skutecznie ignorował tę natrętną potrzebę, ilekroć jej doświadczał. Wbrew pozorom, słowo pisane niczego nie ułatwiało. Jego listy przypominały bezosobowy zlepek przypadkowo dobranych wyrazów. Pisał o sklątkach tylnowybuchowych, przepisie na absolutnie genialny pudding i weekendowych tłumach w Hogsmeade, unikając jak ognia bezpośredniego napomknięcia o tęsknocie. Rzecz jasna, doznawał jej, szczególnie podczas lektury kolejnej wiadomości od matki, co prawda naszpikowanej obco brzmiącymi francuskimi zwrotami, ale jednocześnie nie szczędzącej mu miłości.
Usuń— Prawdę mówiąc, dostaję ich mnóstwo — odparł markotnie, jakby rzeczywiście otrzymywana nierzadko poczta stanowiła jego największy problem. — Czy ciebie też tak kontrolują? — zapytał podejrzliwie, wpatrując się w nią wyczekująco. — W sensie, w porządku. Jeśli pisanie do mnie, poprawia im humor, nie mam nic przeciwko, ale na galopujące gargulce, jaki sens ma wciskanie tam francuskiego? Mogliby mnie bezkarnie w tych listach obrażać, a ja nie miałbym o tym zielonego pojęcia!
pozornie niewinny Louis
[Cześć! Minnie totalnie mnie zachwyciła, uwielbiam ją właśnie w takiej wersji – ma wielki urok. ♥ Muszę też wspomnieć o tym, że bardzo ujęła mnie za serce atmosfera domu Weasley’ów, którą tak pięknie oddałaś. Aż się wzruszyłam, bo kocham tę rodzinkę. <3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tak odbierasz Bastiana, o to mi właśnie chodziło. A porównanie niezwykle trafne! ^^
Haha, skoro nie mam nic do gadania, to nie oponuję, zwłaszcza, że sama mam wielką ochotę na wspólny wątek. :D Bastian – jak to Bastian – okazji do prześladowania nie odpuści, zwłaszcza, jeśli będzie to potomkini osoby, która zabiła jego ciotkę. Co prawda Bellatrix zna tylko z opowieści ojca i rodzinnych drzew genealogicznych i pism, ale członkini rodu to członkini rodu. Poza tym pewnie imponuje mu swoimi wyczynami niemal tak samo jak jego ojciec. Ale powodów do gnębienia możemy poszukać też głębiej, tak by były nieco mniej oczywiste. Może Minnie, mimo całej swojej nieśmiałości kiedyś postawiła się Lestrange’owi trochę go ośmieszając? Albo nawiązując do twoich pomysłów spod karty – Bastian mógłby kiedyś zabawić się kosztem Minnie i ją wykorzystać, tym samym bardzo ją krzywdząc. Tylko pytanie czy młoda Weasley’ówna w ogóle zwróciłaby uwagę na kogoś takiego, bo wątpię, by nabrała się na jego gierki, jest na to zbyt inteligentna. Chyba, że byłoby to możliwe, gdy byli o wiele młodsi.
A może masz inne pomysły? :D]
Bastian Lestrange
[To strasznie płytkie, ale już ją lubię za sam fakt bycia Minnie, bo mam słabość do tego imienia i za zdjęcie. Nie wiem, czy Evan by się do tego nadawał, ale może mógłby jej jakoś podpowiedzieć odnośnie przyszłości, wesprzeć na duchu - może pomóc zawalczyć z nieśmiałością. W każdym razie, gdybyś miała chęci na wątek, ja i Evan jesteśmy do dyspozycji, o! :)]
OdpowiedzUsuńEvan
[ Hej, dzięki :) Zawsze wyobrażałam go sobie jako bruneta i czekałam tylko na znalezienie odpowiedniego zdjęcia. Podoba mi się zamysł, że Minnie wyciągnie pierwsza rękę do niego z chęcią pomocy, bo pewnie sam tak długo by nad tym siedział, aż nie wpadnie na rozwiązanie – co jednak znając życie zajęłoby sporo. Problem tylko wymyślić co, ale to już pokombinuję sobie na spokojnie. Pewnie dla nich to nawet nie byłaby jakaś drastyczna zmiana w relacjach, którą oboje traktowali absolutnie po koleżeńsku i w sumie tak też to wyglądało, gdyby nie to, że ktoś uprzejmy chciał dopiec jej bratu i złośliwie nagadał. Więc zakładam, że w wątku z Louisem Alexander zaliczy ostre zdziwienie.
OdpowiedzUsuńKolejne by się pojawiło widząc zachowanie Minnie. I jak pewnie za pierwszym czy drugim razem skwitowałby to tylko uniesieniem lekko brwi, tak w sumie kusi mnie by ich nieco skonfrontować. On miałby swoje powody dla których nie chciałby być postrzegany jako randkujący, więc mogłoby to doprowadzić do ciekawej rozmowy. No, ale to już wybieganie :) ]
Urquhart
[Widzisz, jestem w dokładnie tej samej sytuacji! Jestem pewna, że Molly bardzo się z tego powodu cieszy, bo ona wprost uwielbia przebywać sama ze sobą (tak naprawdę to nie, ale cii), ale przecież nie może siedzieć wiecznie nad książkami! Jak tak dalej pójdzie, to dopnie swego i rzeczywiście całe życie spędzi w samotności, a ja tak bardzo bym chciała jej te plany pokrzyżować. :///
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda mi się pokazać te cechy prędzej czy później, bo one naprawdę tam są, tylko trzeba się pannie Weasley lepiej przyjrzeć, aby je dostrzec. Ona sama bardzo lubi je ignorować i udawać, że nic ją z tymi półgłówkami nie łączy. Bardzo chętnie bym coś wspólnie napisała, jeśli oczywiście masz czas i ochotę! <3]
Molly Weasley
[ Hej, wysłałam Ci maila :) ]
OdpowiedzUsuńTamtego dnia Minnie bardzo szybko zniknęła z jego zasięgu wzroku, lecz jakaś dziwna, nieznana siła tej prywatnej rozmowy nie pozwalała zatrzeć się temu widokowi gdzieś głęboko pośród wielu innych, mniej znaczących wspomnień.
OdpowiedzUsuńBłękitne spojrzenie Minnie Weasley mieniło się w myślach Lazarusa przez cały, powoli upływający wieczór. Te niewinne uśmieszki ulokowały w jego ciele przyjemne poczucie odprężenia i skutecznie wprowadziły Ślizgona w błogi sen.
O ile następny dzień i jego pracowity plan zajęć przyniósł odrobinę wytchnienia od nawracających obrazów, to wieczorne, ponowne skorzystanie z pracowni zielarstwa znów dało o sobie znać jego wrażliwej naturze. Oglądał jej krągły krój pisma, którym wpisała swoje nazwisko tuż obok jego, liniowego i strzelistego charakteru. Myślał wtedy o tym, jakże różnią się od siebie temperamentem i próbował odgadnąć przyczynę, która budziła w nim tak wiele niepewności i ciekawości.
Czuł się niedecyzyjny, całkowicie odległy od własnej rzeczywistości i te igraszki platające mu w głowie figle, niezmiernie irytowały Lazarusa. Czuł, że piątkowe popołudnie, kiedy wiedział, gdzie może spotkać Dominique Weasley jest najlepszą okazją ku temu, by odkryć więcej przyczyn skłaniających jego rozum do takiej frywolności. Kiedy miał już potwierdzić spotkanie z kolegami w Hogsmeade, zawahał się, tym samym wprowadzając swoich najbliższych znajomych w konsternację.
***
Nie mógł dokładnie znać godziny, kiedy Weasley zamierzała pojawić się w cieplarni. Zdając się na własną intuicję, po prostu podniósł się z łóżka w najmniej zaplanowanym momencie i udał się na spacer do szklarni. By jakoś usprawiedliwić to niezaplanowane najście, wymyślił w drodze historyjkę o zgubionym wypracowaniu, które nieumyślnie zostawił w notatkach ich wspólnego projektu. Pretekst do spotkania wydawał się być całkiem przekonujący, lecz nie obejmował on jednej zasadniczej, najmniej spodziewanej sytuacji, gdyby jednak nie spotkał w środku Puchonki.
Przemierzał swym swobodnym krokiem przez puste korytarze zamku. Kilka minut później był już obok wyjścia z zamku. Kiedy miał właśnie przycisnąć starą, mosiężną klamkę, jak nigdy wcześniej drzwi otworzyły się przed nim same.
Z zaskoczenia omal nie staranował swoim ciałem drobnej dziewczyny, która nagle pojawiła się po drugiej stronie przejścia. W ostatniej chwili chwycił ją swoimi dłońmi za ramiona, powstrzymując od zderzenia jej głowy z własną piersią. Zamrugał kilkakrotnie, zniżył swój wzrok i przeszedł go nieoczekiwany dreszcz satysfakcji, gdy jego spojrzenie napotkało błękitne tęczówki. Wiele szczęścia ulokowane było w nieoczekiwanym przypadku, gdy w napotkanej osobie rozpoznał Dominique Weasley, prawdopodobnie opuszczającą właśnie tereny szklarni. Uśmiech mimowolnie wykwitł na jego twarzy, obdarowując dziewczynę na powitanie miłym gestem.
- Hej! - rzucił mimowolnie, bardzo powoli zdejmując swoje dłonie z jej ramion. Stał jednak na samym środku przejścia, całkowicie torując jej drogę do środka.
Takie przypadkowe spotkanie nie było najlepszym pretekstem do dłuższej rozmowy, a w głowie jego nastała zaskakująca pustka, dlatego przetrzymał ją kilka sekund w milczeniu. Jednakże ten krótki moment wystarczył, by wzbudzić w nim ochotę, na spędzenie dłuższego czasu z tą dziewczyną.
Twarz jego nieco pojaśniała, a purpurowy ślad nad okiem znikał powoli. Wcześniej uwydatniona blizna, teraz wydawała się być jakby mniejsza. Oznaczało to, że wedle polecenia używał podarowaną mu maść w słoiczku, a ponaddto udowadniało, że jej działanie przyniosło oczekiwany rezultat.
UsuńDziewczyna zaś zdawała się być w pogodnym nastroju. Tym razem na jej twarzy nie wyczytał żadnych oznak wzbierającej złości, czy smutku. Być może sytuacja z jej dziwacznym kolegą nieco ucichła przez minione dwa dni.
Już wcześniej rzuciło się mu w oczy, lecz dalej nie dawało mu spokoju, to delikatne przybrudzenie na jej policzku. Prawdopodobnie pochłonięta pracą, musiała przesunąć zabarwionym maścią palcem po swojej skórze twarzy. Bawiło go to odrobinkę, lecz zdecydowanie powstrzymał się od zaczęcia rozmowy tym akcentem.
Uznał, że wcześniej ustalony plan, w którym udaje, że poszukuje swojego nieistniejącego wypracowania, nie ma teraz żadnego sensu. Postawił więc na klasyczną gadkę.
- Piękny dziś dzień, a ty już wracasz do zamku? - zapytał, oglądając przestrzeń za jej plecy, gdzie słońce i wiosenny wiatr komponowały taniec intensywnie zielonej trawy na błoniach. Po szalejącej całą noc burzy nastały piękne, wiosenne nastroje, zapraszające wszystkimi zapachami kwitnących kwiatów na zewnątrz. Lazarus upodobał sobie tą porę roku jako najpiękniejszą i najbardziej wartą podziwiania.
Lazarus
[Jestem jak zwykle spóźniona ze wszystkim, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Myślę, że Albusowi na pewno przydałby się ktoś, komu mógłby się bez wstydu zwierzyć ze wszystkiego tego, co go dręczy, bo na ogół stara się nie zrzucać na innych swoich własnych problemów i zaczynają mu one okropnie ciążyć. Dlatego w pierwszej kolejności celowałabym chyba w taki wątek - spokojny, może właśnie gdzieś poza murami szkolnymi, nie pogardzę na przykład wyjściem do Hogsmeade albo czymś rozgrywającym się w okresie letnim - a jeśli to nam się znudzi, możemy spróbować pokombinować coś z Vardanem. Co Ty na to? :D]
OdpowiedzUsuńAlbus Potter
Lazarus oniemiał, widząc jak dziewczyna się przy nim rozgadała. Nie musiał nawet silić się na zbędne słowa zaczepki, by rozkręcić między nimi wstępną rozmowę. A może jego towarzystwo tak onieśmielało dziewczynę, że włączał jej słowotok i złośliwe żarty? To niewinne podejrzenie uniosło w górę kącik jego ust. Wsparł się teraz jednym barkiem framugi drzwi i z góry zerkał na nią tajemniczo.
OdpowiedzUsuńKiedy frywolnym gestem ugodziła go delikatnie w ramię, przechwycił jej dłoń i nie omieszkał zapytać o wcześniejszą kontuzję.
- Jak twoja ręka? - spytał, oplatając delikatnie jej palce, by przyjrzeć się bliżej niegdyś zaczerwionemu wnętrzu. Choć tak naprawdę nie poświęcił jej dłoni należytej uwagi, bo już chwilę później jego wzrok mimowolnie powrócił do twarzy. Kontrolnie spojrzał, jaką reakcję wywoływał ten bezpośredni dotyk.
Nie mogąc już dłużej powstrzymywać rozbawionego wzroku na jej pomazanym policzku, bardzo powoli zbliżył do swoją drugą dłoń i płynnym ruchem kciuka zebrał resztki maści z jej porcelanowej skóry. Posłał jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów, bo znów poczuł dziką satysfakcję, kiedy doprowadził do sytuacji, w której dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Mętlik w jego głowie powrócił wraz z jej rumiankowym zapachem, który smagnął delikatnie jego nozdrza. Włosy Ślizgona rozwiały się bezwiednie, trącane powodowanym przez otwarte drzwi przeciągiem. Na całe szczęście ten sam powiew rozdmuchał chwilowe napięcie w jego mięśniach i chłopak znów zdystansował się od Minnie.
- Musiałem zmienić te ważne plany, żeby skontrolować, czy wywiązujesz się z umowy - uśmiechnął się złośliwie, gdy tylko usłyszał jej wzmiankę na temat ich roślinki. Skoro ona miała nastrój do żartów, Lazarus nie zamierzał pozostać jej dłużny.
Jego plany piątkowe były regularnym, cotygodniowym rytuałem spotkań najstarszych Ślizgonów w Hogsmeade, ale raczej ten ponury tydzień nie zapowiadał ponadprzeciętnego świętowania, dlatego gotów był poświęcić to wspólne wyjście w drodze wyjątku.
- Idę na plażę nad jeziorem, muszę załatwić kilka rzeczy - przedstawił swój pomysł, który stał się teraz jedynie pretekstem, by wyciągnąć Puchonkę z zamku.
Na początku zamierzał ją spytać, czy ma ochotę spędzić z nim nieco czasu, jednak podświadomie wyczuwał, że taka pilna uczennica może próbować wymknąć się spod niecnych planów Lazarusa. Najlepszym taktycznym rozwiązaniem było po prostu wyperswadowanie, że spędzenie z nim popołudnia jest o wiele ciekawszą formą rozrywki, niż samotne czytanie romansów gdzieś w kącie dormitorium.
- Potrzebuję skrzeku Skorpeny do eliksiru. Podobno najłatwiej go znaleźć w ciepłe wieczory, ale to nie ja tu jestem ekspertem od Magicznych Stworzeń - rzekł, wyszukując w głowie wcześniejszy wywiad na temat panny Weasley, która wedle jego przypuszczeń należała do koła opieki nad zwierzętami. Ukradkiem liczył, że ta propozycja skutecznie przekona ją do dołączenia do jego misji.
Niewiele minął się z prawdą, budując ten improwizowany plan, gdyż studenci dodatkowych zajęć z eliksirów byli zobligowani dostarczyć ten produkt na następne spotkanie. Lazarus planował udać się nad jezioro w przeciągu kilku najbliższych dni, lecz faktycznie atmosfera wiosenna już teraz sprzyjała do takiego spaceru.
- Nie będę miał nic przeciwko, jeśli chcesz dołączyć - uśmiechnął się sugestywnie i wciąż wpatrując się w Weasley, zaczął stawiać powolne kroki do tyłu, oddalając nieznacznie od zamku.
Nie miał pewności, czy Minnie przystanie na jego plan. Równie dobrze mógł wybrać się na przechadzkę sam i jeśli błąkanie się bez celu po plaży byłoby zbyt nużące, w plecaku trzymał kilka sykli. W razie takiej kolei zdarzeń mógł zawsze dołączyć niczym syn marnotrawny do spotkania z kolegami.
Lazarus
Być może dziewczyna wcale nie była taka, jaką sobie namalował oczami wyobraźni.
OdpowiedzUsuńPoczynione obserwacje w ostatnich tygodniach nie oddawały jej prawdziwej osobowości tak jak spontaniczna rozmowa w cztery oczy. Wcześniej jedynie zauważał ją pośród książek, skuloną gdzieś na początku lub końcu sali, pilnie zgłębiając wiedzę przekazywaną przez nauczyciela. Nie rozmawiała ze znajomymi tak głośno i intensywnie jak na przykład niektóre Gryfonki, nie przykuwała żadnej uwagi swoim zachowaniem. Mimo wszystko nie przestawała go intrygować.
Pokręcił głową rozbawiony, gdy usłyszał jakie wyzwanie rzuciła mu właśnie Weasley. Szczytem głupoty wydała mu się teraz walka o pierwsze miejsce. Obydwoje dobrze wiedzieli, że prześcignął by ją dwukrotnie, lecz zupełnie nie miało to sensu, by udowadniać przed nią, kto ma dłuższe nogi. Nie przekonywał go także przydomek sklątwy tylnowybuchowej. Gdyby walka toczyła się o poważny tytuł, prawdopodobnie związałby zaklęciem nogi dziewczyny i spokojnym krokiem ją wyprzedzając, udowonił swoja wyższość. Teraz jednak dreptał spacerkiem, obserwując oddalającą się postać i dopiero pod koniec drogi, kiedy dziewczyna była już na miejscu, dotruchtał do plaży, by nie zostawiać jej samej na tak długi moment.
Nigdy wcześniej nie spotykali się na tak neutralnym gruncie. Łaskoczące skóry letnie powiewy wiatru wprowadzały sielankową atmosferę, a bryza jeziora przyjemnie otwierała płuca i zmartwione zajęciami umysły. Lazarus był spokojny i swobodny, bez przyodziania oficjalnej szaty, bez zaciśniętego gardła, związanego eleganckim krawatem w barwach Slytherinu. Dziś, choć ubrany w ponure barwy szarości i czerni, w wygodnej bluzie z kapturem, wyglądał jak zwykły nastolatek i jedynie nonszalanckiego charakteru nadawału jego postawie kręcone, rozwiane włosy, sięgające niewiele poza wysokość uszu. Co jakiś czas odruchowo zaczesywał je do tyłu, by kosmyki nie zasłaniały mu twarzy.
Delikatny wiatr poruszał taflą wody, tworząc cienką linię piany tuż przy samej krawędzi jeziora. Właśnie tam Lazarus przykucnął, zatapiając swoją dłoń pod taflą wody. Była zimna, wręcz bardzo zimna i nienajlepszym pomysłem była teraz kąpiel w poszukiwaniu przybrzeżnego skrzeku. Nie był w ogóle na to przygotowany, nie miał ze sobą żadnej siatki do połowu, ani pustego naczynia. Z resztą jaja Skorpena nie pojawiały się przy każdym brzegu, zwierzęta te najczęściej składały je o zmroku, w jakiś mniej dostępnych, skrytych pod trzciną miejscach. Otwarty brzeg był najmniej roztropnym miejscem do poszukiwań i Dominique należąca do koła opieki nad magicznymi stworzeniami prawdopodobnie też to wiedziała.
Na plaży kręciło się kilka osób, w końcu było to pierwsze pogodne popołudnie od kilku dni. Na szczęście ziemia bardzo szybko wchłonęła dwudniowe opady i piasek wokół był suchy, wręcz zapraszał swą miękkością do relaksu. Tak też uczynił Nott, umiejscawiając się nieopodal brzegu. Przysiadł po turecku, zaś swe plecy wspierał na rękach i oglądając się do tyłu, przywołał sugestywnym mignięciem dziewczynę. Oglądając się w tył, za jej plecami dostrzegł parę chichoczących dziewcząt, które wścibskie ślepia wlepiły w ich dwójkę. Być może niecodziennym widokiem było widywanie Ślizgona z Puchonką, ale warto też przypomnieć, że pośród uczniów bardzo szybko rozeszły się pogłoski o brawurowej akcji Minnie.
Usuń- Przez Ciebie staje się popularny - zaśmiał się, gdy dziewczyna podeszła do niego nieco bliżej. To nic, że jeszcze niedawno wszyscy ekscytowali się jego beznadziejną sytuacją rodzinną, a jego nazwisko widniało na pierwszych stronach Proroka codziennego. O tym teraz wolał z nią nie rozmawiać.
Poukładana energia w dbaniu o wizerunek nie uwzględniała szalejących po szkole plotek.
Pełne ekscytacji wymiany zdań nieznanych mu dziewcząt nie wywierały żadnego wrażenia ani wstydu. Jakim Ślizgonem byłby, gdyby przejmował się opinią nastoletnich gryfonek, do tego prawdopodobnie pochodzenia mugolskiego.
Jego plan zakładał skrupulatne wypracowanie wizji osoby wyrachowanej, o nieprzeciętnych zdolnościach magicznych. Czasem z premedytacją eksponował swoją wartość, przechwalając się swoimi umiejętnościami w odpowiednich do tego sytuacjach, takich jak zajęcia dodatkowe czy klub pojedynków. Nie zawsze jednak potrzebował wszystko udowadniać, bo po prostu znał swoją wartość i wiedział w czym jest dobry. Była to trudna gra, w którą wplątał się teraz dodatkowo, składając swoją kandydaturę na prefekta naczelnego.
Zdjął plecak, stawiając go między nogami.
- Musimy poczekać do zmroku - powiedział, jak gdyby wciąż plan szukania skrzeku faktycznie wciąż istniał. Zaczął wertować wnętrze, chcąc zapewnić im jakąś ciekawszą rozrywkę, niż wpatrywanie się w taflę wody, choć osobiście uwielbiał zatracać swój wzrok w doglądaniu natury.
W środku miał szklany słoik z balonówkami Drooblego. Jedną z gum wpakował sobie do buzi, pojemnik zaś skierował sugestywnie w stronę Minnie, chcąc ją także poczęstować.
Była jedna rzecz, która bardzo go w niej interesowała i na którą zwrócił szczególną uwagę na zajęciach Zielarstwa. Dziś dziewczyna miała czyste dłonie, lecz przy poprzednim spotkaniu gdzieniegdzie na jej palcach mieniły się kolorowe plamki.
- Co właściwie malujesz? - zapytał dość ogólnie, ponownie zatapiając swój wzrok w zawartości plecaka.
Mogła przecież malować portrety, albo martwe natury, krajobrazy. To ostatnie upodobał sobie Lazarus, lecz on nie posiadał żadnych umiejętności artystycznych. Nigdy nie miał okazji, by odszukać swoich talentów w sztuce. Jego wypełniony był wieloma wiekowymi dziełami, także on pozostawał biernym obserwatorem, a nie twórcą.
Larry
O wybrykach Weasleyów słyszał każdy, kto choć raz przekroczył próg Hogwartu. Był to jeden z powodów dla Larrego, by trzymać się od tej niesfornej zgrai jak najdalej, a najlepiej ignorować i zapomnieć o ich istnieniu. Takie roztrzepane umysły były zupełnie nie do okiełznania i nigdy nie wiadomo było, jaki niespodziewany numer wywiną tym razem. Chaotyczne znajomości były raczej tymi, których unikał. Jedynym wyjątkiem w jego życiu była dość pogmatwana relacja z Bastianem Leastrangem, lecz kierowały nią typowo ślizgońskie powódki.
OdpowiedzUsuńDlatego też Nott nie pałał sympatią do żadnego z Weasleyów. Gdy był młodszy czasem nawet dokuczał niektórym z nim. Najbardziej irytującym pośród tej gromady było to nieopierzone kurcze Fred. Jej młodszy brat Louis także w ostatnich czasach działał mu na nerwy, kiedy myśląc, że zjadł wszystkie rozumy, panoszył się po szkole. Nie mniej jednak starał się, jak wcześniej wspomniane zostało, nie mieszać w to towarzystwo. Przed nim ostatnie miesiące i o wiele ważniejsze ambicje.
Jego rozmowa z Dominique była zdecydowanie niecodzienną sytuacją. Na całe szczęście dziewczyna nie odziedziczyła charakterystycznego Weasleyowskiego atutu, ryżego połysku na włosach i bynajmniej gdy zerkał na nią, nie kojarzył jej od razu z ów pochodzeniem. Wyróżniała się także swoją delikatną naturą i niebywałym, wyjątkowym elementem, który często wyłapywał i śledził, był jej dziwny akcent.
Gdy opowiadała o swoim sposobie patrzenia na świat, zamyślił się, wpatrując gdzieś w nieskończony punkt na niebie. On również uwielbiał piękne widoki, ale zupełnie nie potrafił przywoływać ich w swojej pamięci. Liczyło się to, co działo się tu i teraz, nie portafił zbierać w sobie zewnętrznego świata, dlatego tęsknił i potrzebował wciąż doświadczać.
Nie mogąc więc przywołać obrazu zbudowanego z jej słów, sięgnął teraz dłonią do swojego plecaka i podał w jej stronę samotemperujący się ołówek i swój zeszyt od eliksirów. Na ostatnich stronach uchowało się kilka czystych kartek.
- Myślę, że to jest ten moment, w którym mógłbym oddać należną Ci przysługę i zostać twoim najlepszym modelem - mruknął dość nieskromnie, sama przecież przed chwilą usnuła, że wzdychają do niego młodsze dziewczyny. Nie czekał na odpowiedź. Odłożył swoje pakunki gdzieś dalej i od razu opadł plecami na ziemię i leżał teraz wyciągnięty wygodnie tuż przed Dominique, przyglądając się w przechylonym na bok uśmiechu. Drobinki piachu dostały się pomiędzy rozstrzępione w bałaganie włosy. Odruchowo chwycił kosmyk opadajacy na twarz i zaczął bawić się ów lokiem, przeplatając go między palcami. W końcu role się odwróciły i to Dominique patrzyła na niego z góry, jednak nawet ta zmiana pozycji nie odwiodła Notta od ciekawskiego spojrzenia, co jakiś czas poszukującego jej niewinnych uśmiechów. Gdy się jej przyglądał i analizując jej wcześniejsze słowa o strachu, wstydzie, lęku; zaczął zastanawiać się, co było przyczyną tych wszystkich niepewności. Dlaczego właściwie dziewczyna pochodząca z pozornie dobrego domu, zmagała się z tak wieloma personalnymi problemami. Nie potrafił zatrzymać swojej chęci poznania i poczuł, że musi ją o to zapytać.
- Dlaczego taka jesteś? Czego się właściwie boisz, Dominique? - spytał, obserwując bacznie każdą jej reakcję. - Czy jesteś ze sobą szcześliwa? - dodał na końcu, chociaż nieco ciszej i mniej pewnie.
Larry
Problemy w życiu Lazarusa zazwyczaj nadciągały wtedy, gdy zbliżały się emocje i uczucia. Były one dla niego jak metaforyczne, kłębiące się na niebie burzowe fraktale, stopniowo zakrywające przejrzyste sklepienie. Z tym, że on bardzo lubił błyskawice i deszcze. Były swoistym wyzwaniem, które wabiły do siebie takich szaleńców jak Lazarus.
OdpowiedzUsuńNa pytania, które jej zadał, oczekiwał rzeczywistej odpowiedzi. Chyba odziedziczył tą wnikliwość po ojcu. Jednak to dociekliwość i pycha zgubiły go we własnym przesłaniu. Był bowiem zbyt pewny siebie i sądził, że tak po prostu może rzucać przenikliwymi słowami w stronę wrażliwej Puchonki. Dopiero co otwierała przed nim swoje osobliwości, a on wyskoczył jak dementor chcący w całości pożreć jej duszę. O wiele łatwiej wychodziło mu to w konfrontacji z surowymi, bezprecedensowymi dziewczynami, z którymi miał do czynienia do tej pory. Dominique była ich całkowitym przeciwieństwem i najpewniej dlatego swoim wyrazem niezadowolenia od razu podniosła go z ziemi i dalej pociągnęła za sobą.
Otrzepał się pośpiesznie z piasku i chwyciwszy swój plecak pod pachę, wyśledził jej kroki, mimo, że sam wcześniej w rozmowie z samym sobą zadecydował, że nie będzie za nią biegał. Teraz swoją dłonią chwycił jej ramię i zmusił ją do zatrzymania. Stanął ku jej prawej stronie, jednak nie torował drogi do ucieczki, jak poprzednim razem. Skoro odpędził ją słowami, tymże sposobem chciał ją też przy sobie zatrzymać.
- Nie uważam, że jesteś dziwna - rzekł roztropnie, głaszcząc jej ramię, jak gdyby tym wolnym rytmem zarażał ją swoim spokojem.
- To chyba było pytanie retoryczne - dodał po chwili, gdy zapytała go o jego szczęście. Twarz jego więcej już nie ujawniła uśmiechu. Była blada, beznamiętna, niemalże chłodna, gdyż dotykając myślami martwych stref pamięci nie potrafił się silić nawet na udawaną radość. Teraz nie wertował jej spojrzeniem, zerkał jedynie na swoją dłoń, delikatnie sunącą po gładkim, różowym materiale. W tym kontraście bieli wyglądał, jakby był synem młynarza, ze swoją blado-ziemistą karnacją. Jednak wtedy jego życie byłoby łatwiejsze i być może byłby tym szczęśliwym, beztroskim chłopcem. W rzeczywistości był zupełnie kimś innym, obcym dla niej chłopakiem z nieistniejącej rzeczywistości. Tam, gdzie nie sięgało jej słońce, tam wychował się on. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Nienawidził mówić o sobie, i może tak naprawdę nawet nie żywił ku temu nienawiści, bo zwyczajnie nigdy tego nie robił. Dlatego wertował pytaniami Dominique już od początku znajomości, bo zajmował nią spędzany razem czas. Dopilnowywał, gdy nie tragnął żaden jego mroczny element. W ich rozmowach nie było miejsca na jego problemy. Był znakomitym słuchaczem, idealnym powiernikiem tajemnic, realistą i wytrawnym analitykiem. Lecz on tylko dobrze wyglądał, uśmiechał się, imponował, a nigdy nie otwierał w towarzystwie.
Czy spojrzałaby mu ponownie w twarz, gdyby wiedziała, jakie myśli kalają tą wyobraźnią?
- Wszyscy wiedzą, jak wygląda moje życie - dodał po chwili, mając przed oczami ostatnie nowinki w proroku codziennym. Nie potrafił nawet wymienić słowa “szczęśliwy”. Prawdopodobnie, gdyby miał już w życiu wszystko, nie szukałby tak łapczywie ukojenia w jej towarzystwie.
- Jesteś...
Kiedy chciał jej powiedzieć coś więcej, odwlec ją od ucieczki, jego bystry wzrok zatrzymał się gdzieś ponad jej głową i zamarł na moment w tym miejscu. W oddali na zboczu góry gaworzyła niewielka grupa chłopców w czerwonych szalikach. Dwóch z nich przepychało się między sobą w przyjacielskiej bitwie. Byli zajęci sobą, dość daleko, lecz zmierzali w oczywistym kierunku, by kilka minut później dostrzec Notta i Weasley strudzonych w swej intymnej rozmowie. Jednym z nich był jej młodszy brat Lousie, ten kręcony blondyn najbardziej zatracony w rozmowie.
Niezależnie jak miała potoczyć się ta sytuacja, szczerze wątpił, że Minnie chciałaby teraz pobiec w jego objęcia i jednocześnie ujawnić ten dyskretny fakt, że spędza właśnie piątkowe popołudnie na tak intymnym spotkaniu ze Ślizgonem.
Usuń- Lubię to miejsce, ale musimy się ewakuować - rzucił do niej i na prędko chwycił jej dłoń. Zaczął prowadzić ją stanowczym krokiem w drugą stronę plaży, tą usianą drzewami i porośniętą gęstą trawą. Nieco dalej kończył się dostępny do kąpieli brzeg, a za ścianą zieleni podłoże porastały bluszcze Tam łatwo było ukryć swoją obecność przed nieproszonymi gośćmi. Lazarus upodobał sobie to miejsce, jako jedno z bardziej urokliwych zakątków Hogwartu.
Larry
Westchnął cicho, gdy usłyszał jej wywód o poznaniu.
OdpowiedzUsuńCała ta sytuacja zmieniła się w pełną konsternacji i nieporozumień grę słowną. Ten kontekst rzucał idealne światło na to, jak bardzo różnili się od siebie charakterami.
Zmieniając swój wieczorny plan, liczył, że spędzą trochę czasu razem, że zachowa miłe wspomnienia, że zapomni na moment o wszystkich zmartwieniach i jej obecność doda mu wytchnienia po ciężkim tygodniu. Marzył o wspólnej sielance na żółtym piasku, szumie wody i zapachu lasu.
Jednak na jego nieszczęście, te wcześniejsze marzenia legły w gruzach niefortunnych przypadków i zaprowadziły ich w martwy punkt rozmowy. Ona chciała wiedzieć o nim więcej, on nie zamierzał uchylać żadnej ze swoich tajemnic.
Tym razem wiedział, że to on niefrasobliwie wprowadził tą konsternację, lecz wewnątrz winą także obarczył pojawienie się znienacka jej przemądrzałego brata. Brakowało, żeby wtargnął do ich kryjówki i zaczął magiczną potyczkę z Lazarusem. Wszystko ułożyło się zupełnie sprzecznie z jego oczekiwaniami, a sytuacje będące poza jego kontrolą, zupełnie wytrącały go z normalnego rytmu. Zirytowany zakręcił łuk wokół własnej osi, zasłonił twarz dłońmi i zdecydowanym ruchem przesunął swoje włosy do tyłu. Wyglądało to tak, jakby zebrał swoje strapienia i odrzucił gdzieś dalej za siebie, bo jego twarz rozpromieniła się nieznacznie.
Pierwszy raz jego ulubione miejsce nie napawało go spokojem. Może to obecność Puchonki zaburzała tą harmonię, może tak naprawdę nie powinien dociekać w stronę ich wspólnej znajomości. Ta jej świeżość, zmiana w jego życiu, mocno napierała na jego wcześniej zbudowany układ świata. Analizując tę sytuację, pogrążał się teraz stopniowo w wątpliwościach.
Minnie wtargnęła na niebezpieczną dla siebie przestrzeń i w normalnej sytuacji, byłoby to zrozumiałe, że druga osoba chce w jakiś sposób poznać swojego rozmówcę. Ten przypadek był zdecydowanie bardziej skomplikowany. Lazarus obserwował jej ruchy, powtarzał w myślach każde jej słowo. Weasley bardzo znacząco podkreśliła, że naprawdę chciałaby poznać kim jest. Zaczął wtedy zastanawiać się, co ją ku temu skłania. Czy aż tak ją do siebie przyciągał? Owszem, on również śmiało podążał za jej urokiem, lecz była to tajemnicza chemia, dla której logicznego wyjaśnienia jeszcze nie odnalazł. Odniósł też niejako wrażenie, że przepełniona dobrocią Minnie próbowała wynaleźć w nim jakąś zepsutą cząstkę, którą mogłaby się zaopiekować i naprawić. Nie potrzebował jej litości, nie szukał ukojenia w jej słowach. Nie potrzebował niczyich rad.
- Muszę Cię rozczarować, ale nie będziemy rozmawiali o moich prywatnych sprawach - oznajmił odpowiednio stanowczym tonem. - Nie opowiem Ci żadnej ciekawej opowieści, Dominique. Jestem tutaj. Teraz. Z tobą. Jestem Lazarus Nott, a ty jesteś Dominique Weasley. Jesteś tu ze mną dla moich historii? - zapytał podejrzliwie zerkając na nią z boku.
To jakże proste przedstawienie sytuacji perfekcyjnie zobrazowało ich relację. Kim dla siebie właściwie byli i co sprawiło, że obydwoje tak świdrowali się spojrzeniami?
Mimo wszystko nie ufał jej tak bardzo, jakby chciał lub powinien. Być może nigdy nie będzie do tego zdolny.
Docenił ten uroczy fakt, że dziewczyna chciała go poznać z jego drugiej strony, lecz mniej już urzekające były jego tajemnice, bo wcale nie zamierzał się z nimi dzielić. Nie odczuwał z tego powodu żadnego dyskomfortu i uważał, że świetnie gospodaruje swoim życiem jak na osiemnastolatka, formalnie już bez obecności rodziców. Notta ciężko było złamać. Był ulepiony z twardej gliny i najłatwiej naruszyć można było jego dumę.
To, czego potrzebował teraz najbardziej, to zatracenie w jej błękitnych źrenicach, ponowne przeliczenie ciemniejszych punktów i jej zwyczajna obecność, która tak zbawiennie podnosiła jego nastrój.
Musiał ją więc bezwzględnie odwlec od jej zamiarów grzebania w jego przeszłości.
- Na plaży jest twój brat. Nie widział nas razem, więc możesz do niego teraz dołączyć - skinieniem głowy wskazał kierunek, z którego się tu przedostali. Stał teraz dwa metry od Dominique, a dłonie swe chował w kieszeniach. Zniknęła jakakolwiek ochota na żarty i niewinne flirty. Jej pytania także tknęły jego sumienie i sam zaczął się zastanawiać, dlaczego właściwie się z nią chciał spotkać. Gdy zerkał na nią, widział jej idealne piękno, lecz czy był skory zapłacić za ten dostęp własnym wyrzeczeniem? Na pewno nie teraz, gdy mąciły nim wątpliwości.
UsuńLazarus
[Nasze postaci są tak skrajnie różne, że...to będzie ekscytująca mieszanka wybuchowa, jeśli będzie dane im się spotkać dłużej niż kilka minut, przelotem na korytarzu. Hm, tak myślę, że może gdzieś by się zatrzasnęli, albo ktoś by ich gdzieś przez przypadek razem złośliwie zamknął? Oczywiście byłoby to ciężkie przeżycie psychiczne dla biednej Minnie bo Enzo to totalny kretyn i dupek, który pewnie próbowałby wyciągnąć od niej dlaczego jest nacodzień taka milcząca itp., ale jeśli macie odwagę zaryzykować to zapraszamy hah :)]
OdpowiedzUsuńEnzo
Dopiero kiedy Minnie poślizgnęła się na mokrej, glinowatej ziemi, uznał, że tego kursu nie było najlepszym pomysłem. Sam chwycił ją prędko w talii, bo w innym wypadku najpewniej sama pociągnęłaby go za sobą na ziemię, zwiastując niemałą, błotną tragedię.
OdpowiedzUsuńMimo sztywnej atmosfery, całkiem przyjemnie się zrobiło, gdy wpadła mu w ramiona. Jego dłonie utknęły na dłuższą chwilę, nie mogąc nadziwić Lazarusa tak drobną posturą Minnie. Miał wrażenie, że jednym, lekkim ruchem jednej dłoni mógłby podnieść ją wysoko do góry.
Obserwował jej iskrzące złością ślepia, jakże prowokujące go do oddania tejże emocji. Była jednak w swym spojrzeniu bardzo silna i przekonująca. Lecz nie mógł dać jej za wygraną. Zbliżył się niebezpiecznie do jej twarzy, niemalże ich nosy zetknęły się ze sobą, a włosy zelektryzowały od napięcia tej sytuacji.
- Nie mam żadnej maski - wyszeptał z pełną powagą. Nie zamierzał jej wystraszyć, jednak brzmiało to wyniośle i autentycznie. Wypuszczając ciepłe powietrze przez usta, opanował szalejące w nim wcześniej emocje. Choć zbliżenie było interesujące i przyciągające, to brakowało w nim beztroskiej atmosfery, odrobiny więcej szczęścia, by oboje poczuli się w nim komfortowo.
Gdy zapytała o własne lęki, w głowie szumiały różnorakie odpowiedzi, lecz szczególną uwagę skoncentrowała na sobie jej przejrzysta, gładka twarz, objawiająca niepewność w delikatnych, ledwo zauważalnych rumieńcach. To był pierwszy raz, pierwszy taki moment, w którym odkrył część tajemnicy tego wzajemnego przyciągania. Pomyślał wtedy o swojej matce i o Dominique, która była tak samo wrażliwą dziewczyną, jaką niegdyś jego rodzicielka. Od razu eskapada skojarzeń powiązała to z relacją jego rodziców. Wtedy pierwszy raz wystraszył się, że mógłby skrzywdzić Minnie i wtedy stałby się takim samym człowiekiem, jak jego ojciec. Te przelatujące przed oczami wyobraźni myśli wzdrygnęły jego ciałem.
- Może kiedyś Ci powiem - szepnął, nachylając się nad jej uchem, by urwać kontakt wzrokowy. - I nie chcę, żebyś poszła. Ze mną jest fajniej - dodał i w końcu nieco zmniejszył dystans, nie napastując jej dłużej swoją perwersyjnością i rozejrzał się dookoła.
- Ale stąd też powinniśmy się ewakuować, zanim skończymy oboje w tym błocie - uśmiechnął się odrobinę, zbaczając na chwilę z poważnych tematów, gdyż wydało mu się, że są one zwieńczone odpowiednim zakończeniem i nie zamierzają do nich dalej wracać. Asekurując Weasley przed upadkiem, chwycił znów jej dłoń poprowadził dziewczynę do leżącej nieopodal ścieżki. Była lepiej utwardzona i w towarzystwie drzew prowadziła okrężna drogą do zamku. Zielone liście przepuszczały gdzieniegdzie wiązki światła, malując drobne plamki na ich drodze. Niebawem niebo miało zmienić kolor i wtedy ich ścieżka przesiana byłaby wielobarwnymi promieniami. O tej porze Lazarus zazwyczaj dopiero szedł nad staw, by zdążyć na zachód słońca. Dziś jednak oglądał tą dróżkę z zupełnie innej perspektywy, jak gdyby cofając się w czasie.
- Naprawdę myślisz, że wstydze się z tobą gdziekolwiek pokazać? - zapytał pod nosem, pokręcił głową i spojrzał na Minnie pobłażliwie, zatrzymując na moment swój chód. - Uciekliśmy z plaży, bo nie chciałem, żeby ten nicpoń zrobił Ci jakiekolwiek problemy - wyjaśnił nieco sytuację, wracając do przemierzania dalszej drogi. Niezależnie. jakie były ich relacje, czy Gryfon zupełnie olewał, co robiła w szkole jego siostra, czy może był młodszym, krnąbrnym kapusiem, w żadnym z tych przypadków Lazarus wolałby nie mieszać go ich relację. Tak zwyczajnie, dla zasady, zachowanie ostrożności. Przy okazji zejścia tematu na tą bardziej przyziemną stronę, uznał, że warto dopytać ją w tej kwestii. - Jak to jest mieć rodzeństwo? Dobrze się dogadujecie?
Larry
[ Wysłałam ci mailika :) ]
UsuńWsłuchiwał się uważnie w jej historię i próbował sobie zwizualizować, jakby to było, gdyby on miał rodzeństwo. Zabawy bez końca, knucie niecnych, dziecięcych planów, nocne ucieczki do ogrodu. Lazarus wychował się w ogromnym domu, można by rzec, że w niewielkim pałacu. Koniec końców rodzina Nottów była starym i zamożnym rodem, w posiadaniu dość sporego majątku. Dwa piętra, wieżyczki budowane symetrycznie, więczące brylastą strukturę pozornie do pionu. Wnętrze skrywało wiele sal, które jako dziecko poznał tak dobrze jak własną kieszeń.
OdpowiedzUsuńPomyślał, jakby to było, wypełnić tą przestrzeń gwarem przyjaciół. Chciałby mieć też kogoś w życiu, kto by go lepiej wtedy rozumiał, nawet jeżeli miałoby to skutkować ciągłymi kłótniami. Wtedy nie musiałby rozwiązywać wszystkich konfliktów wewnętrznie, sam ze sobą i być może uwaga jego ojca byłaby bardziej rozproszona na edukowaniu więcej niż jednego potomka.
Ciężkie w wykonaniu było wyobrażenie sobie jego własnego domu, wielkich pustych pokoi wypełnionych dotychczas tylko stukotem podeszwy buta. Mimo, że dla Minnie posiadanie rodzeństwa nie było żadnym darem od losu, pozazdrościł jej takiego dzieciństwa.
Lazarus czuł się dobrze w Hogwarcie, bo dopiero tutaj mógł te stracone lata nadrobić towarzystwem. Oczywiście miał on kontakt z innymi ludźmi, niż tylko z rodziną. W jego życiu przewinęło się kilku rówieśników, lecz nigdy nie nawiązał on z żadnym z nich głębszej przyjaźni.
Jej pytanie wyrwało go z przemyśleń. Rozejrzał się wokoło, bo mimo, że dobrze znał to miejsce, to w innych okolicznościach na nowo eksponowało swoje ukryte wcześniej walory. Taka była według niego natura, nieprzewidywalna, zmieniająca się nieustannie pod presją czasu. Takie miejsca jak to napełniały go inspiracją do dalszego realizowania swoich celów. Nie chciał tkwić w jednym miejscu, pragnął się rozwijać i brnąć dalej w realizowaniu swoich ambitnych planów by stać się kimś wielkim. W takich okolicznościach przyrody intensywniej czuł, że mimowolnie należy do tego zwariowanego świata i, że nie wszystko można od razu odkryć i zdobyć.
- Czasem tak - odpowiedział, zwracając swą głowę w stronę jeziora, przysłoniętego warstwą gąszczy, które jedynie nieznacznie prześwitywało pomiędzy liśćmi. - Częściej w pochmurne dni, wtedy niebo zupełnie zmienia ten krajobraz.
Miał ochotę zapytać ją dlaczego nikt nie chciał się z nią bawić, lecz bał się, że to będzie kolejne wtargnięcie w grząski teren, wolał zostawić ten temat na następne spotkania.
Podświadomie czuł, że chce ją do siebie przekonać, że chciałby uzyskać od niej trochę czasu i kredyt zaufania. Nawet, jeżeli miałaby być to gra bez wzajemności i on nie potrafiłby się nigdy przełamać.
Jeśli Dominique Weasley była dziewczyną zamkniętą w swoim świecie, co zdradzał jej ton głosu i naturalne gesty, być może otwarcie przed nią nie było tak wielkim niebezpieczeństwem. Była samotniczką, a te charaktery zawsze z przezornością nawiązywały głębsze znajomości. Nie udzielała się towarzysko w takim stopniu, jak Nott. Wydawało mu się, że jej stosunki z bratem wyglądały nieco lepiej, lecz gdy byli zdystansowani, nie mogłaby mu powierzyć sekretów Lazarusa. Prawdą też było, że nikomu nie zdradziła jego tajemnicy i powinien się z tym wszystkim bardziej liczyć.
Może tak naprawdę jedyną przeciwnością ku ich zbliżeniu, była wewnętrza blokada Lazarusa. Najbardziej obawiał się, że mogłaby się nim rozczarować, gdyby dowiedziała się wszystkiego.
- Ja byłem sam i też nie miałem zbyt wielu kolegów, ale teraz jakoś sobię radzę - spojrzał w jej stronę z dość nieskromnym uśmiechem. Ta forma żartu miała pokazać alternatywną rzeczywistość w jakiej wychował się on, a mimo to zdołał otworzyć się na świat.
- Kim zawsze chciałaś być - zapytał, skoro już zaczęli temat dzieciństwa, był bardzo ciekawy, co siedziało w głowie tej młodej marzycielki. - Niedługo skończymy szkołę, masz jakieś plany, co zamierzasz robić później?
Uznał, że skoro złośliwy los stanął na drodze ich spotkania, to powinni kroczyć dalej przed siebie i plażę ze złą energią zostawić daleko za sobą.
UsuńZbliżał się zmierzch i Lazarus chciał choć przez moment spojrzeć na dzisiejszy zachód słońca, jednak w głowie uknuł plan, żeby tym razem podziwiać to widowisko z daleka. Najszerszy horyzont objawiał się ze wzgórza tuż pod szkołą, obrany przez nich kierunek pokrywałby się z drogą do zamku.
Sam jeszcze nie wiedział, czy chce spędzić ten wieczór w książkach, czy może później jednak dołączy do swoich przyjaciół. Wtedy uniknąłby podejrzliwych pytań, dlatego całkowicie zrezygnował z copiątkowego spotkania. Ci najlepiej znający go koledzy pewnie wyczuli, że może chodzić tu o jakąś dziewczynę, lecz niekoniecznie połączyli fakty z poprzednich zajęć z zielarstwa. Wolał jednak, by tak zostało, przynajmniej na razie. Choć chłopcy ze Slytherinu nie umawiali się jedynie z dziewczynami spod znaku węża, to jednak Lazarus dotychczas nie wychylał się aż nadto z wieloma relacjami, jakie w życiu nawiązał. Uważał, że takie spotkania powinny zostać poza nieproszonymi spojrzeniami.
Larry
[Ojejku ile pomysłów i jeszcze jakich wspaniałych! Bardzo mi się one podobają. Cały ten plan idealnie pasuje do Lestrange’a – z pewnością widząc dar Dominique, nie przepuściłby okazji, by coś takiego wykorzystać, zwłaszcza, że tak jak napisałaś Imperio jest zaklęciem niewybaczalnym, a Bastian mimo tego całego szaleństwa do Azkabanu trafić nie chce.
OdpowiedzUsuńWszystkie te sceny już niemal widzę przed oczami – i tę grę na skrzypcach i to jak Bastian „broni” Minnie, i te gesty otoczone tajemnicą I ta niepewność co jest kłamstwem a co już nie. <3 Jestem jak najbardziej na tak!
Pytanie tylko od czego zaczynamy? Od samego początku, gdy Minnie przeszkodzi Bastianowi w znęcaniu się czy może już od sceny, gdy ten pozbywa się atakujących ją chłopaków? O i jeszcze jedno pytanko, myślisz, że Lestrange wiedziałby o darze Weasley’ówny jeszcze przed tym jak ta by mu przeszkodziła, czy dowiedziałby się o nim dopiero później?]
Bastian
Po jej słowach zaczął zastanawiać się, jaka byłaby Weasley, gdyby jej dziecięca wizja urzeczywistniła się podczas najbliższych lat. Gdyby to ona przysiadła się do Lazarusa podczas lekcji Zielarstwa i zaczęła świdrować odważnymi pytaniami. Wyobrażał sobie jej pewne siebie ruchy, wsparcie się udami na wspólnej ławce, siłę obezwładniającego spojrzenia, którym przemierza go od góry do dołu, gdy Larry próbowałby się uporać się z usychająca rośliną. Wcześniej domyślił się, że była po części wilą, więc takie zachowanie powinno leżeć w jej naturze. Przeszedł go przyjemny dreszcz, gdyż zdał sobie sprawę, że wcale nie wzgardziłby widokiem takiej dziewczyny. Jednakże trudno jednoznacznie przyznać, czy wtedy byłby nią tak bardzo zaintrygowany.
OdpowiedzUsuńOn nie miał miał w sobie takich barier, które ograniczałyby go przed realizowaniem samego siebie. Może powinni wymienić się swoimi perspektywami, przysłowiowymi klatkami i zacząć nowe życie z odmienną wizją świata. Lazarus bardzo lubił pouczać innych i nie miałby nic przeciwko, jeśli Dominique stała się jego kolejnym królikiem doświadczalnym. Bardzo chciał przekonać się, czy możliwym było przekonanie jej do swoich racji i wyobrażenia świata.
Jego twarz zareagowała nieukrywanym entuzjazmem, gdy z jej ust wymsknęło się zrobienie “Larry”. Najwyraźniej zasłyszane na Hogwarckim korytarzu, najczęściej wołali tak do niego kumple ze Slytherinu. Czy to oznaczało jakieś zawężenie ich znajomości? Czy sam powinien teraz zwracać się do niej Minnie, zamiast Dominique? Chyba za bardzo przypadło mu do gustu to francuskie akcentowanie jej imienia, wyróżniało się osobliwą egzotyką pośród wszystkich głębokich angielskich składni.
- Jesteś silna, tylko jeszcze o tym nie wiesz - szepnął jej nad uchem, kiedy wymijał ją, przechodząc pomiędzy dwoma blisko rosnącymi drzewami. - Jak chcesz, to możemy przeprowadzić jakiś rytuał otwarcia, zawsze chciałem to zrobić - puścił jej tajemniczo oko. Powoli żegnali towarzystwo zarośli, na rzecz płaskich terenów porośniętych świeżą, wiosenną trawą. Droga wydawała się na tyle bezpieczna, że Lazarus postanowił zaryzykować i teraz podążał w zamierzonym kierunku tyłem, tak, że wciąż mógł przyglądać się towarzyszącej mu blondynce.
Rytuały nie były częścią powszechnie stosowanej magii, klasyfikowane jako mniej polecane środki poznawcze. Niewiele nauczano ich w szkole, jednak ci sprytniejsi studenci mogli wkraść się do działu zakazanego, gdzie znajdował się spory kącik z ciekawymi informacjami w tej tematyce. Były to bardzo stare rodzaje magii, niezbyt powszechne w tych regionach świata, ze względu na niedokładnie przeprowadzane analizy i badania. Lazarus swoją propozycję rzucił półżartem, nie do końca przypuszczał, że Weasley chciałaby maczać palce w tajemniczych, nie do końca bezpiecznych metodach, jednak Nott nie byłby sobą, gdyby nie próbował. Chociażby, żeby sprawdzić jej reakcję, na kontrowersyjne pomysły Lazarusa, bo takie bardzo często przychodziły mu do głowy.
- Ja? Ja będę kimś wielkim - uśmiechnął się teraz bardzo szeroko, ponieważ zdawał sobie sprawę, jak niedorzecznie wybrzmiało to w ustach osiemnastoletniego chłopaka w luźnej bluzie z kapturem i do tego rękami schowanymi głęboko w kieszeni. - Chciałbym pracować w jakimś instytucie magicznym - przytoczył miejsce ogólnie, bo nie zdecydował jeszcze, którym torem podążyć, która dziedzina czarodziejstwa leżała mu najbardziej. - Mógłbym tworzyć nowe zaklęcia, eksperymentować i łączyć różne rodzaje magii. Chciałbym też pisać własne magiczne doktryny, uważam, że świat czarodziejski zbyt wolno się rozwija. Jest jeszcze dużo rzeczy do poznania - opowiadał o swoich marzeniach, jakby jego plan był już dawno ułożony i tylko perspektywa czasu dzieliła go od spełniania swoich ambicji. Odrobiny lęku w te plany wniosły oczywiście wydarzenia poprzednich miesięcy, lecz wciąż tliła się silna wola walki i nadzieja, że będzie kiedyś w jego życiu normalnie.
- Masz francuskie imię i dziwny akcent. - zauważył, uznając, że w końcu przyszła okazja, by mógł nawiązać do tej ciekawej anomalii. - Masz więcej możliwości niż ja, jeśli znasz dwa języki.
UsuńPostanowił urzec ją tym miłym komplementem, bo nie potrafił dłużej pozostać bierny wobec tej negatywnej samokrytyki. Niemalże w każdej swej rozmowie nawiązywała do swoich słabości, nie rzucało to na nią najlepszego światła, a on nie chciał jej takiej widzieć. W jego mniemaniu wciąż pozostawała Dominique Weasley, jedną z lepszych uczennic.
Najlepszy punkt widokowy znajdował się nieopodal. Lazarus spacerujący przodem do dziewczyny, mógł zacząć cieszyć swe oczy otwierającym się, górskim krajobrazem. Tak bardzo przykuł on jego uwagę, że z pamięci zupełnie wypadła mu wizja ścieżki, na której brzegi zawsze były wyłożone niewielkimi kamieniami. Wtedy, znosząc swój wzrok z horyzontu jeziora na kwitnącą minę Dominique, zupełnie o tym zapomniał i podeszwą buta zahaczył o jeden z szarych łbów wystających spod powierzchni ziemi. Głuchym gruchotem padł bezwiednie plecami na wilgotną od rosy trawę. Minęło kilka sekund, nim zorientował się, jak właśnie skompromitował się przed Minnie. Skrył swoje lico w dłoniach, przykrywając rozbawienie, lecz mimowolnie z jego gardła wydobywał się tłumiony śmiech. Czyżby to jej urok tak go pochłonął, że trafił nad sobą kontrolę i nie uważał już nawet, gdzie stąpają jego stopy?
Swoją dłoń wyciągnął do Puchonki pod pretekstem wsparcia podczas wstawania. Był to niecny plan uknuty na szybko, bo nie ucierpiał podczas wypadku. Gdy tylko ich palce splotłyby się w objęciu, zamierzał przyciągnąć ją ze sobą na chłodną murawę. Przecież nie mógł dać jej okazji do żartowania z jego nieuwagi.
[ Coś mi mówi, że szykuje się nam pełen bardzo zmiennych emocji wątek :) Mogę zacząć, ale to na dniach dopiero. Zwykle rozpoczynanie mi idzie jak po grudzie, postaram się jednak jak najszybciej ]
OdpowiedzUsuńUrquhart
[Może kiedyś jeszcze dojdziemy do tego bożonarodzeniowego wątku, a pomysł z Wrzeszczącą Chatą bardzo mi się podoba. Tak mi jeszcze przyszło do głowy: podejrzewam, że Albus miewa niemałe problemy z rówieśnikami przez to, że kiepsko sobie radzi na zajęciach, więc mogłybyśmy wykorzystać do jako katalizator do ich ulotnienia się z Hogsmeade. Mogliby więc spotkać się, żeby po prostu spędzić razem trochę czasu, tak po rodzinnemu, a ponieważ oboje trzymają się z reguły na uboczu, to mogliby zostać przyuważeni przez kogoś, kto zechciałby się z nich ponaśmiewać, bo uważa, że to ofiary losu (a chociaż czasy się zmieniły, to część ludzi na pewno nie), dlatego ulotniliby się do Wrzeszczącej Chaty w nadziei, że tam będą mogli zaznać trochę ciszy i spokoju.]
OdpowiedzUsuńAlbus Potter
Niezliczony już raz znaleźli się w tak bliskiej pozycji. Do jego głowy przychodziło tylko jedno logiczne wyjaśnienie jej zachowania. Co prawda to on zainicjował upadek, jednak Dominique w ogóle nie oponowała, jej mina przeciwnie, oddała wszystko, co w takim poufałym momencie pragnąłby ujrzeć na jej twarzy.
OdpowiedzUsuńZaraziła go tym marzycielskim spojrzeniem. Zlustrował jej mieniące malutkimi refleksami źrenice, mógł w nich znaleźć swój własny kształt. Jego dłoń powoli powędrowała w górę i przesunęła po jej gładkim czole, przeczesując za ucho kilka opadających kosmyków, które zbyt ingerowały w ten idylliczny obraz. Zwertował całą jej obudowę oka, włącznie z drobnymi włoskami tworzącymi delikatne łuki, nadające dziewczęcego wdzięku. Zniósł swoje spojrzenie na jej policzek, po którym badawczo przesunął swoimi palcami, jakby sprawdzał, czy rzeczywiście istnieją w tym momencie, czy Dominique nie stała się perfekcyjnie odtworzoną fatamorganą. Kolejno przeanalizował jej drobny nosek. Trącił zawadiacko czubek opuszkiem i uśmiechnął się wtedy szerzej. Czuł jej napięcie w jej mięśniach, gdy wciąż podtrzymywał ją nad sobą i bezwstydnie obserwował z dolnej perspektywy.
Teraz jedynie kilka motyli załaskotało wnętrze jego brzucha, nie zamierzał przestawać. Czuł, że Minnie również do tego dąży. Musiała mieć powód by zostać nad nim i zatracić odległość między ich ciałami. Czuł podświadomie, jak bardzo go pragnęła, była to bardzo naturalna i dziewczęca reakcja na jego urok i pewność siebie, nie pierwsza w jego życiu.
Lazarusowi nie było aż tak wygodnie, w barkach uwierał go słoik z gumami przechowywany w plecaku. W tym ustawieniu nie mógł również z taką łatwością zrealizować swojego spontanicznego planu, na który nakręcały go nawracające dreszcze podniecenia.
W jednym ruchu przekręcił swoje ramię i przewrócił lekką jak piórko Minnie na plecy. Z wygody i spontaniczności tego obrotu, jego ręka wciąż znajdowała się przy jej ramionach.. Otaczał ją swoim ciałem, a także przenikliwym, wręcz pochłaniającym całą uwagę spojrzeniem.
Czuł się teraz tak, jakby schwytał ją właśnie w niewidzialną sieć, jakby była jednym z tych motyli podskakujących w jego brzuchu, acz takim jednym z tych rzadziej występujących, niezwykłych okazów. Nie dane mu było do końca jeszcze poznać uczuć, które nim zawładnęły, lecz czuł, że gdyby przepuścił taką okazję, to przez dłuższy czas zadręczałby tym sobie myśli.
Jeśli tak ochoczo łasiła się do niego, a on nie potrafił oderwać się od zaglądania w jej wnętrze, nie widział ani jednego przeciwwskazania, by dalej podążać za tym doznaniem.
Leżał na boku, lecz wciąż górował nad jej drobną posturą. Uprzednio analizując każdą emocję tworząca się na jej twarzy, jeszcze raz przesunął kciukiem po jej policzku, tym razem wieńcząc tą wędrówkę na jej dolnej wardze. Ostrożnie przesunął opuszkiem po dolnej krawędzi, zdejmując spojrzenie z jej błękitnych oczu na małe, zróżnicowane zgłębienia jej ust.
Nie zastanawiał się w tym momencie, czy może dziewczyna nie oponuje przed doznaniami, bo tak pochłonął ją swoją energią i perswazją tak bardzo, że nie była w stanie wydusić najmniejszego gestu, który by go powstrzymał albo ponaglił. Niewiele więcej liczyło się w tej chwili więcej, niż zaspokojenie skrytych pragnień i ciekawości. Ostrożnie zbliżył się do niej na odległość dzielącą ich twarze zaledwie milimetrami. Ta dłuższa chwila milczenia ukryła w sobie nieskończone pokłady czaru i na moment oddzieliła od całego świata. Przymknął ciążące mu powieki. Jej skrywany urok wili oddziaływał na niego falami i uderzał stopniowo jej płytkim oddechem, zarażając jego myśli narkotyczną podróżą. Sekundy zwłoki były nieskończonością, lecz napięcie wciąż w nim narastało i tym razem nie znalazł w sobie tyle siły by przestać.
UsuńWpierw jego palce wolno przesunęły za jej uchem i znalazły idealne schronienie w jej jasnych, gładkich włosach. Jego nos lekko trącił jej szpiczasty koniec. Najpierw niepewnie wypuścił powietrze i jednym muśnięciem uraczył jej usta nieznacznym, ledwie wyczuwalnym zbliżeniem. Niewystarczająco. Chwilę później przylgnął do jej dolnej, a później górnej wargi, których zakosztował nieco dłużej.
Napięcie, zamiast uwolnić się wraz z całusem, napiętrzyło się w nim trzykrotnie. Miał ochotę na więcej, wewnątrz żarzył się ogromny płomień pożądania i pragnął ugasić go w mokrym pocałunku, jednak rozsądek zaoponował. Coś w środku podpowiedziało mu, że z temperamentem Dominique było to prawdopodobnie jej pierwsze w życiu zbliżenie z kimkolwiek.
Odsunął się nieznacznie, tak, by wciąż być od niej na wyciągnięcie ręki. W końcu Minnie sama leżała wsparta na jego ramieniu, nie łatwo byłoby się od tego uwolnić, bez zrzucania jej głowy na trawnik. Na jego nabrzmiałych od szalejących emocji ustach wykwitł szeroki uśmiech. Zwieńczył go zawadiackim zagryzieniem wargi. Ciekaw był jej reakcji, był niemalże pewny, że z zakłopotana Dominique przerwie ten znaczący moment jednym ze swoich uroczych monologów.
Larry
[I'm back, sorki, ale pobrałam nową grę i mnie pochłonęła na całe weekend :D]
Rozochocił go przebieg akcji, jej zdecydowane działanie i sam również objął ją silniej, pozwalając i odwzajemniając na każde zetknięcie jej miękkich ust. Dalsza rozgrywka udowodniła, że wszystko między potoczyło się tak, jak powinno. Każde w końcu otwarcie przyznało, że pożąda drugiej osoby. Jednak ten moment uniesienia w jego głowie, jakże piękny, szybko został ugaszony jej słowami.
OdpowiedzUsuńLazarus planował udać, że nic się nie stało, być może objąć ją swoim ramieniem i porozmawiać chwilę o głupotach, być może o tym, co wyobrażają sobie zerkając na chmury, pojawiające się przy horyzoncie, żeby zabić jakoś tą niezręczność.
Dominique była bardzo trudną w obsłudze dziewczyną. W oczach Ślizgona była kompletnie pogubiona i sprzeczna w swoich działaniach i słowach. Jako, że jej problem był bardzo personalny i tyczył jego osoby, najgorszym krokiem byłoby ingerować jeszcze bardziej w jej uczucia. Postanowił się wycofać zupełnie z jej wieloznacznej zagrywki. Nie mógł sobie pozwolić, by go zmanipulowała swoimi słabościami i pochłonęła za sobą w mglistą rozterkę.
Przez jakiś czas zerkał w milczeniu na jej plecy, na jej jasne kosmyki opadające na kurtce. To, co właśnie się między nimi wydarzyło potrzebowało chwili przemyślenia. Wpierw silnie potwierdziła jego oczekiwania namiętnym pocałunkiem, a teraz zupełnie odsunęła się od niego, nie podając żadnej sensownej przyczyny. On dał się ponieść chwili, lecz nim do tego doszło, oczywiste sygnały ich ciał świetnie ilustrowały zamiary poprzedzające ten bieg wydarzeń.
- Przepraszasz mnie za pocałunek? - zapytał z lekkim niedowierzaniem, również prostując się w siadzie. Chwilę zastanowił się, bo nie był pewny, czy te słowa rzeczywiście były kierowane do niego. - Czy może przepraszasz siebie, że na to pozwoliłaś?
W tym momencie podniósł się powoli z trawy i otrzepał swoje nogi z resztek liści.
Lazarus już miał za sobą jeden epizod, kiedy to zakochał się w dziewczynie, a ona wykorzystywała jego młodzieńczą naiwność. Nie zamierzał nigdy więcej pozwolić na poddanie się tego typu manipulacjom. Odnosił wrażenie, że Dominique bawi się nim, zasysa jego usta, pochłania go swoimi niewinnymi uśmiechami, a później odwraca plecami i stwierdza jednoznacznie, że pocałunek był tylko złą decyzją podjętą pod wpływem niekontrolowanych emocji.
- Może ja też powinienem Cię przeprosić? - zapytał, swoją już metr od niej i prychnął, przenosząc spojrzenie na losowy punkt w oddali. Swoje dłonie miał założone na szelkach plecaka, palce pobielały mu od silnego uścisku. Minnie zostająca w milczeniu, nie wyrażała chęci, by spojrzeć w jego stronę.
Co miałby zrobić w takiej sytuacji? Jakikolwiek dalszy kontakt fizyczny nie wydawał mu się najlepszym rozwiązaniem. W jego głowie szalała burza sprzeczności i nieporozumień. Sam borykał się z ogromem problemów i nie był w stanie angażować się teraz w jej rozterki. Może gdyby chował w sobie nieco więcej wrażliwości niż się wydawało, to zdołałby wyczytać z jej zachowania, że Minnie ogarnięta została strachem jej własnych lęków. Niestety Lazarus, będąc jej nostalgicznym przeciwieństwem, układał swoje życie wedle własnych schematów i stąd zupełnie nie mógł pojąć jej zachowania.
- Zastanów się, czego tak naprawdę chcesz - rzucił na odchodne i bez żadnego słowa pożegnania powędrował w swoją stronę, do Hogsmeade.
Larry
[ Hej, wbij na maila :) ]
OdpowiedzUsuńZmęczony intensywnym zwieńczeniem tygodnia szkolnego, nie miał ani okazji, ani żadnej ochoty, by spotkać się z Dominique. Jednak mimo wszystko, ich pocałunek wciąż wracał w pamięci i mącił i wciąż plątał się przed oczami, zaburzając jego koncentracje. Minęło kilka dni, lecz jego wizje nie ustały, a wręcz pogłębiły się nieznacznie i nie mógł przestać o niej myśleć. Bał się, że coś jest z nim nie tak, że rzuciła na niego swój urok i teraz nie będzie mógł się od niej uwolnić. Znajdując najlepsze rozwiązanie dla tej sytuacji postanowił ograniczyć ich kontakt, dopóki nie uwarzy eliksiru przeciwdziałającego czarom wil. Nie pojawił się na następnych zajęciach z Zielarstwa z tego też powodu.
W przeddzień swoich planów zdał sobie jednak sprawę, że zaginął jego zeszyt. Od razu przypomniał sobie, kiedy leżeli razem na plaży, a on uważnie wpatrywał się w jej zamyślone oczy, gdy z zaangażowaniem szkicowała wtedy jego portret. Najwyraźniej, gdy odeszła, musiała go zabrać ze sobą, czy to do kieszeni lub plecaka. W każdym razie był to ostatni moment, kiedy przed oczami mignęły mu jego skrupulatne notatki. Niezwłocznie musiał je odzyskać, lecz był już późny wieczór i cisza nocna objęła już mury zamku, uniemożliwiając jakiekolwiek plan odzyskania zguby.
Na śniadaniu w wielkiej sali pojawił się punktualnie, o najbardziej oblężonej przez uczniów godzinie. Była to najprzychylniejsza z okazji do ponownego spotkania się z obiektem jego ostatnich, myślowych nawiedzeń. Wedle jego przypuszczeń, drobna dziewczyna o słomianych słowach zajęła o tej samej porze miejsce przy wyznaczonym dla Puchonów stole biesiadnym.
Towarzysząca jej Puchonka omalże nie zadławiła się spożywanym przez nią śniadaniem, kiedy pomiędzy dwiema rozmówczyniami niepostrzeżenie nachylił się ciemnowłosy Ślizgon. Jego uwaga zwróciła się w stronę Dominique. Przed jej oczami prócz jego zieleniejących się tęczówek, wyraźnie zamigotała lśniąca, szmaragdowa oznaka w wielką literą “P”, która przypięta do piersi jednoznacznie wskazywała, że Lazarus awansował na stanowisko prefekta.
- Weasley, oddawaj mój zeszyt do eliksirów - mruknął zupełnie poważnie, odgrywając teatralną rolę złego Ślizgońskiego opiekuna domu. Przy stole Hufflepuffu urządził teatrzyk, w którym to przybył w celu ukarania nie posłusznej uczennicy, która ukradła jego własność. Kilka par oczu zwróciło się ku temu niecodziennemu zamieszaniu. - Za ten występek masz szlaban. Dzisiaj o siedemnastej na drugim piętrze przy schodach - oznajmił przepełnionym satysfakcją głosem. Kiedy dziewczyna otwierała usta, by wyrazić swój sprzeciw, jego wskazujący palec pokiwał przed jej twarzą przestrzegając przed jakimkolwiek oponowaniem. - Bez dyskusji, bo odejmę ci punkty.
Teraz jednak sztuczność tej sceny zdradził unoszący jeden z kącików ust Lazarusa, który wykwitł w wyniku niepohamowanego uśmiechu rozbawienia. Zlustrował zmrużonym spojrzeniem Dominique i odsunął się od stołu. Wyraźnie nie był już na nią zły, a całą tą inscenizację można było łatwo odebrać jako oczywisty pretekst. Kiedy odchodził, nie mógł się jednak powstrzymać od zbliżenia i swoja dłonią niedostrzegalnie dla jej kompanów, przesunął po jej ramieniu, docierając aż do linii kręgosłupa. Ta zagrywka sprawiła mu nieopisaną satysfakcję i ze swym triumfalnym wyrazem zlustrował także jej ciekawskich kompanów.
Zaraz potem opuścił towarzystwo siedmiorocznych uczniów Hufflepuffu i pewnym krokiem skierował się do drzwi wyjściowych. By nie sprawiać żadnych podejrzeń, chyoć bardzo pragnął, to powstrzymał się od ponownego zerknięcia w jej stronę. Wewnętrznie liczył, że odczytała jego zagrywkę dokładnie tak, jak to zaplanował: jako wymówkę do kolejnego spotkania.
Larry
To był dziwny czas, ten dzień, jakby wyrósł niespodzianie między dwa konkretne, dwa wypełnione pracą i zapałem – wczoraj Ethan harował i wybuchał śmiechem, a jutro miało pękać w szwach od nadmiaru aktywności. Tylko teraźniejszość prezentowała się mało imponująco, z nadwątlonymi siłami, zawieszona w międzyprzestrzeni, nawet nie wiadomo, w co ręce włożyć, tak tego niewiele. A gdy wreszcie znalazło się zajęcie, po pięciu minutach okazywało się nie takie, zbyt mierne i zbyt mało pociągające, wystarczy mrugnąć, by stracić zapał. Kwestia nastroju, narodzin powykręcanego stanu, w którym co najwyżej można przetrząsać wszystkie kieszenie i wszystkie szuflady w poszukiwaniu czegoś, czego i tak się nie znajdzie – bo nawet nie jest zdefiniowane.
OdpowiedzUsuńSłońce za to było w nastroju figlarnym – puszczało zajączki i po włosach prześlizgiwały się kolorowe refleksy. Łaskotało karki i odbijało się od niemal niewzruszonej tafli jeziora. Ethan od czasu do czasu leniwie zaburzał jego harmonię, z brzegu wybierał najbardziej płaskie kamienie i puszczał kaczki. W myślach liczył odbicia, raz, dwa, trzy, plusk po plusku, słabo, następna będzie lepsza, na pewno, o, wyszło dziewięć. Sam był taką kaczuszką, nie to, że puchatą, nie to, że żółciutką, a już broń Merlinie przed gumatowością – raczej z kamiennym rozpędem. Wprawiony w ruch leciał zgrabnie, czasem w zaskakujących momentach zmieniał trajektorię, z prędkością przeplumkiwał po wszelkich powierzchniach. Gdy tylko jednak zjawiała się niecierpliwość i gest niezguły, w akompaniamencie głośnego dźwięku przepadał w odmętach wody.
Dzisiaj, to zabawne, był niecierpliwy, chociaż przecież: tak bardzo niespieszny i rozlazły, jak ten dzień o konsystencji masła. Brak mu było jednak równowagi i w środku, gdzieś głębiej, kołatało się coś z niepokojem. Zwierzęta chyba wyczuły, od razu, więc bez większego celu kręcił się na spotkaniu koła, przez większość czasu bardziej niż magicznymi stworzeniami zajęty był uroczymi koleżankami, z którymi wzajem się zaczepiali. Wdać się w pogawędkę z jedną, wykręcić piruet z drugą, poflirtować z trzecią, po drodze posyłając uśmiech czwartej i dając kuksańca w bok piątej. Wszystko było całkiem niewinne, bardziej łobuzerskie niż w stylu podrywaczów, całość to li tylko kwestia konwencji – żart i flirt z flirtem, a nie poważne umizgi.
Dopiero na koniec trochę się uspokoił, wyciszył w stadzie hipogryfów. Po serii ukłonień i odkłonień przytknął czoło do dziobu jednego z nich – i wreszcie po dniu płytkich oddechów wciągnął powietrze pełną piersią. Później zajął się rzetelną pracą: sprawdził, czy między piórami nic złego się nie skryło, wyczyścił i przyciął pazury, przeczesał sierść, wyszorował ich boksy. Można było wracać do szkoły, ze zmęczeniem ciążącym na ramionach, brudnymi buciorami i przepoconymi ubraniami, ale przynajmniej na duchu nieco, troszeczkę ulżyło.
Posuwistym ruchem zmierzał w stronę zamczyska, kroki stawiał długie, sprężyste, lekko kołysał się na boki, jakby był marynarzem maszerującym po statku w czasie sztormu – albo wprawnym linoskoczkiem, balansującym na wysokości. Pod nosem pogwizdywał melodyjkę, która męczyła go od rana: wgryzła się w umysł, jak kornik przedzierała się po usznym tunelu i niezależnie, jak bardzo chciało się ją odesłać, uporczywie wracała. Najgorsze było to, że nie mógł przypomnieć sobie jej źródła – przebój sprzed kilku miesięcy? Klasyka, która odchodzi w zapomnienie? A może czastuszka poznana w dzieciństwie? Ni w smoczy kieł nie potrafił jej określić.
Tak zaabsorbowany zignorował czyichś cichuteńki głos dobiegający z daleka i dopiero po chwili zorientował się, że to część rzeczywistości. Zerknął przez ramię; Dominique potrzebowała jego pomocy.
– Jasne, już idę! – zawołał.
Jego rześki głos rozebrzmiał tak, że ktoś – Dominique na przykład, bo chyba nikogo innego w pobliżu nie było – mógł pomyśleć, iż Ethan wręcz pali się do roboty. Trochę zniszczył to wrażenie, podążając w ich kierunku w naprawdę leniwym tempie.
– A kto to jest taki brzydki? – zapytał miękko, gdy znalazł się bliżej. – Naprawdę, przysięgam, Tweeny, jesteś najszpetniejszym, najgorszym dwurożcem, jakiego kiedykolwiek widziałem.
UsuńMówił wszystko lekko i z uśmiechem, tonem tak ciepłym, jakby wygłaszał największe komplementy na świecie, więc kiedy wyciągnął dłoń, Tweeny łbem przytuliła się do niej. Może tylko naigrawała się z Ethana, jak Ethan naigrawał się z niej – jeśli skorzystać z wzajemnej nieznajomości języków, to pozostaną tylko miłe gesty i tony, które przykryją mniej pochlebne słowa.
Teraz krówsko było potulne i wydawało się jedną z najprzyjemniejszych istot na świecie, ale Ethan dobrze wiedział, że to najprawdopodobniej tylko chwilowe. Tweeny bywała kapryśna i choć niektórzy umieli sobie z nią radzić, to nikt nie opanował jej całkowicie: w jednym momencie była urocza, w kolejnym gotowa zabić. Zmiana opatrunku będzie trudną misją.
– Okej, Dominique – powiedział, głaszcząc zwierzę. – Ty jesteś dowódczynią, więc instruuj, co mam zrobić.
Często tak działał ze współuczestnikami koła. Najczęściej przy okazji zajmowania się w kilka osób jednym stworzeniem ktoś musiał rządzić – różni ludzie mieli różne podejścia, więc jeśli każdy miałby stosować własne metody, stwarzał się chaos, tak niebezpieczny w pracy ze zwierzętami. Ethan może bywał niepokorny, ale w takich sytuacjach potrafił się dostosować.
Ethan Rosenblum
[Wszystko jest oczywiście w porządku i pięknie! Dziękuję za zaczęcie i naprawdę, naprawdę przepraszam za to ślimacze tempo odpisu.]
Niepewnie przejął od niej obydwa zeszyty, nie spodziewał się, że w ramach przeprosin podaruje mi w prezencie drugi. Przez moment zawahał się, zastanawiając, co takiego uczyniła z jego oryginalnymi notatkami, skoro uznała, że potrzebny mu nowy notatnik. Odrobinę się zląkł, więc sięgnął do swoich starszych wpisów i przewertował w powietrzu kartki. Papier nie był przemoknięty ani naruszony, jedynie jego wnętrze stało się jakby… pełniejsze. Uśmiechnął się nieznacznie, usatysfakcjonowany z odzyskania jednych z najważniejszych zapisków, jakie dokonał w szkole. Całkiem przyjemne dla oka były jej wzorzyste kompozycje, jednak nie znalazł w sobie tyle odwagi, by zajrzeć na ostatnie strony. Spodziewał się ujrzeć tam po raz pierwszy portret, który wytworzyła swoimi sprawnymi dłońmi rysując go na plaży. Zostawił ten widok dla bardziej sposobnej, prywatnej chwili.
OdpowiedzUsuńMinnie mówiła bardzo, bardzo szybko, musiał aż zmarszczyć brwi w skupieniu, by w takim tempie poukładać jej słowa rzucane w jego jak z procy. Szczególną uwagę przechwyciły zwroty “bardzo za tobą tęskniłam”, “pocałunek wiele dla mnie znaczył”. Pokręcił swoją głową w zaprzeczeniu, że nie jest na nią zły, jednakże z tą prędkością wyskakujących emocji już chwilę później kiwnął porozumiewawczo, że faktycznie mogłaby nieco się uspokoić i zwolnić.
- Ładny zeszyt - skomentował jedynie, podnosząc swoją nową okładkę. Uśmiechnął się pod nosem, lecz tak naprawdę moment później popadł już w lekką konsternację, gdyż dopiero dotarła do niego analiza jej słów.
Postanowił, że póki dziewczyna nie ochłonie, nie warto wertować ją pytaniami, dlaczego za nim tęskniła. Jego głowę wciąż zadręczały obrazy jej twarzy, lecz nie potrafił tego tak zgrabnie określić. Może nie odczuwał tęsknoty, lecz swoiste oszołomienie, pewnego rodzaju uzależnienie. Prawdopodobnie też nie był nauczony co to znaczy za kimś tęsknić i nie potrafił poprawnie sformułować w głowie tego zagadnienia.
- Chodź, zrobię Ci melisę na uspokojenie - zaproponował i pewnym krokiem zaczął prowadzić ich dwójkę w dalszą część korytarza.
Nie bez powodu wybrał to miejsce. Odkąd został prefektem, to znaczy w zeszłym tygodniu, uzyskał także zgodę na korzystanie z pokoju prefektów, który powszechnie służył za miejsce spotkań i narad. To pomieszczenie znajdowało się właśnie na drugim piętrze, tuż za rogiem, gdzie znaleźli się niespełna kilkanaście sekund później. Ze swej szkolnej szaty odczepił tarczę i zbliżył do mosiężnego znaku. Drzwi stanęły przed nimi otworem i Lazarus przepuścił Dominique jako pierwszą.
Pokój nie był zbyt duży. Na środku stała kanapa, dwa fotele, niewielki kominek, który zapłonął, gdy wejście zostało uaktywnione. Z boku stała szafka ze starymi szpargałami, na ścianach wisiały portrety znanych prefektów. Miejsce było dość mdłe w kolorach i zakurzone, acz w porównaniu z zimnym, wilgotnym pokojem wspólnym Slytherinu - Lazarus mógłby rzec, że przytulne.
Larry dłonią wskazał na kanapę, proponując dziewczynie, by przysiadła w trakcie gdy on zajął się poszukiwaniem odpowiedniej kompozycji ziół do zaparzenia. Wyjął także samogotujący się czajnik, który stuknięciem różdżki zmusił do podgrzewania wody.
- A ty jesteś na mnie zła? - zapytał, przerywając ten dłuższy moment milczenia. Był niezmiernie ciekawy, jak ona odnosiła się do jego ucieczki, a także wcześniejszego pocałunku. Nie sądził, że ktoś kto tak bardzo się zamartwia mógł dłużej utrzymywać w sobie negatywne emocje, jednakże potrzebował usłyszeć to bezpośrednio z jej ust.
Nie chciał jeszcze podchodzić do niej bliżej, bo wciąż miotały nim wątpliwości związane z jej wilową klątwą, którą sobie w głowie wymyślił. Stanął w dystansie do niej, opierając się rękoma o szafkę. Jego spojrzenie na moment utkwiło w stosie ksiąg, które leżały tuż
Nie chciał jeszcze podchodzić do niej bliżej, bo wciąż miotały nim wątpliwości związane z jej wilową klątwą, którą sobie w głowie wymyślił. Stanął w dystansie do niej, opierając się rękoma o szafkę. Jego spojrzenie na moment utkwiło w stosie ksiąg, które leżały tuż przed nią na stoliku. Były to kolejno trzy tomy, jeden był zbiorem eliksirów, drugi opowiadał o urokach, ostatni zaś, ten leżący na samym wierzchu i wielki, widoczny z daleka wyryty tytuł obwieszczał, że jest to kompedium wiedzy o wilach.
UsuńZaimprowizował tą całą scenerię w głównej mierze po to, by uzyskać od Weasley satysfakcjonującą reakcję, albo odpowiedź, potwierdzającż jego teorię, że w jakiś niewyjaśniony sposób maczała swoje palce w jego zatraceniu.
Larry
Gwałtowna reakcja dziewczyny nieco odwiodła go od jego podejrzeń. Tylko tego potrzebował, jej potwierdzenia i zdradziły ją w najlepszy z możliwych sposobów niekontrolowane emocje. Jeśli wcześniej nie udało mu się wyprowadzić jej z równowagi, to najwyraźniej teraz już była zła. Bardzo zła. Podnosząc się z kanapy tak jakby wykipiała, nie dając się ponieść jego niedorzecznej teorii.
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak wcześniej nie mógł wiedzieć, że była w tylko w swojej ćwiartce wilą, także jej wyjaśnienie tym bardziej rozwiało jego wymysły. Teraz natomiast to miejsce zajęła dezorientacja, gdyż autentycznie przejął się tym, że po prostu jej prawdziwe oblicze wywiera tak intensywny nacisk na jego uczucia.
Tak czy owak, jakiś tam sukces odniósł, bo wewnętrznie chciał też ją skłonić do wylania całej złości w jego stronę. Gdy się irytowała, była autentyczna, była bardzo szczerą i otwartą Dominique, a nie tą jąkającą się szarą myszką.
Gwizdek czajnika zaczął podskakiwać, zaburzając chwilową ciszę kołataniem. Podszedł do ów szafki i odwrócony do niej plecami, spoglądał na gładką, pustą ścianę. Szybko pozbierał się do porządku i zalał wcześniej przygotowane napary. Może wcześniej zaprzeczyła, że ma ochotę na melisę, ale teraz nie widział innego wyjścia, jeśli zamierzał załagodzić tą nerwową sytuację. A na pewno ostatnią rzeczą, której by teraz chciał, było opuszczenie przez nią tej zapuszczonej kanciapy.
Z dwoma parującymi kubkami przemaszerował i postawił je na okładce, przykrywając niefortunny tytuł, który spowodował tą burzę. Siłą rzeczy znalazł się też bliżej niej, lecz wyminął ją i sam rozsiadł się wygodnie na kanapie. Jego głowa opadła na oparcie i w końcu nieco pewniej zerknął na twarz Dominique. Wplótł swą dłoń we włosy i westchnął cicho.
- Musiałem wiedzieć - rzekł spokojnie, zmieniając teraz kierunek swojego wzroku na sufit. Nie czuł się z tym najlepiej, że doszedł do prawdy poprzez tak okrutne zagranie, jednakże był bardzo zdeterminowany, by poznać źródła swoich niekontrolowanych myśli o Minnie. Ciche westchnięcie ponownie uniosło jego klatkę piersiową. Teraz musiał się zmierzyć z nową wizją, jaką było zauroczenie jej osobą w sensie zupełnie naturalnym i młodzieńczym.
Bardzo długi moment zastanawiał się, czy powinien jej to powiedzieć, lecz w świetle nowych wydarzeń nie pozostawało mu nic innego, tak kluczowego, by zatrzymać rozwścieczoną Weasley obok siebie, ponadto znosząc z tonu jej rozdrażenie. Miał ochotę sięgnąć jej dłoni i przyciągnąć ją bliżej, w swoistej intymności spojrzeć w oczy i dopiero wtedy przemówić. Jednak nie było na to odpowiedniej teraz sposobności.
- Nie mogę przestać o Tobie myśleć - szepnął, przymykając na chwilę swe powieki. To zamknięcie pomogło mu na tę chwilę zebrać się w sobie do tego ważnego wyznania. Po chwili jednak otworzył oczy i zerknął na Dominique. Dopiero teraz złapał jej rękę i skłonił do przysiądnięcia obok niego. - Co my z tym zrobimy? - spytał, układając swoją twarz w jej stronę.
Objawiał się w nim zupełnie inny Lazarus, jakby odebrano mu wszelkie siły do walki nad sytuacją. Jeśli to nie był urok, który zaplanował, to oznaczało, że nie miał na to wpływu. Najbardziej logicznym rozwiązaniem było skonsultowanie z Dominique i wspólne znalezienie rozwiązania, bo jak dotąd unikanie wszelkiego kontaktu nie przyniosło pozytywnego rezultatu dla żadnego z nich.
L
Ich relacja wyglądała jak ciągłe przeskakiwanie ról, jak zmiana dominacji z jednej osoby, na drugą. Chyba to właśnie go złamało najbardziej, że lubił patrzeć na jej złość, a by do tego doprowadzić, sam odpuszczał i nie maltretował jej swoimi wertującymi pytaniami. Oddawał jej wtedy kontrolę, by mogła przelać na niego swoją wściekłość. Zdał sobie wtedy sprawę, że to odrobinę masochistyczne podejście, bo chciał zostać przez kogoś ukarany. Przez to, że zaczynało mu na niej zależeć, łatwiej było przyswoić jej negatywne emocje swego wnętrza.
OdpowiedzUsuńChoć czuł, że dalej chce się z nią widywać, to był rozczarowany jej odpowiedzią. Pożałował, że chwilę temu się przed nią odsłonił. Naprawdę oczekiwał, że nikt inny, lecz ona, zapatrzona w niego jak w obrazek, w końcu go zrozumie, co czuje, wciąż wracając do tego spotkania myślami. Kompletnie wybiła go z rytmu, gdy Minnie wygłosiła propozycję spotkań podczas ich relacji.
Tego jednak było zbyt wiele, jak na pierwsze wyznanie. Dominique ułożyła sobie idealny plan na ich najbliższą przyszłość, najwygodniejszy dla niej samej, w ogóle nie uwzględniając jakie on mógł mieć wobec niej plany. Lazarus czuł, że zupełnie nie jest gotowy na podjęcie się takiego wyzwania. Weasley wciąż stanowiła dla niego niemałą zagwozdkę, ale nie mógł podjąć się jej rozwiązania bez wyrzeczeń i teraz się tego dowiedział. Teraz to czuł, że jeśli podda się tym myślom i uczuciom, to ona go zupełnie zdominuje swoimi życzeniami.
- Wiem, że Ci się podobam, ale nie możesz mieć mnie całego dla siebie - zaczął spokojnym tonem i westchnął. Czuł się zupełnie poza strefą swoje komfortu, kiedy musiał przeprowadzać z nią tego typu rozmowę. - Ty nie rozumiesz. Mam mnóstwo zajęć, teraz jeszcze to - palcem wskazał na swoją odznakę. - Moje życie się rozpada na drobne kawałki, próbuję je jakoś pozbierać i wtedy pojawiasz się ty i wszystko rozgrzebujesz. I stawiasz swoje warunki. O tym jak bardzo musisz wszystko o mnie wiedzieć, jak tęsknisz za mną... Ilu chłopaków miałaś przede mną? - zapytał, przesuwając wzrok w jej stronę, gdyż być może to było kluczowe pytanie, o którym wcześniej zapomniał. Mogło to wyjaśnić wiele jej naiwnych zachowań.
Z trudem powstrzymał się jednak od złości, kiedy wspomniała o proszku, którym rzekomo wysmaruje jego ubrania. Zamarł na moment i przykrył swoją twarz dłonią, żeby nie ujawnić kłębiących się tam emocji.
Spotykanie się z Dominique stało większym wyzwaniem, niż wszystkie przesłuchania, które odbył w ostatnim czasie.
Najgorszą rzeczą, którą można było postawić ambitnemu Lazarusowi, to były granice jego swobody. Tylko on mógł decydować na co sobie pozwala i najpewniej gdyby zakochanie do Minnie pochłonęło go bez reszty, nie potrafiiłby myśleć o innych dziewczynach, lecz, tak jak wspomniał, był zagubiony i szukał zrozumienia. Obawiał się teraz, że Minnie nie będzie potrafiła mu dać tego, co jest mu teraz najbardziej potrzebne, że nie odnajdzie przy niej należytego wytchnienia. Tym bardziej, jeśli dowiedziałaby się, że w minionym tygodniu, gdy się nie spotkali, on już próbował rozładować swoją frustrację przy spotkaniu z inną dziewczyną, niestety bezskutecznie, gdyż myśli o Dominique nie ustały.
Larry
Dramatyzm tej sytuacji narastał i nie sprawiał wrażenia, że ma w najbliższych chwilach opaść. Jakże słuszne były spostrzeżenia Minnie, że chłopak zupełnie nie wiedział, co ze sobą zrobić, co się z nim dzieje. W tym momencie wsparł swą twarz na dłoniach, wręcz schował się na moment w swoim zagubieniu.
OdpowiedzUsuńOn jednakże nie mógł jej zarzucić, że tak chaotycznie wpływała na jego życie, bo sam zdecydowanie bardziej skomplikował tę nieszczęsną sytuację. Były jednak ku temu znaczące powody. Zanim zaczęli się spotykać, Lazarus był w kompletnej rozsypce i w jakiś dziwny, niezrozumiały dla niego sposób, jej obecność pozwalała na wytchnienie od wszelkich problemów, nawracających wspomnieniem. Rozmowa z nią go uspokajała, uwielbiał topić się w jej spojrzeniu. Miał czasem ochotę ją .
Przede wszystkim jednak znajdował jedynie kolejne powody, by obarczyć problemami kogoś innego, a nie siebie. Podobnie czynił jego ojciec, pastwiąc się nad matką, gdy nie umiał znaleźć ujścia swoim emocjom. Ta dyskretna myśl wtargnęła właśnie teraz, powiązała go z przeszłością i wtedy nieco wybudził się z tego nostalgicznego transu.. Chociaż wiedział, że ciężko będzie mu zmienić siebie, to głęboko w środku nie chciał stać się taki jak on. Nie chciał skrzywdzić dziewczyny, na której zaczynało mu zależeć.
Chwilę przystał w tej pozycji, jego powieki nabrzmiały czerwienią, puchnąc pod ciężarem kłębiących się zmartwień. Nie to, że płakał, nigdy mu się to nie przydarzyło. Gdy się rozklejał jako dziecko, zawsze spotykała go tylko sroga kara za uleganie emocjom. To silne przeświadczenie, że płacz jest jedynie okazywaniem słabości związało się z nim aż po dziś dzień.
Przetarł intensywnie swoją twarz palcami, przeczesał swoje włosy do tyłu i oderwał się z tego zatracenia. Przysunął się do Dominique i bez zbędnych słów przyciągnął ją do siebie ramionami. Wtulił się ustami w jej ramię, niemalże wargami dosięgając jej szyi. Nos swój schował w jej miękkich włosach i wtedy wszystko w nim odpuściło. Była tak ciepła, tak delikatna. Nigdy wcześniej nie pomyślałby, że tonąc w objęciach może czuć tak rozkoszną przyjemność i bezpieczeństwo. Jak ta drobna istota mogła swoją obecnością przynieść mu taką ulgę. To był pierwszy raz, gdy tak naprawdę się przytulali. Złapał ją, oplatając swoje ramiona wokół jej żeber, trzymał ją teraz mocno w swoim objęciu, żeby tylko mu nie uciekła.
- Nie chcę Cię skrzywdzić - szepnął, trafiając swoimi słowami wprost do jej ucha. - Nie jestem taki, jak sobie wyobraziłaś. Będę Cię krzywdził, zobacz ile złego już się stało - dodał po chwili, przemierzając swoim głońmi po jej kościstych łopatkach. Jeszcze raz zaciągnął się jej zapachem w obawie, że słysząc kolejno padające kwestie, w końcu uwolni się od niego i zrozumie, że przecież miał rację, że jego świat jest tak zupełnie różny od jej. - Nie powinnaś mi ufać.
Kiedy wspomniała o tej jednej szansie, którą powinni sobie podarować, wciąż nie wiedział, czy to najlepszy pomysł. Nie wydawało mu się, że naprawdę jest gotowa, by brnąć w taką psychotyczną relację z takim zwyrodnialcem jak on. W dodatku, który zupełnie nie potrafi się określić.
Na początku zagrywki z nią traktował te spotkania jako miłą grę, która dostarczała mu wiele przyjemności z życia. Kiedy przerosła ich oczekiwania, myślał jedynie o tym, żeby się wycofać, by nie przysporzyć żadnemu z nich więcej problemów. I tak te kilka epizodów wprowadziły niezły bajzel w ich codziennościach. Był to dość przełomowy moment, skoro najpierw próbował ją odtrącić i wyperswadować, że tak będzie lepiej, nawet kosztem swoich uczuć.
Lazarus, wtulając się w ramię Minnie, w swojej głowie układał dostępne opcje na rozwiązanie ich kiepskiej sytuacji:
UsuńJako pierwszy plan, mogli po po prostu rozejść się w swoje strony i przecierpieć te nękające ich myśli, z czasem te miłostki stałyby się tylko przyjemnym wspomnieniem.
Drugą opcją było brnięcie w dalej w nieznane wody, pozwolić sobie na sztormy, na te wszystkie deszcze łez i krzywdy, których by jej przysparzał nieustannie, nieszczęśliwy w tej ścieżce, którą wyznaczała mu Dominique. Na pewno z czasem ubzdurał by sobie, że blokuje jego możliwości, że nie jest już przy niej niezależny, bo siła jej emocji kontroluje jego myśli i czyny. Powodem tego był te jakże odmienne ich dwa światy. Jej, pełen cnót i dobroci, dziewczęcej wrażliwości i jego mroczne tajemnice, jego czarnomagiczne zainteresowania, pożerająca wszystkie jego atuty cholerna ambicja.
Gdzieś pomiędzy nimi przejawiała się potrzeba wzajemnego zrozumienia, znalezienia wspólnego języka. Larry zastanawiał się nawet, czy po prostu nie powinien wyłożyć kawy na ławę i opowiedzieć Minnie, dlaczego jest taki, a nie inny, bo może wtedy odgadłaby, na co się pisze, chcąc się z nim dalej umawiać.
Na podstawie dwóch pierwszych pomysłów Lazarus też wysnuł ostatnią opcję, która zostawiała pewien dystans między nimi. Zostaliby przyjaciółmi, udając, że nic wcześniej między nimi nie zaszło. Ta wizja była dość ciężka w realizowaniu, na pewno na początku, lecz oczywiście wykonalna, jeżeli obydwoje potrafiliby okiełznać swoje pożądania.
Lazarus, który w ogóle traci głowę i życia nie ogarnia :D
Był to dość przykry scenariusz, skoro gotowa była poświęcić swoją cierpliwość do cna, byle by tylko jej nie zostawiał. Jednak sama podjęła tą decyzję, ostrzegł ją wcześniej na co się pisała. Miał nadzieję, że była świadoma i przemyślana.
OdpowiedzUsuńByło mu bardziej niż przyjemnie, wręcz rozpływał się w jej objęciach. Dawno nie czuł tak stoickiego spokoju, to intensywne bliżenie wypełniło go jej zapachem, który kręcił mu w głowie. Mógłby opierać swą głowę na jej ramieniu godzinami. Wraz z zamknięciem oczu przenosił się, myślami w bezpieczne miejsce. Przez całe dzieciństwo brakowało mu takicyh czułości, może czasem dlatego tak łatwo ulegał kobietom. Był w stanie załagodzić tą sprzeczkę, byle znów poczuć jej dotyk.
Swoimi myślami powoli powracał do ładu. W milczeniu odpoczął od wcześniej nękających go myśli. Dominique była dla niego za dobra i teraz zdawał sobie z tego sprawę. Mimo, że on ulegał jej słowom, to ona także nie miała w sobie tyle siły, by bronić się przed presją jego słów. Chociaż w tym kontekście mogli się łatwiej porozumieć i znaleźć wspólne rozwiązanie.
Przypomniał sobie jednak o herbatkach, które wcześniej dla nich przygotował, teraz na pewno odpowiednio wystygły. Nachylił się więc po kubki i jeden z nich wręcz wcisnął w dłonie Minnie. Skoro już się postarał, by je zaparzyć, to przecież nie zostawią ich w środku.
Teraz jednak nie wrócił do jej objęć, a ułożył głowę z powrotem na oparciu kanapy, by na nią spojrzeć. Nie chciał też, by pomyślała, że jest słaby, że tak bardzo potrzebuje jej obecności w tej chwili zwątpienia we wszystko. Zasmakował przygotowanego przez siebie naparu. Był intensywny, lecz to wzmagało bardziej jego działanie.
- Dziwię się, że nie masz mnie dość - mruknął, uśmiechając się nieznacznie znad kubka.
Odstawił herbatę na stół i sięgnął leżącą tam, zieloną odznakę. Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, przekładał między palcami, po czym bezceremonialnie przypiął go do piersi Minnie, zasłaniając miejsce Puchońskiego herbu. - To ty powinnaś zostać prefektem - rzekł, podnosząc spojrzenie ze literki P na jej twarz, nie okazującą już tak skrajnie złych emocji.
Sięgając ponownie po herbatę, oparł się teraz bokiem i jedna wolmą dłonią bawił się, jeżdżąc delikatnie po materiale jej ubrania, gdzie wcześniej chował twoją głowę z chwilowej słabości. Teraz było mu lepiej, odetchnął pełną piersią od problemów.
Lazarus od zawsze w swoich pijackich historiach przechwalał się, jakim to on nie będzie prefektem i czego by nie zrobił i zmienił w tej głupiej szkole. Prawda jest taka, że od tego czasu nieco dojrzał i nie miał w głowie już takich lekkomyślnych planów, jednak z okazji, jaka się przed nim objawiła, musiał skorzystać. Takie stanowisko dawało mu poczucie władzy i obowiązku. Wyróżniał się z reszty uczniów, był kimś specjalnym, ponadprzeciętnym. Prefekci mieli także swoje wyższe prawa, mogli korzystać ze specjalnej łazienki, odejmować punkty. To mile połechtało jego ego i ponadto dodało trochę otuchy, że nie wszyscy patrzą na niego przez pryzmat wyczynów jego ojca.
- Jaki byś mi dała szlaban, gdyby to ja Ci ukradł i zamazał zeszyt? - zapytał, spoglądając na jej odznakę, to na jej buzię, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Był to oczywiście żart, ale chciał Dominique postawić na chwilę w tej wypiedestałowanej sytuacji i ciekaw był, jakie pomysły przyjdą jej do głowy. Czy przybierze ironiczny ton, czy wróci tematem do jego głupich teorii o Wili, za które powinien odpokutować.
Larry
— To nie tak, że mi przeszkadzasz, Dominique… — zaczął, jednocześnie odkładając otwartą książkę grzbietem do góry na swoich kolanach. Było czwartkowe popołudnie, a właściwie bardziej już wieczór, choć przez zakurzone okna biblioteki wciąż wpadały ciepłe promienie słońca. Najprawdopodobniej, tak jak cała rzesza młodszych uczniów (których widać było gdy odpowiednio mocno wyciągnąć szyję) przesiadywałby właśnie na błoniach, zamiast coraz bardziej zapadać się w wysiedziany fotel z szmaragdowym obiciem. Niestety, egzamin z obrony przed czarną magią zbliżał się wielkimi krokami i jeżeli nie chciał sobie na ostatniej prostej zepsuć dobrej średniej małą wpadką spowodowaną wiosennym rozleniwieniem, należało odłożyć plany wylegiwania się na miękkiej trawie. Wbrew twierdzeniom osób mniej mu przychylnych, Alexander był częstym gościem w bibliotece, gdzie nawet miał swój ulubiony zakątek, rzadko nawiedzany przez pozostałych uczniów. Od jakiegoś czasu regularnie przy nauce miał jednak towarzystwo… Panna Weasley przez pięć lat była jego koleżanką z roku, ale przez ten czas ich relacja polegała głównie na mijaniu się i sporadycznych rozmowach. Dopiero zaledwie parę tygodni temu, gdy jak opętany przetrząsał wszelkie wydania Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć autorstwa Newta Scamadera, przyszła mu z pomocą i dzięki burzy mózgów udało im się rozwiązać frapujący go problem. Co prawda nie wciągał Dominique w swoje niecne występki, ale znacznie częściej spędzali razem czas, sporo rozmawiając. Nie mógł przy tym nie zauważyć, że Puchonka od mniej więcej dwóch tygodni miała doskonałe wyczucie chwili i przysiadała się do niego akurat zazwyczaj wtedy, gdy na horyzoncie był jej brat… Co prawda Alexander nie opowiedział jej o tamtym nocnym zajściu, gdy Louis postanowił go przepędzić, jednakże wszystko wskazywało na to, że i tak innymi sposobami się dowiedziała. Początkowo nawet go to bawiło; obserwował zacięty błysk w jej oczach ilekroć specjalnie robiła bratu na złość, ostentacyjnie siadając obok niego i posyłała słodkie uśmiechy w stronę Urquharta. Tak jak dziś, gdy dogoniła go kiedy opuszczał Wielką Salę po posiłku i kierował się do biblioteki, wyjaśniając, że również musiała trochę się pouczyć z uwagi na zbliżające się Owutemy. I tak oto godzinę później siedzieli w milczeniu, każde z nich pochylone nad własnym podręcznikiem. Korciło go jednak zapytać…
OdpowiedzUsuń— Ale długo jeszcze masz zamiar mnie wykorzystywać do robienia bratu na złość czy wreszcie ustawisz go do pionu i każesz się odczepić od twoich relacji z facetami? — Nie był zły czy zirytowany, choć jego spojrzenie wciąż czujnie wbite było w siedzącą w fotelu obok Minnie. Przede wszystkim miał swoje – bardzo konkretne zresztą – zdanie na temat podobnej nadopiekuńczości. Niezależnie od własnych powodów, i tak uważał, że powinna ostro potraktować gówniarza i wskazać mu gdzie jego miejsce, ukrócając jego zapędy do wtrącania się w życie uczuciowe starszej siostry. Natomiast jeżeli chodzi o jego osobiste pobudki… Cóż, tak właściwie to miał nadzieję, że akurat do dyskutowania odnośnie tego nie dojdą, bo i po co…? Musiałby sam przed sobą przyznać parę niewygodnych kwestii.
[ Jeżeli coś przekręciłam albo jest nie tak, to krzycz. No i wybacz, że tak długo :) ]
Urquhart
[Hmm, tak sobie myślę, że poszłabym w ten koncept, który opisałaś - Bastian już wcześniej coś by przeczuwał, ale nie byłby tego pewien, zwłaszcza, że nie zwracałby aż tak dużej uwagi na Minnie. A może nawet dziewczyna wykorzystałaby swój dar już podczas pierwszego „starcia” z Bastianem? Wtedy zainteresowałaby go podwójnie, haha. Osobiście, wręcz kocham retrospekcję, więc mogę pójść w opisywanie przeciwstawienia się Weasley’ówny właśnie w nich, i teraz zacząć od tego pojawienia się Lestrange’a na czarnym koniu, jak to świetnie określiłaś! :P
OdpowiedzUsuńI w sumie mogłybyśmy już zaczynać, co myślisz? :D]
Bastian
Poczuł delikatny pstryczek na czubku swojego nosa i wykrzywił się nieznacznie, jego twarz wywołała natychmiastowy, niekontrolowany skurcz. Nikt chyba wcześniej się z nim tak nie droczył, a tu nagle ta bezbronna Dominique miała w sobie tyle odwagi, by prowokować go jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuń- Skąd mogę wiedzieć, że ty nie dosypiesz mi jakiegoś eliksiru do ciastek? - zapytał w żartach, podejrzliwie lustrując jej reakcję. Miał zamiar dodać charakterystyczną nazwę dla mikstury, która szczególnie wzbudza zainteresowanie płci przeciwnej, lecz uznał, że ten komentarz byłby zbędny, gdyż jeśli kiedykolwiek miała taki zamiar, ten wyczyn byłby marny w skutkach, skoro Lazarus już teraz tak ochoczo tonął w jej towarzystwie, nawet gdy wcześniej bronił się rękami i nogami.
Tę dłoń, która wcześniej drażniła się z nim, przechwycił niespodziewanie. Uważnie obserwował zachowania ich skóry, delikatnie jeżące się włosy na przedramieniu, gdy zaczął powoli splatać ich palce ze sobą.
- I tak nie zmienię zdania, że byłabyś dobrym prefektem. Ja bym Cię traktował poważnie - powrócił do poprzedniego tematu. Nie bez powodu przypiął jej tarczę do piersi. W żadnym wypadku nie było to oddanie jej swojej funkcji, nie miał przecież takich przywilejów. Zwyczajnie chciał pokazać jej inną perspektywę, w której on ją widział. Weasley była świetną uczennicą i po doświadczeniach ze wspólnie realizowanego projektu wiedział, że jest sumienna w swoich działaniach. Była wzorem do naśladowania dla tych krnąbrnych nastolatków i może taka pozycja umocniłaby jej pewność siebie. Z Molly nawet będąc prefektem niezbyt wiele rozmawiał. Z jej siostrą natomiast nie wiązały go absolutnie żadne relacje. Była starsza, miała swoje towarzystwo, lecz prawdą było, że rozchwytywano ją na korytarzach. Lazarus jednak twierdził, że Dominique wcale nie brakuje uroku. Sądzę, że nigdy nie byłby w stanie spojrzeć na jej przebojową siostrę tak, jak teraz zerkał na Minnie. Z zatraceniem, ze swego rodzaju czułością, jakąkolwiek jego chłodne spojrzenie mogło zdradzać.
Uśmiechnął się krnąbrnie, gdy podsunęła swoją uwagę na temat jego szlabanów. Być może uśmiech ten ujawnił, że wcale nie zamierzał się tym przejmować i nadużyć swojej władzy w stosunku do Minnie raz jeszcze, jeśli był to tak łatwy sposób, by ją do siebie zwabić. I tak zostało mu niewiele czasu w Hogwarcie, powinien czerpać z tego źródła jak długo tylko miał ku temu okazję. I wiedział też, że bez problemu wyplątałby się z takich kombinacji.
Pomyślał sobie też wtedy, że usłyszał od niej więcej komplementów, niż sam zdecydował się jej zdradzić. Choć w jego myślach majaczyły wciąż słowa, w których ujmował jej urodę, to nie znalazł wcześniej sposobności, by się z nią tym podzielić.
Zapadła chwilowa cisza, kiedy bawiący się jej palcami Lazarus obserwował kolejno reakcje jej ciała. Uwielbiał, gdy idealnie porcelanową skórę policzków zaczynały pokrywać rumiane plamki, gdy pod wpływem większego zakłopotania przenosiły się także na jej drobny nosek. Przysuwał się do niej bliżej, a rękę, wspartą wcześniej na brzegu kanapy, wyciągnął za jej plecy i niepostrzeżenie przesunął palcami po jej plecach, wzdłuż linii kręgosłupa.
- Jesteś piękna, Minnie - szepnął jej teraz do ucha, a gdy nachylił się nad nią, jego skręcone loki załaskotały delikatnie jej buzię i szyję. Chwilę zachłysnął się jej zapachem i oddalił, lecz jedynie na tyle, by móc jeszcze raz spojrzeć na jej oblicze. W zniecierpliwieniu oczekiwał pojawiającego się ciepła na jej twarzy, którego pragnął zasmakować swoimi chłodnymi ustami, jednak nie wiedział, czy po ich kolejnej sprzeczce może sobie pozwolić na kolejne całusy. Jedynie swoimi palcami przewędrował z jej karku poprzez silnie pulsującą tętnice szyjną, zatoczył wiotki krąg pod jej uchem i zetknął w końcu końce swych palców z jej powoli nabierającym koloru policzkiem.
UsuńJego twarz nigdy nie zmieniała barw. Był zawsze ziemisty, oliwkowy w swej karnacji, jego twarz była statyczna. Jedynie oczy, a konkretniej ich blask, zdradzał więcej ukrytych emocji Lazarusa. Wyjątkowo w tej bliskiej relacji drgnęła także jego warga, spragniona jej dotyku Wypuścił on w napięciu powietrze, tym samym rozchylając kształtne usta. Stało się tak, bo znów utonął w jej hipnotycznie lazurowych tęczówkach.
- Nie znam nikogo, kto miałby tak głębokie spojrzenie - szepnął, podziwiając teraz z bliska jej oczy. Jego palce powędrowały ku górze, badając w spokoju owal jej twarzy. Zbliżył się powoli do jej łuku brwiowego i raz przesuwając wzdłuż skroni, ukrył je tuż za uchem, zagarniając ze sobą kilka opadających kosmyków. - Chyba wszystko w tobie uwielbiam - skwitował, uśmiechając się odrobinę łobuzersko.
najlepszy Larry
Gdyby tylko uwielbiał w niej wszystko, prawdopodobnie nie dochodziło by między nimi do tylu nieporozumień, tak przynajmniej mu się zdawało, lecz w obecnej sytuacji nie mógł zdać się na trzeźwe myślenie, by doszukać się jej wad. Była w pobliżu i jej zapach, jej obecność, mąciła mu w głowie swoim obrazem idealnym.
OdpowiedzUsuńNie tam tkwił problem, gdzie go wcześniej szukał. Może tak naprawdę nie kochał tak bardzo siebie, jak to tej pory ukazywały wszelkie pozory. Stworzył tę projekcję, by przypodobać się innym i sam tak bardzo w nią uwierzył. Minnie miała wszystko to, czego przez lata mu najbardziej brakowało - wyrozumienia i delikatności. Nie stałaby się dla niej tak interesującym obiektem, gdyby jednak nie otworzyła przed nim swoich tajemnic, swojego otwartego alter ego, przez które jego reakcje stawały się bardziej emocjonalne niż skrupulatnie przemyślane. Nie była pierwszą dziewczyną, która się z nim droczyła, lecz jako pierwsza wprawiała go w niespodziewaną konsternację.
Słysząc jej pogróżki, uśmiechał się szeroko i nieznacznie kręcił głową z niedowierzania. Przed oczami pojawiły się mroczki, gdy wargi dziewczyny przelotnie tknęły jego policzka. Była to iście szatańska zagrywka, zupełnie niepodobna to Minnie, by igrać w taki sposób z jego wstrzemięźliwością. Musiała wiedzieć, że on nie zdoła tego dłużej powstrzymać. Czuł się sprowokowany, lecz swobodnie ulegał tej pokusie.
Jego dłoń znów powiodła niżej i tym razem odgarnął jasne kosmyki opadające na jej ramię. Odsłonił tym samym najbardziej transparentną część jej ciała. Skóra na jej szyi była tak jasna i cienka, iż od razu dostrzegł, gdzie znajduje się wibrująca od napięcia tętnica. Bardzo powoli, intuicyjnie potęgując zwłokę, nachylił się nad jej szyją i wypuścił z płuc powietrze w to zagłębienie. Przymknął powieki i swoimi wargami począł muskać po ciepłej, wypukłej linii ku górze.
- Jeśli chcesz, to przestanę - mruknięciem przemawiał wprost do jej ucha, jednocześnie przesuwając zębami po jego płatku. - Jeszcze możemy zostać przyjaciółmi.
Zamierzał zaproponować tą odpowiedź wcześniej, lecz wtedy nie doszłoby do upragnionego zbliżenia. Jej reakcje idealnie odzwierciedlały jego przypuszczenia, bo od samego początku wiedział, że czysto kumpelska relacja między nimi nie miała żadnych szans. W międzyczasie wysunął tę teorię i bardzo szybko znalazło się jej potwierdzenie. Teraz widział tylko dwie opcje: by przestali ze sobą rozmawiać całkiem, albo oddali się chwilom uniesienia. Ewentualna separacja choć bardziej bolesna, wciąż była możliwa w późniejszym czasie. Gdyby teraz zupełnie zatracili kontakt, prawdopodobnie konflikt między nimi byłby na tyle nierozwiązany, by żadne z nich nie odważyłoby się w najbliższym czasie do niego powrócić. Ta dedukcja sama nasunęła najkorzystniejsze rozwiązanie, za którym Larry postanowił podążyć. Sprytnym podstępem objawił naiwność dziewczyny, która być może przez moment uwierzyła, że będzie potrafił, lecz przede wszystkim, że będzie chciał utrzymać dystans fizyczny podczas dalszej znajomości. Niestety nie chciał. Niestety jeśli dalej mieli w to brnąć, to tylko na jego zasadach.
Kiedy powoli jego usta przemierzały w powietrzu odległość do jej ust, czekał jednocześnie na jej głośną odpowiedź.
Nagle za jego plecami rozległo się kołatanie metalu. W czasie, gdy nieproszony gość szamotał się z klamką, Lazarus wydał z siebie ponure westchnięcie i w stoickim spokoju odsunął się od Dominique. Męska dłoń powoli powędrowała znów po jej ramieniu, wieńcząc tym razem wędrówkę na oparciu kanapy. Wyprostował się, wręcz zesztywniał, przymknął powieki i zacisnął zęby. By nie zdradzić chwilowej złości, przysłonił czoło ze strony, z której siedziała Minnie. Wyraźnie niezadowolony przekręcił swą grymaśną minę na otwierające się drzwi. Uciążliwym przybyszem okazał się być nikt inny niż Edgar Fawlay. Przeliczył się ze swoim szczęściem, w przeciwnym wypadku we framudze pojawiłby się młodszy Krukon, którego bez problemu zbyłby kąśliwym upomnieniem. Nie mniej jednak utrzymując stanowisko zaledwie tydzień, w żadnym wypadku nie mógł sobie pozwolić na pyskówkę w stosunku do prefekta naczelnego.
Usuń- Nott, za pół godziny mamy spotkanie, co ty tu…? - zaczął, lecz po chwili zamilkł, gdy dostrzegł ukrywającą się za Ślizgonem, zarumienioną Puchonkę.
- Dominique szukała Molly - rzucił na szybko Lazarus, któremu znienacka wpadło do głowy najbardziej logiczne wyjaśnienie tego zajścia. - Ja muszę na chwilę wyjść, a ty? - odwrócił się w stronę towarzyszki, której puścił oczko. Niewidocznym dla Edgara gestem dał jej też sygnał do natychmiastowej ewakuacji. Gdy zerknął na jej zupełnie czerwoną buźkę, nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Wstał z kanapy, poprawił szatę i pomaszerował w stronę wyjścia, wymijając bezceremonialnie Edgara. Miał nadzieję, że Minnie podążyła jego śladami. Czekał na nią w otwartych drzwiach.
Nie przejął się wcale leżącymi na blacie książkami czy brudnymi kubkami pełnymi wyparzonego naparu. Mógł zawsze wrócić później, by to uporządkować. Ale tak naprawdę nie zamierzał się tym zbytnio kłopotać, bo skoro Puchon nie miał dla siebie żadnego zajęcia, żeby przychodzić wcześniej i miał czelność przerwać w tak ważnym momencie, to sam mógł zająć się uprzątnięciem bałaganu.
Larry
Dominique była zmieszana większym zdecydowanie zakłopotaniem niż on. Nic dziwnego, skoro jej ciało z taką intensywnością oddawało na zewnątrz każdą, nawet drobną emocję - co dopiero taką lawinę dobroci, jaką obdarował ją rozochoczony Nott. Faktycznie, Minnie była niemalże purpurowa.
OdpowiedzUsuńSkoro już wyszli, komunikując o tym to prefektowi stanowczo, najmniej odpowiedzialnym scenariuszem byłoby dalsze streczenie pod drzwiami i czekanie aż, najlepiej, Edgar wyjdzie z sali i zastanie we wciąż niezręcznej sytuacji. Lazarus okazywał większą odporność na wstyd, choć mniej po drodze było mu z nerwami, które zalały go zaraz po wejściu chłopaka do środka. Lecz obecność Dominique zmusiła go do większej kontroli nad gniewem. Natomiast lekką niezręczność sprytnie wybawił swoją zagrywką.
Widząc, jak zdenerwowanie ponosi górę nad Weasley, objął ją swoim ramieniem w talii i przyciągnął powoli za róg korytarza, do bezpieczniejszego miejsca, w którym wcześniej się spotkali.
Jednak powszechnie uczęszczany hol nie był najlepszym miejscem na tego typu romantyczną schadzkę. W Lazarusie wciąż pulsowała krew i majaczyły po głowie grzeszne myśli, jednak lada moment mógł pojawić się obok nich jakiś inny, przemierzający korytarzem uczeń, dlatego powstrzymał na wodzy swoje zachcianki, jedynie poprzez objęcie utrzymując bliższy kontakt z Minnie.
- Koniec szlabanu - zażartował, zerkając na jej zarumienione policzki. - Będę musiał tam wrócić, a ty powinnaś wymyślić dobry powód, dlaczego szukasz Molly - dodał, podnosząc swoimi palcami jej chowającą się przez jego wzrokiem, rumianą twarz. Mogła dostrzec teraz na jego twarzy nikły uśmiech, który w rzeczywistości ukazywał, że czerpał swoistą satysfakcję z z tych podchodów i ciągłego ukrywania.
Ich relacja stawała się tym samym zakazana i słodka w swej nieosiągalności dla całego, otaczającego świata. Już drugi raz skłamał, by się z nią dalej spotykać. Ponownie manipulował otoczeniem, żeby tylko nie wyjawić ich sekretu.
I wtedy, jak na zawołanie, od ścian zaczęło odbijać się echo tuptających kroków. Lazarus wypuścił Puchonkę ze swojego ramienia, opierając się bokiem o twardą i zimną ścianę. Stał on w luźnej pozie, acz wciąż skłaniał się w stronę Dominique. Nie uciekał wzrokiem, nie zamierzał chować się z nią po raz kolejny, wszakże obecna scena pokazywała jedynie dwójkę rozmawiających starszych studentów. Spacerowiczem okazała się być jakaś nieszkodliwa, młoda Gryfonka. Gdy tylko zniknęli z jej pola widzenia, Larry ponownie utkwił swój wzrok w błękitnych oczach Dominique.
- Umówisz się ze mną? - zapytał po dłuższej chwili milczenia i ponownie perswazyjnie drążył spojrzeniem jej tęczówki.
Nie liczył się z odmową, w każdym momencie wzajemne przyciąganie pchało go w stronę Minnie, chciał znów wrócić do błądzenia w jej szyi, poczuć dotyk jej skóry na opuszkach dłoni. Jeśli taki był dalszy rozwój wydarzeń, pomyślał, że najlepiej będzie, jeśli tym razem spotkają się w normalnych warunkach na przyzwoitych zasadach utrzymywania relacji międzyludzkich i, że nie będzie musiał wykręcać kolejnego numeru, by na nią gdzieś przypadkiem wpaść. Gdy jasnowłosa dziewczyna w odpowiedzi jedynie zamilkła przez dłuższy moment, być może zastanowienia, ponaglił ją swoim kolejnym żartem i mrugnął do niej podpuszczalsko okiem. - Jeśli się nie zgodzisz, to będę musiał znowu nadużywać swojej władzy.
Czekał na jej reakcję, stąpając z nogi na nogę, jakby kołysał się na swoim własnym bucie. Był wyższy od Minnie, więc gdy swój wzrok przenosił z posadzki na jej zamyśloną buzię, wciąż jego twarzy była nad nią nachylona, a teraz jego kosmyki opadały bezwiednie wzdłuż linii szczęki, a część także przecinała czoło. Gdy wciąż uporczywie nie zaczesywał włosów, wyglądał zupełnie zwyczajnie, beztrosko. Nie przeszkadzała wtedy w jego wizerunku ta sztywność wyuczonych zachowań i rozmowa sprawiała wrażenie swobodnej i otwartej. Takim Larrym stawał się głównie jedynie pod wpływem alkoholu, albo, jak widać na załączonym obrazku, narastających w nim endorfin, gdy Dominique znajdowała się nieopodal.
Larry ♥
Kłamanie nie wychodziło Dominique choćby w najmniejszym stopniu – całe szczęście, że dziewczyna nie pakowała się w kłopoty i nie musiała potem wymyślać na szybko wymówek przed nauczycielami, inaczej kończyłaby na wielu szlabanach. Alexander ze stoickim spokojem obserwował jak dukała kolejne słowa, próbując jakoś wybrnąć z tej nieszczęsnej sytuacji… Choć po prawdzie, na ten moment było to najwyraźniej bardziej krępujące dla niej, niż dla niego. Urquhart jakoś już tak miał, że raczej mało rzeczy mogło go zawstydzić, a już w szczególności stwierdzenia prawdziwe. Bo tego, że panna Weasley specjalnie gra bratu na nerwach, nie przegapiłby nawet wyjątkowo oporny na subtelne sygnały osobnik. Nie ulegało wątpliwości, że wykorzystała nadarzającą się okazję by podrażnić młodszego braciszka i wychodziło jej to bardzo dobrze. Zresztą, była bardzo roztropna wybierając swojego towarzysza – Alex nie wahałby się odpowiedzieć równie ostro gdyby znów doszło do jakiegoś starcia.
OdpowiedzUsuń— Spokojnie, nie czuję się zraniony — odparł szybko, trochę zaskoczony aż tak dużym podenerwowaniem dziewczyny. Jasne, sposób w który zainicjował tą rozmowę poniekąd dążył do tego, jednak najwyraźniej zapomniał przy tym, że panna Weasley była znacznie delikatniejszą osóbką niż on. Nie chciał by czuła się winna, bo on nieostrożnie ujął swoje myśli w dość drastyczne słowa. Westchnął cicho, unosząc dłoń do włosów i przeczesał ciemne, nieco przydługie kosmyki. Zaczął, to teraz trzeba jakoś się wyjaśnić ze swoich zaczepek. — Też lubię twoje towarzystwo i domyślam się, że nie zmuszasz się do przesiadywania ze mną — wyjaśnił, tym razem nieco ostrożniej dobierając słowa. Nawet młodsi bracia nie mogli być aż tak upierdliwi by się katować towarzystwem osoby, za którą się nie przepadało, tylko by coś udowodnić. Poza tym, naprawdę przepadał za panną Weasley i między innymi dlatego chciał parę rzeczy powiedzieć wprost. Co ona z tym zrobi, to już jej sprawa, nie zamierzał narzucać własnych metod.
Zwłaszcza, że jeżeli chodzi o relacje między rodzeństwem, kiepski był z niego autorytet. Jedynak, w dodatku pozbawiony sporego grona kuzynów, a tych których już miał, spotykał ilekroć wybywał na wakacje za ocean. Być może gdyby przytrafiło mu się posiadanie siostry, potrafiłby zrozumieć tę nadopiekuńczość? Alexander raczej należał do tych zaborczych typów, więc całkiem prawdopodobne, że również… Ach, na szczęście nie musiał się tym martwić, rodzice raczej nie planowali dla niego żadnej niespodzianki. Zresztą, po tym jak on się pojawił na świecie, trudno się dziwić, że nieco obawiali się podjęcia kolejnej próby.
— Oboje dobrze wiemy, że tylko wkurzasz brata. Ale też tak pozwolisz sobą dyrygować gdy pojawi się ktoś na serio? — spytał, wciąż nawet na moment nie spuszczając uważnego spojrzenia z panny Weasley. Nie podpowie jej również jak powinna przeprowadzić rozmowę z bratem, bo i w tym brakowało mu zarówno wyczucia, jak i doświadczenia. Mógł jedynie domyślać się, że gdyby miał brata, zapewne swoje niesnaski rozwiązywaliby siłowo. To jednak w tym przypadku nie wchodziło przecież w grę. Jego palce zastukały wymownie podłokietnik wygodnego fotela, pozwalając by przez moment wybrzmiała cisza między nimi. Znajdowali się na tyle daleko od najczęściej uczęszczanych regionów biblioteki, że mogli rozmawiać swobodnie, bez obawy o podsłuchanie. Louis może i był ukochanym młodszym braciszkiem, ale swoimi zagrywkami mógł skutecznie odstręczyć kogoś, na kim naprawdę Dominique by zależało, a nie tylko potencjalnego przyjaciela.
A może… Przekrzywił lekko głowę, mrużąc oczy. Nagle jego spojrzenie, z wyraźnie zatroskanego i pełnego uwagi, zmieniło się na czujne, zupełnie jakby próbował wniknąć w głąb jej umysłu. Na razie nie miał nawet najmniejszych zdolności w legilimencji, więc Minnie i jej sekrety były bezpieczne. Nie wyciągnąłby z niej niczego, o czym sama nie zdecydowałaby mu się powiedzieć. Nachylił się ku niej, ściszając głos.
Usuń— Chyba że… Czy ja już jestem zasłoną dymną dla kogoś innego..? — spytał, wwiercając się w nią spojrzeniem. Jeżeli odpowiedź brzmiałaby twierdząco (albo coś w zachowaniu Puchonki zasugerowałoby mu to, pozwalając tak myśleć), zapewne brnąłby w tą zabawę dalej, dając jej czas do przemyślenia w jaki sposób chce rozwiązać problem brata. A pomyśleć, że tak właściwie to powinien woleć zakończyć to zgrywanie się…
Urquhart
[Cześć! Minie, podobnie jak Alastair czuje pociąg do wiedzy, w tym do historii magii, więc jak najbardziej podoba mi się perspektywa wątku. I faktycznie, Bill mógł uczyć Winrose'a fachu, gdy ten był świeżym nabytkiem Gringotta i odbywał tam staż. To jest idealny materiał pod wątek. Winrose mógł rozpalać w małej wtedy jeszcze Dominique ciekawość do świata. Opowiadać jej różne historie, z którymi się zetknął podczas swoich podróży. Być takim trochę wujkiem. A potem kontakt się urwał, bo on udał się w podróż, z której szybko nie wrócił. I spotkali się dopiero w Hogwarcie, po tym jak dostał posadę nauczyciela. Teraz pewnie nie traktuje ją jak kiedyś, tak indywidualnie. Ale jak resztę uczniów, co może wzbudzać w Minie pewien niesmak, bo pewnie mając tyle kuzynów i kuzynek też w domu jest jedną spośród wielu. Chociaż to akurat sobie dopowiadam. Jak coś źle zinterpretowałam, to proszę mnie szturchnąć lub zdzielić w łeb. ;>]
OdpowiedzUsuńA. Winrose
[Nie wiem czy istnieje taka możliwość, ale korci mnie, by napisać właśnie ten moment przez ciebie wspomnianej konfrontacji po latach. Tylko, że musiał się zadziać dwa lata wstecz (we wrześniu 2019). Nie wiem czy na blogu można aż tak naginać czasu przestrzeń, a może to jest po prostu uzależnione od naszego kaprysu? ;>
OdpowiedzUsuńW każdym razie taka relacja jak najbardziej za mną przemawia. W głębi zatwardziałego serca zapewne nadal dostrzegłaby jej wyjątkowość, aczkolwiek skutecznie by to przed nią zatajał.]
A. Winrose
[Sądzę, że to bardzo zgrabne rozwiązanie naszego problemu i jestem jak najbardziej tak. <3 Skoro to Minie ma grzebać po jego gabinecie, a nie na odwrót, miałabyś ochotę zacząć, bo moje zaczęcie w tym wypadku pewnie opierałoby się głównie na opisie zawartości gabinetu. ;>]
OdpowiedzUsuńA. Winrose
[Dzień dobry. :) Twoja kreacja Dominique jest bardzo ciekawa i pokazuje, jak bardzo można być nieszczęśliwym, dorastając w pozornie idealnej rodzinie, tylko dlatego, że nie potrafi się być sobą. Nie wiem, jak można by ich było połączyć, skoro Minnie jest zwykle cicha i nieśmiała, a Felix nie zagaduje ludzi bez powodu, ale myślę, że ich charaktery mogłyby wbrew pozorom stworzyć ciekawy wątek. Problem w tym, że tak słabo idzie mi wymyślanie początkowych relacji, że prawie zawszę muszę to zrzucać na drugiego autora. :C]
OdpowiedzUsuńFelix White
[ Hej, wysłałam Ci maila :) ]
OdpowiedzUsuńChoć pojawił się w tym tygodniu w szklarni, to nie mógł dołączyć do pary z Dominique, a chyba nawet nie do końca tego potrzebował. Kolega, z którym zwykł współpracował, był szczerze zmartwiony porzuceniem go podczas zadania sprzed dwóch tygodni i ledwo pogodził się z myślą, że bez pomocy skrupulatnego Lazarusa ledwo zaliczył ten test.
OdpowiedzUsuńRozmowa w poprzednich dniach pomiędzy Larrym a Minnie pojawiła się jedynie w tajemniczych liścikach, wysyłanych pod ławką podczas ostatnich zajęć zielarstwa. Była miłym, romantycznym akcentem dalszego utrzymywania ich wspólnego sekretu. I choć pragnął się z nią spotkać jak najszybciej, musiał wstrzymać swe plany na kilka najbliższych dni, bo zwyczajnie nie znalazł dla niej czasu. Obowiązki spiętrzyły się w jego życiu spodziewanie, gdy nauczyciel zlecił mu. by jak najszybciej przyswoił nowe zasady urzędowania jako prefekt domu. Niemożliwym było to wszystko pogodzić, zwłaszcza, że wielką pasją Lazarus było zgłębianie wiedzy z dzieny zaklęć i eliksirów i zobligowany był także do uczęszczania na zajęcia kół dodatkowych, by nie dorobić się dodatkowych zaległości.
Kiedy tylko skończył wdrażanie się w prefektowskie procedury, znalazł jakiegoś młodego Puchona posłańca i nakazał mu przekazanie wiadomości o ewentualnym spotkaniu we wspomnianej przez Dominique pracowni.
***
Lazarus poszukiwał do swej kolekcji nowej lektury, która w jakiś sposób pomogłaby mu okiełznać towarzyszące mu ostatnimi dniami koszmary. Przyszły do niego równie niespodziewanie, jak nagły powrót brzydkiej pogody za oknem. Był rozdrażniony i wciąż zmęczony, dlatego też niestety zamiast nieco zelżeć w swej pracowitości i dać sobie odpocząć, zaczął szukać rozwiązania tego problemu w niekonwencjonalnych sposobach wyniesionych z domu.
Szeregi książek prezentowały swe brzegi ponurymi kolorami okładek. Między wysokimi półkami biblioteki szkolnej błądziła także szczupła, blondwłosa dziewczyna, ze stoickim spokojem wertowała wyraźnie interesujący ją album, delikatnymi dłońmi przesuwała strony, całkowicie zatracona spojrzeniem w wyraźnie interesującej treści. Wcześniej, gdy sam podążał wąskimi i wysokimi korytarzami, był zbyt zajęty swoimi poszukiwaniami, by słusznie zauważyć, że dwa rzędy nieopodal mógł spotkać obiekt swoich ostatnich westchnień. Dopiero teraz dopiero, gdy już w dłoniach dzierżył poszukiwany tytuł Automagiczne użycie talizmanów i zmierzał do wyjścia, jego oczom zamajaczył podziwiany wcześniej odcień jasnej czupryny. Cofnął się o dwa kroki i spojrzawszy pomiędzy regały, dostrzegł ją podskakującą na palcach. Nieudolnie próbowała chwycić za jeden z wysoko umieszczonych tytułów. Jej opuszki w chwili wzniesienia smagały uporczywie rąbek okładki i była to odległość wystarczająca, by łudzić się w nadziei, że zdoła chwycić książkę prędzej, niż sięgnie różdżki by użyć jednego z najprostszych czarów.
Uśmiechnął się niemalże od razu, gdy ją rozpoznał i bez najmniejszego zastanowienia pomaszerował do Minnie z pomocą. Niepostrzeżenie zmaterializował się on za jej plecami, a jego dłoń uprzedziła jej bezskuteczne starania i bez najmniejszego trudu chwyciła za książkę.
- Cześć Dominique - głos rozszedł się z tyłu jej głowy, jednocześnie ręka Lazarusa przekazała wprost na jej dłonie upragniony tytuł. Zaledwie moment później Lazarus niemalże wyrósł przed jej twarzą, opierając się plecami o ścianę książek. - Teraz mnie unikasz? - zapytał, jednocześnie zastanawiając się, czy może Weasley nie zauważyła go wcześniej jako pierwsza, lecz wobec niezrozumiałej dla niego sytuacji postanowiła zignorować jego obecność.
Minęły może cztery, może więcej dni, Lazarus sam stracił rachubę czasu, od kiedy ostatnim razem rozmawiali twarzą w twarz. Wystarczył jednak jeden moment, dystans ich ciał zminimalizowany do centrymentrów, by jej zapach przywołał w jego sinych, niewyspanych oczach entuzjastyczne iskry.
Miał nadzieję, że ta kilkudniowa przerwa ze względu na jego nowe obowiązki nie zraziła do niego Dominique - wszakże wciąż nie dostrzegał wokół siebie krążących akromantul. Mimo wszystko, od wczorajszego niefortunnego wieczora, kiedy to wybił termin wspólnego spotkania, był nieco zdezorientowany jej nieobecnością. Był zdziwiony, że mimo wspólnych ustaleń tak zwyczajnie zdecydowała się go wystawić, to było do niej niepodobne. Zaczął się też zastanawiać, czy oby na pewno dobrze zrobił, otwierając przez nią swoje obawy, przyznając się do swoich krnąbrnych myśli czy chociażby by na moment zelżeć w przekonaniach i dać opanować się słabościom. Nie trudno w jego sytuacji uznać za te skrajne, miotające nim emocje za szaleństwo.
UsuńW każdym razie w najbliższej wolnej chwili zamierzał ją nawiedzić i zorientować się, czy wszystko między nimi jest w porządku. Na próżno szukać mu było jej w wielkiej sali, gdyż dziewczyna nie pojawiła się na wieczerzy, również następnego ranka nie dopatrzył się Weasley pośród grona siedmiorocznych Puchonów.
W czasie rozłąki korzystał kilkakrotnie ze swojego zeszytu do eliksirów, co warto podkreślić, nie jedynie jako instruktarza do uwarzenia naparu. Każdego wieczora sięgał do ostatnich stron, które w zacisznym kącia podziwiał i analizował. Podążał spojrzeniem za jej liniami, które w złożonej kompozycji plam cieni i pociągnięć ołówka wytwarzały swoiste odbicie jego oblicza. Zmęczenie skutkujące serią koszmarów także naprzykrzało mu się podsuwając najokrutniejsze wizje jego osoby, lecz właśnie w tych iddylistycznych portretach wyszukiwał przyjemnych cząstek siebie.
Jej reakcja była zupełnie niecodzienna i zaskakująca, gdy na jego przyjazne powitanie odwróciła się i zamierzała bez słowa odpowiedzi odejść. Coś ją jednak powstrzymało i dopiero teraz zyskał okazję, by dokładniej zlustrować jej słabnącą witalność na twarzy. Wyglądała na całkowicie przybitą, bardziej kruchą i wątłą niż zazwyczaj. Tym razem jej policzki nie lśniły blaskiem onieśmielenia, lecz zmęczenia i… wydawało mu się przez moment, że jej oczy błyszczały od nadciągających łez.
OdpowiedzUsuńLazarus zamrugał oczami kilkakrotnie zupełnie osłupiały zarówno tą posępną reakcją jak i mocnymi, krytycznymi słowami. Zdrętwiał na paręnaście sekund w zupełnej konsternacji. Dopiero po ponownej analizie zarzuconych oskarżeń zdecydował się podążyć za Dominique. Kiedy naśladował jej kroki, szczegółowo wertował każde słowo, wybrzmiewające w jego głowie jak stary dzwon.
Podświadomie czuł, że cokolwiek się wydarzyło, to on był winowajcą. Wiedział, że niejednokrotnie przekroczył granicę, że nie zawsze panował nad nerwami, że nie potrafił wciąż przyswoić wewnątrz siebie wrażenia, które pochłaniało go za każdym razem gdy miał się z nią zobaczyć.
Pierwszą roztropnym powodem jej złości była rozłąka, którą jej zafundował. W końcu poprosiła go w niedosłowny sposób, aby jej nie ignorował, za to Larry wypełnił po brzegi swój harmonogram i nie znalazł nawet pięciu minut na spotkanie, co dość typowe było dla jego personalnych i samolubnych ambicji. Jednak by w dalszym ciągu poważać Dominique jako osobę stabilną, nie mógł tak zwyczajnie zasądzić, że jego brak czasu może tak znacząco wpływać na jej życie, by od razu je niszczyć. Te przemyślenia wzdrygnęły nim odrobinę. Miał szczerą nadzieję, że nie było to prawdą.
Gdy znalazł się u jej boku, dziewczyna była już niemalże spakowana i gotowa do ucieczki. Nott rozejrzał się wokoło, upewniając, że nie postawili się pod ścisłą obserwację pozostałych uczniów korzystających z biblioteki. Pomimo wszystko wolałby ich relacja pozostała tajemnicą, zwłaszcza kiedy wybuchał pomiędzy nimi kolejny spór.
- Ja? Co ja zrobiłem nie tak? - zapytał z wyraźną pretensją w głosie. - To ty nie przyszłaś tak, jak się umawialiśmy i teraz sama masz do mnie żal.
Minnie nie tylko fizycznie wyglądała na strapioną, jej oczy zdradzały niechętne odczucia wobec niego, gdy spoglądały na każdy najmniej istotny detal otoczenia. Zupełnie zignorowała jego obecność, co wytrąciło go jeszcze bardziej z rytmu. Jej brak reakcji uderzył w niego bardziej, niż poprzednie słowa, a obraz nieobecnej matki jego największego lęku, stał się teraz niezwykle namacalny i rzeczywisty do tego stopnia, że sam Lazarus zamarł w bezdechu i zagubieniu.
Myśli jego wpadły w niekończący się wir i zaczął snuć obawy, w których Dominique odkryła jego najmroczniejsze sekrety; dowiedziała się o nielegalnych miksturach, które ważył w zeszłym tygodniu, o tym jak miesiąc temu cisnął klątwą w przypadkowego Krukona, bo poniosły go niekontrolowane emocje. Może rozmawiała z którymś z uczniów o uzyskanych przez niego nielegalnych artefaktach i książkach, które kupił sobie w celach badawczych i teraz ledwo mrużył oczy w nocy i zamiast przestać plątać się w czarną magię, to wciąż pakował się w kolejne mistyczne, niebezpieczne sfery eksperymentów z samym sobą.
Tylko, że on ostrzegał. Powiedział jej przecież, że nie chce jej skrzywdzić, lecz prawdopodobnie mimo jego dobrej woli tak właśnie się stanie, bo działo się tak za każdym razem, gdy tylko Larremu zaczynało na kimś zależeć.
UsuńGdy dziewczyna ruszyła w stronę wyjścia, zaczął podążać za nią niczym drugi cień.
- Przestań! Masz się zatrzymać - krzyknął w jej stronę i zauważył wtedy, że ta niecodzienna sytuacja, w której Ślizgon podąża za wyraźnie zmartwioną i zmaltretowaną dziewczyną przyciągnęła wzrok bibliotekarki. Westchnął zirytowany lecz zignorował wszelkie zagrożenia i dalej kroczył śladem dziewczyny, bo musiał wiedzieć. Przyspieszając kroku chwycił jej dłoń i tak siłą powstrzymał od dalszej ucieczki.
- Nie możemy normalnie porozmawiać? O co ci chodzi? - zapytał, lustrując jej wilgotne, ciężkie powieki. Zamarł przez moment w przejęciu, widząc jej zapłakaną buzię, posklejane kosmyki przyklejone do policzka. Ten widok przyprawił go o ogromną gulę w gardle, która nie pozwoliła mu na ani jedno słowo więcej. Poczuł nieprzyjemne ukłucie, jak gdyby ktoś wbił mu drobną igiełkę pomiędzy żebra. Nie potrafił tak szybko pogodzić się z myślą, że rzeczywiście tak boleśnie mógł ją skrzywdzić, nie ingerując w jej rzeczywistość, a co dopiero miałyby przynieść ich spotkania.
Larry ♥
- O czym ty w ogóle mówisz? - spytał wyraźnie zaskoczony i zirytowany jednocześnie, słysząc te kłamliwe, wyssane z palca historyjki, które właśnie nerwowo opowiadała. Ponadto nazywając go cholernym tchórzem. - Czyś ty kompletnie zwariowała?
OdpowiedzUsuńDopiero gdy w gniewie wyrzucił to opryskliwe pytanie, zdał sobie sprawę, że właśnie strzela sobie w kolano i toruje sobie przejście na właściwe tory do pojednania. Ten chwilowy deszczyk ewoluował właśnie w burzę, i to Dominique ciskała w nim teraz bezprecedensowo grzmotami. Nott przewrażliwiony na punkcie swojej osoby, z wielkim trudem przyjmował obelgi i prawie zawsze reagował w gwałtowny, czasem nawet agresywny sposób. Zwłaszcza wyzwyska o tak dotkliwym wybrzmieniu.
Zaczął zastanawiać się nad jej słowami i według niego dziewczyna ułożyła sobie w głowie najgorzkrzejszy scenariusz, w którym jawił się jako jej kozioł ofiarny. Wyraźnie musiało się wydarzyć coś, co było poza jego informacją i to wzbudziło największe zaniepokojenie Ślizgona. Przejął się także jej słowami, nie mógł zrozumieć, dlaczego przytrafiła jej się jakaś krzywda. Pomyślał wtedy o swoich kolegach, nazwiska niemalże natychmiastowo przebrnęły w jego głowie, którzy często ulegali szaleńczym pomysłom i trywialnie znęcali się nad uczniami z innych domów.
Larremu zrobiło się słabo, gdy zrozumiał, że połączyła taki fakt z jego osobą. Jak w ogóle mogła pomyśleć, że w jakimkolwiek, nie ważne jakim akcie, posłałby na nią tych zwyrodnialców. Nawet jeśli zamierzałby zakończyć ich relację, spotkałby się z nią twarzą w twarz.
Nie mniej jednak Minnie nie wyglądała na osobę, której z łatwośnią wypresrwaodwałby prawdziwy scenariusz.
Minęło kilka minut, a cierpliwość kobiety nadzorującej pomieszczenie została zupełnie przełamana. Pomieszczenie służące przede wszystkim do nauki zamienione zostało przez nich na pole słownej bitwy, a oskarżenia rzucane przez Weasley były rzeczowe i zdecydowanie nieprzychylne, wymagające natychmiastowej reakcji. Gdy tylko pani Buxton zauważyła to szalejące napięcie, zastąpiła Nottowi drogę, stając murem pomiędzy nim a dziewczyną.
- My tylko rozmawiamy - Larry spojrzał w stronę Dominique, która z łatwością oddawała w emocjach na twarzy atmosferę ich rzekomej rozmowy i już wiedział, że ta wymówka była najgorszą z możliwych, jaką mógł w tym momencie zaserwować.
Bibliotekarka odchrząknęła porozumiewawczo i na ten dźwięk Lazarus przysłonił w pokorze swą twarz dłonią, pokiwał ze zrozumieniem głową. Nic więcej nie mógł teraz zrobić, więc odwrócił w swoją stronę, po raz ostatni spoglądając na Minnie wzrokiem pełnym rozczarowań.
Pozornie sytuacja wyglądała, jakby całkowicie odpuścił i zostawił bezbronną dziewczynę w spokoju, jednakże tym zachowaniem Nott jedynie zwiódł bibliotekarkę, by ugasić jej oczywiście zrozumiałą podejrzliwość. Pośpiesznym krokiem wykonał rundę wśród regałów, unikając widocznych dla oczu miejsc i koniec końców i tak dostał się samodzielnie do wyjścia.
Niestety, ku swemu rozczarowaniu, na ciemnym korytarzu dostrzegł kilkoro uczniów, lecz żadne z nich posturą nie przypominało Dominique.
Nie zamierzał odpuszczać, nie w tak kluczowym momencie. Gdyby zostawił tą sprawę samą sobie, z pewnością Weasley nigdy nie uwierzyłaby już jego słowom. Rzucił się biegiem, a kroki jego butów odbiły się echem po murach zamczyska. W końcu za kolejnym mijanym rogiem u końca holu dostrzegł jej jasne włosy.
- Stój - zawołał za jej plecami. - Chyba nie myślisz, że to byłem ja - krzyknął do niej z przerywanym oddechem, a stukot jego butów przestał uderzać echem o ściany.
Był przemęczony. Ostatniej nocy niemalże nie zmrużył oka, a gdy udało mu się zasnąć, jego myśli wciąż targane były niepokojącymi koszmarami. To znużenie dawało mu się we znaki, napędzając rosnącą irytację. Nawołując do niej, wcale nie zakładał, że dziewczyna posłusznie zatrzyma się i wróci, by skonfrontować z nim jakąkolwiek rozmowę. Z resztą doskonale pokazała już swoje stanowisko w tej sprawie.
Wyciągnął hebanową różdżkę z rękawa i jednym machnięciem wyczarował iluzoryczną ścianę ognia, która pokrzyżowała jej plany ucieczki. Sztuczny wytwór nie mógł zrobić jej krzywdy, lecz skutecznie blokował dalszą drogę korytarzem. Jedyne, czego teraz potrzebował, to zatrzymać ją na moment, by dała mu szansę na dalszą rozmowę. I gotów był to osiągnąć za wszelką cenę, nie zważając na to, że właśnie podniósł różdżkę i użył ku temu niezbyt przyjaznej magii.
UsuńZnajdował się na drugim końcu korytarza, gdy jego niski głos przemierzał w jej stronę. Z daleka widać było zarys jego postury a także dzierżoną przez niego w dłoni różdżkę.
- Czekałem na Ciebie wczoraj cały wieczór. Ja czekałem. Sam. I ty nie przyszłaś.
Na samym początku różdżkę kurczowo dzierżył w dłoni z jednego, bardzo ważnego powodu - dla własnego bezpieczeństwa. Nie sposób przewidzieć następstwa działań rozwścieczonej i głęboko pokrzywdzonej dziewczyny, która przez ostatnie lata tak szczętnie skrywała w sobie każdy problem, ciągle zbierając obelgi i kompleksy do rozrastającej się kolekcji. Z jej twarzy bez trudu można było wyczytać najpodlejsze uczucia kierowane w jego stronę. Zwłaszcza, gdy z końca jej różdżki wystrzelił ostrzegawczy strumień wściekłej czerwieni, który połączył się z wyczarowaną przez Notta ścianą płomieni.
OdpowiedzUsuńAni defensywa ni ofensywa Lazarusa w stosunku do Minnie nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Stała się wulkanem tryskającym złością, który on próbował nieudolnie ugasić wiadrami wylewanej wody. Była to iście syzyfowa praca, całkowicie bezskuteczna i żałosna. A żałością Lazarus wzgardzał najbardziej ze wszystkich dostępnych odczuć.
Uznał, że najsłuszniejszą drogą będzie poddanie się tej chwili, momentalne odpuszczenie, a najlepszym lekiem na jej bolesną dolegliwość czas. Kilka chwil, które pozwolą Dominique ochłonąć z emocji. Oczywiście, że nie wierzyła w żadne jego słowo. Spotkała ją tragedia, teraz dla jego myśli historia nabierała rzeczywistych barw. Jego bezmyślni koledzy urządzili sobie fantastyczną rozrywkę, wykorzystując sposobną okazję do rozładowania wrodzonego okrucieństwa. Po chwilowym namyśle wiedział też, że była to personalna zemsta skierowana w jego największą słabość, to on był jej celem, a nie bezbronna Weasley. W szkole była tylko jedna osoba, której zwierzył się ze swoich słabości wobec Dominique a historia zaczęła się zanim Nott niespodziewanie przysiadł się podczas zajęć z Zielarstwa do jej stolika.
Larry teraz również był zły. Nie na oskarżającą go Dominique, nawet nie był wściekły na swoich współdomowników-oprawców. Był zły i krytyczny wobec siebie, że jakiś czas temu pozwolił sobie na uchylenie słabego punktu przed nieodpowiednią osobą. Już raz sprowokował swojego przyjaciela rozmową o Weasley, wtedy ich spotkanie zakończyło się jego podbitym okiem. Kara okazała się być nieskuteczna, by odwieźć Notta od utrwalanych latami przekonań rodzinnych, także jego troskliwy znajomy wykorzystał kolejną okazję, by sprowadzić czystokrwistego czarodzieja na właściwe tory. Nie rozważył jednak, że relacja z Weasley mogła zabrnąć tak daleko, by zainicjowana lekcja przyniosła odwrotny efekt.
Zastygł na kolejny moment w zamyśleniu i zdał sobie sprawę, że cokolwiek by teraz wypowiedział, obróci się to przeciwko niemu i w następstwie po raz kolejny Dominique nazwie go wprawionym kłamcą lub tchórzem. Przecież wiedziała jak sprytnie manipulował słowami, zaprezentował tą zdolność niejednokrotnie w jej towarzystwie. Może nigdy więcej nie był już niewinnym chłopcem, może cyklicznie publikowane artykuły w gazetach całkiem wykreowały jego wizerunek jako najgorszego degenerata.
Obliczył swoje szansę na podstawie jej nastroju i nie znalazł żadnego korzystnego wyjścia dla tej sytuacji, przynajmniej dopóki Dominique pogrążona była we wściekłości i rozżaleniu. Z resztą Lazarus nienawidził się tłumaczyć ani usprawiedliwiać, bo w jego mniemaniu wszystko co robił powinno być dla innych czyste i klarowne, uważał się często za bezbłędnego i w tej chwili także jego ego podbudowane było jego wersją, jego racjonalnym scenariuszem, w którym to on był tym dobrym, niewinnym chłopcem, ona uniesiona gniewem.
I wtedy, gdy kipiała złością, gdy jej włosy jeżyły się w furii złości, poczuł z jaką intensywnością razi go siła jej spojrzenia. Teraz to Minnie stała się zmiennocieplnym kameleonem, który objawia swe oblicza pod wpływem skoku emocjonalnej temperatury. Jakże zjawiskowo prezentowała się na ich tle tańczącego ognia rozjuszona Puchonka, której jasna skóra odbijała pomarańczowe refleksy. Mimo, że wyprowadzenie z równowagi Dominique nie było jego celem, to w jakiś szaleńczym wymiarze napawał go satysfakcją ten niecodzienny widok. Rozżalona Weasley, która w końcu uwolniła z siebie tłumione presją niewinności i pokazała swoją drugą twarz. Ta nieustraszona wersja Minnie obudziła w nim masochistyczne, mroczne cząstki.
UsuńStoickim, powolnym krokiem zaczął zmierzać w jej stronę a twarz jego nie zdradzała negatywnych emocji, a wręcz sprzecznie z poprzedzającą oznaką niezrozumienia, teraz brew jego skoczyła wyzywająco ku górze. Machnął swoją różdżką w powietrzu, niwelując powstałe wcześniej kłęby złowieszczego ognia.
Zbliżał się do niej miarowo, wciąż zachowując odległy dystans. Chciał powoli złamać jej poczucie bezpieczeństwa. Rozłożył swe ramiona, tym gestem akceptując wszystkie obelgi jakie kierowała w jego stronę.
- Zrób to Weasley - rzucił w jej stronę wyzywająco, a na jego ustach pojawił się nikły uśmieszek, który z premedytacją zamierzał dodatkowo przełamać jej nerwy. - Taki właśnie jestem. Nie zasługujesz na mnie… Szkoda, że tak późno się zorientowałaś - ze zdolnością aktorską wyszydził te słowa przez zaciśnięte zęby. W rzeczywistości to napięcie szczęki wyglądało autentycznie, gdyż gromił w myślach siebie za swoje podłe zachowanie. Tak bardzo nie chciał jej ranić, lecz poczucie winy było silniejsze. Teraz już tylko pragnął wykorzystać jej złość dla własnych pobudek, na wyroku karcącym dla samego siebie. W głębi duszy czuł w danej chwili, że mimo wszystko zasługuje tylko na to, tylko na jej nienawiść.
Zdenerwowany wypuścił powietrze przez nos, by nie zdradzić prawdziwych odczuć.
W jego głowie zrodził się chaos myśli, gdy zerkał teraz na jej zbliżająca się twarz. Skrajne emocje skakały wraz z jego spojrzeniem ilustrującym jej zachowanie i palce zaciskające się na różdżce. Tylko na to czekał, aż wybuchnie i ciśnie w niego jakimś bolesnym zaklęciem.
Larry masochista
Żal, który rozlał się na twarz Puchonki również jemu zacisnął wnętrzności. Nigdy wcześniej nie doznał podobnych objawów, nie odbiły tak mocno wyrzuty sumienia za samolubną brutalność. Minnie była mu bardzo bliska, a mimo to, zdecydował się na ten jakże nieroztropny i decydujący krok. Znów się zagubił i po raz kolejny pod wpływem jej obecności wybrał nieodpowiednie rozwiązanie sytuacji. Doskonale wiedział, co zrobiła z jego myślami, wciąż nie mógł odgonić tych wizji z marzeń sennych, lecz nie ugiął się, bo z własnej głupoty nie zamierzał się jejb teraz tłumaczyć. Tak naprawdę, to należały mu się te bęcki. Zostawił ich relację w rękach losu, skazał samego siebie na stratę, choć tak naprawdę tym razem wyjątkowo nie zawinił i mógł wybrnąć z tej beznadziejnej kłótni w rozsądny sposób. Jego uczucia były szczere, on również stopniowo był przez nią zauroczony.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego się tak wystraszył? A może mimo wszystko wciąż wierzył, że na nikogo nie zasługuje? Niestety z takimi dziwakami jak Nott nigdy nie było wiadomo do końca, czego się spodziewać.
Jeszcze tydzień temu karmił ją słowami o słabościach i lęku przed jej skrzywdzeniem, a dziś zaprzepaścił swoje marzenia na rzecz… no właśnie czego? Ach ten Lazarus, niby taki wybitny student, a wciąż był z niego tak nieporadny głupek.
Adrenalina zamieszała mu w głowie, gdy tylko Dominique zdecydowanym ruchem pozbawiła go różdżki. Ta chwilowa bezbronność wobec jej rozszalałej mocy przeszyła intensywnym, przyjemnym dreszczem po plecach Lazarusa. Satysfakcja eksplodowała w szerokim uśmiechu, gdy w końcu udowodnił swej racji, że była silna, że objawił jej prawdziwe oblicze.
Niestety niezbyt wesoło zrobiło się, gdy kolejne jej zaklęcie z impetem cisnęło jego ciałem on ścianę. Jego łopatki zagruchotały pod twardą strukturą zimnych kamieni, z ust wydobył niekontrolowane jęknięcie. Mimo, że kipiąca adrenalina uśpiła czujność zakończeń nerwowych, kolejne zaklęcie drętwota całkowicie spiętrzyło jego mięśnie nieznośnym bólem. Sparaliżowany przylegał do ściany, wzdłuż kręgosłupa roznosił się z ledwie znośny łaskot przypominający masowe wbijanie grubych igieł. Przeszywał każdą kość, wieńcząc pulsujące fazy dreszczy u końców jego palców. Chłopak z trudem łapał oddech, gdy zbliżała się do niego miarowo.
Mimo wszystko twarz Ślizgona nie zdradzała towarzyszącego mu bólu, był obojętny i po części także oszołomiony przez silne uderzenie głową o ścianę. Cierpiał wewnętrznie, jednocześnie kąpiąc się w satysfakcji, jaką wyciągnął z jej zachowania. Dopiero kiedy wbiła mu koniec różdżki w tętnicę, uciechę powoli zastąpił lęk.
Nieobecnym spojrzeniem powiódł za jej błękitnymi oczami i zupełnie utonął w tym rozjuszonym wzroku, kolana lekko zaczęły się pod nim uginać. Słowa, którymi go obrzucała kolejno wpadały przecedzone przez gęstą, zbierającą się w jego głowie mgłę. Będąc sparaliżowany czarem, nie mógł się poruszyć, lecz na karku wyraźnie poczuł ciepłą strugę powoli spływającą za jego kołnierz.
- Ja nie... Minnie...e... - wraz z ostatnią chwilą przytomności wyszeptał w ciężkim oddechu i osunął się na bezwiednie ziemię.
Ostatnim zapamiętanym przez niego obrazem był intensywny odcień jej tęczówek. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ślad po wetkniętej w jego szyję różdżce zostawił po sobie ogromny niedosyt. Godził się z jej każdym wyszydzonym ku niemu słowem, wiedział, jaki jest zły, słyszał te słowa niejednokrotnie od ojca, gdy tylko nie spełniał jego oczekiwań. I tym razem zawiódł on, nikt inny.
Imponowała mu coraz bardziej i ciężko przyjdzie Nottowi pogodzić się z faktem, że relacja między nimi wyglądała na całkowicie skończoną. On był zupełnie skończony w jej oczach. Fizycznie również nie prezentował się najlepiej, leżąc na zimnej podłodze bez oznak jakiegokolwiek kontaktu ze światem. Jego włosy posklejały się od sączącej się z uderzeniowej rany krwi, prawdopodobnie siła odrzutu złamała mu także jakieś żebro, co mogło usprawiedliwić jego płytki oddech. W tak efektowny sposób jeszcze nikt z nim nie zerwał, z pewnością zostaną mu w pamięci te bolesne sekundy przez długie lata. Od początku wiedział, że Weasleyowa miała tupet, tylko gdzieś tam głęboko i w środku ukrywany w tajemnicy przed całym światem.
Usuń***
Gdy ponownie otworzył oczy, nie miał pojęcia ile czasu minęło, od kiedy dostał niezłe bęcki od Dominique. Być może spoczywał w skrzydle szpitalnym zaledwie dwie noce, a może dwa tygodnie. Minione dni zatraciły mu się w jedną, długą historię senną, której nie odróżniał już od rzeczywistości. Wciąż śnił o Dominique, słyszał jej głos, czuł jej obecność i gdy tylko wybudził się jednego wieczora, nie był w stanie pogodzić się z tym chaotycznym zbiegiem zdarzeń.
W każdym razie zaraz po otwarciu oczu został skrupulatnie przepytany o przebieg zdarzeń i niestety ani dyrektor Longbottom, ani pielęgniarka nie byli w stanie uwierzyć w jego historię o poślizgnięciu się na korytarzu. Był jednak wciąż zbyt zmęczony, by wytężać swą głowę do wymyślenia bardziej wiarygodniejszego scenariusza. W zamian za składanie tych fałszywych zeznań dyrektor zagroził mu odebraniem odznaki prefekta, lecz w uwagi na łagodzące okoliczności, jakim było dochodzenie wobec ojca, dał mu więcej czasu na przemyślenie swojego zachowania. Nauczyciel podejrzewał bowiem, że ów atak mógł mieć związek z tą nagłaśnianą aferą medialną, a Nott nosił w sobie zbyt wielką dumę, by się do tego przyznać.
Lazarus leżąc samotnie w łóżku miał dużo czasu do przemyśleć i poczuł on już wtedy, że ta bezpośrednia konfrontacja ze śmiercią zabrała ze sobą jakąś jego cząstkę. Nie potrafił do końca zidentyfikować, którą dokładnie, lecz momentami czuł się z tym lżej i wcale nie tęskniąć, nie zamierzał dalej drążyć co było przyczyną tej zmiany. Zupełnie przeciwnie natomiast traktowały go nawracające wspomnienia o jasnowłosej dziewczynie.
biedny Larry
[ps. co myślisz o nowym image? :D ]
Być może nauczyciel miał wobec niego słuszne podejrzenia. Jednak Lazarus milczał i posłusznie udał się do ławki, choć na usta cisnęła mu się jednoznaczna odpowiedź, w której w końcu powiedziałby co myśli o tych żałosnych zajęciach. Kiedy podszedł bliżej do Minnie, roztoczył on sobą aurę zapachu papierosów, które najpewniej popalał tuż przed pojawieniem się w szklarni.
OdpowiedzUsuńZ zupełną ignorancją przesunął krzesło po ziemi, roznosząc po sali lekcyjnej nieprzyjemne skrzypienie metalu o ceramiczną podłogę. Przysiadł w dystansie do Dominique i bezwiednie oparł swą głowę o dłoń, umieszczając nieprzytomne spojrzenie w odległym widoku poza zakurzoną szybką. Podczas przemieszczenia nawet przez sekundę nie spojrzał na Weasley.
Wydawało mu się, że tego właśnie chciała, że tego od niego oczekiwała. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Ani teraz, ani nigdy więcej. Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka w przyszłości i ja zrobię to samo - według niego wyraziła się zupełnie jasno.
Gdy zaczęli zadanie, Nott nawet nie weidział co było jej motywem przewodnim. Nie dość, że był spóźniony, to teraz za grosz nie próbował nadrobić materiału. Tkwił beznamiętnie jak słup wpatrzony w głębię nieba, zamiast, jak to miał w zwyczaju, wgłębić się w materiał by wykazać swoje umiejętności. Pomyślał, że skoro Weasley tak uporczywie przekonywała nauczyciela, że poradzi sobie sama, to da jej wyśmienitą okazję, by oszołomiła wszystkich swoją nieprzeciętną wiedzą.
Nie mniej jednak Longbottom, którego wcześniej rozdrażnił swoim ceremonialnym spóźnieniem, za które nie raczył nawet przeprosić, obrał sobie za cel postawienie Notta do pionu. Po kilku minutach podszedł do Notta i klepnął go w ramię, wskazując na magazyn, z którego podobnie jak w ich poprzedniej kooperacji miał przenieść sadzonki na stół. Lazarus z głośnym westchnieniem i teatralnym przewróceniem oczu zwlókł się z krzesła i wraz z innymi dążącymi w tę stronę uczniami zniknął za drzwiami piwniczki.
Znosił ostatnimi czasy wiele boleści i wszystkie topił tępo w dostępnych dla niego używkach, byle tylko nie pozwolić sobie na żadne wzmianki jego myśli o Dominique. Musiał przestać za nią tęsknić, lecz w tak krótkim czasie było to niemal niemożliwe. Stąd wyszukiwał pocieszenia w innych kontaktach z innymi przedstawicielkami płci przeciwnej. Zapominał wtedy o troskach, choć na początku niebezpiecznie buzowało mu w głowie, gdy podczas pocałunków wyobrażał sobie usta Dominique.
Niestety jedną z takich dziewcząt była Jane, z którą dziś także dzielił godziny lekcyjne z zielarstwa. Ich historia była dość spontaniczna, gdyż wcześniej Lazarus nie wyrażał jej osobą żadnego zainteresowania. Wszystko wynikło jedynie z jego nieodpowiedzialnego podejścia, kiedy przeholował z ognistą whiskey i poniesiony emocjami wplątał się w niepożądaną, intymną sytuację z ów dziewczyną. Praktycznie rzecz biorąc, wykorzystał jej słabość, ona zaś jego chwiejny stan emocjonalny i wzajemnie wpakowali się w taką niepoprawność. Owo uczucie niezręczności powróciło wraz z chwilą, gdy wchodził do szklarni śladem innych uczniów trzymając krępą donicę, zaś mijająca go w drzwiach Jane posłała mu czarujący uśmiech. Niezbyt podzielając tego dnia jej entuzjastyczny nastrój, wyminął ją bezceremonialnie i pomaszerował w stronę swojego miejsca pracy.
Tuż przed Dominique upuścił z hukiem ceramiczne, ciężkie naczynie. Dziewczyna aż podskoczyła z wrażenia, bo bez przejęcia rzucił on doniczką zupełnie bez ostrzeżenia, wyrywając ją z transu czytania. Zlękniona Weasley swą ręką wytrąciła jedną z sadzonek na stół. Lazarus niemalże automatycznie próbował ją złapać, lecz wtedy również dłoń Dominique znalazła się w tym samym miejscu na stole i na moment ich palce złączyły się w zaskakującym dotyku. Larry nabrał powietrza w płuca, gdy prąd niepewności przeszył jego ciało. Swoje spojrzenie przeniósł na jej twarz i od razu tego pożałował, gdy tylko znów zwrócił uwagę na jej delikatne rysy.
zły uczeń
Tak bardzo nie chciał jej ranić, chociaż sam nie nauczył się jeszcze, jak żyć z tym poczuciem straty i odczuwał ból. Ten przypadkowy dotyk dodatkowo zbił go z tropu, gdy jej palce ugięły się odruchowo pod wpływem zetknięcia. Rozpaliła się w nim drobna iskra nadziei, że być może nie wszystko było między nimi zostało zaprzepaszczone.
Gdy tylko ich połączenie zerwało się, od razu wyrzucił naiwne myśli ze swojej głowy. Był rozżalony, że po powrocie na zajęcia musi podjąć wspólną pracę właśnie z nią. Zupełnie nie wiedział, jak powinien się wobec niej zachować. Czy oczekiwanie na przeprosiny było w porządku, skoro wedle jej wizji to on zawinił temu wszystkiemu? Czy może powinien spotkać się z nią na neutralnym gruncie i wyjaśnić jej prawdę i liczyć i odpływać w tej głupiutkiej nadziei, że jeszcze kiedyś się z nią umówi? Tak bardzo się bał tego, jak zmieniała jego charakter ta skomplikowana relacja. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym, czy wytłumaczyć swoje zachowania innej osobie. Musiał wybić sobie ją zwyczajnie z głowy.
Wtedy obok pojawiła się Jane. Nie bez powodu nigdy wcześniej nie zawarł z nią żadnej bliższej znajomości, doskonale wiedział, że dziewczyna w bliższych stosunkach zmieniała się w największą udrękę - jeden z jego kolegów przechodził ten etap związku z ów Ślizgonką, zniknął on wtedy z życia towarzyskiego pochłonięty przez tę wilę na kilka miesięcy.
W jego sytuacji może nawet na rękę byłoby spotkać się z taką uwodzicielką wieczorem, czuł wewnątrz, że po wspólnych zajęciach z Weasley będzie potrzebował oderwania, że znów spotka go dziwny syndrom odstawienny. Atencja Jane pochłaniała całą uwagę i przy niej bez trudu wszystkie troski odpływały, gdyż sama zalewała ofiarę swoimi problemami.
Lazarus nie wyglądał na zachwyconego. Był obolały po przeforsowaniu całej butelki ognistej a jego migrena narastała, kiedy słyszał jej ckliwe zwroty. Gdy dziewczyna wodziła po jego szczęce, przechwycił jej dłoń i odsunął od swojej twarzy. Miał nadzieję, że swoim chłodnym wzrokiem wystarczająco wyperswadował dzisiejsze nastawienie, jednakże najwidoczniej ów zalotnica miała problemy z interpretacją.
Poczuł się zażenowany, gdy taki moment miał miejsce nieopodal Dominique. Zerknął w jej kierunku dwukrotnie, jednakże Jane po chwili skutecznie swoim ciałem zasłoniła mu widok, przybliżając się do niego na odległość kilku centymetrów. Słodkie perfumy uwodzącej dziewczyny przyprawiły go o mdłości, cały pozieleniał i zdecydowanym ruchem dłoni odsunął ją od siebie.
- Nie będziemy o tym teraz rozmawiali - mruknął do niej ponurym głosem, zrywając się z krzesła. Zupełnie niespodziewanie skierował się on w stronę wyjścia ze szklarni. Całe szczęście w pomieszczeniu panował swoisty rumor, uczniowie przechadzali się między stanowiskami, część przenosiła narzędzia i nauczyciel nie zauważył jak opuszcza pomieszczenie.
Lazarus zwrócił swoje śniadanie i zanim doprowadził się w łazience do ładu, minęło kilka minut. Dopiero kilka łyków wody i zwilżenie karku poprawiło jego samopoczucie - momentalnie poczuł jak życiodajna energia ponownie wypełnia jego ciało.
Przez moment w lustrze oglądał zagadkowo swoje odbicie i próbował wyperswadować w myślach, by nie ulegać uczuciom, by usunąć je ze swoich myśli i udawać, że nic się nie stało. By zachować te pozory, musiał przestać ją ignorować. Gdyby była zwyczajną uczennicą, rozmawiałby z nią w normalny sposób.
Gdy kilka minut później wrócił, na całe szczęście Jane nie zajmowała już połowy ich blatu, czekała natomiast specjalnie na niego przy drzwiach. Zamienił z nią kilka niesłyszalnych dla otoczenia zdań i zostawił samą, wracając tym samym do ich stanowiska pracy. Nim jednak zbliżył się do Dominique, wziął głęboki oddech, jak gdyby nurkował właśnie w niebezpieczne głębiny.
- Musiałem wyjść - rzekł do niej na usprawiedliwienie swej dłuższej nieobecności, po czym stanął tuż obok przy stole. - Chcesz to wszystko zrobić sama czy mam ci z czymś pomóc? - zapytał, wodząc wzrokiem po wykonanych przez nią notatkach, lecz nie czuł się w przyzwoleniu, bo do nich zerknąć.
UsuńOgólnie rzecz biorąc Lazarusowi wydawało się, że Dominique go nienawidzi, i jest to powodem faktycznego unika z nim kontaktu. Czuł, jak bardzo gardziła jego towarzystwem, zwłaszcza gdy wzbraniała się współpracy z nim. Powaliła go swoimi czarami oddając każdą negatywną emocję, jaką nim darzyła. On jednocześnie chcąc to naprawić, bał się, że zupełnie to zepsuje, że zrani ją jeszcze bardziej, dlatego nie podjął żadnego logicznego działania w kierunku ich zgody.
trochę lepszy Larry
Jakże uraczyła go tym, że w ogóle miała ochotę mu odpowiadać i to więcej niż jednym słowem.. Spodziewał się, że nawet nie piśnie w jego stronę i jedynie będzie chłodno spoglądała z wyrzutem. Wydawała się być także w jakimś stopniu zazdrosna i mimo, że nie podzielał pokazywania na zewnątrz swoich pragnień w stylu Jane, to w myślach podziękował jej za ten chwilowy teatrzyk.
OdpowiedzUsuńNiestety wbrew podejrzeniom Dominique, Ślizgonka z którą zaliczył jednorazową wpadkę, nie przyciągała go do siebie nawet w jednej dziesiątej tak, jak potrafiła zadziałać na niego delikatność Minnie. Ślizgońska niewyparzona buzia Jane rzadko kiedy się zamykała, przez większość czasu była pretensjonalna, władcza, lecz także często nieudolna w swych działaniach. Jej jedyną bronią był wygląd i przez to emanowała i atakowała nim gdy tylko mogła. Lazarus nie znalazłby ani jednego tematu do rozmowy z taką dziewczyną, no może poza ciągłym i próżnym prawieniem jej komplementów, które uwielbiała ponad wszystko.
Był całkiem niezły z eliksirów, więc nie potrzebował przy tym zadaniu żadnej pomocy. Zerknąwszy na zegarek oszacował czas i wiedział, że prawdopodobnie uda mu się skończyć zadanie w niedługi moment, zanim wybije wielki dzwon. Zdecydował się podjąć zadania lekcyjnego tylko ze względu na słowa Dominique, która w jakimś stopniu próbowała go zmotywować do działania. To też było dla niego zaskoczeniem. Spodziewał się, że raczej będzie życzyła mu każdej możliwej porażki.
- Powinniśmy zrobić dwa wywary, a nie jeden. Będzie szybciej i skuteczniej - powiedział, ustawiając przed sobą kolejno wybrane słoiczki, z których zamierzał skomponować mieszankę. Kilka z nich przestawił w stronę Dominique, jednocześnie korzystając z okazji zerknął na jej minę, próbując odczytać emocje na jej twarzy, po tym co wcześniej usłyszał o jego znajomej.
Niewiele dziewcząt lubiło Jane, jednakże niewiele z nich miało odwagę na głos nazywać ją lafiryndą, ku temu musiał znaleźć się jakiś konkretny powód. Owszem, Minnie była osobą, którą jak najbardziej można by usprawiedliwić za to uczucie, w końcu znajomość Weasley i Notta można by bez problemu tytułować mianem romansu. Jednakże w owym czasie Lazarus nie spotykał się z nikim innym, a właściwie to wieńczył on wtedy kilkumiesięczną przerwę od jakiegokolwiek towarzystwa. Dopiero od niedawna zaczął wychodzić na spotkania, otwierać się w rozmowach Dlatego wraz z procesem powolnego powrotu do rzeczywistości tak łatwo złakniony kontaktu zbliżył się do Dominique.
Teraz był pewny, że trafił w punkt ze swoimi podejrzeniami, gdyż frustracja Puchonki zdradzała ukłucie zazdrości. Był swoisty, charakterystyczny grymas i dlatego Nott zdecydował się zwrócić zaczęty przez temat przeciwko niej.
- Jesteś zazdrosna? - spytał cichym głosem w międzyczasie, gdy wybierał do miski poszczególne składniki i tym razem ponownie kilka z nich ustawił przed nią. Był to dobry dla niego moment, by przesunąć się bliżej i skierować bezpośrednim szeptem kolejne podejrzenia. - To bezpodstawne rozwalenie mi głowy uznałem za dość jasne w intencjach “spierdalaj z mojego życia Nott”, dlaczego więc interesuje cię co i z kim robię? Nie, nie spotykam się z nią - odsunął się, wracając do swojego zajęcia i teraz, przypominając sobie tamtejszą sytuację nerwowo rozgniótł jedno z nasion, której niebieski sok wysączył się między jego palce.
Odprawiając wcześniejszą medytację przed lustrem liczył, że dłużej zdoła utrzymać swoje emocje na wodzy. Wspomnienia jej wściekłego spojrzenia i towarzyszącego bólu wróciły na krótki moment, gdy tylko przywołał je w swoim zdaniu wypowiedzianych na głos.
- A z resztą, i tak nie wierzysz w żadne moje słowo - dodał po chwili zrezygnowanym tonem i wypuścił nerwowo powietrze z płuc.
Pod pretekstem umycia dłoni oddalił się teraz od stolika i nie oczekiwał od niej dalszej odpowiedzi. Nie chciał wdawać się w dalszą dyskusję, bo mimo wszystko, że mu bardzo na niej zależało, to nie potrafił się złamać. Nie mógł pozwolić sobie na uchylenie wobec niej żadnej swojej słabości. Nie ufała mu, nie wierzyła w jego słowa, nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Gdyby tylko starał się bardziej udowodnić swoją niewinność, stałby się niewiarygodny dla samego siebie, czułby się jak parodia Lazarusa Notta.
UsuńPo prostu Larry :)
Część z uczniów miała większą werwę do ukończenia projektów, gdy na samym początku profesor poinformował, że po zakończeniu zadania mogą wyjść wcześniej, jeszcze przed oficjalnym wybiciem dzwona. Także niektóre ambitne pary już teraz zaczęły opuszczać szklarnię. Niestety spóźniony i ślęczący w łazience Lazarus opóźnił realizację ich projektu i mógł jedynie pomarzyć o opuszczeniu szklarni.
OdpowiedzUsuńJane pracując ze zdolną koleżanką również miała zadanie za sobą. Nim jednakże opuściła salę, ponownie pojawiła się przy stoliku Notta i Weasley, niefortunnie kiedy Lazarus opuścił na moment stanowisko. Wykorzystała ten moment nieuwagi, by podrzucić tajemniczy liścik do kieszeni peleryny pozostawionej przez niego na krześle, zaś odchodząc, obdarzyła Dominique chłodnym spojrzeniem. W treści zapisała ona kilka ekstrawaganckich propozycji, lecz w głównej mierze była to zachęta w stylu ”gdybyś się jednak zdecydował, to czekam dziś o dwudziestej w łazience prefektów”.
Jeśli chodzi o jego rany, to dzięki dobrej opiece zaleczyły się szybko i niemalże bez śladu. Miał zalecenie ze szpitala, by zażywać jakiś paskudny specyfik poprawiający kondycję kości, zapijał go co wieczór winem dla zabicia smaku. Gorzej było z jego zdrowiem wewnętrznym, bo on też już ledwo wytrzymywał te ich skomplikowane sprzeczki. Raz wydawałoby się, że obydwoje czują się dobrze, razem czy oddzielnie, a później cała sytuacja komplikowała się i przekręcała się o sto-osiemdziestąt stopni. Praktycznie cały czas wyglądała tak ich relacja, głównym powodem był realny problem Lazarusa z werbalną komunikacją. Nie potrafił tak zgrabnie ubierać myśli w słowa, jak Dominique. Walczył o każde uzewnętrznienie, gdy tylko dochodziło między nimi do spięcia. Władczo starał się zapanować nad konwersacją i udowodnić swoją ważną rolę, w której to on podejmował decyzję. Był takim pozornie nieugiętym draniem i część dziewczyn nawet w nim to lubiła. Taki już sobie wyniósł wzór z domu.
Z każdym słowem było jednak trudniej, coraz trudniej udawać, że wszystko idzie zgodnie z planem. Zakładał on dystans między, wydawało się, że to rozsądniejsze podejście, lecz tylko wtedy, by nie mieli okazji do spotkania. Teraz ponownie uchlał się od tej decyzji, wtedy gdy wracała tęsknota i poczucie winy.
Kiedy spłukiwał swoje dłonie z barwiącej substancji, zadecydował, że koniec dziecinnych podrygów. Naprawdę sądził, że gdy spoczywał w szpitalu miała wystarczająco dużo czasu, by przeanalizować każde jego słowo. Przecież wyraźnie powiedział, że czekał samotnie pod pracownią, że nie rozumiał o co go oskarża, że pobiegł za nią zmartwiony. Później oddał się w jej ręce, a przyznanie się do winy było według Larrego (choć nie do końca udanym) aktem ironicznym. O taki właśnie mądry był Lazarus.
Gdy tylko oczyścił dłonie i powrócił do Puchonki, przysiadł na brzegu blatu i zerknął na jej pochyloną twarz.
- Minnie, ty wierzysz w to, co chcesz uwierzyć. A uwierzenie w moje najgorsze oblicze przychodzi Ci z największą łatwością.
Przez chwilę zastygł obok niej, lecz trwało to kilka sekund, bo już po chwili schował swoją zmartwioną twarz w dłoniach. Omalże nie wydłubał sobie oczu pasując zmęczone oczodoły. Czuł, że zaschło mi w gardle i znów będzie potrzebował alkoholu, by zapomnieć choć na moment. Znów czuł się w jej obecności bezradnie. Ledwo znosił to napięcie.
- Zależało mi na tobie przez cały czas… jak mogłaś pomyśleć inaczej? - zapytał ściszonym głosem, ledwie słyszalnym, gdy słowa te wypadały spomiędzy jego rąk.
Nie mógł dłużej znieść uczucia, które zżerało go od środka. W szczególności obawy, jaka mogłaby paść odpowiedź z jej ust. Najbardziej bał się, że usłyszy jej odmowę albo informację o tym, że wszystko już dawno temu zaprzepaścił. Mimo wcześniejszego planu trzymania się od niej z daleka, teraz, gdy znów czuł jej obecność i słuchał jej delikatnego głosu, nie potrafił nad sobą zapanować. Zwyczajnie nie potrafił dalej udawać, że wszystko między nimi było skończone, tak po prostu...
Nie czekał na jej odpowiedź, nie chciał jej usłyszeć. Nagle zeskoczył ze stołu i zdecydował skierować się do wyjścia. Gdy chwycił za swoją pelerynę i zamaszyście zarzucił na swój bark, nie zauważył wtedy, że przekazany przez Jane liścik wyfrunął pod tuż nogi Dominique. Kilka sekund później wyszedł z sali wraz z innymi uczniami.
UsuńZamierzał udać się do jej pracowni. Uznał, że musi zobaczyć do czego tam zaszło pomiędzy Weasley a jego kumplami. Ponadto nie przejmował się dłużej zadaniem z Zielarstwa. Jak wspomniała Dominique, miał jeszcze jedną szansę do wykorzystania. Co niepodobne było do tego ambitnego chłopaka, przestało mu już zupełnie na tym zależeć na ocenach.
Lazarus
[ Skoro się demoralizuje to musi zawalić zajęcia. Minnie może zdecydować, że odda mu liścik i zobaczymy czy ten wątek dalej czy coś nowego :) jak coś to pisz na maila ]
[* Miało być
OdpowiedzUsuńczy odda liścik czy też nie ]
W stronę pracowni Dominique maszerował niespokojnym, niecodziennym dla swojej postawy krokiem. Zwyczajowo poruszał się wręcz z bezpretensjonalną gracją, charakterystyczną pewnością siebie.
OdpowiedzUsuńTa pokićkana sprawa go wyraźnie wykańczała i musiał ją za wszelką cenę uporządkować.
Kiedy dotarł na opisywane w liście miejsce, problem ze wtargnięciem do środka okazał się wbrew jego oczekiwaniom nieco utrudniony. Najwyraźniej zapobiegając kolejnym nieproszonym gościom, Dominique postanowiła ochronić ulubione miejsce silnymi zaklęciami. Jakby mało było problemów z powodu tej sprzeczki, to następne pół godziny spędził testując wszystkie klątwy, jakie mogły chronić stare drzwi, a było ich przecież w świecie magicznym co niemiara. Dopiero przy pierwszej spływającej kropli potu na czole, kiedy zamek swobodnie przekręcił się pod zaklęciem alohomora Lazarus odetchnął z ulgą. W myślach podziwiał Weasley za taką determinację. Dało mu to także do zrozumienia, jak ważną przestrzeń dla Minnie stanowiła jej pracownia malarska, skoro chroniła ją lepiej niż Dumbledore Kamienia Filozoficznego.
Wchodząc do środka niemalże od razu został poczęstowany gęstym zapachem rozpuszczalników i farb olejnych. Woń ta dostarczała jego nozdrzom całkiem przyjemnego odurzenia, lecz gdy tylko ujrzał pozostawiony w środku bałagan, włosy mu się zjeżyły z przejęcia na karku. Niemalże wszystkie oplecione w płótna ramy nosiły na sobie ślady uszkodzeń. Przestrzeń wokół sztalugi została mniej więcej uprzątnięta, lecz wciąż gdzieniegdzie na podłodze lśniły odbarienia na drewnie od spoczywającej, zielonej mazi.
Słusznie zauważył, że Minnie próbowała zapanować nad tym bałaganem. Karton, którym wykleiła dziurę w szybie, kołatał potrącany wlatującym do środka powietrzem. Uczniowie nie mieli takich przywilejów, by jakkolwiek ingerować w układ zamku, także nic dziwnego, że Weasley nie udało się naprawić dziury w oknie. Tym ubytkiem Nott postanowił zająć się w pierwszej kolejności.
Lazarus wrócił do starej sali lekcyjnej nim zegar poinformował o upływie kolejnej godziny. Wykorzystując możliwości prefekta, najął z kuchni dwóch skrzatów domowych, a korzystając z okazji, podwędził sobie także butelkę kulinarnego wina. Zabunkrował się na zapadniętej kanapie i całe popołudnie leżał, zwilżając sobie kanapę winogronowym trunkiem. W głównej mierze przydzielał kolejne zadania uszatym, dwunożnym istotą i obserwował ich poczynania. Między innymi nakazał im załatać powstałą w wyniku bójki dziurę, ale także skazał ich na ogromną męczarnie, jakim było sklejanie jej podziurawionych płócien. Była to praca żmudna i niemal niewykonalna. Napięte kawałki materiału ciężko było skleić w idealnym punkcie, powstawały uwypuklenia, lecz Larry z pewnością nie poradziłby sobie lepiej, niż te zwinne i pomysłowe istoty. Koniec końców dla oczu oglądającego, który nie wiedział o zniszczeniach, wyglądały całkiem przyzwoicie.
Rodzina Lazarusa była starym rodem i niczym wyjątkowym dla niego było korzystanie z usług domowych elfów Był to naturalny element jego życia, skrzaty zawsze zajmowały się czystością dworu czy przygotowywaniem posiłków. Nie traktował ich w sposób okrutny lecz używał do codziennych prac domowych, jak każdy inny czarodziej. Wydawało mu się jednak, że gdyby dowiedziała się o tym Dominique, niekoniecznie byłaby z tego zadowolona. Był już jednak pijany i zbytnio się nad tym nie rozwodził. Z resztą sam nie potrafiłby uporać sobie z bałaganem, a pragnął zawalczyć po raz kolejny o jej względy.
Gdy przesiadywał samotnie popijając wino, zastanawiał się wtedy nad istotą wszystkich narastających wokół nich problemów. Rozmyślał, jakby to wszystko wyglądało, gdyby ich relacja nawiązała charakter oficjalnej wiadomości dla wszystkich uczniów, czy spotkałoby się to z tak negatywnym poklaskiem, jak do tej pory. Może wypadałoby przystosować kumpli i wyraźniej wyperswadować, że miał prawo do własnych decyzji. Jego ojciec był w więzieniu i nie potrzebował kolejnego nadzorcy nad sobą.
Napędzany alkoholem wyzwolił w sobie gwałtowność i tego wieczora rozprawił ze swoimi kolegami.
Lazarus całkowicie przestał uczęszczać na zielarstwo, lecz nie wydawało mu się, by Longbottom tęsknił za jego obecnością. Na rzecz tych zajęć udało mu się przekonać profesora od Alchemii, by przywrócił go na listę studentów. Jako, że przez połowę semestru nie uczestniczył w zajęciach, musiał teraz zająć się nadrabianiem opuszczonego materiału, by podejść do owutemów, więc każdą wolną chwilę spędzał na korepetycjach ze stażystką.
UsuńKiedy przestał widywać się z Minnie, każdą przykrą myśl zasłaniał porcją alkoholu, bo wtedy łatwiej mu przychodziło mu funkcjonowanie podczas tego nieuchronnego zakochania. Mimo, że Jane niejednokrotnie próbowała wywiązać między nimi bliższy kontakt, Lazarus za każdym razem odmawiał, mając w głowie słowa Weasley, która dosadnie wyraziła swą nienawiść w jej kierunku, przypinając jej gorzką opinię lafiryndy. Dość zabawny był fakt; jednocześnie myśląc, że związek z Puchonką był spisany na straty, Ślizgon wciąż rozpamiętywał jej słowa i wysnuta przez nią refleksja piętnowała na jego późniejszym życiu prywatnym.
Oddzielając się od Dominique, nieszczęśliwy Lazarus wpakował się jednak w nową, zupełnie nieromantyczną, za to bardzo toksyczną dla niego relację. W ramach osobistej pokuty pozwalał sobie na manipulacje jego osobą, czerpał sadystyczną przyjemność ze sponiewierania i poniżania. Obarczył się winą za swoje tchórzostwo i poddanie marzeń tak łatwo, a przede wszystkim za idiotyzm, kiedy tak zwyczajnie nie umiał wysilić się na szczerą rozmowę i przeprosiny.
Minęły kolejne dwa tygodnie, nim podbite oczy, które zafundował swoim mściwym kolegom zagoiły się do naturalnego stanu rzeczy. Podczas tych dni tylko raz spotkał Dominique. Przypadkowo dostrzegł jej jasne włosy przy wejściu do wielkiej sali i natchniony tą chwilą, podbiegł w jej stronę, zatrzymał przed jej twarzą i przywitał zupełnie od tak, pospolitym cześć.
Chciał zamienić z nią kilka słów, naiwnie marząc, że w tym czasie odwiedziła swoją pracownię, zobaczyła efekty jego starań i, że przede wszystkim, po tym długim czasie wybaczyła mu wszystko. Kilka dni wcześniej ogłoszono także zbliżające się przyjęcie w klubie ślimaka, na które Nott mimo nieprzychylnej opinii ojca, jako dobry student bywał wciąż zapraszany. Profesor poinformował gości o możliwym zabraniu ze sobą osoby towarzyszącej i jednocześnie to przypadkowe znalezienie się nieopodal Dominique podsunęło mu spontaniczny plan, by rzucić się na głęboką wodę i jako pierwszą spytać o zostanie jego towarzyszką.
- Słyszałaś o przyjęciu? - zagaił do niej zupełnie od czapy, lecz nim zdążył jednak zadać kluczowe w tej sprawie pytanie, gdy ramię Lazarusa zostało pchnięte przez przechodzącego właśnie chłopaka.
- Owszem, słyszała - na pytanie odpowiedział mu natomiast ów nieuprzejmy Krukon. Larry chłody wzrok wbił w jego skrywane za szkłami okularów oczy i dokładniej przyjrzał się tej dziwnie znajomej twarzy.
Oczywiście widział, kim jest ten osobnik, chodzili razem na niektóre zajęcia, lecz kojarzył go z jedną sytuacją, która szczególnie zapadła mu w pamięci. Dawno temu, na zajęciach z obrony przed czarną magią wychwalał się on innemu kujonowi z zamiarów umówienia się z jedną Weasleyówną, a że wtrącił coś o francji, to Nott sprawnie połączył ze sobą te fakty.
- Nie Ciebie pytałem - odparł mierząc całą jego posturę wyraźnie wzgardzając jego osobą. Nie był w stanie nawet przetrawić takiej możliwości, w której Dominique chciałaby się umówić z tym leszczem.
Cwaniak
Lazarus miał z tyłu głowy poczucie, że zabierając Jane jako osobę towarzyszącą zupełnie utonie w pułapce jej pretensjonalnych gierek. Z resztą irytowała wszystkich swoim zachowaniem, by bez najmniejszego trudu nanieść mu wstydu przy ważnych osobistościach. Zdecydował się zaprosić jako towarzyszkę Alhenę Black, dziewczynę, z którą ostatnio się zakumplował. Wspólnie uczęszczali na zajęcia alchemiczne, dzielili poglądy na temat metod wykorzystywanych przez ministerstwo i traktowała go w sposób wyjątkowo neutralny.
OdpowiedzUsuńNa tę specjalną okazję Larry wdział na siebie czarodziejski strój wyjściowy. Był to czarny garnitur, skrojony na wzór typowo odświętnego kompletu; kamizelka w podłużne pasy przysłonięta była przez zgrabnie opinającą jego sylwetkę ciemną marynarkę, całość natomiast skomponowana była z wyraźnym, gustownym akcentem krwistoczerwonym krawatem kontrastującym z jego zielonym spojrzeniem. Na szyi nieodłącznie towarzyszył mu przewieszony na łańcuszku pierścień, wyjątkowo w towarzystwie połyskującego, grafitowego kamienia.
Podczas przyjęcia szwędał z jednego kąta na drugi, słusznie wyczuwając, że nastroje w ministerstwie niezbyt pobłażliwie odbiły się echem na synu pojmanego przestępcy. W głównej mierze kosztował nowych alkoholi, a tylko przez chwilę delektował się szwedzkim stołem z magicznymi przekąskami. Kiedy odnalazł krąg współdomowników, których uwagę skupiała jedna z asystentek, zagrzał tam swoje miejsce na dłużej i jako milczący towarzysz, popijał lampkę wytrawnego, czerwonego wina.
Gdyby tylko posiadł zdolność legilimencji i potrafił wymienić kilka myśli z Dominique, zgodziłby się z jej opinią na temat tego opiewającego pychą przyjęcia. Nastrój był szczególnie przesycony napompowaną przesadnością uśmiechów i uprzejmości. Lazarus jednym uchem słuchał opowieści, drugim zaś wypuszcza, bo przez większość czasu przyglądał się odpicowanym szychom i narastała w nim tylko niepotrzebna złość. Widział jak jeden z pracowników ministerstwa posłał nauczycielce ckliwy komplement, po oddaleniu natomiast na twarzy jego pojawiał się grymas pogardy.
Od czasu do czasu musiał zdać się na głębszy łyk trunku, gdy tylko myśli wymykały mu się spod kontroli. Zastanawiał się, co robi Dominique, której do tej pory pośród gości nie spotkał. Mógł kątem oka dostrzec jej osobę, zarazem nie rozpoznać Weasley w owej kreacji, skoro tak starannie przygotowała swój strój. Przez moment, gdy znajdował się nieopodal stołu, w oczy rzucił mu się rozbawiony w najlepsze Krukon, ten, który uprzedził go w zaproszeniu Minnie. Wtedy nieuchronnie Larry przyłapał się na żałosnej perspektywie, że jego zaczepka przy wielkich drzwiach odwiodła ją skorzystania z zaproszenia. Miał przecież wrażenie, że nie chciała przebywać w jego towarzystwie i nawet przy takiej okazji, jak spotkanie klubu Slughorna, wolałaby go uniknąć. Było to bezsprzecznie egoistyczne z jego strony podejście.
Akurat gdy jakiś nieuważny gość potrącił jego plecy, Lazarus napełniał swe usta karmazynowym sokiem winogronowym i to pchnięcie wytrąciło brzeg kieliszka z jego ust. Na śnieżnobiałej koszuli rozlała się ogromna, krwista plama, przyklejając jednocześnie bawełniany materiał do jego torsu.
- Hej! Uważaj jak… - Ręką swą machnął rozzłoszczony, odskoczył natychmiast i… i jego emocje w mgnieniu oka opadły, gdy w trakcie zwrotu zorientował się, z kim ma do czynienia. - ...Dominique? - Jej imię wymsknęło się przez przez rozchylone ze zdziwienia wargi zadrżały one niepewnie, jakby próbował wykrztusić z siebie następne słowo, jednakże porażenie jej urokiem rozciągnęło się w czasie.
Towarzyszący mu znajomi odwrócili zawiedzione spojrzenia, jakby zwyczajna rozmowa między nimi nie zrobiła większego wrażenia. Nie tak, jak zapowiedź sprzeczki słownej.
Przyspieszył mu puls, a ostatni, zapięty guzik na jego koszuli otworzył się pod wpływem nabrzmiałej tętnicy. Przez uchylone wargi ciężko chwycił powietrze, gdy całą swoją uwagę skoncentrował na Puchonce. Wyglądała oszałamiająco. Jej ubraniom poświęcił dosłownie sekundę, gdyż wzrokiem pozostał w jej błękitnych, podkreślonych subtelnym makijażem oczach, za którymi tak bardzo się stęsknił. Spojrzał też na opadające kosmyki, jasnymi liniami wijąc się wzdłuż jej szczęki. Ogromnie kusiło go, by dłonią schować kilka z nich za drobne ucho dziewczyny.
UsuńJeszcze chwilę temu był pewien, że odmówiła udziału w tym przedstawieniu, także jej nagłe spotkanie było dla niego zaskoczeniem i stąd zupełnie nie wiedział co powiedzieć, by tym razem zatrzymać ją obok siebie na dłuższą chwilę.
- Wyglądasz... . niesamowicie - szepnął, lustrując jej błysk w oczach. W tym momencie wielce pożałował, że nie zdołał uprzedzić Cresswella i pozwolił jej przybyć w kompanii tego trutnia, który ją bez skrupułów zostawił. Jeśli nie wiedział, jak nieśmiałą dziewczyną była Dominique, to zwyczajnie na nią nie zasługiwał.
- Wszystko w porządku? - zapytał wyraźnie zatroskany, zauważając, że przy ścianie znajdowała się zupełnie sama, bez swojego partnera czy innego towarzystwa. Wyglądała na odrobinę spiętą i nieswoją.
W przypływie intensywnych wrażeń na chwilę stracił sufit nad głową i przez to zapomniał o niefortunnym wypadku. Jego uwagę zwróciło przepraszające spojrzenie Minnie. Ach tak, powinien pójść do łazienki jakoś się oporządzić, ale wtedy na pewno nie odnalazłby Dominique po raz kolejny, pośród szaleństwa dekoracji i gości. Zdecydowałby się jedynie, gdyby sama zaproponowała taki bieg wydarzeń. Nie miał nic przeciwko, by razem poszli do toalety.
- Nic się nie stało. - Dotknął mokrego krawata i obejrzał zalane winem materiał.
Westchnął cicho lecz swoim wzrokiem powrócił do Minnie i uśmiechnął się do niej nieznacznie.
Czuł, że w danej chwili miał jedynie dwie opcje. Spróbować zatrzymać ją przy sobie, wyrazić chęć naprawienia relacji, lub nawiązania zwyczajnej rozmowy albo zapomnieć o całej sprawie i zostawić ją w spokoju.
Jej zjawiskowy wygląd zaskoczył go tak mocno, że nie potrafił powstrzymać. Ponadto rozlany kieliszek na jego stroju był czwartym już, skonsumowanym drinkiem, który wyraźnie pobudził jego pewność siebie.
- Chciałabyś ze mną zatańczyć? - wyrwało mu się nieplanowanie, a stojąca za nim Priscilla prychnęła słysząc tą ckliwą, żałosną propozycję.
Larry
Minnie imponowała mu swoją wiedzą za każdym razem, gdy w dłoniach dzierżyła różdżkę. Wbrew temu, co w złości wyznał podczas zajęć w szklarni, wcale nie rozpamiętywał jej ataku jako najgorszego, bolesnego wspomnienia. Przecież sam sprowokował tę sytuację. W jego pamięci mieniły się ogniki złości, które narosły wtedy w jej oczach, wypchnięta z niej siła i wielka, skrywana moc, którą z imponującą zwinnością się posłużyła.
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie pisana im była zledwie przyjaźń. Pozornie łatwo po dłuższym czasie przyszła do nich nieskomplikowana rozmowa, pełna uprzejmości i szczerych uśmiechów. Może jednak wbrew martwiącej opinii dziewczyny, Lazarus traktował ją zawsze poważnie, czego dowodem mogły być ukazywane przez niego szacunek i troska, nawet teraz, po upływie dłuższego czasu.
Lazarus rozpromienił się, gdy poprawiła jego szatę wyjściową. Ponadto usłyszał z jej ust niecodzienny komplement. W przypływie entuzjazmu posłał jej znaczące spojrzenie znad podskakujących, sowizdrzalskich brwi. Oczywiście iskra zazdrości przeszyła jego umysł i przyrównał wtedy swój elegancki strój do sztywnych, regulaminowych szat Daniela, z którym Miennie przyszła. Złośliwie za swój cel postawił, że tego wieczoru nie dopuści oczu jej nowego chłopaka do emanującego piękna tej pół-francuskiej urody przybranej w różową suknię i zamierzał towarzyszyć jej do samego końca.
Nott był wyraźnie rozluźniony i nie wykazywał żadnych negatywnych oznak nastroju przebywając w jej towarzystwie. Może minęło trochę czasu, mniej więcej uporządkował sobie wszystko w głowie, lecz to inny czynnik wpływał na ten wyjątkowo dobry humor.
Zwyczajnie był już trochę wstawiony.
Co więcej, zaprosił ją do tańca (!), a taka propozycja nigdy wcześniej nie pojawiła się w jego ustach. Dlatego, kiedy zapytała o jego umiejętności taneczne, roześmiał się szczerze, ukazując rząd swoich białych zębów.
- Ja też nie umiem tańczyć - szepnął, gdy pochylił się nad jej ramieniem. Pachniała przecudownie, oszołomił go zapach jej delikatnych, kwiecistych perfum. Gdyby tylko mógł, zaciągnął ją w kąt i ukrył za dekoracyjną kotarą, by wycałować jej szyję. - Może chodźmy najpierw na drinka - zaproponował i swoim ramieniem otoczył dziewczynę, zostawiając ślad swoich palców na jej nagim łokciu.
Takie przyjęcie było przecież zupełnie usprawiedliwioną ku temu okazją, by kosztować każdego trunku, jaki wpadał w ręce. Minnie nie podzielała Lazarusowej sielanki, stąd warto zaserwować jej co nieco procentów, żeby lepiej odnalazła się w tym obcym, nadmuchanym towarzystwie.
Na brzegu stołu, do którego ją poprowadził, znajdowały się duże, dekorowane kamieniami pojemniki z lodem, w których lewitowały butelki drogiego szampana. Rozglądając się wokoło z braku pewności, czy nie obserwuje ich żaden z członków kadry nauczycielskiej, sprawnym ruchem wyłowił jedną z nich. Sięgnął po różdżkę, by odpakować zawleczkę. Z głuchym hukiem korkowy nabój opuścił szyjkę i poszybował wzdłuż całej sali. Na samym końcu rozległo się kapryśne jęknięcie.
Ta sytuacja niesamowicie rozbawiła Larrego, który chichocząc omal nie narozlewał wokół siebie toczącej się z butelki piany. Koniec końców napełnił w całkości dwa smukłe, cieniowane kieliszki. Jeden z nich, chwyciwszy za szyjkę, wręczył do dłoni Dominique.
Niestety w momencie, gdy powinna wywiązać się między nimi przyjemna rozmowa, ze strony Lazarusa nastała niezręczna cisza. Na początku chciał zapytać ją, czy wciąż jest na niego zła. Wzbronił się jednak przed tym pomysłem z prostej obawy; że wywoła tym kolejną burzę. Skoro tak dobrze udawali, że nic się nie stało, może warto było za tym flow zręcznie podążyć.
UsuńPrawdopodobnie jego opinia była bardzo subiektywna, lecz według niego panna Weasley była najlepiej prezentującą się dziewczyną na bankiecie i to spostrzeżenie nie pozwalało mu poprzestać jego ukradkich, znaczących spojrzeń rzucanych w jej stronę. Po raz kolejny zaskakiwała go swoją osobistością i znów wzbudzała w nim ciekawość swoim kolejnym obliczem. To uczucie wróciło i poczuł się równie lekko jak wtedy, gdy wpadł w urok jej niewinnych spojrzeń podczas pierwszej, spędzonej razem lekcji zielarstwa. Szczególnie rozproszyły go jej pogłębiające się rumieńce, ewidentnie nasuwające niebezpieczną myśl, coby jego urok wciąż manipulował jej emocjami. To niewinne zachowanie wznieciło w nim dziwny dreszcz wątpliwości, czy może dobrze postąpił, dystansując ich relację. Jeśli ona również zdradzała zainteresowanie jego osobą, a on walczył z każdą powracająca myślą o Minnie, to może było tu coś nie tak.
Wybrawszy się na ten moment refleksji, jego twarz przybrała minę wyraźnej zatroskanego. Dłuższą chwilę lustrował jej lazurowe tęczówki i ten hipnotyzujący moment przerwał dopiero brzdęk szkieł, gdy zbił z nią swój kieliszek w ramach toastu.
- Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwa… z nim - przerwał ciszę zupełnie neutralnym tonem wypowiedzi, niezłośliwym, choć te ostatnie słowa powiedział nieco ciszej, jakby wyrosła mu gula w gardle.
Od razu wychylił swojego szampana za jednym razem. Oczy mu zaszły łzami, gdy bąbelki zabuzowały w jego gardle lecz uśmiechnął się przy tym naturalne i szczerze. Odstawił lampkę na stole i z tą sympatyczną miną wsparł się o stół w spokojnym oczekiwaniu, aż Minnie w spokoju skończy swój napój i będzie mógł ją porwać do obiecanego tańca.
Chciał urozmaicić ten czas rozmową, lecz nie do końca potrafił znaleźć odpowiedni dobór słów, by uraczyć ją jakąś uprzejmą, koleżeńską pogawędką. Zajął się więc tym, za czym tęsknił najbardziej, czyli bezwstydnym studiowaniem jej spojrzenia. Dopiero chwilę później wymsknęło mu się w przypływie ciekawości tej nierozwiązanej sprawy jej konfliktu z innymi Ślizgonami.
- Namalowałaś ostatnio coś nowego?
mały pijaczyna <3
Sam zadał sobie to pytanie, ile alkoholu dziś pochłonął. Był całkiem wstawiony, lecz kontaktował z rzeczywistością i roztropnie dobierał słowa, także wedle jego opinii - niewystarczająco. No, może trochę przeholował interesując się jej twórczością, ale wziął już na to poprawkę. Tak czy siak wolał się nie przyznawać do wypitej ilości, bo bał się, że wtedy na pewno nie będzie chciała kontynuować pogawędki z pijanym ślizgonem.
OdpowiedzUsuńKażdego spotkania nosiła na palcach kolorowe plamki, była całkowicie pochłonięta swojej pasji, wiedział ile to dla niej znaczyło.
Już nie maluję.
Te słowa potwierdziły podejrzenia Lazarusa. Zaklął w myślach, podsumowując dlaczego wciąż była zdystansowana i smutna. Prawdopodobnie od tamtej pory nie zauważyła jego starań. Stąd warto było podążyć za jej pytaniem, by nie stąpać dłużej po niepewnym gruncie, który przyprawiał ją o kiepski nastrój.
- To była dość impulsywna decyzja - przyznał szczerze, chowając dłoń za głowę. Potargał niedbale swoje włosy i kilka kręconych kosmyków wydostało się z uporządkowanego szeregu i rozwiały się niedbale na czole. - Najpierw pokłóciłam się z Longbottomem o ten… wypadek. Nie uwierzył, że się przewróciłem - puścił oczko do Minnie, w końcu to ona była sprawczynią jego pobytu w szpitalu. - Później zeszło na temat Zielarstwa. Zagroził mi, że jeśli nie poprawię swojego zachowania, to albo odbierze mi odznakę prefekta, albo nie dopuści do Owutemów z Zielarstwa. Więc sam zrezygnowałem, żeby nie dać mu tej satysfakcji. Całe szczęście profesor od Alchemii przyjął mnie jak syna marnotrawnego, tylko, że znów mam więcej pracy. Muszę nadrobić stracone dwa miesiące - wyjawił jej wszystkie szczegóły mając nadzieję, że to wyznanie wystarczy, by przestała obarczać się winą, za jego nieobecność. Jego decyzja nie była tak personalna, jak mogłaby przypuszczać. Lazarus potrafił włożyć na siebie przysłowiową twardą skórę i przeczekać najgorsze dni.
Jednym z plusów jego rozrywkowego stanu była szczerość i śmiałość, którą teraz zgrabnie przed Minnie prezentował. Alkohol oddalał jego zmartwienia, w tym momencie znajdowały się one schowane za mglistą powłoką i bez żadnych blokad uśmiechał się, dopytywał, otwierał przed nią swoje beztroskie wnętrze.
W międzyczasie skubnął oliwkowy, kwiecisty koreczek i zagryzł odbijające się w jego ustach bąbelki szampana. Miał nadzieję, że w jakimś stopniu zniweluje zapach procentów i podejrzenia towarzyszki o jego nieroztropnym stanie.
- Ale bardzo lubiłem przebywać w szklarni. I lubię z tobą pracować. Jeśli byś kiedyś potrzebowała pomocy… - dodał po chwili i ugryzł się w swój frywolny język, by nie zagalopować się w swoich propozycjach zbyt daleko. Nie miał pojęcia jak to się działo, że z taką łatwością przychodził mu ten niewinny flirt, gdy tylko na nią zerkał. Zdecydowanie musiała wyglądać przebojowo w swoim stroju, że tego wieczoru Lazarus wyjątkowo nie mógł się powstrzymać od kolejnych komplementów. Zdaje się, że zauważyli to także jego znajomi, z którymi wcześniej rozmawiał i rzucając w ich stronę ciekawskie spojrzenia, wymieniali się szeptami.
Gdy Dominique skończyła popijać zaserwowany przez niego napój, akurat wtedy lewitujące instrumenty przygrały nastrojową, wolną melodię. Na taką właśnie okazję czekał Nott. Delikatnie chwycił jej dłoń i zaczął wzrokiem przyciągać ją ku sobie. Kroczył do tyłu, z zachęcającym uśmiechem prowadząc ją w stronę przysłowiowego parkietu na którym kołysało się zaledwie kilka par. Skoro obydwoje mieli dać ten popis umiejętności, Lazarus znalazł wolne, acz skryte miejsce za rogiem, tuż przy ścianie, z daleka od nieproszonych spojrzeń jego znajomych.
Nie sprawiała wrażenia osoby najlepiej bawiącej podczas tego przyjęcia. Był tym zmartwiony, bo nie chciał sprawiać jej zawodu swoim towarzystwem, nawet nie do końca potrafił prowadzić rozmowy w odpowiednim tonie.
UsuńSwoją prawą dłoń umieścił na jej talii, lecz przesunął ją bardzo powoli, by nacieszyć się jej bliskością, na linię jej kręgosłupa. Drugą rękę splótł się z jej chłodnymi palcami. Nim jednak wykonał kołyszący, rytmiczny ruch, zbliżył się do niej swojąś twarz, by szepnąć jej kilka słów na ucho.
- Przepraszam… Naprawdę nie chciałem wszystkiego zepsuć, bardzo tego żałuję - cichym głosem wypowiedział te kilka słów i oparł swój policzek o jej czoło.
Oczywiście, jakże rozsądnie, pijany Lazarus zamiast powstrzymać się od ckliwości, musiał zebrać się właśnie w tym momencie na kolejne zwierzenia. W głównej mierze to stan upojenia przełamał w nim wszelkie bariery, ale też pod wpływem zbliżenia, jej zapach zwodził go jak afrodyzjak. Było mu tak przyjemnie, gdy zastygli w nagłej bliskości. Jego palce niezauważanie zmarszczyły materiał jej sukienki. Zamierzał jednak spełnić obietnicę i poruszyć nieznacznie biodrami, imitując wolny taniec.
- Hej, Minnie. Wszędzie Cię szukałem i... - zza pleców Minnie odezwał się obcy głos, wyraźnie trącony nutą nostalgii. Gdy Lazarus podniósł swój wzrok znad jej ramienia, dostrzegł pełne szczerego rozczarowania oczy Daniela, które migotały niepewnością zza dużych szkieł noszonych przez niego na nosie.
Przez to, że przed chwilą wyrzucił z siebie tak ważne, nie często używane w jego mowie potocznej słowa, odchylił się natychmiast od Weasley, jakby przestraszył się konsekwencji tej niefrasobliwej sytuacji. Wraz z utratą cielesnego kontaktu, zalała go bolesna pustka i uprzednie, złośliwe plany zatrzymania jej na dłużej natychmiast wyparowały. Wszak nie wiedział, czy rzeczywiście byli parą, czy to zmartwione spojrzenie Cresswelda było realną troską o upragnioną dziewczynę. Wydawało mu się, że wystarczająco napsuł jej nerwów w ostatnich tygodniach, by teraz jeszcze doprowadzić do rozpadu bliskiej, być może ważnej dla niej relacji.
Choć serce kołatało mu szybko ze zdenerwowania, zacisnął zęby i w pozornie wyrozumiałym spojrzeniu mignął do Minnie, polecając, by udała się ze swoim kochankiem, który w dalszej części wypowiedzi zaprosił ją na czekoladową fontannę. Zdawał się mieć zupełnie inną niż Nott aparycję. Był kulturalny, uprzejmy. Nie zareagował złością, widząc jak szykowała się z innym chłopakiem do tańca. Pewnie nigdy nie pogrywałby w tą głupią, złośliwą gierkę, którą wymyślił Lazarus. Był spokojny i opanowany, szczerość intencji biła przekonująco z jego spojrzenia.
Wtedy, gdy Larry zrozumiał, że tak naprawdę nie ma w życiu Dominique miejsca na takiego degenerata jak on, miał ochotę w goryczy ugodzić swą zaciśniętą pięścią o ścianę. Powstrzymywała go jedynie jej bliska obecność.
Lazarus
Delikatne usta smagnęłty jego policzek i jeszcze przez dłuższą chwilę czuł, jak jego skóra zapłonęła w tym konkretnym miejscu. Swoją dłonią przesunął po linii szczęki, jakby doszukiwał się realności w jej skromnym dotyku. Nie mógł z początku uwierzyć, że Dominique uraczyła go takim gestem w odpowiedzi na zwyczajne przeprosiny. Może tak trzeba było od razu pomyślał sobie, gdy przyglądał się falującym falbanom różowo-białej sukienki. Odprowadzał ją rozczarowanym spojrzeniem, aż znikła wraz z Krukonem za następnym rogiem.
OdpowiedzUsuńCzuł się jak słup, stał drętwo pod ścianą i zastanawiał się, co takiego ma począć w trakcie, gdy Minnie została uraczona przez swojego towarzysza całkiem kuszącą propozycją. Szczerze zabolało go jej zachowanie i mimo jej słów, by nigdzie nie uciekał, nie zamierzał stać bezczynnie i oczekiwać, aż odpowiednio wybawi się z jego konkurentem.
Udał się więc na wędrówkę po wytwornie udekorowanej sali. Na swej drodze, ku zaskoczeniu, spotkał starszego kolegę ze Slytherinu, reprezentanta jednego ze słynnych magicznych rodów, który bodajże dwa lata temu skończył szkołę, acz jako gość specjalny został na przyjęcie zaproszony. Wcześniej nie mieli sposobności, by pośród tej śmietanki towarzyskiej na siebie wpaść, udali się wspólnie na kolejną porcję drinków. Rozmawiali dłużą chwilę o zmianach w ich życiu, kumpel pogratulował mu plakietki Prefekta i zdecydowanie pochwalił za niedawną decyzję podjętą w związku ze zmianą przedmiotów.
Podczas, gdy magiczna orkiestra przygrywała dźwięcznie, raczyli się razem kolorowymi, smakowitymi przystawkami, chwilę żartowali wspominając dawne wyprawy do Hogsmeade. Takim sposobem narastający płomień żalu z powodu utraty Dominique został ugaszony. Próby uspokojenia powracających, zazdrosnych myśli o tym, co Dominique mogła wraz z Krukonem wyrabiać poza jego zasięgiem, zostały skutecznie zrealizowane i przez usta Lazarusa przemknęło kilka radosnych uśmiechów.
Mimo wszystko co jakiś czas uciekał wzrokiem od rozmówcy i poszukiwał swoim spojrzeniem Weasley w nadziei, że smakowanie czekoladowej fontanny nie zajmie jej zbyt wiele czasu i szybko wróci w jego ramiona. Był tym wyraźnie zaniepokojony, a alkohol gasił nerwy zaledwie na krótką chwilę. Te emocje zdradziły go przed przyjacielem. Zręcznie dopatrzył się reakcji zaniepokojonego Notta i szybko odgadł, że powodem jego dziwnego zachowania była któraś z atrakcyjnych dziewcząt. Zaczęli więc grać w typową dla Ślizgonów grę i William Bletchley kolejno wskazywał losowe uczennice, próbując trafić w upatrzony przez Notta kąsek.
Lazarus odnalazł wzrokiem Dominique, znajdowała się nieopodal, zaledwie trzy kolumny dalej, lecz wciąż zaangażowana była w wyraźnie interesującą dyskusję, w dalszym ciągu będąc z Krukonem. Coś wtedy ścisnęło nerwy Notta, znacznie mocniej, aniżeli w momencie, gdy się rozstali. Ciśnienie krwi, już i tak wyraźnie podwyższone, skoczyło na zupełnie inny poziom zdenerwowania. Prawdopodobnie w normalnych okolicznościach by odpuścił, darował sobie dalszą agonię. Przecież jeszcze niedawno tłumaczył sobie, że między nimi wszystko skończone i swoje życie zorganizował wedle nowego porządku. I tak, wystarczył ten drobny gest, to utęsknione spojrzenie, żeby całą organizację życia Lazarusa zaprzepaścić. I trochę więcej upojenia alkoholowego.
Lecz póki co, nie wykonał żadnego pochopnego ruchu. Jedynie złość wzbierała się w nim i bliska była ku temu, by eksplodować, by wykipieć i całą tą niesprawiedliwość świata zalać lawą swojej bezradności.
Lazarus zdecydował się odsłonić rąbek tajemnicy przed kolegą, jako że, jeśli dobrze pamiętał, w przeszłości randkował on z ze starszą, Victorie Weasley. Tym samym uznał, że zrozumie jego położenie. Niestety William wybuchł gromkim śmiechem, dostrzegając tę ewidentną, zupełnie zaskakującą zależność pomiędzy nimi. Larry z początku tylko rozeźlił się jeszcze bardziej, ale koniec końców okazało się, że głównym powodem rozbawienia był jedynie konkurent Lazarusa. Oczywiście Bletchley przysłużył się przyjacielowi dobrą radą, sprytnie nakłaniając Larrego, by jak najszybciej pozbył się swojego przeciwnika.
UsuńJak długo trwać musiał w tej niepewnej sytuacji? Czy w ogóle to wszystko miało jakikolwiek sens i dokąd właściwie zmierzała ta relacja? Może wcale nie było warto? I dlaczego zawsze spotykały ich przeciwności losu.
Na te wszystkie trudne pytania fruwające w jego umyśle towarzysz odnalazł właściwie odpowiedzi - polewając mu kolejnego szota. Tym razem nieuniknienie, pierwszy raz tego wieczora,Lazarusowi zakręciło mu w głowie. Musiał zatrzymać się przy stoliku, by na chwilę wesprzeć swoje opętane niepewnością ciało.
imprezowicz :D
[Bułą to ja jestem, że tak długo nie odpisywałam. :c Zaczęcie jest świetne, nie masz się co martwić. ^^ Mam nadzieję, że odpis ci się spodoba. I cóż… Nie mam pojęcia jakim cudem zaszalałam tak z długością. *O*]
OdpowiedzUsuńHipnotyzujący trzask języków ognia zachłannie liżących drwa ułożone w kominku mieszał się z cichym szmerem rozmów, przepełnionym znudzeniem rytmem wybijanym przez długie palce, szelestem przekładanej stronnicy książki opisującej skomplikowane receptury wyrafinowanych w swej okrutności trucizn i nasączonym irytacją niemal niesłyszalnym syknięciem. Charakterystyczna dla ślizgońskiego pokoju wspólnego woń wilgoci skraplającej się na chłodnych kamiennych ścianach lochu osiadała w nozdrzach, rozluźniony po całym dniu doskonałości krawat, zieleń przyjemnego w swej miękkości fotela i smak kwaśnego żurawinowego soku splatały się ze sobą w codzienną całość - sieć bodźców mamiących ulotnym spokojem, w którym mógłby się zanurzyć, odcinając na moment od hogwarckiej rzeczywistości męczącej swym upartym zaślepieniem i mugolskim brudem. I mógłby, mógłby gdyby nie osadzające się w jego umyśle irytujące plotki rozlewające się po korytarzach niczym mgła i plaga pasożytów, które zadrami wdzierały się w wypracowany przez niego wizerunek, nadszarpując aurę okrucieństwa i wyższości, którą chełpił się i w której upajającym dotyku zanurzał się każdej nudnej doby. I być może, w innym przypadku nawet by się tym nie przejął, bo krążące po wargach uczniów opowieści na jego temat tylko mocniej podsycały strach okalający go niczym koroną, nienawiści i przepełnionymi niepewnością szeptami, bo przecież nikt nie odważyłby mu się postawić, a nawet jeśli już się to zdarzało - wystarczyło parę zaklęć, parę słów, zimnych oddechów gładzących skórę, smagnięć różdżką, pieszczącego gardło śmiechu, by ze wszystkim się uporać i gwałtownie uciąć jakąkolwiek formę buntu. Bo to on panował na korytarzach zamku, on wyznaczał granice, kary i nieliczne nagrody. On - nie inni, i nikt nie mógł mu tego odebrać. W Hogwarcie został mu już tylko rok, miesiące, które niezwykle szybko upływały, jakby na złość jemu przyspieszając – i miał być to czas zwieńczający spędzone tu przez niego lata – musiał zapisać się głęboko w tych murach, na stałe, niczym owiana grozą legenda, władczy, okrutny, nawet jeśli przez głupców określany szaleńcem. I wszystko zmierzało w tę stronę, gdy w znudzeniu i czarnomagicznej fascynacji pozwalał przepływać po cisowym drewnie kolejnym klątwom i bolesnym zaklęciom, gdy prześladował, gnębił. Był sobą. Następcą ojca.
Ale musiała się pojawić, przerwać mu i wystawić na pośmiewisko. Mała, żałosna w swym podrygu odwagi zdradziecka…
Bastian Lestrange został ośmieszony. Tak niespodziewanie, tak słabo i w rzeczywistości tak dla niego żałośnie, bo gdy już taka sytuacja zaistniała nie pozwolono mu odpowiednio zmierzyć się z przeciwnikiem, upoić się istotą, która odważyła mu się przeciwstawić, wchłonąć tą pewność siebie i stłamsić ją, rozgnieść w palcach, rozszarpać i wyssać z żył nieposłuszeństwo wpychając na powrót w szeregi pozbawionych twarzy podporządkowanych mu bytów. Zakończyłby to tam – natychmiast, w złości upojnie rozlewającej się po żyłach, nawet w szaleńczej radości dla zachwiania bezkarnością i nudą. Ostra wymiana zdań, gwałtowna kłótnia może taneczny pojedynek – mógł podjąć się wszystkiego. Przeszkodziła mu widownia, przeszkodzili profesorowie, którzy szybko pojawili się koło nich, przeszkodziła nawet ona, gdy po wszystkim dość szybko się ulotniła przyjmując jedynie jego lodowate spojrzenie obiecujące bolesną zemstę. W uszach Bastiana wciąż brzęczały te irytujące szepty, które rozeszły się z prędkością huraganu po korytarzach – tak inne od tych, do których przywykł i które wręcz chciał wywoływać. Pozbawione strachu, brutalnie łamiące jego wizerunek coraz to absurdalniejszymi pomysłami, choć właśnie w tym absurdzie tak łatwo przylepiającymi się do jego osoby i do pamięci innych. Może nawet by się zaśmiał słuchając o wszystkich rzekomych metodach ukarania go – na ten swój ironiczny i chłodny sposób, może, gdyby tylko miał dobry humor.
Może, gdyby ośmieszające go plotki nie przeistoczyły się w ciche, jakby wciąż jeszcze tchórzliwe, choć szydercze słowa o jego ojcu. Że teraz Bastian uciekł tak samo jak jego ojciec z pola bitwy. Że pewnie tak samo jak Rabastan skończy gnijąc w Azkabanie, po oddaniu go w przerażające dłonie dementorów. Że skoro babka tej Weasley’owny wykończyła jego ciotkę to teraz ona pozbędzie się jego, raz na zawsze wyplewiając z magicznego świata ród Lestrange. Obrzydliwe słowa splatające się w rozsierdzającego go zdania, których nie mógł pominąć milczeniem i które brutalnie chciał wyszarpać z gardeł wszystkich, którzy odważyli się je wypowiedzieć.
UsuńPuchonkę z czwartego roku, śmiejącą się z jego rzekomego podtopienia i oddania w macki hogwarckiej kałamarnicy z łatwością doprowadził do płaczu opowieściami o prześladowaniu jej młodszego brata, szóstoklasista z Ravenclavu zasłużył na ciche trzaski łamanych palców, by udział w występach szkolnej orkiestry nie przychodził mu już z taką łatwością, Gryfona szybkim Levicorpusem wzniósł na wyżyny głupoty, Oscausi uciszając go na chociaż kilkanaście minut. A Ślizgon… Ślizgona z jego dormitorium, który z wypisaną pogardą na twarzy wypowiadał wszystkie palące słowa o ojcu Bastiana, po pojedynku przycisnął do ściany, boleśnie wbijając końcówkę swojej różdżki w jego gardło, syczącymi słowami zapowiadając piekło, w które ten będzie się zanurzał i topił, aż do dnia, w którym opuści zamek. Wciąż jeszcze przebywał w Skrzydle Szpitalnym, bojąc się nawet wspomnieć, że to Lestrange doprowadził go do takiego stanu. I choć Bastian musiał przyznać, że pojedynek z nim był nawet ciekawy, a przecięcie policzka wciąż go piekło, mógł mu obiecać, że wypowiadanie przez niego wszystkich tych zdań stało się największym błędem jego życia.
Lestrange zamknął z cichym trzaskiem czytaną książkę. Taak, z pewnością jeszcze z tego wszystkiego się zaśmieje, gdy już oplecie mackami manipulacji Weasley’ównę, gdy wykorzysta ją i zniszczy. Zemsta musiała być słodka, wyrafinowana i przedłużająca jej cierpienia.
Dominique Weasley. Bastian nigdy nie zwracał na nią większej uwagi, zazwyczaj pozwalając, by mimo wspólnych zajęć z zielarstwa przemykała gdzieś na granicy jego podświadomości, zlewając się w mgłę z pozostałymi nieistotnymi dla niego uczniami. Cicha, nieśmiała, niepozorna. Nie spodziewał się, że to akurat ona zdecyduje się mu postawić. Potomkini zdrajców krwi, członkini rodziny, która niezwykle go irytowała przypominając o wszystkim co zrobili. Mógłby po prostu zwabić ją do lochów, niespodziewanym zaklęciem wyrwać różdżkę z dłoni i ukarać, wyrwać z ciała kości, napawając się osiadającą na języku metalicznością krwi, obserwować zakryte taflą łez oczy i upajać się zwycięstwem. Ale wciąż jedna uciążliwa myśl nie dawała mu spokoju, uparcie krzycząc mu w umyśle, że skoro matka dziewczyny nieomalże była willą, może i ona posiadała dar. Dar, który tak zręcznie mógłby wykorzystać. Musiał tylko przyjrzeć się jej i dowiedzieć się, jak było w rzeczywistości.
- Lestrange. – Bastian uniósł głowę i spojrzał na chłopaka, który właśnie nachylił się nad fotelem z dziwnie nerwowym uśmiechem malującym mu się na twarzy. – Jeśli nie chcesz by ktoś uszkodził twoją zwierzynę, to radzę ci iść szybko pod starą salę do eliksirów.
Lestrange wyprostował się gwałtownie i zacisnął palce na koszuli niższego od siebie chłopaka, zmuszając, by ten spojrzał mu w oczy.
- Że co? Co ty powiedziałeś? – Cichy ślizgoński syk, wżerająca się w żyły złość, zmrużone oczy.
- Przy posągu centaura, w opuszczonej części lochów. Underwood i Sterling. Zastawili pułapkę na Weasley. – Bastian kiwnął tylko głową w niemym podziękowaniu za informację, po czym z emanującą od niego wściekłością opuścił pokój wspólny Slytherinu. Przy wspomnianym przez chłopaka posągu znalazł się szybko, niesiony furią przejmującą na nim kontrolę.
Underwood i Sterling. Mógł spodziewać się, że ta dwójka będąca świadkami sytuacji z Puchonką coś zrobi, nie stosując się do jego zaleceń. Nie potrafiący słuchać, ograniczeni głupcy. Żenujący w swej próbie zaimponowania mu - odpychające sługusy.
UsuńW tego, który w żenującym uśmiechu celował różdżką w leżącą na podłodze Dominique, posłał Drętwotę, sprawiając, że chłopak odrzucony siłą zaklęcia uderzył w ścianę, w nieprzytomności osuwając się na podłogę. Lestrange nie poświęcając mu już więcej czasu, całkowicie skupił się na Sterlingu, który zdążył jeszcze uderzyć dziewczynę w twarz, później nachylając się na nią, błądząc dłońmi po jej ciele – odstręczająco, wywołując na twarzy Bastiana grymas zniesmaczenia.
- Incarcerous. – Lodowato wypowiedział zaklęcie, z chorobliwą satysfakcją przyglądając się jak ślizgon upada na podłogę, żałośnie wijąc się i próbując oswobodzić z zaciskających się wokół jego ciała duszących lin. Lestrange szybko znalazł się przy nim, z łatwością go podnosząc i z sadystycznym uśmiechem czającym mu się na wargach, obserwując rozszerzone w przerażeniu oczy młodszego od niego chłopaka. Cofnął czar wiążący, popchnął ślizgona na ścianę, mocno zaciskając długie palce na jego szyi, różdżką, jakby od niechcenia błądząc w okolicach jego nadgarstka.
- Nie przypominam sobie, bym pozwolił wam cokolwiek takiego robić. – Pierwsze Diffindo i bolesne nacięcie skóry, płytkie, bo przecież jeszcze nie chciał go zabić. – Powinieneś wiedzieć, że bardzo nie lubię, gdy ktoś jest mi nieposłuszny, prawda? – Kolejne nacięcie, krwista sieć i żałosny skowyt, gdy dla własnej fantazji cichym zaklęciem złamał Sterlingowi rękę. Przesunął różdżkę przed twarz przerażonego chłopaka – niedawnego oprawcy, teraz katowanej ofiary. – A teraz zjeżdżaj stąd ze swoim kolegą, zanim zmienię zdanie. I nie ważcie się pokazywać mi przed oczy, ścierwa. – Puścił Sterlinga, który kuląc się dopadł Underwooda, właśnie odzyskującego przytomność. – Policzymy się później. – Bastian rzucił jeszcze w ich stronę, po czym podszedł do Weasley’ówny. Nachylił się nad nią, przesuwając wzrokiem po jej skórze.
- Mam nadzieję, że nie uszkodzili się za bardzo. – Powiedział cicho do siebie, próbując ocenić jak bardzo ślizgoni naruszyli jego ofiarę, choć w rzeczywistości jego słowa zabrzmiały jakby martwił się o dziewczynę. Bastian zmrużył z irytacją oczy, zauważając bolesne rozcięcie na ramieniu, wypływającą z rozciętej warg krew i zasiniający się policzek.
- Niektórzy ślizgoni naprawdę nie potrafią słuchać. – Wyprostował się i odsunął różdżką opadające mu na czoło kosmyki. Mógłby zostawić dziewczynę tu na ziemi i odejść. Mógłby też ukarać ją, w swoim stylu, tak jak to robił z wszystkimi innymi. Ale wiedział, że żałowałby, gdyby stracił okazję zbliżenia się do niej, by dowiedzieć się czy naprawdę włada tak przydatną dla niego umiejętnością. Musiał to sprawdzić. A jeśli Dominique w rzeczywistości posiadała dar willi, powinien objawić się w jej oczach jako wybawiciel, którego nie musi się bać. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmiało, niezwykle go tym bawiąc.
Bastian uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu, po czym wyciągnął w stronę dziewczyny dłoń, chcąc pomóc jej wstać.
- Wybacz za nich. Uwierz, że nie miałem z tym nic wspólnego.
Bastian – jedyny, najlepszy i niezastąpiony rycerz na czarnym koniu
Jego białka oczne nabrzmiały czerwonymi liniami. Twarz jego, z wyraźnym akcentem na nosie, przybrała intensywniejszych niż zwyczajowo kolorów. Stojąc przy stoliku z barwnymi kwiatami, niemalże zlewał się w jedność z kompozycją.
OdpowiedzUsuńWpakował się w niemałe kłopoty, a towarzyszący mu kolega chichotał jedynie z boku, bo przecież sam pomógł mu doprowadzić się do tak niefrasobliwego stanu. Profesor był wyraźnie zażenowany jego zachowaniem i cała sprawa szybko by się zaogniła, gdyby na ratunek nie przybyła najwspanialsza Dominique.
Dźgając go w żebra nieco wyprostowała jego sylwetkę, ale i chwilowo otępiały umysł wybudził się z transu. Uśmiechnął się nieznacznie, acz przepraszająco do wykładowcy, niemrawo przytaknął i tym samym potwierdził ratujące słowa zaserwowane przez Minnie.
- Panie Nott, zalecam w takim razie sen, a nie szwędanie się po przyjęciach - rzekł profesor bez satysfakcji. Na początku uraczony był okazją na upokorzenie jednego ze studentów Slytherinu, za którymi nie przepadał. - To może panna Weasley odprowadzi cię do dormitorium, żebyś nam przypadkiem nie zemdlał. Zwłaszcza po tym jak się p-oślizgnąłeś w zeszłym miesiącu - prychnął kpiąco, zmierzył lodowatym spojrzeniem wciąż rechoczącego absolwenta i zostawił tę trójkę w spokoju, bo wyraźnie na horyzoncie upatrzył sobie wytwornie ubraną, znajomą czarownicę.
Larry nieco oprzytomniał, kiedy przy jego boku pojawiła się Dominique. Po tym perfekcyjnie odegranym teatrzyku, jego towarzysz zatriumfował zwycięsko sugestywnym przygwizdaniem. Chwilę temu rozmawiali o ów Puchonce, a teraz w swej okazałości, z czystą, dobrą intencją pojawia się w ich towarzystwie i ratuje Notta od opresji. Koleżka William wcisnął mu do ręki kubek z zimną wodą mineralną, poklepał po plecach i uznał, że nie będzie przeszkadzał gołąbeczkom w rozmowie. Jednocześnie bardzo był ciekawy, jak młodsza siostra Victorie reagowała na tego typu pijackie wybryki. Na odchodnym, gdy Lazarus jednym tchem żłopał zawartość szklanki, wykorzystał ten moment by pożądliwym spojrzeniem swoich ciemnych oczu zmierzyć i zbadać całą posturę Dominique, od stóp do głów.
Larry wytarł rękawem pozostałe na jego wargach krople wody. Wziął głębszy oddech, pozbierał myśli i w końcu przestał wspierać się w niemocy o blat stołu. Chłodny napój ocucił na moment jego zmysły i dopiero teraz docenił nieocenioną pomoc Weasley. Znienacka objął ją swoimi ramionami, jak bluszcz oplótł się wokół jej talii. Przyciągnął ją blisko do siebie, ich ciała zetknęły się ponownie w czułym przytuleniu, którym niejako Nott próbował podziękować za jej pomoc.
- Dlaczego tak długo? - szepnął jej do ucha, gdy nachylił się nad jej głową. Jego wargi niepostrzeżenie przemknęły po jej skroni, wyczuwając pulsujące, zestresowane zaistniałą sytuacją tętno. Odchylił głowę, wpatrując się z szelmowskim, pewnym siebie uśmiechem w jej buzię. - Czemu umawiasz się z takimi dupkami? Najpierw ten Justin, a teraz on.
Sięgnął dłoni Minnie, bo był to najlepszy moment na ewakuację; Daniela okulary odbiły refleks wiszącego nad nimi zdobionego żyrandola, co oznaczało, że chłopak spojrzał w ich stronę i wyraźnie zirytowany zamierzał po Weasley raz kolejny wrócić. Wcześniej Lazarus usłyszał fragment ich nieprzychylnej rozmowy. Kolejny jej adorator wyrażał o nim niezbyt pochlebną opinię i Larry wiedział, że kolejna konfrontacja zmusi go do poważniejszych czynów.
- Wyczerpałaś już swój limit na Cresswelda - zarządził stanowczo. Dostrzegł zbliżającego się chłopaka, który prawdopodobnie gonił za uciekającą zgubą. Lazarus obejmował Minnie swoim ramieniem i czuł się w przyzwoleniu, by ją od tego Krukona odwieźć, a wręcz uchronić. - Chodź ze mną. - rzucił, bardziej nakazując aniżeli proponując.
W ucieczce przez jej partnerem, zaczęli przedzierać się w stronę wyjścia poprzez grupki zgromadzonych w dyskusjach czarodziei. Może i Larry był wstawiony, ale jakimś cudem udało mu się nie wpaść na żadną z ważnych osobistości. Z resztą obecność Dominique determinowała go do większej kontroli nad swoim ciałem - jakże mógłby okazać swoją słabość przy Dominique, w myślach stawiając się do porządku.
UsuńPodczas ucieczki oglądał się co jakiś czas za siebie, śląc za każdym razem beztroski uśmiech do Dominique. Gdy wyszczerzył się w pełnej satysfakcji, pomarszczone powieki niemalże przesłoniły jego zielone oczy, a rząd zębów błyszczał na na wszystkie strony. Podobała mu się ta wartka akcja, choć w oddali, za plecami Minnie wciąż dostrzegał sylwetkę jej partnera. Nie zapowiadało się na to, by mógł go zgubić, a nie miał ochoty na kolejną konfrontację z tym leszczem.
Pijany Lazarus uznał wtedy, że rozpieprzy to przyjęcie, bo skoro on nie może się na nim bawić tak, jakby tego chciał, to nikt inny nie będzie. Ze swojego rękawa ostrożnie wyciągnął różdżkę i zapewne nikt nie dostrzegł jego zamiarów prócz Minnie, która śledziła jego poczynania i kroki. Nie oglądał się przed siebie i niestety wtedy niepostrzeżenie wpadł swoimi plecami w kelnera, który dzierżył w dłoniach tacę pełną smakołyków. Wszystko wysypało się wokoło, a Lazarus korzystając z zamieszania, czubek swojej różdżki skierował ku górze i ledwie widocznym promieniem oświetlił zwisającą z sufitu girlandę.
Przywieszone na długim sznurku, wielokolorowe chorągiewki przybrały kształty okazałych motyli i rozpierzchły się na wszystkie strony sali. Każdy z kolejnych opętanych materiałami łańcuchów w zetknięciu z trzepoczącymi ćmami transmutował się w kolejne skupiska stworzeń. Przestrzeń tuż pod sklepieniem wypełniła się melodią cichego trzepotu i rozmaitych odcieni, ożywiając swoim tańcem całą przestrzeń powietrzną. Po sali rozeszły się westchnienia zachwytu, goście bili brawo nad finezją olśniewającego spektaklu. Jednakże w niedługim czasie pląsające grupy motyli zamieniły się w wielką, niekontrolowaną chmarę, przypominając chmurę szarańczy. Ich wibracje wprawiły pozostałe przedmioty w drżenie. Przestało być zabawnie, gdy w powietrze wystrzeliły wytworne kapelusze dam, następnie obrusy pełne przystawek, długie zasłony. Wybuchł powszechny chaos, który wedle życzenia Lazarusa, powstrzymał także śledzącego ich Daniela.
- Uciekajmy stąd - szturchnął ramię zapatrzonej dziewczyny. Nie wiedział tylko, czy ta zastygła mina na jej twarzy była efektem jej zachwytu czy wściekłości.
Larry ♥
Larry był w nietrzeźwym stanie i zdawał sobie z tego sprawę, gdy z coraz większym trudem utrzymywał pełne rozwarcie powiek. Zamiast tego, jego oczy mrużyły się odrobinę, lecz niekoniecznie odejmowało mu to uroku. Był zmęczony wrażeniami minionego dnia, lecz przebywanie w towarzystwie Dominique dodawało mu energii, a wręcz swoim frywolnym zachowaniem nakręcała go coraz bardziej do niefrasobliwych pomysłów. I wysnuł on podejrzenie, że Minnie także w jakiś sposób zatraciła swój zwyczajowy rozsądek. Jakże inaczej Nott mógłby wyjaśnić jej zachowanie, kiedy bez żadnych skrupułów podążyła z nim dalej i obdarowała go tyloma przychylnymi spojrzeniami, że aż pełen nadziei wykwitł cały w środku. Zupełnie tak, jakby nie wydarzyło się między nimi nic niepowołanego, jakby zły urok prysł. Poprzednie winy, jakimi był obarczony, nie miały znaczenia w porównaniu z palącą z tęsknotą, która kłębiła sie we wnetrzu obojga.
OdpowiedzUsuńGdy wspinała się przed nim po krętych schodach, obserwował jej zgrabne łydki, muskane przez transparentne, wibrujące falbany sukienki. Przebijające w nieszczelnych deskach ppromienie księżyca oświetlały im drogę na szczyt wieży.
Przy ostatnich szczeblach schodów zwolnił i został w nieco w tyle. Nie mógł uwierzyć we wszystko, co się tego wieczora wydarzyło. Wyraźnie zaskoczony, z głową wystającą zaledwie metr z dziury w podłodze, przyglądał się poczynaniom Dominique.
W swojej kreacji niczym balerina prezentowała się na środku okrągłej sali, wymachując w powietrzu iskrami zaklęcia. Wieża astronomiczna była urokliwym miejscem, zwłaszcza przy bezchmurnej nocy, gdy żaden student nie zakłócał ten pokornej ciszy kosmosu. Miejsce stało się popularnym zakątkiem do wieczornych, nielegalnych schadzek zwłaszcza dla zakochanych par i prawdopodobnie każda uczennica marzyła o romantycznych pocałunkach w świetle gwiazd. Choć pomieszczenie było otwartym przestrzennie miejscem, w ciepłe miesiące takie jak ten, przyjemnie zapachy dzikiego lasu przemieszczały się wraz z letnim wiatrem w to miejsce. Subtelne powiewy unosiły tej nocy także błyszczące kosmyki Weasley i wyglądała się pośród tego surowego wnętrza jak magiczna istota, jak najprawdziwsza Wila, kusząca upatrzonego mężczyznę do tańca.
Na początku obserwował jej poczynania z daleka, lecz gdy usłyszał jej zachęcające słowa i pierwsza melodię wydobywającą się z zaczarowanego gramofonu, wypuścił z dłoni poręcz schodową i stoickim krokiem zmniejszył dystans między nimi. Choć obserwowanie jej z daleka było czarującym doświadczeniem dla oczu, nie zgoła było porównać do chwili uniesienia, jakiej doznał, gdy znów dotknął jej ciała w świadomości, że tym razem ma ją tylko dla siebie.
Najpierw zadbał o jej niesforne kosmyki, zgarniając je z czoła. Zarysował palcem łuk wokół cienia, który blask padający z nieba ukształtował na jej twarzy. Swoim kciukiem zagościł na jej podbródku i zawadiacko zahaczył, by unieść jej usta bliżej ku sobie. Pochylił się nad nimi niezwykle powoli i zwlekał. Czekał i napawał się tą chwilą jej obecności i bliskości. Czuł jej pulsujące nerwowo tętno, a on z premedytacja przedłużał ta chwile napiecia, nie doprowadzając do zetknięcia ich ust. Przyjemny dreszcz przeszył jego plecy, gdy oddech dziewczyny łaskotał jego wargi. Mimo dzielących ich zaledwie milimetrów, zblizajac sie do Minnie, jedynie zwiódł ją swoim zamiarem złożenia pocałunku. Trzymał ją druga dlonia opleciona na jej talii i targało nim niesamowicie satysfakcjonujące wrażenie, że jej bezbronność należała już tylko do niego, nikogo innego. Zwłaszcza, gdy jej wcześniejsze uświadomiły mu, że był on jedynym dupkiem, którego uraczyła swoimi względami.
W jednej chwili odsunal swoja twarz. Uznał, że nim ugasi pragnienie, musi być słowny i dotrzymać złożonej wcześniej obietnicy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńUtonął w głębi jej połyskujących tęczówek. Patrzył na nią z wyrysowaną, wyraźną pewnością siebie, bo przekonał się właśnie, czego teraz najbardziej spośród wszystkich marzeń pragnął. Ujął jej prawą dłoń i pewniej układając palce na jej plecach, we wspólnym półobrocie zamienił się z nią miejscami, by w całej okazałości księżycowego światła móc oglądać jej porcelanową cerę i delikatne rumieńce. Posłał jej także szczery uśmiech, będący dowodem jego zachwytu tą sytuacją. Powoli, w rytm muzyki, zaczął kołysać swoimi biodrami na prawo i lewo. Nie spuszczał oczu z jej ciemnych, uwydatnionych tuszem rzęs, które zgrabnie podkreślały ciemne punkty poszerzonych w mroku źrenic. Jednym ruchem uniósł swą dłoń ku sklepieniu i wypuścił Minnie do wolnego piruetu. Obserwował uważnie każdy jej ruch w milczeniu, wsłuchany w nastrojową muzyka. Gdy wróciła do niego spojrzeniem, przyciągnął ją zdecydowanie bliżej niż poprzednio. Oparł się lekko o jej czoło.
Usuń- Chciałem Cię tu zabrać na randkę - szepnął, wznawiając uprzednie, powolne chwianie, przypominające w jakimś stopniu dalszy taniec. - Nie sądziłem, że mnie w tym uprzedzisz - zażartował, uśmiechając się nieznacznie, gdyż miał dziwne wrażenie, że Weasley będzie próbowała go skutecznie od tej wizji randki odwieźć.
Larry tancerz♥
Gdy oplotła go jak swoją własność, gdy oparła swoje drobne ciało na jego posturze, dopiero wtedy poczuł ciężar tych trosk, którymi została obarczona przez jego dziwaczną obojętność. Przez moment zrobiło mu się zwyczajnie głupio, poczuł drapiący w gardło przepływ poczucia winy. Nie był to jednak pierwszy raz, gdy jego nieudolne zamiary przyniosły odwrotny od oczekiwanego efekt. Ta prowokacja do ataku przy bibliotece i dystans w ich znajomości miały sprawić, by Minnie zapomniała o nim zupełnie i wiodła dawne, spokojne życie, bez tornada jego szalonych emocji. Przez moment sam uwierzył w słowa kolegów, że przecież tylko się z nią bawił; był Lazarusem Nottem, czarodziejem z arystokratycznego rodu chciał spróbować jak smakował zakazany owoc. Niefortunne okoliczności wciąż tworzyły między nim a Minnie ciężkie do pokonania przeszkody i w gruncie rzeczy nawet nie dostał takiej możliwości, by faktycznie doświadczyć, jak mogłaby wyglądać między nimi głębsza więź. Tak na dobrą sprawę nie było mu dane jej lepiej poznać.
OdpowiedzUsuńNa moment wyznanie Dominique stało się poważne i dla Larrego stresujące, szczególnie, gdy otworzyła przed nim możliwość do opowiedzenia swojej strony w tej sprawie. Wzdrygnęła chłopakiem myśl, że tak piękny czar mógłby prysnąć, gdyby atmosferę wokół zaczęła zagęszczać nieprzyjemna rozmowa o zajściach w pracowni. Albo co gorsza, o niezrównoważonych przyjaciołach Lazarusa, którzy nie pałali sympatią do żadnych z Weasleyów i swoimi kompletnie zwariowanymi zachowaniami stoją na straży zachowania czystości krwi.
- Nigdy nie kpiłem z ciebie i oczywiście, że cię nie nienawidzę. - szepnął, dłonią otulając jej przylgniętą do jego piersi głowę. - I nie przepraszaj, nie masz za co.
Wtulając się w ciało tej niewinnej Dominique Weasley, wciąż uważał, że pochodzi ona z zupełnie innego świata, że z pewnością napotka jeszcze trudy w tej pokręconej znajomości. Niepewnym ruchem zaczął gładzić jej ułożone włosy. pewnie jeszcze nie raz Cię zawiodę pomyślał, lecz znalazł na tyle rozsądku, by tego czarującego momentu nie zepsuć swoimi pesymistycznymi domniemaniami. Jeszcze przez chwilę koił ją swoim dotykiem, po chwili włączył w uspokajającą mantrę swój delikatny pocałunek złożony na jej czole. Gdy jego usta musnęły jej skórę, poczuł jak różną temperaturę utrzymuje jej ciało. Wtedy dla pewności swoją dłonią przesunął po jej plecach. Odsłonięta skóra biła zimnem wpadającego do pomieszczenia rześkiego powietrza. Spod objęć jej rąk wyswobodził swoją marynarkę i zwinnym ruchem zrzucił rękawy, by tuż po chwili otulić jej chłodne ramiona swoją szatą wyjściową.
Wtedy, gdy usłyszał z jej ust delikatne zająknięcia, rozpogodził się na ponowne zobaczenie Dominique w swej zawstydzonej kreacji, z monologiem na języku i rumieńcami na jasnej buzi. Wierzchem dłoni pogładził jej policzek, sprawiając, by speszonym wzrokiem nie uciekała we wszystkie nieistotne elementy otoczenia, by zwróciła uwagę na to, co ważnego miał jej właśnie do powiedzenia. Gdy zerknęła w jego stronę, uraczył ją zawadiackim spojrzeniem.
- A to ostatnie… Co takiego może moglibyśmy? - zacytował jej propozycję, wyraźnie zaintrygowany wysnutą przez nią sugestią. Z racji swojego imprezowo-flirciarskiego stanu, dopatrzył się oczywiście dwuznaczności w jej słowach i sprytnie obmyślił, jak wykorzystać tę wzmiankę w swoich niecnych planach i uniknąć dalszej, niewygodnej rozmowy. - Ja mam pomysł, co moglibyśmy zrobić - zaproponował zdecydowanym tonem, a zdradzić go jedynie mógł lekko drgający w rozbawieniu kącik ust. Jego dłoń ułożyła się na jasnych brwiach Puchonki, jednocześnie przysłaniając całą widoczność otoczenia. - Zamknij oczy. - szepnął i po rozsunięciu dwóch palców upewnił się, że dziewczyna grzecznie podążyła za jego rozkazem, wtedy też zabrał rękę.
Przez chwilę przyglądał się migoczącym cieniom którymi przyozdobiła swoje powieki. Jej rzęsy drgały nerwowo, zdradzając niepewność, jaka zagościła w jej umyśle, gdy wypuścił ją ze swoich objęć i przez chwilę nakazał trwać w dezorientacji. Lecz niezbyt długo potrafił utrzymać na wodzy swą cierpliwość. Jego myśli wirowały wokół jednego pragnienia i napędzały je coraz silniej niczym tornado. Palce Lazarusa powolnym, acz pewnym ruchem wplotły się w miękkość jej pobielałych w świetle księżyca włosów. Objął tył jej głowy, pozwalając by swobodnie oparła się na jego dłoni; wtedy też, gdy jej twarz zwróciła się w jego stronę, westchnął cicho z wrażenia. Pochylił się i wargami wpił się w jej chłodne usta, by rozpocząć tak długo wyczekiwany, ich pierwszy, ten prawdziwy pocałunek.
UsuńLarry
Dla spragnionego Lazarusa te kilka pocałunków nie nasyciły wystarczająco jego żądzy. Stanowiły jedynie namiastkę jego zamiarów. Nic jednak nie mógł począć, kiedy Dominique po ukradnięciu mu ostatniego całusa, zajęła usta pytaniami. Przechwycił niesforną dłoń, która trąciła go w nos. Zaplótł wokół niej swoje palce i pozbawił całkowicie niesforną rękę kontroli - wtedy pomyślał, że z łatwością przechwyci ją w swoje ramiona, oprze o ścianę i zniewoli niczym ofiarę, by kontynuować realizację swoich pragnień. Nim jednak ten szalony plan ułożył się w jego głowie, jego myśli podążyły za jej intrygującymi pytaniami.
OdpowiedzUsuń— Na pewno chcesz się dowiedzieć? Nie zrobi Ci się przykro, jeśli dowiesz się, ile wrażeń nam przepadło? — Uniósł prawą brew i spojrzał na nią podejrzliwie. — Zapachowe świece... romantyczna kolacja…. czerwone wino — wymieniał kolejno, i co było podejrzane, uśmiechał się coraz szerzej. Niezwykłą rozrywkę sprawiało mu pogrywanie w słownych żartach z Dominique. — Wypożyczyłem wtedy encyklopedię gwiazdozbiorów i mogliśmy caaałą noc po prostu leżeć razem i obserwować gwiazdy — wzruszył rytmicznie brwiami. Tak naprawdę tylko część z wypowiedzianych słów była prawdą. Konkretnie, jedynie ta przedostatnia wzmianka o wspólnym leżakowaniu, bo w szczególności o tym marzył po tygodniu intensywnej nauki.
Naprawdę bardzo zależało mu na tamtej niedoszłej, wspólnej nocy. Może podkradłby kuchennym skrzatom termos z ciepłą herbatą, a z sypialni - koc i poduszkę, którą później zmaksymalizowałby do rozmiarów wielkiego łóżka, rzucając nań zaklęcie powiększające. W tym frywolnym planie oczywiście obowiązkowo zawarte zostało całonocne obściskiwanie. Ukradkiem znad lśniących gwiazd, jego spojrzenie przeniosłoby się na migoczące oczy Dominique i swoim hipnotycznym wzrokiem skłoniłby ją do czułych pocałunków i przyzwolenia na dotyk jego dłoni, błądzących po jej drobnym ciele.
Odnalazł także jej drugą dłoń, z którą splótł swoje palce, zaś wnętrze jej dłoni gładził delikatnie kciukiem Przyglądając się krągłej dynamice palca, myślał o tym, jak przyjemnie mogli spędzić ten czas. Natychmiast zebrała się w nim ochota na prędkie zrealizowanie tej sielskiej fantazji.
Niestety, nawet gdyby znaleźli w jednej ze starych skrzyń obok niezbędne przykrycia do zbudowania prowizorycznego legowiska, ciężko mu było wyobrazić sobie, że miałby zasnąć opasani w swoje wytwordne kreację. Prędzej wybrałby sen w samej bieliźnie, aniżeli w koszuli ciasno powleczonej krawatem. I nie śmiał teraz podsuwać dziewczynie takiego planu, bo nie wierzył, że dopiero pogodziwszy się dniach rozłąki, są gotowi na takie ekscesy.
Lazarus w swej karierze miłosnej prędko przechodził do sedna sprawy, jednakże spotykając się z Dominique, jakaś mądrość z tyłu głowy podpowiadała mu, że z nią będzie zupełnie inaczej, niż z innymi dziewczynami, z którymi dotychczas się umawiał. Nie bez powodu przypisał sobie bycie pierwszym, całującym ją chłopcem, bo wydawała się być zupełnie świeżynką w temacie związków.
Owszem, chciał być i tym, który pierwszy ujrzy ją w całej swojej okazałości, ale w odpowiednim momencie, w sprzyjającym ku temu warunkom. Już chodził mu po głowie jeden taki pomysł.
Mimo wszystko, był to dla niego wieczór pełen wrażeń, większość z nich miała zapisać się w jego pamięci jako mgliste wspomnienia z bankietu i te piękne chwile w towarzystwie upodobanej sobie Puchonki, które w końcu udało mu się doprowadzić do spełnienia.
— Mógłbym cię całować całą noc - szepnął i nachylając się na jej szyją, musnął ustami krawędź jej ucha. Zmęczoną i ciężką głowę ułożył na jej ramieniu. — Dużo dziś wypiłem, jestem zmęczony, ale zrobię tak, jak zechcesz — wymruczał jej wprost do ucha. Teraz to on schował się w rumiankowym zapachu bijącym z bliskości jej ciała. — Jeśli chcesz, możemy spróbować odtworzyć podobny scenariusz jutro, u ciebie w pracowni — zaproponował. — Mam na myśli ten z obściskiwaniem, a nie z milionem gwiazd — dodał po chwili i mogła poczuć na swoim ramieniu, jak policzek nabrzmiewa mu od kolejnego entuzjastycznego uśmiechu.
UsuńLarry
Ramię Dominique, choć kościste i wątłe, jak na drobniutką dziewczynę przystało, było przyjemnym miejscem do odetchnięcia na krótki moment. Czuł jej porywający zapach i rytmiczny puls. Jej objęcia stały się dla niego schronieniem i robił się wtedy coraz bardziej senny, tonąc w tym przyjemnym ukojeniu.
OdpowiedzUsuńNa jej kolejne pytania przytakiwał, albo kręcił głową, dopiero gdy posłyszał z jej ust groźbę, nie mógł powstrzymać parsknięcia, które wydobyło się mimowolnie z jego ust. Rozbawiła go ta pewność siebie, bo choć swojego zdania nie zmienił i wciąż uważał Minnie za wprawioną i silną czarownicę, z pewnością nie pokonałaby go w walce, gdyby nie dał jej na to swojego przyzwolenia. Nie zamierzał jednak wyprowadzać jej z błędu, przynajmniej nie teraz, gdy powieki stawały się dla niego cięższe i tracił witalność do dalszych żartów. Takim też, zmęczonym spojrzeniem obdarzył ją, gdy dłonią głaskała jego policzek. Podniósł się z jej ramienia i wyprostował, by dalej jej nie nadwyrężać. Dłonią przysłonił rozwierające się w rozległym ziewnięciu usta.
— Nie jest źle, bywało znacznie gorzej — mruknął, pocierając zmęczone oczy swoimi opuszkami. Zdecydowanym gestem przesunął po włosach i mniej więcej ułożył roztrzepane przez troskliwy dotyk kosmyki kręconych strąków. Doprowadził się do porządku i dopiero wtedy spojrzał na nią ponownie. — Odprowadzę cię do dormitorium, spójrz na siebie — rzekł, odstępując od niej na krok i zlustrował jej całą sylwetkę. — Myślisz, że pozwolę ci się błąkać samotnie po nocy w tak ubranej? W ogóle uczniom nie wolno krzątać się po nocy. A ja jestem prefektem, więc mogę — puścił do niej oczko.
Przez barierę szumu, który utworzyły mu w głowie wypite wcześniej drinki, zupełnie zapomniał, że dziewczyna zakończyła swoją przygodę malarską i przestała odwiedzać pracownie. A przecież rozmawiali o tym zaledwie kilka godzin temu. Z tego roztargnienia nie wiedział także, jak się wyplątać z tej sytuacji, jak zasugerować, by sama zauważyła, jak wysprzątał szkody wyrządzone przez jego przyjaciół. Nie mógł przecież tak po prostu zdradzić swoich dokonań, wtedy zepsułby wszelką niespodziankę, nad którą się napracował (albo raczej skrzaty domowe, ale o tym nie musiała wiedzieć). Może jednak warto było umówić się i faktycznie wystawić Minnie, by dać jej okazję do samotnego odkrycia. Nie do końca potrafił ten problem rozwiązać w tym trwogim momencie. Rzeczy komplikowały się coraz bardziej w jego głowie, postanowił pozostawić tę zagadkę do rozwikłania na lepszy moment.
— Masz rację, może zobaczymy jutro. Muszę napisać esej na alchemię - mruknął, drapiąc się zakłopotany w tył głowy, gdy zdał sobie sprawę, jak ciężko mu będzie zorganizować się po tej zakrapianej imprezie. Dlatego też uznał, że nadeszła najlepsza pora, by wracać.
Chwycił dłoń Minnie i korzystając z okazji, że jeszcze przez moment znajdowali się zupełnie sami, a później mogli przypadkiem spotkać jednego z gości bankietu, zbliżył się do niej. Nachylił się nad jej ustami po raz kolejny i złożył nań czułego, długiego całusa. Smakowanie jej ust sparaliżowało jego ciało na chwilę; zjeżyły mu się włosy na karku, w brzuchu łaskotały go motyle, a przez plecy wędrował przyjemny dreszczyk emocji. Zdecydowanie, gdyby miał trochę więcej sił, nie odpuściłby takie okazji do spędzenia wspólnej nocy, jednak, tak jak wspomniała Minnie, miał nauczkę.
— Chodźmy już — szepnął wprost pomiędzy jej wargi, lecz odsunął się, łapiąc z nią kontakt wzrokowy. Wciąż splatał z nią swoje palce, teraz jedynie przycisnął je mocniej na znak swojej gotowości do wyjścia.
Larry