don't hurry be happy



Olaf Wood  /  Gryffindor  /   VI rok  /   Drużyna Quidditcha: szukający   
wróżbiarstwo / astronomia / numerologia / starożytne runy (tu bardzo żałuje, że się zapisał) 




Olaf zdecydowanie kieruje się bardziej sercem niż rozumem, może właśnie dzięki tej szczerości ma dar zjednywania do siebie innych. Jest dobrym przyjacielem, służącym adekwatną radą nawet w nagłej potrzebie.
I na tym koniec jego mocnych stron, bo przede wszystkim to cwany krętacz i obibok. Swoje szkolne obowiązki zawsze odkłada na ostatnią chwilę; zwłoka kończy się paniką i całkowicie go przerasta. Mimo, iż niegłupi z niego chłopak, to zupełnie niezorganizowany. Zakłada koszulę na lewą stronę albo wylewa przypadkiem kałamarz na biurku nauczyciela, lecz to nie opieszałość, a lenistwo odciska piętno na jego kiepskich ocenach.
Nie cierpi monotonni i nudy, za to uwielbia psikusy od Weasleyów i wartką akcję z nimi związaną. Tym sposobem łatwo rozprasza swoją uwagę od spraw ważnych tj. dla niego zbyt przyziemnych by uznać za warte uwagi. Trochę z niego młody, nieopierzony gołąb, który jeszcze nie wybrał kierunku pierwszego lotu. Twarz Gryfona zazwyczaj promienieje słonecznym uśmiechem. Ma swój unikatowy sposób na życie, szklanka jest zawsze do połowy pełna i dzięki temu łatwo odnajduje się w niemalże każdej sytuacji. Jednocześnie to bardzo przekorna osoba, lubiąca mówić “nie”, sprzeczać się i upierać. Jak na lekkoducha przystało, ceni sobie swobodę myśli i wypowiedzi, nie dba opinię, choć czasem odbija się to ze sporym niesmakiem. I choć ma on swoje grymaśne dni, zawsze tłumaczy je położeniem gwiazd, co jako jedno z niewielu zagadnień udało mu się wynieść z zajęć Astronomii.
Spośród wszystkich szkolnych aktywności najbliższy jego sercu jest Quidditch. Śladami swego ojca bardzo pragnął zostać kapitanem drużyny, ale z powodów dla niego niezrozumiałych (bo w końcu tak namiętnie jest oddany swej pasji) przegrał tę potyczkę już kolejny rok i to bardzo frustrujący dla niego temat, którego nie radzę zaczynać. Nie mniej jednak aktywna rozgrywka wciąż pochłania Olafa do reszty, pozwalając na upust rozszalałym emocjom.
Wnioskując z żywiołowego temperamentu, wolny czas lubi spędzać na świeżym powietrzu. Tworzy niecne plany z kolegami, czasem odwiedza klub pojedynków, a w weekendy wyprawia się do Hogsmeade na przepyszne kremowe piwo. 



Głos ma jak Pancernik kulowy.
Twarz ma jak Pawian masajski.
Nogi ma jak Perlica zwyczajna.
Szyję ma jak Scynk aptekarski.
Tyłek ma jak Topi.
Porusza się jak Trogon maskowy.




____________________________________________________________
Ciekawostki: Czasem podkrada z pokoju wspólnego albo w wielkiej sali tygodnik Czarownica, żeby spradzić horoskopy. Jakiś czas temu odkrył do czego służą jego tajemnicze karty zakupione u Borgina&Burkesa i rekreacyjnie wróży z nich swoim znajomym (tak jak ten powyższy wierszyk) 

Mam nadzieję, że spędzimy razem miło czas :) nie pamiętam już jak się pisze kartę postaci, wydaję mi się, że postać zyska bardziej przy bliższym poznaniu :) ale zapraszam do tworzenia wspólnych relacji, chętnie Olaf miałby już kilku przyjaciół albo przyjaciółki, nawet może z czasów pozaszkolnych.] 

WĄTKI: Beatrix, Wynn, Amelia, Riley, Addison

97 komentarzy:

  1. [Henlo! Czy możemy z Lyallem porwać go na jakieś wspólne psioczenie na pana od starożytnych run, bo mamy do niego pewien uraz? Pod warunkiem, że Olaf wytrzyma z moim chłopczykiem, bo jest takim trochę stanem umysłu. ;')]

    Lyall

    OdpowiedzUsuń
  2. [Okej, ja przyznaję się, że stalkowałam tą kartę w roboczych, bo Gryfon, bo Wood i takie tam. Wcale nam nie przykro, że nie udało mu się zostać kapitanem, bo heloł, Stansell jest jedynym słusznym, a przynajmniej za takiego się uważa. Mam nadzieję, że drużyna ma dobrego Szukającego i zamierzamy to sprawdzić na boisku.

    ... tu następuje przerwa na googlowanie wszystkich egzotycznych zwierząt, w poszukiwaniu pełnego obrazu wyglądu pana powyżej...

    No dobrze... ciekawy człowiek z tego Olafa, Stansell mu chyba namaluje portret w prezencie urodzinowym.
    Chodźcie, powróżymy wam z kart, damy wycisk na boisku, zarobimy kilka ujemnych punktów dla Domu Lwa i inne atrakcje w pakiecie.]

    Ulysses Stansell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ja chciałam się bezczelnie podczepić z powitaniem, jednocześnie zaznaczając, że i Rose zaciera ręce na posadę kapitana, gdy Stansell przypadkiem spadnie z miot... ekhem, skończy szkołę. Bawcie się z Woodem świetnie! Wietrzę kawałek porządnej rywalizacji, więc zapraszam również do Rose :)]

      Don't let me down. Kicking your ass shouldn't be that easy

      Rose

      Usuń
  3. [Ze smutkiem donoszę, że karta postaci nie współgra ze zdjęciem – to nie jest twarz pawiana! :D
    Już tak poważnie, to Olaf wydaje się fajnym chłopakiem, opisanym tak, że uśmiech na twarzy wykwita – pomimo tego, że od razu widać gryfońską cwaniakowatość (teoretycznie tak podobną, a przecież tak różną! od ślizgońskich spryciarzy), więc strzeżcie się zauroczone w Woodzie panienki. A ode mnie ogromna okejka za tego kapitana, że nie dostał i się wścieka, a nie że mu proponowano, ale odmówił.
    Hej, serdeczne cześć, miłej zabawy!]

    Edgar Fawley

    OdpowiedzUsuń
  4. [A gdzie tam! Lyall się wstydzi bycia jasnowidzem i udaje przed innymi, że to się nie dzieje. ;')]

    Lyall

    OdpowiedzUsuń
  5. [Strzał w dziesiątkę! Oczywiście, że tak! Lyallek ma wizje w ciągu dnia, często w najmniej odpowiednich okolicznościach, więc bywa nieobecny i miejscami odklejony od takiego tu i teraz. Niekiedy coś sobie mruczy pod nosem albo zapisuje na skrawku pergaminu. Potrafi się przez to nawet zgubić w zamku, który powinien znać jak własną kieszonkę w krukońskiej szacie. ;')]

    Lyall

    OdpowiedzUsuń
  6. [No to witam oficjalnie Woodziaka, chociaż kartę oczywiście podgladałam i czekam nadal na ten twój zapowiedziany pomysł :) ]

    A.Rathmann

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Ha! No i słusznie, że żałuje! Ale jeszcze zapewne trochę się pomęczy, bo Andy nie odpuszcza tak łatwo. Olaf przywodzi mi na myśl taki pocieszny promyczek światła, a takowych brakuje chyba każdemu z nas. Możemy spróbować wyplenić wiszące na nim lenistwo, spokojna głowa :D. Chodź do nas, może nie rozwalimy całej szkoły c:. Życzę udanej zabawy na blogu oraz oczywiście nieskończonej weny! ]

    Andy

    OdpowiedzUsuń
  8. [Pewka, piszemy się Lyallem na wszystko! I jasna sprawa, można śmiało założyć, że się kolegowali. ;)]

    Lyall

    OdpowiedzUsuń
  9. [OMG, tak! Muszą być przyjaciółmi mocno! Ona na pewno by też go zaczepiała, drażniła się z nim i zapewne jakby odkryła mugolską bajkę "Kraina Lodu" mówiłaby na niego bałwanku czy coś, wybacz, ale totalnie kocham to imię. xD Olaf by pewnie żartował z jej wzrostu, bo to takie 1.52 zaczepności, więc nie widzę tutaj innego wyjścia. Wynn go by też pewnie wkręcała w jakieś dziwne rzeczy, kompromitowała przy dziewczynach, bo może, bo jest jego kumplem, i pewnie zawsze by się mu pchała w to, co robi. Przyjaźń z Wynn to poświęcenie, na pewno się piszecie? :D
    PS. Nie ma po co wychodzić tylko na jedno piwo kremowe!
    PPS. Też będziemy wkładać koszulki na drugą stronę.]

    wcale nie taka straszna WYNN

    OdpowiedzUsuń
  10. [Nienawidzi obciachu, co? Wynn pewnie by jeszcze bardziej go męczyła, bo nie ma to jak męczyć swojego bałwanka, ale jak się dowie, że on nigdy nie miał dziewczyny i w ogóle, to trochę zluzuje, bo ona też nigdy nikogo nie miała i jeszcze nikt ją nigdzie na randkę na zaprosił, więc pewnie by odpuściła, żeby nie było, że się śmieje, a sama nigdy nic ten tego. Ale oczywiście ona się nie przyzna, co nie, nie ma opcji żadnej!
    Proszę kochać naszą głowę. Wynn pewnie koniec końców sama będzie mu dawać te zadania, żeby "głupek" zdał, ale znając ją to wyciągnęłaby to jako: Ja Ci pomogłam, stawiasz piwo, Wood! Także może uda nam się to pogodzić. :D
    Jasne, że lecimy. Tylko od czego zacząć? Od jakiegoś wspólnego odrabiania lekcji, gdzie Wynn już zrobiła swoje i patrzy jak Olaf się męczy, uśmiechając się szeroko jak Joker?]

    najwredniejsza w całym Hogwarcie WYNN

    OdpowiedzUsuń
  11. Wydawało jej się, że już dawno się z tym pogodziła. A może nie tyle pogodziła, co opanowała do perfekcji sztukę wyparcia, by utkwić w swoim postanowieniu i nie podejmować działania do póki nie opuści murów Hogwartu. Chodź podczas pierwszego meczu z Gryfonami po wakacjach, o mało co nie spadła z miotły, gdy usłyszała wśród wymienionych zawodników nazwisko Wood, jak gdyby do tamtego momentu zapomniała całkowicie o istnieniu chłopaka, mimo że nie pierwszy raz spotykali się na boisku. Ledwie co udało jej się opanować wtedy uciążliwy ścisk w żołądku i z twarzą wyjść z debiutanckiego meczu jako nowa kapitan. Od tamtego dnia starała się go unikać jak ognia, nie byli na tym samym roku, w tym samym domu, a nawet na boisku mieli tak odmienne pozycje, że nie musieli zbliżać się do siebie nawet na metr. Nie musiała przecież rujnować chłopakowi jego poukładanego życia, zdecydowanie wystarczyło, że głupi sekret jej matki spędzał tylko jej sen z powiek.
    Najwyraźniej jednak, nie była w stanie w pełni opanować swoich emocji do końca roku szkolnego. Podczas jednego z nieco bardziej nostalgicznych dni, nogi same poprowadziły ją w stronę boiska, po egzaminie z Historii Magii, który zdecydowanie nie poszedł w pełni po jej myśli. Umysł przebudził się na moment dopiero gdy już przebrana, z miotłą w ręku, przekroczyła próg szatni Gryfonów zamiast wyjść na boisko. Zdecydowanie już wtedy powinna się wycofać i czym prędzej opuścić teren wroga, jednak jej wzrok powędrował na wydrapane na drewnianych filarach nazwiska i pseudonimy dawnych kapitanów drużyn. Pośród takich nazwisk jak Sanders, McGonagall, Johnson czy słynny Potter, dała sobie chwilę na odszukanie także nazwiska Wood, które chcąc nie chcąc wywołało u niej krótki i delikatny uśmiech. Jak na złość, jej uwagę przykuł mosiężny podnóżnik, niewinnie wystający jedynym skrzydełkiem z ledwie uchylonej szafki. Cichy głosik z tyłu głowy namawiał do krótkiego wypożyczenia sprzętu, zwłaszcza, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego do kogo należał ten nowy nabytek. Nie było przecież w tym nic złego... Zwróci go w nienaruszonym stanie zanim ktokolwiek zdąży się zorientować. Nakarmi swoją nostalgię, uciszy nieznośne pytania: co by było gdyby i po cichu wróci do swojej prywatnej udręki nie zawracając nikomu tym głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej najwyraźniej jej także tego dnia los nie sprzyjał, bo choć w pierwszej chwili, gdy weszła do szatni i zobaczyła wystającą z jej szafki postać odzianą w czerwone szaty gotowa była chociażby zdzielić intruza miotłą po głowie, jednak pohamowała się jedynie do wymownego, upominającego chrząknięcia. Widząc jednak znajomą czuprynę i w końcu identyfikując, który to konkretnie z Gryfonów postanowił troskliwie przejrzeć stan jej sprzętu, prawie cofnęła się o krok. Tym bardziej, gdy wzrok Olafa powędrował w stronę podnóżnika, ku wszelkim obawom dziewczyny, zapewne identyfikując swój sprzęt. I znów ten okrutny węzeł zaciskający się boleśnie na żołądku postanowił o sobie przypomnieć. Choć za wszelką cenę, próbowała nie dać po sobie poznać, to zaczynało jej się robić niedobrze ze stresu. Głownie nie z powodu przyłapania na drobnym wypożyczeniu sprzętu, ale dlatego, że zmuszona była zamienić przynajmniej dwa zdania z młodym Woodem sam na sam. Z jakiegoś powodu, za wszelką cenę nie chciała by się dowiedział. Może wolała go w pewien sposób ochronić przed tą traumatyczną informacją, co do której stuprocentowej pewności dalej sama nie miała, a może po prostu chciała rozwiązać tą sprawę po swojemu i w czasie, gdy będzie na to w pełni gotowa.
      Nie chcąc ani chwili dłużej stać jak kołek, sięgnęła do miotły, by odczepić od niej podnóżnik. Zanim zwróciła go prawowitemu właścicielowi przetarła go pobieżnie z brudu, by oddać go choć w połowie tak nienagannym stanie w jakim go zastała.
      - To dobry sprzęt... - Choć zdecydowanie skrojony pod męskie stopy, co zdecydowanie odczuła podczas lotu - Powinieneś go lepiej pilnować. - Rzuciła do niego niby od niechcenia, choć słychać było w jej głosie nutę zmieszania i dość szybko uciekła wzrokiem, by odłożyć swoją miotłę i zdjąć zewnętrzną pelerynę, sugerując jakoby planowała się przebierać, by zmusić Olafa do jak najszybszej ewakuacji z szatni, modląc się w duchu, by nie próbował kontynuować rozmowy i dociekać jej powodów dla tego występku.

      siostra bazyliszek

      Usuń
  12. [ Jasne, bardzo chętnie, możesz przesłać mi go na maila: justyouwaait@gmail.com :D ]

    Andy

    OdpowiedzUsuń
  13. Wynn Noah Burkes zawsze, Z A W S Z E, budziła się punktualnie o szóstej. Zawsze, w każdy pieprzony dzień, a potem przez chwilę jeszcze leżała w łóżku, obejmując kołdrę w nogach, zaciągając ją wysoko do lewego policzka i wbijała wzrok w ścianę. Przecież nikomu nie chciało się ruszyć tyłka tak po prostu, ale po dłuższym leżeniu, wierceniu się w kołdrze i zaplątywaniu nóg z głośnym westchnięciem podnosiła się z łóżka, momentalnie je ścieląc, nie wyobrażając sobie w ogóle jak ktoś mógł tego nie robić. To było dla niej po prostu mechaniczne i może daleko jej było do panny UP, czyli Uwielbiam Porządek, ale w życiu obowiązywały jakieś zasady. Więc: Ściel to pieprzone łóżko!
    Przeczesała dłonią krótkie włosy i mlasnęła cicho, robiąc jeden głęboki skłon, sięgając paznokciami do palców u stóp. To był jej mały rytuał, a może trochę jakieś dziwactwo, choć wcale nie znaczyło to, że Wynn jakoś bardzo lubiła sport, o nie, wcale nie lubiła biegać, skakać i się męczyć, ale umiała to robić. Umiała robić to tak dobrze, że mało kto mógł ją dogonić, gdy się już rozpędziła. To pewnie przez te krótkie nóżki.
    — Ha, co za leszcze! — zawołała, kiedy któryś z chłopców skończył opowiadać historię o wczorajszym zakładzie, gdzie to Olaf Wood był właściwym tematem, ale nikt jej nie powiedział, kto wygrał, bo nikt tego nie wiedział, więc siedziała i patrzyła po wszystkich jak po skończonych idiotach, wybijając swój policzek językiem od wewnątrz.
    Odwróciła wolno głowę w stronę swojego najlepszego koleżki, który ostatnio pięknie zarzucił jej oszukiwanie w Gargulki. Pamiętała, że rzuciła w niego kamykami, uniosła dumnie głowę i nazwała go debilem, który nie umie przegrywać, a potem prychnęła jak wściekły kot i poszła w cholerę. Wcale jej nie zależało, żeby spędzać czas z tym, z tym…
    nawet nie chciało jej się szukać odpowiedniego słowa.
    — Wood, a Ty nadal swoje! — krzyknęła żywo, trochę teatralnie, podnosząc się i podchodząc do niego szybko. Oparła dłoń o jego twarz, zasłaniając jego minę (nie lubiła, gdy się uśmiechał, bo wtedy szybciej miękło jej serce) i westchnęła głośno. — Po prostu przegrałeś, a teraz przychodzisz do mnie, bo zapewne masz jakiś problem, co? Przyznaj się.
    Dźgnęła go palcem w policzek, po czym wzięła dłoń i obnażyła w złośliwym uśmiechu zęby.
    — I możesz jeszcze raz powtórzyć to o tej najlepszej koleżance na świecie — dodała, zachęcając chłopaka gestem, przechylając się w jego stronę tak, żeby nastawić ucho.

    Wynnka (podoba mi się!)

    OdpowiedzUsuń
  14. — Miły raz dziennie, co? — Prychnęła. — To Ci się zdecydowanie nie opłaca, baranku, więc nie wymyślaj.
    Przewróciła oczami i spojrzała w jego stronę z zezem, po czym westchnęła głośno. Wood zawsze do niej przychodził po pomoc. Czasem się zastanawiała nad tym, czy nie uznawał jej za koleżankę tylko dlatego, że mógł spisywać od niej zadanie, choć wyparła tę myśl, twierdząc, że ktoś taki jak Wood nie potrafiłby aż tak dobrze grać. Zmrużyła oczy i przyjrzała się chłopakowi, oceniając, czy faktycznie mógłby tak bezczelnie wodzić ją za nos.
    — Prawdziwy problem będziesz miał jak nie zrobisz zadania domowego — stwierdziła rzeczowo, po czym bezczelnie wepchnęła się w to podziwianie przez dwie dziewczyny tego głupka, który ewidentnie próbował ją namówić, żeby oddała mu swoją pracę. — Wcale nie jest taki idealny — rzuciła do nich, po czym odwróciła się do kolegi i złapała jego rękę.
    — A teraz ja Ci powróżę… widzę… — zaczęła dramatycznym głosem. — Widzę Cię za pięć minut w bibliotece!
    Odrzuciła jego dłoń, po raz kolejny przewróciła oczami i podwinęła kilka fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Uwielbiała te fasolki, bo nigdy nie było wiadomo, co się mogło trafić, i to chyba było najlepsze, a Wynn lubiła podejmować ryzyko.
    — Pomogę Ci z tym wypracowaniem — dodała. — Trochę pozmieniamy i coś dodamy. Może dostaniesz w końcu jakąś dobrą ocenę. — Zaczesała włosy w tył, kiedy kosmyki włosów zaczęły spadać jej po czole, a to sprawiało, że w irytacji obnażała dwa przednie zęby.
    — A o cenie tej pomocy porozmawiamy później. — Wzruszyła ramieniem. — Nie martw się. To nic obleśnego, chociaż… — Poruszyła w jego stronę zabawnie brwiami, sugerując, że mogłaby go w jakiś sposób wykorzystać, ale parsknęła głośnym śmiechem i pokręciła głową.
    — Poza tym odpisywanie pracy domowej nic Ci nie da. Usiądziemy razem i napiszmy coś sensownego, wiesz, żebyś w końcu coś zrozumiał, a nie przytakiwał. Możesz mi mówić od dzisiaj profesor Wynn.

    profesor WYNN

    OdpowiedzUsuń
  15. [Tak myślę, jeżeli wciąż szukasz przyjaciół z czasów pozaszkolnych, to można pójść w tym kierunku. Jeśli ta posada jest nadal aktualna to rozpiszę nam na mailu jakieś ładne powiązanie i relację.]

    Stansell

    OdpowiedzUsuń
  16. W całej niezręczności tej sytuacji Amelia kompletnie zlekceważyła fakty jego włamania, a przynajmniej w świetle swojego własnego występku nie czuła się w pozycji by wyciągać jakiekolwiek poważne konsekwencje wobec Olafa. Co więcej była przekonana, że im szybciej ukróci tą rozmowę, tym lepiej będzie dla nich obojga. Jednak ku jej niezadowoleniu chłopak najwyraźniej dopiero się rozkręcał ze swoim gadulstwem i może w innej sytuacji sama włączyła by się chętnie w pogawędkę z Gryfonem, wbrew powszechnej opinii o Ślizgonach darzyła sporym szacunkiem członków innych domów, zwłaszcza tego, do którego o mały włos sama nie trafiła. Drgnęła nieznacznie, zastygając na krótki moment gdy w jednym zdaniu usłyszała o Zjednoczonych i jego ojcu. Jego, bo przecież nie jej. Do póki nie miała stuprocentowej pewności, nie pozwalała na w pełni dopuszczenie do siebie tej myśli.
    - Moja matka grała tam przez pewien czas... - Wyrzuciła z siebie prawie nieświadoma swoich słów, których od razu pożałowała. - Ale na pewno się nie znali. - Dodała szybko, czując idiotyczną potrzebę sprostowania. Kłamstwo, którego była doskonale świadoma, które mogło szybko zostać zdemontowane po zwykłym sprawdzeniu pokrywających nazwisk w składach drużyny. Przeczyła temu też treść listu, który znalazła w wakacje na strychu, wetkniętego tak głęboko między stare książki, by nie został odnaleziony, a jednak zachowanego przez matkę przez pewien sentyment. Świadczył on raczej o bardzo dobrej znajomości, a nawet wyraźnej zażyłości i rozczarowaniu Olivera z powodu nagłego wyjazdu jej matki do rodzinnych Niemiec. Spokoju nie dawała jej również data, która aż za bardzo zgadzała się z tym, o czym bała się mówić na głos.
    Oderwała jednak w końcu wzrok od zdecydowanie bezpiecznej ściany by spojrzeć na chłopaka, jednak równie szybko uciekła na podnóżnik, który zdawał się być sprawcą całego zajścia, a którego widok, tak bardzo nie potęgował nieprzyjemnego uczucia w żołądku jak twarz Olafa.
    - Twój podnóżnik sam prawie wypadał z szafy. Chciałam tylko dopilnować, żeby zbytnio się nie zakurzył. - Poczęstowała go podobną do jego bajeczką, choć w obu ich bajecznie przekonywujących historiach brakowało powodu, dla którego na początku znaleźli się w nie właściwiej szatni. - A poza tym i tak wyraźnie skrojony jest pod męskie stopy. - Uspokoiła go, żeby nie obawiał się kolejnych prób zapożyczenia sprzętu z jej strony i ponownie na moment podniosła na niego wzrok, posyłając mu krótki i słaby, pokrzepiający uśmiech. To totalnie nie była jego wina, że zwyczajnie nie mogła na niego patrzeć, bez poczucia, że zawartość jej żołądka gotowa jest wyskoczyć na zewnątrz, choć nie z powodu odrazy, a zwyczajnego stresu i wręcz panicznego strachu, którego nie pozwalała za wszelką cenę po sobie pokazać. - Możemy zwyczajnie uznać, że żadna z tych sytuacji nie miała dziś miejsca. - Rzuciła do niego powracając do odpinania własnych ochraniaczy, proponując mu w ten sposób obopólny układ milczenia i ponownie licząc na to, że w ten sposób szybciej wyślizgnie się z tej niewygodnej sytuacji, której tylko ona miała pełną świadomość.

    bazyliszek

    OdpowiedzUsuń
  17. — To jest przekupstwo — mruknęła, ale oczy zdecydowanie jej zaświeciły. — Dawaj to!
    Cholerny Wood zawsze wiedział, co jej zaoferować, żeby zmiękła i dała mu to pieprzone zadanie domowe, a mógłby chociaż raz sam coś napisać (!), choć tak naprawdę Wynn nie miała nic przeciwko temu, że ktoś coś od niej spisywał. Raczej wzruszyła jedynie ramieniem i przytakiwała, ale Wood był zupełnie innym przypadkiem. Był jej przyjacielem, więc zgodnie z tym musiał się trochę pomęczyć, żeby coś od niej wyciągnąć.
    A potem patrzyła jedynie jak ten głupek Wood sięga po jedną z fasolek, a pięknie zaprojektowane pudełko ozdobione kolorowymi gwiazdkami wpada w ogień. Otworzyła szeroko oczy i zamrugała, a z jej ust wyrwało się krótkie: o kurwa!
    Przez chwilę tak po prostu leżała, całkowicie wyluzowana, może trochę oderwana od tego, co się działo, zastanawiając się nad tym, dlaczego właściwie przyjaźniła się z Woodem. Parsknęła cichym śmiechem, uświadamiając sobie, że po prostu go lubiła, nawet jak prawie przyczyniał się do tego, żeby skrócić jej życie.
    Podniosła się jednak momentalnie (a owe rozmyślenia trwały jednak jakoś krócej) i dużo szybciej niż ktokolwiek mógłby pomyśleć i wyciągnęła różdżkę — giętka, jesion, 12 i 1/4 cala, o rdzeniu z rogu rogatego węża — ze swoich szat.
    — Glacius! — wrzasnęła, a z końca różdżki wydobyło się mroźne powietrze, zamrażając kominek. I to w ostatnim momencie, bo wystarczyłby jeszcze jeden moment, kolejny oddech wszystkich zebranych, a fajerwerki wybuchłyby głośno i zapewne spektakularnie.
    Odwróciła się w stronę swojego ulubionego kolegi i uniosła wysoko brwi, myśląc nad tym, ile zajmie Olafowi oderwanie się od kanapy.
    — Teraz będziemy musieli załatwić drugie opakowanie. — Wyciągnęła do niego dłoń, żeby pomóc chłopakowi wstać. Westchnęła ciężko. — Nawet nie zdążyłam się pobawić… — dodała z wyraźnym niezadowoleniem, marszcząc w irytacji nos.
    Schowała różdżkę w kieszeń, przegryzła wargę i próbowała ustawić kanapę tak jak wcześniej — ale trochę było jej za ciężko, więc się siłowała.

    WYNN

    OdpowiedzUsuń
  18. [Spokojnie! Jeszcze wszystko pójdzie w powietrze, mam plan, żeby załatwili drugie opakowanie i "przez przypadek" podpalili coś większego. xD]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Bo w ogóle mam pomysł na wyprawę do Zakazanego Lasu!]

      Usuń
  19. — Ale z Ciebie dowcipniś! Spieprzaj stąd, Wood! — zawołała za chłopakiem i przewróciła oczami.
    Nikt nie uwierzyłby w to, że Wynn Burkes w ogóle mogłaby iść z kimś na randkę. Przede wszystkim dlatego, że to do niej nie pasowało, ale Wynn czasem o tym myślałam (kiedy nie było lepszych rzeczy do roboty). Zastanawiała się nad tym, czy umiałaby powiedzieć: Tak, bardzo chętnie się z Tobą umówię i zachichotałaby jak te wszystkiego ładne dziewczyny. Za każdym razem mimowolnie się krzywiła. To było nie to pomyślenia, ona, Wynn Burkes, skrzat, rudzielec, ona nigdy nie będzie chodzić na randki.
    Lubiła bibliotekę i zapach książek, ale połączenie swojego kujoństwa z duchem ciągłego uprzykrzania sobie i innym życia bywało czasem naprawdę ciężkie. Dobre oceny trochę ją zawsze kosztowały — ale dawały jej poczucie jakiejś dziwnej kontroli, bo nauka nie była jakaś wymagająca i zazwyczaj nie robiła się nielegalna. Zazwyczaj. Reszta była jedynie losowością mniej lub bardziej głupich decyzji.
    Siedziała przy stole, a po blacie rozłożyła już potrzebne książki, pozaznaczała rozdziały i właśnie bawiła się ołówkiem, oczywiście ukradzionym komuś, to był chyba nawet ołówek Olafa, być może, kiedy do biblioteki doczłapał się Wood. Uśmiechnęła się do niego szeroko, może trochę niepokojąco i pochyliła się nad stolikiem, kiedy chłopak usiadł naprzeciwko.
    — Mam sprawę — odezwała się szeptem. — Pójdziesz ze mną do Zakazanego Lasu w zamian za pomóc przy referacie. — Spojrzała krótko po jego twarzy. — To jednorazowa oferta, więc się dobrze zastanów.
    Po czym kopnęła go pod stołem w piszczel, wcale nie tak mocno, ale jednak tak, żeby to poczuł.
    — I jak jeszcze raz wspomnisz o jakiejś randce, to Cię zabiję. Nie rozumiesz, że rujnujesz mój image niedostępnej? — Uniosła wysoko brwi i przechyliła głowę w bok. — Może ktoś chciał mnie gdzieś zaprosić, a Ty sobie żarty robisz? Odpłacę Ci się za to…
    Nie potrafiła jednak dłużej grać oburzonej tym wszystkim i parsknęła śmiechem, sięgając w kieszeń swoich szat. Zaraz potem podsunęła pod nos chłopaka paczkę gum, ale nie takich zwykłych gum do żucia. Te tutaj akurat sprawiały to, że twarz zaczynała się czerwienić, a uszy robiły się większe i ulatywała z nich gorąca para.
    — Tylko tym razem nie wrzucaj tego do kominka — mruknęła.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  20. Dziwnym trafem z Eliksirami radziła sobie większość uczniów z domu węża. Było to tajemnicze zjawisko, być może wpłuwa na to miało iż poprzedni opiekunowie nauczali tego przedmiotu albo po prostu najzdolniejsi uczniowie trafiali do Slytherinu. W to Beatrix była skłonna uwierzyć, bo gdy przypominała sobie nieudolne odpowiedzi Gryfonów na lekcjach to aż chciało jej się płakać, no bo jak można być aż takim tumanem? Szczególnie na Zielarstwie, które było tak banalnie proste. Czarnoziem tylko do roślin południowych, woda zmineralizowana jest w blaszanej konewce a ta z wyciągiem z raków w czerwone. Jak ktoś nie jest w stanie zapamiętać tak prostych rzeczy to niech ie jie dziwi, że jego mięsożerny szlam ma ochotę poobgryzać mu palce. Ostania w tym dniu lekcja, półtorej godziny Starożytnych Runów nie była niczym tragicznym, gdyby nie odbywała się po dwugodzinnej męczarni jako była Obrona przed czarna magia, najmniej lubiany przez Beatrix przedmiotowej. Chociaż jakimś cudem załapała się na te zajęcia w szóstej klasie, zastanawiała się właściwie po co. Po jakiego czorta. Nigdy tego nie lubiła, był to jedyny przedmiot który sprawiał jej trudności. To i ta idiotyczna astronomia, z którą pożegnała się po zeszłorocznych egzaminach. Opierała się znudzona o ścianę, czekając na dzwonek. Upragniony dźwięk w końcu rozbrzmiał, a uczniowie wesoło rozmawiając weszli do sali Starożytnych Run. Beatrix zajęła jedną z ławek pod ścianą, wyciągnęła podręcznik i pergaminy, skupiając wzrok na profesorze piszącym na tablicy temat dzisiejszych zajęć. Po kilku chwilach drzwi otworzyły się powoli, nawet nie skrzypiąc lecz i tak kilka głów odwróciło się w tamtą stronę. Beatrix z irytacją spojrzała na spóźnialskiego, który zasiadł z nią w ławce by skrzyżować spojrzenia z najabrdziej irytującym Gryfonem jakiego nosiła ziemia. Irytował ja na ziemi jak i w powietrzu podczas meczu Quidditcha. Olaf Wood i jego długów kończyny, leniwy i zuchwały sposób bycia tak przypominał jej osobe z przeszłości, że samo spojrzenie mogło ją rozjuszyć. Z niemałą satysfakcją pomyślała o zbliżającym się meczu i o tym, jak przyjemnie byłoby zetrzeć mu ten pyszałkowaty uśmiech z gęby tłuczkiem. Zamyślona, nie do końca zdała sobie sprawę ile zamieszania sprawił Wood swoją osobą w sali. Lekko podskoczyła na swoim krześle, gdy koło niej gruchnęło ciężkie tomiszcze Demskowania Run. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, ten nieszczęsny Olaf Wood padł by martwy tam gdzie stał. Beatrix obrzuciła go spojrzeniem godnym samegp bazyliszka. Na szczęście profesor zdawał się podzielać jej opinie o pojawieniu się Gryfona w klasie, toteż zaczął go odpytywać. Beatrix pokręciła głową. Jak już się nie ma pracy domowej to niech się lepiej przyzna, zamiast zmyślać. Albo robi to, zręczniej, pomyślała z satysfakcją. Kogoś że Slytherinu nikt by nie złapał na wymyślaniu pracy domowej na bieżąco. Już miała obrzucić chłopaka spojrzeniem pełnym satysfakcji, gdy dotralo, do niej co powiedział profesor. No ale za co miało dostać się tez jej? Że akurat że wszystkich wolnych miejsc na sali ten kretyn wybrał sobie miejsce koło niej?
    - I patrz co narobiłeś - syknęła swoim najbardziej jadowitym szeptem, prawie trzęsąc się ze złości. - Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny. Na Merlina, te tłumaczenia są banalne. Przerabialiśmy to w trzeciej klasie. Sylabariusz Spellamana masz? To zacznij go używać. O mózg nie pytam, bo nie ma o co - dodała złośliwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reszta lekcji upłynęła w miarę spokojnie, a po kolejnym dzwonku Beatrix spakowała się i niechętnie powlokła się do biurka profesora. Ten spojrzał najpierw na nią, a potem na Wooda.
      - Panie Wood, panno Macnair obydwoje zapoczątkujecie nowy projekt współpracy międzydomowej - zaczął profesor, patrząc na nich uważnie. - Panna Macnair będzie doglądać Pana postępów ze Starożytnych Runów, w zamian za dodatkowy stopień. I nawet nie myślcie, żeby się z tego wymigać - dodał ostrzegawczym tonem. - Zwłaszcza ty, Wood. Będziecie spotykać się na neutralnym gruncie, w bibliotece. Poproszę panią Pince, aby miała na was oko. Za dwa tygodnie oczekuje raportu z postępów. To na razie tyle... Aha, jeszcze jedno - podsunął im maleńką, srebrną klepsydrę, która na pierwszy rzut oka wyglądała całkowicie zwyczajnie. Beatrix miała absolutnie złe przeczucia co do tego gadżeciku. - To magiczna klepsydra, po przekręceniu łączy się z tą tutaj - wskazał na klepsydrę na swoim biurku. - I razem odmierzają czas, także będę wiedział czy nie skracacie swoich spotkań. Miłego dnia - zakończył z uśmiechem i pogrążył się w lekturze.
      Beatrix złapała klepsydrę i jak burza wypadła z sali. Miała w nosie czy ta imitacja ludzkiej istoty wyszła za nią, czy nie zaczęła przypadkiem wykłócać się z profesorem. To był jakiś skandal, perfidna zagrywka godna Ślizgona. Przystanęła, poprawiając ramię torby. No tak, Stanley przecież był Ślizgonem kiedy jeszcze tu uczęszczał. Niechętnie musiała przyznać, że był to niezły numer, szkoda tylko że to ona padła jego ofiarą razem z tym... tym gumochłonem. Odwróciła się na pięcie by stanąć oko w oko że swoim nemezis.
      - Zadowolony? - warknęła. - Jestem na ciebie skazana, bo ty jesteś niereformowalny. Módl się, żebyś skumał cokolwiek podczas tej nauki, bo nie ręczę za siebie. Trzymaj to - cisnęła klepsydrę prosto w Wooda. - Jutro po śniadaniu w bibliotece i lepiej bądź tam, bo ci poprzestawiam tę śliczną buźkę podczas następnego meczu - zagroziła, szykując się do odejścia w stronę Wielkiej Sali.

      Beatrix Macnair

      Usuń
  21. — Świetnie — odparła krótko, łapiąc jego wypracowanie i od razu zaczęła dopisywać przykłady. Nie było to dla niej jakimś problemem, a im szybciej przyjdzie im skończyć zadanie domowe, tym lepiej dla interesów Wynn.
    Nie pytała o jego pracę. Nie było warto tego robić, bo Wood najpewniej nie napisał jej samodzielnie, ba, podejrzewała nawet, że kogoś wykorzystał do tego, ale nie obchodziło jej to za bardzo. Ona pomoże jemu, a on jej i to było piękno tej przyjaźni.
    Uniosła jednak spojrzenie, kiedy Olaf zamilkł, a później uniosła brew i zrobiła minę w stylu: ja Cię po prostu nie ogarniam, Wood, i odwróciła się za wzrokiem chłopaka. No tak, mogła się spodziewać, że Olaf będzie wpatrzony w jakąś dziewczynę. To było raczej normalne i nie powinna się temu dziwić, ale bardzo dobrze go rozumiała; jasnowłosa nieznajoma była naprawdę śliczna i Wynn trochę jej pozazdrościła tego łagodnego wyglądu.
    Przewróciła oczami, widząc żywe zainteresowanie chłopaka, po czym pokazała w jego stronę środkowy palec i pomachała mu przed twarzą. A kiedy w końcu zechciał spojrzeć w jej stronę i w ogóle zapragnął ją zauważyć, spytała:
    — Chcesz porozmawiać o Twoim nowych obiekcie westchnień? — Dokończyła przepisywanie przykładów i rzuciła wypracowaniem prosto w Wooda, czując się nieco oburzona tym, że ewidentnie olał, co mówiła, widząc ładną dziewczynę.
    Chłopcy zawsze tacy byli. Prychnęła cicho pod nosem, wstając.
    — Uzupełniam Twoim wypracowanie, więc masz szansę dostać najlepszą ocenę w całej Twojej szkolnej karierze — dodała. — I widzimy się wieczorem w Pokoju Wspólnym. Tylko się nie spóźnij.
    Złapała za gumy i opuściła bibliotekę. Wyprawa do Zakazanego Lasu zawsze wiązała się z ryzykiem, ale Wynn musiała się coś zdobyć, a podobno tylko tam to rosło, więc warto było spróbować i wejść w puszczę.

    angry WYNN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (...)— Chcesz porozmawiać o Twoim nowym obiekcie westchnień?
      (...) — Uzupełniłam Twoim wypracowanie, więc masz szansę dostać najlepszą ocenę w całej Twojej szkolnej karierze..

      DLACZEGO JA NIE WIDZĘ TYCH BŁĘDÓW.

      Usuń
  22. [Hej! Jeśli chodzi o listy, to Riley najzwyczajniej w świecie znikąd zaczęła je dostawać :) Szykuję zakładkę gdzie jest to trochę bardziej wytłumaczone, więc nie wiem czy tutaj Olaf by pasował :< Ale na czytanie horoskopów i układanie kart tarota Riley się na pewno pisze, dorzuciłaby od siebie analizowanie snów :D Jeśli masz ochotę na coś w tym klimacie to dawaj znać! ]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  23. Pójście do Zakazanego Lasu nie było czymś, co robiło się bez jakiegoś przygotowania. Wynn nie uśmiechało się tak młodo umierać, a tym bardziej umierać w jakiś głupi sposób, więc przez pół dnia warzyła eliksir Wiggenowy. Owy eliksir regenerował życie i potrafił wyleczyć ciężkie rany. Wynn się tym oczywiście nie chwaliła, a robienie eliksirów traktowała jak swoje hobby. Lubiła stać nad kociołkiem i patrzeć jak mikstura zmienia kolor z każdym innym składnikiem, ale o tym nie wiedział prawie nikt.
    Spakowała więc małe buteleczki w kieszeń bluzy i przemknęła przez korytarz, idąc do Pokoju Wspólnego. Miała jedynie nadzieję, że Wood znów jej nie olał, bo wtedy zdecydowanie musiałby iść w puszczę sama, a to było trochę jak samobójstwo.
    Uniosła wysoko brwi, widząc jak Olaf spał smacznie, przykryty jedynie jakimś magazynem o Quidditchu. Uśmiechnęła się złośliwie pod nosem, zacierając ręce, a potem delikatnie wzięła czasopismo, zwinęła je w rulonik, ale tak żeby nie pognieść stron, i pacnęła chłopaka w ramię. Zaraz potem odłożyła gazetę szybko, wyprostowała się i udawała, że o niczym nic nie wie, ale koniec końców parsknęła śmiechem, kiedy Wood gwałtownie otworzył oczy i rozglądał się gorączkowo za atakującym.
    — Życie Ci niemiłe? — spytała, uśmiechając się do niego szeroko. — Nie powinieneś zasypać w Pokoju Wspólnym, jeszcze ktoś by to wykorzystał i skończyłbyś bez spodni.
    Podciągnęła rękawy bluzy do łokci, a potem konspiracyjnie nachyliła się nad chłopakiem. Śmierdziało od niej miodem, duszoną mandragorą i tojadem, w końcu ostatnie godziny spędziła przy kociołku.
    — Mam nadzieję, że się wyspałeś — dodała. — Bo czeka nas wyprawa życia, albo nie-życia, może przeżyjemy a może nie, lepiej zostaw komuś swojego najcenniejsze rzeczy. — Wyprostowała się i zerknęła po Pokoju Wspólnym, nikogo więcej tutaj nie było.
    — Muszę zdobyć jeden kwiat — zaczęła — Ale to nie będzie takie proste, jak myślisz… bo wiem tylko, że rośnie w Zakazanym Lesie i nic poza tym, więc jeśli naprawdę chcesz ryzykować… a nie, czekaj. Pomogłam Ci z zadaniem, więc i tak musisz iść ze mną.

    WYNNKA
    [Wyszło Ci świetnie!]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Nadawca jest na pewno osobą, która dosyć dobrze zna Riley i jakimś cudem udało mu się do sprawienia żeby się trochę bardziej otworzyła przed nim.
    Jeśli chodzi o wróżenie to może zróbmy tak, że co jakiś czas on stawia jej karty tarota i jakoś tak wyszło, że dostała okropne karty, które zaczynają odzwierciedlać to co się dzieje? Riley na pewno nieźle by się przestraszyła jakby np. dostała kartę śmierci. Mogliby z Olafem wpakować się w coś, co rzeczywiście zagrażałoby im (wyprawda do Zakazanego Lasu?) i oboje nieźle by się przestraszyli przez to i może spędzili razem całą noc czuwając nad sobą? Niech będzie mrocznie! :D]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  25. [To Riley z pewnością coś mu ze snów wywróży! Jak oboje poczują że są w niebezpieczeństwie (a oboje wierzą we wszystko), to na pewno wyniknie z tego coś ciekawego! Mogliby zacząć planować jak się wybronić przed nieszczęsnym losem i może zamknąć w jednej z sal na całą noc, co by losu nie kusić? Musieliby na pewno postarać się nie zasnąc przez całą noc, więc z pewnością wiele z tego może wyniknąć jeśli chodzi o rozmowę! W końcu gdzieś w połowie nocy mogliby jednak zacząć czuć coś w kościach i zmienić miejsce na inne, może nawet mniej bezpieczne w pewnym sensie np.: wieżę astronomiczną?]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  26. [Mi to jak najbardziej pasuje :) Z góry dziękuję! ]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  27. Sama nie wiedziała czemu wierzyła we wszelkie wróżby. Może dlatego, że większość z nich rzeczywiście się spełniała? Od miesięcy już analizowała swoje sny, mając nadzieję, że kiedyś w końcy wywróży sobie coś dobrego. Może ojciec wrzeszczący na nią nawet we snach, oznaczał nadchodzący porządek w jej głowie? A może tygrys rozszarpujący na strzępy sokoła miał oznaczać przypływ szczęścia? Z czasem bardziej zaczęła rozumieć, że nie chodzi o to czego chcesz, ale to czego wszechświat i przeznaczenie chce. Kiedy po raz pierwszy wydedukowała, że spotka ją wielka przykrość, nie wierzyła w to i po prostu starała się przetrwać kolejny dzień. I wtedy właśnie dostała sowę, że jej matka wylądowała u Świętego Munga z licznymi obrażeniami, które nie zwiastowały niczego dobrego. Wtedy zaczęła wierzyć.
    Nie bała się wróżb ani ich nie omijała. Przyjmowała wszystko czym inni chcieli się z nią podzielić, nawet jeśli nie znaczyło to nic dobrego dla niej. Uśmiech wciąż pozostawał na jej twarzy, bo w końcu nigdy nie miała powodu do większych obaw. Już i tak wyjątkowo często lądowała w Skrzydle Szpitalnym, więc czemu miałaby się przejmować „uszczerbkiem na zdrowiu”?
    Tego dnia nie miała nic zaplanowanego. Zamówienia na eliksiry dalej przychodziły, ale nie miała zamiaru sfinalizować żadnego z nich w najbliższym czasie. Miała ostatnio gorsze dni. Nie spała nocami, wybudzając się z nocnych koszmarów spocona i bez chęci do ponownego zmrużenia oczu. Chciała po prostu na chwilę odpocząć i zobaczyć jak to jest być prawdziwym, mało znaczącym puchonem. Włóczyła się po korytarzach, starając się nikogo nie zaczepiać po drodze. Odrobiła kilka zaległych zadań domowych i jak przyległo na typowego puchona, wdała się w niezwykle nudną dyskusję o polityce w świecie czarodziejów. Nie obchodziły jej takie fakty. Wolała żyć przyszłością i tym co ona dla niej przyniesie.
    Niewiele osób wierzyło w rzeczy, które Riley uważała za wyznacznik jej istnienia. Mogła na placach jednej ręki policzyć osoby z którymi mogła podzielić się pasją do wróżenia, czy to ze snów, fusów czy kart. Olaf był jedną z tych osób, więc jak tylko zobaczyła go dosyć przygnębionego przy stole gryfonów, od razu się do niego przysiadła.
    - Kolejna osoba, która za nic chce ci uwierzyć? – zapytała z uśmiechem na twarzy. Olaf doskonale wiedział, że kto jak kto, ale Riley była perfekcyjną osobą do wróżenia. Nie dość, że we wszystko wierzyła, to też angażowała się i zawsze proponowała swoje senne analizy. – Wiesz, że ja zawsze z chęcią dowiem się, co złego mi się przytrafi. Śmiało. Rozkładaj karty.

    [Jest cudnie!]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie była miła. Absolutnie nie powinna być dla niego miła. Bycie miłym mogło doprowadzić do czegoś tak niebezpiecznego jak zalążek przyjaźni, a przecież ona miała trzymać się z daleka od niego. Jak gdyby z samej niewinnej rozmowy mógłby dowiedzieć się co ją dręczy i świat by się zawalił.
    Jednak po tej rozmowie nie zadrżał nawet w posadach. Choć zdecydowanie całe zajście namieszało jej w głowie. Nie potrafiła już z taką skutecznością odpędzać dręczących ją myśli i pytań. Odbiło się to również na jej komforcie snu i skupieniu na zajęciach, a nie mogła sobie pozwolić na to, by w ostatnim roku podpaść z ważnymi przedmiotami. W nadziei na odrobinę koncentracji postanowiła zapewnić sobie niepisany szlaban w bibliotece i wytrwać w założeniu o nieopuszczaniu tego miejsca przynajmniej do kolacji. Do dziś zastanawiała się za jakie grzechy postanowiła kontynuować naukę Eliksirów, jednak teraz nie było już odwrotu. Po dobrych dwóch godzinach śleńczenia nad książkami, zorientowała się, że od dłuższego czasu nie tyle czyta i przyswaja ich treść, co jedynie bezmyślnie wodzi wzrokiem po kolejnych literach nie zapamiętując ani jednego ze składników wypisanych na stronie. Z ciężkim westchnieniem zamknęła opasły tom i odsunęła go na środek stolika przy oknie, gdzie już wcześniej ułożyła pokaźny stosik ksiąg zaplanowanych na to popołudnie. Robiąc sobie małą przerwę, która zapewne potrwała by już do końca jej zaplanowanego czasu, przechadzała się po innych działach o zdecydowanie luźniejszej literaturze. Przypomniała sobie o pewnej pozycji, do której zdecydowanie powinna zajrzeć po zdarzeniu sprzed miesiąca, gdy wypadek podczas treningu uniemożliwił jej wystąpienie w jednym z meczy. Jak pokonać tłuczka – taktyki obronne w quidditchu. Zdecydowanie nie sposób było znaleźć ten poradnik na półce, gdzie znajdowały się szkolne kroniki z ostatnich trzydziestu lat, jednak zatrzymała się by sięgnąć po rocznik, w którym jej matka znajdowała się jeszcze w VI klasie. Przerzucając kolejne kartki, spokojnym krokiem wróciła na swoje krzesło, by jeszcze przez chwilę skorzystać z dziennego światła. Nim jednak trafiła na grupowe zdjęcie drużyny Ślizgonów z tamtych lat, pierwsi w kolejności przedstawieni zostali Gryfoni, którym w tamtym roku udało się zdobyć Puchar Quiddicha. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak długo wpatrywała się w poruszające się, personalne zdjęcia zawodników, przede wszystkim ówczesnego kapitana, dopóki nie usłyszała za sobą głosu ostatniej osoby, na którą chciała w tym nostalgicznym momencie natrafić. Wyraźnie podskoczyła w miejscu, prawie wypuszczając kronikę z rąk, jednak w ostatnim momencie udało jej się nią trzasnąć i odłożyć awersem do dołu na stolik z wyraźnym hukiem. Zdecydowanie nie powinna siadać tyłem do korytarza.

    bazyliszek

    OdpowiedzUsuń

  29. Do końca dnia chodziła zirytowana, niesprawiedliwością profesora i gromiła wzrokiem każdego, kogo napotkała. Nie mogła skupić się na pracy domowej z Transmutacji, siedząc w fotelu w pokoju wspólnym, gryzła skórki na palcach, wpatrując się w punkt na ścianie. Bezwiednie kartkowała Sylabariusz Spellamana, zastanawiając się jak u diabła ma nauczyć tego gamonia tego, czego nawet sam Stanley nie byl w stanie. Skoro on przez tyle lat nie wtłoczył do głowy Wooda znaczenia run, to jak ona ma tego dokonać? W końcu zebrała swoje rzeczy i ruszyła do dormitorium, gdzie usiadła na podłodze i zaczęła grzebać w kufrze. Wyciągnęła kilka książek do run, między innymi Starożytne runy wcale nie sa trudne i tablicę runiczną, którą była bardo pomocna w pierwszych latach nauki. Zaznaczyła kilkanaście stron w podręczniku, od których mogła zacząć te pożal się Merlinie korepetycje, ale od razu się zirytowala, na wspomnienie dzisiejszej lekcji. W końcu poszła spać w bojowym nastroju, przysięgając sobie, że następnym razem nie da sie w coś takiego wmanewrować. Juz wolałaby odrabiać szlaban, zamiast męczyć się z Woodem dwa tygodnie.
    Następnego dnia podczas śniadania Beatrix uważnym spojrzeniem obrzucała stół Gryfonów, jak chyba nigdy w życiu. W sobotnie poranki większość uczniów jadała śniadania dużo później niz zwykle, ale nie Beatrix. Ona juz o siódmej trzydziesci pojawiła sięi zasiadla przy stole slizgonow, rozpoczynając swoją obserwację. Nie ufała Woodowi za grosz. Takie gumochłony jak on robiły wszystko co w ich mocy, aby wymigać się od nauki i tylko wymyślać jakieś głupoty. Ale nie z nią takie numery. Ona byla Ślizgonką, była cwana i sprytna. Wood mógł sobie być niezłym krętaczem i dowcipnisiem znanym na całą szkołę, ale daleko było mu do chłodnej kalkulacji i planowania, jaką odznaczali sie mieszkańcy Slytherinu. Gryfoni może i byli odwazni, ale mało co robili używając mózgu. Tak więc, Beatrix cisnęła torbę wypchaną notatkami i podręcznikami obok siebie, nalała sobie kawy z dzbanka i czekała. Po poltorej godziny, w koncu go dojrzała, między gromada innych Gryfonów z szóstego roku. Śmiał się, gestykulował no, po prostu zachowywał sie jak typowy Gryfon. Praktycznie nie tknęła owsianki ani tostow, które stygły sobie spokojnie, tylko uporczywie wpatrywała się w stół Gryffindoru. I w końcu, Beatrix miała wrażenie że upłynęło kilkanaście długich godzin, Wood podniosl sie I ruszyl w kierunku wyjscia z Wielkiej Sali. Beatrix natychmiast porwała swoją torbę i wyleciała za nim. Dogoniła go tuż przy wyjściu z zamku.
    - Ty! Czyś ty nie zapomniał o czymś – warknęła, krzyżując ramiona na piersi. Powstrzymała się przed chęcią ciśnięcia w Wooda olbrzymim słownikiem Run. Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, by z równie nieprzyjemnym wyrazem twarzy spojrzeć na jego towarzysza. Skoro zadawał się z Woodem musiał być również okazem niezbyt inteligentnym. Owy nieznany jej Gryfon juz otwierał usta by coś powiedzieć, zapewne w jego mniemaniu coś przezabawnego, ale Beatrix go uprzedziła
    - Za jakiekolwiek komentarze o randce, transmutuję ci uszy w kaktus. Nie tknęłabym go – tu wskazała ruchem głowy na Wooda. - choćby i trzymetrowowym kijem. Idziemy – zakomenderowała, kierując się w stronę biblioteki. Odwróciła się przez ramię. – Nie zmuszaj mnie, żebym naskarżyła na ciebie Stanley’owi – dodała, uśmiechając się słodko.


    Beatrix Macnair, która kłamie, bo w sumie to tknęłaby go i bez kija

    OdpowiedzUsuń
  30. — Wiesz co Ci odpowiem? — Pokazała w jego stronę środkowy palec i przewróciła oczami. — Musisz przestać z tymi tekstami, Wood, bo to działa na Twoją niekorzyść. Musisz się skupić. — Popatrzyła po twarzy chłopaka z wysoko uniesionymi brwiami.
    — To przez tę dziewczynę z biblioteki? — Zainteresowała się żywo. — Mam do niej podejść i załatwić Ci jakiś kontakt? — Uśmiechnęła się złośliwie, obnażając zęby.
    Czasem nie rozumiała, dlaczego Wood po prostu nie podchodził do dziewczyn, które mu się podobały. Każdy jej przyjaciel był dobrym materiałem, żeby ich dobrze wydać w ręce jakiejś miłej dziewczyny lub miłego chłopaka, więc Olaf zdecydowanie powinien mieć więcej pewności siebie. Kiedyś z nim o tym porozmawia, ale były rzeczy ważne i ważniejsze, a Wynn myślała teraz jedynie o tym, jak zdobyć kwiat.
    — Mówiłam Ci kiedyś o tym, że jestem w połowie wilą? — spytała. — Wiesz, piękne kobiety kuszące mężczyzn i ble ble ble, nuda. Przeczytałam w jednej księdze, że istnieje eliksir, który mógłby trochę uspokoić tę naturę. Jakoś mi się nie uśmiecha trzepotać rzęsami ani nic w tym stylu, więc jest to dla mnie ważne, Olaf.
    Nie miała zamiaru w ogóle iść w tę stronę. Jak to by w ogóle wyglądało? Wynn Burkes nagle zamieniła się w łowczynię męskich serc? Przecież byłoby to niedorzeczne, a Wynn nadal wierzyła w to, że gdyby miał ją ktoś polubić to tylko przez to, że była sobą.
    Westchnęła ciężko, jakby chciała pozbyć się tych męczących myśli, po czym przyśpieszyła kroku.
    — I nie śmiej się z mojego wzrostu! — zawołała i posłała Olafowi swój szeroki uśmiech, bo akurat to, że była skrzatem nie przeszkadzało jej aż tak bardzo, chyba że musiała ciągle unosić głowę, żeby na kogoś spojrzeć. Wtedy czuła się wkurzona.

    osobisty (najbardziej irytujący) skrzat Olafa Wooda
    [Też prawda, dlatego sobie jeszcze raz czytam przed oddaniem, żeby nie było aż takich gaf. :D]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Nie ma żadnego problemu :) Będę cierpliwie czekać!]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  32. Wielu posądziłoby ją bycie walniętą, skoro wierzyła we wróżby. Tylko jak tu nie wierzyć, kiedy praktycznie każda z nich się sprawdziła? Fascynowało ją to, a analiza sprawiała jej szczęście, szczególnie wtedy, kiedy sen miał zwiastować coś dobrego. Zawsze też była otwarta na inne rodzaje wróżbiarstwa, jak czytanie fusów z herbaty czy gwiazd. Karty zostawiała jednak Olafowi, któremu szczególnie sprawiało to przyjemność. Sama nie potrafiła tak dokładnie ich analizować jak on. Dlatego kiedykolwiek widziała go gdzieś, pochmurnego, bo znowu ktoś go wykpił za to co uwielbia, od razu przysiadała się i czekała na to co jej chłopak wywróży.
    Kiedy Olaf zaczął mówić o kartach, Riley usiadła naprzeciwko niego, opierając się na łokciu i wpatrując w jego dłonie rozkładające talię. Jej sny ostatnio nie przewidywały zbyt miłych rzeczy, więc miała nadzieję na jakieś dobre wieści. Puchonka uważnie spoglądała to na Olafa, który wpatrywał się w nią jak w obrazek, to na karty, które miała nadzieję, że za chwilę odkryją coś nowego dla niej. Właśnie dlatego lubiła Olafa. Miał jej do zaoferowania coś, czego nie mogła oczekiwać od innych. Miał dar, to zdecydowanie, a jego hipnotyzujący głos sprawiał, że mogła siedzieć tam z nim godzinami.
    Ku pewnemu rozczarowaniu, karty nic nie ukazywały. Może Wynn zrobiła mu psikusa? W końcu kto jak kto, ale ona była do tego zdolna! Riley nic jednak nie komentowała, bo widziała po twarzy Olafa, że chłopak się skupią. Sama nie lubiła, kiedy ktoś jej przerywał przy wróżeniu ze snów, więc z cierpliwością czekała, aż któraś z kart zmieni swoje oblicze. Mijały sekundy, ale nic się nie działo.
    - Wiesz doskonale, że ja jestem ostatnią osobą, która posądziłaby cię o kantowanie, ale jesteś pewien, że one działają? Może coś jest nie tak? – nie chciała wychodzić przed szereg, bo we wróżeniu z kart nie była ekspertem. – Może… Jeśli oboje utrzymamy kontakt wzrokowy zadziała? A może musimy się złapać za ręce – mówiąc to sięgnęła po jego dłonie i z lekkim uśmiechem na twarzy zaczęła wpatrywać się w jego oczy.
    Olaf był wyjątkową osobą w jej życiu. W końcu był dobry w tym co robił i z pewnością niejednokrotnie wyczytał z niej więcej, niż to co jej później mówił. To w pewnym sensie ją martwiło, bo nie lubiła dzielić się swoim cierpieniem. Za to też ceniła go jeszcze bardziej. Zachowywał te informacje tylko dla siebie i nawet z nią się nimi nie dzielił.
    Po kilku sekundach, a może minutach, bo przy wróżeniu łatwo jest zgubić rachubę czasu, karty powoli zaczęły ukazywać swoje prawdziwe oblicze.
    [Tak na marginesie to Riley jest puchonką, ale to mało znaczące dla wątku :)]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  33. — Jakbyś potrzebował pomocy — zaczęła — to powiedz. Przecież wiesz, że jestem totalnie po Twojej stronie.
    Posłała mu krótki uśmiech, po czym westchnęła ciężko. Olaf nie rozumiał o co jej naprawdę chodziło, ale stwierdziła, że tym razem podejmie się tej rozmowy. Podrapała się w nos, przez chwilę próbując zebrać się w sobie, żeby nie zacząć od czegoś, od czego nie powinna, po czym nerwowo zaczęła gryźć wargę.
    — Po prostu nie chcę… żeby doszło do tego, żeby ktoś mnie polubił przez urok, jasne? — Uniosła brew. — Nie chcę nawet o tym myśleć. Przecież to wcale nie byłoby szczere, więc po co w ogóle się starać? Mogłabym pewnie zauroczyć każdego, zachichotać i po problemie, ale po co? Przecież dobrze wiesz, jaka ja jestem i jakoś sobie tego nie wyobrażam. Cholerna Wynn Burkes i jakiekolwiek uwodzenie?
    Prychnęła i pokręciła głową.
    — I to wcale nie jest niedorzeczne! — Wbiła mu palec w ramię i zerknęła po twarzy chłopaka, chcąc wiedzieć, czy cokolwiek zrozumiał. — Jakbyś się czuł, jakbyś nie wiedział, czy któraś dziewczyna lubi Cię za to, kim jesteś czy jednak to tylko urok?
    Wynn chciała tylko coś zmienić. Nie wyobrażała sobie niczego, co prezentowała typowa, czystokrwista wila, będąc jedynie skrzatem, który próbował sobie radzić w swój własny sposób, więc po cholerę było jej jakieś uwodzenie?
    Dlatego stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie uwarzenie tego eliksiru. Przynajmniej do momentu, w którym nie uzna, że wcale jej to wszystko nie przeszkadzało. Prawda była taka, że Wynn raczej nie obracała się w męskim towarzystwie mogącym w ogóle podchodzić pod jakieś romantyczne relacje, bo sama Wynn raczej nie sprawiała wrażenia, że była kimś zainteresowana, ale myśl o tym, że ktoś może ją lubić tylko przez urok, napawała ją jakimś nieuzasadnionym lękiem.
    I tak oto Wynn Burkes, nie bojąca się niczego, odważna, pędząca za swoimi przyjaciółmi w najgorsze bagno, obawiała się tego, że ta szczególna osoba, gdy się w ogóle pojawi, nie będzie jej w stanie polubić za to, kim właściwie była. Poza tym nie chciała ryzykować, że ktokolwiek odczuje jakiekolwiek skutki, niemal czując odruchy wymiotne, wyobrażając sobie jakieś natrętne spojrzenia.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  34. — Wood, Ty naprawdę czasem nie myślisz — stwierdziła. — Przecież jest wiele dziewczyn, którym się podobasz. Czasem nawet za Tobą patrzą.
    Szturchnęła go zaczepnie w bok.
    — Ale nie martw się. Ja Cię przed nimi obronię. — Zaśmiała się pod nosem, po czym pokręciła głową. — Żartuję. Radź sobie sam z fankami, przez quidditch robisz się popularny.
    Wzruszyła delikatnie ramieniem. Tak naprawdę nigdy nie zwracała uwagi, czy ktokolwiek patrzył w stronę chłopaka, bo zazwyczaj była zaaferowana tym, co robili, czyli robieniem tego, co niekoniecznie mogło się dobrze skończyć (tak jak wyjście do Zakazanego Lasu), ale raźniej było się pchać w kłopoty we dwójkę niż samemu. Poza tym Burkes ufała Olafowi i wierzyła, że jej pomoże, gdyby coś się stało.
    — Przygotowałeś się! — zawołała ze śmiechem i poklepała jego ramię z uznaniem. — Świetnie, a teraz się podziel.
    Złapała za butelkę i przycisnęła usta, przechylając szkło. Wzięła łyk alkoholu, skrzywiła się mimowolnie, a potem oblizała wargę i oddała wino Woodowi. Wynn nie odmawiała sobie takich przyjemności i znana była ze swojej niezbyt mocnej głowy. Wypicie większej ilości alkoholu kończyło się obrzyganiem czyichś butów, histerycznym śmiechem i tekstem: Zanieść mnie do pokoju. I wtedy naprawdę była wdzięczna, że miała miano skrzata, bo nikt nie miał problemu, żeby ją podnieść.
    — Kwiat ma fioletowe płatki. Podobno w nocy trochę błyszczy — oznajmiła. — Dlatego szybko go znajdziemy. Po prostu wypatruj czegoś fioletowego, no i, uważaj. Wiesz, nie chciałabym tutaj umierać.
    Zakazany las był miejscem, gdzie uczniowie mieli kategoryczny zakaz wstępu, a mimo to takie osoby jak Wynn nie wahały się długo, żeby wejść w puszczę. Poza tym zawsze ciągnęło Burkes do Lasu, być może dlatego, że czystokrwiste wile zamieszkiwały lasy? No i, naprawdę jej zależało, żeby znaleźć ten kwiat, choć bardzo wątpiła w to, że eliksir w ogóle jej coś da czy jakoś pomoże, ale warto było spróbować. Przynajmniej to kolejne wyzwanie, prawda?

    WYNNKA
    [Dodałam z Wynn Olafa do naszego gangu słodziaków! :D]

    OdpowiedzUsuń
  35. — Najpierw sprawdzaj a potem mów — syknęła do niego i przewróciła oczami.
    Rozejrzała się wokół. Naprawdę lubiła Las, tym bardziej kiedy robiło się już ciemniej i chłodniej. Wtedy wszystko zdawało się być zupełnie inne, jakby dostawało nowych kształtów.
    — Nie możemy sprawdzać każdych świecących kamyków — mruknęła i popatrzyła jak Wood bierze jeden z nich. Powstrzymała się od uśmieszku, sądząc, że najpewniej obdaruje nim jakąś dziewczynę. Ale nie skomentowała tego, nie chcąc go dalej męczyć.
    — Chodźmy dalej.
    Zapięła zamek od za dużej bluzy i zarzuciła kaptur. Zerknęła po rozchodzącej się wokół mgle, jakby Las właśnie wypuszczał ze swoich zielonych płuc oddech. Sięgnęła po różdżkę i szepnęła: Lumos, a jej różdżka zaświeciła przy końcu, dając światło. Dopiero wtedy zauważyła tuzin niewielkich stworzeń pilnujących drzew, sprawiających wrażenie, jakby składały się jedynie z kory, gałązek i pary brązowych oczek. Nieśmiałki! Pilnowały Lasu i bywały naprawdę groźne, gdy ktoś miał zamiar zaatakować drzewo, i najwyraźniej były zainteresowane tym, co robili w Lesie swoiści intruzi.
    Wynn uśmiechnęła się lekko, idąc dalej. Nie miała zamiaru atakować drzew ani niszczyć Lasu. Chciała jedynie znaleźć kwiat i wrócić do szkoły. Wyciągnęła z kieszeni bluzy batonik czekoladowy i odwinęła go, biorąc kęs.
    — Powinniśmy wejść głębiej — stwierdziła, podając batonika Woodowi.
    Im dalej szło się w Las, tym ciemniej i zimniej było. Korony drzew plątały się ze sobą i nie przepuszczały żadnego światła, nawet tego księżycowego, a powietrze robiło się gęste, ale słodkie przez wszystkie rosnące tutaj kwiaty.
    Zrobiła kolejny krok, ale potknęła się o wystający korzeń i niemal od razu wyłożyła się po ściółce, wpadając w mech i liście. Przeklęła siarczyście pod nosem, a chwilę później podniosła się wolno, patrząc po zdartych kolanach. Westchnęła ciężko i odwróciła się gwałtownie w stronę przyjaciela, wskazując w jego stronę palcem.
    — Niczego nie widziałeś — mruknęła, otrzepując się z liści. Przyłożyła też rękaw bluzy do krwawiącego kolana, wbijając wzrok w swoje znoszone trampki.

    nieuważny skrzat
    [No musiał się tam pojawić w końcu! <3]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Cześć! Widzę, że to przypadek zakochany w Quidditchu, który chce iść śladami swojego ojca. Z Rozą pod tym względem mógłby się dogadać! Baw się dobrze na blogu, jeżeli masz chęć na sportowy wątek, to zapraszam do drużynowej koleżanki. Bywaj!]

    Narcissa oraz Roza

    OdpowiedzUsuń
  37. — Nie śmiej się! — krzyknęła z wyrzutem i posłała w jego stronę mordercze spojrzenie, wzdychając ciężko.
    Przycisnęła mocniej rękaw do kolana, po czym kopnęła w korzeń, o który się potknęła, zdecydowanie zirytowana tym, co się stało.
    — Ja? Niezdara? — Prychnęła pod nosem. — To był zwykły wypadek. Nie zauważyłam po prostu, że wyrasta tutaj jakiś korzeń, czy coś… — wytłumaczyła rzeczowo, bo wcale nie chciała, żeby Olaf pomyślał sobie, że jest gapą. Przecież wcale nią nie była.
    Uniosła brwi, kiedy wspomniał o jakiejś dezynfekcji, a potem pisnęła krótkie: pieprz się, Wood, kiedy polał alkohol prosto po ranie. Bolało, ale nie aż tak bardzo, żeby wymagało to eliksiru leczącego, poza tym zdarzały się Wynn o wiele grosze wypadki. Nie pamiętała już, ile razy złamała rękę czy nogę i to przede wszystkim z własnej głupoty.
    Usiadła ciężko przy Olafie i upiła potężny łyk wina, rozglądając się wolno wokół. Zaczęła nerwowo przegryzać policzek od wewnątrz, czując swoje suche niezadowolenie. Myślała, że będzie w stanie zdobyć kwiat ot tak, bez większych problemów.
    — Odpoczniemy i idziemy dalej — stwierdziła. — Chyba że chcesz wracać. Wiesz, że Cię tutaj nie trzymam. — Odwróciła głowę w stronę przyjaciela, z czerwonymi od wypitego alkoholu policzkami, z liśćmi we włosach i trochę brudnym czołem.
    — Wiem, że to jak szukanie najmniejszego kamyka w równie małych kamykach, ale nie mam innego wyboru — mruknęła. — Nie mogę sobie teraz odpuścić i wrócić do szkoły.
    Zerknęła po swoim kolanie, uznając, że otarcie nie jest ani trochę poważne. Najwyżej zostanie jedynie strup i nic poza tym, a jak nie będzie go rozdrapywać, to nie powinno być nawet blizny.
    Oddała butelkę przyjacielowi i schowała ręce w kieszenie bluzy.
    — Całkiem tutaj przyjemnie, co? — spytała, sunąc spojrzeniem po drzewach.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  38. [Jestem przekonana, że Olaf w końcu zostanie kapitanem drużyny i to nawet lepszym od ojca! ;) Wydaje się być przesympatyczną postacią i chyba po prostu nie da się go nie lubić.
    Dziękuję z całego serduszka za powitanie! <3 Jak znajdziesz jakieś miejsce, to pisz śmiało, a na razie życzę wspaniałej zabawy przy pisaniu obecnych wątków!]

    Caireann Byrne

    OdpowiedzUsuń
  39. Riley przygryzła lekko dolną wargę, czekając na ujawnienie wszystkich karty. Zwierzęta pojawiające się na nich nic jej nie mówiły, mimo że gdzieś kiedyś czytała o ich wielkim znaczeniu przy wróżeniu. Cierpliwie czekała na Olafa, aby chociaż trochę ją uświadomił na co tak naprawdę patrzy. Z każdym słowem była coraz bardziej zainteresowana, a jego zaangażowanie było niezwykle ujmujące.
    - Hej! Nie mam tyłka jak Titi! Sam masz tyłek jak Titi! – zaśmiała się i dalej słuchała, jak Olaf wyjaśnia co poszczególne rzeczy oznaczają. Wszystko miało jakiś logiczny sens w sobie i nie mogła się doczekać, aby zacząć analizować każde poszczególne zwierzę.
    – No dobra, to ja polecę szybko do biblioteki po tą księgę i zaraz z nią wracam! – Na twarzy chłopaka dostrzegła nutkę niezadowolenia. No tak, nie mogła przecież zakładać, że Olaf zrobi za nią wszystko. Od razu postanowiła się zrekompensować. – Spokojnie, sama sobie wszystko przeanalizuje, ale byłoby mi raźniej z tobą siedzieć. W zamian mogę ci się odwdzięczyć analizą twoich ostatnich snów! – Nie dała jemu nawet odpowiedzieć i szybko poleciała w stronę biblioteki.
    Nie była pewna, gdzie szukać księgi wspomnianej przez gryfona, więc najpierw zapytała bibliotekarki o dział, w którym powinna zacząć jej szukać. Jechała palcem po każdym tytule, mając nadzieję jak najszybciej znaleźć odpowiednią pozycję. W końcu ją znalazła i udała się do wyjścia, gdzie po drodze oznajmiła bibliotekarce, że księgę odda w ciągu kilku dni. W końcu nie zaszkodzi jej przeczytać trochę więcej niż zamierzała. Z uśmiechem na twarzy udała się z powrotem do Wielkiej Sali, gdzie miała nadzieję, że Olaf na nią czekał.
    Rozmawiał z jakimiś gryfonami, ale to Riley nie przeszkadzało. Po cichu usiadła obok niego, nieco w ścisku, bo sala zapełniała się coraz szybciej i otworzyła księgę na odpowiednim dziale. Zaczęła wertować ją, szukając odpowiednich zwierząt. W końcu znalazła pierwsze: mrówkolew, który z tego co wyczytała oznaczało, że mimo bycia osobą dosyć donośną i głośną, ma osobie bardzo niskie mniemanie. Myszołów Białobrzuchy miał oznaczać dwie twarze. Jedną, tą którą widzieli wszyscy dookoła i drugą, która ukazywała się tylko w nielicznych sytuacjach. Z pierwszych dwóch wróżb Riley widziała już dużo prawdy. W końcu czuła się rzeczywiście jakby wiodła dwa oddzielne życia. Jedno, szczęśliwe i drugie, naznaczone cierpieniem z dzieciństwa i głęboko skrywaną nienawiścią. Osioł miał oznaczać nieprzemyślane decyzje, przy czym dziewczyna bardzo nie chciała się zgodzić. Perlica Sepia to samotność i Riley sama nie wiedziała czy odnosiło się to do jej dzieciństwa czy coś dla niej ważnego i budującego. Musiała nad tym trochę pogłówkować i w końcu stwierdziła, że i tak źle i tak niedobrze. Topi oznaczał niezdarność i co jak co, ale tu karta w stu procentach pasowała do puchonki. Kiedy doszła do Titi Czerwonego zdała sobie sprawę, że Olaf nie wyjaśnił co oznacza tyłek… Gryfon dalej rozmawiał ze znajomymi, więc postanowiła najpierw przeczytać co zwierzę oznaczało.
    Już po kilku pierwszych zdaniach Riley zszedł uśmiech z twarzy i zastąpiło go zmieszanie… Titi według księgi oznaczał nieszczęście. Może nie był to omen śmierci, ale z pewnością nie oznaczał nic dobrego. Kiedy puchonka doczytała ostatnie zdanie, od razu zwróciła się do Olafa.
    - Olaf co oznacza tyłek? – zapytała nieco wstrząśnięta. – Boże, Olaf, powiedz mi co oznacza tyłek, bo najwyraźniej Titi Czerwony to nic dobrego! – Powoli zaczynała panikować.

    [Wybacz, jeśli trochę zwaliłam z analizą zwierząt, ale byłam pewna w którą stronę iść haha!]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie byłam pewna w którą stronę iść miało być :)]

      Usuń
  40. — Niech i tak będzie. Kwiat nie ucieknie — stwierdziła, gdy Olaf zaproponował, żeby posiedzieli tutaj jeszcze chwilę i dokończyli wino.
    Przecież i tak było pewne, że spędzą w Lesie pół nocy w swoim towarzystwie, więc Wynn aż tak bardzo się nie śpieszyło. Poza tym przeszli już spory kawałek i ciemność syczała między drzewami o wszystkich niebezpieczeństwach, jakie w sobie kryła.
    — Dziękuję — mruknęła szybko, gdy Olaf podzielił się swoim kocem i zarzucił go po jej kolanach.
    Przyjęła batonika bez oporów i wzięła kęs, żując wolno. Zastanawiała się jednak nad tym, czy kwiat w ogóle istniał, czy książka nie kłamała. Albo po prostu kwiat tutaj był, ale dawno, dawno temu i nikt już nic o nim więcej nie słyszał. Takie rzeczy się zdarzały.
    Westchnęła pod nosem, obserwując kątem oka jak Olaf sięga po kamień, który zabrał ze sobą chwilę temu, i jak przykłada go do różdżki, a wtedy światło rozbiło się wokół, tworząc teatrzyk cieni. Uśmiechnęła się pod nosem. To chyba była najlepsza rzecz, jaką ostatnio zobaczyła. Zerknęła po zainteresowanych Nieśmiałkach, widocznie poruszonych nagłym światłem, ale przyglądały się temu jedynie, nie ruszając się prawie w ogóle.
    — Zastanawiałeś się? — Uniosła brew i posłała chłopakowi swój złośliwy uśmieszek, ale kiedy skończył mówić, Wynn popatrzyła po jego twarzy z nieodgadnionym wyrazem, a potem zamrugała dwa razy szybko i odchrząknęła.
    — Nie — odparła. — Nigdy. — Dotknęła palcami swoich włosów, jakby w nich ukryła to, co chciała powiedzieć. — W sensie wiesz… żadnych pocałunków, obmacywanek, schadzek.
    Tutaj pomyślała o swojej koleżance Beatrix (ślizgonka poznana w cieplarni), dlatego uśmiechnęła się lekko pod nosem, ale zaraz potem odwróciła twarz do chłopaka i wzruszyła krótko ramionami.
    — Nie jestem zbyt dobrym obiektem do, no wiesz, takich rzeczy. Nie jestem tak ładna jak inne dziewczyny. — stwierdziła krótko. — Ale pieprzyć to. Pogodziłam się już z tym.
    Zatkała się kolejnym kęsem batonika, a potem opadła plecami w tył, opadając w mech i podnosząc spojrzenie w górę.
    — A czemu o to pytasz? Masz z czymś problem i chcesz pogadać? — spytała. — Nie powiem Ci zbyt wiele, Olaf, bo akurat takich doświadczeń nie zebrałam, ale jakbyś potrzebował kogoś do włamania się do działu Ksiąg Zakazanych, to chętnie Ci pomogę.
    Wyszczerzyła do niego zęby.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  41. — Tak, tak, Wood — mruknęła, chcąc skończyć rozmowę o tym, czy zaliczała się w ogóle pod kategorię bardzo ładne dziewczyny.
    Wynn właściwie to nie obchodziło i dobrze zadawała sobie sprawę z tego, że jest taka, a nie inna, ale nic nie mogła z tym zrobić (nie chciała nawet). Za bardzo lubiła swoje trampki i za duże swetry. Za bardzo lubiła krótkie włosy i ciągle zmarszczony nos, żeby móc czuć się jak ładna dziewczyna. Ładne dziewczyny tak nie wyglądały.
    Wzięła kolejny kęs batonika, po czym uniosła brew i spojrzała w stronę przyjaciela. Słuchała tego, co mówił, żując wolno czekoladę. Nie za bardzo rozumiała, co właściwie chciał jej powiedzieć. Nie była zbyt dobra w tych sprawach, ale widać, że Olaf się tym przejmował, więc przetarła usta nadgarstkiem i usiadła, wlepiając ciekawskie spojrzenie w jego twarz.
    — Ale o co dokładnie chodzi? — spytała. — Chcesz, żebym Ci w czymś pomogła? Mam Cię nauczyć jak szybko biegać? — Zaśmiała się pod nosem i dźgnęła go lekko palcem w policzek. — Przecież wiesz, że Ci pomogę. Ale musisz w końcu to z siebie wyrzucić, nie czytam w…
    No, akurat to potrafiła, ale jakoś w momentach, kiedy legilimencja była jej naprawdę potrzebna, w głowie Wynn odbijała się pustka, co było naprawdę irytujące.
    — Nieważne — mruknęła, a widząc zdenerwowanie przyjaciela, położyła mu dłoń po ramieniu i ścisnęła lekko. — Możesz mi powiedzieć. To tylko ja. Wynn, i nikt więcej. Przecież nikt normalny nie poszedłby do Lasu, sam rozumiesz.
    Uśmiechnęła się do niego jak chochlik i oddała Woodowi batona, zabierając od niego butelkę. Upiła łyk, czekając aż Olaf odezwie się znowu i powie jej to, co go męczyło, ale tym razem wprost, bez żadnych półsłówek. Nie mogłaby się domyślić, co planuje Olaf, gdyby jej o tym po prostu nie powiedział. Wynn była…
    naprawdę głupiutka, jeśli chodziło o takie rzeczy.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  42. — Możemy spróbować — rzuciła nagle, wzruszając ramieniem.
    Pocałunek powinien być wyjątkowy — przynajmniej tak mówili, ale nie mówili nic o tym, że Wynn ufała swojemu przyjacielowi i wiedziała, że to nic między nimi nie zmieni. Ona nadal będzie irytującym skrzatem, a on głupkiem, więc po co przejmować się pierwszym pocałunkiem i drżeć z nerwów, kiedy mogło się to zrobić z przyjacielem?
    Odłożyła butelkę wina gdzieś z boku, odchrząknęła cicho i położyła drugą rękę przy ramieniu chłopaka.
    — Tylko jak komuś o tym powiesz, to Cię zabiję — oznajmiła, marszcząc groźnie brwi. — Tym bardziej swojej przyszłej dziewczynie czy coś, nie wiem, po prostu to zostaje między nami.
    Tak, Olaf musiał się jej bać, prawda? Wynn oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że wcale jej się nie bał, ale dziwnie było się nie odzywać, gdy planowało się pierwszy pocałunek. Czy to w ogóle dało się zaplanować? Zerknęła po światełkach, wzięła głęboki oddech, a potem zbliżyła swoją twarz do jego, ale niefortunnie uderzyła lekko nosem o jego nos, co wywołało w Wynn głupie speszenie, bo wcale nie miała zamiaru się tak czuć.
    To tylko głupi pocałunek, Wynn, to tak jak z lataniem — byle mieć to z głowy.
    — Jesteśmy przyjaciółmi — szepnęła jeszcze, bardziej do siebie niż do niego, jakby chcąc uwierzyć w to, że to nic takiego, bo przecież nie było czymś się stresować. Olaf nikomu nie wygada, że nie umie się całować ani nie będzie przybijał z nikim piątek, że pocałował Wynn Burkes.
    Przytknęła delikatnie swoje usta do jego, nie widząc, czy w ogóle zamknąć oczy czy co się w takich chwilach robiło, ale koniec końców przymknęła te cholerne powieki. Olaf smakował winem, czekoladą i Olafem. Jego usta były po prostu olafowe.

    WYNNKA
    [Olaf mnie rozbraja, naprawdę. xD Uwielbiam go!]

    OdpowiedzUsuń
  43. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  44. — Jestem pół-wilą… — przypomniała, przewracając oczami i podnosząc się z miejsca. — Więc to pewnie dlatego. Mam nadzieję, że będziesz to miło wspominać, a teraz rusz tyłek. Idziemy dalej.
    Pocałunek był… był w porządku, jego usta były miękkie i ciepłe, i nie czuła się ani trochę dziwnie, kiedy Olaf ją całował. Jakby oboje wyświadczyli sobie przysługę. Wynn jednak martwiła się czymś innym. Skoro Wood zatracił się w tym pocałunku przez jej urok, zaczęła wierzyć w to, że będzie tak z każdym chłopakiem, więc jak rozpoznać to, że naprawdę ktoś ją polubił? Czy zawsze będzie to wyglądać tak jak teraz?
    Okryła kocem swoje ramiona i podniosła butelkę. Nie miała przecież zamiaru zostawiać jej w Lesie i tutaj śmiecić.
    — No i, skoro już po wszystkim i wiesz, jak to jest się całować — zaczęła — to się skup. Musimy znaleźć ten cholerny kwiat.
    Ruszyła dalej i złapała za swoją różdżkę. Oświetlała sobie drogę i machała światłem, chcąc doszukać się w tym rozrzedzonym mroku fioletowych płatków. Chyba chciała sobie coś udowodnić, zdobywając ten kwiat, a przy okazji przekonać się o tym, czy w ogóle istniało coś takiego jak eliksir, który mógłby jej pomóc z jej niechcianą naturą.
    — Myślisz, że ten kwiat w ogóle istnieje? — spytała, ziewając krótko, a zaraz potem zatrzymała się gwałtownie, widząc gdzieś dalej szereg fioletowych kwiatków, błyszczących swoim światłem, jasnych, że nie dało się ich przeoczyć.
    Były piękne i równie pięknie pachniały. Wynn czuła tę słodycz, nie mogąc jej nawet opisać ani do niczego porównać. Opuściła różdżkę w dół i skierowała się w stronę rosnących kwiatów, przykucając mimowolnie obok. Sięgnęła po jednego z nich, a palcami pogłaskała fioletowe płatki, uśmiechając się pod nosem.
    Więc ten kwiat naprawdę tutaj rósł i był tak blisko, że wystarczyło jednie go zerwać, ale coś ją od tego powstrzymywało. Czy naprawdę chciała bawić się w eksperymenty i próbować zagłuszyć swoją naturę? Czy nie lepiej byłoby po prostu tego zaakceptować? Westchnęła ciężko.

    WYNNKA
    [Też prawda. Nasze bachory są jednak świetne, i wcale nie chcą się pozabijać. xD]

    OdpowiedzUsuń
  45. Gdyby tylko nie wyglądało to tak podejrzanie i byłoby jakkolwiek wykonalne, gotowa by była pożreć tą książkę na miejscu, niczym przemyconą na sprawdzian ściągawkę, byle tylko nie poznał jej treści. I tak była całkowicie spanikowana, czując ze jej pierwotna reakcja całkowicie ją wydała. Co też przyszło do głowy biednemu Olafowi, żeby od tak się do niej odezwać! Dlatego nie chciała być miła. Nie mogła być też sztucznie wredna, ale najwyraźniej ich ostatnie spotkanie dało mu poczucie, że od tak może do niej zagadywać. Odczucie, którego najchętniej by go pozbawiła dla własnego spokoju, ale musiała przyznać, że sama była ciekawa. Ciekawa jaki był przy bliższym poznaniu, jak mogła by wyglądać ich relacja, gdyby byli w innej, bardziej klarownej sytuacji. Ale przecież nie mogła od tak wyłożyć mu kart na stół. Musiała ostrożnie i w przemyślany sposób odnaleźć się w realiach, w które wpakowała ją własna matka.
    - Grali... to znaczy, moja matka grała. - Sprostowała się szybko usadawiając się z powrotem na krześle, starając się przybrać równie nonszalancką pozę co jej rozmówca, jednak jej wygodny kącik nagle stał się uciążliwy, a samo krzesło zdawało się momentalnie kłóć ją w plecy. - Marcus Flint nigdy nie oddał pozycji kapitana, aż do ukończenia szkoły. - Wytłumaczyła mu, że nie sposób doszukać się jej nazwiska wśród nazwisk kapitanów. Gdy usłyszała wręcz drastyczne w tym momencie pytanie o ojca, momentalnie zesztywniała, przyglądając mu się przez moment. Zdecydowanie nosił wiele cech swojego rodzica, które znała niestety jedynie ze zdjęć. W całym zamieszaniu i krótkim terminie przed powrotem do szkolnych murów, nie miała nawet okazji udać się na żaden mecz drużyny Wooda, choć z pewnością planowała nadrobić to po zakończeniu edukacji. By choć na moment spojrzeć na niego z oddali i zastanowić się, czy poczuła by to dziwne ukłucie w sercu, które dało by jej choć częściowe potwierdzenie tego, co na razie musiało pozostawać tylko w sferze domysłów.
    - To... dość skomplikowana sytuacja. - Ucięła jedynie krótko jego pytanie uciekając wzrokiem za okno. Przez te wszystkie lata, była świadoma tego, że z jej ojczymem nie łączą jej więzy krwi. Dlatego też nosiła panieńskie nazwisko matki, a jej niechęć do głębszych wyjaśnień, zaczęła łączyć z wydarzeniami minionej wojny. Charlotte była ślizgonką. Hogwart opuściła na krótko przed końcem rządów Czarnego Pana, a jej rodzina też nie miała śnieżnobiałej kartoteki. Podejrzewała, że matka zwyczajnie woli oszczędzić jej świadomości, że jej ojcem jest któryś ze zbrodniarzy, a ona sama była jedynie błędem wieku młodzieńczego. Tłumaczyło to też jej nagły powrót do Niemiec, gdzie mogła spokojnie zacząć od nowa. W końcu Amelia przestała zadawać niekomfortowe pytania... przynajmniej do czasu znalezienia tego cholernego listu.
    - Za to... twój ojciec był kapitanem... i to dobrych parę lat. - Sama nie wiedziała, czemu zaczęła ten temat. Może liczyła na to, że chłopak się rozgada i przestanie ją wypytywać, za to zaleje ją opowieściami o ojcu, których, choć była piekielnie ciekawa, choć za żadne skarby nie chciała się do tego przyznać, nawet przed samą sobą. Pozycję kapitana zawdzięczała dzikiej determinacji, wręcz obsesyjnej, od powrotu do szkoły w tym roku, choć już wcześniej zacierała ręce na to stanowisko. W dodatku, gdzieś z tyłu głowy, próbowała sobie coś udowodnić. Że jest godna. Że stanie się godna i dopiero wtedy zdobędzie cię na tą trudną rozmowę z kompletnie obcym człowiekiem, z którym mogły ją łączyć bliskie więzy krwi.

    pani obsesyjna po tatusiu

    OdpowiedzUsuń
  46. — Dzięki, Wood — mruknęła i przewróciła oczami.
    Nie wierzyła, żeby eliksir mógł w jakiś sposób tak naprawdę wyciszyć jej naturę. Z drugiej strony było to w jakiś sposób uciekanie i odrzucenie tego, kim właściwie była, zamiast po prostu zmierzyć się z tym wszystkim. Może też mogłaby porozmawiać o tym z kimś z rodziny i dowiedzieć się o tym więcej?
    Westchnęła ciężko, zrywając trzy kwiaty i podniosła się wolno. Nie zamierzała ich teraz używać, ale mogły być przecież przydatne do czegoś innego. Poza tym Wynn jeszcze nie zdecydowała, czy faktycznie nie będzie chciała spróbować z tym eliksirem, dlatego zdecydowała się je zerwać.
    — Ususzę je i schowam — stwierdziła. — Wiesz, mogą się okazać całkiem przydatne. No i, przynajmniej oszczędzimy sobie kolejnej wyprawy do Lasu… przynajmniej po kwiaty. Bo niczego nie obiecuję — dodała, szczerząc zęby i wzruszyła ramieniem, owijając się szczelniej kocem, który zarzuciła wcześniej po swoich ramionach.
    — Wracajmy już. — Spojrzała jeszcze raz po kwiatach, myśląc nad tym, czy faktycznie mogły jej pomóc. — Mam tylko nadzieję, że nikt nie zauważył, że nas nie ma.
    Pieprzyć to, stwierdziła krótko, chowając zerwane wcześniej fioletowe kwiaty w kieszeń bluzy. Nie było sensu się nad tym zastanawiać, skoro już nawet nie wiedziała, czy faktycznie chce cokolwiek robić z tym wszystkim. Przecież liczyło się jedynie to była Wynn Burkes, a nie pół-wilą.
    Rozświetliła sobie drogę różdżką i wolno ruszyła dalej. Zerknęła po swoich trampkach, a zaraz potem po kolanie, wzdychając cicho pod nosem i żałując swoich starych, wygodnych jeansów. Teraz były podarte i zakrwawione. Odwróciła się do przyjaciela i uniosła brew.
    — Idziesz? Czy chcesz tutaj nocować? — spytała. — Mam Ci oddać koc?
    Posłała mu swój uśmiech, sugerujący to, że wcale nie zamierza mu oddawać tego koca, bo było jej zimno, a poza tym po prostu była złośliwa, więc Olaf mógł jedynie pomarzyć, że dostanie go teraz z powrotem.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  47. [To się zgadajmy na mailu, co i jak, cobyśmy sobie ustaliły co dalej, jeśli masz ochotę. :D
    czarne.sercejakpirat@gmail.com]

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  48. Wynn przewróciła oczami, kiedy Wood wspomniał o tym, że są przyjaciółmi. Oczywiście, że nimi byli, a pocałunek nic nie znaczył. Był eksperymentem.
    Niemal od razu zasnęła, wtulając się w poduszkę i przytulając kołdrę między nogami. Jeszcze wcześniej zdążyła schować kwiaty w książkę i ukryć tom pod swoim łóżkiem, żeby nikt sobie nie pomyślał, że znowu Wynn Burkes zrobiła coś nielegalnego. Ale nikt nie byłby przecież jakoś bardzo tym zaskoczony.
    Zapomniała o tych kwiatach i oddała się temu, co umiała najlepiej: bycie skrzatem. Przez następne dni okradła szkolny magazyn z składnikami do eliksirów, podmieniła kilka fiolek, dorobiła się szlabanu i niemałego lima pod okiem, co było jedynie wypadkiem, bo goniła się po korytarzu z jednym Gryfonem i wpadła prosto w sylwetkę jakiegoś wysokiego, barczystego Ślizgona, niefortunnie uderzając się jego łokciem w oko. Wypadki chodziły po Wynn, prawda?
    Dostając więc liścik od Wooda, przykładała lód do oka i wzdychała ciężko. Przeczytała go wolno, unosząc brew. O co chodziło? Jaki eliksir? Olaf myślał, że zrobiła i wypiła ten eliksir? Docisnęła mocniej lód do oka, po czym zwinęła się z kozetki, mrucząc, że czuje się lepiej. Oddała pielęgniarce lód, wciągnęła swoje szaty i ruszyła do Pokoju Wspólnego.
    Nie wierzyła za bardzo we wróżby i raczej nigdy nie brała tego do siebie. Uważała, że właściwie wszystko dało się zmienić, jeśli mocno próbowano, więc nikt nie musiał jej mówić, że będzie nieszczęśliwa czy skończy jako panna z piątką kotów. Wpadła do Pokoju Wspólnego, przeczesała włosy i wlepiła wzrok w Olafa, który…
    — Co Ty do cholery właściwie robisz? — spytała, nie rozumiejąc niczego. — Dobrze się czujesz?
    Podeszła bliżej i dotknęła swojego oka, które zaczęło dopiero teraz puchnąć. Świetnie, po prostu świetnie. Usiadła ciężko po kanapie, zjeżdżając z niej wolno, aż jej tyłek znalazł się przy krawędzi i w ten sposób wysunęła podbródek w głupiej minie, przesuwając palcami po powiece.
    — O co Ci chodziło z tym eliksirem?

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  49. Riley nigdy się nie krępowała przy innych. Bo co i niby mieli ją obchodzić? Nie miała problemu z rozmawianiem na tematy, które inni omijali, a wręcz wolała je od nużących konwersacji o polityce czy historii czarodziejskiego świata. Czuła się szczególnie wolna słowem przy ludziach, z którymi miała dobry kontakt, a Olaf zdecydowanie należał do tego grona. Dlatego kiedy jego znajomi zaczęli się śmiać na jej bardzo wyrwane z kontekstu pytanie, tylko wywróciła oczami i wsłuchała się w co Olaf miał do powiedzenia na ten temat.
    Życie seksualne Riley może nie było obecnie na wyżynach, ale skarżyć się też nie mogła. Dopiero później, kiedy gryfon zaczął pod nosem mówić o znaczeniu symboli z księgi, czuła jakby cała zesztywniała. Śmierć? Noc? Los? Te słowa odbijały się właśnie w jej myślach i nie lubiła tego, dokąd to wszystko zmierzało.
    - Ale… Nie, to nie może być prawda. – Patrzyła na Olafa, mając nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart i zaraz wybuchnie śmiechem. Mijały sekundy, ale nic takiego się nie wydarzyło. – Przyrzekam, że jeśli to żart, to nieśmieszny. Omeny śmierci to coś co wiesz, że biorę bardzo na poważnie.
    To nie był żart. Mina Olafa była tak samo przejęta co jej. Może nawet bardziej, ale trudno było to na razie stwierdzić. Riley jeszcze raz spojrzała na otwartą księgę i wpatrywała się w trzy znaki. Nie wiedziała co tak naprawdę teraz zrobić. W końcu wróżby często się nie sprawdzały. Z drugiej strony wierzyła w nie za bardzo, żeby o tym wszystkim zapomnieć i się nie stresować. Gdyby chociaż znali więcej szczegółów. Nie tak działają wróżby, Riley, pomyślała sobie. Zawsze mogła spróbować swoich metod ze snami, które czasem potrafiły dopełnić inne wróżby.
    - Olaf, i tu mówię poważnie, ja nie chcę umierać. – Była przerażona. – Nie wiem co, ale musimy coś zrobić. Sama nie wiem, może spróbować innej wróżby? Tylko od razu mówię, że ja się bez ciebie nigdzie nie ruszam, bo kto wie, co mi się jeszcze stanie po drodze do biblioteki czy dormitorium. - Niby zażartowała, ale był to tylko jej system obronny. W głębi duszy ta sytuacja zaczęła ją przerastać, a serce biło jej trzy razy szybciej, zupełnie jakby właśnie przebiegła dwa kilometry.
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  50. Amelii zdecydowanie na rękę wydawał się fakt, jak znikoma była jej znajomość z Olafem. Przecież tak było łatwiej. Zdecydowanie łatwiej ukrywać tak wielką tajemnicę przed kimś, z kim zupełnie się nie rozmawia. Takie przekonanie, wiązało się też z pewnością z faktem, że nie pozwalała sobie w pełni na dopuszczenie do siebie tej myśli, do póki, nie miała stuprocentowej pewności. Nie potrafiła i nie chciała nazywać nawet we własnej głowie, stojącego przed nią chłopaka bratem. Brzmiało to nie tylko abstrakcyjnie, ale i okrutnie przytłaczające.
    Na Merlina! Gdyby faktycznie okazało się, że są przyrodnim rodzeństwem, jak wiele stracili przez te lata. Jak obcy dla siebie byli, dopiero w tym roku prowadząc pierwsze wspólne rozmowy. Dawno była pogodzona z faktem, że wychowywała się bez ojca, a ojczym zapełniał tą lukę w najlepszy sposób jaki potrafił. Jednak słuchając jego opowieści o wspólnych grillach z Wesleyami i całej jego znajomości zawiłej struktury tej rodziny, poczuła dziwne ukłucie w okolicy żołądka. Najzwyklejsza zazdrość. Tego co ją ominęło, czego może mogła by dostąpić, gdyby coś potoczyło się inaczej. Tylko właściwie co? Gdyby jej matka nie uciekła z brzuchem jak szczur z tonącego okrętu? Istotnym szczegółem w tej całej układance był fakt, że ją i Olafa dzieliła tak naprawdę niewielka różnica wieku. Nie znała szczegółów relacji jej matki z Olivierem, ale rok wydawał się być dość krótkim okresem czasu, by rozpocząć nowy związek i zdążyć założyć rodzinę. Najprościej rzecz ujmując, obawiała się, że była nie tylko owocem przelotnego romansu, ale co gorsza - małżeńskiej zdrady. Nie mogła jednak wypytywać Olafa o to Jak długo jego rodzice byli razem, zanim on się urodził. W ich obecnej sytuacji brzmiało by zdecydowanie wścibsko i absurdalnie. Nie chciała jednak za wszelką cenę psuć jego z pewnością idealnego obrazka rodziny. Jego życie wydawało się do pewnego stopnia poukładane. Sposób w jaki mówił o ojcu, z jaką dumą się o nim wyrażał, sugerowały, że ich relacje są znakomite. Na pewno nie potrzebował spadającej na niego jak grom z jasnego nieba, przyrodniej siostry - Ślizgonki i to z jakiegoś młodzieńczego romansu. I tak planowała najpierw porozmawiać z Olivierem, by otrzymać konfirmację swoich domysłów, zanim podjęłaby kolejne kroki.
    - Planujesz startować do Zjednoczonych? - Zerknęła na niego unosząc lekko brew. Ścigający z pewnością nie mieli łatwo w tym zawodzie. Najlepsi mieli ogromne wzięcie, ale drużyna potrzebowała tylko jednego szukającego, więc z pewnością nie było łatwo dostać się do Ligi Krajowej. - Ja zastanawiałam się nad Harpiami z Holyhead... Przynajmniej na jakiś czas chciałabym spróbować... Wszystko jeszcze zależy jak pójdą mi Owutemty. - Wiedziała, że po zakończeniu Hogwartu będzie miała tylko kilka lat wolności, by udowodnić, że ma swój plan na życie. W innym przypadku, wiedziała, że zmuszona będzie do powrotu do Niemiec i wciągnięta zostanie w rodzinny biznes, który na ten moment nie był szczytem jej marzeń.

    OdpowiedzUsuń
  51. [Cześć! Chodźmy uknuć coś niedobrego.
    Miałam tutaj wpaść już dawno, ale życie mnie przygniotło i przychodzę spóźniona. Zacznę od tego, że Olaf to przewspaniałe imię i zdaje się idealnie pasować do takiego lekkoducha! <3 Myślę, że on i Addie albo świetnie się dogadają, albo gdzieś po drodze pozabijają, ale na pewno wspólnie wpakują się w kłopoty <3 Bardzo chętnie napisałabym z wami wątek, więc jeśli tylko masz ochotę to zapraszam do siebie :D]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  52. [Haha cieszę się, że przynajmniej jesteśmy zgodne co do tego, że wątek musi być, teraz musimy tylko wykombinować coś ekscytującego dla Olafa i Addie! Najpierw zapytam, czy masz jakieś plany albo wątkowe marzenie, które chcesz ziścić? Jeśli nie to zaraz będziemy wspólnie kombinować!
    Powiem tak, w blogosferze jestem jakoś jedenaście lat (?), więc istnieje bardzo duża szansa, że byłam na Hogwarcie 2022, gdyż to właśnie od Hogwartów zaczynała się moja cała przygoda. Nie mam tylko pewności, czy już wtedy istniała Addie, wydaje mi się jednak, że nie jest aż tak stara i swój debiut miała właśnie na Kronikach 6 lat temu :D Ale wiekowo się teraz czuję xD]

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  53. [Ja też mam już straszną demencję, w swojej karierze byłam już na tylu blogach, że zgubiłam rachubę i nie pamiętam, która z moich postaci gdzie była :D W tej chwili Addie potrzebuje praktycznie wszystkich powiązań, bo ma swojego przyjaciela i właściwie na tym się kończy, a przydaliby się jej wrogowie (to zdecydowanie nie jest rola dla Olafa), jakaś toksyczna relacja, jakieś miłostki właśnie, gdzie myślałam o dość gwałtownym powiązaniu na zasadzie nie mogę z tobą żyć, ale bez ciebie tym bardziej. Hm, jeśli marzy ci się wątek w Hogsmeade to co powiesz na jakiś nieprzewidziany splot wypadków, który doprowadzi do plotek, że Hallaway i Wood mają się ku sobie? xD Myślę, że na przykład ich znajomi, z którymi mieli się wybrać do Hogsmeade, w ostatniej chwili ich wystawili, a że zawsze lepiej mieć towarzystwo niż być samemu to mogli się zgadać i wspólnie włóczyć się po miasteczku. Może na chwilę wstąpiliby do Herbaciarni u pani Puddifoot, która jest takim przybytkiem dla zakochanych par i rozeszłaby się plotka, a oni im bardziej by zaprzeczali, tym bardziej wszyscy upewnialiby się w fakcie, że coś się między nimi dzieje? Możemy też pomyśleć nad wplątaniem ich w jakąś niefajną sytuację w Hogsmeade. Przez przypadek usłyszą coś, czego nie powinni usłyszeć albo będą świadkami jakiejś nielegalnej działalności? Nie wiem, czy mnie teraz za bardzo wyobraźnia nie ponosi, ale wśród uczniów może w ostatnim czasie zrobił się popularny eliksir o właściwościach przypominających mugolskie narkotyki? I Olaf z Addie mogliby być świadkiem sprzedaży/pobicia, bo klient był winny duże pieniądze… Nie wiem, czy lubisz takie klimaty i czy ci to odpowiada, jeśli nie możemy się skupić na czymś lżejszym i przyjemniejszym <3]

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  54. [Ach, cieszę się, że ci się podoba, ja sama uwielbiam wrzucać do wątku nutkę kryminału, więc tym bardziej jestem zadowolona! Będę wdzięczna za zaczęcie, czekam z niecierpliwością <3]

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  55. [Cześć! Przeglądam karty i trafiłam na Olafa, który jest tak pozytywną postacią, że nie mogę przejść koło niego obojętnie! Bez trudu potrafię sobie wyobrazić chaos, jaki wprowadziłby w życie Minnie swoją energią, myślę, że byłby specem od wywoływania rumieńców (i drobnego popłochu :D) u mojego dziewczęcia. Jeśli Olaf kiedykolwiek będzie potrzebował korepetycji to zgłaszamy się wraz z Dominique! Jest zwłaszcza dobra z teoretycznych przedmiotów jak właśnie numerologia i starożytne runy, więc chętnie ją w to wmanewruję :D Jeśli tylko masz czas i miejsce to zapraszamy!]

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  56. — Wcale aż tak bardzo go nie narażałeś — zauważyła, uśmiechając się do niego półgębkiem. — Nie wypiłam tego eliksiru… — przyznała smętnie. — Nie chciałam. W sensie… chciałam, ale już nie chcę. Nie wiem, chyba nie chcę tchórzyć, wiesz, to w końcu część mnie i nie mogę jej wytępić ani zabić, więc uznałam, że po prostu jakoś przez to przejdę.
    Wzruszyła obojętnie ramieniem i uniosła brew.
    — Że oko? Nie, to nic wielkiego. Po prostu wpadłam w jakiegoś olbrzymiego Ślizgona, serio, był ogromny. Ale po kilku przekleństwach i wiesz no, całej tej szopce, zaprowadził mnie do skrzydła i spędziłam tam z godzinę — wyjaśniła, wzdychając ciężko. — Ale wyglądam groźnie, co? Boisz się?
    Spojrzała w jego stronę i zmrużyła oczy mimowolnie, ale zaraz potem syknęła pod nosem i zjechała jeszcze bardziej po kanapie.
    — Mniejsza z tym, Wood, jestem cała — stwierdziła. — Więc? Chciałeś mi powróżyć, co nie? Tak pisałeś w tym liściku.
    Podciągnęła się i usiadła w miarę normalnie, chowając stopy pod tyłek. Teraz wydawała się być trochę wyższa.
    — I o co chodzi z tymi kartami? — spytała. — Coś sobie zrobiłeś? Coś jest nie tak? — Wlepiła w niego wzrok, szukając jakiś objawów choroby czy opętania. — Wiesz, przedmioty w sklepie rodzinnym nie są zbyt bezpieczne i nie chciałam Ci tego mówić, ale karty mogą mieć jakieś swoje skutki uboczne. Nie wiem zbyt wiele o talii, ale mogę zapytać tatę. On więcej wie.
    Uśmiechnęła się do niego i szturchnęła go zaczepnie w ramię. Nie chciała, żeby Olaf się martwił ani widział w niej jakąś ofiarę losu, ale z drugiej strony miło było wiedzieć, że się o nią troszczy. No, przynajmniej przez chwilę. Poza tym była naprawdę ciekawa, co takiego odkrył Wood, jeśli chodzi o karty. Dobrze wiedziała, że chłopak lubił wróżyć i dlatego mu je dała, ale ona nie wierzyła w te wszystkie przepowiednie i nadmuchane słowa, ale lubiła za to jak Olaf jej o tym wszystkim opowiadał, jak tłumaczył każdy szczegół. Był temu bardzo poświęcony.

    WYNNKA
    [Olaf powinien się upomnieć o punkty za 50 komentarzy pod KP! :D]

    OdpowiedzUsuń
  57. [O nie, łamiecie nam serce :( Wybaczymy wam, jeśli dotrzymacie obietnicy i będziemy z Dominique pierwsze w kolejce, jeśli tylko zrobi ci się miejsce na wątek (albo doba magicznie się wydłuży i będziesz mieć więcej czasu na pisanie :D). Zwłaszcza że Minnie ma tajemniczą moc rozpraszania Olafa, będziemy to bezwstydnie wykorzystywać w przyszłości <3]

    Dominique

    OdpowiedzUsuń
  58. Próbowała ułożyć sobie to wszystko w głowie. Próbowała sobie wmówić, że może nie chodzi o śmierć dosłownie, a uszczerbek na zdrowiu, z czym nie miałaby aż tak dużego problemu. W końcu praktycznie co drugi dzień lądowała w skrzydle szpitalnym, z mniejszą lub większą kontuzją. Chciała wierzyć, że nic złego się nie stanie. Ani jej ani Olafowi, który wiedziała, że nie opuści jej w takim momencie. Tylko ciężko jej było porzucić myśli o nieuniknionej śmierci. Chciała, żeby Wynn pojawiła się gdzieś, wyśmiewając się z ich łatwowierności. A może to był tylko kolejny koszmar, z którego niedługo wybudzi się spocona?
    Zanim odpowiedziała Olafowi, pozbierała wszystkie swoje rzeczy, będąc gotową do wyjścia z Wielkiej Sali. Rzeczywiście Wieża Północna mogła być miejscem, którego właśnie potrzebowali. Było duże prawdopodobieństwo, że nauczycielka wróżbiarstwa była w swojej klasie i mogła odpowiedzieć na lawinę pytań, którą Riley przygotowywała w głowie.
    - Może masz rację – odparła ukradkiem parząc na jego znajomych, którzy od momentu, kiedy powiedziała tyłek na głos, nie spuszczali jej z oczu. Riley poczekała zanim wyszli przed Wielką Salę i przyspieszyła nieco. – Im prędzej się tam znajdziemy tym lepiej.
    Praktycznie nie czuła nóg, a każdy krok wydawał jej się niezwykłym wysiłkiem. Oglądała się cały czas, tak jakby właśnie tu i teraz ktoś miał ją zaatakować. Zaczęła mieć paranoję i ilekroć wymijali grupę ludzi, przybliżała się do Olafa, który mimo wypisanego strachu na twarzy, dodawał jej trochę otuchy.
    - Myślę, że możemy wykluczyć opcję, że Wynn zaczarowała karty, żeby nas przestraszyć. Myślę, że nie byłaby zdolna wytrzymać tak długo, bez powiedzenia nam prawdy. Ale mówiłeś, że wzięła je ze swojego sklepu… Może są zaklęte? Wiesz nigdy nie wiadomo, kto je tam odsprzedał i jakie miał przy tym zamiary. Sprawdziłeś je przed użyciem, czy ktoś nie użył czarnej magii na nich?
    Sama nie wiedziała, czy jej tok myślenia był słuszny. A nawet jeśli był, to nie była pewna czy czarna magia powiązana z kartami by im jakoś pomogła. W końcu ilość klątw, które można by na nich wykorzystać, była praktycznie nieskończona. Zajęło by im wieki, żeby dowiedzieć się, co jest z nimi nie tak.
    Powoli zbliżali się do schodów prowadzących na wieżę i Merlinie, Riley nigdy nie była tak szczęśliwa, żeby zacząć wspinaczkę po nich. Chciała jak najszybciej dojść do klasy i w końcu na spokojnie o wszystkim porozmawiać, bez zbędnych osób. Riley czuła się trochę lepiej. Na tyle dobrze, żeby usiąść z Olafem i jeszcze raz wszystko przeanalizować.
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  59. ― Dzięki — rzuciła z uśmiechem, kiedy Olaf stwierdził, że zawsze wyglądała groźnie.
    Choć zdawała sobie dobrze sprawę z tego, że wcale tak nie jest; że ludzie widzą w niej rudego skrzata i raczej nikt nie podejrzewa, że jest aż takim utrapieniem. Z jednej strony dało się to wykorzystywać, a z drugiej zawsze się wybitnie denerwowała, gdy ktoś uznawał, że nie umie się bronić czy bić, że nie zrobiłaby tego czy tamtego.
    — Rily? Tak. Powiedzmy… że łączą nas wspólne interesy. — Wzruszyła ramieniem, posyłając przyjacielowi uśmieszek, po czym uniosła brwi. — Prawie umarliście? I Ty mi o tym dopiero teraz mówisz? Nie myślałam, że... no wiesz, że karty będą w stanie Cię zabić. Ciebie albo kogoś innego.
    Zaczynała wątpić w to, że karty z rodzinnego sklepu były dobrym pomysłem, ale Olaf lubił przecież te wróżby i inne takie symboliczne albo nie-symboliczne przepowiednie (Wynn nie do końca rozumiała, jak to wszystko działało), więc pomyślała, że to idealny prezent dla niego.
    — Może lepiej je zwrócę? — Spojrzała uważnie po jego twarzy. — Wiesz, dla Twojego bezpieczeństwa, ale może udałoby się je nawet odczarować i potem mógłbyś z nich korzystać tak po prostu… przedmioty związane z czarną magią nigdy nie są zbyt bezpieczne.
    Zaczęła nerwowo gryźć wargę i intensywnie myśleć nad tym, co ojciec mówił jej o tych kartach, ale nie mogła sobie tego przypomnieć, więc westchnęła ciężko, potargała swoje włosy w dłoniach i odwróciła twarz w stronę kart. Zerknęła po tym jak Olaf ułożył je w rzędzie, zastanawiając się nad tym, czy to ten moment, kiedy ktoś powie jej coś o niej samej.
    — No dobra — mruknęła. — Możemy zaczynać, ale nie strasz mnie żadną klątwą czy opętaniem, bo Ty też będziesz miał podbite oko.
    Wyprostowała się mimowolnie, czekając aż stanie się najgorsze. Albo kiedy z kart wyjdzie jakiś duch. Wszystko było przecież możliwe, jeśli chodziło o karty z Borgina&Burkesa i Wynn postanowiła przyjąć do siebie najgorszy scenariusz.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  60. — Czyli po prostu spanikowaliście. — Uśmiechnęła się z rozbawieniem i pokręciła głową. — Chciałabym to zobaczyć, naprawdę.
    Uznała, że to musiało być niezłe widowisko. No i, zapewne pomogłaby tej panice i ich trochę postraszyła, tak dla czystej zabawy.
    — Ważniejsze sprawy. — Zawinęła włosy za uszy i wlepiła spojrzenie w karty. — Czyli że muszę jedynie patrzeć w Twoją stronę i czekać aż zaczniesz działać? No nie wiem, Wood, nie podoba mi się to. Jak mnie zaczarujesz czy coś, to Cię zabiję.
    Zmarszczyła z trudem brwi, bo oko dawało o sobie znać przy każdej gwałtownej minie, więc przestała to robić i odetchnęła ciężko. Ufała Olafowi, był jej przyjacielem, kimś, z kim spędzała dużo czasu i kimś, kto zawsze wiedział, kiedy działo się coś nie tak. I to on pomógł Wynn uporać się z byciem pół-wilą. Więc nie obawiała się tego, że coś mogło pójść źle. Najwyżej zostanie przeklęta przez jakiegoś ducha, trudno.
    — Wybieram… wizerunek, drogę i życie seksualne! — Uśmiechnęła się do niego szeroko. — Obyś dobrze tam to wywróżył. Wiesz, nie mam zamiaru słyszeć, że skończę jako jakiś stary piernik. — Zastanowiła się chwilę nad tym. — Albo nie. Jak już to robisz, to niech to będzie prawda… o ile to możliwe.
    Życie seksualne w ogóle jej nie dotyczyło, więc była ciekawa, co takiego mogłyby o tym powiedzieć magiczne karty. Każdy wiedział, że Wynn się z nikim nie spotykała, więc jak zbudować z tego cokolwiek? A może Olaf będzie jakoś kłamać?
    Nie, nie mógłby.
    — Zaczynajmy.
    Wlepiła spojrzenie w jego twarz. Czasem wodziła wzrokiem po czole, policzkach i nosie, a innym razem łapała z przyjacielem kontakt wzrokowy. Czuła się naprawdę dziwnie, obserwując go w ten sposób, bo nigdy wcześniej tego nie robiła i raczej nie zauważała tego, że miał naprawdę ładną twarz. Takie momenty nie były dla Wynn ani trochę komfortowe.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  61. Addison była wdzięczna za ten moment oddechu w postaci weekendu. W ostatnim czasie nauczyciele przesadzali, zarzucając ich nieskończoną ilością prac domowych, a jej własny nadgarstek wystarczająco bolał ją już od nadprogramowych godzin treningowych, podczas których rzucała kaflem, nie potrzebowała jeszcze męki w postaci zapełniania pergaminu swoim pochyłym, odrobinę niechlujnym pismem. Cieszyła się, że miała okazję odpocząć w Hogsmeade w towarzystwie znajomych. Kiedy jednak nieco spóźniona (co było jej znakiem charakterystycznym, nigdy nigdzie nie była na czas) wpadła do Miodowego Królestwa, nie dostrzegła znajomych twarzy. Dopiero po kilku minutach kręcenia się po wnętrzu dostrzegła Olafa Wooda w miejscu, w którym nigdy by się go nie spodziewała; czyli w wyjątkowo różowym kąciku poświęconym miłosnym eliksirom. Serca w różnych odcieniach czerwieni atakowały ją ze wszystkich stron, zaplątując się w jej włosy i ubrania, a kiedy pękały, pozostawiały po sobie słodkie, mdłe zapachy kojarzące się jej ze znienawidzoną ciotką Hildą, której perukę przez przypadek podpaliła podczas ostatniej rodzinnej kolacji. Do tej pory była pewna, że sztuczne włosy nie zajęłyby się tak łatwo ogniem, gdyby nie były przesączone silnymi perfumami.
    — Poczekaj! Nie zapomniałeś czegoś, Wood? — zawołała za nim z szerokim uśmiechem Addison, nie mogąc przegapić tej cudownej okazji do podroczenia się z wyraźnie zakłopotanym szukającym drużyny Gryfonów. Szybko porwała z półki ostatni flakonik, który otwierał chłopak i podeszła do kasy, kładąc przed sprzedawcą buteleczkę. — Proszę doliczyć do jego rachunku. Był bardzo zainteresowany działaniem tych eliksirów. Może opowie mu pan, jak skutecznie używać mikstury? Bo obawiam się, że mój kochany Olaf jest tak nieśmiały, iż sam flakonik mu nie wystarczy — poinformowała kasjera z diabelskimi ognikami w oczach, obejmując ramieniem Gryfona w pasie. — Pozwolę ci nawet na mnie wypróbować efekty. No chyba że masz na oku już jakąś inną niewiastę, którą planujesz oczarować. Zdradzisz mi jej imię czy powinnam podpytać twoich kolegów z drużyny? — szepnęła konspiracyjnie do Wooda, mrugając do niego figlarnie, a szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie spodziewała się, że wyjście do Hogsmeade dostarczy jej tylu ciekawych wrażeń! Nie mogła się doczekać aż rozpowie pozostałym graczom Quidditcha, co takiego kupował Gryfon w Miodowym Królestwie, korzystając z ich nieobecności.
    Być może nie drażniłaby się tak otwarcie z Olafem, gdyby nie wyraz jego twarzy; był tak uroczo speszony całą sytuacją, że po prostu musiała to zrobić. Sięgnęła dłonią do jego włosów i poczochrała je lekko.
    — No już, nie musisz się wstydzić. To tylko stoisko z miłosnymi eliksirami, a tobie było bardzo do twarzy w tym wszechobecnym różu i unoszących się dookoła serduszkach — powiedziała z rozbawieniem Addie. — Osobiście nie przepadam za podobnie ckliwym wystrojem wnętrz, ale każdy ma prawo do własnej opinii. Może powinnam przekazać twoim współlokatorom z dormitorium, żeby przemalowali twój kąt na odpowiedni odcień różu? Co o tym sądzisz?

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  62. To prawda, że kariera w Quiddichu nie trwała wiecznie. A nawet pomijając ulotną młodość, byle kontuzja, mogła na stałe pozbawić graczy możliwości wykonywania pracy. Jej matkę też dopadła swoista kontuzja, a raczej pewna przypadłość. Mały insekt, który zagnieździł się w jej organizmie na dziewięć miesięcy i przysporzył zajęcia na kolejne lata. Czasami wydawało jej się wręcz, że matka żałuje, że przez nią, choć właściwie to przez własną nieostrożność nie mogła rozwinąć swojej kariery, która znajdowała się wówczas w kluczowym wręcz etapie rozkwitu. Amelia sama obawiała się, że mógłby ją kiedyś spotkać podobny los - choć nie czerpała dumy z tego podobieństwa, była świadoma, jak bardzo przypominała swoją matkę, zarówno w wyglądzie jak i dzieliła z nią wiele cech charakteru, które nie ułatwiały jej życia. Obie były wręcz wściekle uparte i zawzięte, co nie raz doprowadzało do eskalacji nawet drobnych kłótni, a niespełnione ambicje Charlotte zdecydowanie odbiły się piętnem na życiowych celach dziewczyny. Gdzieś z tyłu głowy, posiadała przekonanie, że musi coś udowodnić. Sobie i jej. Że potrafi zajść wyżej, zdobyć więcej i nie skończy w podobny sposób co jej rodzicielka. Jednak w ostatnim roku, chodziło też o coś więcej. Czuła się kompletnie niegotowa na spotkanie, które musiało dojść do skutku i zdecydowanie czuła strach, wraz z ciążącą na niej nieprzyjemną łatką. Ślizgonki. Niechcianego i nieznanego dziecka. I nawet, gdyby Olaf byłby w pełni świadomy tej sytuacji i zapewniał ją godzinami o tym, że znając swojego ojca, z pewnością nie zareagował by w sposób, którego najbardziej się obawiała, to ten strach i tak by w niej tkwił. Przez większość swojego młodego życia musiała coś udowadniać. Czy sobie czy innym. Wpisane było to też w część ślizgońskiej natury, która w sporej mierze oparta była na wiecznej rywalizacji. Nawet bycie jedną z niewielu kapitan o płci pięknej w tym zdominowanym przez mężczyzn, brutalnym sporcie, wiązało się z ciągłym pilnowaniem się czy ktoś akurat nie próbuje zepchnąć cię z piedestału.
    - To... dobrze... - Uśmiechnęła się sztucznie, nie wiedząc co jeszcze mogła by na to odpowiedzieć. Słuchanie o Olivierze, bardziej niż z zaciekawieniem, wiązało się z nieprzyjemnym ściskiem w żołądku, który zdawał się pogarszać z każdą chwilą. Z jednej strony, chciałaby posłuchać jeszcze, dowiedzieć się więcej, nawet jeżeli to wszystko było jedynie... hipotetyczne. Jednak musiała się pilnować, ciągle zachowywać odpowiednią minę do sytuacji, nawet jeżeli coś zupełnie innego próbowało z niej wyskoczyć. Najrozsądniej byłoby w takim razie wkrótce się ewakuować i opuścić niebezpieczną sytuację. - Z pewnością stworzycie świetną drużynę. - Relacja ojca z synem wydawała się czymś nie do pobicia. Przecież prawie wszyscy zapytani faceci w pierwszym odruchu odpowiedzieliby, że wolą mieć syna niż córkę. Oh tak, dziewczynki zdecydowanie sprawiają zbyt wiele kłopotu. Nie żeby sama stanowiła wyjątek od tej reguły. Sama jednak widziała, jak odmienną miłością jej ojczym darzy swojego pierworodnego i choć ten ledwie zdążył wyrosnąć z pieluch, to niepodważalnie w nim pokładane są największe nadzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrwała się z zamyślenia, by zacząć zbierać swoje notatki, podejmując jednak decyzję o niemal natychmiastowej ewakuacji.
      - Możesz przekazać przy okazji Stansellowi, że zarezerwowałam boisko na najbliższy tydzień do dwudziestej. - Ostatnie czego potrzebowała przed meczem, to wściekli Gryfoni, którzy zostaną zmuszeni zostać zepchnięci na późne godziny wieczorne, ale musiała dbać o interes własnej drużyny w pierwszej kolejności. Spojrzała jeszcze niepewnie na tom, który chłopak dzierżył w dłoniach, gotowa sama odłożyć go na miejsce, ale postanowiła pozostawić to zadanie jemu, by niepotrzebnie nie przedłużać ich rozmowy. - Do zobaczenia na meczu, w takim razie... - Rzuciła do niego podnosząc się z miejsca, zdecydowanie nie spodziewając się i nie mając zamiaru rozmawiać z nim przed zbliżającą się sobotnią rozgrywką. Westchnęła lekko i zarzucając torbę na ramię, posłała mu jeszcze jedno niezręczne spojrzenie na odchodne, zanim skierowała się na upragnioną i wyczekiwaną kolację.

      [Ja już się kompletnie zgubiłam czym jest ta książka, którą oni mają. Przez chwilę była to kronika z 93', potem z 92' chyba, a teraz jeszcze tam Harpie są. No ale nieważne, czepiam się szczegółów, ale uprzedzam, ze się czepiam :> A no i matka Melki z Olivierem jako tako romansu nie miała, w sensie myślałam, żeby mieli takie small big love, ale po tym jak Charlotte dała nogi za pas, to ruszył dalej i dopiero matkę Olafa poznał/zaczął się umawiać. No, ale Amelia tego nie wie więc sobie gdyba. Myślę, że nie ma co przedłużać, tylko przejdziemy do głównego dania, więc możesz przejść już do tego, gdy Olaf znalazł tą spinkę zgubioną aka transmutowany list, bo akurat mieli trening po ślizgonach, zapoznał się z jego treścią i przylezie skonfrontować się z Amelią. Gdybyś potrzebowała więcej szczegółów co może być w tym liście, to odezwij się na maila, coś skrobnę. Ale ogólnie to tak jak gdzieś już wspominałam: Olivier pisał w sposób jednoznacznie wskazujący na bliską zażyłość z Charlotte i dopytywał się o powody jej nagłego wyjazdu, wyczekiwał powrotu, a przynajmniej odpowiedzi, choć żadna z tych rzeczy nie nastąpiła. Może jakaś tęsknota, może jakieś pikantne szczegóły? (w końcu ten list nigdy nie miał trafić w niepowołane ręce). O ciąży oczywiście nic nie ma, bo sam Wood nic nie wiedział i nie wie do tej pory. Data Amelii sugeruje sporo, ale Olafowi może nie aż tak wiele, bo zapewne nie zna dokładnej daty urodzin Mel, chyba że by sam zaczął grzebać w temacie. Powodzenia :D ]

      Usuń
  63. — Olaf — odparła, kiedy usłyszała swoje imię z jego ust i powstrzymała się od śmiechu, bo Wood kontynuował dalej.
    Nie chciała przecież jakoś bardzo przeszkadzać, wiedząc, że było to dla niego ważne. Poza tym może i była trochę ciekawa, co takiego powie i czy będzie to choć trochę miłe. Nie spodziewała się jednak niczego wielkiego, ale to był jej pierwszy raz, kiedy ktoś miał jej wróżyć.
    Uniosła wysoko brwi, zerkając po kartach. Nic się nie działo, więc może Olaf robił sobie żarty? Albo coś zepsuł? Albo to jej wina i karty się odwróciły?
    Patrzyła więc jak Olaf stara się coś zrobić, nie komentując tego, choć bardzo chciała rzucić jakimś kąśliwym komentarzem. Zacisnęła usta w wąską linię i czekała aż coś się zacznie dziać, i nawet nie wiedziała, czego oczekiwać. Świateł? Wybuchów?
    — Tyłek jak wschodnia ropucha czubata? — Popatrzyła po jego twarzy. — Czy Ty mnie obrażasz? Wykorzystujesz karty do tego, żeby obrażać bezkarnie ludzi? To jest naprawdę dobry pomysł, Wood.
    Uśmiechnęła się do niego szeroko i śmiejąc się pod nosem, pokręciła głową.
    — No dobra — stwierdziła. — Ale co to właściwie znaczy? To znaczy że bardziej przypominam ropuchę niż dziewczynę? Chcesz mi powiedzieć, że jestem brzydka? Mogłeś to powiedzieć ot tak, a nie używać do tego kart.
    Przewróciła oczami, drocząc się nieco z przyjacielem. Lubiła go w ten sposób męczyć, ale tym razem stwierdziła, że nie będzie aż tak złośliwa.
    — Żartuję — mruknęła, poprawiając się w siadzie. — Więc? Co to znaczy? Umrę niedługo?
    Wbiła spojrzenie w jego twarz, czekając aż jej to wszystko wytłumaczy. Nie obawiała się złej wróżby ani niczego innego, a raczej ścisnęła Wynn czysta ciekawość.

    WYNNKA

    OdpowiedzUsuń
  64. — Ale wiesz, że to nie są zwykłe karty, nie? — spytała czysto retorycznie, po czym przewróciła oczami, zastanawiając się nad tym, czy kiedyś Olaf nie zrobi sobie krzywdy przez tę talię.
    Popatrzyła jak Olaf robi się poważny i powstrzymała się od uśmieszek pod nosem. Poważny Olaf zawsze był taki zabawny. Burkes nie wiedziała, co takiego jest w jego twarzy, ale z każdym poważnym grymasem wydawał się mieć jakiś dziwny skurcz, a Wynn miała ochotę dźgnąć go palcem w policzek, żeby przestał.
    — Jestem bardzo rozważna! — Posłała mu złe spojrzenie i uniosła brew, wzdychając. — Dobra, może czasem nie jestem…
    Złapała za kartę z małpą i przyjrzała się jej. No, może jednak mogła się zgodzić z tym, co mówił Olaf. Zdecydowanie było jej wszędzie i nigdy nie przestawała być po prostu Wynn Burkes, a każdy wiedział, że Wynn Burkes nie umiała usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu.
    Słuchała tego, co mówił Olaf, nie za bardzo rozumiejąc ten brak motywacji. Chociaż myśląc o tym, jak wiele rzeczy Wynn olewała albo nazywała głupimi, mogła się zgodzić z tym stwierdzeniem.
    Parsknęła śmiechem, słyszeć komentarz Wooda o swoim tyłku.
    — Dzięki, doceniam to. Jeszcze nikt tego nie powiedział, więc byłeś pierwszy. — Pokręciła głową z rozbawieniem, nie czując się tym w ogóle dotknięta. Podrapała się w nos. — To było w sumie do przewidzenia. Prędzej pójdę się bić z trollem górskim niż zacznę swoje życie seksualne.
    Opadła w tył, rozkładając się po kanapie, a swoje nogi ułożyła wygodnie po kolanach przyjaciela. Wbiła wzrok w sufit.
    — Ale przynajmniej wiemy, że nikt nie będzie się ze mną spotykać ze względu na bycie pół-wilą, więc to jakiś sukces — dodała, dotykając palcami podbitej powieki. Nadal bolało, więc westchnęła jedynie ciężko i niemal wyciągnęła się po kanapie. — Chcesz iść dzisiaj na piwo?
    Zdecydowanie musiała gdzieś dzisiaj wyjść, czując niemal palącą potrzebę pokręcenia się po Hogsmeade.

    ropucha

    OdpowiedzUsuń
  65. Zamrugała wolno, gdy powiedział coś o umawianiu się. Wynn się z nikim nie umawiała, nie chodziła nigdzie z chłopcami ani nie stroiła się przed spotkaniem, choć czasem zastanawiała się nad tym, jak to właściwie było. Czy naprawdę takie spotkania bywały stresujące? Albo czy akurat w tym dniu wyglądało się wyjątkowo źle?
    Zaczerwieniła się mimowolnie, myśląc o swojej pierwszej randce, jakby to miało być coś tak intymnego, że nikt nie odważyłby się o tym mówić. Szturchnęła go łokciem pod żebra, widząc jak się do niej szczerzy i przewróciła oczami.
    — Już lepiej nic nie mów, Wood, bo naprawdę podbije Ci oko — mruknęła krótko.
    Zerknęła za chłopakiem, który podniósł się po papierową torebkę i uniosła brew, widząc jak pochyla ją w jej stronę. Uśmiechnęła się lekko, spodziewając się czegoś słodkiego, a wtedy wszystko, co było w torebce, posypało się po kanapie.
    Uwagę Wynn przykuł flakonik. Różowa fiolka z intensywnie połyskującym diamentowym sercem — eliksir miłosny? Dlaczego Olaf miałby trzymać przy sobie taki eliksir? Zmarszczyła nos, po czym sięgnęła szybko po flakonik, obracając go w chudych, małych palcach.
    — Chcesz kogoś w sobie rozkochać? — spytała podejrzliwie . — To amortencja? Wiesz, podobno kiedy ktoś wącha amortencję, czuje zapachy tego, co go pociąga.
    Uśmiechnęła się do niego lekko. Wynn była pewna, że nie poczułaby niczego. Przyjrzała się jeszcze chwilę flakonikowi i oddała buteleczkę.
    — Lepiej żebyś zdobył tę dziewczynę sam, bez eliksiru — stwierdziła. — To trochę słabe pomagać sobie w takich sprawach eliksirem, Wood. Dasz sobie radę.
    Poklepała jego ramię.
    — Świetnie, to możemy iść, ale poczekaj. Pójdę tylko po bluzę — dodała.
    Nie miała zamiaru dopytywać o ten eliksir. Wynn bywała ciekawska i zazwyczaj lubiła wiedzieć, co się dzieje u jej przyjaciół, ale sprawy miłosne nie były dla Burkes czymś oczywistym. Zgarnęła z pokoju bluzę (nie była to jej bluza, jeśli dobrze pamiętała, to akurat tę ukradła rok temu Olafowi, kiedy wracali późno z Hogsmeade). Wcisnęła się w ubranie, a potem wróciła do Pokoju Wspólnego, uśmiechając się szeroko. Nie pamiętała, kiedy ostatnio w ogóle wychodziła z Woodem gdzieś poza szkołę. Nie licząc oczywiście Zakazanego Lasu.

    ropucha 2.0

    OdpowiedzUsuń
  66. — Że my? Randka? Niby dlaczego tak pomyślał?
    Zamrugała i spojrzała po chłopaku z dziwnym zmieszaniem. Nie wiedziała nawet, co o tym myśleć, ale była zdania, że gdyby naprawdę to była randka, to Olaf musiałby ją po prostu zaprosić, a wtedy ona odpowiedziałby: Randka? Co?
    Nie wyobrażała sobie nawet, że Olaf byłby do tego zdolny. Była przecież rudym skrzatem, który zawsze wywoływał wokół chaos; który coś psuł, coś zabierał, jakby nie było w jej życiu niczego pewnego. Jakby nic nie było poważne, jakby głębsze uczucia były jedynie problemem.
    Podziękowała krótko, kiedy przepuścił ją w progu. Zarzuciła kaptur, chowając dłonie w kieszenie ewidentnie za dużej bluzy i wzruszyła ramieniem.
    — Raczej nie. Przecież się przyjaźnimy — stwierdziła. — Poza tym powszechnie wiadomo, że ja się nie umawiam, więc dlaczego ktoś miałby coś gadać? No i, mam to gdzieś. Niech sobie plotkują. Ale jak usłyszę coś podobnego, to zabiję.
    Posłała mu swój szeroki uśmiech złośliwego skrzata. Tak naprawdę Wynn ani trochę nie przejmowała się plotkami. Często słyszała o sobie różne rzeczy. Zdarzało się nawet, że jakieś dziewczyny nazywały ją łatwą, bo za często spędzała czas z kolegami, co oczywiście musiało być odebrane w najbardziej popieprzony sposób. Burkes się do tego przyzwyczaiła. Najpierw plotkowali o jej wyglądzie, rodzinie, a potem o tym, z kim się spotka.
    Wynn czuła się w Hogsmeade prawie jak w domu, choć zdecydowanie nie tak dziwnie. Wioska była zabudowana, a wokół odznaczały się różnorodne sklepy i domu. Najbardziej podobało się tutaj Wynn w zimie, kiedy wszystko uginało się pod białym puchem. Burkes chyba w ogóle najbardziej lubiła zimę. Chętnie rzucała we wszystkich śnieżkami, tarzała się w śniegu, a kiedy robiło się naprawdę zimno, kupowała gorącą czekoladę i grzała czerwone, skostniałe dłonie.
    — Martwisz się tym? — zapytała w końcu. — Wiesz, że ktoś coś może o nas mówić?
    Nie wiedziała przecież, co takiego myślał o tym wszystkim Wood. A co, jeśli będzie chciał mniej się spotykać? Albo stwierdzi, że po prostu powinni trzymać się innych ludzi, bo wychodzenie w dwójkę jest dziwne? Dla Wynn nie było dziwne.
    Pociągnęła go za nadgarstek do sklepu Zonka, gdzie można było kupić przydatne rzeczy do robienia magicznych psikusów. Wynn rozejrzała się wokół, przywitała się głośno z sprzedawcą i pokiwała w jego stronę, dobrze wiedząc, że starszy mężczyzna wybitnie pamiętał jej złośliwą twarz.
    — Ej Wood, zobacz, kubek do herbaty gryzący w nos! — Złapała za filiżankę i odchyliła od razu głowę w tył, kiedy krawędzie naczynia zamieniły się w zęby i miały zamiar doskoczyć do jej małego nosa.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  67. Kiedy tylko wdrapali się po drabinie do klasy wróżbiarstwa, RIley od razu próbowała wypatrzeć nauczycielkę, której zdawało się nie być w pomieszczeniu. Prawdopodobnie wyszła na spacer lub udała się do Wielkiej Sali coś zjeść. Mieli pecha, chociaż kryształowe kule na stolikach były obiecujące. RIley wprawdzie nigdy nie była ich fanką, bo zamglona zawartość często prowadziła do złych interpretacji. Zdecydowanie wolała fusy w filiżankach i dzienniki snów, ale musieli sobie poradzić z tym co zastali.
    Położyła swoje rzeczy przy stoliku w rogu pokoju, pamiętając, że w każdej chwili ktoś może wejść do klasy, a jednak wolała chociaż trochę prywatności i spokoju podczas czytania z kryształowej kuli. Podeszła do regału z księgami i palcem zaczęła szukać tej której potrzebowała najbardziej. Po drodze natknęła się na inne ciekawe tytuły, które mogły im się przydać później, więc postanowiła je zabrać ze sobą. W końcu po kilku minutach położyła na stoliku trzy księgi, otwierając najpierw tą z czytaniem z kryształowych kul. Usiadła na wolnym krześle naprzeciwko Olafa i tuż przed wróżeniem zwróciła się w jego stronę.
    – Miejmy nadzieję, że kula powie nam coś bardziej pokrzepiającego…
    Przystąpiła do wróżenia. Łokcie oparła o stół, dłonie skierowała nad kulę, ruszając powolnie palcami, tak jakby wyciągała z niej informacje. Pochyliła się nieco bardziej, mając nadzieję ujrzeć coś ciekawego. Wpatrywała się w kulę, myśląc o tym, czego chciała się dowiedzieć. Co czeka mnie w najbliższej przyszłości? Po kilku sekundach we mgle zaczęły pojawiać się różne obrazy. Riley i Olaf przy stojący przy stoliku… Księga o magicznych stworzeniach… Korytarze Hogwartu… Błyskawica przeszywająca niebo nad błoniami… Księżyc w pełni wyłaniający się zza chmur… I wtedy zamarła. Nigdy nie widziała wilkołaka na żywo, ale książki najwyraźniej oddawały jego wygląd perfekcyjnie. We mgle ukazała się wysoka postać z futrem, ostrymi kłami i wielkimi łapami… Wilkołak, pomyślała i od razu spojrzała na Olafa.
    – Olaf… To dzisiaj jest pełnia prawda? – Znała odpowiedź na to pytanie, ale wciąż miała nadzieję, że jednak się myliła. – Wilkołak Olaf. Na terenie Hogwartu jest wilkołak. – Znając już odpowiedź na to, co teoretycznie miałoby ich zabić myślała, że poczuje się lepiej i uda jej się jakoś na to przygotować, żeby ominąć ten los. A jednak w brzuchu zaczęło ją skręcać, a oddech znowu zaczął być płytszy. Nie czuła się nawet trochę lepiej. – To stanie się dzisiaj… Widziałam nas tutaj, jakąś księgę z magicznymi stworzeniami, błonia, wielką burzę i wilkołaka… Nie jest dobrze Olaf. Co niby mamy zrobić? Nie kręcić się wokół błoni? A co, jeśli to nie musi się stać na błoniach? W końcu to przepowiednia, a one zazwyczaj się spełniają…
    [Hej, wybacz za obsuwę! Obiecuję poprawę :)]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  68. Addison aż się zapowietrzyła. Quidditch traktowała bardzo poważnie, planując w przyszłości dostać się do jednej z drużyn zawodowej ligi, dlatego insynuacje Olafa, że spędzała za mało czasu na boisku, ubodły ją do żywego. Najchętniej zaciągnęłaby teraz Wooda na szkolne boisko, wypuściła tłuczki i zaczęła kierować je w jego stronę, bo chociaż grała na pozycji ścigającej to znała podstawy gry na pozycji pałkarza dzięki długim godzinom spędzonym na łące za domem Weasley’ów, gdzie cała rodzina brała udział w rozgrywkach, a szkolił ją nie kto inny jak George Weasley. A jej złość na Olafa tylko dodałaby jej sił, by odpowiednio uderzyć. Ach, jakże satysfakcjonujące byłoby posłanie tłuczka w kierunku twarzy Wooda i chrzęst łamanego nosa! Musiała się jednak zdać na swoją wyobraźnię, bo gdyby rzeczywiście doszło do podobnej sytuacji, mogłaby się pożegnać ze swoją pozycją, a na to nie mogła pozwolić. Quidditch traktowała poważnie.
    — Chyba sobie żartujesz — prychnęła Addison z oburzeniem. — Zrezygnowałam nawet z większości kół, do których należałam, żeby mieć więcej czasu na treningi, więc nie próbuj insynuować, że nie spędzam wystarczająco dużo czasu na boisku! I to mówi facet, który podobno jest urobiony po pachy, a w rzeczywistości lata po szkole za każdą możliwą spódniczką! — No cóż, może była odrobinę złośliwa, lecz to Olaf poruszył wrażliwą strunę, a wszyscy wiedzieli, że jej temperament był gwałtowny, przypominał swoją intensywnością kapryśną, letnią burzę. Prawdą było jednak, że cholernie ciężko pracowała i nie mogła pozwolić na to, by ktoś umniejszał jej zasługi. Nie była cichą myszką, która z pokorą przyjmowałaby jego słowa. Zbyt wiele potu i łez wylała, by zostać dobrą ścigającą.
    — Zakochanie się w Longbottomie wciąż byłoby lepszą opcją niż zakochanie się w tobie — odparowała Addie, pokazując mu język. Co prawda dyrektor Hogwartu przejawiał niepokojące skłonności do zawyżania punktów Gryfonom w Pucharze Domów, ale wciąż był całkiem niezłym przystojniakiem. I nie insynuował, że spędzała za mało czasu na boisku. Phi.
    — Według mnie jesteś daltonistą i chyba brakuje ci w dormitorium lustra, ale niech ci będzie — mruknęła dziewczyna, na tyle cicho, by Olaf jej nie usłyszał. W końcu kiepsko byłoby się pokłócić w piątkowe popołudnie, gdy mieli przed sobą wizję wolnego weekendu, a teraz mogli radośnie spędzić kilka godzin w Hogsmeade, nawet jeśli zostali wystawieni przez przyjaciół. Addison uderzyła nagle straszna myśl. — Chyba nie sądzisz, że nie przyszli, bo to jakaś nieudolna próba z ich strony zeswatania nas? — spytała z autentycznym przerażeniem w głosie. W zasadzie nie zdziwiłaby się, gdyby to był ich niecny plan. Najlepiej byłoby wrócić do zamku, by uciąć wszelkie spekulacje, jednak to nie było w jej stylu, nie miała zamiaru uciekać z podkulonym ogonem. Zamiast tego ukradła Olafowi z torby trzy muszki i wrzuciła sobie jedną z nich do ust, mrugając figlarnie do Olafa.
    — Mamy kilka opcji. Możemy pójść do Herbaciarni i znaleźć ci jakąś ofiarę, na której wypróbujesz swój eliksir miłosny. Albo słyszałam, że Pod Trzema Miotłami ma mieć dzisiaj jakiś kameralny koncert czy coś w tym stylu, możemy wpaść na piwo kremowe i zobaczyć, co się tam dzieje. Chyba że boisz się ze mną zostać sam na sam — dodała żartobliwie.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  69. — Lepiej o tym nie myśleć. Szkoda czasu — stwierdziła rzeczowo i klepnęła mocno jego ramię. — Poza tym jesteśmy przyjaciółmi i każdy o tym wie, Wood, nie przejmuj się.
    Uśmiechnęła się do niego, marszcząc nos. Nie rozumiała, dlaczego Olaf aż tak się tym przejmował, bo skoro o tym myślał, to coś musiało go gryźć. Może chciał się z kimś umówić, a plotki skutecznie mu to uniemożliwiały? Wynn dalej nie dopytywała, stwierdzając, że nie powinno ją to obchodzić. No, przynajmniej nie tak bardzo, kiedy nie działo się nic złego.
    Wynn wzięła kubek, nie myśląc nawet o tym, żeby go odłożyć, po czym poczłapała za Olafem.
    — O cholera! — Złapała za opakowanie, a w niebieskich oczach Wynn zaświeciło, jakby złapała w ręce garść galeonów. — Musimy to wypróbować, ale koniecznie ktoś musi być wtedy przytomny. Tak w razie czego.
    Oddała chłopakowi pudełko, a zaraz potem sięgnęła po tuzin łajnobomb, związanych w przezroczystą siatkę. Potrząsnęła nimi lekko przed nosem Olafa.
    — Ty i ja, i niczego nieświadome ofiary — zaczęła, uśmiechając się jak geniusz zła. — Musielibyśmy znaleźć tylko jakiś punkt strategiczny... jakieś miejsce, gdzie byłby dobry widok i czysty rzut.
    Uniosła brew, słysząc jak Olaf nazywa siebie bankrutem, więc zabrała mu pudełko z Patentowanymi Zaklęciami Wywołującymi Sny Na Jawie i ruszyła do sprzedawcy. Wynn uznała, że skoro mieli razem to wypróbować, to może to kupić. Poza tym Burkes nigdy nie brakowało pieniędzy. Ojciec zawsze dawał jej za dużo (a do tego dochodziły szemrane interesy Wynn), a Burkes wydawała je jedynie w sklepie Zonka czy w Pubie pod Trzema Miotłami, nie musząc przecież martwić się ubraniami czy innymi pierdołami, bo zawsze wyglądała tak samo. Gdyby się nad tym zastanowić, Wynn nie kupiła niczego do swojej szafy od jakieś dwóch lat — zamyśliła się i zmarszczyła się mimowolnie, przypominając sobie nagle o wizycie cioteczki Agnes, z którą Wynn spędziła w wakacje prawie cały tydzień, bo ta akurat zatrzymała się u Burkesów przez swoje prywatne sprawy. I to przez Agnes w rzeczach młodej Burkes była ta cholerna sukienka.
    Zapłaciła za wszystko, a potem poczekała aż Wood skończy przy kasie.
    Pod Trzema Miotłami zawsze było tłoczno, ale Wynn bardzo dobrze się tutaj czuła. Nie przeszkadzały jej tłumy. Tym bardziej że prowadziła w Hogsmeade swoje interesy (mało kto o tym wiedział, ale Wynn handlowała towarami z rodzinnego sklepu, zawyżając cenę. Nie były to jednak interesy, o których mówiło się głośno) i często tutaj bywała.
    — Ja poszukam wolnego miejsca, a Ty kup dla mnie grzany miód z korzeniami. — Wcisnęła w ręce Olafa sześć sykli, a zaraz potem przebiła się przez tłum.
    W takich sytuacjach bycie skrzatem o naprawdę drobnych ramionach miało swoje plusy. Wynn idealnie wciskała się w przerwy i parła naprzód, aż w końcu zajęła miejsce przy stoliku, który stał przy innym, gdzie przesiadywali starsi uczniowie. Zerknęła po starszym koledze, który czując jej spojrzenie, odwrócił w stronę Burkes głowę, ale Wynn posłała mu wredny uśmieszek, a on to odwzajemnił. Gdyby szukać wrogów Burkes, to Michael Dragon zajmował pierwsze miejsce.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  70. [Fakt, Eklera to odgrzewany kotlecik, ale bez niej Hogwart byłby jakiś taki smutny :D
    My zawsze chętnie na wąteczki, zwłaszcza takie, w których moja panienka może trochę przetestować cierpliwość uczniów.
    To teraz pytanko: kto zaczyna?]

    Claire

    OdpowiedzUsuń
  71. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  72. Wynn przyjęła piwo, choć piła je zdecydowanie tylko dla rozgrzania. Nie było jej ulubionym trunkiem w pubie, ale skoro Wood przyniósł jej piwo, nie miała zamiaru narzekać.
    Upiła od razu łyk, oblizując usta i spojrzała po Olafie, który zaczął szeptać w jej stronę.
    — Jak to jakiś żart, Wood… — zaczęła, ale zerknęła pod stół i uniosła wysoko brwi, chwytając za skarpetkę. Popatrzyła po wzorzystej papierośnicy i uśmiechnęła się pod nosem, prostując się nagle.
    — I tak po prostu to zwinąłeś? — zapytała, parskając mimowolnie śmiechem. — Czyli jednak się czegoś ode mnie nauczyłeś.
    To brzmiało jak pochwała, ale Wynn była tym wszystkim naprawdę zaskoczona. To zazwyczaj ona parała się drobnymi lub większymi kradzieżami, więc podniosła kufel z piwem i wzniosła krótki toast, uśmiechając się cały czas.
    — Jednak warto było tutaj przyjść — stwierdziła, upijając kolejny łyk.
    Wtedy też do ich stolika podszedł Michael Dragon, a przy jego bokach stanęli dwa tępo wyglądające osiłki. Ślizgon oparł dłoń o blat i pochylił się w stronę Wynn, posyłając jej swój okrutny uśmieszek.
    — Ten amulet, który mi dałaś — zaczął — nie działa.
    — Nie? A wiesz, gdzie jest szyja, czy nie za bardzo? — spytała, wodząc spojrzeniem po jego jasnej twarzy.
    Wynn handlowała czarnomagicznymi przedmiotami poza Hogwartem, w Hogsmeade, kryjąc się po uliczkach, zawyżając cenę prawie o sto procent. Kiedy ktoś czegoś potrzebował, Burkes to zdobywała i sprzedawała, ale nie każdy o tym wiedział. Ryzyko zawodowe obejmowało takich gagatków jak Michael, którzy nie rozumieli, że używanie towarów o typowo czarnomagicznych zdolnościach jest niebezpieczne. Dragon jednak był skończonym debilem, który kiedyś zaczepił Wynn w szkole, a od tamtej pory myślał, że Burkes będzie po jego stronie.
    Zerknęła w stronę Olafa, a widząc jak jeden z osiłków kładzie mu rękę po ramieniu, zacisnęła mocno zęby.
    — Posłuchaj. Albo zrobisz coś z tym amuletem, albo Twój koleżka nie wróci za szybko do gry. Ile będzie leczył złamanie? Miesiąc? Albo dwa? — wycedził Michael, marszcząc krótko brwi.
    Wynn upiła kolejny łyk piwa, a potem złapała za kufel i wylała trunek prosto w twarz chłopaka. Podniosła się momentalnie, odepchnęła mocno jednego z osiłków, a w drugiego rzuciła łajnobombą — twardziel zaczął wrzeszczeć i zasłonił się gorączkowo dłońmi.
    Burkes złapała za nadgarstek przyjaciela i pociągnęła go do wyjścia, a potem rzuciła się biegiem, kiedy usłyszała, jak Michael i jego szajka wybiega za nimi.
    — Rusz się, Wood! — Odwróciła się do jego przez ramię i pociągnęła chłopaka w stronę tych mniej zatłoczonych, krętych uliczek, jak najdalej od zamieszania.
    Zwolniła nieco, łapiąc z trudem oddech, po czym oparła plecy o zimną ścianę jednego z mniej zadbanych domów. Schyliła się lekko i oparła ręce przy kolanach.
    — Przepraszam — wymamrotała. — Nie wiedziałam, że ten idiota będzie chciał się odegrać, krzywdząc Ciebie.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  73. Zamrugała wolno, nie mogąc uwierzyć w to, że Olaf Wood podniósł głos. Jego krzyk odbił się echem, aż Wynn momentalnie zadrżała, wbijając plecy w ścianę. Przełknęła z trudem ślinę.
    Nie wiedziała, że to wszystko potoczy się w ten sposób. Tym bardziej że Michael będzie mógł zachować się w ten sposób, grożąc Olafowi i próbując brutalnie przejąć kontrolę. Nie spodziewała się również tego, że w ogóle którykolwiek z jej przyjaciół dowie się o interesach, o których nigdy nie mówiła głośno.
    — Nie krzycz — mruknęła ciszej niż przypuszczała. — Nic się nie dzieje. To Cię nie dotyczy, więc się nie wtrącaj.
    Podniosła wzrok, żeby omieść jego twarz beznamiętnym spojrzeniem. Odbiła się od ściany, słysząc czyjeś gwałtowne, szybkie kroki.
    — Wracaj do szkoły — odezwała się beznamiętnie.
    Wynn musiała załatwić to osobiście, a Wood był w tym momencie jej słabym punktem. Wlepiła twarde spojrzenie w jego twarz i zmarszczyła brwi.
    — Spieprzaj stąd, Wood — warknęła, a kiedy Olaf stał bezczynnie w miejscu, popchnęła go mocno aż musiał się cofnąć o krok.
    Złapała za różdżkę i odetchnęła głęboko. Wiedziała, że Michael jej nie odpuści, i że będzie chciał dowiedzieć się więcej o tym amulecie. Wynn pamiętała, że był to amulet, który miał mu dać siłę; podobno byłby wtedy nawet w stanie walczyć z trollem górskim, ale Dragon musiał coś spieprzyć, dlatego amulet nie działał.
    Dobrze wiedziała o tym, że nie powinna mieszać w to wszystko swoich przyjaciół. Tym bardziej kogoś takiego jak Wood, który był przecież łagodny i kochany jak nikt inny, a który krył się z tym za swoimi złośliwymi, łobuzerskimi uśmieszkami. Wieczny żartowniś, który zawsze stawał po jej stronie, utalentowany szukający w drużynie quidditcha, i dobrze rozumiała, czemu był wściekły i przerażony.
    Przyłożyła do jego klatki piersiowej różdżkę i przycisnęła. Zadarła głowę, żeby pochwycić wzrokiem jego spojrzenie.
    — Spieprzaj stąd, Wood, albo sama coś Ci zrobię — powiedziała ozięble.
    Najchętniej odesłałaby go do szkoły bez zbędnej gadaniny. Jeśli jednak musiała kazać mu spieprzać, żeby nikt mu nic nie zrobił, to była w stanie nawet przekreślić całą ich przyjaźń. Wynn jedno, czy dwa dodatkowe złamania, siniak, czy rozkwaszony nos były obojętne, ale Wood był sportowcem, szukającym, cholernie dobrym szukającym, i prędzej go ogłuszy i zaciągnie w kąt, niż pozwoli, żeby brał w tym udział.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  74. [Na dniach spróbuję w takim razie coś podrzucić ;)]

    Claire

    OdpowiedzUsuń
  75. Zacisnęła mocno zęby. Nie potrzebowała go tutaj i poradziłaby sobie świetnie bez jego pomocy. Mógł wracać do szkoły i przestać posyłać w jej stronę to spojrzenie. Spojrzenie, w którym zarzucał jej winę za to, co się stało.
    Prychnęła pod nosem, nie rozumiejąc po cholerę uparł się przy tym, żeby zostać. Nie z takich kłopotów Wynn wychodziła cało, więc Wood nie powinien jej tego utrudniać. W tym momencie był jej słabym punktem i choć Burkes dobrze wiedziała, że Olaf nie był bezbronnym dzieciakiem, czuła, że to może go przerosnąć.
    Popatrzyła jak Wood rzuca zaklęciem jak przestraszony kurczak, a potem uśmiechnęła się lekko, widząc, że udaje mu się trafić experiarmusem w przeciwnika. Już miała go pochwalić, kiedy usłyszała głos Michaela:
    — Burkes, nie uciekniesz! Dorwę Cię, Ty ruda pokrako!
    Kopnęła różdżkę należącą do osiłka gdzieś w uliczkę, aż rozbiła się o ścianę. A potem Wynn stanęła przed Dragonem i zamachnęła się różdżką. W jej ustach pojawiało się zaklęcie niewybaczalne: Cruciatus , ale powstrzymała się w ostatnim momencie, uświadamiając sobie, że nie będzie mogła sobie tego zapomnieć, i wrzasnęła: Levicorpus, a wtedy ciało Ślizgona uniosło się w powietrze za kostki i miało tak wisieć, aż ktoś nie rzuci zaklęcia Liberacorpus.
    Wynn zerknęła po kolejnym dryblasie, który rozbiegł się i rzucił w stronę dziewczyny. Powalił Burkes brutalnie w błoto, a wszystko działo się tak szybko, że Wynn dała się zaskoczyć.
    Teraz leżała, dysząc ciężko, czując jak jej ramię boleśnie otarło się przy upadku, a z tyłu głowy robi się nieprzyjemnie ciepło i wilgotno. Dotknęła mimowolnie tego miejsca, uświadamiając sobie, że to krew. Gorączkowo rozejrzała się wokół, dostrzegając, że Olaf jakimś sposobem odciągnął osiłka, a ten rzucił się w jego stronę.
    Burkes podniosła się wolno, mrugając tak, jakby świat był jedynym wielkim rozmazanym obrazem. Dochodziły do niej jedynie odgłosy walki, a kiedy w końcu odzyskała samoświadomość, wbiła spojrzenie w sylwetkę twardziela, górującego nad Olafem. Był przytomny? Stało się coś?
    Wynn złapała mocniej różdżkę i rzuciła zaklęciem paraliżującym, a chłopak padł jak kłoda. Doczłapała się chwiejnie do Wooda, a potem uklękła przy przyjacielu, dotykając jego policzków swoimi zakrwawionymi dłońmi. Poklepała go lekko, ale Olaf nie reagował, więc z trudem go podniosła i oparła po sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziała, jakim cudem udało jej się wrócić do szkoły. Nie pamiętała nawet, co się działo w trakcie i czy ktoś jej pomógł, czy nie, ale kojarzyła jedynie twarz pielęgniarki że skrzydła medycznego.
      Obudziła się w momencie, kiedy księżyc przebijał się swoim światłem przez okiennice, lubieżnie sprawdzając, czy pacjenci leżą w swoich łóżkach. Ból głowy był okropny i Wynn miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Obmacała również bandaż, który zakrywał część karku, głowy i szedł dalej aż do czoła. Rozejrzała się wolno wokół, uświadamiając sobie, co tak właściwie się stało.
      Zerwała się z łóżka, widząc, że ktoś musiał pozbyć się jej brudnych, zakrwawionych ubrań i teraz była w lnianej, zdecydowanie za dużej szpitalnej sukience. Skrzywiła się momentalnie, czując się naprawdę nieswojo. Dotknęła krawędzi sukienki, patrząc jak materiał ledwo zakrywa jej kolana.
      Boso ruszyła przez salę, szukając Olafa. Musiał tu być, musiał. Wierzyła w to, że nie zostawiłby jej samej przy łóżku, gdyby nie był w stanie przy niej być. Rozglądała się uważnie, aż stanęła momentalnie, patrząc po znajomej sylwetce w białej pościeli.
      Przegryzła lekko wargę i przełknęła ślinę. Nie wiedziała, czego się spodziewać, a już po chwili ruszyła w stronę łóżka, od razu się na nie wspinając, kiedy uświadomiła sobie, że Olaf jest nieprzytomny. Spał?
      Położyła się obok niego z ogromnym poczuciem winy. Czuła jakby ktoś wbijał w jej serce sztylet i orał nim dziurę. Nie wiedziała, co powinna zrobić ani co powiedzieć, gdy Wood otworzy powieki, ale była mu wdzięczna, że został przy niej w momencie, kiedy robiło się naprawdę gorąco.
      Okryła go szczelniej i oparła czoło o jego ramię, zamykając oczy.

      Burkes

      Usuń
  76. — Jasna cholera! — syknęła, gdy jej ciało zderzyło się z zimną posadzką.
    Wypuściła z ust gorący oddech i podniosła się z drżeniem. Wlepiła spojrzenie w twarz chłopaka, a potem znowu wepchnęła się pod pościel, jakby chłód za bardzo dotknął jej drobnego, poobijanego ciała.
    — Posuń się do cholery… — Położyła się obok, a Wynn nie potrzebowała przecież za dużo miejsca, była w końcu skrzatem. — Wszystko dobrze. Po prostu nie zrzucaj mnie więcej — wymamrotała, sięgając dłońmi do bandaża przy głowie, żeby upewnić się, że nadal tam był.
    — Przyszłam do Ciebie, bo obudziłam się chwilę temu — wyjaśniła. — Nie było Cię obok, więc uznałam, że też musisz gdzieś tutaj leżeć.
    Wzruszyła delikatnie ramieniem, a potem przestudiowała spojrzeniem twarz chłopaka. Czuła się naprawdę winna temu wszystkiemu i nawet tego nie ukrywała. W jej niebieskich oczach stanęły łzy.
    — Cóż, po tym jak tamten dryblas mnie powalił i ruszył w Twoją stronę — zaczęła — musiałam dojść do siebie. Uderzyłam się w głowę, kiedy upadłam. — Wskazała bandaż. — A potem użyłam zaklęcia paraliżującego, żeby ściągnąć z Ciebie tego gnojka…
    Przełknęła z trudem ślinę i zacisnęła usta w wąską linię.
    — Mówiłam Ci, że masz spieprzać… To oczywiście musiałeś zostać, i po co Ci to było? Teraz leżysz tutaj i nawet nic nie pamiętasz — wyrzuciła z siebie. — To wszystko dotyczyło mnie, a nie Ciebie. Czemu musisz być zawsze taki uparty? I jak każę Ci spieprzać, to tego nie robisz? Lubisz patrzeć jak staram się, żeby nie było aż tyle gówna wokół? Wiem, że to moja wina, bardzo dobrze o tym wiem, ale Ty niczego nie ułatwiasz!
    Przetarła palcami mokre powieki, jakby nie do końca wiedząc, co powinna zrobić z tym, co właśnie czuła.
    — Jesteś idiotą… — warknęła, pociągając krótko nosem, po czym odetchnęła cicho i złapała za kołdrę. — Ale i tak dziękuję. Za to że zostałeś — szepnęła prawie niesłyszalnie.
    Położyła się po boku, plecami do chłopaka i zamknęła oczy. Nie miała zamiaru go tutaj zostawiać, ale uświadomiła sobie, że jest zła, więc nie miała zamiaru się odzywać. Rozumiała, że byli przyjaciółmi, ale Olaf nie wyglądał najlepiej i szczerze mówiąc, wolałaby go takiego nie widzieć.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  77. — No wiem — wymamrotała, pociągając po raz kolejny nosem.
    Zadrżała mimowolnie, gdy dotknął jej ramienia i pogłaskał skórę. Zupełnie jakby chciał ją przekonać, że niepotrzebne, że denerwowała. Już chciała załapać jego dłoń, ale Olaf odsunął się od niej.
    — No wiem — powtórzyła, gdy podsumował to wszystko. — Ale tu nie chodzi o to, co się tak naprawdę stało. Nie rozumiesz...
    Przekręciła się ponownie, tym razem w ten sposób, żeby widzieć jego twarz i koniec końców wtuliła policzek w poduszkę. Wlepiła też spojrzenie w oczy Olafa, jakby szukała w nich nienawiści, niechęci czy żalu.
    — Po prostu nie chcę — zaczęła — żeby coś Ci się stało. To była moja wina i to ja powinnam teraz tutaj leżeć, a nie Ty.
    Westchnęła cicho i skurczyła się delikatnie w sobie. Wynn zdecydowanie sobie z tym nie radziła. Do tej pory udawało jej się trzymać swoich przyjaciół w bezpiecznej mydlanej bańce.
    — Dobrze wiesz, że zawsze stoję po Twojej stronie, że jesteś wart tysiąc Patentowanych Zaklęć i jeszcze więcej piwa kremowego, że nie powinieneś się niczym przejmować, bo jesteś najlepszy w momencie, kiedy jesteś sobą… ale cholernie nie lubię jak nie mogę chronić swoich przyjaciół — oznajmiła szeptem. Wyciągnęła drżącą dłoń i przesunęła po spuchniętej powiece chłopaka. — Nie chcę, żebyś pomyślał, że jestem słaba… albo że płaczę przez to, co się stało. To nie pierwsza taka sytuacja w moim życiu… po prostu bałam się, że stanie się coś tak złego, że nie będziesz mógł grać w quidditcha, a przecież uwielbiasz grać.
    Wzruszyła lekko ramieniem i zabrała dłoń, chowając ją pod pościel.
    — Dlatego się nie narażaj — dodała. — Ja nie mam nic do stracenia tak naprawdę. No, oprócz Ciebie… oprócz przyjaciół. To byłoby naprawdę straszne. Wyobrażasz sobie Wynn Burkes bez Olafa Wooda?
    Uśmiechnęła się do niego szeroko, po czym zaśmiała się cicho i wtuliła twarz bardziej w poduszkę.
    — Przepraszam, że tak się to wszystko skończyło — wymamrotała. — Wiszę Ci piwo.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  78. — Co Ty… — zaczęła szeptem, ale umilkła, gdy Olaf podniósł kołdrę i wokół zrobiło się niezwykle ciemno.
    Nie przeszkadzało jej to jakoś bardzo, wręcz przeciwnie. Mrok okazał się być przyjacielem, który uciszył poczucie winy i wysuszył łzy.
    Odetchnęła cicho, czując się w tym momencie naprawdę mała, malutka, a nigdy wcześniej tak o sobie nie myślała, mimo że była naprawdę niska i drobna. Do tej pory uważała się za kogoś, kto mógłby nawet sięgać dwóch metrów, ale teraz nie miało to znaczenia. W tym momencie była najmniejszą wersją siebie.
    Zadrżała mimowolnie, czując oddech chłopaka przy swojej twarzy. Był tak blisko, tak cholernie blisko, że Wynn była wdzięczna, że naciągnął kołdrę po ich głowach i nie widać po niej zawstydzenia, które paliło w policzki.
    Co się z nią działo? Nie powinna tak reagować, ale ciężko jej było myśleć o tym dłużej — bo poczuła przy swoich ustach wargi Olafa. Delikatny i niewinny pocałunek sprawił, że zamknęła wolno oczy i mimo że było to zaledwie muśnięcie, Wynn czuła jak jej serce zaczyna swój chaotyczny rytm, próbując uświadomić Burkes, że właśnie tak powinien wyglądać pierwszy pocałunek.
    Ona również musnęła jego usta, niepewnie, wolno, jakby bała się, że Wood zaraz się odsunie i powie, że to wszystko jeden wielki błąd, i że nie powinni nigdy w ten sposób się do siebie zbliżać, ale Wynn zaryzykowała. Smakowała leniwie jego ust w czystym, nastoletnim pocałunku, tym najwłaściwszym…
    i odsunęła się lekko, opierając nos o jego policzek z cichym westchnięciem, jakby nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Pójść sobie? Zostać? Zapomnieć? A może to wszystko działo się przez emocje? Przez strach i złość, gniew i żal?
    — Olaf, ja… — Wypuściła z ust gorący oddech, ale nie wiedziała, co dalej powiedzieć. Jak się zachować, więc po prostu spuściła głowę i przegryzła nerwowo wargę.
    Po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji. Zawsze gadatliwa, odważna Wynn Burkes czuła się niepewnie, bojąc się w ogóle poruszyć.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  79. Popatrzyła jak Olaf udaje, że śpi. Uniosła lekko brwi, nie mogąc uwierzyć w to, że właśnie o tym pomyślał w tym momencie, ale to znaczyło, że Wood najwidoczniej nie był pewien, co do tego, co się właśnie stało. Wynn też nie była pewna. Nie wiedziała, czy pocałunek był jedynie wynikiem burzy emocji, czy…
    nie, Wynn i Olaf byli przyjaciółmi, i tego Burkes musiała się trzymać. Ciężko jednak było zupełnie zapomnieć o jego ustach i o dziwnym momencie, w którym serce zaczęło bić szybciej. Było to dla niej cholernie nieprawdopodobne i nigdy nie myślała, że będzie się czuć w ten sposób przy swoim najlepszym przyjacielu.
    Zerwała kołdrę z ich głów i odetchnęła cicho, zbierając z twarzy kosmyki włosów. Usiadła mimowolnie, prostując się i odwracając głowę w stronę chłopaka.
    — Pójdę już — rzuciła krótko.
    Podniosła się momentalnie, nie chcąc nawet myśleć o tym, żeby spędzić resztę nocy w jego łóżku. Chwilę temu nie byłoby to tak dziwne, w końcu nie pierwszy raz dzieliliby się w ten sposób miejscem, ale po tym wszystkim Wynn czuła się dziwnie. Nie umiałaby zasnąć, wiedząc, że Wood jest zaraz obok. A co jeśli przez przypadek by go dotknęła? Albo, pożal się Merlinie, znowu byliby tak blisko siebie?
    Przełknęła z trudem ślinę. Lepiej było się wycofać i zapomnieć, uciec. Przecież umiała uciekać jak nikt inny. Była w tym pieprzonym geniuszem.
    — Dobranoc — dodała, a potem poczłapała w stronę swojego łóżka.
    A chwilę później opadła w zimną pościel, wtuliła twarz w poduszkę i odetchnęła głęboko. Nadal szczypały ją policzki z tego wszystkiego, ale uspokajała powoli swój oddech, a z głowy wypadały męczące myśli.
    No i, wciąż była Wynn Burkes, nie czuła się już mała i bezbronna, i to był czas, żeby uznać, że nie będzie zajmować się takimi rzeczami, więc nie miała zamiaru nawet wspomnieć o tym pocałunku, a pozwolić, żeby wspomnienie zupełnie zszarzało.

    OdpowiedzUsuń
  80. Wynn nie unikała jego obecności, o nie, po prostu stwierdziła, że lepiej będzie, kiedy pobędą trochę osobno, dlatego większość czasu spędzała z innymi gryfonami, a tym samym zdążyła już odbyć szlaban, spędzić trochę czasu w Wieży Astronomicznej (bo było tam naprawdę pięknie, kiedy robiło się ciemno) i przekonać się o tym, że nie było aż tak trudno nie myśleć o Olafie. No, chyba że akurat siedział w Pokoju Wspólnym. Wtedy najczęściej przechodziła szybko przez próg i szybko wychodziła, tłumacząc sobie, że to wcale nie przez to, że Wood zajmował kanapę.
    Robiło się naprawdę ciepło i Wynn z grymasem (z takim grymasem, gdyby ktoś trzymał pod jej nosem zgniłe jajko) musiała zrezygnować z dzisiejszego swetra, więc wcale nie była aż tak wesoła. Postanowiła więc spędzić dzień w szklarni, pobrudzić się i wytrzeć ręce w koszulkę. Poza tym stwierdziła, że może w ten sposób będzie mogła pomyśleć o tym wszystkim, uznając, że dłużej nie mogła przed tym uciekać. Ludzie wokół nie rozwiązali żadnego z problemów, a tylko je przykryli. To tak jakby posypać gnój brokatem, niby wygląda ładnie, ale wciąż śmierdzi.
    Przeszła przez próg i utkwiła wzrok w intruzie. Uniosła brwi i dmuchnęła sobie w za długą grzywkę, przypominając sobie od razu, że powinna ściąć włosy.
    — Co Ty tutaj robisz? — spytała, a potem rozdziawiła usta, patrząc po roślinach i całym tym syfie wokół.
    — Ja pierdole, serio, Olaf? — warknęła w jego stronę i podeszła bliżej.
    Złapała za rozbitą doniczkę i wzdychając ciężko pod nosem, posłała chłopakowi wściekłe spojrzenie. Była pewna, że znowu czegoś nie zrobił i uznał, że zajebiście dobrym pomysłem będzie przyjście tutaj i wzięcie tego, czego potrzebował. I pewnie nawet nie pomyślał, że nie będzie to takie proste.
    — Widzisz to? — Pokazała po wielkim W przy doniczce. — To znaczy, że to ja dbałam o te cholerne rośliny! A jak tak bardzo czegoś potrzebowałeś, to mogłeś zapytać, a nie, że wpieprzasz się tutaj i myślisz, że nikt tego nie zauważy. Bo tego pieprzonego syfu się nie da nie zauważyć — syknęła, odkładając rozbitą doniczkę bardziej gwałtownie niż chciała, a przy okazji rozcięła sobie kciuk o ostre krawędzie glinianej części misy.
    Wsadziła palec do ust, gdy zaczął krwawić i zadarła głowę, żeby omieść spojrzeniem twarz chłopaka. Naprawdę nienawidziła teraz tego, że była teraz taka niska, i że musiała podnosić głowę, żeby zauważył, że jest wściekła.
    — Po prostu stąd wyjdź — dodała, chcąc jak najszybciej to wszystko sprzątnąć.
    Dobrze chociaż, że Wood ruszył tylko jej rośliny. Gorzej by było, jakby zniszczył pracę kogoś innego. Olaf miał jedynie szczęście, że był przyjacielem Burkes, inaczej już dawno rudzielec przystawiłby mu różdżkę do gardła.

    zły rudzielec

    OdpowiedzUsuń
  81. — Zabić Cię? Po co? Żebyś nawiedzał mnie jako duch? — spytała, prychając pod nosem.
    Była wściekła i najchętniej rozwaliłaby doniczkę o głowę Wooda, ale nie zrobiła tego, bo dobrze wiedziała o tym, że chłopak był czasem po prostu głupi.
    — I naprawdę tak o mnie myślisz? Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nic tego nie zmieni — dodała, zaczynając sprzątać. — Ale skoro już tu jesteś, to porozmawiajmy o tym, co się stało.
    Wlepiła krótkie spojrzenie w jego twarz z beznamiętnym grymasem. Wynn bardzo dobrze zdążyła sobie to wszystko przemyśleć i nie miała ochoty się dłużej ukrywać.
    — Jesteś moim przyjacielem, najlepszym, jakiego mam — powiedziała. — Nie wiem, co sobie myślałeś, całując mnie, ja też nie wiem, co ja wtedy myślałam, ale to się musi skończyć.
    Zabrała ziemię i przerzuciła do pustej donicy.
    — Nie chcę tracić przyjaźni z Tobą przez głupie pocałunki. Ty do mnie nic nie czujesz, ja też nie, a wtedy w łóżku… uznajmy to za chwilę słabości. Nie wiem, emocje, cokolwiek, ale mam dość — mówiła dalej. — Nie chcę dłużej z Tobą nie rozmawiać czy Cię unikać, więc wyjaśnijmy sobie to.
    Wyrzuciła części rozbitej donicy do kosza, przetarła brudną ręką policzek i podniosła głowę, żeby omieść twarz chłopaka swoim typowym łobuzerskim spojrzeniem.
    — Jesteśmy przyjaciółmi — powtórzyła. — I mam gdzieś ten pocałunek, mam to wszystko w dupie i zależy mi przede wszystkim jedynie na Twojej przyjaźni, więc dlaczego nie jestem zła? Bo jesteś moim pieprzonym przyjacielem, który wolał rozpierdolić moją pracę niż ze mną pogadać.
    Rzuciła w niego ziemią i prychnęła głośno. Nie miała zamiaru więcej się tłumaczyć ani wracać do tego, co było. Cieszyła się jedynie z tego, że odważyła się mu o tym wszystkim powiedzieć, i że może zaczną się jakoś dogadywać.
    Wynn była w stanie zapomnieć o tym wszystkim, właściwie nie czuła się jakoś inaczej, więc nie powinno być to takie trudne, no i, bardziej zależało jej na przyjaźni niż na czymkolwiek innym.
    — Weź te kwiaty i spieprzaj — dodała. — No i, następnym razem jak mnie pocałujesz, to wbije Ci różdżkę w oko, wiesz, tak dla zasady. Nie możemy odpierdalać takiego szajsu, Wood. Przyjaźnimy się od pierwszej klasy, więc tak się po prostu nie robi.
    Wzruszyła obojętnie ramieniem, po czym z westchnięciem złapała za obumarłe rośliny. A tak się nad tym napracowała, że aż miała ochotę wrzasnąć.

    OdpowiedzUsuń
  82. — Zakochać się? Prędzej umówię się z duchem. — Parsknęła śmiechem i pokręciła głową. — Kocham Cię, Olaf, ale nie w ten sposób. Jesteś po prostu moim najlepszym przyjacielem — dodała, po czym przewróciła oczami z uśmiechem złośliwego skrzata.
    — Posłuchaj. — zaczęła, odwracając się do niego. — Po prostu sobie coś ustalmy. Zero pocałunków, to najważniejsze, no i, nie myśl sobie za dużo. Gdybym się w Tobie zakochała tak naprawdę, to bym Ci o tym powiedziała. Znasz mnie, jestem szczera, więc po prostu o tym nie myśl. Nadal jestem Twoją przyjaciółką.
    Wzruszyła ramieniem i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a zaraz potem odsunęła się i sięgnęła do tylnej kieszeni jeansów. Poruszyła sugestywnie brwiami, pokazując Olafowi papierośnicę.
    — Wróciłam ostatnio w miejsce bójki — wyjaśniła. — I znalazłam tę zgubę.
    Właściwie miała zapalić te mugolskie papierosy z kimś innym, bo od kiedy zaczęli się unikać, Wynn obracała się w zupełnie innym towarzystwie. Czasem było jej dziwnie, ale to wszystko uświadomiło Burkes o tym, że tak naprawdę nigdy nie będzie prawdziwie samotna, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto polubi ją za to, jaka była. No i, zdążyła pogodzić się z Michaelem, który koniec końców przeprosił i stwierdził, że nie będzie męczył jej przyjaciół (bo było to naprawdę słabe), więc Wynn załatwiła chłopakowi kolejny amulet, wyjaśniła, co powinien zrobić i w ten sposób Burkes zyskała kolejnego stałego klienta. Dragon nawet poklepał jej ramię i powiedział, że niezła z niej twardzielka.
    — Zapalmy — stwierdziła, po czym skierowała się do wyjścia, wsadzając fajkę w usta.
    Nie miała zamiaru palić w szklarni, bo byłoby to naprawdę głupie, więc Wynn uznała, że lepiej odejść trochę dalej i skryć się za drzewami. Nikt nie powinien ich tam zobaczyć z mugolskimi papierosami, chyba że ktokolwiek dostrzegłby dym, choć Wynn wątpiła w to, że ktoś mógłby się tutaj przypałętać. Większość uczniów nie spędzała swojego wolnego czasu w szklarniach, więc teren był czysty.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  83. Być może faktycznie zareagowała nieco zbyt przesadnie, ale uzbierana po całym tygodniu frustracja dawała jej się we znaki. Nauczyciele jakby postanowili się na nich uwziąć i na każdy przedmiot musiała napisać nieskończenie długie wypracowania, rozpisując się choćby na temat trudności w wykorzystaniu zaklęcia Incendio w trakcie ulewnych opadów deszczu, musiała wymyślić dwanaście zastosowań jadu tentakuli, choć podręczniki od Zielarstwa podawały ich zaledwie dziesięć, a na Eliksirach wymagali od nich cudów w postaci uwarzenia trzech różnych, równie zdatnych do użycia eliksirów najwyższej klasy. To wszystko przełożyło się na spadek ilości treningów Quidditcha, które w dodatku odbywały się przy kiepskiej pogodzie, bo maj okazał się kapryśny i zalewał ich strugami deszczu. Addison nie mogła spożytkować nadmiaru swojej energii na boisku, przez co stawała się rozdrażniona. Ile w końcu można siedzieć w bezruchu przy bibliotecznym stoliku, starając się w ostatniej chwili nadrobić zaległości? Nigdy nie była fanką żmudnej nauki, preferowała o wiele bardziej praktyczną stronę magii, na którą składały się przede wszystkim zaklęcia i fascynująca transmutacja, lecz nawet ten przedmiot ją zdradził, zmuszając do spędzenia długich godzin na przeszukiwaniu podręczników w poszukiwaniu satysfakcjonujących psorkę odpowiedzi. Nic więc dziwnego, że pod koniec tygodnia przypominała odrobinę tykającą łajnobombę gotową wybuchnąć w każdej chwili, więc bardziej niż zazwyczaj brakowało jej wyczucia. Na szczęście wyglądało na to, że Olaf jakoś przełknie jej uwagi, co sprawiło, że sama Addie nieco się rozluźniła, zwłaszcza gdy znalazła się w znajomym otoczeniu, jakim był pub Pod Trzema Miotłami. Z zaskoczeniem spojrzała na Gryfona, gdy wziął na siebie pierwszą kolejkę. Miała ochotę na coś mocniejszego jak rum porzeczkowy, ale według prawa wciąż była za młoda na taką zawartość alkoholu (co nie przeszkodziło jej kiedyś razem z Fredem podkraść butelki z zaplecza baru), a nie chciała zwracać na siebie uwagi.
    – Dla mnie będzie w takim razie syrop wiśniowy – poprosiła Addie, pozwalając chłopakowi ruszyć w kierunku baru, podczas gdy sama ruszyła w głąb lokalu, starając się odnaleźć dla nich najlepsze miejsca. Kilka osób skinęło jej głową, ponieważ reputacja Puchonki zawsze ją wyprzedzała, niezależnie do tego, czy była znana jako ścigająca Hufflepuffu czy raczej jako ta ciągle pakująca się w kłopoty torpeda. Udało jej się wyhaczyć stolik blisko niewielkiej sceny, która właściwie przypominała na szybko stworzone podwyższenie z desek po transporcie beczek z alkoholem. Były na niej rozstawione instrumenty, ale nigdzie nie widziała jeszcze członków zespołu. Kiedy Olaf do niej wrócił, wskazała głową deski. – Zespół nosi nazwę Onyksowe Gargulce. Podobno są całkiem nieźli – poinformowała, bo zdążyła wcześniej podpytać czwartoroczną Krukonkę o całe zamieszanie. – Umiesz grać na jakiś instrumentach? W sumie wyglądasz, jakbyś mógł zostać perkusistą jakiejś kapeli – przyznała z lekkim uśmiechem. Olaf miał w sobie jakiś taki urok, a jednocześnie energię, które sprawiały, że bez trudu mogła go sobie wyobrazić na scenie.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  84. Nie do końca rozumiała dlaczego, ale sama miała swój mały rytuał celebracji tego przeklętego listu, który zdecydowała się zabrać ze sobą do Hogwartu. Wielokrotnie już wieczorami, pod własną kołdrą i za pomocą lumos, wczytywała się ponownie w jego treść, jak gdyby miała tam odnaleźć słowo, czy sens, który wcześniej przeoczyła. Z biegiem czasu rzadko już odkrywała nawet jego prawdziwą naturę, a jedynie napawała się samym posiadaniem przedmiotu przemienionego w niewielką srebrną spinkę z zielonym kamykiem. Może gdyby wcześniej zdała sobie sprawę ze zniknięcia przedmiotu, poszukiwania poszły by jej sprawniej, jednak dopiero któregoś wieczora, gdy już kładła się spać zauważyła brak ozdoby we włosach. Jeszcze tej nocy przeczesała całe dormitorium tłumacząc zaspanym współlokatorom, że przedmiot ma zwyczajnie wartość sentymentalną i jest rodzinną pamiątką. Było w tym trochę prawdy, zwłaszcza, że naprawdę w dziwny sposób przywiązała się do listu, jak gdyby był jej własnością i to do niej kierowana była cześć słów nadawcy.
    Przez kolejne dni można było odnieść wrażenie, że kapitan ślizgonów postradała do końca rozum, gdy przynajmniej trzy razy bezskutecznie przeszukała całą murawę boiska, źdźbło po źdźble, podejrzewając to miejsce jako najbardziej prawdopodobne do zgubienia biżuterii. Nie przestała nawet na tym, przeczesując wszystkie sale lekcyjne, które odwiedziła tamtego feralnego dnia, a nawet poprzedniego. Posunęła się nawet do krótkiego zrewidowania zawartości kufrów kilku ślizgonów, których mogła podejrzewać o śliskie rączki, jednak i to bez oczekiwanego skutku. Ostatecznie nie pozostawało jej nic innego, jak tylko przyznanie się do osobistej porażki. Zmieniając tak osobisty przedmiot w tak niewielkie akcesorium, nie myślała o zwiększonym prawdopodobieństwie zgubienia go. Chciała mieć go blisko, przy sobie, by towarzyszył jej na każdym kroku, jak gdyby to miało zadośćuczynić nieobecność potencjalnego ojca w jej życiu. Jej brak zdecydowanie jej doskwierał. Tym bardziej, fakt, że nie miała pojęcia w czyje, niepożądane ręce mógł wpaść przedmiot, napawał ją niepokojem. Nie wiedziała, czy wolała by, żeby list czy spinka został przez kogoś odnaleziony i nie daj boże przeczytany, by ostatecznie wrócić w jej ręce, czy też przepadł bezpowrotnie i bez śladu. Nie. Potrzebowała go. Był jedynym namacalnym argumentem, który motywował ją do rozmowy, do której zbierała się do przeprowadzenia, po zakończeniu szkoły.
    Brak swoistego amuletu doskwierał jej coraz bardziej w związku ze zbliżającym się meczem w rozgrywkach o Puchar Domów, a gdy z jej szafki wyleciał maleńki liścik na moment przed przeczytaniem pojawiła się iskierka nadziei, że może to szczęśliwy znalazca, albo złodziej, którego uderzyły wyrzuty sumienia postanowił się odezwać. Jednak widząc podpis na karteczce, momentalnie wycofała swoje wszystkie wcześniejsze modły. Czy los, aż tak starał się z niej zakpić, że spinka trafiła w akurat te, najbardziej niepowołane ręce?
    Zmierzając na spotkanie nie wiedziała już zupełnie na co liczyć i czego się spodziewać. Nie udało jej się wcześniej złapać, a nawet dojrzeć gryfona na szkolnym korytarzu, więc pozostawało jedynie udać się do baru i dowiedzieć się z pierwszej ręki skąd całe to zamieszanie. Od razu dostrzegła czuprynę rozszalałych włosów. Coś w jelciach nakazało jej natychmiastowy odwrót, jednak iskierka nadziei na odzyskanie przedmiotu lub przynajmniej poznanie powodu spotkania, popchnęły ją skutecznie w stronę baru. Ubierając na twarz swoją najlepszą pokerową maskę, oparła się łokciami o blat i zamówiła kieliszek rumu porzeczkowego, zanim zwróciła głowę w stronę chłopaka zduszając przenikliwy ścisk w żołądku.
    - Cześć. - przywitała go jedynie krótko, zaraz otulając palce wokół wręczonego jej naczynia. Nie zapytała dlaczego chciał się z nią spotkać, licząc na to, że Wood wkrótce sam wyjawi powód spotkania nie owijając zbytnio w bawełnę. Zlustrowała go jeszcze szybkim spojrzeniem w poszukiwaniu swojego zaginionego przedmiotu, w jakiejkolwiek formie mogły teraz być.

    Melka

    OdpowiedzUsuń
  85. — Próbowałam, ale nadal nie jestem w tym dobra — odparła ze śmiechem, po czym rozejrzała się jeszcze wokół, żeby upewnić się o tym, że nikogo tutaj nie było.
    Zawinęła włosy w tył, bo ostatnio ciągle zapominała ściąć grzywkę, dlatego ta łaskotała jej powieki, a potem zapaliła i zaciągnęła się dymem, kaszląc. Papierosy zdecydowanie nie były czymś, co mogłoby zainteresować Wynn jakoś bardzo, ale zabawne było robić takie rzeczy z Olafem, widząc, że on również nie ogarniał tego wszystkiego, aż parsknęła śmiechem, kręcąc głową.
    — Było w porządku. — Wzruszyła ramieniem. — Nie nudziłam się jakoś bardzo, wiesz, napsułam trochę krwi prefektom, sprzedałam talię samowygrywających kart, rozwaliłam sobie głowę — wymieniła krótko, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
    — Mimo wszystko było mi dziwnie, że nie gadaliśmy ze sobą — dodała. — Chyba nie lubię jak tak się dzieje. — Podrapała się w nos, wzdychając ciężko i zaciągnęła się jeszcze raz, ale teraz bez duszącego kaszlu.
    Wywaliła język na wierzch, czując nieprzyjemny smak tytoniu, po czym oblizała z krzywym grymasem usta, wywalając fajkę i przydeptując ją trampkiem.
    — A Ty co robiłeś? — spytała. — Znalazłeś sobie inną najlepszą przyjaciółkę? — Uniosła zaczepnie brwi, po czym wlepiła w twarz chłopaka swoje spojrzenie.
    Zdecydowanie nie chciała tracić tej jakże zaszczytnej pozycji, będąc przekonana o tym, że nikt nie zepchnie jej z piedestału, ale ostatnie dwa tygodnie były naprawdę pokręcone. Wynn już sama nie wiedziała, czy się odezwać, czy jednak milczeć, choć przecież to nie było nic takiego. Niewinny pocałunek dwojga nastolatków, i tyle. Nic więcej.
    Uśmiechnęła się do niego wesoło, ciesząc się z tego, że porozmawiali o tym wszystkim, wyjaśnili sobie to i teraz jak ostatni gówniarze palili mugolskie papierosy. Zamrugała jednak, widząc, że przed jej nos ląduje wyjec. Otworzyła go od razu, nie rozumiejąc niczego, aż w końcu rozszedł się wokół ciężki, męski głos:
    Córeczko! Wysyłam list do Ciebie w ten sposób, bo potrzebuję Twojej pomocy. Dzisiaj wieczorem miałem mieć spotkanie w gospodzie pod Świńskim Łbem, ale nie mogę się tam pojawić, niestety. Jest to dla mnie jednak bardzo ważne, długo czekałem aż ten krętacz się tutaj pojawi. Kupiec będzie w gospodzie o dwudziestej. Jestem pewien, że go rozpoznasz.
    Zmarszczyła się mimowolnie, gryząc nerwowo wargę.
    Kocham Cię, małpko!
    Wyjec stanął w płomieniach i spłonął doszczętnie, zostawiając po sobie tylko popiół, a Wynn mlasnęła cicho, wzdychając. Kurt Burkes był naprawdę wysokim, potężnym i groźnym facetem, o długiej i krzaczastej brodzie, gąsienicowych brwiach i srogim spojrzeniu, więc nikt nie ośmielał się go okradać, czy wyrażać się o nim źle, ale Wynn nie wzbudzała respektu, i była niemal pewna, że kupiec będzie rozbawiony tym, że Burkes wysłał swoją małą córeczkę. Z jednej strony cieszyła się z tego, że ojciec jej ufał, ale z drugiej — była ciekawa, co takiego robił, że nie mógł się pojawić w gospodzie osobiście.

    Burkes

    OdpowiedzUsuń
  86. Przewróciła oczami, słysząc jęczenie chłopaka. Tak naprawdę nie chciała go w to mieszać, bo ostatnim razem nie skończyło się to dobrze. Poza tym było to o wiele poważniejsze niż mały konflikt z wkurzonymi Ślizgonami. W tym przypadku człowiek, który miał czekać w gospodzie, mógł być po prostu bardzo niebezpieczny i tak właściwie Wynn nie wiedziała, czego się spodziewać. Znała wiele dostawców ojca, ale tego typu spotkania odbywały się rzadko i zazwyczaj miały bardzo poufny charakter. Spodziewała się też, że owy przedmiot jest wartościowy i zapewne w cholerę zabójczy.
    Poza tym poradziłaby sobie z tym wszystkim bez żadnej pomocy. To nie byłby pierwszy raz, więc nie powinna się tym w ogóle przejmować, ale zawsze istniało pewne ryzyko, że kupiec okaże się krętaczem, który będzie próbował uciec z pieniędzmi i artefaktem. W tym biznesie zaufanie było czymś luksusowym.
    Zaczerwieniła się mocno, słysząc, jak Wood powtarza pieszczotliwe słowo małpko, a zaraz potem uderzyła go w ramię. Ojciec zawsze tak do niej mówił, chyba że był zły. Wtedy zaczynał od: Wynn Noah!, co było dość zabawne. Biorąc pod uwagę to, że jej ojciec był wielkim, przypominającym zwierzę facetem (jego wygląd ulegał zmianie przez długoletnie angażowanie się w praktyki czarnoksięskie), to był troskliwym tatusiem, który miał do Wynn ogromną słabość. Poza tym zawsze próbował być naprawdę dobrym rodzicem.
    — Nie nazywaj mnie tak… — mruknęła pod nosem, posyłając Olafowi mordercze spojrzenie i gdyby spojrzenie mogło zabijać, Wood padłby trupem.
    Odchrząknęła cicho, żeby zapomnieć o małpce, a potem zmarszczyła się mimowolnie, myśląc nad tym wszystkim. Dotknęła różdżki ukrytej za plecami, wypuszczając z ust gorący oddech, jakby spodziewała się tego, że będzie musiała dzisiaj po nią sięgnąć. Wynn umiała się pojedynkować, ale nie była aż tak dobra, i zapewne nie poradziłaby sobie z doświadczonym czarodziejem.
    — Jak to: idziemy razem? — Uniosła brwi i spojrzała po Olafie, jakby powiedział coś naprawdę głupiego. — Wood, Ty się nie nadajesz… wiesz, nie wątpię w to, że umiesz się obronić — zaczęła. — Ty w ogóle wiesz, co to znaczy? To nie będzie spotkanie przy ciasteczkach, i pewnie koleś będzie wyglądał jak rekin, więc jak chcesz ze mną iść, nie odzywaj się i nie wychylaj. Nie po to się z Tobą godziłam, żeby Cię teraz w jakiś głupi sposób tracić.
    Zaczesała włosy w tył z grymasem zaciętej fretki, ale ten grymas zniknął, gdy Wood wspomniał o miotłach.
    — Jest wytłumaczenie tego, dlaczego nigdy razem nie lataliśmy: bo do jasnej cholery nienawidzę latać — stwierdziła, krzywiąc się z głośnym westchnięciem. — Ale dobra. Spróbujmy. Najwyżej się zabiję. Pamiętaj o tym, że jako duch będę Cię nawiedzać i widzieć WSZYSTKO, co robisz.
    Wbiła spojrzenie w twarz chłopaka, czekając aż coś powie; aż zaproponuje przyśpieszony kur nauki latania, bo ten naprawdę by się jej przydał. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatnio dosiadała swojej miotły.

    chochlik

    OdpowiedzUsuń
  87. Parsknęła śmiechem, gdy pokazał jej swoją straszną minę i pstryknęła go lekko w czoło, musząc przy tym stanąć po palcach, bo mimo wszystko Olaf był od niej wyższy — jakby to było dziwne, a przecież od Wynn prawie każdy był wyższy.
    — Jasne, Wood — stwierdziła z przekąsem.
    Wynn nigdy nie lubiła latać. Zdecydowanie bardziej wolała czuć pod nogami ziemię niż unosić się w powietrzu, trzymając się miotły. Poza tym latanie samo w sobie nigdy jej jakoś nie fascynowało i nie wiedziała, co było w tym wszystkim takiego pociągającego. Lubiła jednak obserwować Olafa, kiedy ten wisiał w powietrzu, bo wydawał się wtedy szczęśliwszy niż zwykle. Jej zainteresowanie quidditchem też nie było wielkie, ale kiedy Wood zaczął być w drużynie, nie opuściła żadnego durnego meczu, zdzierając sobie gardło, nosząc dumnie szalik swojego domu i dopingując przyjaciela, choć nie do końca rozumiała, co się właściwie działo na boisku.
    Grzecznie człapała przed siebie, zastanawiając się nad tym, czy nie warto spisać testamentu, bo upadek z wysokości był przecież cholernie śmiertelny a z jej umiejętnościami prawdopodobne było, że złamie sobie kark.
    Stanęła w miejscu, gdy Wood ją zatrzymał, zadarła głowę i otworzyła usta, żeby zapytać, co znowu wymyślił, ale wbiła w niego jedynie wyczekujące spojrzenie, gdy zaczął od słów: Muszę Ci coś powiedzieć. Pomyślała o najgorszym i już nawet zacisnęła ręce w pięści, stwierdzając, że musiało się stać coś złego.
    — O kurwa… — wymamrotała, mrugając gorączkowo, chcąc jak najszybciej przetrawić to, co powiedział Olaf. — O kurwa… — powtórzyła, wzruszając ramionami, jakby nie potrafiła w tym momencie powiedzieć niczego bardziej sensownego, a potem spojrzała po Woodzie i dodała: — Ja pierdole, serio?
    Odchrząknęła, potarła palcami swoją brodę i wypuściła powietrze przez nos. Próbowała połączyć fakty i zrozumiała, że Olaf nie żartował, ba, wyznał jej całą prawdę, a ona zareagowała jak nierozgarnięty małpiszon.
    Zbliżyła się do niego i złapała go mocno za ręce.
    — No dobra, Wood, to trochę popieprzone, naprawdę — zaczęła. — Ale Cię wspieram, i jakbyś chciał o tym porozmawiać, to Cię wysłucham. Pewnie jest Ci z tym ciężko… cóż, właśnie dowiedziałeś się, że masz siostrę, co nie...? Jak się w ogóle z tym czujesz? Ktoś jeszcze o tym wie?
    To był zdecydowanie inne oblicze Wynn Burkes. Martwiła się i troszczyła o swojego przyjaciela, chcąc go uświadomić o tym, że jest po jego stronie niezależnie od tego, co się działo i jak bardzo mogło to być popieprzone, choć nie była w tym zbyt dobra. Lepiej wychodziły jej psoty i grożenie różdżką niż pocieszanie kogoś w beznadziejnej sytuacji.

    Wynn, która nie ogarnia, ale próbuje

    OdpowiedzUsuń
  88. Addison uniosła brwi, kiedy chłopak postawił przed nią kufel z czymś, co zdecydowanie nie było syropem wiśniowym, jednak zdusiła wyrzuty, zanim zdążyły opuścić jej usta. Była odrobinę zirytowana i w normalnych warunkach pewnie wytknęłaby Olafowi to, że nie powinien zmieniać jej zamówienia bez wcześniejszych ustaleń, lecz skoro próbowali zawrzeć rozejm, postanowiła tym razem odpuścić i wypiła kilka łyków piwa wymieszanego ze słodkim sokiem. Kiedy Gryfon nagle zerwał się na równe nogi, a w jego oczach pojawił się szalony błysk zwiastujący kłopoty, Addie wiedziała, że właśnie wpadł na iście szatański pomysł.
    — Skoro musisz już wiedzieć, od piątego roku życia uczyłam się grać na fortepianie. Gdybyś usłyszał moją muzykę, w tej chwili padłbyś na jedno kolano i próbowałbyś mi się oświadczyć — rzuciła zuchwale Addison, podążając za nim. Kiedy stanęła na scenie, rozejrzała się po rozstawionych instrumentach. Wzrokiem faktycznie odnalazła klawisze, na których mogłaby dać popis swoich umiejętności, ale… Po co w taki sposób psuć całą zabawę? Olaf przyznał, że brzdąkał na gitarze, mimo to wybrał bębny, które niewiele miały wspólnego z jego ulubionym instrumentem, dlatego postanowiła pójść w jego śladu i zamiast stanąć przy klawiszach, założyła sobie przez ramię gitarę basową, opierając ją na biodrze i jedną ręką ujmując gryf. Popatrzyła na Olafa skrytego za perkusją i posłała mu pełen ekscytacji, lekko zadziorny uśmiech. Nie miała pojęcia, co robili i zapewne przyjdzie im zapłacić ogromne pieniądze, jeśli zepsują jeden z instrumentów należących do członków kapeli, ale… uwielbiała ten dreszczyk emocji, który popychał ją do wcielania w życie nawet najbardziej szalonych pomysłów. Może jednak mieli więcej wspólnego z Olafem, niż oboje byli skłonni to przyznać? W końcu to on sprowokował ją do udziału w tym niezbyt rozsądnym przedsięwzięciu, a Addie nigdy nie cofała się przed rzuconym wyzwaniem.
    Podeszła do mikrofonu i sprawdziła, czy działa, poklepując go lekko palcem. Odchrząknęła, zerkając przez ramię na Olafa i mrugnęła do niego.
    — Cześć! Nazywamy się… A&O! — zawołała, naprędce wymyślając nazwę. Może nie była zbyt oryginalna, ale wystarczająco chwytliwa. Większość osób siedzących przy stolikach w pubie odwróciła się w ich kierunku, przypatrując im się z mieszanką zaciekawienia i zdziwienia, kiedy w duecie rozpoznali kolegów ze szkoły. Na jej miejscu ludzie mogliby się wycofać, obawiając się bycia w centrum uwagi, jednak ona to uwielbiała. Już teraz czuła, jak jej ciało pokrywa gęsia skórka podniecenia, kiedy skupiła na sobie atencję wszystkich uczniów i pracowników baru. — Onyksowe Gargulce zagrają dla was później, tymczasem macie niepowtarzalną okazję posłuchania naszego duetu po raz pierwszy na żywo. Damy czadu! — zapewniła ich Addison, chyba zarażając swoim entuzjazmem najbliżej siedzących widzów, bo na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy, kilka osób nawet zachęcająco nagrodziło jej przemowę oklaskami. Na gacie Merlina! Mogliby zaczarować instrumenty, aby same grały i jedynie symulować uderzenia, lecz teraz było już na to za późno. Była niemal pewna, że zaraz dadzą tak zły popis, że przejdą do historii Hogwartu jako najgorsi wykonawcy, jednak tutaj nie chodziło o poprawność, a o dobrą zabawę. — Za bębnami siedzi największy szkolny przystojniak, może się wydawać spokojny, ale kiedy w dłoniach ma pałeczki, zamienia się w prawdziwą bestię! Powitajcie Olafa Wooda, perkusja i wokal prowadzący! — krzyknęła do mikrofonu, odsuwając się nieco na bok, by to Gryfon znalazł się teraz w świetle reflektorów.

    Addie

    OdpowiedzUsuń