Everybody knows the good guys lost


Andy Stanley


E    L    E    M    E    N    T    A    R    N    I    E Andrew Reyes Stanley. Trzydzieści jeden lat. Czysta krew. Nauczyciel Starożytnych Run. Była pociecha domu Salazara Slytherina. Niegdyś Szukający w szkolnej drużynie Quidditcha. Różdżka o długości czternastu cali wykonana z jodły oraz włókna ze smoczego serca. Ledwo wyczarowywany patronus w postaci lisa, bogin przybiera kształt płonącego budynku. Oddychające utrapienie. Od urodzenia uczulony na kokosa, ale prawie nikt o tym nie wie, bo zbyt dużo osób chciałoby go wykończyć. Zgrabnie balansuje na granicy szczerości i bezczelności. Mianowany zaszczytnym tytułem Sadystycznej Zmory, z którego jest niezwykle dumny. W klasie nie ma litości dla nikogo. Stosuje niekonwencjonalne metody nauczania, nie ułatwiając życia swoim podopiecznym. Ponad wszystko ceni sobie surowy talent i myślących ludzi. Otoczony pogłoskami o rzekomym alkoholizmie, choć nie dał się jeszcze przyłapać pod wpływem. Posiada kota-przybłędę o imieniu Raptor — wzorem swojego właściciela, jest on podłym skurwielem.  M    A    R    G    I    N    A    L    N    I    ESwoją przeszłość zamknąłeś na etapie młodej dorosłości. Szedłeś przez siebie ze zdeterminowaną śmiałością w oczach, nie pozwalając sobie na opuszczenie wysoko podniesionej głowy. Wszystkie twoje troski zostały pogrzebane w zgliszczach przetrawionego przez płomienie domu. Taki właśnie jest ogień. Nieujarzmiony niszczy wszystko dookoła, a w roztropnych dłoniach ofiarowuje życie. Obraca w proch, nie zważając na majątek, obszerność zdobytej wiedzy czy gołębie serce. Nie oszczędza wybitnych jednostek. To, co rodzi się z popiołów ma urosnąć w siłę. Czy nie o to tak uparcie walczyłeś od samego początku? Samotne poranki rozpoczynane podmuchem wzbudzającego zimne dreszcze wiatru z okna, którego nikt nie zamknął za ciebie. Obłoczek dymu wypływający przez  blade usta. Pusty pokój wyniośle reprezentujący niezależność. Chwile przeciągające milczenie zapadłe nawet w twojej własnej głowie. Otaczasz się nimi, wierząc, że zapewni ci to szczęście. Jak mawiał dziadek, izolacja potęguje wielkość. Chcąc nie chcąc, nasiąkasz słowami lepszych i mądrzejszych od siebie. Strach pchnął cię w ramiona obojętności. Marzniesz, ale w pewnym sensie kochasz przeszywający do szpiku kości chłód. W końcu sam zdusiłeś w sobie ogień.
justyouwaait@gmail.com, Chris Evans, cytat w tytule [klik]
Mam nadzieję, że nie wyszedł tam jakiś cholerny patos. Andy nie jest aż tak strasznym gnojem. Smutasem też nie, nawet jeśli karta podsuwa takie sugestie. Lubimy przedstawicieli obu płci. Niech ktoś go rozgrzeje, co?
Rozgrywki prowadzone lub planowane: James Potter, Barbara Brown, Lyall Rowle, Albus Potter, Sharada Khatri, Rufus Skeeter, Narcissa Mountbatten, Bastian Lestrange.

22 komentarze:

  1. [ Przybywam nie tyle dla wizerunku, co inspiracji, bo rola Cevansa w tym filmie totalnie mnie kupiła i domyślam się, że Andy jest podobny do Ransoma (; Co prawda trzymam dwa ostatnie miejsca dla siostrzyczki i przyjaciela, ale gdybyś miała ochotę na jakiś totalnie popaprany, przepełniony humorem i krótszy wątek to zapraszam. <3 Myślę, że mój tworzący się chłopiec mógłby dać takiemu psorowi nieźle popalić. Daj znać, jak już dodam Jamesa, czy jesteś zainteresowana!]

    James Potter II

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [W sumie wpadł mi pewien pomysł, odezwij się na maila: tamte.poranki.tamte.wieczory@gmail.com]

      Usuń
  2. [Cześć! Widzę, że uczniowie w Hogwarcie, póki co, mają raczej ciężko z takimi nauczycielami i chyba nie zapowiada im się weselej. Nie wiem, czy Narcissa ma mu zazdrościć nazwy, czy nie. Uczy raptem od września, ale kto wie, może już coś lata z ust do ust.
    Jeszcze raz napiszę, że mam nadzieję, że moja zmiana nie popsuła Ci zamysłu na postać! Zapraszam pod swoją kartę, jeżeli masz chęć na wątek z równie trudnym przypadkiem samotnika. Baw się dobrze!]

    Narcissa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Hejka. Powyższa karta poruszyła me serducho, bardzo pragnę wątku i nawet udało mi się naskrobać pomysł na powiązanie między nimi, które leci Tobie na emaila. Daj mi znać, czy dasz się na nie skusić. Pozdrawiam gorąco.]

    Barbie.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Przepraszam za tego wyciskacza łez, a w ramach zadośćuczynienia mogę zaproponować jakiś przyjemny wątek! Andy mi się pieruńsko podoba, przyznaję się bez bicia, lubię takie paskudy kryjące coś więcej, a że Albusowi nie idzie z magią, to stara się nadrabiać przedmiotami, które za dużo tej magii nie wymagają - między innymi właśnie Starożytnymi Runami. Myślę, że byłby raczej jednym z tych dobrych uczniów, ale ponieważ ma takiego brata, jakiego ma, to podejrzewam, że mogłoby mu się zdarzyć kompletnie zawalić któryś egzamin, bo przez pół nocy usiłował ogarnąć Jamesa, żeby oszczędzić rodzicom kolejnych niezadowolonych sów od dyrektora, i już nie zostało mu zbyt wiele czasu na naukę. Stanley mógłby go wciąż na stronę, bo zawsze młodemu tak dobrze szło, więc coś chyba jest nie tak... kto wie, może Albus nawet w pewnym stopniu wiązałby swoją przyszłość z tym przedmiotem, bo łażenie po lasach i szukanie run wyrytych w kamieniu byłoby dla niego znacznie lepszym zajęciem od bezowocnego wymachiwania różdżką. Daj znać, co myślisz, to może jeszcze uda się zrobić z pana profesora coś na kształt wzoru dla młodego Pottera. :D]

    Albus Potter

    OdpowiedzUsuń
  7. [Hej, dziękuję za miłe słowa :) Bardzo fajny z niego profesorek, taki z werwą i charakterem. Właśnie zaczęłam jeden wątek na lekcji Starożytnych Run i szkoda, że wcześniej mi utknęło, czego Stanley naucza. Mogę Ci wysłać ten post i wtajemniczyć jakoś w sposób Olafowego obycia z tym przedmiotem :) ]

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Cześć! Łączę się w tej dziwnej fascynacji – kocham takie postaci (zarówno o nich czytać i się w nie wcielać, co zresztą widać. Oby tylko nie świadczyło to o mnie źle.. xD). Cieszę się, że udało mi się wywołać kartą takie emocje! <3 I to prawda w Bastianie jest nieco smutku, choć on sam nie chce go zauważyć a tym bardziej przyznać się do niego przed innymi.
    Tak po prawdzie, to Bastian w większości straszy tym patroszeniem, znęcanie się nad ludźmi jest o wiele zabawniejsze.
    Twój Andy jest wspaniały, aż żałuję, że Lestrange nie uczęszcza na zajęcia z runów, bo chętnie bym ich ze sobą zestawiła. Stanley jest na swój sposób intrygujący, aż chce się dowiedzieć o nim więcej. Tylko jak na złość nie przychodzi mi do głowy żadne ambitniejsze powiązanie, no chyba, że chcemy, by Andy wręczył Bastianowi szlaban, widząc co ten wyprawia na korytarzu, ale nie wiem czy to dobry pomysł.. A może tobie krąży już coś po głowie? ^^]

    Bastian Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  10. [Możemy zawsze połączyć rywalizację z przyjaźnią, szczególnie iż Andy znałby ją jeszcze ze szkolnych lat. Urwisowatą, spontaniczną. Nie taką sztywną, poważną, jaka jest teraz, miałaby więc spory kontrast.
    Planowałam, by ponownie rozegrali pojedynek między sobą, żeby raz na zawsze rozstrzygnąć spór między nimi, nawet jeżeli miałby być przyjacielski. Ostrzegam jednak, że Narcissa była aurorem! Nie odda łatwo wygranej!]

    Narcissa

    OdpowiedzUsuń
  11. [Co złego to nie ja!
    I oby się pan nie dowiedział o tej przemianie, to tylko żeby dręczyć Pottera!
    Musiałam tutaj wpaść i coś powiedzieć, bo pewnie spieprzę zachowanie Stanleya na maksa, ale no, staramy się. xD]

    WYNN

    OdpowiedzUsuń
  12. Albusowi nauka nigdy nie przychodziła łatwo. Nie była to nawet kwestia tego, że wszystkie dobre magiczne geny dostało jego rodzeństwo, a on ostał się z tymi, które sprawiały, że mógłby godzinami wymachiwać różdżką i nie zobaczyć żadnego efektu; bardziej tego, że jego umysł wydawał się być wyjątkowo oporny w przyswajaniu wiedzy, przynajmniej z większości dziedzin nauczanych w Hogwarcie. Za każdym razem musiał usiąść, skupić się, przeczytać wszystko pięć razy, zanim byłby w stanie wreszcie coś zapamiętać. Ani trochę nie pomagała mu świadomość, że jego magia wydawała się być wyjątkowo niestabilna - przez większość czasu była jak uśpione zwierzę, kot zwinięty w wygodny kłębek gdzieś w jego wnętrzu, nawet nie mruczący z zadowoleniem, po prostu siedzący cicho, jakby zupełnie go tam nie było, ale kiedy już budził się (a robił to tylko od czasu do czasu, przeważnie gdy naprawdę mocno się go szturchnęło), lubił zrzucać doniczki z parapetów i zmieniać przyzwoicie wyglądające zasłony w smutne, pogryzione frędzle. Czasami nie wiedział już, czy chciałby znaleźć sposób, by ją w sobie permanentnie obudzić, czy zdusić na dobre, fakty były jednak takie, że na wpół świadomie dążył chyba jednak do tego drugiego. Nie lubił ćwiczyć zaklęć, choć dobrze wiedział, że właśnie na to powinien przeznaczyć większość swojego wolnego czasu, jeśli nie chciał do końca życia być kompletnym pośmiewiskiem - pierwszy Potter, któremu trudność sprawia coś tak łatwego jak lumos - ale nie mógł wiele poradzić na to, że preferował zaszyć się gdzieś z podręcznikiem i do późna starać się zrozumieć różnicę między wodnikiem a czerwonym kapturkiem.
    Albus Potter lubił się wyciszać. Tak po prostu. Niestety o jego rodzeństwie wcale nie można było powiedzieć tego samego.
    James musiał coś przeskrobać, jak zwykle zresztą, i jeśli było coś, co Al miał bratu wyjątkowo za złe w ten konkretny wtorek, to był to fakt, że nie mógł wybrać sobie żadnego innego dnia tygodnia na rozrabianie, które ktoś musiał potem pomagać mu zataić przed gronem nauczycielskim w obawie, że rodzice psychicznie nie wytrzymają kolejnej sowy od dyrektora, w której ten żaliłby się, że ich pierworodny to najgorsza plaga, jaka nawiedziła Hogwart od czasów Huncwotów. Tak się bowiem akurat niefortunnie złożyło, że w tym samym czasie na Albusa czekała powtórka do egzaminu. Powtórka, do której nie zdążył się nawet zabrać.
    Trzy dni później, kiedy po południu wymknął się z Pokoju Wspólnego Ślizgonów, uznawszy, że zbiorowisko starszych roczników jest zbyt głośne, by mógł spokojnie pouczyć się do czegoś zupełnie innego, to ten właśnie zawalony egzamin prześladował go bardziej niż świadomość, że minęło już wystarczająco dużo czasu i Jamesowi z pewnością niedługo strzeli do głowy coś zupełnie nowego, ale równie głupiego. Miał w planach znaleźć jakąś przytulną, pustą klasę, w której mógłby skupić się na swoich notatkach, ostatecznie jednak okazało się, że rzeczona pusta klasa mogła być aż zbyt przytulna, a może to on po prostu był zbyt zmęczony, bo pamiętał podkreślanie na pergaminie czegoś, co uznał za istotne, ale kiedy chwilę później otworzył oczy, niebo za oknami było nakrapiane gwiazdami, a w sali tak ciemno, że prawie runął jak długi, potykając się o ławkę, której nie widział na drodze do drzwi. Korytarz wcale nie był jaśniejszy, a Albus zaklął pod nosem, jak najciszej mógł ruszając w kierunku lochów. Oczywiście, że musiał zasnąć, to właśnie było to jego zakichane szczęście.
    Dziwnie było przemykać się cieniami kładącymi się w zamku; powietrze przesiąknięte było tak idealną ciszą, że dla kogoś, kto, tak jak Potter, przyzwyczajony był do wiecznego harmidru innych uczniów, wydawała się ona wręcz nienaturalna. To znaczy, do chwili, gdy w przejściu, w które właśnie miał skręcić, rozległy się czyjeś kroki. Albus przez parę cennych sekund stał jak wryty, gorączkowo rozważając swoje możliwości; w końcu obrócił się na pięcie i już chciał dać nura za najbliższe drzwi, by uniknąć nieprzyjemnego spotkania z woźnym, kiedy usłyszał za plecami dość wymowne chrząknięcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwrócił się jakby w zwolnionym tempie, czując nieprzyjemne dudnienie w skroniach; nie był przyzwyczajony do bycia przyłapywanym na nocnych wędrówkach, i wiedział, że nie za bardzo miał jak się wykręcić, nawet jeśli tylko zupełnym przypadkiem urządził sobie drzemkę w samym środku nauki. Mina nauczyciela Starożytnych Run wydawała się potwierdzać, że mężczyzna podzielał to zdanie.
      – Pan profesor – spróbował uśmiechnąć się tak, by nie wyglądać jak ktoś, kto właśnie robi coś bardzo niedozwolonego. – Dobry wieczór?

      Usuń
  13. [Nie powiem, dla Bastiana złamanie nauczyciela byłoby wyzwaniem, którego z pewnością by się podjął, gdyby tego nie zrobił nie byłby sobą. Zwłaszcza, że tak jak napisałaś do lekceważenia nie jest przyzwyczajony i ogromnie by go to drażniło. Bardzo chętnie pójdę w tę stronę! :D
    Pytanie tylko jak wyglądały ich relacje wcześniej? Bastian im jest starszy tym ma więcej pewności siebie, a co za tym idzie pozwala sobie na więcej i więcej. Zakładam, że tak do IV klasy raczej nie próbowałby niczego w stosunku do nauczyciela, jednak później to już co innego. Czy zakładamy, że mieli już wcześniej jakieś starcie czy może tylko mijali się na korytarzu, być może jakieś zwrócenie na siebie uwagi i dopiero teraz wyzwolimy ten punkt zapalający?]

    Bastian Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  14. [Haha, uznałam, że wymacała jego płaszcz, żeby go zdobyć, cóż, pewnie niektórzy sobie pomyśleli, że jest jakaś dziwna, ale co się nie robi, żeby pomęczyć Pottera. xD
    Ale opcja że James ma ołtarzyk też mogłaby być całkiem niezła... Jak zobaczymy to na własne oczy to powiemy. xD]

    WYNN

    OdpowiedzUsuń
  15. Koniec szkolnego tygodnia wiązał się z upragnionym weekendem, na który wszyscy czekali: zarówno uczniowie, jak i nauczyciele. James uznał, że najlepszym pożegnaniem wyczerpujących paru dni będzie porządny psikus, rodem z najwyżej półki. Sięgnął po niego, gdy zeszłej soboty odwiedził sklep wujka George'a. Pogoda w butelce wręcz krzyczała do niego z nieco zakurzonego (wujek Ron nie potrafił zbyt dobrze sprzątać, nie winił go za to, bo sam miał z tym problem) regału. W orzechowych tęczówkach Pottera rozbłysły znajome iskry podniecenia z powodu najnowszego pomysłu. Wprost nie mógł się doczekać, aż wcieli go wreszcie w życie!
    Stało się to zaraz po ostatnich piątkowych zajęciach — nie potrafił utrzymać tyłka na miejscu, tak korciło nastolatka do rozróby, którą planował od dłuższego czasu. Kiedy nauczyciel Historii Magii w końcu zakończył swój nudny jak flaki z olejem wykład o magicznym patriotyzmie, lokowaty poderwał się ze swojej ławki i bez słowa wybiegł z klasy. Miał dokładnie dziesięć minut na zgotowanie swojemu ulubionemu profesorowi zimnego piekła. Facet miał stałe miejsce, gdzie chował klucz do pomieszczenia (nie rozumiał ani trochę, dlaczego, przecież halo, mieli magię?), o którym Gryfon dowiedział się dzięki swym nocnym przechadzkom po korytarzach. Peleryna Niewidka to jak na razie najlepszy prezent, jaki dali mu starzy, słowo! Sięgnął zatem do poluzowanej cegły na rogu, odsunął jej i stamtąd wyciągnął mały, pordzewiały przedmiot. Czując rosnącą euforię, od razu zabrał się za żart.
    Korzystając z nieobecności Stanleya, wszedł jak do siebie do jego gabinetu. Nie fatygował się nawet z dokładnym zamknięciem drzwi; cisnął szklaną buteleczką o drewnianą, nieco skrzypiącą ze względu na lata podłogę. Gabinet ze świstem wypełniła jej zawartość, zamieniając miejsce w prawdziwą Krainę Lodu (męczyli z Lily tę bajkę, kiedy wyszła milion razy, oboje znali każdą piosenkę na pamięć i uwielbiali zdzierać sobie do nich gardła podczas rodzinnych spotkań). Absolutnie zadowolony ze swojego dzieła, obserwował jak gruba warstwa śniegu pokrywa meble oraz ściany. Chłonął każdy milimetr tego niesamowitego zjawiska.
    I już miał wymknąć się stamtąd, by jak gdyby nigdy nic ukryć się przed karą w dormitorium, gdy drzwi pomieszczenia otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła ofiara Pottera. Groźba brzmiała całkiem poważnie, ale słyszał podobne zbyt wiele razy, by aż tak miała go obejść. Odpowiedział jedynie pewnym siebie uśmiechem, kłaniając się nisko. Czuł dziwną satysfakcję z tego, że tak zirytował nauczyciela. Ze złością było mu szalenie do twarzy!
    Próbował powstrzymać się od zerkania co rusz w stronę zajętego swoimi iście ważnymi, dorosłymi sprawami blondyna, ale to było silniejsze od niego. Od czasów trzeciej klasy szalał za tym mężczyzną i choć próbował to ukryć, miał wrażenie, że wszyscy (chyba tylko poza nauczycielem) wiedzą. Z jedną dłonią podpierającą brodę, drugą mechanicznie rysującą na kartce jakieś bazgroły wyglądał trochę, jak w jakimś transie. Podziwiał idealną linię żuchwy mężczyzny, zupełnie jakby przyglądał się najpiękniejszemu obrazowi świata. Westchnął cicho. Och, panie Stanley. Czemu musi być pan taką chodzącą, pieprzoną perfekcją? Zagryzł dolną wargę, tonąc w marzeniach o ich wspólnym życiu. To było dziwne, ale i pociągające jednocześnie. Obsesja, która czasem jego samego przerażała. Zrobiłby wszystko, żeby tylko znaleźć się bliżej tego człowieka. Na Merlina, pomylenie klas na trzecim roku było jedną z lepszych rzeczy, jaka przytrafiła się Jamesowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profesor utkwił niespodziewanie spojrzenie oceanicznych tęczówek w uczniu, co wywołało w nastolatku rumieniec. Nie oderwał jednak wzroku; świdrującym duszę sposobem wpatrywał się w Stanleya z łobuzerskim uśmiechem. Blondyn podniósł się z miejsca, po czym ruszył na chłopaka ze złowrogą miną, ale nagle zatrzymał się i to co powiedział, zdziwiło Pottera.
      Po raz pierwszy w życiu nie protestował, jak to miał w zwyczaju. Po prostu wstał, wyciągnął różdżkę i rzucił pewnie:
      — Accio kurtka!
      Przez otwarte okno w sali chwilę później wleciała jego szata w barwach Domu Lwa. Złapał za nią, gdy znalazła się dostatecznie blisko, a potem narzucił na plecy. James był dobrym nauczycielem, nawet jeśli z nauką nie miał po drodze. Patronusa wyczarował jako pierwszy z rodzeństwa, z innymi równie wymagającymi zaklęciami też nie miał problemu.
      Odznaczał się wyjątkowo słabą odpornością, więc wychodzenie po zmroku w niekoniecznie ciepłą pogodę było dość ryzykowane, lecz liczył, że szata i ciepła bluza z kapturem dadzą radę. Postanowił zdać się całkowicie na nauczyciela. Zaraz po nim opuścił gabinet Stanleya.
      — Myślę, że tak, psorze — odparł. — Ale nigdy nic nie wiadomo — dodał i zachichotał.

      Twój ulubiony uczeń

      Usuń
  16. Wśród grona nauczycielskiego znajdował się ktoś, kto jednocześnie doprowadzał go do białej gorączki, ale i poprawił humor jak nikt inny i tym kimś był Andy Stanley, nauczyciel Starożytnych Run.
    Dalej nie rozumiał, dlaczego wybrał dla siebie tak nudny przedmiot, ale szanował decyzję przyjaciela. Kochał swoją pracę, tak samo, jak Rufus, a o to przecież chodziło, prawda? Od razu złapali wspólny język, kiedy Skeeter pojawił się na rozpoczęciu roku. Wypad na powitalne piwo do Hogsmeade przerodziło się w prawie co weekendową tradycję tej dwójki. Wystarczyło, że zobaczył gębę młodszego mężczyzny, aby i jego własna zaczęła się cieszyć. Pasowali do siebie niczym Flip i Flap, Głupi i Głupszy, czy Bonnie i Clyde. Stanowili wybuchowe połączenie, którego nikt inny poza nimi nie był w stanie zrozumieć. Oczywiście, mieli to gdzieś. Nie zależało im na poklasku. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, to wystarczało.
    Późnym sobotnim popołudniem udało się blondynowi wreszcie wygrzebać ze sterty testów, z którymi sprawdzaniem męczył się przez ostatnie dwa dni. Wyciągnął się na fotelu, rozprostowując zmęczone siedzeniem w jednej pozycji przez kilka godzin kości. Spojrzał przez okno i uśmiechnął się od razu, bo w stronę jego chaty zmierzał pełen wigoru oraz chęci do pijańskich zabaw Andy. Gajowy podniósł cztery litery, aby otworzyć mu drzwi, zanim jeszcze przy nich się znalazł.
    — Przyjacielu! — zawołał radośnie na powitanie. Rozłożył szeroko olbrzymie ręce, by przycisnąć go do swej piersi i cmoknąć zaczepnie w czubek głowy. — Jaki bar dzisiaj podbijamy, co? Może tym razem zaszczycimy swoją obecnością Świński Łeb?
    Cieszył go widok nauczyciela run ogromnie. Wiedział, że z nim nie grozi nuda, a Skeeter naprawdę potrzebował rozrywki, ucieczki od szkolnych spraw. Sięgnął po swoją skórzaną kurtkę, gotowy do drogi.

    Bff

    OdpowiedzUsuń
  17. Barbina natura nie funkcjonowała z sukcesem w oku cyklonu ludzkiego zainteresowania. Wrodzone zdolności wtopienia się w tłum sprawiały, że na zajęciach stanowiła coś w rodzaju pastelowej tapety w kwieciste wzory pokrywającej wszystkie ściany – wszechobecna, a zarazem zawsze gdzieś z tyłu, poza uważnym spojrzeniem i świadomą myślą na jej temat. W przypadku lekcji Starożytnych Run umiejętność wyparowania w zakurzonym, przesiąkniętym zapachem wytartego pergaminu powietrzu przydawała się aż za nadto, albowiem nikt nie chciał być materialny w oczach profesora Stanleya.
    Podziw dla jego wiedzy połączonej z potęgą, z jaką panował nad klasą i niezachwianymi standardami nauczania więdły jednak w oczach, paradoksalnie właśnie z powodu tej potęgi. Potęgi okrutnej, bez litości, szczerej do bólu i wymagającej wszystkiego. Z ogromną fascynacją i szacunkiem zrodzonym ze strachu przyglądała się wyrafinowanemu sadyzmowi, jaki Stanley stosował na lekcjach, wlepiała niebieskie tęczówki w każdą dantejską scenę i syciła się chorą, acz odurzającą aurą paniki i dominacji. Nikt nie wiedział, że pod łagodnym usposobieniem i nienagannym wizerunkiem Barbie leżą dużo obrzydliwsze i niezrozumiane zapędy, upodobanie do bólu i dyskomfortu ciała, jak i umysłu. Głęboko pod powierzchnią leżała cienka nić zrozumienia dla wyraźnie skonfliktowanego we własnych uczuciach, wyżywającego się na innych za własne grzechy nauczyciela.
    Obok obrzydliwych i niezrozumianych zapędów leżą jednak pokłady empatii i współczucia dla tych, którzy sadyzmu i okrutnej potęgi po prostu nie rozumieją, nie potrafią zaakceptować ani nie są w stanie współżyć z nimi w harmonii. Katy Bates była dla niej trzecią zagubioną duszą w potrzebie i przeklinała się od początku za wypowiedziane z miejsca tak na prośbę o pozalekcyjne nauczanie jej i dwóch kolejnych dziewczyn, w końcu Brown chciała tylko zarobić parę sykli na prywatnych korkach dla jednego, wyjątkowo tępego, acz urokliwego w swej nieudolności Krukona. Marketing szeptany może pójść do licha.
    Siedziała więc w drugiej ławce przedostatniego rzędu lekcji Stanleya i pod ławką trzymała kciuki za czerwono włosą czarownicę, za jej nowo nabyte z ręki Barbie umiejętności czytania starych pergaminów i spokojnego umysłu w czasie bombardowania przez nauczyciela. Widziała lekko drżące kości i wiedziała już, że uczennica przepadła zupełnie w płaczu i żałości, w życiu nie spodziewając się jednak wybuchu agresji wobec mężczyzny połączonego z pochwałą dla samej siebie. Przymknęła oczy i westchnęła lekko w irytacji i rozgoryczeniu w odpowiedzi na dźwięk wszystkich postaci w pomieszczeniu odwracających się jak jeden mąż w jej stronę, by popatrzeć na następną ofiarę. Siła odśrodkowa oka cyklonu zniżyła jej wzrok do poziomu plamy atramentu na ławce, moment całkowitej ciszy w klasie wyrwał oddech z płuc, a świadomość kary uderzyła obuchem w głowę. Nie spodziewała się braku głośnej, donośnie bezlitosnej reakcji profesora. Zaczęła oddychać dopiero po jego dobrodusznym powrocie do lekcji.
    A teraz stała tak przed jego drzwiami, cała w jasnej kociej sierści i panice przed konfrontacją z sadystą z drobną dłonią zawieszoną bez ruchu przed drzwiami, gdy druga ściskała kota. Po dłuższej chwili zapukała, cicho do granicy niesłyszalności, błagając bogów o nieobecność Andy’ego w jego gabinecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy tylko drzwi otworzyły się na wpół, a tuż przed nią zmaterializował się On, wlepiła oczy w jego szatę, nie unosząc przestraszonego spojrzenia. Zaśmiała się tylko cicho w odpowiedzi na komentarz o Raptorze.
      - Twój kot przez ostatnie trzy dni mieszkał w moim Pokoju Wspólnym i zrobił sobie z mojego łóżka legowisko. Bardzo się lubimy. – powiedziała nadzwyczaj pewnie i niefrasobliwie, pieszcząc miękką skórę za uchem zwierzaka, zanim wypuściła go z rąk i pozwoliła kotu niechętnie okrążyć gabinet jego prawowitego właściciela. Zaraz wróciła jednak do swojej pierwotnej postaci.
      - Nie będę Panu przeszkadzać, chciałam tylko oddać Pańskiego kota. – mówi szybko i nerwowo i cofa się o jeden krok w przygotowaniu od ucieczki z miejsca zderzenia jego ego za swoim, pożal się Merlinie, miłosierdziem. Naszło ją przeczucie, że nie uda się jej uniknąć konsekwencji tak łatwo.

      [luzik arbuzik!]

      Barbie Brown.

      Usuń
  18. [Myślę, że jeśli tylko nie zadziałają standardowe metody zastraszania (a przez tyle lat Bastian wie, już, że w przypadku Andy’ego nie ma co na to liczyć) z pewnością będzie chciał sięgnąć głębiej, by nawiązując do przeszłości nauczyciela tylko mocniej go zranić. Lestrange lubuje się w przypominaniu o starych krzywdach, nasilając ich wpływ na psychikę – i tym razem nie zawaha się przed poszperaniem w przeszłości Andy’ego. Jako, że chłopak w tym swoim szaleństwie często się zapomina, przestaje działać trzeźwo, możliwe nawet, że w emocjach wściekły, w jego poczuciu upokorzony przez Stanleya, włamałby się do jego gabinetu (choć sądząc z karty jednak nic by tam nie znalazł. A może?). Aluzje i próby wyciągnięcia czegoś od niego samego też będą na porządku dziennym. I tak sobie myślę, że może poruszyć tu temat rodziny Andy’ego?]

    Bastian Lestrange

    OdpowiedzUsuń