I don't know what it is that makes me feel like this I don't know who you are but you must be some kind of superstar coz you got all eyes on you no matter where you are


Lydia Fortescue


18/05 ⚡ Ravenclaw ⚡ VI klasa ⚡ Transmutacja, Obrona przed czarną magią, Eliksiry ⚡ 13 cali, sosna i włókno ze smoczego serca, odpowiednio giętka ⚡ patronusem gołębica, a boginem pusta widownia ⚡ przewodnicząca i założycielka koła teatralnego ⚡ fanka kina bolywood i teatru ⚡ perfekcjonistka ⚡ uparciuch ⚡ jak sobie coś postanowi to zazwyczaj dopnie swego⚡ wegetarianka ⚡ pół krwi ⚡ matka to mugolska aktorka, a ojciec to właściciel cukierni Fortescue na Pokątnej, ku pamięci zmarłego dziadka ⚡ oczko w głowie tatusia i wierna kopia matki ⚡ rozkoszne 1.68 ⚡ bywa irytująca, szczególnie gdy lata po szkole starając się namówić każdego, do zapisania się do jej kółka teatralnego ⚡ za punkt honoru postawiła sobie wyreżyserować i oczywiście zagrać główną rolę w jakimiś szkolnym przedstawieniu ⚡ łatwo się denerwuje i ma ognisty temperament ⚡ uwielbia placek dyniowy i tosty z masłem ⚡ panicznie boi się pająków ⚡ nie cierpi jak ktoś jej przerywa i traktuje protekcjonalnie ⚡ druga połówka największego hogwarckiego bibliofila ⚡ power couple ⚡ mimo zakręconego sposobu bycia, zawsze chętnie doradzi i pomoże ⚡ lubuje się w fantazyjnych herbatach ⚡ nie przepada za Quidditchem, ale chodzi i wiernie kibicuje swojemu kapitanowi ⚡ maluje paznokcie na czerwono i nosi rajstopy w serduszka ⚡ buzia jej się nie zamyka, zawsze ma coś do powiedzenia, na każdy możliwy temat ⚡ wierzy w ideę pracy zespołowej


Love is the strongest magic

Spod długich rzęs obrzuca uważnym spojrzeniem zielonych oczu każdego, kto jej sie nawinie, kalkulując komu tu jeszcze wepchnąć ulotkę z datą i godziną najbliższego spotkania kółka teatralnego i kto najlepiej nadawałby się do zagrania w szkolnej inscenizacji Fontanny Szczęśliwego Losu. Przebiera nogami, byle tylko jak najszybciej wylecieć z klasy i zaszyć się w dormitorium, szlifując swój scenariusz. Starą maszynę do pisania matki zaczarowała tak, że ta automatycznie wklepuje każde wypowiedziane przez nią słowo co bardzo ułatwia jej życie. Godzinami potrafi rozprawiać o ukochanych przedstawieniach teatralnych i narzekać na niski poziom zainteresowania grona pedagogicznego jakimś ukulturalnieniem uczniów i samego zamczyska. Zawraca głowę każdemu kto jej się nawinie, prosząc, przekonując, błagając, namawiając a nawet, chociaż niezbyt to krukońskie, grożąc byle tylko zjawili się na spotkaniu kółka teatralnego. Za to z iście krukońską ambicją i uporem pracuje nad tekstami do wystawienia na scenie, by zaraz potem szperać w bibliotece, szukając źródeł do wypracowania z Eliksirów. Po Hogwarcie planuje zrobić sobie rok przerwy i pojechać do Paryża, gdzie mogłaby się w końcu artystycznie wyrazić, jedząc rogaliki, spacerując wąskimi uliczkami i chłonąc aurę miasta świateł. Potem ma zamiar złożyć papiery do Czarodziejskiej Akdemii Teatralnej. Marzy jej się bal maskowy w Hogwarcie i nie da sobie przetłumaczyć, że tego w tradycji szkoły po prostu nie ma. Dyrektor ma zapewne dosyć jej jęczenia, aby tą paskudną tradycję zmienić. W dormitorium ma na ścianie ogromny plakat z Audrey Hepburn, a z kufra wylewają sie maski, pogniecione pergaminy z fragmentami tekstów i listami składników eliksirów, różowe swetry i mugolskie romanse w miękkich okładkach. Gdzieś po środku tego chaosu chowa sie kot, który w przeciwieństwie do swojej pani kocha spać. Lydia za to mogłaby w ogóle się nie kłaść. Ma million pomysłów na minutę a doba jest stanowczo za krótka, aby marnować kilka godzin na sen. Prawdopodobnie będzie pierwszą osobą która wyląduje w szkrzydle szpitalnym po przedawkowaniu eliksiru wigoru i energii. Cierpi ogromnie, nie mogąc pokazać kolegom i koleżankom swoich ulubionych pozycji filmowych nad dvd. Czeka na dzień, kiedy to ktoś w końcu doceni jej starania, aby tchnąć trochę kultury w te zimne mury, ale na razie pozostaje jej biadolenie i wylewanie żali jednej jedynej osobie w całym zamku, która nie przewraca oczami gdy tylko Lydia otworzy usta.


Pani numer 1.  Na wizerunku przepiękna Taylor Lashae, w tytule Jamelia - Superstar.  Szukamy wszystkiego: Koleżanek, przyjaciółki od serca, z którą może palić cienkie mugolskie papierosy i rozmawiać o chłopcach, kogoś, kogo strasznie irytuje swoim zachowaniem, kogoś komu zalazła za skórę, swoim namolnym zapraszaniem do kółka teatralnego, kogoś, kto tak mocno kocha teatr jak ona. Ogólnie piszemy się na wszystko. Jakiś nauczyciel, który podjąłby się bycia opiekunem kółka teatralnego również mile widziany.  Wątki: Pan i Władca/...?Mail: cathylambre@gmail.com

11 komentarzy:

  1. [Cześć! Muszę przyznać, że Lydia mnie oczarowała. Wydaje mi się być takim kochanym promyczkiem, który rozświetla ponury zamek, jakim niekiedy potrafi być Hogwart. Ponadto kartę czytało mi się bardzo przyjemnie. Pochłonęłam ją jednym tchem i aż chciałabym przeczytać więcej! Molly niewątpliwie podziwiałaby Lydię za pasję i takie zaangażowanie w nią, choć znając ją, pewnie nigdy nie powiedziałaby tego głośno. Pewnie sama przez chwilę zastanawiała się nad dołączeniem do koła teatralnego, ale jak to z nią bywa — nigdy się na to nie zdecydowała.
    W każdym razie życzę samych porywających wątków i niekończącej się weny do pisania ich, a także zapraszam do siebie, gdybyś chciała coś wspólnie stworzyć! <3]

    Molly Weasley

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Poczułam się odrobinę oszukana, bowiem spodziewałam się, że będzie tu zapewne czekać Nevella powrót na tę ciężką orkę, a jednak nic bardziej mylnego. Dziś wprawdzie nie za wiele z siebie już wykrzesam, ponieważ zmęczenie daje mi się mocno we znaki, niemniej jeśli wpadłby ci do głowy pomysł na powiązanie naszych bohaterów — nawet niekoniecznie z samą Lydią — to zapraszam do Milsenta, choć istnieje również opcja dodatkowa w postaci tworzącego się stażysty, aczkolwiek tutaj uprzedzam, że koła teatralnego, to on nie założy, haha.]

    N. Milsent

    OdpowiedzUsuń
  3. Victor już od pierwszych dni w Hogwarcie brał na swe barki znacznie więcej niż w rzeczywistości mógł unieść. Był przyzwyczajony do wiecznego siedzenia z nosem książkach, skrobania referatów, czy własnych notatek, których ilość naprawdę robiła ogromne wrażenie. Nie pamiętał kiedy ostatni raz przespał noc w całości, a życie w ciągłym pośpiechu przerodziło się w codzienną rutynę. Chodził niemalże, jak w zegarku, mając zaplanowany każdy dzień od a do z. Nienawidził roztargnienia, czy odkładania rzeczy na potem. Był ambitny, zupełnie, tak jak jego rodzice, czy rodzeństwo, jednak w przypadku Victora było coś, co różniło go od reszty rodziny. Nie był łasy na pozycje społeczne oraz pieniądze. Młody Ward od zawsze podążał ścieżką własnych marzeń i możliwości. Od początku nauki w Hogwarcie, wiedział czego od siebie oczekuje i w jakim kierunku iść, aby osiągnąć cel, do którego tak uparcie dąży. Jego aspiracje niestety na każdym kroku spotykały się z gniewem ojca, który coraz częściej wypominał synowi jego niewdzięczność i głupotę. Sam Victor również był uparty i nie wyobrażał sobie w przyszłości przejąć stanowisko ojca, tylko dlatego, że był jego synem i miał ułatwiony dostęp. Ward coraz rzadziej wracał do domu, nawet święta znacznie bardziej wolał spędzać w Hogwarcie z daleka od rodzinnych kłótni, które i tak go nie omijały w pełni, zwłaszcza podczas wakacji. Często uciekał do znajomych, gdzie mógł regenerować siły i żyć po prostu normalnie, bez tej ciągłej presji, która ze strony jego ojca stale rosła. Niemalże każdego wieczora, można go było spotkać w bibliotece, gdzie pochłonięty treścią starych, zakurzonych ksiąg, często zapominał nawet o kolacji. Zawzięcie skrobał kolejne linijki pochyłego tekstu, tracąc poczucie czasu. Bibliotekarka zdążyła poznać Victora na tyle dobrze, iż często podsuwała mu pod nos czekoladowe rogaliki, czy nawet pomagała w poszukiwaniach konkretnej książki. Było, to niebywale miłe i sprawiało, iż Victor znacznie bardziej ochoczo powracał do biblioteki, w której zawsze zajmował jeden i ten sam stolik. Brunet nie był jednak niezniszczalny, a dzisiejsze lekcje, spotkanie klubu pojedynków, trening Qudditcha i obecna nauka, sprawiły, iż z każdym kolejnym słowem, które skrobał na pergaminie, jego powieki stawały się coraz cięższe, zaś zasinienia pod oczami coraz mocniejsze. W pierwszej chwili drgnął niespokojnie, gdy poczuł czyjeś dłonie na swojej twarzy. Natychmiast przerwał pisanie, a na jego usta drgnęły w leniwym uśmiechu. Lydia, jego kochany promień słońca, mały skowronek, który nigdy nie traci uroku.
    — Też się cieszę, że cię widzę, słońce — powiedział, po czym ujął jej nadgarstki, a następnie nieco ciaśniej objął swą szyję jej wątłymi ramionami, aby móc poczuć ją znacznie bliżej siebie. Właśnie tego najbardziej po ciężkim dniu potrzebował, jej obecności oraz bliskości. Jego spięte mięśnie niemalże natychmiast się rozluźniły, zaś umysł w pełni wyciszył. — Co nowego dzisiaj? Sądzę, że masz znacznie więcej do opowiedzenia, niż ja.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hej! Lydia wydaje się taka urocza! I chyba nawet coś mam w głowie! Zakładałabym, że z Lydią znają się dosłownie z widzenia i wspólnych klas. Lydia może w końcu by ubłagała dyrektora o bal maskowy w Hogwarcie, ale dostałaby ultimatum, że musi sama znaleźć osoby do pomocy. Wiedząc jaką pozytywną osobą jest Riley mogłaby spróbować ją wkręcić w przygotowania dekoracji i wszystkiego co potrzebne. Wątek mogłybyśmy oparć dzień lub dwa przed balem, kiedy oczywiście na ostatnią chwilę wszystko się zawaliło i musiałyby zacząć od nowa (ktoś chyba bardzo nie chce tego balu maskowego...) Mogłyby zarwać nockę nad naprawianiem wszystkiego i jako że Riley specjalność to Eliksir Błogości, mogłaby namówić Lydię na spróbowanie ulepszonej wersji eliksiru, który powoduje halucynacje nie tylko jako skutek uboczny... Jestem pewna, że nieźle by się przy tym bawiły! Co ty na to?]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  5. Victor zdążył się przyzwyczaić do upartości swojej dziewczyny, jednak spodziewał się, że już znaczna część szkoły miała tego dość. Nie próbował, jednak zatrzymywać Lydii w miejscu. Jej zaborczość połączona z niebywałą rezolutnością posiadała też ogromne plusy, chociażby w osiąganiu wysoko postawionych celów. Oboje byli ponadprzeciętnie ambitni, dopełniając się wzajemnie pod wieloma względami, które prawdopodobnie rozumieli tylko oni sami. Ward przymknął powieki, gdy poczuł przyjemne drapanie na karku. Uwielbiał, gdy Lydia bawiła się jego włosami, czy masowała obolały kark, co pozwalało mu się nieco rozluźnić i wielokrotnie, to podkreślał.
    — Mogę pomóc ci zrobić jakieś ulotki dla koła teatralnego, które zostawisz na stołach przed kolacją… I jestem pewien, że dyrektor traktuje cię w pełni poważnie, tylko musisz dać mu odetchnąć przez najbliższy weekend, aby mógł na spokojnie rozważyć twoje postulaty — powiedział Victor, uznając, to za dość dobry pomysł. — Tak, nauczyciele wyciskają z nas dosłownie ostatnie resztki energii i chęci na cokolwiek. Wizja egzaminów jest coraz bardziej dołująca, ale jestem ze wszystkim na bieżąco, więc nie powinienem mieć większych problemów — zagadnął, po czym odsunął od siebie pergamin i pocałował czule skroń krótkowłosej, po czym delikatnie się uśmiechnął, gdy ta następnie zapytała o jego dzisiejszy trening Qudditcha. Odruchowo wzruszył ramionami i na moment zacisnął usta w wąski paseczek, aby zebrać myśli w zgrabną całość. — Dostaliśmy pozwolenie na dwa treningi więcej w tygodniu. Długo o to walczyłem, a teraz, gdy zbliżają się ostatnie mecze, chce aby drużyna wypadła jak najlepiej — odparł, jednak szybko stracił zainteresowanie tematem meczów oraz prac pisemnych, gdy Lydia zaczęła grzebać w swojej torbie. Uniósł brew ku górze wyraźnie zdumiony, jednak gdy tylko pokazała mu pergamin z wypracowaniem, nad którym oboje spędzili naprawdę wiele czasu, na jego twarzy pojawił się znacznie szerszy uśmiech.
    — Specjalna nagroda? — zagadnął z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy, po czym ułożył dłonie na biodrach Lydii, którą sprawnie posadził na swoich kolanach. Bardzo podobała mu się ta wizja, dlatego nie miał zamiaru ani chwili się ociągać. Odgarnął z twarzyczki brunetki zbłąkane kosmyki włosów, a następnie złożył na jej wargach czuły pocałunek, nie przejmując się tym, że ktoś mógł zwrócić im uwagę. Trącił nosem jej nos, gdy tylko potrzebowali chwili na zaczerpnięcie powietrza. — Mam nadzieję, że nie będziesz mnie trzymać długo w niepewności, wiesz jak bardzo potrafię być niecierpliwy — powiedział z poważną miną, jednak zaraz dość szybko wybuchł śmiechem i skradł Lydii kolejnego, tym razem szybkiego całusa. Zdążył się porządnie za nią stęsknić, zwłaszcza, że oboje z dnia na dzień mieli coraz mniej czasu dla siebie, gdy ilość szkolnych obowiązków stale się zwiększała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. [Pewnie, że mamy chęć na wątek, Lydia jest taka fajna ^^ Pomysły też są, więc nic, tylko pisać. Szczególnie podoba mi się ten z kółkiem teatralnym, Noel przyłapany na tańcu, może być zabawnie^^ Lydia swoim uporem i entuzjazmem na pewno przekona go, żeby dołączył do kółka ^^ Z zakochaniem jeszcze bym poczekała, zobaczymy, jak się rozwiną ich relacje.]

    Noel

    OdpowiedzUsuń
  7. [Mi to jak najbardziej odpowiada! :D Riley raczej nie jest osobą, która nie pomoże komuś w potrzebie, więc na pewno będzie trochę w duchu przeklinać, że zgodziła się pomóc, więc nie ręczę za nią po kilku niezwykle intensywnych godzinach wycinania masek, wieszania nowych dekoracji itd. haha Jakbyś zaczęła byłoby super!]
    Riley

    OdpowiedzUsuń
  8. Victor dość często powracał myślami do pierwszego spotkania z Lydią, czy do momentu ich pierwszego pocałunku. Ich wspólna historia nadawała się na scenariusz do jednego z mugolskich seriali romantycznych z czego czasem się wyśmiewał. Sądził, jednak, że gdyby nie odwaga panny Fortescue, to prawdopodobnie on sam nie zrobiłby pierwszego kroku, przez co ich drogi, by się rozeszły. Ta myśl niebywale mocno go przerażała. Nie wyobrażał sobie swojej codzienności bez Lydii, która zawsze wiedziała czego w danej chwili najmocniej potrzebuje, czy w jaki sposób mu pomóc, gdy zaliczy rychły, psychiczny upadek. Była nie tylko jego dziewczyną, była również jego przyjaciółką, silną podporą i wszystkim, co najpiękniejsze. Bywały momenty, w których ich racje drastycznie się od siebie różniły, jednak żaden związek nie jest i nigdy nie będzie idealny. Z uniesioną brwią ku górze obserwował uważnie poczynania dziewczyny, która podsycała jego zainteresowanie z każdą chwilą coraz mocniej. Byli ze sobą trzy lata, a nadal potrafiła zaskoczyć Warda.
    — Nigdy nie wyobrażałem sobie ciebie nago, owiniętą jedynie szalikiem w barwach Krukonów, jednak z chęcią zmienię perspektywę swoich myśli — przyznał i poruszył przy tym zabawnie brwiami, po czym nie mówiąc już nic więcej, oparł się plecami o zakurzony regał i odwzajemnił pocałunek, nachylając się nieco nad brunetką, aby miała do niego łatwiejszy dostęp. Przy swojej dziewczynie wyglądał prawie jak olbrzym, w końcu ponad metr osiemdziesiąt robiło swoje. W przerwie między pojedynczymi cmoknięciami na zaczerpnięcie płytkiego oddechu, Victor wykonał kilka ruchów swoją różdżką pozbywając się z podłogi, regałów, czy ze stojaka z mapami brudu, który mógł w nieprzyjemny sposób oblepić ich ubrania. — Jeśli będziesz mi dziękować w ten sposób za każdą pomoc w napisaniu pracy, to jestem gotów pisać je od a do z za ciebie — zaśmiał się i przeczesał palcami czule jej kosmyki włosów, po czym usiadł na podłodze, a dziewczynę okrakiem posadził na swoich kolanach, aby móc ją mieć wystarczająco blisko siebie. — Ale tylko za cenę, tak intensywnych podziękowań — zaznaczył z szerokim uśmiechem na twarzy, a następnie ujął rumianą twarzyczkę Lydii w swoje dłonie i pocałował jej czoło, na którym następnie oparł swoje czoło, spoglądając jej w oczy, w których niemalże tonął za każdym razem, gdy się w nie wpatrywał. Nie dziwił się nawet przez chwilę temu, iż oboje odczuwają silną potrzebę nasycenia się swoją obecnością. W końcu od jakiegoś miesiąca, widywali się tylko zazwyczaj wieczorami przed kolacją w Wielkiej Sali.
    — Cholera — bąknął nagle Victor, gdy z regału, prosto na jego głowę spadła jedna z książek, przysparzając mu niemałą ilość bólu, jednak na twarzy Warda malowało się głębokie rozbawienie, gdy próbował rozmasować obolałe miejsce tuż na czubku głowy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest taka klasa na drugim piętrze, o której nikt nie pamięta. Próbowałem dowiedzieć się, czemu stoi pusta i nie odbywają się w niej żadne zajęcia, ale odbiłem się od ściany milczenia. Tak samo enigmatycznej, jak ta w rzeczywistości – pod sufitem klasy czarna plama rzuca się w oczy od samego progu. Sprawdziłem, co mogłem i, względnie zadowolony, urządziłem sobie salę treningową. Wystarczyło odsunąć kilka ławek i transmutować tablicę w lustro. Niestety nie znam żadnej orkiestry, która zechciałaby mi grać, więc za muzykę służy mi rytmicznie powtarzane „pa pa pa”. Smutna imitacja, ale musi wystarczyć. Grunt, że nikt nie przeszkadza i mogę tańczyć. To znaczy, nie, wcale nie mogę, jednak nigdy mnie to nie powstrzymywało.
    Obrót, krok, ręka, pochylić się… Musiałem przerwać i sprawdzić w notesie, co dalej. Spisałem w wakacje układy mamy, od nich zacząłem, a potem wszystko, co zdobyłem, balet, musicale, solistów. Rysowałem schematy, nie mając innych, lepszych możliwości. Zrobiłem kilka zdjęć tancerzom, ale chociaż się ruszają, nie są to nagrania z podkładem i instrukcjami choreografa. Nie wolno mi chodzić do teatru, opery, gdziekolwiek. Kocham taniec nowoczesny i przez większość czasu improwizuję, wyżywając się w każdym ruchu. Daję się ponieść chwili, spokojny i szczęśliwy. Nikt mi się nie przygląda, nie czepia się, nie ocenia. Liczy się taniec i nic więcej.
    Wróciłem do treningu, uśmiechając się do swojego odbicia. Dzisiaj wyjątkowo dobrze mi idzie, nic nie boli, rozciągam się bez grymasów. Cudnie.
    Przypomniałem sobie muzykę – delikatne skrzypce i niskie tony fortepianu. Idealna harmonia, światłość i mrok, złączone, by stworzyć piękną melodię. Poczułem dźwięki w ciele, każdy mój ruch interpretował utwór, wyrażałem to, co dręczyło moją duszę, co pojawiało się w snach. Dobro i zło, to które mnie otacza i to we mnie. Kiedyś, na koniec występu bez widowni, odkryję, kim naprawdę jestem, dzieckiem Księżyca, czy Słońca?

    [Pozwoliłam sobie zacząć, jeśli trzeba coś dodać, to mów, dopiszę ^^]

    Noel

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Bal maskowy to wspaniała inicjatywa i jak najbardziej do mnie przemówiła. Może warto więcej o tym mówić i jakieś w końcu wydarzenie z tego wyniknie.
    Przez chwilę nawet czytając Twoją kartę zastanowiłam się, jakby to było gdyby Lazarus wpakował się takie kółko teatralne, ale nie wiem do końca, czy to najlepszy pomysł i czy dałoby radę go przekonać do tak przyziemnej rozrywki, skoro targają nim wielkie ambicje :)
    Ps. Bardzo przyjemna karta Ci wyszła i ciekawa postać!]

    Lazarus Nott

    OdpowiedzUsuń
  11. [Nevell na pewno nie ośmieliłby się przed Dybuckiem uciekać — darzył tę kluskę wyjątkową sympatią. Milsent jednak powinien się w razie czego zabezpieczyć oficjalnym pismem na pergaminie, złożonym na biurku Longbottoma, że tylko dzięki tej jego orce ta szkoła jeszcze trzyma jako taki poziom i jakaś znaczna suma z czyjejś pensji należy mu się za to, że dzięki niemu nie ośmiesza się grono pedagogiczne.

    PS Formalnie przyszłam odpowiedzieć, zważywszy na to, że z natury się ślimaczę, a jeszcze zapatrzyłam się na tak ładną wizualnie KP.]

    N.M.

    OdpowiedzUsuń