Nie ma czegoś takiego, jak zła emocja. Wszystkie uczucia, chwiejne momenty i chwile rozedrgania są jedynie znakiem, że żyjesz. Że sytuacje wokół ciebie wywołują jakąś reakcję. To dobrze. To dobrze, że chcesz krzyczeć, to dobrze, że chcesz płakać oraz drzeć się bez końca w bezchmurne niebo, podczas gdy inni spędzają słoneczny dzień, wylegując się na plaży. To nie twoja wina, że ludzie wokół ciebie nie czują się swobodnie w obecności negatywnej energii. Bez negatywów nie dostrzegłbyś pozytywów. Życie dzieje się niezależnie od tego, czy tego chcesz, czy nie. Poruszenie wewnętrzne jest naturalnym przebiegiem rzeczy. Wyrażenie złych stanów, posiedzenie z nimi, zaprzyjaźnienie swoich własnych demonów pozwala przepracować mnóstwo obciążających umysł ciężarów. Przecież demony nie muszą dusić cię przez lata twojej egzystencji. Zaakceptuj je. Podaj im rękę i naucz się żyć tak, żeby nie musieć ciągle z nimi walczyć. Czas to iluzja. Ciało to tylko pudełko, narzędzie dla kawałka energii całego świata reprezentowanej przez twoje ego. Jednak to właśnie tylko ego powstrzymuje cię od zrozumienia, że wszyscy jesteśmy częścią swego rodzaju strumienia świadomości, bez początku czy końca. Więc spokojnie. Śmierć nie jest aż tak straszna, to tylko kolejna zmiana stanu jestestwa.
Elowen Tremaine
✷ 13.08.1999, Newquay, Kornwalia ✷ była Puchonka ✷ mugolaczka ✷ nowa stażystka Zielarstwa ✷ patronusem foka ✷ bogina nigdy nie poznała ✷ Tale ukryta za kołnierzem ✷ mała wielka kontrabanda ✷
Dwa tysiące trzynasty rok był kolejnym, nudnym, zwyczajnym tokiem dni, tygodni, miesięcy. Wcale nie chciało jej się wracać do trzeciej klasy, lubiła własną przestrzeń, a dzielenie dormitorium z innymi dziewczynkami wcale nie było jej w smak. Perspektywa zmienia się jednak zależnie od sytuacji i gdy w listopadzie, zaledwie dwa miesiące po ponownym rozpakowaniu swoich rzeczy, musiała samotnie wrócić do rodzinnej Kornwalii, zrozumiała, że może Pokój Wspólny Hufflepuffu wcale nie był taki zły. Jej trzynastoletni umysł nie był w stanie pojąć ogromu sytuacji i nagle zapragnął być znowu w Hogwarcie, bo przecież siedzenie w starych ławkach, przez które nie raz nabawiła się drzazg, było lepsze niż liczenie kolejnych dni, tygodni, miesięcy, jednak tym razem przy łóżku podłączonej do rurek matki. Raki jeszcze niedawno żyły jedynie na dnie jeziora położonego przy szkockim zamku, jednak teraz zupełnie inny typ tego stworzenia zaatakował ciało najukochańszej osoby.
Niewiele osób rozumiało, gdy w dwa tysiące piętnastym wróciła jakaś taka spokojniejsza, może jeszcze cichsza, niż była, aby odrobić resztę edukacji. Nie za bardzo odnajdywała się w nowym roczniku, jako że przeżyła dwie wiosny więcej niż otaczający ją uczniowie. Dwie wiosny oraz o wiele więcej bólu, przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Może to dlatego potrafiła znaleźć bratnie dusze jedynie w ludziach, którzy również wydawali jej się zniszczeni w środku. Może to dlatego przyjęła postawę ja kontra świat, choć przecież w głębi duszy tak bardzo chciała znaleźć coś, co zapełni pustkę. Dopiero po zakończeniu szkoły zrozumiała, że ta złość, ta wszechobecna rozpacz pochłaniająca każdą komórkę jej ciała powoli niszczyła ją samą. Że zamknięcie się w sobie z obawy przed kolejną porażką, kolejnym otwarciem serca kończącym się upływem zbyt dużej ilości łez i krwi nie było odpowiedzią. Bo przecież ona zawsze chciała dać coś od siebie. Zawsze chciała być nieprzeciętna, zarażać innych wyjątkowością, aby ludzie czuli, że mogą się na nią otworzyć, a to nie zawsze musi łączyć się z bólem.
Może to dlatego wróciła do Hogwartu niecały rok po zakończeniu szkoły. Jej zapał do zielarstwa nigdy nie wygasł, jednak nikomu nie wspomina o tym, że to nic innego, jak mugolskie psychodeliki sprawiły, że odnalazła w życiu pasję i siłę do tego, żeby w końcu odpuścić. Że balast złości w akompaniamencie żalu był zbyt ciężki i że magia nie zawsze jest tak skuteczna, jak przeprogramowanie na nowo otwartego umysłu. Że to dlatego w jej pokoju w Hogwarcie jest aż tyle kolorowych rysunków. To tajemnica. Oni nie zrozumieją.
Niewiele osób rozumiało, gdy w dwa tysiące piętnastym wróciła jakaś taka spokojniejsza, może jeszcze cichsza, niż była, aby odrobić resztę edukacji. Nie za bardzo odnajdywała się w nowym roczniku, jako że przeżyła dwie wiosny więcej niż otaczający ją uczniowie. Dwie wiosny oraz o wiele więcej bólu, przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Może to dlatego potrafiła znaleźć bratnie dusze jedynie w ludziach, którzy również wydawali jej się zniszczeni w środku. Może to dlatego przyjęła postawę ja kontra świat, choć przecież w głębi duszy tak bardzo chciała znaleźć coś, co zapełni pustkę. Dopiero po zakończeniu szkoły zrozumiała, że ta złość, ta wszechobecna rozpacz pochłaniająca każdą komórkę jej ciała powoli niszczyła ją samą. Że zamknięcie się w sobie z obawy przed kolejną porażką, kolejnym otwarciem serca kończącym się upływem zbyt dużej ilości łez i krwi nie było odpowiedzią. Bo przecież ona zawsze chciała dać coś od siebie. Zawsze chciała być nieprzeciętna, zarażać innych wyjątkowością, aby ludzie czuli, że mogą się na nią otworzyć, a to nie zawsze musi łączyć się z bólem.
Może to dlatego wróciła do Hogwartu niecały rok po zakończeniu szkoły. Jej zapał do zielarstwa nigdy nie wygasł, jednak nikomu nie wspomina o tym, że to nic innego, jak mugolskie psychodeliki sprawiły, że odnalazła w życiu pasję i siłę do tego, żeby w końcu odpuścić. Że balast złości w akompaniamencie żalu był zbyt ciężki i że magia nie zawsze jest tak skuteczna, jak przeprogramowanie na nowo otwartego umysłu. Że to dlatego w jej pokoju w Hogwarcie jest aż tyle kolorowych rysunków. To tajemnica. Oni nie zrozumieją.
Hej misiaczki, dawno się nie widzieliśmy! Na HK byłam od dawna, to i tutaj postanowiłam wrócić.
Elowen jest bardzo zainspirowana serialem The Midnight Gospel i nie chcę, żeby ktoś przeistoczył ją w jakąś narkomankę, bo to nie o to tu chodzi.
Na zdjęciach Harmony Nice, w tytule Arcade Fire.
Piszcie na maila: unmei.sakerarenai@gmail.com.
Enjoy!
Wątki: Ethan, Gabriel, Zabini, Carrie (?).
Elowen jest bardzo zainspirowana serialem The Midnight Gospel i nie chcę, żeby ktoś przeistoczył ją w jakąś narkomankę, bo to nie o to tu chodzi.
Na zdjęciach Harmony Nice, w tytule Arcade Fire.
Piszcie na maila: unmei.sakerarenai@gmail.com.
Enjoy!
Wątki: Ethan, Gabriel, Zabini, Carrie (?).
[Elooweeen, ty słodziaku! <3 Trochę nawarstwiło się spójników "i" w tym tekście, ale generalnie z przyjemnością przeczytałam kartę. Nietuzinkowa jest ta panna, a jednocześnie czuję, że jak tylko dokopie się do jej szczęśliwszej części osobowości, to zagorzeje takim ciepłem, na jakie tylko (byłego) Puchona stać. No więc miejmy nadzieję, że stanie się to szybciej, niż później i że wątki też nadejdą prędko. Sama niestety nie zaproponuję, ale tylko dlatego, że z nimi nie wyrabiam, więc nie chciałabym, aby ludzie czekali dłużej, niż już czekają. Jestem już trochę mądrzejsza niż kiedyś i ze "znikacza" przeszłam w "ograniczacza". Tak czy inaczej, wracając do Ciebie: baw się z Nami jak najlepiej!]
OdpowiedzUsuńScorpius H. Malfoy
& Darren Craft
Usuń(o którym zdaje się zapomina nawet jego autorka)
[Hejhejhej, mam tyle myśli, że nie wiem, od której powinnam zacząć. I jak to często bywa w takich wypadkach: wszystkie gdzieś uciekają, więc nie wiadomo, co napisać, by nie popaść w aż tak straszliwy banał.
OdpowiedzUsuńAle tak: karta postaci bardzo spójna, od tytułu poprzez zdjęcie aż po tekst (czyli najważniejsze). Chociaż wierzę, że każdy z nas nieźle przemyślał swoich bohaterów i ich historie, tutaj aż to czuć, od razu! Elowen jest superinteresująca, a kartę świetnie się czyta. Z kolei serial, o którym wspominasz jako o inspiracji, prezentuje się ciekawie, chyba kiedyś po niego sięgnę, dzięki za podsunięcie. ;D
Pozostaje mi tylko życzyć świetnej zabawy i zaprosić do moich uczniów. Obaj są z VII roku, więc, jeśli dobrze liczę, Elowen po powrocie była dwie klasy wyżej. Edgar jest z Hufflepuffu, więc od razu jest i domowa łączność, ale coś czuję, że to jednak Ethan miałby więcej powodów i chęci, by zawracać Elowen głowę. Jednak wszystko zależy od Ciebie – jeśli oczywiście w ogóle masz na to ochotę.]
Edgar Fawley & Ethan Rosenblum
[Vee, jesteś moją mistrzynią. Prostota, która intryguje, pięknie opisana historia, która oczarowuje (przy okazji lekko nadłamując moje ledwie trzymające się w jakiejkolwiek pseudocałości serduszko) i mnie w całości kupiła. Masz mnie, bejbe! Osobiście mam słabość do Puchonów, więc aż mi serduszko urosło!
OdpowiedzUsuńWątków, weny i morza pomysłów, a do tego trochę czasu <3
Stwórzmy coś super!]
Zabini
[ Mam już tyle wokół rekomendacji tego serialu, że muszę w końcu się zebrać i obejrzeć, a nie tylko Hogwartować :D
OdpowiedzUsuńElowen to bomba, nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej spotkałam tak alternatywną postać na blogach (mogło się coś wydarzać i mnie ominąć podczas dłuższej przerwy, jaką miałam, skoro wspomniałaś, że to Twój powrót) Bardzo mnie zastanawia jak dalej poprowadzisz historię tej grzybiaro-hipisiary :) Jeśli chcesz, możemy coś zwątkować na początek, może Nott nie będzie tak czepiał się jej pochodzenia, gdy otworzy swoje czakry :D
Także ten, zapraszam serdecznie ]
Lazarus
[Aaaaa VEE! Wiedziałam że to ty po Newquay <3 Aż mi się przypomniał wątek Albusa i Martynki <3 Chodź do mnie na wątek!]
OdpowiedzUsuńRiley
[ Tak bardzo jak uwielbiam Twoje karty, tak mocno boli mnie fakt, że nie mam jak połączyć Fredzia z Elowen :( Jednak sama wiesz, że kocham tę panią, uwielbiam jej historię, to jaka jest przejmująca i tę głębię, którą zawsze kryjesz w tworzonych przez siebie postaciach. Chylę czoła, Vee, mój mały mistrzu i liczę, że w przyszłości uda nam się coś razem stworzyć <3
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze, wątkuj dużo i miej na to jak najwięcej chęci oraz czasu! <3 ]
ukochany Freddie
[AAAAAAAAAAAAAA, kogo me oczy tu widzą :D
OdpowiedzUsuńCześć, miło cię widzieć z powrotem i miło mi poznać Elowen. Karta jest jak zawsze cudownie napisana, ale czuję niedosyt - po prostu chciałabym cię czytać w nieskończoność <3 Historia Elowen jest niezwykle bolesna, lecz prawdziwa, myślę, że skrywa w sobie jeszcze wiele tajemnic. Witaj cieplutko, baw się dobrze i mnóstwa ciekawych wątków życzę :D]
Addison, bo któżby inny <3
[Wiem doskonale o czym mówisz <3 Kornwalia jest przepiękna a szczególnie Newquay! Boże nasze panny są tak podobne że to aż szok! Z tobą jestem zawsze chętna na przygody! :D Myślę, że gdyby Riley wiedziała o psychodelikach Elowen, z pewnością robiłaby z nią biznesy w zamian dając jej eliksir błogości XD]
OdpowiedzUsuńRiley
[O, jak mi miło, dziękuję. ;> KONIECZNIE coś napiszmy.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się zresztą, że Ethan i Elowen mają w sobie pewne podobieństwa, może nie na poziomie od razu widzialnym – choć pewnie i tutaj coś by się znalazło – ale nieco głębiej. Tak jak z jej psychodelikami, powody, z których po nie sięgnęła, to jedno, może dla ukojenia, ale z których przy nich trwa, to już inna rzecz. Bo tak, jak sugerujesz w dopisku i co wyczytuję z karty, nie chodzi o czyste uzależnienie czy destrukcyjną radość ćpuńska, ale uważniej, rozważniej, dawkowane rozszerza percepcję czy też może nauczyć, że wszyscyśmy częścią jednego strumienia świadomości, jak to rozbrzmiewa w początkowym fragmencie (choć to też tak buddyzm tybetański vibes?). Może źle piszę, może źle interpretuję. Ale w takiej właśnie relacji widzę Ethana w stosunku do wzmiankowanej w karcie czarnej magii, zło i mrok dla samego zła i mroku nie pociąga, do flirtu zmusza przeczuwanie możliwości rozszerzania granic umysłu.
Choć wiadomo: z pewnymi sprawami lepiej nie igrać.
To sobie popisałam, a nie wynika z tego nic. Bo już z wymyśleniem czegoś sensownego mi trudniej. Nie wiem, czy chciałabyś sięgnąć jeszcze do lat szkolnych Elowen, skoro już wtedy mogli się poznać, ale jeśli nie – bez wątpienia łatwo zwrócić na nią uwagę jako na stażystkę zielarstwa. Widzę, jak coś robi, dłubie przy roślinkach, znikąd zjawia się Ethan i mówi, załóżmy, chodź, muszę ci coś pokazać, ale niekoniecznie z taką szczeniaczkowatą radością, nie jego styl; ale pewnie odrobinkę zuchwale. I też nie jak naprzykrzające się dziecko, ale raczej w dynamice naprzemiennego pojawiania się i znikania. Mogłaby też zobaczyć, jak kiedyś robi coś przy zwierzętach, z pokrwawioną nogą, może wyraziłaby zaniepokojenie stanem zdrowia, bo coś czuję, że na zaklęciach uzdrowicielskich względem ludzi zna się lepiej niż Ethan. Co innego ze zwierzętami – może jednak dostrzeże coś niepokojącego w zachowaniu Tale’a i będzie chciała natychmiastowej konsultacji, prędszej niż zasięgnięcie rady weterynarza z Hogsmeade/Pokątnej? Choć tutaj przypuszczalnie kroki skierowałaby raczej do nauczyciela ONMS, a nie uczniaka, nawet jeśli zdolnego.
Nie wiem, nie wiem, błagam o pomoc!]
Ethan Rosenblum
[Jaka Elowen jest intrygująca. Połączenie historii z tym nietuzinkowym jak na standardy Hogwartu wizerunkiem świetnie Ci wyszło! Jeszcze ten wątek z narkotykami, przedstawiony w taki sposób, z którym rzadko można się spotkać...
OdpowiedzUsuńCaireann na pewno polubiłaby Elowen, jestem tego pewna. ;) Życzę miłej zabawy i w razie chęci na wątek — zapraszam serdecznie!]
Caireann Byrne
[Cześć! Przyznam, że poczułam się trochę zaatakowana przez ten wstęp, ale w pozytywnym sensie, ponieważ skłonił mnie on do myślenia, czego absolutnie się nie spodziewałam podczas sięgania do kolejnej karty na blogu. Byłam zaskoczona, kiedy najechałam na zdjęcie, bo nie spodziewałam się takiego innego oblicza Elowen, ale to również jak najbardziej jest na plus! Aż szkoda, że Molly krzywi się za każdym razem, gdy musi robić cokolwiek związanego z roślinkami. :( Życzę ci dobrej zabawy na blogu, zostań z nami jak najdłużej!]
OdpowiedzUsuńMolly Weasley
[Taaak! <3 Właśnie sobie wyobraziłam, jak obie siedzą w cieplarni, pielęgnują roślinki i rozmawiają o wszystkim i o niczym, bo wiadomo, że fajnie tak sobie razem pogadać.
OdpowiedzUsuńMasz może jakiś konkretny pomysł na wątek?]
Caireann Byrne
[Muszę przyznać, że trafiłaś w punkt proponując relację love/hate ponieważ rozwiodłam Gabriela, czego nie miałam okazji jeszcze dobrze rozwinąć w wątkach ;> Dlatego jak najbardziej jestem za, choć przyznam, że na początek prosiłabym o niezbyt dużą ilość hate, a bardziej love, by jego stan psychiczny mógł jakoś się uregulować, co mam nadzieję, ze nie bedzie problemem :)]
OdpowiedzUsuńGabriel H.
Obudził się cały w skowronkach – przez noc ptaki zbudowały gniazdo w jego czuprynie. To był żart typu ojcowskiego, wystarczyło kilka machnięć różdżką, by z włosów zbudować legowisko. Ethan z niedowierzaniem kręcił głową, kiedy o świcie wyganiał stworzenia, które zalęgły się we fryzurze, i wciąż trwał w zdziwieniu, kiedy dziarskim krokiem zmierzał do łazienki, by ostatecznie zniszczyć żart taty. Nie potrafił się na niego gniewać i nawet jeśli miałby inną konstrukcję osobowości, i nawet jeśli potrafiłby się zacietrzewić w złości, to przecież tutaj nie bardzo było o co.
OdpowiedzUsuńAch, Kornwalia.
Jak jakaś pozostałość z minionych czasów, myślałby kto, ten podział na rezydencje zimowe i letnie, gdzie indziej w wakacje, gdzie indziej w święta. Coś chyba zostało, niedziwne, w końcu czarodzieje częstawo zachowywali się jak ludzie zatrzymani w czasie, hołdujący zamierzchłym strukturom. Coś się ostało u Rosenblumów, może nie z XIX wieku, bo domek, do którego zjeżdżali, był dość nowy – choć nie aż tak, by pachnieć niezwykłą świeżością. Raczej kwestia przyzwyczajeń, przyzwyczajeń bardziej niż własności materialnych.
Rosenblumowie bowiem byli niespecjalni – pod względem rodowym. Niespecjalnie czyści w krwi i niespecjalnie mugolscy; pewnie w papierach Ethan miał wpisane, że jest czarodziejem półkrwi, ale nigdy nie dociekł, jaka logika rządzi tym określeniem. W jego przypadku oznaczało ni mniej, ni więcej, że w zawiłej genealogii łatwo było odszukać krewnych niemagicznych, nawet jeśli tych władających różdżkami było więcej. Byli też niespecjalnie bogaci i niespecjalni biedni – ot, średnia rodzina, jakich wiele, choć oczywiście wyróżniająca się na swoje sposoby, jak zresztą, znowu!, wiele innych.
Mama, przywykła do przechadzek po teatralnych scenach, była bez wątpienia oryginalna. Ojciec z kolei częściej, by uznać to za chwilowe tylko odstępstwo od normy, bywał ekscentryczny. W wyborze miejsca na spędzenie wakacji nie popisywali się jednak dziwactwem – och, errata!, zdarzało im się zwiedzać wraz z dziećmi mniej konwencjonalne miejsca, ale oswojona już Kornwalia była obowiązkowym punktem programu, choćby tylko na nieco dłuższy weekend, bo rozciągnięty o piątek i poniedziałkowy ranek.
Tego lata było nie inaczej – właściwie niemal prosto z Algierii polecieli świstoklikiem do Kornwalii, omijając przy tym swoje rejony Anglii. Ethan trochę żałował, bo powoli tęskno zaczynało się robić za znajomymi terenami, szczególnie za pewnymi czarodziejskimi ulicami i dzielnicami, w których zawsze wynajdywał wiele zajęć. Jednak miło było położyć nad klifem wśród wysokiej, rześkiej trawy i głęboko oddychać – w takich chwilach wydawało się, że nie ma w świecie niż przyjemniejszego nad świadomy oddech. Poza tym miał jeszcze tutaj niejedno do zrobienia.
Zerwał się skoro świt, pomstując na własną głupotę – plany wczesnej pobudki nie zbiegły się ze zmianą wcześniejszego stylu życia, więc do łóżka wskoczył równie późno jak zawsze i w efekcie bardziej przedrzemał ze dwie godziny niż przespał sensowną ilość snu. Liczył na to, że młody organizm, szybko się regenerujący, w połączeniu z orzeźwiającym eliksirem sprawią, że nie będzie tak źle – percepcja nieosłabiona, refleks niespowolniony.
Chyba pomogło, bo kiedy dotarł na wcześniej upatrzone miejsce, czuł się co najmniej dobrze – i nawet nie zaprzątał sobie głowy suszeniem nogawek, które zwilgotniały od rosy pokrywającej roślinność; tak bardzo mu to nie przeszkadzało. Przyklęknął, by w oddali wypatrzyć przyuważony jakiś czas temu kamień; symbol na nim wyryty robił się coraz wyraźniejszy, z dnia na dzień, a dzisiaj wydawało się, że osiągnął apogeum. Toby zgadzało się z wyliczeniami Ethana – to dzisiaj miał nadejść dzień, w którym zbiegały się dwa kalendarze.
Nie wiedział o tym za wiele – studiował pisma, ale nie było to najbardziej owocnym zajęciem. Raz, że zapisane były tak niejasno, że trudno było wyinterpretować konkrety, dwa, że jakość druku, którym zostały sporządzone, wołała o pomstę do nieba. Aż się chciało błagać, by do ksiąg dołączano okulistę gratis.
Zdobyta wiedza jednak wystarczyła, by po zobaczeniu grupy dziwnie poubieranych czarodziejów, którzy robili coś, co wyglądało na magiczny rytuał, skojarzyć ich zachowanie z pewnymi procesami.
UsuńProcesami, o których Ethan chciał się dowiedzieć więcej, ale zdawał sobie sprawę, że wtargnięcie w struktury nieznajomej gromady nie będzie prostym zajęciem, może nawet niemożliwym. Chyba że dzisiaj. Rodził się szczególny czas – otwierało się pole mocy, niezwykłej mocy, ale przecież nie działo się to za darmo; równowaga nie mogła zostać naruszona, więc wzmocnienie jednej części wiązało się z osłabieniem innej. Opadną bariery ochronne i uda się wejść niepostrzeżenie w szeregi grupy – na to liczył, w tym upatrywał swoją szansę.
I kiedy tak podekscytowany pogrążał się w myślach, usłyszał hałas. Powinien był zagryźć jakikolwiek dźwięk, ale ciało go zdradziło – chyba musiał wydać zduszony okrzyk. Odwrócił się błyskawicznie, zaciskając palce na różdżce.
– Pokaż się – powiedział do niej, życzył sobie, by wskazała odpowiedni punkt.
Zdecydował się to zwerbalizować, by druga osoba dobrze wiedziała, że zdaje sobie uwagę z jej obecności. Jednak żadne inkantacje nie były potrzeba, bo gołym okiem dało się zauważyć, gdzie ktoś spróbował się skryć. Ethan ostrożnie ruszył w to miejsce, a kiedy sylwetka w krzakach stawała się coraz wyraźniejsza, ze zdziwienie skonstatował, że zna tę osobę.
– Elowen? – zapytał ze zdziwieniem.
Kojarzył ją z Hogwartu – kojarzył, nawet jeśli ona go nie. W końcu z pewnych powodów była postacią wyróżniającą się i ciężko było nie zanotować jej obecności, choćby ze względu na różne plotki o jej przeszłości. Nigdy ich szczególnie nie słuchał, ale trudno nie zarejestrować ich istnienia.
Troszeczkę się rozróżnił, ale tylko troszeczkę; wciąż miał różdżkę w pogotowiu. Wolną rękę jednak wyciągnął w kierunku kobiety, która nie znajdowała się aktualnie w najlepszym możliwym położeniu.
Ethan Rosenblum
Przystosowanie się do codzienności w Hogwarcie na nowo, stanowiło dla Gabriela naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Po zakończeniu nauki, nigdy nie celował swymi ambicjami prosto w powrót do chłodnych i ponurych murów zamku. Jego serce od zawsze biło dla posady w Ministerstwie, w którą przelewał znacznie więcej niż komukolwiek mogło się wydawać. Awans na doradcę samego Ministra Magii może i nie stanowił szczytu możliwości Hofera, jednak dla samego mężczyzny była, to godna trudu i wysiłku posada. Trzymając w garści wysokie stanowisko, nie spodziewał się, że jego siła będzie zbyt słaba, a powrót do zamku w roli nauczyciela okaże się wyjątkowo mocno chłodnym kubłem wody wylanym prosto na jego głowę. Na przestrzeni czasu zaczął, jednak oswajać się z nową rzeczywistością, a codzienne zajęcia wraz z uczniowską interakcją zaczęły przynosić mu pewnego rodzaju satysfakcje. Zdawał sobie sprawę, że z pewnością jego osoba była ulokowana na pierwszym miejscu w rankingu najbardziej znienawidzonych nauczycieli w Hogwarcie, jednak jego szereg wymagań i dość specyficzny sposób prowadzony zajęć, był pokierowany troską i chęcią pokazania uczniom, że granice błędów oraz sukcesów są bardzo sobie bliskie. Nie zapominał o tym, że ma u swojego boku kochającą i wspierającą żonę, która wielokrotnie uratowała go przed bolesnym upadkiem. Niestety również długie małżeństwo okazało się być fikcją i nieśmiesznym żartem, a kobieta, którą nazywał wybranką swego serca, była świetną aktorką. Hofer dziwił się sam sobie, że od samego początku ich związku nie był w stanie niczego dostrzec. Niczego, co otworzyłoby mu oczy i pokazało jasno na białym, że Olympia Hofer tkwiła z nim w związku dla materialnych korzyści, zaś gdy Gabriel zaliczył poważną wpadkę, tracąc dobrze płatną posadę w Ministerstwie, stała się krytyczna i opryskliwa dla męża, co postępowało z każdym dniem coraz mocniej. Decyzja o rozwodzie przyszła dość późno, jednak uderzyła w Gabriela na tyle mocno, że mężczyzna miał problemy z ułożeniem swojej codzienności na nowo. Wzięcie półtorej tygodnia wolnego, dla skupienia się w pełni na samym sobie, wydawało się być naprawdę rozsądnym rozwiązaniem. Nieprzespane noce stawały się coraz bardziej uporczywe. Hofer czuł, że powinien opuścić zamek, by w pełni uwolnić się od ciężaru byłego już małżeństwa. Niestety coś jednak nie pozwalało mu w pełni zdecydować się na ten krok, przez co znowu zalegał na dość sporym fotelu, ubrany w dresowe spodnie i zwykły podkoszulek, totalnie nie przypominając poważnego i czepialskiego nauczyciela. Jego włosy pozostawały w nieładzie, zaś pod oczami malowały się brzydkie sińce. Ze wszystkich sił, starał się ignorować pukanie do drzwi, które zamiast cichnąć, jedynie narastało. Wiedział, że jeśli wpuści Elowen do środka, ponownie straci dla niej głowę. Zacisnął usta w wąski paseczek i wypuścił powoli powietrze przez nos. Zdrowy rozsądek znów zawiódł, zaś dłoń Gabriela chwyciła różdżkę i zgrabnym ruchem nadgarstka otworzyła masywne drzwi. Nie był w stanie dokładnie sprecyzować tego, co działo się z jego ciałem oraz umysłem, gdy stażystka znajdowała się w jego zasięgu. Ich relacja nie powinna mieć miejsca, a mimo to, żadne z nich nie umiało z tego zrezygnować. Mężczyzna uchylił powoli powieki, natrafiając zmęczonym spojrzeniem prosto na drobną sylwetkę stażystki.
OdpowiedzUsuń— Co cię sprowadza? — zapytał z uniesioną brwią ku górze. Poniekąd spodziewał się, co mogło być powodem jej wizyty, jednak miał nadzieje, ze oszczędzi mu całej lawiny pytań.
Gabs