Myśli jak włosów: nieprzebrana gęstwina, w której splocie nietrudno się zagubić. Szarpnąć tu, szarpnąć tam, następuje zmiana gry. Zawsze jednak Ethan zostaje na obrzeżach poprawności, nie do końca właściwie: i niepokojąco błyśnie ostry kieł. Może ktoś pod skórą wyrysował siatkę cienkich pęknięć i rys, i gdzieś tam żyłka nieodpowiednio meandruje, ale z ośrodka centralnego ruch wychodzi z mocą – sił witalnych, energii libidalnych i obsadek obiektów w roli ideału ja, nie brak mu niczego.
Kiedy opuszcza stajnię, lekko tylko przygarbiony, wygląda niepozornie; lecz kiedy wskakuje na hipogryfa z zamachu jedną nogą, rzec można: oto fantazja ułana. Więc maszeruje, nogą wybijając rytm, więc pogwizduje, głową wyznaczając kierunek. Mówią, że wzbił się w powietrze i z gracją linoskoczka, stopa za stopą, chodził po wąskim kiju miotły. Między fiksacją a fikcją wyjawiła się prawda, że tylko taniec, taniec nas ocali. W piruetach odsyła pod cieplarnię jedną uczennicę, podczas gdy druga płynie w takcie rumby. Nikogo nie podepcze, tylko czasem wejdzie w cudze z butami.
Schemat działania konika szachowego jest doprawdy prosty – porusza się skokowo, gotów zagrozić najpotężniejszej figurze, ginie z ręki pionka. A mama powtarzała: tylko grzeczny bądź, dobro czyń. Nie zawsze się to uda, skusi pląs czarnej magii czy gorąca samba, lecz ostatecznie – nie najgorszy chłopak, może egzystować.
ethan rosenblum
vii rok / ravenclaw / koło onms
[Czyli to jest ta druga postać, jaka fajna i skomplikowana i tajemnicza!:) Aż się chce zatańczyć do muzyczki, chociaż nie rozumiem tekstu. Taneczny klimat prawie jak u Noela, ale zdecydowanie mniej dramatycznie, a z uśmiechem. Skoro są w jednym domu i na tym samym roku, powinno być łatwiej ich połączyć. Nie wiem, na co masz ochotę, ja mam pomysły ^^ Przyjaźń, wrogowie? Coś głębszego?]
OdpowiedzUsuńNoel
[Czyli jednak pan! A myślałam, że będzie babka. :D
OdpowiedzUsuńWszyscy nazywają Cię słodką damą sambą, w tym przypadku Herr Samba!
Kuszenie czarną magią zawsze w cenie, i faktycznie nie najgorszy chłopak, du kannst existieren!]
WYNN
[SAME SAME BZDURKI zaprzestańcie robić takie urocze postacie, bo nas rozczulacie takimi dobrociami. ;c]
OdpowiedzUsuń[Edgar jest super, ale na Ethana mamy totalnego krasza, jak to mówi dzisiejsza młodzież.]
OdpowiedzUsuńStella
[ Ale jak to tak…? Ale dlaczego tak nagle i bez uprzedzenia taki uroczy Kruczek…? Co ma znaczyć ta druga postać…? A gdzie wierność, oddanie i miłość dla Puchonów? Ja tu mam obiekcje, i obawy o biednego Edgara… - a tak pomijając wstępne stękanie i w ogóle, to podziwiam zapał i wenę twórczą, druga postać jest super świetna, aż chciałoby się i ją porwać do wspólnego wątku, gdyby tylko doba miała więcej niż 24 godziny ;) Niech Ci się nią pisze, że ho ho! ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
["Herr Samba, pan pozwoli, pan w tańcu się nie pierdoli", idealnie napisane, zaklepuję to XD
OdpowiedzUsuńWątki po niemiecku? WARUM NICHT? XD Nie no, nie, bez przesady, nie będę Cię aż tak męczyć!
Ale taniec zawsze!]
WB
[ Będę Cię trzymała za słowo… Pamiętaj, ku chwale Hufflepuffu! Chciałam jeszcze skromnie zauważyć, że staram się odpisywać (tylko) przynajmniej raz dziennie, więc to nie ja tutaj pykam najwięcej komentarzy z prędkością światła – są bardziej zaangażowani ode mnie :D Poza tym, masz wolne od Emerson do jutra wieczór, bo teraz weekend zdalnej nauki i przerwa, o. A do Ethana jeszcze kiedyś zajrzymy, Ty się nie bój… ]
OdpowiedzUsuńEmerson Bones
[ Cudny pan, mimo, że znaczną przewagę liczebną mają, to dalej jakoś ich mało. No i wielopostaciowość, straszna choroba, bardzo zaraźliwa najwyraźniej. Aż by się chciało tego pana przyatakować jakoś, ale chyba musimy pozostać wierne z Amelią Edkowi :> ]
OdpowiedzUsuńAmelia & Nath
[powiem trzeci raz, że Twój nowy pan jest cudowny, karta do schrupania i kocham to wszystko. Ethan zdecydowanie za szczęśliwy i beztrosny dla mojej panny, ale będę Cię tu podglądać nie raz i nie dwa...]
OdpowiedzUsuńBarb.
[Tym razem to ja przychodzę przywitać twoją nową postać! Karta jest napisana w sposób wyjątkowy, a zdjęcie jest tak przeurocze, że nie mogę przestać się zachwycać. Łączy ich VII rok, więc prawdopodobnie wspólne zajęcia i oczywiście koło ONMS, więc możemy spróbować pokombinować, jeśli masz ochotę :) A tak życzę wam mnóstwa interesujących wątków, zostańcie z nami jak najdłużej <3]
OdpowiedzUsuńDominique
[Ethan niech nie zapomina, że Dominique wychowywała się z całą zgrają o wiele bardziej hałaśliwych kuzynów, więc choć sama jest spokojną, wrażliwą duszą to nie dyskryminuje ekstrawertyków, zwłaszcza jeśli są nieco bardziej wyważeni niż jej zwariowana rodzinka :D Poza tym jestem zdania, że przeciwieństwa mogą się przyciągać i przynajmniej na początku Ethan może trochę nadrabiać za Minnie, ale kiedy dziewczę się w końcu otworzy to też da dużo od siebie <3
OdpowiedzUsuńTeż zabrałam się za przeglądanie fantastycznych zwierząt i to nie jest łatwa sztuka :D Bo kiedy już udało mi się znaleźć dość spore stworzenia, przy których mięśnie Ethana zdecydowanie by się przydały to jednak klasyfikacja wskazuje, że są bardzo niebezpieczne. Chyba że po prostu założymy, że ich nowy nauczyciel ONMS jest trochę wariatem i pozwala zajmować się tymi gatunkami, ale też tylko uczniom z VII roku, więc dodatkowo tłumaczyłoby to, dlaczego właśnie Rosenblum mógł do niej podejść. Jeśli tak to albo dwurożec, albo garboróg mogłyby pasować. Jeśli chcemy coś bezpieczniejszego i potrzebne są po prostu dwie osoby do opatrywania to może wsiąkiewka albo lelek wróżebnik? Według mnie możemy jednak zaryzykować z garborogiem, zawsze to nam daje podstawy do jakiejś zagrażającej życiu sytuacji i trafienia do Skrzydła Szpitalnego ;)]
Dominique
[Niezmiernie dziękuję za tyle komplementów, Elowen to taki eksperyment, aczkolwiek cieszę się, że się podoba. Ach, przeczytałam obie karty i KOCHAM Twój styl pisania. Myślę, że Ethan mógłby zaprzyjaźnić się z moją El i może odnaleźć trochę spokoju ducha, jako że samej El udało się jakoś powstrzymać jej nieustający strumień świadomości. A i jej przydałby się ktoś, kto wprowadziłby w jej życie nieco energii, może nawet pokazałby jej, jak latać na hipogryfie.
OdpowiedzUsuńKarta Ethana jest napisana w taki piękny, nieco metaforyczny sposób i to tylko sprawia, że chcę go bliżej poznać w wątkach. Wymyślmy coś <3]
Elowen
[No po prostu muszę pochwalić zdjęcie, jest prześliczne i bardzo pasuje do Ethana, chociaż karta została napisana w sposób nieco poważniejszy. Bardzo intrygujący jest ostatni akapit, mówiący o koniku szachowym i tym, że nie zawsze się udaje. ;)
OdpowiedzUsuńEthana po prostu chce się poznać, więc w razie chęci zapraszam na wątek do Carrie, a na pewno coś wykombinujemy. <3]
Caireann Byrne
[Podsyłam w takim razie zaczęcie i mam nadzieję, że wszystko jest w porządku <3]
OdpowiedzUsuńDominique zawsze uważała, że łatwiej było się dogadać ze zwierzętami niż z ludźmi. Magiczne stworzenia potrafiły być równie inteligentne jak czarodzieje, a niektórych zdecydowanie przewyższali swoim intelektem, lecz ich największy urok tkwił w autentyczności. Wszystkie zwierzęta kierowały się naturalnym instynktem, któremu nie potrafiły się oprzeć, dzięki czemu ich zachowanie nie skrywały w sobie drugiego, niespodziewanego dna w przeciwieństwie do ludzi, których słowa często nie współgrały z późniejszymi czynami. Minnie przez wzgląd na swoje wycofanie była dobrym obserwatorem, dostrzegała nawet najdrobniejsze gesty, jednak miała problem z ich interpretacją przez wzgląd na złożoność ludzkiego charakteru i manipulacyjne skłonności większości osób. Zwierzęta jej nie oszukiwały; wiedziała, kiedy kuguchary były zadowolone, kiedy druzgotki szykowały się do ataku, kiedy hipogryf czuł się znieważony… Wystarczyło uważnie obserwować, odczytywać i stosować się do sygnałów, jakie za pomocą mowy swego ciała wysyłały najróżniejsze stworzenia, by zawiązać odpowiednio silną nić porozumienia i zaprzyjaźnić się z bestiami, które miały niewiele wspólnego z tym niesprawiedliwym, nacechowanym negatywnymi odczuciami określeniem. Odkąd tylko pamiętała, próbowała przekonać rodziców do zaadoptowania domowego pupila, ale Victoire i jej uczulenie komplikowało sytuację; do tej pory nie udało jej się jednak odkryć, czy nieustanne kichanie starszej siostry było wywołane prawdziwą alergią, czy raczej grą aktorską wywołaną przez niechęć do wszystkiego, co nie wpasowywało się w pedantyczny obraz jej rzeczywistości.
Dominique znalazła jednak inny sposób i dołączyła do koła Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Zawsze chciała wziąć udział w pozalekcyjnych aktywnościach, lecz brakowało jej odwagi, by gdziekolwiek się zapisać. Podczas samotnej wędrówki po Błoniach trafiła przez przypadek na grupę studentów z koła ONMS, profesor z pasją opowiadał właśnie o wielkiej kałamarnicy żyjącej w jeziorze i Minnie jak oczarowana przyłączyła się do otaczających go wianuszkiem uczniów z różnych domów, uważnie słuchając jego wyjaśnień. Później po prostu została. To było prostsze niż mogła się spodziewać, a jednocześnie stanowiło dla niej ogromny krok naprzód.
Dzisiaj przypadła jej opieka nad ranną samicą dwurożca, która była wyjątkowo wrednym stworzeniem. Dopóki nie spotkała Tweeny, myślała, że był to łagodny, raczej potulny gatunek, ale najwyraźniej miała do czynienia z wyjątkiem potwierdzającym regułę.
– Tweeny. Wiem, że mnie nie lubisz. Wiem, że cię boli. Wiem też, że muszę zmienić opatrunek, jeśli nie chcemy, żeby wdała się paskudna infekcja, więc czy mogłabyś chociaż raz ze mną współpracować i nie zachowywać się jak kapryśna księżniczka? – spytała z naganą w głosie Minnie, opierając dłonie na łokciach i pochylając się do przodu, kiedy próbowała złapać oddech po kilkunastominutowej walce z oporną samicą dwurożca. Puchonka zawsze robiła się bardziej gadatliwa w towarzystwie zwierząt, lubiła z nimi rozmawiać, wyrzucając z siebie myśli i pragnienia, z których nie potrafiła się zwierzyć ludziom. Gdyby tylko potrafiła tak samo zachowywać się w towarzystwie innych uczniów, nie mieliby jej za taką dziwaczkę. Ale nie potrafiła.
Tweeny prychnęła głośno, obryzgując swoją śliną twarz Dominique. Dziewczyna wyrzuciła z siebie głośne fuj, rękawem szaty ocierając policzki. Najwyraźniej nie miała zamiaru z nią współpracować. Puchonka rozejrzała się po niemal pustym padoku, poszukując pomocy, kiedy jej wzrok padł na Ethana Rosenbluma. Wyglądało na to, że planował już powrót do zamku i Minnie zawahała się, niepewna. W końcu westchnęła, zbierając się w sobie.
– Ethan? – zawołała, jednak jak zawsze była zbyt cicha. Musiała wypowiedzieć jego imię jeszcze dwukrotnie, zanim zwróciła na siebie jego uwagę. – Nie chcę ci przeszkadzać, ale… Naprawdę muszę zmienić Tweeny jej opatrunek, a ona zachowuje się jak uparta krowa… – …którą właściwie była. Dominique przestąpiła z nogi na nogę, unikając spojrzenia Krukona. – Jeśli nie masz czasu to nic się nie dzieje, znajdę kogoś innego. – Ciekawe kogo, skoro większość siódmorocznych już dawno zniknęła z zasięgu wzroku, a tylko uczniowie najstarszej klasy mogli opiekować się dwurożcami ze względów bezpieczeństwa.
UsuńDominique
[Hej!
OdpowiedzUsuńNa pewno nie są, ale trawa po drugiej stronie płotu zawsze jest bardziej zielona i tak dalej. :D Nastolatki to ogólnie skomplikowane istoty.
Cieszę się bardzo, że wyszła realistycznie – taki miałam zamiar, ale wiadomo, że różnie to bywa. Koleżanek chyba sobie Sammy nie znajdzie, ale może jakichś kumpli… :D
Zapraszam na wątek, jeśli masz ochotę!]
Samara Foxberry
[ Cholera, ja się zastanawiam, jak do tego wszystkiego doszło xD To, że wczoraj byłam lekko nieprzytomna, to prawda, ale żeby aż tak XD No na szałcie nic nie wiedziałam, dzięki za informację :). Chyba zamierzałam na jednej z kart skomentować twoją kartę i potem jakos nie wyszło]
OdpowiedzUsuńLazarus
[Noel od maluszka uczył się tańca, więc tak, coś tam umie i to nawet dosyć profesjonalnie^^ Gdyby nie "kontuzja", nie chodziłby do Hogwartu, jego marzeniem był taniec, zaczynał od baletu, jak jego mama. No dobra, koniec o nim, tu o wątku miało być ^^ Możemy zacząć od wrogości i skończyć na przyjaźni, bo faktycznie, wieczna wojna jest męcząca. Mogą rywalizować o względy uczennicy (zmyślonej), która ostatecznie obu im da kosza i tak się spotkają, obaj z prezentami dla dziewczęcia na randce, na którą przyszli oni obaj, ale nie ona. Mogę to zacząć, jakby co.]
OdpowiedzUsuńNoel
[Ale z niego kochany chłopaczyna! Po przeczytaniu karty byłam pewna, że zobaczę kolejnego Puchona w twoim wykonaniu, a tu taka niespodzianka! Z drugiej strony bardzo możliwe, że to zdjęcie tak mnie zmyliło. Po raz kolejny jestem w miłości ze stworzoną przez ciebie kartą i postacią, dlatego mam nadzieję, że Ethan sprawi ci tyle samo przyjemności, co Edgar. ;)]
OdpowiedzUsuńMolly Weasley
Interesy w szkole, a interesy poza jej murami znacząco się od siebie różniły. W szkole Wynn nie bawiła się w sprzedaż czarnomagicznych przedmiotów (co innego było mieć je dla siebie), a ograniczyła się jedynie do dystrybucji nielegalnych eliksirów Riley.
OdpowiedzUsuńAle Wynn Burkes nie nazywałaby się Burkes, gdyby nie rozkręciła czegoś swojego, trochę bardziej skomplikowanego, bo interesy poza Hogwartem bywały poważniejsze i już nie raz, czy dwa musiała uciekać, i nie raz czy dwa kończyła ze złamanym nosem. Nikt przecież nie mówił, że to wszystko będzie bezpieczne, ale Wynn lubiła igrać z ogniem i raczej nie wyciągała wniosków, gdy się parzyła, wsadzając rękę w ogień jeszcze raz, bez żadnych wyrzutów.
Organizacja spotkania zawsze trochę się wydłużała, szczególnie kiedy zainteresowany chciał coś nielegalnego, czego w szkole zdecydowanie nie powinno być, dlatego takie interesy spotykały się zazwyczaj w Pod świńskim łbem w Hogsmeade. Wynn zakrywała wtedy twarz kapturem, żeby nikt jej nie poznał i nie mógł później oskarżyć o handel czarnomagicznymi towarami. Burkes była w tej kwestii pieprzonym geniuszem, i Merlin jej świadkiem, że nie było nikogo lepszego od niej w kwestii czarnych interesów. To było rodzinne.
— A czego potrzebujesz? — spytała, wbijając wzrok w plecy chłopaka. Głos Wynn został zmieniony przez eliksir i brzmiał ostro, poważnie, jakby była facetem, który lubi dać komuś w mordę.
— Ty mówisz, czego chcesz, a ja sprawdzam, czy jestem w stanie udźwignąć Twoje oczekiwania — dodała, mimowolnie wzruszając ramieniem, ale chłopak nie mógł tego widzieć.
Nie znała tego wieżowca osobiście, bo umówmy się Ethan należał do takich uczniów, że Wynn nie sięgała im nawet do ramienia, więc lepiej było, gdy chłopak jej nie widział i nie oceniał po wyglądzie. Wynn w końcu nie przypominała typowego handlarza rzeczami złymi i gorszymi, a raczej rudego skrzata, który dostał od kogoś skarpetkę i był wolny. Liczyła też, że uda jej się to wszystko załatwić w miarę szybko i nie będzie musiała martwić się tym, że chłopak zobaczy jej twarz.
mistyczna istota
[Dziękuję za powitanie! I cieszę się, że udało mi się przedstawić taką stronę mojej pani :D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie jedynym pozytywem zmuszania dzieci do używania rodowych różdżek jest możliwość ciekawego rozwoju postaci :D]
Alhena Black
[Ej, ja nie wiem; to jest świetne pytanie! :D Pewnie nie, pod warunkiem, że przemienia się razem z okularami (co innego, jeśli je zgubi, wtedy jest astygmatyczną łasicą obijającą się o ściany).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lu została przyjęta tak pozytywnie! W razie chęci na wątek, zapraszam, oczywiście! I cześć, stary.
(Wybaczam!)]
Lucy Weasley
[Czy ja dobrze myślę...? Bufuś?]
OdpowiedzUsuńEthan
[Luz, komentarze są super tak czy siak. :D
OdpowiedzUsuńDla mnie obaj panowie są super, więc może być Ethan; faktycznie, bez sensu powtarzać wątki już istniejące. Prawie najmłodsza panna Rivers jest też na siódmym roku, ale w Slytherinie, natomiast starsze... jedna jest stażystką w Hogwarcie, a najstarsza już pracuje. :D Gail nie ma z nimi zbyt dobrego kontaktu, najlepiej dogaduje się z tą, która chodzi jeszcze do szkoły, ale i tak nie jest to cud, miód, orzeszki. :D Także myślę, że Ethan mógłby znać się z Eleną, na pewno mają razem jakieś zajęcia!]
Gail Rivers
Kornwalia była miejscem specyficznym, pełnym dziwnej energii. Magia wibrująca w powietrzu mieszała się ze zgorzknieniem lokalnych mugoli, którzy w wakacje zawsze wydawali się jacyś tacy… zmęczeni. Widziała to po swoim ojcu, który tak samo jak większość mieszkańców Newquay pracował w sektorze hotelarskim, próbując przez lato uzbierać wystarczająco dużo pieniędzy, aby mieć, z czego żyć w kolejnych miesiącach. W końcu niewielu ludzi przyjeżdżało do niewielkiego regionu usłanego klifami w zimowym sezonie i biznesy zwykle spotykały się wtedy z zastojem, sprawiając, że John Tremaine musiał sięgać do letnich zapasów. Elowen miała wrażenie, że czasem nawet cieszył się, gdy jechała do Hogwartu, jako że nie musiał się przejmować, czym ją wyżywi. Mimo to nie mogła przestać myśleć o obezwładniającej mężczyzny samotności, bo przecież od śmierci Margo nie miał nikogo.
OdpowiedzUsuńMoże to dlatego cisza wypełniająca jej rodzinną chatkę była nie do zniesienia. Dziewczyna siedziała z palcami wplecionymi między rude włosy opadające jej na twarz. Kosmyki sięgały już niemalże bioder byłej Puchonki, przypominając jej, że zapuszczała je od czasu, gdy po raz pierwszy wróciła do Hogwartu. Nie ścięła ich ani razu od tragicznego odejścia matki, nie dając sobie szansy na zapomnienie. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, mrużąc oczy od wpadającego przez okno rażącego ją słońca. Stare, drewniane biurko, na którym oparła łokcie, popisane było najróżniejszymi długopisami i ołówkami, bo zwykle nie miała nawet ochoty wyjąć kartki papieru, gdy nachodziły ją dziwne myśli lub pomysły na rysunki. Westchnęła głośno, marszcząc brwi i oplatając jeden z kilku dredów wplecionych we włosy wokół palca. ”Jeszcze nie” — pomyślała, wyrzucając z głowy pomysł zafundowania sobie krótkiej fryzury. Zawsze tak to się kończyło. Nie mogła po prostu pozbyć się całego tego ciężaru, a to właśnie potargane fale stanowiły swego rodzaju fizyczny symbol bagażu niesionego przez nią każdego dnia. Była wściekła i rozżalona, a teraz nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie było już szkoły, do której miałaby wrócić we wrześniu. Był jedynie świat stojący przed nią otworem, co teraz nagle wydawało jej się niesamowicie przygnębiającą, przytłaczającą perspektywą.
Drzwi kornwalijskiej chatki zatrzasnęły się za nią z głośnym łoskotem. Musiała się przejść, wydostać się z czterech ścian pokoju, w którym spędziła ostatni tydzień, odkąd tylko wróciła ze Szkocji ze swoją ubłoconą walizką. Wciąż jej nie rozpakowała, w duszy licząc, że może ktoś zbawi ją, wysyłając podobny do tego sprzed kilku lat list, teraz jednak zapraszający ją do jakiegoś specjalnego ośrodka dla niezmotywowanych życiowo, gdzie nie musiałaby wykonywać żadnej pracy do końca życia.
Różdżka Elowen zawibrowała w kardiganie dziewczyny niczym telefon najnowszej generacji, kiedy jej oczom niespodziewanie ukazała się majacząca na klifie postać. Uniosła jedną brew, nie będąc pewna, czy tylko jej się zdawało, czy może magiczny patyk faktycznie chciał jej coś pokazać. Przyspieszyła nieco kroku, chowając dłonie w kieszenie swetra oraz zaciskając jedną z nich na leszczynie, niesamowicie dla niej niezręcznej, jako że drewno to zawsze ładowało się jej negatywną energią. Przepełniała ją jednak nadzieja, że teraz wykazywało się czarodziejską intuicją.
Nie miała w zwyczaju podchodzić do nieznajomych, jednak sylwetka chłopaka gapiącego się na coś z niesamowitą ciekawością z klifu, kogoś jej jednak przypominała. Zmarszczyła brwi, zakradając się niczym bardzo niesprawny kot. Schowana w porastających stromy klif krzakach przyglądała się czarnej czuprynie, dopiero po chwili postanawiając podążyć za wzrokiem chłopaka. Jej oczom ukazał się nieznany jej do tej pory symbol wyryty na skałach kilkanaście metrów niżej, gdzie rozbijały się morskie fale. W trakcie przypływu byłby on w ogóle niewidoczny, tak jak sama zainteresowana, gdyby tylko utrzymała równowagę na stromym zboczu i nie przewróciła się, lądując na krzaku nieco niżej usadowionym od tego, w którym jeszcze przed chwilą się chowała. Miała niesamowite szczęście, że nie spadła z wysokości i sama nie rozbiła sobie głowy, krwawo zdobiąc podziwiany wcześniej ogromny znak, ale kryjówka panny Tremaine już na pewno została zauważona, jako że dziwnie znajomo wyglądający nieznajomy wydał z siebie dziwny okrzyk, by następnie zacząć z zastanowieniem wpatrywać się w wystającą z krzewów nogę oraz czuprynę dziewczyny. Elowen miała ochotę płakać i zapaść się pod ziemię, a perspektywa śmierci w tragicznych okolicznościach nagle nie wydawała się aż taka zła.
UsuńTo dziwne rude emo z Kornwalii
[Zawsze z tym samym nickiem? Ciekawi mnie, że kojarzysz mnie jeszcze z czasów czekolady, a ja mam pustkę w głowie i Twojego nicku w ogóle nie kojarzę! :(
OdpowiedzUsuńW każdym razie to miło wpaść na autora ze starych czasów. Zwłaszcza, po takiej długiej przerwie, jeżeli chodzi o Hogwart!
No i w ogóle, jeżeli tylko masz chęć na wątek ze stażystą, to ja chętnie! Możemy nad czymś pomyśleć! :)]
Evan
[Witaj!
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz. Wtedy jeszcze nie spałam, mogłaś pisać! W każdym razie – mi taki spontan jak najbardziej pasuje. Bez żadnego planowania, wszystko okaże się w trakcie. A skoro zalecasz Ethana, to bierzemy Ethana. :D
P.S. Cudownie napisana jest ta karta. Uwielbiam.]
Christine Buxton
— Gdybym miała pamiętać każdy list, to miałabym łeb jak troll górski — mruknęła bardziej do siebie niż do niego.
OdpowiedzUsuńI nagle sobie o tym przypomniała. Samowygrywające karty — talia dla oszustów i dla tych, którzy nie lubili przegrywać. Wynn też kiedyś z takiej korzystała, ogrywając wszystkich naiwniaków, ale koniec końców wszystko się wydało i od tamtej pory nie używa takich dodatków, bo oszukuje nadal, gdy z kimś gra, oszukując tylko dlatego, że jest w tym całkiem niezła.
Podniosła się wolno, wsadzając dłoń w kieszeń bluzy. Nie pamiętała już, komu ukradła ubranie, bo była pewna, że bluza nie należała do niej. Materiał wisiał przy ramionach i sięgał niemal do jej kolan, ale było to konieczne, bo duży kaptur dobrze zasłaniał twarz Burkes.
Do tej pory Wynn jakoś za bardzo nigdy się nie pilnowała, nie rozumiejąc, że interesy wiązały się z jakimś niebezpieczeństwem. Sądziła, że żaden z jej klientów nie będzie pieprzonym psycholem, który mógłby jej zaszkodzić, więc Burkes była po prostu dostępna. Wystarczyło tylko powęszyć i popytać, a docierało się do niejakiej W.B. Potem szybka wymiana kilku listów, umówienie spotkania i wszystko inne rozwiązywało się samo.
— Piętnaście sykli — powiedziała, kładąc talię przed nosem chłopaka, trzymając przy kartach rękę. Czekała aż klient pokaże jej pieniądze.
Wyprostowała się mimowolnie, chcąc zyskać kilka dodatkowych centymetrów, ale nie udało jej się to, więc chłopak mógł uznać, że spotkał się w gospodzie z wyrośniętym goblinem o naprawdę małych dłoniach.
Zabrała rękę i syknęła pod nosem przekleństwo, gdy podpity czarodziej wszedł z impetem w jej ramię i przetoczył się dalej między stolikami, rechocąc głośno. Wynn zachwiała się lekko, oparła biodrem o krzesło i złapała się mocno drewnianego oparcia, próbując utrzymać równowagę. I wszystko byłoby zajebiście dobrze, gdyby nie to, że kaptur opadł po jej plecach, ujawniając wszystkim jej rude, nieposkromione włosy i wykrzywioną w grymasie wkurzonej fretki twarz.
Stanęła prosto, zaczesała włosy szybko w tył, zerknęła krótko po gospodzie, a potem zbliżyła się do stolika, oparła po blacie ręce i wbiła wyczekujące spojrzenie w twarz chłopaka.
— Piętnaście sykli — powtórzyła.
Nie obchodziło jej to, że chłopak patrzył w jej stronę ze zdziwieniem, i najpewniej nie wie, co się teraz dzieje. Jeśli spodziewał się zobaczyć kogoś innego, to był jego problem. Chciał samowygrywającą talię i ją dostał, więc powinien jej teraz za to zapłacić.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że marnujesz mój czas? — mruknęła, mrużąc oczy. Sięgnęła po talię i wyprostowała się wolno. Miała tylko nadzieję, że chłopak teraz nie wstanie, bo z tego, co zdążyła zauważyć, będzie mu sięgać zaledwie do obojczyków, więc rozmowa z kimś takim bywała naprawdę ciężka. Tym bardziej że klient mógł ją uważać jedynie za pchłę i uznać, że weźmie sobie karty ot tak, bez płacenia, bo zabranie dziecku cukierka nie było żadnym wyczynem, tak jak i w przypadku Wynn i samowygrywającej talii.
Winona Brukes
— Mogłam się domyślić, że użyjesz Macmillana jako karty przetargowej — stwierdziła, prychając głośno. — Ale to słabe, naprawdę. Jeszcze postrasz mnie moim ojcem, a już w ogóle będziesz się mógł nazywać największym przegrywem, jakiego widział Hogwart.
OdpowiedzUsuńTo, że chłopak żartował sobie z jej wzrostu i tego, że wygląda, jak uczennica z pierwszego roku, to jedno, ale kablowanie opiekunowi byłoby naprawdę słabe. Obrzuciła go oceniającym spojrzeniem, a gdyby wzrok mógł zabijać, Ethan Rosenblum padłby trupem.
Przytaknęła, gdy zaproponował, żeby przenieść ich spotkanie. W gospodzie robiło się coraz tłoczniej. No i, nie zamierzali niczego zamawiać, więc właściciel mógł po prostu ich stąd wykopać, więc wzięła karty i schowała je w kieszeń bluzy.
Przemknęła przez czarodziejów i chwilę później odwróciła się do Ethana, który właśnie wychodził. Pomyślała o tym, że następnym razem powinna być bardziej ostrożna, ale z drugiej strony — to był pierwszy raz, kiedy jej się coś takiego zdarzyło! I jeszcze pieprzony Rosenblum jej groził, sugerując, że powie o wszystkim Macmillanowi. Wynn lubiła opiekuna Gryffindoru, ale mężczyzna był surowy i nie dało się go podejść, i zapewne żałował, że wziął sobie pod opiekę takich wykolejeńców.
Poprowadziła chłopaka w uliczkę (tę najbardziej zapuszczoną) i rozejrzała się wokół, chcąc się upewnić, że nikogo tutaj nie było. Zadarła głowę i spojrzała po Ethanie, a potem złapała za talię i oddała mu karty. Drugą dłoń skierowała w stronę ukrytej za plecami różdżki. Nie zawahałaby się ani trochę nad tym, żeby rzucić w niego Levicorpusem, gdyby jednak Rosenblum planował się wymigać od zapłaty.
Wynn nie ufała żadnemu ze swoich klientów, nauczona, że większość typków spod ciemnej gwiazdy była w stanie ją okraść i uciec, dlatego nie spuszczała spojrzenie z chłopaka, obserwując każdy jego ruch.
— To najlepsza talia, jaką możesz teraz znaleźć — odezwała się. — Dopasowuje się do właściciela, choć nie wiem, czy będąc przegrywem, zaczniesz wygrywać — rzuciła zaczepnie i posłała Ethanowi swój złośliwy uśmieszek.
Wynon Brutkes
Jakże zaskakująco miłe potrafią być niespodzianki w bibliotece, kiedy spędza się tu dzień za dniem i niespecjalnie oczekuje od tego miejsca zbyt wielu wrażeń i atrakcji. I tak właśnie miło poczuła się Christine Buxton, kiedy tuż przed jej twarzą pojawiła się szeroko uśmiechnięta twarz Krukona z siódmej klasy. Uczucie to nastało oczywiście zaraz po wcześniejszym uczuciu dezorientacji, kiedy jeszcze ponad swoją głową usłyszała znajome, promienne powitanie nastolatka (aż podskoczyła w miejscu ze zdziwienia) i zaraz po tym, jak w odpowiedzi na jego kaskaderskie wyczyny posłała mu upominające spojrzenie. Po tym dopiero mogła pozwolić sobie na powitalny uśmiech, bo nie sposób było na taką miłą buźkę się gniewać. Nie mniej jednak była zaskoczona tym niecodziennym powitaniem nastolatka, bo pomimo dosyć częstych wizyt w bibliotece, wcześniej raczej niezbyt zdawał się interesować jej osobą.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry, panie Rosenblum. Widzę, że humor o poranku dopisuje. — równie sympatycznym tonem odpowiedziała na jego powitanie. Nie wiedzieć czemu zawsze darzyła jego osobę sympatią. Może to z powodu widniejących na jego szatach barw domu Ravenclaw – którego sama była wychowanką, może z powodu charyzmy i młodzieńczego wigoru bijącego od chłopaka, może ze względu na to, że zawsze kojarzyła go jako miłego, kulturalnego chłopaka. A może wszystko na raz?
— Prosiłabym jednak o nie powtarzanie już więcej takich sztuczek w czytelni. Jeżeli nie ze względu na moje zdrowie psychiczne bądź twoją sprawność fizyczną, to chociaż ze względu na te biedne, stare regały. — dopowiedziała już nieco bardziej poważnie. Głównie chodziło jej jednak o sprawność fizyczną Ethana, ponieważ miała uciążliwą tendencję do wyobrażania sobie najgorszych możliwych wersji różnych zdarzeń. Właśnie była trakcie wkładania kolejnego tomiszcza oddanego przed momentem przez jakąś młodziutką Puchonkę, kiedy z ust Krukona padło pytanie, którego zupełnie się nie spodziewała i które w dosyć dużym stopniu wybiło ją z bibliotecznego rytmu pracy.
Bardzo lubiła szachy, a w latach szkolnych jako jedną z nielicznych form rozrywki poświęcała na nie dosyć dużo czasu. Nudny sport dla nudnej osoby, jak to niektórzy mawiali. Oczywiście ona nigdy nie uznawała tego za nudne. Z biegiem lat przyzwyczaiła się do tego, że w hierarchii rzeczy ciekawych i nieciekawych zawsze stawiała sobie inne priorytety niż swoi rówieśnicy.
— Wydaje mi się, że wszystko zależy od gracza i taktyki, jaką zdecyduje się obrać. Ja zapewne podążyłabym ścieżką bezpieczną. Może licząc na to, że w odpowiedzi na moją pasywną postawę przeciwnik poczuje się zbyt pewnie? A później to już kwestia reakcji tej drugiej osoby... — odpowiedziała, zerkając najpierw na planszę, a później na ciemnowłosego. — Czy powinnam rozumieć to jako zaproszenie do gry? — z zaintrygowaniem wynikającym z tej niespodziewanej postawy Ethana lekko uniosła brew do góry, ponownie się uśmiechając. Gdzieś z tyłu głowy zadawała sobie tylko pytanie, czy w tym wszystkim Krukon nie miał swojego własnego celu, ale na chwilę obecną postanowiła tę myśl zignorować.
[Sądzić o Ethanie będzie Christine raczej same dobre rzeczy, bo nie sposób myśleć o nim źle! No chyba, że faktycznie skusi się na ten Dział Ksiąg Zakazanych, bo i ona teraz ma na tym punkcie fiśka. Przepraszamy za szachowe niedoświadczenie, będziemy starały się nie robić pomyłek niewybaczalnych!]
Miła pani z biblioteki
— Sam jesteś używany — odparła, wbijając w niego spojrzenie. — Karty mają swoją historię. Podobno poprzedni właściciel był tak uzależniony od gry, że nie pił ani nie jadł, a potem ktoś go zamordował za to, że ciągle wygrywał. Ktoś oczywiście domyślił się oszustwa i facet skończył z poderżniętym gardłem, więc te przyblakłe fragmenty to starta w pośpiechu krew. Karty krążyły później od rąk do rąk, aż w końcu trafiły do sklepu, i Ty chcesz mi za nie dać dziewięć sykli i osiemnaście knutów?
OdpowiedzUsuńWyciągnęła rękę i zabrała talię z grymasem oburzonego sprzedawcy. Wzruszyła ramieniem, jakby podkreślając to, że to jego wybór, że nie ufał kartom, a potem dodała:
— A jeśli martwisz się o to, że nie wygrasz, biorąc tę talię, to mogę zgodzić się na to, żebyś użył ich w swojej grze. Wtedy się przekonasz, że działają… no, ale nie za darmo. Jak wygrasz partię, oddajesz mi pięćdziesiąt procent wygranej.
Nie mogła przecież ot tak dać Ethanowi kart i z miłym uśmiechem patrzeć, jak będzie wygrywał grę. Wynn miała handel we krwi, a handel sprawiał, że zazwyczaj mogła się pochwalić sprytem i nieszablonowym myśleniem, i tylko w tym aspekcie Burkes była naprawdę przebiegła, bo zazwyczaj robiła to, co chciała i nie przejmowała się niczym, handel jednak nauczył ją planowania i wybierania jak najlepszej opcji ze wszystkich.
— I wtedy sprzedam Ci karty za czternaście sykli — dodała, uśmiechając się do niego jak prawdziwy rekin biznesu. — Twoja decyzja, Rosenblum.
Poklepała go po ramieniu jak starego znajomego, któremu coś radziła, a potem czekała, aż ten się odezwie. Wynn sądziła, że jej propozycja była w porządku i raczej chłopak nie będzie chciał się dalej targować, choć z drugiej strony Burkes była ciekawa, czy podniesie rękawicę i odpowie, czy jednak przytaknie i się zgodzi. Mogła przecież zniżyć cenę talii do dwunastu sykli, biorąc połowę wygranej z gry — i to byłaby ostateczna decyzja, ale Burkes wodziła chłopaka za nos, widząc, że nie jest kolejnym naiwnym dzieciakiem, który brał to, co mu się podawało pod nos, bez żadnych pytań.
największy rekin biznesu — BÓRKES
Przedstawienie Koła Teatralnego zbliżało się wielkimi krokami, a Gail Rivers nadal nie mogła znaleźć nikogo do najważniejszej męskiej roli. Żaden z jej, pożal się Merlinie, kolegów, póki co nie dał się ubłagać i Gail podejrzewała, że miało to ścisły związek z wybranym gatunkiem. Przedstawienie miało być bowiem musicalem, ze wszystkimi musicalowymi elementami, przez co większość znanych jej chłopców bądź młodych mężczyzn broniła się rękami, nogami i różdżkami przed wygłupami na scenie. Dotychczas Gail Rivers udało się zgromadzić całą obsadę, poza główną męską postacią – i ubolewała nad tym godzinami. Męczyło ją to również z wiadomego względu – ów rycerz na białym koniu był ściśle powiązany z odgrywaną przez nią rolą, a przecież nie godziło się grać bez jednej z najważniejszych postaci.
OdpowiedzUsuńGdyby nie jej radosna natura, Gail Rivers byłaby, zapewne, w bardzo, bardzo złym humorze. Jednakże wychodziła z założenia, że jeśli nie da się przeszkody ominąć, należy ją przeskoczyć albo magicznie unieszkodliwić; z każdej beznadziejnej sytuacji jest jakieś wyjście. Tymczasem wpadł jej do głowy jeszcze jeden pomysł, który zamierzała natychmiast wcielić w życie. Zerwała się na nogi, w pośpiechu łapiąc swoją torbę, ginącą pod naszywkami i przypinkami w stylu prześmiewczo-literackim, wśród których około pięćdziesiąt procent miało elementy tęczowe, a pozostałe pięćdziesiąt dzieliło się między słoneczną, złotą żółć i lśniącą czerń. Maszerując dziarskim krokiem przez korytarz, Gail wydawała się nie zauważać, że podkolanówki mocno zsunęły się w dół po jej chudych, bladych nogach, i obecnie tkwiły w okolicach kostek; koszulę nosiła wiecznie rozpiętą pod szyją, poluzowany krawat powiewał za nią, a czarna szata zsunęła się z jednego ramienia. Gail miała też specjalne upodobania co do szkolnej spódniczki – notorycznie skracała ją przy pomocy różdżki. Oczywiście większość nauczycieli bezapelacyjnie tego nie tolerowała, jednakże ta sama większość wydawała się usilnie nie zwracać na to uwagi, co kilka tygodni przypominając sobie, że powinni wlepić niesfornej uczennicy szlaban lub chociaż odjąć kilka punktów. Gail uśmiechała się promiennie i pozostawała niewzruszona.
Dopadłszy siódmorocznego Krukona, dziewczyna natychmiast zasypała go gradem informacji.
– Cześć, Ethan! Mam taką sprawę, wystawiamy musical, Wicked, na pewno kojarzysz i, cholera, nie mam nikogo do roli faceta; obsadziłam już wszystkie pozostałe role, nawet ta głupiutka Austin-Anna się załapała, ale ona w sumie idealnie pasuje do swojej postaci. Prawie głównej. No i trzeba jeszcze pomóc dekorować salę, a to koszmarny problem, wystawiać sztukę bez najważniejszej męskiej roli, no i pomyślałam o tobie, bo wszyscy chłopcy, których znam, to skończeni kretyni, no i co ty na to? – wyrzuciła z siebie niemal na jednym wydechu.
Gail Rivers
Rozdawanie uśmiechów zarówno uczniom, jak i całemu personelowi tej ogromnej szkoły stało się już chyba jej pewnego rodzaju wizytówką w tym miejscu. Czuła, że poza pomocą, którą służyła o każdej porze dnia, a czasem i nocy; te malutkie gesty były jedynym co mogła zrobić, aby chociaż w minimalnym stopniu umilić każdemu użytkownikowi pobyt, a być może nawet dzięki temu spowodować, że będą chcieli pojawiać się tutaj częściej. Nie można ukryć – zależało jej na tym, żeby w uczniowskiej społeczności i opinii to miejsce prezentowało się na plus. Zwłaszcza ze względu na fakt, że jeszcze za czasów jej edukacji cała ta sprawność biblioteczna była całkiem utrudniona i samej Christine zdarzało się spędzać wiele długich i przeciągających się w nieskończoność minut na poszukiwaniu pożądanych lektur. Słysząc więc Krukońską gwarancję nie pozostało jej zatem nic innego, niż uśmiechnąć się promiennie. Nawet jeżeli podświadomie podejrzewała, że biorąc pod uwagę żywiołowość Ethana, zapewnienie to nie będzie trwało wiecznie; nie miała zamiaru i nie chciała zakłócać więcej tej miłej atmosfery.
OdpowiedzUsuń— Wiedziałam, że będę mogła na tobie polegać. — odpowiedziała nieco żartobliwie, dostrzegając ten jego nic nie obiecujący błysk w oczach.
Pomimo widocznego zamiłowania do szachowej formy rozrywki już za czasów szkolnych, ta dyscyplina z początku stanowiła dla młodej Krukonki nie mały problem, gdyż poza drobnymi wskazówkami, które raz od czasu zdołała uzyskać od znajomych bardziej w ten sport wtajemniczonych, cała jej wiedza opierała się na wnikliwych obserwacjach rozgrywek toczonych pomiędzy kolegami z Klubu Szachowego. Koniec końców to setki porażek, zgrabnie wyciągane wnioski; które starała wynosić się z każdej przegranej gry oraz spora ilość cierpliwości i determinacji doprowadziły ją do takiej formy, z której ostatecznie mogła być zadowolona. Nigdy na tyle, na ile by chciała rzecz jasna. Głód zwycięstwa uważała za coś, czego ciężko wyzbyć się istocie ludzkiej, ciągle dążącej do coraz to lepszych wyników; aczkolwiek w takiej błahej sprawie było to coś potrzebnego i zdrowego. O ile pozostaje się w granicach tej błahości oraz rozsądku, oczywiście.
Właściwie już planowała otwierać usta z zamiarem wyrażenia chęci do wspólnej gry, kiedy plansza niespodziewanie została przez Ethana zamknięta. Powód tego nagłego zwrotu akcji na szczęście szybko został rozwiązany; w pierwszej kolejności na propozycję chłopaka odpowiedziała wzruszeniem ramionami.
— Hmm... — mruknęła, zastanawiając się. Rzadko kiedy wykorzystywała uczniów w bibliotece, jeśli ktoś nie został wysłany do niej w ramach odbycia jakiejś kary. A na co dzień, nie ma co ukrywać – mało komu zdarzało się to oferować. Zresztą ona sama widząc, że da rady zrobić coś samodzielnie, uważała wciąganie osób trzecich w swoje obowiązki za całkowicie bezużyteczne. Może nawet troszkę nie lubiła, kiedy ktoś inny niż ona miał się zajmować kwestiami porządkowymi tego miejsca...? Dlatego słysząc tę ofertę zamierzała po prostu odmówić, aczkolwiek do głowy szybko wpadł jej nieco inny pomysł.
— A czy bardzo chcemy, żebym tej pomocy potrzebowała? Bo jeżeli zaczynasz dzisiejszy dzień jakąś bardzo nieprzyjemną lekcją, na której niestety nie będziesz w stanie się pojawić, ponieważ bezradna pani z biblioteki poprosiła cię o niecierpiącą zwłoki pomoc, to możemy spróbować się nad czymś zastanowić... — zaproponowała, stopniowo ściszając głos. — A jeżeli pytasz z grzeczności, to nie widzę sensu w marnowaniu twojego czasu.
Christine Buxton
— Nie zużyty? No nie wiem… — Spojrzała po nim, uśmiechając się pod nosem i pokręciła głową. — W sumie racja. Nie wiem, kto chciałby Cię zużyć.
OdpowiedzUsuńJej to też dotyczyło, więc trochę ją to bawiło. Miała jednak pewność, że Ethan wiedział w kwestii zużycia więcej od niej. Klepnęła go lekko w ramię, jakby nie chciał, żeby brał to do siebie, choć dobrze wiedziała, że jej zdanie wcale nie obchodziło kogoś takiego, jak on.
— Rosenblum, to jest Handel przedmiotami czarnomagicznymi, a nie chusteczkami do wycierania sobie noska, więc nie wiem, czemu się tak oburzasz.
Prycha głośno, a potem przewraca oczami. Każdy taki przedmiot był choć raz użyty w niewłaściwy sposób, a Ethan powinien zdawać sobie z tego sprawę. Wynn nie miała zamiaru zakrywać śladów po krwii, wciskać klientowi bajeczkę i liczyć, że coś od niej kupi. To ona tutaj dyktowała warunki. Jeśli kart nie kupi Ethan, zrobi to ktoś inny, dlatego nie było warto się aż tak męczyć.
— Karty za dwanaście skyli — stwierdziła. — A zagram z Tobą, jako Twoja wspomagająca, a przy Twojej wygranej… dostanę 45 procent.
Lubiła się targować, zmieniać zdanie, patrzeć, jak twarz kupującego się zmienia. Wynn nie zależało, aż tak bardzo, żeby się wzbogacić i nie miała też jakiś wielkich potrzeb, ale robiła to dla samej rozrywki, czując się naprawdę rozbawiona tym, co się właśnie działo. Poza tym układ Rosenblumem był całkiem ciekawy i skoro zaproponował jej rolę wspomagającej w grze, miała zamiar być najlepszą wspomagającą w historii. Przede wszystkim dlatego, że zamierzała wykorzystać do tego urok wili. Może w końcu użyje go w jakiś sposób, który jej się spodoba.
Uśmiechnęła się do niego szeroko, a później wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, chcąc przypieczętować ten układ. Wynn zawsze dotrzymywała umów i była w stanie to zagwarantować. Bardzo ceniła sobie złożoną obietnicę i słowo, więc jeśli Ethan naprawdę chciał dobić targu, powinien przytaknąć i potrząsnąć jej rękę.
Twój handlarz — BÓRKSON
Dobry wieczór, w związku z dalszą deklaracją uczestnictwa w życiu bloga pozostawioną pod ostatnią listą obecności, bardzo prosimy o zwiększenie swojej autorskiej aktywności. Zachęcamy do odnowienia rozpoczętych już wątków oraz witania nowych autorów. W razie potrzeby zgłoszenia urlopu prosimy odezwać się pod zakładką Administracji. Dziękujemy i życzymy dalszej (aktywnej) zabawy!
OdpowiedzUsuń