send us to perfect places



Albus S. Potter

Czasami patrzysz w lustro i nie widzisz nikogo poza sobą samym. Masz oczy matki i włosy ojca, ciemne i niesforne, tak jak jego ojciec i ojciec jego ojca przed tobą, ale nie możesz doszukać się w nich ani jego, ani jej, nie ważne, jak bardzo byś się nie marszczył i nie przekrzywiał głowy w obie strony. Podobno zawsze warto spojrzeć na sprawy pod innym kątem, ale obróciłeś się już wokół własnej osi tyle razy, że świat zaczyna niebezpiecznie wirować, i nadal nie dostrzegasz w sobie tego, co powinieneś zobaczyć. Ktoś kiedyś powiedział ci, że przecież tak jest dobrze, to nic złego; że żadne z nas nie jest idealną sumą wszystkich części składowych; że czasami jest się czymś mniej i to też jest w porządku. Sęk w tym, że właśnie nie jest, nigdy nie było, nawet, kiedy matka mówiła ci, że jesteś taki zdolny; od dawna już tak nie mówi, bo teraz wiesz, że to wszystko nieprawda, wiedziałeś odkąd skończyłeś dwanaście lat, a nauczyciele zawzięcie starali się przepchnąć cię na następny rok tylko dlatego, że urodziłeś się w takiej, a nie innej rodzinie. Niespodzianka, Albus: bliżej niż do ojca jest ci chyba do charłaka. Czasami patrzysz w lustro i zastanawiasz się, jak by to było, urodzić się kimś zupełnie innym, nie musieć nosić ciężaru bycia tym odpowiedzialnym synem, któremu tak dobrze idzie nauka. Gdyby tylko wiedzieli, iloma nieprzespanymi nocami opłaciłeś swoje dobre oceny, Albus. Gdyby tylko wiedzieli, jak pocą ci się dłonie za każdym razem, kiedy bierzesz do ręki różdżkę, zastanawiając się, czy i tym razem nie skompromitujesz się tak, jak na pierwszych zajęciach z transmutacji; czasami chciałbyś złamać ją na pół i nigdy nie musieć kupować nowej, ale przeraża cię myśl o jakimkolwiek innym życiu, nawet, jeśli wreszcie czułbyś, że po raz pierwszy naprawdę możesz nabrać powietrza w płuca. Być może uda ci się powiedzieć to wszystko ojcu, kiedy następnym razem się spotkacie; być może wreszcie spojrzysz mu w twarz i powiesz: tato, jest mi ciężko; tato, nie radzę sobie; tato, nie jestem tobą, jestem tylko sobą, więc proszę, nie oczekuj ode mnie cudów. Ale wtedy musiałbyś patrzeć, jak zawód rozkwita na jego twarzy niczym ciemny siniak, i wiedzieć, że to wszystko twoja wina. Więc siedzisz cicho.


Simon Van Meervenne i Lorde; to pod imieniem to klikajki, a ja oddam jego głupie piętnastoletnie serce w dobre ręce (ale tylko męskie). Lubię toksyczne, skomplikowane relacje, chociaż lubię też w gruncie rzeczy wszystko inne, w szczególności ustalenia mailowe: rainbowsfromspace@gmail.com. Mam nadzieję, że taka kreacja postaci nikogo nie odstraszy, bo Albus nie wdał się w żadne z rodziców i jest naprawdę bardzo słaby, jeśli chodzi o magię, ale gdyby ktoś miał ochotę spróbować go w czymś podszkolić, cóż, be my guest. Trzeba tego gamonia trochę rozruszać.
wącimy z: Nevell, Lily, Dylan

20 komentarzy:

  1. [Smutek mnie przepełnia i grzebię w żałości widelcem w talerzu. Ja mocno wierzę w to, że Rose mu jeszcze kiedyś pokaże, że człowiek nigdy nie jest sumą składowych, ale zawsze jest czymś więcej. Dla kogoś.]

    Is it the time when I say I missed you?

    Rosie

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Czapki z głów, bo czytając twój naładowany emocjami tekst autentycznie się popłakałam. Jeszcze chyba żadna KP nie wzbudziła u mnie takiego smutku, wow. To tylko dowodzi, że Albus w twoim wykonaniu autentycznie do mnie przemówił. Bardzo chętnie bym go po prostu przytuliła. Andy raczej tego nie zaoferuje, ale kto wie, może coś przyjemnego się w nim jednak obudzi. Zapraszam oczywiście serdecznie do siebie i życzę powodzenia z tym tu smutaskiem. :D. ]

    Andy Stanley

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Bardzo przemawia do mnie twoja wersja Albusa, choć wydaje mi się nieco znajoma, aczkolwiek może to być dość mylne wrażenie. Jeśli dobrze wyłapuję z natężenia emocjonalnego widocznego w tekście karty to młody Potter mimo tych narosłych wątpliwości, a tym samym znacznie większego trudu, który musi włożyć w to, aby sprostać pewnej postawionej poprzeczce i ciężarowi sławnego nazwiska. W jakimś minimalnym stopniu przywodzi mi na myśl skojarzenie z jednym z bohaterów kart powieści A Darker Shade of Magic od V.E. Schwab. Jako że razem z Milsentem dzielą kolor szat Salazara Slytherina, to mimo różnicy wieku widzę podstawę do zbudowania im ciekawego powiązania, zwłaszcza, że mój Nevell zupełnie nie wpisuje się w takie stereotypowe wyobrażenie mieszkańca tej części lochów, a i dodatkowo może mu pomagać z przyswajaniem trudniejszych zaklęć, czy materiału.]

    Nevell Milsent

    OdpowiedzUsuń
  4. [W pierwszej kolejności muszę wspomnieć o tym, że uwielbiam Twoją kartę postaci, poczynając od tekstu głównego, kończąc na zakładkach. Nawet wizualnie wszystko trafia w punkt, przede wszystkim jednak chwyta treścią. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam tak dobrze doszlifowaną postać kanoniczną. Pięknie wykorzystałaś bazę i stworzyłaś na podwalinach fandomu solidną konstrukcję. Aż ciekawa jestem, jak ją rozwiniesz. Jednocześnie, głupio mi, że ja sięgnęłam po KP, która widziała czasy sprzed poprzedniej dekady, bo teraz wydaje się przez to smętnie... nieadekwatna. Kiedyś ją zmienię.

    Ale wracając do Ciebie: jestem zauroczona. Boli mnie tylko, że prowadzę już za dużo wątków i nie mogę zaoferować go Tobie. W zamian odważę się jednak ustalić jakieś powiązanie (za Twoją zgodą), a kiedy miejsce mi się zwolni, możesz się spodziewać nękania o wątek. Póki co mogę powiedzieć, że mam już pewną relację z drugim Potterem (Scorpius po pijaku dał mu złudne nadzieje, a na trzeźwo nim wzgardził) i wstępnie planowałyśmy, aby James zniechęcał Albusa do przyjaźni ze Scorpiusem. Problem w tym, że Malfoy nie lubi, jak mu się dyktuje warunki, więc tym bardziej będzie go ciągnęło do Albusa. Co nie musi być znowuż takie złe, bo widzę, że Panowie pod pewnymi względami się uzupełniają. Scorpius jest zdecydowanie mniej odpowiedzialny, za to bardziej kapryśny i temperamentny. Przy Albusie może nieco łagodnieć, ale też pchać go do śmielszych działań. Jak się do tego ustosunkowujesz? Myślisz, że mają szansę "przybić sztamę"?]

    Scorpius H. Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jeśli chodzi o jakieś podobieństwa, to spokojnie, byłby co najwyżej elementarne i tak czy owak, bardziej wsparte na wrażeniu, choć zwalam to całkowicie na to, że widziałam parę odsłon tej postaci, jednak obok twojej przejść się obojętnie nie da, a już tym bardziej pozostawić ją bez komentarza. U Nevella to efekt wtórny przemocy domowej, a także czegoś jeszcze, czego w karcie ujawnionego nie mam, ponieważ pozostaje elementem rozgrywkowym oraz podlega pod bliższe relacje z tym bohaterem ustalenia. Jeśli chodzi o ustalenia, to moja preferencja przechyla się bardziej w stronę maila, ponieważ tam ujawniam za kulisami więcej, natomiast co do samych ustaleń, to jestem dość elastyczna, więc gdybyś chciała coś do tego dołożyć, to zachęcam.]

    Nevell Milsent

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Zapomniałam o odniesieniu do książki, więc musisz wybaczyć podwójny spam pod KP — z reguły tego unikam i już nic po fakcie nie dodaję, aczkolwiek... ciekawi mnie, czy wyłapiesz, o której postaci mogłam pomyśleć, haha.]

      Usuń
  6. [ Wybaczam, wybaczam :D. I informuję, że posłałam maila! ]

    Andy

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć, dziękuję za komplement odnośnie kreacji wujka Neva, wyjątkowo uważam nieskromnie, że mi wyszedł. A Twój Albus... mam wrażenie, że już go widziałam na poprzedniej edycji bloga, czy to możliwe? W każdym razie jest tak pięknie nieidealny i smutny, że niech te męskie dłonie, którym oddasz jego serce, trochę poprawią mu nastrój/samoocenę.
    Pięknych wątków życzę tym chłopcem.]

    Wujek Nev

    OdpowiedzUsuń
  8. [Al zdecydowanie ma z nimi przerąbane, zwłaszcza, że Lilka nie przyjmuje nie do świadomości (w większości przypadków). Pozwoliłam sobie zacząć, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. :)]

    El uwielbiała partie szachowe z Albusem. Z całej rodziny, nie licząc wujków Rona i Percy’ego, tylko Al był na tyle dobry, by gry z nim pełne były emocji i stanowiły wyzwanie (Lily prawie zawsze przegrywała, ale była zdeterminowana to zmienić). Cała reszta gangu Potter-Weasley albo nie była wystarczająco zainteresowana szachami, by wytrzymać z El (woleli latać na miotłach, pff!), albo El nie była w stanie wytrzymać z nimi (jak choćby z Jamesem; już raz popełniła ten błąd i poprosiła, by z nią zagrał, nigdy więcej). Poza tym, kiedy miałaby poznać swojego brata lepiej i odkopać wszystkie jego sekrety, niż kiedy był nieco rozproszony grą i względnie zrelaksowany?
    A El wiedziała, że będzie miała co odkopywać, bo Albus był jej bratem – rodzeństwo wyczuwa takie rzeczy, prawda?
    Lily wyczuwała i nie zamierzała odpuścić, dopóki nie odkryje, co trapiło Ala.
    Postanowiła zahaczyć o kuchnię, nim zaskoczy Albusa swoją wspaniałą osobą (o ile można tu było mówić o zaskoczeniu; w końcu pojawiała się w Pokoju Wspólnym Ślizgonów o wiele częściej, niż powinna, zawsze o tej samej porze, Al powinien się jej spodziewać). Wzięła od skrzatów domowych talerz ciastek, tych, które tak bardzo uwielbiała, z kawałkami czekolady, rozpływających się w ustach; El była gotowa przekupić Albusa w razie konieczności. Przecież robiła to dla jego dobra, prawda?
    Z uśmiechem na ustach i talerzem w ręce ruszyła do przeciwnej strony lochów: tam, gdzie okna wychodziły na mętną wodę jeziora i sączyło się z nich zimne, zielone światło, gdzie zamiast ciepłych kolorów dominował szary kamień. Ktokolwiek projektował wnętrze Pokoju Wspólnego Slytherinu, ewidentnie miał bzika na punkcie czaszek i kompletnie zignorował fakt, że miały tam mieszkać jedenastoletnie dzieci – El zastanawiało jedynie to, że przez ponad tysiąc lat istnienia Hogwartu nikt nie zdecydował się na remont i odświeżenie wnętrza.
    O wiele bardziej wolała pokryte drewnianymi deskami ściany Pokoju Wspólnego Hufflepuffu i te żółte, miękkie kanapy zajmujące większość miejsca.
    Stanęła przed fragmentem gołej ściany, ignorując zaciekawione spojrzenie mijającej ją pary, i pewnym głosem powiedziała:
    – Czysta krew.
    W życiu nie słyszała głupszego hasła.
    Całe szczęście Ślizgoni nie zmienili go od jej ostatniej wizyty i przejście otworzyło się przed Lily. Część osób wciąż patrzyła z niechęcią na jej żółty krawat, gdy przemierzała Pokój Wspólny – coś, do czego się przyzwyczaiła i czego jednocześnie kompletnie nie potrafiła zrozumieć: Puchoni co chwila przyprowadzali swoich znajomych z innych domów do Pokoju Wspólnego, ich obecność nikogo nie dziwiła.
    Cóż, jeżeli komuś jej obecność tu nie pasowała, Lily chętnie pójdzie do swojego dormitorium i wróci z pałką, tak, żeby pokazać, jak bardzo ta opinia ją obchodzi.
    Zapukała do znanego dormitorium (naprawdę, koledzy Albusa powinni się cieszyć, że w ogóle pukała) i otworzyła drzwi, nie czekając na odpowiedź.
    – Aaaaal – zaczęła śpiewnie, uśmiechając się do siedzącego na łóżku brata. – Przyniosłam ci ciastka na pocieszenie, bo zaraz zmiażdżę cię w szachach!

    twoja ulubiona siostra (bo jedyna)

    OdpowiedzUsuń
  9. [Raz jeszcze dziękuję za pochwały, no i w sprawie naszego wątku (którego również sobie nie odpuszczę) napisałam do Ciebie na maila :).]

    Scorpius H. Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  10. [Nie wiem dlaczego do tej karty trafiłam dopiero teraz, naprawdę nie wiem. Twoja kreacja Albusa jest cudowna, idealnie do mnie przemawia. A treść karty... Przyznaję, że czytając ją i powiązania wzruszyłam się i popłakałam. Kłaniam się nisko, bo to co stworzyłaś jest wspaniałe. ♥
    Nie wiem czy chcesz pakować Albusa w relację z Bastianem, jeśli jednak tak, to zapraszam pod kartę Lestrange'a. ^^]

    Bastian Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć! Przybywam ze spóźnionymi przywitaniami i przyznam, że karta jest naprawdę przygnębiająca. Szczególnie, że gdzie ś tam podświadomie wmawiam sobie, że Harremu nigdy nie majaczyłby się zawód w oczach, więc Albus nie powinien się tak przejmować. Najchętniej bym go przytuliła Narcissowymi rączkami, ona prawie dla wszystkich jest prawie jak matka. No nic, baw się dobrze, oby Potter znalazł w sobie siłę. Zapraszam też do siebie, bywaj!]

    Narcissa oraz Roza

    OdpowiedzUsuń
  12. Z pozoru wygodna pozycja z wyprostowanymi nogami, skrzyżowanymi w kostkach i rękoma umieszczonymi pod karkiem, zajmowana na zaścielonym łóżku w dormitorium, gdy ciemnowłosy Ślizgon znajdował się bliżej lewej strony, aniżeli środka, była jedynie utkana z fałszu i niezgodna z rzeczywistym stanem, ponieważ tak naprawdę siedział, jak na szpilkach, analizując poprzednie wspólne wyjście do Działu Ksiąg Zakazanych oraz kilka godzin wstecz. W międzyczasie rozkładania wszystkiego na pomniejsze czynniki pierwsze i poddawanie względnie obiektywnej ocenie (przynajmniej na tyle, na ile było go stać), otwierał i na przemian zamykał swój kieszonkowy zegarek z tarczą upstrzoną planetami, jedyną pamiątkę po zmarłej matce, lecz ani razu na niego nie spojrzał. Dźwięk powtarzającego się kliknięcia ginął jednak w co głośniejszym pochrapywaniu śpiącego obok kolegi i przebijającymi się spokojnymi oddechami pozostałych. Nikogo z jego współlokatorów nie dziwiło już to, że spośród nich najpóźniej chodził spać, najłatwiejszym wyjaśnieniem, gdy jeszcze pytania o tego typu wychodziły na światło dzienne, to to, że czeka na zajęcia Koła Astronomicznego czy to, że jeszcze zamierza powtórzyć materiał — i wcale nie było to niezgodne z prawdą. Obecnie do jego repertuaru nocnych eskapad dołączył niesławny Dział Ksiąg Zakazanych i wdrapywanie się na Wieżę Astronomiczną, by oczyścić umysł z nadmiaru rojących się tam myśli.
    Nie nawykł bowiem do odsuwania od siebie Albusa i trudno było mu się pozbyć wrażenia, że słowa, które padły wówczas z jego ust nie były dostatecznie przekonujące, a co za tym idzie, mógł dokonać tego lepiej, bardziej. Jednakże czas był tym, na czym za sprawą magicznej witki siły sprawczej nie miał, zatem poza rozważaniami nie pozostawało mu nic innego. Milsent pocieszał się wprawdzie tym, że młody Potter nie drążył tematu przy kolacji w Wielkiej Sali, a przez to nie miał okazji, by potknąć się widowiskowo, acz symbolicznie o własne nogi i może dzięki temu sprawa pozostanie w stanie nienaruszonym (takie miał bowiem nadzieje), lecz nie zmieniało to tego, iż czuł się z takim obrotem sprawy nieswojo. Zdawać, by się mogło, że wrócili do jakiegoś nieokreślonego bliżej początku, tyle że kilka miesięcy temu młodszy Ślizgon nakrywszy go na próbie wyślizgnięcia się z Pokoju Wspólnego, nie dał się odprawić starszemu i Nevell uległ jego oślemu uporowi z braku stosownej argumentacji. To wcale nie tak, że towarzystwo Albusa zaczęło mu wadzić, męczyło go — nic z tych rzeczy. Sprawa okazywała się zgoła prosta i za powzięte działanie Milsenta odpowiadały ciążące mu wyrzuty sumienia, że stale ciągnął młodego Pottera za sobą i stawał się przez to czynnikiem utrudniającym w zdobywaniu prawidłowej liczby przespanych godzin. Nie, żeby starszy Ślizgon okazywał się w tych wyścigach lepszy, a choć można, by z powodzeniem nazwać to pewną hipokryzją, to tak naprawdę przyświecały mu dobre intencje — przecież nie zawsze musiał zawracać głowę Albusowi, wiedząc, że zakazana magia, to nie do końca coś, co go zaabsorbuje.
    Podsumował swoje rozważania ciężkim westchnieniem, licząc, że kiedy wróci z Działu Ksiąg Zakazanych, do których wybierał się i to bez większego skrępowania w ruchach, to po złożeniu głowy na poduszce lub przytuleniu do niej policzka marny jakościowo sen da mu jakieś ukojenie, a nowy dzień pozwoli spojrzeć mu na to, co zrobił z nieco innej, łagodniejszej perspektywy. Nevell Milsent zwlekając się bezgłośnie ze swojego łóżka i z wprawą opuszczając dormitorium, nie przewidział jednak, że niefortunnie natknie się właśnie na Albusa Pottera. Dlatego po pokonaniu dystansu w postaci schodów, wszedł dość pewnym, energicznym krokiem do Pokoju Wspólnego, którego ciemność rozrywana była przez liche światło dogasającego ognia w kominku, nieświadom zagrożenia i dopiero znajomy głos sprawił, że zamarł w nagłym bezruchu, a reakcja fizjologiczna organizmu była stosunkowo przewidywalna i szybsza niż jakkolwiek próba interpretacji jego obecnego stanu — przyspieszone w odpowiedzi na stres tętno i tym samym bicie serca, a także nagłe napięcie mięśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez dłuższą chwilę stał tylko, skubiąc dolną wargę i wpatrując się w młodego Pottera w akcie zaskoczenia i nie sposób byłoby się doszukiwać w jego bacznym spojrzeniu pretensji, złości czy irytacji. Przeczesał nerwowym gestem ciemne włosy, tylko po to, by jakoś rozłożyć żywe emocje, które mu towarzyszyły. Zdumienie wkrótce zostało zastąpione przez konsternację wymalowaną na jego twarzy, co wyjątkowo łatwo można było odczytać; towarzyszyły temu gorączkowe myśli o tym, czy Albus znalazł się tutaj przypadkiem, czy… podejrzewał od samego początku blef z jego strony. Jeśli jednak tak było, to poddanie w wątpliwość jego prawdomówności, nie wspominając o zaistniałym przyłapaniu na próbie wymknięcia, kładła się cieniem na ich dotychczasową relację, a tego scenariusza Nevell Milsent nie przewidział, stąd nie do końca wiedział, jak powinien się zachować. Napięcie postawy oraz nerwowość, która mu towarzyszyła, zdradzała jednak to, że czuł się niekomfortowo, kąsany przez przypływ myśli.
      — Miałem nadzieję, że ty również masz to w planach, Al — odparł niby spokojnie Nevell, opierając się dłońmi o podłokietnik kanapy, na której krańcu wraz z notatkami rozsiadł się Albus i nie odrywał od niego wzroku, jakby chciał odczytać cokolwiek z mimiki jego twarzy w tak marnych pod względem oświetlenia warunkach. W jego głosie nie sposób byłoby się doszukać standardowej zimnej nuty czy oschłości, z którą kojarzyła go większość uczniów, miewających z nim przelotną styczność, a już w szczególności mieszkańcy lochów. Milsentowi jednak daleko było w tej chwili do wewnętrznej harmonii, czego dowodem było nagłe uderzenie gorąca, potwierdzające jedynie status przyłapanego na gorącym uczynku, przez co na dłuższą chwilę walczył z nagłą pustką w głowie. — Nie brałem pod uwagę, że się na siebie natkniemy… — Milsent urwał, potrzebując chwili, by przeszło mu przez gardło, to co wypadało powiedzieć. — Przepraszam. Liczyłem, że tej nocy w końcu się wyśpisz. — Ślizgon ostatnie zdanie wypowiedział o wiele ciszej, niż początkowo zamierzał, ponieważ nie wypadało mu oczekiwać, że młody Potter odgadnie jego wcześniejsze intencje i teraz uzna to za wyjaśnienie tego nieprzyjemnego zamieszania. Poza tym w odczuciu Nevella brzmiało to gorzej, gdy zostało ubrane w słowa, niż gdy wirowało bliżej nieokreślone w jego umyśle. W obecnych okolicznościach tworzyło to więcej znaków zapytania i wirujących w powietrzu wątpliwości niż choćby umowne porozumienie.

      Nevell Milsent

      Usuń
  13. [Albus naprawdę wyszedł ci idealnie. ♥ Podobnie jak Vardan, którego kartę pochłonęłam z wielkim zaciekawieniem. Przyznaję, że trudno mi tutaj o decyzję, bo myślę, że mogłybyśmy stworzyć ciekawy wątek zarówno z Albusem jak i Rosierem… Ale może tym razem postawmy na Albusa? Ciągnie mnie do zestawienia młodego Lestrange’a z Potterem w jednej historii. Z pewnością Bastian będzie z przyjemnością dręczył chłopaka (znowu ten ucierpi z powodu nazwiska… :c), ale Lestrange nie odpuści potomkowi zabójcy Czarnego Pana – zwłaszcza, że ten wylądował w jego ślizgońskim domu. Bastian dręczy młodszych Ślizgonów, często zlecając im wykonanie jakiejś jego pracy domowej, oczywiście pod cichą groźbą. Wątpię, by Albus na coś takiego poszedł, myślę, że Lestrange też wolałby się nad nim poznęcać inaczej. Ale ośmieszanie go na forum całego domu węża raczej byłoby standardem, zwłaszcza jeśli wykorzystamy motyw niezbyt wysokich zdolności magicznych Albusa. A może Bastian przeklinając Pottera coraz to nowymi zaklęciami, na swój złośliwy sposób usiłowałby jakoś zwiększyć jego możliwości, tyle, że chcąc go skierować w stronę czarnej magii, wiedząc, że byłoby to ogromną zniewagą dla Harry’ego. Możemy też dorzucić groźby znęcania się nad młodszym rodzeństwem Albusa. Przymusowych, prawdziwych korepetycji prowadzonych przez starszego kolegę nie proponuję, bo jednak żaden normalny nauczyciel nie zleciłby czegoś takiego Bastianowi. Nie wiem co o tym wszystkim sądzisz?

    A jeszcze na chwilę wracając do Vardana – niezwykle ciągnie mnie do tego wątku epistolarnego, już od dawna chciałam coś takiego napisać. Planuję stworzyć drugą postać, więc może z nią ruszyć ten pomysł? Oczywiście jeśli nadal szukasz do niego chętnej osóbki. ^^ Żeby już tutaj o tym nie pisać, mogę podesłać ci na maila pomysł dotyczący mojej postaci i samego wątku. :]

    Bastian Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  14. [W takim razie ustalone, Lestrange już zaciera łapki. O, taki szantaż jak najbardziej mi pasuje, to bardzo w stylu Bastiana. Tak myślę, że w sumie mogą w te kłopoty wpaść razem, zawsze to da nam pole do popisu do rozwoju ich relacji – zamknięci w jednym pomieszczeniu, lub zmuszeni do współpracy… To może być naprawdę interesujące. Chyba, że nie będą to tarapaty związane ze szlabanem od profesora, tylko takie, które sami sobie stworzą? Nie mam pojęcia czemu, ale wyobraziłam sobie tę dwójkę w Zakazanym Lesie, gdzie by się zgubili, albo jeden z nich zostałby ranny. Lodowata atmosfera tego miejsca i napięta atmosfera pomiędzy nimi… Nie wiem, co o tym myślisz, tak teraz ten pomysł pojawił mi się w głowie. Być może nie ma to najmniejszego sensu. xD
    A odnośnie Vardana posłałam mailową sówkę. ^^]

    Bastian

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie przejmuj się, ja sama ostatnio zupełnie nie ogarniam mojego życia. Choćby dzisiaj miałam test na zaliczenie, o którym zupełnie przypomniałam, na szczęście znajomi przypomnieli mi dwie godziny przed :D Pod tym względem Albus i Dominique są dość podobni – starają się nie obarczać nikogo innego swoimi problemami, a że oboje są dobrymi słuchaczami, może pomogliby sobie nawzajem udźwignąć ciężar najgłębiej skrywanych myśli. Szkoda, że nie mamy do dyspozycji Świąt Bożonarodzeniowych, bo chętnie zobaczyłabym ich w takim otoczeniu, ale możemy spróbować z Hogsmeade, choć z małym twistem. Albus dzięki ojcu może wiedzieć, że niechlubna sława Wrzeszczącej Chaty wzięła się od Remusa Lupina, więc najpierw może niech się zabawią w Hogsmeade, ale Wrzeszcząca Chata może być ich miejscem spotkań, bo wiedzą, że nikt im wtedy nie przeszkodzi w zwierzeniach, nie będą się też musieli tłumaczyć przed kuzynami/rodzeństwem, dlaczego spędzają czas tylko we dwójkę. A jeżeli uznamy, że jest zbyt statecznie, to zawsze może się okazać, że Wrzeszcząca Chata dorobiła się nowego lokatora, o którym nie mieli pojęcia…]

    Minnie

    OdpowiedzUsuń
  16. [Oo, jestem jak najbardziej na tak, podoba mi się przyjęcie takiego obrotu spraw! I cóż, biorąc pod uwagę fakt, że Bastian do Działu Ksiąg Zakazanych chodzi bardzo często (no, może nie dał się złapać za każdym razem, ale jednak) i wciąż nie został wydalony ze szkoły świadczy o tym, że jednak Hogwart to wciąż ten sam, kochany Hogwart. xD Lestrange do dyrektora trafił dopiero w momencie, kiedy doś poważnie uszkodził młodszego Puchona, zabrano mu różdżkę i grozi mu mini proces… Ale może nie zagłębiajmy się w te rejony, sama jeszcze nie wiem co z tego wyniknie! Albus jest z pewnością absolutnie bezpieczny w towarzystwie Bastiana. xD
    I ta moja autorska złośliwość kusi mnie, by to Lestrange właśnie został ranny, by może wtedy role się na chwilę odwrócą (choć z drugiej strony sprawi to, że będzie jeszcze mniej znośny do wspólnego funkcjonowania niż zazwyczaj…), choć to pewnie wyjdzie nam jeszcze w trakcie trwania wątku.
    Tak sobie myślę, że w sumie mogłybyśmy już zaczynać, a najwyżej będziemy jeszcze ustalać niektóre sprawy na bieżąco. Co myślisz?
    I w sumie rozpoczynamy już od tego szlabanu, czy może jednak od scen, które do niego doprowadziły? ^^]

    Bastian

    OdpowiedzUsuń
  17. Milsent skwitował nakreślenie zastałej sytuacji, jedynie przeciągłym westchnieniem jego słowa — nie trzeba było mu w końcu dwa razy powtarzać tego, że Albus Potter musiał się znacznie bardziej wykazywać i wymęczyć, by osiągnąć zamierzony efekt lub w mniej satysfakcjonującym wariancie — jakąś jego część. Starszy Ślizgon doskonale zdawał sobie z tego sprawę i starał się w miarę swoich możliwości ułatwiać młodszemu naukę, wiedząc także to, iż to, co sprawdza się w jego przypadku i tym samym ułatwia mu oswajanie się z nowością — nie do końca może sprawdzić się u kogoś innego. Starał się jednak, by młody Potter nie miał nigdy szansy doświadczyć w jego towarzystwie, choćby ulotnego wrażenia, że wykazuje względem niego lekceważenie, czy miałby czelność traktować go z tego tytułu jako gorszy egzemplarz na tle drzewa genealogicznego. Mimo wszystko w zupełności to nocne wpadnięcie na siebie, nie było mu w zaistniałych okolicznościach na rękę i sama świadomość tej niezręczności w całej swej okazałości, okazywała się dość przytłaczająca, zwłaszcza ze względu na to, że czuł się winny tego zamieszania. Obawiał się tego, jakie myśli mogłby przemknąć przez umysł młodszego Ślizgona.
    — Mam nadzieję, że ze zmęczenia i czytania tych notatek o takiej godzinie, nie do końca wiesz, co mówisz — odparł pół żartem, pół serio starszy Ślizgon, choć doskonale wiedział, że nie rozłoży tym gęstniejącej atmosfery i wiszącego napięcia w powietrzu. Cały jego dotychczasowy plan, który jedynie w granicach pozorów płynął w odpowiednim kierunku, a został prędko zweryfikowany przez okoliczności. Na swój sposób Nevell Milsent grał na czas, by mieć okazję względnie ustabilizować swoje wybicie z rytmu w efekcie tego zaskakującego spotkania. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie ucieknie od wyjaśnień, choć nie do końca był jeszcze na nie gotowy, jednak konieczność odniesienia się szybko miała go dogonić.
    Starszy Ślizgon nie był nawykły do tego, by komukolwiek z czegokolwiek musieć się tłumaczyć, opowiadać o swoich wewnętrznych emocjach, młodzieńczych problemach czy tego, że nawet po takim czasie nie do końca radził sobie ze stratą matki, a dodatkowym dorzuceniem do jego stosiku żalu i poczucia niesprawiedliwości była śmierć wujka-aurora podczas misji. Stan, w którym udawał, że to go nie dotyczy, że jest ponad tym, zostawił to za sobą — wydawał się optymalny, lecz jakże daleko było mu do rzeczywistości. Podobieństwo do ciotki uniemożliwiało Milsentowi otworzenie się, a sprzyjało jedynie wznoszeniu kolejnych barykad osobistej blokady i ograniczania się do odpowiadania tylko na kwestie, które okazywały się dla niego zwyczajnie wygodne. Ulysses Stansell, z którym łączyła go wieloletnia przyjaźń, przecinająca na wskroś wszelkie niesnaski i niechęci wpisane w kontakty mieszkańców lochów z mieszkańcami wieży Gryffindora, nie posiadał wiedzy na temat niekorzystnego samopoczucia Ślizgona, to nie stanowiło nośnego tematu. O tym, że Nevell Milsent jest ofiarą przemocy domowej nie wiedział tak naprawdę nikt z najbliższych w jego otoczeniu osób, choć osoby dzielące z nim dormitorium mogły się tego poniekąd domyślać świeżo po przybyciu do Hogwartu, gdy jego ciało skrywane zwyczajowo pod odzieniem, przyozdobione było feerią zielono-fioletowych pamiątek z domu rodzinnego ojcowskiej roboty, a mogły paść na nie zaniepokojone spojrzenia współlokatorów, lecz stosowne pytania nigdy w tym temacie nie padły, a nawet jeśli — zbyłby je z powodzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile pierwszą część słów młodego Pottera przyjął spokojnie, to nie masz obowiązku wszędzie mnie ze sobą zabierać — doświadczył nieprzyjemnego pochodu mrówek wzdłuż linii kręgosłupa. Odsunął się od podłokietnika sofy i ostrożnie zajął miejsce nieopodal młodszego Ślizgona, nerwowym gestem przeczesując ciemne włosy. Przez dłuższą chwilę przyszło Nevellowi Milsentowi skubanie dolnej wargi, poszukując gorączkowo w umyśle stosownej odpowiedzi i wodzenie wzrokiem po konturach mebli, które w tak słabo oświetlonej przestrzeni były jedynie zbitką własnych cieni. Spokój wymalowany na twarzy chłopaka był jedynie pozorancką, desperacką próbą utrzymania się na powierzchni przy zalewie wyrzutów sumienia i otępiającego poczucia niezręczności. Po chwili przekręcił głowę w bok, wspierając uprzednio łokcie na udach, pochyliwszy się tym samym nieco do przodu i przeniósł na siedzącego obok ciemnowłosego.
      — Albus — Milsent zaczął od łagodnego wymówienia imienia swojego kolegi, tak jakby miało mu to przetrzeć szlaki w dalszym wypowiadaniu się i w jakimś, choćby szczątkowym stopniu mogło mu to ułatwić. — To nie tak, że mi przeszkadzasz, nie chcę cię za sobą ciągać czy nie zamierzam spędzać z tobą czas, wręcz przeciwnie. Chociaż wiesz, że nie do końca podoba mi się to, że tak często wchodzisz moim śladem do działu ksiąg zakazanych, bo gdyby cię ze mną nakryli, to miałbym sobie to bardzo za złe. — Naturalnie Nevell w pierwszej kolejności rozliczał ewentualne konsekwencje i konieczność tłumaczenia się co też młody Potter robi w takim miejscu; obawiał się bowiem, że za samo nazwisko mógłby zostać bardziej osądzony za ten występek, a nie ulegało wątpliwości, iż kręcenie się tam było fanaberią starszego Ślizgona. — Nie zrozum mnie źle, wiem, że wyszło dość niezręcznie przez to, że nakryłeś mnie na próbie wymknięcia się stąd… Tego nie miałem w planach. — Przerwa na wciągnięcie powietrza do płuc i szybkie przemyślenie, jak ująć w słowa, to co chciał przekazać. — Po prostu poprzednim razem zasnąłeś i tym razem wolałem, abyś przynajmniej raz porządnie się wyspał. Może powinienem ci to najpierw zaproponować, ale uznałem, że nie będziesz tym zainteresowany, mając świadomość, że i tak się tam wybieram. Przepraszam, głupio wyszło.


      [Proszę nie krzyczeć za ślimacze tempo i opóźnienie (miałam tu być w zeszły czwartek/piątek po tym jak jakiś bard mamrotał mi coś nieustannie o twoim Albusie na Telegramie), znaczy się — można, byleby nie za głośno.]

      Nevell

      Usuń