Nie brnie w kręgi szerszych znajomości, posiadając u swojego boku zaledwie dwie zaufane osoby. Żyje w cieniu szkolnej społeczności, będąc wolnym od plotek i uczniowskich sensacji. Jednak, gdy przyjdzie mu zmierzyć się narastającym konfliktem, potrafi zwinąć pięść, aby złamać komuś nos, dając tym świadectwo własnej nieprzewidywalności. Wierzący we własną samowystarczalność nie lubi otrzymywać pomocy, nawet gdy ewidentnie robi coś źle. Wycieczki do Hogsmeade zawsze wzbogacają jego papierową kolekcję, której zapas nie mieści się już w szkolnym kufrze. W trakcie zajęć pozostaje w cieniu grupy, znacznie bardziej preferując większe zaangażowanie podczas części praktycznej i pisemnej. Styczność z sylwetką Victora wymaga poniekąd wielu pokładów cierpliwości. Dystans połączony z domieszką wiecznego braku zaufania może stanowić główny problem w nawiązywaniu nowych kontaktów. Jeśli mocno mu na czymś zależy, potrafi stać się przesadnie zaborczy, podobnie jak jego ojciec.
Wstępując ponownie w mury ponurego Hogwartu, poza miażdżącą serce goryczą, Victor nie czuje dosłownie niczego innego. Ze smętną miną, przemierza szkole korytarze, wyraźnie utykając na prawą nogę. Zaszywa się w bibliotece, gdzie zwykle zaraz po zakończonych zajęciach raz jeszcze przerabia doskonale znane mu tematy lekcji oraz uzupełnia notatki z ubiegłego roku szkolnego, który nie był dla niego łaskaw, zmuszając go do podjęcia decyzji o ponownym rozpoczęciu nauki w siódmej klasie. Boisko do Qudditcha nie budzi w jego wnętrzu zaciekłej chęci walki o zwycięstwo. Przypomina moment wypadku, który nadal mimo upływu ponad trzech miesięcy, stanowi jeden z głównych tematów wśród uczniowskich plotek.
Ziewnęła krótko, czując, że eliksir pobudzający przestaje działać. Najchętniej sięgnęłaby po kolejną fiolkę i wzięła łyk, żeby przegonić zmęczenie, ale wiedziała, że nie powinna tego robić, pamiętając o tym, że godzinę temu wypiła pół fiolki i groziło jej przedawkowanie.
OdpowiedzUsuńWestchnęła cicho, związała włosy w kitkę i popatrzyła po znajomych twarzach, podnosząc się z miejsca. Dzisiejszy dzień był dość leniwy i Josie myślała tylko o tym, żeby się w końcu wyrwać. Nawet zajęcia z wróżbiarstwa, będące jej ulubionymi zajęciami w szkole, były dzisiaj dość bezbarwne. Wróżenie z fusów nie mówiło jej nic konkretnego, a umysł nawiedzały jedynie mgliste wizje, więc Josie nie próbowała się zmuszać.
Pożegnała się z koleżankami, a zaraz potem zbiegła po schodach, kilka razy gubiąc się po drodze.
Poprawiła przy ramieniu skórzaną torbę, w której trzymała swoje książki, różdżkę i specjalny zeszyt, zapisując w nim każdy swój sen. Robiła to prawie od zawsze, wierząc w to, że sny miały swoje konkretne znaczenie, i nie obawiała się tego, że zeszyt wpadnie w czyjeś ręce i ktoś będzie mógł przeczytać to wszystko, bo zabezpieczyła zeszyt podwójnym zaklęciem. Zawsze powtarzała, że nie chce dzielić się z nikim swoimi snami, często będącymi koszmarami, bo dotyczyły jej bliskich. Bała się tych snów i tego, co może w nich zobaczyć.
Minęła kilka osób, przepraszając krótko, a zaraz potem uśmiechnęła się do Victora, który zajmował miejsce przy stole. Wiedziała, że spóźniła się kilka minut, ale miała nadzieję, że domyślił się, że to wszystko przez złośliwe, ruchome schody.
Podeszła do niego, ucałowała jego policzek i usiadła obok.
— Cześć. Przepraszam za spóźnienie. — Zawinęła kosmyk włosów za ucho, posłała mu swój ciepły uśmiech i odłożyła torbę. — Jadłeś już, czy czekałeś, aż przyjdę?
Wyciągnęła dłoń do jego twarzy i pogłaskała czule policzek, naciskając kciukiem nos, gdy zabierała rękę. Josie nie miała żadnych problemów, żeby obdarowywać go podobnymi gestami, być może dlatego, że ani trochę nie obchodziło jej to, co szeptali między sobą inni, więc bardzo często poświęcała Victorowi całą swoją uwagę.
— Nie zrobiłam dzisiaj niczego pożytecznego — poskarżyła się i pokazała Victorowi niezadowolony grymas, wzdychając cicho. Oparła podbródek o otwartą dłoń i rozejrzała się po Wielkiej Sali. — Myślisz, że możemy zabrać stąd jedzenie i zjeść gdzieś indziej? — Posłała mu pytające, ale żywe spojrzenie.
♥
Już chciała mruknąć, że jednak powinien coś zjeść, bo była niemal pewna, że niczego wcześniej nie przełknął, ale widząc, że Victor wziął dla siebie maślanego rogalika z czekoladowym nadzieniem, uśmiechnęła się do niego.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedziała, że przez wypadek jadł mniej i jego humor przez to wszystko był naprawdę podły. Czasem żałowała, że tego nie przewidziała, że nie zatrzymała go przed meczem i nie wyjaśniła, co może się stać, ale nie doświadczyła żadnej wizji — trochę czuła się temu winna i długo zarzucała sobie, że tak naprawdę nie jest w żaden sposób wyjątkowa, skoro nie umiała przewidzieć tragedii. Świadomość tego, że Victor nie mógł wrócić do gry była naprawdę miażdżąca i Josie płakała z tego powodu tylko w poduszkę, a potem uśmiechała się do chłopaka, wspierając go całą sobą.
Kiedy rodzice zgodzili się, żeby spędził u nich końcówkę wakacji, opiekowała się nim najlepiej jak umiała, pilnując, żeby starsze rodzeństwo nie urządzało mu wnikliwych przesłuchań. Bliźniacy zawsze mieli coś do dodania, sugerując Wardowi, że jeśli zrobi coś nieodpowiedniego, to chętnie porozmawiają z nim w cztery oczy.
Wzięła dla siebie dwa tosty z serem i jednego z nich wsadziła sobie do ust, a drugiego owinęła w serwetkę i schowała do torby.
— Mhm — wymamrotała, gryząc tosta i uniosła spojrzenie do twarzy Victora. — Wiesz, że jesteś najlepszy? — Uśmiechnęła się do niego radośnie, gdy wspomniał o tym, że zadbał o kilka paczek ciągutek dla niej. Ostatnio naprawdę je polubiła i ciągle je jadła. Lubiła też kwaśne dropsy i gryzące czekoladki.
Pozwoliła, żeby objął ją ramieniem i do siebie przyciągnął. Victor był od niej wyższy — dzieliło ich jakieś trzydzieści centymetrów, więc Josie nie próbowała nawet zaprzeczać, że wygląda przy nim jak pierwszoroczniak. Nie przeszkadzało jej to jednak jakoś bardzo, bo lubiła czuć się przy nim mała.
Dokończyła tosta, oblizała palce i popchnęła drzwi od biblioteki, rozglądając się wokół. Victor miał rację — dzisiaj było tutaj wyjątkowo mało uczniów, a Josie od razu pomyślała o swoim referacie, który powinna oddać za dwa dni, więc skoro już tutaj byli, miała zamiar zabrać ze sobą kilka książek.
Przemknęła przez regały i odwróciła się przez ramię, posyłając Victorowi uśmiech, a zaraz potem rozejrzała się i poprowadziła w stronę cichej i opustoszałej części biblioteki. Kilka pajęczyn zwisało swobodnie z desek, nad książkami unosił się kurz, a powietrze rozsadzał zapach kartek, starych pergaminów i drewna.
Josie często tutaj bywała, więc odłożyła torbę i schyliła się do jednej z ławek po koc, który skrzętnie ukryła przed innymi, choć wątpiła w to, żeby ktokolwiek tutaj zaglądał, a potem rozłożyła go pomiędzy regałami i posłała Victorowi krótkie spojrzenie.
— Trochę jak piknik — stwierdziła z uśmiechem. — Piknik z kurzem i pająkami — sprostowała, widząc jednego z pajęczaków przy regale. Wyciągnęła do niego dłoń, przyglądając się błyszczącej pajęczynie, a wtedy pająk poruszył się niespokojnie i uciekł.
♥
Oczywiście, że Josie wolałaby prawdziwy piknik, ze słońcem i wiatrem, ale ten biblioteczny też się jej podobał. Właściwie to chodziło tylko o to, że spędzała czas z Victorem i już nie ważne było całe otoczenie wokół — mogli nawet usiąść w męskiej toalecie.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się i podziękowała za ciągutkę, zajmując miejsce. Przyciągnęła też do siebie torbę, wyciągając z niej tosta i zaraz potem wzięła mały kęs.
Przy Victorze nie dało się niczego nie jeść, bo był chodzącym kuferkiem ze słodyczami. Lubiła, gdy przychodziła do niego ze złym humorem, a on podsuwał jej pod nos ciągutki i dawał chwilę, żeby uporządkowała swoje myśli, jakby doskonale wiedział, że nie jest jej łatwo radzić sobie z negatywnymi emocjami. Josie nie lubiła, gdy uczniowie nazywali ją stukniętą wariatką i szeptali coś o tym, że tak naprawdę wymyśla sobie wszystkie wizje. Niezbyt dobrze znosiła takie sytuacje, ale nikt nigdy nie widział, jak bardzo dotykają ją takie słowa, bo kryła się pod pogardliwym prychnięciem.
Obserwowała, jak Victor kładzie się ostrożnie, zajmując miejsce, a ona zagryzała wargę, wiedząc, jak bardzo doskwierał mu ból.
— Dlaczego mnie przepraszasz? Nie rób tego — powiedziała cicho i odwróciła wzrok, myśląc o tym, że naprawdę chciałaby mu jakoś pomóc. Być może istniało coś, może jakiś eliksir, który mógłby choć trochę zmniejszyć ból?
Uśmiechnęła się do niego miło, gdy oparł głowę o jej kolana, i pogłaskała jego włosy. Przesuwała palcami po kosmykach, zakręcała delikatnie i puszczała.
— Wiem, że mógłbyś się ze mną podzielić. W końcu jestem twoją najlepszą przyjaciółką. — Wzruszyła niewinnie ramieniem, jakby tytuł najlepszej przyjaciółki był oczywistą oczywistością. Spoważniała jednak, podgryzając policzek od środka, gdy obserwowała, jak Victor stara się zignorować ból. Postanowiła więc zająć go rozmową. — Coś ci się śniło? — spytała. — Wiesz, każdy sen ma jakieś znaczenie i warto pamiętać niektóre szczegóły.
Uśmiechnęła się do niego, zawinęła kosmyk włosów za ucho i dokończyła tosta, który naprawdę jej smakował.
♥
Ostatnia podróż do Hogwartu… Bo tak, to już postanowione, nie wracał do domu na Święta. Rodzice mogą sobie wybyć do rodziny, bo Alexander już im zapowiedział, że chciał porządnie pożegnać się z Hogwartem. W żadnym razie nie wróci tu jako nauczyciel więc jego przygoda ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa miała się skończyć tego roku. Nieco później niż oryginalnie było to planowane… Ale cóż, wypadki chodzą po ludziach. I to nie tylko takie, które tyczyły się pewnych futrzastych istot w trakcie pełni… Bo oto na horyzoncie zobaczył dobrze sobie znaną sylwetkę. Ale jakby zmienioną… Victor był inny niż go ostatnio widział, zaraz po wyjściu ze Św. Munga, gdy wciąż widać było wycieńczenie organizmu, ale też nie przypominał energicznego młodzieńca sprzed wypadku. Znajdował się gdzieś pośrodku, a Alex miał nadzieję już wkrótce widzieć coraz częściej przyjaciela jakiego znał i cenił.
OdpowiedzUsuń— Mówiłem ci już, że wybrałeś nieco dramatyczny sposób zatroszczenia się bym nie siedział tego ostatniego roku w samotności — parsknął, posyłając przyjacielowi nieco krzywy uśmiech. Obaj wiedzieli, że Urquhart wolałby zostać w pojedynkę niż szukać teraz razem wolnego przedziału. Wypadek jakiego doznał Victor pod koniec wiosny był koszmarny i nikt z zasiadających wówczas na trybunach czy też zawodników nie mógł wspomnieć tamtej chwili bez wymownego wzdrygnięcia się. Teoretycznie wiedzieli, że quidditch był niebezpieczny. Ale chyba do nikogo z nich na tamtym etapie nie docierało jeszcze jak bardzo. Dopiero widok potrzaskanego Krukona uświadomił im, że w każdym meczu ryzykowali swoim zdrowiem i życiem. Odrzucił jednak tamte wspomnienia, chwytając za swój bagaż i upychając się do pełnego uczniów Ekspresu do Hogwartu. Ostatni raz odbywali drogę w tym kierunku, wyruszając 1 września do swojej magicznej szkoły… Zajęli miejsca, przepędzając przy okazji kilkoro rozwrzeszczanych trzecioklasistów i usiedli tylko we dwójkę. Dziwne uczucie… Jednak od pierwszego roku już siedzieli całą grupą, ekscytując się wspólnie powrotem do dobrze znanych starych murów. A jednak wszyscy z ich najbliższego grona ruszyli dalej, siedząc albo w pracy albo zwiedzając magiczny świat.
— Nie zamierzam narzekać, chociaż jakiś zwierzak mnie lubi — zaśmiał się, wyciągając rękę by pogłaskać Sushi po ślicznym łepku. Sam miał puchacza (obecnie ostentacyjnie śpiącego w swojej klatce, by nikt nie zawracał mu głowy), ale to była relacja w której pełno było dziobania po palcach. Jeżeli zaś chodzi o pozostałe zwierzęta, reagowały na niego jakoś dziwnie odkąd został wilkołakiem. Alexander nigdy nie znalazł w żadnym podręczniku wzmianki o takowych reakcjach zwierząt, więc zastanawiał się czy to nie jego postawa w jakiś sposób się zmieniła, powodując wrogość ze strony większości pupili. Będzie koniecznie musiał przeprowadzić stosowne eksperymenty… Ale to przy okazji. — Dobra, wyciągnij te słodycze poupychane po kieszeniach. Zjadłbym coś, a równie dobrze mogę trochę oskubać twoje zapasy — mruknął z rozbawieniem, rozsiadając się wygodniej. Jego lewa dłoń cały czas przesuwała się po sierści ślicznej kotki, powodując iż ciche mruczenie dobiegało z wysokości jego kolan. — Nikt do nas nie dołączy? — spytał, a tak niewinny ton Alexa mógł sugerować tylko podtekst. Victor już dobrze wiedział, że jego przyjaciel ewidentnie tutaj sugerował ewentualną obecność pewnej osóbki, która stała się bardzo ważna dla Warda, oczywiście jako przyjaciółka…
Urquhart
[Witam!
OdpowiedzUsuńVictor posiada skomplikowany charakter i tak jak moja panna Monroe - raczej otacza się zaufanym gronem. Różnica polega na tym, że on już umie dobierać sobie ludzi (tak sądzę), a moje dziewczątko jeszcze się tego uczy ^^ W razie czego zapraszam! A tak poza tym, to życzę oczywiście weny i mnóstwa wątków.
Ingrid | Alister w roboczych
Nie miał pojęcia jak zareagowałby na wieść o tym, że nie zagra więcej w quidditcha. Już dwa lata temu, kiedy powoli docierały do niego konsekwencje ugryzienia, obawiał się jak miałaby wyglądać jego rola w drużynie po powrocie do Hogwartu – na szczęście udało się dokonać pewnych drobnych zmian i znów mógł reprezentować barwy Domu Kruka. Wiedział, że dla przyjaciela quidditch był równie ważny, jeżeli nawet nie ważniejszy niż dla niego. Obdarcie z kapitańskiej odznaki musiało boleć i po części dlatego Alex odetchnął z ulgą, gdy to stanowisko nie przypadło jemu. Nie chciałby żeby stanowiło to jakąś niesnaskę między nimi. Już i tak dość dziwnie będzie wychodzić na treningi w pojedynkę, zostawiając Victora w murach zamku. Nie zamierzał więc poruszać tego tematu, nie chcąc by cokolwiek zmąciło tę ostatnią podróż do Hogwartu.
OdpowiedzUsuń— Nie spodziewałbym się po tobie niczego innego — parsknął, sięgając po kwaśne żelki i otwierając z szelestem opakowanie. Sushi na jego kolanach nie zareagowała strachem na ten hałas, jedynie przeciągając się wymownie, jakby nieco zniecierpliwiona, że nie poświęcał jej całej swojej uwagi. Zaraz więc sięgnął znów by gładzić i drapać za uszkiem. Ukontentowana kotka zamruczała w odpowiedzi, szykując się chyba do małej drzemki. Skoro więc Alex miał być uziemiony pod śpiącym sierściuchem, miał najlepszy moment by zabijać czas, dręcząc nieco przyjaciela.
— Zadałem tylko niewinne pytanie, nie wypowiadając nawet żadnego imienia! — mruknął z chytrym uśmieszkiem na ustach. No tak, fakt że Victor sam wspomniał o bardzo konkretnej dziewczynie, tylko potwierdzał podejrzenia Alexandra. Josie może i oficjalnie była przyjaciółką, ale nie przeszkadzało to Urquhartowi rzucać zainteresowanych spojrzeń w kierunku przyjaciela ilekroć w ich otoczeniu znajdowała się ta konkretna osóbka. — Bo wcale nie będę po tobie widział od razu, jasne — prychnął cicho. Gdy Ward kręcił się wokół Lydii, od razu Alex potrafił dostrzec, że coś jest na rzeczy. Oficjalne potwierdzenie, że zostali parą wcale nie było potrzebne. Miał tylko nadzieję, że Victor miał dość swoich spraw na głowie by nie zacząć zadawać podobnych pytań w kierunku niego. Dlatego też rozsądnie trzymał język za zębami, grzecznie zmieniając temat:
— Warto by było zorganizować coś na rozpoczęcie roku. W połowie września pierwsze wyjście do Hogsmeade. Co ty na to, by przeszmuglować trochę ognistej i sprosić trochę osób do nas, do Pokoju Wspólnego? — rzucił, już w głowie kombinując jak można by to było zorganizować. Potrzebowaliby jeszcze sporo kremowego piwa, wypadałoby też zagadać ze skrzatami by po cichu podrzuciły im jakieś przekąski… Ale tak właściwie to nie powinno być zbyt trudne do ogarnięcia. W końcu nie pierwszy raz taka zabawa wychodziłaby z ich inicjatywy.
[ Tak w ogóle, link do zdjęcia Sushi wygasł :) ]
Urquhart
Josie lubiła dotykać jego włosów. Były miękkie i łatwo układały się w jej palcach, a poza tym robiła to mimowolnie, zajmując czymś ręce, które nie miały teraz żadnego innego zajęcia.
OdpowiedzUsuńSkupiła wzrok przy jego twarzy i wydała z siebie ciche hmm, gdy zaczął opowiadać o swoich snach. Josie interesowała się tematem sennych mar i dobrze wiedziała, że czasem odzwierciedlały one skrywane emocje, strach lub pozwalały się od czegoś zdystansować. Często też zdarzało się, że były zapowiedzią czegoś nowego.
— Ojciec pojawiający się we śnie symbolizuje własne sumienie, autorytet oraz zdolność do podejmowania trafnych decyzji — odparła, uśmiechając się lekko, a potem dodała: — A jeśli śnisz o byłej dziewczynie, to znak, że musisz przeanalizować swoje relacje z innymi, żeby nie popełnić błędów z przeszłości, bo być może żałujesz czegoś, co mało miejsce, gdy byliście parą. — Zamyśliła się.
— Starszy brat to znak, że będziesz się cieszyć dobrym zdrowiem i kondycją... ale ten sen może wieszczyć również dobrych przyjaciół.
Pozwoliła, żeby Victor bawił się jej dłonią. Nie przeszkadzało jej to ani nie rozpraszało. Była raczej przyzwyczajona do takich drobnych pieszczot. Przecież byli przyjaciółmi, a Josie dobrze wiedziała, że okazywali sobie w ten sposób troskę. Ona zawsze cmokała jego policzek, dotykała twarzy i uśmiechała się, bo nie wyobrażała sobie po prostu przejść obojętnie obok. Lubiła być blisko, szczególnie że Victor też chyba lubił jej obecność.
— A postać mamy zazwyczaj jest znakiem idealnego związku — oznajmiła, przyglądając się jego twarzy. Victor nie mówił jej nic o tym, że spotyka się z jakąś dziewczyną. Miała jednak nadzieję, że wspomniałby o tym, a nie ukrywał przed nią swój nowy związek. Poczuła się jednak trochę nieswojo, gdy o tym pomyślała, a lekkie rozdrażnienie odbiło się przy jej twarzy.
Nie chodziło o to, że nie chciała, żeby Victor był szczęśliwy — bo przecież naprawdę chciała jego szczęścia i właściwie starała się robić wszystko, żeby się uśmiechał, ale świadomość tego, że nie będzie miał dla niej czasu przez jakąś dziewczynę, sprawiła, że zaczęła zastanawiać się nad tym, czy podobało jej się to, że nie umiała określić tego, co właściwie do niego czuła. Do tej pory nawet się nad tym nie zastanawiała.
— Nie, dzisiaj jestem wolna. — Uśmiechnęła się. — Muszę tylko wypożyczyć kilka książek, żeby napisać referat, ale myślę, że pójdzie mi z tym całkiem szybko.
♥
Absolutnie nie zamierzał bawić się w swatkę (zresztą, więcej niż pewne, że byłby w tym beznadziejny), ale miał po cichu nadzieję, że coś między Victorem a Josefine się zmieniło, bo przynajmniej to stanowiłoby pozytywny element w życiu przyjaciela. Lepiej niż ktokolwiek wiedział jak dużo się Wardowi zwaliło na głowę; jasne, problemy z rodziną to nic nowego, ale postępowanie ojca Victora było wyjątkowo okrutne w tym szczególnie wrażliwym czasie, zaraz po dotkliwej i okaleczającej kontuzji. Do tego rozstanie z Lydią, konieczność powtarzania roku… Nie powiedziałby tego na głos, ale aktualnie w swoim życiu jego ciemnowłosy druh miał jeszcze gorzej niż on zaraz po ugryzieniu, a sądził, że tamto było największym dramatem jaki mógł się przytrafić. Dlatego zamierzał po cichu obserwować, licząc na to, że pewna Gryfonka wprowadzi odrobinę kolorów do szarości egzystencji Victora.
OdpowiedzUsuńOn dla odmiany był wyjątkowo podekscytowany wizją zorganizowania małej imprezy. Alex pomijając swój czas w miesiącu, kiedy mu nieco emocje wariowały przez zbliżającą się pełnię, lubił kontakty towarzyskie. Lubił też łamać zasady, a przeszmuglowanie ognistej i zorganizowanie spotkania w Pokoju Wspólnym Krukonów z całą pewnością nie zgrywało się z szkolnym regulaminem (a wręcz był tego pewien – z uwagi na częstotliwość swoich wybryków znał regulamin na pamięć i potrafił wykorzystywać go również na swoją korzyść).
— Dobra, to trzeba go będzie złapać i omówić co i jak. Zajmę się ustaleniami z nim, ty możesz poinformować wiadome osoby — zarządził. Już chciał nawet komentować dalej, ustalając najdogodniejszy termin, gdy usłyszeli dziewczęcy głos i dołączyła do nich niespodziewanie trzecia osóbka. Alex aż jęknął na widok Maggie, doskonale wiedząc, że łzy w jej oczach mogły sugerować krwawą jatkę. A potem… Padło jedno, bardzo konkretne nazwisko i już właściwie pogodził się z myślą, że pierwszy szlaban w tym roku zarobią nim w ogóle dotrą do Hogwartu. Cudownie, matka będzie zachwycona mogąc mu wysłać wyjca już w pierwszym tygodniu. Nie ruszył się jednak z miejsca, nie chcąc dodatkowo samemu prowokować. Przecież go dopadną, Victor miał cały dodatkowy rok na rozprawianie się z gnojkiem… Poza tym, miał na kolanach przysypiającą kotkę, jakakolwiek próba wstania i zrzucenia jej z siebie byłaby karygodna.
— Cóż, jeżeli to jej poprawi humor, niech stracę parę galeonów — westchnął, przystając na małą rozgrywkę. — Dalej, zagraj z nami, pozwól siostrze uzbierać porządną sumkę na wyprawę do Hogsmeade — mruknął, wskazując jednocześnie brodą na wolne miejsce, w którym przed chwilą siedział Ward. Żeby nie prowokować żadnych oszustw, wziął karty do ręki i niespiesznie zaczął je tasować, obserwując uważnie czy faktycznie młodziutka panienka już chytrym wzrokiem spogląda w ich kierunku… — Choć jak to jest jakiś spisek przeciwko mnie, to zemsta będzie okrutna, pamiętajcie…
Urquhart
Który to już raz spacerowała podmokłymi błoniami w stronę stadionu? I czy kiedykolwiek mogłoby się jej to znudzić…? Nie, nie sądziła... Nawet, gdy była już trochę zmęczona, a niebo nad Hogwartem oblepiły szare, jesienne chmury, z których siąpił drobniutki deszczyk. Zapomniała o zabraniu z szatni swojego podręcznego zestawu do czyszczenia oraz zabezpieczania drewnianej rączki miotły, a jeszcze dziś po skończonym treningu kilkukrotnie powtarzała sobie, aby go spakować i ze sobą zabrać. Nic z tego – wystarczyło, że kapitan porwał ją na małą pogawędkę dotyczącą zastosowania najnowszej strategii gry w zbliżającym się meczu, a umysł Emerson natychmiast zapomniał o tak przyziemnych sprawach jak zaczarowana pasta i frotowa ściereczka. Dopiero po powrocie do zamku uzmysłowiła sobie, że nie miała jak wyczyścić swojej miotły. Dlatego – po krótkiej wizycie w szkolnej bibliotece – znów wybrała się na stadion, a konkretnie do wspólnych szatni zawodników, aby wyjąć z szafki swój podręczny zestaw czyścika. Wszystko szło zgodnie z planem. Po dotarciu na miejsce od razu skierowała się do swojej szafki, gdzie znalazła to czego szukała. Wpakowała zestaw do przewieszonej przez ramię torby, zatrzasnęła zamek i ruszyła w drogę powrotną do szkoły. Nie zaszła jednak zbyt daleko… ledwo minęła jedno z bocznych wejść na stadion, kątem oka zauważyła coś ciekawego. Oczywiście w pierwszej chwili pomyślała, że musiała się przewidzieć… jednak gdy przystanęła, skryta w cieniu wielkich trybun, spostrzegła sylwetkę ciemnowłosego chłopaka, którego po ostatnich, tragicznych w skutkach wydarzeniach, nie spodziewała się tu szybko spotkać. Chyba każdy w szkole słyszał o przykrym wypadku Victora Warda – a przynajmniej ci, którzy interesowali się rozgrywkami quidditcha. Emerson nie pamiętała już zbyt wielu szczegółów, w końcu cały ten wypadek wydarzył się już jakiś czas temu… jednakże kojarzyła, że były kapitan Krukonów mocno ucierpiał i spędził sporo czasu w Św. Mungu. Teraz zdecydował się powtarzać ostatni rok nauki i krążył po korytarzach zamku z niemal grobową miną. Panna Bones wcale mu się nie dziwiła. Gdyby to ona musiała zrezygnować z gry w drużynie, a w dodatku użerać się z nie w pełni zaleczoną kontuzją nogi, to chyba rozniosłaby całą szkołę w drobny mak… W każdym razie, nie sądziła że ujrzy Victora na stadionie. W dodatku z miotłą w ręku! Nie była typem podglądaczki, nie wściubiała nosa w nie swojej sprawy. Jednak ten widok odrobinę ją zaniepokoił… nie musiała długo czekać, żeby przekonać się dlaczego. Nagle chłopak wstał i równie gwałtownie upadł. Emerson zamrugała zdumiona oczami. Jak to się właściwie stało? Zaczepił o coś…? Nieważne, jeszcze parę sekund temu miała zamiar odejść, nie przeszkadzać mu, ale teraz poprawiła swoją torbę i szybkim krokiem ruszyła ku ciemnowłosemu Krukonowi. Po drodze przeskoczyła zwinnie przez parę tworzących się dopiero kałuż, aż w końcu stanęła obok leżącego Victora. Nie zastanawiając się zbyt długo, kucnęła i nachyliła się nad nim, marszcząc lekko brwi...
OdpowiedzUsuń— Żyjesz, Ward…? — zapytała spokojnie, przyglądając mu się z uwagą w jasnych oczach. — Co ty tu w ogóle robisz, jeszcze w taką pogodę…? — dodała zaraz. Naciągnięty na jej włosy oraz spory kawałek twarzy kaptur mógł sprawiać nieco złowrogie wrażenie, jednak panna Bones wcale nie zamierzała go pouczać… a przynajmniej nie w tamtej chwili... Zamiast tego zaczęła szybko oceniać, czy podczas upadku nie zrobił sobie większej krzywdy. Nie znali się zbyt dobrze – głównie kojarzyli się dzięki wcześniejszej rywalizacji na stadionie. Czasami spotykali się na organizowanych w dormitoriach imprezach, niekiedy wymieniając parę uwag na temat meczów i krajowych rozgrywek… Można by powiedzieć, że byli znajomymi, choć i to określenie, po długiej nieobecności Victora, było co nieco na wyrost… Tak czy inaczej, nie mogłaby go przecież tutaj tak zostawić.
Emerson Bones