Skrzydło szpitalne Hogwartu wydawało jej się dziwnie surowe pomimo wpadających przez ogromne okna promieni słońca. Kobieta ubrana w białe szaty podała siedzącej na leżance nastolatce szklankę z okropnie wyglądającą miksturą, kręcąc głową z dezaprobatą i surowo ściągając brwi. Jasna różdżka czarownicy dotknęła czoła Roxanne, magicznie odgarniając z niego zlepione włosy. Rana cięta jeszcze chwilę temu tryskająca krwią niczym hydrant błyskawicznie się zasklepiła, pozostawiając po sobie jedynie jasnoróżowy ślad. Uczennica uśmiechnęła się do niej, machając w najlepsze stopami przywdzianymi w dwa różne kolory trampek.
— Roxanne, jeśli będziesz latać na miotle po zamku, zabiorą Gryffindorowi wszystkie punkty — westchnęła lekko pomarszczona blondynka, spoglądając na nią spode łba i splatając ręce na piersi.
— A to moja wina, że ten głupi kot znowu schował gdzieś mojego buta?! Spóźniłabym się na zajęcia! Nie żeby to miało teraz jakieś znaczenie. — Obruszyła się uczennica, wydymając dolną wargę. Wzięła łyk specyfiku i wzdrygnęła się, powstrzymując odruch wymiotny. — Merlinie, co to jest?
— To na uspokojenie…
Brwi Weasleyówny uniosły się wyżej niż jej miotła jeszcze przed tym, jak dziewczyna zagapiła się i wyrżnęła twarzą w kamienne schody. Odstawiła naczynie na szafce obok łóżka, wstała i spojrzała na swoją pokrytą na wpół zaschniętą krwią buzię w lustrze. Bez mrugnięcia okiem splunęła w rękaw szaty i zaczęła trzeć czoło i policzek.
— Ehhh… — mruknęła, wzruszając ramionami. — No nic, dziękuję za opiekę, znowu!
Złapała za swojego Nimbusa i udała się w stronę wyjścia, doliczając sobie kolejne dwadzieścia punktów ujemnych, przez które jej dom zapewnie nie zwycięży Pucharu na koniec roku.
— Roxanne, jeśli będziesz latać na miotle po zamku, zabiorą Gryffindorowi wszystkie punkty — westchnęła lekko pomarszczona blondynka, spoglądając na nią spode łba i splatając ręce na piersi.
— A to moja wina, że ten głupi kot znowu schował gdzieś mojego buta?! Spóźniłabym się na zajęcia! Nie żeby to miało teraz jakieś znaczenie. — Obruszyła się uczennica, wydymając dolną wargę. Wzięła łyk specyfiku i wzdrygnęła się, powstrzymując odruch wymiotny. — Merlinie, co to jest?
— To na uspokojenie…
Brwi Weasleyówny uniosły się wyżej niż jej miotła jeszcze przed tym, jak dziewczyna zagapiła się i wyrżnęła twarzą w kamienne schody. Odstawiła naczynie na szafce obok łóżka, wstała i spojrzała na swoją pokrytą na wpół zaschniętą krwią buzię w lustrze. Bez mrugnięcia okiem splunęła w rękaw szaty i zaczęła trzeć czoło i policzek.
— Ehhh… — mruknęła, wzruszając ramionami. — No nic, dziękuję za opiekę, znowu!
Złapała za swojego Nimbusa i udała się w stronę wyjścia, doliczając sobie kolejne dwadzieścia punktów ujemnych, przez które jej dom zapewnie nie zwycięży Pucharu na koniec roku.
Roxanne Weasley
❆ 11.01.2005 ❆ Gryffindor, V rok ❆ Czarny orzech, ogon jednorożca, 10 cali, całkiem sztywna ❆ patronusa nie wyczarowała ❆ Boginem pożar ❆ nowa ścigająca ❆ Alien, czyli zaadoptowana przybłęda ❆ Oddawaj mi Ducha, Fred!
Nikt nie spodziewał się, że zaraz po narodzinach kolejnego Weasleya Angelina znowu zajdzie w ciążę. Roxanne od początku nie przejmowała się zasadami panującymi w świecie, czy to czarodziejskim, mugolskim, czy zwyczajnie tym naturalnym, jako że postanowiła wydostać się z matczynego łona o ponad miesiąc za wcześnie. Nie przeszkodziło jej to jednak w krzyczeniu w niebogłosy oraz bieganiu po kuchni i przedpokoju już rok po swoim pierwszym oddechu. "A przecież miała być słabsza niż rówieśnicy" — myślała sobie cała rodzina, obserwując dziewczynkę, gdy ta ze śmiechem znowu biła starszego brata po głowie.
Przez szesnaście lat właściwie nic się nie zmieniło. Młodsza córka George’a Weasleya nie pozostaje niezauważona. Ma niesamowity talent do niszczenia wszystkich rzeczy wokół siebie i wpadania w tarapaty, jednak zawsze ląduje na czterech łapach i wychodzi z niemalże każdej sytuacji bez szwanku. Włosy wiecznie sterczą jej na wszystkie strony, jako że sama utożsamia się z wiatrem — może to dlatego wszędzie jej pełno, tylko nie na lekcjach, na które notorycznie się spóźnia.
Nowe pasje wkradają się do jej umysłu niemalże co tydzień; tak właśnie przeszła przez fazę szydełkowania, gry na perkusji, badania gwiazd, zbierania pocztówek czy transmutacji śmiesznych figurek, które musiała przestać sprzedawać w Hogwarcie, ponieważ “przedstawiały nieodpowiednie treści”. Sama zainteresowana twierdzi, że nauczyciele oszukują samych siebie, jeśli uważają, że rzeźba przedstawiająca Dumbledore’a pijącego Ognistą Whisky prosto z butelki jest najgorszym, co uczniowie tej szkoły widzieli. Wzrusza ramionami za każdym razem, gdy ktoś zwróci jej uwagę, a upór osła, w którego zapewne wcieli się jej przyszły Patronus, nie opuszcza nastolatki na krok.
Jedynym zajęciem, które nigdy jej się nie znudziło, jest latanie na miotle, w czym często okazuje się lepsza niż niejeden siódmoklasista. Prawda jest taka, że do drużyny dostała się dopiero teraz, jako że do tej pory zasypiała na wszystkie eliminacje, za co zawsze pluje sobie w brodę. Może to dlatego ma w zwyczaju wylatywać ze szkolnej wieży przez okno po nocach, nie przejmując się żadnymi zasadami bezpieczeństwa, aby ścigać się z wybranymi przeciwnikami. Ufa niewielu, jako że ma wrażenie, iż każdy chce wydać ją dyrekcji. Trudno się jednak dziwić — Roxanne nie ma za grosz wyczucia i już nie raz wymsknęły jej się słowa zbyt szczere, aby zostały odebrane jako konstruktywna krytyka. Na szczęście jej ojciec prowadzi Magiczne Dowcipy Weasleyów, więc wszystkie żarty i kawały skierowane w jej stronę zwykle zwracane są przez nią z dziesięciokrotną siłą.
Trudno wyciągnąć z niej tę wrażliwszą część jej osobowości, jako że sama Roxanne nie pozwala sobie na zbyt długie rozważanie rzeczy, które ją bolą czy sprawiają, że zakręci jej się czasem łezka w oku. A przecież każdego lata w ukryciu ogląda mugolskie filmy romantyczne i nigdy nie przyzna się do tego, że na “Życiu Adeli” pożyczonym od koleżanki drżała jej dolna warga.
Przez szesnaście lat właściwie nic się nie zmieniło. Młodsza córka George’a Weasleya nie pozostaje niezauważona. Ma niesamowity talent do niszczenia wszystkich rzeczy wokół siebie i wpadania w tarapaty, jednak zawsze ląduje na czterech łapach i wychodzi z niemalże każdej sytuacji bez szwanku. Włosy wiecznie sterczą jej na wszystkie strony, jako że sama utożsamia się z wiatrem — może to dlatego wszędzie jej pełno, tylko nie na lekcjach, na które notorycznie się spóźnia.
Nowe pasje wkradają się do jej umysłu niemalże co tydzień; tak właśnie przeszła przez fazę szydełkowania, gry na perkusji, badania gwiazd, zbierania pocztówek czy transmutacji śmiesznych figurek, które musiała przestać sprzedawać w Hogwarcie, ponieważ “przedstawiały nieodpowiednie treści”. Sama zainteresowana twierdzi, że nauczyciele oszukują samych siebie, jeśli uważają, że rzeźba przedstawiająca Dumbledore’a pijącego Ognistą Whisky prosto z butelki jest najgorszym, co uczniowie tej szkoły widzieli. Wzrusza ramionami za każdym razem, gdy ktoś zwróci jej uwagę, a upór osła, w którego zapewne wcieli się jej przyszły Patronus, nie opuszcza nastolatki na krok.
Jedynym zajęciem, które nigdy jej się nie znudziło, jest latanie na miotle, w czym często okazuje się lepsza niż niejeden siódmoklasista. Prawda jest taka, że do drużyny dostała się dopiero teraz, jako że do tej pory zasypiała na wszystkie eliminacje, za co zawsze pluje sobie w brodę. Może to dlatego ma w zwyczaju wylatywać ze szkolnej wieży przez okno po nocach, nie przejmując się żadnymi zasadami bezpieczeństwa, aby ścigać się z wybranymi przeciwnikami. Ufa niewielu, jako że ma wrażenie, iż każdy chce wydać ją dyrekcji. Trudno się jednak dziwić — Roxanne nie ma za grosz wyczucia i już nie raz wymsknęły jej się słowa zbyt szczere, aby zostały odebrane jako konstruktywna krytyka. Na szczęście jej ojciec prowadzi Magiczne Dowcipy Weasleyów, więc wszystkie żarty i kawały skierowane w jej stronę zwykle zwracane są przez nią z dziesięciokrotną siłą.
Trudno wyciągnąć z niej tę wrażliwszą część jej osobowości, jako że sama Roxanne nie pozwala sobie na zbyt długie rozważanie rzeczy, które ją bolą czy sprawiają, że zakręci jej się czasem łezka w oku. A przecież każdego lata w ukryciu ogląda mugolskie filmy romantyczne i nigdy nie przyzna się do tego, że na “Życiu Adeli” pożyczonym od koleżanki drżała jej dolna warga.
Hej znowu? XD
Chodźcie na wątki, Roxanne prowadziłam już wcześniej, ale ta chyba wyszła mi ulubiona jak do tej pory, sorry not sorry. <3 br=""> W tytule Lorde, na zdjęciach Zendaya.
Wątki: Fred, Riley, Ulysses, Gail (?).3>
Chodźcie na wątki, Roxanne prowadziłam już wcześniej, ale ta chyba wyszła mi ulubiona jak do tej pory, sorry not sorry. <3 br=""> W tytule Lorde, na zdjęciach Zendaya.
Wątki: Fred, Riley, Ulysses, Gail (?).3>
[Wydaje się świetną kandydatką na stanowisko najlepszej przyjaciółki pod Słońcem dla mojego tworzącego się puchońskiego dziecka, także jeśli po publikacji Charliego wyrazisz chęć na taką relkę to I'm: in. <3 Buźka Zendayi uwodzi mnie za każdym razem, nie da się przejść obok obojętnie! Nie siedzę zbytnio w kanonie potomków, ale chętnie przekonam się, w jaki sposób ją poprowadzisz, o! Baw się dobrze i duuużo weny życzę.]
OdpowiedzUsuńJames, Rufus oraz tworzący się Charlie
[Dotarałam więc i ja w to zacne miejsce. Totalnie ją kupuję, całą i z powikłaniami, jeśli chwilowo nie do drużyny to na rezerwę. Nie pozwolimy jej zaspać na żaden trening. Chodź polatać, nawet w nocy i przez okno.]
OdpowiedzUsuńStansell
[ Olaf wita quidditchową świrudkę i koleżankę z domu! :)
OdpowiedzUsuńNa pewno Wood nie będzie tym, który odda swoje miejsce w drużynie, ale życzy Roxanne dużo powodzenia, bo bez niej treningi to nie to, co kiedyś :( ]
Olaf Wood
[ Brakowało mi Cię tutaj! Boże, jak bardzo tęskniłam! <3
OdpowiedzUsuńChodź, podbijemy razem Hogwart... ]
najwspanialszy braciszek na świecie
Nigdy wcześniej nie pokłócił się z Roxanne.
OdpowiedzUsuńOwszem, przekomarzali się nieustannie, lecz nigdy nie było to coś poważnego. Żarty i tyle. Nie mieli w zwyczaju długo się na siebie gniewać; któreś z nich w końcu wyciągało rękę, często oboje w tym samym momencie. Wiedzieli, że cokolwiek by się nie zadziało, dalej będą przyjaciółmi. Głupie podejście nastolatków, żyjących w bańce naiwności.
Tym razem sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Odkąd Gryfonka wyśmiała uczucia najlepszego przyjaciela, w sercu Charliego coś, cóż, zdechło. Nie potrafił kontynuować tej znajomości, jakby spotkanie w Wieży Astronomicznej nie miało wcale miejsca. Szczerze wątpił, aby kiedykolwiek mogli wrócić do normalności. Wnętrzności zwijały się w supeł za każdym razem, gdy mijał Roxanne na szkolnych korytarzach; powieka mu nawet nie drgała, mimo ogromnej ochoty zerknięcia na byłą przyjaciółkę, choć na moment. Z wysoko podniesioną głową oraz zimnym spojrzeniem wbitym przed siebie po prostu szedł dalej. Zachowywał pozory, ale wewnątrz czuł się jak mały, zagubiony chłopiec.
Nie zamierzał przepraszać, bo i za co miałby? Szczerość? Własne uczucia? Bzdura. Nikt nie powinien czuć się winnym za to, co podpowiadało mu serce. Dlatego nie oczekiwał od Weasley, że to ona wyciągnie rękę. Miała prawo nie odwzajemniać tego samego. Szanował to, mimo że bolało jak cholera za każdym razem, gdy słyszał imię dziewczyny. Raz nawet zrobił awanturę jednemu ze swoich kumpli za to, że nie potrafił powstrzymać się od zachwytów nad sztuką latania Roxanne. Komplementy były zasłużone, ale co z tego? Nie chciał o niej myśleć, a takie gadanie ani trochę tego nie ułatwiało.
Zasiedział się nieco dłużej, niż zakładał w Świńskim łbie; cztery kufle na barze przed Phantomem, z czego trzy puste i ostatni niedługo również. Normalnie poszedł by do Trzech Mioteł, ale to był bar jego i Roxanne. Nie czuł się na siłach, by tam pić. Kręciło mu się w głowie, przyjemne uczucie. Na parę godzin zastępowało wypalający go od środka smutek. Zwlókł się z wysokiego stołka, przytrzymując się, aby nie spaść i wolną ręką złapał za swój płaszcz. Zarzucił go na siebie, niedbale obwiązał wokół szyi szalik z barwami Hufflepuffu — domu, którego tak nie znosił. Wytoczył się na ulice. Styczniowe powietrze uderzyło go w twarz, odrobinę ocucając. Zaklął pod nosem. Nie chciał jeszcze trzeźwieć.
Parę chwiejnych kroków później zauważył (niestety) dobrze znaną sobie sylwetkę. Nie była sama, tamtych troje także rozpoznał. Zacisnął odruchowo zęby oraz pięści. Collins nie raz dostał od niego solidny wpierdol za uprzykrzanie życia Roxanne, która ani trochę sobie na to nie zasłużyła. No dobra, może nie do końca. Święta nie była, potrafiła dać popalić niejednemu, aczkolwiek Charlie dalej był zdania, że Peter i jego dryblasy powinni sobie odpuścić. W starciu z nimi trzema Weasley wypadała dość słabo.
Najpierw chciał po prostu przejść obok. Nie zareagować, nie wtrącać się. Dać dziewczynie pełne pole do popisu. Przecież nie rozmawiali ze sobą od jakiegoś miesiąca, miałby tak po prostu rzucić się na pomoc? Pokręcił głową. Z drugiej strony, czy byłby w stanie wybaczyć sobie taki ruch? Niezależnie od tego, jak teraz wyglądała ich przyjaźń, Roxanne dalej była Charliemu bardzo bliska. Dlatego, gdy z rozmyślań wyrwał go jej krzyk, od razu ruszył w tamtą stronę.
— Hej! — krzyknął, zwracając na siebie uwagę prześladowców. — Może tak spróbujecie z kimś swojego rozmiaru, co, frajerzy?!
Znokautował stojącego najbliżej Gregga, który nawet nie zdążył dobrze przyjrzeć się zmierzającemu na niego Phantomowi. Doskoczył do Petera, trzymającego dziewczynę za kurtkę; Dallasem nie musiał przejmować się w ogóle, najsłabsze ogniwo jak zwykle zdążyło dać nogę.
— Łapy precz albo ci je z przyjemnością połamię. Spędzisz tydzień w skrzydle szpitalnym, Collins — warknął Puchon, mrużąc wściekle oczy. — Liczę do trzech.
Eks bff
roxanne roxanne all she wanna do is party all night
OdpowiedzUsuńOjejku jak miło spotkać znane mi "twarze", tyle wspomnień wraca w mgnieniu oka.
Ależ ta panna jest cudna!
Casilda
Kiedy dwa lata temu przejmował drużynę od ówczesnego kapitana, nie mógł być bardziej szczęśliwym człowiekiem. Nawet jeśli niekiedy zachowywał się jak mały terrorysta, tracił głos na treningach i przeklinał ich na czym świat stoi, to uwielbiał tych ludzi wszystkich razem i każdego z osobna. Dlatego tym bardziej, kiedy siedząc po zajęciach w Bibliotece, kreślił na wielkim kawałku pergaminu ustawienia swoich zawodników, które miał zamiar przetestować na najbliższym treningu, wiadomość, którą usłyszał od Zacharego Scratcha, jednego ze swoich Ścigających, okazała się ciosem prosto w jego przepełnione miłością do drużyny i Quidditcha serce. Gryfon po ostatniej kontuzji musiał zostać odsunięty do rezerwy, bo nawet jeśli magomedycy zrobili wszystko, by poskładać jego strzaskane kości lewej ręki i żeber, po upadku z absurdalnej wysokości, to jeśli nie zrobi sobie przerwy, groziła mu poważna kontuzja z powikłaniami do końca życia. Tym oto sposobem Ulysses Stansell został z brakami w drużynie i wyrwą w sercu, bo chłopak był naprawdę świetnym graczem, zdobywającym dla Gryffindoru masę punktów podczas meczów.
OdpowiedzUsuńPrzez naprawdę długą chwilę wpatrywał się w okno, na zalane słońcem Błonia, gdzie uczniowie wylegli zaczerpnąć powietrza i oddechu po całodziennych zajęciach, bezmyślnie stukając stalówką pióra w pergamin, zostawiając na nim brzydkie kleksy w miejscu, gdzie wcześniej zaznaczył pozycję Ścigającego, którego właśnie stracił.
Kiedy później się nad tym zastanawiał, zupełnie nie potrafił zrozumieć, dlaczego podjęcie jedynej słusznej, najbardziej oczywistej decyzji, zajęło mu aż tyle czasu, ale kiedy wreszcie, z pomocą Merlina, wpadł na ten pomysł, nie mógł nie zerwać się od stolika, by pospiesznie pozbierać swoje rzeczy i pognać do Wieży Gryffindoru po swoją miotłę.
- Hej, Fred! Gdzie Roxanne? – zapytał młodszego Gryfona, ledwie przeszedł przez dziurę pod portretem Grubej Damy, odrywając chłopaka od porywającej opowieści, którą właśnie wygłaszał najbliższemu gronu słuchaczy.
W odpowiedzi usłyszał to, czego właściwie mógł się spodziewać. Zabrała miotłę i zniknęła najpewniej na boisku. Ta dziewczyna miała niespożytą energię, którą Ulysses miał teraz zamiar wykorzystać dla drużyny, dlatego czym prędzej wyruszył na poszukiwania. Znalazł ją w otoczeniu, o dziwo, koleżanek, co nie było codziennym widokiem. Za to jej znudzona, nieco załamana mina, wyraźnie świadczyła o potrzebie ratunku.
– Cześć! Wybaczcie, ale muszę ją porwać, jest mi niezbędna do życia jak powietrze – uśmiechnął się do Alice i Morwenny, swoim uśmiechem numer trzy, ale to ten skierowany do patrzącej na niego Roxanne, był tym szczerym i prawdziwym. – Nie żartuję, potrzebuję cię i to natychmiast – złapał ją za rękę i podciągnął do pozycji stojącej, a kiedy upewnił się, że zabrała miotłę, splótł własne palce z palcami jej dłoni, zauważając jeszcze zaciekawione, znaczące spojrzenia jej towarzyszek i pociągnął Roxanne w stronę wyjścia na Błonia i dalej na boisko.
Właściwie fakt przyjęcia jej do drużyny, powinien z kimś skonsultować, ale miał to gdzieś. Od dawna chciał ją mieć w powietrzu przy swoim boku, na dodatek prowadził ich już dwa lata z bardzo dobrym skutkiem, dlatego też pozwolił sobie na samowolkę, a każdego kwestionującego tę konkretną decyzję, miał zamiar posłać do siedmiu diabłów.
– Nie wszystkie księżniczki uciekają karetą, niektóre po prostu odlatują na miotle. Jak wiedźmy! – roześmiał się, uciekając przed jej dłonią, którą najpewniej chciała go trzepnąć w potylicę.
Szybkim krokiem, nieco zdyszani i roześmiani dotarli na boisko. Tysiące razy trenowali na sucho bez sprzętu, a Ulysses bez żadnych oporów wprowadzał ją w każde nowe ustawienie drużyny tak, że niekiedy znała je ona lepiej niż niejeden zawodnik. Niejednokrotnie przekonywał się też , ak bardzo zgraną parą są w powietrzu. Czasem trenował z nimi jej brat, który, kiedy akurat nie popisywał się na miotle, również był piekielnie skuteczny. Gdyby grali całą trójką, najbliższy mecz mieliby w kieszeni i Stansell był przekonany, że właśnie tak będzie.
Usuń- Hej, Rox! Poczekaj! – przystopował ją, kiedy już wsiadała na miotłę, gotowa wystrzelić w powietrze. – Możesz zerknąć ze mną na to ustawienie? Znasz drużynę niemal jak własną kieszeń, a ja potrzebuję świeżego spojrzenia – wyciągnął pergamin, na którym nakreślił ustawienie zawodników, gotów opowiedzieć jej o swojej wizji, z tym że teraz przy jednej z kropeczek oznaczających Ścigających, widniało Weasley R., zamiast Scratch Z. Podał jej swoje zapiski, z niecierpliwością czekając na reakcję.
witamy w drużynie
Ulysses
No tak, Fred. Oczywiście. Jak mógł zapomnieć. Będzie musiał przetasować to ustawienie, gdyż kompletnie nie sprawdzało się w meczu ze Ślizgonami, a Roxanne miała rację. Jej brat dostawał wyjątkowo małpiego rozumu, kiedy obok latał Zabini. Ulysseswoi wystarczyło przypomnieć sobie ostatni mecz, gdzie ten dureń w jednej chwili wisiał z miotły głową w dół, a w kolejnej stał na niej, wykonując jakąś parodię tańca. Miał szczęście, że się nie zwindował na sam dół, chociaż Stansell był już bliski, by osobiście zepchnąć go z miotły, byle zakończyć ten kabaret.
OdpowiedzUsuńTeraz jednak to nie Fred Weasley stanowił centrum jego uwagi, a Roxanne, siedząca na trawie i raz po raz wczytująca się w jego notatki. W swoje nazwisko w nich. Był stuprocentowo pewny tej decyzji i gotów przekląć każdego, kto miałby odwagę ja podważyć.
– Wiesz, że złamałaś mi serce, kiedy wtedy zaspałaś na eliminacje do drużyny – odłożył swoją miotłę na trawę, kucając naprzeciwko niej, a widząc niesforny kosmyk włosów, który nie poddał się jej palcom, sam odgarnął go za jej ucho, w delikatnym geście.
Pamiętał, jak w zeszłym roku jeden z pałkarzy opuścił drużynę, gdyż po prostu skończył szkołę. Może to nie była idealna pozycja dla Roxanne, ale przynajmniej miałby ją na miotle w górze. Bardzo tego chciał i wiedział, że ona też. Ulysses w ogóle chciał bardzo wielu rzeczy związanych z tą dziewczyną. Chciał ciągle słyszeć jej zaraźliwy śmiech. Chciał, by wreszcie przestała rozbijać się po szkolnych korytarzach i odbierać Gryfonom tak zatrważającą liczbę punktów, chociaż sam nie bywał lepszy w tej kwestii. Chciał, by trochę bardziej na siebie uważała, nawet jeśli ona twierdziła, że jest niezniszczalna i twarda. Bo w istocie była, z tym że Stansell miał kilka krótkich jak mgnienie oka momentów, w których przekonał się, że nie do końca. Jak na przykład wtedy, kiedy w nocy wymknęli się przez okno Pokoju Wspólnego Gryfonów, latać nad Zakazanym Lasem w noc jej urodzin, a on podarował jej bukiet białych sasanek nazbieranych na skraju lasu po wylądowaniu. Pamiętał miętowy zapach jej włosów i delikatny uśmiech, kiedy składał jej w tamtym momencie życzenia.
Nigdy nie kwestionował jej niezależności. Była jak kot. Chadzała własnymi drogami, a czasem zwijała się u jego boku, prosząc, by wytłumaczył jej Eliksiry, kiedy na ostatnią chwilę przed testem postanowiła się pouczyć. Czasem sprawdzał jej wypracowania, tylko po to, by spalić je w kominku, bo do niczego się nie nadawały, a później niemalże do rana pomagać napisać jej nowe. Często przez to zasypiali na kanapie w Pokoju Wspólnym, narażając się później na głupkowate komentarze i plotki ze strony rówieśników, których zgodnie postanowili nie dementować, podsycając cudzą ciekawość jeszcze bardziej, dodając do tego takie smaczki jak znaczące uśmiechy przez całą długość stołu w Wielkiej Sali, czy trzymanie się za ręce, kiedy ramię w ramię maszerowali przez szkolne korytarze. Kiedyś ktoś nawet zapytał, czy Roxanne jest jego dziewczyną, a on automatycznie potwierdził. Kiedy później jej o tym opowiadał, śmiała się głośno, lecz nigdy później nie poruszyli już tego tematu. Była dla niego wyjątkowa. Może nie była jego dziewczyną, ale była jego. Uwielbiał spędzać z nią czas, uwielbiał ją mieć wokół siebie, a wzajemna bliskość, bardziej lub mniej zażyła, nigdy nie stanowiła większego problemu.
– Jako kapitan, całkiem poważnie witam cię w drużynie Weasley. Jako twój przyjaciel, nie pozwolę, byś złamała mi serce drugi raz swoim spóźnialstwem, więc przyjąłem cię bez konsultowania tego z kimkolwiek. A teraz proszę, powiedz, że się cieszysz, daj mi buziaka i chodźmy wreszcie polatać, bo przecież widzę, że cię nosi – uśmiechnął się, zaglądając w jej oczy z charakterystyczną nutką zadziorności, którą ona również miała i którą również w niej uwielbiał.
yours truly
[Hej!
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi do głowy, że Gail i Roxanne do końca czwartej klasy były na jednym roku (o ile dobrze liczę; G. powinna być teraz w piątej), więc mimo, że należą do różnych domów, na pewno miały razem kilka zajęć. I… wydaje mi się, że one by stanowiły dobry team. :D Może też Rivers parę razy zagadnęła Roxanne o Lucy, bo bardzo chciała ją poznać, i Twoja pani zaczęła podejrzewać, że jest coś na rzeczy? :D]
Gail Rivers
Powiedzenie, że Fred z radością przystawał na rozpijanie jego młodszej siostrzyczki w czasie imprez w Pokoju Wspólnym Gryfonów było określeniem zdecydowanie na wyrost. Wciąż kontrolował ją na każdym kroku, lustrował wrogim spojrzeniem każdego chłopaka, który śmiał pokręcić się przy niej odrobinę dłużej niż było to stosowne i rozcieńczał jej drinki ogromną ilością lodu, kiedy była już w stanie lekkiego upojenia i nie mogła zrobić mu sceny na oczach wszystkich znajomych. Początkowo nie mógł znieść tego, że Roxanne w ogóle chciała brać udział w tego typu spotkaniach, a gdy pierwszy raz zastał ją naprawdę pijaną, ledwo opierającą się o ścianę koło portretu Grubej Damy, omal nie rozniósł całego pomieszczenia, szukając osoby odpowiedzialnej za doprowadzenie jej do takiego stanu. Przecież niedawno ganiała w samej pieluszce po salonie w ich rodzinnym domu, okładając go pięściami po głowie, kiedy próbował zgarnąć jej dla frajdy zabawkę sprzed nosa. Wspinała się z nim po drzewach rosnących gęsto w ich ogródku i wpatrywała się z zachwytem jak lawirował między magicznymi jabłoniami na miotle. Pierwszy raz z jego pomocą wdrapywała się na starego Nimbusa, mocno ściskając go w pasie, gdy razem nabierali prędkości. Ganiała z nim i Addie po schodach, doprowadzając rodziców do szału, siejąc spustoszenie w całym mieszkaniu. Uśmiechała się promiennie, kiedy tiara przydziału wrzeszczała nazwę ich wspólnego domu, a ona biegła w jego stronę przez wielką salę, żeby skryć się w jego uścisku. I kopała jego kolegów po nogach, kiedy naśmiewali się z jej pofarbowanych na rudo włosów. Teraz niestety miała już trochę więcej lat niż on sam, kiedy po raz pierwszy zaczął podbijać serca dziewczyn swoimi tanecznymi popisami, wyglądała znacznie dojrzalej niż większość koleżanek w jej wieku i będąc członkiem drużyny Quidditcha siłą rzeczy musiała brać udział we wszystkich organizowanych imprezach. Co nie zmieniało faktu, że miał ochotę cisnąć w Stansella jakimś upiorogackiem, gdy widział jak zamroczony kieruje strumień alkoholu prosto do ust jego pijanej młodszej siostrzyczki. Pewnie nawet by to zrobił, gdyby nie to, że sam ledwo co trzymał się na nogach.
OdpowiedzUsuńAlkohol szumiał mu w uszach, muzyka zdawała się przenikać do wnętrza jego duszy i porywać wszystkie kończyny do szalonego tańca. Raz jeszcze zerknął z dezaprobatą na Ulyssesa, który chyba nie do końca zdążył to zarejestrować i wdrapał się na stół, dopingowany przez pozostałych członków drużyny Quidditcha. Wydał z siebie niezidentyfikowany okrzyk i nie myśląc zbyt długo, schylił się i wciągnął wstawioną Roxanne na górę. Przynajmniej na chwilę odciągnął ją od butelki. Rodzeństwu Weasley można było odmówić skromności, ogłady i pokory, ale z pewnością nie talentu tanecznego. Biodra Freda kołysały się w rytm muzyki, jego klatka piersiowa zdawała się pulsować mocniej z każdym uderzeniem bitu. Roześmiał się, słysząc okrzyk swojej siostry, chwycił ją za dłoń i obrócił ją dookoła jej własnej osi, niczym zawodowy tancerz. Zachwiał się, kiedy w odpowiedzi wskoczyła mu na barana. Próbował złapać ją za nogi i wyprostować plecy, ale siła grawitacji okazała się o wiele mocniejsza od siły jego woli. Runął przed siebie jak długi, przez chwilę nie do końca wiedząc, gdzie znajduje się podłoga, a gdzie sufit. Jego ręce i koszulka były całe mokre od piwa i kleiły się do jego ciała, wywołując ogromny dyskomfort. Sapnął, próbując skupić się na dochodzących ze wszystkich stron dźwiękach, jednak obraz nadal wirował mu przed oczami, skutecznie go dekoncentrując. Głośne czknięcie do ucha sprowadziło go na ziemię. Podniósł się z ogromnym trudem, powolnym gestem rozmasowując obolałe czoło. Zmrużył oczy, starając się skupić wzrok na czymkolwiek, co nie byłoby rozmazaną, kolorową plamą. Padło na przyduży sweter Roxanne, spod którego wystawały jej drobne dłonie. Jednak, ku jego okropnego niezadowoleniu, nie były one samotne.
Zamrugał kilkukrotnie całkowicie odzyskując zdolność widzenia. Zachwiał się, strzepując z wilgotnego t-shirtu niewidzialny paproch kurzu i niepewnym krokiem zbliżył się do chłopaka ze starszego rocznika, próbując przybrać groźny wyraz twarzy. Siódmoklasiści spoglądali wściekle w jego stronę, głośno protestując z powodu rozlanego alkoholu. Freddie w jednej chwili postanowił przyjąć odrobinę inną taktykę. Wyszczerzył się szeroko, rozkładając ręce na boki i obracając się w kierunku wszystkich zgromadzonych. Każdego z nich znał, kojarzył, choć gdyby przyszło co do czego, z pewnością nie potrafiłby wymienić żadnego z nich z imienia. Poczuł jak jego puls przyspiesza, gdy ogromny chłopak, bezpardonowo oparł dłoń na biodrze jego siostry. Zaśmiał się najserdeczniej jak umiał.
Usuń- Panowie, po co te nerwy? – rzucił, sięgając po jedyne ocalałe na stole piwo i pociągając z butelki pokaźnego łyka. – Alkoholu mamy tutaj pod dostatkiem! – wykrzyknął, cmokając ze smakiem i zwinnie wdrapując się na niewielki stolik, cały zalany niskoprocentowym trunkiem. Nigdy nie rozumiał, dlaczego niektórzy tak bardzo lubili pić piwo. Przecież nic tak jak to nie gnało do korzystania z toalety. – Załóżmy się o coś!
W jego oczach dało się dojrzeć nieprzenikniony błysk ekscytacji, kiedy wspomniał o zakładzie. Uwielbiał to robić. Gdyby mógł, zakładałby się dosłownie o wszystko. W tym jednak momencie jego myśli krążyły wokół zupełnie czego innego. Wielkiej dłoni niepokojąco blisko jego młodszej siostry.
- Robimy konkurs miss mokrego podkoszulka! – krzyknął, a część przyglądającej się tej scenie Gryfonów wydała z siebie okrzyk pełen aprobaty. Zbliżył się do siostry i spojrzał z góry na stojącego przy niej chłopaka, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Ściągnął mokry t-shirt przez głowę i rzucił go w dalszy kąt pomieszczenia w rytm muzyki ku radości kilku młodszych czarownic. Uniósł jedną brew w zadziornym geście i podniósł trzymane przez siebie piwo do góry. – Ja mam już swojego kandydata – rzucił, po czym bezceremonialnie wylał zawartość butelki prosto na głowę starszego chłopaka. Trącił go palcem w ramię i uśmiechnął się złośliwie, chwiejąc się na krawędzi stolika. – Nigdy nie tykaj mojej siostry bez wcześniejszego pozwolenia.
Po czym zeskoczył na ziemię, ledwo trzymając się na nogach, porwał stojącą nieopodal whisky, chwycił skołowaną Roxanne za rękę i pomknął z nią ze śmiechem przez Pokój Wspólny, kierując się do wyjścia.
Zaborczy braciszek
[Wybacz, proszę, tę obsuwę z mojej strony. Kompletnie nie miałam weny ani czasu ostatnio.
OdpowiedzUsuńTak czy siak – w sprawie z Lucy bardziej chodziło mi o to, by, powiedzmy, w drugiej klasie, gdy Lucy zaczęłaby szkołę, Gail wypytywała Twoją pannę o jej imię i takie tam drobiazgi. Ale tak, bardzo chętnie pokażemy Roxanne, że bycie innym jest fajne! Gail szczególnie się z tym nie kryje, ma również dosyć flirciarski styl bycia i rzuca dwuznacznymi tekstami, więc… chętnie Was do łazienki Prefektów zaprosimy. :D]
Gail Rivers