Alhena L. Black
31 XII 2003 ● kilka pierwszych lat życia spędziła we Francji ● Slytherin, rok VI ● klub pojedynków, eliksirów i koło alchemiczne ● Lycoris po pradziadku ● krew czysta od pokoleń ● z tych Blacków ● sierota niemal od zawsze ● wychowana przez znienawidzoną ciotkę i jej obrzydliwie dobrego męża ● jeszcze bardziej znienawidzony kuzyn ● pióro pegaza, 10 i 1/2 cala, giętka jabłoń włókno ze smoczego serca, 13 i 3/4 cala, sztywna, sosna ● boginem ona sama, stojąca po stronie jasnych czarodziejów ● niemożność wyczarowania Patronusa ● mrok kwitnący w sercu ● pogarda do tych dobrych i prawych ● ambitna i uparta bardziej, niż pozwalałby na to zdrowy rozsądek ● powiązania ● inne
Wciąż pamiętasz tamten dzień, gdy odkryłaś prawdę. Twoja matka okazała się być twoją bardzo daleką ciotką, a prawdziwi rodzice – martwymi śmierciożercami. Miałaś dopiero pięć lat i niewiele tak naprawdę rozumiałaś, ale to mogło tłumaczyć twoją rodzącą się fascynację czarną magią. Pewne rzeczy po prostu ma się we krwi.
Jedenaste urodziny to jedne z najważniejszych urodzin dla brytyjskiej czarownicy. Też tak myślałaś dopóki wujek nie podarował ci różdżki po swoim zmarłym ojcu, odbierając tym samym możliwość poznania tej, która czekała specjalnie na ciebie. Później przez wiele lat męczyłaś się ze zdecydowanie zbyt jasną na twój potencjał magiczny różdżką, osiągając znacznie gorsze wyniki w nauce, niżbyś chciała i mogła. To siedemnaste urodziny okazały się dla ciebie tymi najważniejszymi ze wszystkich.
Trzydziestego pierwszego grudnia dwa tysiące dwudziestego roku opuściłaś już na zawsze dom wujostwa. Nie miałaś jeszcze licencji, więc do jednej z posiadłości Blacków dotarłaś z pomocą Błędnego Rycerza. Przez chwilę nie dowierzałaś, ponieważ zamiast bogatej rezydencji z marzeń ujrzałaś sypiącą się ruderę, ale od teraz to miał być twój dom, w którym mogłaś nie bać się być sobą. Po wybraniu pieniędzy z rodowej skrytki w Banku Gringotta (a przynajmniej tego, co zostało po ingerencji Ministerstwa) zakupiłaś swoją pierwszą, prawdziwą różdżkę, a po przerwie świątecznej wróciłaś do Hogwartu odmieniona. Nareszcie w pełni czułaś się czarownicą.
Często miewasz koszmary, które z wiekiem jedynie się nasilają. Słyszysz krzyki i widzisz martwe ciała rodziców z dnia, gdy w końcu odnaleźli was aurorzy. Wiesz, że to nie mogą być prawdziwe wspomnienia, byłaś wtedy zbyt młoda, jednak za każdym razem budzisz się z twarzą zalaną łzami i drżącym od przeszywającego zimna ciałem. I nie tyle żal ci rodziców, co przeraża cię przewaga i bezwględność tych, którzy mówią o sobie "dobrzy". Dlatego ty robisz wszystko, żeby - pomimo usilnych starań wujostwa - za jedną z nich cię nie uznali. Jesteś w tym coraz lepsza.
Razem z Alheną mówimy dzień dobry! Szukamy przede wszystkim (1) młodszego kuzyna, (2) kogoś, z kim weszłaby w konflikt ze względu na powiązania rodzinne i (3) sprzymierzeńca w odkrywaniu czarnej magii. Jeżeli macie jakieś inne, ciekawe pomysły, też piszcie, może uda się nam coś wspólnie wykombinować :) Lojalnie tylko ostrzegam, że ze względu na zbliżającą się obronę nie mogę sobie pozwolić na wzięcie każdego wątku, więc stawiam nie na ilość, a na jakość.Na zdjęciu cudowna Sasha Kichigina, a w tytule fragment piosenki "Come Back For Me". Kontakt albo mailowo (s.patterwood@gmail.com) albo przez GG (67586319). Tylko na GG, proszę, piszcie, że jesteście z bloga, bo nie odpisuję na wiadomości zawierające samo "hej" lub coś w tym stylu :)
[Hejhej, ojeju, jaka antypatyczna! I tak nastolatnio edgy, o Merlinie. :D Też zawsze totalnie nie rozumiałam zwyczaju przekazywania sobie różdżek, ok, rodowe, pamiątkowe, tradycja, czaję, ale to ponoć dopasowuje się do czarodzieja i służy przez lata, więc co to za głupotki! Dobrze, że Alhena w końcu zdobyła swoją.
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy na blogu!]
Edgar Fawley & Ethan Rosenblum
[ Hej, Witamy kolejną Ślizgonkę na blogu :) W końcu trochę się zagęściło w Slytherinie, bo wcześniej niemalże sami panowie :D
OdpowiedzUsuńSkoro taka buntownicza jest młoda Blackówna, to Lazarus może jej pomóc w poszukiwaniu drogi. Sam trochę uczył innych uczniów i jemu nikt nie kazał za młodu chować z czarną magią. Teraz jest ostrożny, ale czego się nauczył, to mu zostało :)
Jeśli chcesz, to możemy jakoś przepracować w wątku tą zmianę i powrót odmienionej Alheny. ]
Lazarus Nott
[ Chcesz może ustalić jakieś powiązanie wcześniejsze? Skoro razem mieszkają w jednym domu przez sześć lat, to coś by się im przydało :) ]
OdpowiedzUsuńLazarus
[ skoro była samotniczką, no to Lazarus na siłę nie chciałby stać się jej przyjacielem i się wtrącać w jej sprawy. Mam pewien pomysł na zainicjowanie historii, może Alhena będzie sobie czytała w pokoju wspólnym proroka, a w środku będzie artykuł o śmierciożercach w związku z przełomowym śledzctwem Pottera i schwytaniem Theodora Notta i Lazarus się wkurzy :) I tak możemy zacząć ich bliższą znajomość jakoś, bo w sumie to dobry pretekst do rozmów, bo mogą się niektórymi poglądami różnić, a w innych zupełnie zgadzać :D ]
OdpowiedzUsuńLazarus
[Cześć! Jak już mówiłam, karta bardzo fajna (to zdjęcie jest przesuper, naprawdę); mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić! W razie chęci zapraszam do siebie na wątek!]
OdpowiedzUsuńSamara Foxberry
[ Mogęęę zacząć, ale musisz mi dać odrobinę czasu na odpisy :) ]
OdpowiedzUsuńLazarus
OdpowiedzUsuńMiewał dużo zajęć. Szczelnie wypełniał luki swego kalendarza, jak gdyby jakakolwiek luka miała pozwolić na wtargnięcie jednej z tych tajemniczych, nieproszonych emocji. Lazarus nie uważał się za jednego z tych mrocznych, zamkniętych w sobie Ślizgonów. Nie wiedział o tej strefie swojego umysłu, gdyż ukrył ją bardzo głęboko, hodując zupełnie nową wizję siebie przez ostatnie lata. Skrupulatnie pielęgnowana sadzonka była tak naprawdę lichą iluzją. Swoimi korzeniami nie wnosiła niczego nowego, a jedynie wysysała podwaliny jestestwa. Odkrył to dopiero, gdy świat zwalił mu się na głowę i tym ciężarem poprzecinał jego starannie pielęgnowane, zielone listki nowej osobowości.
Powszechnie znany z ekstrawersji Lazarus zamknął się całkowicie w sobie. Zakneblował jakiekolwiek światło nadziei i kąpał się zgubnie we własnych myślach. Ta osobista terapia wlewała mu coraz więcej wody do płuc. Topił się we własnym rozumie jak ryba bez skrzeli i nie dopuszczał do siebie żadnej obcej dłoni, która pomogłaby mu wydostać się z tego bagna.
Od pojmania jego ojca minął już miesiąc. W zeszłym tygodniu, na polecenie ministra magii, odbyło się przesłuchanie, w którym zaszczyt miał uczestniczyć także syn. O tym napisano jeden artykuł, w którym skrupulatnie zadbano o każdy szczegół. Opisano jego krzywy grymas, uciekające spojrzenia i lekceważące podejście. W kilku słowach sklasyfikowano go jako współwinnego, nie skorego do współpracy świadka. Nie zebrano jednak żadnych dowód, by jednoznacznie osądzić Lazarusa, lecz magazyny pożerały każdą sensacyjną relację z tej głośnej sprawy.
Historia ta jest zawikłana i dość pogmatwana. Na początku, gdy pojawiły się problemy, Nott był pewny siebie, chlubił się w tym i nie dawał żadnej oznaki przejęcia sytuacją. W myślach układał mu się najbardziej przychylny scenariusz, w którym cała sytuacja powinna wygasa i wraca do normy. Tak jednak się nie stało. Lazarus wrócił do Hogwartu, a Theodor do azkabanu.
W pokoju wspólnym pojawił się późnym wieczorem. Zmęczony całodzienną pracą opadł bezwiednie na pustym miejscu szmaragdowej kanapy. Z dokładnością przeczesał swoje włosy długimi palcami, wieńcząc swą fryzurę z tyłu głowy, za uszami, by żaden z kosmyków nie przysłaniał mu obrazu sprzed twarzy.
Nie był sam. Najbliżej, na przeciwległej kanapie przesiadywała brązowowłosa dziewczyna. Wyglądała na nieobecną, kiedy pochłonięta lekturą przysłaniała większą część swojej twarzy. Był to spokojny wieczór, a przepracowanie nie mąciło ospałego umysły zmartwieniami. Ten dzień miał zakończyć się jak każdy inny, lecz nieuchronnie mały detal, znajdujący się w pokoju wspólnym ślizgonów, przechwycił jego uwagę. Kątem oka spojrzał na okładkę czasopisma, który trzymała w dłoniach towarzyszka i wtedy coś w nim pękło. Na szarej stronicy tytułowej rozpoznał swoje oblicze, zasłoniętą twarz, jego beznamiętne spojrzenie błyskające spomiędzy palców. Za jego ramieniem jawił się w całej swej chlubie i chwale powszechnie znany auror w okrągłych okularach. Poruszająca się fotografia prędko przywróciła wspomnienia i wywołała lawinę niekontrolowanej złości.
Sięgnął do swego rękawa po różdżkę. Objął ów przedmiot zamyślonym spojrzeniem, chwilę później tworząc na końcu ognistą powłokę. Bez większego namysłu wetknął badyl w czarno-białe zdjęcie uśmiechającej się twarzy Pottera. Żarząca się luka w tekście odsłoniła przed nim zdziwioną reakcję dziewczyny, lecz zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, znerwicowany Lazarus chwycił w dłoń gazetę i ów zgiętą niedbale tubę cisnął w płomienie kominka. Niczym umierający feniks, pergamin zajął się ogniem i rozproszył w popiół w ułamku sekundy.
UsuńKilku młodszych uczniów zaniepokojonych jego zachowaniem powoli ulotniło się z dormitorium do części sypialnianej.
- Bawi Cię to? - zapytał, nachylając się w stronę dziewczyny. - Lubisz sobie poczytać o złych chłopcach? - dodał i bynajmniej nie miał tu na myśli siebie, lecz szczerzącego się triumfalnie Harrego.
Nie wiedział, skąd nagle zrodziło się w nim tyle nienawiści. Był on bowiem uczniem, który skrupulatnie dbał o swoją reputację jednego z lepszych studentów. Przykładał wielką wagę do swego wizerunku, udzielał się na kilku dodatkowych zajęciach. W tej oficjalnej części swego życia nie pozwalał sobie na tak nieodpowiedzialną utratę kontroli.
Lazarus
Jego zaczepka w rzeczywistości była gwałtownym, nieprzemyślanym rozładowaniem rozszalałych emocji. Zazwyczaj bez trudu nad nimi panował, lecz tym razem w głowie doszło do nieuniknionej erupcji i na nieszczęście to właśnie Althena znalazła się w promieniu rażenia. Zdał sobie sprawę ze swoich działań dopiero po chwili, gdy rozwścieczona rzuciła w jego stronę swoim ostatnim, skutecznie przywołującym do porządku zdaniem.
OdpowiedzUsuńRozkojarzonym spojrzeniem objął pomieszczenie i zamilkł na moment w głębszej refleksji.
Skraplająca się powoli maź jeziorna, zamieniała się w zieloną fugę, wypełniając na gładko wyrwy między kamieniami wbitymi siłą w ściany tych piwnic. Gdyby nie tlący się w kominku płomień, zapach bagiennego jeziora zdominowałby bez reszty przestrzeń pokoju wspólnego Slytherinu. Choć nigdy nie było tu zimno, brak światła dziennego często wpełzał chłodem niepostrzeżenie w Ślizgońskie serca. Gdy lubowali oni się w tej mroczności, stawali się częścią tego smętnego zakamarku, czy może to ich mizantropijne osobowości swym magnesem przyciągały taką atmosferę?
Chwilę później otarł swe rozpalone czoło chłodną dłonią. Jeszcze raz rzucił spojrzeniem na iskrzący się kominek, gdzie po gazecie nie było już żadnego śladu. Mimowolnie odczuł z tego powodu ulgę.
- Może mam Ci ją teraz odkupić? - zapytał z kolejną pretensją, lecz jego złość wyraźnie słabła. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na impulsywne wybuchy i w myślach uporządkował tą agonię. Doskonale zdawał sobie sprawę takie ataki złości znacząco dysklasyfikują jego wizerunek w potyczce o objęcie stanowiska Prefekta. Może ten dodatkowy obowiązek nałożył na niego kolejną presję, zazębiająca niebezpiecznie z aktualnymi informacjami wypływającymi z ministerstwa.
- Poniosło mnie, okej? - mruknął w jej stronę, wracając do poprzedniej, wygodnej pozycji na kanapie. Nott nie przywykł do przeprosin ani tłumaczeń ze swojego zachowania przed rówieśnikami, stąd jego ton nie zdradzał nawet odrobiny żalu za swoje zachowanie. - Czemu to czytasz? Nie ma już ciekawszych rzeczy, niż te plotki o Potterze? Akurat Ciebie bym o to nie podejrzewał - rzucił, dopiero teraz lustrując jej twarz podejrzliwym, acz wciąż zdradzającym irytację spojrzeniem.
Niezbyt dobrze znał się z Altheną. Mijali się na korytarzach i w pokoju wspólnym, lecz dziewczyna ta była skryta i zajęta swoim światem. Z pewnością zamienili między sobą w minionych latach jakieś mniej istotne zdania, lecz nie byli na tyle blisko, by od razu dzielić się swoimi opiniami. Jej sytuacja rodzinna również odbiła się echem w świecie czarodziejów, lecz Nott wtedy nie był tak zaangażowany w te wydarzenia. Żył sobie w szczęściu i spokoju, dopóki ręka sprawiedliwości nie dosięgnęła tak dotkliwie jego środowiska. Wtedy wszystko w jego życiu stanęło do góry nogami i ta sytuacja wymagała od niego większego zaangażowania w przeciwstawianie się tej jedynej, słusznej wizji świata, powszechnie uważanej przez znaczącą część szkoły i świata czarodziejów.
Lazarus
[Poleciał mail z propozycją, jak coś :)]
OdpowiedzUsuńPriscilla Grindelwald
OdpowiedzUsuńAlhena w tym temacie miała zupełną rację, jednakże Lazarus był zwyczajnie przeforsowany tymi tematami. Jednego dnia żył sobie, no powiedzmy, szczęśliwie. Miał ułożone swoje życie w ustalonym odgórnie porządku. Jego sytuacja wyglądała tak, jakby z odwracającej się klepsydry pokolenia Nottów wysypano piasek, zaś on próbował zebrać go w swoje dłonie.
Na samym początku tej sprawy poczuł, że cały świat jest przeciwko niemu. Zniknął z życia towarzyskiego, zabunkrował się w najciemniejszym kącie biblioteki, starał się zapomnieć, że w ogóle jakikolwiek świat rzeczywisty wokół niego istnieje. Był to etap wyparcia.
Kolejno powoli zaczął wybudzać się z tego koszmaru i wierzyć, że przecież nie został zupełnie sam. Miał kilku przyjaciół, którzy podobnie jak jego rodzina, podtrzymywali w mniejszym lub większym sekrecie swoje poglądy na magiczną politykę. Był nim Bastian, póki co. Nie rozmawiał jednak na tyle dużo z Alheną, by spamiętać ją jako osobę, u której mógłby znaleźć zrozumienie.
Nie musiała mu przypomnieć, czym jest wiedza. Lazarus był dobrym uczniem, cwanym chłopakiem i swój wizerunek zbudował nie jedynie na pozorach, gdyż skrupulatnie przykładał się do lekcji. Pragnął osiągnąć wiele i od dziecka wpajano mu, że może osiągnąć to tylko ciężką pracą.
Teraz, gdy ta dwójka wpadła na siebie w pokoju wspólnym, Lazarus powoli wychodził z opresji, powoli opuszczał go kilkumiesięczny gniew, lecz jak widać, emocje zachwiały z nim łatwością, gdy znów szczerząca się morda Pottera zaświeciła mu przed oczami.
- Tam nie znajdziesz zbyt wiele prawdy - westchnął i rozsiadł się wygodniej. Pomyślał sobie wtedy, że ciekaw jest tego niecodziennego podejścia panny Black do jego własnej sprawy. W ogóle chętnie spojrzałby na swoje położenie z perspektywy osoby trzeciej. - W zeszłym miesiącu napisano, że mój ojciec zamordował moją matkę - prychnął, spoglądając w bok, bo temat ten nie należał do łatwiejszych, jednakże przyszła w nim potrzeba, by go właśnie teraz poruszyć. - Nie ma się zbyt dobrze, ale żyje. Jednocześnie z taką łatwościa przypięto mu kolejną łatkę zbrodniarza, a mi, sieroty.
Zadumał się na moment i gestem swego prostującego się w powietrzu palca wstrzymał Alhenę od jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Masz ochotę się ze mną gdzieś przejść? - zapytał dość spontanicznie, nie mając w gruncie rzeczy żadnego konkretnego pomysłu, lecz uznał, że jeśli miałaby ochotę pogłąbić po mrocznych tematach, bezpieczniej będzie uniknąć niepowołanej widowni.
Lazarus
[ *miałaby ochotę pobłądzić - miało być :)
UsuńMam nadzieję, że nie zabijesz mnie za ta późne odpisanie, ale nie ogarnęłam się z tym, miałam odpowiedzieć później i zapomniałam. Obiecuję poprawę i mam nadzieję, że wybaczysz <3 ]
Ostatnim, co chciała robić Priscilla, było siedzenie przy jednym stole z bandą debili, którzy nie potrafili nawet poprawnie wypowiedzieć jej imienia. Przy pierwszej, lepszej okazji wymknęła się z Wielkiej Sali. Korzystając z tego, że wszyscy, którzy mogliby ją powstrzymać byli zajęci ceremonią, pognała do biblioteki, a tam prosto do Działu Ksiąg Zakazanych. Czaiła się na to od czasów swojej nauki w Hogwarcie, złakniona sekretów, jakie mogłaby tu znaleźć. Podniecona tą przełomową chwilą, zaszyła się za jednym z regałów i zaczęła poszukiwania tytułu, który ją interesował. Niestety, nie udało się blondynce znaleźć księgi, o jakiej marzyła od dawna. Zaklęła pod nosem. Zrezygnowana, wyszła zza rogu, chcąc opuścić bibliotekę. Nie była tam jednak sama, o czym boleśnie przekonała się, gdy z impetem na kogoś wpadła.
OdpowiedzUsuń— Kurwa! — zaklęła głośno, wytrącona z równowagi.
W ciemnościach trudno było cokolwiek dojrzeć, więc podniosła różdżkę i oświetliła twarz nieznajomej. Okazało się, że to jedna z uczennic, po barwach szaty rozpoznała w niej Ślizgonkę. O tyle dobrze — większość dzieciaków z Domu Węża była wychowywana przez szanowane, czarodziejskie rodziny o mocnych, podobnych do Priscilli poglądach.
Po chwili blondynka uświadomiła sobie, że już kiedyś widziała tę dziewczynę. Wpadły na siebie przypadkiem w wakacje, kiedy załatwiała swoje sprawy na Śmiertelnym Nokturnie. Tym bardziej nie musiała się martwić, bo najwyraźniej uczennica była tak samo zafascynowana tym, co nie do końca legalne, co Grindelwald.
— Kto by pomyślał, znowu się spotykamy, panno... - nie do kończyła; spojrzała na nią pytająco, oczekując, że wyjawi jej swoje nazwisko. — Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, lepiej słuchaj. Wyjdziesz teraz razem ze mną na korytarz i po drodze do mojego gabinetu opowiesz mi, co cię tu przygnało. Gdyby ktoś pytał, oprowadzasz mnie po szkole. Jasne? — poinstruowała uczennicę. — No, rusz się. Jak będziemy tak tu sterczeć to na pewno ktoś nas przyłapie.
Priscilla