Never invite me over ever again


Roxanne Weasley
2 stycznia 2006, Yorkshire — V rok — Gryffindor — 10 cali, jodła, pióro hipogryfa, dość giętka — bogin nieznany — patronus nieznany — była szukająca — koło astronomiczne
— Męczy mnie to — mruknęła, opierając policzek na dłoni.
Jej łokieć spoczywał na stole tuż obok talerza, w którym grzebała już od dobrych dwudziestu minut. Patrzyła na brata spode łba, a ten dopiero teraz, jakby trzy wypowiedziane przez nią słowa były ekwiwalentne do wylania na niego szklanki zimnej wody, przestał mówić o strategiach gry na następny rok.
— Co cię męczy?
— Ty! — Uniosła się lekko na krześle, jednak zaraz z powrotem na nie opadła. Otarła twarz spoconą dłonią. Była wycieńczona, jednak nie umiała do końca tego wytłumaczyć. — Jesteś gwiazdą boiska i zrobiłeś z siebie bohatera, bo udało ci się wytresować mnie jak małpkę — syknęła. — Znajdź sobie inną szukającą, mam tego dość.
Wstała od stołu, zostawiając większość swojego obiadu. Angelina i Fred odprowadzili ją jedynie wzrokiem, gdy najmłodsza domowniczka pomaszerowała do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Wzięła trzy głębokie oddechy, próbując uspokoić drżenie rąk. Nie wiedziała, co się z nią ostatnio działo. Chciała jedynie znów czerpać przyjemność z czynności, które jeszcze niedawno sprawiały jej tyle radości. Spiorunowała wzrokiem stojącego w kącie pokoju Nimbusa, po czym cisnęła nim o przeciwległą ścianę.

Promyczek Weasleyów, tak ją nazywali. Roztaczała się wokół niej dziwna aura, jakby ciepła energia wlewała się do pomieszczenia, kiedy tylko Roxanne przekraczała próg. Jej dobre oceny i pogodny, choć znacznie bardziej wyważony od brata sposób komunikacji kontrastowały z głośnym śmiechem oraz agresywną wręcz zawziętością, z jaką poruszała się na miotle. Szukającą została już na drugim roku i od tamtej pory zdobywała coraz więcej osiągnięć, co w połączeniu z dobrze znanym nazwiskiem sprawiło, iż stała się dość popularna. Wolność stanowiła dla niej największą wartość, dlatego też nigdy nie bała się spędzać czasu sama ze sobą, a znajomych i bliskich przyjaciół dobierała skrupulatnie, mimo że potrafiła być duszą towarzystwa. Czasami zastanawiała się, czy faktycznie była tak szczera i pogodna, czy może dzieliła się jedynie tymi szczegółami, z którymi było jej wygodnie. W końcu nie raz chciała wybuchnąć i pokłócić się z kimś o byle drobnostkę, jednak zawsze mówiła sobie, aby złość wyrzucać z siebie na miotle. Jakby jej wprawa w poszukiwaniu Złotego Znicza wynikała z wymiany energii przynoszonej przez smagający ją w twarz wiatr oraz adrenalinę. Myślała wtedy, że stadion to taki rodzaj baterii, że to tam zostawia dręczące ją myśli i negatywne emocje i zastępuje je tymi dobrymi. Lubiła smak zwycięstwa i pokrzepiający wzrok członków rodziny w akompaniamencie wiwatów Gryfonów.

Być może była naiwna. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że popularność miała dwie strony medalu i oprócz podziwu czy chcących się z nią przyjaźnić rówieśniczek, przyciągnęła również ten zły rodzaj gapiów. Nigdy nie interesowały jej plotki na swój temat, te spływały po niej jak po kaczce, a jednak znalazł się ktoś, kto dał radę wkraść się pod skórę Weasleyówny. Nie zdawała sobie sprawy, jak łatwo mogła dać się omamić słodkim słowem, jak szybko to słodkie słowo mogło przerodzić się w sytuację, w której pierwszy raz skamieniała i nie wiedziała, co ma zrobić. Do tej pory czuje się, jakby ktoś obdarł ją z jakiejkolwiek autonomiczności i chęci do parcia przed siebie. Nikt właściwie nie wie, dlaczego po czwartym roku Promyczek zszedł z boiska i schował się gdzieś w cieniu reszty rodziny, spędzając większość swojego czasu na studiowaniu gwiazd oraz siedzeniu w bezpiecznym dormitorium. Początkowa złość, którą tak często zamykała w sercu, by potem przelać na dobre wyniki w grze, uszła z niej po wielu kłótniach z najbliższymi jej osobami oraz niewytłumaczalnej agresji słownej. Teraz jedynie siedzi, ogarnięta przez ciągłą apatię, próbując robić niezgrabne notatki na zajęciach oraz przemykając korytarzami Hogwartu. Gdy już znajdzie się w towarzystwie dla podtrzymania pozorów udaje klauna, a ze swojego odejścia z drużyny żartuje, że to jednak nie było jej powołanie. Właściwie coraz lepiej idzie jej przekonywanie do tego rówieśników oraz samą siebie, udowadniając, że kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą.

Witamy z powrotem! Roxanne na pewno niektórzy już znają, jednak tym razem zrobiłam ją w nieco innej odsłonie, mam nadzieję, że się spodoba.
Poszukujemy przyjaciela/-ółki, z którym Roxanne podzieli się sekretem, chętnie przygarniemy też jakąś miłostkę w damskiej postaci. I klasycznie, lubimy dramy.
Na zdjęciu widnieje Dilia Martins, a w tytule Destroy Boys.
Kochajmy się!

12 komentarzy:

  1. [No dzień doberek! Oczywiście, stalkowałam.
    Piękna karta, cudna Roxanne (nie jestem już chyba w stanie sobie wyobrazić takiej, która nie wyszłaby spod Twoich palców xD), intrygująca przemiana... Baw się z nią niezmiennie dobrze!
    I wiesz, jak coś zawsze można pokminić wąteczek *wink wink*]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również podglądałam, przyznam się, a co. Jeszcze mnie tu oficjalnie nie ma, ale niedługo będę i aż żałuję, że moja Nyx jest taka szorstka w obyciu, bo chętnie podrzuciłabym ci ją na jakiś nieoczywisty, damsko-damski wątek, oparty na przyciąganiu się przeciwieństw (jeśli moja Ślizgonka przypadłaby Ci do gustu, oczywiście). Z tym, że byłby na sto procent słodko-gorzki, z ogromną przewagą goryczy. Ale hej, może...?
    Bawcie się dobrze! <3


    PHOENIX FERNHART

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ja się podpisuję pod słowami Ciastka. Lepszej siostry nigdy nie mogłabym Freddiemu znaleźć, a każda kolejna odsłona karty to jak miód na nasze serduszka.

    A teraz... Chodźmy zrobić dramę w stylu Weasleyów.]

    Najlepszy braciszek

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Nie znam wcześniejszej wersji Roxanne, ale obecna przekonuje mnie w stu procentach. Bardzo podoba mi się styl karty, jednocześnie przekazuje dużo i zostawia miejsce na niedopowiedzenia, włącznie z Główną Tajemnicą. No i wizerunek. Pewnie inni już Ci pisali, że cudny, ale ja napiszę jeszcze raz. Że już pominę, jak miło zobaczyć nie do końca europejską etnicznie twarz. (tak, wiem, Angelina, ale mimo wszystko)
    Jeśli tylko masz ochotę, zapraszam do wątku :) Obecnie prowadzę na blogu dwie postacie - Lavona Carrowa, nauczyciela mugoloznawstwa i Nilę Atherstone, Krukonkę. Oboje dostępni, aczkolwiek w pierwszym odruchu przyszedł mi do głowy pewien pomysł z Nilą. Jestem pewien, że nie darowałaby sobie okazji i póki Roxanne grała, próbowała (notorycznie..?) wyciągać jakieś plotki o niej, w końcu bycie redaktorką (i wścibską cwaniarą) zobowiązuje. Przyszło mi do głowy, że to ukierunkowane na plotki i skandale zainteresowanie mogłoby zmienić się w coś bliskiemu trosce, gdy Roxanne odeszła z drużyny. Może Nila czegoś by się dowiedziała albo domyśliła, może nie, ale przez pryzmat własnych doświadczeń czułaby, że coś jednak nie jest w porządku? Może teraz postarałaby się zacząć tę znajomość inaczej, lepiej. Może nawet, finalnie, dałoby się z tego zrobić wymienioną w dopisku przyjaźń, albo - i to mogłoby być ciekawe biorąc pod uwagę różnice między nimi - miłostkę. Zwłaszcza, że Nila też jest bardziej into dziewczyny, niż chłopaki.
    Niezależnie od tego, czy zaczniemy jakiś wątek - życzę dobrej zabawy na blogu :)]

    ~ Nila Atherstone & Lavon Carrow

    OdpowiedzUsuń
  5. [O jaa, a ty sama do mnie napisałaś xD Dziękuję o miłe słowa o Nili. I oczywiście podtrzymuję wszystko, co napisałem wyżej.]

    ~ Nila & Lavon

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gwałtownie szarpnął miotłą w bok, w ostatniej chwili zauważając pędzącego w jego stronę tłuczka. Nieduża, acz groźna piłka przemknęła obok niego z zawrotną prędkością, świszcząc głośno tuż koło jego prawego ucha. Wstrzymał oddech, zwinnie manewrując w powietrzu, po czym pochylił się nad trzonkiem miotły i powoli znowu nabrał prędkości. W trakcie gry nigdy nie pozwalał się rozproszyć. Jego mózg nie reagował na krzyki kibiców, zdawał się wyłączać na wszystkie bodźce, które nie były mu w tej chwili potrzebne.
    Kiedy wychodził na boisko, koncentrował się wyłącznie na murawie, sześciu obręczach, zawodnikach i piłkach. Wszystko, co znajdowało się przed nim, stawało się dla niego planszą z rozrysowanymi punktami. Nie musiał się wysilać, by opracować strategię, nie potrzebował czasu do namysłu. W trakcie gry po prostu działał. I kochał to robić.
    W końcu od kiedy tylko pamiętał sport był dla niego najlepszą odskocznią. Gdy tylko stanął na dwie nogi, rodzice posadzili go na miotle z Roxanne. Już jako dzieci śmigali razem między krzewami w ich ogrodzie, płosząc gnomy i rzucając w siebie owocami, jak gdyby te były najprawdziwszymi tłuczkami. Fred zarywał noce, zaczytując się w podręcznikach do Quidditcha, a potem wykradzioną wiedzę próbował przelać na siostrę. Nie wiedzieć kiedy, stali się nierozłącznym duetem. Na boisku siali postrach, bo potrafili wyczytać swoje zamiary jedynie z mowy ciała i grali, jak gdyby tworzyli nie dwie jednostki, ale jeden wspólny organizm. Ona szukała znicza, on przerzucał kafla przez obręcze. Zdobywali dla domowej drużyny miażdżącą przewagę. Świętowali w pokoju Gryfonów. Byli nieposkromieni. Nigdy nie rozumiał, jak Roxanne mogła rzucić to wszystko tak po prostu z dnia na dzień.
    Zaklął pod nosem, kiedy dwóch pałkarzy z drużyny przeciwnej jednocześnie z całej siły uderzyło w tłuczka i posłało go celnie w stronę jego ścigającego. Dubel wyszedł im bezbłędnie, jednak jego zawodnik mocno trzymał się miotły. Fred się skrzywił. Na tym udzie zostanie mocny ślad. O ile niczego mu nie złamali. Korzystając z powstałego zamieszania, śmignął pod miotłą jednego z Krukonów, próbując odwrócić jego uwagę od pędzącej przed nim Gryfonki, która w lewej ręce mocno ściskała kafel. Przyparł torsem do miotły i gwizdnął przeciągle, gdy dziewczyna znalazła się tuż naprzeciwko bramek. Słysząc sygnał, ostro wyhamowała i sprawnie przerzuciła piłkę przez ramię. Weasley poderwał gwałtownie miotłę do góry. Pomknął przed siebie i w mgnieniu oka chwycił kafla, by następnie cisnąć go w obręcz wysuniętą najdalej na lewą stronę. Uśmiechnął się, widząc jak palce bramkarza ledwie muskają piłkę, a ta podkręcona przemyka dalej. Bezbłędna przerzutka.
    Zawrócił miotłę i obrzucił szalejących kibiców krótkim spojrzeniem. Przeczesał włosy, pozwalając sobie na chwilę samozadowolenia. Całe jego ciało krzyczało ze szczęścia, wiedział jednak, że nie może sobie jeszcze pozwolić na dłuższe pławienie się w blasku chwały. Jego ego musiało poczekać. Jeśli ich szukający nie złapie zaraz znicza, będą potrzebowali jeszcze większej przewagi. Wyhamował na środku, szykując się do kolejnego manewru. Przeczesał boisko wzrokiem, sprawdzając ustawienia członków drużyny i marszcząc brwi na widok trzymającego się za udo Gryfona. Pokręcił głową. Poświęcił dużo czasu, by jak najlepiej przygotować swoich zawodników do grania z kontuzjami. Miał nadzieję, że mu się to opłaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprostował się, rozcierając nadgarstki. Czekał.
      — Hej, Weasley, robisz sobie przerwę?!
      Prychnął pod nosem, ledwo powstrzymując uśmiech. Był za blisko trybun, by móc zignorować głos Ślizgona, który z pewnością nie spodziewał się tego, co miało zaraz nastąpić. Nigdy wcześniej nie stosowali Kleszczy Parkina, a mecz z Krukonami stanowił doskonałą okazję do przetestowania manewru. Zmrużył oczy, wpatrując się w gracza przeciwnej drużyny, który z zawrotną prędkością mknął z piłką w stronę ich obręczy. Mocno chwycił trzonek miotły.
      — Nie zanosi się na wygraną, co? Już się poddajesz?! Może ściągnij swoją szukającą z trybun, będziecie mieli chociaż równe szanse!
      Zacisnął zęby i ruszył przed siebie, w ostatniej chwili rejestrując dolatujące do jego uszu słowa. To nie mogła być prawda. Roxanne nie pojawiła się na meczu od kiedy odeszła z drużyny, ba, od ich ostatniej kłótni nie zamieniła z nim nawet słowa. Nie było opcji, by nagle miała zmienić zdanie odnośnie gry. Nie zdołał jednak powstrzymać drżącej iskierki nadziei, która wkradła się wraz z wypowiedzianymi zdaniami do jego serca. Nacierając na ścigającego, mimowolnie obejrzał się za siebie.
      Siedziała tam. Siedziała jak gdyby nigdy nic, przyciskając zaciśnięte pięści do twarzy. Skrzywił się, mimo wszystko nadal nie mogąc oderwać spojrzenia. Minęło tyle czasu…
      Choć było to trudne, nauczył się z nią funkcjonować. Jej widok nie bolał go już, kiedy mijali się na korytarzach. Wiedział, jak kryć zawiść i złość przy rodzicach i nie prychać za każdym razem, gdy spotykali się w Pokoju Wspólnym. Jednak wkraczając na boisko naruszyła jego święty teren. Mógł się domyślić, że nie przyszła grać. Nie miała przy sobie miotły, włosy sterczały w zwykłym nieładzie na wszystkie strony, a jej oczy… Jej oczy na ułamek sekundy zwróciły się w jego stronę.
      Gwałtownie odwrócił głowę, bokiem mocno uderzając w nacierającego Krukona i pozwolił, by satysfakcja z wykonanego manewru przejęła nad nim kontrolę. Jego ścigająca napierała na zawodnika z drugiej strony, z naprzeciwka nadlatywał już kolejny Gryfon. To się uda. Uśmiechnął się. I wtedy stało się coś nieoczekiwanego.
      Nie był skupiony. Widok Roxanne był dla niego tak wielkim zaskoczeniem, że kompletnie zapomniał o jednej ze swoich najważniejszych zasad. Słuchaj. Nie wiedział, jak to się stało, ale w jednej chwili poczuł jak jego nogi drętwieją, miotła przechyla się do przodu, a on sam zsuwa się z niej głową w dół, jak gdyby miał zamiar skoczyć na główkę. Tłuczek uderzył w niego naprawdę mocno, każda kończyna od pasa w dół wydawała mu się martwa. Bezwładnie zsunął się z Pioruna, rękoma niezgrabnie przebierając w powietrzu. Serce waliło mu jak młotem. Zbliżał się do ziemi coraz szybciej. W jednej chwili na trybunach zapanowała martwa cisza. Obrócił się w locie i uderzył plecami o murawę, nad głową widząc jeszcze przemykających w tę i z powrotem graczy oraz bezchmurne niebo. A potem zrobiło się ciemno.

      Nigdy wcześniej nie spadł z miotły.

      Braciszek

      Usuń
  8. [Urlop mi się skończył, więc wracam w temacie wspólnego wątku :D Odnośnie momentu, w którym moglibyśmy zacząć - co powiesz na ich pierwszą rozmowę od czasu, kiedy Roxanne przestała grać w drużynie? Ta niezręczna sytuacja, kiedy Nila szuka pretekstu, w końcu jakiś znajduje i podchodzi do Roxanne? Może nawet "śledzi" ją od jakiegoś czasu, zbierając się, żeby do niej podejść, bo po raz pierwszy nie ma śmiałości? ]

    ~ Nila Atherstone

    OdpowiedzUsuń
  9. ❤ Poczta Walentynkowa ❤

    Odległość między dwiema wieżami
    hogwarckiego zamczyska wydaje się bliska
    Lecz gdy między wieloma twarzami
    Patrzysz z wysoka, a ja z niska,
    Gdy zbywasz moje spojrzenie
    Ramion wzruszeniem
    Gdy na złe pytanie
    Odpowiadasz lekceważeniem
    Nieujętym w słowa ładne
    Nabieram cichego przekonania
    Że jedynie czas twój kradnę
    Że nie istnieje sposób ni zaklęcie żadne
    By za zdania chybione przeprosić
    I okrutne wersy zatrzeć
    Więc zamiast o przyszłość prosić
    Umiem jedynie patrzeć
    I przytłacza mnie że między tyloma twarzami
    Twoją widzę najwyraźniej
    Nawet jeśli widząc cię latami
    Prawdy ci nie powiedziałam żadnej.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Z wielkim, brzydkim spóźnieniem przyszłam pochwalić kartę i całą kreację Roxanne. Jest w niej coś bardzo smutnego, bardzo chętnie przeczytałabym jakąś notkę w Twoim wykonaniu, która odsłoniłaby nieco więcej z historii dziewczyny. ;)

    Wątku nie zaproponuję, bo niestety czas nie jest moją dobrą stroną, jednak chciałabym Ci życzyć wiele weny. Baw się tutaj świetnie. <3]

    Lestrange

    OdpowiedzUsuń