am, gdzie się wychował, ludzie nigdy nie mieli oporów przed otwartym wyrażaniem swoich myśli, uczuć czy poglądów i Minu nie jest w tym przypadku wyjątkiem, choć nauczył się przy tym doskonale skrywać swoje sekrety za fasadą dobrze dobranych pozorów dostępności, przez które istotnie - wzorem pozostałych członków rodziny - sprawia wrażenie gotowej do odczytania księgi. Dokładnie z tego samego powodu większość ludzi, którzy mają z nim do czynienia uważa, że to, co mogą zobaczyć jest jednocześnie wszystkim, co ten dzieciak może mieć do zaoferowania i najczęściej nawet nie próbują doszukiwać się w tym drugiego dna. Nie zadają sobie również trudu, by go lepiej poznać przed wydaniem na jego temat opinii czy osądu, bo wydaje im się - a jakże! - że po prostu znają Minu Reevesa.
On sam z kolei przyzwyczaił się już, że patrzy się na niego przez pryzmat uroczego uśmiechu, szerokich ramion lub plotek zasłyszanych gdzieś na korytarzach i nie wyprowadza nikogo z błędu. Właściwie lubi, kiedy ludzie rzucają w jego kierunku płoche, podejrzliwe spojrzenia albo jak po każdym powrocie z wakacyjnej przerwy zerkają z niepokojem na jego nowe siniaki czy stare blizny, które z wiekiem przestał ukrywać. Pozwala im na to, ale każde pytanie o ich pochodzenie zbywa jakimś dwuznacznym komentarzem albo tajemniczym uśmiechem. Ma w sobie pewien magnetyzm, którym przyciąga kolejnych ludzi: lgną do niego zwabiani aurą bezpretensjonalności, lgną do chłopięcego uroku, do towarzystwa, do swobody bycia, do bezpośredniości. Lgną jak muchy do miodu nawet jeśli większości z nich faktycznie nie ma i nie chce mieć nic do zaoferowania, bo tak naprawdę dopuszcza do siebie jedynie nielicznych.
Gdyby jednak komuś udało się przypadkiem podejść na tyle blisko, by móc ujrzeć jego prawdziwą twarz wiedziałby już, że za fasadą kryje się nie tylko gotowa do skoku bestia o ostrych kłach, długich pazurach i bijącym mocno sercu, ale że czai się tam również zagubiony, obarczony przesłością chłopiec. Wiedziałby, że pomimo ogromnych pokładów odwagi czasami boi się zatrzymać czy choćby zwolnić tempa, by przypadkiem nie zalały go emocje, od których wciąż próbuje się uwolnić. Wiedziałby również, że bywają dni, kiedy poczucie winy zżera go boleśnie od środka, a ciężar skrywanych tajemnic z ledwością pozwala podnieść się z łóżka, czego nawet sam przed sobą nie jest jeszcze w stanie przyznać. I własnie dlatego większość ludzi tak naprawdę nie zna Minu Reevesa - jedynie iluzję; własne wyobrażenie o nim.
On sam z kolei przyzwyczaił się już, że patrzy się na niego przez pryzmat uroczego uśmiechu, szerokich ramion lub plotek zasłyszanych gdzieś na korytarzach i nie wyprowadza nikogo z błędu. Właściwie lubi, kiedy ludzie rzucają w jego kierunku płoche, podejrzliwe spojrzenia albo jak po każdym powrocie z wakacyjnej przerwy zerkają z niepokojem na jego nowe siniaki czy stare blizny, które z wiekiem przestał ukrywać. Pozwala im na to, ale każde pytanie o ich pochodzenie zbywa jakimś dwuznacznym komentarzem albo tajemniczym uśmiechem. Ma w sobie pewien magnetyzm, którym przyciąga kolejnych ludzi: lgną do niego zwabiani aurą bezpretensjonalności, lgną do chłopięcego uroku, do towarzystwa, do swobody bycia, do bezpośredniości. Lgną jak muchy do miodu nawet jeśli większości z nich faktycznie nie ma i nie chce mieć nic do zaoferowania, bo tak naprawdę dopuszcza do siebie jedynie nielicznych.
Gdyby jednak komuś udało się przypadkiem podejść na tyle blisko, by móc ujrzeć jego prawdziwą twarz wiedziałby już, że za fasadą kryje się nie tylko gotowa do skoku bestia o ostrych kłach, długich pazurach i bijącym mocno sercu, ale że czai się tam również zagubiony, obarczony przesłością chłopiec. Wiedziałby, że pomimo ogromnych pokładów odwagi czasami boi się zatrzymać czy choćby zwolnić tempa, by przypadkiem nie zalały go emocje, od których wciąż próbuje się uwolnić. Wiedziałby również, że bywają dni, kiedy poczucie winy zżera go boleśnie od środka, a ciężar skrywanych tajemnic z ledwością pozwala podnieść się z łóżka, czego nawet sam przed sobą nie jest jeszcze w stanie przyznać. I własnie dlatego większość ludzi tak naprawdę nie zna Minu Reevesa - jedynie iluzję; własne wyobrażenie o nim.
Kieran Minnakht Reeves — Były wychowanek Gryffindoru — Lat 21, dokładna data i miejsce urodzenia nieznane — czarodziej o egipskich korzeniach, najpewniej półkrwi — adoptowany w wieku 11 lat — Świeżo upieczony stażysta OPCM — aspirujący hipnotyzer — boginem piękna, lecz pozbawiona zdrowych zmysłów, biologiczna matka — patronusem Nundu — dwunastocalowa, dość giętka różdżka z Mpingo o rdzeniu z popiołu feniksa — Nikt poza rodziną nie posługuje się względem niego imieniem Kieran, wszyscy (bez wyjątku) znają go jako Minu — powiązania
odautorsko
[ Ależ niejednoznaczna, złożona postać! Podobne wrażenie odniosłam już w przypadku Remy, ale zdaje mi się, że w kreacji Minu jeszcze spotęgowałaś różnicę pomiędzy tym, co widać powierzchownie, a tym, co kryje się wewnątrz. Lektura tylko nasuwa kolejne pytania i zachęca do odkrywania tajemnic Twojego pana :) Cóż, po prostu – naprawdę świetna karta. Gdy tylko zakończymy nasz wątek pomiędzy paniami, bardzo chętnie zaproponuję koledze stażyście wspólną rozgrywkę. Nie przedłużając – dobrej zabawy, udanych wątków i zdecydowanie jeszcze się tutaj odezwę :) ]
OdpowiedzUsuńIsolde Dippet
[Och nie, jakie pustki. Przybywam temu zaradzić.
OdpowiedzUsuńLubimy takie postaci, które mają dwie twarze, jedną z nich skrytą głębiej razem z różnymi tajemnicami ich dotyczącymi. Chciałoby się Minu rzeczywiście poznać bliżej i odkryć co nieco, wierzę zatem, że słowa z karty o pewnym magnetyzmie, który go cechuje, nie są na wyrost!
Nie jestem pewien, czy gdzieś mógłbym ci wcisnąć moich chłopaków, Terence to w końcu dzieciak, ale Lay jest świeżynką na stanowisku stażysta tak jak Minu i rocznikowo dzieli ich jedynie rok, więc potencjał na jakieś powiązanie zdecydowanie jest większy. Anyways, zapraszam do ciebie, a w międzyczasie życzę dobrej zabawy z drugą postacią! ♥]
Lay Chang & Terence Scabior
Oczy Liany błądzą po kartce papieru, czasem uciekają w stronę linii jego szczęki. Podkreśla jego żuchwę intensywniejszą kreską, w miejscu, w którym cień łamie perspektywę na jego szyi. Podbija na grafitowo także obojczyki, które giną pod materiałem odzieży, a na jej szkicu pozostają nagie, jak tors i idealnie zarysowane ramiona. Pieczołowicie podkreśla blizny na skórze i nowe siniaki, o jakich istnieniu wie, daje się ponieść fantazji, dorysowując kilka innych przebarwień na skórze i strużkę krwi przecieraną opuszką kciuka z pełnych, wyglądających na aksamitne, ust. Jednak to oczom poświęca najwięcej uwagi, hipnotyzującym i wyrazistym, podkreśla ich głębię ołówkiem, aż w końcu barwą, bo szarość nie staje na wysokości zadania. Porównując uspokajającą zieleń z portretu z tą, jaką dostrzega, kiedy krzyżuje z nim spojrzenie... oblewa się rumieńcem. Nie zauważyła kiedy spojrzał na nią, podszedł bliżej, pochylił się nad kartką papieru, którą teraz z opóźnieniem zasłania okładką. Uśmiecha się do niego niezręcznie, a przynajmniej wydaje jej się, ze się uśmiecha, ale to tylko kącik jej ust unosi się łagodnie, a jej wzrok ucieka w bok, na korytarz.
OdpowiedzUsuńJest przerwa obiadowa, powinna coś zjeść, ale nie jest głodna. Nie będzie głodna jeszcze długo, nawet wtedy, kiedy zaburczy jej w brzuchu, bo zasada jest prosta. Nigdy nie jest głodna, kiedy w pomieszczeniu są ludzie. Dlatego, jak zawsze, chowa się w sali, szkicuje kolejny portret asystenta nauczyciela. Ze wszystkich dzieł poświęconych profesorom Hogwartu, mogłaby już złożyć tomik. Ale prawdopodobnie w żadnym z nich nie znalazłaby tak wdzięcznej twarzy, jak jego. Tak bardzo różnej, na każdym nowym szkicu - innej.
Liana
Drga pod naporem jego spojrzenia. Nie wie i nie rozumie, co profesor Reeves chce jej powiedzieć, ale jest przekonana, co do tego, że jeśli by wiedziała, jeszcze większy dyskomfort związałby jej usta w linię i odebrał jej mowę. Mimo wszystko, dalej pozostaje sparaliżowana, patrzy w jego oczy, ale tylko przez skonfundowanie i słaby refleks. Wzrok ucieka jej niżej dopiero na jego słowa. Niezręczność nagle ginie, a jej miejsce zajmuje ciekawość, ta jest większa niż jej dyskomfort, jej artystyczna dociekliwość. Automatycznie zawiesza wzrok na krawędzi swetra, pod którą ginie jego blizna. Próbuje ją sobie wyobrazić, ale wcale nie musi, bo już za chwilę jakaś magiczna moc - przez chwilę ma wrażenie, ze to interwencja jej myśli - ściąga jego sweter w dół, ale dopiero za moment zdaje sobie sprawę, że to jego dłoń.
OdpowiedzUsuń— A ta nad prawym biodrem, od strony pleców? — pyta zanim odkrywa niezręczność tego pytania, dokładnie o punkt lokalizacyjny blizny, zaraz nad pośladkiem, I dokładnie wtedy mruga powiekami, a jej twarz z oprószonej lekkim różem, staje się, cóż, dalej tak samo różowa - chwała za tanzański, śniady akcent w cerze. Zakłopotana odchyla się w tył na krześle, ale trzyma szkicownik, więc, kiedy nogi wyginają się pod jej ciężarem, a krzesło zdaje się coraz bardziej zbliżać do podłogi, nie wie co ratować, siebie, czy szkice.
Wybiera sztukę.
Przytula szkicownik do piersi, palce zaciska na zielonej kredce i zamyka oczy. Chce się schować pod ziemią, ale nie z nią zderzyć...
Dlatego to lęk i panika przejmuje teraz jej ciało.
Liana
Spodziewa się upadku, bólu i trzasku spadającego krzesła, a zamiast tego słyszy głuche uderzenie i skrzypnięcie przesuwającej się ławki i czuje zapach czegoś świeżego - powietrza? - docierający do nozdrzy. Obok nuta ozonu, charakterystycznego dla nauczycieli zaklęć i czegoś roślinnego, podobnego do zapachu olejku jałowcowego. Jeszcze zanim Minu odstawia jej krzesło na posadzkę, orientuje się co się stało, więc już kiedy uchyla powieki, czuje się źle, nie potrzebuje do tego jeszcze jego przyszpilającego spojrzenia. Patrzy jednak w te oczy, zahipnotyzowana z kilku powodów. Jest zły, zdradziecka nuta w jego głosie jest tego żywym dowodem, dlatego milczy, żeby go nie denerwować. Patrzy też w tęczówki, których nigdy nie obserwowała z tak bliska. Walczy ze sobą, zaciskając dłoń na kredce, żeby nie nanieść szczegółu który widzi na szkic, powstrzymuje ją przed tym rozsądek.
OdpowiedzUsuńOstatecznie wstaje z miejsca.
— Nie. Wcale — duka pod nosem, bo po tym, jak zgina głowę, chowając twarz za kaskadą ciemnych włosów, jej głos gubi się w eterze.
W jego ślady idzie ona. Chwyta jeszcze ostatnie spojrzenie mężczyzny, zanim udaje się do wyjścia. Rzuca jeszcze coś, co może brzmieć, jak "przepraszam", ale tylko w domyśle. Równie dobrze, mogło to być cokolwiek innego.
— To Twoja wina.
Tak przynajmniej zdaje się to brzmieć w jej głowie, bo nie sądzi, że powiedziała to głośno, a jeśli tak, to nie całkiem oskarżycielsko. Mimo wszystko, jej twarz wyraża skruchę, nie obarczenie winą.
Znika za drzwiami w popłochu, żałując tylko jednego. Że zanim wyszła, nie zdążył opowiedzieć jej o znamieniu nad biodrem...
Liana
[Skądże znowu, oczywiście, że bardzo chętnie coś popiszemy! O rany, nie będę kłamał, urzekł mnie wątek w którym mój biedny Lay musi się użerać z Minu, któremu zapewnił dodatkowe wrażenia związane z zażywaniem swojego wywaru. Szczególnie mi to pasuje do niego, że Lay lubi eksperymentować na różne sposoby, więc mógłby przeholować, a w połączeniu z możliwym błędem w sztuce to o jakieś niepowołane zdarzenia nietrudno!
OdpowiedzUsuńNadchodzi zatem magiczne pytanie – kto zaczyna? Od razu podkreślam, że dla mnie nie stanowi to problemu, ale może trochę zająć, bo niestety, studia zabrały mi moje tempo pisania i większość wolnego czasu. :(]
Chang
Trzyma jeszcze karteczkę z krótkim liścikiem, kiedy dociera do gabinetu stażysty, chociaż jest to bardzo odważnie powiedziane, miętosi ją nerwowo w ręku, aż papier staje się znacznie miększy, a atrament łagodnie się rozmazuje. Zanim pociąga za klamkę, wzdycha, dodając tym sobie otuchy. Będzie dobrze. Przecież nie zrobiła nic złego, nawet jeśli czuje się, jakby coś zrobiła niepoprawnie. Ostatecznie wierzy w swoją niewinność. Nie chciała pukać, ale w ostatniej chwili jakaś siła tchnęła ją, żeby to zrobić - upomnienie o normach społecznych, z których tak rzadko Liana korzysta. Nie spodziewa się, że osoba po drugiej stronie odpowie jej od razu, dlatego wydaje się z zaskoczenia krzyżować z nim spojrzenie, kiedy otwiera jej drzwi. Mierzenie się wzrokiem nie trwa jednak długo, wyraźna niezręczność, jaka spina ciało dziewczyny, wstępuje również do podświadomości i Liana szybko odwraca wzrok. Jak zahipnotyzowana idzie w kierunku wskazanego jej siedzenia, ale poprawia się na nim kilka razy. Nie może znaleźć sobie wygodnej pozycji. Dopiero kiedy wraca przelotnym spojrzeniem do niego, jej analityczna natura wyłapuje... coś ciekawego. On też nie czuje się całkiem komfortowo, a przynajmniej przejawia większą nerwowość niż na co dzień, nawet jeśli to łagodne sygnały, które większość osób by przegapiło — Liana ma duże doświadczenie w obserwowaniu ludzi.
OdpowiedzUsuń— Nie pozostawił mi Pan wyboru.... — zauważa, wracając się do jego przywitania, na które ówczas odpowiedziała tylko wyuczone z grzecznością "dzień dobry".
— Czy teraz mam wybór?
Nie jest pewna czy może mu pomóc w jego projekcie. Liana lubi o sobie myśleć, jak o aspirującej artystce. Nie przyjmuje zleceń na rysunki, bo nie chce być przydrożnym grafomanem, który rysuje karykaturalne portrety. Ma nadzieję, że nie o ten rodzaj zlecenia Minu chodzi.
— Co takiego? — przechodzi więc do sedna.
Liana
Nigdy nie widzi go takiego. Kiedy nie błądzi spojrzeniem na bok, widzi, że i on na nią nie patrzy, a wtedy jej spojrzenie pada na profil jego twarzy. Zawsze w jej oczach przejawia pewność, swobodę i zdecydowanie. Nie dziś. Dziś czujnym okiem wyłapuje gesty, które świadczą o odwrotnym stanie. Palce lekko przesnuwające się przez pierz pióra, nie zwodzą jej uwagi, że to tylko nic nieznaczący gest. Wyczulona na niezręczności, w końcu jest w nich ekspertką, wyciąga ku niemu dłoń, prawie opiera ją na wierzchu jego palców, które on cofa. Zawieszając ruch w powietrzu czuje się głupio, nie wie co zrobić z ręką zatrzymaną w pół drogi do niego. Teraz jest już za daleko, więc dłoń powoli opada na biurko, ścierając się z chłodem i twardością deski.
OdpowiedzUsuń— Minu?
Na kilka sekund zrzuca konwenanse, utrzymuje spojrzenie hipnotycznie zielonych tęczówek, szukających potwierdzenia w jej słowach. Ona zamiast tego wstaje z miejsca. Znów próbuje uciec?
Wiele rzeczy w życiu nie rozumie. Nie rozumie ludzi, nie rozumie emocji, te, które odczuwa teraz, które absorbuje od niego, ją niepokoją, mimo, że nie potrafi dotrzeć do ich znaczenia. Wydaje się nimi jednak przytłoczona, obarczona w takim stopniu, że nie potrafi sobie wyobrazić co czuje on. Nie wie dlaczego, ale sama ma wrażenie, że powinna się zgodzić na jego prośbę, więc ostatecznie, stawia czoło jego propozycji, skina głową. Może spróbować.
Nie uciekła.
— Co to za wspomnienie?
Prawie w tym samym momencie wyjaśnia się zagadka zmienionej pozycji. Liana otacza miękkim objęciem jego pas. Jest przy nim dużo mniejsza, a jej ręce tak łagodnie oplatają jego ciało, że wydaje się, jakby tylko lekki podmuch wiatru mógłby zdmuchnąć jej ramiona z boków jego tułowia. Mimo to splata ze sobą palce dłoni, krzyżujących się na dolnej partii jego kręgosłupa.
— Chcesz wracać do tego wspomnienia?
Liana
[Cześć. Ależ nie ma czego wybaczać, sama przyjemność kiedy przykrywa Cię taka piękna karta! Zresztą, ja nigdy nie lubię wisieć za długo na głównej.
OdpowiedzUsuńMinu jest niewątpliwie intrygującą postać i łączy go z Bee na pewno to, że ich matki nie są do końca normalne.
Co Ty na to, żeby delikatnie zadrgał zimnym sercem panny Black?]
Beatrix Black
Dotyk jego palców wywołuje samotny dreszcz, jaki przechodzi jej wzdłuż kręgosłupa. Młoda czarownica nie jest przyzwyczajona do takiego dotyku, dlatego zaraz pierwszemu impulsowi towarzyszy gęsia skórka, która rozchodzi się po jej ciele. Lianie brakuje jednak konsekwencji w jej reakcjach i gestach. Chociaż twarz oprószają rumieńce i trudniej patrzeć jej teraz w jego oczy, nie wydaje się czuć skrępowania swoim zachowaniem, co bardziej jego reakcją. Dlatego, że nie rozumie przyczyny wytyczanej granicy. Jej intencje są czyste – próba pocieszenia, i choć nuta ekscytacji przechodzi jej ciało, kiedy pod naporem męskiego spojrzenia zapada się w fotelu, dalej uważa, ze nie zrobiła nic niepokojącego, a on niezmiennie wyglądał jakby potrzebował tego objęcia. Mimo to, raz upomniana, nie porusza się już w jego kierunku. Zaczesuje z niezręcznością pasmo włosów za ucho i uśmiecha się niemrawo, ponieważ próbuje nadążyć za jego słowami.
OdpowiedzUsuń— Rozumiem. W takim razie ty też pytaj... — ostatecznie godzi się na jego słowa, ale jego myśli dalej ją gubią. Poprawia swoją wypowiedź — ... niech Pan też pyta. Pytaj?
Miota się, bo nie wie, jak powinna się ustosunkować do tego co powiedział. Podpowiedzi szuka w jego twarzy. Zaprzeczenia bądź potwierdzenia, w którym momencie zwraca się do niego zgodnie z jego wolą i z ich obecnymi relacjami.
I co oznacza otwarta zgoda na podziwianie go z daleka? Liana intuicyjnie schodzi spojrzeniem do ust, które zawsze miękko przenosi się na karty papieru i blizn, które już umie autentycznie nanieść na szkic, ale spojrzenie, choć chwile błądzi do po jego ciele, w końcu odnajduje ścieżkę do czarki w jego dłoniach. Wydaje się, jakby nie wiedziała, czym jest, bo nie odpowiada mu od razu. To dlatego, że jej uwagę rozprasza męska sylwetka i słowa, które głęboko zagnieżdżają się w jej podświadomości.
— Myślodsiewnia — odpowiada jednak po czasie.
Liana
— Tak myślę. Nigdy nie widziałam jej na żywo.
UsuńWraca spojrzeniem do profilu jego twarzy, spokojna już, bardziej stonowana, choć nie może nie odnieść wrażenia, że to, co ujrzy w magicznym źródełko, może być tym, co powinno zostać głęboko zamknięte w jego umyśle. Są pewne rzeczy, których nie da się odwidzieć.
— Czy to przyjemne wspomnienie?
Przykre burzą jej pogląd na życie. Ma nadzieję, że to będzie wspomnienie akwarelowych barw, nie olejnych - ciężkich, matowych i szorstkich.
Jeszcze w Hong Kongu sypiał nie najlepiej, ale od czasu, gdy znowu znalazł się w Wielkiej Brytanii, a na dodatek w Hogwarcie zmuszony był do codziennego widywania swojego zmartwienia, regularnie już zażywał różne mikstury nasenne. Przez ten czas zdołał już nauczyć się receptur na pamięć, bo choć zazwyczaj nie ufał na tyle swojej pamięci i wolał zawsze mieć pod nosem przepis i przez przypadek nie doprowadzić się do katalepsji albo śpiączki, tak wywary mające na celu wywołanie praktycznie natychmiastowej senności stały się jego codziennością i cóż, koniecznością. Jeżeli oczywiście nie zamierzał następnego dnia obijać się o ściany z innych powodów niż jego zwyczajowa niezdarność i skłonność do niesienia za sobą chaosu. Och, Lay doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak częste przyjmowanie eliksiru na sen bez snów jest niebezpieczne dla zdrowia i może się skończyć nie najlepiej, ale możliwość wyrwania się chociaż na tych kilka godzin spod obezwładniających wyrzutów sumienia i bolesnych wspomnień, które lubiły powracać pod postacią marów sennych była zbyt kusząca, aby z niej nie skorzystać.
OdpowiedzUsuńTamtego wieczoru również dodał kilka kropel do swojej herbaty, którą następnie duszkiem wypił i szybko nakrył się narzutą. Teraz już pilnował się, żeby po zażyciu eliksiru nie próbować się kręcić po komnacie. Gdy kilka dni temu próbował coś jeszcze zrobić, prawie stracił przytomność w trakcie i padł na podłogę, kiedy członki zwiotczały i odmówiły posłuszeństwa jeszcze trzeźwemu umysłowi niegdysiejszego Krukona. Sen bez snów miał wiele zalet, nie męczył, nie prowokował koszmarów ani dziwnych wizji, ale jednocześnie był to sztucznie wymuszony stan. Z tego wynikało wiele nieprzyjemnych konsekwencji, zwłaszcza dla regularnych biorców, gdy mikstura zaprzestawała działania. Przykładowo derealizacja, przez którą ciężko było mu wrócić na ziemię po takich doświadczeniach i właściwie zlokalizować się w miejscu i przestrzeni. Nie mówiąc o trudnościach z dobudzeniem się jako takim.
Usłyszał już pierwsze słowa Minu, ale te zdawały się na początku oddalone kilometry od niego, stąd nawet przy podniesieniu się do siadu i próbie przesortowania tego, co się stało wieczorem i czy na pewno jest już ranek, nie reagował na nie. Dopiero kolejne, bardziej zniecierpliwione słowa i groźby uświadomiły mu, że faktycznie ktoś się do niego dobijał. Przyzwał do siebie szlafrok i narzucił go na piżamę, zanim otworzył drzwi i wpuścił Reevesa do środka. Wciąż jednak widać było, że dalej jest on na wpół przytomny.
— Wolałbym jednak mieć nogi w całości — stwierdza zaspanym głosem i dyskretnie ziewa, odwracając głowę od chłopaka. Wysłuchał jednocześnie tego, co miał mu do przekazania i prośba ta sprawiła, że oprzytomniał. Och tak, eliksir przeciwbólowy. Lay przyzwyczaił się, że od jakiegoś czasu robił dla niektórych ze swoich starszych i młodszych kolegów za skarbnicę wywarów leczniczych, gdy rozeszła się wieść, że pewne eliksiry łatwiej dostać u niego niż w Skrzydle Szpitalnym u uzdrowicieli. Rzecz jasna uczniom zawsze odmawiał, bo nie chciał być posądzony o trucie dzieci, ale dorośli czarodzieje? To coś innego. A że był w tym dobry i skuteczny, to nic dziwnego, że niektórzy stali się jego regularnymi pacjentami.
— Teraz? W tej chwili? Jasne, coś wykombinuję. Wybacz, dopiero wstałem, ale powinienem coś wykombinować — wymruczał, mówiąc z lekko wydętymi wargami, gdy zbliżył się do nieco zagraconego biurka i stolików stanowiących jego małą pracownię i jednym ruchem dobytej znów różdżki wyczyścił małego rozmiaru kociołek i podpalając pod nim palnik. Znalazł jeden ze swoich przepisów, które samodzielnie ulepszał. Odgarnął grzywkę z oczu i popatrzył na Minu. Chłopak nie wyglądał najlepiej. Co prawda nie znał powodu jego boleści, sam nie zwierzał się przed Layem, a ten nie pytał, więc ciężko było mu określić, co będzie odpowiednie.
— Usiądź gdzieś, bo jak będziesz tak stać, to boję się, że mi padniesz zaraz na posadzkę — powiedział, ogniskując spojrzenie na jego pobladłej twarzy. Kolejny ruch różdżki i jedno z krzeseł jak z katapulty poleciało do Reevesa, prawie w niego uderzając. No tak, znowu źle ocenił potrzebną siłę do takiego manewru. W tym czasie przygotował sobie esencję z kozłka i kamień księżycowy, którego mniejsze kawałki umieścił w moździerzu. — Powinniście mi wszyscy płacić za usługi — westchnął z nutką humoru.
Usuń[Jest super! Tymczasem przesyłam odpis. ♥]
Chang
[W sumie nie miałam nic konkretnego na myśli, nie musi to być też uczucie stricte romantyczne. Możemy pójść w relację bardziej przyjacielską, ale jeśli wolisz jakieś głębsze uczucie to może być póki co czysto platoniczne, pełne wątpliwości i takich niedopowiedzeń. No nie wiem, nie chciałabym nic tu narzucać.
OdpowiedzUsuńMoże powiesz jak Ty ich widzisz?
Ja w sumie póki co nie mam jakiegoś planu na ich relacje. Pomyślałam może, że te relacje z matkami mogły ich jakoś połączyć. Może jak Beatrix była młodsza (jakiś rok, dwa lata temu, świeżo po wypadku i trafienia jej matki do Azkabanu) to zapijała smutki gdzieś na Wieży Astronomicznej i wtedy mogłyby ich zbliżyć wyszeptane po pijaku opowieści o tym, co przeszli?]
Beatrix Black