iękno to prawdopodobne jedyne, czemu nauczono ją ufać w życiu bezwarunkowo. W niektórych z przegniłych narcyzmem kręgów jej rodziny uroda, a nierzadko także idąca z nią w parze próżność uchodzą już niemal za cnotę i dokładnie ten sam zepsuty sytstem wartości przez lata stanowił jeden z głównych fundamentów jej wychowania, wpajany jej nieświadomie zarówno przez matkę, jak i ojca. Ta sama uroda, która przyczyniła się do odziedziczenia przez nią rodowego nazwiska, będąca subtelnym połączeniem azjatyckich genów rodzicielki oraz egzotycznej krwi Zabinich, jest także jednym z powodów wyniesienia jej przez Blaise'a na rodzinny piedestał. Atrakcyjny wygląd jest zresztą jedną z tych nielicznych rzeczy, jakie Remy rzeczywiście gotowa jest zawsze, bez względu na czas czy miejsce, oferować otaczającemu ją światu i nie dostrzega absolutnie żadnych racjonalnych powodów, dla których jej zachwycająca oczy prezencja nie mogłoby być doceniana na równi z dobrymi ocenami czy sportowymi osiągnięciami; prymusów i gwiazd Quidditch'a w końcu nie brakuje, podczas gdy w kanonie prawdziwego, wolnego od magicznych modyfikacji piękna mieści się zaledwie garstka.
I choć na ogół rzeczywiście nietrudno jest ją dostrzec, Remy ma w sobie coś dziwnego: jakiś niesprecyzowany, złowróżbny pierwiastek, przez który zdaje się wyraźnie zaznaczać swoją obecność na korytarzach zamczyska, pozostając jednocześnie niepokojąco nieuchwytna. Zawsze namacalnie obecna, ale daleko poza zasięgiem bez względu na to, jak mocno próbuje się ją pochwycić; wymyka się przez palce poza granicą zrozumienia, ostatecznie pozostawiając po sobie jedynie ulotny aromat mięty i niezaspokojoną wiecznie ciekawość. Tak bardzo różna od przyjętych standardów, tak daleka od ideału: głośna, wulgarna, niezłomna - łatwopalna. Jednak gdy już znajduje coś godnego swojej nader wybrednej uwagi, poświęca się temu bez reszty, odrzucając fasadę płytkich pozorów. Niekonwencjonalna w metodach bywa nieprzewidywalna, a z odpowiednią motywacją przerażająco wręcz skuteczna i choć zdawać by się mogło, że zbyt wiele w niej skrajnych sprzeczności, Remy balansuje na tej cieńkiej granicy z wprawą urodzonej tancerki.
I choć na ogół rzeczywiście nietrudno jest ją dostrzec, Remy ma w sobie coś dziwnego: jakiś niesprecyzowany, złowróżbny pierwiastek, przez który zdaje się wyraźnie zaznaczać swoją obecność na korytarzach zamczyska, pozostając jednocześnie niepokojąco nieuchwytna. Zawsze namacalnie obecna, ale daleko poza zasięgiem bez względu na to, jak mocno próbuje się ją pochwycić; wymyka się przez palce poza granicą zrozumienia, ostatecznie pozostawiając po sobie jedynie ulotny aromat mięty i niezaspokojoną wiecznie ciekawość. Tak bardzo różna od przyjętych standardów, tak daleka od ideału: głośna, wulgarna, niezłomna - łatwopalna. Jednak gdy już znajduje coś godnego swojej nader wybrednej uwagi, poświęca się temu bez reszty, odrzucając fasadę płytkich pozorów. Niekonwencjonalna w metodach bywa nieprzewidywalna, a z odpowiednią motywacją przerażająco wręcz skuteczna i choć zdawać by się mogło, że zbyt wiele w niej skrajnych sprzeczności, Remy balansuje na tej cieńkiej granicy z wprawą urodzonej tancerki.
wychowanka Slytherinu — VI rok nauki — członkini klubu zaklęć, jak również okazjonalna wizytantka koła zielarskiego — jednorazowo nieklasyfikowana — młodsza siostra Blaine'a — brytyjka chińskiego pochodzenia — dumna właścicielka gęsi imieniem Li Xian — poliglotka (angielski, mandaryński, japoński) — do Hogwartu powróciła po trzyletniej przerwie (Hogwart/Mahoutokoro/Hogwart) — hatstall — bogin: ona sama, paskudnie oszpecona — patronus: nie potrafi wyczarować konkretnej formy — aspirująca pałkarka Ślizgonów — w zaciszu własnego pokoju także wokalistka — nieoficjalna producentka magicznych, zapachowych kadzidełek o różnorakich własciwościach, które w tym roku opanowały szkolny rynek
odautorsko
[ Witaj na blogu!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, śliczna na Twoja pani i nie dziwię się, że każdy zwraca na to uwagę - zdjęcie jest cudowne :D Wydaje się dosyć tajemnicza, no a pobyt w Mahoutokoro i powrót do Hogwartu wzbudza ciekawość. Ciężko mi znaleźć powiązanie dla naszych postaci, ale jeśli Ty masz jakiś pomysł/ochotę to zapraszam. Życzę Ci wielu wątków i dobrej zabawy na blogu :) ]
Mei Hirata
[ Cześć i czołem! Przyciągnęła mnie estetyka Twojej karty <3 Ostatnio mam dziwne zamiłowanie do ciemnych kolorów, a Twojej pani wyjątkowo one służą. Przyznaję, że urody nie sposób jej odmówić. Mnie natomiast (i podejrzewam, że Lupina również) najbardziej zainteresowało to, że Remy miała możliwość pobierania nauki w dwóch różnych szkołach magii. To super intrygująca sprawa, w końcu nie każdy może sobie na coś takiego pozwolić. No i wewnętrzny obieżyświat Edwarda trochę zazdrości… ;) Mamy jednak nadzieję, że to właśnie w Hogwarcie będzie jej najlepiej. Życzymy więc dobrej zabawy oraz nieustającej weny! ;) ]
OdpowiedzUsuńLupin
[ Muszę zgodzić się z moją przedmówczynią – estetyka karty przyciąga wzrokiem, co stanowi wyjątkowo ładne nawiązanie do urody Remy, którą przywoływała spojrzenia. W ogóle, bardzo ciekawe zbudowana karta, gdzie ta uroda staje się wręcz czymś toksycznym i może przysłaniać to, co kryje się pod nią. Miło, że tak niejednoznaczna postać trafiła do Slytherinu i również posiedziała trochę na stołku u Tiary :) Moja pani ściśle współpracuje z bratem Remy, więc gdybyś tylko miała ochotę jakoś pokombinować nad wątkiem to serdecznie zapraszam, na pewno punktów zaczepienia nam nie zabraknie. Tymczasem życzę udanej zabawy! ]
OdpowiedzUsuńIsolde Dippet
[Ciekawa jest ta historia związana z odziedziczeniem rodowego nazwiska – brzmi to tak, jakby zyskała je dopiero wtedy, gdy została zaakceptowana przez Blaise'a, ale może trochę źle to interpretuję. Niby trochę by to wyjaśniało, ale wtedy jeszcze bardziej zastanawiający jest fakt dlaczego wróciła: bo chciała, czy musiała? Owiana tajemnicą panienka, nie ma co! Fajny, oryginalny pomysł z kadzidełkami, który tym bardziej czyni z niej postać nietuzinkową. No, i ta gęś – niespotykany rodzaj towarzysza :D Życzę niesłabnącej weny i dużo dobrej zabawy na blogu!]
OdpowiedzUsuńSilvanus Carrow
[O jak miło widzieć tutaj kolejnego członka Zabini <3 Moja Suz pochodzi z rodziny, która trzyma się z nimi, przyjaźniła się dawniej z Blaine, więc nasze panny na pewno muszą się znać, nawet mogą być dla siebie jak siostry, o ile masz ochotę na wątek damsko - damski, jeśli lepiej czujesz się w damsko - męskich, to zapraszam do Eliasa, zwłaszcza, że są w jednej drużynie i na pewno się znają :) Ewentualnie do mojej dwójki, jeśli nie będziesz miała dość haha :D Bawcie się tutaj dobrze, bo z tą panienką to nie będziesz narzekać na brak ciekawych i wciągających wątków :D]
OdpowiedzUsuńElias&Suz
[ Skoro ustaliłyśmy, że obie chcemy wątek, można śmiało przejść do ustalania podstaw :) Właściwie zaczęłabym od kwestii tego, jak wygląda relacja Remy z bratem. Blaine dla Isolde jest oficjalnie przełożonym, ale w praktyce mają raczej dobrą i swobodną relację, więc na pewno chociażby ogólną wiedzę, czy rodzeństwo się lubi, czy też wręcz przeciwnie, wypadałoby żeby moja panna miała. Ostatnio wyszło, że Isolde na jakiś czas przejmie prowadzenie zajęć dla szóstych klas, w szczególności mowa o Ślizgonach. Więc pytanie, czy Remy uczęszcza na Transmutację, a jeżeli tak, jaki jest jej stosunek do tego przedmiotu, bo można byłoby z łatwością sprowokować jakieś perturbacje na tym tle. Na zakończenie mogę dodać, że Isolde na pewno byłaby zaciekawiona przypadkiem Remy i brakiem zdecydowania u Tiary Przydziału. Być może nie wyszłoby to od razu, ale gdzieś w tle można mieć, że obie panie, przez istnienie tej drugiej, nie są tak wyjątkowe :D ]
OdpowiedzUsuńIsolde Dippet
[Cóż, tajemnica na pewno jakaś jest i to nie jedna. Ba! Są takie tajemnice, które sama Octavia ma jeszcze do odkrycia!
OdpowiedzUsuńSzczerze? Przeczytałam kartę Remy po Twoim cudownie grzejącym serduszko komentarzu i pomyślałam sobie „kurczę, jak dwie strony tej samej monety – niby różne, ale moneta przecież jedna i jedną ma wartość” i może to trochę na wyrost, ale ta myśl mi się po prostu spodobała :D Może to przez te nawiązania do piękna, jakie występują w naszych kartach w takiej czy innej postaci i które jest dla nich obu ważne. A mnie samą ciągnie do takich charakterów, jak Remy, które samą swoją obecnością składają ekscytujące obietnice, które nie wiadomo co tak naprawdę przyniosą!
Także tak, wątek – jasne, bardzo chętnie! Porzucajmy tą monetką, zobaczymy, co z tego wyniknie :D Jakbyś chciała się za to zabrać? Tutaj, na mailu?]
Octavia LaRoux
[ Przyznam szczerze, nie spodziewałam się tak szczegółowego wprowadzenia w relacje pomiędzy Blaine’m a Remy – raczej miałam nadzieję, że powiesz mi chociaż czy np. czuć otwartą niechęć, czy wręcz przeciwnie xD Aczkolwiek lektura była bardzo przyjemna i cieszę się, że mogłam dowiedzieć się czegoś więcej na temat ich wzajemnego stosunku do siebie. Podejrzewam, że Isolde mogła mieć dość zorientowania, by wiedzieć, że lepiej się nie pchać między nich i zachowywać możliwie neutralną pozycję. Bardzo podoba mi się myśl z tym wypracowaniem, które byłoby znacznie powyżej dotychczasowych wyników Remy, co – z oczywistych względów – wzbudziłoby jej podejrzenia i faktycznie, skłoniło do poproszenia panny Zabini do pozostania po lekcjach. W sumie, wydaje mi się, że nie ma zbyt wiele do dopowiadania i mogę zacząć :D Najwcześniej jednak podrzucę coś w weekend, bo w tygodniu niestety kiepsko u mnie z motywowaniem weny do pracy :) ]
OdpowiedzUsuńIsolde Dippet
Dyżur Blaine’a dobiegał już końca, czarne poły płaszcza zatrzepotały, kiedy wstrząsnął nimi dynamicznym ruchem, zarzucając go na ramiona. Machnął tylko ręką do wymieniającego go profesora, nie chcąc wdawać się w zbędne dyskusje. Miał już plany na ten wieczór, i te plany uwzględniały już czyjąś obecność, osoby, która jeszcze nie wiedziała, że jest w te plany uwikłana. Osoby, która obecnie znajdowała się na dziedzińcu - a wiedział to, bo kilkanaście sekund wcześniej widział ją przez wysokie okiennice. Siedziała sama przy fontannie, czytając książkę, na której tytuł Zabini nie zwrócił uwagę.
OdpowiedzUsuń— Remy – przywitał ją chłodno, jednym słowem - jej imieniem - próbując postawić granicę pomiędzy nią, a jego rodziną. Zawsze była to Remy. To musiała być Remy. Mimo, że do większości osób zwracał się po nazwisku, do niej nigdy. Pomimo także faktu, że już została uznana przez jego ojca, on sam jeszcze nie godził się na nią, jako członka jego rodziny. Uśmiechnął się do niej kątem ust, niewiele zdradzając tym uśmiechem, oprócz tego, że był on nieszczery i niósł za sobą drugie dno, jakim się z nią nie podzielił.
Chowając ręce do kieszeni płaszcza, obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, mrucząc:
— Zbieraj się. Wychodzimy.
Zbliżała się godzina policyjna i zakaz wyjść z Hogwartu, ale to nie był problem. Był nauczycielem. Jej starszym bratem. Oficjalnie sprawował na czas jej nauki w szkole także rolę jej opiekuna. Jeśli mówił, że wychodzili, była to usprawiedliwiona nieobecność w murach zamku.
Blaine
Nawet jeśli zwrócił uwagę na tytuł książki chowanej do torby, nie dał tego po sobie poznać. Jego twarz pozostawała tak samo nieruchoma, i tak samo posągowo atrakcyjna – pomimo chłodu w ciemnych, zwykle błyskających nonszalancją oczach. Na nią zawsze patrzył inaczej, albo nie patrzył wcale, jak teraz, ukierunkowując spojrzenie przed sobą, na drogę. Wyjątkowo monotonną. Cień powoli spowijał błonia, dlatego wszystko wokół wydawało się tak samo niewyraźne, nudne. Szli na pamięć, w kierunku Bramy Wyjściowej, w całkowitej ciszy. Gdyby nie szelest materiałów ich płaszczy i odgłos łamanych suchych gałązek poszycia, pod ciężkimi podeszwami butów, cisza ta mogłaby być jeszcze bardziej niezręczna, ale na pewno nie mniej ciężka. Atmosfera zdawała się tak gęsta, jakby to nie dzień spowijał ich czernią, a aura Blaine’a.
OdpowiedzUsuńTak wyglądała ich cała droga, jaką pokonali aż do Hogsmeade. Dopiero tam, gwar miasteczka, które żyło nawet wieczorem, rozbił nieco atmosferę.
W drzwiach do Pubu Blaine dał jeszcze upust swoim emocjom, potrącając przypadkowego, pijanego typa, który zatoczył się obok Remy i zaraz zniknął chwiejnym krokiem w alejkach. Gdyby przyjrzała się tej sytuacji bliżej, zauważyłaby, że interwencja Zabiniego ochroniła ją przed zderzeniem. Blaine jednak nie sprawiał takiego wrażenia. Chociaż otworzył przed nią drzwi. Kopnął je od niechcenia, przytrzymując je butem.
— Guzdrzysz się — zwrócił uwagę, mrużąc oczy, ponieważ dalej nie podobało mu się z jaką łaską zgodziła się na wyjście, chociaż przecież nie pytał jej o zgodę.
Odetchnął przy tym, dłonią przejeżdżając po krótko ściętych włosach i zaczerpnął kolejny chaust powietrza na zapas, kontrolując zarówno rysy twarzy, jak i wewnętrzne wzburzenie, zmuszając się do przybrania maski spokoju.
Zajęli miejsce w jednej z lóż, niestety na środku Pubu, skoro wszystkie kąty były już zajęte. Dlatego Blaine zadbał o ich komfort, gasząc świece przy stoliku, korzystając jedynie z migoczących świateł od innych stolików. Nie odsunął jej krzesła, ale wskazał głową kanapę prostopadłą i przyległą do jego. Tak, żeby opierając się ramieniem o zabudowane zagłowie, sięgnąć prawie jej ramienia. Wywrzeć presję kontroli nad sytuacją.
— Blaise planuje zaprosić Cię na Bank Holiday. Nie jedź.
Nie poczekał nawet na zamówienie. Od razu wypalając prosto z mostu, po co ją tu zaciągnął i dał jej tylko kilka sekund na reakcję, bo za chwilę zostawił ją z tą myślą, kiedy poderwał się z miejsca, żeby złożyć zamówienie przy barze.
Blaine
Nie spodziewała się by nauczanie stało się jej pasją. Niespecjalnie pociągała ją wizja przekazywania wiedzy młodym adeptom magii – zwłaszcza, że musiała jednocześnie próbować wtłoczyć przynajmniej odrobinę podstaw do tych co bardziej opornych czarodziejskich umysłów, jak i zarazem pielęgnować pasję w zapalonych entuzjastach transmutacji. Wiedziała o swoich obawach już w momencie przyjmowania tej pracy, ale przecież miało to być rozwiązanie tymczasowe, przede wszystkim pozwalające jej na zgłębianie własnej wiedzy, w dodatku oferując nieograniczony dostęp do hogwarckiej biblioteki… Nie spodziewała się, że wskutek niefortunnego zbiegu okoliczności, wpakuje się w nauczanie klas szóstych. To znaczy, poniekąd sama zaproponowała Zabiniemu takie rozwiązanie, ale w tamtej chwili zdecydowanie kierowała się bardziej dobrym sercem niż rozumem. A może i tym drugim, ale nie brała pod uwagę konsekwencji dla siebie…? Nieistotne. Ostatecznie, skończyła szykując się do jednej z kolejnych lekcji. I musiała przyznać, że nie było aż tak źle jak mogłaby się spodziewać, jeżeli chodzi o pełnienie funkcji nauczyciela na pełen etat, a nie tylko z doskoku. Ratowało ją przede wszystkim to, że w szóstych klasach uczniowie byli już po Okropnie Wyczerpujących Testach Magicznych, powszechniej znanych Owutemami. Taki plus, że na tym etapie edukacji przyjmowano wyłącznie uczniów prezentujących pewien poziom, zatem nie powinien trafić się nikt z brakiem zacięcia do transmutacji.
OdpowiedzUsuńJeszcze przed pierwszymi zajęciami, studiując dziennik odnotowujący dotychczasową aktywność i oceny uczniów, zwróciła uwagę na pannę Zabini. Zapewne uczyniłaby to bez względu na jej oceny, mając w pamięci, że była młodszą siostrą jej przełożonego. Isolde nie wiedziała dokładnie, jak wyglądały ich relacje, ale sądząc po stopniu skomplikowania, którego mogła się domyślać na podstawie posiadanych szczątkowych informacji, wątpliwe by choćby parę wieczorów pełnych zwierzeń przy Ognistej miałoby cokolwiek rozjaśnić. Zresztą, chyba nawet nie chciała wiedzieć. Spędzając w Hogwarcie następne miesiące planowała jak najmniej pakować się we wszelkiego rodzaju dramy, niezależnie czy dotyczyłyby innych nauczycieli, czy też uczniów. Jednakże, tym co przykuło jej wzrok były oceny przypisane do jej nazwiska. Nie podejrzewała Blaine’a o niesprawiedliwą surowość przy ocenianiu prac siostry, jak również nie spodziewała się by przyjął ją na swoje zajęcia pomimo niewystarczających umiejętności, a na takowe wskazywały jej dotychczasowe wyniki. Zaintrygowana tą nieścisłością, której zdecydowanie nie mogła zweryfikować w rozmowie z swoim przełożonym, w ciągu kilku kolejnych zajęć bacznie obserwowała. Tyle, że jak na razie nic zdawało się nie zgadzać… Panna Zabini znała odpowiedzi na zadawane pytania, wykazywała się stosowną wiedzą i przyzwoitą aktywnością podczas lekcji.
— Dziękuję, to już wszystko na dziś. Pamiętajcie o zapoznaniu się z czwartym rozdziałem, zaczniemy od niego na następnych zajęciach. — Wątpliwe by większość zwróciła uwagę na jej ostatnie słowa, bo zaraz po wszystko salę wypełnił rumor zatrzaskiwanych książek i szurania odsuwanych krzeseł. Wykorzystała ten moment, by – nie zwracając większej uwagi – zbliżyć się do jednego ze stolików, przy którym siedziała ciemnowłosa Ślizgonka. — Panno Zabini, bardzo proszę zostać jeszcze chwilę — zwróciła się do dziewczyny, a mina Isolde nie wyrażała ani dezaprobaty, ani szczególnej zachęty, tym samym nie sugerując co takiego mogło Remy czekać kiedy salę opuszczą ostatni uczniowie. Tymczasem Dippet wróciła do stolika, porządkując papiery na biurku. Sięgnęła do jednej z szuflad, w których uporządkowane były wypracowania z poprzednich zajęć. Teoretycznie miała jeszcze kilka dni do obiecanego terminu, w jakim miała je sprawdzić i oddać. W praktyce natomiast Isolde nie zwykła odkładać takiej pracy na później i wolała posiedzieć do późna kilka wieczorów, ale wszystko dokładnie sprawdzić. Na samym wierzchu widniał arkusz podpisany imieniem i nazwiskiem Remy, na którym brakowało oceny. Gdyby jednak była, niewątpliwie byłoby to W. I właśnie o tym musiały porozmawiać.
UsuńIsolde Dippet
[ Najmocniej przepraszam, że tak późno! Mogę się tłumaczyć, ale i tak nic to nie zmieni. Dlatego też obiecuję poprawę w terminowości wysyłania następnych komentarzy :) ]
Miał już gotową odpowiedź w głowie na jej uszczypliwą uwagę. Miał nawet kilka wariantów tej odpowiedzi. Z jakiegoś powodu jednak ograniczył się tylko do spojrzenia i ironicznego uśmieszku. Nic nie powiedział. Gdyby wiedziała, jakie słowa cisnęły się mu teraz na usta, doceniłaby jego milczenie. Tymczasem, w tej samej, chłodnej ciszy, co cała droga, zajęli miejsce w barze. Nie próbował zdobywać jej sympatii, gdyby chciał, mógłby, powinna czuć się wyróżniona, że odsłaniał przed nią tę część swojej osobowości, jaką przed wieloma ukrywał. Otwartą niechęć, infantylną zaciętość. W jakiś sposób, uzewnętrzniał się przed nią ze swoimi słabościami, jednocześnie budując swoją pozycję w tej relacji.
OdpowiedzUsuńOna szukała w milczeniu między nimi odpowiedzi, a on niezmiennie taksował ją spojrzenie. Zwykle ignorował jej aparycję, ale choć przyznawał to z bólem, wyglądała jak typowa Zabini. Jej nietypowa uroda, egzotyczne rysy, ściągała uwagę tej samej ilości mężczyzn w pomieszczeniu, co facjata Blaine’a kobiet. Kąt ust drgnął mu trochę w skrzywieniu, trochę w ironicznym rozbawieniu. Nieważne jak bardzo wypierał jej przynależność do rodziny, ona zawsze odnajdowała do niej drogę, nawet jeśli przez większość czasu była to tylko jej zewnętrzna poza.
W końcu się poruszyła, a Blaine’owi nie drgnęło ani spojrzenie, ani ręka, którą podsuwał kufel piwa pod usta. Drugi leżał obok niej. Nie był pewien czy mogła pić w roku szkolnym, ale postanowił w to nie wnikać, z właściwą sobie ignorancją.
W przeciwieństwie do niej, nie potrzebował czasu do analizy jej słów. Odsunął piwo od warg i podniósł kącik ust w sardonicznym grymasie. Prychnął. Wiedział, że nie może podzielić się z nią z błahymi powodami, wymyślonymi. Taka argumentacja nie mogła zaowocować celem, jaki chciał osiągnąć. Dlatego, choć nie bez niezadowolenia, podzielił się z nią prawdziwymi pobudkami.
— Jesteś utrapieniem, Remy – z pełną konsekwencją wypowiadał jej imię, tym samym, bez litości dla jej odczuć. Chciał być bezwzględny. Chciał, żeby zrozumiała, że NIE MOGŁA pojawić się w domu.
— Twoja obecność będzie dla mnie uciążliwa i niezręczna. Upokarzająca, Rem.
Był zaskakująco szczery. Zaskakująco szczere w jego słowach było to, jak łatwo zdradził, że jej osoba w jego domu odbiera jego pewność siebie. Był tak bezpośredni tylko dlatego, że zależało mu na tym, żeby ugięła się na jego “prośbę”.
— Zrób to dla mnie.
Głos nawet mu złagodniał. Spoglądał od dłuższego czasu prosto w jej oczy, wcześniej z niezbitością, teraz z intensywnym wyczekiwaniem. Nie był całkowicie ślepy na jej próby złagodzenia jego chłodu. Widział, jak często ustępowała mu, nawet jeśli wiedział, że mogła się postawić. I to chyba denerwowało go najbardziej. Że mimo całej nienawiści, jaką ją darzył, wierzył, że stać ją na więcej, niż po niej oczekiwał, że jedynym hamulcem dla jej sukcesów był on. Jego niezdrowa zazdrość o jej osobę. Gdyby chciała, osiągnęłaby w życiu więcej niż on. Już teraz osiągała więcej względem ojca, który bez wątpienia z większą łatwością obdarowywał ją ciepłymi uczuciami.
Odetchnął odwracając wzrok z zażenowaniem na bok sali. Wystukał kilka uderzeń o zagłówek za jej karkiem i w kilka stabilnych, uspokajających bić serca później, wrócił uwagą do jej oczu.
— Chyba, że naprawdę chcesz mnie wygonić z własnego domu. Twoja decyzja.
Odpowiedzialność za to, jak on spędzi ten dzień, leżała na niej. Tylko dlatego, że on tę odpowiedzialność na nią zrzucił.
Blaine
Prawda była taka, że im bardziej próbował ją od siebie odsunąć, ona tym skuteczniej wpływała na jego chęć pozostania blisko. I to właśnie paradoks, który powstawał tak bardzo go drażnił. Chociaż była mu prawie obca, okazywała mu najwięcej zrozumienia i empatii, co wkurzało go jeszcze mocniej. Jeśli najbliższą, najlepiej rozumiejącą go osobą była pół-przyrodnia siostra, którą ledwie znał, jak świadczyło to o pozostałej części jego rodziny. Prychnął w myślach. Czasem czuł się, jak skurwiel, przez to, jak odcinał ją od korzeni, a czasem usprawiedliwiał swoje zachowanie tym, w jaki sposób Remy weszła do jego rodziny, zaingerowała w nią i rozbiła ją jeszcze bardziej, niż była ona rozbita już wcześniej. Oderwał od niej wzrok, ściągając brwi, wiercąc punkt w ścianie i ostatecznie parsknął otwarcie, dając upust swojej złości.
OdpowiedzUsuń— Dlaczego taka jesteś, Rems? Tak bardzo próbujesz wbić się w rodzinę, która nie jest Twoja.
Nie potrafił... nie chciał jej zrozumieć, okazać jej tych samych pozytywnych emocji, jakimi ona darzyła jego, nawet jeśli to widział. Nawet, jeśli podskórnie, z czasem, zdarzało się, że łapał się na tym, że myśli o niej, jak o młodszej siostrze. Przez to, w jaki sposób go omamiała, jak oszukiwała go, że jest po jego stronie, że pragnie jego zrozumienia, jego bliskości, sympatii i braterskiej nici porozumienia. Nie wierzył jej, nie chciał jej uwierzyć, wychowany na kłamstwach, iluzjach i wiecznej rywalizacji, ją też traktował jako konkurencję. Konkurencję, która, choć przyznawał to z trudem, każdorazowo wygrywała każde starcia.
— Rob co chcesz — rzucił w końcu, dając jej zgodę na cokolwiek i obserwując, jak wychodzi. Nie ruszył za nią, jeszcze nie wiedział czy chce to zrobić. Pozwolił jej myśleć, że jej obecność jest mu obojętna. Mógł być skurwielem w jej oczach, może wtedy przestałaby się tak starać...
Była jednak sobą i zaraz napis, że na niego czeka pojawił się na blacie stołu. Przewrócił oczami, chcąc jeszcze dopić trunek. Nie śpieszył się wcale, kiedy wstawał od stolu liczył na to, że czas oczekiwania na niego, przekona ją jednak do opuszczenia frontu baru, czy bramy szkolnej - nie wiedział, o której bramie mówiła...
Jednak stała tam, czekała na niego, za co przeklął ją w myślach. Samo patrzenie na nią wywoływało jego frustrację. Taksował jej nastoletnią, egzotyczną twarz, w której dostrzegał łagodniejsze nuty rysów ojca, wymieszane z genami jej matki i... to był jeden z wielu powodów, przez które jej nienawidził. Sarknął obok niej w złości, chwytając ją za ramię. Przez chwilę jego wzrok przeciął jej twarz, jakby chciał jej zrobić prawdziwą krzywdę. Jakby rzucał jej ostrzegawcze spojrzenie.
Co ostatecznie jednak zrobił to otoczył ją ramieniem, przyciągając ją do swojej piersi i kiedy jej policzek oparł się, wbrew jej woli, albo w partnerstwie z jej ruchami, o jego tors, prychnął:
— Nienawidzę Cię.
Chociaż jego gesty świadczyły o czymś odwrotnym. Kiedy przejechał jednym ruchem po jej włosach, uspokajająco gładząc ją po włosach. Jakby gestem chciał odpokutować za ostre słowa, w zastępstwie za należące się jej przeprosiny, które jednak nie chciały przejść przez jego gardło.
Blaine
Dalszą drogę pokonali w ciszy. Towarzyszył jej albo jako brat, albo jako nauczyciel. Jedno z tych dwóch podyktowało, że odprowadził ją do lochów i tam ich drogi się rozeszły. Nie odezwał się ani słowem, wtedy, ani wcześniej pod bramą. Nie zareagował też w żaden sposób na jej słowa, patrzył na nią wtedy bez emocji - nie dając jej nawet najmniejszej wskazówki, czy zgadzał się z jej słowami czy nie. Nie powiedział też "dobranoc", ani nie kazał jej pójść spać, jak nauczyciel powinien. Odwrócił się na pięcie i odszedł, nie dopowiadając też, co w końcu ustalili w temacie świąt, mogła zgadywać.
OdpowiedzUsuńBlaine
Sala pustoszała szybko – tak, jak można by się tego spodziewać, gdy dla większości uczniów były to ostatnie zajęcia i mogli spędzić resztę popołudnia na błoniach, korzystając z być może ostatnich ładnych jesiennych dni. Szkocja miała to do siebie, że złoto i czerwienie szybko przeobrażały się w przygnębiającą szarugę, nie zachęcającą do przebywania na świeżym powietrzu. Ta szybka ewakuacja miała jednak swoje pozytywne aspekty. Chociażby takie, że chyba nikt nie zwrócił uwagi na jej prośbę, ani na fakt, że Remy, w przeciwieństwie do pozostałych kolegów i koleżanek, nie ruszyła prosto do wyjścia, aż zostały same. Ostatnie na co miała ochotę to niepotrzebne pytania i plotki. Zwłaszcza, że choć ewidentnie coś jej nie grało w tej całej sytuacji, to przecież sugerowała się wyłącznie swoimi obawami, które na razie nie miały w niczym oparcia.
OdpowiedzUsuń— Nie wyciągałabym aż tak daleko idących wniosków — odpowiedziała spokojnie, nie spuszczając niewzruszonego spojrzenia z oblicza Remy. Widziała, że pod fasadą opanowania pojawiają się inne uczucia, niekoniecznie pozytywne… Cóż, nawet jeżeli nie wobec samej Isolde, to względem rozmowy, którą chciała rozpocząć. Przynajmniej w tym jednym były zgodne, choć ciemnowłosa Ślizgonka raczej o tym nie wiedziała. — Od razu zaznaczę, że ta rozmowa nie jest wstępem do żadnych oskarżeń z mojej strony. Sama jednak nie zrozumiem pewnych kwestii — dodała, przesuwając powoli palcami po arkuszu zapisanego papieru, który panna Zabini na pewno doskonale kojarzyła, rozpoznając już nawet z pewnej odległości własny charakter pisma.
— Co prawda nie uczyłam waszej klasy od początku roku szkolnego, ale mam dostęp do wszystkich ocen z transmutacji, podobnie zresztą jak do wcześniejszych wyników, w tym szczegółowych wykazów Owutemów — wyjaśniła, na razie tylko zarysowując istotę tematu, do którego nieśpiesznie zmierzała. Nie robiła tego celowo, czy żeby poirytować Remy i wywołać jakąś określoną reakcję. O nie. Pierwszy raz znajdowała się w takiej sytuacji i nie czuła się pewnie prowadząc tę rozmowę. — Zauważyłam pewną rozbieżność w ocenach otrzymywanych w ramach zajęć, a tych uzyskanych na egzaminach — dodała. Wnioski, które nasuwały się gdy tak przedstawić sprawę, ani trochę się jej nie podobały. Sugerowały albo jakieś nadzwyczajne wzloty podczas końcowych egzaminów, albo wskazywały na możliwe zaniżanie ocen przez nauczyciela… Który perfidnym trafem był przyrodnim bratem uczennicy stojącej przed nią. Ból głowy gwarantowany. A tak właściwie to już czuła w skroniach irytujący nacisk spowodowany złośliwością losu.
— Nie będę ukrywać, ta praca jest bardzo dobra. Właściwie najlepsza wśród wszystkich oddanych — westchnęła, stukając paznokciem w pergamin nadal znajdujący się pod jej dłonią. No cóż, do celu. Nie ma potrzeby bardziej krążyć wokół sedna. — Panno Zabini, jestem świadoma tego, że uczę was zdecydowanie zbyt krótko bym mogła przypisywać sobie zasługi w tym dość niespodziewanym polepszeniu ocen. Jednocześnie, widzę aktywność na zajęciach i nie mam wątpliwości, że wiedza i umiejętności są. Zastanawia mnie tylko czy powinnam o czymś wiedzieć w kontekście tej nieco dziwnej sytuacji — wyjaśniła możliwie najbardziej dyplomatycznie, jak tylko w tej chwili była w stanie. I miała przy tym przedziwne, cholernie nieprzyjemne wrażenie, że pchała się między młot a kowadło.
Isolde Dippet