Pamiętaj: kiedy znów zdziczeję, Odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj!

Vaughn Tyrell

Animag trafiony czarnoksięskim zaklęciem, który ostatnie dwadzieścia jeden lat spędził w formie wilka, zdziczały, nieokrzesany, trzydziestoośmioletni barman w Świńskim Łbie. Syn nieżyjących już śmierciożerców, zamknięty pomiędzy potrzebą ponownego uczłowieczenia a całkowitym brakiem umiejętności w tej kwestii.  Były Krukon o pustym spojrzeniu i świerzbiących pięściach.

Jest huraganem, co zrywa dachy i skórę z knykci, spróchniałym zębem cuchnącym śmiercią, jest otwartym złamaniem, trutką na szczury, kamieniem w bucie i brzytwą. Jest dzikością w każdym geście. Jest gęstym lasem niewypowiadanych słów, jest wartkim strumieniem, jest poplątany, przerzuty, wymięty i gnije. Jest pragnieniem i głodem, siedmioma grzechami, jest wyciągnięty z bajki dla dzieci, wypchany mchem i drutem.  Jest z tych, co mają podbite oczy i serca, co klną w kaplicach i zbyt rzadko mrugają. Z tych, co niczym mit traktują spokój, co się karmią ciszą, co z drapieżności plotą warkocze. Gwałtownie wydarty ze świata, postrzępiony i skrzywdzony, przeżarty, pokaleczony.
Jest, choć jakby go nie było, bo pustka ustępuje miejsca jedynie, gdy pod bosymi stopami czuje wilgotną ściółkę. Nie może spać na miękkich łóżkach ani jeść smacznych posiłków, nie może znaleźć miejsca dla swoich rąk ani myśli, nie może uwolnić się od palącej potrzeby by wyć. Wyć z bezsilności i strachu, wyć za straconym czasem, za bladymi już marzeniami, wyć zarówno za tym, co ludzkie i mu obce i za tym, co zwierzęce, prymitywne i tak doskonale znane.
Czasami, gdy nocą cisza staje się nieznośna, wymyka się na dach by zatonąć w gwiazdach. Czasami, gdy uciążliwość towarzystwa doskwiera niczym cieknący nos, ucieka pomiędzy bujne drzewa by zatopić się w ciszy. Czasami zapomina o istnieniu słów, o prostych gestach, o uśmiechu. Pamięta jednak doskonale ogrom wolności i przytłaczającą samotność, i sam nie wie czy uścisk w piersi to tęsknota czy ulga.

***

W tytule Tuwim, na zdjęciu Matthew Mcconaughey. Vaughn jest specyficzny i dziwny, ale mam nadzieję, że się odnajdziemy. Chętnie przygarnę ciekawe powiązania so let's play.

23 komentarze:

  1. [Znowu się spotykamy! :D
    Absolutnie ubóstwiam Twoich bohaterów, więc pewnie nie zaskoczę, jak napiszę, że Vaughn jest bardzo ciekawą postacią.
    Jeśli będziesz miała ochotę na (kolejny) wątek, to wiesz gdzie nas szukać 😏]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jestem pod absolutnym wrażeniem tej kreacji - pomysł zawieszenia pomiędzy tym co ludzkie a tym co zwierzęce bardzo do mnie przemawia. Piękny styl i wspaniała postać! ♥ Zdjęcie tylko dopełnia całokształt.
    Bardzo chętnie porwałabym Cię do wątku z moim Kaiem, mam poczucie, że możemy stworzyć dla nich coś ciekawego. Jeżeli również masz ochotę na wspólny wątek, to zapraszam Cię ciepło do karty Kaia. ♥ ]

    Kai

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zazdroszczę każdemu, kto potrafi tak pięknie i poetycko pisać, wprawiając od razu człowieka w dostosowany do kreacji postaci nastrój <3 Zdjęcie w karcie idealnie współgra z całokształtem, perfekcyjnie je dobrałaś. Bardzo oryginalny pomysł z tym zaklęciem. Mam nadzieję, że człowiecza natura zacznie coraz bardziej zacznie się u niego odzywać i pozwoli w miarę normalnie żyć, bez bagażu przeszłości. Życzę dużo weny! <3]

    Elias Davies&Mathieu Tardieu

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Postaram się wypowiedzieć w sposób zrozumiały i z klasą.
    Cześć! Wspaniale wykreowana postać. Pięknie piszesz. Przeczytałam kartę jakieś trzy razy. Mimo zwartego wątku wypowiedzi, trudnych słów i raczej negatywnych emocji i przeżyć całość jest tak lekka do przyswojenia, że to aż niesamowite.
    Wersja mniej ułożona : Wow. O wow. Kur... Wow.
    Jeśli masz chęć, to ja już nawet coś wymyśliłam. Oczywiście, jeśli masz, zero błagania.
    Błagam.
    Pomyślałam sobie, że Świński Łeb to raczej takie miejsce, gdzie wielu uczniów Hogwartu się nie zapuszcza. Stanowi więc idealne miejsce dla Mariny, która mogłaby się tam schować po jakiejś żenującej dla niej interakcji społecznej w Hogsmeade, albo po prostu przychodzić w miarę regularnie i siadać sobie z książką w kącie lokalu. Nie wiem, co Vaughn myśli o uczennicach w jego barze? Czy chciałby ją wyrzucić, stąd konwersacja. A może po którymś już razie, jak tam przylazła, ktoś do kogoś by się odezwał?
    Jeśli jesteś za, albo nawet masz zupełnie inny pomysł, zapraszam do nas :)
    Tak czy inaczej, wielu wątków i weny życzę! ]

    Marina Groom

    OdpowiedzUsuń
  5. [Masz już jakiś plan na to, w jaki sposób Vaughn powrócił do swojej ludzkiej postaci? Tak sobie pomyślałem, że może Percy byłby jakoś związany z tym czarnoksięskim zaklęciem, które ciążyło na Twoim bohaterze? Jest taka możliwość? Poza tym, panowie są w podobnym wieku, więc mogli się nawet znać że szkolnych lat.]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  6. Sowa od matki wywołuje wstrząs.
    Drży każdy nerw w ciele, targany wibracją uderzających o wnętrze klatki piersiowej uczuć, które nie wymagają identyfikacji ani wyjścia na światło dzienne. Drży regał z książkami w jego hogwarckiej kwaterze, kiedy opiera o niego mocno plecy w poczuciu, że jeśli coś go nie podeprze, to polegnie. Rozerwie żebra własnymi dłońmi, a emocje wypełzną z niego zasiane tak gęsto jak larwy much. To niezwykle rzadka chwila. Albowiem na kilka intensywnych miesięcy stracił czujność, w konsekwencji czego otrzymuje ten atak w formie szelestu ptasich skrzydeł zupełnie nieoczekiwanie, bez wzniesionych murów obronnych wyparcia i zobojętnienia. To także wyjątkowo nieliczny moment, w którym wydaje mu się, że aby wyciszyć niepożądane, konieczna jest samotność. Kiedy jednak sięga po opasłe tomiszcze w palącej potrzebie utonięcia w IX-wiecznej historii magicznej Skandynawii, czyta jedno zdanie pięciokrotnie i nie przyjmuje niczego. Cisza budzi niepokój, a każdy trzepot piór za oknem przypomina dlaczego. Zgarnia zatem książkę i wyrusza do Hogsmeade w osobliwym balansie między natarczywą potrzebą poukładania siebie jednoosobowo a cudzą obecnością za punkt docelowy wyjątkowo obierając Świński Łeb w zamian standardowych Trzech mioteł.
    Kurz poczyna tańczyć w popołudniowym słońcu, kiedy otwiera skrzypiące drzwi lokalu. Bezceremonialnie żąda polewania sobie ognistej whisky, dopóki nie powie dość, lokuje się na stołku przy barze i z niedelikatnym trzaśnięciem rozkłada ciężki wolumin na relatywnie czystym blacie. Obrana taktyka wydaje się działać: odpaliwszy papierosa poprawia okulary na nosie, upija łyk bursztynowej cieczy i zgrabnie wczytuje się w pierwszą stronę tekstu. Wraz z końcem zdania na kolejnej kartce marszczy nos, bo wie już, jaką narrację przybiera autor. Mówi o tym głośno; że drażni go wplatanie ideologii w naukową publikację i rozwleka przyjemnie miękki oraz lekki w odbiorze wywód dlaczego, bo w charakterystycznej dla siebie manierze wciąga weń interesujące i trafne przykłady. Później wraca do lektury. Z każdą jednak przerwą na wypowiedź etap milczącego czytania okazuje się krótszy. Pije drink za drinkiem, komentuje, że szkło osobliwie smakuje. Przytacza nigeryjskie czarki - dla zachowania należytego nawodnienia w surowym klimacie łaskoczące podniebienie, gdy nieopróżnione całkowicie. Z czasem więcej opowiada niż pochłania lekturę. I choć mówi ciekawie, ale lekko, mimo ekscentryzmu wkradającego się w każdą historię, rozmówca albo jednak odpowiada zdawkowo albo wcale.
    Ponawia próbę przyswojenia czegoś jeszcze, rozprasza go jednak miły dla ucha odgłos cieczy wypełniającej naczynie. Dłoń wystrzeliwuje do cudzej, szczelnie zaciśniętej na stawianej na blacie szklance. Wyraźnie czuje napięcie wszystkich dziewiętnastu mięśni, ale nie puszcza. Zamiast tego nachyla się konspiracyjnie w kierunku mężczyzny, choć są w lokalu sami.
    - Zawsze jesteś taki rozmowny czy to moja osobowość cię onieśmiela? - mruczy nieprzyjemnie zachrypniętym już od alkoholu głosem, po czym wydycha ciężko powietrze z płuc przez nos wprost w cudzy podbródek.

    [I któż tu kogo ugłaska? <3]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Wpadł mi do głowy taki pomysł. Jak jest bardzo durny to mów.
    Marina mogłaby być akurat w barze jak wywiązała się tam jakaś bójka/awantura. Prawdopodobnie, jak to ona, z różnych przyczyn mogłaby znaleźć się w polu rażenia i oberwać. Nie wiem czy krzesłem czy zaklęciem. No i w ten sposób Pan barman byłby już odrobinę bardziej uwikłany :D ]

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  8. Sprawy przybierają najmniej oczekiwany obrót. A raczej: nieoczekiwany wcale. Zakładał bowiem przede wszystkim, że facet zaraz da mu w mordę, tymczasem obrywa szklanka, pozbawiając Matsumurę kontaktu z gorącą skórą. Nie wypada jednak z formy. Kącik warg drga mu ku górze w odpowiedzi na komentarz, bo to przecież nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy słyszy taką uwagę. Chwyta nowe, świeżo zapełnione naczynie, upija łyk i przypatruje się smudze krwi zdobiącej szkło.
    - Łał. Masz wyjątkową smykałkę do dramaturgii. - To mogłaby być drwina, gdyby nie intensywność podziwu wypełniająca każdą głoskę. Odkłada szklankę i ostrożnie zdejmuje okulary, bo zagrożenie mordobicia nie minie, dopóki dzielą to samo pomieszczenie. Składa je, pozostawiając na umoczonej w trunku książce. Z tylnej kieszeni spodni wyciąga różdżkę i gładko konstruuje z rozdrobnionego szkła pierwotną całość. Dalej przechyla się przez blat baru, przesuwając wzrokiem po kałuży alkoholu oraz drobnej ścieżce krwi prowadzącej ku pełnemu niechęci do niego barmanowi.
    - Pokaż dłoń - poleca, ale wyraz twarzy tamtego prędko sugeruje mu, że mężczyzna nie jest skory do współpracy. Opiera zatem dłoń o wilgotne drewno i zaskakująco sprawnie jak na ilość procentów we krwi przeskakuje bar. Taksuje mrukliwego kompana wyczekującym spojrzeniem.
    - To chyba nieszczególnie zgodne z zasadami BHP lokalu? - dodaje, przesuwając wzrok na zakrwawioną ścierkę, którą ten używa [/ł, jak wygodniej] do wytarcia brudnego szkła. Szybko traci jednak przekonanie, że cokolwiek tutaj uzyska pokojową drogą. Robi zatem krok w przód. Ostrożnie, ale jego buty i tak tracą przyczepność przez zdradliwą wilgoć podłoża, Filipp natomiast kontrolę nad ciałem, które zatrzymuje się dopiero w obliczu łagodnego uderzenia o cudze.
    Trudno nie odnieść wrażenia, jakoby poślizg i nagłe zdarzenie nie było nieoczekiwanym biegiem zdarzeń jedynie dla jednego z nich, ponieważ historyk natychmiast chwyta za nadgarstek zranionej dłoni, reperując skaleczenie. Mając jednak w świadomości, czym zakończyła się niepożądana cielesność ułamek chwili wcześniej, natychmiast cofa się o pół kroku i unosi ręce w obronnym geście.
    - I po bólu? - rzuca z czarującym uśmiechem, dopiero przy drugiej sylabie ostatniego słowa nabierając co do tego pewnych wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Mam nadzieję, że może być :)]

    Marina Groom nie łamała zasad. Na pewno nie, kiedy nie było to konieczne
    Chociaż, czy jej obecność we Świńskim Łbie można było nazwać łamaniem zasad? Przecież nie istniała żadna reguła, głosząca zakaz wstępu dla uczniów Hogwartu. To, że sami się tam nie zapuszczali to była ich preferencja. Zdecydowanie bardziej woleli lokal Pod Trzema Miotłami, gdzie sprzedawano kremowe piwo. Marina też lubiła kremowe piwo. Tyle że dużo bardziej lubiła spokój i anonimowość, które dawały jej cztery ściany najbardziej szemranego pubu w całej wiosce. Każdy tam pilnował własnego nosa i nikt nie zwracał nawet najmniejszej uwagi na Krukonkę wciśnięta w kąt lokalu. Z gorącą herbatą dość wątpliwej jakości była niczym mało ciekawa ozdoba ścienna. Nie narzucająca się, nie puszczająca komentarzy, których potem mogłaby się wstydzić. Nie prowadząca rozmów nie dających jej potem spać po nocach, ponieważ bez ustanku odtwarzalaby je w głowie.
    Nie powinnam była tego mówić. Wezmą mnie za wariatkę. I tak już nie mają o mnie najlepszego zdania .
    Tak więc i tamtej soboty późnym popołudniem siedziała przy swoim ulubionym stoliku, sączyła herbatę z lekko uszczerbionej filiżanki i kartkowała strony najnowszej Czarownicy jak na prawie siedemnastolatkę przystało.
    W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na zamieszanie, które powstało przy stoliku tuż obok. Akurat czytała artykuł o zbliżających się wakacyjnych rozgrywkach w Quidditcha, a poza tym nie zwykła podsłuchiwać. Szczególnie prawie dwa razy starszych nieznajomych.
    Z przerażeniem oderwała się się jednak od lektury gdy czyjaś pięść z hukiem opadła na drewniany blat stolika jakiś metr od niej. Czarodziej w średnim wieku, ewidentnie po kilku Ognistych Whiskey za dużo, patrzył ze wściekłością na swoją towarzyszkę, która zdawała się być równie zła co i przerażona.
    - Mówiłem Ci, że masz mnie nie okłamywać! - wrzasnął tamten.
    Pozostali goście w lokalu odwracali wzrok od całego zdarzenia. Marina też miała na to ochotę. Jednak gdy mężczyzna wstał i ze złością złapał kobietę za przedramię po czym szarpnął z krzesła na równe nogi wiedziała, że nie mogła tego zrobić.
    - Przepraszam, proszę pana, proszę natychmiast przestać - powiedziała, starając się włożyć jak najwięcej siły w swoje słowa. Tyle że tamten zdawał się jej nie słyszeć. Trzymał już czarownicę za oba nadgarstki i potrząsał, mówiąc coś do niej przez zęby.
    - Halo, proszę pana…
    Nie wtrącaj się, gówniaro!
    Marina wstała z krzesła. Nie mogła przecież patrzeć, jak wielki pijany facet traktuje tak kobiete. Musiała coś zrobić.
    - Ej! - krzyknęła, łapiąc czarodzieja za rękaw szaty. Ten, ku jej zdziwieniu, puścił przerażoną kobietę i obrócił się twarzą do Groom.
    - Mówiłem. Żebyś. Się. Nie. Wtrącała - wycedził przez zęby. Krukonka nie zauważyła nawet kiedy w jego dłoni pojawiła się różdżka. Była w tak wielkim szoku, że kiedy czerwony błysk uderzył ją w pierś i posłał na wcześniej zajmowany stolik nie zdążyła nawet krzyknąć.

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  10. Ścierka upada na podłogę przydeptana butem, jak gdyby odsłaniając coś, czego Filipp do tej pory nie przyswoił, mimo godziny spędzonej w tym miejscu. Ten mężczyzna nie trzymał dotąd w dłoni różdżki. Ani razu nie użył magii, wszelkie czynności porządkowe wykonując ręcznie. Pociera oprószoną zarostem kość żuchwy w zamyśleniu.
    - Trudno, żeby ktoś mnie prosił, kiedy ty ewidentnie jesteś z tych nieproszących - odpowiada mimochodem, nie skupiając się przesadnie na tym, co mówi. Znacznie bardziej zaczyna go interesować ten mężczyzna, choć zamknięta postawa i prezencja smukłych pleców wyraźnie świadczy o tym, że jest to zainteresowanie jednostronne. Nadrabia wcześniej cofnięty półkrok, atakuje pijanym oddechem cudzy kark, by kolejno spojrzeć ponad masywnym ramieniem w celu identyfikacji dalszych poczynań rozmówcy.
    - Czy po wypraniu wycierasz nią znowu szklanki? To tłumaczyłoby ich dziwny smak. - Mógłby tą treścią prezentować krytykę, wyrzut czy obrzydzenie, gdyby nie forma w jaką ją zawiera: ewidentnego zaciekawienia, czym była cierpkość na brzegach szkła.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudze ciało napiera na niego z całych sił i choć Matsumura na ten moment nie jest przekonany czym, wie, że ewidentnie naruszył wrażliwe granice nieznajomego i zaraz skończy z rozbitą czaszką. Kiedy zatem grzmotnięcie plecami o ścianę odbiera mu dech, zaciska kurczowo palce na nadal trzymanej różdżce, gotowy do ewentualnej obrony. Oddech nie zdąża jednak nabrać naturalnego rytmu, kiedy obce wargi nakrywają jego, a jedyne narzędzie defensywy z zaskoczenia wyślizguje mu się z dłoni. To to osłupienie sprawia, że pozostaje z szeroko otwartymi oczami, w dalszej kolejności natomiast nie mając najmniejszego zamiaru tego zmieniać; cudze, w zwierzęcej złości wbite wprost w niego, zbyt go fascynują. To one sprawiają, że przyjmuje go w sobie całkowicie, bez oporów. Rozchyla usta, momentalnie wciągając do nich obcy język swoim. Bada jego strukturę i giętkość, dokładnie zapoznaje się z nikotynowym woalem oblepiającym wnętrze całej jamy ustnej, a robi to dostosowując tempo pieszczoty do nieznajomego. Jednocześnie kładzie dłoń na falującej pod flanelowym materiałem piersi, wyczuwa gniew, z jakim powietrze zostaje do niej zagarniane, złowrogo bijące serce. Niczego więcej odebrać nie może, bo pocałunek kończy się równie niespodziewanie, co się zaczął.
    Przesuwa palce obu dłoni na kołnierz wyświechtanej koszuli i kurczowo je na nim zaciska, nie pozwalając mężczyźnie odsunąć się ani o milimetr więcej. Normuje galopujący oddech nadal nie odrywając oczu od tych zwierzęcych, wściekłych, ale też spłoszonych i przeraźliwie smutnych. I chce mu powiedzieć, że jak na skrajną nieuprzejmość tego gestu, okazał się on wyjątkowo przyjemny, ale nie jest dość pijany, by nie zrozumieć, że został pocałowany, żeby zamilkł.
    - Będę gadał - mruczy ochryple tym razem rzeczywiście z czystej przekory, bo jest to moment, w którym pojmuje, że nie samotności w hałasie potrzebuje. I choć oddech nadal gna wściekle, szarpie materiał, a potem obcą wargę, już zabierając się za ponowne przedarcie się przez linię zębów.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jak najbardziej możemy iść w tym kierunku, zwłaszcza, że Percy za dzieciaka nie miał łatwo i zdarzało się, że padał ofiarą wyśmiewania ze strony rówieśników na początku nauki w Hogwarcie.
    Masz już jakąś wizję na to w jakich okolicznościach zostało zdjęte to zaklęcie?]

    Percival

    OdpowiedzUsuń
  13. Resztka tlącej się gdzieś w tle zdarzeń świadomości podpowiada mu, że być może powinien przekazać stery nad sytuacją mężczyźnie; pozwolić mu zadecydować kiedy i która bariera na linii ciało-ciało pęknie. W jego własnym tempie. Choćby jednak chciał, jego własne nie do końca go słucha. Plecy wyginają się w łuk, odrywając od obskurnej ściany, żeby biodra mogły naprzeć na inne, sztywne i nieprzyjemnie zdystansowane. Natychmiast wyłapuje nadchodzącą w nim zmianę. Giętkość i sprężystość przylegających do niego chętnie ścięgien dla równowagi z twardniejącym kroczem. Nachalnie pulsujący w nim przepływ krwi odbiera mu resztki zdrowego rozsądku. Odbija się od muru, nie dbając o to, że cudza dłoń miażdży mu przy tym chwilowo tchawicę i odbiera swobodny przepływ oddechu. To nie ma jednak znaczenia. Matsumura chce być bliżej; dotykać i czuć więcej. W swojej gorliwości spycha go więc na bar, by spoić ciało z ciałem, ale na krótko. Prędko przestaje interesować go pocałunek. Jak mógłby w nim trwać, kiedy język ma do poznania znacznie większy obszar cielesnej powłoki? Opuszcza zatem cudzą jamę ustną, ruchliwym mięśniem muska kącik warg, przeciąga po płaskości policzka, by wreszcie dotrzeć do ucha. Wsuwa go do wnętrza małżowiny, łaskocząc, po czym zasysa wrażliwy płatek.
    I dłonie nie pozostają bierne. Podobnie jak i język pragną być jednocześnie wszędzie, zabawę rozpoczynając od torsu. Badają sztywność mięśni, wyłapują załamania żeber i tkliwość sutków. Przez boki mkną ku dołowi, po wyraźnie zarysowanych biodrach przemykają na uda, we frustracji drapiąc zbędny materiał jeansu. Wreszcie jedna przemyka na uwypuklenie w korczu. Zaciska się na nim miarowo, sprawnie wyłapując wrażliwe punkty męskości i jest to moment, w którym Filipp po raz pierwszy wzdycha głębiej wprost w do ucha mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ja tu przyszłam tylko się przywitać i powiedzieć, że karta ładniutka. To mnie akurat nie dziwi, bo to nie pierwsza Twoja, która mi się podoba pod względem opisu i charakteru. Wątku nie zaproponuję, bo nie mam pomysłu, jak połączyć Twoją postać z moimi uczniami lub z konserwatystą Caedmonem, ale też dlatego, że jestem nieasertywną bułą i ze względu na chęć gry ze wszystkimi, już wzięłam ich więcej, niż powinnam. Baw się jednak dobrze! Pssst, szkoda, że ściągnęłam Finna z bloga, bo on akurat idealnie by się nadawał do wątku z tego typu postacią.]

    Scorpius, Arran & Caedmon

    OdpowiedzUsuń
  15. [A mi właściwie przyszedł do głowy pewien pomysł. Tak myślę, że może spotkają się z moim Eliasem gdzieś na dachu w środku nocy? Eliasa bardzo męczy fakt, że jest przeklęty i przynosi tylko cierpienie (choć to wmówił mu ojciec) i może Vayghn byłby tym, któremu się z tego w końcu zwierzy? Mógłby być nawet lekko podchmielony na tym dachu i przez to bardziej wylewny niż zwykle. Później mogłaby się zrodzić z tego całkiem niezła przyjaźń mimo różnicy wieku, co myślisz? Oczywiście to luźna propozycja, wpadło mi to z rana dziś do głowy niczym nagłe olśnienie]

    Elias

    OdpowiedzUsuń
  16. Upadek nie byłby taki zły, gdyby nie fakt, że plecami natrafiła na krzesło, głowa akurat idealnie wylądowała na wysokości blatu a filiżanka z herbatą stłukła się z hukiem i rozbiła w miejscu na niezbyt czystej posadzce, na które potem opadła jej dłoń. Tak więc bolały ją lędźwia, na tyle czaszki rósł guz a wnętrze lewej ręki miała rozcięte fragmentami pogruchotanej porcelany. I jeszcze to dziwne, elektryczne uczucie w piersi. Marinie wydawało się, że tak właśnie musi się czuć ktoś, kogo potraktowano mugolskim paralizatorem. Tak jakby impuls nie opuścił jeszcze jej ciała, krążył w okolicznych tkankach, buzując cicho.
    Oczywiście nikt nie podszedł i nie podał jej pomocnej dłoni. Dlaczego miałby, skoro nawet potrząsana przez agresora kobieta nie wzbudzała tam wrażenia? Groom coraz mniej podobała się anonimowość tego miejsca. A wydawało jej się, że gadka o typach spod ciemnej gwiazdy to tylko przerysowane historyjki kogoś, komu nie spodobał się nad wyraz eklektyczny gust dekorującego lokal.
    Nie zdawała sobie sprawy, że ma towarzystwo aż do momentu, gdy niski głos zaproponował jej herbatę. Próbowała podnieść się, całą siłę woli wkładając w kontrolę kończyn i utrzymanie równowagi, jednak szło jej na tyle słabo, że chwilę później poczuła stabilizujący ciężar na ramieniu.
    - Dziękuję - wymamrotała, trochę za pomoc w utrzymaniu pionu a trochę za propozycję gorącego napoju. W tamtej chwili była w wielkiej potrzebie na oba.
    Gdy przesunęła oczami do jego twarzy, rozpoznała w swoim wybawcy mrukliwego barmana, którego już przecież tyle razy widziała za kontuarem, polerującego szklanki i patrzącego na wszystkich spod byka, dodała więc szybko - Bardzo przepraszam za bałagan.
    Jej spojrzenie padło na roztrzaskane naczynie i herbatę, która kapała leniwie z blatu zajmowanego przez nią chwilę wcześniej stolika.
    Próbowała pochylić się, żeby zacząć zbierać z podłogi cały ten rozgardiasz, jednak zdecydowanie nie był to najmądrzejszy z jej pomysłów, ponieważ w momencie w którym tylko rozpoczęła ten ruch, świat po raz kolejny zaczął wirować w jej głowie.
    Zacisnęła powieki, jednak dało to tyle, że poczuła się znów jak po przyjęciu bożonarodzeniowym, na które Susanna z jej dormitorium przyniosła trochę Ognistej. Obrazy przyspieszyły, zupełnie jakby była na karuzeli w wesołym miasteczku a jej zebrało się na wymioty.
    Odruchowo sięgnęła dłońmi do trzymającego ją ramienia i zacisnęła na nim palce.
    - Bardzo przepraszam. Kręci mi się w głowie - udało jej się wymamrotać.

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  17. [Opłaciło się, wierz mi! Jestem bardzo ciekawa Vaughna w wątkach. <3
    Kai lubi czasami zaszyć się w leśnej osłonie spokoju — spacerując wśród drzew, zazwyczaj cicho śpiewa. On i Vaughn mogli się na siebie natknąć właśnie w takim momencie. Może melodyjny śpiew poruszyłby jakieś dawne wspomnienia u Tyrella? Kai jest chciwy nowych doznań i nowych ludzi, więc uznając Vaughna za intrygującego będzie chciał pociągnąć rozmowę. Jeżeli ten pomysł nie wyda Ci się sensowny możemy kombinować dalej!]

    Kai

    OdpowiedzUsuń
  18. Zamyka spragnione wargi na twardości cudzej szyi i jest to jednocześnie moment, w którym łapczywe dłonie szarpią za guzik jego spodni, by dostać się pod bieliznę. Kącik ust drga ku górze w uznaniu dla zachłanności tych paznokci, ale równie prędko opada do pierwotnej, poziomej linii, gdy tym razem kąt oka reaguje, wyłapując ruch za barową witryną. Ociąga się minimalnie, dopiero po czterech długich sekundach zaciskając palce na zgięciach w łokciach mężczyzny i odsuwa się, tym samym zmuszając go do dosadnego opuszczenia wnętrza filippowych dolnych partii ubrań. Sam Matsumura zapina rozporek i staje obok, naprzeciwko swoich rzeczy: książki, okularów, niedopitego drinka i paczki papierosów. Marszczy nos niezadowolony, kiedy orientuje się, że i tę ostatnią dosięgnęła wilgoć rozlanego trunku. Wraca więc po różdżkę, by z jej pomocą osuszyć poszkodowane przedmioty, po czym z lubością chwyta filtr zębami. Gdzieś pomiędzy tą czynnością a odpaleniem papierosa, krzyżuje spojrzenie z cudzym, furiackim. Dopiero kiedy wciąga upragniony dym do płuc, podbródkiem wskazuje niememu kompanowi dwóch rozmawiających po zewnętrznej stronie drzwi pubu mężczyzn. Opiera się o blat nad opasłym tomiszczem, chyba nie konstatując jeszcze, że to czas opuścić tę stronę baru, w chwili, kiedy jeden z czarodziei naciska klamkę i wchodzi do środka.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nowa znajomość, choć przed momentem jeszcze tak przyjemna, od samego początku wita go niechętną postawą, spychającą na niego poczucie winy za to, że nie jest taki, jakim tamten by sobie życzył. To irytujące, powoli także męczące. Dwaj intruzi rujnują zresztą zarówno jego pierwotną potrzebę odosobnienia, jaki i dopiero co nabytą bliskości chętnego ciała. Lokal ten stał się zatem miejscem ponownie nie dla niego. Zgarnia paczkę papierosów, wsuwa ją w tylną kieszeń spodni i rusza w kierunku wyjścia zza lady, po drodze w obawie o kolejny wypadek machnięciem różdżki oczyszczając podłogę z resztek alkoholu i krwi. Mijając siłą rzeczy barmana odczuwa palącą potrzebę muśnięcia go przynajmniej opuszką palca; miażdży ją skutecznie wciśnięciem dłoni w głęboką kieszeń spodni w poszukiwaniu drobnych.
    - Ile płacę? - pyta gdzieś przy jego karku, sekundę później już stając naprzeciw niego, powtórnie bezpiecznie oddzielony od gbura barowym blatem.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Cześć! Muszę przyznać, że Twój pomysł na postać jest bardzo oryginalny i nietuzinkowy, a przy tym interesujący! Chętnie napiszę wątek. Pomyślałam nawet, korzystając z Twojego pomysłu, że Lorcan wracając skądś nocą/późnym wieczorem (jeszcze nie wiem skąd, ale szczegół), stałby się świadkiem końcówki wilczej potyczki, w której udział brałby właśnie Vaughn. Przeciwnik czmychnąłby w las, natomiast Lorcan udzieliłby wsparcia Vaughnowi. Ewentualnie ktoś może ściągnąć Lorcana do cierpiącego już w mieszkaniu Vaughna. To zależy, jak wolisz :)]

    Lorcan Derwent

    OdpowiedzUsuń
  21. Czwarte lato w Hogwarcie to dostatecznie solidna podstawa, by nabrać przekonania, że wraz z wzrostem temperatury zapał młodzieży do sennego wpatrywania się w krajobraz za klasowymi oknami rośnie doń wprost proporcjonalnie, ten natomiast do nauki maleje niemal do zera. Filipp Matsumura jest jednak zwolennikiem kreatywnych rozwiązań, nic zatem dziwnego, że na pierwsze upalne wrześniowe lekcje postanawia zaplanować aktywne opowiadanie w terenie o przebiegu wielkiej Bitwy o Hogwart.
    Misja od początku skazana jest na fiasko. Jako historyk doskonale odnajduje się w czasie, ale nie można o nim tego samego powiedzieć o przestrzeni. O ile zamek i błonia po spędzeniu nań niemalże jedenastu lat zna (mimo początkowych trudów) na wylot, o tyle Zakazany Las jest dla niego całkowitą enigmą. Wychowany w Londynie do teraz gubi się wśród różnorakich bloków, wieżowców, kamienic i najcharakterystyczniejszych nawet obiektów. Jak może więc odróżnić jedno drzewo od drugiego, gdy te są tak łudząco podobne? W swojej głupocie i pragnieniu przeżycia realnych emocji sławetnych nazwisk nie używa także zaklęcia lokalizującego, a na domiar złego na poszukiwania wyprawia się sam.
    Ale nie w samotności je kończy.
    Kiedy po dwóch godzinach po raz trzeci mija nader charakterystycznie powaloną sosnę, nie ma wątpliwości, że oto zbłądził. Tylko to stwierdza, wpada na zbawienie. Niemalże dosłownie, bo gdyby nie złowrogie warknięcie, bez wątpienia wszedłby w jeżącego się wilka.
    - Dobrze, że jesteś. - Gdyby obserwowała ich teraz zza drzew osoba trzecia, zapewne wzięłaby Filippa za szaleńca, bo lekkość z jaką kieruje te słowa ku drapieżnikowi, niebezpiecznie przypomina całkowite załamanie wszelkich instynktów samozachowawczych. Tym szczególnej, że całkowicie niezniechęcony pokaźnym uzębieniem zwierzęcia i alarmującym dźwiękiem, jakie to z siebie produkuje, kuca zwrócony w jego stronę. Przesuwa spojrzeniem po nadpalonym umaszczeniu wilka i być może byłby w stanie docenić jego piękno, gdyby jednoznacznie nie łączył go z tak grubiańskim charakterem.
    - Zgubiłem się - rzuca na ściółkę przed sobą mapę, palec wciskając w polanę, w kierunku której zamierzał podążać - czy mógłbyś mnie tam zaprowadzić?

    [W swoim lenistwie bezczelnie zajumałam początek z pokrewnego wątku. Baba wybaczy.]

    OdpowiedzUsuń
  22. Obserwuje, jak wilczy łeb przybliża się do pergaminu i wtedy uderza w niego ten oczywisty fakt. Skoro mężczyzna jest animagiem, nie może być charłakiem, o co kilka dni temu go podejrzewał. Na więcej refleksji czasu nie ma. Zwierzę odbiega, a Filipp kierowany przeświadczeniem, że gdyby tamten nie chciał mu pomóc, nie spoglądałby na mapę, natychmiast podrywa się do pionu i idzie za nim. Ledwo go dogania, ten znów rusza przed siebie. Wycieczka wydaje się mieć intensywny przebieg, ale Matsumurze to nie przeszkadza. Nieznajomy znajomy w formie wilka jest zdecydowanie bardziej uprzejmy niż w swojej pierwotnej. Tylko o tym myśli, zaraz tego żałuje, bo wyłaniający się zza zakrętu zwierzęcy grzbiet pochłania sierść i traci sprężystość na rzecz wyprostowanej postawy. Z czystej taktowności odwraca się bokiem w oczekiwaniu, aż mężczyzna przywdzieje odzież. Dalej rusza za nim w ciszy. Przynajmniej dopóki tamten się nie odzywa.
    - Podróżowałem po krajach Czarnej Afryki, w których animagia jest silnie zakorzeniona kulturowo. Więcej czarodziei animagami stara się być lub jest niż nie. Nauczyłem się to rozpoznawać - odpowiada nader lakonicznie (jak na siebie), choć najchętniej wyplułby zgoła inne słowa. W Filippie prawie nikt nie powoduje dyskomfortu, ba!, posiada niewiarygodną umiejętność nawiązywania relacji z typami spod najciemniejszej nawet gwiazdy. Obecność tego mężczyzny jednak, który rozmowę uznaje za akceptowalną, kiedy to on ją beztrosko rozpoczyna, wychodzącą z innego źródła dusi natomiast bezczelnym gwałtem, skutkuje drażniącą uciążliwością. Przypuszczalnie dlatego, że ten sprawia, że Matsumura pierwszy raz od dawna czuje złość. Próbuje zdusić jej smak na wargach miękkim filtrem papierosa.

    OdpowiedzUsuń
  23. Gospoda pod Świńskim Łbem nie cieszyła się dużym zainteresowaniem ze strony uczniów. Już od zewnątrz lokal nie robił najlepszego wrażenia. Nad wejściem od lat wisiał ten sam nadgryziony zębem czasu szyld, który upiornie skrzypiał za każdym razem, gdy zrywał się wiatr. Okna w wykuszach były tak brudne, że przepuszczały do wnętrza niewielką ilość światła, przez co w środku panował półmrok. Wystrój nie zaskakiwał, witając odwiedzających prostotą i, zwykle, brudem. Percy odniósł nieprzyjemne wrażenie, że stolik przy którym usiadł lepił się mu do rękawów czarnej koszuli równie mocno, co w zeszłym miesiącu, kiedy ostatnim razem odwiedził to miejsce.
    Nie przeszkadzało mu to, że lokal nie cieszył się dobrą sławą. Prawdę mówiąc, traktował to jako zaletę tego miejsca. Ten fakt zdawał się odstraszyć uczniów, ale on zwyczajnie nie chciał na nich trafić, korzystając ze swojego wolnego czasu. Zwłaszcza, że te chwile lubił przeznaczać na umartwianie się przy szklaneczce (no dobrze, butelce) ognistej, w samotności. Tak się składało, że w Świńskim Łbie każdy zajmował się własnym interesem, nie interesując problemami innych. To stanowiło niewątpliwie zaletę gospody, jedną z niewielu zresztą.
    Większość klientów już dawno opuściła lokal, czego nawet nie odnotował, siedząc zwrócony do wszystkich tyłem. Zrobiło się późno, zbliżała się godzina zamknięcia, ale kompletnie stracił poczucie czasu. W pewnym momencie przysnął, bynajmniej nie z powodu upojenia alkoholowego. Przez ostatnie tygodnie kiepsko sypiał i zmęczenie dawało mu się we znaki. Podobnie zresztą jak samotność, na którą tak chętnie się skazywał.
    Zamruczał z niezadowoleniem, kiedy ktoś śmiał przerwać mu drzemkę. Zmarszczył brwi i otworzył oczy, spoglądając nad mężczyzną, który się nad nim pochylać. Potarł oczy, jakby nie był pewien, czy oczy go nie mylą. Wyprostował się, pocierając policzek wierzchem dłoni. Zamrugał intensywnie i uważnym spojrzeniem zlustrował sylwetkę barmana od stóp do głów.
    — Vaughn...? — zapytał z wyraźną konsternacją. Całe wieki nie widział swojego dawnego c̶r̶u̶s̶h̶a̶ kolegi ze szkolnych lat. Był jednak przekonany, że to właśnie jego miał przed sobą. Może nie najlepiej szło mu zapamiętywanie imion przy poznawaniu ludzi, ale za ich twarze na długo zapadały mu w pamięć.

    [Pozwoliłem sobie od razu podesłać rozpoczęcie. Dzięki, że się przypominasz. Byłem pewien, że już dawno temu je wysłałem 🙄]

    Percival

    OdpowiedzUsuń