Szlama, szlama w Slytherinie!, rozeszły się głosy poruszonych uczniów. Każdy z nich patrzył na nią, na jedyną czternastolatkę w tłumie przestraszonych i rozentuzjazmowanych dzieci wciąż czekających na przydział do swoich domów. Przełknęła ślinę, wolnym krokiem ruszając ku stołowi Węży. Niektórzy z nich spoglądali na nią podejrzliwie, jakby wtargnęła na ich terytorium i stanowiła zagrożenie. Zastanawiała się, czy będą się bawić w “nie dotykaj Hanny”, grę, którą jej koledzy i koleżanki wymyślili, gdy miała osiem lat. Jej długie, brązowe włosy zmieniły kolor na ciemną, głęboką czerwień. Kolor zbliżony do krwi, do róż, do tej ładnej pomadki, którą widziała w drogerii w wakacje. Kolor ciepła i determinacji, której akurat teraz potrzebowała.
— Czerwień zachowaj na dzień, w którym wykopią cię do Gryfonów. Chociaż tobie może lepiej pasowałaby żółć Hufflepuffu — prychnął chłopak siedzący trzy miejsca od niej, wywołując salwę stłumionego śmiechu.
Jej głowa odwróciła się w stronę nieznajomego. Uśmiechnęła się najserdeczniej, jak tylko mogła, choć każdy mógł odczytać sarkazm malujący się na jej twarzy — w zakrzywieniu ust, dołkach w policzkach i drobnych zmarszczkach wokół oczu dziewczyny. Wszystko to było tak samo sztuczne, jak noszony przez nią srebrny łańcuszek.
— Masz szczęście, gdybym była w Hufflepuffie, musiałoby ci być strasznie głupio, że wąż przegrał z borsukiem na koniec tego roku. — Jej amerykański akcent przełamał cichy chichot Ślizgonów.
Wiedziała, na kogo liczyć. Na siebie. Zawsze liczyła tylko na siebie i, niczym karaluch, wychodziła cało z każdej opresji. Teraz też zamierzała.
— Czerwień zachowaj na dzień, w którym wykopią cię do Gryfonów. Chociaż tobie może lepiej pasowałaby żółć Hufflepuffu — prychnął chłopak siedzący trzy miejsca od niej, wywołując salwę stłumionego śmiechu.
Jej głowa odwróciła się w stronę nieznajomego. Uśmiechnęła się najserdeczniej, jak tylko mogła, choć każdy mógł odczytać sarkazm malujący się na jej twarzy — w zakrzywieniu ust, dołkach w policzkach i drobnych zmarszczkach wokół oczu dziewczyny. Wszystko to było tak samo sztuczne, jak noszony przez nią srebrny łańcuszek.
— Masz szczęście, gdybym była w Hufflepuffie, musiałoby ci być strasznie głupio, że wąż przegrał z borsukiem na koniec tego roku. — Jej amerykański akcent przełamał cichy chichot Ślizgonów.
Wiedziała, na kogo liczyć. Na siebie. Zawsze liczyła tylko na siebie i, niczym karaluch, wychodziła cało z każdej opresji. Teraz też zamierzała.
Hannah Yoder
1 kwietnia 2005, Pensylwania – VI rok, Slytherin – mugolaczka – 13 cali, czarny orzech, łuska trytona – przedtem Thunderbird w Ilvermorny – patronusem rekin – boginem dobrze znajoma farma – metamorfomag
Hannah jest taką odskocznią od postaci, do których mój zapał się wypalił, i w ogóle składają się na nią inne wartości i cechy, które zazwyczaj widzi się w moich postaciach. Jest postacią eksperymentalną, jednak mam nadzieję, że się jej nie przestraszycie.
Szukamy właściwie wszystkiego, dram, miłości, przyjaciół i przygód.
Chodźmy na wątki!
Szukamy właściwie wszystkiego, dram, miłości, przyjaciół i przygód.
Chodźmy na wątki!