If you judge a fish by its ability to climb a tree, it will live its whole life believing that it is stupid.

NOAH WHITE
ravenclaw, siódmy rok, deadpool, sztywna, akacja, włos z ogona testrala, 11 i 1/3 cala, nieznany bogin i nieukształtowany patronus, ścigający, kapitan drużyny, klub pojedynków

Jego rodzina nie należy do tych czczących kult czystej krwi. Cztery pokolenia wstecz, pojawił się pierwszy magiczny potomek ze strony matki. Mężczyzna poślubił kobietę z rodu szczycącego się tą właśnie cechą, a w następstwie na świat przyszły bliźniaki. Tylko jeden z nich był uzdolniony magicznie. Noah znając dokładnie drzewo genealogiczne swojej rodziny, nie przywiązuje wagi do statusu krwi, uważa bowiem to za najmniej istotną informację, jaką może znać na temat drugiego człowieka. Dużo więcej powie mu ilość przeczytanych książek, odbytych szlabanów czy stosunek do zwierząt. Sposób wypowiedzi, sumienność i organizacja czasu, jak i własnej przestrzeni. Nienawidzi bałaganiarzy, gardzi spóźnialskimi, a zwłaszcza gdy przychodzą spóźnieni na trening z niewystarczająco ważnym usprawiedliwieniem. (Jeżeli jesteś w stanie utrzymać się na miotle to możesz grać. Nie obchodzi mnie twój bolący brzuch czy śmierć ciotki twojej babki, matole.) Ma pretensje do jednostek i uważa, że odpowiedzialność zbiorowa to największa głupota świata. Nie akceptuje pracy grupowej poza boiskiem, nie zobaczysz go więc wśród rówieśników, odrabiających prace domowe. Nie uważa, aby był ponad nimi, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że są ludzie znacznie wyżej od niego. Mimo wszystko nie przysiądzie się do konkretnie tych ludzi nie pozwoli im uczyć się od niego... Woli szukać towarzystwa, z którego to on będzie mógł czerpać wiedzę i umiejętności, jednocześnie nie dzieląc się tym z nikim więcej. Rozmawia z pełnymi ustami, nie je mięsa, ale mógłby spijać hektolitry czekolady na gorąco, nawet podczas upalnego lata. Nie zwraca uwagi na tytuły, a form grzecznościowych używa tylko względem tych, którzy w jego mniemaniu szczególnie sobie na takowe zasłużyli (Letherhaze z pewnością sobie na to nie zasłużył.) lub siła wyższa w formie wyjca od ojca, go do tego zmusi. Oszczędza wszystkie pieniądze na nową miotłę, a w wakacje dorabia sobie w rodzinnym miasteczku, w jednym z mugolskich sklepów i wcale się tego nie wstydzi. Słucha opowieści dziadka z fascynacją i wdaje się w pogawędki z duchem nauczyciela historii magii. Uwielbia, gdy ludzie okazują inicjatywę i nie znosi, gdy jego kot tkwi w cudzych ramionach bez jego wyraźnej zgody - a tę dostać jest niesamowicie trudno. Wymaga od innych naprawdę dużo, ale od siebie jeszcze więcej. Codziennie rano wstaje przed świtem, aby pobiegać po błoniach, w następstwie mogąc zakraść się do szkolnej kuchni, prosząc domowe skrzaty o odrobinę tarty cytrynowej, którą legalnie może zjeść, mając świadomość, że przecież nie obżera się bez opamiętania. 

61 komentarzy:

  1. [Mrr kocie ♥ come to mama XD]

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry! Ładny ten Deadpool <3
    A Joy z Noah to się chyba lubić nie będą, tak coś czuję. Raczej będą drzeć koty, obrzucać się pogardliwymi spojrzeniami, a czasem nawet kłócić :D]

    JOY

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry, panie kapitanie!
    Dziękuję bardzo za powitanie, cieszę się, że karta się spodobała, na to miałam nadzieję. ;) Jak najbardziej możemy stworzyć coś powiązanego z quidditchem, może nawet Arielka spóźni się na trening i przez to Noah postanowi dać jej w kość bardziej niż innym? Niech dziewczyna się zmęczy. :D
    W ogóle tak mi się ten Twój pan podoba i całkowicie rozumiem, że nie lubi, gdy ludzie podbierają mu kotecka – Deadpool jest po prostu piękny i sama chętnie bym go przytuliła. :D I całkowicie popieram podjadanie ciasta – im bardziej cytrynowe, tym lepiej.]

    ARIEL

    OdpowiedzUsuń
  4. [Też nie widzę między nimi negatywnej relacji, zwłaszcza, że są razem w drużynie, a sport potrafi zbliżać. :) W takim razie czekam na zaczęcie!]

    ARIEL

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Cześć, dziękuję za powitanie.
    Przyszłam tutaj, bo po długiej przerwie od pisania mam obawę, że wątek damsko-damski będzie w moim wykonaniu jedną wielką tragedią. Zawsze musiałam się do nich bardziej przykładać, nie mam pojęcia dlaczego.
    I nie mam również pojęcia dlaczego, ale mam wrażenie, że Annaise nie będzie jego ogromną fanką. Przychodzi mi do głowy coś na zasadzie kto się czubi ten się lubi, ale nie wiem dokładnie jak to ugryźć. W ogóle mam problem z wymyślaniem, zawsze wolałam zaczynać, a przerwa dodatkowo mi nie służy. Przepraszam :x]

    Annaise

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Jasne. hokus.czary.pokus@gmail.com]
    Annaise

    OdpowiedzUsuń
  7. Już od jakiegoś czasu obserwowała Shadow, próbując dojść dlaczego stała się taka leniwa. Już nie wybiegała za nią z pokoju przy pierwszej okazji, nie kręciła się cały poranek pod nogami, a jedynie wodziła za Margo spojrzeniem nie ruszając się z łóżka, co kompletnie nie było do niej podobne. Podejrzenia jednak urosły, kiedy tarmosząc jej puchate futerko zauważyła, że brzuch jest zdecydowanie większy, niż jeszcze kilka, może kilkanaście dni temu i prawie potykając się o własne nogi wybiegła z dormitorium łapiąc ją pod pachę, nie dbając o to, że właściwie jest już gotowa do spania. Kapcie w kocie uszy chlapały o posadzkę kiedy zmierzała w stronę wieży Krukonów, ale w tym momencie przyłapanie było jej najmniejszym problemem. Musiała znaleźć tego paskudnego kocura i jego pana, który najwidoczniej nie umiał zwierzaka wychować na dżentelmena.
    Stanęła pod wieżą i odnalazła odpowiednie okno, za którym mieściło się dormitorium zajmowane przez White’a, a dokładniej jego własne łóżko. O ile w przypadku lochów nie mogli tego wykorzystać, umówili się, że jeśli Margo kiedykolwiek będzie potrzebowała się z nim spotkać, wystarczy że zaklęciem zmrozi szybę. Dobrze, że nie wpadli na to zimą, wtedy raczej nie zdałoby rezultatu. Teraz jednak nie miała z tym żadnego problemu, a kiedy chłopak wyjrzał na zewnątrz, ruszyła w stronę wejścia do wieży. Nie uśmiechało jej się wchodzenie na górę, więc zasiadła na szerokim parapecie, układając w głowie mowę, którą go uraczy na przywitanie.
    Poderwała się, gdy usłyszała kroki i zapobiegawczo schowała w ciemny kąt, jednak widząc, że to nikt inny jak sam Noah, poczyniła krok do przodu zakładając ręce na piersi i postawiła kotkę na podłogę.
    -Gdzie jest ten mały podrywacz, White? Czy ty wiesz, co on zrobił? Czy ty widzisz jak ona wygląda? –wyrzuciła z siebie, wskazując palcem na kompletnie niezainteresowaną kocicę. A może zainteresowaną, ale nie nią, bo za chwilę na schodach pojawił się Deadpool. Cóż za durne imię dla zwierzaka. –Ty mały, podły gadzie. Wiedziałam, że trzeba ci kupić spodnie. Długo nie wytrzymałeś. –warknęła na powrót wbijając wściekłe spojrzenie w chłopaka. –W każdym razie.. Twój wredny kot zapłodnił Shadow. Gratuluję, wasza rodzina się powiększy, bo nawet nie myśl, że się od tego wymigasz. –zakończyła robiąc krok w jego stronę i dźgając go wyprostowanym palcem prosto tors. Mało brakowało, a by się uśmiechnęła. Zawsze reagowała na niego w ten sposób, a jego rozczochrane włosy w niczym nie pomagały.

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dziękuję za miłe słowo na temat mojej karty, choć nie sądzę, żeby była szczególnie dobra czy cokolwiek! Niemniej jednak niech się Noah nie martwi, Persephone pewnie też go uważa za ograniczonego, tym bardziej, jak lata za jakąś piłką i wszyscy mu z jakiegoś powodu przyklaskują, jak widzą, co na tej miotle wyprawia. Jednakże bez wątpienia łączy ich szacunek do nauki i chęć samorealizacji, a także niechęć do pracy grupowej. Myślę, że głównie przez wzgląd na to Persephone nie żywiłaby do niego jakiejś ogromnej nienawiści. Właściwie, jeśli mam być szczera, widziałabym tutaj niechęć, ale taką, nad którą można byłoby popracować w stronę czegoś pozytywnego, jeżeli oczywiście miałabyś na to ochotę!]

    Persephone Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jeżeli tylko Noah może mieć rannego brata, biorę go całego ;)]

    Vincent

    OdpowiedzUsuń
  10. (Do irytowania innych to on pierwszy, więc jak najbardziej! Noah rzeczywiście mógłby być jego dalszym, starszym kuzynem, z którym w dzieciństwie Wood spędzał wakacje. Kenny zawsze by go drażnił ale z racji tego, że są jakąś tam rodziną, to Noah byłby zmuszony aby gnojka tolerować. Dodatkowo Kenny mógłby zawsze mu zazdrościć, że jest kapitanem drużyny i mu przez to dogryzać. Myślę, że ich relacja mogłaby być naprawdę różna i to byłoby fajne. Jeśli chodzi o wątek to na razie przychodzi mi na myśl pomysł gdzie Noah ma akurat trening ze swoją drużyną, a Kenneth przyturlałby się na trybuny i jakoś mu zaczął dogryzać, jak to on. Co ty na to?)

    kenneth

    OdpowiedzUsuń
  11. [Jak najbardziej jestem chętna! Jeśli z jakiegoś powodu oboje dostaliby szlaban, mogliby zostać wysłani po coś do Zakazanego Lasu i właśnie musieliby wtedy razem współpracować :)]

    JOY

    OdpowiedzUsuń
  12. [Jak najbardziej coś takiego pasuje do Joy :D I myślę, że można już zacząć od szlabanu. A za zaczęcie z góry dziękuję <3]

    JOY

    OdpowiedzUsuń
  13. Domyślała się, że prędzej czy później będą musieli znaleźć inny sposób na wzajemne wyciąganie się z łózka, bo gdy przyjdą faktyczne mrozy, ten raczej zawiedzie. Myślała o podpaleniu mu kołdry, ale uznała, że gdyby odwdzięczył jej się tym samym, to padłaby na zawał. Niczego nie bała się bardziej niż ognia, więc ten pomysł zdecydowanie odpadał. Mogłaby rzucać kamieniami w jego okno, ale jaką miała gwarancję, że to on wyjrzy? Nie chciała się narażać na ciekawskie spojrzenia innych Krukonów. W każdym razie, chyba będzie musiała rozpracować to zaklęcie z przesyłaniem karteczek, bo bez tego się nie obędzie.
    -Uważaj co mówisz. –pogroziła, słysząc jak wyrzuca z siebie coraz to bardziej obraźliwe epitety pod adresem Shadow i nie powstrzymała przy tym francuskiego akcentu, który często wkradał się w jej słowa. Na szczęście coraz rzadziej zdarzało jej się wciskać ojczyste zwroty w rozmowę, przez co łatwiej było się z nią porozumieć. Może nie była idealna, ale przynajmniej wierna, więc słysząc tak krzywdzące insynuacje porwała kotkę na ręce w momencie, kiedy zbliżała się do tego okropnego chłopaka.
    -Tylko Twój kot jest tak uparty i nie dawał za wygraną, resztę odstraszyła. –mruknęła, wtulając w siebie miękką kulkę, która miała teraz robić się jeszcze większa. –I nie zrzucam wszystkiego na was, tylko ostrzegam, że od niczego się nie wymigacie. Połowa kociaków będzie twoja. –dodała, tym razem uśmiechając się lekko i przysunęła się nieco bliżej. Shadow próbowała się wyrwać, ale zmniejszenie odległości między kotami pomogło w jej uspokojeniu. Wyciągnęła się na rękach Margo i sięgnęła swoim noskiem nosa Deadpool’a.
    -Widzisz, kochają się, to na pewno jego. –rzuciła podnosząc wzrok na chłopaka. Uroczo wyglądał zaspany i nadal lekko zdezorientowany jej nocną wizytą, więc zanim zdążyła się rozpłynąć pod jego spojrzeniem wróciła wzrokiem do zwierzaków. Dobrze czuła się w jego towarzystwie, ale za cholerę nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłoby między nimi być coś więcej poza przyjaźnią. Zazdrościła koleżankom, które już uganiały się za chłopakami, a szczególnie te z Beauxbatons, które nie szczędziły jej opisów swoich miłosnych podbojów w regularnych listach, ale sama nigdy nie miała okazji, by zbliżyć się do jakiegokolwiek chłopaka. W akademii była na to za młoda, a w Hogwarcie nadal była tą nową, podczas gdy cała reszta znała się od pierwszego roku.

    Margoś, która czuła, że musi się mentalnie wyżalić

    OdpowiedzUsuń
  14. [Przez moment myślałam o tym, jak Noah jest okrutny względem drużyny Krukonów, a potem uświadomiłam sobie, że Rose całkowicie popiera jego ideologię. I szkoda, że nie są w tym samym domu, bo wtedy zapewne by mu o tym powiedziała. :) Jeżeli chcemy coś wymyślić i pójść w bardziej pozytywne relacje, Rose bardzo chętnie podczepi się do biegania rano po błoniach, bo przyszły żeński czempion Quidditcha musi mieć w końcu kondycję.]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie powstrzymała swojego zdziwienia słysząc jego pytanie. W normalnych warunkach, słysząc takie słowa pod swoim adresem, prychałaby niczym rozwścieczona kotka, ale przecież to był Noah. Jak mogła wyjść do niego w takim stroju? Zazwyczaj dbała o to, by przynajmniej w jego towarzystwie wyglądać dobrze, choć nie miała pojęcia skąd takie pragnienie. Wylegując się w pokoju wspólnym nie zwracała uwagi ani na swój strój, ani tym bardziej na kapcie, większość już przyzwyczaiła się do tego widoku, jednak teraz..
    Miała ochotę zapaść się pod ziemię i nie mogła uwierzyć, że stała się taką dziewczyną. Taką, czyli przejmującą się tym, co jakiś chłopak sobie o niej pomyśli. Gdyby mogła, zniknęłaby kapcie i wolała chodzić boso, ale teraz już było za późno. Dla niego zostanie już przyszłą starą panną z kotami.
    -Powiedziałam ci, tak łatwo się nie wymigasz. O moje kocie królestwo się nie martw, mało to ich biega po świecie? Zostanę kocią królową. –uniosła się, unosząc tym samym podbródek nieco wyżej, jakby się kompletnie nie wstydziła stroju w jakim wystąpiła, podczas gdy prawda była zgoła inna. I miała nadzieję, że chłopak tego nie zauważy.
    Widząc jak Noah stawia kota na ziemi, sama mocniej chwyciła Shadow, by ta przypadkowo nie ubzdurała sobie, że Margo pozwoli jej się dalej szlajać z tym nieodpowiedzialnym kocurem. I chciała przy okazji zasłonić resztę swojego stroju, bo koszulka w kocią mordkę nie była w tym momencie czymś, czym chciałaby się chwalić. Aż pożałowała, że ma tyle ubrań z takim motywem.
    -Tak, White. Całą noc myślałam o tobie i nie mogłam spać, więc wymyśliłam sobie kocią ciążę, by mieć pretekst i cię zobaczyć. –mruknęła, przewracając oczami. Teraz to już przesadził. Fakt, zadziwiająco szybko przyszło jej podjęcie decyzji, że się do niego wybierze, ale z całą pewnością kierowało nią dobro kotki. –Za dużo sobie wyobrażasz. –dodała, samej robiąc krok w jego stronę tak, że właściwie stykali się już ciałami. –Powiedz, że na mnie czekałeś. Bałeś się iść sam. –wymruczała, uśmiechając się zadziornie. Jeśli myślał, że Marguerite tak łatwo się podda i nie odpowie mu tym samym, to się cholernie mylił.
    Syknęła, kiedy kotka wykorzystała moment jej nieuwagi i zeskoczyła na ziemię wbijając jej pazury w przedramię, które niemal natychmiast ujawniło zadrapanie, jednak niezbyt się tym przejęła. Westchnęła jedynie widząc jak Shadow i Deadpool wbiegają po schodach i uznała, że gonienie ich jest kompletnie bezsensowne.
    -Jak nie zadba o matkę swoich dzieci, to tobie się oberwie. –mruknęła, po raz kolejny posyłając mu zadziorny uśmiech i odwróciła się w stronę wyjścia z wieży. Nie miała zamiaru protestować, sama chętnie połasiłaby się na coś słodkiego, więc wyprawa do kuchni była dobrym pomysłem.

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  16. [Spróbuj, jeśli się ośmielisz, a przekonamy się, czy szybciej doczekam się rozpoczęcia, czy wcześniej pan White otrzyma kolejnego wyjca od ojca.]

    Malcolm Letherhaze

    OdpowiedzUsuń
  17. [Dziękuję za powitanie i miłe słowa, a zdjęcie sama uwielbiam i musiało to być akurat te <3
    Jeśli masz ochotę to zapraszam z Noah do siebie, ma pięknego kota, z cudownym imieniem, więc jego właściciel też musi być fajny ;)]

    Philippa

    OdpowiedzUsuń
  18. [wspaniała wiadomość, Victoria go chętnie z wszystkich wyciągnie :P W ogóle mam nikłe wrażenie, że Cię kojarzę z poprzednich Hogwartów gdzie się włóczyłam z Susan Cage, ale mogę się mylić... Co do wątków to Noah może wylądować w skrzydle szpitalnym, Victoria go poskłada, a potem pójdą sobie razem się poszwędać, bo potrzebuje jakiegoś ciekawego towarzystwa :D Może masz jeszcze jakiś pomysł to chętnie przyjmę! Przyjmę wszystko, każdy szalony pomysł, nawet jeśli miałaby się okazać babcią Noah, bo taki byłby Twój pomysł xD Mogę też zacząć jeśli chcesz ;)]

    Victoria S.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dzięki! A wyjce od ojca mnie tu urzekły, gdyby tylko ojciec Jordana nie był mugolem, to pewnie też z nich nie jeden raz korzystał, bo przecież każda okazja jest dobra, żeby się wydrzeć.
    Z wątkami to tak jest, że na początku trudno się w nich ogarnąć, a potem trzeba jeszcze czekać, żeby ktoś odpisał, więc oczywiście, że znajdę jakieś wolne siły przerobowe na jeszcze jeden. Jordan i Noah na pewno byliby kumplami od biegania po błoniach, a w międzyczasie mogą wykombinować coś szalonego. (W razie czego wpadnij to mnie na maila, możemy coś tam dogadać.)]

    Jordan

    OdpowiedzUsuń
  20. [W zasadzie to trzecią już xD
    A wpadłam na taki pomysł, że kiedy któregoś razu po bieganiu Noah wpadnie do kuchni, zastanie tam Irinę, obżerającą się jego tartą cytrynową :D]

    IRINA

    OdpowiedzUsuń
  21. [Cześć, mogę Ci ukraść kota? Sam do mnie przyszedł.]

    G. Szczędzicki

    OdpowiedzUsuń
  22. Prychnęła tylko, na znak, że Deadpoola nie chciałaby, nawet gdyby jej dopłacali. Nieposłuszne kocisko, dobrałby się do każdej kocicy i w szybkim tempie zniknęłaby pod stertą nowonarodzonych kociaków, które prędzej czy później olałyby swoją królową i wszczęły bunt. Nie, nie tak to sobie wyobrażała. Shadow i jej przyszłe dzieci były szczytem jej matczynych zdolności, a i tak miała nadzieję, że szybko uda jej się oddać te wszystkie maleństwa w dobre ręce. Matka by ją zabiła, gdyby przywiozła do domu zamiast jednego (który nie jest tam szczególnie mile widziany), całe stado.
    Nie zapanowała nad tym, że kiedy się przysunął, serce zaczęło jakoś szybciej bić, a Margo z niewiadomych powodów wstrzymała oddech, jakby w oczekiwaniu na coś wyjątkowego. Przestawała panować nad sobą w jego obecności i zaczęło ją to mocno irytować. Nie chciała skończyć tak, jak wszystkie jej koleżanki, które w każdej wolnej chwili, a nawet i w tych, w których powinny myśleć o czymś innym, jak na przykład o nauce, myślały o miłościach, uniesieniach i innych uczuciach, które podobno prędzej czy później dotrą nawet do niej.
    -Nie potrzebuję Twojej pomocy, żeby czuć się lepiej. –wydusiła w końcu, choć nie brzmiało to już tak pewnie i zadziornie, jak wtedy gdy znajdował się odrobinę dalej. Po kręgosłupie nadal przechodziły jej przyjemne dreszcze, nawet kiedy już odsunął się z tą swoją zadowoloną miną. –Dupek. –warknęła, strzelając go lekko z otwartej w ramię. Nie miała pojęcia, czy zachowuje się tak specjalnie, by wywołać w niej niepewność i zażenowanie, ale jeśli tak, to mu się udawało. Za cholerę nie chciała się przyznać do tego, że podobało jej się, kiedy był blisko, choć biorąc pod uwagę ilość czasu, jaką ze sobą spędzali, nie umknęło to zapewne uwadze nikogo, kto wykazał choć odrobinę zainteresowania. Nawet współlokatorki nazywały już White’a chłopakiem Margo, ku jej irytacji. I choć początkowo zaprzeczała, po jakimś czasie dała sobie z tym spokój, kompletnie ignorując tego typu teksy.
    -Ciasto czekoladowe i kakao. –wypaliła niemal od razu, nie potrzebując nawet chwili na zastanowienie. Zazwyczaj sobie nie pozwalała na opychanie się słodyczami, ale dopiero co rozegrali mecz, a do następnego było jeszcze trochę czasu, więc uznała, że zdąży wszystko spalić na treningach i nie pozostanie śladu po jej nocnym podjadaniu. –Ale ostrzegam, że skrzaty mnie ostatnio nie lubią. Nie zauważyłam jednego i stanęłam mu na stopie. Słyszałam jak się na mnie darł nawet jak uciekłam do dormitorium. –wyznała, uśmiechając się niepewnie. Nie było tajemnicą to, że Margoś często chodziła z głową w chmurach, a jeszcze częściej pod wpływem pewnego mugolskiego zioła, więc i pobyty w kuchni nie były rzadkością, i szeroko pojęte niezdarstwo zdarzało się całkiem często. Już nawet utrzymywanie się na miotle szło jej lepiej, niż chodzenie na własnych nogach.

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  23. [Dziękuję ślicznie za powitanie i wyrazy nadziei, jednakowoż z westem Alfie będzie miał żywot jak w kamieniołomach :) Nie planuje dawać mu zbyt wiele radości, coby się nie nabawił syndromu człowieka szczęśliwego :>
    Fajny ten Noah, oryginalny charakter pasujący w gruncie rzeczy na prefekta i przypominający właśnie pod niektórymi względami Percy'ego Weasley'a ;) Życzę Ci wiele ciekawych wątasków i mnóstwo zabawy z panem punktualnym c:]

    Alfie Larose

    OdpowiedzUsuń
  24. [W sumie powinni się trochę wcześniej znać, zanim zapadła decyzja o wspólnym bieganiu. :) Może poznali się lepiej właśnie podczas zajęć klubu pojedynków i tak im się spodobała współpraca w parach, że od tamtej pory stali się dobrymi kompanami? Ich przyjaźń może jedynie trochę cierpieć podczas meczy Quidditcha, ale gdy nie grają naprzeciwko siebie, znów lubią ze sobą spędzać czas i boje się dopingują, albo ściągają z łóżka, gdy jednemu się akurat nie chce wstać. :)]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  25. [pogubiłam się w połowie tego powiązania xD Może by zakładać, że potrzebowałby medycznej pomocy, bo coś tam zrobił już po ciszy nocnej, ale nie chciał iść do Skrzydła Szpitalnego, bo by się wydało, że złamał regulamin więc by się pojawił bezczelnie w drzwiach jej kwatery w godzinach poza jej dyżurem, a ona by mu pomogła z czystej sympatii. A potem on w ramach odwdzięczenia się mógłby jej zaproponować jakiś wspólny wypad do Hogsmeade, co by panna Shelinska nie siedziała smutna i samotna w pokoju. Nie wiem co o tym myślisz, jeśli masz problem z zaczynaniem to ja mogę ;)]

    Victoria S.

    OdpowiedzUsuń
  26. [okay. Przeczytałam kartę i ten kot jest taki uroczy...<3 Skoro lubi szukać ludzi lepszych od siebie i się czegoś od nich uczyć to moze Angie będzie mu dawał korki z eliksirów albo onms?]

    Anguis

    OdpowiedzUsuń
  27. [Dobra. I może to będzie skrzeloziele i od razu sobie zgarniemy punkty za zadanie dodatkowe? Bo proponuję to już po raz n-ty i nikt nie jest zainteresowany, a można zdobyć punkty. Nie, żeby Ślizgoni nie wygrywali już w przedbiegach xD]

    OdpowiedzUsuń
  28. [haha..."dla autorów" -> "punkty dodatkowe" :D

    ZADANIE #1 (11.06.2018 — 30.06.2018)

    Opis: W tajemniczych okolicznościach z gabinetu nauczyciela eliksirów zaczęło ginąć skrzeloziele. Jak dotąd jednak jeszcze nikt nie przyłapał złodzieja na gorącym uczynku. Nie wiadomo również, w jakim celu podbierał on akurat tę specyficzną roślinę. Co zrobiłbyś, gdybyś to właśnie Ty natrafił na jego trop i rozwiązał tę tajemniczą zagadkę?
    Komentarz: Wystarczy, że opiszesz tę sytuację w prowadzonym z drugim autorem wątku, a zaliczysz zadanie i otrzymasz za nie stosowną liczbę punktów.
    Dostępność: dla każdego;]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Urazu podczas biegania, tak? ;) W porządku, pasuje mi to, możemy pójść tym tropem. Która z nas zaczyna w takim razie? :)]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  30. W reakcji na jego słowa jedynie przewróciła oczami i uśmiechnęła się uroczo, nic sobie nie robiąc z epitetów, którymi ją zasypywał. Może i to nie były komplementy, ale też nie były takie złe. Od dziecka była pyskata i ćwiczyła swój cięty język na kim tylko mogła. Wychowywała się przy starszym o kilka lat sąsiedzie, którym zajmowała się jej matka, więc musiała nauczyć się jakoś sobie radzić. Broniła się zarówno słowami, jak i rękoma, więc ów niewinne trzepnięcia nie były niczym niezwykłym. I łobuzowała od najmłodszych lat, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich wokół, więc coś jej z tego zostało.
    -Już przeprosiłam. –wymruczała kręcąc w palcach brzeg swojej koszulki. –Ale i tak był na mnie obrażony. Nie umiem obchodzić się z takimi stworzeniami, nie mieliśmy takich w Beauxbatons. –wyznała, podnosząc odrobinę niepewne spojrzenie na chłopaka. Nie chciała, by przez nią sam naraził się skrzatom i stracił najwidoczniej ważny element swojej diety.
    -Może.. Może ja zaczekam na ciebie na zewnątrz? –zaproponowała, czując jak nieświadomie kurczy się w sobie pod wpływem niepewności, która nagle urosła do rozmiarów trolla. Nadal nie czuła się w Hogwarcie tak dobrze, jak w Akademii, ale zazwyczaj obecność White’a pomagała jej jakoś o tym zapomnieć. Był jedyną osobą, z którą spędzanie czasu nie było obciążone jakimkolwiek złym uczuciem. Nie czuła przy nim strachu, że cokolwiek zostanie źle odebrane, czy wstydu, gdy wplatała w rozmowę francuskie zwroty lub nie panowała nad akcentem. Przy nim była zwyczajnie sobą i podobało jej się to, szczególnie że Noah chyba również nie miał z tym problemu.
    -Bez czekolady byłabym okropnym człowiekiem, nie chciałbyś poznać mnie na kakaowym odwyku. –zaśmiała się, wzruszając lekko ramionami. Zerknęła na niego i nie zdołała powstrzymać rumieńca, który bez pytania pojawił się na jej policzkach. Skarciła się w myślach za takie reakcje, ale nie mogła nie zauważyć, że patrzy na chłopaka jakoś inaczej, niż jeszcze kilka tygodni temu. A myśl, że przez całe dwa długie miesiące wakacji go nie zobaczy była nieznośna. Może zdobędzie się na odwagę i wyśle do niego sowę z propozycją spotkania, ten sposób będzie łatwiejszy, niż spojrzenie mu w oczy z myślą, że przecież może odmówić. Może zwyczajnie był miły dla nowej, widząc, że nie ma zbyt wielu przyjaciół.

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  31. [Dziękuję!
    Chętnie nad czymś pomyślę, ale obawiam się, że ze względu na absolutny brak elastyczności Ellie'go, będzie trudno. Ale dla chcącego nic trudnego! :D]

    Elijah

    OdpowiedzUsuń
  32. Margo miała nikłe pojęcie o domowych skrzatach, we Francji nie były zbyt popularne, chyba że w arystokratycznych rodach, a ona do takiego nie należała. Właściwie pierwszy raz miała z nimi styczność tego feralnego dnia i już tego żałowała. Ten, na którego trafiła nie dość, że był opryskliwy, to po wszystkim jeszcze rzucił w nią przypalonym garnkiem krzycząc za nią niecenzuralne słowa. Nic więc dziwnego, że uciekła, skoro przeprosiny najwidoczniej nie były dla niego wystarczające.
    Nieświadomie podskoczyła na dźwięk głosu dobywającego się z obrazu. To akurat znała, jedynie w innej formie. Portrety w akademii przedstawiały wybitnych czarodziei, a każdy z nich był miły i pomocny, a do tego dobrze wyglądał. Tu straszyły widma minionych epok, a na dodatek były przy tym nieprzyjemne i doprowadzały biedną Margo, która uwielbia szwędać się po zamku, do zawału.
    Chciała zaprotestować, ale w momencie kiedy chwycił ją za dłoń była w stanie myśleć tylko o tym, by ruszać nogami. I choć wiedziała, że zrobił to tylko po to, by przyspieszyć i tak czuła się jak napalona piątoklasistka. Nogi się pod nią uginały na te wszystkie myśli o spędzeniu z nim jeszcze większej ilości czasu i nie zwracała uwagi na to, dokąd pędzą, więc gdy pociągnął ją w jakieś ciasne miejsce i przycisnął do niej swoje ciało, wlepiła w niego spojrzenie rozbawione swoją własną reakcją na jego bliskość.
    -Jeśli chciałeś się poobściskiwać, wystarczyło powiedzieć, White. Miotła ci już nie wystarcza? –zaśmiała się, starając się mimo wszystko znaleźć miejsce, w którym nie będzie tak mocno przylegać do jego ciała. Nie, żeby było jej z tym źle, ale za cholerę się do tego nie przyzna. –Długo będzie nas szukał? –zapytała, oglądając się w stronę, z której czuła podmuchy wiatru, a przesuwając w tamtą stronę nogę stwierdziła, że przestrzeni jest więcej niż myślała. –To jakieś przejście? Dokąd pro.. –zaczęła, przesuwając się w tamtą stronę, ale urwała czując jak jej noga się zsuwa, aż w końcu sama opadła na zimny kamień starając się jakoś zatrzymać pęd rękoma. I krzykiem. Bo krzyczała, choć niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę.
    -Noah, do cholery, zatrzymaj to! –piszczała ostatecznie układając zakrwawione dłonie na nogach i zaciskając mocno powieki.

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  33. [Jeeej! <3 Nie mogę się doczekać wątku z Vic :D Co to wątku z Justinem, hm... no Quidditch oczywiście zawsze wchodzi w grę, mogą też razem rano biegać i być przyjaciółmi. Możemy też zrobi, że kapitan drużyny Gryfonów kręci na to nosem i cały czas próbuje przekonać Justina, że na pewno Noah nie ma dobrych intencji i że powinien się od niego trzymać z daleka. Można by było też połączyć wątki z dwoma moimi postaciami, bo może Justinowi nie będzie się podobało, że Noah spędza czas z Victorią i poczuje się zdradzony (tylko nie będzie potrafił stwierdzić przez kogo bardziej) i zazdrosny (i nie będzie potrafił stwierdzić, o kogo bardziej). Chyba że coś innego Ci krąży po głowie :D]
    Victoria/Justin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  34. Siedziała z podkulonymi nogami na parapecie i wpatrywała się w spokojną taflę jeziora. Palcem wodziła bezwiednie po krawędzi kieliszka, co jakiś czas upijając kolejny łyk wina. Była to jedna z tych wielu nocy, kiedy wiedziała, że po zamknięciu oczu zobaczy rzeczy, których wcale nie chciała oglądać. Raz to stanowczo za dużo. Westchnęła ciężko i oparła czoło o chłodną szybę. Wtedy to ciszę nocy przerwało rozpaczliwe łomotanie. Zdziwiona zeskoczyła z parapetu, odłożyła kieliszek na stolik i z wyciągniętą różdżką (nawyk aurora) podeszła drzwi. Zacisnęła mocniej palce na różdżce i otworzyła je, będąc przygotowana na ewentualne zagrożenie.
    Nie była jednak przygotowana na to, co zobaczyła.
    - Noah... - szepnęła rozpoznając chłopaka. Kilka razy już trafił do Skrzydła Szpitalnego z mniejszą lub większą kontuzją i zdążyła już go dobrze zapamiętać. I polubić. Jej wzrok powędrował do strużki krwi płynącej z ust chłopaka. Oczy rozszerzyły jej się z przerażenia. - Boże...
    Nie miała pojęcia co się wydarzyło, ale wiedziała, że musi działać szybko. W ostatniej chwili udało jej się złapać osuwające się na ziemię ciało chłopaka. Wciągnęła go do środka i najdelikatniej jak umiała (i na ile pozwalały jej siły, Noah był smukły, ale mięśnie swoje ważą) ułożyła go na swojej kanapie. Machnęła różdżką by zamknąć drzwi i zaczęła gorączkowo otwierać szafki w poszukiwaniu właściwego eliksirów. Pochwyciła antidotum na popularne trucizny i wywar z dyptamu i pobiegła z powrotem do chłopaka.
    - Jestem tu, jestem... Zaraz będzie dobrze... Wszystko będzie dobrze...- szepnęła. Podniosła delikatnie głowę chłopaka i wlała odpowiednią dawkę eliksirów. Wsunęła się na kanapę i ułożyła sobie jego głowę z powrotem na swoich kolanach. Machnięciem różdżki przywołała dużą plastikową miskę i ręcznik. Nawet jeśli antidotum zapobiegnie truciźnie to i tak organizm chłopaka będzie musiał zwrócić to, czym się struł. Ręcznikiem zaczęła wycierać pot z czoła chłopaka przytrzymując jego drżące ciało.
    - Jesteś bezpieczny... Jestem tu... - powiedziała cicho, gładząc go po włosach.
    Victoria

    [jasne, zacznę wątek z Justinem :D]

    OdpowiedzUsuń
  35. Anguis był Ślizgonem ze względu na spryt i ambicje, ale na tym podobieństwo między nimi, a innymi wychowankami Domu Węża się kończyły. Przez dorastanie w kochającej rodzinie chłopak nie był oschły, wredny, nie wywyższał się...był normalny. I lubił pomagać, jeśli ktoś go poprosił. Ponieważ był dobry z eliksirów często douczał innych. Ewentualnie pomagał też im ze zwierzakami, chociaż żodyn nie wie, że sam jest zwierzakiem. Żodyn.
    Nauczycielka eliksirów raczej nie miała nic przeciwko temu, że Anguis czasem przesiaduje dłużej w pracowni, ale tego dnia przeprowadzała test, więc musieli znaleźć sobie inne miejsce na korepetycje. Anguis od razu pomyślał o nawiedzonej łazience na pierwszym piętrze. Jęcząca Marta mu nie przeszkadzała, nawet w miarę się z nią dogadywał, chociaż czasem go irytowała. Jednak na pewno nikt im tam nie będzie przeszkadzał. Zanim tam wyruszą muszą jednak zabrać ze składzika wszystkie składniki, jak dobrze, że spiżarnia miała też osobne wejście, nie tylko z sali zajęciowej.
    -Dużo o nich czytam, uważam na lekcji...no i kiedyś przeczytałem, że czasem powodzenie zależy od humoru. Są eliksiry, które ważone w złości są silniejsze w działaniu niż jak je robisz w pogodnym nastroju i odwrotnie...większość ma odwrotnie. Oczywiście, ta teoria jest mało znana i większość specjalistów się z niej śmieje, ale odkąd zacząłem ją stosować w drugiej klasie zauważyłem, ze faktycznie mało jaki eliksir zepsuję...- wkładał wszystkie składniki do płóciennej torby, która była bardzo modnym dodatkiem wśród mugolskich nastolatków. Jego miała wzór z sową - nie ma skrzeloziela - zauważył - w sensie...nie jest nam potrzebne, ale nie przypominam sobie, aby teraz jakaś klasa miała z niego korzystać. Dziwne...zwykle profesor Rathamnn nie dopuszcza do takich sytuacji, aby czegoś tu zabrakło.

    OdpowiedzUsuń
  36. Twarde lądowanie było jedynym, czego się spodziewała, ale nawet się nie skrzywiła, dziękując Jah w myślach za zakończenie tej okropnej podróży. Im lepiej poznawała Hogwart, tym bardziej go nienawidziła. Te wszystkie tajne przejścia i zakazane korytarze mieszały w jej głowie, a już i tak miała problemy z orientacją. Dopiero na miotle, szybując nad tym wszystkim, czuła się naprawdę dobrze.
    -Nic mi nie jest. –mruknęła, kiedy sięgnął po jej dłonie, uprzednio przewracając oczami. Teraz będzie się z niej naśmiewał, była tego pewna. Już wyczekiwała tego kpiącego uśmiechu wpatrując się w jego wargi, a one zbliżały się, powodując jeszcze większy mętlik w jej głowie.
    Odruchowo przymknęła powieki, kiedy ich usta się zetknęły, choć nie wiedziała czemu to zrobiła. Chciała na niego patrzeć, lubiła to robić. Lubiła rozpoznawać jego uśmiechy i zastanawiać się o czym myśli, kiedy jego wzrok stawał się nieobecny. A teraz czuła na swoich jego usta i mogła myśleć tylko o tym, że nie chce, by to się skończyło.
    Przygryzła wargę, kiedy się odsunął, ale minęła chwila, zanim otworzyła oczy. Zerknęła na niego, a widząc że ucieka wzrokiem, zignorowała jego wyciągniętą dłoń i podniosła się o własnych siłach.
    Sięgnęła różdżkę, którą miała zatkniętą za materiał spodni i podziękowała sobie, że nigdzie się bez niej nie rusza.
    -Vulnera Sanentur. –powtórzyła trzykrotnie, obserwując gojące się rany i dopiero podniosła wzrok, by rozejrzeć się wokół. Panował półmrok, gdzieniegdzie rozświetlany przez zatknięte pochodnie, jednak nie dostrzegła niczego poza tym. –Gdzie jesteśmy? –zapytała nieco niepewnie, starając się nie myśleć o incydencie. W normalnych warunkach pewnie natychmiast by uciekła, ale bała się, że teraz nie odnalazłby drogi powrotnej, a wdrapywanie się z powrotem nie wchodziło w grę.

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  37. Rozejrzała się wokół, ale pomimo oświecenia korytarza nadal nie zauważyła niczego, co miałoby pomóc im się wydostać. Serce biło jej coraz szybciej i wręcz marzyła o tym, by odnaleźć ten przeklęty zmieniać czasu i cofnąć się kilka godzin wstecz. Zanim impulsywnie wybiegła z dormitorium i wyciągnęła zaspanego Krukona z łóżka. Może wtedy przemyślałaby sprawę i uznała, że to nic pilnego, czy ważnego. Prędzej czy później, ciąża kotki była nieunikniona, a ona zrobiła z tego aferę, przez którą wylądowała w ciemnym tunelu z chłopakiem, którego usta nadal czuła na swoich wargach.
    -W Miodowym Królestwie? Znaczy.. w Hogsmeade? –wymruczała, łącząc odpowiednie kropki. Oczywiście ostatnie o czym teraz myślała, to że właśnie nielegalnie wymykają się z zamku. Myślała tylko o tym, że miasteczko leży strasznie daleko, więc przez najbliższy czas są na siebie skazani. –Cudownie. Po prostu.. merveilleusement. Genialny pomysł, White, strzel we mnie zaklęciem, na pewno poczuję się lepiej. –westchnęła, ruszając przed siebie. Im szybciej znajdą wyjście, tym lepiej i tym właśnie chciała zająć swoje myśli, nie marzeniami o kolejnym pocałunku. Problem w tym, że zapomniała o tym, kiedy pojawił się tuż obok i znów złapał ją za dłoń. Nawet przeklęła przed nosem, ale w ojczystym języku, całkiem instynktownie reagując na swoje splątane myśli.
    -Razem? –wychrypiała, podnosząc na chłopaka zdziwione spojrzenie. Serce pędziło jej jak oszalałe, a na policzki z całą pewnością wkradł się rumieniec, bo nagle zrobiło jej się gorąco. Mogłaby zwalić to na płonące pochodnie, ale nie o tym teraz myślała. –W sensie.. Jechać gdzieś razem, czy.. –zaczęła, kompletnie nie panując nad słowotokiem, który napływał jej na język. –Bo chyba nie znasz mojego ojca, ale raczej nigdzie mnie nie puści, chyba że do Francji, tam mam rodzinę i pewnie byłoby łatwiej, bo nie znam Londynu i.. Ale oczywiście bardzo chciałabym się z tobą spotkać, właściwie to mi trochę smutno było, że wakacje i nie wiedziałam, czy powinnam napisać do ciebie list, a tak naprawdę to chyba nie wiem gdzie mieszkasz, może mówiłeś ale to wszystko jest takie nowe i nieznane, że.. –przerwała, orientując się, że znowu powiedziała za dużo. Dużo za dużo. Zawsze miała problem z trzymaniem języka za zębami. –Tak, wakacje. Brzmi super. –zakończyła, posyłając mu uroczo niepewny uśmiech i czekając na salwę śmiechu. Bo choć chciała wierzyć, że to wszystko prawda i trzymająca ją dłoń to też prawda, to było ciężko, skoro nigdy wcześniej nie było się w takiej sytuacji, a jedynie marzyło się o romantycznych uniesieniach. I miała nadzieję, że nie było po niej widać tego, że cała ta sytuacja jest dla niej nowa.

    Margie

    OdpowiedzUsuń
  38. Pokręciła jedynie głową ze zrezygnowaniem. Miał rację, nie mieli innego wyjścia, mogli tylko iść przed siebie i czekać, aż to się skończy. Swoją drogą, zastanawiała się też jak wrócą z Hogsmeade niezauważeni. Z tego co zdążyła się zorientować, to nie było takie proste, ale co ona mogła wiedzieć. Była pewna, że przez najbliższy rok nie zdoła zgłębić wszystkich zakamarków zamku.
    Palce zaciskające się na jej dłoni dodały jej nieco otuchy i uśmiechnęła się nieśmiało, samej splatając ich dłonie. Jeszcze chwila i zacznie podskakiwać z radości, a tego wolałaby uniknąć. Już wystarczająco się przy nim zbłaźniła tego wieczora.
    -Jasne. We Francji będę miała trochę więcej swobody. –przytaknęła, poszerzając swój uśmiech. Na samą myśl w jej głowie tworzyły się obrazy miejsc, do których mogłaby go zabrać i prawie przebierała nogami z niecierpliwości, by mu o tym wszystkim opowiedzieć. –I oczywiście, że chcę, teraz się już nie wywiniesz. –zaśmiała się. Czuła, jak zdenerwowanie całą sytuacją ją opuszcza, a na jego miejsce wskakuje zwyczajna radość, która przez ostatni rok nie pojawiała się zbyt często. Zbyt wiele rzeczy nie rozumiała, by się z nich cieszyć i dopiero mozolne tłumaczenie White’a, który przy tym był wyjątkowo cierpliwy, stopniowo pozwalało jej się odnaleźć. Nie miała pojęcia, co by zrobiła bez niego. I zrozumiała, że to co do niego czuje, to już nie jest zwykła sympatia. Wolała nie myśleć ile nocy by przepłakała, gdyby zabrakło go w jej życiu. –Zabiorę cię do Paryża, ale nie tam, gdzie jest najwięcej turystów. Też mamy Pokątną, tyle że nazywa się inaczej i wygląda inaczej. Wszędzie jest pełno kwiatów i wszyscy są dla siebie mili. Skąd w anglikach tyle niezadowolenia? –zapytała, marszcząc zabawnie nosek. Niezbyt dobrze wspomina swoją pierwszą wizytę na Pokątnej, biorąc pod uwagę fakt, że stała się świadkiem morderstwa, o którym nikomu nie mogła powiedzieć, ale i cała reszta jej nie zachwyciła. –I stadion! Nasz stadion jest najpiękniejszy. Mój wujek zasiada w radzie, więc może uda nam się wkręcić na mały trening, co ty na to? –zaproponowała, ożywiając się nieco.

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  39. Na zatrucie Veratrum z pewnością by nie wpadła. Po co ktoś miałby jeść to trujące zielsko i jeszcze być tego świadomym? Organizm chłopaka przyjął to wyjątkowo nieprzyjemnie. Chłopak cierpiał i zwijał się z bólu, ale nie mogła zrobić nic więcej tylko czekać, aż zneutralizowana substancja opuści organizm White'a. Nie przestawała gładzić go po włosach, ocierać potu z czoła i szeptać pokrzepiających słów. W pewnym momencie chwyciła nawet jego dłoń, by pomóc mu przetrwać ciężkie chwile.
    - Ciii... Nie przepraszaj - uspokoiła go. - I tak nie spałam. Dobrze, że przyszedłeś, to się mogło bardzo źle skończyć. Ale już po wszystkim, gorzej już nie będzie.
    Machnięciem różdżki oczyściła miskę z wymiocin. Sięgnęła do znajdującego się na stoliku pudełka chusteczek i wyciągnęła jedną, by wytrzeć chłopakowi usta. Machnęła różdżką po raz kolejny by napełnić szklankę wodą i przywołała ją do siebie wraz z kolejnym flakonikiem innego eliksiru.
    - Eliksir wzmacniający. Wypij - poleciła mu pomagając mu unieść głowę. Powoli wlała mu zawartość flakonu do ust, po czym przyłożyła do nich szklankę pomagając mu się napić.
    - Lepiej? - Spytała uśmiechając się.
    Na wzmiankę o Skrzydle Szpitalnym pokiwała głową ze zrozumieniem.
    - Cóż, w Skrzydle Szpitalnym z pewnością musiałabym wszystko zapisać w "Dzienniku Chorób i Urazów" i zostałoby pewnie wszczęte śledztwo w tej sprawie - powiedziała wzruszając delikatnie ramionami. - A tak to cały ten incydent może zostać między nami. Co nie oznacza, że wymigasz się od podania mi szczegółów Twojej niecodziennej kolacji.
    Nie przestawała gładzić go po włosach. Chłopak był blady i wyglądał na wycieńczonego, zdecydowanie potrzebował odpoczynku.

    Victoria

    OdpowiedzUsuń
  40. Trzymanie go w zamknięciu tylko dla siebie było kuszącą opcją, jednak biorąc pod uwagę jej niedoświadczenie w związkach, czy innych bliższych relacjach, nawet o tym nie pomyślała. Bardziej była skłonna zarywać noce i nie wracać do domu, by tylko pokazać mu jak najwięcej i spędzić z nim jak najwięcej czasu, ale do tego momentu mogło się jeszcze dużo zmienić. Może zrozumie, że nie chce się nim dzielić i woli zatrzymać go tylko dla siebie, co we Francji będzie dużo łatwiejsze niż w Hogwarcie.
    Rumieniec po raz kolejny pojawił się na jej policzkach, kiedy zatrzymał się i przesunął dłonią po jej twarzy. A to co powiedział sprawiło, że pod Margo ugięły się nogi z wrażenia. Pierwszy raz usłyszała takie wyznania i choć była tym zachwycona, kompletnie nie wiedziała jak na to zareagować. Dlatego wspięła się jedynie na palce i z uroczym uśmiechem złożyła delikatny pocałunek na jego wargach, by zaraz odsunąć się i ruszyć przed siebie, ponownie sięgając jego dłoni.
    -Obiecuję, że będzie pan zadowolony. –zachichotała, zerkając na niego z szerokim uśmiechem. –A wszystkiego dowiesz się na miejscu, trochę cierpliwości, kochanie. –dodała, przygryzając lekko wargę. Często wymawiała to słowo, ale chyba po raz pierwszy ów zwrot nie był jedynie pieszczotliwy, czy uszczypliwy. Czuła, że jest bardzo na miejscu, choć tego nie rozumiała. Postanowiła jednak dać sobie czas.
    -Skręcamy. –zarządziła, kierując się w obraną stronę. –Najwyżej zginiemy tu. –dodała, wzruszając lekko ramionami, choć oczywiście dalej miała pewne obawy, czy uda im się wrócić. Domyślała się jednak, że skoro Noah wiedział o tym przejściu, to znaczy, że ktoś z niego wyszedł, a to z kolei oznaczało, że wcale nie są w najgorszej pozycji. –Chociaż jednak wolałabym stąd wyjść. Trochę zimno. –wymruczała, spoglądając na swoje odzienie. A dopiero co udało jej się zapomnieć o tym jak okropnie wygląda.

    Margoś

    OdpowiedzUsuń
  41. [Jestem tu po to, aby wątkować, więc wymyślmy coś! :D Przyjaciół na pewno z nich nie zrobimy, sądzę, że nawet ze zwykłym kumpelstwem mogło by być ciężko. Póki co jedyne, co przychodzi mi na myśl to sprowokowanie ich do jakiegoś spięcia, żeby porzucali w siebie zaklęciami i zniszczyli coś mega istotnego. A później zmuszenie ich do współpracy na jakimś wyjątkowo niesympatycznym szlabanie. Wybacz, mój przegrzany mózg nie ma niczego ciekawszego :D]

    Elijah

    OdpowiedzUsuń
  42. Ariel Coleman naprawdę nie zamierzała spóźnić się na trening.
    Kiedy wchodziła do sali na zaklęcia, już ze strojem do quidditcha w torbie i miotłą pod pachą, obiecała sobie, że tuż po zakończeniu lekcji pobiegnie na boisko. Chciała pojawić się tam trochę wcześniej, by poćwiczyć jeszcze przed jutrzejszym meczem, zrobić parę okrążeń wokół boiska, porządnie się rozgrzać. Kto wie, może nawet zasłużyłaby na uśmiech kapitana drużyny.
    Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, cały jej plan rozpadł się, gdy tylko ta wredna Gryfonka z jej roku otworzyła usta i skomentowała, jak to po ich porażce na boisku już żaden chłopak jej nie zechce. (Nie, żeby jakikolwiek kiedykolwiek ciebie chciał, dodała ze złośliwym uśmiechem i wróciła do słuchania nauczyciela). Naprawdę, Arielka chciała zignorować ten komentarz i ze spokojem wrócić do czytania podręcznika, naprawdę tego chciała, ale nie potrafiła.
    Musiała zetrzeć ten paskudny uśmieszek z jej buzi.
    Nie pamiętała nawet, co takiego dokładnie powiedziała, że wywołała aż taką burzą —najważniejsze było to, że kłótnia skończyła się dla niej podbitym okiem, a dla Gryfonki zadrapanym do krwi policzkiem (jak dobrze, że Ariel zapuszczała paznokcie, inaczej nie miałaby tak wspaniałej broni!).
    Nauczyciel im nie odpuścił. Oba domy straciły po dziesięć punktów, a one trafiły prosto do swoich opiekunów, by tam czekać na decyzję, co do długości szlabanu, który je czekał.
    Ariel Coleman naprawdę nie zamierzała spóźnić się na trening. Ale kiedy opiekun Ravenclawu w końcu skończył pouczać Ariel i pozwolił jej odejść, już było po czasie. I chociaż wiedziała, że już i tak nie miała co liczyć na ciepłe powitanie, biegła najszybciej jak tylko potrafiła, byle spóźnić się jak najmniej. W biegu zrzucała z siebie niepotrzebne ubrania (Tak, pani profesor, wiem, że szkoła to nie miejsce na striptiz!) i włożyła niebieską szatę.
    Kiedy wpadła na boisko, już była zziajana i pokryta potem, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Bardziej interesowało ją to, że Noah od razu ją dostrzegł i wcale nie był zadowolony.
    — Dzień dobry, kapitanie! — przywitała się Ariel, uśmiechem starając się zatuszować nierówny oddech. Była przygotowana na mini awanturę — sama kilkukrotnie była świadkiem takich — każde słowo zamierzała przyjąć ze spokojem. Próby obrony i tak na nic by się nie zdały — Ariel nie raz odnosiła wrażenie, że nawet jakby przyjechała na trening na wózku inwalidzkim, spóźniona, bo chwilę wcześniej złamała kręgosłup, spadając ze schodów, i tak usłyszałaby, że szuka jedynie wymówki.
    — Oczywiście, że mnie interesuje! — zapewniła gorliwie, zgodnie z prawdą, zresztą. — Tak bardzo, że nawet poharatałam twarz jednej Gryfonce, tak żeby nie miała wątpliwości, kto wygra.
    Ariel Coleman naprawdę nie zamierzała spóźnić się na trening. Po prostu nie potrafiła nad sobą panować i teraz odczuwała konsekwencje swojej bezmyślności.

    [Tak sobie założyłam, że grają z Gryfonami. :)]

    najbardziej zaangażowany gracz w drużynie

    OdpowiedzUsuń
  43. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NDANTE RHAPSODY20 CZERWCA 2018 00:35
      White'a poznał jakiś czas temu kiedy to postanowił zacząć biegać by trochę podrasować kondycję. Dzięki niemu szybko odkrył, że bieganie w towarzystwie jest dużo przyjemniejsze. Można było się na przykład ścigać, można było się przepychać i mocować dla zabawy, można było eksperymentować z różnymi formami treningu, można było rozmawiać o quidditchu (zawsze długo i zawsze z pasją) lub o dziewczynach, wymieniając się plotkami (bo faceci też plotkują SZOK! , nie?). Noah był idealnym towarzystwem do porannych treningów i chyba dlatego Justin je tak lubił. Zwłaszcza w ostatnim czasie. Były dla niego odskocznią od codzienności. Noah był niegłupi, znał się na wielu rzeczach i po prostu przyjemnie się z nim spędzało czas. Niejednokrotnie Justin łapał się na tym, że nie może się doczekać następnego dnia tylko dlatego, że będzie miał okazję spędzić z Krukonem trochę czasu. Tattersall nie była zachwycona tą relacją, obawiając się, że będzie to się przekładać na wyniki w meczach.
      - Nie możesz biegać z jakimś Gryfonem? - Pytała kręcąc głową z dezaprobatą. Cóż. Próbował, ale większość albo męczyła się za szybko, albo gadała w trakcie tak bezsensowne i nudne rzeczy, że Justin specjalnie wracał krótszą drogą byle tylko krócej słuchać tych bzdur. Nikt jeszcze nie okazał się lepszym partnerem niż Noah, o czym też niejednokrotnie informował swoją kapitan.
      Jakie więc też było jego zdziwienie, kiedy pewnego dnia przybył na umówione miejsce spotkania (tak naprawdę nigdy się nie umawiali, ale zawsze było wiadomo, że przyjdą i będą o tej samej porze w tym samym miejscu) i nie zastał tam nikogo. Pokręcił się chwilę w miejscu, poskakał by nie zmarznąć, aż w końcu musiał pogodzić się z myślą, że White się nie pojawi i wyruszyć na samotną przebieżkę, która w ogóle nie sprawiała mu żadnej przyjemności.
      Przebiegł o połowę krótszy dystans niż zwykle i niepocieszony wrócił do zamku. Czuł się jakby go ktoś wystawił (pierwszy raz się tak czuł, do tej pory nigdy nie wystawił go nikt) i dziabał bezmyślnie z niepocieszoną miną jedzenie talerzy. Był rozczarowany i nie miał pojęcia, co się właściwie stało.
      Kiedy tylko więc zauważył Krukona idącego samotnie korytarzem i przeglądającego notatki od razu skierował się w jego stronę.
      - Noah! Hej, Noah! White! - Zawołał machając do chłopaka żeby się zatrzymał. Podbiegł do niego i chwycił za ramię, by go obrócić w swoją stronę.
      - Nie było cię dzisiaj... - zaczął, daremnie próbując ukryć w głosie rozczarowanie. - Dlaczego?
      Spojrzał na chłopaka wyczekująco i dodał cicho, jakby nieco zawstydzony:
      - Czekałem...
      Justin

      Usuń
  44. Pewnego razu matka natura zapomniała o kilku elementach dzieła swojego stworzenia. I w ten sposób powstała Rose, dziewczynka, która zdecydowanie powinna być chłopcem – z bardzo wielu względów.
    Już pomijając osobowość, dogadywała się zdecydowanie lepiej z chłopakami – starszymi, młodszymi, to nie miało znaczenia. Nie była tak delikatna jak jej rówieśniczki, więc pewnie traktowano ją raczej jak kumpla niż towar do wyrwania, jak to lubili nazywać szpanerscy Gryfoni, którzy w mniemaniu Rose byli po prostu żałośni. I wybrakowani. Ale to temat na inną rozmowę.
    A więc obracała się w zdecydowanie męskim towarzystwie i wcale nie miała tego za złe nikomu. Wręcz przeciwnie, to właśnie chłopcy nadawali na tych samych falach, co ona i bardzo dobrze rozumieli jej pasje i potrzeby. Na przykład potrzebę do wysiłku fizycznego, bo zawód, który sobie wybrała, wymagał wielu wyrzeczeń i treningów.
    Tę samą potrzebę dzieliła z Krukonem, który powinien być jej konkurencją, ale stawał się nią dopiero w momencie, w którym na boisku, oprócz czerwonych szat pojawiały się również niebieskie. Poza tymi momentami mógł być jej najlepszym kumplem i kompanem do wzajemnego dopingowania się.
    I jednym z takich właśnie momentów był dzisiejszy poranek, gdy wszyscy jeszcze spali, a Rose zbiegała właśnie ze schodów w luźnym stroju i tenisówkach w miejsce, w którym zazwyczaj spotykała się z Noahem. Gdy tylko dotarła na miejsce, rzuciła zniecierpliwione spojrzenie w stronę, z której powinien nadejść Krukon. Ale wciąż go jeszcze nie widziała. Miała nadzieję, że jednak ściągnął się z łóżka, bo ta pora zdecydowanie nie sprzyjała na odpowiadanie na zagadki głupich kołatek.

    [Wybacz za to powyżej, nie wiedziałam, jak to ugryźć.]
    Rose Weasley

    OdpowiedzUsuń
  45. [E tam, nie ma czego podziwiać. A przynajmniej moim zdaniem lepiej jest podziwiać tych, którzy tworzą postacie wyraźnie starsze od reszty – wszak każdy z nas trzynaście lat już miał, czterdziestu niekoniecznie. :D
    Hm, rodzina Noaha nie czci czystej krwi, więc nie wiem, czy ojciec Nebraski byłby zadowolony z takiej znajomości. :D No, chyba żeby iść w jakąś bardziej negatywną relację. :D Ewentualnie na dniach pojawi się moja druga panna, możemy u niej coś pokombinować; będzie bardziej otwarta na poglądy uczniów!]

    Nebraska Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  46. Wyjce. Na całe szczęście przyszło mu się, do tych wrzasków przyzwyczaić przy porannej sowiej poczcie. Jednakże w początkowej fazie rozwrzeszczany list psuł mu poranek przy czarnej kawie, ścinał krew, gwarantując niebezpieczne pulsowanie żyłki na czole i wprawienie Malcolma Letherhaze'a w stan iście przedkurwicowy. Potem na jego drodze pojawił się ten irytujący dzieciak. White. Dopełnienie i powód porannych wyjców, powód straconego dnia już na jego nieskromnym wstępie i zszarganych nerwów na całą jego długość. Dzieciak testował jego cierpliwość i opanowanie, lecz jakież zaskoczenie musiało go spotkać, gdy Letherhaze dopasował się do jego poziomu. Ów Krukon wypracował wyczulenie i jednocześnie pełną uwagę ze strony łamacza klątw, zwieńczonych gwarantem bólu i męki. Nie załatwiał spraw z pogranicza osobistych, na neutralnym polu u dyrektora szkoły, odpłacał natomiast White'owi pięknym za nadobne i bez tego urozmaicenia. Z kolei odejmowane skrupulatnie punkty domowi Rowenie Ravenclaw, stanowiły jedynie element dodatkowy, jakoby dopełniający całości.
    Kiedy po raz milionowy ów niedołężny chłopak przypuścił zamach na jego zajęcia, nie czekał na rozwój wydarzeń i postanowił uśmiercić je w zarodku.
    — Panie White — zaczął śmiertelnie poważnym tonem, zatrzymując się bliżej niż dalej względem zajmowanych przez wichrzycieli miejsc. Wbił pozornie spokojne spojrzenie w tę małą gnidę, lecz świdrujący wzrok nie sposób było zaliczyć do najprzyjemniejszych. — Minus dziesięć punktów — za wygląd, pomyślał złośliwie, lecz w porę przygryzł dolną wargę, powstrzymując się przed półuśmieszkiem. — na ochłodzenie pańskich zapędów i zaprzestanie rozprzestrzeniania się głupoty. — dodał już z cierpkim uśmiechem. — Jeśli okaże się to niewystarczająca zachęta do normalnego zachowania przewidywanych podczas trwania zajęć, zmuszony będę wyciągnąć daleko idące konsekwencje w postaci szlabanu, dodatkowej pracy domowej na trzy rolki pergaminu, a w ostateczności skłonię się do skontaktowania z pańskim ojcem.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Noah ma ciekawe spojrzenie na pracę zespołową jak na kapitana domowej drużyny Quidditcha! Czy udałoby mu się przekonać Harper do latania szczere wątpię, bo (ćśś, nikomu nie mów!) ona ma problem w ogóle z wysokością i szczerze cieszy się, że Pokój Wspólny Puchonów jest w lochach, za to szlaban za wymykanie się wlepi mu chętnie. Chociaż... Noah wygląda na takiego, co to go mogłaby lubić, ale i który mógłby jej być solą w oku jednocześnie... Ech, skusiłaś mnie tymi komplikacjami! Czyżbyś miała już jakiś pomysł? :>]

    Archana Harper

    OdpowiedzUsuń
  48. [Dobra, sory Kocie, ale ja jednak w chłopców wolę, więc jak chcesz się ze mną męczyć, to za to przetrzymywanie mnie tyle bez odpisu możesz (it means musisz) zacząć tym oto panem. Pikaczu, wybieram cię]

    u know who

    OdpowiedzUsuń
  49. [Zacznijmy może od tego, że po powrocie do gry Deucentowi przez rozkojarzenie i ból w barku w ogóle nic nie idzie, bo ma dodatkowo zły dzień i wisi z głową w chmurach, a ten Noah drze tylko tym pyskiem. I jeżu, już zakosiłam odpowiednią pozycję i to bez łaski XD]

    Deucent

    OdpowiedzUsuń
  50. [Cześć!
    Ha! Powiem ci, że Lola w latach młodszych (druga, trzecia klasa) była bardziej śmiała i mogłaby ugryźć jego kanapkę, jeśli trzymałby ją tak na widoku, a potem powiedzieć "kto wypina, tego wina", jeśli miałby coś złego do powiedzenia na ten temat. To bardzo ciekawa baza pod ich relację. Jego kot mógłby się kiedyś zaplątać pod jej nogami, na co zareagowałaby entuzjastycznie, z zamiarem zaadoptowania go, jeśli się nikt nie zgłosi, ale Noah w czas znalazłby ją, nazywającą Deadpoola jakimś Felusiem czy innym Puszkiem. :D
    Skoro pan jest jędzowaty, mógłby Loli nie lubić, ale ona wręcz przeciwnie, bo bardzo trudno jej się zniechęcić do kogokolwiek. Mogłaby słać mu walentynki z wyraźnym podpisem i wierszami częstochowskimi o jego włosach rozwianych w locie, dla czystej przyjemności patrzenia, jak on się krzywi nad kartką. To znaczy, że się przejął, a więc na plus!
    Sorry, ja tu już się zagalopowałam i zakreśliłam background, ale co o tym myślisz? :D]

    Lola

    OdpowiedzUsuń
  51. [Melduję, że odezwałam się na mejlu! :D]

    Lola

    OdpowiedzUsuń
  52. [Myślę, że z Noah będzie łatwiej, Effie chętnie podenerwuje go swoim bałaganiarstwem, niechlujstwem, spóźnialstwem i wszystkim, czym chłopak gardzi. A już szczególnie uczepiłaby się jego słodziutkiego kota, nic sobie nie robiąc z zastrzeżeń Noah pod tym względem. Mogłaby być jego promyczkiem, nawet jeśli dla niego byłaby irytującym promykiem, które świeci mu po oczach. :D]

    Effie

    OdpowiedzUsuń
  53. [Zobaczyłam zaproszenie na sb i przychodzę, bo kto mi zabroni :D Uwielbiam imię Noah, poza tym widzę, że mam z nim coś wspólnego, mianowicie ja też na okrągło piłabym tylko gorącą czekoladę i absolutnie nie przeszkadzają mi w tym letnie upały ;) Myślę, że z wrednego kapitana drużyny Krukonów i zawziętej, bezlitosnej na boisku gwiazdy drużyny Puchonów może wyjść mieszanka wybuchowa, zwłaszcza że Addie chyba posiada ten rodzaj temperamentu, za którym White nie będzie przepadał. To jak, dacie porwać się na wątek? ;) ]

    Addison Hallaway

    OdpowiedzUsuń
  54. Tak, mógł zachować ten komentarz dla siebie. Jak i pewnie wiele innych. Ale tego nie zrobił, a Margo oblała się soczystym rumieńcem, postanawiając sobie w myślach, że więcej go nie pocałuje. Niczym mała dziewczynka miała ochotę tupnąć przy tym nogą, ale się powstrzymała, bo pewnie musiałaby jakoś wytłumaczyć swoją niespodziewaną reakcję, a tego pragnęła jeszcze mniej. Tego brakowało, żeby musiała rozmawiać o uczuciach.
    -Coś wymyślimy. Najchętniej spędziłabym tam całe wakacje, ale wątpię żeby ojciec był tak łaskawy. –mruknęła, krzywiąc się nieznacznie. Jeszcze chętniej wróciłaby tam na stałe i ostatni rok spędziła w Akademii, ale doskonale wiedziała, że nawet nie ma na co liczyć. Poza tym, w końcu widziała jakieś nadzieje na to, że Hogwart wcale nie będzie tak okropnym miejscem jak jej się wydawało, a to wszystko za sprawą pewnego zarozumiałego Krukona.
    -I przypominam, że Puchonką jestem dopiero od kilku miesięcy, a lochy wywołują we mnie depresyjne myśli, więc staram się spędzać tam jak najmniej czasu. –dodała, rozglądając się uważnie. Miała już dość tego korytarza i nie pogniewałaby się, gdyby wyrosło przed nimi jakieś wyjście.
    W tym samym momencie dostrzegła kamień. Tak bardzo nie pasował w tym miejscu, że byłaby poważnie zaskoczona, gdyby nie został tu ustawiony celowo, może jako coś w rodzaju drzwi.
    -Myślisz, że… -zaczęła, jednak zanim skończyła puściła jego dłoń i podeszła nieco bliżej. –Czuję przepływ powietrza, chyba znaleźliśmy wyjście. –zakończyła, uśmiechając się szeroko. Jakkolwiek przyjemny był to spacer i obfitujący w niezwykłe doznania, naprawdę chciała już stąd wyjść. Nie była przyzwyczajona do takich klimatów i miała wrażenie, że jeszcze chwila, a odkryje w sobie nową fobię, jakby strach przed ogniem był niewystarczający. –Tylko trzeba je jakoś otworzyć. –dodała, usiłując pchnąć kamień, jednak ten ani drgnął. –Przysięgam, że jeśli potrzebne jest hasło, a ty go nie znasz, to będziesz miał za chwilę do czynienia z rozhisteryzowaną panną napieprzającą po francusku.

    Margie

    OdpowiedzUsuń
  55. [Obiecujemy z Joy zgłosić się po jakiś wątek jak już się opublikujemy, chyba że wolisz Olivera to zapraszamy już teraz do jakiejś burzy mózgów!]

    Oliver Johnson

    OdpowiedzUsuń
  56. Skończone zajęcia oznaczały dla Victora, możliwość zagłębienia się w kolejnej porcji wybranej przez siebie literatury. Obracając w dłoniach starą książkę, którą nabył niedawno podczas wypadu do Hogsmeade, czuł tlącą się w nim ekscytację. Przyśpieszył kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju wspólnym, aby zapaść się w starym fotelu i wejść do odrębnej rzeczywistości. Wszystko ułożyłoby się po jego myśli, zważywszy na fakt na oddane prace pisemne w sprzyjającym terminie, co pozwalało na nieco więcej wolnego czasu, jednak wizję spokojnego popołudnia zniszczyła widniejąca na korytarzu sylwetka głowy rodziny. Pan Ward odwrócił się przez ramię słysząc czyjeś kroki. Victor zrozumiał, iż nie miał szans na ucieczkę. Przystanął więc u boku swojego rodziciela i przywitawszy się z ojcem delikatnym uśmiechem, poczekał aż ten skończy rozmowę z jednym z nauczycieli. Gdzieś w głębi domyślał się, iż wizyta ojca w Hogwarcie mogła wiązać się ze sprawami Ministerstwa, jednak, gdy tylko ojciec pojawiał się w zamku, zaczepiał niemal każdego napotkanego nauczyciela chcąc wydobyć jak najwięcej informacji na temat edukacji najmłodszego syna. Nie zdziwił go również fakt, gdy mężczyzna rozmowę rozpoczął od faktu, iż Victor unikał elitarnego Klubu Ślimaka. Nie czuł się żadną szychą, kimś ważniejszym od innych ze względu na stanowisko własnego ojca w świecie magii, ani tym bardziej nie postrzegał się jako zdolniejszego od innych, aby piętnować własną sylwetkę przynależnością do wspomnianej społeczności. Ojciec niestety uważał inaczej, przez co wielokrotnie dochodziło do spięć, tak jak i w tej sytuacji. Victor zdecydowanie odziedziczył upartość po ojcu, stale trwając przy swoim. Przygarbiona sylwetka pana Warda, intensywnie gestykulowała rękoma, zdradzając swe zdenerwowanie. Victor na pierwszy rzut oka wydawał się być opanowany, jednak w pewnym momencie gwałtownie odwrócił się plecami w stronę bruneta i z zaciekłym wyrazem twarzy ruszył przed siebie, nie zważając na ostry ton ojca, który nakazał mu wrócić. Do pokoju wspólnego wszedł na tyle mocno nabuzowany, aby nie mieć szans na to, by usiedzieć w miejscu chociażby minutę. Nerwowo przechadzając się z kąta w kąt, w końcu po dłuższej chwili zasiadł przy rozpalonym kominku i z ciężkim westchnieniem na ustach, przeczesał palcami swoje nieco przydługie już kosmyki włosów. Otworzył przyniesioną przez siebie książkę, którą szybko zamknął rezygnując z wcześniejszych planów. W żaden sposób nie mógł się skupić. Musiał ochłonąć. Wizyty ojca w zamku niemal zawsze kończyły się w ten sam sposób. Oboje wyprowadzeni z równowagi nie odzywają się przez dłuższy czas, aż w końcu któreś z nich zdecyduje się przełamać pierwsze lody i napisać list. Wtedy wszystko ponownie wraca do normy. Ward podniósł się z chłodnej podłogi i zasiadłszy na kanapie, upchnął pod głowę jedną z poduszek, przymykając przy tym powieki. Nie zwrócił nawet uwagi na fakt, iż przestał być w pokoju sam.

    V. <3

    OdpowiedzUsuń
  57. // Hej, Frea była kapitanem drużyny w dawnej szkole, mimo młodego wieku, Noah jest tutaj. Więc może jakiś wątek? Zakładam, że ona dochodzi do szkoły dopiero we wrześniu to może by tak rekrutacja do drużyny?

    Frea

    OdpowiedzUsuń