Ambrosia Louisiana Lestrange
Urodzona pierwszego dnia wiosny na terenie północnej Kornwalii jako jedyna córka Rodolphusa Lestrange i jego drugiej żony, czystokrwistej czarownicy o amerykańskich korzeniach. ❧ Ku rozczarowaniu ojca wychowanka domu imienia Helgi Hufflepuff, rozpoczynająca szósty rok nauki w Hogwarcie. ❧ Właścicielka dwóch szczurów albinosów oraz sztywnej, czternastocalowej różdżki z lilaka pospolitego zasilanej rdzeniem w postaci włosa kota wampusa. ❧ Wybitnie uzdolniona czarownica; przejawia naturalny talent do magii uzdrawiającej i bezróżdżkowej. ❧ Od ponad trzech lat szukająca w drużynie Quiddicha; szalenie zacięta na miotle, w związku z czym często gości w skrzydle szpitalnym. ❧ Jej bogin przybiera postać węża, natomiast patronus nie ma jeszcze stałej formy. ❧ Za namową narzeczonego niechętnie uczęszcza na spotkania Klubu Ślimaka, należy również do koła zielarskiego. ❧ Najczęściej można ją spotkać zaczytaną w szkolnej bibliotece, spacerującą samotnie brzegiem Wielkiego Jeziora lub na błoniach, gdzie wycisza myśli. ❧ W bezsenne noce zdarza jej się wymykać na Wieżę Astronomiczną, by nucić piosenki w towarzystwie gwiazd. ❧ Na co dzień jej szyję zdobi naszyjnik z onyksem, z którym nigdy się nie rozstaje. ❧ Metr pięćdziesiąt fałszywie oswojonego lęku i czterdzieści kilogramów potłuczonej, kryształowej duszy. ❧ Proszę. Dziękuję. Przepraszam.
━━━━━━━━━━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━━━━━━━━━━
Odkąd pamięta, matka powtarzała jej, że ma oczy po ojcu, jakby dopatrywała się w tym jakiejś glorii i mała Ambrosia faktycznie uważała ten fakt za chlubę... Potem czas przesiąkł przez palce, a ona w rozdarciu dziecięcych naiwności zdała sobie sprawę, że ta bezduszna czerń płonąca pod powieką to najgorsze, co ją w życiu spotkało. Zrozumiała, że żadne inne oczy nie wypalą się na jej duszy podobnym piętnem, natomiast wyszyte przez nie na sercu ściegi już zawsze będą rwać bólem.
Odziedziczyła po Rudolfie tylko tyle — spojrzenie i nazwisko ciężkie od znaczeń — ale to było aż tyle: wystarczająco, by oznaczyć ją i odpowiednio zaszufladkować. Nieistotne, że sam Rudolf nie uważał jej nigdy za godną, by dźwigać rodzinną spuściznę. Była w końcu chorowita, koścista i cicha, zbyt cicha. Zaczęła mówić dopiero w wieku siedmiu lat, a kiedy zaczęła, stała się z kolei zbyt głośna, zbyt denerwująca, zbyt istniejąca. Należało nauczyć ją, co wolno jej mówić i kiedy, a czego mówić pod żadnym pozorem nie wolno. Należało skruszyć to obrzydliwie wątłe ciało; uświadomić, że nigdy nie było i nie będzie dla niej miejsca, więc za każdy wyszarpnięty życiu skrawek musi podziękować, a potem przeprosić. Przeprosić raz, drugi i trzeci, przepraszać ciągle — za siostry i za brata, bo oni nie mieli szansy żyć, a gdyby nie ona, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
Dzieciństwo zapisało się w jej pamięci grą kolorów oraz lśnień. Nie potrafi przywołać konkretnych obrazów, ale nie zapomni już klątw rozlewających się błyskiem po pomieszczeniu, tego z jaką łatwością przeganiały ciemność z tych zakątków pokoju, w których nigdy wcześniej nie widziała światła, ani myśli, że zło nie powinno objawiać się takim pięknem. Zapamięta za to smak; metaliczny, drapiący w gardło, zapamięta zapach, duszący odór strachu skroplonego na skórze.
Even as a child, she had preferred night to day, had enjoyed sitting out in the yard after sunset, under the star-speckled sky listening to frogs and crickets. Darkness soothed. It softened the sharp edges of the world, toned down the too-harsh colors. With the coming of twilight, the sky seemed to recede; the universe expanded. The night was bigger than the day, and in its realm, life seemed to have more possibilities.
Pachnie bzem, lekkim deszczem i majowym rozkwitem; wspomnieniem pierwszych promieni słońca nieśmiało całujących zmarzniętą ziemię, widmem chłodnego wiatru muskającego zaróżowione policzki — wiosennym przebudzeniem. Pachnie życiem, jednak kiedy idzie korytarzem powietrze drga, przesycone dziwną energią, która osiada na włosach oraz ubraniach. Przenika skórę, wlewając prosto do serca, gdzie mości się wygodnie, a potem zakorzenia uczuciem niepokoju. Niepokój ten nawraca cyklicznie, wzbudzony jej obecnością lub utrzymuje się, gniotąc za mostkiem, dopóki nie złapie Cię spojrzeniem; wtedy peszy się, drobne usta tkają uśmiech i jedyne, co pozostaje w pamięci to pocałowanie słońca przemycone w słodkiej woni dziewczęcych perfum.
Na świat patrzy łagodnie, mimo że los nie obszedł się z nią z podobną delikatnością. Choć jej ręce są drżące, naznaczone tuzinem blizn, wyciąga je do każdego, kto tego potrzebuje, nawet jeśli na dnie jej źrenic czai się przy tym jakaś niepewność podszyta oczekiwaniem. Nie wiesz, na co czeka, ale nagle odnosisz wrażenie, że Twój strach przed nią był całkowicie bezpodstawny. Ambrosia nie wygląda jak ktoś zdolny do krzywdzenia, nie uosabia niczego, z czym kojarzy się jej nazwisko. Ambrosia boi się, przeprasza i bardzo łatwo jest o niej zapomnieć... Przynajmniej do następnego meczu Quiddicha.
Ferwor sportowej rywalizacji zrywa z niej transparentność. Nadaje jej kształt, modelując zupełnie nową formę odartą z eteryczności. Na boisku przestaje być przeźroczysta, nie próbuje umykać spojrzeniom ani szeptom — zamiast tego przyciąga je, celowo prowokując, kiedy pełną napięcia ciszę przeszywa świst mknącej miotły. Podczas gry nabiera kolorów, staje się jaskrawa, trudna do przeoczenia; już nie tylko pachnie życiem, a po prostu żyje i wszystko, co do tej pory sobą reprezentowała zdaje się być misterną grą pozorów. Kolejnym oczkiem w sieci utkanej z niedopowiedzeń, budzących jeszcze więcej wątpliwości co do tego, jaka naprawdę jest, podczas gdy ona pragnie w głębi duszy, aby ktoś zobaczył w niej coś więcej niż dzieło fatalnych wzorców lub też wynik jeszcze gorszych błędów.
Cześć! Ja i Rosie już tu byłyśmy i nie mogłyśmy się powstrzymać przed drugą próbą. Kartę sponsorują Danuta Stenka, Dean Koontz oraz Anya Taylor-Joy. Powiązania zapewne kiedyś ładnie rozpiszę, póki co grzecznie rekomenduję klikać w more..., bo faktycznie jest tam... more, no. Z pisaniem kart nigdy się nie lubiłam, więc przepraszam Was za to, co popełniłam wyżej i obiecuję, że ta panna nie jest tak smutna, jak może się wydawać. Wciąż nie jestem pewna, czego chcę od Ambrosii, nie mam na nią żadnego określonego planu. Zawsze hołdowałam rozwojowi postaci poprzez interakcje z innymi postaciami, więc chyba po prostu oddam ją w Wasze ręce i zobaczę, co się stanie. ;) Niech dzieje się magia!
Wątki:
...
3>
[Cześć! Pamiętam kartę Ambrosii sprzed roku i cieszy mnie, że postanowiłyście do nas wrócić. Bardzo lubię motyw dzieci śmierciożerców w erze next generation zmagających się z traumą pokoleniową i to jak różne są to kreacje (co myślę widać po moich aktualnych postaciach, ha). Panna Lestrange dźwiga dużo na swoich wątłych ramionach, ale to jedynie pokazuje, że jest o wiele silniejsza niż się wydaje, co zresztą umie dobrze zaprezentować na boisku!
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie zaproponuję ci wątek z kimś z mojej parki. Atlas już trochę tych wątków z uczniami ma, jednak Ludmila wydaje się ciekawym wyjściem. Zwłaszcza, że poza pewnymi metodami radzenia sobie ze swoim wewnętrznym strachem, pod tą warstwą zewnątrzną skrywa się w rzeczywistości ktoś bardzo podobny do Rosie. Stąd wydaje mi się, że mając tego w pewnym stopniu świadomość, Miła niekoniecznie należałaby do grona oprawców Ambrosii, a wręcz mogłaby we wcześniejszych latach pomagać jej. W którym kierunku poszlibyśmy z tego punktu, to też zależy od twojej wizji! Bardzo lubię nieoczywiste relacje, a tutaj widzę pole do wypracowania właśnie takiej.
A tymczasem – owocnych wątków! ♥]
Ludmila oraz Atlas
[Ja to już chyba pisałam, ale niezmiennie od poprzedniej Twojej publikacji, uwielbiam Ambrosię. Jest żywa w każdym jej aspekcie, co uważam za ogromny plus, bo jak postać wychodzi samoistniej z ramy KP, to znaczy, że jest po prostu dobrze skonstruowana. Do tego cieszę się, że powracacie z Persephem oboje, bo chyba macie na nich dobry plan, tak czuję. Życzę więc, żeby plan się spełnił, a wena nie kończyła. Sama też bym zaproponowała grę ze Scorpiusem, czy Arranem, ale choć sympatyzuję z Twoimi postaciami, totalnie nie mam pomysłu na to, jak połączyć je z moimi.]
OdpowiedzUsuńScorpius, Arran & Caedmon
[Tak, proszę <3 Chętnie dowiem się więcej mailowo. I wciąż trzymam kciuki za Persepha i Rosie]
OdpowiedzUsuńShe was gentle as the soft singing of the night and intriguing as the blackness of her eyes.
OdpowiedzUsuńShe was the type of flower that can still grow after a forest fire.
I saw home in her eyes and I found love in her smile.
And us? We were two broken souls scarred with the wounds from their demons, playing a dangerous game of trust and love.
🖤
[Wspaniale, w takim razie zapraszam cię na maila: idol.of.the.day@gmail.com
OdpowiedzUsuńBędzie szybciej ustalić szczegóły ♥]
Ludmila