Pokazywanie postów oznaczonych etykietą anhedonia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą anhedonia. Pokaż wszystkie posty

Jest taka granica nieśmiałości, wstydu, strachu, za którą zaczyna się siła



Ambrosia Louisiana Lestrange
Urodzona pierwszego dnia wiosny na terenie północnej Kornwalii jako jedyna córka Rodolphusa Lestrange i jego drugiej żony, czystokrwistej czarownicy o amerykańskich korzeniach. ❧ Ku rozczarowaniu ojca wychowanka domu imienia Helgi Hufflepuff, rozpoczynająca niebawem szósty rok nauki w Hogwarcie. ❧ Właścicielka dwóch szczurów albinosów oraz sztywnej, czternastocalowej różdżki z lilaka pospolitego zasilanej rdzeniem w postaci włosa kota wampusa. ❧ Wybitnie uzdolniona czarownica; przejawia naturalny talent do magii uzdrawiającej i bezróżdżkowej❧ Od ponad trzech lat szukająca w drużynie Quiddicha; szalenie zacięta na miotle, w związku z czym często gości w skrzydle szpitalnym. ❧ Jej bogin przybiera postać węża, natomiast patronus nie ma jeszcze stałej formy.  Niechętnie uczęszcza na spotkania Klubu Ślimaka, należy również do koła zielarskiego Najczęściej można ją spotkać zaczytaną w szkolnej bibliotece, spacerującą samotnie brzegiem Wielkiego Jeziora lub na błoniach, gdzie wycisza myśli.  W bezsenne noce zdarza jej się wymykać na Wieżę Astronomiczną, by nucić piosenki w towarzystwie gwiazd. ❧ Na co dzień jej szyję zdobi naszyjnik, z którym nigdy się nie rozstaje.  Metr pięćdziesiąt fałszywie oswojonego lęku i czterdzieści kilogramów potłuczonej, kryształowej duszy. ❧    Proszę.    Dziękuję.    Przepraszam.
━━━━━━━━━━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━━━━━━━━━━

        Odkąd pamięta, matka powtarzała jej, że ma oczy po ojcu, jakby dopatrywała się w tym jakiejś glorii i mała Ambrosia faktycznie uważała ten fakt za chlubę... Potem czas przesiąkł przez palce, a ona w rozdarciu dziecięcych naiwności zdała sobie sprawę, że ta bezduszna czerń płonąca pod powieką to najgorsze, co ją w życiu spotkało. Zrozumiała, że żadne inne oczy nie wypalą się na jej duszy podobnym piętnem, natomiast wyszyte przez nie na sercu ściegi już zawsze będą rwać bólem.
        Odziedziczyła po Rudolfie tylko tyle — spojrzenie i nazwisko ciężkie od znaczeń — ale to było aż tyle: wystarczająco, by oznaczyć ją i odpowiednio zaszufladkować. Nieistotne, że sam Rudolf nie uważał jej nigdy za godną, by dźwigać rodzinną spuściznę. Była w końcu chorowita, koścista i cicha, zbyt cicha. Zaczęła mówić dopiero w wieku siedmiu lat, a kiedy zaczęła, stała się z kolei zbyt głośna, zbyt denerwująca, zbyt istniejąca. Należało nauczyć ją, co wolno jej mówić i kiedy, a czego mówić pod żadnym pozorem nie można. Należało skruszyć to obrzydliwie wątłe ciało; uświadomić, że nigdy nie było i nie będzie dla niej miejsca, więc za każdy wyszarpnięty życiu skrawek musi podziękować, a potem przeprosić. Przeprosić raz, drugi i trzeci, przepraszać ciągle — za siostry i za brata, bo oni nie mieli szansy żyć, a gdyby nie ona, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
        Dzieciństwo zapisało się w jej pamięci grą kolorów oraz lśnień. Nie potrafi przywołać konkretnych obrazów, ale nie zapomni już klątw rozlewających się błyskiem po pomieszczeniu, tego z jaką łatwością przeganiały ciemność z tych zakątków pokoju, w których nigdy wcześniej nie widziała światła, ani myśli, że zło nie powinno objawiać się takim pięknem. Zapamięta za to smak; metaliczny, drapiący w gardło, zapamięta zapach, duszący odór strachu skroplonego na skórze. 
Even as a child, she had preferred night to day, had enjoyed sitting out in the yard after sunset, under the star-speckled sky listening to frogs and crickets. Darkness soothed. It softened the sharp edges of the world, toned down the too-harsh colors. With the coming of twilight, the sky seemed to recede; the universe expanded. The night was bigger than the day, and in its realm, life seemed to have more possibilities.
        Pachnie bzem, lekkim deszczem i majowym rozkwitem; wspomnieniem pierwszych promieni słońca nieśmiało całujących zmarzniętą ziemię, widmem chłodnego wiatru muskającego zaróżowione policzki — wiosennym przebudzeniem. Pachnie życiem, jednak kiedy idzie korytarzem powietrze drga, przesycone dziwną energią, która osiada na włosach oraz ubraniach. Przenika skórę, wlewając prosto do serca, gdzie mości się wygodnie, a potem zakorzenia uczuciem niepokoju. Niepokój ten nawraca cyklicznie, wzbudzony jej obecnością lub utrzymuje się, gniotąc za mostkiem, dopóki nie złapie Cię spojrzeniem; wtedy peszy się, drobne usta tkają uśmiech i jedyne, co pozostaje w pamięci to pocałowanie słońca przemycone w słodkiej woni dziewczęcych perfum.
        Na świat patrzy łagodnie, mimo że los nie obszedł się z nią z podobną delikatnością. Choć jej ręce są drżące, naznaczone tuzinem blizn, wyciąga je do każdego, kto tego potrzebuje, nawet jeśli na dnie jej źrenic czai się przy tym jakaś niepewność podszyta oczekiwaniem. Nie wiesz, na co czeka, ale nagle odnosisz wrażenie, że Twój strach przed nią był całkowicie bezpodstawny. Ambrosia nie wygląda jak ktoś zdolny do krzywdzenia, nie uosabia niczego, z czym kojarzy się jej nazwisko. Ambrosia boi się, przeprasza i bardzo łatwo jest o niej zapomnieć... Przynajmniej do następnego meczu Quiddicha.
        Ferwor sportowej rywalizacji zrywa z niej transparentność. Nadaje jej kształt, modelując zupełnie nową formę odartą z eteryczności. Na boisku przestaje być przeźroczysta, nie próbuje umykać spojrzeniom ani szeptom — zamiast tego przyciąga je, celowo prowokując, kiedy pełną napięcia ciszę przeszywa świst mknącej miotły. Podczas gry nabiera kolorów, staje się jaskrawa, trudna do przeoczenia; już nie tylko pachnie życiem, a po prostu żyje i wszystko, co do tej pory sobą reprezentowała zdaje się być misterną grą pozorów. Kolejnym oczkiem w sieci utkanej z niedopowiedzeń, budzących jeszcze więcej wątpliwości co do tego, jaka naprawdę jest, podczas gdy ona pragnie w głębi duszy, aby ktoś zobaczył w niej coś więcej niż dzieło fatalnych wzorców lub też wynik jeszcze gorszych błędów. 
strings   ━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━   more...

Cześć! Ja i Rosie już tu byłyśmy i nie mogłyśmy się powstrzymać przed kolejną próbą. Kartę sponsorują Danuta Stenka, Dean Koontz oraz Anya Taylor-Joy. Z pisaniem kart nigdy się nie lubiłam, więc przepraszam Was za to, co popełniłam wyżej i obiecuję, że ta panna nie jest tak smutna, jak może się wydawać. Wciąż nie jestem pewna, czego chcę od Ambrosii, nie mam na nią żadnego określonego planu. Zawsze hołdowałam rozwojowi postaci poprzez interakcje z innymi postaciami, więc chyba po prostu oddam ją w Wasze ręce i zobaczę, co się stanie. ;) Niech dzieje się magia! 

PS. Do oddania dwie duszyczki, sówki z pytaniami możecie słać na: szafirowelzy@gmail.com

Wątki:
...

Jest taka granica nieśmiałości, wstydu, strachu, za którą zaczyna się siła


Ambrosia Louisiana Lestrange
Urodzona pierwszego dnia wiosny na terenie północnej Kornwalii jako jedyna córka Rodolphusa Lestrange i jego drugiej żony, czystokrwistej czarownicy o amerykańskich korzeniach. ❧ Ku rozczarowaniu ojca wychowanka domu imienia Helgi Hufflepuff, rozpoczynająca szósty rok nauki w Hogwarcie. ❧ Właścicielka dwóch szczurów albinosów oraz sztywnej, czternastocalowej różdżki z lilaka pospolitego zasilanej rdzeniem w postaci włosa kota wampusa. ❧ Wybitnie uzdolniona czarownica; przejawia naturalny talent do magii uzdrawiającej i bezróżdżkowej❧ Od ponad trzech lat szukająca w drużynie Quiddicha; szalenie zacięta na miotle, w związku z czym często gości w skrzydle szpitalnym. ❧ Jej bogin przybiera postać węża, natomiast patronus nie ma jeszcze stałej formy.  Za namową narzeczonego niechętnie uczęszcza na spotkania Klubu Ślimaka, należy również do koła zielarskiego Najczęściej można ją spotkać zaczytaną w szkolnej bibliotece, spacerującą samotnie brzegiem Wielkiego Jeziora lub na błoniach, gdzie wycisza myśli.  W bezsenne noce zdarza jej się wymykać na Wieżę Astronomiczną, by nucić piosenki w towarzystwie gwiazd. ❧ Na co dzień jej szyję zdobi naszyjnik z onyksem, z którym nigdy się nie rozstaje.  Metr pięćdziesiąt fałszywie oswojonego lęku i czterdzieści kilogramów potłuczonej, kryształowej duszy. ❧    Proszę.    Dziękuję.    Przepraszam.
━━━━━━━━━━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━━━━━━━━━━

        Odkąd pamięta, matka powtarzała jej, że ma oczy po ojcu, jakby dopatrywała się w tym jakiejś glorii i mała Ambrosia faktycznie uważała ten fakt za chlubę... Potem czas przesiąkł przez palce, a ona w rozdarciu dziecięcych naiwności zdała sobie sprawę, że ta bezduszna czerń płonąca pod powieką to najgorsze, co ją w życiu spotkało. Zrozumiała, że żadne inne oczy nie wypalą się na jej duszy podobnym piętnem, natomiast wyszyte przez nie na sercu ściegi już zawsze będą rwać bólem.
        Odziedziczyła po Rudolfie tylko tyle — spojrzenie i nazwisko ciężkie od znaczeń — ale to było aż tyle: wystarczająco, by oznaczyć ją i odpowiednio zaszufladkować. Nieistotne, że sam Rudolf nie uważał jej nigdy za godną, by dźwigać rodzinną spuściznę. Była w końcu chorowita, koścista i cicha, zbyt cicha. Zaczęła mówić dopiero w wieku siedmiu lat, a kiedy zaczęła, stała się z kolei zbyt głośna, zbyt denerwująca, zbyt istniejąca. Należało nauczyć ją, co wolno jej mówić i kiedy, a czego mówić pod żadnym pozorem nie wolno. Należało skruszyć to obrzydliwie wątłe ciało; uświadomić, że nigdy nie było i nie będzie dla niej miejsca, więc za każdy wyszarpnięty życiu skrawek musi podziękować, a potem przeprosić. Przeprosić raz, drugi i trzeci, przepraszać ciągle — za siostry i za brata, bo oni nie mieli szansy żyć, a gdyby nie ona, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
        Dzieciństwo zapisało się w jej pamięci grą kolorów oraz lśnień. Nie potrafi przywołać konkretnych obrazów, ale nie zapomni już klątw rozlewających się błyskiem po pomieszczeniu, tego z jaką łatwością przeganiały ciemność z tych zakątków pokoju, w których nigdy wcześniej nie widziała światła, ani myśli, że zło nie powinno objawiać się takim pięknem. Zapamięta za to smak; metaliczny, drapiący w gardło, zapamięta zapach, duszący odór strachu skroplonego na skórze. 
Even as a child, she had preferred night to day, had enjoyed sitting out in the yard after sunset, under the star-speckled sky listening to frogs and crickets. Darkness soothed. It softened the sharp edges of the world, toned down the too-harsh colors. With the coming of twilight, the sky seemed to recede; the universe expanded. The night was bigger than the day, and in its realm, life seemed to have more possibilities.
        Pachnie bzem, lekkim deszczem i majowym rozkwitem; wspomnieniem pierwszych promieni słońca nieśmiało całujących zmarzniętą ziemię, widmem chłodnego wiatru muskającego zaróżowione policzki — wiosennym przebudzeniem. Pachnie życiem, jednak kiedy idzie korytarzem powietrze drga, przesycone dziwną energią, która osiada na włosach oraz ubraniach. Przenika skórę, wlewając prosto do serca, gdzie mości się wygodnie, a potem zakorzenia uczuciem niepokoju. Niepokój ten nawraca cyklicznie, wzbudzony jej obecnością lub utrzymuje się, gniotąc za mostkiem, dopóki nie złapie Cię spojrzeniem; wtedy peszy się, drobne usta tkają uśmiech i jedyne, co pozostaje w pamięci to pocałowanie słońca przemycone w słodkiej woni dziewczęcych perfum.
        Na świat patrzy łagodnie, mimo że los nie obszedł się z nią z podobną delikatnością. Choć jej ręce są drżące, naznaczone tuzinem blizn, wyciąga je do każdego, kto tego potrzebuje, nawet jeśli na dnie jej źrenic czai się przy tym jakaś niepewność podszyta oczekiwaniem. Nie wiesz, na co czeka, ale nagle odnosisz wrażenie, że Twój strach przed nią był całkowicie bezpodstawny. Ambrosia nie wygląda jak ktoś zdolny do krzywdzenia, nie uosabia niczego, z czym kojarzy się jej nazwisko. Ambrosia boi się, przeprasza i bardzo łatwo jest o niej zapomnieć... Przynajmniej do następnego meczu Quiddicha.
        Ferwor sportowej rywalizacji zrywa z niej transparentność. Nadaje jej kształt, modelując zupełnie nową formę odartą z eteryczności. Na boisku przestaje być przeźroczysta, nie próbuje umykać spojrzeniom ani szeptom — zamiast tego przyciąga je, celowo prowokując, kiedy pełną napięcia ciszę przeszywa świst mknącej miotły. Podczas gry nabiera kolorów, staje się jaskrawa, trudna do przeoczenia; już nie tylko pachnie życiem, a po prostu żyje i wszystko, co do tej pory sobą reprezentowała zdaje się być misterną grą pozorów. Kolejnym oczkiem w sieci utkanej z niedopowiedzeń, budzących jeszcze więcej wątpliwości co do tego, jaka naprawdę jest, podczas gdy ona pragnie w głębi duszy, aby ktoś zobaczył w niej coś więcej niż dzieło fatalnych wzorców lub też wynik jeszcze gorszych błędów. 
strings   ━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━   more...

Cześć! Ja i Rosie już tu byłyśmy i nie mogłyśmy się powstrzymać przed drugą próbą. Kartę sponsorują Danuta Stenka, Dean Koontz oraz Anya Taylor-Joy. Powiązania zapewne kiedyś ładnie rozpiszę, póki co grzecznie rekomenduję klikać w more..., bo faktycznie jest tam... more, no. Z pisaniem kart nigdy się nie lubiłam, więc przepraszam Was za to, co popełniłam wyżej i obiecuję, że ta panna nie jest tak smutna, jak może się wydawać. Wciąż nie jestem pewna, czego chcę od Ambrosii, nie mam na nią żadnego określonego planu. Zawsze hołdowałam rozwojowi postaci poprzez interakcje z innymi postaciami, więc chyba po prostu oddam ją w Wasze ręce i zobaczę, co się stanie. ;) Niech dzieje się magia!

Wątki:
...

Na kawałki mnie łam, mnie łam
Ja i tak to, co mam, tobie dam


Ambrosia Louisiana Lestrange
Urodzona pierwszego dnia wiosny na terenie północnej Kornwalii jako jedyna córka Rodolphusa Lestrange i jego drugiej żony, czystokrwistej czarownicy o amerykańskich korzeniach. ❧ Ku rozczarowaniu ojca wychowanka domu imienia Helgi Hufflepuff, rozpoczynająca szósty rok nauki w Hogwarcie. ❧ Właścicielka dwóch szczurów albinosów oraz sztywnej, czternastocalowej różdżki z lilaka pospolitego zasilanej rdzeniem w postaci włosa kota wampusa. ❧ Wybitnie uzdolniona czarownica; przejawia naturalny talent do magii uzdrawiającej i bezróżdżkowej❧ Od ponad trzech lat szukająca w drużynie Quiddicha; szalenie zacięta na miotle, w związku z czym często gości w skrzydle szpitalnym. ❧ Jej bogin przybiera postać węża, natomiast patronus nie ma jeszcze stałej formy.  Za namową narzeczonego niechętnie uczęszcza na spotkania Klubu Ślimaka, należy również do koła zielarskiego Najczęściej można ją spotkać zaczytaną w szkolnej bibliotece, spacerującą samotnie brzegiem Wielkiego Jeziora lub na błoniach, gdzie wycisza myśli.  W bezsenne noce zdarza jej się wymykać na Wieżę Astronomiczną, by nucić piosenki w towarzystwie gwiazd. ❧ Na co dzień jej szyję zdobi naszyjnik z onyksem, z którym nigdy się nie rozstaje.  Metr pięćdziesiąt fałszywie oswojonego lęku i czterdzieści kilogramów potłuczonej, kryształowej duszy. ❧ Jest taka granica nieśmiałości, wstydu, strachu, za którą zaczyna się siła. ❧    Proszę.    Dziękuję.    Przepraszam.
━━━━━━━━━━━━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

        Odkąd pamięta, matka powtarzała jej, że ma oczy po ojcu, jakby dopatrywała się w tym jakiejś glorii i mała Ambrosia faktycznie uważała ten fakt za chlubę... Potem czas przesiąkł przez palce, a ona w rozdarciu dziecięcych naiwności zdała sobie sprawę, że ta bezduszna czerń płonąca pod powieką to najgorsze, co ją w życiu spotkało. Zrozumiała, że żadne inne oczy nie wypalą się na jej duszy podobnym piętnem, natomiast wyszyte przez nie na sercu ściegi już zawsze będą rwać bólem.
        Odziedziczyła po Rudolfie tylko tyle — spojrzenie i nazwisko ciężkie od znaczeń — ale to było aż tyle: wystarczająco, by oznaczyć ją i odpowiednio zaszufladkować. Nieistotne, że sam Rudolf nie uważał jej nigdy za godną, by dźwigać rodzinną spuściznę. Była w końcu chorowita, koścista i cicha, zbyt cicha. Zaczęła mówić dopiero w wieku siedmiu lat, a kiedy zaczęła, stała się z kolei zbyt głośna, zbyt denerwująca, zbyt istniejąca. Należało nauczyć ją, co wolno jej mówić i kiedy, a czego mówić pod żadnym pozorem nie wolno. Należało skruszyć to obrzydliwie wątłe ciało; uświadomić, że nigdy nie było i nie będzie dla niej miejsca, więc za każdy wyszarpnięty życiu skrawek musi podziękować, a potem przeprosić. Przeprosić raz, drugi i trzeci, przepraszać ciągle — za siostry i za brata, bo oni nie mieli szansy żyć, a gdyby nie ona, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
        Dzieciństwo zapisało się w jej pamięci grą kolorów oraz lśnień. Nie potrafi przywołać konkretnych obrazów, ale nie zapomni już klątw rozlewających się błyskiem po pomieszczeniu, tego z jaką łatwością przeganiały ciemność z tych zakątków pokoju, w których nigdy wcześniej nie widziała światła, ani myśli, że zło nie powinno objawiać się takim pięknem. Zapamięta za to smak; metaliczny, drapiący w gardło, zapamięta zapach, duszący odór strachu skroplonego na skórze. 
Even as a child, she had preferred night to day, had enjoyed sitting out in the yard after sunset, under the star-speckled sky listening to frogs and crickets. Darkness soothed. It softened the sharp edges of the world, toned down the too-harsh colors. With the coming of twilight, the sky seemed to recede; the universe expanded. The night was bigger than the day, and in its realm, life seemed to have more possibilities.
        Pachnie bzem, lekkim deszczem i majowym rozkwitem; wspomnieniem pierwszych promieni słońca nieśmiało całujących zmarzniętą ziemię, widmem chłodnego wiatru muskającego zaróżowione policzki — wiosennym przebudzeniem. Pachnie życiem, jednak kiedy idzie korytarzem powietrze drga, przesycone dziwną energią, która osiada na włosach oraz ubraniach. Przenika skórę, wlewając prosto do serca, gdzie mości się wygodnie, a potem zakorzenia uczuciem niepokoju. Niepokój ten nawraca cyklicznie, wzbudzony jej obecnością lub utrzymuje się, gniotąc za mostkiem, dopóki nie złapie Cię spojrzeniem; wtedy peszy się, drobne usta tkają uśmiech i jedyne, co pozostaje w pamięci to pocałowanie słońca przemycone w słodkiej woni dziewczęcych perfum.
        Na świat patrzy łagodnie, mimo że los nie obszedł się z nią z podobną delikatnością. Choć jej ręce są drżące, naznaczone tuzinem blizn, wyciąga je do każdego, kto tego potrzebuje, nawet jeśli na dnie jej źrenic czai się przy tym jakaś niepewność podszyta oczekiwaniem. Nie wiesz, na co czeka, ale nagle odnosisz wrażenie, że Twój strach przed nią był całkowicie bezpodstawny. Ambrosia nie wygląda jak ktoś zdolny do krzywdzenia, nie uosabia niczego, z czym kojarzy się jej nazwisko. Ambrosia boi się, przeprasza i bardzo łatwo jest o niej zapomnieć... Przynajmniej do następnego meczu Quiddicha.
        Ferwor sportowej rywalizacji zrywa z niej transparentność. Nadaje jej kształt, modelując zupełnie nową formę odartą z eteryczności. Na boisku przestaje być przeźroczysta, nie próbuje umykać spojrzeniom ani szeptom — zamiast tego przyciąga je, celowo prowokując, kiedy pełną napięcia ciszę przeszywa świst mknącej miotły. Podczas gry nabiera kolorów, staje się jaskrawa, trudna do przeoczenia; już nie tylko pachnie życiem, a po prostu żyje i wszystko, co do tej pory sobą reprezentowała zdaje się być misterną grą pozorów. Kolejnym oczkiem w sieci utkanej z niedopowiedzeń, budzących jeszcze więcej wątpliwości co do tego, jaka naprawdę jest, podczas gdy ona pragnie w głębi duszy, aby ktoś zobaczył w niej coś więcej, niż dzieło fatalnych wzorców lub też wynik jeszcze gorszych błędów. 
        Nade wszystko jednak Ambrosia chce przestać się bać i nigdy więcej nie przepraszać.
strings   ━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━   more...

Cześć! Ja i Rosie nareszcie możemy się z Wami przywitać. Kartę sponsorują sanah, Danuta Stenka, Dean Koontz oraz Anya Taylor-Joy. Powiązania zapewne kiedyś ładnie rozpiszę, póki co grzecznie rekomenduję klikać w more..., bo faktycznie jest tam... more, no. Z pisaniem kart nigdy się nie lubiłam, więc przepraszam Was za to, co popełniłam wyżej i obiecuję, że ta panna nie jest tak smutna, jak może się wydawać. Sama nie wiem, czego szukamy tutaj z Ambrosią, nie mam na nią żadnego określonego planu. Zawsze hołdowałam rozwojowi postaci poprzez interakcje z innymi postaciami, więc chyba po prostu oddam ją w Wasze ręce i zobaczę, co się stanie. ;) Niech dzieje się magia!

Wątki:
 Nathanael, Perseph, Albus, ...

szafirowelzy@gmail.com

To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia

━━━━━━━━━━━━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━━━━━━━━━━━━ 

⋙ Jej matka pochodzi z Nowego Orleanu. Odkąd Rodolphus został ponownie skazany, co roku spędzają tam część wakacji, próbując odnowić nadszarpniętą kontrolą i okrucieństwem więź. Ambrosia jednak zachowuje ostrożność względem rodzicielki; mimo najszczerszych chęci nie jest w stanie obdarzyć jej zaufaniem, nie takim, jakim powinna ufać krew z krwi.

⋙ Po procesie obie przeniosły się na stałe do Londynu, zamieszkują teraz wystawną dzielnicę Chelsea. W okresie wakacyjnym Ambrosia udziela się jako wolontariuszka w domu opieki dla weteranów, z nieskrywaną fascynacją chłonąc mugolskie opowieści z linii frontu i z każdą kolejną utwierdza się w przekonaniu, że ludzie nie różnią się między sobą wiele, niezależnie od tego, czy urodzili się pocałowani magią czy też kopnięci normalnością w niewymowne cztery litery.

⋙ Przez pierwsze lata w Hogwarcie padała ofiarą niewybrednych szykan. Na dobre przylgnęła do niej łatka córki śmierciożercy, choć nigdy nie skrzywdziła muchy, schodząc z drogi każdemu, kto próbował udowodnić, że takiemu nazwisku się nie ufa. W tym wszystkim nie pomagał również fakt, że nigdy nie była ładnym dzieckiem. Za sprawą dwóch ogromnych jedynek bardziej przypominała wiewiórkę, niż małą, uroczą dziewczynkę, co odbiło się na niej wtedy i odbija wciąż, mimo że po wystających siekaczach nie ma już śladu.

⋙ Na zeszłoroczny bal z okazji pożegnania siedmiorocznych została zaproszona przez chłopca z roku wyżej, jednak całe to zaproszenie okazało się być w rzeczywistości okrutnym żartem, który upokorzył ją przed całą szkołą. Był to moment, w którym coś się w niej nabudowało, zamiast ostatecznie pokruszyć. 

⋙ Wykorzystała wakacje, by całkowicie odmienić swoje nastawienie oraz swój wygląd. Długie do nerek, nijakie włosy w odcieniu mysiego blondu ścięła do ramion i przefarbowała na rudo, by utożsamić się ze swoją wewnętrzną wiewiórą, którą wyciąga się z niej od pierwszej klasy. Po pięciu długich latach zrozumiała, że zamiast walczyć z rudą kitą, powinna dumnie ją wyeksponować. Genetyka niestety poskąpiła jej kity, ale miedziane kosmyki także rzucają się odpowiednio w oczy.

⋙ Przemierza korytarze tak, jak istnieje - bez szmeru, a jednak krzykliwie. Pomimo karbu przykrych doświadczeń nie zamknęła się na ludzi i w każdym stara dopatrzeć się choć iskierki dobra, którą przy odrobinie obopólnej chęci mogłaby przekuć w stabilny płomień. Wierzy, że wszyscy zasługują na szansę; jedną, drugą i następną. 

⋙ Pokłada nadzieję w stwierdzeniu, że każdy może się zmienić, jeśli tylko wyciągnie się do niego dłoń i serce, nie bacząc na rany, które otwierają się w nich podczas każdej nieudanej próby. Wie, że ma serce wystarczająco silne, by znieść każdą próbę wykorzystania jej, jak to mawiają, naiwności.

⋙ Z maniakalnym wręcz uporem stara się udowodnić wszystkim i wszystkiemu, że rodowe dziedzictwo nie definiuje jej jako osoby, a przeszłość nie położy się cieniem na przyszłości. Nie wie jeszcze kim zostanie po ukończeniu szkoły, nie planuje tak daleko naprzód, ale jedno wie na pewno - nie pójdzie w ślady swoich przodków, wbrew temu, czego się po niej spodziewa. 

⋙ Niewielu wie, że panna Lestrange namiętnie interesuje się mugolami oraz ich kulturą. W głębi duszy chciałaby żyć przyziemnym, niemagicznym życiem. Niczego nie pragnie tak, jak odcięcia się od czarodziejskiego świata i jego ograniczeń, bo tak: uważa ten świat za ograniczony. Zacofany, zamknięty na postęp, jakby zgnuśniały. W jej odczuciu jest tak hermetyczny, że brak w nim miejsca na oddech.

⋙ Kiedy miała zaledwie kilka lat, została przyrzeczona synowi obecnego zastępcy Ministra Magii. Choć ojciec nie ma już na nią bezpośredniego wpływu, o dziwo nie próbuje zerwać układu, dopatrując się w nim szansy na odzyskanie odebranego jej niegdyś głosu i sposobu, aby wstawić się w imieniu wszystkich podobnych sobie.

⋙ Ideologię czystości uważa za absurdalną, tak jak każdą inną próbę sortowania ludzi na lepszych i gorszych. Śni o świecie, w którym różnice wpiszą się na stałe w kanon współczesnego piękna, nawet jeśli wie, że to tylko czcze marzenie, bo potrzeba górowania nad innymi zakorzeniła się w człowieku bardzo głęboko. 

⋙ Zdaje sobie sprawę z faktu, że w oczach społeczeństwa już zawsze będzie zawieszona pomiędzy. Zbyt dobra, by być złą; nazbyt zła, by być naprawdę dobrą. Nie zdarzyło się jednak, by choć na moment stłumiło to jej zapał w dążeniu do tego, by utrzeć nosy wszystkim, którzy dopatrują się w niej ojca, jego szalonej, zmarłej byłej żony, bądź zaginionego przed laty wuja.

⋙ Przez pewien czas rozważała dołączenie do Szkolnego Chóru, ale po dłuższym namyśle doszła do wniosku, że nie jest to miejsce dla niej. Prawdopodobnie nie byłaby w stanie odtworzyć głosem tego, czego się od niej wymaga, po stokroć woli używać go, by wokalizować swoje emocje w najżywszej, najsurowszej formie. Tylko w taki sposób potrafi się faktycznie uzewnętrznić i jest to dla niej wielce intymne.

⋙ Z tylko sobie znanych powodów przez większość czasu osłania szczupłe dłonie rękawiczkami z aksamitu.  

⋙ Zna zaklęcia czarnomagiczne, aczkolwiek nie użyła żadnego poza granicami rodzinnego dworu, który stoi pusty już od kilku dłużących się lat. Pomimo wielokrotnego nacisku nigdy nie była w stanie rzucić skutecznie klątwy Cruciatus.

⋙ Ma bajecznie wybujałą wyobraźnię. Przeżywając silne emocje, ucieka czasem do miejsc istniejących wyłącznie w zakątkach jej umysłu, tak radzi sobie z presją i stresem.
  
⋙ Uwielbia latać na miotle, uważa to za uwalniające. Do drużyny Quiddicha dołączyła natomiast, by niemo zbuntować przed konserwatywną matką powtarzającą, że sport nie jest dla kobiet, a tym samym udowodnić tej małej dziewczynce wewnątrz siebie, że ojciec nie miał prawa nią pogardzać. Udowadnia to sobie po dziś dzień i jest znana z tego, że prędzej połamie wszystkie kości w pogoni za zniczem niż odpuści.

⋙ Kiedy bardzo się denerwuje, zaczyna skubać skórę przy nadgarstkach, gryzie usta do krwi albo gładzi czarny kamień wiszący jej u szyi. Zwykle nie zdaje sobie sprawy z tego, że to robi.

⋙ Uwielbia taniec! Nie przegapiła jeszcze żadnego szkolnego balu, choć stroni od uczniowskich imprez i innych towarzyskich spędów, gdzie musiałaby dzielić uwagę na więcej niż dwie osoby jednocześnie.

⋙ Bardzo łatwo ją zranić. Przez dramatycznie niską ocenę bierze do siebie naprawdę wiele rzeczy, ale nigdy nie daje tego po sobie poznać.

⋙ Dużo się uśmiecha, nie śmieje się natomiast prawie wcale. Nauczyła się bowiem posługiwać uśmiechem niczym tarczą: uśmiecha się, kiedy jest zakłopotana, zdenerwowana lub wystraszona, w nadziei, że uniesienie kącików ust pomoże jej uporać się z negatywnymi emocjami. Nie myśli o tym, że w ten sposób jedynie je w sobie buforuje, bardzo sobie szkodząc.

⋙  Pod koniec piątej klasy zaproponowano jej stanowisko kapitana w drużynie Quiddicha, ale nie przyjęła tej propozycji. Nie ma w sobie odpowiedniego zacięcia ani żadnych innych predyspozycji, żeby w jakikolwiek sposób zarządzać zespołem, a już zwłaszcza tą bardziej doświadczoną od niej częścią zespołu. 

⋙  Ma ogromną skłonność do zasinień. Z reguły sama nie wie, gdzie i kiedy nabawiła się fioletowych zdobień, wykluczając treningi rzecz jasna. Często wystarcza nieco mocniejszy chwyt, by po alabastrowej skórze rozlał się nieestetyczny krwiak.

 ━━━━━━━━━━━━━━━━━━━༺༻━━━━━━━━━━━━━━━━━━━

w budowie

Myślę, że to nic trudnego nienawidzić ludzi. Sztuką jest ich kochać. Mimo wszystko. A ponieważ nienawiść najczęściej bierze się ze strachu, braku akceptacji i niewiedzy, miłość jest przepięknym aktem odwagi.

Rodolphus Lestrangefather ✦ fear
mm
Anastasia Lestrangemother ✦ hesitancy
mm
PERSEPH O. RASACfiancé ✦ temptation
mm
YOUclosest friend ✦ comfort
mm
YOU???
mm
YOU???
mm