Pokazywanie postów oznaczonych etykietą LeChat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą LeChat. Pokaż wszystkie posty

Will we die, just a little?

Ur. 13 lipca 2006, uczennica, Hufflepuff, VI rok, 16 lat, półkrwi

Liana
Grindelwald

astronomia, sztuka, języki: włoski, angielski, łacina

Miała tylko jedną stałą w życiu. Sztukę.

Sztuką mogła odgrodzić się od ludzi. Sztuka nie pytała ją skąd pochodzi. Sztuka nie zmuszała jej do monotonnych, niezręcznych odpowiedzi. Sztuka otaczała ją ciepłą, bezpieczną kurtyną. Kiedy zajmowała swoje ulubione miejsce pod ścianą, ciszę przerywał jej tylko dźwięk rysika ocierającego się o kartkę szkicownika. Nie ufała ludziom, nie lubiła pytań, a jeszcze mniej udzielać na nie odpowiedzi. Zawsze uważała, że jej życie jest inne od życia jej rówieśników, pogmatwane. Urodzona we Włoszech, uważała się jednak za angielkę, wychowana nie przez ojca, a ciotkę, uznawana jednak była za Grindelwald. Spytana czy z tych Grineldwaldów?, nigdy nie potrafiła udzielić na to odpowiedzi. Ojca nie znała prawie wcale, podrzucona ciotce niewiele po narodzinach, od zawsze odczuwała strach przed odrzuceniem. Paradoksalnie, choć lgnęła do ludzi, zazdrościła im więzi krwi, przyjaźni, rodziny, jakiej sama nigdy nie odczuła, otwarcie stroniła od nich, w obawie przed porzuceniem.

Brat, kimkolwiek nie był, był dla niej prawie obcy, niezależnie od tego, jak bardzo zawsze pragnęła go poznać, jakim głębokim uczuciem miłości i lojalności go darzyła. Lepiej poznała go dopiero w szkole, wodziła za nim wtedy spojrzeniem, próbowała nawiązać więź, tym głębszą, od kiedy pogrzebali ojca i pozostała tylko ona, siostra i ciocia. Odnajdowała wtedy wspólny mianownik w rozmowach o nieboskłonie, które początkowo były tylko wymówką do rozmowy, a w końcu stały się pasją. Nie tylko desperacką próbą znalezienia nici porozumienia z bratem. Nigdy nie czuła się częścią rodziny, tylko jej cieniem. Zawsze stała z boku, zawsze obserwowała ludzi z daleka, próbując zrozumieć coś, co dla większości wydaje się naturalne – uczucia. Ciocia, choć z ciepłem, nie brygaderską musztrą, spoglądała na swoje prawne podopieczne, była karierowiczką. Nie nauczyla Liany podstawowych uczuć – miłości, zaufania, bliskości. Te emocje, jak wiele innych były jej obce.

Sztuka była wyzwoleniem, nowym głosem w jej życiu, nowym płótnem, na którym malowane farbą, w różnych barwach życia, widniały emocje. Głębokie, kolorowe, żywe, pastelowe, łagodne, przyjemne dla duszy, te barwy Liana upodobała sobie najbardziej, bo tych brakowało w jej życiu.

Miękkiej akwareli.


Proszę koniecznie zaglądać do Pana, którego przysloniłam swoją KP. Przyjmuję wątki w ilości nieokreślonej. Lubię zaczynać, jeśli mam na to pomysł — czyli zwykle wtedy, kiedy sama zaczepiam Cię o wątek. ;) Nienawidzę postów kończących, bo zawsze mi smutno, jak wątek dobiega finiszu.

Blaine Zabini

Ciało ludzkie w siedemdziesięciu pięciu procentach składa się z wody, a w dwudziestu pięciu z części stałych;

Blaine
Zabini

dusza ludzka w dziewięćdziesięciu procentach składa się z próżności, a w dziesięciu z innych cech.

urodzony 31 sierpnia 1998 roku — wychowanek Slytherinu — czarodziej czystej krwi — nauczyciel transmutacji — opiekun Klubu Ślimaka — wizerunek: Isha Blaaker

Osiemdziesiąt dziewięć. Tyle razy w życiu słyszę, że jestem podobny do ojca: "Kopia zdjęta z Blaise'a". Tyle samo razy mam ochotę zszyć usta każdemu ślepemu, który choć raz to powiedział. Zamiast tego, świadomy konsekwencji – wysysającego energii życiowej towarzystwa dementorów, parszywych szczurów i chłodu celi, niesprzyjającego mojej skórze – uśmiecham się pogardliwie pod nosem, przeklinając w głowie delikwenta. Oby potknął się i upadł na swój głupi ryj. Nie wiem, czy kiedyś tak się stało, bo z właściwą sobie konsekwencją ignoruję każdego, kto to powie – niezależnie czy jest to zdrajca krwi, czy sam Minister Magii.

Blaine Zabini.

To ja, i podobne imię, jakie ten zadufany w sobie skurwiel daje mi przy narodzeniu, to jedyne co może mnie z nim wiązać. Kiedy tylko rozdziera mordę, którą inni w swojej naiwności uznają za przystojną, ja pozostaję spokojny, bo jeszcze tego mi w życiu brakuje, żeby zniżyć się do jego poziomu. Zmuszony jestem równoważyć złe geny ojca i matki – ta zawinęła się za ocean zaraz po moim urodzeniu, więc pozostaje chłodny i zobojętniały, żeby czasem ojciec nie pomyślał, że w jakiś sposób mnie to rusza. Nawet ją rozumiem. Nie zostawiła mnie. Zostawiła jego. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wytrzyma z Blaisem Zabinim dłużej niż pięć minut, a po tym, jak ojciec wypowiada się o matce wiem, że muszą się nienawidzić. Wcale mnie to nie dziwi. Nieodpowiedzialne zapłodnienie znienawidzonej koleżanki w młodym wieku brzmi jak idealne podsumowanie jego narwanej natury. Nie wiedział tylko, że z kacem następnego dnia, dziewięć miesięcy później przyjdzie jeszcze syn.

... i poradzi sobie w życiu lepiej niż on, chociaż nie dzięki niemu, a NAWET pomimo jego reputacji osoby o "trudnym charakterze".


Przyjmuję dowolną ilość wątków, zdarza się — rzadko — że odpisuję nie po kolei, ale staram się nie przeskakiwać całej kolejki.

Sam

Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos

Samara Mulciber

Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi.

urodzona 2 września 2005 roku — wychowanka Slytherinu na V roku — czarownica czystej krwi — członkini Klubu Ślimaka i prefekt — przyszywana siostra Eliasa Collinsa — wizerunku użycza: Diletta Gomez Gane




Lorem Ipsum is simply dummy text of the printing and typesetting industry. Lorem Ipsum has been the industry's standard dummy text ever since the 1500s, when an unknown printer took a galley of type and scrambled it to make a type specimen book. It has survived not only five centuries, but also the leap into electronic typesetting, remaining essentially unchanged. It was popularised in the 1960s with the release of Letraset sheets containing Lorem Ipsum passages, and more recently with desktop publishing software like Aldus PageMaker including versions of Lorem Ipsum. Lorem Ipsum is simply dummy text of the printing and typesetting industry. Lorem Ipsum has been the industry's standard dummy text ever since the 1500s, when an unknown printer took a galley of type and scrambled it to make a type specimen book. It has survived not only five centuries, but also the leap into electronic typesetting, remaining essentially unchanged. It was popularised in the 1960s with the release of Letraset sheets containing Lorem Ipsum passages, and more recently with desktop publishing software like Aldus PageMaker including versions of Lorem Ipsum.
Lorem Ipsum is simply dummy text of the printing and typesetting industry. Lorem Ipsum has been the industry's standard dummy text ever since the 1500s, when an unknown printer took a galley of type and scrambled it to make a type specimen book. It has survived not only five centuries, but also the leap into electronic typesetting, remaining essentially unchanged. It was popularised in the 1960s with the release of Letraset sheets containing Lorem Ipsum passages, and more recently with desktop publishing software like Aldus PageMaker including versions of Lorem Ipsum.

Rozdział I: Ślizgoński Charłak


Wrześniowy dzień. Dwadzieścia lat po pamiętnej Bitwie o Hogwart. Plotki o wspaniałym Harrym Potterze pozostają jednak wiecznie żywe. Jest już legendą, a dzisiaj Szefem Depertamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jakże ironicznie. W Kronikach Hogwartu nie napisali o szlabanach i łamaniu zasad szkoły oraz własnego bezpieczeństwa, o jakim opowiadał ci wujek Weasley. Niewychowawczo zresztą, jak stwierdziła przykładna ciocia Hermiona.
Świat czarodziejski zna Potterów. Jesteście jak szlachetny ród Blacków, Malfoyów, Nottów, czy innych Greengrassów, wiecznie na językach ludzi, a nie jesteście nawet czystej krwi. Wszyscy pamiętają, jak Harry Potter pokonał Lorda Voldemorta. Nikt już nie boi się wypowiadać jego imienia. Pamiętają też Neville'a Longbottoma, który przeciął Nagini mieczem samego Godryka Gryffindora. Większość kojarzy gryfońskiego bohatera, jako nauczyciela ze znanej i szanowanej dzisiaj Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, której uczniowie stawiali opór w mrocznych czasach. Ty Pana Longbottoma znasz jako przyjaciela rodziny. Tak jak ciocię Hermionę Granger, wujków Rona i George'a Weasleyów oraz wielu innych uczestników walk ze Śmierciożercami, których nazwiska zapisały się na kartach czekoladowych żab. O Cedricu Diggorym i Fredzie Weasleyu, współzałożycielu Magicznych Dowcipów Weasleyów, słyszysz w każde święta z ust bardzo licznej rodziny. Są pewne elementy tych historii, których Prorok Codzienny nie opisał na swoich stronach. Po tym, kto te elementy zna, poznajesz, kto należy do „rodziny”, nawet jeśli nie z krwi i pochodzenia. Wspólne doświadczenia połączyły ze sobą wielu sprzymierzeńców twoich rodziców.
Wlekąc się za matką przez peron miałbyś ochotę chwycić za maminą spódnicę, ale obserwuje was zbyt wielu ludzi. Część posyła wam ukradkowe spojrzenia, pozostali jeszcze nie wiedzą, że to wy jesteście TYMI Potterami. James ma łatwiej. On jest uzdolniony. W tobie nawet magia obudziła się bardzo późno. Patrzysz na niego z boku, z mieszanką niepewnych emocji odbitych na dziecięcej buzi. Tym łatwiej mu cię denerwować, kiedy jesteś tak spięty. Podatny na rozdrażnienie.
— Nie trafię do Slytherinu! — syczysz na niego, jak zawodowy wężousty, kiedy kolejny raz otwiera paszczę, żeby ci dopiec.

Trafiłeś do Slytherinu.
Tiara nie wysłuchała Twoich próśb. Cóż... rada ojca nie podziałała. Nie pierwsza, jakiej ci udzielił. Traktuje cię jakbyś był jednym z jego podwładnych. Próbuje ci przekazać złote myśli, których jeszcze nie rozumiesz. Masz dopiero jedenaście lat i inne priorytety. Gdybyś był Harrym Potterem, może tiara by cię posłuchała? Czasami jesteś tym zmęczony, że TEN Potter jest twoim tatą. Wolałbyś mieć za tatę po prostu tatę. Tak samo, jak mama jest dla ciebie po prostu mamą. Mimo, że poza domem jest reporterką działu sportowego Proroka Codziennego, w domu pozostaje mamą, w przeciwieństwie do taty. Dlatego nie dogadujecie się z ojcem. Zbyt długo jest Harrym Potterem. Ciebie już teraz wszyscy znają, jako jego syna. Robisz duże pierwsze wrażenie. Ludzie oczekują po tobie tyle samo, co ty sam i poddawani są temu samemu zawodowi, co ty, kiedy poznają cię bliżej. Okazuje się, że syn wielkiego Pottera nic nie umie.
W pierwszych dniach szkoły, wszyscy są jeszcze podekscytowani tym, co możesz im pokazać. Śledzą uważnie twoje poczynania, niektórzy nauczyciele z ciekawoscią, inni z obojętnością, czasami sceptycznie. Uczniowie też dzielą się na różne grupy. Większość z nich spodziewa się kolejnego Jamesa Syriusza Pottera. Pierwsze skorygowanie ich założeń ma miejsce na lekcji Quidditcha. Wszystkim, nawet Scorpiusowi Malfoyowi, udaje się przywołać do siebie miotłę. Tylko nie Tobie. Z początku wydaje ci się, że blondynowi też wiele rzeczy nie wychodzi, bo wszyscy, jak tobie, patrzą mu na ręce. Okazuje się, że on chociaż trochę umie.
— Do mnie! — piszczysz przeraźliwie, ale ta piekielna miotła nie chce cię słuchać. Niemalże czujesz, jak w złości wilgotnieją ci oczy. Nie płaczesz, ale plotki później będą trąbić o czymś innym. Tego dnia dowiadujesz się dwóch rzeczy, Nie jesteś urodzonym graczem Quidditcha i najwyraźniej czarodziejem też niezbyt dobrym. Zyskujesz przydomek Ślizgońskiego Charłaka. Przypieczętowujesz go na pierwszej lekcji transmutacji, a później zaklęć. Na eliksirach też nic ci nie wychodzi. Ludzie nie bez przyczyny zastanawiają się, czy może rodzice cię nie adoptowali. Większość jednak zna Harry'ego Pottera z burzy kruczoczarnych włosów, takich samych jak twoje i zielonych oczu po babce Lily. Masz te same, choć migdałowym kształtem przypominają te brązowe mamy, których kolor odziedziczył James – czemu zawsze on? Nie możesz mu tego wybaczyć. Ty wyglądasz jak Chłopiec-Który-Przeżył. Wszystko zawsze sprowadza się do Niego... dlaczego?

Albus jest inny i bardzo dobrze. Widzi, kiedy ukrywasz się za maską Harry'ego Pottera, a chce zobaczyć prawdziwego ciebie*.
Słyszysz któregoś dnia w lecie rozmowę rodziców, siedząc na cisowych schodach. Bawiłeś się z Lily, która teraz śpi grzecznie na twoich kolanach. James pewnie by się z tego perfidnie śmiał, chociaż wiesz, że kiedy nikt nie patrzy, robi to samo. Wciąga ją na kolana i opowiada jej o minionym roku w Hogwarcie z uśmiechem na ustach, jaki u niego widzisz tylko wtedy, kiedy patrzy na nią. Jest waszą małą siostrzyczką i chyba jedynym, co do czego się zgodzicie, że was łączy. W każdej innej kwestii obstawiacie oddzielne stanowiska.
Matka rozumie cię lepiej niż wszyscy inni. Chciałbyś, żeby tato troszczył się o was w ten sam sposób, co ona. Żeby mógł zrozumieć, że twoje problemy w szkole są tylko przelotne. Nie musi cię z nich już teraz rozliczać. Jakoś je rozwiążesz. Masz już na to pomysł. Ojciec przyzwyczaił się do bycia w centrum uwagi. Kiedyś z tym walczył, teraz już z tym żyje. Przybiera pewną pozę, którą potrafisz przejrzeć. Dostrzegasz znacznie więcej rzeczy, niż powinieneś w swoim wieku. Twoja przenikliwość jest twoją największą zgubą. Dokładnie widzisz, jaki ojciec jest w swojej postawie, a jaki mógłby być. Nie potrafisz powiedzieć, jaki jest naprawdę, co cię drażni. Wolałbyś nie wiedzieć, czego nie wiesz. A jaki jest Harry Potter prywatnie wie chyba tylko mama, i może ciocia z wujkiem.
Jesteś trochę zmęczony byciem innym. Wolałbyś być jak wszyscy. Mniej myśleć. Miałbyś wtedy może trochę mniej problemów. Już teraz zdajesz sobie sprawę, że tego roku zdobyłeś mało przyjaciół. Scorpiusa polubiłeś od razu pierwszego dnia w przedziale, może dlatego, że James nie wypowiadał się o nim pochlebnie, bo był Malfoyem. Tobie to nie robiło znaczenia. Twoja kuzynka Rose przypomniała ci, że przejazd pociągiem z peronu 9 i 3/4 jest najważniejszy. Tak poznali się wasi rodzice. Tymczasem ty stąd znasz tylko blondyna. Większość twoich pozostałych przyjaciół to rodzina – kuzynowstwo. W Pokoju Wspólnym trzymasz się ze Scorpiusem, który ma dziwny talent do zdobywania wrogów, nawet się o to nie starając. Zupełnie tego nie rozumiesz. Mało osób interesuje się tym, żeby was poznać. Większości wydaje się, że skoro gdzieś o was przeczytali, już wiedzą o was wszystko.
— Ale ty jesteś ładny, Malfoy, jak urocza dziewczynka — żartujesz któregoś dnia, a ten „dzieciak Voldemorta” wbrew plotkom nie posyła na ciebie Avady za tę uwagę. Inni pewnie wytłumaczyliby, że zobaczy się za kilka lat, jak trochę podrośnie i w istocie będzie umiał tę klątwę rzucić. Ty nie wierzysz, że mógłby coś takiego komukolwiek zrobić. Te czasy już minęły.
Jest jeszcze Valery. On też jest dziwny. Na twoje szczęście, bo się z nim przyjaźnisz, mało kto wie o jego istnieniu. Trochę się z tego cieszysz. Gdyby go poznali, dowiedzieliby się, jakim jest specyficznym, ale wartościowym przyjacielem. Tymczasem masz go dla siebie. Łatwiej będzie ci zwalczyć plotkę o twojej odmienności, jeśli nikt nie będzie wiedział, że zadajesz się z takimi samymi cudakami, jak ty. W swojej inności, wiesz że to, czego tak bardzo w sobie nie lubisz, jest jednocześnie jedynym co cię wyróżnia i co nadaje pędu twojemu życiu. Przez to jak głęboko odbierasz swoje wnętrze, emocje i świat, pewne rzeczy potrafisz przewidzieć.
Na przykład, że w przyszłym roku, jeśli chcesz pożegnać się z łatką Ślizgońskiego Charłaka, co nie będzie proste, powinieneś sprawiać więcej problemów. Przerzucić gadanie na inny tor, zanim będzie za późno, żeby coś zmienić.
Tak rodzi się legenda Albusa Severusa Pottera, który wiecznie pakuje się w kłopoty i wciąga w nie innych. Prócz Valery'ego, który lepiej umie się wtopić w tłum. Lepsza zła sława, którą sam sobie wybierasz, niż ta, którą przydzielają ci inni...


p

Albus jest jakiś inny

Albus Severus Potter
2 września 2005 półkrwi V rok Slytherin

W pierwszej klasie uchodzisz za mazgaja i "ślizgońskiego charłaka". Nie posiadasz żadnych talentów. Ani do Quidditcha, ani do zaklęć. To dziwne, że mając rodziców, których nazwiska zapisały się na kartach historii (i czekoladowych żab), nie masz się czym pochwalić. Masz tylko niespełnione ambicje, a z czasem nabywasz długą listę przewinień i kolekcję szlabanów. Zaczynasz sprawiać problemy, od zawsze walcząc z łątką wrażliwego chłopca. Choć jesteś trochę inny niż Twoi rówieśnicy, masz bogaty świat przeżyć – wiele rzeczy Cię dotyka i wzrusza; w szkole zgrywasz gumochłona. Życie nastolatka staje się wtedy prostsze, a Ty nie lubisz skomplikowania. Dlatego często kłócisz się z ojcem. Jeszcze więcej z bratem. Z siostrą się dogadujesz, bo jest pocieszna. W domu z matką rozumiecie się bez słów. I tylko tam. Jesteście tacy sami. Właśnie to Cię przeraża. Jako dojrzewający młody mężczyzna wolałbyś nie być stawiany na równi z subtelną kobietą. Jeszcze by się ktoś o tym dowiedział...

d
p

Do Islandii

16 lat
VI rok
Ravenclaw
ścigająca
eliksiry i ONMS
Islandia
półkrwi
Frea Ragnarsson

Gdzie moje fiordy? Oddajcie mi je. Szerokie, wzburzone fale, obserwowane z wysokiego klifu, strome zbocze skał skąpane we mgle, skradzione we zwrocie Wrońskiego ptasie jaja, pieśń wodospadu na języku zielonego wzgórza. Chcę was z powrotem. Oddajcie mi mój dom.

❞Zarówno dobro, jak i zło dają Norny, mnie przyniosły wielką boleść.

  Norny, oddajcie mi mamę. Wy, które przecięciem złotej nici sprowadzacie śmierć. W pierwszej kolejności odebrałyście jej głos. Piękny, czysty, jedwabisty, kiedyś usypiający mnie do snu. Taką będę ją pamiętać. Eteryczną, tajemniczą, hipnotyzującą, jaką pokochał ją ojciec. Jak dziewiczą Islandię.
  Droga Urd, pamiętasz ją? Dobroczynną i łaskawą, jak Ty. Pobłogosławiłaś ją zrozumieniem, łagodnością i subtelną urodą. Niczym nordyckie elfy. I zesłałaś jej na drogę mugolskiego marynarza, urzeczonego jej osobą. Tak ich poznałaś. Łącząc dwa światy - magii i mistycyzmu z normalnością i codziennością prostego żeglarza. Żyliśmy tak, jak on. Spokojnie, z pokorą i z szacunkiem dla wielkich sił natury. On, mama, mój brat i ja. Kilka dni w roku, kiedy ojciec schodził na ląd, zwykliśmy siadać przy ognisku, słuchając szant, tuleni do snu melodią morskich opowieści i czarownymi zwrotkami dopisanymi przez mamę. W naszym życiu nigdy nie brakowało magii. Choć tylko my i mama wiedzieliśmy dlaczego.
  Werdandi, miałaś być dobra, dlaczego nie byłaś? Dla nas, dla ojca. Dla niego najbardziej. Nie był gotowy, żeby stracić żonę. Mogłaś jeszcze chwilę poczekać. Dać mu się oswoić. My musieliśmy się pogodzić, że Skrofungulus wysysa z niej życie. On musiał przyjąć myśl, że za żonę ma czarownicę, trawioną przez magiczną chorobę, i że sam wychowa magiczne dzieci. Chociaż przecież widać, że nie wie jak. Już inaczej śpiewa szanty, odkąd wie, że kraken naprawdę żyje. Pływa trochę rozważniej u Wybrzeży Wysp Brytyjskich i boi się, że rusałka napotkana na lądzie - w Londynie mówią chyba na nie wile? - skradnie mu serce. Dlatego coraz rzadziej schodzi na brzeg. Chociaż mu tłumaczę, że syreny to podstępne i niezbyt przyjemne kreatury, a trytoński to ciężki język nawet dla czarodzieja, chciałby kiedyś jedną z nich spotkać, posłuchać głębinowych opowieści. Uczy się trytońskiego, tak na wszelki wypadek.
  Okrutna Skuld. Nie mam dla ciebie słów. Nie jestem ci wdzięczna, chyba nawet cię nie lubię. Zsyłasz na nas bezlitosną przyszłość. Rzucasz nas na nieznany ląd. Do Londynu, do obcych ludzi, posługujących się dziwnym, miękkim, zbyt przyjemnym dla ucha językiem - to podejrzane. Każesz się nam znaleźć tu na nowo. Otwierasz nam drogę w nowej szkole. Tu też jest drużyna Quidditcha, do której należę, też są koła naukowe, które mogą mnie zainteresować. Jakże ironicznie. Domowa drużyna Ravenclawu jest słaba. Bardzo słaba. Widać, że nie latali nigdy u wybrzeży Zachodnich Fiordów, nie zmagali się z silnymi wiatrami, mgłą... i nie musieli mocno trzymać się w miotle, żeby nie spaść w odmęty morza na ostre skały. Tam byłam kapitanem, tu jestem tylko ścigającą. Tu są dwa koła związane z moimi pasjami. Koło eliksirów i alchemiczne. Jako, że jedno i drugie to dla mnie dokładnie to samo, w akcie buntu nie zapisuję się do żadnego z nich. Jest jakiś Klub Ślimaka, który spaja śmietankę towarzyską Hogwartu, co nie wyjaśnia, dlaczego nosi tak idiotyczną nazwę. Szkoła jest ogromna i mnóstwo w niej ludzi. Co najmniej ćwierć razy więcej niż w Islandii. Mimo to szukam w niej tylko Gunnara, bo tylko jego tu naprawdę rozumiem i chyba nawet zaczynam go lubić na tyle, na ile można wkurzającego brata.
d
p
p