Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lisek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lisek. Pokaż wszystkie posty

Do you see yourself in the mirror?

Alastair Winrose, rocznik '87, emerytowany łamacz klątw, niegdyś pracujący dla Banku Gringotta, od trzech lat wykładowca starożytnych run, były Krukon, laureat orderu Merlina drugiej klasy, zakładnik własnych, niespełnionych ambicji, z zamiłowania podróżnik, właściciel paskudnej kamienicy na ul. Śmiertelnego Nokturnu.

Nieodłącznym elementem jego egzystencji jest poranna, mocna kawa bez dodatku cukru - jedyna reanimacja po ciężkich, nieprzespanych nocach. Papieros w zębach lub głód nikotynowy, gdy nie może kopcić na umór. Proteza zamiast lewej ręki utraconej wyniku nieudanego eksperymentu. Nawracające bóle fantomowe, których nie da się stłumić czy to przy pomocy końskich dawek tabletek nasennych, czy eliksirów o takim samym przeznaczeniu. Wieczorne sesje spędzone w obecności uczniowskich bazgrołów i równocześnie swojej ukochanej, jak i największej zmory - nienapoczętej butelki Ognistej. A także oszczędna ilość słów wypowiada zachrypniętym, często charkliwym tonem, jakby takowe z trudem przeciskały się przez gardło. Najprawdopodobniej do tej pory żaden z uczniów nie odnotował na obliczu profesora Winrose'a nawet przebłysku zadowolenia, który objąłby i ust, i oczu jednocześnie. Złości tym bardziej. Zwykle nie jest udekorowane w żadną emocje. Jakby był z nich całkowicie wyprany. Jakby pod statycznością kryła się tylko pustka. 


Dzień dobry, dawno nie pisałam postów w takiej formie, więc proszę Was przede wszystkim o wyrozumiałość i cierpliwość. Moje odpisy są zwykle przeciętnej długości, od 300 do 500 słów - rzadziej krótsze, może czasem dłuższe. Na ten moment przyjmę maksymalnie trzy-cztery wątki, aby za bardzo się nie zagrzebać. Jeżeli chcesz narobić kłopotów swojej postaci albo mojej, serdecznie zapraszam. Szukam wszelakich różności i dreszczyku emocji. ;>
fc: Roo Panes

“...stupidity is one of the two things we see most clearly in retrospect. The other is missed chances.”

zapraszam ➜
Louis (niestety) Weasley
Ravenclaw, szósta klasa, prefekt bezczelny
redaktor kącika plotkarskiego Proroka Nie-Codziennego
  Mieszkając pod jednym dachem z dwiema (w swoim prywatnym mniemaniu) rozkapryszonymi pannicami i dwa razy gorszą w tej materii matką, możesz wcielić się w rolę chłopca na posyłki, pozwolić im włazić sobie na głowę i obserwować swoją autodestrukcję w roli popychadła albo wziąć sprawy w swoje ręce, a mając za przykład własnego ojca, pantoflarza, twój wybór jest wręcz oczywisty. Przyjmując ich zasady gry, trzeba uważać, żeby się nie sparzyć, ale z biegiem czasu możesz dyktować własne, uzbrajając się w asortyment słownictwa, za który babka Molly tępi ścierką, a dziadek Artur wymownym spojrzeniem, stawiając cię na pozycji niezbyt lubianego wnuka, bo żadne z nich nie mogło pojąć, że w duchu utożsamiałeś się ze stronami matki, niżeli deszczową Wielką Brytanią, która przez wzgląd na ponury charakter, od zawsze kłóciła się z twoim poczuciem estetyki.
Opanowałeś przerażającą, acz przydatną umiejętność — niczym kot, zawsze spadasz na cztery łapy, tłumaczysz to swoją kurtuazją, choć złośliwi twierdzą, że masz więcej szczęścia niż rozumu i brak ci piątej klepki A przecież natura nie odmówiła ci trzeźwego myślenia, wręcz przeciwnie!, chłodna kalkulacja i umiejętne łączenie ze sobą faktów zawsze (a może przede wszystkim) szturmem odbijały się od twojej czaszki.
Pomimo że nigdy nie byłeś oczkiem w głowie matki, ani dumą ojca, ani nawet ucieleśnieniem prawdziwego Weasleya, nie szukasz aprobaty, znając swoją wartość. Lubisz mieć wszystko poukładane, doczepiać ludziom etykiety, oglądać zachód słońca, nadużywać swojej władzy, skakać z kwiatka na kwiatek, rozpieszczać uszy klasyczną muzyką, kochać samego siebie i łamać zniewieściałe serca, tu z pomocą przychodzi krew willi i półfrancuski, skutecznie zdradzający pochodzenie akcent, nabyty podczas wczesnych lat młodości spędzonych we Francji, które wniknęły z twojej chorowitości, gdyż z trudem znosiłeś morski klimat Muszelki i angielską wilgoć. Zawsze nosisz przy sobie zdewastowaną paczkę papierosów i chociaż używka ląduje w twoich ustach, nigdy nie zostaje zapalona. Czasem do pakietu dochodzi atak histerii i teatralne gesty, z których właściwie się składasz. Masz aspiracje na zostanie Uzdrowicielem, ale wiesz, że złamanego serca nie da się tak łatwo posklejać, zatem nie masz zamiaru brnąć w tę farsę. Miałeś też odpowiednie predyspozycje, by wyjechać na wymianę do Akademia Magii Beauxbatons, ale przegrałeś tą walkę z kretesem, do dziś nie mogąc zaakceptować smaku porażki. Czternastego lutego zawsze zostajesz za dużo prezentów, a fakt, że wtedy obchodzisz urodziny zostaje przez ciebie przemilczany. Odliczasz w myślach godziny, minuty sekundy do chwili, gdy w końcu będziesz mógł odpowiadać za siebie i zmienić to przeklęte nazwisko na panieńskie Fleur, gdyż Weasleyów jest tak wielu, a ty tylko jeden - niepowtarzalny, niczym kwiat lotosu zakwitły w środku mroźnej, angielskiej (znienawidzonej do szpiku kości) zimy. Jesteś panem swojego życia, Lou, uczuciowym degeneratem.
          „Memories warm you up from the inside.
But they also tear you apart.”












“...stupidity is one of the two things we see most clearly in retrospect. The other is missed chances.”

zalecam wcześniejszą lekturę ➜
Louis (niestety) Weasley
Ravenclaw, szósta klasa, prefekt bezczelny
redaktor kącika plotkarskiego Proroka Nie-Codziennego
  Mieszkając pod jednym dachem z dwiema (w swoim prywatnym mniemaniu) rozkapryszonymi pannicami i dwa razy gorszą w tej materii matką, możesz wcielić się w rolę chłopca na posyłki, pozwolić im włazić sobie na głowę i obserwować swoją autodestrukcję w roli popychadła albo wziąć sprawy w swoje ręce, a mając za przykład własnego ojca, pantoflarza, twój wybór jest wręcz oczywisty. Przyjmując ich zasady gry, trzeba uważać, żeby się nie sparzyć, ale zbiegiem czasu możesz dyktować własne, uzbrajając się w asortyment słownictwa, za który babka Molly tępi ścierką, a dziadek Artur wymownym spojrzeniem, stawiając cię na pozycji niezbyt lubianego wnuka, bo żadne z nich nie mogło pojąć, że w duchu utożsamiałeś się ze stronami matki, niżeli deszczową Wielką Brytanią, która przez wzgląd na ponury charakter, od zawsze kłóciła się z twoim poczuciem estetyki.
Opanowałeś przerażającą, acz przydatną umiejętność — niczym kot, zawsze spadasz na cztery łapy, tłumaczysz to swoją kurtuazją, choć złośliwi twierdzą, że masz więcej szczęścia niż rozumu i brak ci piątej klepki A przecież natura nie odmówiła ci trzeźwego myślenia, wręcz przeciwnie!, chłodna kalkulacja i umiejętne łączenie ze sobą faktów zawsze (a może przede wszystkim) szturmem odbijały się od twojej czaszki.
Pomimo że nigdy nie byłeś oczkiem w głowie matki, ani dumą ojca, ani nawet ucieleśnieniem prawdziwego Weasleya, nie szukasz aprobaty, znając swoją wartość. Lubisz mieć wszystko poukładane, doczepiać ludziom etykiety, oglądać zachód słońca, nadużywać swojej władzy, skakać z kwiatka na kwiatek, rozpieszczać uszy klasyczną muzyką, kochać samego siebie i łamać zniewieściałe serca, tu z pomocą przychodzi krew willi i półfrancuski, skutecznie zdradzający pochodzenie akcent, nabyty podczas wczesnych lat młodości spędzonych we Francji, które wniknęły z twojej chorowitości, gdyż z trudem znosiłeś morski klimat Muszelki i angielską wilgoć. Zawsze nosisz przy sobie zdewastowaną paczkę papierosów i chociaż używka ląduje w twoich ustach, nigdy nie zostaje zapalona. Czasem do pakietu dochodzi atak histerii i teatralne gesty, z których właściwie się składasz. Masz aspiracje na zostanie Uzdrowicielem, ale wiesz, że złamanego serca nie da się tak łatwo posklejać, zatem nie masz zamiaru brnąć w tę farsę. Miałeś też odpowiednie predyspozycje, by wyjechać na wymianę do Akademia Magii Beauxbatons, ale przegrałeś tą walkę z kretesem, do dziś nie mogąc zaakceptować smaku porażki. Czternastego lutego zawsze zostajesz za dużo prezentów, a fakt, że wtedy obchodzisz urodziny zostaje przez ciebie przemilczany. Odliczasz w myślach godziny, minuty sekundy do chwili, gdy w końcu będziesz mógł odpowiadać za siebie i zmienić to przeklęte nazwisko na panieńskie Fleur, gdyż Weasleyów jest tak wielu, a ty tylko jeden - niepowtarzalny, niczym kwiat lotosu zakwitły w środku mroźnej, angielskiej (znienawidzonej do szpiku kości) zimy. Jesteś panem swojego życia, Lou, uczuciowym degeneratem.
          „Memories warm you up from the inside.
But they also tear you apart.”












When you've got nothing, no reason to pretend.

38 lat, acz o swoim wieku głośno nie mówi; urodziny przypadające na 17 marca; były Ślizgon; krew genetycznie struta czysta; arystokracja od siedmiu boleści; proteza zamiast prawej ręki; tendencje do alkoholizmu; zgorzkniałość; nauczyciel-terrorysta; przez trzy lata wykładał zaklęcia, jednakże półtorej roku temu rozstał się z Hogwartem przez destrukcyjny wpływ klątwy na organizm; w tym roku ponownie wrócił do zamku, obejmując stanowisko nauczyciela alchemii, jest również opiekunem koła alchemicznego; oziębły, przepełniony sarkazmem od cebulek włosów po opuszki palców; szorstki jak papier ścierny; twarz wykrzywiona w paskudnym grymasie; skamieniałe serce bije dla niej; nienawiść żyje w nim jedynie dla bliźniaczego brata; różdżka - popiół z popiełka, tarnina, 12 ½ cala, sztywna; bogin - jego rozpadające się kawałek po kawałku ciało; patronusem kobra królewska; zagorzały kibic Srok z Montrose; amortencja to pewna specyficzna mieszanka kobiecych perfum i subtelnej woni wydzielanej przez rozgrzany piasek; odbicie w zwierciadle pragnień wywołuje u niego mimowolne, głębokie westchnienie i błogość na twarzy; kawaler Orderu Merlina drugiej klasy; hejter Proroka Codziennego; uczniowie, którzy przejawią niesamowite umiejętności magiczne i demonstrują swoją pawią dumę na każdym kroku, grają na jego nerwach umiejętniej niż wirtuoz na pianinie; miłośnik ciekawostek historycznych; konikiem magia niewerbalna i w równym stopniu bezróżdżkowa; dużo wiedza z zakresu dwóch innych dziedzin magii - starożytnych run, a także alchemii, gdyż intrygowały go w młodości i były niezwykle przydatne w jego fachu, a dzięki sześcioletniemu pobytowi w Egpicie przyswoił sobie dość obszerną wiedzę z nich, zwłaszcza drugiej, jako że właśnie tam znajduje się największe na świecie centrum badań alchemicznych. Zna podstawy języka migowego.



Dotknij mnie - a poczujesz rzep uschły,
wilgoć wieczoru lub poranku, tętna kamieniołomu, 
miasto, oddech stepowej pustki, 
tych, którzy już nie żyją, a których pamiętam. 



   Nowy świt witany sardonicznym uśmiechem w pakiecie z chłodnym spojrzeniem. Zwyczajowy kubek kawy jedyną respektowaną metodą reanimacji po nieprzespanej nocy. Korytarze zamku pokonywane pewnym, ale jednocześnie sztywnym krokiem. Perfekcyjnie tłumienie uczuć. Afiszowana na każdym kroku nietolerancja wobec nieporządku — pomimo upływu czasu, nawyki wczepione mu w szczenięcych latach wciąż w nim pozostały. Jednakże pojawiły się też nowe, niechciane, zapisane przez pasmo doświadczeń i dorosłości, gdzie pasja została złożona do grobu przez chorobliwą ambicję, która sprawiła, że powiedział „do widzenia” planom o dalekich podróżach i pracy na rzecz odnalezienia reliktów przeszłości w postaci straconych na przestrzeni wieków magicznych artefaktów. Na skutek ówże incydentu w słowniku pojawiło się wyplenione przez laty słowo „lęk”. Uwidacznia się w charakterze zimnych dreszczy, które znikają w mrowiących opuszkach palców, mimowolnie zaciśniętych na prowadzonym przez niego dzienniku. Ilekroć go otwiera, tylekroć ma ochotę spalić na wiór wszystkie znajdujące się w nim puste kartki, gdyż wie, że najprawdopodobniej nigdy nie zdoła ich zapełnić swoim staromodnym, nieco pochyłym, ale przede wszystkim zgrabnym i niezwykle czytelnym charakterem pisma. Często wówczas cedzi przekleństwa przez zęby, a jego spojrzenie – zazwyczaj stanowcze i zimne jak odłamki lodu – wydaje się być nieobecne, przepełnione czymś na wzór nostalgii za czasami, które minęły i nie wrócą, chociaż kto oskarżałby go o tęsknotę?
A ma, naprawdę ma za czym tęsknić! Był obiecującym, młodym czarodziejem, a swój talent umiał przeistaczać w czyn. Mówiono, że dokona rzeczy wielkich, a może nawet załapie się na jeden z orderów Merlina. Wybrał zawód, który oferował mu to, o czym marzył przez wiele lat. W o l n o ś ć, a także niezliczoną liczbę wrażeń. Zatrudnił się jako łamacz zaklęć w banku Gringotta, ale po niecałych dwóch lata odszedł, by pracować dla podobnego przedsiębiorstwa poza granicami kraju. Spakował swoje manatki i wyjechał. Pisywał co miesiąc lub dwa krótkie listy, jednak wreszcie zakończył korespondencje z nielicznymi znajomymi i słuch po nim niemal całkowicie zaginął. Zwiedził wiele krajów, nauczył się kilku obcych języków, odnosząc sukcesy w swoim zawodzie, odnajdował ukojenie i odkrywał utajaną, zakopaną pod gruzami niepamięci historię, a potem, po niezliczonych chwilach pełnych uniesień, natrafił na mur i nie zdołał go zburzyć bez niechcianego poświęcenia. Zdarzyło się to w Egipcie, sześć lat temu. Jedna z wielu piramid, a w niej starożytny sarkofag zakodowany tajemniczym, skomplikowanym kodem złożonym z specyficznych run. To nic takiego, myślał podjudzany przez tlącą się w nim młodzieńczą zuchwałość. Odszyfrował czar w niespełna trzy dni, niecierpliwie wertując stronice słowników i ksiąg. Zgodnie z procedurą (na wypadek skorygowania błędów) musiał on zostać skonsultowany z bardziej doświadczonym od niego współpracownikiem, jednakże za nic miał zasady. Zaczekaj, mówili, ale nie poczekał. Z niecierpliwieniem złamał jedno, potem drugie zabezpieczenie. Wszystko szło jak z płatka, łatwo, za łatwo. Płyta grobowca zaczęła się odsuwać i… pojawił się oślepiający błysk, a wraz nim przeszywający ból w lewej ręce. Klątwa w charakterze martwicy pokryła niemal całą jej powierzchnię – od dłoni aż po łokieć i rozprzestrzeniała się dalej. Pochłaniała tkanki, komórki i kości; powstrzymać ją mogła jedynie amputacja. Osiągnął zamierzony cel, dostał upragniony Order Merlina Drugiej Klasy, ale wtedy już nie dbał o pozyskany tytuł, ani nagrodę pocieszania, bo taki mianem nazwał te odznaczenie w myślach. Cena była zbyt wielka, a on nie był gotowy, by takową zapłacić. Kolejna rzecz do listy, której popełniania niezwykle żałował.
Wraz z utratą ręki, pojawiło się widmo nowej, nieuleczalnej choroby – silne, przenikliwe bóle fantomowe, których nie da się unicestwić nawet przez konsumpcje końskich dawek tabletek przeciwbólowych, czy też służących do tego celu eliksirów. Zakorzeniły się na tyle mocno i dotkliwe w jego świadomości, psychice, a następnie urosły do takich monstrualnych rozmiarów, że zaprzestał prób wyeliminowania ich, pochłonięty przez wrażenie, że trucizna przeniknęła do ciała, atakując sukcesywnie każdą jego partię i wyniszcza ją. Jej szkody są permanentne – spowodowały postępującą jaskrę, widoczną sieć żył na rękach i nogach (stąd noszenie długich rękawów nawet w najbardziej upalne dni), popękaną skórę na plecach i niedowład nogi, a także zatrzymany proces starzenia się (jego wygląd wizualny nie przekracza trzydziestu dwóch lat, stąd widok rzeczywistej daty urodzenia niejednego wprawia w coś w rodzaju otępienia). To tylko kwestia czasu, kiedy zbierze kolejne żniwo. Wie o tym, bo zapomnieć nie może jak wytrwał w katuszach, by spowolnić swój nieuchronny koniec.
relacje || inne
Witam z kolejną postacią. Alastaira co poniektórzy mogą kojarzyć, bo bywał na kilku Hogwartach, w niemal identycznej i niezmiennej wersji. W tytule Saint Asonia, w karcie Czyżkiewicz, a na zdjęciu Harry Lloyd. Zapraszam po wątki. Limity nie są żadnym wyznaczaniem, bardzo często ich nie przestrzegam, tak samo jak nie mam w zwyczaju faworyzować. E-mail: fabryka.fancy@gmail.com, na nim preferuje dokonywać wszelkich ustaleń.
Wątki z Victoire, Malcolmem, Napoleonem i Dupą wołową po pijaku. (4/5).

Moja piękna, niosłem ci szklaną różę w zębach, ale pokaleczyłem sobie dziąsła.*


Halliwell Shanter

Wychowanek Salazara, który już dawno popadł w samouwielbienie. Czysta krew od zarania dziejów. Ostatni rok w Hogwarcie. Uzdolniony w kierunku magicznej medycyny. Zawsze dobre stopnie z eliksirów, zaklęć i zielarstwa. Gracz Qudditcha na pozycji pałkarza z predyspozycjami do bycia zawodowcem w tej dziedzinie; piastuje również stanowisko kapitana. Patrouns przybiera kształt kota-olbrzyma, a bogin to latający potwór spaghetti, gdyż jeszcze nigdy nie obleciał go tchórz, a makaron wyzwala w nim odruchy wymiotne i obrzydzenie w najczystszej postaci.



*Cytat autorstwa Żulczyka
Właściwa treść karty jest ukryta w godle.  
Kontakt drogą mailową, gdybyś kto potrzebował się ze mną skontaktować poza blogiem lub w celu ustalenia relacji: fabryka.fancy@gmail.com.
Wątki: Florinna Rosier, Malcolm Letherhaze, Dashiell Chevalier, Charlotte Welsh (4/4)